Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu - Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak, Kamila Raczyńska-Chomyn - ebook

Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu ebook

Paulina Klepacz, Nowak Aleksandra, Kamila Raczyńska-Chomyn

4,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

A więc zostałaś nazwana dziwką?

Choć termin „slut-shaming” może wydawać się nowy, to samo zjawisko jest stare jak świat. To zawstydzanie, poniżanie, próba sprawowania kontroli i przede wszystkim – przemoc.

Ktoś nazwał cię dziwką? To właśnie slut-shaming. Ktoś za twoimi plecami opowiadał, jaka jesteś puszczalska? To również. A może usłyszałaś, że nie powinnaś się tak wulgarnie malować? Albo że taka sukienka to nie wypada? No właśnie.

Nieważne, czy to brutalne wyzwisko, czy subtelna, pozornie przyjacielska rada. Slut-shaming podany wszystko jedno w jakiej formie boleśnie odbija się na psychice dziewczynek, nastolatek i dorosłych kobiet.

Czy można z tym wygrać?

To jedno z pytań, na które odpowiedzi poszukują autorki książki. Wspólnie z psycholożkami, dziennikarkami, seks workerkami i seksuolożkami zastanawiają się, skąd bierze się slut-shaming, jak działa i w jaki sposób można się go pozbyć. Dziwki, zdziry, szmaty to również do bólu osobista i szczera opowieść o tym, jak każda z bohaterek książki doświadczyła tego rodzaju przemocy.

Na sam koniec autorki oddają głos kobietom, które cieszą się seksem na własnych zasadach. Erotyczne historie – prywatne, intymne, oszałamiające i podniecające – dodają odwagi i pokazują, jak nie dać się zawstydzić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 362

Oceny
4,0 (116 ocen)
39
48
21
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kpaulina87

Nie oderwiesz się od lektury

Daje do myślenia, podważa to co przez kulturę i wychowanie nam wpojono. Książka warta przeczytania, abyśmy my kobiety były świadome slut - shamingu i w razie czego umiały się przeciwstawić takim zachowaniom. Fajnie przeczytać również o kobietach, które się cieszą z seksu - to otwiera przestrzeń do poznawania samej siebie i nie zamykania się w ciasnych ramach, ograniczeniach, które siedzą w głowie:)
10
lena1666

Całkiem niezła

Dopiero po przeczytaniu tej książki zdałam sobie sprawę, że sama oceniam się poprzez męskie szowinistyczne stereotypy. Że część moich kompleksów i wątpliwości dorasta razem ze mną po tym co słyszałam od rodziny. Polecam żeby spojrzeć na siebie z dystansem i bardziej wyrozumiale.
10
sniff

Dobrze spędzony czas

punkt widzenia można zmienić, trzeba tylko czasu
00
Gosza1975

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykle mądra książka. Lektura obowiązkowa.
00
asmogo

Dobrze spędzony czas

Bardzo, bardzo ciekawa lektura. Szczególnie oczywiście dla kobiet. Niestety, często myślenie o nas samych wynika z głęboko patriarchalnej kultury, w której żyjemy.
00

Popularność




A więc zosta­łaś nazwana szmatą

Sie­dzisz z kole­żan­kami na kawie, obok prze­cho­dzi młod­sza, piękna dziew­czyna, milk­nie­cie, a ty, zamiast sko­men­to­wać jej piękno, bur­czysz: „A to…”.

Inna dziew­czyna idzie ulicą oble­piona oble­śnym cmo­ka­niem i gwiz­dami. Nie myśli o tym, że to źle świad­czy o ludziach, któ­rzy reagują w ten spo­sób. Myśli, że mogła ubrać się ina­czej.

Ten moment, kiedy na randce robi się intym­niej, kiedy roz­ma­wia­cie o fan­ta­zjach i tych skry­tych pra­gnie­niach i myślisz, że oto spo­tka­łaś brat­nią duszę, z którą będziesz mogła zdo­by­wać szczyty unie­sie­nia. A po powro­cie do domu widzisz, że już czeka na cie­bie tęskny SMS od niego. Odblo­ko­wu­jesz drżą­cymi dłońmi tele­fon, a tam penis z wycie­ka­jącą spermą i jego pyta­nie: „Lubisz to, mała?”.

W jed­nej ręce trzy­mam Cza­row­nice, w dru­giej Matkę Femi­nistkę, a na sto­siku przede mną Czwarty try­mestr ciąży, Kar­mie­nie pier­sią i Jak zro­zu­mieć swoje dziecko. Jestem w trzy­dzie­stym pierw­szym tygo­dniu ciąży i wyglą­dam przez okno na War­szawę, gdzie być może przyj­dzie mi wycho­wy­wać moje jesz­cze nie­na­ro­dzone dziecko. To wyjąt­kowy czas, w któ­rym radość i eks­cy­ta­cja prze­pla­tają się z nostal­gią, a nawet żałobą po utra­co­nej swo­bo­dzie. Trwają trans­for­ma­cja i syn­teza iden­ty­fi­ka­cji zawo­do­wej z iden­ty­fi­ka­cją rodzi­ciel­ską. Duży cię­żar gatun­kowy. Dodat­kowo lek­tura Dzi­wek, zdzir, szmat przy­wo­łała wspo­mnie­nia tych wszyst­kich waż­nych (naj­waż­niej­szych) momen­tów w moim życiu. Są to wspo­mnie­nia osoby, która miała przy­wi­lej iden­ty­fi­ko­wa­nia się jako cis­dziew­czynka i bawie­nia się w pia­skow­nicy w dom, nasto­latki nakła­da­ją­cej swój pierw­szy make-up na nie­zno­śne prysz­cze, cis­dziew­czyny, stu­dentki kwe­stio­nu­ją­cej ste­reo­ty­powe role przy­pi­sy­wane kobie­tom oraz sprze­ci­wia­ją­cej się dys­kry­mi­na­cji kobiet w sfe­rze publicz­nej na rzecz spy­cha­nia ich w sferę pry­watną. I tak po wielu bólach doj­rze­wa­nia patrzę w lustro i widzę cisko­bietę, która pra­gnie wziąć odpo­wie­dzial­ność za świa­domą decy­zję o spro­wa­dze­niu na ten świat nowej osoby. W cza­sie tych retro­spek­cji rza­dziej niż czę­ściej w całej tej para­dok­sal­nej nor­ma­tyw­no­ści doświad­cza­łam poczu­cia ulgi! Pod­czas lek­tury tej książki nie mogłam oprzeć się ponow­nemu prze­ży­wa­niu zło­ści, smutku i nie­po­koju. Wśród tych wszyst­kich emo­cji, poja­wia­ją­cych się w oso­bie, którą byłam, którą jestem i którą się staję, prze­wa­żają złość, bez­rad­ność i strach.

Mamy XXI wiek i kolejne poko­le­nia osób z toż­sa­mo­ścią żeń­ską prze­cho­dzą przez życie bez zapew­nio­nych pod­sta­wo­wych praw do samo­sta­no­wie­nia, do auto­no­mii, do samo­re­ali­za­cji (to z tych wyso­kich potrzeb). Bra­kuje rze­tel­nej edu­ka­cji sek­su­al­nej, poczu­cia bez­pie­czeń­stwa w miej­scach publicz­nych, bra­kuje dostępu do kon­troli płod­no­ści, nie wspo­mi­na­jąc o dostę­pie do pomocy w sytu­acji doświad­cza­nia prze­mocy. Myśla­łam, że docze­kam rodzi­ciel­stwa w choć nieco lep­szych oko­licz­no­ściach!

Na stu­diach sek­su­olo­gicz­nych uczy­łam się, jak poma­gać kobie­tom się­gać po orga­zmy i satys­fak­cję rela­cyjno-sek­su­alną, tym­cza­sem w prak­tyce zawo­do­wej przy­cho­dzi mi pra­co­wać z bole­snym sek­sem i bra­kiem pożą­da­nia. Pra­cuję na wszyst­kich eta­pach goto­wo­ści jed­nostki, par czy kon­ste­la­cji rela­cyjno-sek­su­al­nych do zmiany tego, co nie działa. Na każ­dym z tych eta­pów zaczy­namy od roz­mowy o prze­ko­na­niach, czyli o tym, co dosta­ły­śmy/liśmy w pakie­cie od naj­bliż­szych, od spo­łe­czeń­stwa, od pierw­szych i tych póź­niej­szych roman­tycz­nych czy intym­nych pod­mio­tów, które kształ­to­wały nasze poczu­cie „sek­su­al­nego ja”. Jak zdą­ży­łam się prze­ko­nać, mity, ste­reo­typy i prze­ko­na­nia są repro­du­ko­wane z poko­le­nia na poko­le­nie bez względu na wiek moich odbior­czyń/ców! (Nie)bycie „nad­gry­zio­nym jabł­kiem”, „mate­ra­cy­kiem” czy „tą, która ma się sza­no­wać” to jakieś jede­na­ste przy­ka­za­nie! O sek­sie się nie mówi, ale w któ­rymś momen­cie seks ma być i już! Zagryź zęby i dasz radę. Póki suka nie da, to pies nie weź­mie. A w dodatku faceci to zwie­rzęta i trzeba ich regu­lar­nie kar­mić, bo się pójdą żywić do innego portu.

Odpo­wie­dzią na te powie­la­jące się w nie­skoń­czo­ność kalki jest publi­ka­cja Dziwki, zdziry, szmaty. Celem jest nie tylko odpar­cie ata­ków z inter­netu, ale też stwo­rze­nie oka­zji do spo­koj­nego i świa­do­mego przyj­rze­nia się sobie. Pod­czas lek­tury wywia­dów z boha­ter­kami tej książki warto zada­wać sobie pyta­nia: „A jak to jest u mnie?”, „Czy to, co czy­tam, jest mi skądś znane? I co mogę w związku z tym zro­bić?”. Być może już nie jeste­śmy w sta­nie przejść obok slut-sha­mingu obo­jęt­nie. Kiedy zja­wi­sko zawsty­dza­nia sek­su­al­no­ścią zostaje nazwane i widzimy tę sub­tel­ność wpływu spo­łecz­nego pod lupą, możemy reago­wać. To jakby wzrok nabie­rał ostro­ści i pozwa­lał nam na decy­do­wa­nie o tym, co w swoim kra­jo­bra­zie chcemy zosta­wić takim, jakie jest, a co możemy i chcemy zmie­nić. To pro­ces naby­wa­nia spraw­czo­ści i zwią­za­nego z nią poczu­cia mocy. Mnie Dziwki wzmoc­niły i pomo­gły mi wyjść z poczu­cia samot­nej bez­rad­no­ści wobec panu­ją­cego sta­tus quo.

O moim doświad­cze­niu slut-sha­mingu prze­czy­ta­cie w roz­dziale Do czego pro­wa­dzi slut-sha­ming? To, że ten spe­cy­ficzny rodzaj zawsty­dza­nia i pięt­no­wa­nia był moim udzia­łem, zro­zu­mia­łam po latach, a ana­liza jego wpływu na mnie trwa do dzi­siaj. Nie wiem, czy była­bym tą samą osobą, gdyby nie te wszyst­kie komu­ni­katy, które wsią­kły we mnie jak w gąbkę w okre­sie, kiedy nie mia­łam całej tej wie­dzy i tych wszyst­kich narzę­dzi, żeby sobie z tym pora­dzić. Emo­cje z tam­tego czasu tkwią głę­boko w moim ciele i przy­po­mi­nają mi, jak istotne są dba­nie o sie­bie i tro­ska o osoby, które z róż­nych powo­dów nie dys­po­nują zaso­bami, by nie dopusz­czać do sie­bie tre­ści ranią­cych i tkwią­cych w nas jak drza­zgi. Skoro piszę to ja i widzę tę całą wyko­naną pracę i wysi­łek potrzebny, żeby to unieść, to śmiem twier­dzić, że ana­liza skła­do­wych „kobie­co­ści” w naszym kręgu kul­tu­ro­wym byłaby marna.

Czy­ta­jąc Dziwki, myśla­łam o sobie jako o jed­nej z wielu o podob­nych doświad­cze­niach, co dawało mi wra­że­nie wspar­cia, a jed­no­cze­śnie powo­do­wało nie­zgodę. Nie czuję się „ofiarą” i nie lubię tego słowa, ale zasta­na­wia mnie ten wspólny mia­now­nik, jakim dla ogrom­nej liczby kobiet jest wzra­sta­nie w świe­cie, w któ­rym nawet nie wiesz, kiedy ktoś prze­kra­cza twoje gra­nice1. Pamię­tam swoje kry­tyczne prze­my­śle­nia na temat ruchu #MeToo (#jateż). Roz­ma­wia­łam wtedy z wie­loma kobie­tami, które nie chciały publi­ko­wać na swo­ich face­bo­oko­wych wal­lach nic, co „pro­wo­ko­wa­łoby” plotki, domnie­ma­nia czy gasli­gh­ting2. Moż­li­wość krzyk­nię­cia #jateż oka­zała się kolej­nym przy­wi­le­jem pew­nej grupy kobiet (do któ­rych sama należę…). Moż­li­wość przej­ścia ulicą bez ukry­wa­nia swo­jej sek­su­al­no­ści, pew­no­ści sie­bie czy atry­bu­tów płci (czy sek­su­al­no­ści, w tym orien­ta­cji sek­su­al­nej) też ozna­cza pod­ję­cie ryzyka. Smutne jest, jak czę­sto towa­rzy­szy nam strach w tym kon­tek­ście. Warto jed­nak pamię­tać, że w porządku jest się bać i nie ma nic złego w decy­zji, żeby nie outo­wać się ze swo­imi doświad­cze­niami, prze­ko­na­niami czy swoim świa­to­po­glą­dem.

Mie­siące póź­niej sły­szę od coraz młod­szych osób, jak cenną wie­dzę zdo­były dzięki coming outom star­szych kole­ża­nek – opi­sane doświad­cze­nia uświa­do­miły im sub­tel­ność nie­któ­rych form prze­kro­czeń i prze­mocy. Zakres zna­cze­niowy słowa „prze­moc” dzięki temu ewo­lu­uje i posze­rza się, a w kon­se­kwen­cji wię­cej osób, które doświad­czają nad­użyć, mogą je w ogóle nazwać, co jest nie­zbęd­nym eta­pem w pro­ce­sie reago­wa­nia. Kolej­nym kro­kiem może być szu­ka­nie wspar­cia u bli­skich czy pomocy w wyspe­cja­li­zo­wa­nych insty­tu­cjach.

Żyjemy w świe­cie, w któ­rym za otwarte mówie­nie o sek­sie płaci się cenę, czego wciąż uczę się na nowo, dla­tego choć publi­ka­cja książki na ten temat nie powinna róż­nić się od wyda­nia porad­nika pozy­tyw­nego myśle­nia, to jed­nak stwo­rze­nie tej publi­ka­cji należy zakwa­li­fi­ko­wać jako akt hero­izmu. Dzię­kuję Autor­kom za tę ini­cja­tywę! My, osoby, przy oka­zji kobiety, zaj­mu­jące się pro­mo­cją i afir­ma­cją edu­ka­cji sek­su­al­nej (też tej pozy­tyw­nej, ale nie tylko), codzien­nie mamy pełne ręce roboty, bo niczym siłaczki budu­jemy fun­da­menty dla przy­szłych poko­leń ludzi, któ­rzy chcie­liby być wolni od wdzie­ra­ją­cych się w ich życie intymne opre­syw­nych dys­kur­sów, z któ­rymi zma­gamy się my.

Marzy mi się świat, w któ­rym kolejne poko­le­nia kobiet będą potra­fiły roz­po­znać tre­ści o cha­rak­te­rze prze­mo­co­wym i depre­cjo­nu­ją­cym, mające poka­zy­wać im ich (gor­sze) miej­sce. Roz­po­znać, zare­ago­wać, kry­tycz­nie prze­two­rzyć i oddać spraw­com czy spraw­czy­niom w for­mie pytań: „Co twoje dzia­ła­nie ma na celu?”, „Chcesz, żebym prze­stała być sobą?”, „Chcesz, abym była taka, jak ty sobie tego życzysz?”, „Co cię to obcho­dzi, jak jestem ubrana?”, „Co takiego w moim wyglą­dzie, zacho­wa­niu, w moich decy­zjach wpływa na cie­bie? I jak?”, „Czy chcesz mnie zra­nić, żeby poczuć się lepiej?”, „Czy myślisz, że twoje dzia­ła­nia spra­wią, że kobiety zaczną się ina­czej zacho­wy­wać?”; pod­su­mo­wa­nych jasnym komu­ni­ka­tem: „Nie muszę ci się tłu­ma­czyć!”. Jest tyle róż­nych modeli kobie­co­ści, tyle róż­nych repre­zen­ta­cji róż­no­rod­no­ści płcio­wej czy gen­de­ro­wej, pozwól mi być sobą, nie musimy się kochać, lubić ani się sobie podo­bać. Wybierz sobie kogoś innego, kogoś, kto ci będzie bar­dziej paso­wał. Wyzwi­skami i napraw­czymi prze­kro­cze­niami kobie­cej auto­no­mii nie dokona się zmiana w kie­runku więk­szej… skrom­no­ści, moral­no­ści, nie skłoni się nikogo do bycia „porząd­niej­szą”. Szcze­rze mówiąc, sku­tek jest odwrotny. Stłam­szone, zdep­tane kobiety w końcu się bun­tują i odzy­skują pod­mio­to­wość w rewo­lu­cji. Szmaty, które widzisz na co dzień, już płacą cenę za swoją odwagę, za swoją widocz­ność. Mam prze­ko­na­nie, że naj­nie­bez­piecz­niej­sze są kobiety, które na co dzień pie­lę­gnują swój wize­ru­nek popraw­nych matek, żon i córek. Pod tymi zapię­tymi pod szyję stro­jami zbiera się trans­ge­ne­ra­cyjny wkurw za te wszyst­kie matki, żony i córki, które przy­pła­ciły pokorę zdro­wiem i życiem. To jest tyka­jąca bomba.

Bycie dziwką, szmatą, zdzirą czy pusz­czal­ską to nic złego. Chroń się przed prze­mocą i poma­gaj w tym innym!

Żyj i daj żyć.

#stop­slut­sha­ming

Agata Loewe

dla Carli

Od auto­rek

Krótka histo­ria dzi­wek, zdzir, szmat

Slut-sha­ming to zja­wi­sko, z któ­rym naj­praw­do­po­dob­niej zetknęła się więk­szość z was. My rów­nież mia­ły­śmy z nim stycz­ność, wła­ści­wie od naj­młod­szych lat, już jako dziew­czynki i póź­niej nasto­latki, choć wtedy nie zna­ły­śmy jesz­cze tego okre­śle­nia ani nie rozumia­ły­śmy w pełni mecha­ni­zmów kry­ją­cych się za nim. Slut-sha­ming, czyli co wła­ści­wie?

Sam ter­min jest rela­tyw­nie nowy i nie ma jesz­cze swo­jego pol­skiego odpo­wied­nika, slut-sha­ming nie docze­kał się rów­nież do tej pory wielu opra­co­wań, badań czy publi­ka­cji – szcze­gól­nie w rodzi­mej lite­ra­tu­rze. Jed­no­cze­śnie warto pod­kre­ślić, że wcale nie jest to zja­wi­sko nowe, a obecne w kul­tu­rze od wie­ków. Slut-sha­ming, czyli zawsty­dza­nie, naj­czę­ściej kobiet, ze względu na ich sek­su­al­ność, może przy­bie­rać naj­róż­niej­sze formy. Nie­stety, wła­ści­wie każde dzia­ła­nie, które spra­wia, że nie wpi­su­jemy się w sztywny zestaw wymo­gów wobec kobiet, może skut­ko­wać przy­pię­ciem nam metki „dziwki”, nega­tyw­nym odwo­ła­niem się do naszej sek­su­al­no­ści, by spro­wa­dzić nas do par­teru, zdy­scy­pli­no­wać, zamknąć nam usta. Cza­sem slut-sha­ming jest wyjąt­kowo bru­talny, ale tym samym łatwy do ziden­ty­fi­ko­wa­nia, innym razem może poja­wiać się pod posta­cią „dobrej rady” i stać się na swój spo­sób prze­zro­czy­sty.

Zja­wi­sko to jest tak powszechne, że nie­raz nie zwra­camy uwagi na utarte spo­soby myśle­nia czy komen­ta­rze – w końcu funk­cjo­nują od poko­leń i jest ich tak wiele, że mogą wyda­wać się ele­men­tem rze­czy­wi­sto­ści, który jest po pro­stu nie do rusze­nia. Ale tak być nie musi. I po to jest ta książka. Żeby opo­wie­dzieć wię­cej o slut-sha­mingu, zapre­zen­to­wać róż­no­rodne per­spek­tywy i zosta­wić każ­dej i każ­demu z was miej­sce na indy­wi­du­alną reflek­sję i ocenę sytu­acji wokół.

Co spra­wiło, że posta­no­wi­ły­śmy zająć się tym tema­tem? Zarówno ze względu na obszary naszej pracy zawo­do­wej, jak i wła­sne doświad­cze­nia był nam on od dawna bli­ski. Jed­nak w cen­trum naszych zain­te­re­so­wań zna­lazł się w 2018 roku. Wła­śnie wtedy doszło do wła­ma­nia na zamknięte grupy kobiece na Face­bo­oku. Zro­biono scre­eny z postów i komen­ta­rzy, w któ­rych dziew­czyny mówiły o swoim życiu intym­nym, swo­ich rela­cjach sek­su­al­nych i związ­kach, a w sieci poja­wił się Slu­tWatch – spis zdzir. Jego twórcy ujaw­nili imiona i nazwi­ska kobiet wraz z ich wypo­wie­dziami, które były pier­wot­nie prze­zna­czone dla wąskiej grupy zaufa­nych inter­nau­tek. Spis miał zawsty­dzać, upo­ka­rzać, a także zachę­cać do nęka­nia, w tym wysy­ła­nia pry­wat­nych wia­do­mo­ści, wypi­sy­wa­nia pogró­żek, a nawet gwał­ce­nia auto­rek wypo­wie­dzi „za karę” za ich życie ero­tyczne. Wśród nęka­nych osób zna­lazły się zarówno doj­rzałe kobiety, jak i lice­alistki, które w tych gru­pach szu­kały porad z zakresu edu­ka­cji sek­su­al­nej. Obu­rzone posta­no­wi­ły­śmy dzia­łać. Zale­żało nam nie tyle na mul­ti­pli­ko­wa­niu wza­jem­nych oskar­żeń, ile na zama­ni­fe­sto­wa­niu siły i soli­dar­no­ści. W ramach akcji, która odbyła się pod hasłem „Nie da się zawsty­dzić kobiety jej sek­su­al­no­ścią, gdy ona sama się jej nie wsty­dzi”, Kamila Raczyń­ska-Cho­myn zebrała ano­ni­mowe wyzna­nia kobiet na temat seksu, ciała, fan­ta­zji ero­tycz­nych i tego wszyst­kiego, co część spo­łe­czeń­stwa chcia­łaby zepchnąć na mar­gi­nes. Następ­nie opu­bli­ko­wa­ły­śmy je ano­ni­mowo w ramach naszej akcji anty­slut-sha­min­go­wej, którą znaj­dzie­cie w mediach spo­łecz­no­ścio­wych maga­zynu @grls_room pod hash­ta­giem #aga­inst-slut-sha­ming. Wię­cej na ten temat piszemy w roz­dziale Nie prze­sta­waj, który jest zara­zem naszym mani­fe­stem (część tych wyzwań może­cie prze­czy­tać na wewnętrz­nej stro­nie okładki!).

Na akcji jed­nak się nie skoń­czyło. Odzew był ogromny, część z was wysłała nam swoje histo­rie, wia­do­mo­ści, pisała liczne komen­ta­rze, prze­sy­łała swoje prace zain­spi­ro­wane akcją. Poru­szy­ły­śmy więc temat pod­czas dwóch dys­ku­sji zor­ga­ni­zo­wa­nych w War­sza­wie, wciąż czu­ły­śmy jed­nak, że powin­ny­śmy zro­bić coś jesz­cze – że jest olbrzy­mia potrzeba, by mówić wię­cej o zja­wi­sku. I tak w końcu naro­dził się pomysł książki. Od początku zale­żało nam na wie­lo­gło­sie, który odsłoni róż­no­rod­ność doświad­czeń. Posta­no­wi­ły­śmy więc podzie­lić się nie tylko swo­imi reflek­sjami, ale także oddać głos eks­pert­kom i kobie­tom, które padły ofia­rami slut-sha­mingu, oraz jed­nemu męż­czyź­nie. W tej książce znaj­dzie­cie rów­nież histo­rie, które zostały do nas nade­słane w ramach akcji anty­slut-sha­min­go­wej.

Zale­żało nam, aby w publi­ka­cji zna­la­zło się miej­sce na wszyst­kie te ele­menty. Nad książką pra­co­wa­ły­śmy we trójkę, co odzwier­cie­dlone zostało w podziale na czę­ści, które oddają także róż­no­rod­ność naszych spoj­rzeń na sprawę, bo choć świa­to­po­glą­dowo jest nam do sie­bie bar­dzo bli­sko, to jed­nak każda ma tro­chę inne doświad­cze­nia i odmienne obszary zain­te­re­so­wań. Każda z nas dołą­czyła też do swo­jego roz­działu prze­pro­wa­dzone przez sie­bie wywiady, które pogłę­biają poru­szane w naszych tek­stach tematy.

I tak w pierw­szym roz­dziale Czym jest slut-sha­ming? Kamila cha­rak­te­ry­zuje zja­wi­sko slut-sha­mingu i poka­zuje para­doks, który się z nim wiąże – nie­za­leż­nie od tego, jak reali­zo­wa­ły­by­śmy swoją sek­su­al­ność, zawsze jeste­śmy nara­żone na nega­tywną ocenę. Per­spek­tywa, z któ­rej o slut-sha­mingu opo­wiada Kamila, zostaje uzu­peł­niona w roz­mo­wach z sek­su­oloż­kami, kobie­tami pra­cu­ją­cymi sek­su­al­nie oraz ano­ni­mo­wym męż­czy­zną, który dzieli się swo­imi doświad­cze­niami bycia zawsty­dza­nym na tle sek­su­al­nym. Z dru­giego roz­działu Długa histo­ria slut-sha­mingu, któ­rym zajęła się Alek­san­dra Nowak, dowie­cie się wię­cej o slut-sha­mingu w per­spek­ty­wie histo­rycz­nej oraz o tym, w jaki spo­sób slut-sha­ming był i jest obecny w kul­tu­rze – w fil­mach, książ­kach, sztuce czy deba­cie poli­tycz­nej. Roz­dzia­łowi towa­rzy­szą wywiady z kobie­tami zaj­mu­ją­cymi się w swoim życiu zawo­do­wym wymie­nio­nymi obsza­rami kul­tury i życia spo­łecz­nego. W roz­dziale trze­cim Do czego pro­wa­dzi slut-sha­ming? Pau­lina Kle­pacz poru­sza temat skut­ków psy­cho­lo­gicz­nych, poli­tycz­nych, a także praw­nych slut-sha­mingu. Boha­ter­kami wywia­dów dołą­czo­nych do tej czę­ści są akty­wistki i eks­pertki w tych dzie­dzi­nach.

Wresz­cie w ostat­nim roz­dziale znaj­dzie­cie już zupeł­nie inną opo­wieść – nie tyle sku­pioną na arty­ku­ło­wa­niu pro­ble­mów, ile afir­ma­cyjną, rado­sną, bez­wstydną. Nie prze­sta­waj to dla nas forma mani­fe­stu i ide­alne zakoń­cze­nie tej publi­ka­cji. Roz­dział ten stwo­rzy­ły­śmy wspól­nie z wami – pre­zen­tuje on histo­rie i prace gra­ficzne, które otrzy­ma­ły­śmy w ramach akcji anty­slut-sha­min­go­wej. Poka­zuje, że każda z nas ma prawo cie­szyć się swoją sek­su­al­no­ścią na wła­snych zasa­dach, że można reali­zo­wać ją na mnó­stwo spo­so­bów (albo i nie reali­zo­wać wcale) – wszystko zależy od nas. Ten roz­dział może­cie czy­tać jako zwień­cze­nie książki, ale także jako część nie­za­leżną. Jeśli w któ­rymś momen­cie poczu­je­cie się przy­tło­czone nega­tyw­nymi emo­cjami, które mogą poja­wić się w trak­cie czy­ta­nia o licz­nych nad­uży­ciach o cha­rak­te­rze slut-sha­mingu, może­cie dla wytchnie­nia prze­sko­czyć na chwilę na koniec.

Posta­no­wi­ły­śmy pod­jąć w tej książce tak wiele wąt­ków i zapro­sić do współ­pracy tak różne osoby, bo slut-sha­ming jest zja­wi­skiem bar­dzo zło­żo­nym, nie funk­cjo­nuje w próżni – jest zanu­rzony w kul­tu­rze i sple­ciony z wie­loma innymi zja­wi­skami. W związku z tym opo­wieść o nim to rów­nież opo­wieść o mecha­ni­zmach wła­dzy, histo­rii, poli­tyce, reli­gii. O lite­ra­tu­rze, kinie, sztuce. O pożą­da­niu i przy­jem­no­ści sek­su­al­nej (lub braku przy­zwo­le­nia na nią). To też histo­ria o spo­łecz­nych podzia­łach, wyklu­cze­niu, nie­na­wi­ści. O ste­reo­ty­pach i sys­te­mie edu­ka­cji, w któ­rym wiele musi się jesz­cze zmie­nić. To opo­wieść o hej­cie i prze­mocy oraz spo­so­bach reago­wa­nia na nie. Jed­nak może to być rów­nież histo­ria zmiany, soli­dar­no­ści, przy­jaźni, wspar­cia, afir­ma­cji i miło­ści, w tym tej wła­snej. Wszystko zależy od tego, czy uda się obna­żyć mecha­ni­zmy sto­jące za slut-sha­min­giem i pójść nową ścieżką. Na to wła­śnie liczymy i ogrom­nie dzię­ku­jemy wszyst­kim oso­bom, które podzie­liły się z nami swoją wie­dzą i swo­imi doświad­cze­niami. Bez was napi­sa­nie tej książki nie byłoby moż­liwe.

Zanim zapro­simy was do lek­tury, pozo­staje nam jesz­cze się przed­sta­wić:

Pau­lina Kle­pacz – przede wszyst­kim śmiało i bez ogró­dek nazy­wam sie­bie femi­nistką – w mojej ide­al­nej wizji świata wszy­scy nie­za­leż­nie od toż­sa­mo­ści płcio­wej, orien­ta­cji, rasy, wyzna­nia czy spraw­no­ści mamy równe prawa. W tej mojej ide­al­nej wizji nie ma też kultu piękna – panuje kult czło­wieka. A co za tym idzie, dba się od naj­młod­szych lat, by taki poje­dyn­czy czło­wiek wzra­stał w miło­ści i sza­cunku – do sie­bie i innych. Uczy się go aser­tyw­no­ści, empa­tii, zapew­nia mu edu­ka­cję anty­dy­skry­mi­na­cyjną i rze­telną edu­ka­cję sek­su­alną. To tak pokrótce. Co jesz­cze o mnie? Kilka lat temu ukoń­czy­łam polo­ni­stykę na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim i zaczę­łam pra­co­wać jako dzien­ni­karka. Szczę­śli­wie moje drogi połą­czyły się z Alek­san­drą Nowak i Mał­go­rzatą Sto­liń­ską, z któ­rymi stwo­rzy­ły­śmy femi­ni­styczno-ero­tyczny maga­zyn „G’rls ROOM”. Udało nam się zbu­do­wać wokół niego dziew­czyń­ską, sio­strzeń­ską wspól­notę – bez­pieczne miej­sce do wymiany doświad­czeń, w tym tych sek­su­al­nych, bo takiej prze­strzeni według nas bra­ko­wało w pol­skich mediach. Poza tym jestem redak­torką pro­wa­dzącą Gla­mour.pl i piszę głów­nie o pozy­tyw­nej sek­su­al­no­ści czy cia­ło­po­zy­tyw­no­ści, a także o pra­wach kobiet czy osób LGBT+. Na swoim kon­cie mam jedną powieść, ale i publi­ka­cje porad­ni­kowe – #gir­sl­talk (z Karo­liną Cwa­liną-Stęp­niak) czy doty­czące cie­le­sno­ści i sek­su­al­no­ści jak CIP­KO­no­tes (z Alek­san­drą Nowak) czy Sexy zaczyna się w gło­wie. Nagry­wam też pod­cast „Samo­MI­ŁOŚĆ”, w któ­rym opo­wia­dam o czu­łym podej­ściu do swo­jego ciała, o pro­fi­lak­tyce oraz o auto­ero­tycz­no­ści.

Alek­san­dra Nowak – jestem dzien­ni­karką i redak­torką, od kilku lat wraz z gro­nem wspa­nia­łych osób two­rzę maga­zyn „G’rls ROOM”, w ramach któ­rego sta­ramy się m.in. zde­kon­stru­ować róż­no­rodne ste­reo­typy i wpro­wa­dzić nową, afir­ma­tywną opo­wieść o kobie­cej sek­su­al­no­ści, z uwzględ­nie­niem róż­no­rod­nych doświad­czeń, któ­rymi dzielą się z nami osoby nas czy­ta­jące. Zakres moich dzia­łań jest dość sze­roki – piszę tek­sty, pro­wa­dzę spo­tka­nia i dys­ku­sje, mam na kon­cie współ­pracę z róż­nymi mediami i insty­tu­cjami kul­tury (na przy­kład Mię­dzy­na­ro­do­wym Festi­wa­lem Fil­mo­wym Nowe Hory­zonty, Azja­tyc­kim Festi­wa­lem Fil­mo­wym Pięć Sma­ków, Festi­wa­lem Skrzy­żo­wa­nie Kul­tur, war­szaw­skim Teatrem Stu­dio czy kra­kow­skim Teatrem Sta­rym). Prze­wa­ża­jącą więk­szość tych dzia­łań łączy jedno: choć pisząc czy pro­wa­dząc dys­ku­sje, podej­muję róż­no­rodne tematy kul­tu­ralne (w tym czę­sto zwią­zane z fil­mem) i spo­łeczne, naj­czę­ściej sku­piam się na poka­za­niu ich z femi­ni­stycz­nej czy też sze­roko poję­tej rów­no­ścio­wej per­spek­tywy. Szcze­gól­nie inte­re­sują mnie zagad­nie­nia zwią­zane z sek­su­al­no­ścią i wzor­cami, które na nią wpły­wają, oraz twór­czo­ścią kobiet – tym, jakie tematy i w jaki spo­sób podej­mują artystki, pisarki czy reży­serki, z jakimi wyzwa­niami się zma­gają, co wno­szą do debaty publicz­nej. Jestem absol­wentką dzien­ni­kar­stwa i komu­ni­ka­cji spo­łecznej na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, stu­diuję też kul­tu­ro­znaw­stwo ze spe­cja­li­za­cją media i kul­tura cyfrowa na war­szaw­skim SWPS.

Kamila Raczyń­ska-Cho­myn – z wykształ­ce­nia jestem peda­gożką reso­cja­li­za­cyjną, tre­nerką umie­jęt­no­ści psy­cho­spo­łecz­nych, edu­ka­torką sek­su­alną i men­stru­acyjną oraz nauczy­cielką wycho­wa­nia do życia w rodzi­nie. Przez trzy­na­ście lat pra­co­wa­łam w szko­łach gim­na­zjal­nych i ponadgim­na­zjal­nych, pro­wa­dzi­łam warsz­taty dla rodzi­ców i szko­le­nia dla rad peda­go­gicz­nych w całej Pol­sce oraz zaję­cia dla stu­den­tek i stu­den­tów, aż… wypa­li­łam się zawo­dowo. Ponie­waż od dwu­dzie­stego roku życia stale zwią­zana jestem z orga­ni­za­cjami femi­ni­stycz­nymi, dzia­ła­ją­cymi m.in. na rzecz pro­mo­cji praw repro­duk­cyj­nych i zdro­wia, zde­cy­do­wa­łam, że chcę pra­co­wać wyłącz­nie z doro­słymi kobie­tami w obsza­rze ich zdro­wia sek­su­al­nego. Zaczę­łam pracę w gabi­ne­cie fizjo­te­ra­pii uro­gi­ne­ko­lo­gicz­nej jako instruk­torka tre­ningu mię­śni dna mied­nicy, zosta­łam doulą, czyli towa­rzyszką kobiety pod­czas ciąży, w poro­dzie oraz połogu. Wspie­ram też kobiety pod­czas ronie­nia i abor­cji oraz pra­cuję z oso­bami po doświad­cze­niu prze­mocy i traumy. Od 2015 roku pro­wa­dzę pro­jekt Dobre Ciało, a jakiś czas temu zosta­łam nazwana przez klientki „Panią od Cipek” i uwa­żam, że ta nazwa ide­al­nie oddaje to, czym fak­tycz­nie się zaj­muję. Wszystko w moim zawo­do­wym życiu kręci się wokół femi­ni­zmu i dobro­stanu kobiet, bez względu na to, jaką płeć miały przy­pi­saną po uro­dze­niu.

Roz­dział 1

Czym jest slut-sha­ming?

Kamila Raczyń­ska-Cho­myn

Wyobraź sobie dwie młode dziew­czyny, powiedzmy trzy­na­sto­latki. Dziew­czynki się nie znają. Histo­ria jed­nej ma miej­sce około 2010 roku, histo­ria dru­giej w 2019 roku.

Ta pierw­sza dzwoni pod numer tele­fonu zaufa­nia dla dzieci i mło­dzieży 11611 i zadaje kon­sul­tantce pyta­nie: „Co jest ze mną nie tak, że nie umiem być wdzięczna?”. Po krót­kiej roz­mo­wie oka­zuje się, że dziew­czynka została nazwana „nie­wdzięczną” przez peda­gożkę szkolną, gdy zgło­siła, że nie podo­bają jej się zaczepki kolegi z klasy. Zaczepki te miały wyraź­nie sek­su­alny cha­rak­ter, a zna je pew­nie nie­stety z wła­snych cza­sów szkol­nych więk­szość kobiet. Było to łapa­nie za pasek od sta­nika, ocie­ra­nie się, cmo­ka­nie, a nawet przy­ci­ska­nie dziew­czynki całym cia­łem do ściany i obła­pia­nie.

Zapy­tana przez kon­sul­tantkę, czy ma wokół sie­bie doro­słe zaufane osoby, któ­rym mogłaby się poskar­żyć na tę prze­moc i otrzy­mać pomoc, na przy­kład wycho­wawcę lub peda­gożkę, dziew­czynka powie­działa, że wła­śnie była u pani peda­gog, przez co jest jesz­cze bar­dziej sko­ło­wana i ma poczu­cie winy, ponie­waż ta odparła, że dziew­czynka powinna być wdzięczna za takie zain­te­re­so­wa­nie zadu­rzo­nego w niej chłopca oraz że takie rze­czy (zaloty) nie trwają wiecz­nie. Poza tym prze­cież na pewno widziała przed wyj­ściem z domu, że spod koszulki będzie jej prze­świ­ty­wało ramiączko od sta­nika, więc chyba jed­nak nie bawi się aż tak źle pod­czas tych „koń­skich zalo­tów”.

Ta nasto­latka nauczyła się wów­czas w szkole, że chłopcy mogą robić z jej cia­łem, co chcą, że sta­wia­nie im gra­nic i reago­wa­nie na prze­moc jest nie­grzeczne oraz że uroda – atut kobiety – kie­dyś prze­mi­nie, a ta poża­łuje wtedy, że była wybredna. Nauczyła się też, że jeśli będzie pro­sić o pomoc, spo­tka ją kara w postaci oceny oraz ostra­cy­zmu ze strony kole­gów z klasy.

Druga dziew­czynka wró­ciła po waka­cjach do szkoły. Ciało nasto­lat­ków w tym wieku zmie­nia się bar­dzo szybko, wie to każdy rodzic i nauczy­ciel. Jej ciało też się zmie­niło: powięk­szyły się jej piersi, w ogóle uro­sła i wydo­ro­ślała. Nauczy­cielka w pierw­szych dniach szkoły stwier­dziła, że to, co ucho­dziło jako dziew­częce przed waka­cjami, czyli szorty, nie ucho­dzi już dziew­czy­nie po waka­cjach, bo za bar­dzo odsła­nia opa­lone uda, co prze­szka­dza w nauce jej kole­gom z klasy. Nauczy­cielka posta­no­wiła powie­dzieć nasto­latce, jak oce­nia jej strój. Zro­biła to, zapro­siw­szy ją pod tablicę, tak aby mogła poka­zać, jak nie­sto­sow­nie wysoko, według niej, zaczy­nają się spodenki nad kola­nami nasto­latki… Przed całą mil­czącą klasą.

W mię­dzy­cza­sie (już dys­kret­niej) dodała, że nic dziw­nego, że chłopcy oglą­dają się za nią. Teraz tak już będzie, skoro pod­czas waka­cji wyraź­nie uro­sły jej piersi.

Ta nasto­latka nauczyła się wów­czas w szkole, że jej ciało pro­wo­kuje i roz­pra­sza chłop­ców, że skoro nie wło­żyła dosta­tecz­nego wysiłku w zakry­cie swo­jego „pro­wo­ku­ją­cego” ciała, to niech nie dziwi się zaczep­kom i nie liczy na niczyje wspar­cie, także szkoły jako insty­tu­cji. Nauczyła się, że zawsze ktoś z zewnątrz może uznać, że jej wygląd jest nie­sto­sowny, i ma wtedy prawo publicz­nie ją upo­ko­rzyć.

Obie opi­sane sytu­acje wyda­rzyły się w publicz­nych szko­łach na tere­nie Pol­ski. Obie były prze­mocą wyce­lo­waną w dziew­czynki, a dodat­kowo w obu przy­pad­kach doszło do wtór­nej wik­ty­mi­za­cji ofiary przez pra­cow­nice szkoły. Wcze­śniej obie dziew­czynki doświad­czyły nie­chcia­nych zacze­pek ze strony chłop­ców, ale odpo­wie­dzial­ność została prze­nie­siona na nie. W obu przy­pad­kach mamy do czy­nie­nia z iden­tycz­nym smut­nym sce­na­riu­szem, któ­rego doświad­czają kobiety zgła­sza­jące na poli­cję prze­moc sek­su­alną czy gwałt.

Oba te zda­rze­nia kwa­li­fi­kują się jako slut-sha­ming, czyli zawsty­dza­nie, oce­nia­nie, szy­dze­nie i kara­nie, naj­czę­ściej dziew­cząt oraz kobiet, z powodu wyglądu i/lub eks­pre­sji sek­su­al­nej.

Jeśli zgrzyta wam mówie­nie o slut-sha­mingu w kon­tek­ście trzy­na­sto­let­nich dziew­cząt, to pomy­śl­cie, że prze­ciętna dziew­czynka w tym wieku usły­szała już dawno od rówie­śni­ków, że się pusz­cza, jest suką czy dziwką. Bez względu na to, jak się zacho­wuje. W wieku szes­na­stu lat praw­do­po­dob­nie doświad­czyła już pierw­szej prze­mocy sek­su­al­nej, naj­czę­ściej pod posta­cią obła­pia­nia lub prób wyko­rzy­sta­nia jej upo­je­nia alko­ho­lem pod­czas rówie­śni­czych imprez.

Z mojego doświad­cze­nia peda­go­gicz­nego wynika, że zwy­kle pierw­sze tego typu wyzwi­ska spo­ty­kają nasto­latkę, gdy zgo­dzi się na poca­łu­nek lub dotyk ze strony chło­paka, który potem roz­głosi ten fakt w szkole, chwa­ląc się pod­bo­jem. To samo spo­tka ją jed­nak, gdy na ten dotyk się nie zgo­dzi. A już z pew­no­ścią nasto­latka zosta­nie nazwana dziwką, gdy zerwie z chło­pa­kiem, co będzie ozna­czało, że stała się „dostępna” dla innych, a porzu­cony posta­nowi się na niej zemścić. Bry­tyj­ska psy­cho­te­ra­peutka pra­cu­jąca z mło­dzieżą, Stella O’Mal­ley, mówi nawet, że zdzirą lub pusz­czal­ską może zostać nazwana każda osoba, bez względu na swoje zacho­wa­nie, wystar­czy, żeby… miała waginę3.

Fakt, że dziew­czyna skoń­czy osiem­na­ście lat i w świe­tle pol­skiego prawa sta­nie się osobą doro­słą, nie będzie jej chro­nił przed dal­szą prze­mocą sek­su­alną. Według Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia (WHO) sza­cuje się, że jedna na trzy kobiety na świe­cie doświad­cza w swoim życiu prze­mocy fizycz­nej lub sek­su­al­nej. Naj­czę­ściej sprawcą jest jej obecny lub były part­ner albo męż­czy­zna, któ­rego zaloty odrzu­ciła4.

A ty kiedy pierw­szy raz usły­sza­łaś, że jesteś dziwką?

Dla mnie samej dziś to szo­ku­jące, ale pierw­szy „świa­domy” raz, gdy usły­sza­łam coś podob­nego, miał miej­sce w pią­tej kla­sie szkoły pod­sta­wo­wej. Od swo­jej wycho­waw­czyni dowie­dzia­łam się, że jeśli będę się „tak” zacho­wy­wać, to „wylą­duję pod latar­nią”. Z punktu widze­nia psy­cho­lo­gii dzie­cię­cej „to” zacho­wa­nie miało cha­rak­ter roz­wo­jowy, a pole­gało na gania­niu się po kory­ta­rzu, łasko­ta­niu i prze­ko­ma­rza­niu z chło­pa­kami z szó­stej klasy. Byłam tą dziew­czynką, która zacze­pia chło­pa­ków, a potem ucieka i pisz­czy. Nasze zabawy nawet nie otarły się o prze­moc, choć z pew­no­ścią buzo­wały nam hor­mony i było jasne, kto się komu podoba. Mia­łam jede­na­ście lat i nie zna­łam zna­cze­nia słów „wylą­do­wać pod latar­nią”. Gdy je pozna­łam, poczu­łam się jak ude­rzona w brzuch: upo­ko­rzona, zawsty­dzona i nie­pewna, co jest ze mną nie tak.

Na swoje nie­szczę­ście byłam też tą dziew­czynką, która po base­nie w pod­sta­wówce roz­bie­rała się we wspól­nej dam­skiej szatni, żeby umyć się na golasa, nie w kostiu­mie (czyli według nie­któ­rych dzieci z klasy byłam „zbo­czona”), oraz tą, która wie­działa, skąd się biorą dzieci i czym jest seks oraz że jest on przy­jemny (tym już wycho­dzi­łam swoim „zbo­cze­niem” poza skalę). Byłam nasto­latką fan­ta­zju­jącą i mastur­bu­jącą się, a potem młodą kobietą sypia­jącą z wie­loma part­ne­rami.

Dziś mam trzy­dzie­ści sześć lat i nie skoń­czy­łam pod latar­nią, ale też nie zmie­ni­łam się jakoś bar­dzo od cza­sów szkol­nych w kilku kwe­stiach:

wciąż zdej­muję kostium pod prysz­ni­cem, bo ciało nie jest grzeszne, a nagość do niczego nie pro­wo­kuje;

wciąż wiem, skąd się biorą dzieci oraz czym jest seks, wiem też, że potrafi być bar­dzo przy­jemny, z tej wie­dzy zro­bi­łam swój zawód;

wciąż fan­ta­zjuję i upra­wiam samo­mi­łość;

wciąż zarzą­dzam swoim cia­łem i sek­su­al­no­ścią tak, jak chcę, świa­do­mie, odpo­wie­dzial­nie, bez szkody dla sie­bie i innych.

Jedyna róż­nica jest taka, że nikt nie zrobi mi już przy­kro­ści, nazy­wa­jąc mnie „pusz­czal­ską”.

Nie mamy w języku pol­skim odpo­wied­nika okre­śle­nia slut-sha­ming. Jak podaje strona dic­tio­nary.com, slut-sha­ming to ubli­ża­nie kobie­tom (rza­dziej męż­czy­znom) w reak­cji na ich zacho­wa­nia wykra­cza­jące poza uznaną normę moralną dla danej płci, zwłasz­cza w kon­tek­ście sek­su­al­no­ści. Slut-sha­min­giem będzie zatem zarówno kry­ty­ko­wa­nie kobie­cego stroju jako „zbyt wyzy­wa­ją­cego”, jak i prze­no­sze­nie odpo­wie­dzial­no­ści za prze­moc sek­su­alną na ofiarę, suge­ro­wa­nie, że spro­wo­ko­wała sprawcę (vic­tim bla­ming). Waż­nym ele­men­tem zja­wi­ska jest zasto­so­wa­nie tak zwa­nych podwój­nych stan­dar­dów, czyli odmien­nego trak­to­wa­nia oraz łagod­niej­szego oce­nia­nia męż­czyzn upra­wia­ją­cych seks z dużą liczbą kobiet (macho) niż kobiet mają­cych wielu part­ne­rów (zdzira).

W teo­rii wszystko brzmi pięk­nie, nie­mniej warto zauwa­żyć, że bar­dzo popu­larny na całym świe­cie słow­nik dostępny online, czyli urban­dic­tio­nary.com defi­niuje slut-sha­ming tak:

slut-sha­ming ma miej­sce wtedy, gdy uzna­jemy, że nie wolno nazy­wać dziew­czyny zdzirą, gdy ta poka­zuje publicz­nie swoje cycki, tyłek oraz camel toe (trudne do prze­tłu­ma­cze­nia okre­śle­nie na wyraź­nie zazna­cza­jące się wargi sro­mowe zewnętrzne pod obci­słymi spodniami lub leg­gin­sami) i obnosi się z nimi, ale jed­no­cze­śnie auto­ma­tycz­nie uzna­jemy, że męż­czy­zna jest zbo­czeń­cem, oble­chem i poten­cjal­nym gwał­ci­cie­lem, ponie­waż doświad­czył widocz­nej erek­cji na widok wspo­mnia­nej wcze­śniej zdziry. Wiele femi­ni­stek kry­ty­kuje zja­wi­sko slut-sha­mingu, ponie­waż uwa­żają je za poni­ża­jące i degra­du­jące dla pusz­czal­skich dziew­czyn, pod­czas gdy najwyraź­niej obcią­ga­nie wielu kuta­sów, zali­cza­nie kolesi oraz roz­sy­ła­nie nagich zdjęć jakimś cudem poni­ża­jące nie jest5.

A tak ilu­struje uży­cie ter­minu:

Męż­czy­zna: Cho­lera, ta dziew­czyna ma takie par­cie na bycie popu­larną, że obcią­gnie każ­demu kole­siowi w szkole. Co za dziwka.

Femi­nistka: Hej, nie nazy­waj tej bied­nej dziew­czyny dziwką, tylko dla­tego, że w poszu­ki­wa­niu akcep­ta­cji robi kole­siom laskę. To jest jej prawo jako kobiety, by obcią­gać tyle kuta­sów, ile chce, oraz roz­no­sić po szkole opryszczkę6.

W Pol­sce zda­jemy się wciąż rozu­mieć prze­moc sek­su­alną wyłącz­nie jako fizyczny atak w postaci gwałtu oraz baga­te­li­zo­wać te zacho­wa­nia prze­mocowe, które nie pozo­sta­wiły widocz­nych śla­dów na ciele. Wciąż ist­nieje opór przed uzna­niem ist­nie­nia gwałtu mał­żeń­skiego, jak kie­dyś gwałtu na randce (date rape), nie docze­ka­ły­śmy się jesz­cze pol­skich okre­śleń na ste­al­thing, revenge porn czy slut-sha­ming wła­śnie.

Jeśli Polka pad­nie ofiarą któ­re­goś z wymie­nio­nych aktów prze­mocy, z dużym praw­do­po­do­bień­stwem ni­gdzie tego zda­rze­nia nie zgłosi, ponie­waż czę­sto sama nie będzie świa­doma faktu, że to, co ją spo­tkało, jest prze­mocą lub prze­stęp­stwem. Jed­nak w tym wypadku wie­dza kobiety nie­stety nie­wiele jej pomoże w kon­fron­ta­cji z sys­te­mem. Bo jak wyja­śnić dyżur­nemu poli­cjan­towi, że part­ner pod­czas kon­sen­su­al­nego współ­ży­cia pod­stę­pem zsu­nął pre­zer­wa­tywę, przez co została nara­żona na zaka­że­nie infek­cjami prze­no­szo­nymi drogą płciową oraz na zaj­ście w nie­chcianą ciążę?

A na tym polega wła­śnie ste­al­thing opi­sy­wany w zagra­nicz­nych mediach od około 2012 roku. W 2017 roku szwaj­car­ski sąd ska­zał męż­czy­znę, który bez wie­dzy part­nerki zsu­nął pre­zer­wa­tywę pod­czas współ­ży­cia jak za prze­stęp­stwo gwałtu. Sąd argu­men­to­wał, że gdyby kobieta wie­działa o tym, że upra­wia seks bez zabez­pie­cze­nia, nie wyra­zi­łaby na to zgody. Tym­cza­sem w Pol­sce pod arty­ku­łami trak­tu­ją­cymi o ste­al­thing prze­czy­tamy głów­nie opi­nie męż­czyzn, że potrzeba prze­ka­za­nia wła­snych genów jak naj­więk­szej licz­bie kobiet jest natu­ralna, a pre­zer­wa­tywa ją ogra­ni­cza, oraz opi­nie kobiet i męż­czyzn, że znacz­nie więk­szym pro­ble­mem niż ten „wydu­many” jest samo­wolne rezy­gno­wa­nie przez kobiety z anty­kon­cep­cji hor­mo­nal­nej i „łapa­nie męż­czyzn na dziecko”.

Jak opo­wie­dzieć, że były par­ter udo­stęp­nił na dar­mo­wych stro­nach por­no­gra­ficz­nych wspól­nie i stwo­rzone kon­sen­su­al­nie nagrane porno, ale zro­bił to bez naszej zgody i w ramach odwetu za zerwa­nie? Tym wła­śnie jest revenge porn, dzia­ła­nie mające na celu upo­ko­rze­nie osoby, któ­rej wize­ru­nek pod­czas wyko­ny­wa­nia czyn­no­ści sek­su­al­nych został upu­blicz­niony bez jej wie­dzy i zgody. W Pol­sce obo­wią­zuje art. 191a Kodeksu kar­nego, który mówi, że na wnio­sek pokrzyw­dzo­nego ści­gane jest każde roz­po­wszech­nia­nie nagiego wize­runku bez zgody danej osoby bądź wize­runku pod­czas wyko­ny­wa­nia czyn­no­ści sek­su­al­nych. Na mocy Kodeksu kar­nego za takie prze­stęp­stwo grozi kara nawet do pię­ciu lat pozba­wie­nia wol­no­ści. Nato­miast w Anglii i Walii od kwiet­nia 2015 roku pra­wo­daw­stwo ofi­cjal­nie kwa­li­fi­kuje revenge porn jako prze­stęp­stwo. Jest ono ści­gane z kon­kret­nego para­grafu, a nie jak dotych­czas na mocy naru­sze­nia dóbr oso­bi­stych, co skut­ko­wało niskimi wyro­kami7.

W końcu jak opi­sać tak sze­ro­kie zja­wi­sko, jakim jest slut-sha­ming? Zwłasz­cza gdy przy­biera formy „mięk­kie”, „nie­ofi­cjalne”, jak

nazwa­nie kobiety dziwką, dla­tego że poszła z kimś do łóżka lub… nie poszła (bo w tej nie­rów­nej grze nie jest istotne, czy do seksu fak­tycz­nie doszło);

roz­pusz­cza­nie plo­tek o czy­imś życiu ero­tycz­nym (na przy­kład napi­sa­nie cudzego numeru tele­fonu w publicz­nej toa­le­cie z dopi­skiem „obcią­gara”);

suge­ro­wa­nie, że dana osoba „roz­nosi” infek­cje prze­no­szone drogą płciową;

poma­wia­nie o prze­ry­wa­nie nie­chcia­nych ciąż będą­cych wyni­kiem roz­wią­złego stylu życia;

komen­to­wa­nie infor­ma­cji o zgwał­co­nej kobie­cie sło­wami: „To po co tam lazła? Sama się pro­siła, sama tego chciała”;

mówie­nie kobie­cie w ciąży, że gdyby nie roz­kła­dała nóg, to teraz nie musia­łaby prze­py­chać się w kolejce do uprzy­wi­le­jo­wa­nej kasy (lub nie dar­łaby się tak pod­czas porodu. Per­so­nel medyczny na oddziale położ­ni­czym nie­stety rów­nież lubi cza­sem roz­li­czyć rodzącą z jej aktyw­no­ści sek­su­al­nej);

pyta­nie zgwał­co­nej kobiety, jaką miała bie­li­znę pod­czas zda­rze­nia i suge­ro­wa­nie jej, że gdyby nie pla­no­wała seksu tego wie­czoru, to nie wkła­da­łaby strin­gów/koro­nek/sta­nika pasu­ją­cego do maj­tek;

suge­ro­wa­nie atrak­cyj­nej fizycz­nie kobie­cie, że dzięki uro­dzie nie musi się uczyć, bo zda egza­miny, dosta­nie posadę lub awans „pod biur­kiem” (w domy­śle – dając seks oralny męż­czyź­nie, z któ­rym jest w rela­cji wła­dzy, ponie­waż – jak wia­domo – kobiety chęt­nie robią karierę przez łóżko).

Z tego punktu widze­nia można gorzko stwier­dzić, że w lep­szej sytu­acji będą kobiety, które slut-sha­ming spo­tkał „ofi­cjal­nie”, czyli na przy­kład ktoś udo­stęp­nił ich wize­ru­nek w inter­ne­cie wraz z suge­stią, że są roz­wią­złe, pro­wa­dzą nie­mo­ralne życie lub pra­cują sek­su­al­nie, gdy tak nie jest. Takie zda­rze­nie ma szansę zostać potrak­to­wane jako pomó­wie­nie lub znie­sła­wie­nie (w pol­skim pra­wie ujęte zarówno w Kodek­sie cywil­nym, jak i kar­nym. Wię­cej pisze o tym Pau­lina Kle­pacz w roz­dziale Do czego pro­wa­dzi slut-sha­ming?). Nie zmie­nia to jed­nak faktu, że wciąż praw­do­po­dob­nie nie zosta­nie zauwa­żony oraz napięt­no­wany sek­su­alny cha­rak­ter tej prze­mocy, co naszym zda­niem jest sza­le­nie istotne dla pro­cesu kry­sta­li­zo­wa­nia się świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. Dodat­kowo, warte pod­kre­śle­nia jest to, jak łatwo wpły­nąć nega­tyw­nie na wize­ru­nek kobiety, pod­wa­ża­jąc jej moral­ność w kon­tek­ście sek­su­al­no­ści. Po pierw­sze, jakby praca sek­su­alna była powo­dem do wstydu; po dru­gie, jakby styl eks­pre­sji sek­su­al­nej mógł rzu­to­wać, dajmy na to, na kom­pe­ten­cje zawo­dowe (wię­cej o ste­reo­ty­pach zwią­za­nych z pracą sek­su­alną mówią w dal­szej czę­ści książki człon­ki­nie kolek­tywu Sex Work Pol­ska).

Straż­niczki patriar­chatu wciąż na poste­runku

Jeśli nie przyj­miemy w końcu do wia­do­mo­ści, że slut-sha­ming odnosi się do sfery sek­su­al­nej i czę­ściej doty­czy osób iden­ty­fi­ku­ją­cych się jako kobiety, nie ujrzymy go jako jed­nego z wielu narzę­dzi patriar­chatu oraz skła­do­wej kul­tury gwałtu. A jeśli nie przyj­miemy do wia­do­mo­ści, że slut-sha­ming jest imma­nentną skła­dową kul­tury gwałtu i trzeba go pięt­no­wać, nie zro­zu­miemy mecha­ni­zmu prze­no­sze­nia odpo­wie­dzial­no­ści za prze­moc sek­su­alną ze sprawcy na ofiarę i nie zmie­nimy nar­ra­cji wokół prze­mocy w ogóle. W tym miej­scu czuję się w obo­wiązku zazna­czyć, że nie tylko męż­czyźni są spraw­cami slut-sha­mingu oraz budow­ni­czymi patriar­chatu. Jest to porzą­dek nie­rzadko pod­trzy­my­wany przez zago­rzałe kobiece zwo­len­niczki – amba­sa­dorki patriar­chatu. Zawsze gdy o tym mówię lub piszę, sta­ram się zro­zu­mieć to zja­wi­sko i wyka­zać empa­tię, ale nie jest mi łatwo, bo na usta cisną się słowa Made­le­ine Albri­ght: „W pie­kle jest spe­cjalne miej­sce dla kobiet, które nie poma­gają innym kobie­tom”. Jed­no­cze­śnie rozu­miem, że trudno jest zane­go­wać ład, w któ­rym się zostało wycho­waną, wyedu­ko­waną i zso­cja­li­zo­waną, który karmi, a nawet jeśli cza­sem też karci, to jed­nak jest jedy­nym zna­nym i nie­pod­wa­żal­nym sta­nem rze­czy.

Wszyst­kie wiemy dosko­nale, że zane­go­wa­nie sta­tus quo nie jest łatwe, ponie­waż w tym wypadku ozna­cza zane­go­wa­nie wszyst­kiego, czego nauczyły nas matki, a je nauczyły ich matki, które z kolei słu­chały swo­ich matek… Dodat­kowo rozu­miem, że wiel­ko­miej­ski aka­de­micki femi­nizm nie będzie odpo­wia­dał każ­dej kobie­cie, a jeśli nie będzie wobec niego przy­stęp­niej­szej alter­na­tywy, wiele kobiet po pro­stu się od niego odże­gna. Nie­stety, ist­nieje rów­nież kobieca wyż­szo­ściowa nar­ra­cja suk­cesu, w stylu: „mnie nikt nie poma­gał”; „ja szkla­nego sufitu nie odczu­łam”; „doszłam tu, gdzie jestem, dzięki swo­jej cięż­kiej pracy”. Nie, nie doszłaś tam wyłącz­nie dzięki niej. Doje­cha­łaś tu, gdzie jesteś, rów­nież na czy­ichś ple­cach, na przy­kład swo­jej matki, która dała z sie­bie wszystko, żebyś zdo­była wykształ­ce­nie. Gorzej, jeśli zro­bi­łaś to, gra­jąc w męską grę pokle­py­wa­nia się po ple­cach, śmia­nia z sek­si­stow­skich żar­tów i dewa­lu­owa­nia w pracy kole­ża­nek z zespołu. Wtedy fak­tycz­nie czeka cię pie­kło, o któ­rym mówiła Albri­ght.

W naszej kul­tu­rze mono­ga­mia oraz dzie­wic­two kobiety to dwa wciąż bar­dzo istotne kon­strukty spo­łeczne, a ciało oraz eks­pre­sja sek­su­alna kobiet były zawsze srogo oce­niane. Kobiety, które nie wpa­so­wały się w spo­łeczne wyma­ga­nia doty­czące ich płci, były i są nara­żone na ostra­cyzm, a nawet prze­moc. Ta z kolei jest czę­sto baga­te­li­zo­wana lub wręcz legi­ty­mi­zo­wana (przy­wo­łam znane słowa nie­ży­ją­cego poli­tyka Andrzeja Lep­pera, który w 2006 roku iro­nicz­nie pytał przed kame­rami: „Jak można zgwał­cić pro­sty­tutkę? He, he, he”). Z kolei z now­szych wyda­rzeń tego typu warto zwró­cić uwagę, co działo się wokół sprawy mode­lek Vic­to­ria’s Secret, które były latami mole­sto­wane przez sze­fów marki oraz foto­gra­fów. W komen­ta­rzach pod arty­ku­łami na ten temat możemy prze­czy­tać, że modelki zara­biają cia­łem, więc w czym pro­blem, oraz iro­niczne zapy­ta­nia o to, czy docze­kamy się rów­nież infor­ma­cji o mole­sto­wa­niu akto­rek porno. Dla jasno­ści dodam, że aktorka gra­jąca w fil­mach porno też może paść ofiarą prze­mocy sek­su­al­nej, a jej praca nie ma nic do rze­czy.

W świe­cie, w któ­rym „porządne” kobiety są hete­ro­sek­su­alne, żyją w mono­ga­micz­nych rela­cjach, współ­żyją wyłącz­nie ze swoim part­ne­rem, pro­wa­dzą się „moral­nie”, ubie­rają „odpo­wied­nio” i zacho­wują „odpo­wie­dzial­nie”, uni­ka­jąc „ryzy­kow­nych” sytu­acji, by nie spro­wo­ko­wać żad­nej zaczepki lub napa­ści sek­su­al­nej, cała reszta kobiet (ubie­rających się „nieodpo­wied­nio”, pro­wa­dzących się „niemoral­nie” i „paku­ją­cych się” w nie­bez­pieczne sytu­acje) jest w naj­lep­szym wypadku uzna­wana za nie­od­po­wie­dzialne, głu­pie i zagu­bione. W gor­szych wypad­kach kobiety osą­dzane są jako (współ)winne prze­mocy, która je spo­tkała, osoby demo­ra­li­zu­jące oto­cze­nie, a nawet jako (współ­od­po­wie­dzialne za prze­moc wobec innych kobiet. O róż­nych źró­dłach tej „moral­no­ści” mówią w roz­mo­wach ze mną dwie tera­peutki – Marta Niedź­wiecka oraz Alek­san­dra Józe­fow­ska.

Jak łatwo się domy­ślić, osoba nie­od­po­wie­dzialna, głu­pia oraz współ­winna nie będzie budziła naszej empa­tii, raczej poczu­cie wyż­szo­ści i chęć oce­nia­nia. Nie­stety, nawet jeśli spo­tkała ją tra­ge­dia. Jed­nym z wielu takich przy­kła­dów jest histo­ria sie­dem­na­sto­let­niej Bianki Devins, która w lipcu 2019 roku została zamor­do­wana przez zadu­rzo­nego w niej chło­paka (nie byli parą, wbrew temu, co piszą pol­skie media), któ­rego zaloty odrzu­ciła. Bran­don Clark zaata­ko­wał Biancę nożem, odciął jej głowę, a zdję­cia oka­le­czo­nego ciała udo­stęp­nił w inter­ne­cie, po czym pró­bo­wał popeł­nić samo­bój­stwo8. Trudno w to uwie­rzyć, ale sporo komen­tu­ją­cych sprawę osób uwa­żało, że Bianca była sama sobie winna, ponie­waż „zwo­dziła” Bran­dona, szu­kała aten­cji, udzie­lała się w social mediach, była ładna (!!!), co celowo wyko­rzy­sty­wała, żeby robić nadzieję takim chło­pa­kom jak Bran­don, a następ­nie dawać im kosza. Według rze­szy komen­ta­to­rów Bran­don miał prawo zemścić się na niej za takie postę­po­wa­nie, tak samo jak miałby prawo wziąć (choćby siłą) to, czego nie chciała mu dać. Czyli według czę­ści komen­tu­ją­cych Bran­don miał prawo rów­nież ją zgwał­cić, gdyby tego chciał.

Taka nar­ra­cja jest znana nie od dziś i wcale nie została wykre­owana przez inter­net i social media. To, że kobiety zwo­dzą bied­nych, bez­wol­nych męż­czyzn, grają im na nosie, wyko­rzy­stu­jąc swój urok oso­bi­sty, by ich następ­nie odtrą­cić, upo­ko­rzyć lub omo­tać i skło­nić do mał­żeń­stwa, jest pomy­słem sta­rym jak świat. Dla przy­kładu: „(…) w roku 1770, angiel­ski par­la­ment wydał ustawę, która miała chro­nić męż­czyzn przed wyper­fu­mo­wa­nymi kobie­tami, z obawy, aby cza­rowne zapa­chy nie nakła­niały naiw­nych panów do ożenku”9. Co cie­kawe, gdy udo­stęp­ni­łam ten cytat w social mediach wraz z iro­nicz­nym komen­ta­rzem, że ci biedni męż­czyźni od zara­nia dzie­jów tacy bez­wolni i omo­tani przez kobiety, a może wystar­czy­łoby, gdyby trzy­mali prą­cie w spodniach i nie dopa­try­wali się w każ­dym kobie­cym zacho­wa­niu pod­tek­stów sek­su­al­nych, prze­czy­ta­łam komen­ta­rze ura­żo­nych męż­czyzn, że może gdy­by­śmy prze­stały „kusić”, to nie byłoby tyle prze­mocy wobec kobiet. Zatem umy­cie się i uży­cie per­fum na­dal, w 2020 roku, może zostać ode­brane jako kusze­nie i mani­pu­la­cja. A stąd jest już nie­po­ko­jąco bli­sko do świet­nie nam zna­nego: „sama się pro­siła”. Echa takiego myśle­nia znaj­dziemy oczy­wi­ście w pol­skich sądach, gdzie to kobieta, która padła ofiarą prze­mocy sek­su­al­nej, a już na pewno ta, która została zgwał­cona, będzie musiała się tłu­ma­czyć z zacho­wa­nia, wyglądu oraz tego, czy nie suge­ro­wała przy­pad­kiem sprawcy swo­jej dostęp­no­ści sek­su­al­nej, by potem nagle się roz­my­ślić, „zmu­sza­jąc” go do wyeg­ze­kwo­wa­nia seksu siłą.

Wszyst­kie te przy­kłady sytu­acji oraz reak­cji na nie nasu­wają ten sam wnio­sek: kobieta jest wciąż postrze­gana przed­mio­towo – jako ciało, do któ­rego męż­czy­zna powi­nien mieć stały oraz nie­utrud­niony dostęp. Jeśli to ciało będzie atrak­cyjne lub, co gor­sza, będzie narzę­dziem pracy kobiety – modelki, aktorki, hostessy, pra­cow­nicy sek­su­al­nej, jest wręcz oczy­wi­ste, że będzie ono nad­uży­wane. Kobiety mówiące otwar­cie na temat sek­su­al­no­ści i cie­le­sno­ści nara­żają się na nie­chciane zaczepki, zdję­cia nagich peni­sów oraz groźby gwałtu, czę­sto wyra­żane w tonie „pokażę ci, gdzie twoje miej­sce”, gwałt miałby zatem być karą oraz demon­stra­cją siły i nie ma nic wspól­nego z afek­tem czy pożą­da­niem.

Nie­stety, jak z kolei poka­zuje w naszej roz­mo­wie Patry­cja Wona­tow­ska, tera­peutka pra­cu­jąca rów­nież z oso­bami nie­he­te­ro­sek­su­al­nymi, slut-sha­ming oraz uprzed­mio­to­wie­nie ciała dotyka też w dużej mie­rze pasyw­nych homo­sek­su­al­nych męż­czyzn.

Dopóki tole­ru­jemy taką opre­syjną wobec naszych ciał i toż­sa­mo­ści nar­ra­cję, krę­cimy się w kółko i wzmac­niamy patriar­chalną kul­turę gwałtu, ponie­waż jej nie­wy­po­wie­dzia­nym wprost zało­że­niem jest, że jakiś typ kobiet „zasłu­guje” na upo­ko­rze­nia i prze­moc. Prze­ko­na­nie to pobrzmiewa nawet w tak zin­ter­na­li­zo­wa­nych już przez nas zacho­wa­niach, jak poucza­nie dziew­cząt i kobiet, jak mają się lub jak nie mają się zacho­wy­wać, by nikogo nie spro­wo­ko­wać. Tym­cza­sem, jeśli będziemy uczyć nasze córki, że mają zacho­wy­wać się „wła­ści­wie”, by nie paść ofiarą mole­sto­wa­nia czy gwałtu, to tylko fik­cyj­nie dbamy o to, aby to im nic się nie stało, a w rze­czy­wi­sto­ści prze­rzu­camy odpo­wie­dzial­ność za ewen­tu­alny atak na ofiarę. A prze­cież zawsze znaj­dzie się osoba, która ma krót­szą spód­nicę, będzie bar­dziej pijana, gło­śniej się zaśmieje lub będzie szła przez ciem­niej­szy park, gdzie może spo­tkać ją prze­moc10. W takiej nar­ra­cji wszyst­kie jeste­śmy i będziemy „zdzi­rami”, ponie­waż:

jeśli jesteś atrak­cyjna, ale odrzu­ci­łaś nie­chciane męskie zaloty, to usły­szysz, że pro­wo­ku­jesz wyglą­dem, wodzisz za nos oraz jesteś „nie­wdzięczną suką” (i na doda­tek wcale nie taką ładną, jak ci się zdaje, bo tak naprawdę to kto by cię chciał!);

jeśli zgo­dzi­łaś się na seks (lub, co gor­sza, sama go zaini­cjo­wa­łaś), jesteś pusz­czal­ska, nie sza­nu­jesz się, zro­bi­łaś to dla­tego, że roz­pacz­li­wie zabie­gasz o męską uwagę, pew­nie nie czu­łaś się kochana przez ojca. Jeśli doświad­czysz prze­mocy sek­su­al­nej, sama się o nią pro­si­łaś;

jeśli zerwa­łaś z part­ne­rem, jesteś pusz­czal­ska, bo teraz zachce ci się nowego kochanka i wyru­szysz na łowy, a dla takich kobiet nie ma miej­sca wśród mono­ga­micz­nych, porząd­nych par (poza tym pew­nie już pla­nu­jesz odbi­ja­nie cudzych mężów);

jeśli zdra­dzi­łaś, to ciesz się, że nie żyjemy w kraju, w któ­rym można by cię było za to uka­mie­no­wać (albo przy­naj­mniej obciąć ci nos). Nie­stety, nie licz na pobłaż­li­wość, ponie­waż męska i kobieca nie­wier­ność to dwie różne bajki. Bo gdy zdra­dza męż­czy­zna, to jakby splu­nął ze swo­jej sute­reny na ulicę, ale gdy zdra­dza kobieta, to jakby przy­pad­kowi prze­chod­nie pluli do jej sute­reny (naprawdę, to jest cytat z Kor­win-Mik­kego, a wiesz ilu ma zwo­len­ni­ków w Pol­sce)

11

;

jeśli żyjesz w mono­ga­micz­nym związku, pew­nie twój wybór był mer­kan­tylny i pole­cia­łaś na kasę oraz sta­tus eko­no­miczny swo­jego part­nera;

jeśli żyjesz w otwar­tym związku, to nie dość, że jesteś arcy­pusz­czal­ska i pew­nie roz­no­sisz cho­roby, to jesz­cze praw­do­po­dob­nie robisz to wbrew sobie, jesteś mario­netką w rękach swo­jego part­nera i nawet nie wiesz, że patriar­chat wyprał ci mózg. Tera­pia pod kątem rela­cji z ojcem na wszelki wypa­dek wska­zana;

jeśli jesteś oddana swo­jej rodzi­nie oraz jed­nemu part­ne­rowi, nie kręcą cię eks­pe­ry­menty, szu­kasz sta­bi­li­za­cji, łączysz seks z uczu­ciem – jesteś zaco­faną cnotką i nie umiesz cie­szyć się swoim cia­łem. Smutne i żało­sne, dziew­czyno, obudź się;

jeśli nie jesteś w ogóle zain­te­re­so­wana rela­cjami ani sek­sem, sku­piasz się na czymś innym (nie daj boże na karie­rze!), ni­gdy nie współ­ży­łaś, to albo coś z tobą nie tak, albo jesteś tak wynio­sła i pewna sie­bie, że trzeba ci poka­zać, gdzie twoje miej­sce;

jeśli nie masz ochoty na seks po uro­dze­niu dziecka, to nie dziw się, że mąż cię zdra­dził;

jeśli masz ochotę na seks po uro­dze­niu dziecka, jesteś zbo­czona, bo jak można łączyć macie­rzyń­stwo z sek­su­al­no­ścią oraz przy­jem­no­ścią?!

jeśli jesteś les­bijką, to po pierw­sze, nie upra­wiasz praw­dzi­wego seksu, bo ten praw­dziwy jest tylko hete­ro­sek­su­alny oraz pene­tra­cyjny, a po dru­gie, widać nie tra­fi­łaś na odpo­wied­niego kochanka i dla­tego wolisz dziew­czyny (wiedz, że masa „odpo­wied­nich kochan­ków” pokaże ci, czym jest praw­dziwy seks);

jeśli nie szczy­tu­jesz po pię­ciu minu­tach mono­ton­nej pene­tra­cji peni­sem, to musisz coś z tym zro­bić, bo – słowo daję – wszyst­kie przed tobą szczy­to­wały! Może jesteś za luźna? A może w pew­nym wieku kobiety już nie umieją mieć orga­zmów? (praw­dziwa męska teo­ria, z którą się spo­tka­łam);

jeśli ocze­ku­jesz pre­zer­wa­tywy pod­czas jed­no­ra­zo­wego seksu z męż­czy­zną pozna­nym na Tin­de­rze, to po pierw­sze, „księż­nicz­ku­jesz” (to cytat!), a po dru­gie, obra­żasz tego pana w gar­ni­tu­rze. Prze­cież chyba widzisz, że jest czy­sty! A może to ty coś roz­no­sisz, co?

Ni­gdy nie dogo­dzisz. Zawsze ktoś uzna, że ma prawo oce­niać twoje ciało, wybory oraz sek­su­al­ność.

Gdy pierw­szy raz napi­sa­łam słowa: NIE DA SIĘ ZAWSTY­DZIĆ KOBIETY JEJ SEK­SU­AL­NO­ŚCIĄ, GDY ONA SIĘ JEJ NIE WSTY­DZI, mia­łam na myśli kobiety takie jak ja – lubiące seks, mówiące o nim i wspie­ra­jące inne kobiety w otwie­ra­niu się na wła­sną przy­jem­ność. Dziś rozu­miem, że to zda­nie powinna usły­szeć każda z nas, bez względu na to, jak reali­zuje wła­sną sek­su­al­ność, czy też bez względu na to, jak tego nie robi. Dodat­kowo uwa­żam, że naszym obo­wiąz­kiem jest reago­wa­nie za każ­dym razem, gdy widzimy próby zawsty­dza­nia, dys­kre­dy­to­wa­nia czy kara­nia kobiety z powodu jej eks­pre­sji sek­su­al­nej. Naszym obo­wiąz­kiem jest rów­nież zmiana nar­ra­cji wokół prze­mocy sek­su­al­nej tak, aby pod­kre­ślać, że to gwał­ci­ciel zgwał­cił, a nie kobieta została zgwał­cona.

Język ma ogromną moc kre­owa­nia postaw i rze­czy­wi­sto­ści, a to, jak mówimy o kobie­cym ciele i sek­su­al­no­ści dziś, real­nie wpły­nie na to, jaką rze­czy­wi­stość zastaną kolejne poko­le­nia, w tym nasze córki oraz sio­stry.

„Świa­dome pusz­cza­nie się” to dla mnie roz­bro­je­nie kon­struktu kul­tu­ro­wego

Roz­mowa z Martą Niedź­wiecką, psy­cho­lożką i sex coachem. Obszary jej pracy to sek­su­al­ność, ciało i rela­cje intymne. Popu­la­ry­zuje świa­domą sek­su­al­ność, napi­sała książkę Slow Sex – uwol­nij miłość, pro­wa­dzi pod­cast o sek­sie i sen­sie życia O Zmierz­chu.

Kamila Raczyń­ska-Cho­myn: Pamię­tam czas, mia­łam wtedy pew­nie około dwu­dzie­stu dwóch lat, gdy pró­bo­wa­łam dia­gno­zo­wać swoje „pusz­czal­stwo”, by potem leczyć je u sek­su­ologa. Byłam prze­ko­nana, że musi być coś ze mną nie tak, skoro lubię seks i nie potrze­buję do osią­gnię­cia satys­fak­cji głę­bo­kiej rela­cji emo­cjo­nal­nej.

Zakła­dam, że do cie­bie też tra­fiają kobiety z odwiecz­nym pyta­niem: „Co jest ze mną nie tak, skoro… ?” i tu pew­nie można wsta­wić dowolne zakoń­cze­nie:

mastur­buję się,

fan­ta­zjuję,

roz­wa­żam otwar­cie związku…

Marta Niedź­wiecka: Hola, hola, o jakim otwie­ra­niu związku mówimy?! Zacznijmy od kobiet, które potrze­bują omó­wić ze mną, jako ich tera­peutką, sytu­ację, w któ­rej mastur­bują się, fan­ta­zju­jąc o kimś innym niż ich part­ner. Mogą to być rów­nież fan­ta­zje doty­czące postaci tak nie­za­gra­ża­ją­cej ich związ­kowi jak aktor czy pio­sen­karka. Cza­sem to w ogóle jest pyta­nie o to, czy sam fakt upra­wia­nia mastur­ba­cji, gdy jest się w mono­ga­micz­nym związku, jest w porządku.

Moje doświad­cze­nie z gabi­netu jest takie (a zazna­czam, że naj­czę­ściej tra­fiają do mnie tak zwane „nor­malne”, czy też „popraw­nie socja­li­zo­wane” Polki żyjące w hetero-mono rela­cjach, posia­da­jące dzieci), że „puścić się” w przy­padku takiej kobiety nie­jed­no­krot­nie ozna­cza wła­śnie danie sobie zgody na to, żeby mastur­bo­wać się, myśląc o kimś innym niż mąż. I to może być taka zmiana para­dyg­matu w jej myśle­niu o sek­su­al­nej przy­jem­no­ści, że oka­zuje się, że żaden dziki seks nie da jej tyle, ile pozwo­le­nie sobie samej na decy­do­wa­nie o wła­snym ciele i orga­zmie.

KR-Ch: To powiedz mi, czym dla cie­bie jest pusz­czal­stwo. Co dla cie­bie zna­czy „puścić się”?

MN: „Świa­dome pusz­cze­nie się” to dla mnie roz­bro­je­nie kon­struktu kul­tu­ro­wego, w który jeste­śmy od małego wmon­to­wy­wane, a na który skła­dają się nastę­pu­jące prze­ciw­sta­wione sobie ramy poję­ciowe: święta matka-kar­mi­cielka-Polka-czy­sta-umę­czona-mono­ga­miczna ver­sus wywłoka-szmata-pusz­czal­ska-bez­dzietna. Czyli kul­tu­rowo mamy dwa wzorce kobie­co­ści wyty­cza­jące ide­alną opo­zy­cję. Nie ma nic pośrodku, dla­tego kobiety, które chcą żyć „nor­mal­nie”, tak bar­dzo boją się stra­cić pozy­cję w świe­cie przy­zwo­ito­ści. Bo jak z tego obszaru wypadną, to jedyną alter­na­tywą jest dziwka. Z dru­giej strony te, które zma­gają się z jaki­miś wyzwa­niami – nie­he­te­ro­sek­su­alną orien­ta­cją czy akcep­ta­cją swo­jego pożą­da­nia – od początku nie mają wstępu do świata przy­zwo­ito­ści. Taki układ gene­ruje nie­praw­do­po­dobne napię­cie. Co cie­kawe, nie tylko w kobie­tach. Bo męż­czyźni też mają swój żeń­ski aspekt, w Pol­sce kom­plet­nie wyparty i upo­ko­rzony. Czyli każda płeć kul­tu­rowa musi się przej­rzeć w obra­zie żeń­sko­ści, który obo­wią­zuje w danej kul­tu­rze. A on u nas raczej przy­po­mina kary­ka­turę niż dzieło rene­san­so­wego mistrza. Ma dwa wymiary, co spro­wa­dza każdą reflek­sję do okre­śla­nia cech obu grup oraz zasta­na­wia­nia się, czy nale­żymy do szmat, czy matek.

Według mnie tylko wypię­cie się z tego kon­struktu może przy­wró­cić kobie­cie auto­no­mię wobec wła­snego ciała, umoż­li­wić jej wyj­ście z tej nie­woli kul­tu­ro­wej i bio­wła­dzy. Poza tym, gdy kobieta świa­do­mie i w zgo­dzie ze sobą „puści się”, cokol­wiek to dla niej ozna­cza, testu­jąc wła­sne gra­nice i pre­fe­ren­cje, może bez poczu­cia utraty uznać: „OK, już wiem o sobie, że jestem stwo­rzona do mono­ga­micz­nej rela­cji, nie kręcą mnie eks­pe­ry­menty ani prze­bie­ranki, naj­lep­szy seks mam z wła­snym part­ne­rem pod koł­drą i nikomu nic do tego. Nie zamie­rzam się tego wsty­dzić”. Ale uznaje to ŚWIA­DO­MIE, bo tego się o sobie dowie­działa, a nie dla­tego, że ktoś jej każe reali­zo­wać sek­su­alny poten­cjał w dany spo­sób: mama, tata, ksiądz, kul­tura – to jest ogromna róż­nica!

Widzę też, że kobiety, które decy­dują się „men­tal­nie pusz­czać”, czyli na przy­kład decy­dują o sobie, wie­dzą i umieją powie­dzieć bez poczu­cia wstydu, co je pod­nieca, o czym fan­ta­zjują, tym samym bio­rąc odpo­wie­dzial­ność za wła­sną sek­su­al­ność, fan­ta­stycz­nie impre­gnują się na slut-sha­ming! Nie twier­dzę, że są nie­znisz­czalne, bo to nie­prawda, zawsze da się kogoś zra­nić i upo­ko­rzyć, zwłasz­cza w kon­tek­ście sek­su­al­no­ści, ale są w sta­nie sta­wiać czoła ata­kom.

Zauważ, że czę­sto naj­sroż­szymi kry­tycz­kami życia kobiet są nie­stety ich matki, na przy­kład przez komen­to­wa­nie faktu, że córka spo­tyka się z kolej­nym part­ne­rem, nie zakłada rodziny czy ubiera się w kon­kretny spo­sób. Gdy kobieta potrafi powie­dzieć wła­snej matce: „To już nie jest twoja sprawa”, tak naprawdę sta­wia czoła wła­śnie slut-sha­min­gowi w naj­czyst­szej postaci, i to ze strony bli­skiej osoby. Takie posta­wie­nie gra­nicy jest naprawdę trudne!

Nie­stety okre­śle­niem „pusz­czal­ska” sza­fują zarówno męż­czyźni, jak i kobiety wobec innych kobiet.

KR-Ch: Tak. Ja zawsze nazy­wa­łam je amba­sa­dor­kami patriar­chatu. Widzę w nich kobiety, które oce­nia­jąc w ten spo­sób inne i sta­wia­jąc się jed­no­cze­śnie w opo­zy­cji do nich, poka­zują światu, że mają ten patriar­chalny podział „święta i ladacz­nica” głę­boko zin­ter­na­li­zo­wany. A ponie­waż wie­dzą, co spo­tyka „ladacz­nice”, to odci­nają się od nich i są prze­ko­nane, że chro­nią się przed zgwał­ce­niem, bo „porząd­nym kobie­tom” nie dzieją się takie rze­czy…

MN: To też, ale jed­no­cze­śnie jest to „ozna­cze­nie się” – jeśli wra­camy do tej dycho­to­mii święta vs dziwka. Zazna­czają, że są inne niż te „brudne”; są „czy­ste” i „porządne” – „lep­sze” . Czyli „jestem lep­sza od cie­bie, kobieto, która padłaś ofiarą gwałtu, i tak się zapre­zen­tuję światu”. Amba­sa­dorki czy też straż­niczki patriar­chatu czują, że dzięki odcię­ciu się od „zepsu­tych” kobiet są chro­nione, mają immu­ni­tet w zamian za oddaną służbę Męskiemu Władcy.

Inna kwe­stia to poten­cjalna obawa tych „porząd­nych kobiet” o swo­ich part­ne­rów, któ­rzy, a nuż, będą się oglą­dali za wyde­kol­to­wa­nymi sin­giel­kami. Wiesz, nie lubimy patrzeć na ptaki na wol­no­ści, gdy same sie­dzimy w klatce. Zwłasz­cza gdy ta klatka nas tak naprawdę uwiera.

KR-Ch: No dobrze, a co z tymi kobie­tami, które rozu­mieją, że prze­moc sek­su­alna może spo­tkać każdą z nas: tą roz­wią­złą i nie, brzydką i ładną, starą i młodą; same żyją świa­do­mie w szczę­śli­wych mono­ga­micz­nych rela­cjach, a i tak oce­niają kobiety żyjące po swo­jemu, zamiast po pro­stu stwier­dzić: „OK, ty masz tak, ja mam ina­czej i cześć”?

MN: Według mnie to jest opo­wieść o jakimś ugrun­to­wa­niu tej mono­ga­micz­nej kobiety w jej rela­cji z part­ne­rem i z samą sobą. Bo jeśli jej świat ma chwiejne pod­stawy, jej poczu­cie wła­snej war­to­ści oraz spraw­czo­ści jest mierne, jeśli w tej rela­cji tak naprawdę kurki trzyma męż­czy­zna i to on wszyst­kim zarzą­dza, to ona fak­tycz­nie będzie się oba­wiała każ­dej atrak­cyj­nej kobiety w ich oto­cze­niu. Będzie chciała skon­tro­lo­wać, a nawet ogra­ni­czyć wszel­kie dzia­ła­nia innych kobiet, które poja­wiają się na hory­zon­cie, żeby przy­pad­kiem któ­raś z nich nie wpa­dła jak meteor mię­dzy nią i part­nera. Zatem to tak naprawdę jest pyta­nie o jakość tej mono­ga­micz­nej rela­cji. Czy ta kobieta czuje się trak­to­wana pod­mio­towo i po part­ner­sku? Czy uważa się za auto­no­miczną jed­nostkę mimo bycia w rela­cji? Czy ma poczu­cie wła­snej war­to­ści i god­no­ści? Bo jeśli nie, to dla niej zdrada jest czymś, co zmie­cie całą jej rze­czy­wi­stość spo­łeczno-emo­cjo­nalną z powierzchni ziemi. Dla niej to będzie praw­dziwa kata­strofa.

Co gor­sza, te czę­sto nie­uświa­do­mione obawy kobiet i idące za nimi ataki na inne kobiety kon­sty­tu­ują i utrzy­mują w dobrym zdro­wiu bar­dzo wiele norm patriar­chal­nych, które są prze­cież skraj­nie opre­syjne wobec nas! Zatem czę­sto to kobiety two­rzą wię­zie­nie z norm spo­łecz­nych dla swo­ich przy­ja­ció­łek, sióstr i córek. I chyba to jest w naszej roz­mo­wie naj­smut­niej­sze.

Zaj­rzyj do środka i nie oce­niaj tego, co tam znaj­dziesz

Roz­mowa z Alek­san­drą Józe­fow­ską, edu­ka­torką sek­su­alną, tre­nerką i psy­cho­te­ra­peutką. Zało­żyła grupę edu­ka­to­rów sek­su­al­nych Pon­ton przy Fede­ra­cji na rzecz Kobiet i Pla­no­wa­nia Rodziny i koor­dy­no­wała jej pracę przez szes­na­ście lat. Pro­wa­dzi warsz­taty z zakresu umie­jęt­no­ści psy­cho­spo­łecz­nych i edu­ka­cji psy­cho­sek­su­al­nej dla mło­dzieży i doro­słych. Jako psy­cho­te­ra­peutka współ­pra­cuje mię­dzy innymi z Bli­skim Miej­scem w War­sza­wie.

Kamila Raczyń­ska-Cho­myn: Prze­pro­wa­dzi­łam już kilka roz­mów z tera­peut­kami i sek­su­oloż­kami i coraz bar­dziej prze­ko­nuję się, że pod­sta­wowy pro­blem, bez względu na wiek, jest taki, że cią­gle zada­jemy sobie pyta­nie: „Co jest ze mną nie tak?!”. Porów­nu­jemy się z innymi, wszystko jedno, czy mamy trzy­na­ście lat i zasta­na­wiamy się czemu inne kole­żanki mają już okres, a my nie; dwa­dzie­ścia trzy lata i zesta­wiamy swoje życie ero­tyczne z życiem innych; czy trzy­dzie­ści trzy lata i porów­nu­jemy nasz zwią­zek i pomysł na doro­słość z pomy­słami innych kobiet. I z jakie­goś powodu nie umiemy powie­dzieć: „Widzę, że ty masz tak, ja mam ina­czej, to cie­kawe, opo­wiedz mi o tym”, tylko od razu oko­pu­jemy się na swo­jej pozy­cji. Z tego się nie wyra­sta? Dla­czego tak się dzieje?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Pole­cam frag­ment dru­giego sezonu serialu Sex Edu­ca­tion, gdy boha­terki pró­bują się poro­zu­mieć i oka­zuje się, że jedyne, co mają wspól­nego, to… #spo­ile­ral­lert. [wróć]

Gasli­gh­ting – forma psy­cho­lo­gicz­nej mani­pu­la­cji, w któ­rej osoba lub grupa osób umyśl­nie two­rzy w osą­dzie ofiary wąt­pli­wo­ści wobec wła­snej pamięci czy per­cep­cji, czę­sto wywo­łu­jąc u niej dyso­nans poznaw­czy i inne stany, takie jak niskie poczu­cie wła­snej war­to­ści (zob. https://bit.ly/2G9ZfUg, dostęp: 28.10.2020). [wróć]

Pole­cam wystą­pie­nie Stelli O’Mal­ley w TEDx Talk: We Need to Talk about Slut-Sha­ming Among Teena­gers, youtube.com, https://bit.ly/2GPWg3I, dostęp: 29.10.2020. [wróć]

Prze­moc wobec kobiet. Bada­nie na pozio­mie Unii Euro­pej­skiej, europa.eu, https://bit.ly/35Oxh9e, dostęp: 29.10.2020. [wróć]

„Where it's wrong to call a girl a skank for sho­wing off her tits, ass, and camel toe in public; but a man is auto­ma­ti­cally per­vert, a creep, or a poten­tial rapist for get­ting a public erec­tion after being aro­used by pre­vio­usly men­tio­ned skank. Many femi­ni­sts dislike slut-sha­ming because they think it's deme­aning and degra­ding to the slutty girls but appa­ren­tly suc­king lots of dick, porking lots of guys or pas­sing lots of nudes and porn some­how isn't”. Zob. slut-sha­ming, urban­dic­tio­nary.com, https://bit.ly/3fA0VDz, dostęp: 25.11.2020. Prze­kład wła­sny. [wróć]

„Guy: Damn, that girl is so despe­rate for atten­tion that she'll blow any­one in school. What a ho. Femi­nist: Hey, don’t be slut sha­ming and cal­ling that poor girl a ho just because she sucks dick to get atten­tion or try and act cool. It’s her right as a female to suck a lot of dick and pass her­pes all over school if she wants”. Tamże. [wróć]

Zob. Łukasz Kot­kow­ski, Ważne roz­strzy­gnię­cie w Wiel­kiej Bry­ta­nii – revenge porn jest prze­stęp­stwem, spi­der­sweb.pl, https://bit.ly/31TIkwU, dostęp: 29.10.2020. [wróć]

Mur­der of Bianca Devins, wiki­pe­dia.org, https://bit.ly/2TEVObm, dostęp: 30.10.2020. [wróć]

Cathe­rine Blac­kledge, Wagina. Kobieca sek­su­al­ność w histo­rii kul­tury, tłum. K. Bar­tuzi, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 2006, poli­tyka.pl, https://bit.ly/3oFFjZY, dostęp: 11.12.2020. [wróć]

Zob. Mówią o niej „pani od cipek”. Gdy poja­wił się „Spis Zdzir”, poka­zała, jak naprawdę może wyglą­dać kobiecy seks, noizz.pl, https://bit.ly/2TEv1fe, dostęp: 30.10.2020. [wróć]

Kor­win-Mikke o mał­żeń­skich zdra­dach: Nie wolno mar­no­wać plem­ni­ków, fakt.pl, https://bit.ly/2HRPGtP, dostęp: 30.10.2020. [wróć]