Dawne tajemnice - Krystyna Mirek - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Dawne tajemnice ebook i audiobook

Krystyna Mirek

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Majka próbuje rozwikłać tajemnicę śmierci ojca.

Prawda jednak ma bardzo wysoką cenę, a zaskoczenie staje się chlebem powszednim dla wielu osób. Tajemnice sprzed lat zaczynają wychodzić na jaw. Burmistrz miasta staje po drugiej stronie barykady gotów na wszystko, wiedząc, ile Majka ma do stracenia. I zna więcej jej sekretów niż ona sama się spodziewa.
Na czym można jeszcze zbudować nadzieję, kiedy okazuje się, że oszukał cię ktoś, kogo najbardziej kochałeś? I czy wśród bezpardonowej walki może pojawić się prawdziwe uczucie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 288

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 58 min

Lektor: Krystyna Mirek
Oceny
4,5 (714 oceny)
461
188
56
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pakli18

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę mniej trzyma w napięciu, niż pierwsza część, ale i tak jest dobrze.
10
Zielona2017

Dobrze spędzony czas

Ciekawe dalsze losy bohaterów
00
Hipokryzja49

Nie oderwiesz się od lektury

Druga część porusza wątki kryminalny, rodzinne,przemoc domową,Majka stara się pokazać kobietom że można przeciwstawić się domowemu tyranowi. Wątek kryminalny i odniesienie się do przeszłości powoduje to że czyta się z zapartym tchem,zabieram się za 3 część ,polecam!!!
00
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

wciągnęłam się
00
KKoch01

Nie oderwiesz się od lektury

Super. Przeczytałam jednym tchem 🙂
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

 

 

 

Psychopaci istnieli zawsze.

Akceptowano ich, bo bardzo trudno z nimi walczyć. Jeszcze niedawno nikt nie rozumiał, że są chorzy. Często to osoby na stanowiskach dających władzę. Wiele mogą.

Chroni ich także system patriarchatu, który wspiera siłę, pozory, sztywny podział ról i obowiązków.

W jego cieniu łatwo kryje się przemoc i krzywda. Smutek zostaje przypudrowany.

Takie życie – mówią ludzie, a w tym stwierdzeniu mieści się za wiele.

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

 

Ryszard Mirski, komendant policji w Borkach, siedział w kuchni przy zgaszonym świetle. Myślał tak intensywnie, że wręcz namacalnie czuł, jak liczne argumenty biegają po jego ścieżkach neuronowych, rozgrzewając je do czerwoności. Tam i z powrotem.

Była już jedenasta w nocy. Majka Sokołowska wciąż nie wyjechała z miasta. Zegar tykał.

Mirski stanął po jej stronie pod wpływem gwałtownego gniewu i współczucia dla skrzywdzonej dziewczynki. Dziecko, które widziało zbyt wiele, całkowicie niewinne, ponosiło teraz karę za błędy rodziców. Bardzo surową.

Z całą pewnością burmistrz Karboski miał oko na jej mieszkanie. Wiedział, że krzywo zaparkowany samochód wciąż tkwi pod blokiem.

Majka miała się pojawić w pracy jakby nigdy nic. Jakby nie obiecała najbardziej wpływowemu człowiekowi w tym mieście, że niezwłocznie wyjedzie.

Ile było takich spraw, na które do tej pory Mirski przymykał oko? Nauczył się już dawno, że policja nie wszystko może. Czasem z braku dowodów wymykali się na wolność ewidentnie winni ludzie, czasem ktoś miał tak szerokie polityczne plecy, że wychodził obronną ręką z każdych kłopotów, a oni patrzyli na to bezradni.

Aleksander Sokołowski, jego przyjaciel z lat młodości, bardzo się o to wkurzał. Chciał walczyć z całym światem i często to robił. Ale on zginął młodo. Jego idealizm nie zdążył się zużyć podczas niekończących się zwyczajnych dni, kiedy w kółko trzeba było zmagać się z tym samym.

Rysiek w znaczącym stopniu poddał się właśnie po jego śmierci. Burmistrz Karboski bez przerwy wtrącał się w sprawy policji. Rządził w tym mieście od lat, przekraczając swoje uprawnienia. Rada miejska jadła mu z ręki. Wielkim politykom się nie narażał, siedząc grzecznie w swojej małej miejscowości i starając się nie rzucać w oczy.

Gdyby nie Majka, mogłoby to tak trwać do końca kadencji. Ostatniej, jaką zaplanował. A także do ostatnich dni służby Ryszarda Mirskiego, którego największym marzeniem w tym momencie była spokojna emerytura.

Jeszcze nie tak dawno świat wydawał się poukładany. Wszystko tu miało swoje miejsce i czas, a ludzie wyznaczone role.

Jednak ta młoda dziewczyna wpadła jak ziarenko piasku w tryby wielkiej maszyny i spowodowała, że całość się zatrzymała z wielkim zgrzytem. A teraz on miał zdecydować, w którym kierunku przekręcić wajchę.

Naprawdę nie czuł się na siłach. Co rusz ocierał pot z czoła, spoglądał w stronę poddasza, gdzie spała jego żona i dziewiętnastoletni niepełnosprawny syn. Ryszard starał się nie czynić żadnego hałasu, bo sen chłopca był wyjątkowo delikatny.

Coraz większy strach podchodził mu pod gardło.

Obiecał Majce, córce swojego najlepszego przyjaciela, że pomoże jej odkryć prawdę. Wspólnie wyjaśnią sprawę zabójstwa jej ojca i na dobre rozwiążą tajemnicę zbrodni sprzed lat.

Ponoć prawda wyzwala. Wcale nie był tego taki pewien.

Wciąż nie rozumiał, z jakiego powodu tak bardzo się boi, jakby to on miał tutaj najwięcej do stracenia.

Podniósł się wreszcie z krzesła i po raz ostatni otarł pot z czoła.

Wziął do ręki telefon. Chciał do niej zadzwonić już dwie godziny temu. To była jedna z najtrudniejszych decyzji w jego życiu. Jakby stał nad przepaścią i wiedział, że nie ma odwrotu. To irracjonalne przekonanie towarzyszyło mu od pierwszego momentu, kiedy usłyszał, że Majka Sokołowska wraca do miasta. Wciąż nie miał pojęcia, skąd to obezwładniające przerażenie. Co takiego kryło się w sprawie zamordowanego Aleksandra Sokołowskiego, że rozwiązanie zagadki wydawało się najgorszym wyjściem na świecie?

