Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 utraconych tygodni. 11 szans, żeby je odzyskać.
Rok temu: Życie Elli było idealne. Miała cudownych przyjaciół i niesamowitego chłopaka. Wszystko się zmieniło w momencie wypadku samochodowego. Kiedy Ella obudziła się w szpitalu, nie pamiętała ani tragicznego wydarzenia, ani tygodni przed nim. Nie rozumiała też, dlaczego zerwała ze swoim chłopakiem.
Teraz: Ella zaczyna otrzymywać papierowe serca od tajemniczego wielbiciela. Ten wie o niej zadziwiająco dużo. Serca zawierają wskazówki mające pomóc dziewczynie przypomnieć sobie życie przed wypadkiem. I zabiorą ją w podróż, której nigdy sobie nie wyobrażała. Podążanie za papierowymi sercami jest najbardziej spontaniczną rzeczą, jaką Ella kiedykolwiek zrobiła… Ale czy znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania?
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dedykuję mamie, tacie, bratu oraz Belle
Nie jestem dziewczyną z wieloma sekretami, lecz te, które mam, ukrywam pod poluzowaną deską w podłodze obok łóżka.
Wpisy z pamiętnika i wiersze poświęcone moim największym zadurzeniom – takim, o których wiedziała tylko Carmen. Otrzymana w trzeciej klasie od Adama Gurnera walentynka, na którą patrzyłam tyle razy, że praktycznie potrafiłam podrobić jego podpis. Papierek z klasowej wycieczki, podczas której Adam poczęstował mnie gumą do żucia. Kiedy poszłam do liceum, mój sekretny zbiór stał się nieco bardziej interesujący. Kartka z okazji szesnastych urodzin od pierwszego i jedynego chłopaka, podpisana „Z miłością, Pete”. Patrzę na nią i przypomina mi się, jak Carmen piszczała, bo to najbliższe wyznaniu „kocham cię”, co miałyśmy okazję słyszeć.
To tylko kilka spośród pamiątek, które trzymam w swojej sekretnej kryjówce. Nikt nie wie o tej poluzowanej desce w moim pokoju, nawet rodzice, bo przykrywa ją duży puszysty dywan. Za każdym razem, gdy tam zaglądam, mam wrażenie, jakbym spoglądała do swojego serca. Każda z tych rzeczy sama w sobie może wydawać się mało znacząca, ale o to właśnie chodzi.
Widzicie, wierzę w to, że każdemu pisana jest love story, jednak nigdy nie wiadomo, kiedy się zdarzy. Może przypadkiem wpadniesz na kogoś na koncercie, gdy zespół gra akurat twoją ulubioną piosenkę. A może napotkasz spojrzenie przystojnego nieznajomego stojącego na drugim końcu zatłoczonego pomieszczenia. W kwestii miłości od pierwszego wejrzenia nie mam pewności – mama mówi, że prawdziwa miłość potrzebuje czasu. Wyobrażam sobie, że da się cofnąć pamięcią do chwili, gdy poznało się kogoś, kogo się kocha, i pomyśleć: „O tak, powinnam to była już wiedzieć”. Dlatego że to, co najbardziej lubisz w tej osobie, istniało też wtedy, gdy patrzyła ci prosto w twarz… i pamiętasz, jak szybko biło ci serce. Dochodzisz do wniosku, że to rzeczywiście była miłość – jej początek – tyle że jeszcze o tym nie wiedziałeś. Czasami wydaje mi się, że przechowuję drobiazgi takie jak papierek po gumie na wypadek, gdyby te chwile miały się okazać początkiem czegoś prawdziwego. Wtedy będę mogła spojrzeć wstecz i wszystko sobie przypomnieć.
Tak mi się przynajmniej wydawało do czasu… aż moje wspomnienia zniknęły. W skrytce znajdują się trzy przedmioty, lecz nie pamiętam chwili, gdy je tam umieściłam:
Zasuszona róża.
Polaroidowe zdjęcie, na którym stoję obok latarni i patrząc na fotografa, uśmiecham się tak szeroko, jak na żadnej innej fotografii.
Klucz z brązu.
Przyglądam się tym trzem przedmiotom i myślę, że może mam jednak więcej tajemnic, niż mi się wydawało – nawet przed samą sobą.
Gdy w zeszłym roku wracałam z balu walentynkowego, miałam wypadek. Był późny wieczór i padał lepki śnieg, jednak nie ostrzegano przed wsiadaniem za kółko. Wpadłam w poślizg i uderzyłam w drzewo. Nie pamiętam tego. Wiem tylko tyle, ile mi powiedzieli rodzina oraz przyjaciele i co można przeczytać w necie, gdy się wygugluje Ellę Fitzpatrick.
Kiedy swego czasu wpisywałam w wyszukiwarkę swoje imię i nazwisko, aby sprawdzić, co mogą znaleźć w sieci uczelniane komisje zajmujące się rozpatrywaniem podań o przyjęcie na studia, pojawiały się jedynie artykuły o mojej pracy wolontariuszki. Teraz, jeszcze zanim do końca wpiszę swoje nazwisko, wyszukiwarka podpowiada: „Ella Fitzpatrick wypadek”. Za każdym razem się wzdrygam.
Ludzie czytają takie artykuły i wyobrażają sobie tragedię. Tyle że wcale tak nie było. Nie do końca.
