Europa alternatywna, czyli nasze podróżowanie - Małgorzata Radwańska - ebook

Europa alternatywna, czyli nasze podróżowanie ebook

Małgorzata Radwańska

5,0

Opis

Europa inaczej, czyli podróżowanie bez biura podróży

Nie interesują was sztampowe wyjazdy all inclusive organizowane przez biura podróży? Szukacie czegoś więcej niż popijanie drinków z palemką nad hotelowym basenem? W takim razie „Europa alternatywna” jest dla was! Autorka, od lat przemierzająca stary kontynent wraz z mężem i czwórką dzieci, ma własny przepis na udaną podróż. Omijanie szerokim łukiem hoteli, odkrywanie na własną rękę wszystkich atrakcji turystycznych w okolicy i ciągłe przemieszczanie się z miejsca w miejsce – to na początek.

W tej książce znajdziecie nie tylko pasjonujące historie z zagranicznych podróży, lecz także mnóstwo praktycznych wskazówek: jak wybrać cel, jak się przygotować, co spakować, gdzie nocować oraz jak podróżować z dziećmi. To nie jest typowy przewodnik, ale zbiór wspomnień, opowieści i źródło niebanalnych inspiracji. Zarówno dla tych, którzy mają już własne doświadczenia w niekonwencjonalnym podróżowaniu, jak i tych, którzy jeszcze się na to nie odważyli.

Zapewne wiele osób chciałoby nam zadać pytanie, jak to robimy, że podróżujemy z czwórką dzieci. I po co to robimy, skoro musi to być niezwykle męczące. Otóż nie jest. Wystarczy trzymać się kilku zasad.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 163

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Małgorzata Radwańska

Europa alternatywna

czyli nasze podróżowanie

Wstep

*

Jestem lekarką, która w podróżowaniu poszukuje odskoczni od codzienności. Dużo jeżdżę po Europie wraz z moim kochanym mężem oraz z czwórką dzieci – dwójką starszaków i dwójką maluchów. Na szczęście mój mąż jest tak samo spontaniczny jak ja, i wspólnie wprowadzamy w życie nietypowe pomysły.

Nasz sposób zwiedzania jest inny niż większości śmiertelników. Nie cierpimy zorganizowanych wycieczek. Lubimy być niezależni, więc omijamy szerokim łukiem hotele. Wybieramy raczej apartamenty z kuchnią czy kempingi. Jednak najbardziej lubimy tak zwane nocowanie na dziko. Dopiero pod gołym niebem czujemy się naprawdę wolni. Jeżeli jest taka możliwość, śpimy w samochodzie. Wielozadaniowy bus, przerobiony roboczo na kamper, staje się wtedy naszym drugim domem.

Nie lubimy przebywać długo w jednym miejscu, przemieszczamy się i zwiedzamy wszystkie atrakcje w danym rejonie. Do każdej podróży długo się przygotowujemy, czytając każdy blog podróżniczy i przewodnik, jaki znajdziemy, najczęściej tłumacząc również teksty z innych języków. Celem naszych podróży jest ogólnie Europa, ale najbardziej kochamy basen Morza Śródziemnego. Kilka razy odwiedziliśmy już Włochy, byliśmy też m.in. w Grecji i Hiszpanii, a naszym nowym odkryciem jest Albania.

Mam nadzieję, że dzięki mojej książce przekonam niezdecydowanych do wyruszenia w drogę. Pomogę odnaleźć się w obcym kraju, zwrócę uwagę na interesujące miejsca, a także pokażę, jak można bez stresu podróżować z dziećmi.

1. Jak zaplanować podróż?

Podstawowe pytanie: gdzie jechać? To jest zawsze największy problem. Jak znaleźć miejsce, które nas zachwyci? Staramy się kierować kilkoma zasadami.

Przede wszystkim trzeba zawsze dobrze ocenić odległości. Nie może się nagle okazać, że gdzieś nie damy rady dotrzeć albo że droga jest zbyt męcząca. Dla nas umowną granicą jest doba jazdy samochodem od domu. Czasami rozkładamy drogę na dwa dni. Ważne są też odległości między interesującymi punktami na miejscu. Każdą znalezioną na mapie atrakcję oglądamy na zdjęciach, czytamy opinie, sprawdzamy godziny otwarcia. Niektóre z nich (np. zamki) mogą być zamknięte poza sezonem. Warto przemyśleć, czy wybrana okolica nie jest bardzo zatłoczona. Tłumy turystów mogą popsuć najlepszy wyjazd.

Zastanawiamy się też, jaka w danym miejscu może być pogoda. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli w Polsce mamy załamanie pogody, we Włoszech czy w Hiszpanii też będzie przynajmniej pochmurno albo trochę chłodniej niż zwykle. Europa nie jest aż tak wielka. Jeśli do Polski napłynie masa powietrza znad Sahary, tym bardziej da ona o sobie znać na południu Europy.

Jak znajdujemy odpowiednie miejsce? Najczęściej jest to inspiracja jakąś opowieścią znajomego albo kolejna analiza mapy na komputerze. Po kilku godzinach spędzonych wieczorem na poszukiwaniach, często przy dobrym winku – mamy to!!! Znaleźliśmy!!!! Tam jedziemy!!!! Teraz zaczyna się wielodniowa analiza rejonu, żeby znaleźć miejsca warte zobaczenia. Na czym ona polega? Czytanie konwencjonalnych przewodników daje ogólny pogląd na temat regionu. Z doświadczeń moich i męża wynika jednak, że najczęściej są to informacje oklepane, opis atrakcji najpopularniejszych wśród turystów, lecz bez żadnego krytycyzmu. Mam wrażenie, że to po prostu słowa skopiowane z internetu. Dla nas zdecydowanie za mało danych. Nieco więcej można się dowiedzieć z blogów i opisów wypraw w internecie. Niestety, często okazuje się, że takich opisów w języku polskim nie ma zbyt dużo. Najczęściej więc sięgamy do blogów i opinii mieszkańców danego regionu w ich języku. Trudna i żmudna praca! Natomiast analiza map jest ulubionym etapem mojego męża. Zaznacza wszystkie znalezione atrakcje różnymi symbolami podzielonymi na kategorie (np. coś do zwiedzania, atrakcja przyrodnicza). Na tym etapie nie planuje dokładnie, co konkretnie będziemy zwiedzać. Raczej orientuje się, jakie są ogólne możliwości.

Jak znajdujemy miejsca na nocleg? Często nie jest to proste. Zależy od kraju. Ostatnio z dużym powodzeniem korzystamy z aplikacji podróżniczych. Właściciele kamperów lub samochodów podobnych do naszego zamieszczają sprawdzone przez siebie lokalizacje. Często nie da się do końca zaplanować noclegu i trzeba szukać na żywo w terenie. Nagrodą za trud są cudowne miejsca z dala od cywilizacji.

2. Jak śpimy?

Rodzaj noclegu, jaki wybieramy, zależy od miejsca, w które jedziemy. Już dawno zrezygnowaliśmy ze spania w hotelach. Denerwuje nas ten brak swobody, ale przede wszystkim brak własnej kuchni. Wydaje się, że optymalnym typem mieszkania jest oddzielny apartament. Wadą takiego zakwaterowania jest odległość do atrakcji turystycznych. Wolimy przemieszczać się codziennie albo chociaż co drugi dzień. Do tego celu specjalnie przygotowaliśmy naszego volkswagena multivana. Kupiliśmy busa po to, żeby przekształcić go w coś w rodzaju kampera. Wszelkie rozwiązania są autorskim pomysłem mojego męża, może kiedyś je opatentuje :).

Przede wszystkim – namiot dachowy. To nasze królestwo. Pełna wygoda i przestronność dla dwóch osób. Zakupiliśmy również drugi namiot, który zakładamy na otwartą klapę samochodu. Na ziemi kładziemy „podłogę”, żeby nie nachodziła wilgoć. Wewnątrz naszego busa mieszczą się dwa dmuchane materace. Pierwszy z nich rozkładamy w środku auta, na rozłożonych siedzeniach. Multivan jest do tego świetnie przystosowany. Na tym materacu wygodnie mieszczą się starszaki. Mniejsze dzieci śpią praktycznie w bagażniku. Dokładniej: głowy mają w bagażniku, natomiast pozostałą część materaca umieszczamy na specjalnie zbudowanych skrzyniach. Skrzynie są trzy, dopasowane kształtem do bagażnika samochodu i zbite ze sklejki. Dwie z nich stoją w bagażniku jedna na drugiej, a trzecia obok nich. Każda ma dwa przedziały, jeden łatwo dostępny po otwarciu bagażnika i drugi, do którego można się dostać dopiero po ich wyjęciu. Na noc skrzynie stawiamy jedna obok drugiej w naszym namiocie, a na to kładziemy dmuchany materac. Tak wyposażeni możemy spać na każdym parkingu, który znajdziemy w aplikacji. Kempingów używamy tylko wtedy, gdy nie da się spać inaczej. Nie lubimy wspólnych toalet, a najbardziej nas przerażają nocne wyprawy do nich.

3. Podróżowanie z dziećmi

Zapewne wiele osób chciałoby nam zadać pytanie, jak to robimy, że podróżujemy z czwórką dzieci. I po co to robimy, skoro musi to być niezwykle męczące. Otóż nie jest. Wystarczy trzymać się kilku zasad.

Po pierwsze, plan dnia zawsze dostosowujemy do dzieci. Staramy się zbierać od razu, kiedy wstaną, żeby nie marnować dnia. Zwiedzanie planujemy tak, żeby cały czas było ciekawie. Nie spędzamy całego dnia w jednym miejscu. Staramy się w miarę szybko obejść główne punkty muzeów czy centrów miast. Szukamy też placów zabaw, żeby dzieci miały chwilę na relaks.

Po drugie, staramy się nie jeść na mieście. Przeraża nas perspektywa godzinnego oczekiwania na obiad dla całej głodnej czwórki. Z samego rana gotuję obiad, następnie wkładam go do plastikowych pojemników, każdy ma swój. Jeśli temperatura na dworze przekracza dwadzieścia stopni, około południa (czyli w momencie, gdy dzieci zaczynają umierać z głodu) jedzenie jest idealnie ciepłe.

Po trzecie, należy dobrze zaplanować podróż. Jeździmy głównie nocą, a jeśli nie ma takiej szansy, robimy przerwy co kilka godzin. Jazda nocą nie tylko daje przywilej podróżowania w ciszy, ale też pozwala uniknąć korków.

Po czwarte, zawsze zabieram ze sobą plecak z niezbędnymi rzeczami. Nie tylko z jedzeniem i napojami, ale też z ubraniami na zmianę. Na wszelki wypadek wkładam do plecaka małe łopatki i kubeczki. Zazwyczaj zabieram też kurtki (mamy takie cienkie, zwijane do małej objętości), aby przygotować rodzinkę na deszcz. Mam też przy sobie apteczkę z najpotrzebniejszymi lekami i opatrunkami.

*

Kiedy wiemy już, gdzie jechać i jak przygotować się do podróży, wyruszamy w nieznane. Opisałam ostatnie dziewięć lat naszych wojaży. W moich relacjach nie zachowałam kolejności chronologicznej. Bardziej starałam się brać pod uwagę rejon, tematykę, środek transportu. Można natomiast zauważyć ewolucję naszego sposobu podróżowania. Opisy nie są dokładne, skupiłam się na tym, co było dla mnie najbardziej interesujące lub oryginalne. Na pewno nie można traktować mojej książki jak przewodnika. Bardziej jako inspirację i ciekawostkę.

4. Grecja

Peloponez – półwysep plaż i starożytnych zabytków

Spróbuję opisać jedną z naszych pierwszych większych wypraw, chociaż już zapewne nie pamiętam wszystkiego. W Grecji byliśmy w 2014 roku z dwójką dość małych dzieci – czterolatką i sześciolatkiem. Udało nam się wyrwać aż na trzy tygodnie, poza sezonem, w maju. Niestety, dzisiaj takie wyjazdy są praktycznie niemożliwe ze względu na obowiązek szkolny.

Wyjazd poza sezonem ma wiele zalet. Niższe ceny, brak tłoku. Nie zdarzają się też raczej nieznośne upały. Dla nas było to korzystne z uwagi na towarzyszącego nam psa, który nie tolerował wysokich temperatur (aczkolwiek nawet w maju odparzył sobie łapy na kamieniach).

W 2014 roku jeszcze nie mieliśmy do końca ogarniętego sposobu na podróżowanie z dziećmi, więc uczyliśmy się wszystkiego na bieżąco. Nie kupiliśmy jeszcze naszego busa, spaliśmy wszyscy w namiocie. Wiele czasu zajęło nam takie dopracowanie codziennego pakowania, aby potrzebne rzeczy były na wierzchu. Dopiero po kilku dniach nauczyłam się, że stroje kąpielowe i ręczniki muszą być w osobnym plecaku, łatwo dostępnym. To samo dotyczyło podstawowych kosmetyków, jedzenia czy ubrań na zmianę dla dzieci. Używałam kilku podręcznych plecaczków, których zawartość codziennie zmieniałam. Wieczorami mąż rozkładał namiot, dzieci angażował w pomoc, a ja gotowałam na kuchence turystycznej główny posiłek. Zdarzało nam się również rozpalić niewielkie ognisko (uważaliśmy, bo wszędzie było bardzo sucho) i upiec coś na żywym ogniu. Do dzisiaj wspominam ryby przygotowane w folii, którymi dzieci zajadały się, aż uszy im się trzęsły.

Mieliśmy stosunkowo sporo czasu, więc postanowiliśmy dojechać na samo południe Grecji. Oczywiście nie od razu. Swoją wyprawę rozpoczęliśmy w Koryncie. Codziennie spaliśmy gdzie indziej i w ten sposób przejechaliśmy cały półwysep Peloponez od wschodu do zachodu (głównie jadąc wybrzeżem). Jeśli przyjrzeć się mapie, półwysep ten ma kształt jakby ręki, a Korynt mieści się gdzieś w kłębie kciuka. Spaliśmy głównie na kempingach (niekiedy jako jedyni goście), a czasami rozkładaliśmy namiot w gaju oliwnym albo innym przyjemnym miejscu (niestety tylko raz udało nam się nocować na plaży, ale o tym później).

Na pewno nie uda mi się obecnie opisać dokładnie tego, co widzieliśmy, więc skupię się na najważniejszych rzeczach. Przede wszystkim – czy warto. Odpowiedź jest oczywista. Peloponez to obszar, gdzie na każdym kroku widać pozostałości starożytnego państwa. Teren aż się roi od zabytków – od tych bardzo dobrze zachowanych aż po sterty kamieni znajdowanych gdzieś w krzakach. Takie właśnie kamienie widzieliśmy m.in. w słynnej Sparcie. Pracowali w tamtym miejscu archeolodzy, więc być może do dzisiaj sytuacja już się zmieniła. Z tego mitycznego miasta zapamiętałam też widok przedszkolaków, które na boisku odgrywały scenki bitewne w przebraniach spartańskich żołnierzy. Słodki i budujący obrazek.

Widokiem, który zapadł mi w pamięć podczas wyprawy, był Kanał Koryncki obserwowany z góry. Wiedziałam, że kanał jest głęboki, ale widok z jego brzegów przerósł moje oczekiwania. Statek, który przepływał pod nami, wydawał się małą miniaturką. Na pewno warto zatrzymać się przy kanale chociaż na chwilę.

Kolejne miejsce, które pamiętam pomimo upływu lat, to stanowisko archeologiczne w Mykenach. Wydawało mi się niemożliwe, że ludzie w tak dawnych czasach (bo to były początki historii starożytnej Grecji) potrafili ustawiać tak wielkie kamienie i tworzyć tak skomplikowane budowle.

Innym kompleksem archeologicznym, który zwiedziliśmy, była położona na zachodzie półwyspu Olimpia – niestety dość mocno zniszczona, ale mimo wszystko przemawiały do nas rozmiary stadionu, świątyni Zeusa czy innych zabudowań.

Moim ulubionym miastem we wschodniej części Peloponezu jest Nafplio. Do dzisiaj pamiętam dwa zamki położone na wysokich skałach, do których prowadziły długie schody. Wizyta w tych twierdzach na zawsze zmieniła nasze podejście do zwiedzania. Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się z takim luzem przy organizacji obiektu – bez barierek, bez kłódek. Można było wejść wszędzie. Bezpieczeństwo – uważaj na siebie sam. Od tej pory nigdy nie ufamy, że dane miejsce jest bezpieczne, idziemy pierwsi i dopiero wpuszczamy dzieci. Taki sposób zwiedzania dostarcza jednak dużej dawki pozytywnej adrenaliny.

Najpiękniejszym w moim odczuciu rejonem Peloponezu jest południowo-wschodni „palec”. Znajduje się tam zamknięte dla ruchu samochodowego średniowieczne miasteczko Monemwasia, położone na spektakularnym wzgórzu, obok którego wcina się w morze wysoka skalna wyspa. Wchodzi się przez bramę, na ogólne zwiedzanie wystarczą trzy godziny.

W okolicy odwiedziliśmy też piękną wyspę Elafonissos. Kemping na wyspie był drogi i pozbawiony bieżącej słodkiej wody, ale i tak warto zatrzymać się w tym miejscu. Wyspa posiada niesamowicie szerokie plaże z jaśniutkim, mięciutkim piaskiem. Dzięki temu piaskowi woda też ma cudny kolor. Długo jest płytko, idealnie dla dzieci. Zatoczki są niezwykle malownicze.

Moim ulubionym miejscem tego „palca” jest jednak miasteczko Velanidia, które roboczo ochrzciłam Nibylandią. Dojazd bardzo trudny, niesamowicie stromymi dróżkami, nie mniej stromo jest w samym miasteczku. A do tego białe domki położone piętrowo. Po prostu bajka. Rozłożyliśmy namiot na klifie, zaraz po przebudzeniu zeszliśmy na piękną plażę.

Środkowy południowy „palec” jest najbardziej tajemniczy. To Półwysep Mani, który słynie z kamiennych wież mieszkalnych. Rejon nie przypomina niczego, co kiedykolwiek widziałam. Trochę mnie to miejsce przerażało i wcale się nie dziwię, że niedaleko, na przylądku, znajdowały się według mitologii słynne wrota do Hadesu. W zasadzie to pustkowie, niewiele roślinności, słońce pali nawet w maju. Półwysep ma bogatą historię wojenną – mieszkańcy budowali wieże, aby móc lepiej się bronić, a po zwycięstwie jeszcze je nadbudowywali. Niektóre wieże są obecnie pensjonatami. Na Półwyspie Mani trafiliśmy zupełnie przypadkowo na plażę, na której znajduje się jaskinia. Pierwszy raz w życiu spaliśmy na plaży, w jaskini, zupełnie sami. Niezapomniane przeżycie.

W okolicy odwiedziliśmy jeszcze duże miasto Kalamata. To tam pierwszy raz widziałam na żywo naczynia greckie, które znałam z książek do historii. Wystawa była niezwykle bogata i kolorowa.

Zachód Peloponezu najmniej pozostał mi w pamięci. Jak już pisałam, byliśmy w Olimpii, ale wtedy już przygotowywaliśmy się psychicznie do powrotu. Półwysep opuściliśmy, przejeżdżając przez najdłuższy most, jaki w życiu widziałam, w okolicy miasta Patras. Wracając w stronę Polski, zatrzymaliśmy się jeszcze na jeden dzień przy słynnych Meteorach. Są to wzgórza, na których zbudowano klasztory. Niezwykle malownicze i warte zobaczenia. Mielibyśmy stamtąd jeszcze lepsze wspomnienia, gdyby nie tłumy naszych rodaków i sąsiadów zza wschodniej granicy, którzy zachowywali się bardzo nieuprzejmie, przepychali się. Grecy w porównaniu do Słowian są jednak ostoją spokoju. Nigdzie im się nie spieszy, zawsze mają czas usiąść i wypić kawę, praca poczeka. Jeśli miałabym opisać moje ogólne wrażenia z Grecji, to właśnie brak pośpiechu urzekł mnie najbardziej. Kierowcy nie byli nerwowi, spokojnie czekali, aż osoba przed nimi porozmawia ze znajomym przez okno samochodu. Parkowano dosłownie wszędzie. Uliczki są często bardzo wąskie, więc przejazd nimi sprawiał problemy techniczne. Poza miejscowościami ulice są również kręte i wiodą przez góry. Aby dać znać kierowcy nadjeżdżającemu z naprzeciwka, trąbi się na zakrętach.

Z Grecji zapamiętałam również roślinność – kłującą, ale ciekawą. Po trzech tygodniach marzyłam głównie o spacerze boso po miękkim trawniku. Wszędzie rosły pomarańcze (co nieco uszczknęliśmy sobie) oraz moje ulubione drzewa oliwne. Większość kempingów zlokalizowano właśnie w gajach cytrusowych lub oliwnych, aby drzewa dawały cień.

Wiele kempingów posiadało własną plażę. Plaże miały bardzo zróżnicowany charakter, ale większość z nich była kamienista. Morze było bardzo przejrzyste, szczególnie po zachodniej stronie Peloponezu (Morze Jońskie). Jednak udogodnieniem, za którym najbardziej tęsknię, jest kawa frappé. Oczywiście również w innych krajach są napoje, które noszą taką nazwę. Ale tylko w Grecji mrożona kawa jest aż tak orzeźwiająca i tak tania. Można ją kupić dosłownie wszędzie. Przynajmniej raz dziennie zatrzymywaliśmy się przy kawiarni lub nawet przydrożnym kiosku i braliśmy kawę na wynos do samochodu. Przejeżdżaliśmy dziennie po kilkadziesiąt kilometrów w ciepłej i słonecznej pogodzie, więc potrzebowaliśmy ochłody.

Ateny

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Wstep
1. Jak zaplanować podróż?
2. Jak śpimy?
3. Podróżowanie z dziećmi
4. Grecja
Peloponez – półwysep plaż i starożytnych zabytków
Ateny
5. Włochy
Kalabria – południowe Włochy alternatywnie
Miasta Kalabrii
Scalea
Cosenza
Catanzaro
Pizzo
Gizzeria
Nicotera
Tropea
Scilla
Reggio di Calabria
Toskania – kraina słońca
6. Na narty kamperem
7. Gruzja
Gudauri i Tbilisi
8. Hiszpania
Katalonia południowa – morze i interesujące zabytki
9. Turecka „Amazonia”
10. Próba żeglowania w Turcji
11. Epizod stambulski
12. Holandia
Friesland – zamiennik Mazur
13. Litwa
Wilno i Druskieniki
14. Short City Breaks
Londyn
Praga
Berlin
15. Busem przez Europę – nad Morzem Śródziemnym
Alternatywne zwiedzanie wyspy Cres
Czarnogóra
Albania – kraj wolności
Bułgaria
16. Bułgaria zimą

Europa alternatywna, czyli nasze podróżowanie

ISBN: 978-83-8373-075-2

© Małgorzata Radwańska i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska

OKŁADKA: Wiola Pierzgalska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek