Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niezapomniany, wielki, czarujący. Mistrz
Grał postacie od dziesiątków lat działające na wyobraźnię Polaków: a to Misia Uszatka, któremu dał swój głos. A to drania oferującego tanie usługi lub postać wyznającą miłość do pani Moniki w piosenkach Wasowskiego i Przybory, czyli w niestarzejącym się Kabarecie Starszych Panów. Kreował postacie komediowe – w filmach Barei, w teatrze, w telewizji – ale także nikczemnego hrabiego Horvatha w serialu Janosik. Przy tym stwarzał charaktery idealnie pasujące do sztuk Sławomira Mrożka.
Wnikliwa biografka, autorka bestsellerowego Kobusza, odkrywa, że Mieczysław Czechowicz był kimś innym, niż nam się zdaje. Jakie tragiczne wydarzenia z młodości spowodowały, że nawet na scenie bał się, gdy ktoś celował do niego z pistoletu? Czy pomimo powszechnego uznania, jakie budził, zmarł w poczuciu niespełnienia? Czemu zawdzięczał swój występujący jednocześnie komizm i liryzm? Dlaczego ciągle go kochamy? Autorka dotarła do osób najbliższych artyście – mogła opowiedzieć nam pierwszym tak głęboko o miłości jego życia.
Oto pierwsza biografia legendarnego artysty!
Hanna Faryna-Paszkiewicz – doktor historii sztuki, pracownik naukowy Instytutu Sztuki PAN w latach 1980–2009, autorka książek o Warszawie, monografii o Marii Morskiej i Marii Jehanne Wielopolskiej oraz artykułów do pisma „Architektura”. Wydała stale cieszącą się zainteresowaniem czytelników biografię Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 276
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Hanna Faryna-Paszkiewicz
Czechowicz
Hrabia, miś czy drań
Czy to był przypadek? (wstęp)
W grudniu 2022 roku, nieco przed świętami, w drzwiach gabinetu lekarskiego mojego brata stanęła kobieta i, witając się, powiedziała o sobie: „jestem wnuczką Mieczysława Czechowicza”. Miesiąc wcześniej redakcja oficyny Mando, po wydaniu biografii Jana Kobuszewskiego, namówiła mnie do napisania kolejnej książki – o aktorze Mieczysławie Czechowiczu. Już wtedy po pobieżnej analizie „stanu badań”, czyli zebraniu informacji, co dotąd o nim napisano i czy jest szansa na odkrycie czegoś dotąd nieznanego, wiedziałam, że raczej nie odkryję Ameryki, że może dojdę do swoich wniosków na podstawie już znanych źródeł, i spotkam się z pamiętającymi go kolegami. Mam zwyczaj rozmawiać o swoich planach i szansach ich realizacji, więc brat wiedział o moim problemie. To, że na półkach księgarskich brakowało dotąd solidnej biografii aktora, powinno mnie motywować, nie widziałam jednak punktu odniesienia.
Minął może miesiąc, gdy brat zadzwonił wieczorem. „Była u mnie wnuczka Wojtka”, powiedział. Potrzebowałam dobrej chwili, by połączyć Mieczysława Czechowicza z jego ukochaną Eugenią Śliwińską, od zawsze przez wszystkich nazywaną wyłącznie Wojtkiem. Zdanie, jakim się przedstawiła pacjentka, nawiązywało do tego, że na ścianach lekarskiej poczekalni wiszą fotografie wuja Kobuszewskiego i informacje o innych zacnych członkach naszej rodziny. Ale czy tylko dlatego? Dodam, że rzecz miała miejsce w Warszawie, gdzie gabinetów lekarskich jest sporo, ale ta pani przyleciała z… Mediolanu na umówioną wizytę właśnie do mojego brata. Scenę z gabinetu przywołam w zamknięciu książki, pozostawiając tymczasem czytelnika z pytaniem: czy to był przypadek?
Tajemnicza postać
Zanim nastąpiło powyższe spotkanie, które pozwoliło otworzyć przede mną rodzinne archiwa aktora, Mieczysława Czechowicza widziałam jako postać rozsypaną, złożoną prowizorycznie z teatralnych recenzji, z zarejestrowanych ról telewizyjnych, filmowych, z piosenek i słynnej dobranocki. Miałam do dyspozycji kilka encyklopedycznych życiorysów i książkę Romana Dziewońskiego, w której autor zmierzył się z czterema wybitnymi komediowymi artystami, w tym z postacią Czechowicza1. Poznanie jego wyrazistych cech jako artysty dramatycznego zawdzięczam sumiennym recenzjom znanych krytyków teatralnych zamieszczanych po premierach w fachowych czasopismach i gazetach codziennych.
Starszym widzom Czechowicz jawił się zdecydowanie jako aktor teatralny, co potwierdzał jego udział w kolejnych sezonach warszawskiego Teatru Współczesnego lat 60. i 70. minionego wieku. Jego dobre początki teatralne zbiegły się z prapremierami sztuk Sławomira Mrożka, które odnosiły się do rzeczywistości z przewrotną ironią, dowcipem, ale czasem także z okrucieństwem. Czechowicz idealnie potrafił w nich zaskakiwać widza, zmieniając się z łagodnego baranka w nieobliczalnego potwora.
Równolegle przyszła telewizyjna popularność i od razu nobilitacja – udział w Kabarecie Starszych Panów, a za nim inne kabarety, estrada, radio i oferty telewizyjne, od postaci misiów i zwierząt o sporych gabarytach w programach dla dzieci, przez śpiewane składanki, po liczne role na scenie Teatru Telewizji. W tamtych czasach niewielka scena w czarnobiałej wersji stanowiła potęgę. Poniedziałkowe spektakle, świetni reżyserzy i tysiące odbiorców potwierdzały przydatność tych realizacji. Dla wielu Teatr Telewizji był jedynym powiewem wysokiej kultury. Bez względu na miniaturowe ekrany telewizorów, złośliwie „śnieżący” obraz i często pojawiającą się tabliczkę „Przepraszamy za usterki”, naprawdę powszechnie czekano na teatr w poniedziałki.
W dossier aktora odnajdujemy informacje o setkach ról radiowych. Można wręcz odnieść wrażenie, że nie wychodził z radiowego studia. Oprócz zarchiwizowanych taśm istnieją bodaj trzy wspomnieniowe audycje o nim. Na przykład praca Tomasza Mościckiego i Bartosza Panka, z udziałem Barbary Osterloff i Macieja Englerta, z archiwalnymi wypowiedziami Edwarda Dziewońskiego i Andrzeja Szczepkowskiego2.
Jednak dla biografa role to nie wszystko. Szybko okazało się, że: „Mietka właściwie nikt nie znał. Mieszkał pod Warszawą. Czasami, bardzo rzadko, bywało się u Niego. Był uprzejmy, grzeczny, cichy. […] Spotkaliśmy się na scenie w Karierze Artura Ui. Zawsze pytał, czy rewolwer, z którego go zabijałem, jest na pewno nie nabity. To on śmiał się najgłośniej w garderobie (i w ogóle) z każdego kawału. Był życzliwy ludziom – ale jakby z oddali. Właściwie nikt nie umie o Nim nic powiedzieć. Prosta, zwyczajna, a jednak dziwna postać”. Tak wspominał Edward Dziewoński Czechowicza z czasów wspólnej pracy we Współczesnym.
Jakby na poparcie powyższych słów film dokumentalny o aktorze został zatytułowany Nikt nic o nim nie wiedział (1995, reż. Tadeusz Pawłowicz, 49 minut, TVP 2). Dobrze że jest, ale tworzą go dość chaotycznie sklejone wyimki z ról, wypowiedzi kolegów, migawki z prób. Niewiele w nim osobistych rysów i tylko mglisty przekaz o jego artystycznym nerwie.
Czechowicz mawiał o aktorstwie, że ma bardzo skromne marzenie: chce grać dobre role. Mówił też, że zawód, z którym się mocował, to fragment jego życia. W słowach z prasowych wywiadów nieustannie widać wspomnianą skrytość. Szczerość, czasem przypadkiem przemycona, była skromnym kamyczkiem w lawinie oczywistości, okrągłych zdań i powtarzanych faktów. Z natury nie był człowiekiem głośnego sukcesu, nie godziłoby się to z jego charakterem postaci nieco osobnej. Na szczęście dał się poznać jako aktor wielkiego talentu odkrytego przez reżyserów na użytek najróżniejszych ról. Mówił też, że tyle zostaje po aktorze, ile się o nim pamięta.
Edward Dziewoński uważał, że Czechowicz był aktorem prawdziwym, że jego aktorstwo było pełne. Prawdę o postaci nosił w sobie i tę prawdę łatwo, prawie automatycznie oblekał w odpowiedni gest, ton i podawał publiczności. Podobnie określali go i inni. „To aktor, który nigdy nie kłamał, jego aktorstwo było czyste w formie, w wypowiedzi artystycznej. Czechowicz nie odtwarzał, ale tworzył. […] Z postaci, które budował, emanowały dobroć i ciepło, nawet wtedy, gdy jego sceniczni bohaterowie byli pozbawieni tej dobroci. Miał w sobie coś z wielkiego dziecka. Był ciepły, liryczny, szczery”3.
On sam przypominał, że aktor jest człowiekiem do wynajęcia, że przecież to nie on dokonuje wyboru. Czeka na zaproszenie reżysera, a potem stara się przekazać to, co jest mu w roli najbliższe. „Postać, którą powierza mi reżyser, przepuszczam przez sobie. Z papieru i literatury tworzę wspólnie ze swoją zewnętrznością i wewnętrznością taką osobę, o którą reżyserowi w danym spektaklu chodzi. «Jest pan człowiekiem ufnym, wierzącym w dobroć bliźnich?». «Taki właśnie jestem. W młodych latach, tych najcięższych dla mojego pokolenia, życie mną poniewierało i gdyby ludzie nie okazali mi życzliwości, gdyby mi nie pomogli, byłoby ze mną fatalnie. Niczego bym nie zrobił. Dlatego uważam, że trzeba ludziom ufać, lubić ich nawet trochę na wyrost. A te ciemne strony? Są z pewnością, ale chciałbym przejść obok nich, nie nosząc w sobie złości, rozgoryczenia»”4. I dodawał: „Wydaje mi się, że to, co robię, składa się z mniejszych i większych prawd o życiu. I to staram się przekazać widzowi, trafić do jego świadomości. Oczywiście nie wierzę, że raptem po obejrzeniu spektaklu widz głęboko się zastanowi i stwierdzi «to ja już teraz będę szlachetniejszy». Nie. Chciałbym tylko wywołać choć chwilę refleksji i cieszę się, jeśli to uda mi się osiągnąć”5.
Po jego odejściu wspominano cechy, którymi jednał sobie ludzi. „Biła z niego życzliwość dla świata i ludzi. Właśnie te cechy pozwoliły mu stworzyć prawdziwie wielkie kreacje aktorskie. Nie chciał swoją grą kogokolwiek zaszokować czy wywołać skandal. To byłaby tania i krucha popularność. Obrał drogę trudniejszą – prostotę i zwyczajność w tworzeniu postaci. Był w tym mistrzowsko klarowny i przez to taki bliski, ludzki. […] Trzeba byłoby też być właśnie Czechowiczem, by z równym powodzeniem podobać się młodej, jak i dorosłej widowni. Wielka to sztuka nie pozostać na zawsze Misiem Uszatkiem, który w dodatku śpiewa Zuzię,i zagrać wiele różnorodnych ról, zawsze innych w swej wymowie”6. Jego emploi nie było jednoznaczne. Nawet gdy widzowie chcieli przyczepić mu etykietkę artysty rozbawiającego, podejmował się ról dramatycznych. Wierzył, że reżyserzy, którzy je proponują, widzą jego dwoisty potencjał.
Zenon Wiktorczyk, pod którego okiem Czechowicz z powodzeniem rozwijał talent estradowy w kabarecie Szpak, ukuł swoistą teorię o jego aktorstwie. Uważał mianowicie, że Czechowicz nie umie… czytać. Był to, rzecz jasna, żart, ale wynikał z tak zwanego podglądactwa. Wiktorczyk nieraz był świadkiem, jak młody Czechowicz przystępował do tekstu, jak bez cienia intonacji „składał” sylaby w całość, by w efekcie dojść do własnej genialnej interpretacji. Zapewne w tym procesie sylabizowania zastanawiał się nad formą.
Z kolei Jerzy Dobrowolski miał zgoła inne zdanie o sednie aktorstwa i tajemniczości Czechowicza. Znali się od zawsze, czyli od szkoły teatralnej. Przeszli razem czas dochodzenia do dorosłości w aktorstwie w symbiozie z erupcją szalonych młodzieńczych pomysłów pod szyldem kabaretu Koń. Według Jerzego sekret Mietka polegał na dwoistości postrzegania siebie samego. I nie chodziło tu o narcyzm, tylko o poczucie siły wewnętrznej. „Mietek w głębi krył mniemanie, że jest wysokim, szczupłym brunetem. Amantem, przy którym wszystkie panie po prostu mdleją, wpadają w jego objęcia… i to jest jego niespełnione marzenie. A on tego amanta naprawdę w sobie miał! Jakie i jak on śpiewał piosenki! Lirycznie, cudownie. I to śpiewał ten amant w Czechowiczu”7.
Dobrowolski z racji wspólnie spędzonego czasu w młodości z pewnością wiedział, że Mietek w życiu też był amantem. Był lirykiem uczulonym na dobro i jak każdy wrażliwy człowiek chciał, żeby świat był idealny. Niejeden świadek jego dobrych spełnionych lat mówił, że długo szedł w życiu „po słonecznej stronie ulicy i uciekał jak najdalej od tej mrocznej, szarej”.
Michnikowski niejako powtarzał słowa Dziewońskiego, że Czechowicz mówił bardzo mało, był uprzejmy, grzeczny i cichy. Otwarta, zwyczajna, a jednak trochę dziwna postać. Tymczasem sam Czechowicz, może po to, by zmylić pościg za sformatowaniem jego wizerunku, ucinał sprawę krótko: „Mam taką budowę i taką twarz, że amantem nigdy nie będę”8. Uwzględniając całokształt jego pracy na scenie, myślę, że jest to zdanie z gatunku kokieteryjnych. Znał przecież moc swojego skrytego uroku, a przede wszystkim głosu. I nie chodzi o jego siłę czy nośność, ale o czarowne brzmienie. Uwodził nim, podkreślał ciepłem spojrzenia. Miał i inną umiejętność. Jak pisał Roman Dziewoński, „Mietek potrafił nawiązywać bliski kontakt z widzem w kabarecie, a wyczucie komediowej sytuacji z granic absurdu przenosił do świata teatru. Jego głos, gest, wygląd, pewna niedźwiedziowatość, zwalistość, nuta melancholii, zadumy, refleksji, obcisła marynarka, opięty kostium tworzyły obraz potężnego faceta o zachowanej w sobie duszy małego chłopca. Przy tym był absolutnie wszechstronny. Ciepło, nadzieja, bezradność, dobroć, uśpiona refleksja, świadoma naiwność, nieporadność – bawiły, choć po chwili mogły przejść w agresję. Za tą fizycznością kryło się wszystko. Mylił widza na potęgę”9.