Gdy zaczynam się nad sobą roztkliwiać, przypominam sobie, że pod wieloma względami miałam szczęście. Nie jest to jedna z tych historii z udziałem pijanego kierowcy ani nie zginął żaden pasażer. Mam szczęście, że Carmen udało się zebrać przez GoFundMe pieniądze, by moja rodzina mogła pokryć gigantyczne rachunki za leczenie. A przede wszystkim mam szczęście, że krwawienie do mózgu w pewnym momencie ustało.
Uważam się też za niesamowitą szczęściarę z powodu mniej ważnych rzeczy. Mam szczęście, że byłam szesnastolatką, a zatem osobą nieletnią, i moje zdjęcia nie pojawiały się w wiadomościach. Mam szczęście, że do wypadku doszło w lutym i po sześciomiesięcznej rekonwalescencji mogłam nadrobić ten okres w letniej szkole, dzięki czemu nie straciłam roku. Mam szczęście, że kiedy w szpitalu poprosiłam o spotkanie z Pete’em, zjawił się bez szemrania, mimo że zerwałam z nim trzy tygodnie przed wypadkiem.
Dlaczego nie pamiętam naszego rozstania? Cóż, po wypadku nie pamiętam wielu rzeczy, na przykład tych trzech przedmiotów trzymanych pod deską w podłodze.
Jednak w kwestii utraty pamięci także mam szczęście. Lekarze powiedzieli, że amnezja to naprawdę rzadka przypadłość, ale gdy już występuje, ludzie zwykle zapominają całe lata. Tymczasem ja straciłam jedynie dwa i pół miesiąca. Siedemdziesiąt siedem dni. Jedenaście krótkich tygodni mojego życia.
Mimo to chcę je sobie przypomnieć. Tyle że za każdym razem, kiedy wracam myślami do walentynek, mam w głowie kompletną pustkę.
Ale to nie jest tragiczna opowieść o utraconych jedenastu tygodniach. To opowieść o jedenastu papierowych sercach, które odkrywam rok później.
Jest pierwszy piątek lutego i wiem trzy rzeczy.
Po pierwsze, całą szkołę udekorowano już z myślą o walentynkach. Z sufitu zwisają czerwone i różowe serpentyny, dzięki czemu mamy poczuć, że miłość wisi w powietrzu. Jednak dla mnie to symbol tego, że miłość w każdej chwili można zniszczyć.
Po drugie, tęsknię za czasami, kiedy nauczyciele zmuszali wszystkich – począwszy od dziwaka, który dłubie w nosie w ostatniej ławce, a skończywszy na twoim pierwszym sekretnym ukochanym – aby kupili ci walentynkę. Choć tak naprawdę to ich mamy kupowały w markecie pakiet najzwyklejszych kartek i u dołu wpisywały ich imię, było to bardzo miłe. Teraz, gdy nie mam chłopaka, licho wie, co dostanę.
Po trzecie, wiem, że moja niechęć do walentynek tak naprawdę ma związek z tym, co się wydarzyło przed rokiem.
Szybko odsuwam od siebie tę myśl i skupiam się na czymś innym. Dzisiaj mam na sobie wzorzystą spódnicę, krótki sweterek i pasujące do niego kolorystycznie rajstopy. Staram się wyglądać jak najlepiej nawet wtedy, gdy wcale się tak nie czuję – pewnie dlatego moje przyjaciółki nigdy nie wiedzą, że coś mnie gryzie.
Tłoczymy się w kolejce po papierowe serca, które samorząd uczniowski sprzedaje, aby zebrać pieniądze na bal walentynkowy. Stół rozstawiono tuż pod salą gimnastyczną. To idealne miejsce, bo właśnie tutaj zawsze gromadzi się najwięcej ludzi. Długa kolejka ciągnie się od wejścia na salę aż do męskich szafek za zakrętem.
Odczuwam wielką dumę z powodu tej frekwencji. Na pomysł papierowych serc wpadłam w dziewiątej klasie, kiedy dołączyłam do komitetu organizacyjnego samorządu uczniowskiego. Chcieliśmy wymyślić coś oryginalnego, co moglibyśmy sprzedawać zamiast goździków. Od razu przyszły mi do głowy listy miłosne. Mają w sobie coś nostalgicznego. Pomyślałam, że moglibyśmy sprzedawać wycięte z papieru serca, na których ludzie mogą zapisywać wiadomości. Następnie te serca krążą po szkole w tygodniach poprzedzających bal. Możemy je dowolnie ozdabiać i pisać na nich, co tylko chcemy. Uczniowie wysyłają głównie krótkie, ale urocze wiadomości do przyjaciół. A osoby będące w związku mogą wysłać dłuższy liścik i okazać w ten sposób swoje zaangażowanie. Cóż bardziej romantycznego niż powiedzenie komuś o swoich uczuciach?
W pierwszym roku tej akcji otrzymałam serce od Pete’a. Nie należy on do osób sentymentalnych, ale zawsze poważnie traktował to wydarzenie. Czasem myślę, że robił tak dlatego, że to był mój pomysł. Choć możliwe, że było to szczere – wiedział, że się ucieszę, kiedy otworzę serce od niego.
Listy miłosne są czymś o wiele lepszym niż jakiś esemes. Zachowałam wszystkie w sekretnej kryjówce obok łóżka.
Stojąc w kolejce, zastanawiam się, czy warto będzie zachować papierowe serca, które otrzymam w tym roku.
– Powinnyśmy je dostać za darmo – oświadcza Carmen, gdy powoli przesuwamy się w stronę stołu. – Bo to przecież pomysł Elli.
Jessica i Katie przytakują. Zerkam na dziewczynę sprzedającą serca. Nie pamiętam jej imienia, mimo że zawsze podnosi rękę na angielskim i odpowiada na wszystkie pytania. Nie znam jej osobiście, ale nie wygląda na osobę skłonną do łamania zasad.
Kręcę głową.
– Nie da rady. Ale plus jest taki, że ta kasa zostanie przeznaczona na bal.
– Oooch. Myślisz, że znowu będzie ściana z kwiatów do robienia zdjęć? – pyta Katie.
Mrugam, słysząc słowo „znowu”. Nie pamiętam tej ściany.
Carmen posyła Katie znaczące spojrzenie.
– Wątpię. Ella była jedyną osobą w samorządzie, która zrobiła coś fajnego. Dobrze, że chociaż znowu sprzedają te serca zamiast tandetnych goździków.
Przywołuję na twarz wymuszony uśmiech, jak to często ostatnio robię. Zawsze uwielbiałam pracę w komitecie organizacyjnym, zwłaszcza przed szkolnymi potańcówkami. W gimnazjum organizowałam nocowanki połączone z grami, karaoke i nakładaniem sobie maseczek z Sephory. Stały się tak popularne, że na życzenie mamy zaczęłam ograniczać liczbę gości. W liceum jako członkini samorządu uczniowskiego zajęłam się większymi imprezami. Jednak w tym roku nie byłam w stanie się przemóc.
– Myślicie, że ile serc dostanę w tym roku? – pyta Jessica. – W zeszłym tylko czternaście.
Katie przewraca oczami.
– Tylko czternaście? Lubisz się przechwalać, co?
– Och, odpuśćcie – mówi Carmen. – Poza tym w tych papierowych sercach bardziej liczy się jakość niż ilość. – Daje mi lekkiego kuksańca w bok. – Od kogo byś chciała dostać?
Wzruszam ramionami.
– Nie wiem nawet, komu ja je wyślę poza wami trzema i Ashley. Ale ona ostatnio jest ponad takie szkolne zabawy. Założę się, że nic od niej nie dostanę.
– Zapomnij o swojej siostrze. A Pete? – Puszcza do mnie oko.
Unoszę brew. Ostatnią osobą, od której spodziewam się serca, jest mój były chłopak, ale bez względu na to, ile razy upieram się, że to koniec, Carmen przywołuje go w rozmowie, kiedy tylko może.
– W porządku. – Krzyżuje ręce na piersi. – Ale lepiej się zastanów. Kolejka szybko się przesuwa.
Przed nami grupka podekscytowanych dziewczyn rozmawia o chłopaku z wyjątkowo dużym plecakiem. Chłopak podskakuje nerwowo, aż w końcu dziewczyna za stołem przywołuje go gestem, a ten podbiega do niej. To urocze i zastanawiam się, do kogo tak bardzo chce napisać. Carmen także to widzi i reaguje śmiechem.
– Mam czas do trzeciej lekcji, zapomniałaś? – pytam, aby odwrócić jej uwagę. – Przed gabinetem dyrektora Wheelera stoi kosz, do którego wrzuca się serca.
W oczach Carmen pojawia się błysk. Dopiero po chwili orientuję się, że przyjaciółka spogląda ponad moim ramieniem.
– A co z jednym z nich? – pyta, a ja się odwracam, aby zobaczyć, na kogo patrzy.
Wzdycham. To chłopcy z drużyny koszykówki – uczniowie z ostatniej klasy i paru z przedostatniej. Pete też tam jest.
Prowadzi właśnie rozmowę z jednym z chłopaków i najwyraźniej wyczuwa na sobie mój wzrok, bo podnosi głowę i patrzy prosto na mnie. Może i bym się zawstydziła, gdyby nie to, że na jego twarzy natychmiast pojawia się uśmiech. Czuję ciepło na policzkach, tak jak wtedy po meczu, gdy nasze spojrzenia po raz pierwszy się spotkały. Po wypadku Pete powiedział, że nie wróci do mnie, bo miałam ważny powód, by z nim zerwać. Podobno zrobiłam tak dlatego, że nic już do niego nie czułam. Kiedy mi to mówił, mało się nie rozpłakał, jakbyśmy znowu się rozstawali. Dotarło do mnie, jak wiele sprawiłam mu bólu, nawet jeśli tego nie pamiętam. Przysięgłam sobie, że dam mu spokój.
Rozstania w liceum są dziwne – nadal na siebie wpadacie i machacie sobie na powitanie, mimo że już doszło do pożegnania między wami. Gdy Pete to robi, zawsze się uśmiecham. Carmen znacząco unosi brew.
– Wiesz, w tej szkole są jeszcze inni ludzie, nie tylko koszykarze – mówię.
– Na przykład kto, Żółw? – ripostuje, patrząc na chłopaka, który zapłacił za papierowe serca i właśnie zakłada swój wielki plecak.
Rzeczywiście trochę przypomina żółwia. Jessica i Katie się śmieją, kiedy na mojej twarzy pojawia się niepewny uśmiech.
– Chwileczkę – kontynuuje. – Czy Sarah Chang flirtuje z Żółwiem?
Nie dziwi mnie, że Carmen czepia się tego biedaka, za to jestem zaskoczona, że wie, jak się nazywa ta dziewczyna. Może mają jakieś wspólne zajęcia? Dziewczyna z uśmiechem podaje chłopakowi papierowe serce – mnie to nie wygląda na flirtowanie. Ale Jess z dumą pokazuje nam swój telefon. Zdążyła zrobić zdjęcie. Pod takim kątem, że ledwie widać serce. Wygląda to tak, jakby trzymali się za ręce.