Czuł, jak pętla zaciska mu się wokół szyi, a także że bardzo dobrze ją zna.

Ciągle się czegoś bał.

Spojrzenia żony, w którym czaił się wyrzut, że jest odpowiedzialny za chorobę ich syna. Opinii burmistrza Karboskiego, który zawsze traktował go z lekceważeniem i korzystał z każdej okazji, by go poniżyć. Każdego dnia w pracy, gdzie mogło wydarzyć się coś, co odbierze mu szansę na emeryturę. Mieszkańców miasta, bo mogliby mu nie wybaczyć, że nawalił w tamtej najważniejszej sprawie.

Ten kołowrót się nie kończył.

Miał dość.

Bez względu na wszystko, co miało się wydarzyć, chciał pozbyć się tego mdlącego uczucia nieustającej obawy, niepewności. Chociaż raz spokojnie odetchnąć. Przestać się w kółko bać.

Wybrał numer i nacisnął słuchawkę. Miał nadzieję, że dziewczyna nie śpi. Nie mylił się. Odebrała bardzo szybko.

– Musimy się spotkać – powiedział. – Przemyślałem to wszystko. To nie jest jednak, kurwa, taka prosta sprawa, jak się wydaje. Trzeba się naradzić.

– Dobrze – zgodziła się Majka.

– Wezmę też po drodze Michała – dodał, drapiąc się po nieogolonej brodzie. – Myślę, że oboje potrzebujemy kogoś, kto się będzie przyglądał z boku naszym działaniom. Jesteśmy zbyt mocno związani ze sprawą. A on i tak wie o tobie najwięcej.

Nie odpowiedziała szybko. Czuł, że się waha, nic dziwnego.

– To będzie trudny krok – zareagowała wreszcie.

– Jak wszystkie – odparł. – W ciągu najbliższych tygodni, może miesięcy, niczego łatwego się nie spodziewaj.

– Zgoda – zakończyła szybko.

Włożył czapkę, kurtkę i buty, po czym cicho wyszedł z domu. Jego żona, Marta, niczego nie usłyszała. A nawet gdyby tak było, pewnie i tak by nie zareagowała. Przyzwyczaiła się do wezwań o najróżniejszych porach dnia i nocy.

A może było jej obojętne, czy jest, czy go nie ma?

Zacisnął dłoń na kluczykach od samochodu.

Bardzo kochał tę dziewczynę. Od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczył. Nie zmieniało to jednak faktu, że teraz, kiedy wsiadał do samochodu i kładł na szali całe swoje zawodowe życie, nie umiał sobie przypomnieć zbyt wielu dobrych chwil. I ta konkluzja mocno go zabolała.

 

* * *

 

Michał wyskoczył z łóżka natychmiast po telefonie komendanta. Polecenie nie było służbowe i zaskoczyło go, ale przygotował się do wyjścia w ciągu minuty. On się nie bał tego wyzwania. Wręcz przeciwnie. Cały palił się do działania. Miał nadzieję, że wreszcie coś się wydarzy. Zmieni wszystko na lepsze. Nie mógł już wytrzymać tego napięcia.

Przeszedł na palcach przez uśpiony dom, minął sypialnię rodziców i szybko skierował się na zewnątrz. Chłodne powietrze dodało mu energii.

 

* * *

 

Majka zbiegła na dół, by im otworzyć.

Domofon wciąż nie działał i nie zanosiło się na to, by ta błaha sprawa doczekała się szybkiego rozwiązania. Zbyt wiele było innych. Bardzo poważnych.

Nie spodziewała się takich gości. Ale Mirski miał rację. Jeśli chciała na dobre rozwiązać tamtą zagadkę, musiała się zgodzić na trudne kroki. Potrzebowała też wspólników.

Michał uśmiechnął się do niej, lecz ona tylko skinęła mu głową. Musiała trzymać go na dystans.

W milczeniu pokonali schody i weszli do mieszkania Sokołowskich.

Ryszard Mirski przystanął w progu i chwilę mu zajęło, zanim zrobił kolejny krok. Ostatni raz był tutaj na wizji lokalnej tuż po morderstwie, które wstrząsnęło całym miastem. Zbierał dowody. Odruchowo ominął miejsce w przedpokoju, gdzie kiedyś leżało ciało jego najlepszego przyjaciela. A potem usiadł na kanapie, którą bardzo dobrze znał. Tyle rozmów, spotkań, stare dzieje.

Majka podała im wodę w szklankach, a potem usiadła naprzeciwko nich.

– Jeśli mamy rozmawiać – powiedziała. – To trzeba zaprosić jeszcze jedną osobę.

– Nawet mnie nie denerwuj, że chcesz tu znowu wpuścić Rząskiego – oburzył się natychmiast Michał.

– Tak – powiedziała. – On dużo wie.

– To dopiero będzie Drużyna Pierścienia – roześmiał się gorzko Mirski, ale nie zaprotestował.

– Wysłałam już do niego wiadomość – powiedziała Majka. – Zaraz tu będzie. Też nie śpi po nocach.

– Przydałby się jeszcze burmistrz Karboski – powiedział komendant. – I mielibyśmy komplet. Ten dopiero sporo wie.

Michał pierwszy raz w życiu uśmiechnął się po wypowiedzi swojego szefa. Do tej pory nie znosił jego poczucia humoru. Ale dziś wszystko było inne, a noc nadawała temu spotkaniu nieco nierealny charakter.

Dziesięć minut później wszedł do środka Rząski. Jak zawsze zarośnięty, nieogolony, wielki. Mocna pierwotna męska siła. Mógł robić wrażenie na kobietach i nie przeszkadzała w tym nawet jego zła sława. Zajął miejsce na jedynym wolnym fotelu naprzeciwko Majki. Nie spuszczał z niej oka.

Michał od razu poczuł, jak jego dobry nastrój się ulatnia. Uświadomił sobie, że być może wchodzi na drogę, której koniec będzie dla niego bardzo przykry. Bo Majka spoglądała w stronę Rząskiego z wyraźną sympatią.

Czy, do licha, intuicja nie mogła jej teraz ostrzec?

– Skoro jesteśmy wszyscy. – Mirski starał się nie patrzeć w stronę nowo przybyłego gościa. – To ja zacznę – zagaił jak na odprawie policyjnej. – Mam zamiar wznowić śledztwo w sprawie zamordowanego komendanta Sokołowskiego. Obiecałem to wczoraj. – Majka kiwnęła energicznie głową. – Ale kiedy nad tym dłużej pomyślałem, dotarło do mnie, że jeśli to zrobię, natychmiast odbiorą mi tę sprawę. Nie pozwolą prowadzić jej po raz drugi. Jeśli zgłosimy, że pojawiły się nowe dowody, zainteresują się tym spece z wojewódzkiej. Kąsek jest dostatecznie łakomy, a historia z ich perspektywy ciekawa. Czasu nie da się cofnąć, a my chcemy znaleźć prawdę. Spróbujmy więc najpierw zgromadzić trochę materiału dowodowego. Zanim ruszy oficjalne śledztwo, działajmy na razie prywatnie.

Już ryzykował. Już widział, jak spokojna emerytura odpływa w niebyt. Jeśli tylko noga mu się powinie, nikt nie wykaże się zrozumieniem.

– Ja bym proponował zacząć od sprawdzenia, czy wszyscy możemy sobie ufać – wtrącił się Michał, po czym rzucił wrogie spojrzenie Rząskiemu. – Pracuję w policji od niedawna – dodał. – Ale nie ma tygodnia, żebym od kogoś nie usłyszał, że powinniśmy cię zamknąć – zwrócił się do niego bezpośrednio. – Myślę, że Majka miała zły pomysł, zapraszając cię tutaj – dodał na koniec.

Mężczyzna pochylił się do przodu. Jego szerokie plecy zasłaniały wejście do pokoju. Zaplótł dłonie i mocno je zacisnął, a potem poprawił zmierzwione włosy i podniósł głowę. Nie wyglądał dobrze. Oczy miał przekrwione, jakby dużo pił i mało spał.

Pewnie oba tropy były prawdziwe.

– Też nie lubię gadać z policją – odezwał się wreszcie. – A już szczególnie z tobą – oddał cios. – Komenda w Borkach znana jest z tego, że paprze każdą sprawę, do której się weźmie. – Grymas złości przebiegł przez twarz Mirskiego, ale się nie odezwał. – Jesteście niewiarygodnie słabi. Jedyne, co potraficie zrobić, to łapać za przekroczenie prędkości i spisywać dane przy stłuczkach. Ale nawet drobne kradzieże często pozostają nierozwiązane. Wiem, bo czytałem wasze statystyki. To także dlatego burmistrz Karboski od lat robi swoje. Jest kompletnie bezkarny.

– To nie takie proste – odezwał się wreszcie Mirski, ale zaraz potem machnął ręką. Po co się tłumaczyć i przed kim? Gwałcicielem i kombinatorem, który dawno powinien był siedzieć za kratkami?

– Nie zrobiłem tego! – Rząski spojrzał na Majkę, jakby głównie na jej opinii mu zależało. – Prowadziłem śledztwo, nie pierwsze w moim życiu. Szło mi bardzo dobrze. Miałem doświadczenie. To była już trzecia duża sprawa. Poprzednie dwie zakończyły się sukcesem, także medialnym. Staliśmy się znani w środowisku i przez chwilę pomyślałem nawet, że taki mały burmistrz w jakimś zapyziałym miasteczku to ktoś poniżej moich ambicji. Tymczasem rozjechał mnie jak pluskwę i nie daruję mu tego! – Wyraz twarzy miał teraz wielce nieprzyjemny. – Brakuje mi tylko jednego elementu, by powiązać obie sprawy. Jestem przekonany, że zabójstwo komendanta ma jakiś związek z burmistrzem i możemy to znaleźć.

– No dobrze. – Michał się wyprostował. – Pozwól, że zadam kilka pytań, skoro chcesz z nami pracować.

Rząski spojrzał na Majkę. Chyba liczył, że zaprotestuje. Ale ona tego nie zrobiła. Zacisnął więc usta i kiwnął głową. Mógł trochę opowiedzieć. Ten młokos i tak nie był w stanie przyprzeć go do muru.

– Jak poznałeś tamtą kobietę? – zaczął Michał. – Bo przecież nie zaprzeczysz, że byłeś u niej w nocy, kiedy doszło do przestępstwa?

– Na wyjeździe służbowym – odparł Rząski. – W hotelu. Siedziałem przy barze, próbując zabić czas. Dużo wtedy wyjeżdżałem w delegację. Samotne wieczory dawały mi w kość. To ona do mnie podeszła. Była bardzo atrakcyjna, miła. Na dodatek wyobraźcie sobie, że czytała wszystkie moje artykuły! To ona zaproponowała mi drinka. – Na chwilę jego rysy twarzy jakby złagodniały. Wrócił do tamtego świetnego momentu, kiedy był znanym dziennikarzem śledczym, przystojnym mężczyzną. Ciekawym człowiekiem, który cieszy się powodzeniem wśród innych.

Michał przez chwilę wyobraził sobie, jak by wyglądał ogolony, umyty i inaczej ubrany, bez tej ponurej miny i oczu pełnych nienawiści. Być może całkiem nieźle. Zerknął na Majkę, żeby sprawdzić, czy ona myśli o tym samym. Ale trudno było cokolwiek stwierdzić. Jej twarz pozostawała nieprzenikniona. Jak zawsze, gdy coś ją mocno dotykało.

– To brzmi jak historia, która nie miała prawa się wydarzyć – powiedział do Rząskiego. – Zbyt dużo idealnych elementów.

– Co masz na myśli?! – zirytował się mężczyzna. Poruszył się nerwowo i w tym momencie każdy gotów byłby uwierzyć, że zrobił to, co mu zarzucano. Wyglądał na nieobliczalnego nerwusa, zdolnego do wszystkiego pod wpływem gwałtownych emocji. – Myślisz, że nie miałem wtedy fanek?! – krzyknął. – Że atrakcyjna kobieta nie może mi zaproponować drinka? Co możesz wiedzieć o życiu? Jesteś grzeczniutki jak ministrant. Tobie z pewnością coś takiego by się nie przytrafiło i dlatego nie mieści ci się w głowie!

Michał zacisnął usta. Czuł, jakby przegrał pierwszą fazę pojedynku. Bo przecież nie chodziło tylko o to, co się naprawdę wtedy wydarzyło w hotelu. Ale o Majkę. Pewnie właśnie myślała sobie teraz, że spokojny kolega z pracy to ciepłe kluchy na niespotykaną skalę. W wyprasowanej koszuli, z czystymi paznokciami. Bez mrocznej przeszłości. Miłośnik stałych związków i spokojnego życia. Czym mógł jej zaimponować?

Wyprostował się jeszcze mocniej i próbował poprawić w fotelu, żeby być wyższy od przeciwnika.

– Niczego ci nie zarzucam. Jeszcze – powiedział. – Po prostu myślę, że takie historie rzadko się zdarzają. Atrakcyjne dziewczyny, inteligentne, miłe i dowcipne raczej czekają, aż ktoś do nich podejdzie. Nie mają problemu z tym, żeby znaleźć towarzystwo do drinka. Być może faktycznie ona tak kochała literaturę, że wystroiła się dla ciebie i specjalnie siedziała w tym barze, ale wątpię.

– A to dlaczego?! – zawołał Rząski ironicznie. – Bo w Borkach nawet nie ma porządnego hotelu, żebyś mógł zebrać doświadczenie w takich sprawach?

– Bo fakty mi się nie zgadzają. – Michał nie dawał się sprowokować. – Czy ktoś wiedział, że tam będziesz spał? Było zaplanowane spotkanie autorskie?

– Nie – Rząski pokręcił głową.

– No właśnie. Czy twoje artykuły drukowano na pierwszych stronach gazet? Byłeś sławny? Brałeś udział w jakichś telewizyjnych celebryckich imprezach?

– Aż tak to nie! – Rząski zgrzytnął zębami. To przesłuchanie coraz mniej mu się podobało. – Po prostu świat dziennikarzy śledczych jest mały i u nas wieści o każdym sukcesie czy rozwiązaniu sprawy szybko się roznoszą.

– Ale ona nie należała do tego wąskiego grona i kiedy poszliście potem na górę, to nie analizowaliście budowy składniowej poszczególnych akapitów – odparł Michał kpiąco.

– Nie! – zawołał Rząski i spojrzał na niego ze złością.

– Miałeś żonę i dzieci – powiedział Michał. – Musiała ci nieźle zakręcić w głowie, że poszedłeś za nią jak po sznurku.

– Nic nie wiesz o takich sprawach. – Rząski spojrzał na niego z wyższością, ale Michał wcale nie czuł się gorszy. Nie w tym momencie.

– Naprawdę jej uwierzyłeś?! – Spojrzał na niego nawet z pewnym współczuciem, którego się po sobie nie spodziewał. – Ty? – dodał drwiąco. – Taki niby sławny dziennikarz śledczy, co nie z jednej pułapki się wywinął i parę osób miał szansę przycisnąć do muru? Ta dziewczyna okręciła cię wokół palca jak licealistę.

– Co sugerujesz? – oburzyła się Majka. – Że to ona go sprowokowała?! Zaplanowała wszystko od początku? Chciała zostać zgwałcona?!

– Tego nie wiem. – Michał był opanowany, choć krew mocno szumiała mu w uszach. Trochę rozumiał Rząskiego. Też by poszedł za Majką do hotelowego pokoju, mimo że ona pewnie nigdy nie włożyłaby dla niego ładnej sukienki. Wiedział, jak jest. – Myślę, że ta sprawa jednak od początku była zaplanowana – dodał.

W tym momencie Mirski kiwnął głową, dając znak, że się zgadza.

– Sądzę, że dziewczynę podstawiono, bo komuś nie podobały się twoje działania. To przecież jeden z najprostszych sposobów. Seriali kryminalnych nie oglądasz? Patent banalny, ale wciąż działa, jak widać.

Rząski wstał gwałtownie z fotela, wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza, którego nie zdjął, choć w mieszkaniu było ciepło. Zrobił kilka kroków, ale szybko skończyła mu się podłoga. Długie nogi bez trudu pokonywały szerokość pokoju. Rzucał się jak dzikie zwierzę w klatce.

Michał patrzył na niego uważnie. Został policjantem z przypadku. Ojciec po znajomości załatwił mu pracę i namówił na pójście na kurs, kiedy po raz kolejny okazało się, że punkty na świadectwie nie wystarczą, by dostał się na medycynę. Nie lubił tej pracy, ale być może miał po ojcu jakieś geny, które aktywowały się właśnie teraz. Całkiem nieźle poszło mu to pierwsze ważne przesłuchanie. A fakt, że Majka i Mirski nie wtrącali się, też to potwierdzał.

– Naprawdę jej uwierzyłeś. – Michał pokiwał głową, patrząc, jak przeciwnik miota się tam i z powrotem. Nie można mu było odmówić inteligencji. Rząski wyciągał te same wnioski, do których dochodzili wszyscy inni obecni w pokoju. – Nie wiem, czy to zrobiłeś… – mówił dalej Michał. – Ale z całą pewnością zostałeś wkręcony w sprawę.

– Nie zrobiłem – warknął Rząski i żaden sąd by mu teraz nie uwierzył.

Ciemne rozwichrzone włosy spadły mu na czoło. Wyglądał jak złe stworzenie szykujące się do walki.

– Tego dnia poszedłem do niej jak zawsze. Spaliśmy ze sobą. Tyle.

– Jak zawsze – dodał uczynnie Michał. Miał nadzieję, że Majka dobrze go słyszy. I też teraz myśli o jego żonie i dzieciach.

Rząski skrzywił się jeszcze paskudniej.

– Wyobraź sobie, że tak – rzucił Michałowi. – A potem wróciłem do domu. W środku nocy przyjechała policja. Obudzili żonę i dzieci, wyprowadzili mnie w kajdankach. Dalszy ciąg już znacie.

– Brakuje mi jednego elementu – powiedziała powoli Majka, która intensywnie myślała nad tym, co mówił. – Zostawiłeś tę dziewczynę w dobrym stanie? Chcesz nam dać do zrozumienia, że ktoś wszedł po tobie i ją skrzywdził?

– Tak myślę. – Kiwnął energicznie głową. – Innego rozwiązania nie ma.

Patrzył jej natarczywie w oczy, a Michała mdliło od tej napastliwości. Bał się, że to jej się spodoba. Czyż nie mówiła kiedyś, że popaprańcy to dla niej odpowiednie towarzystwo. Aż się wzdrygnął. Jak można tak myśleć?!

– Nie odpowiedziałeś na pierwszą część pytania – nacisnęła Majka. – Jak się czuła, kiedy od niej wychodziłeś?

– Nie pamiętam – powiedział z wahaniem. – Trochę piliśmy i kiedy od niej wyszedłem, wróciłem do domu i padłem na łóżko, żeby trochę dojść do siebie. Przyznaję, że film mi się nieco urwał.

Mirski tylko kiwnął głową.

– Piliście oboje to samo? – zapytał.

– Tak. – odparł Rząski zdecydowanie.

– No to chyba mamy część sprawy wyjaśnioną – odezwał się Mirski. Obracał w dłoniach szklankę z wodą i krzywił się. Wolałby coś mocniejszego. – Pozostanie tylko dojść, kto to faktycznie zrobił, i wsadzić go za kratki. Nie wiem, czy doczekam swojej emerytury. Czy nie zwolnią mnie dyscyplinarnie z pracy za to, co próbujemy robić. Ale póki jeszcze jestem komendantem, zamierzam wsadzić tyle osób, ile tylko się da. Niech ludzie przestaną wreszcie gadać, że policja w Borkach jest bezradna.

– Jeśli wsadzicie Karboskiego, to nam wystarczy za wszystkich – odezwał się błyskawicznie Rząski.

– Czemu tak ci na tym zależy? – zapytał Michał. – Przecież czasu i tak nie cofniesz. Zwolnili cię z pracy, żona z dziećmi odeszła – dodał z pewną satysfakcją. Nie lubił facetów, którzy zdradzają. Uważał ich za słabeuszy, nawet jeżeli sprawiali wrażenie bardzo silnych facetów.

– Jeśli pomogę przymknąć burmistrza, doprowadzę swoją sprawę do końca. Wrócę na zawodowy ring z podniesioną głową. Może nawet jeszcze bardziej sławny niż wcześniej? Moje małżeństwo pewnie jest nie do uratowania, ale przynajmniej z dziećmi uda się nawiązać kontakt. Teraz nie mam do nich dostępu. Żona próbowała mi je odebrać już z powodu samej zdrady. Ta paskudna sprawa z gwałtem dostarczyła jej tylko jeszcze więcej amunicji i argumentów w sądzie. A ja kocham moje dzieci.

Znów spojrzał na Majkę. To zdanie wyraźnie zrobiło na niej wrażenie. Utrata ojca to było coś, co dobrze rozumiała.

Puste słowa – pomyślał w tym samym momencie Mirski. – Gdyby naprawdę tak było, nigdy byś nie zdradził ich matki.

– Wierzę, że jesteś do nich w pewien sposób przywiązany – powiedział ostrożnie – ale to już nie nasza sprawa. My musimy wrócić do swoich. Jutro, a właściwie dzisiaj zaczniemy nowy dzień pracy. Karboski dowie się, że Majka nie wyjechała z miasta i nie ma co liczyć, że przyjmie to ze spokojem. Czeka nas rozgrywka z twardym przeciwnikiem. Zaczynam sądzić, że zdolnym do bardzo poważnych przestępstw.

– To prawda – odparł Rząski powoli. – Całe moje zainteresowanie waszym zapyziałym miasteczkiem wzięło się z podejrzenia, że kiedyś dawno temu Oskar Karboski popełnił morderstwo.

Jakby rzucił bombę na podłogę. Wstrząs był spory.

– Co ty pleciesz? – Mirski też wstał z kanapy. Przy tej rozmowie po prostu nie sposób było siedzieć, a zwłaszcza spokojnie. – Różne rzeczy ma na koncie, ale przecież nie coś takiego!

– Znęca się nad swoją żoną – odezwała się Majka.

– Tak! – zawołał Mirski. – Ale to jeszcze nie znaczy, że kogoś zabił! Opanujcie się! – Teraz to już naprawdę widział, jak jego emerytura odpływa w niebyt. – Karboski oszukuje trochę przy interesach, manipuluje ludźmi i pewnie jako ojciec jest słaby, jako mąż beznadziejny, ale to tyle. Nie jest mordercą!

Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo go broni. Czego się nagle wystraszył? Co w jego głowie nagle zaczęło się wiązać w jedną spójną historię?!

– Myślisz, że byłby wobec mnie tak brutalny, gdyby chodziło tylko o jakieś machinacje podatkowe? – Rząski spojrzał na niego. – Zaaranżować taki gwałt to nie w kij dmuchał.

– Zgadzam się – powiedziała Majka i przypomniała sobie sceny w samochodzie. Karboski porwał ją i pastwił się całkowicie świadomy tego, co robi. To nie było działanie pod wpływem emocji, ale zimna kalkulacja. – Czuję, że jesteśmy blisko – dodała.

Spojrzała w stronę przedpokoju. Brakujący element układanki wciąż nie pojawił się w jej głowie. Być może nie była jeszcze na to gotowa.

– Coś wam pokażę – powiedziała szybko, jakby się bała, że jeszcze chwila i wszystko sobie przypomni. – Wyciągnęła saszetkę, którą dostała dziś po południu. – Mam takie zdjęcie – powiedziała. – Mój ojciec kazał je schować. Uważał, że ma znaczenie. Chociaż mnie kompletnie nic nie mówi. Może wam jakoś się skojarzy?

Wszyscy rzucili się w stronę fotografii. Wpatrywali się w kawałek szarego muru oraz krzak rosnący na jego tle. Wokół znajdowała się tylko sucha trawa. Nic interesującego, żadnego szczegółu, który przykuwałby uwagę.

– Nie wiem – rozczarował ją Mirski, bo na niego najbardziej liczyła.

– Myślałam, że to jakieś miejsce ważne dla mojego ojca – powiedziała. – Może jest związane z czymś z waszej wspólnej młodości.

Mężczyzna próbował rozpoznać okolicę. Znał miasto bardzo dobrze, ale ten murek mógł być wszędzie. Zmienić się w ciągu lat, a nawet zniknąć. Trawa wszędzie jest taka sama, a takich krzaków rosły na obrzeżach miasta setki.

– Może ktoś inny będzie wiedział? – powiedział niepewnie. Mieli jakiegoś pecha. Nic się nie kleiło w tych dziwnych poszukiwaniach.

Rząski podszedł bliżej.

– Zróbcie kopię, powiększcie – zaproponował. – I to trzeba pokazać Karboskiemu. Zobaczyć, jak zareaguje. Może to z nim ma jakiś związek. Też się przecież dobrze znał z twoim ojcem.

– Dobry pomysł. – Mirski schował zdjęcie do kieszeni marynarki. – Dam to naszym technikom. Może coś tam jeszcze znajdą. Spróbujemy też na mapach Google, chociaż wątpię, czy taki fragment da się rozpoznać.

Majka zastanawiała się jeszcze przez chwilę, czy pokazać im pozostałe rzeczy, ale nie zrobiła tego. Nie czuła się pewnie w gronie takich wspólników. Nie sądziła też, by którykolwiek z mężczyzn rozpoznał pierścionek. A jeśli chodzi o pieniądze, to miała obawy, że mogą obciążyć jej ojca. Postanowiła więc z tym poczekać.

– Trzeba jeszcze przeszukać to mieszkanie – nacisnął Rząski i rozejrzał się wokół. – Jestem pewien, że coś tu jest.

Majka wiedziała, że ma rację. Być może jednak nie były to materialne rzeczy. Prędzej jakieś skojarzenie, klucz, który może rozpoznać tylko właściwa osoba.

– Pomogę ci – zaproponował Rząski. Michał w tym momencie napiął się jak struna. – Mam doświadczenie w szukaniu dowodów. Jest szansa, że rozpoznam podejrzaną rzecz.

– Ja też ci pomogę – odezwał się natychmiast Michał. – Również umiem kojarzyć fakty.

– Dziękuję – odparła szybko dziewczyna. Właściwie miała już zgodzić się na pierwszą propozycję, ale zmagać się z nimi dwoma nie miała zamiaru. – Dam sobie radę.

– To co? – Mirski zapiął kurtkę. – Jutro spotykamy się na komisariacie, jakby nigdy nic i ruszacie na patrol – dodał ze złośliwym uśmiechem. – Jak zawsze. Wywiązujecie się z bieżących obowiązków, a jednocześnie prowadzimy prywatne śledztwo.

– Trzeba też dokończyć sprawę włamań – powiedział Michał.

– Mogę przycisnąć chłopaka – zadeklarował się Rząski.

– Jako kto? – Komendant spojrzał na niego surowo. – Nie masz prawa nikogo przesłuchiwać, a już zwłaszcza napastliwie.

– Ja się tym zajmę – zgłosił się Michał. – Mój brat zna syna Karboskiego. Może tą drogą uda się coś znaleźć.

– Ja biorę sprawę żony burmistrza – zgłosiła Majka, a wszyscy mężczyźni powstrzymali się od komentarza. Wiedzieli, że dziewczyna ma w tej kwestii prawdziwą obsesję. A sytuacja tej kobiety była równie beznadziejna, jak żony Rudnika, miejscowego alkoholika, który ani myślał się zmienić.

Żaden z nich jednak się nie odezwał. Każdy miał swój cel. I choć pozornie stanowili drużynę, to sporo było w niej sprzeczności.

– Do jutra – powiedział Mirski. – Jestem za stary, by siedzieć całą noc, a potem pracować. Wy też wyśpijcie się chociaż trochę.

Kiwnęli głowami, ale buzowało w nich tyle emocji, że niewielkie mieli na to szanse.

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

 

Następnego dnia wcześnie rano starsza pani Rudnikowa wyszła na targ. Była w niezłym nastroju. Wszystko właściwie układało się nieźle i nie do końca rozumiała, dlaczego męczył ją dziwny niepokój.

– Dzień dobry, sąsiadko! – Drgnęła na dźwięk tego głosu.

– A witajcie – powiedziała, machając ręką. Nie lubiła tego określenia. – Takie teraz czasy, że człowiek nie może zaufać ludziom, którzy mieszkają tuż za płotem – dodała.

– No, ale my to co innego – odparła wesoło sąsiadka. – Jesteśmy miejscowi, z dziada-pradziada na tej ziemi – wyjaśniła. – Nie to, co ci przyjezdni. Widzę, że ciągle wam policję na głowę ściągają.

– Ano tak! – Rudnikowa kiwnęła głową, z zadowoleniem wchodząc w rolę ofiary oraz osoby pokrzywdzonej przez los. – Trzeba nieść swój krzyż w pokorze – dodała, siląc się na głębię. – Ci zza płota już od dwudziestu lat tu mieszkają, a nic rozumu nie nabierają.

– Ale! – Machnęła dłonią druga sąsiadka. – Obcej krwi z człowieka nie wypędzisz. Tacy to nic nie rozumieją.

– A to akurat prawda.

– Ale ja słyszałam, że wasza Alicja robotę dostała. – Kobieta rozgadała się na dobre.

– Ano tak. – Rudnikowa podeszła do tematu z pewnym dystansem. – Cieszymy się – powiedziała ostrożnie. – Zawsze to jakiś grosz do kieszeni wpadnie. Niech się dziewczyna trochę wykaże. Z pustymi rękami przecież do rodziny przyszła i cały czas na moim garnuszku siedzi.

– Ano co prawda, to prawda. – Jej rozmówczyni kiwnęła głową. A potem się pożegnała.

Dotarły już do targu i rozdzieliły się, idąc każda w swoją stronę, pilnie zajęte swoimi sprawami.

Rudnikowa postanowiła nieco zaszaleć na konto przyszłych dochodów synowej i kupiła dzieciom winogrona. Czuła się dobrze z myślą, że w domu przybędzie dodatkowa wypłata. A jednak niepokój jej nie opuszczał. Przypomniała jej się wczorajsza rozmowa. Alicja zrobiła się teraz zdecydowanie dziwna. Zaszkodziło jej to spotkanie z córką Sokoła.

Ta nowa w mieście dziewczyna wydawała się zupełnie niepodobna do ojca, a jednak miała z nim przynajmniej tyle wspólnego, że nie sposób było o niej zapomnieć. Przejść obok niej obojętnie. Zanim pojawiła się w ich życiu, wszystko funkcjonowało w przewidywalny sposób. Teraz Rudnikowa miała wrażenie, że mocno ubita droga, jaką do tej pory maszerowała przez kolejne dni tygodnia i miesiące, stała się grząska, pełna dziur oraz pułapek.

– Jeszcze nam kolejnych kłopotów brakowało – mruczała, oglądając krytycznie wystawione na straganie brokuły.

Podała wczoraj synowej swój numer konta starannie wykaligrafowany na kartce, żeby zaniosła pracodawcy. Przecież nie będzie zakładać swojego dla jednej zaledwie wypłaty. Siedem złotych opłaty miesięcznej piechotą nie chodzi. Jednak nie doczekała się ani spodziewanej wdzięczności, ani nawet zwykłego potwierdzenia, że Alicja to zrobi. Synowa tylko odłożyła kartkę na stół w kuchni i poszła do dzieci.

Rudnikowa zacisnęła usta, a potem wdała się w kłótnię ze sprzedawcą buraków. Zaczynało do niej docierać, że ta sprawa z pracą może nie być taka prosta, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

– Chyba pan oszalał! – krzyczała na sprzedawcę tak, że słychać ją było na połowie placu. – Takie podwiędnięte sztuki po sześć złotych chce pan sprzedawać?! Myśli pan, że wszyscy tutaj są idiotami? Przecież pan tego sam nie uprawia, nie sieje, nie podlewa, nie okopuje. To za co tyle pieniędzy?! Ja na pana skargę napiszę! A w ogóle to pozwolenie na handel pan ma?!

– Niech już pani szanowna się tak nie denerwuje. – Przestraszony mężczyzna szybko nasypał do siatki najładniejsze warzywa, a potem podał jej pospiesznie. – Prezent od firmy – powiedział. – Dla ulubionej klientki.

Sarkazm w jego głosie był wyraźnie wyczuwalny, ale jej to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że osiągnęła to, co chciała. Nie zdawała sobie sprawy, że jednocześnie stała się jedną z głównych atrakcji placu, a temat jej rodziny – i bez tego mocno obecny w miejscowych plotkach – rozognił się na nowo.

To właśnie dlatego, przeciskając się w ciasnocie pomiędzy straganem z butami a budką, w której sprzedawano świeży chleb, usłyszała przypadkiem rozmowę.

– Nikt, powiadam ci, nikt nie dbał o te dzieci. – Jakaś gruba kobieta emocjonowała się tematem. – Gdyby nie to młode dziecko, córka naszego inspektora Sokołowskiego, pewnie Rudnik zapiłby się na śmierć, a dzieci pomarły z głodu.

– Co też pani mówi? Przecież aż tak źle tam nie jest.

– Ja wiem, jak jest. Moja szwagierka mieszka kilka domów dalej. Mówią, że nie ma tygodnia, żeby policja do nich nie przyjeżdżała i nikt nie stanie w obronie tych dzieci ani tej biednej dziewczyny. Teraz będzie pracować, to może się jej trochę polepszy.

Rudnikowa stała za budką i była bardzo blisko wykonania czynów karalnych. Miała ogromną ochotę wyskoczyć zza ściany i stłuc te kobiety na kwaśne jabłko, wyszarpać im zniszczone tanią farbą włosy, podrapać pomalowane byle jakim pudrem policzki.

Co za przekupy! Prymitywy! Plotkary! Zamiast się zajmować własnymi sprawami, komentują życie innych.

Nie wydawało jej się, że ona robi ciągle to samo. To było coś zupełnie innego.

Początkowo miała zamiar zrobić większy zapas ziemniaków, ale teraz poczuła, że natychmiast musi wracać. Wzięła więc tylko jeden gotowy worek z porcją na obiad, po czym ruszyła w stronę domu. Bardzo jej się to wszystko nie podobało. Ludzie doprawdy kompletnie jej nie rozumieli. Dlaczego nikt nie widzi jej wysiłku? Starała się przecież, jak mogła. Cały dom był na jej głowie, a tymczasem jakaś pierwsza lepsza z brzegu baba stawia wszystko w zupełnie innym świetle.

Chętnie by napisała na nią skargę, tylko doprawdy nie wiedziała do kogo.

Przypomniała jej się rozmowa z Majką Sokołowską i jej gorzkie słowa o dzieciach, w których obronie nikt nie stanął. Poczuła się źle. Wyjątkowo. Jakby ktoś jej przetarł oczy lnianą ścierką i teraz widziała już świat inaczej. Nie była tak bardzo pewna swoich racji. Paskudne uczucie. Po stokroć wolałaby wrócić do tego, co było. Tylko że nie wiedziała, w jaki sposób.

 

* * *

 

Kiedy weszła do domu, wszyscy jeszcze spali, a przynajmniej tak jej się wydawało. Chwilę później zauważyła bowiem, że jej syn już wstał. Siedział na ławce przed domem i pił piwo. Trzy butelki stały już na ziemi. Jedna z nich się przewróciła. Nie był to nowy widok.

Jarek często zaczynał dzień od jedynego lekarstwa na ból głowy, jakie znał. Narzekał na złe samopoczucie. Wczoraj wrócił do domu niezbyt trzeźwy, ale na szczęście od razu poszedł spać. Obyło się więc bez poważniejszych kłopotów. Synowa nie odezwała się do niego ani słowem. Nie pomogła mu się położyć ani nawet nie zdjęła butów, kiedy runął na łóżko tak, jak stał.

Rudnikowa wszystko musiała zrobić sama, a przecież to nie był jej obowiązek, tylko żony.

Zajrzała do szafki i zobaczyła, że nie ma więcej piwa. Zastanowiła się odruchowo, czy nie powinna skoczyć do sklepu i przynieść synowi jakichś zapasów, ale potem zawstydziła się. Po raz pierwszy w życiu pomyślała, że może coś tutaj nie działa tak, jak powinno. Doszło nawet do tego, że zaczęła się obawiać, co na to wszystko powie jej synowa. Nigdy wcześniej taka myśl nie postała jej w głowie.

Źle się stało, że Jarek upił się akurat w dniu, w którym należało pilnie załatwić sprawę konta. Rudnikowa miała już szereg pomysłów, jak wydać te dodatkowe pieniądze, ale najpierw musiała położyć na nich rękę. Do tej pory zawsze funkcjonowało to bez problemu. Zarządzała wszelkimi domowymi finansami, choć po prawdzie dużo tego nie było.

Będzie dobrze – pomyślała i nastawiła wodę na herbatę.

Za chwilę wstaną dzieci i trzeba będzie naszykować im śniadanie.

W kuchni pojawiła się ich mama. Miała w ręce telefon, coś właśnie sprawdzała. Rudnikowa skrzywiła się więc złośliwie.

Młodzi teraz bez przerwy tylko z nosami w elektronice – pomyślała, ale nie odezwała się. Co będzie chciała powiedzieć, to i tak powie. A mądry człowiek zawsze umie wybrać odpowiedni czas.

Uśmiechnęła się krzywo do synowej, a ta aż się wzdrygnęła na ten gest, kompletnie nieprzyzwyczajona.

– Idziesz dzisiaj do pracy? – zapytała.

– Tak – odpowiedziała Alicja. – To mój pierwszy dzień.

– Ja nie wiem, czy ja się na to zgadzam. – W drzwiach prowadzących do ogrodu stanął nagle pan domu. Gospodarz. Nieogolony, niechlujny, z wielkim brzuchem i lekko już posiwiałymi skroniami.

Co się stało z moim ślicznym synkiem? – pomyślała nagle Rudnikowa i w pierwszym odruchu ze złością spojrzała na synową. To z pewnością była jej wina. Przecież to obowiązek żony dbać o męża.

Taki był w dniu ślubu przystojny – westchnęła z żalem. – Ubrany w piękny szary garnitur, wysoki, ciemnowłosy. Może tam czasem sobie i popijał na boku, ale przecież mniej niż teraz. To, co się obecnie działo, przechodziło wszelkie pojęcie.

Alicja nie odpowiedziała na zaczepkę męża. Zaczęła przygotowywać kanapki dla dzieci, nalała im herbaty do kubków i odstawiła na bok, żeby napój ostygł.

– Powiedziałem coś! – Mężczyzna uderzył dłonią w stół.

– Przestań się tak zachowywać. – Alicja stanęła naprzeciwko niego. Jej myśli szły dość podobnym torem, co u teściowej.

Co się stało z mężczyzną, którego poślubiła? Gdzie się podział tamten facet i kim był zupełnie obcy człowiek, który teraz stał naprzeciwko niej? Wściekły, nieprzyjemny, z czerwonymi oczami. Pijany, choć dopiero była siódma rano.

– Ja się nie zgadzam na żadną pracę! – zaczął wołać. – W domu jest dużo roboty. O dzieciaki trzeba zadbać, a zarabianie to już moja głowa. Faceta! Brakuje ci czegoś? Dach masz nad głową, jeść zawsze co jest. Co robisz z tym telefonem?! – krzyknął.

– Filmuję cię – odparła. – Od wczoraj.

– Chyba całkiem oszalałaś! – oburzyła się Rudnikowa.

– Po co to robisz? – zapytał mąż i zatoczył się lekko.

– Jak wytrzeźwiejesz, to ci pokażę. – Spojrzała na niego. – Żebyś zobaczył, jak teraz wyglądasz. To podobno czasem pomaga.

– Kto ci takich głupot naopowiadał? – oburzył się Rudnik, ale już nieco mniej głośno. – Pewnie ta młoda Sokołowska, która się na niczym nie zna.

– Nie. – Pokręciła głową. – Poszukałam trochę w internecie i chciałabym ci zapowiedzieć, że bez względu na twoją opinię, od dzisiaj idę do pracy. Będę miała swoje pieniądze. Na własnym koncie. – Spojrzała stanowczo na teściową. – Nawet złotówki nie wydam na wódkę dla ciebie ani na piwo.

– Nie możesz! – zawołała szybko Rudnikowa, stając automatycznie po stronie dziecka. – Macie wspólnotę majątkową i wszystko, co twoje, należy też do niego.

W tym akurat była bardzo biegła. Gdyby mogła, napisałaby na synową skargę. Ale niestety znów nie wiedziała, do kogo.

– To niech mi spróbuje coś zabrać! – Alicja odwróciła się na pięcie i poszła do dzieci.

Rudnikowa z tego wszystkiego straciła na chwilę siły. Usiadła na kuchennym krześle, po czym westchnęła ciężko.

– Ona ma trochę racji. – Te słowa z wielkim trudem przeszły jej przez gardło. Nie dlatego, że dotyczyły synowej. Ogólnie uważała, że racja to jest coś, co ma tylko ona. – Mógłbyś się trochę ogarnąć.

Mężczyzna machnął tylko dłonią i wyszedł z powrotem do ogródka. Zostało mu jeszcze jedno piwo. Był już na takim etapie podchmielenia, że umiał zachować spory dystans wobec życia. Wszelkie problemy wydawały mu się wyjątkowo łatwe do rozwiązania. Kobiety mu się, owszem, w domu trochę buntowały, ale to jeszcze nie był powód, by coś zmieniać. Czuł, że jego żona za chwilę ustąpi. Zawsze przecież tak było.

Chwilę później dostał esemesa i kilka dołączonych filmów.

 

Jak wytrzeźwiejesz, obejrzyj. Zobacz, co się z Tobą stało.

 

Aż się wzdrygnął.

Niedoczekanie twoje – pomyślał i postanowił konsekwentnie nie trzeźwieć w najbliższym czasie.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © by Krystyna Mirek, 2021

Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2021

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek

formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także

fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem

nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2021

 

Projekt okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcia na okładce: © Marie Carr/Trevillion Images

© Stephen Mulcahey/Trevillion Images

 

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Skład, łamanie i korekta: „DARKHART”

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8195-735-9

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.