Jeszcze w czasie aktywnego aktorskiego życia doczekał się celnych podsumowań, ocen nie wiedzieć czemu jakby zamykających korowód jego scenicznych postaci. Już w 1967 roku Edward Csató pisał: „Pochodzi on z rasy organicznych, krwistych komediantów, w najlepszym, starodawnym tego słowa sensie, obejmującym i technikę bawienia publiczności, i ów wewnętrzny duchowy nadmiar, wyolbrzymienie, pozwalające ciągnąć za sobą cały świat ku otchłaniom komizmu. […] Jest duży, tęgi, foremnie, choć nieco byczkowato zaokrąglony, lekki w ruchu, ale nie na tyle, żeby aż nazwać to zgrabnością, co odbierałoby mu jego kanciasty wdzięk. Ma śmieszne oczka, które potrafią się nagle przysłonić szczerą, rzewną i wstrząsająco komiczną rozpaczą; potrafi być przystojny i nawet elegancki, ale również ta jego elegancka przystojność budzi pewien rodzaj uśmiechu”10.
Byczkowato zaokrąglony, śmieszne oczka i lekko falująca ciemna grzywka nad prostokątem twarzy… może dlatego Olga Lipińska mówiła o nim „krówka”? Miał przecież charakterystyczną potężną sylwetkę, wyrazistą twarz „najlepszego z ludzi”, zawsze o cokolwiek zatroskanym wyrazie, głos jednakowo dobrze brzmiący na scenie – w dramacie, utworze satyrycznym, skeczu, piosence. Przede wszystkim jednak los obdarzył go poczuciem humoru i dowcipu. Był rozmaicie obsadzany, ale widzimy go w galerii ludzi dobrych, ciepłych, rzewnych. Może dlatego że, jak pamiętają koledzy ze sceny, miał wrodzoną umiejętność dzielenia się z otoczeniem swoją radością… z siebie samego. Miał też nieokreślony sekret osobistego uroku. Nie walcząc z danym od Boga wyglądem, sposobem mówienia, spojrzenia i sobie właściwym ruchem, przez lata tworzył postaci charakterystyczne, w tym okrutne i zaskakująco gwałtowne, ale częściej komediowe, rozbrajające, dobroduszne i liryczne – czarujące.
Wyjątkowo zdarzało mu się otwierać w rozmowie z dziennikarzem. „Dla mnie granie to powołanie innego, żywego człowieka. Mam taki wewnętrzny kalendarz na własny użytek, nie z datą ani porą roku, ale z tym, co się działo w moim życiu. Są role efektowne, często nagradzane oklaskami, aplauzem, ale są i nieefektowne. Publiczność je dostrzega, ale nie stają się głośne. Nakład pracy, zaangażowanie zawsze muszą być największe. Scena zmusza nas do największego wysiłku. Z zapisanej przez autora postaci w literaturze staramy się stworzyć człowieka, tchnąć w bibułę życie, stworzyć taką postać, by była wiarygodna, prawdziwa, przekonywająca. Istotą autora jest stwarzanie wymyślonej postaci. Aktor zżywa się z postacią. W tym zawodzie są okresy, że lepiej się wiedzie, że gorzej, są też okresy przejściowe. Przeżywamy wzloty i upadki, zdarzają się przerwy, podczas których nie ma znaczących ról. Jest to zawód szalenie związany z prywatnością. Bo aktor podświadomie czerpie z własnych przeżyć, co nie znaczy, że kopiuje własne przeżycia – po prostu wybiera najodpowiedniejsze warianty zachowań. Role są zlepkiem zarejestrowań własnych obserwacji”11.
By zamknąć ów wątek pewnej osobności Mieczysława Czechowicza, jego skrytości i nieafiszowania się własną osobą, pomocny będzie fragment Wieczoru IX (Zupełnie inna historia) Kabaretu Starszych Panów. Zaraz po piosence Pani Monika jest scena, w której Jeremi Przybora wyjmuje z kieszeni i unosi na wysokość wzroku kartkę, by przeczytać, jak sam zapowiada, „niektóre wymiary pana Czechowicza”. Tak, wymienia prawdziwe nazwisko aktora. Jerzy Wasowski natychmiast głośno protestuje: „Pan sobie tego nie życzy!”. Czy to aluzja do tajemnicy, jaką otaczał siebie aktor?
Podsumowując ów rachunek sumienia i odpowiadając na pytanie czytelnika, skąd moja wiedza o wielu szczegółach, nie sposób nie wspomnieć o żywym źródle informacji, niedawno wydobytym na światło dzienne, które latami magazynowało i kompresowało pokłady biograficznych wiadomości. To placówki Instytutu Pamięci Narodowej. Mieczysław Czechowicz, z powodu sprawy sądowej jeszcze we wczesnej młodości, ma tam swoje miejsce, swoje teczki i ślady zainteresowania służb długo po sierpniowej amnestii w 1945 roku, która przestępstwo „puszczała w niepamięć i przebaczała, a karę darowała”, ale tylko pozornie zamykała zainteresowanie jego osobą. Niektóre z informacji wplotłam w treść książki, inne zostały przytoczone expressis verbis12.
Podobny do obojga
Data ślubu Stefanii z Budzyńskich i Edwarda Czechowicza zatarła się w pamięci. Ale jest pamiątkowe zdjęcie. Zrobione u fotografa w Lublinie. Na odwrocie ślubnego portretu pieczątka zakładu fotograficznego nie jest już do odczytania.
Widząc rodziców, śmiało można uznać, że Mietek podobny był do obojga. Stefania jest nieszczupła, o regularnych rysach twarzy, z włosami modnie obciętymi à la garçonne. Kilka ciemnych kosmyków widać spod długiego tiulowego welonu z otokiem z perełek i z tak zwanym czółkiem ciasno nasuniętym aż po brwi, a wyżej ozdobionym diademem. Skromny naszyjnik, z podwójnymi wisiorkami. Edward – młody i dziarski, z włosami na jeża – szedł do ołtarza w wojskowym mundurze. Na ramieniu widoczna jest liczba „44” jego Pułku Strzelców Kresowych. Na piersi ma trzy ordery: Krzyż Walecznych na Polu Chwały, Medal Pamiątkowy za wojnę 1918–1921 i trzeci – upamiętniający Dziesięć Lat Niepodległości. Ten medal podpowiada datę post quem ślubu,czylimiał on miejsce po 1928 roku. Na fotografii widać jeszcze bukiet drobnych białych chryzantem, zapewne ślub odbył się jesienią.
Bohater tej książki, zapytany, czym bywa talent, odpowiedział: „Jest przypowieść o aktorze wyjaśniająca w sposób zabawny tę tajemnicę. Człowiek zdolny to ten, którego mamusię, gdy chodziła w odmiennym stanie, Bozia pogładziła po brzuszku”1. Być może taki fakt zaistniał, zanim się urodził. Miał może pół roku, gdy został po raz pierwszy sfotografowany. Na uroczym zdjęciu, wykonanym już w Równem w atelier Sz. Galperina, widzimy Miecia Czechowicza „jak go Pan Bóg stworzył”, w pozie klasycznej dla niemowląt tamtej epoki – leżącego na brzuszku. Już pewnie unosi głowę, dźwiga się na rączkach i bystro patrzy w obiektyw. Położono go na konsoli, jednym z obowiązkowych mebli w ówczesnym fotograficznym atelier. Dla wygody i ciepła konsolę wymoszczono futrem. Nie jest to klasyczny barani kożuszek, lecz puszyste futro z dłuższym, prostym włosem.
Przyszedł na świat w jednej z kamienic przy lubelskim Rynku. Potem od 1945 roku mieszkał, podobnie jak Bohdan Łazuka, przy ulicy Kołłątaja. Po studiach aktorskich obaj znaleźli pracę w Warszawie. Łazuka często jeździł do lubelskiego domu. Gdy wracał do stolicy, Mietek, widząc go, nieodmiennie pytał, czy ulica Kołłątaja, adres z jego młodości, nazywa się już Czechowicza. Żart powtarzali sobie za każdym razem, nieświadomi, że z czasem temat będzie wracał podczas niekończących się dyskusji na sesjach lubelskich radnych i miejskich decydentów. Tę anegdotę o nazwie ulicy przytacza w swoich wspomnieniach Jerzy Gruza. Pisze też z żalem, że Czechowicz nie doczekał zwyczaju odciskania dłoni na deptaku w Międzyzdrojach. „Gwiazdy odciskają w betonie. Ręce, stopy, pośladki, czym kto wdrapał się na szczyt gwiazdorstwa, to odciska…”2. (Kiedyś przy takiej okazji reżyser usłyszał pytanie: „A gdzie Aleja Udręczonych Widzów?”3).
Jeszcze jeden ślad sąsiedzkich relacji z lubelskiej ulicy Kołłątaja odnajduję w książce Znamię pióra ks. Arkadiusza Paśnika: „W tej samej bramie co my mieszkał pan Bogdan Łazuka i jego mama. W bramie obok Romuald Lipko z legendarnej Budki Suflera, a Mieczysław Czechowicz, który użyczył swego serdecznego głosu Misiowi Uszatkowi, mieszkał w bramie naprzeciwko”4.
Tak więc Czechowicz urodził się we wrześniu 1930 roku, zapewne w domu rodziców, w Lublinie. Gdy miał kilka miesięcy, rodzice zamieszkali w Równem po oddelegowaniu ojca do tamtejszej jednostki. Jeśli ktoś pamięta rubryki dowodów osobistych z lat PRL-u, wie, że gdyby Mietek urodził się za wschodnią granicą z 1945 roku, miałby na długo wpisane miejsce narodzin: „Równe, ZSRR”. Tak było z jego młodszym bratem, Januszem, urodzonym w Równem 14 czerwca 1934 roku.
Dla Mieczysława, a może raczej miłośników jego sztuki aktorskiej, miejsce urodzenia w Lublinie stało się problemem rosnącym wraz z popularnością, a potem sławą jako znanego obywatela z tego miasta. Ilekroć bowiem po śmierci cenionego i lubianego aktora chciano uczcić jego naturalny związek z Lublinem, na drodze stawał Józef Czechowicz (1903–1939), lubelski poeta awangardowy, określany mianem sugestywnego katastrofisty, zapamiętany też dzięki sentencji „Kto czyta – żyje wielokrotnie, kto zaś z książkami obcować nie chce, na jeden żywot jest skazany”. Konkretne, wymierzalne zasługi Józefa dla Lublina są jednoznaczne, pełne i nieproporcjonalnie głębsze niż fakt, że Mieczysław przyszedł tam na świat i zaczął karierę, ale jako amator.
Jest więc plac Józefa Czechowicza, Muzeum Literackie z nim jako patronem i Szkoła Podstawowa nr 19. Ku czci i pamięci awangardowego poety organizowany jest konkurs recytatorski jego imienia. Podkreślmy, że obu lubelskich Czechowiczów nie łączyły rodzinne związki. Rodzina ojca Mieczysława pochodziła z okolic Rzeszowa. Józef, poeta, urodzony trzy dekady przed Mieczysławem, był bezsprzecznie postacią mocno osadzoną w Lublinie, zarówno faktograficznie, jak i emocjonalnie, czemu niejednokrotnie dawał wyraz w swojej twórczości.
A Mieczysław, popularny artysta, doceniany aktor, nie doczekał się przejawu lokalnego uznania, które byłoby widoczne w nazwie ulicy czy placówki kultury. Nienazywanie ulicy wydaje się oczywiste, nazwy byłyby mylone. Może więc inna forma miejskiej pamięci? Sprawa co rusz powraca w lokalnej prasie: czy ma to być rondo, skwer, park? Miejsce, które nie jest pocztowym adresem, ale poświadcza o pamięci? Ostatnio, w 2020 roku, petycję o „upamiętnienie Mieczysława Czechowicza w przestrzeni publicznej miasta” złożyło Zjednoczenie Chrześcijańskich Rodzin. Rada Miasta uznała wniosek za zasadny i na tym chwilowo sprawa się zakończyła. Retoryczne pytanie Mieczysława kierowane po wielokroć do Bohdana Łazuki, czy lubelska ulica Kołłątaja jest już przemianowana na ulicę Mieczysława Czechowicza, miało więc coś z żartu i przekory, ale może i pokazywało coś więcej.
Wiedza o rodzicach aktora jest daleka od możliwości nakreślenia pełnego obrazu rodziny. Matka, Stefania z Budzyńskich, urodzona 15 maja 1907 roku w Lubartowie, rysuje się jedynie jako osoba prowadząca dom czy umiejąca szyć, potem urzędniczka. Do Lublina przyjechała, by uczyć się w gimnazjum. Mieszkała jeszcze długo po wojnie w Lublinie, potem w Warszawie, blisko synów. Przyszło jej przeżyć śmierć Mieczysława.
O ojcu wiemy znacznie więcej. Edward Czechowicz urodził się 11 XI 1896 roku, był synem Leona i Marii z domu Draus. Przyszedł na świat w Stanach Zjednoczonych, w West Pullman, dzielnicy Chicago. Jego rodzice za chlebem wyjechali za ocean. Ale Edward jako nastoletni chłopak, wcześniej niż były widoki na niepodległość Polski, wrócił do rodzinnego Miłocina. Z zachowanych dokumentów wynika, że już w 1912 roku był w kraju. Na frontach I wojny światowej walczył w Legionach. Jako żołnierz dosłużył się stopnia oficera.
Ale zebranie o nim szczegółowszej wiedzy też nie jest proste. Obiecująca wydawała się zawartość teczki z jego nazwiskiem przechowywanej w podwarszawskim Rembertowie w Wojskowym Biurze Historycznym5. Okazało się jednak, że kryje ona raptem osiem kartek zapisanych na maszynie i odręcznie, zwykłym piórem. Poszerzają wiedzę, ale to wszystko niewiele. Ważna informacja: Edward Czechowicz, data wstąpienia do W.P. – 6.08.1914, a dalej, chorąży, piechota. Żonaty, urodzony 11 XI 1896. Wykształcenie cywilne: Niższa Szkoła Rolnicza w Miłocinie pod Rzeszowem, do 1914 roku. Potem służba w Legionach Polskich w charakterze szeregowca od 8 VIII 1914 do 15 XI 1916, i w stopniu podoficera kaprala od 16 XI 1916 do 18 II 1918 roku. Internowany w obozie Legionistów w Szaldobosz (Węgry) od 19 II 1918 do 13 III 1918. Służba w I Korpusie generała Dowbor-Muśnickiego po ucieczce z obozu internowanych od 14 III 1918 do 3 V 1918, potem służba w Polskiej Sile Zbrojnej od 10 V 1918 do 31 X 1918. Dalej równie szczegółowy przebieg służby, udział w wojnie polsko-bolszewickiej.
Oczywiste dla świata wojskowych skróty niemal każdego słowa układają się w dość irytujące dla cywilów ciągi. Na przykład: „8 p.p. Leg. dawny 2 p. Polskiej Siły Zbr. dca dr. km. (kraj) 1 XI 1918 – 3 I 1919”. I dalej, podaję dla porządku, bo wiele można odcyfrować: „8 p. p. Leg. 4 I 19 – 2 III 19 r. (front), dow. plut., piechoty 21 III 19 – 30 XI 20 (front); dow. komp. 1 XII 20 – 15 III 21 (front)”. W rubryce „w czasie pokoju” wyszczególniono etapy kariery Edwarda od 15 III 1921 do 16 V 1927. Był dowódcą kompanii, przeszedł kursy i przeszkolenia w Chełmie, by awansować na młodszego oficera kompanii. Były też, niestety, kary dyscyplinarne: 14 dni aresztu śledczego za występki z par. 141 W.K.K. [Wojskowego Kodeksu Karnego] i par. 90 W.K.K., czyli za samowolne opuszczenie posterunku jako d-ca warty i świadome zatajenie prawdy. I sądowe: dwa miesiące więzienia za występek przywłaszczenia z par. 138 W.K.K. o znamionach z art. 574 cz. I i III k.k.r. przez Wojskowy Sąd Okręgowy nr II w Lublinie.
Widocznie jednak te naganne zdarzenia nie przeszkodziły Edwardowi w uzyskaniu dobrej opinii. Potwierdzają to „Ogólne oceny kwalifikacyjne od 1921 do 1929” z zaznaczeniem, kto opiniował. Na sumujące pytanie w kwestionariuszu: „na jakie stanowisko nadaje się najodpowiedniej?”, pada pisemna odpowiedź: „na d-cę plutonu kompanii strzeleckiej”.
W rembertowskim archiwum przechowywany jest także wniosek, by w myśl rozporządzenia Rady Obrony Państwa z dn. 11.06.1920 roku Edwarda Czechowicza odznaczyć Krzyżem Walecznych. Do wniosku dołączony jest „Szczegółowy opis czynów”. Z oryginalnej wersji opisu dowiadujemy się, że: „sierż. st. Czechowicz Edward dnia 20.07.20 roku pod wsią Dubrową w wypadzie za rzekę Styr, prowadząc pluton brawurowym atakiem na bagnety, wyrzucił dwa szwadrony spieszonej kawalerii Budionnego ze wsi i utrzymał się, odbijając trzykrotnie kontrataki nieprzyjaciela, naniósł mu ciężkie straty, czym ocalił prawe skrzydło 7 P.P.Leg. od odcięcia. W odwrocie zza Styru, kiedy kompania kryła odwrót pułku i nie mając zupełnie amunicji zmuszona była cofać się, w najkrytyczniejszej chwili, będąc szefem komp. dostarczył amunicji i tym przyczynił się do tego, iż kompania zatrzymała się i mogła wykonać swoje zadanie, nanosząc straty nacierającej kawalerii nieprzyjacielskiej”. Poniżej, dla uwiarygodnienia, dwa podpisy świadków.
Jest i osobne, też odręczne, poświadczenie: „Jako naoczni świadkowie poświadczamy prawdziwość czynu opisanego we wniosku na odznaczenie Krzyżem Walecznych dla st. sierż. Czechowicza Edwarda”. I podpisy. Dalej „opinie przełożonych i wniosek na stopień krzyża”. Na przykład: „Bardzo dzielny podoficer wykazał wiele znajomości służby w polu i był zawsze przykładem dla innych, 17 II 20”.
Kolejne rubryki przybliżają proces ukoronowany odznaczeniem Krzyżem Walecznych, które miał otrzymać po raz pierwszy. Procedurę zamykają dzienne daty i podpisy. „12.12.20. dow. dywizji gen. Leon Berbecki, dow. frontu gen. Edward Rydz-Śmigły, dow. brygady ppułk. Władysław Bończa-Uzdowski” oraz kilka nazwisk.
I jeszcze adnotacja z datą 1 XII 1930: żonaty, odznaczenia K.W. medal pamiątkowy za wojnę 1918–1921. W rubryce: ile miesięcy na froncie (wojna polska) – 26 miesięcy 11 dni. I dodana później nota o wręczeniu Medalu Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, z profilem Piłsudskiego na awersie i płaskorzeźbionym oraczem na rewersie. To ustanowiony we wrześniu 1928 roku medal za nienaganną służbę państwową. Zachowała się jeszcze jedna fotografia Edwarda, legitymacyjna, także w mundurze, w nieco starszym wieku. Do trzech medali ze zdjęcia ślubnego dołączyły dwa inne: krzyż z biało-czerwonymi paskami i napisem Bojownikom Niepodległości i okrągły Medal Niepodległości. Na ramieniu Edwarda widnieje nadal naszywka z liczbą „44” – Pułku Strzelców Kresowych.
Opisane powyżej zdjęcie pochodzi z rodzinnego archiwum. W papierach w Rembertowie brakuje służbowej fotografii Edwarda, nadto dokumenty wojskowego archiwum kończą się niespodziewanie i niestety nie informują o późniejszym przebiegu służby. Wiadomo tylko, że jednostka Edwarda Czechowicza, wchodząca w skład 13. Kresowej Dywizji Piechoty, w latach 30. XX wieku stacjonowała w Równem.
Przypisy
Tajemnicza postać
1 Roman Dziewoński, Siła komizmu… destrukcyjna? Mietek, Bobek, Dudek, Wiesio czyli Czechowicz, Kobiela, Dziewoński, Michnikowski, Łomianki 2019.
2 https:www.polskieadio24.pl.
3 Zdzisław Łączkowski, Żegnamy Czechowicza, „Słowo Powszechne” 1991, nr 212.
4 Marta Sztokfisz, Nie tylko etatowy Miś, „Sztandar Młodych” 1979, nr 91.
5 Anna Borkowska, Rozmowa z aktorem, „Perspektywy”, 15 VI 1973.
6 „Trybuna Opolska” 1991, nr 227.
7 Roman Dziewoński, Dla mnie bomba Jerzego Dobrowolskiego, Warszawa 2009, s. 37.
8 Roman Dziewoński, Siła komizmu…, s. 285.
9 Roman Dziewoński, Siła komizmu…, s. 283.
10 Edward Csató, Polski teatr współczesny, Warszawa 1967, s. 179.
11 Grażyna Ciechomska, Mieczysław Czechowicz. Rola, którą najchętniej wspominam, „Trybuna Ludu” 1988, nr 53.
12 Instytut Pamięci Narodowej, BU 831/8008, BU 763/95356, LU 02/938.
Podobny do obojga
1 Marta Sztokfisz, Nie tylko etatowy Miś.
2 Jerzy Gruza, Telewizyjny alfabet wspomnień w porządku niealfabetycznym, Warszawa 2000, s. 184.
3 Tamże.
4 Arkadiusz Paśnik, Znamię, Częstochowa 2015, s. 81.
5 Wojskowe Biuro Historyczne w Rembertowie, I. 481.C.6508.
Spis treści
Czy to był przypadek? (wstęp)
Tajemnicza postać
Podobny do obojga
Kilka zdjęć, brak telefonu (Równe)
Po ucieczce (lata wojny: Lublin i Kusze)
Koszmar nie do zapomnienia (Lublin w trakcie wojny, a zwłaszcza po niej)
Robiłem gwar za sceną
Sezon zerowy (Szczecin)
Odesłany do szkoły (studia w Warszawie)
Porządkowanie papierów – próba
Teatr jest najważniejszy
Terminowanie (epizody na scenie Teatru Narodowego)
„Powędrowałem za Axerem” (Teatr Współczesny)
Kolacja
Czeczysław Miechowicz
Był stworzony do Mrożka (lata względnej wolności)
Oderwać się od mistrza (Konstanty i Tezeusz)
I liryka, i brawura (Teatr Kwadrat)
Paliwożerny moskwicz
Estrada, czyli „sobą robić teatr”
Ołówek
Koń, jaki jest…
W kontrze do „teledurniejów” (Szpak)
Wiecznie w drodze (Wagabunda)
Wolne wybory wskazują na Mieczysława (telewizja)
Poli Raksy twarz
Nieco prywatności
Po kolędzie
Nieżyczliwa krytyka
Mieczysław telegeniczny (Teatr Telewizji)
Sportowiec nie po warunkach
Strzelnica
Szlachetny drań (Kabaret Starszych Panów)
Dentysta samouk (Divertimento)
Niezwykły Kowboj Zuzia i inne piosenki
Brelok
Wojtek, czyli Eugenia
Mietek i Wojtek
Przygody w odcinkach (filmy telewizyjne i seriale)
Vivat Nowy Rok
Bareizmy i Wesele (postaci z dużego ekranu)
Co za głos (radio)
Uważaj!
Czechowicz dzieciom, czyli ciepły miś etatowy
Zawrotna kariera Misia Uszatka
Motocykl z przesiadką
Najukochańsze dziecko na świecie
„A Miecia już nie ma…”
O artyście. zawodowe fakty
Spis ról Mieczysława Czechowicza
Odznaczenia i nagrody
Źródła, bibliografia
Archiwa
Hasła biograficzne
Publikacje książkowe
Artykuły z gazet i czasopism (układ chronologiczny)
Źródła internetowe
Audycje radiowe o Mieczysławie Czechowiczu
Podziękowania
Przypisy
© Wydawnictwo WAM, 2024
© Hanna Faryna-Paszkiewicz, 2024
Opieka redakcyjna: Damian Strączek
Redakcja: Anna Śledzikowska
Korekta: Monika Karolczuk
Projekt okładki: Adam Gutkowski
Fot. na pierwszej stronie okładki © fot. Zygmunt Januszewski / TVP / East News (na planie Szmaragdowego naszyjnika, reż. Zenon Wiktorczyk, 1974 r.)
Opracowanie graficzne i skład: Lucyna Sterczewska
Fotografie pochodzą z archiwum rodzinnego Mieczysława Czechowicza
oraz Autorki za wyjątkiem:
Archiwum Teatru Kwadrat – s. 158, s. 163
Archiwum Teatru Współczesnego: fot. Edward Hartwig (s. 90, 100, 103, 105, 108, 111, 112, 124, 128-129, 132, 139), fot. Marek Holzman (s. 142-143, 149, 154–155), fot. Andrzej Krynicki (s. 152)
INPLUS / East News – s. 272, 291, 306
Narodowe Archiwum Cyfrowe / fot. Edward Hartwig – s. 70, 96, 98
Polfilm / East News – s. 282, 285, 290
Ze zbiorów Romana Dziewońskiego: archiwalne (s. 19, 58, 146, 164, 180, 186, 210), fot. Bogusław Kielski (s. 228), fot. Jerzy Dobrowolski (s. 170), rys. Izabella Kulczyńska (s. 84)
fot. Jacek Barcz / East News – s. 300
fot. Zygmunt Januszewski / TVP / East News – s. 8, 89, 190, 206, 216, 225, 227, 234, 238, 328
fot. Bolesław Miedza / PAP – s. 294
fot. Leon Myszkowski – s. 79–80
fot. A. Piotrowski / PAP / CAF – s. 276
fot. Janusz Sobolewski / Forum – s. 10
ePub e-ISBN: 978-83-277-3689-5
Mobi e-ISBN: 978-83-277-3690-1
MANDO
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
mando.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255
e-mail: [email protected]