– Ach, są dla siebie stworzeni – stwierdza Jess. – Ta laska ma nawet idealne królicze zęby. Żółw i królik.
– Podoba mi się. – Carmen uśmiecha się z zadowoleniem.
– Jesteście okropne – oświadczam, ale nie robi to na nich wrażenia.
Widzę, że Jess pisze w telefonie. Nim zdążę coś dodać, podnosi wzrok i uśmiecha się z satysfakcją, jak zawsze, gdy dodaje post.
– No dobra, gdzie się dziś będziemy szykować na mecz?
Moje podekscytowane przyjaciółki wracają do rozmowy, ja jednak wpatruję się w zwisające z sufitu serce. Jest identyczne jak pozostałe, tyle że lekko rozdarte na dole. Nie mogę się oprzeć uczuciu, że ono i ja nie do końca tu pasujemy.
Może serca są jak papier. Kiedy ulegną rozdarciu, już nigdy nie będą idealne.
Gdy nadchodzi moja kolej, kupuję papierowe serca dla przyjaciółek i siostry, jak planowałam, i dodatkowe dla Sarah Chang.
Wielu ludzi pyta mnie, jak to jest mieć amnezję. Kojarzycie taką sytuację, gdy bateria w iPhonie nagle wam pada i nie macie gdzie go podłączyć do ładowania? Przez kilka godzin nie macie łączności ze światem, zastanawiacie się, kto próbuje się z wami skontaktować, i nie jesteście w stanie niczego sprawdzić.
Albo, co gorsza, gdy telefon się psuje. Wpada do wody albo wyślizguje się z ręki, podnosicie go, okazuje się, że szybka jest pęknięta, i modlicie się, aby wszystkie dane znajdowały się w chmurze. Udajecie się do punktu Apple i dowiadujecie się, że nie da się odzyskać ostatnich zdjęć ani wiadomości – niczego. Cóż, to zupełnie nie oddaje stanu amnezji, ale to najlepsze porównanie, jakie przychodzi mi na myśl. Nagle tracimy część swojego świata… i nie możemy jej odzyskać.
Paradoksalnie okazało się, że podczas wypadku mój telefon ucierpiał równie mocno, jak samochód. Udało mi się odzyskać jedynie listę kontaktów i część zdjęć, które kilka miesięcy wcześniej umieściłam w chmurze. Pamiętam, że wpatrując się w nowy telefon, czułam się, jakbym zaczynała życie od nowa.
Jednak najpierw musiałam wydobrzeć. Potem priorytetem była letnia szkoła i nadrobienie materiału z drugiego semestru.
Teraz trwa drugi semestr ostatniej klasy i jako że otrzymałam już e-maile potwierdzające przyjęcie na studia, skupienie się na nauce jeszcze nigdy nie było tak trudne. Dzisiaj zamiast uważać na lekcjach zajmuję się swoimi sercami.
Jako perfekcjonistka przed zapisaniem życzeń na papierze wstukuję wszystko do iPada. Dopiero potem zamierzam je napisać ozdobną czcionką. I ulubionym piórem. Wiele otrzymanych w przeszłości papierowych serc przypomina mi wpisy ze szkolnych kronik na koniec roku szkolnego. „Mam nadzieję, że Twój dzień jest udany. Życzę Ci superwalentynek! Uściski, X”. Ale ja lubię dodawać coś osobistego. Co roku osobom, którym wysyłam serca, piszę, co w nich kocham.
Jessica potrafi być naprawdę paskudna dla innych ludzi, na przykład dla Sarah Chang, natomiast dla swoich przyjaciół jest przesympatyczna i zawsze można na nią liczyć. To Jess jako pierwsza wzięła mnie w obronę, gdy ludzie wypytywali o wypadek. „Myślisz, że chce o tym rozmawiać?”, pytała z taką agresją, że ta druga osoba robiła się czerwona jak burak. Nie przypominam sobie, aby choć raz zachowała się nielojalnie.
Katie można postrzegać jako naiwniaczkę, ale tak naprawdę chce tylko, aby cała nasza grupa była szczęśliwa. To do niej najlepiej udać się po radę. Kiedy dochodziłam do siebie po rozstaniu z Pete’em, powiedziała, że jeśli naszym przeznaczeniem jest bycie razem, to w końcu tak się stanie. Te słowa bardzo mi pomogły. Każdy potrzebuje przyjaciela takiego jak Katie.
Jest jeszcze Carmen, która otrzyma najdłuższy list, bo to z nią przyjaźnię się najdłużej. Zaczynam od przypomnienia jej o naszych bransoletkach przyjaźni z gimnazjum. Swoją nosiłam tak długo, aż wisiała dosłownie na jednej nitce. W tamtych czasach najlepiej nam było tylko we dwie. Chodziłyśmy do siebie na noc, uczyłyśmy się na pamięć tekstów piosenek i wypróbowywałyśmy nowe kolory błyszczyków, których w szkole nie wolno nam było jeszcze używać. Jednak na początku ósmej klasy Carmen oznajmiła, że powinnyśmy się rozgałęzić. Carmen często stosuje filtry podczas mówienia o tym, czego naprawdę chce, tak samo jest w przypadku umieszczanych w sieci zdjęć. Chodziło jej o to, że potrzebujemy nowych przyjaciółek. Niedługo później poznałyśmy Katie i Jess. Z Carmen tak już jest – kiedy czegoś chce, zdobywa to.
