Czas motyla - Martyna Senator - ebook + książka

Czas motyla ebook

Martyna Senator

4,6

Opis

Czy lęk przed śmiercią powoli odbierze jej życie?

Kornelia czuje, że niedługo straci swoją ukochaną siostrę, gdyż serce Alicji prawdopodobnie wkrótce przestanie bić. Choroba podporządkowuje życie całej rodziny potrzebom Ali. Nela oddałaby wszystko, żeby jej młodsza siostra mogła beztrosko cieszyć się chwilą, lecz sama osuwa się w cień własnych myśli i walczy z atakami paniki. Zmaga się też z toksyczną relacją ze swoim chłopakiem i boli ją mniejsza uwaga ze strony rodziców. Czuje się coraz bardziej zagubiona i osamotniona.

Pewnego wieczoru spotyka chłopaka, który wydaje się zjawą. Widzi go tylko ona. Długo nie wierzy w to, co się dzieje, lecz w końcu uświadamia sobie, że obok niej kroczy anioł śmierci. Początkowe wyparcie, przerażenie i nienawiść zaczynają zamieniać się w zaufanie i ciepłe uczucie, którego tak brakowało jej wśród bliskich.

Czy właśnie ta relacja nauczy Kornelię, co naprawdę znaczy żyć i doceniać wszystko, co się ma?

Sięgnij po tę powieść, jeśli lubisz:

  • "Zakochaliśmy się w nadziei"
  • "Trzy kroki od siebie"
  • "Gdyby był ze mną"
  • "Wszyscy byliśmy za młodzi"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 324

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (18 ocen)
11
7
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jagulka12

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna i wzruszająca powieść o chorobie i odzyskanej nadziei. Czytając odczuwałam wszystkie emocje bohaterki.
00
kszota

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z lepszych książek jakie czytałam.
00
lucja_a

Dobrze spędzony czas

Świetna
00
Nataliejack

Dobrze spędzony czas

Poruszająca. Zakończenie też bardzo ciekawe. Niby smutne, ale szczęśliwe
00
do_przeczyt_Ania

Nie oderwiesz się od lektury

• • • „Jak to moż­liwe, że licz­ba lud­no­ści stale ro­śnie, a na świe­cie po­ja­wia się co­raz wię­cej osób, któ­rym do­skwie­ra sa­mot­ność?” • • • Hej bookstagram! Mam wrażenie, że ostatnio wszyscy, jesteśmy bardzo zmęczeni. Brak czasu na siebie i rozmowę z bliskimi, wpływa na nasz humor i chęć działania.. przybywam do was z lekarstwem! Najnowsza książka Martyny Senator, która daje do myślenia, oddaje nadzieję, otwiera oczy, serce i duszę. Poleją się łzy, będzie też dreszczyk, obawa i cierpienie, ale uwierzcie TOTALNIE WARTO! Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam tak piękną książkę. Książkę, która kipiała mądrością, radą, zrozumieniem i bardzo szeroko otworzyła mi oczy, na to co mi ucieka. Mam nadzieję, że będzie wam dane, sięgnąć po Czas motyla. Że znajdziecie w niej odpowiedzi, na trapiące was problemy. A sprawy które się za wami ciągną, zostaną rozwiązane. • • • Czas motyla, to historia Nelki, która zbyt wcześnie stała się „dorosłą”. Jej rodzinę dotknęła diagnoza, która w...
00

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
Ilu­stra­cja na okładceFre­epik.com
Gra­fika w książceno­ras­fedd, www.vec­te­ezy.com
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuŁU­KASZ CHMARA
Re­dak­cjaSZTAM­BOOK – Ka­ro­lina Bo­ro­wiec-Pie­niak
Ko­rektaSPRAWA DLA KO­REK­TORA – San­dra Po­pław­ska
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © Mar­tyna Se­na­tor, Pu­bli­cat S.A., MMXXIV (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-271-6791-0
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: ti­me­4ya@pu­bli­cat.pl

De­dy­kuję tę książkę każ­demu,

kto wraz z odej­ściem uko­cha­nej osoby

stra­cił rów­nież ka­wa­łek sie­bie

ROZ­DZIAŁ 1

Ogar­nia mnie lęk. Po­ja­wia się za każ­dym ra­zem, gdy moje my­śli zry­wają się ze smy­czy i pę­dzą w stronę mrocz­nej ot­chłani. Nie zdo­łam go opa­no­wać. Jest zbyt silny... zbyt nie­prze­nik­niony. Wnika w ciało ni­czym pa­ję­czy jad, obez­wład­nia i trawi od środka.

Mu­szę stąd wyjść, my­ślę go­rącz­kowo. Prze­dzie­ram się przez roz­tań­czony tłum i drżącą dło­nią po­py­cham szklane drzwi pro­wa­dzące na ta­ras. Chłodne po­wie­trze owiewa moje pło­nące po­liczki, ale nie stu­dzi emo­cji, które ko­tłują się w gło­wie.

Roz­trzę­siona zbie­gam ze scho­dów i pę­dzę w stronę spo­wi­tego nocą ogrodu. Kręci mi się w gło­wie. Gwał­towne ude­rze­nie go­rąca prze­cho­dzi w falę zim­nego potu, która spra­wia, że prze­szywa mnie dreszcz. Nogi mi drę­twieją, ob­raz roz­mywa się przed oczami, a w uszach szumi krew.

Kilka kro­ków. Jesz­cze tylko kilka kro­ków.

Po chwili do­cie­ram do al­tany. Opa­dam na rat­ta­nowy fo­tel i cho­wam głowę mię­dzy ko­la­nami. Cała drżę. Moje serce wali jak sza­lone, od­dech staje się nie­na­tu­ral­nie płytki, a w gło­wie sza­leje chmara za­trwa­ża­ją­cych my­śli.

Ona odej­dzie. Nikt nie zdoła jej ura­to­wać. To tylko kwe­stia czasu. Jej serce prze­sta­nie bić, ciało znie­ru­cho­mieje, a skóra sta­nie się prze­raź­li­wie blada. I zimna.

Pró­buję za­czerp­nąć tchu, ale po­wie­trze utyka mi w gar­dle. Żo­łą­dek kur­czy się bo­le­śnie, a cia­łem wstrząsa spazm. Za­raz zwy­mio­tuję.

Na­gle z od­mę­tów pod­świa­do­mo­ści do­ciera do mnie miękki, ko­jący głos. Spo­koj­nie. Nic złego się nie dzieje. Masz atak pa­niki, ale mo­żesz go opa­no­wać. Po­ra­dzisz so­bie, zo­ba­czysz.

Chwy­tam się kur­czowo tych słów i po­słusz­nie po­dą­żam za wska­zów­kami. Za­mknij oczy i weź kilka głę­bo­kich od­de­chów. Wła­śnie tak. Wdech. Wy­dech. Wdech. Wy­dech. Wdech...

Moja klatka pier­siowa po­ru­sza się ryt­micz­nie, a serce stop­niowo zwal­nia. Po­woli za­czyna do mnie do­cie­rać, że to wszystko roz­grywa się w mo­jej gło­wie. Stra­ci­łam czuj­ność i nie­świa­do­mie po­zwo­li­łam wy­obraźni na­ma­lo­wać mroczne ob­razy, które na­pę­dziły spi­ralę stra­chu. W rze­czy­wi­sto­ści nic się nie stało. Moja sio­stra wciąż żyje. Od­dy­cha. I wal­czy.

Nie wiem, jak długo tak sie­dzę. Kilka, może kil­ka­na­ście mi­nut. Kon­cen­truję się na od­de­chu. Wy­ci­szam emo­cje i uspo­ka­jam ro­ze­dr­gane my­śli. Po­wta­rzam so­bie, że to jesz­cze nie ko­niec. Że jesz­cze nie wszystko stra­cone. Że cią­gle jest na­dzieja.

Ali­cja wy­zdro­wieje, prze­ko­nuję się w my­ślach. Musi wy­zdro­wieć.

Gę­sta mgła, która jesz­cze przed chwilą spo­wi­jała mój umysł, po­woli opada. Jed­nak świa­do­mość, że ataki pa­niki stają się co­raz częst­sze i sil­niej­sze, nie po­zwala mi ode­tchnąć z ulgą.

Wy­da­wało mi się, że je­śli od­po­wied­nio roz­pro­szę my­śli, lęk mnie nie do­pad­nie. To wła­śnie dla­tego da­łam się na­mó­wić Igo­rowi i przy­szłam na do­mówkę, którą zor­ga­ni­zo­wał Da­niel. Jego ro­dzice wy­je­chali na week­end, a on nie byłby sobą, gdyby prze­pu­ścił taką oka­zję. Poza tym Marta, sio­stra Da­niela, za­wsze po­trafi na­pro­wa­dzić moje my­śli na po­zy­tywne tory. Nie­stety, dzi­siaj za­wio­dło każde z po­ten­cjal­nych kół ra­tun­ko­wych: gło­śna mu­zyka, to­wa­rzy­stwo przy­ja­ciółki oraz po­ca­łunki Igora, które za­zwy­czaj spra­wiają, że za­po­mi­nam o ca­łym świe­cie.

Sta­łam na środku po­koju, oto­czona grupką roz­tań­czo­nych lu­dzi, i pró­bo­wa­łam zwal­czyć na­głe uczu­cie przy­gnę­bie­nia. Tłu­ma­czy­łam so­bie, że po­win­nam się cie­szyć. Je­stem zdrowa, mogę spę­dzać czas ze zna­jo­mymi i sza­leć bez­tro­sko na par­kie­cie. Jed­nak nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo się sta­ram, nie umiem czer­pać z ży­cia peł­nymi gar­ściami. Nie wtedy, gdy przy­szłość mo­jej sio­stry z każ­dym dniem staje pod co­raz więk­szym zna­kiem za­py­ta­nia.

– Kor­ne­lia? – Dźwięk mo­jego imie­nia wy­rywa mnie z za­dumy.

Cho­lera, to Igor. Pod­ry­wam się z miej­sca i ście­ram z twa­rzy resztki łez. Na­wet nie za­re­je­stro­wa­łam mo­mentu, w któ­rym spły­nęły po po­licz­kach.

– Nelka, gdzie je­steś? – Głos Igora roz­brzmiewa co­raz bli­żej.

– Tu­taj. – Wy­chy­lam się zza buj­nego krzewu hor­ten­sji i po­sy­łam mu słaby uśmiech.

– Co tak długo? – pyta, idąc w moją stronę. – Mó­wi­łaś, że za­raz wró­cisz.

Ża­den z mo­ich zna­jo­mych nie wie, że mie­wam na­pady pa­niki. Na­wet Igor, mimo że spo­ty­kamy się już od po­nad roku. Oczy­wi­ście mój chło­pak do­sko­nale zdaje so­bie sprawę, że mar­twię się o sio­strę i że per­spek­tywa jej utraty mnie prze­raża, ale nic poza tym.

Kie­dyś dzie­li­łam się z nim swo­imi tro­skami. Opo­wia­da­łam o stra­chu i ro­sną­cej nie­pew­no­ści, ale bar­dzo szybko od­kry­łam, że wcale nie ma ochoty tego słu­chać. Cu­dze cier­pie­nie po­wo­duje, że czuje się nie­zręcz­nie. Woli omi­jać nie­wy­godne te­maty i uda­wać, że pewne pro­blemy nie ist­nieją.

Pra­gnie mo­jego świa­tła, a nie mroku. Dla­tego za­czę­łam ukry­wać przed nim ciem­ność, która roz­ra­sta się w moim sercu. Stwa­rzam po­zory. I je­stem w tym za­ska­ku­jąco do­bra. Za­miast przy­znać się do nad­cią­ga­ją­cego ataku pa­niki, po­wie­dzia­łam, że idę za­dzwo­nić do Ali. Prawda nie wcho­dziła w grę, więc się­gnę­łam po pierw­szą lep­szą wy­mówkę.

– Za­ga­da­ły­śmy się – kła­mię.

– W su­mie na­wet do­brze się składa. W końcu je­ste­śmy sami. – Igor uśmie­cha się zmy­słowo i przy­ciąga mnie do sie­bie.

Za­nim uda mi się za­pro­te­sto­wać, prze­chyla lekko głowę i mnie ca­łuje. Jego ję­zyk wdziera się do mo­ich ust, nio­sąc ze sobą po­smak wódki i soku z czar­nej po­rzeczki.

Nie cier­pię, gdy Igor jest wsta­wiony. Nad­miar al­ko­holu spra­wia, że staje się wy­jąt­kowo aro­gancki i na­tar­czywy. W ni­czym nie przy­po­mina tego czu­łego i wy­ro­zu­mia­łego chło­paka, w któ­rym się za­ko­cha­łam.

Nie­stety mie­siąc temu skoń­czył osiem­na­ście lat i od tam­tej pory co­raz czę­ściej się upija. Parę razy za­su­ge­ro­wa­łam, że po­wi­nien tro­chę przy­sto­po­wać, ale za­wsze znaj­do­wał spo­sób, żeby mnie ugła­skać. Trzy­mał mnie w ra­mio­nach, cza­ro­wał uśmie­chem i za­pew­niał, że nie­po­trzeb­nie się mar­twię.

A gdy to nie wy­star­czało, tłu­ma­czył, że są wa­ka­cje i musi się wy­sza­leć, bo od wrze­śnia czeka go istna ha­rówka. Nie li­cząc ję­zy­ków, za­mie­rza zda­wać na ma­tu­rze aż trzy roz­sze­rzone przed­mioty: che­mię, bio­lo­gię oraz ma­te­ma­tykę. Jego ro­dzice są wła­ści­cie­lami kilku ap­tek, a on od dawna ma­rzy o tym, żeby skoń­czyć far­ma­cję i w przy­szło­ści prze­jąć ro­dzinny biz­nes.

Mimo mło­dego wieku Igor do­sko­nale wie, czego chce od ży­cia. Jego chło­pięca uroda po­łą­czona z pew­no­ścią sie­bie oraz de­ter­mi­na­cją w dą­że­niu do celu dzia­łają na dziew­czyny jak ma­gnes. Dla­tego by­łam nie­sa­mo­wi­cie szczę­śliwa, gdy oka­zało się, że wy­brał wła­śnie mnie. My­śla­łam, że zwią­zek z nieco star­szym chło­pa­kiem nie­sie ze sobą same po­zy­tywy. Igor jest tro­skliwy, doj­rzały i ro­zu­mie mnie znacz­nie le­piej niż moi ró­wie­śnicy. Szybko się jed­nak oka­zało, że ocze­kuje ode mnie rze­czy, na które nie je­stem go­towa. I cho­ciaż po­cząt­kowo za­pew­niał, że da mi tyle czasu, ile po­trze­buję, co­raz czę­ściej ogar­nia mnie wra­że­nie, że jego cier­pli­wość się koń­czy.

Te­raz przy­ci­ska bio­dra do mo­ich i ata­kuje mnie ko­lej­nymi po­ca­łun­kami. Jego dło­nie z każdą chwilą stają się śmiel­sze i bar­dziej zde­cy­do­wane. Ugnia­tają moje piersi, a po­tem scho­dzą ni­żej i wśli­zgują się pod krótką, zwiewną su­kienkę.

– Igor, nie...

Wzdry­gam się ner­wowo, gdy prze­biega pal­cami po moim udzie.

– Do­pro­wa­dzasz mnie do sza­leń­stwa – dy­szy tuż przy moim uchu. – Długo jesz­cze ka­żesz mi cze­kać? – Jego usta po­kry­wają moją szyję mo­krymi po­ca­łun­kami, a palce za­ha­czają o brzeg maj­tek. – Mo­gli­by­śmy pójść na ca­łość – prze­ko­nuje. – Tu i te­raz. Prze­stań się opie­rać.

Ogar­nia mnie gniew. Z ca­łej siły od­py­cham Igora i po­sy­łam mu roz­draż­nione spoj­rze­nie.

– Mó­wi­łam ci, że nie je­stem go­towa.

Na jego twa­rzy po­ja­wia się bez­czelny uśmiech.

– To nie pro­blem. Po­mogę ci się na­krę­cić.

– Do­brze wiesz, że nie o to cho­dzi! – stwier­dzam po­iry­to­wana. Wy­gła­dzam su­kienkę i krzy­żuję ręce na piersi. – Znowu je­steś wsta­wiony.

– I co z tego? – rzuca lek­ce­wa­żąco. – Ty też po­win­naś się na­pić. Pro­centy po­ma­gają się roz­luź­nić.

– Mam szes­na­ście lat.

– Słaba wy­mówka. Wiesz, że mogę ci za­ła­twić, co tylko ze­chcesz.

Po­trzą­sam głową. Na­wra­ca­jące ataki pa­niki spra­wiają, że na­wet chwi­lowa utrata kon­troli nad wła­snym cia­łem i umy­słem na­pawa mnie stra­chem. Dla­tego do­bro­wol­nie re­zy­gnuję ze wszyst­kiego, co mo­głoby za­bu­rzyć świa­do­mość.

– Nela, zro­zum... – Igor spo­gląda na mnie wy­raź­nie sfru­stro­wany. – Ko­cham cię, ale nie będę cze­kał w nie­skoń­czo­ność. – Prze­cze­suje pal­cami ja­sne włosy i wzdy­cha. – Wra­cam do środka.

Nie pró­buję go za­trzy­mać. W mil­cze­niu ob­ser­wuję, jak znika wśród krze­wów, a po­tem obej­muję się ra­mio­nami i spo­glą­dam w niebo. Od­kąd tylko pa­mię­tam, wi­dok gwiazd dzia­łał na mnie ko­jąco. Po­bu­dzał do snu­cia ma­rzeń i spra­wiał, że za­czy­na­łam wie­rzyć w to, co na po­zór wy­da­wało się nie­moż­liwe. Po­trze­buję tej wiary. Zwłasz­cza te­raz, gdy serce Ali­cji słab­nie z każ­dym dniem, a wieść o zna­le­zie­niu dawcy nie przy­cho­dzi.

Na­gle za ple­cami sły­szę ja­kiś szmer. Od­wra­cam się gwał­tow­nie i wy­tę­żam wzrok. Ja­sne świa­tło pły­nące z ogro­do­wych lamp spra­wia, że bez trudu do­strze­gam za­kap­tu­rzoną po­stać, która wy­ła­nia się zza al­tany.

Je­śli są­dzić po bu­do­wie ciała, to wy­soki, szczu­pły męż­czy­zna. Ma na so­bie ciemne ubra­nia, które ide­al­nie kom­po­nują się z nocną sce­ne­rią. Mimo że jego twarz to­nie w pół­mroku, czuję na so­bie prze­szy­wa­jące spoj­rze­nie. Prze­ły­kam ner­wowo ślinę i pró­buję zi­gno­ro­wać na­ra­sta­jące uczu­cie lęku.

– Nie bój się – mówi mięk­kim, ła­god­nym gło­sem.

In­tu­icja pod­po­wiada mi, że po­win­nam jak naj­szyb­ciej stąd odejść, ale ja­kaś nie­znana siła za­trzy­muje mnie w miej­scu. Stoję jak spa­ra­li­żo­wana i z mocno bi­ją­cym ser­cem wpa­truję się w ta­jem­ni­czego męż­czy­znę.

Gdy pod­cho­dzi bli­żej, uświa­da­miam so­bie, że jest dużo młod­szy, niż za­kła­da­łam. Wy­gląda na nie wię­cej niż dwa­dzie­ścia lat. Ciemne włosy wy­sta­jące spod luź­nego kap­tura kon­tra­stują z jego bladą cerą, a ja­sno­nie­bie­skie oczy przy­wo­dzą na myśl za­mar­z­nięte je­zioro, w któ­rym głę­boko pod po­wierzch­nią kryje się coś mrocz­nego i nie­po­ko­ją­cego.

– Cześć. – Chło­pak uśmie­cha się lekko i do­daje: – Cze­ka­łem na cie­bie.

Jego wy­zna­nie spra­wia, że po ple­cach prze­biega mi zimny dreszcz. Mimo to nie ucie­kam. Trwam w ja­kimś dziw­nym tran­sie, nie­zdolna do wy­ko­na­nia na­wet naj­mniej­szego ru­chu.

– Znasz mnie? – py­tam spięta.

– Nie ujął­bym tego w ten spo­sób, cho­ciaż prawda jest taka, że wiem o to­bie nie­mal wszystko.

Pa­trzę na niego z ro­sną­cym po­czu­ciem za­gro­że­nia.

– To ja­kiś żart?

– Nie. Dla­czego tak są­dzisz?

Nie od­po­wia­dam. Za­ci­skam palce na prze­wie­szo­nej przez ra­mię to­rebce, w któ­rej no­szę gaz pie­przowy, i spo­glą­dam na ciem­no­wło­sego chło­paka. Kim on, do cho­lery, jest?! Co tu robi? I co waż­niej­sze: czy jest nie­bez­pieczny?

– Nie mu­sisz się mnie bać – za­pew­nia, tak jakby bez trudu od­czy­ty­wał moje my­śli. – Nie zro­bię ci krzywdy.

Śmieję się ner­wowo.

– Ła­two po­wie­dzieć. Wi­dzę cię pierw­szy raz w ży­ciu, a ty wy­ska­ku­jesz z ta­kimi po­rą­ba­nymi tek­stami. W do­datku cho­wasz się w krza­kach jak ja­kiś zbir.

Po twa­rzy chło­paka prze­biega cień uśmie­chu.

– Rze­czy­wi­ście nie wy­gląda to naj­le­piej.

At­mos­fera mię­dzy nami nieco się roz­luź­nia, ale nie tracę czuj­no­ści. Ob­rzu­cam go uważ­nym spoj­rze­niem i py­tam:

– Co ty tu wła­ści­wie ro­bisz?

– Już ci mó­wi­łem. Cze­ka­łem na cie­bie.

Uno­szę po­wąt­pie­wa­jąco brwi.

– Skąd wie­dzia­łeś, że tu przyjdę?

Chło­pak od­wraca wzrok i przez dłuż­szy czas pa­trzy przed sie­bie w za­my­śle­niu, tak jakby się za­sta­na­wiał, czy po­wi­nien po­wie­dzieć mi prawdę.

– Wiem o two­ich ata­kach pa­niki – wy­znaje w końcu. – Prze­czu­wa­łem, że prę­dzej czy póź­niej tu tra­fisz.

Nie, to nie­moż­liwe. Nikt o tym nie wie. Nikt.

Na­gle do­znaję za­trwa­ża­ją­cego olśnie­nia. Je­śli do­tarł tu przede mną, to zna­czy, że wi­dział nie tylko atak pa­niki, ale rów­nież scenę z Igo­rem.

– Pod­słu­chi­wa­łeś?

Mimo że nie pre­cy­zuję py­ta­nia, chło­pak do­sko­nale wie, o co mi cho­dzi. Prze­chyla lekko głowę i uśmie­cha się wy­mow­nie.

– Nie mu­sia­łem. Wa­sza roz­mowa nie na­le­żała do naj­cich­szych.

Za­że­no­wana spusz­czam wzrok. Wstyd wy­pala na mo­ich po­licz­kach go­rące ślady i spra­wia, że roz­pacz­li­wie pra­gnę za­paść się pod zie­mię.

– Nie masz się czego wsty­dzić – za­pew­nia nie­spo­dzie­wa­nie.

Po raz ko­lejny wzdry­gam się na jego słowa, bo brzmią tak, jakby na­prawdę czy­tał mi w my­ślach. A może po pro­stu bez­błęd­nie in­ter­pre­tuje emo­cje ma­lu­jące się na mo­jej twa­rzy?

Po­woli pod­no­szę wzrok. Kiedy na­sze spoj­rze­nia się spo­ty­kają, mi­mo­wol­nie wstrzy­muję od­dech. Ja­sne oczy wpa­trują się we mnie z nie­spo­ty­kaną in­ten­syw­no­ścią, jed­nak nie do­strze­gam w nich kpiny ani roz­ba­wie­nia, tylko coś na kształt uzna­nia.

– Po­win­naś być z sie­bie dumna – stwier­dza sta­now­czo. – Po­tra­fisz bro­nić swo­ich prze­ko­nań i nie ule­gasz in­nym. Na­wet wtedy, gdy przy­pie­rają cię do muru.

Marsz­czę brwi, bo ni­gdy wcze­śniej nie pa­trzy­łam na to w ten spo­sób.

– Wy­gląda na to, że ktoś się o cie­bie mar­twi. – Chło­pak zerka na mnie prze­lot­nie i cofa się o krok. – Pójdę już. Zo­ba­czymy się póź­niej.

Ogar­nia mnie kon­ster­na­cja, ale za­nim udaje mi się o co­kol­wiek za­py­tać, do­biega mnie głos Marty:

– Nelka, je­steś tam?

Od­wra­cam się przez ra­mię i do­strze­gam syl­wetkę przy­ja­ciółki.

– Wszystko w po­rządku? – pyta, pod­cho­dząc bli­żej. – Igor wy­glą­dał na wku­rzo­nego...

– Tak, ja... – Ury­wam i spo­glą­dam w miej­sce, gdzie jesz­cze przed chwilą stał ta­jem­ni­czy chło­pak. Gdzie on się po­dział?!

– Nela... Co się dzieje? Wy­glą­dasz, jak­byś zo­ba­czyła du­cha.

– Nic – za­pew­niam po­śpiesz­nie. – Po pro­stu się za­my­śli­łam.

– Dzwo­ni­łaś do Ali?

Po­ta­kuję. Nie cier­pię jej okła­my­wać, ale mu­szę trzy­mać się wer­sji, którą przed­sta­wi­łam Igo­rowi. Na szczę­ście Marta nie wy­py­tuje o szcze­góły.

– Wiem, że to ostat­nie, co chcesz te­raz usły­szeć, ale twoje za­mar­twia­nie się ni­czego nie zmieni – stwier­dza rze­czowo. – Mu­sisz uzbroić się w cier­pli­wość i spró­bo­wać żyć wła­snym ży­ciem.

– Gdyby to było ta­kie pro­ste – rzu­cam szorstko.

– Nela, nie mia­łam na my­śli nic złego...

Wzdy­cham głę­boko, a po­tem obej­muję się ra­mio­nami i zwra­cam twarz ku gwiaz­dom.

Dziw­nie usły­szeć ta­kie słowa z ust Marty. Chyba jako je­dyna wie, że bier­ność mnie wy­kań­cza, dla­tego za­zwy­czaj robi wszystko, żeby pod­nieść mnie na du­chu. Ale dzi­siaj... coś się zmie­niło. Może do­tarła do gra­nic cier­pli­wo­ści i uznała, że ma już ser­decz­nie do­syć przy­ja­ciółki, która roz­ta­cza wo­kół sie­bie aurę przy­gnę­bie­nia?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki