Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Wciągające śledztwo ukazujące, jak niespokojny region Chin z pomocą globalnych gigantów technologicznych stał się poligonem doświadczalnym dla iście Orwellowskiego eksperymentu społecznego i świadkiem narodzin wzorowego państwa policyjnego.
Ujgurscy mieszkańcy Xinjiangu – odcięci od prawdy, poddawani ciągłej inwigilacji i otoczeni przez opresyjne siły policyjne – stali się przeklętymi, uciśnionymi wyrzutkami. Społeczne zaufanie jest systematycznie burzone. Przyjaciele zdradzają się nawzajem, szefowie donoszą na podwładnych, dzieci zwracają się przeciw rodzicom. Witajcie w doskonałym państwie policyjnym.
W oparciu o przerażające wspomnienia młodej kobiety próbującej wyrwać się z kleszczy technologicznej dystopii, własne dziennikarskie śledztwo i relacje świadków Geoffrey Cain odsłania przed czytelnikami potęgę wszechwidzących technogigantów i mrożący krew w żyłach wpływ, jaki mogą wywrzeć na przyszłość nas wszystkich.
Mieszanka policyjnej opresyjności, urzędniczej nadgorliwości, psychologicznych nacisków podlana coraz bardziej zaawansowanymi technologiami w wykonaniu chińskiej dyktatury udoskonalana od dekad w stosunku do Ujgurów miejscami jest tak niedorzeczna, że aż karykaturalna. Tyle, że to wszystko to prawda. I jest to prawda, która sprawiła, że jak pisze autor „Sinciang znalazł się w stanie lockdownu, tyle że wirusem był tu nie covid, a obsesyjna kontrola ze strony państwa.
Sylwia Czubkowska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 414
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mamie, która nauczyła mnie przejmować się stanem świata
Pomiędzy sierpniem 2017 a wrześniem 2020 roku przeprowadziłem wywiady ze 168 ujgurskimi uchodźcami, pracownikami sektora technologicznego, urzędnikami rządowymi, badaczami, naukowcami, aktywistami, a także z byłym chińskim szpiegiem, który szykował się do ucieczki z kraju. Większość z tych osób prosiła, abym użył pseudonimów, jeśli opublikuję ich wypowiedzi.
Jedynie w ten sposób mogłem napisać wiarygodną książkę o Ujgurach, Kazachach i innych grupach etnicznych represjonowanych w zachodnich Chinach. Ludzie ci mają w Państwie Środka rodziny, które mogą paść ofiarą prześladowania i tortur ze strony policji lub służb bezpieczeństwa. Część moich informatorów – osoby publiczne, których historie są już powszechnie znane – zgodziła się jednak, żebym użył ich prawdziwych nazwisk.
Imię głównej bohaterki niniejszej książki, „Maysem”, to pseudonim młodej Ujgurki, którą poznałem w październiku 2018 roku w Ankarze, stolicy Turcji. Pomiędzy październikiem 2018 a lutym 2021 roku przeprowadziłem z nią 14 wywiadów.
Zbierając materiały do tej publikacji, zastanawiałem się, czy rozważnie jest polegać na relacjach uchodźców, którzy korzystając z anonimowości, mogą odczuwać potrzebę modyfikowania swoich historii w celu poradzenia sobie z traumatycznymi doświadczeniami. Niemniej bazowanie na świadectwach osób bezpośrednio dotkniętych wstrząsami politycznymi i zbrodniami przeciwko ludzkości ma długą tradycję. Dziennikarze i uczeni od lat powołują się na wypowiedzi Rosjan, którzy zbiegli przed bolszewickim terrorem, prześladowanych przez nazistów Żydów czy uciekinierów z Kuby, Chin i Korei Północnej.
Jako korespondent zagraniczny często stykałem się z uchodźcami i ludźmi w niepewnej sytuacji, którzy rozmawiając ze mną, ryzykowali utratą pracy albo nawet życia. Wiedziałem więc, jak obchodzić potencjalne pułapki. Pieczołowicie weryfikowałem relacje najważniejszych świadków, zwracając się do ludzi, którzy ich znali i słyszeli wcześniej te historie. Zestawiałem też wszystkie zebrane w wywiadach informacje ze świadectwami innych uchodźców, doniesieniami medialnymi, chronologią wydarzeń pojawiającą się w archiwach publicznych, bazą danych ujgurskich ofiar na shahit.biz, publicznymi wystąpieniami chińskich przywódców, raportami dotyczącymi praw człowieka przygotowywanymi przez Human Rights Watch, Uyghur Human Rights Project, Kongres i Departament Stanu Stanów Zjednoczonych, a także z wynikami analiz niewielkiej grupy badaczy zajmujących się obrazami satelitarnymi, danymi komputerowymi i sprawozdawczością korporacyjną chińskich przedsiębiorstw.
Przy kluczowych wywiadach poświęcałem każdej osobie od czterech do 25 spotkań, co przekłada się na osiem do 60 godzin rozmowy. Nieraz wracałem do zadanych już wcześniej pytań, uważając na niespójności czy przemilczenia. W ten sposób natrafiłem na niewielkie rozbieżności w dwóch ze 168 relacji. W jednym przypadku odkryłem, że mój rozmówca ukrywał informacje, które ukazywały go w niekorzystnym świetle – próbował ukazać samego siebie nie jako winnego, lecz jako ofiarę.
Żadnego z tych trzech wywiadów nie wykorzystałem w książce.
Wszystkie pozostałe rozmowy okazały się spójne nawet w szczegółach dotyczących dat, miejsc, adresów i nazwisk. Większość tych detali mogłem zweryfikować, używając obrazów satelitarnych Google Maps, pism rządowych i internetowych dokumentów przetargowych, które dostarczyli mi rozmówcy, sprawozdań rocznych publikowanych online przez chińskie korporacje, a także wykorzystując własne obserwacje z podróży po Sinciangu.
Pomiędzy grudniem 2020 a lutym 2021 roku zebrane przeze mnie informacje zostały poddane drobiazgowej weryfikacji przez Wen-Yee Lee, tajwańską dziennikarkę technologiczną, dla której mandaryński jest językiem rodzimym. Sprawdziła nagrania i transkrypcje przeprowadzonych przeze mnie wywiadów, kontaktowała się z moimi rozmówcami, aby potwierdzić ich relacje, po raz kolejny upewniła się, że nic w nich nie zostało przeinaczone lub pominięte, a także dotarła do oryginalnych chińskich źródeł cytowanych w anglojęzycznych sprawozdaniach prasowych i opracowaniach. Ustępy poświęcone sztucznej inteligencji, oprogramowaniu do rozpoznawania twarzy, półprzewodnikom, zbieraniu próbek DNA i innym zagadnieniom technologicznym konsultowałem także ze specjalistami z poszczególnych dziedzin. Eksperci ci – niektórzy cieszący się dużym uznaniem w swoim środowisku – potwierdzili, że wszystko, co Ujgurzy opowiedzieli mi na temat chińskich mechanizmów inwigilacji, jest możliwe z technologicznego punktu widzenia. Odpowiedzialność za wszelkie pozostałe w tekście błędy ponoszę wyłącznie ja.
Ponieważ chiński aparat inwigilacji staje się coraz bardziej wyrafinowany, zdecydowałem się na zatajenie bądź rozmycie pewnych informacji potencjalnie umożliwiających identyfikację moich rozmówców, takich jak dokładna chronologia i miejsca zdarzeń, wiek poszczególnych osób czy czas pomiędzy kolejnymi wypadkami. Opisując historię Maysem – której pseudonim zapożyczyłem od rzeczywistej bohaterki Ujgurów – pominąłem daty i lokalizacje pozwalające na ustalenie jej tożsamości oraz nie doprecyzowywałem odstępów czasowych między różnymi sytuacjami, do których doszło, kiedy przebywała w niewoli. Gdybym ujawnił zbyt wiele, służby bezpieczeństwa nie miałyby najmniejszych trudności z wytropieniem osób, z którymi rozmawiałem, a także ich przyjaciół i bliskich.
Gdy Ujgurzy się przedstawiają, podają najpierw imię, potem nazwisko. Chińczycy Han postępują na odwrót: najpierw podają nazwisko, potem imię. Z szacunku do występujących w tej książce osób postanowiłem zapisywać ich imiona zgodnie z indywidualnymi preferencjami; niektóre z nich wolą, aby – w przeciwieństwie do powszechnej konwencji (Xi Jinping) – po angielsku podawać najpierw ich imię, a później nazwisko (Kai-Fu Lee). Wszystkie słowa pochodzenia chińskiego zostały w tej książce zapisane zgodnie z metodą pinyin, międzynarodowym systemem transkrypcji standardowego języka mandaryńskiego na alfabet łaciński01.
01 W wersji polskiej zastosowany został spolszczony pinyin (przypis od tłumacza).
W regionie Sinciang w zachodnich Chinach ludzie nazywają swoją dystopijną rzeczywistość „Sytuacją”02.
Od 2017 roku około 1,8 miliona Ujgurów, Kazachów i przedstawicieli innych, przeważnie muzułmańskich, mniejszości etnicznych zostało oskarżonych przez chiński rząd o przenoszenie „ideologicznego wirusa” oraz szerzenie „terrorystycznych myśli” i zesłanych do obozów koncentracyjnych. Obozy te – liczone obecnie w setkach – to dawne szkoły i inne budynki użyteczności publicznej zmienione w ośrodki tortur, prania mózgu i indoktrynacji w ramach największej operacji internowania mniejszościowych grup etnicznych od czasów holokaustu.
Zresztą życie to piekło nawet dla kogoś, kto nie wylądował w obozie. Jeśli jesteś kobietą, pewnego ranka możesz obudzić się obok nieznajomego mężczyzny wyznaczonego przez rząd na miejsce twojego partnera, który „zniknął” za sprawą działań policji. Ten nowy opiekun każdego dnia będzie wpajał tobie i twojej rodzinie cnoty narodowe, takie jak lojalność, czystość ideologiczna i harmonijne pożycie z partią komunistyczną. Postępy w wysiłkach edukacyjnych będzie zaś weryfikował, zadając ci pytania, które mają sprawdzić, czy nie zostałaś przypadkiem „zarażona wirusami umysłu” – jak to określa rząd – i nie uległaś jednej z trzech wielkich pokus zła: terroryzmowi, separatyzmowi albo ekstremizmowi.
Po porannej indoktrynacji możesz usłyszeć pukanie do drzwi. To przedstawicielka straży sąsiedzkiej wyznaczona przez władze, aby mieć na oku rewir obejmujący dziesięć domów. Przyszła sprawdzić, czy do twojego gospodarstwa nie wkradły się żadne „nieprawidłowości”, takie jak posiadanie książek religijnych albo więcej niż trójki dzieci. Przy okazji może cię też spytać, czemu spóźniłaś się wczoraj do pracy.
Wyjaśni prawdopodobnie, że „donieśli na ciebie sąsiedzi”.
Ze względu na popełnione przestępstwo – zapomniałaś nastawić budzik – musisz teraz stawić się na posterunku policji, żeby wytłumaczyć się z tego uchybienia.
Skończywszy codzienną inspekcję, przedstawicielka straży sąsiedzkiej przykłada kartę do czytnika na drzwiach. To znak, że wywiązała się z obowiązków.
Jeśli przed pójściem do pracy postanowisz wyskoczyć na stację benzynową albo do sklepu spożywczego, w każdym z tych przybytków, w obecności uzbrojonych strażników, musisz przed drzwiami przyłożyć do skanera dowód osobisty. Przy odrobinie szczęścia na wyświetlaczu obok urządzenia pojawi się komunikat „godna zaufania”, co oznacza, że rząd uważa cię za przykładną obywatelkę i możesz wejść.
Wstępu odmawia się każdemu, kto otrzyma komunikat „niegodny zaufania”. Następnie dane takiego człowieka zostają szybko sprawdzone i mogą go czekać dalsze nieprzyjemności. Być może kamery systemu rozpoznawania twarzy odnotowały, że ten ktoś modlił się w meczecie. Albo monitoring w sklepie zarejestrował, że kupił sześciopak piwa, i sztuczna inteligencja (SI) podejrzewa go o alkoholizm. Możliwe, że nigdy się nie dowie, przez co tak naprawdę wpakował się w kłopoty. Wszyscy jednak wiedzą, że nawet za najmniejsze potknięcie państwo może człowiekowi obniżyć ranking zaufania.
Do pechowca podchodzą policjanci i zaczynają zadawać mu pytania. Na początek potwierdzają jego tożsamość, używając smartfonów, a dokładnie programu nazywanego Zintegrowaną Platformą Działań Połączonych, który daje dostęp do ogromnej, obsługiwanej przez SI bazy danych gromadzonych przez rząd na temat obywateli na podstawie nagrań z milionów kamer, akt sądowych i doniesień informatorów działających w lokalnych społecznościach.
Wykorzystując „program prewencji policyjnej”, SI ustala, że próbujący dostać się do sklepu człowiek popełni w przyszłości przestępstwo, i zaleca zesłanie go do obozu. Policjanci zgadzają się z tą oceną. Ładują pechowca do radiowozu. Możliwe, że za jakiś czas, po udanej „reedukacji”, wróci do domu. Możliwe też, że nikt go już nigdy nie zobaczy.
Tymczasem ty, odstawszy swoje w specjalnej kolejce dla mniejszości etnicznych, płacisz za zakupy. Rządowe kamery i komunikator WeChat w twoim telefonie dokładnie rejestrują, co pakujesz do toreb. Wychodzisz ze sklepu i jedziesz do pracy. Po drodze mijasz kilkanaście punktów kontrolnych zwanych „osiedlowymi posterunkami policji”. W dwóch z nich policjanci cię zatrzymują, proszą o papiery i pytają, dokąd się wybierasz. Usłyszawszy satysfakcjonującą odpowiedź, puszczają cię dalej, ale tylko dlatego, że jesteś „godna zaufania”.
W biurze współpracownicy bezustannie cię obserwują. Przed rozpoczęciem pracy wstajecie wszyscy, żeby odśpiewać hymn, a potem oglądacie krótki film propagandowy, który wyjaśnia, po czym rozpoznać terrorystę. Tłumaczy się w nim, że terroryści „często przestają pić i palić i robią to niespodziewanie”. Chce ci się śmiać. Ale koledzy, licząc na rządową nagrodę albo podwyższenie rankingu zaufania, mogą donieść, że okazałaś brak szacunku. Siedzisz więc cicho.
Codziennie w południe każda kobieta ma obowiązek zażyć pigułkę antykoncepcyjną. I tak uważasz się za szczęściarę: rząd często regularnie wzywa kobiety do lokalnej kliniki na obowiązkową sterylizację. Władze twierdzą, że chcą ograniczyć wskaźnik urodzeń wśród mniejszości, bo niższy wskaźnik urodzeń przyniesie wzrost zamożności.
Po pracy wracasz do siebie, znowu mijasz kilkanaście punktów kontrolnych, a potem przykładasz dowód osobisty do czytnika, aby przejść przez bramę prowadzącą na osiedle, otoczone murem albo wysokim ogrodzeniem getto, z którego nie można wyjść ani do którego nie można wejść, nie sczytując najpierw dokumentu tożsamości. W domu dzieci opowiadają ci o wyznawanych przez partię cnotach patriotyzmu i harmonii – uczyły się o nich w szkole. Nie omawiasz z nimi lekcji. Nauczyciel kazał uczniom natychmiast im zgłaszać, jeśli któreś z rodziców zacznie podważać to, co zostało przekazane na zajęciach.
Wieczorem, po kolacji, oglądasz wiadomości pod czujnym okiem rządowej kamery zainstalowanej w rogu pokoju. Potem kładziesz się do łóżka z przydzielonym ci przez władze opiekunem. Po cichu liczysz, że będziesz mogła zasnąć; musisz pamiętać, że on, tutaj, w łóżku, może wszystko, bo reprezentuje państwo. Jeśli będziesz mu się opierać, zmyśli jakieś oskarżenie, doniesie na ciebie i zostaniesz zesłana do obozu.
Tym razem masz szczęście. Ale kto wie, jak długo? Zasypiasz, a następnego ranka powtarzasz wszystko od nowa.
Tak właśnie wygląda dzień z życia przeciętnego Ujgura, Kazacha albo przedstawiciela jednej z innych mniejszości etnicznych w Sinciangu.
***
Niniejsza książka opowiada o tym, jak region ten stał się najbardziej zaawansowaną technologicznie inwigilacyjną dystopią na świecie – o tym, jak doszło do „Sytuacji” i jaki może mieć ona wpływ na naszą przyszłość w epoce szybkiego rozwoju SI, algorytmów rozpoznawania twarzy, monitoringu i innych nowoczesnych technologii.
Jedenastego września 2001 roku w Nowym Jorku doszło do najgłośniejszego zamachu terrorystycznego w historii – zawaliły się bliźniacze wieże Word Trade Center. W oddalonym o blisko 11 tysięcy kilometrów Pekinie chiński rząd dostrzegł w tym wydarzeniu szansę wzmocnienia swej autorytarnej władzy. Ledwie miesiąc później Chiny wypowiedziały terroryzmowi własną wojnę, w której głównym wrogiem stały się ekstremistyczne ugrupowania wyznających islam Ujgurów z Sinciangu.
W latach 2001–2009 region cieszył się jeszcze stosunkowym spokojem i powodzeniem wynikającym z boomu budowlanego i eksploatacji złóż ropy. Władze nie dzieliły jednak owoców bogactwa sprawiedliwie pomiędzy przedstawicielami mniejszości, do których pierwotnie należały ziemie Sinciangu, a osadnikami należącymi do większości etnicznej zwanej Hanami bądź Chińczykami Han, którzy przybyli ze wschodu, poszukując okazji do wzbogacenia.
W lipcu 2009 roku, po blisko dekadzie tłumionych napięć, Ujgurzy wyszli wreszcie na ulice Urumczi, stolicy regionu. W odpowiedzi władze odcięły miasto od internetu oraz wszelkiej innej komunikacji, „zniknęło” także mnóstwo młodych Ujgurów.
Część z nich została stracona pod zarzutem współuczestnictwa w separatystycznym spisku.
Pomiędzy 2009 a 2014 rokiem tysiące Ujgurów uciekło przed prześladowaniami do Afganistanu i Syrii, gdzie mogli ćwiczyć i walczyć u boku ugrupowań powiązanych z ISIS, licząc na to, że pewnego dnia wrócą do Chin, aby prowadzić tam dżihad. Terroryści ci zapoczątkowali serię strzelanin, zabójstw i ataków nożowniczych, próbowali też porwać chiński samolot.
W latach 2014–2016 działania antyterrorystyczne w Chinach drastycznie się wzmogły. Rząd sięgnął po stare, sprawdzone metody – policyjną brutalność i „sąsiedzką czujność”, która w praktyce oznaczała rekrutowanie donosicieli w gospodarstwach domowych, szkołach i zakładach pracy. W odczuciu władz wciąż było to jednak za mało, aby w pełni rozprawić się z groźbą terroryzmu.
W 2016 roku na czele regionalnych władz stanął autorytarny polityk Chen Quanguo, który został sekretarzem partii komunistycznej w Sinciangu. To on zdecydował o zastosowaniu nowoczesnych technologii do monitorowania i kontroli ludności. Wykorzystując wielkie bazy danych, wprowadził program prewencji policyjnej umożliwiający zatrzymanie podejrzanego, który według SI dopiero miał popełnić przestępstwo. Utworzył też setki obozów koncentracyjnych, w oficjalnej nomenklaturze nazywanych „zakładami przetrzymywania tymczasowego”, „zakładami szkolenia zawodowego” albo „zakładami reedukacji”. Do roku 2017 znalazło się w nich półtora z 11 milionów zamieszkujących Chiny Ujgurów.
Celem chińskich władz było wymazanie tożsamości, kultury i historii narodu ujgurskiego i całkowita asymilacja liczonej w milionach mniejszości etnicznej.
„Nie sposób pojedynczo wyrwać wszystkich chwastów ukrytych pośród zboża. Trzeba rozpylić pestycydy, aby je wybić – stwierdził pewien urzędnik w styczniu 2018 roku. – Reedukacja tych ludzi przypomina oprysk pola”03.
I tak właśnie Chiny stworzyły doskonałe państwo policyjne.
02 Kiedy autor odwiedził Sinciang w grudniu 2017 roku, po raz pierwszy usłyszał sformułowanie „Sytuacja” z ust ujgurskich przewodników opisujących rodzące się państwo policyjne. Abduweli Ayup, asystent autora, spotkał się z tym zwrotem już w styczniu 2016 roku pośród Ujgurów, którzy uciekli z Chin i przybyli do Turcji jako uchodźcy.
03 Radio Free Asia, Chinese Authorities Jail Four Wealthiest Uyghurs in Xinjiang’s Kashgar in New Purge, 5 stycznia 2018, https://www.rfa.org/english/news/uyghur/wealthiest-01052018144327.html .
Niech żyje wielka, chwalebna i słuszna Komunistyczna Partia Chin!
– rządowy slogan propagandowy
– Widzisz terrorystę, bij terrorystę! – krzyknął policjant.
Nieopodal targu stało trzech postawnych funkcjonariuszy w czarnych mundurach jednostki antyterrorystycznej, kamizelkach kuloodpornych i okularach przeciwsłonecznych. Przed nimi stanęli w szeregu sklepikarze uzbrojeni w drewniane pałki. Ćwiczyli na wypadek alarmu. Na znak jednego z policjantów zawyła syrena. Zaczęła się musztra: bij mocno, bij szybko i przygwoźdź wyimaginowanego terrorystę do ziemi.
– Kochaj kraj swój, kochaj Partię! – skandowali chórem.
Niefrasobliwie cyknąłem zdjęcie telefonem komórkowym i ruszyłem w dalszą drogę. Jeden z funkcjonariuszy miał na nosie okulary z wbudowaną kamerką podłączoną do systemu Sky Net, chińskiej bazy danych monitoringu, a niewielki przewód łączył urządzenie z minikomputerem skrytym w kieszeni munduru. Policjant obrócił się w lewo i na mnie spojrzał.
Gdybym był miejscowym, na soczewkach najprawdopodobniej w mgnieniu oka wyświetliłoby mu się moje nazwisko i numer dowodu osobistego04. Ani się obejrzałem, a otoczyła mnie policja. Nie miałem pojęcia, skąd się wzięli funkcjonariusze ani jak długo mnie obserwowali. Wydawali się jednak niezadowoleni.
Mierzący przeszło metr dziewięćdziesiąt mężczyzna w mundurze regularnych służb policyjnych – z czapką oficerską i zapinaną pod szyję białą koszulą – wyrwał mi z ręki telefon i zażądał paszportu.
– Proszę z nami – powiedział.
Był mroźny grudniowy dzień, a ja udawałem, że jak zwykły turysta wałęsam się po Kaszgarze. Przybyłem do miasta poprzedniego ranka, po dwugodzinnym locie z Urumczi, i wysiadłem na ciasnym, zdezelowanym kaszgarskim terminalu. Wiza turystyczna pozwalała mi na podróżowanie przez mało znane zachodnie rubieże Chin, region zamieszkany głównie przez muzułmanów, dwukrotnie większy od Teksasu05, pełen pustynnych oaz i gór ciągnących się na pograniczu z Afganistanem i Pakistanem.
Przez ostatnie dziesięć lat wykroiłem sobie swego rodzaju niszę rynkową, opisując rozwój autorytarnych rządów na całym świecie oraz to, jak wykorzystują nowoczesne technologie, aby inwigilować, manipulować, a nawet pozbawiać życia swoich obywateli. Pisałem o powstaniach, dyktaturach i ludobójstwie w takich krajach jak Korea Północna, Chiny, Mjanma czy Rosja. Ale kiedy zatrzymały mnie kaszgarskie służby, zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie spotkałem się z równie dopracowanym i przerażającym aparatem inwigilacji.
Najprawdopodobniej byłem obserwowany od samego początku.
Inni dziennikarze uprzedzali mnie, że pokój hotelowy będzie na podsłuchu, a jeśli zostawię w nim laptop albo smartfon, to zaraz zostanie przeskanowany. Biorąc pod uwagę, że w Chinach funkcjonuje około 170 milionów kamer06 – w tym takie, które potrafią ustalić tożsamość przechodnia z odległości 15 kilometrów07 – a także urządzenia zwane snifferami wi-fi, zbierające dane o wszystkich komputerach i telefonach w swoim zasięgu08, w sekundę po tym, jak wysiadłem z samolotu, tamtejsze władze raczej wiedziały już o mnie całkiem sporo.
Mój paszport został poddany starannym oględzinom przez tak zwanego funkcjonariusza bezpieczeństwa publicznego, czyli pracownika policji o szerokich uprawnieniach do prowadzenia rewizji i konfiskaty mienia.
– Japonia? Kambodża? Egipt? – zapytał, podejrzliwie przyglądając się stemplom. – Czym się pan zajmuje?
– Pracuję jako konsultant biznesowy – odpowiedziałem. – Jestem tu tylko przejazdem… Zwiedzam.
Denerwowałem się. Nie widziałem żadnych innych zachodnich „turystów”, bo był środek zimy. Obawiałem się, że policjanci mogą znaleźć ukryty dyktafon, który nosiłem w zegarku.
Funkcjonariusz zawołał kogoś i zmierzył mnie surowym wzrokiem.
– Musi pan skasować wszystkie zdjęcia z telefonu.
Smartfona kupiłem kilka dni wcześniej, już w Chinach, i używałem wyłącznie do fotografowania osobliwych budynków, bannerów propagandowych i policjantów.
Kiedy na oczach urzędnika usunąłem zdjęcia, zwrócił mi telefon i paszport.
– Witamy w Chinach – powiedział. – Proszę nie robić zdjęć o charakterze wrażliwym. Może pan wracać do hotelu.
***
Kiedy następnego dnia obudziłem się w pokoju hotelowym, w głowie miałem gonitwę myśli. Był 10 grudnia 2017 roku i o ósmej wciąż panowały ciemności. Przez całą noc gdzieś w oddali wyły syreny policyjne. Minęły dopiero trzy dni, a ja już czułem się wycieńczony. Przed wyjazdem nie zdawałem sobie sprawy, z jak szeroko zakrojonymi inwigilacją, monitoringiem i paranoją przyjdzie mi się spotkać. Miałem wrażenie, że ktoś bezustannie mnie obserwuje. Nie potrafiłem tylko powiedzieć skąd ani jak.
Przybyłem do Chin z zamiarem odkrycia, jak rządowi udało się stworzyć najbardziej zaawanasowany aparat inwigilacji w dziejach ludzkości. Sądziłem, że zdołam przynajmniej w ogólnych zarysach dowiedzieć się, jak funkcjonuje tutejsza sztuczna inteligencja i gigantyczna sieć kamer – miałem nadzieję, że przypadkowe uwagi miejscowych i spotkania z policją pomogą mi w dziennikarskim śledztwie. Tymczasem nie mogłem się oprzeć przytłaczającemu przeświadczeniu, że to władze śledzą mnie.
Zjechałem windą do lobby hotelu Qinibagh, niegdysiejszej rezydencji brytyjskiego konsula generalnego, która niedawno przeszła gruntowny remont. Fasady pokrywały imitacje arrasów i fresków podobnych do zdobień, które można czasem zobaczyć w Afganistanie i Iranie. Cały hotel wydawał się bardziej plastikowy niż zabytkowy, zupełnie jakby jego właściciele usilnie starali się czegoś dowieść – albo coś ukryć.
Śniadanie podano jak na Zachodzie, w formie szwedzkiego bufetu. Kiedy jadłem jajecznicę z parówkami, w telewizji leciał akurat dokument poświęcony terroryzmowi i niepokojom na Bliskim Wschodzie. Do wtóru upiornej muzyczki rodem ze Strefy mroku wybuchały bomby, terroryści pruli z kałasznikowów w brudnych pustynnych wioskach, a muzułmanie modlili się w meczetach o śmierć niewinnych ludzi. Potem pokazano walące się wieże WTC.
– Kochaj kraj swój, kochaj Partię – podsumował spiker.
Ponieważ chińskie władze postanowiły, że Kaszgar ma funkcjonować w tej samej strefie czasowej co Pekin – mimo że oba miasta dzielił blisko siedmiogodzinny lot samolotem – zmrok utrzymywał się mniej więcej do 10 rano. Było wciąż ciemno, gdy mijając strzeżoną przez uzbrojonego ochroniarza bramę, wyszedłem z hotelu. Zacząłem zwiedzać miasto, spacerując po alejkach, targach, placach. Niemal na każdym rogu stała stróżówka policji i nawet dzieci zachowywały się podejrzliwie.
– Paszport! – zażądał policjant, który zatrzymał mnie na ulicy. Wskazał ręką na moją brodę. – Pakistańczyk? Afgańczyk? Muzułmanin?
Pokręciłem głową.
– Amerykanin – odparłem po chińsku.
Sprawdził moje papiery i przepuścił mnie przez punkt kontrolny, przestrzegając na pożegnanie:
– Tylko proszę się za daleko nie włóczyć.
***
Od 2008 roku mieszkałem najpierw w Azji, potem na Bliskim Wschodzie, dzięki czemu miałem okazję zobaczyć kawałek świata, którego Amerykanie zazwyczaj nie znają.
Na Zachodzie – w obszarze rozciągniętym nad Atlantykiem i obejmującym Amerykę Północą oraz niewielki skrawek północno-zachodniej Europy – żyjemy w państwach narodowych cechujących się wspólnym językiem oraz zbiorem obyczajów i praw, które wykraczają poza nasze przywiązanie do grup etnicznych, politycznych czy religijnych.
W Azji ujrzałem świat z innej perspektywy – to region ukształtowany przez wieki handlu, podbojów, błyskawicznie zmieniających się ideologii i wiar, które prowadziły do powstawania nowych królestw i równie szybko je pożerały.
Hobbystycznie kolekcjonuję zabytkowe mapy, w mniejszym stopniu skupiając się na Europie, Azji Wschodniej i Ameryce Północnej, a w większym na terytoriach ciągnących się od Chin do Morza Śródziemnego. Ukazują one pewną historię.
To, co zwie się Eurazją, jest poplątanym, pełnym konfliktów ciągiem oaz, stepów i masywów górskich, wśród których utrzymanie stabilnych struktur władzy stanowi nie lada wyzwanie. Wystarczy spojrzeć na Bałkany, Syrię, Turcję, Izrael i Palestynę, Libię, Ukrainę, Czeczenię, Irak, Iran, Afganistan i Pakistan. Na całym tym obszarze ścierają się ze sobą niezliczone grupy o różnej przynależności etnicznej i religijnej, które są o wiele starsze i jednocześnie o wiele silniejsze niż nowoczesne aparaty państwowe. Do najbardziej brutalnych konfliktów na świecie dochodzi obecnie w Eurazji. To obszar bogaty w ropę naftową, rzadkie metale i inne drogocenne minerały, a przy tym dotknięty plagą dyktatur, nierówności społecznych i religijnego fundamentalizmu.
Zafascynowała mnie historia Jedwabnego Szlaku, sieci połączeń handlowych, którymi z Europy wywożono do Chin złoto i inne metale szlachetne, a sprowadzano z powrotem na zachód jedwab. Trasę tę w sposób szczególny rozsławił trzynastowieczny włoski podróżnik Marco Polo. Czytałem relacje europejskich odkrywców podróżujących przez nieprzyjazną pustynię Takla Makan, za którą leży już Kaszgar, główna kolebka Ujgurów.
W 1928 roku niemiecki archeolog Albert von Le Coq zanotował:
Niebo ciemnieje całkiem niespodziewanie. Słońce przeistacza się w purpurową kulę ognia widoczną przez szybko gęstniejącą zasłonę pyłu, rozlega się stłumiony skowyt, po którym następuje przeszywający wizg, i na karawanę, z przerażającą gwałtownością, wali się burza. Niesamowite masy piachu zmieszanego z kamieniami unoszą się w powietrze i wirują, aby runąć na ludzi i zwierzęta; robi się coraz ciemniej, a z rykiem nawałnicy miesza się dziwny huk (…). Całe to zjawisko przypomina pandemonium.
(…)
Złapany przez taką burzę podróżnik, nie bacząc na gorąco, powinien zawinąć się szczelnie w filcową narzutę, aby uniknąć zranienia przez miotane ze wściekłą siłą kamienie. Ludzie i konie muszą się położyć i przetrzymać szał huraganu, który potrafi srożyć się całymi godzinami09.
Zabójcze burze piaskowe nazywano „czarnymi huraganami”, a Takla Makan uważano z ich powodu za niebezpieczne miejsce. Brytyjski konsul generalny z Kaszgaru ochrzcił pustynię mianem Krainy Śmierci. Szwedzki odkrywca Sven Hedin nazwał ją „najgorszą i najbardziej niebezpieczną pustynią świata”. Brytyjski korespondent Peter Hopkirk twierdził, że w lokalnym języku turkijskim „takla makan” znaczy „wejdź, a nie wyjdziesz”10.
Jeśli spojrzeć na mapę zachodnich rubieży Chin, pustynia przypomina piłkę do futbolu amerykańskiego rozciągniętą na długości około tysiąca kilometrów ze wschodu na zachód. Otacza ją sześć miast-oaz tworzących niegdyś region znany jako Kaszgaria, na którego zachodnim krańcu leżał Kaszgar11. Przez wieki odkrywcy i handlarze tacy jak Marco Polo zatrzymywali się w tym mieście na popas po ciężkiej przeprawie przez góry dzisiejszego Iranu i Afganistanu, by odpocząć przed ponownym wypuszczeniem się na niebezpieczne terytoria12.
Gdy dorastałem w Chicago, Eurazja kojarzyła mi się wyłącznie z Irakiem i Afganistanem, o których zrobiło się głośno po zamachach z 11 września. Nic nie wiedziałem o Azerbejdżanie, Uzbekistanie czy Tadżykistanie. Były to dla mnie zacofane kraiki, które wyłoniły się z bajzlu powstałego po upadku Związku Radzieckiego; tak się akurat złożyło, że zamieszkiwali je muzułmanie, lecz zdawały się mieć marginalne znaczenie. A jednak im dłużej przebywałem w Azji, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak niepełne jest moje zachodniocentryczne spojrzenie.
Zrozumiałem, że historia świata nie sprowadza się do tego, co wyczytałem w „New York Timesie” o triumfalnym pochodzie demokracji i zwrocie ku gospodarce wolnorynkowej w ramach odreagowania po dziesięcioleciach zimnej wojny, która skończyła się, gdy nosiłem jeszcze pieluchy. Na własne oczy ujrzałem, jak w całej Eurazji sypią się ustroje demokratyczne, utuczeni na ropie naftowej oligarchowie przejmują władzę, a religijni i plemienni przywódcy doprowadzają do eskalacji działań wojennych.
Im więcej czytałem o historii i antropologii i im bardziej na bieżąco byłem z wiadomościami ze świata, tym dosadniej pojmowałem, że Środkowy Zachód Stanów Zjednoczonych, gdzie dorastałem, liczy sobie zaledwie kilkaset lat, podczas gdy Kaszgar, stosunkowo niewielkie miasto, w którym obudziłem się w ten grudniowy poranek, przez wieki stanowił kulturową i handlową bramę do Jedwabnego Szlaku i był niegdyś miejscem, gdzie stawali na spoczynek znużeni światowcy.
***
W latach po zamachach z 11 września obserwowałem, jak Chiny, których kultura od dawna mnie ciekawiła, zaczynają powoli sięgać na zachód poprzez region zwany Sinciangiem. Od 2013 roku ruszyła tam budowa wartej około biliona dolarów sieci dróg, portów, rurociągów i torów kolejowych. Inicjatywę tę ochrzczono mianem „Jeden pas i jedna droga”13.
Celem chińskiego rządu jest odsunięcie się od przeciążonego wybrzeża i utworzenie szklaków handlowych mogących stanowić alternatywę dla transportu pacyficznego. Władze próbują przekonać spółki takie jak Foxconn – który w Shenzen, niedaleko Hongkongu, produkuje dla Apple’a iPhone’y w fabrykach na południowo-wschodnim wybrzeżu – do przeniesienia fabryk w głąb lądu. Firmy mogłyby wówczas korzystać z coraz tańszych tras naziemnych, aby docierać do rynków Unii Europejskiej i Bliskiego Wschodu. Kryje się jednak za tym także o wiele większa idea – ożywienie słynnego Jedwabnego Szlaku mogłoby zmienić cały porządek świata.
Nazwa Sinciang oznacza „Nowe Kresy” i to stamtąd miały wyrosnąć nowe sieci autostrad i rurociągów. Zachodnia granica regionu szybko stała się najważniejsza w całym kraju, bo właśnie tam projekt „Jeden pas i jedna droga” czekały pierwsze zagraniczne inspekcje. Sinciang miał stanowić dla świata bramę do Chin. Istniał tylko jeden problem: region należało najpierw spacyfikować.
Pomiędzy rokiem 2011 a 2014 ujgurscy terroryści nasilili ataki na ludność cywilną w całych Chinach. Przeprowadzili dwa zamachy bombowe z wykorzystaniem samochodów pułapek, w tym jeden na placu Tiananmen14, zorganizowali masakrę na stacji kolejowej w Kunming w południowej części kraju15, zamordowali pewnego wysoko postawionego imama (muzułmańskiego duchownego) z Kaszgaru16 i próbowali porwać samolot kursujący pomiędzy dwoma miastami w Sinciangu, ale pasażerowie, członkowie załogi i policjanci w cywilu zdołali obezwładnić szóstkę porywaczy, zabijając przy tym dwóch z nich17.
Zamachy te były dziełem Islamskiej Partii Turkiestanu, radykalnej komórki ujgurskich terrorystów przeszkolonych w Afganistanie i Syrii. Ogłosiła ona, że jej celem jest utworzenie na terytorium Sinciangu i Azji Środkowej kalifatu, czyli islamskiego państwa rządzonego przez następcę proroka Mahometa18. Chiński rząd dostrzegł w działalności ugrupowania znakomitą okazję do zjednoczenia obywateli przeciwko wspólnemu wrogowi.
„Wszystkie grupy etniczne w całym kraju powinny radować się poczuciem etnicznej jedności i współdziałać w imię obalenia politycznych zamiarów trzech sił: separatyzmu, ekstremizmu i terroryzmu” – czytamy w komentarzu państwowej agencji prasowej Xinhua z sierpnia 2014 roku19. Ze strony władz było to swego rodzaju oświadczenie woli.
W 2013 i 2014 Chiny zaczęły otwarcie powoływać się na kwestie etniczne i wzmacniać apartheid w Sinciangu, który budowały od końca zimnej wojny. Ujgurzy należą do grupy ludów turkijskich i mają wspólne korzenie z założycielami Kazachstanu, Kirgistanu, Azerbejdżanu i trzech innych państw. Pomiędzy VI a XI wiekiem ludy te wywędrowały ze stepów Syberii i Azji Centralnej i zeszły do Eurazji. Później, w 1453 roku, zdobyły Konstantynopol (dzisiejszy Stambuł), stolicę Cesarstwa Bizantyńskiego, i utworzyły imperium osmańskie, które rozpadło się dopiero po pierwszej wojnie światowej20.
Pomimo wspólnego dziedzictwa kulturowego Ujgurzy nie mieli wiele do czynienia z krajem Osmanów. Rozmaici muzułmańscy przywódcy pochodzenia turkijskiego i chińskiego władali niepodległymi miastami-państwami albo uznawali zwierzchnictwo stojących na czele Chin dynastii Mongołów, Mandżurów i Hanów. W połowie XVIII wieku dynastia Qing – powstała w wyniku walk o wpływy pomiędzy Mandżurami a dominującymi wcześniej Mongołami – oficjalnie podporządkowała sobie terytorium znane dziś jako Sinciang.
Trudno jednak mówić o szczególnej opresji w tym okresie. „Mandżurowie [z dynastii Qing] zakazali chińskiego osadnictwa na terenach gęsto zasiedlonych przez Ujgurów z obawy przed ich destabilizacją i nie mieszali się w sprawy związane z religią, ubiorem czy zwyczajami żywieniowymi – pisał James Millward, profesor historii z Uniwersytetu Georgetown. – Taki kulturowo pluralistyczny imperializm dobrze się sprawdzał i pomimo serii pomniejszych najazdów z Azji Środkowej na ziemie południowo-zachodniego Sinciangu region od połowy XVIII do połowy XIX wieku ogólnie cieszył się na tyle dużym spokojem, że populacja Ujgurów powiększyła się pięciokrotnie i nastąpił wyraźny wzrost gospodarczy”21.
Dynastia Qing upadła jednak w 1912 roku, co zapoczątkowało trzydziestoośmioletni okres powstań i walk wewnętrznych pomiędzy przywódcami wojskowymi i ugrupowaniami popieranymi przez obce mocarstwa. Równolegle pojawił się także ruch mający na celu reformę i modernizację szkolnictwa i całego społeczeństwa Sinciangu. Trwało to aż do 1949 roku, kiedy Chiny zostały ponownie zjednoczone pod władzą komunistów22. Ujgurzy i przedstawiciele innych mniejszości turkijskich stali się wówczas obywatelami drugiej kategorii, skazanymi na segregację i lekceważące traktowanie przy szukaniu pracy, zakładaniu kont bankowych czy kupowaniu mieszkań i samochodów.
Poprzysiągłszy ukrócenie konfliktów etnicznych i ruchów separatystycznych, w przeciągu sześciu lat od zamachów terrorystycznych z 2013 i 2014 roku chińskie władze wprowadziły w życie zakrojony na ogromną skalę eksperyment społeczny, który poprzez represje, manipulacje i pranie mózgów miał zapewnić całkowitą lojalność obywateli wobec państwa. Sinciang stał się areną doświadczalną dla nowatorskich technologii inwigilacyjnych rodem z filmowych czy książkowych dystopii.
„Możliwe jest przymierze pomiędzy państwami autorytarnymi a wielkimi, bogatymi w dane monopolistami z branży IT, które doprowadzi do połączenia dopiero rodzących się systemów nadzoru korporacyjnego z już rozwiniętym, publicznie finansowanym systemem inwigilacji – stwierdził finansista George Soros podczas Światowego Forum Ekonomicznego w styczniu 2018 roku. – W rezultacie może powstać sieć totalitarnej kontroli, jakiej nie wymyśliliby nawet Aldous Huxley czy George Orwell”.
Soros przepowiedział, że jednym z pierwszych krajów, które dopuszczą się „bezbożnego mariażu” władzy autorytarnej ze spółkami technologicznymi, najprawdopodobniej okażą się Chiny23.
W sierpniu 2017 roku, kiedy dopiero zaczynałem planować podróż do Sinciangu, wielu kolegów po piórze i dyplomatów, którzy mieli okazję odwiedzić ten region, odradzało mi wyprawę w te rejony.
– Poczekaj tylko, aż zobaczysz Kaszgar – powiedział mi pewien dziennikarz z Pekinu. – Wygląda apokaliptycznie.
Dwudziestego czwartego sierpnia szykowałem się właśnie do odlotu z Chiang Mai w Tajlandii, gdzie spędziłem krótkie wakacje, gdy dotarły do mnie niepokojące SMS-y od znajomych reporterów i śledczych badających przypadki łamania praw człowieka.
Okazało się, że rząd Kambodży, sprzymierzeniec chińskich władz, jakimś sposobem dowiedział się o mojej działalności w zachodnich Chinach i dostrzegł w niej element spisku. Nie wiem, skąd kambodżańskie służby dowiedziały się o planowanej przeze mnie podróży do Sinciangu. Przypuszczam, że albo uzyskały informacje od chińskich linii lotniczych, z których korzystałem, albo śledziły moje posty w mediach społecznościowych. Choć wrzuciłem tylko jeden post na Facebooka poświęcony pogarszającej się sytuacji politycznej w Sinciangu, na tyle stonowany, że nie powinien przyciągnąć uwagi służb wywiadowczych. Przynajmniej tak mi się zdawało.
„Geoffrey Cain opuścił Kambodżę 18 sierpnia, aby udać się do prowincji Sinciang w Chinach, gdzie mniejszość etniczna Ujgurów buntuje się przeciwko rządowi w Pekinie” – głosił artykuł na popularnej stronie internetowej Fresh News, która ma powiązania z kambodżańskimi władzami i jest często cytowana w krajowych wiadomościach telewizyjnych i dużych gazetach. Autor tekstu oskarżył mnie o wzniecanie niepokojów w całej Azji – w Korei Południowej, Kambodży i jeszcze jednym niewymienionym z nazwy państwie – twierdząc, że jestem szpiegiem na usługach „pewnego mocarstwa”24.
Były to oczywiście absurdalne oskarżenia. Nie dotarłem jeszcze nawet do Sinciangu. Słyszałem jednak o przypadku australijskiego filmowca, który pod podobnym zarzutem działań szpiegowskich został aresztowany przez kambodżańskie służby i czekał na proces25.
Nie poleciałem więc do Chin. Zamiast tego zostałem w Tajlandii, a potem wybrałem się do Waszyngtonu, licząc na to, że wszyscy szybko zapomną o drobnym skandalu szpiegowskim z moim udziałem.
Tak się jednak nie stało. Dziewięć dni później lider kambodżańskiej opozycji został zatrzymany pod zarzutem współpracy z rzekomą siatką szpiegowską, do której miałem podobno należeć26.
Premier Kambodży nakazał „śledztwo w sprawie wszystkich osób o amerykańskim obywatelstwie podejrzanych o działania wywiadowcze”. Następnie podlegli mu wojskowi oświadczyli, że ich celem jest „eliminacja wszystkich zagranicznych przybyszów, którzy zamierzają dopuścić się aktów agresji względem Kambodży”, i stwierdzili, że „zmiażdżą” wszystkich takich przybyszów27.
Przez kolejne cztery miesiące czekałem, aż ta paranoja się skończy. Nosiło mnie. Opisawszy działania innych autorytarnych rządów, pragnąłem teraz na własne oczy ujrzeć inwigilacyjną dystopię przyszłości. Zatrzymałem się na kilka dni w Pekinie, aby zasięgnąć języka wśród ludzi zaznajomionych z sytuacją w Sinciangu. Zjadłem też obiad z pewną amerykańską dyplomatką.
– Dokąd się teraz wybierasz? – zapytała.
– Do Sinciangu – odpowiedziałem. – Pracuję nad czymś.
– Nie jedź tam! – krzyknęła. – Będą cię śledzić i w końcu zatrzymają. To niebezpieczne!
04 Paul Mozur, Looking through the Eyes of China’s Surveillance State, „New York Times”, 16 lipca 2018, https://www.nytimes.com/2018/07/16/technology/china-surveillance-state.html.
05 Czyli blisko pięciokrotnie większy od Polski (przypis od tłumacza).
06 Joyce Liu i Wang Xiqing, In Your Face: China’s All-Seeing State, BBC News, 10 grudnia 2017, https://www.bbc.com/news/av/world-asia-china-42248056.
07 Stephen Chen, How Tensions with the West Are Putting the Future of China’s Skynet Mass Surveillance System at Stake, „South China Morning Post”, 23 września 2018, https://www.scmp.com/news/china/science/article/2165372/how-tensions-west-are-putting-future-chinas-skynet-mass.
08 Human Rights Watch, China: Big Data Fuels Crackdown in Minority Region, 26 lutego 2018, https://www.hrw.org/news/2018/02/26/china-big-data-fuels-crackdown-minority-region.
09 Albert von Le Coq, Buried Treasures of Chinese Turkestan: An Account of the Activities and Adventures of the Second and Third German Turfan Expeditions, G. Allen & Unwin, London 1928, s. 37, https://archive.org/stream/in.ernet.dli.2015.279757/2015.279757.Buried-Treasures_djvu.txt.
10 Peter Hopkirk, Foreign Devils on the Silk Road, John Murray, London 2016, s. 9–12. Wydanie polskie: Peter Hopkirk, Obce diabły na Jedwabnym Szlaku, W poszukiwaniu zaginionych miast i skarbów w chińskiej części Azji Środkowej, przeł. A. Bezpiańska-Oglęcka, Warszawa 2008.
11 Rian Thum, The Sacred Routes of Uyghur History, Harvard University Press, Cambridge, USA 2014, s. 2–7, 196–197.
12 Marco Polo, The Travels of Marco Polo, Penguin, New York 1958, s. 80–81. Pierwsze wydanie polskie: Marco Polo, Opisanie świata, przeł. A.L. Czerny, J. Was, Warszawa 1954.
13 Jane Perlez i Yufan Huang, Behind China’s $1 Trillion Plan to Shake Up the Economic Order, „New York Times”, 13 maja 2017, https://www.nytimes.com/2017/05/13/business/china-railway-one-belt-one-road-1-trillion-plan.html.
14 BBC News, China to Try Eight People over Deadly Tiananmen Attack, 31 maja 2014, https://www.bbc.com/news/world-asia-china-27647842. Zob. też Associated Press, Urumqi Car and Bomb Attack Kills Dozens, 22 maja 2014, https://www.theguardian.com/world/2014/may/22/china-urumqi-car-bomb-attack-xinjiang.
15 BBC News, Four Charged over Kunming Mass Knife Attack, 30 czerwca 2014, https://www.bbc.com/news/world-asia-china-28085994.
16 BBC News, Imam of China’s Largest Mosque Killed in Xinjiang, 31 lipca 2014, https://www.bbc.com/news/world-asia-china-28586426.
17 Clifford Coonan, Suspected Hijackers Die Following On-Board Flight, „Irish Times”, 3 lipca 2012, https://www.irishtimes.com/news/suspected-hijackers-die-following-on-board-fight-1.527852.
18 Sami Moubayed, Under the Black Flag: At the Frontier of the New Jihad, I.B. Taurus, London 2015, s. 168.
19 Xinhua, Respected Imam’s Murder Is Anti-Humanity, Anti-Islam, 1 sierpnia 2014, http://en.people.cn/n/2014/0801/c90882-8764198.html.
20 Carter Vaughn Findley, The Turks in World History, University of Oxford Press, Oxford 2004.
21 James A. Millward, „Reeducating” Xinjiang’s Muslims, „New York Review of Books”, 7 lutego 2019, https://www.chinafile.com/library/nyrb-china-archive/reeducating-xinjiangs-muslims.
22 Thum, The Sacred Routes of Uyghur History, dz. cyt., s. 2–7, 171–177.
23 George Soros, In Defense of Open Society, PublicAffairs, New York 2019, s. 16–17. Wydanie polskie: George Soros, W obronie społeczeństwa otwartego, przeł. A. Szymczyk, Warszawa 2021.
24 Facebook Shows Another Foreign Spy Hidden behind CNRP to Topple the Government, Fresh News, 24 sierpnia 2017, http://freshnewsasia.com/index.php/en/63667-facebook-2.html.
25 Erin Handley i Niem Chheng, Filmmaker James Ricketson Charged, „Phnom Penh Post”, 9 czerwca 2017, https://www.phnompenhpost.com/national/filmmaker-james-ricketson-charged.
26 Latest Updates: CNRP Leader Kem Sokha Arrested for „Treason”, Cambodia Daily, 3 września 2017, https://www.cambodiadaily.com/news/nrp-leader-kem-sokha-arrested-treason-134249/.
27 Z dwóch nagrań w języku khmerskim z sierpnia i września 2017, archiwum autora.
Panoptykon to nadzwyczajna maszyna, która produkuje homogeniczne efekty władzy, choć uruchamiają ją najróżniejsze pragnienia.
– Michel Foucault, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, przeł. Tadeusz Komendant
Następnego dnia poleciałem do Kaszgaru, gdzie spotkałem się z Mansurem, który miał być moim przewodnikiem (dla jego bezpieczeństwa nie podaję prawdziwego imienia). Był to człowiek serdeczny, o rozległej wiedzy, którego żonę niemal codziennie bez żadnego wyraźnego powodu wzywano na wielogodzinne szkolenia patriotyczne. Chciał, aby świat poznał ich historię. Wyjaśnił mi, że jego żona już od „kilku miesięcy” chodzi na szkolenia, podczas których uczy się na pamięć propagandowych sloganów i je recytuje.
– Pozwól, że opowiem ci o „Sytuacji” – powiedział.
Pierwszego z czterech dni, które mieliśmy ze sobą spędzić, wybraliśmy się na wycieczkę do pokrytej śniegiem piaskowcowej krainy otaczającej Kaszgar, z dala od kamer i donosicieli.
– Bycie przewodnikiem zapewnia mi więź ze światem zewnętrznym – wyjaśnił mi Mansur. – Tylko dlatego jeszcze nie zwariowałem. Tylko dlatego jeszcze nie postradałem zmysłów.
Potem dodał:
– Nazywają go [system monitoringu] Sky Net.
Zabrzmiało to ponuro, między innymi dlatego, że tak samo nazywała się SI rządząca dystopijnym światem przyszłości w filmach z serii Terminator.
Mansur, który miał dyplom z ekonomii i dobrze orientował się w bieżących wydarzeniach, zaczął mi opowiadać o trzech krokach prowadzących do stworzenia doskonałego państwa policyjnego. Mówił o tym, gdy nikogo nie było w pobliżu, i zajęło mu to trzy z sześciu godzin, jakie spędziliśmy na chodzeniu po górach, więc większość jego spostrzeżeń streszczam lub parafrazuję.
Według niego pierwszy krok polega na znalezieniu wroga – w postaci jakiejś mniejszości, imigrantów, Żydów czy, jak w tym przypadku, muzułmanów – i zrzuceniu na niego winy za wszystkie problemy. Trzeba przekonać społeczeństwo, że wrogowie są wszędzie i „stanowią zagrożenia dla siły i honoru państwa”.
Drugi krok to pozyskanie technologii do monitorowania wroga. Dyrektorzy firm technologicznych będą z początku patrzeć przez palce, jeśli przynosi to odpowiednie zyski, albo kolaborować, o ile dochody są słabe, bo potrzebują rządowego wsparcia.
Dobrze jest zastosować kamery i wykorzystywać portale społecznościowe, które pomagają w gromadzeniu danych na temat hipotetycznych nieprzyjaciół: zdjęć twarzy, DNA, nagrań głosowych, dzienników aktywności w sieci i tym podobnych.
– Trzeba rozsiewać fałszywe wiadomości o wrogach w mediach społecznościowych i aplikacjach.
Chodzi o stworzenie atmosfery paniki, wzajemnych oskarżeń i paranoi.
Ale przy kroku drugim trzeba uważać na pewien kruczek. Nowe rozwiązania technologiczne z zakresu SI i rozpoznawania twarzy rzadko kiedy pozbawione są wad. Programy i urządzenia okazują się niekiedy mniej wydajne czy inteligentne, niż można by się spodziewać, i nie radzą sobie tak dobrze z wykrywaniem przestępców. Nawet te technologiczne niedomagania można jednak obrócić na własną korzyść.
– Jak to zrobić? – zdziwiłem się.
Należy ukrywać i zaciemniać szczegółowe informacje na temat tego, jak dokładnie działają nowe technologie. Używać optymistycznej nowomowy, która sprawi, że sposób funkcjonowania tych narzędzi będzie się wydawał przeciętnej osobie nie do zrozumienia.
– Nie chodzi tylko o to, żeby zastraszyć społeczeństwo – wyjaśnił Mansur. – Utrzymywanie go w niepewności to dobry sposób, aby mieć je pod kontrolą.
Trzeci krok nie jest łatwy do przeprowadzenia dla żadnego rządu. Polega bowiem na wykorzystaniu postprawdziwej paranoi, którą stworzyło się za pomocą narzędzi technologicznych. Używając kamer, sztucznej inteligencji oraz oprogramowania do rozpoznawania twarzy i głosu, „możesz zmienić swój kraj w panoptykon”.
– A co to jest panoptykon? – zapytałem.
Mansur odparł, że panoptykon to schemat przestrzennego rozplanowania więzienia na planie okręgu, w którym strażnik, pozostając niewidocznym dla więźniów, widzi wszystko z położnej w samym środku stróżówki. To efektywne rozwiązanie służące do kontrolowania społeczeństwa, bo sprawia, że wszyscy czują się obserwowani, choć nikt nie wie dokładnie, kiedy i gdzie jest na widoku. Ideę panoptykonu opracował osiemnastowieczny brytyjski filozof Jeremy Bentham, którego prace zainspirowały między innymi George’a Orwella.
– I jak to działa teraz? – dociekałem. – Tutaj, w Sinciangu.
– Sam już widziałeś. Wszędzie kamery, hakowanie smartfonów i komputerów, zmuszanie ludzi do skanowania dowodów, kiedy wchodzą do sklepów albo szkół, przekonywanie członków rodzin i znajomych, aby nawzajem na siebie donosili. Wreszcie nadawanie wszystkim „społecznego rankingu” zaufania.
Mój przewodnik wyjaśnił mi następnie, że trzeba „egzekwować wprowadzone przepisy w sposób losowy”. Na przykład zsyłając wrogów do obozów koncentracyjnych nawet za pomniejsze wykroczenia, takie jak zjedzenie obiadu z kimś o niskim rankingu społecznym.
– Społeczeństwo szybko zaczyna się rozpadać – stwierdził. Bez dostępu do faktów i prawdy, w obliczu ciągłej inwigilacji większość ludzi prędko przestaje się orientować, kto swój, a kto wróg, i nie dysponuje wystarczającą ilością informacji, aby podważać działania rządu. Przyjaciele zaczynają się nawzajem zdradzać, przełożeni donoszą na podwładnych, nauczyciele wydają uczniów, dzieci zwracają się przeciw rodzicom. I nagle tylko rząd może jeszcze komukolwiek zapewnić bezpieczeństwo.
Zdałem sobie sprawę, że wykorzystywana w ten sposób technologia nie wyzwala już lepszych cech naszej natury. Przeciwnie, staje się więzieniem, gdzie rządzą najniższe odruchy. A w Chinach ludzie, którzy kontrolują technologię, kontrolują też cały kraj.
***
Dwa dni później zostałem zatrzymany za robienie zdjęć. Stwierdziłem, że pora się zmywać. Następnym moim przystankiem był Kair, gdzie – jak się dowiedziałem od znajomego Ujgura – polowano na ujgurskich uchodźców i deportowano ich z powrotem do Chin.
Wsiadłszy do samolotu, odtworzyłem na komputerze listę przysłaną mi przez informatora z Chin: 75 behawioralnych wskaźników religijnego ekstremizmu. Człowiek ten powiedział mi, że policja z Sinciangu rozprowadza ten dokument wśród obywateli, doradzając przy tym, aby uważali na pewne zachowania, które mogą świadczyć o tym, że osoby z ich otoczenia to terroryści. Oto kilka opisanych w nim znaków ostrzegawczych:
[Ludzie, którzy] „trzymają w domach znaczne ilości jedzenia”.
„Ci, którzy kiedyś palili i pili, ale nagle przestali”.
„Ci, którzy bez widocznej przyczyny skupują lub gromadzą sprzęt taki jak ciężarki (…), rękawice bokserskie, a także mapy, kompasy, lunety, liny i namioty”28.
Wylądowawszy w Kairze, złapałem taksówkę i pojechałem do niewielkiego hotelu w centrum miasta, przy placu Tahrir, mijając po drodze minarety i handlarzy przyprawami, którzy przepychali się wśród tłumów spoconych przechodniów.
„Znalazłem kilka osób, które chciałyby się z tobą spotkać w Kairze” – przeczytałem w mailu od znajomego Ujgura z Waszyngtonu, kiedy już zainstalowałem się w pokoju.
Zgodziłem się spotkać z „Asmanem” i „Osmanem” w wynajętej salce w świetlicy dla dzieci, gdzie rzekomo miałem uczyć ich angielskiego. Umówiliśmy się na taką szaradę, ponieważ obu moich rozmówców szukała egipska policja.
Od sześciu miesięcy wraz z rodzinami byli de facto wyjętymi spod prawa banitami i musieli co tydzień zmieniać dom. Kiedy Asman podszedł do okna, aby wypuścić na zewnątrz dym z papierosa, trzęsły mu się dłonie.
– Sprzedali nas! – wypalił. – Ugięli kark przed obcym mocarstwem! Myśleliśmy, że będziemy tu bezpieczni, ale nigdzie nie jesteśmy bezpieczni!
Opowiedział, że wszystko zaczęło się we wrześniu 2016 roku, kiedy Egipt i Chiny przystąpiły do podpisywania serii umów międzynarodowych, w których Chińczycy ostatecznie obiecali przekazać 11,2 miliarda dolarów na wsparcie budowy nowej stolicy rządowej, kolei elektrycznej, projekt wystrzelenia na orbitę satelity, a także inne inwestycje infrastrukturalne powiązane z projektem „Jeden pas i jedna droga”29. W ramach porozumień oba kraje zobowiązały się też do wymiany informacji na temat „organizacji ekstremistycznych”30.
– Znaczyło to, że Chiny miały prawo zażądać od egipskiej policji informacji o wszystkich uciekinierach z Sinciangu – potwierdził Osman.
Trzeciego lipca 2017 roku, 13 dni po tym, jak egipskie i chińskie służby zgodziły się na wymianę danych, w Egipcie zaczęły się naloty na akademiki, restauracje i mieszkania. Policjanci zgarniali ujgurskich studentów i innych mieszkańców, by deportować ich do Chin, nawet jeżeli wcześniej otrzymali zezwolenie na pobyt31.
– Wiedzieliśmy, że jest niedobrze – powiedział Asman. – Wiedzieliśmy, że prędzej czy później po nas przyjdą.
Jeszcze w tym samym miesiącu ktoś zadzwonił do drzwi bloku, w którym mieszkał.
– Wyjrzałem przez okno i ujrzałem egipskich policjantów… Czekali na zewnątrz – wspominał. – Kazałem więc wszystkim, rodzinie i gościom, wyjść na dach i siedzieć cicho.
Policjanci odeszli po przeszukaniu jego pokoju, ale Asman wiedział, że wrócą.
Osman powiedział mi, że zamierza uciec z Egiptu, bo nie jest pewien, czy wraz z rodziną uda mu się ponownie wydostać albo nawet przeżyć, jeśli zostaną zmuszeni do powrotu do Chin. W 2017 roku stacja informacyjna Al-Dżazira donosiła, że deportowano 90 procent z siedmiu do ośmiu tysięcy Ujgurów przebywających na egipskiej ziemi32.
– Wszystko to dowodzi, jak potężne są Chiny – oświadczył z żalem Asman. – I pokazuje, że rządy gotowe są robić, co Chiny tylko zapragną, jeśli tylko władze tych ostatnich wyłożą pieniądze. To przerażające.
***
Większość roku 2018 spędziłem w Waszyngtonie33, gdzie przeprowadziłem wywiady z przeszło setką ujgurskich uchodźców, w tym z Tahirem Hamutem, jednym z najbardziej uznanych poetów piszących w języku ujgurskim. Od końca lat 90. Hamut pracował też jako reżyser filmowy i prowadził własną wytwórnię kręcącą filmy fabularne i dokumentalne. Sławę przyniosły mu przede wszystkim teledyski do ujgurskiej muzyki pop i dokumenty poświęcone historii oraz kulturze jego ludu. Ponieważ jego filmy ukazywały tradycje Ujgurów, chiński rząd z czasem postanowił je ocenzurować. W sierpniu 2017 roku Hamut wraz z żoną i dwiema córkami przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych i zamieszkał na przedmieściach amerykańskiej stolicy.
– Niewiele zabrakło, a nie udałoby nam się wydostać [z Sinciangu] – powiedział mi. – Znikało coraz więcej ludzi. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybyśmy wtedy nie wyjechali. Technologia powinna służyć dobru ludzkości, ale niektóre kraje chcą tylko inwigilować, uciskać i karać ludzi (…). To jedna z największych tragedii naszych czasów.
Każdy Ujgur, z którym rozmawiałem pomiędzy 2017 a 2020 rokiem, miał przynajmniej dwóch krewnych i trzech znajomych, którzy zniknęli – najprawdopodobniej zaciągnięci do obozu. W wielu przypadkach nie potrafili powiedzieć, jaki dokładnie los spotkał ich bliskich, ale mniej więcej jeden na trzech uchodźców twierdził, że stracił całą rodzinę i tylko jemu udało się uciec.
***
W 2017 roku Chiny zaczęły budować sieć obozów koncentracyjnych, na którą miało się złożyć przynajmniej 26034 tak zwanych zakładów edukacji i szkolenia zawodowego35. W obozy zmieniano też szkoły, ośrodki sportowe i inne budynki użyteczności publicznej. Rząd twierdził, że ludzie zapisują się do tych placówek dobrowolnie36 i że mogą w każdej chwili je opuścić. „Goście” zdobywali umiejętności zawodowe, takie jak wyrób obuwia albo ubrań, i uczyli się biegle mówić po chińsku, a do tego przechodzili kursy „deekstremizacji”, które miały wybić im z głowy terroryzm37.
Prawdziwy cel stworzenia obozów był jednak znacznie bardziej niepokojący. Władze traktowały nowo powstałe placówki jako zakłady funkcjonujące poza strukturami sądownictwa karnego. Żadnemu z internowanych nie stawiano zarzutów.
To, co działo się w obozach, było jeszcze bardziej przerażające niż wszystkie inne rozwiązania policyjne i technologiczne stosowane w Sinciangu – to ostateczny etap w eskalacji rządowej paranoi i rozciąganiu kontroli nad każdym aspektem życia obywateli. Władzom nie wystarczało już monitorowanie i inwigilowanie ludności. Chciały pójść o krok dalej: „wyleczyć i oczyścić mózgi z wirusa i przywrócić zdrowie umysłom”38. Tego rodzaju pseudomedyczna terminologia przewijała się w przemówieniach urzędników, reportażach państwowych mediów i przeciekach z dokumentacji rządowej.
„Zgarnąć wszystkich, którzy powinni zostać zgarnięci” – zalecał w wewnętrznych notatkach rządowych Chen Quanguo, sekretarz partii w Sinciangu. W lutym 2017 roku, podczas przemówienia na głównym placu w Urumczi, polecił też tysiącom ustawionych w ordynku policjantów i żołnierzy, aby szykowali się do „niszczycielskiej, bezwzględnej ofensywy”39.
Pod koniec 2016 i w 2017 roku, czyli u samego początku funkcjonowania programów reedukacyjnych, Ujgurom, Kazachom i przedstawicielom innych, głównie muzułmańskich mniejszości etnicznych w Sinciangu kazano zgłaszać się na posterunki policji. Albo funkcjonariusze wpadali im w nocy do domów, zakładali worki na głowy i wywozili radiowozami do obozów. Według opowieści dziesiątków internowanych, z którymi rozmawiałem, policjanci obiecywali im, że będą musieli uczęszczać na zajęcia przez dziesięć dni, góra kilka tygodni, a gdy tylko „ukończą kurs”, zostaną wypuszczeni40. W rzeczywistości wszyscy oni – oskarżeni o ukrywanie ekstremistycznych i terrorystycznych przekonań – spędzili w niewoli długie miesiące, a często i lata.
Aresztowanych wielokrotnie przerzucano z obozu do obozu, w sposób pozornie losowy. Zaczęto ich stamtąd wypuszczać dopiero ze względu na ekstremalne przeludnienie. Przed wyjściem na wolność strażnicy zmuszali jednak więźniów do podpisania pisemnego oświadczenia, że nikomu nie zdradzą, co ich spotkało41.
Choć ludność regionu Sinciangu stanowi zaledwie dwa procent populacji całego kraju, w 2017 roku miało tam miejsce 21 procent wszystkich aresztowań w Chinach. W skali roku liczba zatrzymań wzrosła ośmiokrotnie42. Niektórzy członkowie partii mieli wątpliwości co do skuteczności i etyczności zakrojonej na tak szeroką skalę kampanii. Według przecieków rządowych pewien urzędnik powiatowy potajemnie wypuszczał internowanych, za co sam trafił do więzienia. W obliczu tego rodzaju nieposłuszeństwa rząd przeprowadził czystkę, zwalniając wszystkich, którzy mogli jego zdaniem utrudniać realizację projektu43.
W miarę jak rosła liczba uwięzionych, władze zaczęły budować nowe obozy, gdzie stosowano jeszcze bardziej rygorystyczne środki bezpieczeństwa i rozwiązania architektoniczne, takie jak wieże strażnicze, grube betonowe ogrodzenia i żelazne bramy, zazwyczaj pilnowane przez policjantów z tresowanymi psami bojowymi. Powstały w sześć miesięcy – dużo szybciej niż w przypadku zwykłych więzień, które zwykle wznoszono latami. W niektórych obozach funkcjonowały fabryki, gdzie internowani zmuszani byli do pracy przy produkcji butów i ubrań; na światowym łańcuchu dostaw odcisnęło się w ten sposób piętno niewolnictwa. Według dziennikarzy śledczych z BuzzFeeda większość placówek mogła pomieścić dziesiątki tysięcy więźniów44.
W październiku 2018 roku ponownie wylądowałem w Stambule, aby gromadzić dalsze materiały do mojego reportażu.
Jako że Ujgurzy i Kazachowie to ludy turkijskie, tłumy ujgurskich i kazachskich uchodźców uciekały z Chin do Turcji. Turecki prezydent Recep Erdoğan przyjmował ich z otwartymi ramionami i miał się później stać jednym z niewielu muzułmańskich przywódców, którzy oficjalnie potępili działania Chin.
Tahir Hamut przedstawił mnie Abduwelemu Ayupowi, „nauczycielowi Abduwelemu”, jak nazywali go podopieczni i znajomi. Był to człowiek o silnej woli i wybuchowym temperamencie, wykształcony na Uniwersytecie Kansas pisarz i lingwista, który wsławił się wśród Ujgurów publikowanymi na blogu opowieściami o życiu na Zachodzie. Ze względu na zdobyte w Ameryce wykształcenie i znajomości, a także dlatego, że w prowadzonym przez siebie w Sinciangu przedszkolu uczył dzieci języka ujgurskiego, władze Chin uznały go za jednostkę niebezpieczną. Po zaledwie dwóch latach od powrotu do kraju – do czego doszło w czerwcu 2011 roku – został aresztowany i spędził w więzieniu 15 miesięcy45.
– Chińczycy mnie torturowali. Nie pozwalali mi spać. Chcieli, żebym wszystkiego się zaparł – opowiadał podczas naszej rozmowy. – Nie chodziło o ludobójstwo w starym stylu, nastawione na wybicie całej grupy społecznej. Byli bardziej wyrafinowani. Chcieli wymazać moje myśli, moją tożsamość, wszystko… To, kim byłem, i to, co napisałem. Historia i kultura to nasza pamięć. Jeśli wymaże się pamięć, istotę, ducha, to można wymazać cały naród.
Abduweli zdołał wydostać się z Chin po tym, jak został zwolniony z zakładu karnego, a w sierpniu 2015 roku otrzymał w Turcji status uchodźcy. Cieszył się rozległymi znajomościami. W społeczności ujgurskiej stał się wpływowym pisarzem, a publikowane przez niego w internecie wywrotowe teksty spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem. Po naszym pierwszym spotkaniu w Stambule zabrał mnie do Ankary, gdzie przedstawił mi pewną młodą Ujgurkę, wówczas jeszcze przed trzydziestką. Była to Maysem.
– Musisz ją poznać – powiedział mi Abduweli, gdy jechaliśmy pociągiem. – Nie wypowiadała się jeszcze publicznie. Jej historia jest niewiarygodna.
Pewnego wieczoru w październiku 2018 roku spotkaliśmy się więc na herbatę w jej skromnie wyposażonym, przestronnym mieszkaniu na skraju miasta, gdzie dopiero co się wprowadziła. Kończyła właśnie magisterium z socjologii46 i zamierzała dostać się na studia doktoranckie w Stanach Zjednoczonych. Miała jasną karnację i długie brązowe włosy. Przygotowując herbatę, poruszała się i wysławiała z niezwykłą delikatnością. Ale jej drobna, krucha powierzchowność nie zwiodła ani Abduwelego, ani mnie. Jej sposób mówienia zdradzał silną, twardą osobowość. Opowieści o ulubionych herbatach i życiu w Ankarze przeplatała nawiązaniami do literatury i śmiałymi komentarzami na temat stanu świata.
– Ludzie twierdzą, że kobieta nie powinna być wykształcona – powiedziała w pewnym momencie. – Ja twierdzę, że edukacja kobiet zmieni świat.
Biegała bezustannie pomiędzy kuchnią a salonem, w jednej chwili szykowała jedzenie, a w następnej wyciągała książki z domowej biblioteczki.
Chiński rząd rekrutował spośród pozostałych w Sinciangu Ujgurów agentów i informatorów, którzy mieli kontaktować się z przebywającymi na uchodźstwie pobratymcami i wywierać na nich nacisk, aby zdradzali przyjaciół i sąsiadów z zagranicy. Dziesiątki mieszkających w Turcji Ujgurów mówiły mi, że tacy agenci często wysyłali im zdjęcia i filmiki bliskich przetrzymywanych w chińskich obozach. Obiecywali też, że w zamian za informacje dotyczące miejsca pobytu i działań innych ujgurskich uchodźców umożliwią uciekinierom kontakt z pozostawionymi w ojczyźnie dziećmi, rodzicami, rodzeństwem i zapewnią bezpieczeństwo ich rodzinom47.
Maysem z początku nie była pewna, czy powinna opowiedzieć mi o tym, co przeżyła. Czuła wstyd, że porzuciła rodzinę. Losy wielu jej bliskich pozostawały nieznane – prawdopodobnie trafili do obozów koncentracyjnych.
– Dźwigam ciężkie brzemię. Straciłam rodzinę i jestem tylko pionkiem w nowym ładzie świata – rzekła. – Ale powiem panu, jak do tego doszło.
28 Biuro bezpieczeństwa publicznego Nanczangu, 75 Behavioral Indicators of Religious Extremism, 8 września 2015, http://www.ncga.gov.cn/e/action/ShowInfo.php?classid=1256&id=5881. Tekst z linku został w bliżej nieokreślonym czasie usunięty, ale jego przetłumaczone fragmenty można znaleźć na stronie Human Rights Watch, „Eradicating Ideological Viruses”: China’s Campaign of Repression against Xinjiang’s Muslims, 9 września 2018, https://www.hrw.org/report/2018/09/09/eradicating-ideological-viruses/chinas-campaign-repression-against-xinjiangs#_ftn53.
29 Egypt Independent, China to Invest $11.2 Billion in Projects for Egypt’s New Administrative Capital, 4 września 2017, https://egyptindependent.com/china-invest-11-2-billion-projects-egypts-new-administrative-capital/ . Szczegóły innych umów dotyczących projektów z zakresu infrastruktury i bezpieczeństa można znaleźć w artykułach Egypt, China Sign Technical Cooperation Document in Special-ized Security Fields, State Information Service of Egypt, https://www.sis.gov.eg/Story/114496?lang=en-us oraz Egypt, China Sign Three MOUs on Security, Launching New Satellite, Electrical Rail Project, Enterprise, 6 września 2017, https://enterprise.press/stories/2017/09/06/egypt-china-sign-three-mous-on-secu rity-launching-new-satelliteelectrical-rail-project/.
30 Human Rights Watch, Egypt: Don’t Deport Uyghurs to China, 18 lipca 2017, https://www.hrw.org/news/2017/07/08/egypt-dont-deport-uyghurs-china#.
31 Tamże.
32 Al Jazeera, Egypt Arrests Chinese Muslim Students amid Police Sweep, 7 lipca 2017, https://www.aljazeera.com/news/2017/7/7/egypt-arrests-chinese-muslim-students-amid-police-sweep.
33 Przebywając w Waszyngtonie, zdołałem pomóc Asmanowi i jego rodzinie znaleźć schronienie we Francji po tym, jak przylecieli do Paryża i poprosili o azyl.
34 Megha Rajagopalan, Alison Killing i Christo Buschek, China Secretly Built a Vast New Infrastructure to Imprison Muslims, BuzzFeed News, 27 sierpnia 2020, https://www.buzzfeednews.com/article/meghara/china-new-internment-camps-xinjiang-uighurs-muslims . Autorzy piszą: „W ramach najszerszego jak dotąd śledztwa w sprawie chińskich obozów dla internowanych, przeprowadzonego z wykorzystaniem publicznie dostępnych obrazów satelitarnych oraz relacji dziesiątków byłych więźniów BuzzFeed News zdołał zidentyfikować przeszło 260 kompleksów powstałych po 2017 roku zdradzających cechy zakładów karnych. Na zachodnim krańcu Sinciangu w każdej gminie można znaleźć przynajmniej jeden taki kompleks”.
35 Lao Mu, Vocational Education and Training Centers in Xinjiang Represent New Path to Address Terrorism, People’s Daily Online, 10 września 2019, http://en.people.cn/n3/2019/0910/c90000-9613730.html.
36 Steven Jiang i Ben Westcott, China’s Top Uyghur Official Claims Most Detainees Have Left Xinjiang Camps, CNN.com, 30 lipca 2019, https://edition.cnn.com/2019/07/30/asia/xinjiang-official-beijing-camps-intl-hnk/index.html.
37 Agencja Prasowa Xinhua, Full Transcript: Interview with Xinjiang Government Chief on Counterterrorism, Vocational Education and Training in Xinjiang, 16 października 2018, http://www.xinhuanet.com/english/2018-10/16/c_137535821.htm.
38 Radio Free Asia, Xinjiang Political „Re-Education Camps” Treated Uyghurs „Infected by Religious Extremism”: CPP Youth League, 8 sierpnia 2018, https://www.rfa.org/english/news/uyghur/infected-08082018173807.html. Dziennikarze dotarli do nagrania z przemówienia urzędnika Ligi Młodzieży Komunistycznej Sinciangu umieszczonego na chińskim portalu społecznościowym i przetłumaczyli część jego treści.