Jest naprawdę ładna, lecz niewystarczająco często słyszy, że jest także inteligentna. Potrafi zapamiętać piosenkę, wysłuchawszy jej zaledwie parę razy. Nie uczy się zbyt długo do klasówek, bo jest taka bystra, że nie musi, a i tak dostaje piątki. Sporo uchodzi jej płazem, bo ma poczucie humoru. A to tylko kilka cech Carmen.
Jej entuzjazm jest zaraźliwy, co sprawia, że często wychodzę ze swojej strefy komfortu. Pierwszy lunch w towarzystwie uczniów ostatniej klasy? To Carmen mnie tam zaciągnęła. Uparła się, że nikogo nie obchodzi, że chodzimy dopiero do drugiej klasy. Moja pierwsza całonocna impreza? Pomysł Carmen.
Zazdroszczę jej tego, jak sobie radzi z życiowymi trudnościami. Jest twarda jak jej mama – nie miały innego wyjścia, bo tata Carmen je porzucił. Kiedy leżałam w szpitalu, ona zamiast wypłakiwać oczy przystąpiła do działania i zorganizowała na GoFundMe zbiórkę dla moich rodziców. Nie wiem, co by się stało bez niej.
Gdy piszę jej to wszystko, nie przejmuję się, że brzmi to ckliwie. Moje papierowe serca takie już są.
Jednak w przypadku swojej młodszej siostry trochę się hamuję. Uważa serca za głupie – przypuszczalnie dlatego, że to ja wpadłam na ten pomysł. Poza tym ostatnimi czasy Ashley wiele rzeczy uważa za głupie. Parę miesięcy temu zaczęła się spotykać ze Steve’em, moim rówieśnikiem. Jako dobra siostra od razu prześledziłam jego konta w mediach społecznościowych i zauważyłam, że wszystkie byłe dziewczyny Steve’a wyglądają dokładnie jak moja siostra. Są chude i mają proste ciemne włosy. Jedyne, co ją od nich odróżnia, to ten look. Look, który mówi: „Tak bardzo się staram wyglądać tak, jakbym się nie starała”.
Z czasem rzeczywiście zaczęła tak wyglądać. Liczyłam, że to dlatego, że zainteresowała się modą, a nie dlatego, że próbuje stać się dziewczyną, jakiej on pragnie. Kiedy patrzę na swoją siostrę, dociera do mnie, że nie tylko ja się zmieniłam przez ten miniony rok. Jednak Steve to całkiem porządny chłopak. Ciekawe, czy wyśle jej papierowe serce. Postanawiam, że mój wpis będzie krótki i słodki: „Kocham Cię, siostrzyczko. Nigdy się nie zmieniaj”.
No i pora na serce dla Sarah, co okazuje się trudniejsze, niż sądziłam. Muszę się zastanowić, bo w gruncie rzeczy jej nie znam. Ostatecznie uznaję, że w tym przypadku także powinnam po prostu napisać, co mi się w niej podoba.
Świetnie wyglądasz w tych okularach Warby’ego Parkera, glanach i ogrodniczkach. Podoba mi się, że na angielskim odpowiadasz na wszystkie pytania. Ja także kocham czytać, ale nawet kiedy wydaje mi się, że znam odpowiedź, boję się, że wyjdę na niemądrą. Czasami mówisz to, co i ja myślę. Innym razem to, co sprawia, że chcę myśleć jeszcze intensywniej, a to naprawdę wyjątkowa cecha.
Zamiast podpisu rysuję serduszko. Mam nadzieję, że ta kartka sprawi jej przyjemność. Próbuję ignorować wyrzuty sumienia, które czuję za każdym razem, kiedy myślę o tym, co się dzisiaj wydarzyło. No i co z tego, że Jess była niemiła dla Sarah? Sarah potrafi się zachowywać równie protekcjonalnie. Widziałam, jak uśmiecha się drwiąco, gdy ktoś mówi na lekcji coś niemądrego.
Kiedyś z Ashley oglądałyśmy na Netfliksie film o szkole średniej, do której chodziła grupa wrednych dziewczyn. No wiecie, jak to bywa w każdym tego typu filmie. Rzuciłam do siostry, że cieszę się, że w naszej szkole nie ma takich dziewczyn, a ona przez kilka sekund wpatrywała się we mnie, po czym powiedziała: „Jeśli nie wiesz, kto tworzy grupę wrednych dziewczyn, to znaczy, że do niej należysz”. Zapomniałam o jej słowach, ale ostatnio dostrzegam drobiazgi takie jak to głupie zdjęcie zrobione przez Jess i zaczyna mi to przeszkadzać.
Może wypadek sprawił, że stałam dojrzalsza niż moi koledzy. Wiem, jak to jest, kiedy wszyscy o tobie mówią. To brutalne, zwłaszcza gdy ich słowa są prawdziwe. Teraz wiem, że nikt nie zasługuje na to, by o nim plotkowano. Życie jest za krótkie na coś takiego. Chciałabym, aby te papierowe serca można było do siebie wysyłać przez cały rok. Niestety mam tylko jedną szansę w roku i zamierzam ją wykorzystać.
Kończę notować swoje myśli i ulubionym piórem przepisuję listy podczas godziny nauki własnej. Nauczycielka, pani Pearson, nie zwraca uwagi na to, czy rzeczywiście się uczymy, o ile w klasie panuje cisza.
Po wypadku mnóstwo czasu spędzałam sama w swoim pokoju. Jasne, mama zaglądała do mnie co pół godziny, a przyjaciółki nieustannie zagadywały mnie na FaceTime. Ale przede wszystkim przebywałam sama ze sobą.
Oczekiwano ode mnie jedynie zdrowienia – wszyscy mi powtarzali, bym „skupiła się na powrocie do zdrowia”. Słyszałam to zwłaszcza, kiedy pytałam, co się działo w tych tygodniach, które zniknęły z mojej pamięci. Jestem osobą, która musi skupić się na czymś konkretnym, dlatego zabrałam się za coś, czego zawsze chciałam spróbować: za kaligrafię.
Nauka tej sztuki wydawała mi się czymś oczywistym. Od zawsze lubiłam gryzmolić. Nawet w przedszkolu, gdy dopiero uczyłam się literować swoje imię, zapisywałam je raz za razem, starając się zrobić to perfekcyjnie. Kiedy poznałam kursywę, pisałam swoje imię dosłownie wszędzie, jakby to był autograf. Po prostu kochałam pisać.
Jako perfekcjonistka zawsze uważałam, że mogę się w tym doskonalić. Postanowiłam, że wezmę się za kaligrafię, zamówiłam w necie potrzebne materiały i godzinami oglądałam filmy instruktażowe na YouTubie. A potem pisałam. I znowu oglądałam filmiki.
Trwało to kilka miesięcy. Kiedy nie odrabiałam pracy domowej, otwierałam szkicownik. Pierwsze strony wypełniał po prostu alfabet, bo starałam się wyczuć, jak trzymać pióro pod odpowiednim kątem, z czasem jednak pojawiły się znaczne postępy. Zapisywałam dosłownie wszystko. Listy, cytaty, przypadkowe myśli. Powoli moja dłoń wypełniała polecenia mózgu i choć czasem się nie udawało, wcale się tym nie przejmowałam. Tak już jest z kaligrafią. Zawsze można zacząć od początku. Szkoda, że życie nie jest takie proste.
Najbardziej lubię w kaligrafii to, że pracując precyzyjnie, można stworzyć coś naprawdę pięknego. I to właśnie staram się teraz zrobić z papierowymi sercami – uczynić z nich coś pięknego, co moje przyjaciółki i siostra będą chciały zachować. Starannie zapisuję swoje wiadomości i dorysowuję małe, zawiłe wzory kwiatowe. Muszą być niezłe, bo kiedy siedzący przede mną chłopak odwraca się w moją stronę, nieruchomieje na chwilę, po czym mówi, że mu zaimponowałam.
Po lekcji idę do kosza ustawionego przed gabinetem dyrektora Wheelera. W wieku znajduje się nieduży otwór, przez który wsuwam kartki. Uśmiecham się na myśl, że wkrótce zostaną złożone w papierowe serca. Jak na razie to jedyne, co mi się dziś podoba.
Samorząd uczniowski zaczyna roznosić serca po piątej lekcji, w przerwie na lunch. Początkowo Carmen i Jess miały ją po szóstej lekcji, ale tak długo marudziły, że odpowiedzialna za grafik pani B. w końcu się ugięła. Nie miała zwyczaju naginać szkolnych zasad, lecz Carmen i Jess jako pretekst wykorzystały mnie. „Chcemy pomóc Elli w zaaklimatyzowaniu się na nowo”, argumentowały. Fajnie, gdyby to rzeczywiście była prawda. Kiedy mi powiedziały, co zrobiły, śmiały się tak, jakby to był żart. Nie skarżyłam się jednak – lunch w towarzystwie przyjaciółek to zwykle najlepsza część dnia.
Ale chyba nie dzisiaj.
Gdy po stołówce krążą członkowie samorządu z torbami wypełnionymi papierowymi sercami, czuję ucisk w klatce piersiowej. Uwielbiam otrzymywać te serca, lecz czasami wyczekiwanie daje mi w kość. Nie lubię nieustannego zastanawiania się, kto mi je wyśle. Jeden z moich kolegów z komitetu organizacyjnego sięga do torby, po czym wręcza papierowe serce dziewczynie o imieniu Jenelle. Ta wymachuje nim przed twarzami przyjaciółek, które chichoczą razem z nią.
– Ello, czy ty w ogóle mnie słuchasz? – pyta Carmen.
Odwracam głowę w jej stronę.
– Eee… – zaczynam mówić, ale ona mi przerywa.
– Pytałam, czy wybierasz się dzisiaj na mecz.
Dawniej w ogóle nie musiała o to pytać. Byłam dziewczyną, która siedzi z przodu z odręcznie narysowanym transparentem. Kiedy spotykałam się z Pete’em, na jednym policzku zawsze malowałam sobie jego numer, a na drugim literkę A symbolizującą liceum Arlington. Mecze i zbiórki kibiców stanowiły ważną część mojego życia. W ramach działań w samorządzie uczniowskim zorganizowałam nawet stragan, na którym przed meczami można było kupić zmywalne tatuaże, złote i rdzawoczerwone gumki do włosów, zabawne T-shirty i bransoletki przyjaźni z numerem klasy albo hasłami zagrzewającymi do walki.
Zawsze dawałam z siebie wszystko. W pierwszej klasie umieszczałam sobie na dżinsowej kurtce różne naprasowanki, łącznie z nazwiskiem na plecach, tak jak na sportowych bluzach. Zamiast numeru miałam kotwicę, czyli logo naszej szkoły.
Podczas tegorocznego Tygodnia Odwagi przebierałam się jak wszyscy, ale nie planowałam swoich strojów przez kilka tygodni, jak miałam w zwyczaju wcześniej. Po prostu narzuciłam na siebie wyjęte z szafy ciuchy w kolorach złota i rdzawej czerwieni, pozwoliłam Carmen oprószyć mi powieki brokatem, a Katie wpleść w warkocz francuski dopasowaną kolorystycznie wstążkę.
– Nie mogę uwierzyć, że akurat ty zapomniałaś o Tygodniu Odwagi – zbeształa mnie wtedy Jess.
Raz w tygodniu spotykałam się z psychiatrą, jednak niedawno przestałam. Nie z powodu piętna czy czegoś w tym rodzaju – po prostu poczułam, że wyniosłam z tej terapii wszystko, czego potrzebowałam. Tak naprawdę jedynym, nad czym musiałam popracować, było odpuszczenie sobie tych straconych tygodni. Moja terapeutka ciągle mi przypominała, że bez względu na to, jak bardzo się będę starała, nie zmuszę się do przypomnienia sobie, co się wydarzyło, i że za każdym razem, kiedy irytuję się na innych, że nie pamiętają tego za mnie, odpycham ich od siebie.
Przestałam się z nią spotykać po Nowym Roku. Święta są postrzegane jako czas celebracji, dla mnie jednak stanowią szansę na nowy początek. Wyznaję przekonanie „nowy rok, nowa ja”, ale uważam, że walentynki także mogą być dobrym początkiem. Przez to, co działo się w moim życiu, niewiele myśli poświęcałam chłopakom. No bo kiedy, skoro całą moją uwagę pochłaniała szkoła? Po wypadku wszyscy mi mówili, bym odpuściła, ale nie zamierzałam pozwolić, by z tego powodu pogorszyły się moje wyniki w nauce.
A co, jeśli walentynki są przypomnieniem, że miłość także jest ważna? Instagram zalewają pasujące reklamy. Ze sklepów wręcz wysypują się walentynkowe słodycze. Nie da się nie myśleć o miłości… i może to dobrze. Może każdy potrzebuje przypomnienia, że pragnienie miłości to coś naturalnego. Skoro to takie wspaniałe uczucie, jak wszyscy twierdzą, kto miałby jej nie pragnąć? A jeśli chcę znaleźć miłość, nie mogę się na zawsze zamknąć w swoim pokoju.
– Tak, raczej przyjdę – odpowiadam w końcu.
Carmen unosi brew, jakby nie wiedziała, czy mi wierzyć.
– To przecież decydujący mecz – oświadcza. – Wszyscy się zjawią.
– Powiedziałam, że raczej przyjdę – powtarzam.
Kiwa głową. Wygląda na usatysfakcjonowaną, na razie. Czasami nasza przyjaźń jest jak moja stara, wisząca na jednej nitce bransoletka.
– Czemu trwa to tak długo? – jęczy siedząca po drugiej stronie stołu Jess. – Mam wrażenie, że celowo roznoszą serca wszystkim oprócz nas.
– Jesteś strasznie niecierpliwa – odzywa się Katie. – Idą już w naszą stronę.
Rozglądam się po stołówce i widzę, że uczniowie przy innych stolikach dostali już papierowe serca. Sarah Chang sięga do torby i wręcza serce jakiemuś chłopakowi. Ten siedzi przy stole razem z kolegami i kiedy bierze je od niej, tamci zaczynają się śmiać i wydawać głośne okrzyki, przez co chłopak robi się czerwony jak burak.
Sarah od zawsze należy do samorządu, nigdy jednak nie angażowała się w prace komitetu organizacyjnego. Ciekawe, co ją do tego skłoniło w tym roku. Dawniej pełniła funkcję skarbnika – może jej się znudziło? Sarah mija nasz stolik i wbija wzrok w swoje glany, jakby się bała.
– Nie widzi nas? – pyta Jess i macha ręką, aż brzęczą bransoletki na jej nadgarstku.
– Zastanawiam się, czy widziała twój post – mówi Carmen. Kiedy odwracam się w ich stronę, widzę, że grozi palcem Jess. – Może to twoja wina.
– Nie zrzucaj winy na mnie – protestuje Jess.
– Hej, przecież możliwe, że wcale dzisiaj nie dostaniemy swoich serc – odzywam się, próbując je uspokoić. – Będą rozdawane przez kolejne dwa tygodnie.
Gdy wypowiadam te słowa, wyczuwam, że ktoś za mną staje. Odwracam głowę. To chłopak, którego nie znam – najpewniej uczeń pierwszej klasy. Ma nos usiany drobnymi piegami i zaciska rękę na torbie, jakby się denerwował.
– Czy ty jesteś Ella Fitzpatrick? – pyta.
– No ba – burczy Carmen.
Z zażenowaniem kiwam głową.
– Mam dla ciebie kilka serc – mówi i wyjmuje cztery.
– Dziękuję – odpowiadam, biorąc je z jego lekko drżącej dłoni.
Chłopak podchodzi do Carmen, zbyt onieśmielony, aby zapytać ją o nazwisko. Wygląda na to, że jego torba pełna jest papierowych serc dla osób, których nazwiska zaczynają się na F. Carmen nosi nazwisko Fairchild, więc gdy tylko liczy się kolejność alfabetyczna, siedzimy obok siebie.
Kiedy chłopak wyjmuje jedno serce, Carmen piorunuje go wzrokiem.
– Nie zapomniałeś o czymś?
Chłopak szeroko otwiera oczy, po czym przeszukuje zawartość torby.
– Tylko to jedno – mówi, podnosząc wzrok.
Uśmiecha się, ale Carmen odwraca głowę i otwiera serce. Szybko przebiega wzrokiem tekst.
– E tam, od takiego jednego nerda, z którym chodzę na chemię. – Wzdycha, jakby spodziewała się czegoś więcej. A może liczyła, że to kartka od kogoś innego. – To dopiero rozczarowanie.
– Przynajmniej coś dostałaś – fuka Jess.
– Ooch, patrzcie, ta dziewczyna też do nas idzie – rzuca podekscytowana Katie. Ma na myśli Sarah Chang.
Jednak kiedy Sarah zatrzymuje się obok mnie, Katie nie wygląda już na tak uradowaną. Na czerwonej przypince przy torbie Sarah widnieje napis: „Nie ma nic bardziej pełnego uroku niż tkliwość serca”1. Uśmiecham się, bo sama dzisiaj przypięłabym sobie coś takiego. Sarah jednak nie odpowiada uśmiechem. Usta ma zasznurowane jak wtedy, gdy nauczycielka angielskiego widzi jej uniesioną rękę, ale rozgląda się po klasie, aby komuś innemu dać szansę na zabranie głosu.
– Proszę – mówi, wręczając Jess trzy papierowe serca. Nie patrzy przy tym na nią, a ja się zastanawiam, czy wie, że Jess zamieściła tamten post. – A to twoje – rzuca do Katie.
Carmen nadal ma chmurne spojrzenie, lecz Sarah tego nie widzi. Nie patrzy na żadną z nas. Wręczywszy Katie papierowe serca, szybko oddala się w kierunku kolejnego stolika. Znowu dopadają mnie wyrzuty sumienia. Mam nadzieję, że niedługo otworzy serce ode mnie.
– Ta laska to straszne dziwadło – oświadcza Carmen.
Pozostałe dziewczyny posyłają jej niepewne spojrzenia, a ja gromię ją wzrokiem. Jak może nie rozumieć, że nie mamy w tym przypadku racji?
– Jesteś zazdrosna, że dostałam więcej serc niż ty – mówi w końcu Jess, dając Carmen kuksańca w bok.
– Wcale nie – protestuje Carmen. – Okej, na co czekacie? Otwierajcie swoje.
Otwieram pierwsze papierowe serce.
Ello,
zazwyczaj to Ty jesteś tą sentymentalną. Ale teraz kolej na mnie. W minionym roku przeszłyśmy tak wiele i nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła. Chcę, aby ten ostatni semestr przed pójściem na studia okazał się niezapomniany.
Kocham Cię bardziej niż pizzę w Gino’s, poniedziałki z Bachelor2 i wszystkie posypki Froyo. A obie wiemy, że to nie byle co.
Buziaki, Carmen
Kiedy podnoszę wzrok, Carmen się uśmiecha, jakby wiedziała, że najpierw otworzyłam serce od niej. W czasie gdy Jess i Katie czytają swoje listy, bezgłośnie wypowiadam „kocham cię”, a Carmen ściska mi kolano pod stołem.
Po tym, jak moja rodzina przeprowadziła się do tego miasta, bałam się, że będę nowa w szkole, ale już pierwszego dnia Carmen wzięła mnie pod swoje skrzydła. Nadal czasem mi o tym przypomina. Mówi: „Wyobraź sobie, że mogłabym się z tobą nie zaprzyjaźnić”. Potrafię to sobie wyobrazić. Przez całe lato zamartwiałam się, czy będę miała z kim siedzieć w stołówce. Na szczęście uniknęłam losu nieszczęsnej, nowej dziewczyny, bo zaopiekowała się mną Carmen. Wprawdzie później przyznała, że chciała zostać moją przyjaciółką z powodu mojej urody, ale to nic. Wiedziałam, że mając taką przyjaciółkę, jestem szczęściarą.
Nadal nią jestem, mimo że czasem muszę sobie o tym przypominać. Wiem, że w głębi duszy Carmen nie jest taka twarda, na jaką się kreuje, i ponad wszystko ceni sobie naszą przyjaźń. Psychologowie twierdzą, że jeśli przyjaźnimy się z kimś dłużej niż siedem lat, to ta przyjaźń przetrwa do końca życia. Nam niedługo stuknie siódma rocznica i to jeden z powodów, dla których już zawsze będziemy sobie bliskie.
Pozostałe papierowe serca są od chłopaków, których nie znam zbyt dobrze. Pierwsza od Andre Johnsona – swego czasu oboje należeliśmy do samorządu uczniowskiego. Napisał: „Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek. Planowanie balu bez Ciebie jest niemożliwe. Brakuje nam twoich zabawnych pomysłów, zdolności i oczywiście Ciebie. Zawsze przyjmiemy Cię z otwartymi ramionami”.
1 Cytat z Emmy Jane Austen w przekładzie Jadwigi Dmochowskiej.
2 Program telewizyjny emitowany w poniedziałki – przyp. tłum.
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
TYTUŁ ORYGINAŁU:
11 Paper Hearts
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Agata Garbowska-Karolczuk
Redakcja: Monika Kardasz
Korekta: Martyna Tondera-Łepkowska
Projekt i ilustracje na okładce: © Anna Jamróz
11 Paper Hearts
Text copyright © 2021 by Kelsey Horton
This translation published by arrangement with Random House Children’s Books, a division of Penguin Random House LLC.
Copyright © 2022 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Monika Wiśniewska, 2022
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67335-61-4
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik