Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Molly Murphy, dzielny nowojorski detektyw, powraca w 1903 roku do rodzinnej Irlandii, by poprowadzić poszukiwania siostry irlandzko-amerykańskiego impresario. Przed laty kobieta była zbyt chora, by wraz z rodziną pożeglować do Stanów w ucieczce przed panującym głodem i została pozostawiona sama sobie. Teraz zaś skruszony brat chce zapisać jej cały swój majątek.
Burzliwa okaże się już sama podróż do Irlandii, ale na miejscu na Molly będą czekać kolejne niespodzianki…
Bogata w historyczne detale, atmosferę przełomu wieków i urzekające postaci, Dublin, moja miłość jest trzymającą w napięciu kontynuacją bestsellerowej serii kryminałów Rhys Bowen.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 359
5
(...)
Zapłaciłam woźnicy i przekazałam numerowemu swój skromny bagaż. Popatrzył na niego zdziwiony i jakby zniesmaczony. Wkoło piętrzyły się eleganckie pakunki i kufry. Zaprowadził mnie na pokład drugiej klasy, a ja nawet nie obejrzałam się za siebie, choć serce waliło mi jak szalone. Pokazałam bilet przy wejściu.
– Tędy, panienko – powiedział steward i wziął ode mnie torbę podręczną.
Przeszliśmy na sam koniec bardzo długiego korytarza. Moja kajuta okazała się tak mała, że trudno było się w niej obrócić. Na szczęście miała okno, z którego widać było kawałek nieba. Resztę przesłaniała szalupa ratunkowa zwisająca z górnego pokładu. Mogło być gorzej...
– Na bagaż musi pani chwilę poczekać – oznajmił steward. – Na trasie powinniśmy mieć cały czas dobrą pogodę. To cud o tej porze roku, prawda? Proszę mi wierzyć, że kiedy jest prawdziwy huragan, nie ma żartów. Życzę miłej podróży.
Podziękowałam, zastanawiając się, czy powinnam dać mu napiwek. Poprzednim razem nie miałam takich wątpliwości, bo byłam biedna jak mysz kościelna. Jednak zanim zdążyłam sięgnąć po torebkę, obdarzył mnie szerokim uśmiechem i odwrócił się na pięcie. Zostałam sama i mogłam wreszcie przyjrzeć się swojemu królestwu. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Na jednej ścianie znajdowały się dwie koje; naprzeciwko – szafa, komoda i lustro. Pomiędzy sprzętami było akurat tyle miejsca, by mogła przejść szczupła osoba. Dobrze, że nie muszę z nikim dzielić kajuty i że nie zamierzam w niej spędzać zbyt wiele czasu – pomyślałam. Już wcześniej postanowiłam dobrze się bawić na statku. Zdjęłam kapelusz i właśnie miałam rozczesać włosy, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to steward z moim bagażem, ale okazało się, że to tylko chłopiec na posyłki.
– Liścik dla panienki – powiedział wesoło.
– Dla mnie? Na pewno?
– Panna Molly Murphy, pokład E. Kajuta dwieście trzydzieści jeden. To nie pani?
– Owszem, ale...
Uśmiechnął się szeroko.
– Może już zdążyła panienka komuś wpaść w oko. Statki takie jak „Majestic” to wspaniałe miejsce na romans. – Mrugnął, wręczył mi list i już go nie było.
Przyjrzałam się kopercie. Charakter pisma nie był mi znany. Przez chwilę myślałam, że to pewnie list od Daniela, który prosi, bym zmieniła zdanie i zeszła na ląd. Po chwili jednak uznałam, że to raczej kolejny zestaw instrukcji od pana Burke’a.
Droga Panno Murphy – przeczytałam, rozerwawszy kopertę – nawet Pani nie wie, jak bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że płyniemy tym samym statkiem. Ja również kupiłam bilet na „Majestic” do Irlandii. Będę przeszczęśliwa, jeśli zajdzie Pani do mojej kajuty po przeczytaniu tego listu. Mam pewną sprawę, którą chciałabym z Panią omówić.
Na dole widniał podpis: Oona Sheehan.
6
Zaczesałam włosy i doprowadziłam się do ładu. Następnie poszłam do głównego holu, żeby poszukać schodów na górę.
– Panienko, dokąd to? – odezwał się za mną ostry głos.
– Szukam pokładu A – odparłam. – Czyżbym się pomyliła i obrała złą drogę?
– Tam znajdują się kabiny pierwszej klasy. – Mężczyzna obrzucił mnie od stóp do głów uważnym spojrzeniem.
– Otóż to. Dostałam od znajomej liścik z zaproszeniem. – Pomachałam mu przed oczami kawałkiem papieru.
– Ach, tak. Rozumiem. W takim razie odprowadzę panienkę prosto do właściwych drzwi.
Idąc po schodach, uśmiechnęłam się sama do siebie. Chyba nigdy nie nauczę się pokory – pomyślałam.
Steward zapukał i po chwili usłyszeliśmy głośne „proszę”. Nie do wiary – pomyślałam – ten sam głęboki, melodyjny głos podbija serca widzów na największych scenach świata.
Mój towarzysz wsadził głowę do środka.
– Przepraszam najmocniej... ma pani gościa, panna... Murphy, zdaje się.
– Wspaniale, niech wejdzie! – odparła Oona.
Z tryumfalną miną przeszłam obok zdziwionego stewarda. Przestąpiłam próg i aż mnie zatkało.
Kajuta Oony Sheehan zupełnie nie przypominała mojej. Była wielkości salonu; przy jednej ze ścian stało podwójne łóżko, a obok niego szafy i komody. Pod bulajem – szezlong, kilka zdobnych krzeseł i stolik kawowy z wazonem pełnym kwiatów. Zresztą kwiatów w tym pomieszczeniu było znacznie więcej, stały dosłownie wszędzie – storczyki, róże i jakieś inne, egzotyczne gatunki, których nigdy dotąd nie widziałam. Oona siedziała wygodnie na szezlongu, w eleganckim czarno-białym kostiumie podróżnym, z odpowiednio dobranym, również czarno-białym piórkiem we włosach. Nie wstała na mój widok; jedynie wyciągnęła rękę na powitanie.
– Molly Murphy! Jak miło cię widzieć, moja droga!
– Skąd pani wiedziała, że płyniemy tym samym statkiem? Czyżby pan Burke się wygadał?
Roześmiała się.
– Nie, nasz Tommy jest bardzo skryty. Zwykły przypadek. Wpadliśmy na siebie, kupując bilety w biurze White Star. Przyznał się, że wysyła cię do Irlandii. Szczerze mówiąc, musiałam go trochę przycisnąć do muru. Mam swoje sposoby. Potrafię sprawić, by panowie zwierzyli mi się ze spraw, o których wcale nie zamierzali nikomu mówić. – Uśmiechnęła się do mnie uroczo. – Proszę, usiądź. Szampan już się chłodzi. Wiem, że jest wcześnie... Uwierz mi, o tej porze nigdy nie biorę alkoholu do ust. Ale jest jeden wyjątek. Przed rejsem zawsze wypijam kieliszek czegoś mocniejszego. To wspaniale wpływa na żołądek, więc nigdy nie cierpię na chorobę morską.
– Dziękuję za szampana. Z miejsca uderza mi do głowy.
– Mnie również – zaśmiała się Oona. – To szampan jest winny wszystkim błędom, które popełniłam w życiu. – Wyprostowała się i wskazała ręką na stolik kawowy. – Czekoladkę? Ja je uwielbiam, a ty? Mam słabość do czekolady, szczególnie gdy akurat powinnam dbać o linię.
Podała mi złote pudełko. Tym razem nie odmówiłam.
