Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Charyzmatyczna monarchini, która z opanowaniem i klasą przeprowadziła Wielką Brytanię oraz Wspólnotę Narodów przez zawirowania ostatnich kilkudziesięciu lat, doczekała się niezwykle wnikliwej biografii. Najpierw poznajemy dziewczynkę, a następnie towarzyszymy zakochanej w księciu Filipie nastolatce. Spotykamy Lilibet naprawiającą ciężarówki wojskowe podczas drugiej wojny światowej. Widzimy ją u boku Winstona Churchilla w dniu zwycięstwa nad Niemcami. Przyglądamy się, jak młoda królowa stara się pogodzić życie zawodowe z wychowywaniem dzieci. Uczestniczymy w trudnych dla monarchii chwilach po tragicznej śmierci księżnej Diany. Jesteśmy też świadkami wprowadzania królestwa Wielkiej Brytanii w XXI wiek.
Wciągająca, skrupulatnie przygotowana, oparta na licznych wywiadach i nieujawnionych dotąd dokumentach biografia Elżbiety II daje możliwość przyjrzenia się z bliska ostatniej wielkiej monarchini. Sally Bedell Smith podkreśla żywą osobowość królowej, jej poczucie humoru i nieprzeciętną inteligencję. Wprowadza nas za pałacowe drzwi, pozwalając niemal uczestniczyć w życiu Lilibet.
Elżbieta II – Wielka Królowa – nie oczekuje dzisiaj triumfalnej retoryki i gloryfikowania. Życie dopisuje codziennie nowe stronice do kolejnego rozdziału jej życia. Wciąż pełni swą służbę.
dr Janusz Sibora, badacz dziejów ceremoniału królewskiego
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1020
Tytuł oryginału
Elizabeth the Queen. The Life of a Modern Monarch
Projekt okładki
NATALIA TWARDY
Fotografia na okładce
© Anwar Hussein/Hulton Archive/Getty Images
Fotografia na s. 2
Królowa Elżbieta II opuszczająca Ambasadę Belgii w Londynie, 1963 r.
Reginald Davis, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego (Londyn).
Koordynacja projektu
SYLWIA MAZURKIEWICZ-PETEK
Redakcja
BOŻENA SĘK
Korekta
LUCYNA JACHYM
Redakcja techniczna
ADAM KOLENDA
Copyright © 2012 by Sally Bedell Smith
This translation published by arrangement with Random House, an imprint of The Random House Publishing Group, a division of Random House, Inc.
Polish edition © Publicat S.A. MMXII. MMXXI (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved
ISBN 978-83-271-6147-5
ELŻBIETA IIGWIAZDA, KTÓRA NIGDY NIE GAŚNIE
Wprowadzenie do książki przypomina przedstawianie kogoś. W przypadku Królowej Elżbiety II rzecz ma się inaczej. Królowa żartowała kiedyś, że podczas przyjęć oszczędza na czasie, gdyż nie musi się nikomu przedstawiać. Jest najbardziej znaną kobietą na świecie.
Każda biografia to próba zmierzenia się z wielkością postaci. W tym przypadku to zadanie wręcz tytaniczne. Jest to zmierzenie się z legendą. Autorce udało się uchwycić to, co wieczne, w przemijającym. Książka ta niczym pryzmat rozszczepiający światło ukazuje nam władczynię w całej barw palecie. Ukazuje jej wewnętrzną jedność.
Autorka odczarowuje mit Królowej. Na stronach tego dzieła znajdziemy opis drogi przebytej przez miniony wiek. Drogi przebytej przez Królową wraz z – nie lubię tego feudalnego słowa – poddanymi, czyli wszystkimi, dla których jest głową państwa. I nie o porządek chronologiczny w niej chodzi. Nie jest tylko retrospekcją.
Całość jej życia to sztuka walki i kompromisu jednocześnie. Drogi panowania były kręte, ale ostatecznie Elżbieta II wzniosła popularność i autorytet monarchii na nieznane dotąd wyżyny. Dowodem tego szacunek, jakim jest otaczana, i sympatia milionów ludzi.
Utkana przez Królową Elżbietę II tkanina życia przypomina sieć pajęczą. Tka ją przez blisko wiek. Bogate w wydarzenia życie, złożone z uroczystości, przyjęć, audiencji, wizyt, można opisać w grubych tomach, ale można też – podobnie jak kolejne partie szachów – zamknąć je w określonych wariantach. Przywołajmy w tym miejscu Georga Simmela: „Wciąż od nowa pociąga nas rozpatrywanie ludzkich poczynań, ponieważ stanowią nieskończenie urozmaiconą mieszankę jednakowych, stale nawracających kilku tonów podstawowych oraz nieprzeliczalnych indywidualnych wariacji, z których każda różni się od pozostałych”[1].
Słowa te w skondensowanej formie charakteryzują filozofię jej władzy. Sztukę reprezentowania władzy Królowa opanowała po mistrzowsku. Z tych kilku tonów potrafiła ułożyć cały koncert. Składały się nań historyczne wizyty zagraniczne – prawdziwe arcydzieła dyplomatycznej sztuki. Pamiętna wizyta we Francji w 1957 roku czy też pierwsza wizyta w Republice Federalnej Niemiec w 1965 roku. Symboliczne znaczenie miała jej obecność na ziemi amerykańskiej w dwusetną rocznicę powstania Stanów Zjednoczonych czy też w roku 1991. Słowa wygłaszane przez brytyjską monarchinię w Kongresie posiadały ogromną polityczną moc. Jedną z najtrudniejszych misji dyplomatycznych była zakończona pełnym sukcesem wizyta w Irlandii w 2011 roku. Historyczny wymiar zyskało też podejmowanie słynnych gości. Interes Zjednoczonego Królestwa wymagał przyjmowania trudnych politycznie gości. Do takich należała oficjalna wizyta państwowa przywódcy Chin Xi Jinpinga. Rodzinie królewskiej trudno było połączyć poszanowanie wartości, które wyznaje, z kurtuazyjnym szacunkiem dla gościa.
Królowa to wielki atut brytyjskiej dyplomacji. Przekonać się o tym mogliśmy podczas szczytu G7 w Cardiff. Królowa stanowi brytyjską soft power. Jeśli premier prosi ją o spotkanie z prezydentem, to znaczy, że jest to polityczne życzenie rządu. Podejmując Joe Bidena z małżonką na zamku Windsor wysłała ona symboliczny przekaz. Aby podkreślić trwałość wzajemnych relacji Królowa założyła broszkę “The Jardine Brooch”, którą prezentowała podczas spotkań z G.H.W. Bushem w 1993 roku i z G.W. Bushem w roku 2003. Taka jest siła królewskich klejnotów.
Z oddali widać lepiej. Czas podarował nam możliwość złożenia w całość tych znanych elementów jej życia. O wielu dowiemy się po latach, gdy otwarte zostaną chociaż niektóre archiwa, a czy zaskoczą nas kiedyś prywatne listy ze szkatułki, tego nie wiadomo. Dzisiaj wiemy, że część tajemnic Królowa zachowa tylko dla siebie.
Mówiono o niej, że świeci nad nią gwiazda szczęścia. Mała księżniczka stała się swego rodzaju narodowym talizmanem. Tak ją przedstawiano – jako najlepszą towarzyszkę podupadającego już na zdrowiu dziadka, króla Jerzego V.
Intelektualne horyzonty Lilibet poszerzał Sir Henry Marten z Eaton College. Umiejętnie łączył on w swych wykładach minione dzieje z teraźniejszością, uczył tak ważnej dla władcy historii państwa i prawa. Wykłady jego stanowić będą dla przyszłej Królowej fundament, na którym oprze ona sztukę rządzenia. Myśl przewodnia tych wtorkowych spotkań brzmiała: „Aby przetrwać, trzeba być elastycznym i dostosowywać się do okoliczności”. Z rady tej władczyni korzystała chętnie. Szkołą dyplomacji był dla niej Pałac, czyli dom. Jako dwunastolatka tylko w jednym miesiącu towarzyszyła ojcu podczas audiencji czterech królów i kilku innych dygnitarzy. W kwietniu 1938 roku poznała nowego ambasadora Stanów Zjednoczonych akredytowanego w Londynie Josepha P. Kennedy’ego. Elżbieta i Małgorzata podejmowały ambasadora z małżonką, uczestnicząc w lunchu i pełniąc obowiązki gospodyń we Frogmore. Suma odbytych wówczas spotkań tworzyła niewidzialny kapitał, z którego panująca już Królowa będzie czerpać przez całe życie. Wspomnienie spotkań z Dwightem Eisenhowerem na zamku Balmoral w 1959 roku sprawia, że obecni amerykańscy prezydenci są onieśmieleni podczas oficjalnych wizyt i audiencji w Buckingham Palace czy przyjęć na zamku Windsor. Podczas spotkania z premierem Justinem Trudeau Królowa mogła wspominać dawne spotkania z jego ojcem Pierre’em Trudeau. Ta unikalna perspektywa, z jakiej, wkraczając na scenę wielkiej dyplomacji, oglądała świat, dawała pewność siebie i pozwalała osiągać więcej.
Staranne przygotowanie do wypełniania obowiązków królewskich łączyło umiejętnie teorię z praktyką. „Bardzo poważne dziecko o wielkim charakterze i osobowości” – mówiła o niej Eleonora Roosevelt. Dostrzegano jej silną wolę, ale i pewną rezerwę. „Pogodna, ale i poważna i pełna osobliwej godności” – pisała o niej ówczesna prasa. Tak, słowa o „osobliwej godności” księżniczki doskonale charakteryzują też przymioty Królowej. Z całą pewnością można odnieść do Elżbiety słowa wypowiedziane dawno temu przez siedemnastowiecznego dziejopisa francuskiego Francoise E. Mazeraya o Marii Stuart: „Natura obdarzyła ją wszystkim, co do uformowania skończonej piękności niezbędne. Oprócz tego miała usposobienie miłe, chłonną pamięć i żywą wyobraźnię. Wszystkie te przyrodzone cechy z troską pielęgnowała studiowaniem sztuk wyzwolonych i nauk, zwłaszcza zaś malarstwa, muzyki i poezji tak, iż jawiła się najbardziej czarującą księżniczką chrześcijańskiego świata”[2]. Każdy z przytoczonych tu przymiotów znajdziemy w zachowanych relacjach o księżniczce Elżbiecie przygotowanej do wstąpienia na tron. W 1948 roku w Paryżu wrażenie robiły nie tylko jej klejnoty, ale nienaganna francuszczyzna. Ówczesna prasa pisała, że to „kolejny podbój normandzki, tylko w przeciwnym kierunku”.