39 Austin Ramzy i Chris Buckley, „Absolutely No Mercy”: Leaked Files Expose How China Organized Mass Detentions of Muslims, „New York Times”, 16 listopada 2019, https://www.nytimes.com/interactive/2019/11/16/world/asia/china-xinjiang-documents.html.
40 Poza wywiadami przeprowadzonymi przez autora podobne relacje można znaleźć w artykule Allison Killing i Meghi Rajagopalan What They Saw: Ex-Prisoners Detail the Horrors of China’s Detention Camps, BuzzFeed News, 27 sierpnia 2020, https://www.buzzfeednews.com/article/alison_killing/china-ex-prisoners-horrors-xin jiang-camps-uighurs.
41 Tamże.
42 Chris Buckley, China’s Prisons Swell after Deluge of Arrests Engulfs Muslims, „New York Times”, 31 sierpnia 2019, https://www.nytimes.com/2019/08/31/world/asia/xinjiang-china-uighurs-prisons.html.
43 Wyciekłe dokumenty Komunistycznej Partii Chin zwane „Depeszami”, archiwum autora. Zob. też Ramzy i Buckley, „Absolutely No Mercy”, dz. cyt.
44 Rajagopalan, Killing i Buschek, China Secretly Built a Vast New Infrastructure to Imprison Muslims.
45 Rustem Shir, Resisting Chinese Linguistic Imperialism: Abduweli Ayup and the Movement for Uyghur Mother-Tongue-Based Education, Uyghur Human Rights Project, maj 2019, https://docs.uhrp.org/pdf/UHRP_Resisting_Chinese_Linguistic_Imperialism_May_2019.pdf. W artykułach i raportach często pojawia się błędna informacja, że Abduweli był internowany przez trzy lata. Według tego, co sam mi powiedział, spędził łącznie 15 miesięcy w czterech różnych zakładach.
46 Autor i Maysem ustalili, że nie będą zdradzać jej dokładnej specjalizacji w obrębie socjologii, ponieważ pozwoliłoby ją to łatwo zidentyfikować.
47 Relacje te są dobrze udokumentowane w przeprowadzonych przez autora wywiadach; niektórzy rozmówcy przekazali autorowi nagrania rozmów z chińskimi agentami i pozostawionymi w Chinach krewnymi. Zob. też Deutsche Welle (Niemcy), How China intimidates Uighurs Abroad by Threatening Their Families, 11 lipca 2019, https://www.dw.com/en/how-china-intimidates-uighurs-abroad-by-threatening-their-families/a-49554977 .
Nie okazujcie ani odrobiny litości.
– Xi Jinping
– W Sinciangu, kiedy byłam mała – zaczęła Maysem – partia opiekowała się wszystkimi i wszyscy mieli od najmłodszych lat wytyczoną ścieżkę. Mężczyźni zazwyczaj zaciągali się do policji, a kobiety zostawały nauczycielkami48.
Sama Maysem stanowiła jednak wyjątek od tego schematu. Pochodziła z szanowanej rodziny, szkołę średnią skończyła z wyróżnieniem, dostała się na elitarną chińską uczelnię i była na dobrej drodze do rozpoczęcia kariery w korpusie dyplomatycznym, co stanowiło doprawdy niezwykłe osiągnięcie jak na młodą przedstawicielkę mniejszości etnicznej.
Zmiana w sposobie traktowania obywateli Sinciangu przez państwo następowała na tyle powoli, że dziewczyna w pierwszej chwili nie zauważyła, co się wokół niej dzieje. Przypominało to stopniowe pękanie skorupki jajka. Zaczęło się w lipcu 2009 roku, po antyrządowych zamieszkach na tle etnicznym w Urumczi. Policja przystąpiła wówczas do wyłapywania młodych mężczyzn podejrzanych o wzniecanie niepokojów49.
Pomiędzy 2009 a 2014 rokiem wielu rozgoryczonych Ujgurów wyjeżdżało do Afganistanu i Syrii, aby tam poznawać prawidła dżihadu50. Niektórzy liczyli na to, że pewnego dnia wrócą do Chin. Inni chcieli na stałe zamieszkać pod protektoratem ISIS, wierząc, że dzięki temu zyskają poczucie przynależności i znajdą swoje miejsce w świecie. Chiński rząd odpowiedział na zamachy terrorystyczne w sposób drastyczny, aresztując i skazując na śmierć podejrzanych51.
Od 2014 roku władze – niezdolne odróżnić terrorystów od osób postronnych – postanowiły rozszerzyć politykę twardej ręki na ogół populacji Sinciangu. W sierpniu 2014 roku wprowadzono zakaz manifestowania przynależności religijnej – włącznie z noszeniem bród przez mężczyzn i chust przez kobiety – w środkach transportu publicznego w czasie trwania zawodów sportowych52. Restrykcje te szybko objęły wszystkie miejsca publiczne53.
Jeszcze tego samego lata Maysem musiała zacząć okazywać dowód osobisty przed wejściem do centrum handlowego albo wjechaniem na stację benzynową, a samochód przyszło jej tankować pod okiem uzbrojonych ochroniarzy. W późniejszych miesiącach rząd ogłosił, że zamierza uczynić z jej rodzimego Kaszgaru „bezpieczne miasto”54.
Potem zaczęły pojawiać się kamery monitoringu. Przybywało ich coraz więcej – w końcu były ich tysiące, wszędzie, gdzie tylko człowiek się obejrzał.
– Policja mówiła nam, że robi wszystko, aby zwalczać przestępczość oraz terroryzm i mieć na oku przybyszów z zagranicy i muzułmanów hołdujących ekstremistycznym poglądom – wspominała Maysem. – Na początku przystało na to zbyt wielu ludzi. Zbyt wiele osób się z tym pogodziło.
W 2016 roku Maysem brakowało już tylko roku do zrobienia magisterium z socjologii na Uniwersytecie w Ankarze. Do rodzinnego domu wróciła jedynie na wakacje. Pewnego czerwcowego dnia otrzymała wezwanie na miejscowy komisariat policji w Kaszgarze. Policjanci wylegitymowali ją, a następnie potwierdzili tożsamość dziewczyny, skanując jej twarz smartfonem. Potem wysłali ją na obowiązkowe testy medyczne. Jeden z funkcjonariuszy pobrał próbkę DNA z jamy ustnej oraz próbkę krwi, którą sprawdził w rządowej bazie danych. Wreszcie przyszła kolej na identyfikację głosową. Sky Net ją rozpoznał.
„Imię: Maysem ……… – wyświetliło się na ekranie komputera. – Ranking społeczny: niegodna zaufania”.
Ze względu na długi pobyt za granicą policja wysłała ją na cotygodniowe szkolenia propagandowe z zakresu teorii praw obywatelskich i rządu. Po nich dziewczyna zamierzała wrócić do Ankary, dokończyć magisterium, dołączyć do korpusu dyplomatycznego i oficjalnie stać się chlubą rodziny.
Zanim zdążyła zrealizować te plany, otrzymała jednak kolejne wezwanie na komisariat – przyniesione do mieszkania rodziców przez mianowaną przez chińskie władze przedstawicielkę miejscowej straży sąsiedzkiej. Gdy tylko zameldowała się w recepcji, trzech Chińczyków w garniturach chwyciło ją za ramiona i zaciągnęło do czarnego SUV-a. Po godzinie jazdy dotarli na miejsce, do „zakładu reedukacji” – jak wyjaśnili tamtejsi strażnicy – w którym czekał ją bardziej intensywny, codzienny kurs kształcenia cywilnego. Szkolenia miały się zaczynać o 8.00, a kończyć o 18.00.
Ale po zaledwie kilku minutach Maysem przeniesiono do innego, lepiej strzeżonego ośrodka, który strażnik określił mianem „zakładu przetrzymywania tymczasowego”. Stąd nie wolno jej już było wychodzić. Została odprowadzona na podwórko budynku, który wydawał się przebudowanym gmachem mieszkalnym. Znak przed wejściem głosił: „Miłuj prezydenta Xi Jinpinga”.
– Do środka, proszę – polecił strażnik.
Drzwi zatrzasnęły się za jej plecami i znalazła się na początku długiego betonowego korytarza. Każdy jej krok śledziły zainstalowane co kilkadziesiąt metrów kamery.
– Ściany były pokryte muralami z hasłami propagandowymi – opowiadała Maysem. – Z jednej strony obraz przedstawiał zakutane w chusty muzułmanki, które wyglądały na smutne i uciśnione. Z drugiej strony znajdowały się kobiety w wysokich obcasach i nowoczesnych ubraniach cieszące się urokami miejskiego życia. Z jednej strony pokazali zapłakane dzieci słuchające muzułmańskiego nauczyciela Ujgura. Z drugiej widać było szczęśliwe dzieci słuchające chińskiego nauczyciela.
Dziewczyna została odprowadzona na kolejny podwórzec, gdzie kazano jej czekać. Stała tam – zdrętwiała i oszołomiona – w otoczeniu dziesięciu strażników.
– Wiesz, czemu tu jesteś?
– To jakaś pomyłka – odpowiedziała. – Nie powinno mnie tu być. Nic nie zrobiłam. Pochodzę z dobrej rodziny.
– Pokażmy suce, kto tu rządzi! – krzyknął jeden ze strażników.
Dwóch mężczyzn powaliło Maysem na ziemię, ściągnęło jej buty i pociągnęło za stopy na zewnątrz, na mniejsze podwórko, na którym czekało kilkoro innych wściekłych i przestraszonych osób, ewidentnie przyprowadzonych tam wbrew własnej woli.
– Dziwka! – krzyczeli strażnicy.
– Suka!
– Kurwa!
Dziewczyna panicznie wymachiwała rękami i nogami, próbując się wyrwać. Po kilku minutach strażnicy wypuścili ją ze śmiechem.
Zrobiło się południe. Palące sierpniowe słońce wisiało wysoko na niebie. Mundurowi podnieśli Maysem z ziemi i posadzili ją na żelaznym krześle, do którego przypięli ją za ręce i nogi metalowymi obręczami.
– Było potwornie niewygodne – powiedziała mi później. – Nazywają to tygrysim krzesłem. Wszyscy o nim słyszeliśmy. Używają go, kiedy chcą zrobić z kogoś przykład dla innych, torturują człowieka, zmuszając go do skręcania ciała.
Pozostali więźniowie tylko się przyglądali.
– Ale przypominali pacjentów, którzy dochodzili do siebie po urazie głowy w wypadku samochodowym i stracili osobowość – stwierdziła Maysem. – Zdawali się niezdolni do myślenia, zadawania pytań, okazywania uczuć czy mówienia. Patrzyli na mnie pustym wzrokiem, a potem zagnano ich z powrotem do budynku.
Strażnicy zostawili dziewczynę na słońcu na osiem godzin, aż poczerwieniała jej skóra i nabawiła się oparzeń.
– Kiedy tak siedziałam w upale, wyobrażałam sobie, że zaraz obudzę się z tego koszmaru i będę znów w domu, z matką. Czułam, jak mnie przytula, całuje w oba policzki, słyszałam opowieści o życiu, przygodach i zagranicznych podróżach, i przypominałam sobie nasze niekończące się rozmowy o książkach, które akurat czytałam.
Pieczenie poparzonej skóry od czasu do czasu przywoływało ją do rzeczywistości. Przez kilka kolejnych godzin na przemian traciła przytomność albo majaczyła o domu.