– Panno Sheehan – powiedziałam wprost – dlaczego mnie pani zaprosiła? Przecież prawie się nie znamy, a nie wydaje mi się, bym była najbardziej pożądanym towarzystwem na statku. Tłum wielbicieli tylko czeka, aż wyjdzie pani z kajuty.
– I o to właśnie chodzi – odparła. – Właśnie dlatego chcę ci złożyć, Molly, pewną ofertę. – Uśmiechnęła się do mnie serdecznie. – Nie przeszkadza ci, że zwracam się do ciebie po imieniu, prawda? Jesteś detektywem, więc chyba lubisz ryzyko i wyzwania...
– Wcale nie jestem pewna, czy lubię ryzyko – stwierdziłam. – Ale jakoś nie potrafię się od niego uwolnić.
– Wspaniale! Czy miałabyś coś przeciwko temu, by dodatkowo zarobić podczas tej podróży?
– Nie... – odpowiedziałam po chwili wahania.
Wyprostowała się.
– W takim razie wysłuchaj mojej propozycji, Molly. Mam nadzieję, że jej nie odrzucisz.
Zamieniłam się w słuch. Oona wstała i wyjrzała przez okno, które w jej kajucie nie było przesłonięte łodzią ratunkową.
– Nie zawsze jest mi łatwo być sobą – zaczęła. – Jak słusznie zauważyłaś, wiecznie otacza mnie wianuszek wielbicieli. Głupców, którzy zakochują się bez pamięci i drepczą za mną niczym stado wiernych piesków. Ciągle ktoś się koło mnie kręci, zawraca głowę; nie mam okazji pobyć sam na sam ze sobą. Ludzie myślą, że mam życie usłane różami, ale to potrafi być bardzo męczące, zapewniam cię. Jadę do domu, bo lekarz zalecił mi spokój. Powiedział, że jeśli nie odpocznę, dorobię się załamania nerwowego. Wybrałam sobie malutki domek na zachodnim wybrzeżu Irlandii, gdzie miejscowi nie wiedzą, kim jestem, więc mają w nosie moją sławę i karierę. Najpierw jednak muszę tam dotrzeć, a podróż zapowiada się koszmarnie.
Przerwała na chwilę, a biała dłoń zawisła dramatycznie w powietrzu. Oona była tak ładna, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Te piękne zielone oczy, ten zgrabny nosek! Po chwili zdałam sobie sprawę, że ona również bacznie mi się przygląda.
– Jaka to konkretnie propozycja? – zapytałam.
– Chciałabym zamienić się z tobą miejscami na statku.
– Co takiego?! – krzyknęłam, zapomniawszy, że rozmawiam z jedną z najbardziej znanych kobiet na świecie, a sama jestem przecież nikim.
Uśmiechnęła się do mnie, a w jej policzkach pokazały się urocze dołeczki.
– Mam powtórzyć? Chciałabym popłynąć do Irlandii jako Molly Murphy, a ty wcieliłabyś się w Oonę Sheehan.
– Ale to niemożliwe – stwierdziłam. – Po pierwsze, mam malutką kajutę drugiej klasy, pięć pokładów niżej, w której światło dzienne przesłonięte jest szalupą ratunkową. Po drugie, wystarczy spojrzeć, a od razu wiadomo, że żadna ze mnie Oona Sheehan.
– Dokładnie to przemyślałam – odparła. – Powiem obsłudze, że bardzo źle się czuję i cierpię na chroniczne zmęczenie. Dlatego nie będziesz wychodzić z kajuty, z wyjątkiem krótkich spacerów, a jeśli już, to zawsze w kapeluszu i pelerynie. Jeśli w tym czasie ktoś do ciebie podejdzie i rozpocznie rozmowę, przyłożysz do ust chusteczkę i wymówisz się bólem gardła oraz problemami z głosem. Zrezygnujesz ze wspólnych posiłków, bo trudno będzie ukryć naszą tajemnicę, jeśli posadzą cię przy stoliku kapitana, a tam pojawi się ktoś, kto rzeczywiście mnie zna. Zamówiłam jedzenie bezpośrednio do kajuty, żeby uniknąć takich sytuacji. To wprawdzie oznacza, że twoja podróż będzie raczej nudna, a pewnie nie tego się spodziewałaś, ale niczego ci nie zabraknie, ja zaś obiecuję hojnie wynagrodzić ci wszystkie trudy. Na dodatek oddasz swojej rodaczce ogromną przysługę. Zgodzisz się, prawda?
– Czy ja dobrze rozumiem? – odparłam. – Pani chce zamieszkać w mojej kajucie, na pokładzie E?
– Tak. I będę skromnie się ubierać, spacerować tylko po pokładzie drugiej klasy i czekać na powrót w rodzinne strony. Zupełnie tak jak prawdziwa Molly Murphy.
– A ja mam być Ooną Sheehan?
– Która, niestety, nie czuje się na siłach przyjmować gości. Możesz korzystać śmiało z mojej garderoby, a na spacery zakładać którąś z peruk.
– Peruk? – zapytałam zdziwiona.
Machnęła rozkazująco ręką.
– Otwórz to pudełko z kapeluszami, które stoi na szafie.
Tak też zrobiłam. Moim oczom ukazała się kolekcja peruk w kasztanowym kolorze. Niektóre miały włosy ułożone w aksamitne loki, inne – wysoko upięte koki.
– Jezusie, Maryjo i Józefie święty – wymamrotałam.
– Na scenie szybko zmieniam wygląd – wyjaśniła Oona. – Przydają się również, kiedy przed ważną wizytą nie zdąży mnie odwiedzić fryzjer. Przymierz którąś z nich.
Ostrożnie wyjęłam perukę z lokami upiętymi nad czołem i założyłam ją na głowę, starannie chowając pod spód własne włosy. Spojrzałam w lustro i zakryłam usta dłonią. Zmiana była niesamowita.
– Wyglądam jak...
– Jak ja – dokończyła za mnie Oona. – Od razu tak pomyślałam, kiedy spotkałyśmy się u Tommy’ego. Uważam, że świetnie sobie poradzisz w nowej roli. To co, Molly? Umowa stoi? Obiecujesz nikomu nie zdradzić naszej tajemnicy? Powiedz „tak”, a ja natychmiast wypiszę czek na sto dolarów.
Dodatkowe sto dolarów – pomyślałam. Z całą pewnością się przyda. Co prawda trzeba teraz będzie zapomnieć o urokach podróży statkiem, ale czy to takie straszne? Przecież czeka mnie jeszcze droga powrotna.
– Umowa stoi – odparłam.
Rozkoszny uśmiech rozpromienił jej twarz.
– Wiedziałam! Wspaniale! – Wyjęła książeczkę i wypisała czek. – Proszę. Działajmy szybko, póki wszyscy są jeszcze zajęci. Zamieńmy się teraz ubraniami, żebym natychmiast mogła pójść do twojej kajuty.
– Chce pani od razu się przebrać?
– Oczywiście. W drodze na dół muszę wyglądać dokładnie tak jak Molly Murphy, kiedy pukała do moich drzwi.
– Ktoś z pewnością zauważy różnicę.
– Moja droga, przecież jestem aktorką. Obiecuję, że nikt, kto widział idącą na górę Molly Murphy, nie zauważy, że z mojej kajuty wychodzi inna osoba. Teraz, proszę, zdejmij kostium i wybierz sobie coś z garderoby. To prawdziwe szczęście, że mamy podobną figurę.
Otworzyłam szafę i aż westchnęłam na widok tych wszystkich sukienek, garsonek i wieczorowych kreacji.
– Na początek proponuję, byś wybrała coś naprawdę imponującego. Coś, co wzmocni wrażenie, że ty to ja – zaproponowała Oona i podeszła do szafy. Wyjęła bluzkę i spódnicę z jedwabiu w kolorze wina. Bluzka miała rękawy i kołnierzyk ozdobione perłami. – Ten kolor zawsze idealnie współgra z rudymi włosami – powiedziała. – Ubierzesz się sama czy mam poprosić pokojówkę?
– Pokojówkę? A co ona na to wszystko powie? – wyjąkałam.
Oona się roześmiała.
– Została wtajemniczona. Jest ze mną tak długo, że mam do niej pełne zaufanie. Ma cię traktować dokładnie tak samo jak mnie. Rose to miła dziewczyna. Niezbyt rozgarnięta, ale bardzo pracowita. Proszę, pospiesz się, nie marnujmy czasu. – Podała mi kostium. – Zdejmuj swoje ubranie i załóż wreszcie to.
Trochę zawstydzona zrobiłam, o co prosiła. Nie byłam przyzwyczajona, by rozbierać się przed obcymi, a w dodatku miałam świadomość, że mój kostium jest już bardzo zniszczony, nie mówiąc o bieliźnie, którą miałam na sobie. Ale Oona najwyraźniej się tym nie przejęła. W mgnieniu oka pozbyła się swoich ubrań i już wkładała moje. Pomyślałam, że ma to związek z jej zawodem – szybkie zmiany kostiumów to codzienność dla aktora, podobnie jak widok ludzkiego ciała.
Ja natomiast do tego stopnia nie mogłam sobie poradzić ze zwykłymi guzikami przy rękawach i kołnierzyku, że musiałam prosić Oonę o pomoc.
– Załóż perukę i gotowe – powiedziała, z zadowoleniem kiwając głową. – Oczywiście musisz jeszcze trochę się umalować. Na moim stoliku jest róż i puder. Na usta przydałaby się odrobina szminki. No i te piegi. – Przyjrzała mi się w zamyśleniu, po czym westchnęła. – W pośpiechu niewiele z nimi zrobimy. Nie wybielałaś ich nigdy sokiem z cytryny?
– Dopóki nie przyjechałam do Nowego Jorku, nawet nie zwracałam na nie uwagi – odparłam ze śmiechem.
– Teraz, niestety, już nic się nie da zrobić. Smaruj je kremem, potem nakładaj grubą warstwę pudru – powiedziała. – I pamiętaj, że masz wyglądać na chorą. Daj, pomogę ci.
Zanim zdążyłam zaprotestować, nałożyła mi krem na twarz, przypudrowała policzki, wygładziła brwi. Wszystko za pomocą pędzla oraz paletki z różem i pudrem. Pomyślałam, że wygląda teraz jak malarz przy pracy. Kiedy spojrzałam w lustro, zobaczyłam twarz obcej kobiety.
– Osoby odprowadzające pasażerów proszone są o zejście na ląd – odezwał się głos w korytarzu. Obsługa pukała teraz do każdych drzwi.
– Pora się zbierać – oznajmiła Oona. – Podczas rejsu nie będziemy się widywać. Pasażerowie pierwszej i drugiej klasy mogą przebywać tylko w swojej części statku.
– Gdzie się spotkamy po przybyciu do Queenstown? – zapytałam. – Kończy tam pani podróż czy płynie dalej do Liverpoolu?
– Tylko do Queenstown – odparła. – Dalej już nie.
I wyszła. Stałam przez chwilę lekko otumaniona, przyglądając się swojej nowej kajucie. To, co się przed chwilą zdarzyło, było zdecydowanie jednym z najdziwniejszych momentów w moim życiu. Czy nigdy nie przepłynę Atlantyku pod własnym imieniem i nazwiskiem? Popatrzyłam w lustro i uśmiechnęłam się szeroko sama do siebie. Tydzień życia w luksusie! Obsługiwana przez pokojówkę i stewarda! To w gruncie rzeczy nic strasznego – uznałam.
Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się następujące powieści Rhys Bowen:
PRAWO PANNY MURPHY2013
ŚMIERĆ DETEKTYWA2013
DO GROBOWEJ DESKI2014
PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO2015
O MÓJ UKOCHANY!2016