Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
PONAD PÓŁTORA MILIONA SPRZEDANYCH EGZEMPLARZY!
"Nie odłożyłam, dopóki nie poznałam prawdy, która kompletnie wbiła mnie w fotel. Świetny thriller! Polecam". Magda Stachula
Kobiety znikają z ulic. Dziesięć dni później zostają odnalezione. Ostatniej, czwartej kobiety nie udało się uwolnić. Eva, dziennikarka, która relacjonowała tę historię nie zdaje sobie sprawy, że będzie kolejną ofiarą zniknięcia… Czy jej mroczny sekret pomoże Evie w uwolnieniu?
"- Jest tam kto?! - krzyknęła Eva, waląc pięściami w drzwi. - Halo! Proszę mnie stąd wypuścić! Słyszy mnie ktoś?!
Wołała tak i bębniła rękami, dopóki ją rozbolały. Ze szlochem osunęła się na podłogę, przyciągnęła kolana do piersi i objęła je ramionami. Zadrżała, z zimna i ze strachu. W głowie miała istną gonitwę myśli. Jakim cudem się tutaj znalazła? Z kim się dzisiaj widziała? A może wczoraj? Jaki właściwie jest dzień? Dokąd się wybierała?"
"Sherratt tworzy złożony, psychologicznie intrygujący portret czarnego charakteru, który nie pozwala oderwać się od czytania" Lisa Regan
"Dziesięć dni to thriller psychologiczny, który pozostanie z Tobą na długo po przeczytaniu ostatniej strony" Caroline Mitchell
Patroni medialni: LubimyCzytać.pl, Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
2006
Zapada noc. W nozdrza uderza mnie odór moczu, aż krzywię się z obrzydzenia. Próbuję myśleć o czymś innym, ale nie przychodzi mi to łatwo. Patrzę na niego, leży obok mnie bez ruchu. Przygarniam go mocniej, a on tuli się do mnie. Oczy ma zamknięte. Nie wiem, co więcej mogę dla niego zrobić.
– Nie śpij. – Lekko szturcham go w ramię. Nie reaguje, a mnie żołądek natychmiast podchodzi do gardła. Czuję mocne pulsowanie krwi w uszach, serce wali jak oszalałe, boję się, czy zaraz nie wyskoczy mi z piersi. – Hej, obudź się!
Cisza. Przygryzam wargi, żeby powstrzymać szloch, a wtedy on wreszcie się odzywa.
– Zimno mi – szepcze.
Z ulgi aż prycham cichutko śmiechem, ale chwilę później czuję, jak jego ciało znów wiotczeje w moich objęciach.
– Nie zasypiaj, musisz wytrzymać do rana – przekonuję. – Na pewno poczujesz się lepiej.
– Jestem taki zmęczony.
Z mojego brzucha dobiega burczenie, co wywołuje jego chichot. Czyli jednak nie śpi – to chyba dobry znak?
– Zagramy w coś? – proponuję. – Co powiesz na „Widzę moim małym oczkiem...”?
– Strasznie zmarzłem.
Przyciskam go mocniej do siebie, żeby choć trochę go ogrzać.
Musiałam chyba zasnąć, bo kiedy się budzę, jest zupełnie ciemno. Ogarnia mnie strach. Mówię coś do niego, ale nie odpowiada. I wtedy już wiem. Zaczynam płakać. Nie mam pojęcia, co robić. Wiem, że nawet mój najgłośniejszy krzyk nikogo tu nie ściągnie. Ale rano muszą tu przyjść i mnie wypuścić.
Płaczę. Odebrali mi go na zawsze. Teraz mogę już liczyć wyłącznie na siebie. A to wszystko zmienia. Nic już nie będzie takie samo.
Może i mam dopiero dziesięć lat, ale kiedy stąd wyjdę, koniec z tym...
DZIEŃ PIERWSZY 13 sierpnia 2019
ROZDZIAŁ PIERWSZYEva
Eva Farmer wpadła do kuchni i nerwowym spojrzeniem omiotła pomieszczenie. Poprzedniego wieczora razem z mężem wypili po kieliszku wina dla uczczenia doskonałej wiadomości, że Nick zdał wreszcie egzamin na sierżanta. Od dziesięciu lat służył w policji, pracował na zmiany, więc zazwyczaj mijali się w biegu. Dlatego wieczór przy winie był dla nich miłą odmianą, podobnie jak wspólne obejrzenie filmu i odrobina zabawy później. Zawsze cieszyli się, gdy udało im się zgrać grafiki i mogli trochę czasu spędzić razem.
– Nie widziałeś może...? – Eva jak zwykle nie mogła znaleźć kluczyków do auta.
Nick siedział przy barku i chrupał płatki śniadaniowe. Bez słowa wskazał łyżką kuchenny blat, na którym leżały kluczyki. Był już ubrany do pracy, w mundurze. Eva spojrzała na męża i pomyślała, że nawet teraz, po dziesięciu latach małżeństwa, nie potrafiłaby powiedzieć, czy kiedy go poznała, serce zabiło jej mocniej na widok munduru czy mężczyzny, który go nosił. Nick był przy niej w najgorszych momentach jej życia, zwłaszcza kiedy Daniel zaczął zadręczać ją prośbami o spotkanie. Kilka razy pojawił się nawet pod redakcją „Stoke News”, gdzie pracowała. Twardo powtarzała mu, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, w końcu musiała prosić męża o interwencję. Nie wspomniała jednak Nickowi, że od tamtej pory widziała Daniela jeszcze kilkukrotnie: kiedy wychodziła do sklepu w czasie przerwy na lunch, po treningu na siłowni, a raz nawet po służbowym spotkaniu na mieście. Tłumaczyła sobie, że wystarczy go ignorować, by w końcu odpuścił. Nie chciała go oglądać – nie po tym, co się wydarzyło.
Westchnęła. Jakim cudem te cholerne kluczyki znowu znalazły się na kuchennym blacie w misce z owocami? Z komórką nigdy nie miała takich problemów, zawsze trzymała ją przy sobie. No ale w jej zawodzie należało trzymać rękę na pulsie. Dzięki temu w wieku trzydziestu trzech lat nadal czuła ten dreszczyk podekscytowania nowym tematem, który skutecznie odwracał jej uwagę od myśli, dlaczego już od roku na próżno starali się z Nickiem o dziecko.
W przelocie musnęła ramię męża.
– O której dziś kończysz? – spytała.
– Około dwudziestej.
– Przygotuję coś pysznego na kolację. – Chwyciła kluczyki i posłała Nickowi uśmiech. – Świetnie się wczoraj bawiłam, powinniśmy to powtarzać częściej.
Nick był od niej starszy o dwa lata. Zostali parą ledwie po przekroczeniu dwudziestki, a cztery lata później wzięli ślub. Nick miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, czyli przewyższał ją prawie o trzydzieści centymetrów. Bez problemu potrafił przerzucić ją sobie przez ramię, jakby ważyła nie więcej niż torebka cukru. Poza podnoszeniem niedorzecznych ciężarów na siłowni, kilka razy w tygodniu biegał. Do tego miał zawadiacki uśmiech i podgolone ciemne włosy. Więcej Evie nie trzeba było.
Teraz, gdy go mijała, przyciągnął ją do siebie, by dać jej całusa.
– Smakujesz mlekiem – zażartowała.
– A ty ecstasy – odparł z uśmiechem.
– Gdybym cię nie znała, uznałabym to za komplement, ale skoro codziennie oglądasz na własne oczy, co potrafią zrobić z człowiekiem narkotyki...
– Tak naprawdę smakujesz miętą – przerwał jej wpół zdania. – Aha, możesz kupić kartkę urodzinową dla mojej mamy? Pamiętasz, że zaprosiła nas na obiad w niedzielę, a...
– Już kupiłam. – Eva wyśliznęła się z jego objęć i sięgnęła po czajnik, żeby nalać do niego wody. – Zamówiłam też kwiaty.
– Jak zawsze myślisz o wszystkim. – Nick przeciągnął się szeroko. – Jakie plany na dzisiaj?
– Najpierw wywiad na mieście, a potem jadę do redakcji, żeby zająć się papierkową robotą, no chyba że wyskoczy coś ciekawszego.
– Oby nie – westchnął Nick. – Rzadko dostaję dzienne dyżury. Kolejne cztery wieczory również planuję spędzić z tobą tak przyjemnie jak wczoraj.
Poza Evą w dziale wiadomości pracowała jeszcze trójka reporterów, ale od czterech lat to ona pełniła obowiązki wydawcy i decydowała o rozdzielaniu tematów. Oczywiście najlepsze zatrzymywała dla siebie. Ale czyż nie na tym polega hierarchia? Z ich czwórki była najdłużej zatrudniona w „Stoke News”, inni dziennikarze przychodzili i odchodzili.
W swoich artykułach nigdy nie próbowała gloryfikować tragedii, nie była też łowczynią sensacji, zawsze starała się znaleźć coś pozytywnego do przekazania. Tak właśnie rozumiała rolę reportera. Świat był wystarczająco paskudny. Podczas robienia reportażu nie musiała zbytnio przekonywać swoich rozmówców do obnażania przed nią duszy. Wprawdzie potem – ku uciesze czytelników – nagranie trochę koloryzowała, ale nigdy na tyle, by nie chcieć podpisać tekstu własnym imieniem i nazwiskiem. Robiła to z dumą. I nie zamierzała tego zmieniać.
Pół godziny później Eva pożegnała się z Nickiem i ruszyła do pracy. Przed wycofaniem auta z podjazdu popatrzyła jeszcze na dom. Pomyślała, że może nie jest jakiś szczególny, ale na pewno zawsze był ich twierdzą. Reprezentowali nową klasę średnią – mieli dom jednorodzinny na przyjemnym strzeżonym osiedlu, dwa prawie nowe samochody i dwie wyższe od przeciętnej pensje, które regularnie wpływały na ich konto. Nie musieli ograniczać wydatków, robiąc zakupy, dwa razy w roku wyjeżdżali na zagraniczne wakacje i wychodzili czasem do kina czy restauracji, gdy tylko udawało im się zgrać grafiki. Eva to doceniała. Wychowana w małym mieszkaniu, doskonale zdawała sobie sprawę, jak wielkie ma szczęście, mogąc wieść takie życie.
Dziś była umówiona na wywiad z deweloperem. Zamierzała wypytać go o plany związane z niedawno zakupionym przez niego starym magazynem. Napisała krótkiego esemesa do swojej asystentki, że pojedzie prosto na miejsce spotkania i w redakcji pojawi się dopiero około południa, a jeśli wywiad się nie przedłuży, to w drodze powrotnej kupi ciastka.
ROZDZIAŁ DRUGIEva
Eva obudziła się kompletnie rozbita. Ból głowy przybierał na sile. Uniosła dłoń do skroni, mocno się przy tym krzywiąc, skóra była spuchnięta i obolała. Powoli otworzyła oczy. Zmarszczyła brwi. Nie poznawała miejsca, w którym była. Znowu poczuła ból. Zmrużyła oczy i czekała, aż jej wzrok przywyknie do półmroku. Czyżby już zapadała noc? Dotknęła żeber i aż jęknęła z bólu. To miejsce też było poobijane.
Sięgnęła do nocnej szafki po telefon, ale komórki tam nie było. Ani nocnej szafki. Jej palce trafiły na ścianę. Spanikowana, usiadła i rozejrzała się wokół, z trudem łapiąc oddech. Co się właściwie stało? Próbowała coś sobie przypomnieć, ale w głowie miała pustkę. Nie była nawet pewna, jaki to dzień tygodnia i jaka pora dnia – ranek czy może już wieczór.
Lewą dłonią zakryła opuchnięte oko, którego nie mogła do końca otworzyć, i rozejrzała się zdrowym. Niewielkie pomieszczenie wyglądało jak piwnica – ściany z szarej cegły, niski sufit poprzecinany belkami, które najwyraźniej podtrzymywały kolejne piętro, na ścianie naprzeciwko małe okienko, szerokie na jakieś dwadzieścia centymetrów i wysokie na metr. Znajdowało się jednak zbyt wysoko, by mogła przez nie wyjrzeć. Nie dostrzegła też przy nim żadnej klamki, a w mlecznym szkle zatopiona była druciana siatka. W stęchłym powietrzu czuło się wilgoć. Ta klitka przypominała Evie piwnicę w szeregowcu, w którym mieszkała jej babcia. Schodziło się do niej po kilku stromych stopniach. Była ciemna, zagracona, pełna kurzu i... pająków. Na samo wspomnienie Eva machnęła dłonią, by odgonić sprzed twarzy zaludniające teraz jej wyobraźnię stworzonka o chudych odnóżach.
Siedziała na gołym materacu, okryta jedynie prześcieradłem, obok leżała niewielka poduszka. Z każdym kolejnym szczegółem, który dostrzegała, ogarniał ją coraz większy strach. Jej zegarek zniknął, obrączka również. Musnęła palcami szyję – łańcuszka z wisiorkiem też nie miała. Spuściła wzrok na swoje ubranie. Szara bluza i spodnie dresowe nie należały do niej, więc skąd się tu wzięły? Stopy miała bose, na czerwono pomalowane paznokcie mocno rzucały się teraz w oczy, nigdzie nie dostrzegła swoich butów. W najdalszym kącie stało wiadro, poza nim i materacem w pomieszczeniu nie było nic więcej.
Przez dłuższą chwilę siedziała nieruchomo, nasłuchując, ale otaczała ją cisza. Potem starając się zignorować ból, który rozsadzał jej czaszkę, odwróciła się gwałtownie i postawiła stopy na betonowej posadzce. Po prawej stronie zobaczyła zbite z desek drzwi, więc natychmiast ruszyła w ich kierunku. Ale drzwi były zaryglowane od zewnątrz. Z trudem łapiąc oddech, zabębniła w nie pięścią.
– Halo?! – krzyknęła.
Na samym dole drzwi zauważyła jakiś otwór wycięty w deskach. Nachyliła się, żeby go uważnie obejrzeć. Była to pozostałość po klapie, przez którą może przechodzić kot lub pies, zasłonięta teraz solidnym kawałkiem deski. Gdyby nawet jej się udało usunąć tę deskę, otwór i tak byłby za mały, by zdołała się przecisnąć.
Wtedy poczuła, że z jej oczu płyną łzy. Zaczęła do niej docierać prawda.
O czym opowiedziała jej pierwsza uprowadzona kobieta? A potem druga. I trzecia.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy Eva pisała o sprawie serii tajemniczych zaginięć kobiet. Były porywane, a następnie wypuszczane po upływie dziesięciu dni. Zgłoszono również zniknięcie czwartej kobiety, która jednak do tej pory nie wróciła do domu, chociaż od jej uprowadzenia minęły już cztery tygodnie. Policja badała wszystkie przypadki porwań, ale najbardziej angażowała się w poszukiwanie ostatniej z ofiar, Jillian Bradshaw. Kobieta była policjantką w czynnej służbie, a także przyjaciółką Evy i Nicka.
Do najbliższego wydania „Stoke News” Eva przygotowywała właśnie – na zlecenie swojego szefa – czterostronicową wkładkę na temat tych porwań.
– Jest tam kto?! – krzyknęła Eva, waląc pięściami w drzwi. – Halo! Proszę mnie stąd wypuścić! Słyszy mnie ktoś?!
Wołała tak i bębniła rękami, dopóki ją rozbolały. Ze szlochem osunęła się na podłogę, przyciągnęła kolana do piersi i objęła je ramionami. Zadrżała, z zimna i ze strachu. W głowie miała istną gonitwę myśli. Jakim cudem się tutaj znalazła? Z kim się dzisiaj widziała? A może wczoraj? Jaki właściwie jest dzień? Dokąd się wybierała?
Mimo wysiłków nie była w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów.
Nagle chwyciły ją mdłości, ledwie zdążyła dopaść wiadra, zwymiotowała. Otarła usta rękawem i znowu wybuchła płaczem. Nie mogła dłużej wypierać prawdy.
Jest piątą uprowadzoną kobietą.
Styczeń 2019
ROZDZIAŁ TRZECI„Stoke News”
Od dwóch dni trwają poszukiwania zaginionej kobiety
Tekst: Eva Farmer, 12 stycznia 2019 roku
Funkcjonariusze policji ze Staffordshire badają sprawę zaginięcia trzydziestosześcioletniej mieszkanki naszego hrabstwa, Stephanie Harvey. Zaginiona, zamieszkała w Werrington w dystrykcie Stoke-on-Trent, była ostatnio widziana przez swojego męża, gdy wybierała się na poranne zajęcia do Shelton.
O dziewiątej piętnaście w piątek dziesiątego stycznia kamery telewizji przemysłowej zarejestrowały panią Harvey przy jej aucie na parkingu uniwersyteckiego kampusu, a następnie idącą College Road.
Stephanie Harvey jest mężatką i mamą siedmioletnich bliźniaków. Mąż, Michael Harvey, lat trzydzieści dziewięć, zgłosił jej zaginięcie policji, gdy nie odebrała tego dnia synów ze szkoły, co robiła każdego popołudnia. Twierdzi, że to niepodobne do jego żony, by znikać na tak długo bez żadnego kontaktu. „Jeśli sama nie może pojechać po chłopców, zawsze uzgadnia to ze mną przez telefon lub esemesem. Nie mamy żadnych finansowych problemów. Żona nie była też ostatnio zdenerwowana albo przygnębiona. W ostatni weekend przeglądaliśmy w internecie oferty wakacyjnych wyjazdów dla całej rodziny. Bardzo się o nią martwię”.
Prowadzący sprawę nadkomisarz Stan Hedley wystosował do opinii publicznej apel o zgłaszanie się świadków zdarzenia oraz osób dysponujących jakimikolwiek informacjami w tej sprawie. „Pani Harvey nie korzystała ostatnio ze swojego telefonu, nie kontaktowała się także z rodziną ani przyjaciółmi”, zdradził nadkomisarz. „Zwracamy się do wszystkich z prośbą o skontaktowanie się z policją pod numerem specjalnej infolinii, który podajemy poniżej, jeśli w chwili zaginięcia poszukiwanej zauważyli coś, co pomogłoby w prowadzonym śledztwie”.
ROZDZIAŁ CZWARTYEva
Eva skręciła w Carlton Avenue, odszukała budynek oznaczony numerem dziewiątym i zaparkowała przed nim auto, po czym rozejrzała się po okolicy. Typowe, ale sympatyczne przedmieście – po obu stronach, wzdłuż wysadzonej drzewami ulicy stały rzędy identycznych domów jednorodzinnych.
Harveyowie już na nią czekali. Poczuła znajome podekscytowanie, którego zawsze doświadczała podczas pracy nad nowym artykułem.
Drzwi otworzył mężczyzna, za jego plecami stała kobieta. Państwo Stephanie i Mike Harveyowie.
– Dzień dobry, jestem Eva Farmer.
– Dzień dobry. – Stephanie gestem zaprosiła ją do środka. Hol był niewielki, ich trójka ledwie się w nim mieściła, zaraz jednak przeszli do pokoju gościnnego.
Ściany salonu ozdabiała tapeta w jasnoszare i białe pasy, wokół ławy z sosnowego drewna ustawiono w literę L dwie trzyosobowe kanapy, podłogę pokrywał błękitny dywan. Nad klasycystycznym kominkiem w stylu Adamów wisiał rodzinny portret: Stephanie miała długie rude włosy, spływające kręconymi puklami niemal do samej podłogi. Siedziała po turecku z dwójką chłopców, Mike przykucnął obok nich. Cała czwórka śmiała się serdecznie. Obraz rodzinnego szczęścia. Eva poczuła ukłucie smutku.
– Napije się pani czegoś? – zapytał Mike.
– Poproszę kawę, jeśli to nie problem. – Eva podziękowała mu skinieniem głowy i usiadła obok Stephanie. W głębi salonu znajdowało się przejście do oranżerii: na podłodze leżały tory kolejki i stały pełne zabawek pudła z kolorowego plastiku, a ściany ozdabiały zdjęcia chłopców – bliźniaków, podobnych do siebie jak dwie krople wody.
Eva wyjęła notatnik. Często podczas przygotowywania reportażu nagrywała rozmowy na dyktafon, w tym jednak przypadku wolała skorzystać z tej staromodnej metody. Nauczyła się stenografii jeszcze w college’u i była to jedna z najbardziej przydatnych umiejętności, jakie udało się jej tam zdobyć.
Zerknęła dyskretnie na Stephanie. Kobieta miała teraz włosy krótko przycięte, modne pazurki wręcz idealnie pasowały do jej owalnej twarzy.
– Jak się pani czuje? – zapytała Eva i szybko dodała: – Wiem, idiotyczne pytanie.
– Tak sobie. Staram się wrócić do normalnego życia, ale nie jest łatwo.
– Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co musiała pani przejść.
– To, o co chciała pani mnie spytać?
– Jak już wspominałam przez telefon, pracuję nad artykułem dotyczącym pani porwania. Uważam, że opinia publiczna powinna poznać tę historię, by wiedzieć, dlaczego musimy zachowywać teraz wzmożoną czujność.
– Rozmawialiśmy już o tym z policją – wtrącił nieco poirytowanym tonem Mike, stawiając na ławie trzy kubki z kawą.
Stephanie położyła mu dłoń na ramieniu.
– Mąż martwi się o mnie, że znowu muszę do tego wracać – wyjaśniła. – Ale ja chcę, żeby ta historia została opowiedziana do samego końca i nie mam najmniejszych wątpliwości, że zrobi to pani właściwie. Z wyczuciem. Przecież ten człowiek nadal gdzieś jest – powiedziała do męża, po czym na powrót skupiła całą uwagę na gościu.
Mike prychnął tylko pogardliwie. Eva zauważyła, że żona rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, na co mężczyzna odchylił się na oparcie fotela z ciężkim westchnieniem.
– Chce pani, żebym opowiedziała wszystko od początku?
Eva skinęła głową.
– Pomieszczenie, w którym mnie przetrzymywano, było ciemne, z jednym wąskim okienkiem, dzięki któremu orientowałam się, jaka akurat jest pora dnia. Początkowo wydawało mi się to prawdziwym zrządzeniem losu, ale i tak szybko straciłam rachubę czasu i nie wiedziałam, czy siedzę tam pięć czy może już sześć dni. Dopiero po wypuszczeniu powiedziano mi, że minęło dziesięć dni.
– Porywacz w ogóle się do pani nie odzywał?
Kobieta pokręciła głową.
Eva zaczęła się zastanawiać, jak by zareagowała, gdyby obcięto jej włosy i upodlono na tyle różnych sposobów, tak jak Stephanie. Z całą pewnością byłaby zrozpaczona.
Czyżby porywacz chciał wszystkim pokazać, że Stephanie stała się tylko cieniem dawnej siebie? Czy na tym właśnie mu zależało?
– Ten człowiek najpierw mnie pobił, a potem zamknął w tej piwnicy, nie opatrzywszy mi nawet ran – kontynuowała Stephanie. – Nie wypuszczał mnie stamtąd nawet do łazienki, nie miałam gdzie się umyć, za całą toaletę służyło mi stojące w kącie wiadro. – Na moment spuściła z zawstydzeniem wzrok, ale po chwili znowu patrzyła Evie prosto w oczy. – Nie dostawałam prawie nic do jedzenia, nie miałam wody, żeby zadbać o higienę. Kiedy mnie wypuścił, okropnie cuchnęłam. I byłam goła.
To było zwykłe okrucieństwo, daleko wykraczające poza głupi kawał, który mógłby zrobić kobiecie ktoś żywiący do niej urazę. Stephanie zabrano wszystko, co miała na sobie i przy sobie, w tym telefon komórkowy.
Chociaż Eva znała już sporo szczegółów tej historii, poczuła, jak włoski na całym ciele stają jej dęba. Zamknięcie w ciasnym pomieszczeniu na dziesięć dni byłoby dla niej urzeczywistnieniem najgorszych koszmarów. No i nie wyobrażała sobie życia bez telefonu. Tak, nie wytrzymałaby w więzieniu.
Ale teraz zastanawiała się, dlaczego porywacz wybrał na swoją ofiarę właśnie Stephanie? Z rozmowy z nią nie dowiedziała się niczego, bo by mogło być przyczyną porwania. Wyglądało na to, że Stephanie Harvey została ofiarą zupełnie przypadkowo. Najwyraźniej znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
– Nadal nie mam pojęcia, dlaczego wybrał właśnie mnie – ciągnęła Stephanie, jakby odgadując myśli Evy. – Jestem do bólu zwyczajna, nigdy nie zrobiłam nikomu nic złego. Przez całe życie pracowałam tylko w trzech miejscach: w fundacji charytatywnej jako asystent młodzieży, potem kilka lat w biurze księgowym i wreszcie w towarzystwie ubezpieczeniowym. Z tego z ostatniej pracy zrezygnowałam, kiedy zdiagnozowano u mnie raka. Po terapii lekarze orzekli, że jestem już zdrowa, ale wówczas zdecydowałam się studiować psychologię.
Eva patrzyła, jak Stephanie unosi dłoń do szyi. W czasie tych dziesięciu dni porywacz odurzył ją jakimiś prochami i wytatuował na szyi cyfrę jeden. Kobieta zakryła ją nowym tatuażem – to były cztery splecione serca. Wyglądały bardzo ładnie. Eva jednak podejrzewała, że tatuaż już zawsze będzie przypominał Stephanie jej traumatyczne przeżycia.
Eva wiedziała, że Nick razem z innymi funkcjonariuszami robią wszystko, by odnaleźć porywacza, jednak niewiele mogli zdziałać bez bliższych informacji na temat miejsca, w którym Stephanie była przetrzymywana. Wypuszczona została dokładnie w tym samym miejscu, w którym widziano ją po raz ostatni. Było więc oczywiste, że porywacz dobrze znał okolicę.
– A co było potem, kiedy już panią wypuścił z tej komórki? – zapytała Eva.
– W środku nocy znalazłam się na ulicy, gdzie nie było zbyt wielu kamer.
– I naprawdę nie podejrzewa pani, kto to mógł być?
– Dosyć tego! – powiedział Mike, zrywając się na równe nogi. – Nie podobają mi się pani insynuacje. Chyba nie uważa pani, że moja żona musiała zrobić coś złego, skoro ktoś tak ją potraktował?
– Przepraszam, nic takiego nie miałam na myśli. Zawsze bardzo wczuwam się w każdą historię i nigdy nie dodaję niczego od siebie. Po prostu uważam, że wyświadczyłabym państwu niedźwiedzią przysługę, gdybym nie opowiedziała tej historii do końca. Moje artykuły są rzetelne i wolne od taniej sensacji, tego może być pan pewien.
– Wszystko w porządku, Mike – odezwała się Stephanie.
Jej uprowadzenie z pewnością nie pozostanie bez wpływu na życie reszty rodziny. Na szczęście Harveyowie sprawiali wrażenie małżeństwa na tyle silnego, by wspólnie przetrwać trudne chwile. Mike ewidentnie starał się chronić swoją żonę, co było najzupełniej zrozumiałe. I naprawdę krzepiące.
Po południu Eva usiadła do pisania artykułu, który następnego dnia miał trafić zarówno do papierowego, jak i internetowego wydania gazety. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zdjęcie Stephanie i Mike’a, którą podczas ich rozmowy wykonał redakcyjny fotograf. Siedzieli na kanapie ramię przy ramieniu, Eva patrzyła im w oczy, ale nadal nie wiedziała, co tych dwoje tak naprawdę czuje. Jako żona policjanta codziennie zamartwiała się o Nicka. Nie miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby któregoś ranka tak po prostu wyszedł do pracy i z niej nie wrócił. Potrząsnęła głową, by odpędzić te straszne myśli.
I zabrała się do pisania.
DZIEŃ PIERWSZY 13 sierpnia 2019
ROZDZIAŁ PIĄTYAlex
To całkiem ekscytujące pomyśleć, że Eva siedzi zamknięta w mojej piwnicy. Odcięta od świata wyłącznie dla mojej przyjemności.
Przygotowuję jej kanapkę z serem, mam nadzieję, że go lubi. Dodaję listek sałaty dla ozdoby. Będzie na białym chlebie, najtańszym, jaki udało mi się znaleźć. Do tego herbata w papierowym kubku, którym nie zdoła mi zrobić krzywdy. Gotowe. Stawiam cały posiłek na tacy. Robię to już od tak dawna, że nie popełniam najmniejszego błędu. W przypadku każdej uprowadzonej kobiety postępuję zgodnie z ustalonym planem, którego wszystkie szybko się uczą. Jeśli któraś mnie o coś prosi, nie odpowiadam, ale być może zaniosę jej to przy następnej wizycie w piwnicy albo przy kolejnej. Dzięki temu będzie cały czas skoncentrowana, czujna niczym zając pod miedzą, że się tak wyrażę. Nie powinna popadać w marazm przez tych dziesięć dni.
Widzę Evę na podglądzie z kamery. Siedzi w piwnicy od sześciu godzin. Ciekawe, czy nadal jest nieprzytomna. Niedługo lek powinien przestać działać. Może jeśli usłyszy, jak kręcę się tu na górze, zacznie badać swoje więzienie. A może już to zrobiła, tylko mi umknęło?
Ten moment lubię najbardziej, kiedy jeszcze nie mam pojęcia, jak to wszystko się potoczy. Bo chociaż ja tu rządzę, to tak naprawdę wszystko zależy od Evy. Mam nadzieję, że będzie grzeczna. Inaczej bardzo się zdenerwuję, a tego by przecież nie chciała, prawda?
Dom, który został wynajęty na fałszywe oczywiście nazwisko, pasuje wręcz idealnie do przeprowadzenia mojego planu. Ostatni w rzędzie szeregowców, z wąskim podjazdem prowadzącym do garażu na jeden samochód. Nie korzystam z auta, o ile nie przewożę nim akurat kobiet. Ludzie z mojej ulicy nawet nie wiedzą, że je tu trzymam.
Największym atutem tego domu okazała się piwnica. W początkowych założeniach kobiety miały siedzieć zamknięte w którejś z sypialni, ale kiedy agent nieruchomości pokazał mi to pomieszczenie na dole, przerobione na oddzielny pokoik, wilgotny i ciemny, bez drzwi na zewnątrz, za to z wejściem z klatki schodowej do kuchni, klamka zapadła. Klapę w drzwiach udało mi się zainstalować samodzielnie i przerobić na zamykane okienko, co napawa mnie ogromną dumą, bo zwykle mam do takich prac dwie lewe ręce. Może nie jest to najprzyjemniejsze miejsce do życia, ale dla moich celów wystarczy. Umowa wynajmu opiewa na dwanaście miesięcy, jednak zniknę stąd przed ich upływem, tak czy inaczej.
Przez pierwsze trzy miesiące sąsiedni budynek stał pusty, więc ten kraniec ślepego zaułka pozostawał niemal wyłącznie do mojej dyspozycji. Za moim domem znajduje się nieużytek, ciągnący się aż do parku i głównej drogi. Słyszę dobiegający stamtąd szum aut, ale specjalnie mi to nie przeszkadza.
Z nikim z sąsiedztwa się nie zadaję, ale staram się pozować na wzorowego mieszkańca osiedla: zawsze w terminie wystawiam pojemniki na śmieci i dbam o tę namiastkę ogródka od frontu. Praktycznie rzecz biorąc, idealny ze mnie najemca. Sąsiedzi nie mają pojęcia, jaką sławą zacznie się cieszyć ta okolica, kiedy cała sprawa wyjdzie na jaw.
Moje ofiary były zazwyczaj przytomne i chętne do współpracy, sprawiały wrażenie jedynie lekko wstawionych i potrzebujących wsparcia. A kiedy trafiły już do mojego samochodu, przewiezienie ich tutaj nie nastręczało najmniejszego problemu.
Już prawie pora podwieczorku. Otwieram zasuwę na drzwiach prowadzących do piwnicy i przez chwilę nasłuchuję uważnie, ale do moich uszu nie dociera żaden dźwięk. Znowu zastanawiam się, czy Eva jest wciąż nieprzytomna, czy może tylko siedzi cichutko jak mysz pod miotłą. Oczywiście, nie zamierzam jej pytać, jak się czuje. Sami rozumiecie, to również stanowi element mojego planu. Dzięki temu moje ofiary czują się opuszczone i kompletnie niewidzialne.
Zupełnie jak ja przez te wszystkie lata.
Biorę tacę i ruszam schodami w dół. Na nogach mam tenisówki, więc nie robiąc hałasu, podkradam się do Evy. Drzwi do jej celi znajdują się po prawej stronie. Przyklękam, ostrożnie stawiam tacę na posadzce i otwieram klapę. Szkoda, że nie mogę zajrzeć do środka i sprawdzić, gdzie podziewa się teraz moja „podopieczna”. Nie wiadomo, czy na odgłos moich kroków nie schowała się zaraz za drzwiami. Już raz mi się to przytrafiło. Stephanie Harvey próbowała mnie kopnąć, gdy tylko klapa się otworzyła. Ale nie ze mną takie numery. Za karę nie dostała tamtego dnia nic do jedzenia. I następnego.
Kiedy już klapa jest otwarta, przy użyciu chwytaka wsuwam tacę do środka. Przytrzymuję ją mocno na wypadek, gdyby Eva próbowała mi ją wyrwać. Alison Green tak zrobiła. I prawie odniosła sukces, ale w ostatniej chwili udało mi się cofnąć rękę z tacą. Jednak ramię mi trochę nadwyrężyła, tak mocno szarpała. To właśnie wtedy przyszedł mi do głowy ten pomysł z chwytakiem.
Każda kobieta, która siedziała w tej zaimprowizowanej celi, uczyła mnie, czego absolutnie nie wolno mi robić. Pewnie zawsze konieczne tu będzie stosowanie metody prób i błędów.
Na tacy znajduje się też przygotowana przeze mnie zawczasu karteczka z informacją:
„Wysuń tacę z powrotem, kiedy skończysz. Tylko bez głupich pomysłów”.
Znów nadstawiam ucha, ale ze środka nie dobiega żaden dźwięk. Nawet gdyby wyjrzała teraz przez otwartą klapę, zobaczy jedynie moje stopy.
Schodami ruszam na górę, by znowu obserwować Evę na monitorze. Starannie zamykam drzwi i upewniam się, czy na pewno wszystko jest właściwie zabezpieczone. Jeszcze nie zdarzyło mi się zapomnieć o ich dokładnym zamknięciu, ale nigdy nie wiadomo. Nie chcę, żeby Eva pojawiła się nieoczekiwanie w mojej kuchni.
Zerkam na zegar. Pora na trening – wybieram podnoszenie ciężarów. To najlepszy sposób na pozbycie się rozpierającej mnie energii. Zawsze czuję jej przypływ, gdy pod kluczem trzymam ofiarę.
Jutro muszę zrobić zakupy na kolejne dni, przy okazji przywiozę Evie gazetę. W dzisiejszym wydaniu nie będzie informacji o jej porwaniu, bo już za późno, żeby zdążyli o tym napisać.
Ale na pierwsze strony porannego wydania na pewno trafi.
ROZDZIAŁ SZÓSTYAlex i Milly
Dzisiaj wieczorem Milly przychodzi na podwieczorek. Czekam na to cały dzień. Miło jest mieć z kim porozmawiać, poza tym ona zawsze potrafi mnie rozbawić. Milly to moja jedyna przyjaciółka.
Wracam myślami do początków naszej znajomości. Siedziała na ławce w parku i od razu przyciągnęła moją uwagę. Wyglądała jak małe chucherko z nosem wiecznie w książce, ale miała w sobie coś, co przypominało mi mnie samego – ten rodzaj nastawienia, który jasno sygnalizował: „Proszę, zostaw mnie w spokoju, bo nie chcę z nikim rozmawiać, chociaż tak naprawdę rozpaczliwie pragnę znaleźć przyjaciela”.
Wiał silny wiatr, długie jasne włosy wcisnęła pod kołnierz płaszcza, żeby ich pasma nie opadały jej na twarz. Na szyi miała zawiązany szalik z czerwonej włóczki, wyglądał na tani, może nawet własnoręcznie dziergany, a jej budrysówka wyglądała na dosyć staroświecką jak na okrycie uczennicy liceum. Do tego pantofle na płaskim obcasie, czarne nieprześwitujące rajstopy i spódnica za kolana. Wszystko to wyraźnie świadczyło o tym, że dziewczyna ostatecznie zrezygnowała z prób dopasowania się do społeczeństwa.
Wszędzie rozpoznam taką niewidzialną ofiarę. Stąd decyzja, by do niej podejść i zagadać.
– I jak, podoba się? – Najlepszym punktem zaczepienia wydała mi się czytana przez nią książka.
Gwałtownie poderwała głowę i rozejrzała się spłoszona wokół, jakby w poszukiwaniu swojego rozmówcy, wywołując tym uśmiech na mojej twarzy.
– Jestem świeżo po lekturze i ciekawi mnie, co sądzą o niej inni.
Wreszcie na mnie spojrzała.
– Przeczytałam jakąś połowę i na razie całkiem niezła.
Wydało mi się to wystarczającym zaproszeniem, by usiąść obok niej. Nie za blisko, żeby jej nie wystraszyć, należało działać ostrożnie. Zerknęła, jak siadam na drugim krańcu ławki, uśmiechnęła się półgębkiem i wróciła do lektury.
Przez minutę czy dwie milczała, ale ta cisza w końcu zaczęła mi ciążyć.
– Wspaniałe miejsce. Też często tu przychodzę. Naprawdę pięknie tu.
Skinęła tylko głową.
– To moja ulubiona ławka, wszystko stąd widać, a jednak człowiek jest jakby z boku. Czasami cię na niej widzę, wtedy siadam po prostu gdzie indziej.
– Och, przepraszam! – Dziewczyna przygryzła dolną wargę. – Zwykle przychodzę tu tylko w tygodniu po lekcjach.
– No cóż, ja chyba wolę wpadać tutaj, kiedy mogę liczyć na spotkanie kogoś. Miło jest zamienić parę słów nawet z nieznajomym, byle tylko nie wracać do pustych czterech ścian.
– Ja mieszkam z mamą – wyznała Milly i wtedy stało się jasne, że chwyciła haczyk. Nie należało jednak przeciągać struny.
– No cóż, nie będę dłużej przeszkadzać w lekturze. Miło było cię poznać...
– Milly.
– Miło było cię poznać, Milly, jestem Alex. Do zobaczenia.
Na pożegnanie wymieniamy jeszcze uśmiechy.
Ta krótka pogawędka naprawdę sprawiła mi przyjemność. Ciekawe, czy Milly poczuła to samo. Chyba tak, bo od tamtej spory widujemy się regularnie.
Milly to sympatyczna dziewczyna, serdeczna i życzliwa. I piękna, o drobnej budowie ciała, niewinnej, pełnej piegów buzi, jasnoniebieskich oczach i pełnych ustach. Gdyby miała przyjaciółki, które podsunęłyby jej parę rad w kwestii doboru makijażu i fryzury, byłaby z niej niezła laska. Ja akurat jej w tym nie pomogę, ale tak czy inaczej nie można jej odmówić urody.
Dzięki spotkaniom z Milly zaczynam powoli wychodzić ze swojej skorupy. Co prawda, wyłącznie w jej towarzystwie, ale to też postęp. No i miło jest mieć przyjaciółkę. Było już parę wspólnych wypadów do kina, odwiedziła mnie też kilka razy w domu. Rozmawiamy głównie o książkach. Podoba mi się ten nasz prywatny klub dyskusyjny.
W piekarniku właśnie dochodzi lasagne przygotowana specjalnie dla niej, a na kuchennym blacie leży powieść, którą właśnie czytamy. Ponownie po nią sięgam. Początkowo nawet mi się podobała, ale potem bijące z jej kart poczucie osamotnienia zaczęło nieoczekiwanie wsączać się do mojej duszy, aż zdjęła mnie złość. Teraz jednak chyba najwyższa pora wrócić do lektury. Zawsze mogę przecież ominąć stronę czy dwie.
Najwyraźniej jednak nie będzie mi dzisiaj dane skończyć książki, bo właśnie słyszę pukanie do drzwi, Milly już tu jest. Witam ją serdecznie, zapraszam do środka. I dopóki Eva będzie siedzieć cicho, nie ma mowy, żeby moja przyjaciółka zorientowała się, że w tym domu jest ktoś jeszcze poza nami.
Na wszelki wypadek włączam radio, cichutko, żeby z kolei Eva nas nie usłyszała.
DZIEŃ DRUGI 14 sierpnia 2019
ROZDZIAŁ SIÓDMYEva
Eva zbudziła się ze snu. Zbyt gwałtownie poderwała się z posłania, świat na moment zawirował jej przed oczami. Natychmiast ogarnęły ją mdłości, więc czym prędzej dopadła wiadra. Zdążyła w ostatniej chwili. Na jego dnie znajdowała się już odrobina moczu z poprzedniego wieczora, jego smród przyprawił ją o kolejną falę wymiotów.
Potem siedziała przez długi czas bez ruchu, starając się nie myśleć o wszystkich tych okropnych rzeczach, które mógł zrobić jej porywacz, by ją złamać. Kiedy w końcu zmieniła pozycję, zesztywniałe ciało przeszył atak bólu. Odkąd tu trafiła starała się przezwyciężyć działanie narkotyku, który zaaplikował jej oprawca, choć nie pamięta, kiedy i gdzie. Tego, że czymś ją odurzył, była jednak pewna. Świadczyła o tym amnezja, typowa na przykład dla flunizatrepamu. W zeszłym roku napisała artykuł o gwałtach na randkach, dlatego sporo wiedziała o rozlicznych skutkach ubocznych działania tego leku. Wcześniej była senna i oszołomiona, miała też kłopoty z równowagą i koordynacją ruchów. Problemy żołądkowe to kolejny z typowych skutków działania „pigułki gwałtu”. Poza tym w głowie jej huczało, niewiele też widziała zdrowym okiem w panującym półmroku. Nie zamierzała jednak tak łatwo się poddawać.
Z nadzieją, że teraz pójdzie jej już łatwiej, znów usiłowała sobie przypomnieć, jak w ogóle tu trafiła, czemu zbudziła się w tym właśnie pomieszczeniu. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała, była rozmowa z Nickiem w kuchni. Żartowali sobie, jak przyjemnie spędzili razem poprzedni wieczór, potem Nick wspomniał coś o kartce z życzeniami z okazji urodzin dla jego mamy. Później wsiadła do swojego samochodu i odjechała spod domu. I to by było na tyle, dalej już tylko czarna dziura.
Na myśl o mężu do oczu napłynęły łzy. Zastanawiała się, czy policja zdołała już dopasować kolejne elementy tej tajemniczej układanki. A może zbliżyli się do odkrycia miejsca jej uwięzienia? Nie musiała nawet zapamiętywać szczegółów tej kryjówki, by później opowiedzieć o niej policji. Była dokładnie taka, jak opisywały ją trzy wcześniejsze ofiary porywacza.
Zaszlochała. Kim, do diabła, jest ten człowiek? Dlaczego to robi?
Lewe oko zaczynało jej naprawdę dokuczać, przez noc jeszcze mocniej zapuchło. Starała się go nie dotykać zbyt często, żeby nie zakazić rany. Piwnica była naprawdę ohydna, pełna kurzu i zastarzałego brudu.
A jeśli to rzeczywiście ten sam porywacz, czy ją też wypuści po upływie dziesięciu dni? Wciąż nie dawała jej tylko spokoju myśl, że Jill Bradshaw nie wróciła do domu. Nie wiadomo, czy w ogóle została uprowadzona przez tę samą osobę, co trzy wcześniej porwane kobiety. Gazety z całego kraju zarzucały policji brak działań, twierdziły, że wręcz czeka na kolejny atak porywacza i popełnienie przez niego jakiegoś błędu, który ich wreszcie do niego doprowadzi. Teraz już rozumiała, jak rzeczywiście groźna mogłaby się okazać podobna strategia. Ale od Nicka wiedziała, że to wierutna bzdura. Policjanci pracowali niestrudzenie, by rozwikłać tę sprawę, dopaść porywacza i sprowadzić Jill do domu.
Czy porywacz obrał sobie Evę za cel dlatego, że pisała artykuły na temat uprowadzonych kobiet? Czy właśnie to doprowadziło go do niej? Nick przestrzegał ją, że może się za bardzo zbliżyć do przestępcy, ale nigdy nie pomyślała, że z tego powodu znajdzie się w niebezpieczeństwie.
A może porywacz chciał, żeby przedstawiła czytelnikom jakiś jego punkt widzenia? Nieraz już przecież tak robiła i czasem nawet udawało się jej coś naprawić, chociaż zazwyczaj niełatwo było przekonać opinię publiczną do zmiany zdania. Smutne, ale prawdziwe.
Spędziła w tym miejscu zaledwie jeden dzień, a miała wrażenie, jakby minął tydzień. Pomyślała o kolegach z redakcji. Ciekawe, co sądzą o jej nagłym zniknięciu? Czy Charlie ma wyrzuty sumienia, że wysłał ją w jakiejś sprawie na miasto? Bo to właśnie Charlie Peterson, redaktor naczelny „Stoke News”, przydzielił jej ten temat. Ale przecież to nie jego wina. Eva poczuła ulgę na myśl, że chociaż sama nie pamięta swoich ostatnich poczynań, policja bez problemu sprawdzi jej terminarz.
To wydawało się teraz wręcz niedorzeczne, w ogóle nie powinna o tym myśleć, ale naprawdę czuła się zagubiona bez swojego telefonu. Pierwszą rzeczą, jaką robiła tuż po przebudzeniu, było czytanie najnowszych doniesień medialnych, potem zabierała się za pocztę z mejlami i media społecznościowe. Jako rasowa dziennikarka sama też ciągle udostępniała na swoim profilu wynalezione w sieci informacje i artykuły. Zawsze czuła przyjemny dreszczyk emocji, kiedy jako pierwsza dzieliła się z innymi ważnym tematem albo komentowała informacje, które zaczynały rozprzestrzeniać się w internecie niczym ogień w lesie.
Oczywiście, zdarzały się też sytuacje, gdy padała ofiarą internetowych trolli. Rycerze klawiatury wręcz uwielbiali wylewać swoje żale w sieci, zwykle jednak takie burze przetaczały się gdzieś nad jej głową. Tylko od czasu do czasu i jej się trafiał jakiś czubek, który uparcie chciał zamienić jej życie w piekło na kilka następnych dni. Zdarzały się też groźby zgwałcenia, pobicia czy nawet zamordowania, co było skrupulatnie odnotowywane w redakcji, ale zazwyczaj nic z tym nie robiono, dopóki nie okazało się naprawdę konieczne.
Świat stanął na głowie, odkąd media społecznościowe zaczęły odgrywać w życiu ludzi taką ważną rolę. Kiedy zaczynała pracę w redakcji – a miała wtedy dwadzieścia lat i była studentką – większość informacji pojawiała się najpierw w druku, teraz ważniejszy był przekaz cyfrowy. Co prawda, ułatwiał wiele spraw, czasem jednak był prawdziwym przekleństwem.