Pewne historie trzeba przeżyć, aby o nich opowiadać. Moje spotkania z członkami rodziny królewskiej (pierwszym było spotkanie z księciem Filipem w Sopocie w 1975 roku) czy też obserwowanie stylu pracy Królowej podczas wizyt zagranicznych daje inną perspektywę. Lepiej można wówczas docenić wysiłek, jakiego wymaga wypełnianie – zdawałoby się przyjemnych – obowiązków reprezentacyjnych i ceremonialnych.
W życiu Królowej Elżbiety są daty, które stanowią też cezurę w dziejach państwa, w którym panuje. Kluczem do zrozumienia istoty i przesłania panowania Elżbiety II są po dziś dzień obowiązujące słowa – wtedy jeszcze księżniczki – wypowiedziane 24 kwietnia 1947 roku, w dniu urodzin, w radiowym przemówieniu wygłoszonym w Kapsztadzie. Styl był może nieco staroświecki, ale przesłanie ogromnie silne. Był to akt oddania zawierający szlachetne słowo „przysięgam”. Przyszła Królowa ofiarowała swoje życie służbie państwu i całej, wówczas jeszcze imperialnej, rodzinie.
Gdy młoda księżniczka niczym średniowieczny rycerz wypowiadała słowa o swojej służbie, nie liczyła się z władzą czasu. Czyniła to w oderwaniu od krępujących uwarunkowań czasowej rzeczywistości. W 1977 roku Królowa odnowiła przysięgę z Kapsztadu. Mamy rok 2021, a Ona trwa na swym posterunku.
2 czerwca 1953 roku wraz z koronacją rozpoczynała się jej „epoka władczości”. Koronacja była dniem mistycznych zaślubin między Królową a królestwem. Punkt odniesienia stanowiły nie tylko średniowieczne koronacje, lecz również weneckie zaślubiny z morzem czy też francuski ceremoniał koronacyjny. O wydarzeniu tym napisano osobne książki i przeanalizowano wszystkie jego aspekty. Z punktu widzenia dnia dzisiejszego najistotniejsze jest przywołanie istoty ceremonii. Koronacja była aktem państwowym, ale i religijnym. Najważniejszym jej elementem było namaszczenie. Przywołajmy w tym miejscu słowa, które padają u Shakespeare’a w Ryszardzie II: „Nawet cała woda wzburzonego, okrutnego morza nie zmyje balsamu z namaszczonego króla”. Tłumaczą one moc i mistyczny charakter tego aktu. Dopełnieniem i prawnie najważniejszą częścią koronacji było ślubowanie.
Ważny też był społeczny wymiar koronacji. Mówiono, że jest to „akt narodowej komunii”. Narodowa tożsamość została tym aktem uświęcona. Wspólne wartości moralne zapewniały konsensus społeczny. Monarchia stawała się na kilka dni monarchią iście ludową. Przyjęcia, festyny i bale koronacyjne stać się wkrótce miały przedmiotem badań socjologów. Co wyrażał entuzjazm okazywany Królowej w dniu koronacji? Była to akceptacja przepychu i ceremonii przy braku realnej władzy. Rytuał i ceremonie, z całym teatralnym charakterem koronacji, pozwalały umocnić wewnętrzny ład i społeczną spoistość. Rozpoczynała się „nowa epoka elżbietańska”.
Nadszedł czas doskonalenia się w królewskim rzemiośle. Czas spędzony na rozmowach politycznych i czytaniu dokumentów sprawił, że bystre i przenikliwe oczy Elżbiety otwierały się na zawiłości i niuanse polityki. Stopniowo nabierała doświadczenia, siły, ale i determinacji.
Poraniona przez wojnę Wielka Brytania nadal odbudowywała się. Wskrzeszano teatry i katedry. Ślady bombardowań znikały. Kryzysom politycznym towarzyszył w tym czasie kryzys narodowej tożsamości. W 1953 roku piłkarska reprezentacja Anglii została pokonana przez Węgry wynikiem 6:3. Duma Albionu została mocno nadszarpnięta. Była to pierwsza porażka narodowej reprezentacji poniesiona na angielskiej ziemi. Kolejna przegrana z Węgrami rok później tylko potwierdziła, że jest to kryzys. Gasnące imperium traciło pozycję nawet na boisku. Rugby, krykiet i tenis też zmieniały swoje społeczne oblicze. Elitarna biel ubiorów ustępowała miejsca nowym, bardziej demokratycznym modom. Społeczeństwo ewoluowało. Przemianom tym towarzyszyła Elżbieta, którą zobaczyć można było nie tylko na torach wyścigowych i kortach tenisowych, lecz również na piłkarskich stadionach. Ikoniczne dziś zdjęcie Królowej wręczającej puchar mistrzów świata kapitanowi drużyny Bobby’emu Moore’owi odczytać też można jako znak czasu, symbol przemian społecznych.
Sytuację Królowej dobrze charakteryzują słynne słowa Deana Achesona wypowiedziane w 1962 roku. Stwierdził on, że Wielka Brytania straciła imperium, ale jeszcze nie znalazła dla siebie nowej roli. Należało na nowo zdefiniować „brytyjskość”. Szukano też formuły dla Wspólnoty Narodów. Ruch na rzecz Wolności Kolonii chciał przyspieszyć dekolonizację, podczas gdy Liga Imperialnych Rojalistów opóźniała ten proces. Spoiwem nieco zagubionego społeczeństwa była monarchini. Gdy w czerwcu 1975 roku 67,2% głosujących w referendum wypowiedziało się za przystąpieniem Wielkiej Brytanii do EWG, przeciwnicy integracji uważali, że to koniec państwa narodowego, zwolennicy widzieli w tym akcie szansę. Historia zatoczyła koło. Brexit dziś jest faktem. Gdy pytano o stosunek rodziny królewskiej do instytucji europejskich, Królowa symbolicznie zakładała błękitną garsonkę i takiż kapelusz. Tak bez słów towarzyszyła swym rodakom.
Czas panowania pozwolił na zgromadzenie ogromnego doświadczenia. Obecnie, powierzając premierowi misję tworzenia gabinetu, Królowa mówi najczęściej, którym to z kolei jest premierem, dodając, że ...„pierwszym był Winston”. Królowa mało mówi, ale dużo wie. O cotygodniowych audiencjach – zazwyczaj odbywających się we wtorki – Margaret Thatcher wspominała, że nie były to formalne, kurtuazyjne spotkania ograniczające się do wypowiadania kilku grzecznościowych formułek. Była premier wysoko ceniła nie tylko doświadczenie, ale i dokładne merytoryczne przygotowanie Królowej do rozmów o bieżących kwestiach politycznych. Tematyczny ich wachlarz był zawsze szeroki. Dotyczyły zarówno Wielkiej Brytanii, jak i Wspólnoty Narodów. Tony Blair przyznaje, że nie był zbyt mocny w dworskiej etykiecie i ceremonia „całowania królewskiej ręki” wywoływała u niego podenerwowanie. Nie bardzo wiedział, co to znaczy „musnąć” dłoń Królowej. Skarżył się, że słabo znał Królową, co utrudniało mu nieraz bardziej bezpośredni dialog. W najtrudniejszych dla monarchii chwilach premier korzystał z pomocy i pośrednictwa księcia Karola. Jego szacunek dla Królowej był tak duży, że rad udzielał w sposób zawoalowany.
Nie dane było Królowej Elżbiecie szczęście budowania imperium, jak czynił to Henryk VIII. Choć nie miał tytułu cesarza, mówiono o nim, że jest „ojcem imperium”. Nawet swój flagowy okręt nazwał „Henry Imperial”. Panowanie Elżbiety przypadało na dekady, w których brytyjskie imperium kurczyło się, a kraje, w których pozostawała głową państwa podążały własną drogą. Spajała je struktura Wspólnoty Narodów. Bardziej niż ministrowie jej rządu pilnowała ona swych praw, niezależnie, czy chodziło o państwo duże czy małe. W tym miejscu jeden ważny epizod wymaga jednak przypomnienia. Pokazuje on, z jak wielką odpowiedzialnością Elżbieta II traktuje swoje obowiązki. W październiku 1983 roku Stany Zjednoczone zajęły Grenadę, ignorując fakt, że Królowa jest tam głową państwa. Amerykański podstęp stawiał Londyn w trudnej sytuacji. Królowa nie była informowana o rozwoju sytuacji. Była wówczas wściekła na premier Thatcher, generalnego gubernatora Paula Scoona i Stany Zjednoczone. Kontrolowane przecieki z Pałacu trafiły do prasy. „Times” napisał, że „Królowa nie pochwala sytuacji, w której obce państwo wkracza na terytorium państw członkowskich Wspólnoty Narodów, szczególnie bez uprzedniego ostrzeżenia”. Incydent ten pokazał amerykański styl uprawiania polityki. Królowa ostatecznie zyskała. Dla opinii publicznej była teraz prawdziwą głową małych państw tworzących Wspólnotę. Wzmacniało to wspólną lojalność.
Biografia Królowej to w skondensowanej formie dzieje Zjednoczonego Królestwa i Wspólnoty Narodów. Jako głowa państwa wywarła na nich swe piętno, współtworząc je. Umiejętnie łączyła i dbała o zachowanie tradycji, będąc jednocześnie otwartą na to, co nowoczesne.
Królowa reprezentuje państwo. Wpisana w system ustrojowy reprezentuje, czyli „przedstawia” je. Jacques-Bénigne Bossuet – wpływowa figura w Wersalu – o Ludwiku XIV mówił, że „całe państwo jest w nim” (tout l’État est en lui). Królowa Elżbieta II jako osoba, będąca jednocześnie instytucją wpisaną w ustrój Zjednoczonego Królestwa, mogła, musiała i czyniła to, aby wykazać się politycznym kunsztem. Mimo formalnych ograniczeń jej władzy była w stanie skutecznie wspomagać brytyjską dyplomację. Tak było podczas wojny o Falklandy.
Można zadać pytanie, czy o popularności monarchii świadczy władza i autorytet, czy raczej brak władzy. Odpowiedź na to pytanie zajmowała historyków, politologów i socjologów. W przypadku brytyjskiej monarchii – paradoksalnie – brak władzy wzmacnia jej popularność. Przemiany ustrojowe, które przechodziła Wielka Brytania dokonywane były tak, aby w starą formę wprowadzać nowe treści. Zmieniano system przy zachowaniu pozorów niezmienności. „Niełatwo było rozróżnić między nowym winem a starą beczką”, jak świetnie ujął to Keith Robbins w Zmierzchu wielkiego mocarstwa. Wielka Brytania w latach 1870–1992[3]. Tak jak modernizowano system polityczny pod koniec XIX wieku, tak też czyniono w dekadach panowania naszej bohaterki. Wiatr republikanizmu nie wiał i nadal nie wieje mocno.
Jaka jest Królowa rzeczywista, a jaki jest jej społeczny obraz? W jej przypadku trudno oddzielić to, co prywatne i indywidualne, od sfery publicznej. Między tymi sferami jest cienka, niewidoczna, spowita mgłą niedookreślenia granica.
Wizerunek Królowej to dzieło zbiorowe. Karty książki opowiadają o Królowej utrwalonej w ludzkiej wyobraźni. Służby pałacowe dbały, aby wizerunek małej księżniczki na kucyku lub w towarzystwie ukochanych psów był dostojny i pełen majestatu. Następnie zadbano o wykonanie pierwszej rzeźby. Był to urodzinowy prezent. Wejście w dorosłość łączyło się z przyznaniem jej herbu, własnego sztandaru i stworzeniem małego dworu. Tak „fabrykowano” wizerunek dziewczyny, która miała zasiąść na tronie, wizerunek władczyni. Powtarzano przy tym znane sposoby budowania obecności władcy w każdym domu. W czasach Ludwika XIV służyły temu stosunkowo niedrogie ryciny z portretem władcy.
Przez dziesięciolecia wokół Królowej zbudowano kod kulturowy, który wypełnia jej publiczną aktywność i tworzy medialny wizerunek. Analizujemy nie tylko treść przemówień, ale też kolor garsonki i kapelusza, diademy, naszyjniki i broszki. Zdjęcia towarzyszące Królowej podczas wygłaszania bożonarodzeniowego orędzia zawierają ukryty kod, umożliwiający jej komunikowanie się z nami.
Majestat pełni funkcję polityczną. Majestat musi robić wrażenie. Peter Burke, pisząc Fabrykację Ludwika XIV, przywołuje słowo eclat opisywane jako „blask błyskawicy” i „grzmot pioruna”[4]. Urzędnicy dworscy dbali o każdy szczegół przedstawianego władcy. Artystę malującego portret Ludwika XIV podczas kampanii we Flandrii instruowano, że król nie może opierać się na lasce, tylko ma trzymać ją wzniesioną. Na rzecz władcy pracował cały „przemysł chwały”.
O monarchii brytyjskiej często mówimy „państwo teatralne”. Termin ten wprowadził Clifford Geertz w pracy o dziewiętnastowiecznym Bali. Państwo i jego obywateli przyrównywano do teatru z aktorami i widownią. Buckingham Palace czy Windsor, tak jak Wersal pomyślane zostały jako scena zbudowana dla władcy, który ukazuje swą potęgę. Zależność między przepychem a władzą sprawia, że przejazd złotą karetą nadal pozostaje celem wielu królewskich gości.
Przedmioty reprezentują Królową. Najdostojniejsze są rzeźby i portrety, od reprezentacyjnych i koronacyjnych poczynając. Portret w pomieszczeniu zastępuje Królową. Przypomnijmy, że dawniej nie wolno było w królewskiej jadalni i sypialni odwracać się do portretu władcy plecami. Należało też zdjąć kapelusz. Czasy te minęły, ale troska o godną prezentację wizerunku władcy pozostała. Urzędnicy dworscy wyszukiwali i zachęcali artystów, aby choć część swego talentu oddali koronie. Tak wzbogaciliśmy się o wybitne obrazy i zdjęcia Elżbiety. Nie miejsce tutaj, aby je wymieniać, ale lista nazwisk artystów jest imponująca.
Banknoty, monety i znaczki pocztowe też dobrze reprezentują władcę. Ich wszechobecność sprawia, że władca jest wśród nas, jest ciągle obecny. Tanie reprodukcje – o czym już wspominałem, ale to podkreślam – potęgują obecność, obecność, którą przedłuża puszka herbaty z królewskim monogramem lub herbem. Całości dopełniają starannie wyreżyserowane ceremonie nadzwyczajne, takie jak otwarcie igrzysk olimpijskich czy diamentowy jubileusz. Tworzą one fikcyjny żywy wizerunek monarchii, który ma dać poddanym siłę i imponować światu. Królowa sprawiła, że Buckingham Palace czy Windsor trzeba zobaczyć. Chodzi nie tylko o przyjemność wyprawy do Londynu, ale o duchowe spełnienie.
W sytuacji gdy Brytyjczycy mieli trudności z zaakceptowaniem obniżonego statusu ich państwa w świecie, monarchia im to zastępowała. Ma to jednak cenę. Uprzywilejowanie wynikające z usytuowania w strukturach panowania sprawia, że rodzina królewska nie jest bezstronnym uczestnikiem w wielkiej społecznej grze, a Królowa nie zajmuje pozycji bezstronnego sędziego piłkarskiego meczu. “Utopia dobrego władcy” Jürgena Habermasa stała się dla Roberta Spaemanna punktem wyjścia do polemiki na temat istoty władzy[5]. Faktem jest, że przy ograniczonych zasobach interesy jednych można zaspokoić kosztem innych. Elicie pozostaje przekonywać obywateli, że jej interesy są zbieżne z interesami ogólnymi. W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem pozostaje kompromis, którego Królowa była i pozostaje prawdziwą mistrzynią.
Nie uciekniemy w tym miejscu od pytania o kondycję monarchii: w jakim jest stanie i ku czemu zmierza? Można powiedzieć krótko: młodzi opanowują świat. Dawno temu skończyły się czasy politycznych rynków małżeńskich. Jeszcze do niedawna wydawać się mogło, iż plan modernizacji monarchii jest sprawnie realizowany przez księcia Williama i księżną Kate, przy współudziale księcia Harry’ego. Były udane wyprawy do Australii i Nowej Zelandii. W rodzinnej atmosferze para książęca gościła Baracka Obamę i Joe Bidena z małżonką. Umiejętnie wpisywali się w modne ekologiczne trendy. Coś się jednak w „przemyśle monarchicznym” zacięło. Nastąpiły nieprzewidziane zakłócenia w kształtowaniu wizerunku tak unowocześnionej monarchii.
Piszę te słowa w konkretnym momencie. Wybuch pandemii zbiegł się z rezygnacją przez ukochanego wnuka Elżbiety II, Harry’ego z obowiązków członka rodziny królewskiej i opuszczeniem ziemi brytyjskiej. Pandemia zmusiła służby pałacowe do całkowitego przeorganizowania modelu funkcjonowania dworu. Troskę o bezpieczeństwo i zdrowie pary królewskiej należało połączyć z opracowaniem nowych i nowoczesnych zasad funkcjonowania głowy państwa w sferze publicznej. Aktywność Królowej przybrała nowe formy. Protokół nie jest wyryty na kamieniu. Co jakiś czas świat ogląda „audiencję” i składanie przez ambasadorów listów uwierzytelniających w nowej, wirtualnej formie.
Od kwietnia możemy mówić o osamotnionej Królowej. Książę Filip zawsze był jej powiernikiem i depozytariuszem rodzinnych tajemnic, krytykiem i recenzentem jej decyzji. Teraz oparciem dla Królowej pozostaje trzon rodziny królewskiej, kilka osób.
Spuszczanie zasłony milczenia nad kłopotliwym wywiadem udzielonym przez Meghan i Harry’ego nie sprawia, że problem przestaje istnieć. Aktywność medialna tych emigrantów z własnej woli zmusza świat do oglądania zbiorowego portretu rodziny królewskiej przez pękniętą szybę. Usłyszeliśmy tylko jedną stronę, dlatego też pozwolę sobie przywołać w tym miejscu Stefana Zweiga ze wstępu do Marii Stuart. Słowa te zwolnią mnie od pogłębiania tego wątku: „Ponieważ nurt w źródłach nie był czysty, musi dobywać swoją prawdę z mętnej wody. Skoro współczesne relacje przeczą sobie wzajem, musi wybierać między świadkami oskarżenia a świadkami obrony”.
Powiększenie się rodziny o maleńką Lilibet nie wywołało światowej euforii. Co najwyżej można mówić o próbie budowania amerykańskiej gałęzi rodu Mountbatten-Windsor. Istotne dla przyszłości monarchii sprawy dzieją się jednak w Europie i na Wyspach Brytyjskich. Plan prezentacji rodziny królewskiej dostosowywany jest do zmieniających się okoliczności. W trosce o utrzymanie jedności Zjednoczonego Królestwa misję w Szkocji pełnić będą książę William i księżna Kate. Ich dłuższa tam obecność ma neutralizować tak silne po brexicie secesyjne tendencje. Królowa też nie próżnuje. Wróciły, ważne politycznie, cotygodniowe osobiste spotkania z premierem. Elżbieta II złożyła też – pierwszą po zniesieniu pandemicznych ograniczeń – oficjalną wizytę w Szkocji.
Rzeczą naturalną jest stawianie pytań o przyszłość monarchii. O wstępującym na tron w 1625 roku Karolu I poeta tej miary co Thomas Middleton pisał: „Najwspanialsza nadzieja Wielkiej Brytanii”. Robert Dallington rzekł Karolowi I: „Oczy wszystkich spoczywają na tobie, panie”. Przed wiekami miarą popularności wstępującego na tron władcy była liczba dedykowanych mu wierszy. Dzisiaj jest to liczba kliknięć lajków na forach społecznościowych. Ze współczesnym nam księciem Karolem jako następcą tronu, który zdążył wyrobić w sobie wszystkie królewskie cechy, wiążą się wielkie oczekiwania.
Brytyjczycy chcą, aby monarchia trwała nadal, ale są podzieleni co do sukcesji na tronie. Wskazują na to wyniki badań sprzed kilku miesięcy. Dwie trzecie Brytyjczyków wypowiada się za zachowaniem monarchii. Za wybieralną głową państwa opowiedziało się 21% badanych. Więcej zwolenników ma monarchia wśród osób starszych, znacznie mniej w grupie młodszych dorosłych (w wieku od 18 do 24 lat). Okazuje się jednak, że Królowa niczym kotwica nieustająco daje poczucie bezpieczeństwa. W czasie pandemii COVID-19 w ciągu roku poparcie dla niej wzrosło aż o 7%. Chociaż linia dziedziczenia tronu jest precyzyjnie uregulowana i nie głosuje się za tym, kto jest ojcem w rodzinie, spytano Brytyjczyków o możliwość odstąpienia od ustalonych zasad. W opinii badanych syn nieznacznie wygrał w rywalizacji z ojcem – William przed Karolem. Zdecydowanie przyznano mu palmę pierwszeństwa we wpływie na dalsze losy rodziny królewskiej. Czekajmy spokojnie. Czas przyniesie rozwiązanie.
Elżbieta II – Wielka Królowa – nie oczekuje dzisiaj triumfalnej retoryki i gloryfikowania. Życie dopisuje codziennie nowe stronice do kolejnego rozdziału jej życia. Wciąż pełni swą służbę. Można powiedzieć, że przez całe życie pisze list do swych rodaków. List bez słów... Mówią za nią czyny. Mówi za nią jej dzieło.
dr Janusz Sibora
badacz dziejów ceremoniału królewskiego
Gdynia 2021
Dla Stephena
Wielbią ją z powodu wielkiej mądrości i dumy,
Za przyjazne i spokojne majestatu oblicze;
Wkrótce ulice Wielkiej Brytanii wypełnią tłumy,
Ludzi świętujących jej jubileusz nie zliczę.
Choć wciąż przemawia pewnie, zdecydowanie,
Ja zupełnie inny obraz mam w wyobraźni swojej:
Drobną dziarską postać wędrującą samotnie
Doliną, pośrodku której dumny jeleń stoi...
Zauważa mur zrujnowany, bramę otwartą na oścież,
Spogląda z ciekawością dla zwykłych kobiet typową,
A jednak, krocząc wolno drogą, oglądając swe włości,
Pozostaje samotną Jej Wysokością, naszą Królową.
FRAGMENT WIERSZAOTWARCIE PARLAMENTUAUTORSTWA MARY WILSON, ŻONY HAROLDA WILSONA,PREMIERA WIELKIEJ BRYTANII W LATACH 1964–1970 I 1974–1976,PRZEŁ. ROBERT J. SZMIDT
„W pewnym sensie otwiera się, śmiejąc.A śmieje się całą twarzą”.
Królowa Elżbieta II i książę Filip diuk Edynburga w Nowym Brunszwiku w Kanadzie podczas obchodów złotego jubileuszu panowania królowej, październik 2002 r. Norm Betts/Rex USA.
W dniu 29 kwietnia 2011 roku pod koniec ceremonii ślubnej księcia Wilhelma i Katarzyny Middleton promieniejący państwo młodzi, zanim ruszyli nawą opactwa westminsterskiego, odwrócili się, aby stanąć naprzeciwko dziadków pana młodego, to jest przed królową Elżbietą II i księciem Filipem. Związkowi młodej pary gorąco kibicowały miliony na całym świecie, a to za sprawą szczerego uczucia, które połączyło oboje, jak również niezłomnego postanowienia księcia, aby ożenić się ze swą wybranką mimo jej „plebejskiego” pochodzenia i braku kropli błękitnej krwi w żyłach. Panna młoda dygnęła nisko, pan młody zaś ukłonił się przed babką, która pomimo swych osiemdziesięciu pięciu lat trzymała się świetnie, wyglądając na zdrową i opanowaną. Królowa dała wyraz swej aprobacie ledwie widocznym skinieniem głowy.
Państwo młodzi skłaniający się przed królową Elżbietą II po ceremonii zaślubin, 29 kwietnia 2011 r. Kirsty Wigglesworth/Press Asssociation Images.
Siedemdziesiąt dwa lata wcześniej Elżbieta II podjęła równie niezależną decyzję w kwestiach uczuciowych. Zakochała się[1][1*] jako trzynastolatka już w pierwsze popołudnie spędzone z osiemnastoletnim księciem Filipem Greckim, uderzająco przystojnym, lecz biednym jak mysz kościelna oficerem brytyjskiej marynarki w trakcie szkolenia. Osiem lat później pobrali się pod tym samym gotyckim sklepieniem opactwa westminsterskiego. O ile wszystko inne w życiu Lilibet, jak ją nazywano, zostało zaplanowane, o tyle tę najważniejszą decyzję podjęła samodzielnie, i to wbrew życzeniom matki, która optowała za jakimś utytułowanym angielskim arystokratą. „Nigdy nawet na nikogo innego nie spojrzała”[2], stwierdziła kuzynka Elżbiety, Margaret Rhodes[2*].
Było to oznaką niezwykłej pewności ówczesnej księżniczki Elżbiety, nie wspominając o sile woli i przeświadczenia u tak młodej osoby. Wszakże ta niezachwiana decyzja to tylko jeden z wielu odkrytych przeze mnie przykładów wyjątkowości kobiety, która od sześćdziesięciu lat panuje jako królowa Zjednoczonego Królestwa Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii Północnej oraz piętnastu domen i czternastu terytoriów na całym świecie. W moich oczach sprawowana funkcja oraz sposób, w jaki ją pełni, wymykają się logice: piastuje dziedziczny urząd uświęcony przez Boga, uosabia wielokulturowy i wielowyznaniowy naród zgoła odmienny od jednorodnego kraju, którym władali jej poprzednicy podczas ponadtysiącletniej historii monarchii brytyjskiej. Znaczna część jej życia opiera się na protokole, niezmiennej rutynie rozpisanej na poszczególne miesiące w roku, a ustanowionej jeszcze za panowania królowej Wiktorii. Pod każdym względem wybitna i słynąca na cały świat Elżbieta II jest najdłużej pozostającą u władzy postacią, a przy tym, zdaje się, tyleż znaną, przewidywalną i niezmienną co obowiązkową.
Przez całe swoje imponujące życia Elżbieta II odgrywa przeznaczoną jej rolę niczym najlepsza aktorka – i jest jedyną osobą, dla której zaiste cały świat to scena[3*]. Miliardy ludzi było świadkami, jak przeistacza się z pięknej debiutantki w dojrzałą kobietę łączącą macierzyństwo z pracą zawodową, a wreszcie w pełną mądrości babcię. Gdy miała dwadzieścia osiem lat i zasiadała na tronie od trzech lat, jej pierwszy prywatny sekretarz, sir Alan Lascelles[4*], powiedział: „Ludzie jeszcze długo nie będą zdawali sobie sprawy, jak bardzo jest inteligentna. [...] Ostatecznie jednak stanie się to powszechnie wiadome”[3]. W życiu publicznym ukazuje swe poważne oblicze, maskując tę inteligencję, a także w dużej mierze osobowość i poczucie humoru. Za tajemniczą i dystyngowaną fasadą kryje się szerzej nieznana kobieta.
„Jej prawdziwa twarz stanowiła dla mnie całkowite zaskoczenie”, powiedział Howard Morgan, artysta malarz, w latach osiemdziesiątych autor portretu królowej Elżbiety. „Trajkocze jak Włoszka. Mocno gestykuluje. Jest niesłychanie wyrazista”[4]. Przyjaciele i krewni nieraz bywają świadkami joie de vivre rzadko okazywanej publicznie – puszczania baniek mydlanych w trakcie przyjęcia urodzinowego w London Sea Life Aquarium, śpiewania piosenek ile sił w płucach ze szczytu drewnianej skrzynki na Hebrydach Zewnętrznych, usługiwania amerykańskiemu artyście George’owi „Frolicowi” Weymouthowi w bufecie jadalni zamku w Windsorze. „Ułożyła talerze w stos!”, opowiadał Weymouth. „A w dzieciństwie uczono nas, żeby nigdy tego nie robić”[5].
Podczas prywatnych rozmów oczy jej błyszczą, głos ma wesoły i ciepły. „Czasami jej śmiech słychać w całym domu”, powiedział Tony Parnell, były przełożony personelu w Sandringham[5*], królewskiej posiadłości w hrabstwie Norfolk. „I jest to bardzo radosny śmiech”[6].
Przy swoich pięciu stopach i czterech calach[6*] Elżbieta II zdumiewa także wzrostem, zwłaszcza przy pierwszym kontakcie. Z tym że podobnie jak jej praprababka królowa Wiktoria, mierząca niecałe pięć stóp[7*], ma postawę sprawiającą, iż wzrost traci znaczenie. Autorytetu dodaje jej chód, który wieloletni projektant królewskich strojów, Norman Hartnell, nazwał „celowo wyważonym i nieśpiesznym krokiem”[7].
Nie mniej paradoksalna jest stosowna pokora królowej, cecha wpojona jej we wczesnych latach życia. „Potrafi być królewska i zarazem bezpretensjonalna”, stwierdziła Margaret Rhodes. „Wewnętrzna skromność zapobiega jej zepsuciu”[8]. Kiedy królowa wybiera się do teatru, stara się przybyć niezauważona już po zgaszeniu świateł. Jeden z jej byłych prywatnych sekretarzy relacjonował, jak dziwnie jest „obserwować ją, gdy chyłkiem wchodzi do środka. [...] Nie próbuje wcale wywrzeć wrażenia”[9]. Jeśli bohaterem uroczystości jest ktoś inny, bez wysiłku wtapia się w tło. Gdy jej kuzynka lady[8*] Mary Clayton[9*][10] obchodziła swoje dziewięćdziesiąte urodziny w grudniu 2007 roku, karykaturzysta upamiętnił to wydarzenie rysunkiem. Postać Mary jest największa i zajmuje centralną jego część, podczas gdy królowa w okularach stoi w ostatnim rzędzie, wciśnięta między innych gości.
Aczkolwiek znana z ostrożności, Elżbieta II odmawia wkładania kasku do jazdy konnej – z praktycznych powodów, jak się okazuje – co skłania personel zamku w Windsorze do żartów, że „jedynym, co stoi na drodze następcy tronu, jest jej apaszka”[11][10*]. A także nie zapina pasów bezpieczeństwa w samochodzie, mimo iż po swych prywatnych posiadłościach jeździ jak „szalona”[12] zdaniem Margaret Rhodes.
Nawet jej brwi pozostają wyzywająco nieokiełznane. Ćwierć wieku temu biografka Elizabeth Longford pierwsza dopatrzyła się rozsądnej spójności w tych naturalnych brwiach, które przydają „interesującego rysu i charakteru jej twarzy”, czyniąc ją „raczej żywym dowodem niż pozbawionym znaczenia oświadczeniem”[13].
Elżbieta II postanowiła starzeć się z wdziękiem bez pomocy chirurgii kosmetycznej, zachowując praktycznie to samo uczesanie. „Taka konsekwencja przez tak długi czas niezwykle podnosi na duchu”, powiedziała dame[11*] Helen Mirren, która zdobyła Oscara za odegranie roli królowej Elżbiety w filmie z 2006 roku pod tytułem Królowa. „I świadczy o wielkiej spolegliwości. Ona nigdy się nie miotała. Myślę, że ta samodyscyplina wynika raczej z jej wnętrza aniżeli z czynników zewnętrznych”[14].
Elżbieta II prowadzi dziennik, którego treść wszakże stanie się dostępna historykom dopiero po jej śmierci. „Można to przyrównać do szorowania zębów”[15], powiedziała sama przy jakiejś okazji. „Nie jest to pamiętnik taki jak królowej Wiktorii... ani tak szczegółowy. Właściwie jest raczej nieduży”[16]. Przyjaciele, którzy nasłuchali się jej celnych uwag i ciętych podsumowań na temat swoich charakterów, przypuszczają, że mogła przelać część swoich obserwacji na papier, nie zdradzając żadnych tajemnic.
Aby utrzymać swoją pozycję, Elżbieta II musi być nadzwyczajna. Ale jej poddani oczekują, że będzie przy tym ludzka – choć niezupełnie przeciętna. Przez wszystkie lata swego panowania poszukiwała równowagi między tymi dwiema cechami. Gdy jest nazbyt tajemnicza i zdystansowana, traci więź z poddanymi; gdy zaczyna być do nich podobna, traci swój mistycyzm.
W 2007 roku na garden party w pałacu Buckingham królowa zadawała gościom zwykłe w takich sytuacjach pytania, jak na przykład: „Czy przyjechali państwo z daleka?”. Podczas jednej z prezentacji jakaś kobieta zapytała królową Elżbietę: „Czym się pani zajmuje?”. Przytaczając tę rozmowę parę dni później w gronie przyjaciół, Elżbieta II powiedziała: „Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć”[17]. W ciągu tylu lat wypełnionych spotkaniami nikt nigdy nie zapytał jej o to.
W Wielkiej Brytanii władza i chwała są bytami rozdzielnymi. Elżbieta II panuje raczej, niż rządzi, i pełni swą funkcję dożywotnio. Winston Churchill, który był pierwszym premierem za jej panowania, ujął to w 1953 roku w następujący sposób: „Wielka batalia przegrana: parlament wyłania rząd. Wielka batalia wygrana: tłumy wiwatują na cześć królowej”[18]. Ci, którzy dzierżą władzę – premierzy stojący na czele rządu, kiedy ich partia zdobędzie w parlamencie większość – przychodzą i odchodzą wedle kaprysu wyborców, podczas gdy królowa niezmiennie jest głową państwa. Choć brak jej prerogatyw w zakresie rządzenia, ma swego rodzaju władzę negatywną. Jako że ona stoi u steru, żaden premier nie może się czuć numerem jeden. „Utrudnia dyktaturę, utrudnia przewroty wojskowe, utrudnia rządzenie za pomocą dekretów”, powiedział Robert Gascoyne-Cecil[12*], siódmy markiz Salisbury, konserwatywny polityk i były przewodniczący Izby Lordów. „Utrudnia je samą swoją obecnością, gdyż przez nią konieczne jest trzymanie się pewnych procedur”[19].
Ale ma też władzę pozytywną: „prawo do udzielania rad, prawo do wyrażania zachęt, prawo do dawania przestróg”[20]. W życiu publicznym Elżbieta II wywiera wpływ poprzez dawanie przykładu, ustanawianie wysokich standardów odnośnie do służby cywilnej i obywatelskiej, nagradzanie osiągnięć i sumienne wywiązywanie się ze swoich obowiązków. Tony Blair, dziesiąty z dwunastu premierów urzędujących za jej panowania, nazwał ją „symbolem jedności w świecie pozbawionym bezpieczeństwa [...] po prostu kwintesencją brytyjskości”[21].
Elżbieta II ani na chwilę nie przestaje być królową, przez co jest na cenzurowanym i wpływa na zachowanie osób ze swego otoczenia, w tym najbliższych. Nie posiada paszportu ani prawa jazdy, nie może głosować ani świadczyć w sądzie, nie wolno jej też zmienić wyznania z anglikańskiego na katolickie. Jako że broni jedności narodowej i musi unikać zrażania do siebie poddanych, z konieczności zachowuje skrupulatną neutralność – nie tylko w kwestii polityki, ale też spraw równie nieszkodliwych jak ulubiony kolor, piosenka czy program telewizyjny. A jednak wykazuje silne preferencje, które sporadycznie dają o sobie znać.
Bezpośredniość jest jedną z najsympatyczniejszych cech charakteru Elżbiety II. „Gdy się odzywa, mówi to, co myśli. A słuchacze to czują i podziwiają”[22], powiedziała Gay Charteris, wdowa po Martinie Charterisie (baronie Amisfieldu) – przez trzy dekady starszym doradcy królowej Elżbiety – z którą rozmawiałam podobnie jak z innymi osobami zbliżonymi do kręgów rodziny królewskiej.
Zafascynowała mnie myśl, że od połowy dziewiętnastego wieku do pierwszych dziesięcioleci dwudziestego pierwszego stulecia – przez sto dwadzieścia trzy lata z ogółem stu siedemdziesięciu czterech – monarchię zdominowały dwie niebywałe kobiety: królowa Wiktoria i królowa Elżbieta II. Razem wzięte reprezentują Wielką Brytanię znacznie dłużej niż czterej mężczyźni, którzy zasiadali na tronie pomiędzy nimi. Przed kobietą stoją inne wyzwania, co w wypadku Elżbiety II oznacza, iż musiała ona wykonywać obowiązki zarówno męskie, jak i żeńskie.
Jako kobieta pracująca zawodowo Elżbieta II była wyjątkiem i w swoim pokoleniu, i w brytyjskiej klasie wyższej. Nie miała wzoru, z którego mogłaby czerpać przykład, starając się zachować równowagę między rolą monarchini, żony i matki. Nazbyt często wymogi jej pracy, w połączeniu z wrodzonym poczuciem obowiązku, odciągały ją od macierzyństwa. Jej leseferyzm na gruncie wychowawczym przyniósł opłakane skutki, a dzieci sprawiły królowej Elżbiecie więcej bólu, niż jej się należało. Od czasu do czasu dawała upust żalowi, na ogół jednak zachowywała go dla siebie, wyładowując się podczas długich spacerów ze swymi psami. „W Szkocji rośnie chwast, zwany starzec jakubek[13*], który ma bardzo głębokie korzenie”, powiedziała lady Elizabeth Anson[14*], kuzynka królowej. „Na własne oczy widziałam, jak chodzi na pole i wyrywa go garściami”[23].
Książę Filip powiada, że „wspieranie królowej”[24] zdefiniowało jego życie jako pozostającego najdłużej w służbie królewskiego małżonka w historii Wielkiej Brytanii. Gdy wspólnie biorą udział w imprezach publicznych, sprawiają wrażenie królewskiej wersji Ginger i Freda dzięki doprowadzonej do perfekcji choreografii ruchów i gestów, które emanują wzajemnym zainteresowaniem i wydają się niewymuszone. Książę Filip dodaje szczyptę octu winnego do jej windsorskiej śmietanki, rzucając celne i nieraz lekceważące uwagi. „Książę Filip to jedyny człowiek na świecie, który traktuje królową zwyczajnie, jak każdą inną osobę”, powiedział Martin Charteris. „I co oczywiste, nierzadkie są przypadki, że królowa każe mu się zamknąć. Jako że jest królową, raczej nie może powiedzieć czegoś takiego nikomu innemu”[25].
Życie królowej Elżbiety – jej plany kreśli się na rok naprzód, a uszczegóławia z półrocznym wyprzedzeniem – toczy się według praktycznej spokojnej rutyny. Jeden z jej przyjaciół, John Julius Cooper[15*], drugi wicehrabia Norwich, powiedział raz żartobliwie, że sekret jej opanowania leży prawdopodobnie w tym, że „nigdy nie musi szukać wolnego miejsca parkingowego”[26]. Zdaniem jednego z jego prywatnych sekretarzy ma „dwie wielkie zalety. Po pierwsze doskonale sypia, a po drugie nie narzeka na nogi i potrafi stać całymi godzinami. [...] Królowa jest wytrzymała niczym jak”[27]. Rokrocznie cztery miesiące – rozbite na krótsze odcinki czasu – spędza w odosobnieniu w swoich wiejskich posiadłościach. Przy każdym jej powrocie do Sandringham dom „wita ją w takim samym stanie, w jakim był, kiedy go opuszczała”, jak powiedział Tony Parnell zatrudniony tam przez pół wieku. „Jeśli coś leżało na krzesłach, pozostało tam przez nikogo nie ruszone”[28].
Historia Elżbiety II ukazuje, jak królowa przeżyła życie, które przypadło jej w udziale. Pragnęłam zgłębić, jakie cechy jej charakteru i elementy osobowości oraz wychowania pomagają jej odgrywać tę wyjątkową rolę. Kim jest, jak wygląda jej dzień codzienny. Jakim cudem rzucona na głęboką wodę nauczyła się radzić sobie z politykami i głowami państw, jak również z górnikami i profesorami. W jaki sposób doświadcza świata, praktycznie żyjąc w kokonie. Jakie ma podejście do władzy i czy zmieniło się ono, a jeśli tak – to jak. Jak reaguje na błędy i niepowodzenia. Jak udaje jej się zachować równowagę i trzymać się podstawowych wartości. Jak wiodąc tak publiczne życie, potrafi zachować prywatność. Czy kiedykolwiek zdecyduje się abdykować na rzecz swego najstarszego syna, księcia Karola, bądź też wnuka, księcia Wilhelma. Co sprawia, że w zimie życia przywraca stabilność i dodaje wigoru monarchii.
Po raz pierwszy spotkałam Elżbietę II[29] w maju 2007 roku w Waszyngtonie, w rezydencji brytyjskiego ambasadora, przy okazji garden party, które odbywało się w ciepły bezchmurny dzień. Z tej okazji pojawiło się około siedmiuset mieszkańców Waszyngtonu – panowie w najlepszych garniturach, wiele pań w kapeluszach.
Wysoce skuteczni wojskowi ustawili nas w rzędach oddalonych od siebie o jakieś trzydzieści stóp[16*]. Gdy nadeszła wyznaczona pora, na maszt wciągnięto flagę brytyjską celem informacji, że na terenie posiadłości znajduje się Jej Królewska Mość. Elżbieta II, podówczas osiemdziesięcioletnia, i jej mąż, książę Filip, wyszli na taras i minęli dwóch grenadierów gwardii w czerwonych kurtach i czapkach z futra niedźwiedziego. Po tym jak orkiestra pułkowa zagrała Boże, chroń królową, para królewska zeszła z niewysokich schodów.
Mój mąż Stephen i ja znaleźliśmy się w rzędzie, wzdłuż którego przechadzał się książę Filip, podczas gdy Elżbieta II szła z drugiej strony.
Królowa zniknęła w głębi ogrodu, lecz my pozostaliśmy na swoich miejscach i w końcu zawróciła w naszą stronę, zmierzając ku rezydencji. Brytyjski ambasador, sir David Manning, dokonywał prezentacji mniej więcej co dwunastej osoby. Dał znak, że zatrzyma się przy nas, i szepnął jej coś na ucho. Przedstawił mnie, Elżbieta II wyciągnęła dłoń w białej rękawiczce, podczas gdy ja zgodnie z protokołem odezwałam się: „Jak się pani miewa, Wasza Królewska Mość”. Następny w kolejce był mój mąż, do którego Elżbieta II powiedziała, że jak rozumie, ma przed sobą redaktora waszyngtońskiej gazety. Podobnie jak książę Filip nie jest miłośniczką prasy – w trakcie sześćdziesięcioletniego panowania nie udzieliła ani jednego wywiadu – niemniej nie pokazała tego po sobie.
Jej uprzejmość nie została nagrodzona, gdyż Stephen postanowił złamać protokół, i to podwójnie: zadając królowej pytanie i sugerując, że obstawia zakłady na końskich wyścigach. „Czy postawiła pani na Street Sense w Churchill Downs?”, zapytał, nawiązując do zwycięzcy Kentucky Derby, które oglądała po raz pierwszy w minioną sobotę. Dyplomatycznie zignorowała pytanie, lecz nie ruszyła dalej. Coś w pytaniu mego męża musiało wzbudzić jej zainteresowanie. Oglądaliśmy ten wyścig w telewizji; Stephen jako długoletni miłośnik toru wyścigowego wie, jak „czytać wyścig”, i dostrzega szczegóły, których ja nawet nie zauważam. Dodał szybko jakąś uwagę na temat wyścigu, na co Elżbieta II odparła, że zdziwił ją widok championa utytłanego w błocie, co było wynikiem biegu po ubitej ziemi, a nie po trawie, do czego przywykła w Anglii.
Z wyraźną ulgą podjęła temat koni, jeden z jej ulubionych, i po chwili przerzucała się z moim mężem spostrzeżeniami dotyczącymi wyścigu oraz jego emocjonującej końcówki, w której Street Sense przeskoczył z dziewiętnastego miejsca na pierwsze. „Widać było żółty toczek!”, rzekła z ekscytacją. Stephen powiedział jej, że zapalonemu graczowi z jego gazety, The Washington Examiner, udało się przewidzieć pierwsze trzy konie w kolejności, w jakiej dobiegły do mety. „To doprawdy niesłychany wyczyn”, skomentowała i już jej nie było.
Nie spodziewałam się tak ożywionych gestów, wyrazistych błękitnych oczu i promiennego uśmiechu. Przez jakąś minutę miałam okazję widzieć wesołość, którą jakże często skrywa ze względu na godność urzędu. Chociaż wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, zobaczyłam również jej opanowanie i zdolności. Ignorując niestosowną wzmiankę mego męża o stawianiu zakładów, nie wprawiła go w zażenowanie. Po prostu pominęła ją milczeniem i pokierowała rozmową w bezpieczną stronę, unikając niezręcznej sytuacji.
Elżbiecie II podczas panowania udaje się również unikać polityki oraz – na ogół – kontrowersji. Choć niezupełnie w typie gwiazdy Hollywoodu, królowa zalicza się do grona najznaczniejszych osobistości. Od dawna jest najpopularniejszym członkiem rodziny królewskiej w Internecie jako najczęściej wyszukiwana[30] przez Google, aczkolwiek od 2004 roku jej wnukowie, książę Wilhelm i książę Henryk (wraz z Katarzyną Middleton od zaręczyn z Wilhelmem), depczą jej po piętach i od czasu do czasu nawet prześcigają w Google Trends. Została nawet sportretowana w serialu Simpsonowie przez komika Eddiego Izzarda.
Przy jej dobrym zdrowiu i postanowieniu, by utrzymać formę, królowa może dalej wypełniać skutecznie swe obowiązki przez dekadę albo nawet dłużej, pozostawiając perspektywę krótkiego panowania swemu następcy, księciu Karolowi, który w 2012 roku kończy sześćdziesiąt cztery lata, podczas gdy jego matka obchodzi diamentowy jubileusz, świętując sześćdziesięciolecie na tronie.
Zapewne wypadało[31], abym po raz drugi rozmawiała z królową Elżbietą na spotkaniu towarzystwa angloamerykańskiego, tzw. Pielgrzymów[17*], podczas przyjęcia dla prawie sześciuset gości, których przyjęła w pałacu Świętego Jakuba w Londynie w czerwcu 2009 roku. W tym czasie od ponad roku pracowałam nad niniejszą biografią. Moje zaproszenie zawierało wejściówkę do karmazynowo-złotej sali tronowej, przypisując mnie konkretnie do grupy generała sir Richarda Dannatta, podówczas szefa sztabu generalnego armii Wielkiej Brytanii.
Zazwyczaj na większe przyjęcia gości wybiera się z wyprzedzeniem i gromadzi w niewielkie grupki, które następnie są przedstawiane Elżbiecie II. Na imprezie z Pielgrzymami królowa miała poznać około stu osób, a generał Dannatt miał dokonać prezentacji mojej grupy. Tym razem królowa podała mi dłoń w czarnej rękawiczce, podczas gdy nieodłączna torebka od Launera dyndała jej na drugiej ręce. Wiedziałam, że przed paroma miesiącami przekazano jej informację o mojej książce i że jej sekretarz prasowy, który stał nieopodal, otrzymał informację, iż będę tego dnia obecna. Ale przed oczyma królowej Elżbiety przewinęło się wiele osób.
Powiedziałam jej, że dobrze ją znów zobaczyć w angloamerykańskiej scenerii, po tym jak wcześniej spotkałam ją w Waszyngtonie. „Czy ta okazja sprowadziła tutaj panią?”, zapytała mnie. „Nie, moja córka wychodzi za mąż w Londynie”, odparłam. „Kiedy ślub?”, zapytała królowa. „Czwartego lipca”, odpowiedziałam. Ponownie ujrzałam to migotanie w jej oczach. „Och”, rzekła, „to trochę niebezpieczne!”. „Mam nadzieję, że wszystko przebaczone”, odrzekłam. Posłała mi uśmiech i tak jak poprzednio za moment już jej nie było.
Jego „solidność” była dla niej wzorem.
Księżniczka Elżbieta przyglądająca się ojcu podczas czytania dokumentów z teczek dyplomatycznych, kwiecień 1942 r. Lisa Sheridan/Getty Images.
Lokaj przyniósł informację dziesięcioletniej Elżbiecie Aleksandrze Marii Windsor w dniu 10 grudnia 1936 roku. Jej ojciec niespodziewanie został królem na cztery dni przed swoimi czterdziestymi pierwszymi urodzinami, gdy jego starszy brat, król Edward VIII[18*], abdykował, aby ożenić się z Wallis Warfield Simpson[19*], dwukrotnie rozwiedzioną Amerykanką. Edward VIII panował zaledwie dziesięć miesięcy od objęcia tronu po śmierci jego ojca, króla Jerzego V[20*], co wedle jednego zjadliwego dowcipu czyniło zeń „jedynego monarchę w historii, który porzucił okręt flagowy, aby zaciągnąć się jako trzeci oficer na wycieczkowiec z Baltimore”.
„Czy to znaczy, że w przyszłości będziesz musiała być królową?”[1], zapytała Elżbietę jej młodsza siostra Małgorzata[21*] (Margaret Rose, jak nazywano ją w dzieciństwie). „Tak, kiedyś tak”, odparła Elżbieta. „A to feler”, stwierdziła Małgorzata.
Chociaż obie księżniczki dostały się w centrum zainteresowania prasy i opinii publicznej, wiodły beztroskie i izolowane życie w otoczeniu guwernantek, niań, pokojówek, psów i kucyków. Spędzały sielskie miesiące na angielskiej i szkockiej prowincji, bawiąc się w gry takie jak „łapanie dni”[2] – bieganie i chwytanie w powietrzu spadających na ziemię liści. Dzięki pełnej werwy szkockiej niani, Marion „Crawfie” Crawford, liznęły nieco prawdziwego życia, gdyż od czasu do czasu zabierała je na wycieczki po Londynie metrem i autobusem, na ogół jednak pozostawały w królewskiej bańce.
Król Jerzy VI i jego żona królowa Elżbieta tuż po koronacji na balkonie pałacu Buckingham z matką króla, królową Marią (w środku), z księżniczką Elżbietą, przypuszczalną następczynią tronu (po lewej), i jej siostrą, księżniczką Małgorzatą (po prawej), 12 maja 1937 r. Fox Photos/Getty Images.
Przed pojawieniem się Małgorzaty swoje pierwsze cztery lata życia Elżbieta spędziła jako jedynaczka i do pewnego stopnia stara maleńka. Przyszła na świat w deszczową noc 21 kwietnia 1926 roku. Winston Churchill przy pierwszym spotkaniu z dwuletnią księżniczką z pewną ekstrawagancją zauważył „aurę władczości i refleksyjności zdumiewającą u niemowlęcia”[3]. Crawfie zaś odnotowała, że Elżbieta była „schludna i metodyczna [...] jak jej ojciec”[4], posłuszna, skrupulatna i najszczęśliwsza, kiedy miała zajęcie. Również w dość wczesnym wieku zaczęła przejawiać umiejętność szufladkowania, która w późniejszym czasie pozwoliła jej sprostać wymogom stanowiska. Jak wspominała lady Mary Clayton, starsza o osiem lat kuzynka Elżbiety: „Lubiła sobie wyobrażać, że jest kucykiem albo koniem. Kiedy się bawiła i ktoś ją akurat zawołał, nie odpowiadała od razu, tylko potem tłumaczyła: «Nie mogłam się odezwać, będąc kucykiem»”[5].
Kryzys spowodowany przez abdykację wywołał w rodzinie chaos nie tylko z powodu skandalu, lecz również dlatego, że podważał zasady sukcesji. Choć ojciec Elżbiety był znany jako „Bertie” (zdrobnienie od Alberta), przybrał imię Jerzego VI, aby dać wyraz stabilności dynastii i ciągłości ze swoim ojcem. (Jego żona, którą koronowano jednocześnie z nim, miała być znana jako królowa Elżbieta). Wszelako Bertie nie został stworzony do tej roli. Ze łzami w oczach mówił do swojej matki o nowych obowiązkach. „Nigdy tego nie pragnąłem”, powiedział swemu kuzynowi lordowi Louisowi „Dickiemu” Mountbattenowi[22*]. „W życiu nie widziałem oficjalnego dokumentu. Jestem tylko oficerem marynarki, na niczym innym się nie znam”[6]. Nowy król był z natury powściągliwy, nieco wątły pod względem fizycznym i targany niepokojem. Silnie się jąkał, co powodowało u niego napady frustracji kończące się wybuchami gniewu zwanymi „zgrzytaniem zębów”.
A jednak był bardzo obowiązkowy i z zawziętością zabrał się do wykonywania zadań spoczywających na królu, równocześnie dokładając starań, by mała Lilibet – jak nazywali ją bliscy – była lepiej niż on przygotowana do objęcia tronu. Wraz z jego wstąpieniem na tron Elżbieta stała się „domniemaną” czy też „przypuszczalną” następczynią, nie zaś następczynią „prawdopodobną” bądź „prawowitą”, jako że istniała możliwość spłodzenia syna przez jej rodziców. Jednakże Elżbieta i Małgorzata przyszły na świat poprzez cesarskie cięcie, a w tamtych czasach trzecia operacja niosłaby nadmierne ryzyko dla ich matki. Zgodnie ze zwyczajem Lilibet publicznie wyrażała się o ojcu i matce per „król” i „królowa”, lecz w zaciszu domowym pozostali dla niej „tatą” i „mamą”.
Gdy Helen Mirren przygotowywała się do roli w filmie Królowa, bez końca oglądała dwudziestosekundowy fragment pewnego nagrania, ponieważ był tak wymowny. „Królowa miała jedenaście czy dwanaście lat”, wspominała Mirren, „i właśnie wysiadła z jednego z tych wielkich czarnych aut. Czekali na nią duzi mężczyźni, a ona wyciągnęła rękę z wyrazem powagi i sumienności. Robiła to, co swoim zdaniem powinna, i robiła to wspaniale”[7].
„Mam wrażenie, że koniec końców tamto szkolenie stanowi odpowiedź na wiele rzeczy”, powiedziała królowa w wigilię czterdziestej rocznicy panowania. „Można sporo osiągnąć, jeśli otrzymało się odpowiednie przygotowanie, a ja takie otrzymałam, mam nadzieję”[8]. Jej formalne wykształcenie było wedle dzisiejszych standardów dziurawe. Kobiety w jej klasie i pokoleniu zazwyczaj uczyły się w domu, przy czym nacisk kładziono na umiejętności praktyczne, nie akademickie. „Dziewczęta nie uczęszczały na uniwersytet, chyba że przejawiały wyjątkowe zdolności intelektualne”[9], powiedziała kuzynka Lilibet, Patricia Mountbatten[23*]. O ile Crawfie z wielką kompetencją nauczała historii, geografii, gramatyki, literatury, poezji i pisania wypracowań, o tyle była „beznadziejna z matematyki”[10], jak stwierdziła Mary Clayton, również uczennica Crawfie. Dodatkowe guwernantki sprowadzono do nauki muzyki, tańca i języka francuskiego.
Nikt nie oczekiwał, że Elżbieta będzie brylowała w nauce ani tym bardziej że będzie przejawiała wyjątkowe zdolności intelektualne. Brakowało jej rówieśników, z którymi mogłaby współzawodniczyć, oceniając swoje postępy na tle innych, jak również mobilizującego działania egzaminów. Jednym z pierwszych zadań, jakie otrzymała Crawfie po zatrudnieniu w 1932 roku, było polecenie, aby nauczyła obie księżniczki, podówczas sześcioletnią Elżbietę i dwuletnią Małgorzatę, „pisać przyzwoicie”[11]. Elżbieta wyrobiła sobie płynny i wyraźny charakter pisma, podobny do matczynego i siostrzanego, aczkolwiek bardziej ozdobny. Jednakże Crawfie odczuwała silną potrzebę przelania w podopieczną wiedzy „tak szybko jak to możliwe”[12]. Zapoznała Lilibet z Children’s Newspaper, kroniką bieżących wydarzeń, kładąc podwaliny pod aktualności zamieszczane w The Timesie i przekazywane przez Radio BBC i sprawiając, że jeden z pałacowych doradców stwierdził, iż księżniczka w wieku lat siedemnastu ma „doskonałe pojęcie o państwie i polityce”[13].
W latach dziewczęcych Elżbieta co dzień spędzała określoną ilość czasu na „cichej lekturze” książek Stevensona, Austen, Kiplinga, sióstr Brontë, Tennysona, Scotta, Dickensa, Trollope’a i innych kanonicznych autorów. Najbardziej lubiła, wtedy oraz w dorosłości, powieści historyczne, szczególnie te traktujące o „zakątkach Commonwealthu i żyjących tam ludziach”[14], jak powiedział Mark Collins, dyrektor Commonwealth Foundation. Dziesiątki lat później, gdy królowa uhonorowała J. K. Rowling za serię o Harrym Potterze, powiedziała autorce, że intensywna lektura w dzieciństwie „dała mi fory, ponieważ obecnie czytam bardzo szybko. A muszę czytać sporo”[15].
Kiedy księżniczka Elżbieta zajęła pierwsze miejsce w kolejce do tronu, jej program nauczania uległ zintensyfikowaniu i poszerzeniu. Najbardziej znaczącym z jej nauczycieli był sir Henry Marten, prorektor Eton College, szacownej internatowej szkoły męskiej położonej nieopodal zamku w Windsorze, której absolwentów zwano „Old Etonians”. Marten był współautorem podręcznika The Groundwork of British History, lecz daleko mu było do zasuszonego wykładowcy. Ten sześćdziesięciosześcioletni kawaler o księżycowej twarzy i błyszczącej łysej głowie miał w zwyczaju żuć rożek chustki do nosa i trzymał udomowionego kruka w swojej pracowni zawalonej stertami książek do tego stopnia, że Crawfie porównywała je do stalagmitów. Sir Alec Douglas-Home, czwarty premier za panowania królowej Elżbiety, wspominał Martena jako „melodramatycznego, przepełnionego wigorem i entuzjazmem nauczyciela”[16], który uczłowieczał postaci historyczne.
Począwszy od 1939 roku, gdy Elżbieta skończyła trzynaście lat, dwa razy w tygodniu ona i Crawfie jeździły powozem do pracowni Martena, gdzie księżniczka zgłębiała wiedzę historyczną i tajniki brytyjskiej konstytucji. Najpierw była bardzo onieśmielona i często spoglądała błagalnie w stronę Crawfie, szukając u niej wsparcia. Marten prawie nie patrzył jej w oczy i nieraz zwracał się do niej per „panowie”, myśląc, że wykłada w Eton College. Wszelako zdaniem Crawfie wkrótce „poczuła się tam jak u siebie” i rychło ci dwoje nawiązali „dość uroczą przyjaźń”[17].
Marten narzucił wymagający program nauczania oparty na zniechęcającej trzytomowej pozycji autorstwa sir Williama Ansona, zatytułowanej The Law and Custom of the Constitution. Poza tym na liście lektur znalazły się: G. M. Trevelyana Historia społeczna Anglii: od Chaucera do Wiktorii, lorda Godfreya Eltona Imperial Commonwealth oraz Waltera Bagehota The English Constitution – nieustający klasyk w zakresie interpretacji konstytucji, z którego uczyli się zarówno jej ojciec, jak i dziad. Marten do programu włączył nawet kurs historii Ameryki. „Niczego nie ukrywaj”[18], powiedział sir Alan „Tommy” Lascalles, prywatny sekretarz króla Jerzego VI, gdy Marten zapytał go, czy przedstawiać księżniczce rolę Korony w konstytucji.
W przeciwieństwie do amerykańskiej konstytucji, w której wszystko napisano czarno na białym, konstytucja brytyjska to zbiór praw, ustnych tradycji i precedensów. Z tego wynika jej elastyczność i zależność od ludzkiego osądu, a nawet możliwość zmiany zasad w miarę występowania wydarzeń. Anson określił ją jako „dosyć chwiejną konstrukcję [...] jak dom, który przebudowywali kolejni właściciele”[19]. Konstytucyjne obowiązki i prerogatywy monarchy nie są jasno sprecyzowane. Królewska władza zasadza się raczej na tym, czego monarcha nie robi, niż co robi. Władca jest zobligowany przez konstytucję do podpisania każdego prawa ustanowionego przez parlament; idea weta jest nie do pomyślenia, aczkolwiek nie można jej całkowicie wykluczyć.
Elżbieta studiowała dzieło Ansona przez sześć lat, mozolnie podkreślając gęsty tekst ołówkiem i nanosząc swoje uwagi. Według biografa Roberta Laceya, który zajrzał do wyblakłych woluminów w bibliotece Eton College, Elżbieta odnotowała stwierdzenie Ansona, że bardziej szczegółowa konstytucja zapewnia większą gwarancję wolności. W opisie anglosaskiej monarchii jako „konsultacyjnego ostrożnego absolutyzmu”[20] podkreśliła słowa „konsultacyjny” i „ostrożny”. Marten zapoznał ją z procesem legislacyjnym oraz potęgą władzy parlamentu. Zdaniem Laceya, Elżbieta zagłębiła się w „szczegóły proceduralne” tak, jakby „przygotowywała się do roli speakera [Izby Gmin], a nie królowej”[21]. Przyszli premierzy będą pod wrażeniem podnoszonych przez nią po mistrzowsku kwestii konstytucyjnych przy okazji zadawania niespodziewanie dociekliwych pytań.
Gdy Elżbieta ukończyła szesnasty rok życia, jej rodzice zatrudnili Marie-Antoinette de Bellaigue, wyrafinowaną belgijską wicehrabinę, która pobierała nauki w Paryżu i miała uczyć księżniczki francuskiej literatury i historii. Nazywana przez obie „Toni”, postawiła im wysoko poprzeczkę, wymagając, by konwersowały z nią po francusku podczas posiłków. Elżbieta posiadła tak biegłą znajomość tego języka, że zadziwiała nawet paryżan, którzy chwalili ją za wysławianie się z „czystą chłodną precyzją”[22], gdy odwiedziła ich miasto w 1948 roku, mając dwadzieścia dwa lata.
De Bellaigue pracowała w tandemie z Martenem, który podsuwał tematy wypracowań, a Elżbieta następnie pisała je po francusku. Guwernantka wspominała później, że Marten nauczył przyszłą królową „patrzeć na problem z obu stron, równocześnie dokonując [własnej] oceny”. Według Bellaigue, Lilibet „od początku wykazywała się zdecydowanie słuszną oceną. Instynktownie wybierała to, co dobre. Była sobą, «très naturelle». Nieodłączną cechą jej charakteru było silne poczucie obowiązku połączone z joie de vivre”[23].
Matka wywarła ogromny wpływ na rozwój charakteru i osobowości Elżbiety II. Urodzona jako Elżbieta Bowes-Lyon, córka hrabiostwa Strathmore, dorastała w arystokratycznej szkocko-angielskiej rodzinie jako jedno z dziewięciorga rodzeństwa. W 1929 roku Time obwoła ją „świeżą, kształtną i pod każdym względem miłą malutką księżną”[24]. Czytała dużo i gorliwie, żywiąc szczególnie upodobanie do P. G. Wodehouse’a. Aczkolwiek to zgoła nieprawdopodobne, była również fanką opowiadań Damona Runyona o nowojorskich gangsterach i ich kochankach, a raz nawet napisała do przyjaciela, naśladując styl tego autora: „Sądząc po tym, jakie dame Pearl wzbudza emocje, to laleczka w sam raz dla Ciebie – a niech mnie!”[25].
Żona Jerzego VI nauczyła czytać córkę, gdy ta miała pięć lat, i poświęcała niemało czasu na czytanie na głos pozycji dziecięcej klasyki. Jak tylko Lilibet nauczyła się pisać, zachęcona przez matkę wyrobiła w sobie nawyk, który będzie jej towarzyszył przez resztę życia: co wieczór spisywała w pamiętniku swoje wrażenia z całego dnia. Kiedy w roku 1937 koronowano jej ojca, jedenastoletnia podówczas księżniczka prowadziła już ożywiony pamiętnik – „Od Lilibet, jej autorstwa”. „Łuki i belki u szczytu [opactwa westminsterskiego] zasnuła jakby mgiełka zadziwienia, gdy na skronie taty wkładano koronę”, napisała. Kiedy koronowano jej matkę i żony parów dłońmi w białych rękawiczkach równocześnie nakładały swoje otoki, „wspaniale było patrzeć na ręce i otoki zawieszone w powietrzu, a potem widzieć, jak te dłonie znikają jakby za sprawą magii”[26].
Bardzo wcześnie rodzice Elżbiety zaczęli jej urządzać sesje portretowe. Przez całe życie pozowała ogółem do 140 portretów, co czyni z niej najczęściej uwiecznianą na płótnie monarchinię. Z punktu widzenia rodziny królewskiej portrety od dawna były najważniejszym sposobem kreowania wizerunku i pomagały kształtować postrzeganie poszczególnych jej członków jako ikon przez opinię publiczną. Zapytana, czy zatrzymała swoje portrety, Elżbieta II odpowiedziała: „Nie, nie mam żadnego. Wszystkie są malowane dla innych osób”[27].
Węgier Alexius de László, szeroko ceniony wśród towarzystwa portrecista, został zatrudniony, aby uwiecznić Lilibet na płótnie po raz pierwszy. Miała wtedy zaledwie siedem lat. Zdaniem László była „bystra i charakterna”, aczkolwiek przyznawał też, że „zasypiała na siedząco albo bezustannie się wierciła”[28]. Wywodzące się z kręgów arystokracji matrony chętnie przebywały w towarzystwie wygadanego sześćdziesięcioczteroletniego artysty, jednakże Elżbieta miała go za „okropnego”, jak wspominała wiele lat później, nie mogąc opanować grymasu. „Należał do ludzi, którzy każą ci siedzieć bez ruchu i wpatrywać się w siebie”[29]. Będący wynikiem tych sesji eteryczny wizerunek – ulubiony jej matki – przedstawia małą księżniczkę w marszczonych jedwabiach, z blond loczkami i szeroko otwartymi niebieskimi oczyma, trzymającą koszyk z kwiatami. Jedynie jej nieuśmiechnięta buzia zdradza rozdrażnienie.
Drugim artystą, który uwiecznił[30] Elżbietę, był inny Węgier, rzeźbiarz Zsigmond Strobl, który w latach 1936–1938 odbył z nią osiemnaście sesji. Była wtedy starsza – i już ogłoszona przypuszczalną następczynią tronu – oraz dla zabicia czasu chętna do rozmowy z węgierskim dziennikarzem, który również brał udział w tych sesjach. Pozowanie do portretów i rzeźb pomogło jej wyrobić w sobie cierpliwość. Zostawszy królową, będzie traktować sesje jako oazy pośród napiętego planu i wykorzystywać je do wyciszenia się, nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem na gruncie prywatnym i całkowicie bezpiecznym, wywnętrzania się – czasem poruszania naprawdę osobistych tematów – a nawet opowiadania dowcipów. „To całkiem miłe”, stwierdziła podczas sesji odbywającej się przed jej osiemdziesiątymi urodzinami, uśmiechając się figlarnie. „Zazwyczaj tylko się siedzi, a nikt i tak nie ma dostępu, bo jest się zajętym leniuchowaniem”[31].
Ulubionym tematem rozmów podczas sesji rzeźbiarskich ze Stroblem był światek koni, który rozwinął się w namiętność Elżbiety, równocześnie dając jej impuls do dalszej nauki. Jej ojciec hodował i wystawiał w wyścigach konie pełnej krwi, kontynuując tradycję rodziny królewskiej, i to właśnie on wprowadził córkę we wszystkie aspekty tego światka, poczynając od pierwszej lekcji jeździectwa, gdy Lilibet miała trzy latka. Przed 1938 rokiem Elżbieta podjęła naukę jazdy w damskim siodle, co było umiejętnością konieczną podczas dorocznego Trooping the Colour, czyli uroczystości z okazji urodzin monarchy, na której miała jechać konno w czerwonej wojskowej kurcie, długiej granatowej spódnicy i czarnym trikornie na głowie, prowadząc paradę ponad tysiąca czterystu żołnierzy.
Odbywające się dwa razy w tygodniu lekcje jazdy konnej pomogły jej nabrać sprawności i siły, a także nauczyły ją zachowywać zimną krew w sytuacjach zagrożenia. Doświadczała nieskrępowanej radości, gdy pokonywała przeszkody i kłusowała przez pola i lasy – te wrażenia chwilowo wyzwalały ją z ograniczeń narzucanych przez protokół. Chociaż jako nastolatka brała udział w polowaniu na lisa – najpierw z Garth Foxhounds w Berkshire, a następnie z Beaufort Hunt w Gloucestershire – oddała się hodowli i wyścigom końskim.
W latach młodzieńczych, odwiedzając z ojcem jego stajnie w Hampton Court[24*] i Sandringham, poznała podstawy procesu hodowli koni i zaczęła doskonalić umiejętności doboru i takiej kombinacji cech temperamentu i warunków fizycznych osobników dopuszczanych do rozrodu, aby powstało jak najlepsze potomstwo. Oglądała imponujące ogiery, jak również klacze i ich źrebięta, przyglądała się młodym wierzchowcom trenowanym na „galopkach” w Wiltshire, czyli na rozległych połaciach sprężystej ziemi na zboczach łagodnych wzgórz, które przypominają długie proste i zakręty toru wyścigowego. Poznawała koniuszych i chłopców stajennych, trenerów i dżokejów – bezpretensjonalną społeczność, która ma specyficzne zapatrywania na życie z uwagi na prymat ich zwierząt. Jak powiedziała wiele lat później do artysty Frolica Weymoutha: „nic tak nie zbliża ludzi i nie wyrównuje różnic między nimi jak konie”[32].
Połączyła ją także szczególna więź z psami. W 1933 roku Jerzy VI zafascynował się rasą welsh corgi charakteryzującą się zwężającą się kufą, dużymi uszami i krótkimi łapami i podarował córce Dookie[25*], pierwszego z długiej linii corgich, które stały się znakiem rozpoznawczym królowej Elżbiety. Miewała ich po tuzin równocześnie i nierzadko poprzedzały ją niczym „ruchliwy dywan”[33], jak ujęła to Diana księżna Walii. Psy te często pomagały przełamać pierwsze lody, aczkolwiek czasami zastraszały gości i pracowników, gdyż potrafią być złośliwe. „To psy pasterskie”, powiedziała o nich Elżbieta II i dodała z uśmiechem: „Ale potrafią ugryźć, bo ich zadaniem jest zaganiać bydło. Tyle że teraz uganiają się za ludźmi”[34].
Nawet przed przeprowadzeniem się rodziny do pałacu Buckingham w 1937 roku, gdy Jerzy VI objął tron, nawiązywanie przyjaźni przychodziło księżniczkom z trudem. Kiedy Lilibet została przypuszczalną następczynią tronu, odwiedzające ją koleżanki musiały przed nią dygać i zwracać się do niej per „pani”. „To bardzo ograniczało kontakty”[35], opowiadała lady Elizabeth Cavendish[26*], którą zapraszano do pałacu Buckingham na wspólne zabawy i podwieczorki. Podczas jednej z wizyt rodziny królewskiej w Cortachy Castle w Szkocji u dwunastego hrabiostwa Airlie syn gospodarzy, Jamie Ogilvy[27*], złapał księżniczkę Elżbietę i cisnął ją na kanapę. Moment później pojawił się jego ojciec, dał mu kuksańca w brzuch i powiedział: „Nigdy nie postępuj tak z jej królewską wysokością”[36]. „Księżniczce nie przeszkadzało to, co zrobiłem”, wspominał Ogilvy, „lecz w takich warunkach dorastała”.
Jak zauważyła Crawfie, życie w pałacu zaciągało „szklaną kurtynę pomiędzy człowiekiem a światem zewnętrznym”[37]. Pałac Buckingham to przytłaczające miejsce, składa się z siedmiuset siedemdziesięciu pięciu pokoi i jest raczej siedzibą głowy państwa aniżeli domem. Lilibet wiele godzin spędziła, wyglądając przez okna na świat w dole i zastanawiając się, jakie jest życie „prawdziwych ludzi”[38].
Aby poszerzyć jej horyzonty i zmniejszyć poczucie wyobcowania, Crawfie zorganizowała drużynę Girl Guides (odpowiednika amerykańskich skautów)[28*] na terenie pałacu. Do pierwotnej dwudziestoosobowej grupy należały krewne, takie jak Patricia Mountbatten, „dosyć żywiołowa”[39] (zdaniem Lilibet) zastępowa Zimorodków, której księżniczka i przypuszczalna następczyni tronu musiała słuchać, oraz córki zaprzyjaźnionych z rodziną królewską arystokratów, m.in. lady Camilla „Micky” Wallop[29*] (córka dziewiątego hrabiego Portsmouth), jak również córki szoferów i innych pracowników zatrudnionych w pałacu.
Korzystając albo z przydzielonego im pokoju w pałacu, albo z domku w czterdziestoakrowym ogrodzie, dziewczęta paliły ogniska, obserwowały ptaki i bawiły się w gry zespołowe. Przyszła królowa była zwarta i gotowa. „Wychowanie wzbraniało jej płakać publicznie, a coś takiego staje się drugą naturą człowieka”, stwierdziła Patricia Mountbatten. „W dzieciństwie często słyszała: «Jeśli się przewrócisz, nawet nie skrzyw buzi»”[40].
ELŻBIETA II. GWIAZDA, KTÓRA NIGDY NIE GAŚNIE
[1] G. Simmel, Most i drzwi. Wybór esejów, Warszawa 2006, s. 32.
[2] R. Graham, Niezawiniona tragedia Marii Stuart, Warszawa 2009, s. 74.
[3] K. Robbins, Zmierzch wielkiego mocarstwa. Wielka Brytania w latach 1870–1992, tłum. M. Możdżyńska-Nawotka, Wrocław 2000.
[4] P. Burke, Fabrykacja Ludwika XIV, tłum. M. Szczubiałka, R. Pucek, Warszawa 2011.
[5] Utopia dobrego władcy. Dyskusja Jurgena Habermasa z Robertem Spaemannem w: R. Spaemann, Granice, Warszawa 2006, ss. 317-318.
PRZEDMOWA