Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
24 osoby interesują się tą książką
Życie Poli miało wreszcie nabrać rozpędu – wymarzone studia, pierwsza poważna rozmowa o pracę i w perspektywie świetlana przyszłość. Ale jedna tajemnicza pocztówka wywraca wszystko do góry nogami. Znikające prace, ukryte wiadomości i zdjęcia, które nie mają prawa istnieć – czy to tylko seria dziwnych zbiegów okoliczności, czy ktoś celowo próbuje zniszczyć wszystko, nad czym pracowała?
W poszukiwaniu odpowiedzi Pola trafia nad jezioro, gdzie skrywają się nie tylko tajemnice, ale i poważne zagrożenia. Nieznajomi wiedzą o niej więcej, niż powinni, a mroczna rodzinna historia nie zamierza dłużej przebywać w cieniu. Każdy kolejny krok wciąga ją coraz głębiej w sieć intryg, z której nie ma ucieczki.
Zdrady, napięcie i nieoczekiwane zwroty akcji. Czy Pola odkryje prawdę, zanim wszystko wymknie się spod kontroli?
Ta książka to intensywna, pełna napięcia podróż, która nie pozwoli Ci zasnąć, dopóki nie poznasz zakończenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 248
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Soni
ROZDZIAŁ 1
Wtedy
Spienione jęzory wody muskały moje stopy, kiedy wytrwale stawiałam kolejne kroki na osuwającym się piasku. Ściskałam za dłoń Laurę, próbując dodać sobie odwagi. Obie byłyśmy potwornie przerażone, ale zdecydowałyśmy, że spróbujemy podpłynąć do mamy, która była daleko od brzegu.
Nie potrafiłyśmy jeszcze samodzielnie pływać, więc na ramionach miałyśmy dmuchane rękawki, a w wolnej ręce każda z nas trzymała swoje dmuchane kółko. Tak uzbrojone ruszyłyśmy po nagrzanym od słońca piasku prosto do wody.
Nie wyróżniałyśmy się niczym od pozostałych dzieci, które także taplały się w jeziorze, więc nikt nie zwrócił na nas uwagi. Problemem mógł być brak opiekuna, ale to także łatwo można wytłumaczyć. W końcu mama mogła leżeć na pobliskim kocu albo być jedną z wielu kobiet, które stały w pobliżu swoich pociech. Tylko my wiedziałyśmy, gdzie tak naprawdę była.
Unosiła się na wodzie, jakby leżała na swoim łóżku i odpoczywała, a kiedy zauważyła, że idziemy w jej stronę, odwróciła się na brzuch i zaczęła do nas machać. W jej ciemnych włosach odbijały się promienie słońca, a blada skóra kontrastowała z ciemną taflą jeziora.
– Mama! – zawołałam, uśmiechając się do niej.
Wyglądała, jakby była syreną, która właśnie wynurzyła się z głębin, aby popatrzeć na bawiących się wzdłuż brzegu ludzi. Zupełnie jak Arielka, którą razem z Laurą ostatnio bardzo polubiłyśmy.
Też chciałam być Arielką, więc pociągnęłam siostrę, która zatrzymała się obok mnie, i zrobiłam kolejny krok w wodzie, aż zaczęła sięgać mi kolan. Zapadający się piasek powodował, że nie widziałam swoich stóp, które zaczęły sprawiać wrażenie, jakby zatapiały się w mrocznej otchłani.
Wystraszona spojrzałam na Laurę. Bardzo chciałam pójść dalej, ale nagle przestałam czuć się pewnie. W jej oczach, które przypominały moje, także dostrzegłam wahanie.
Mogłyśmy jeszcze zawrócić. Wyjść z wody i wrócić na kocyk, gdzie poczekałybyśmy na mamę. W końcu dołączyłaby do nas, mówiąc, że tego było jej trzeba. Zawsze to powtarzała, kiedy wracała z kąpieli w jeziorze. Następnie kupiłaby nam lody i pomogłaby nam zbudować kolejne zamki z piasku. Tak, jak robiłyśmy to każdego dnia.
Bardzo lubiłam ten nasz codzienny zwyczaj. Tata rano wychodził do pracy, a my wyjeżdżałyśmy nad wodę, gdzie spędzałyśmy cały dzień. Do domu wracałyśmy dopiero wieczorem, gdzie czekała na nas przygotowana przez niego kolacja, którą jadłyśmy z wilczym apetytem, po czym od razu szłyśmy spać. Mimo to chęć dołączenia do mamy była silniejsza ode mnie.
Patrzyłam na nią, kiedy tak swobodnie unosiła się na powierzchni, marząc o tym, żeby zrobić to samo. Położyć się na plecach i wpatrywać się w błękitne niebo. Tak jakby wcale się przy tym nie męczyła, a nawet odpoczywała, balansując pomiędzy dwoma światami – tym podwodnym oraz naszym. Jak prawdziwa syrena.
Brakowało tak niewiele, żebyśmy również mogły się nimi stać. Wystarczyło podpłynąć do mamy, a ona z pewnością pokazałaby nam, jak powinnyśmy to zrobić. Wprowadziłaby nas w podwodny świat i we trójkę mogłybyśmy być syrenami.
Położyłam kółko, które zaczęło unosić się na powierzchni. Puściłam dłoń Laury, a następnie ostrożnie weszłam do środka. Podciągnęłam je do pasa, przytrzymując oburącz, po czym spojrzałam na siostrę, żeby się upewnić, że zrobiła to samo. Kiedy obie byłyśmy już gotowe na dalszą drogę, spojrzałyśmy w stronę mamy. Nie było jej tam.
Przez kilka długich sekund gapiłyśmy się w miejsce, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się jej głowa, licząc na to, że za moment wynurzy się na powierzchnię i pomacha do nas, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Laura zaczęła płakać, a ja nie mogłam się powstrzymać, więc dołączyłam do niej, wołając przez łzy mamę. Nagle ktoś zaczął przeraźliwie krzyczeć i wołać pomocy. Kilka sekund później do wody wbiegło mnóstwo ludzi.
Nikt nie przejmował się nami, więc obie przewróciłyśmy się pod wpływem wzburzonych fal. Dobrze, że miałyśmy na sobie kółka oraz dmuchane rękawy. Dzięki temu nie znalazłyśmy się pod powierzchnią, kiedy zapanował chaos.
Zauważyłam, jak kobiety w pośpiechu wynoszą swoje dzieci z wody. Jedna z nich podeszła do nas i wzięła Laurę na ręce.
– Chodź, kochanie – powiedziała. – Tutaj nie jest bezpiecznie.
Wyciągnęła do mnie dłoń, ale nie chciałam z nią pójść, więc uciekłam od niej, marząc tylko o tym, żeby wrócić do mamy.
– Mama! – łkałam. – Mama!
– Tutaj jestem. – Usłyszałam.
Miałam zamglone od łez oczy, ale dostrzegłam ciemne włosy mamy, jej bladą skórę oraz uśmiech. Wyciągnęła do mnie ręce, więc od razu wpadłam w jej bezpieczne ramiona.
– Mama już jest – wyszeptała.
Miała dziwny głos, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zbyt przerażona jej nagłym zniknięciem i jednocześnie szczęśliwa, że wróciła. Chciałam tylko, żeby zabrała mnie do domu.
I tak zrobiła.
ROZDZIAŁ 2
Teraz
Zeszłam na dół, czując jak mój żołądek związuje się coraz ciaśniej w supeł. Byłam tak przejęta, że nie potrafiłam ustać na nogach, więc przeszłam do kuchni i usiadłam na krześle przy wyspie.
– Pięknie wyglądasz – powiedziała mama, stawiając przede mną kubek z parującą kawą. – Na pewno świetnie wypadniesz.
Spojrzałam na swoją ołówkową szarą spódnicę i czarną bluzkę z koronkowym wykończeniem.
– Nie idę tam pokazać siebie, tylko moje prace – zauważyłam, biorąc łyk gorącego napoju.
– Wiem, wiem – przytaknęła, podając mi talerz z tostami. – Jestem pewna, że przypadną im do gustu.
Spojrzałam na jedzenie. Wyglądało apetycznie, ale byłam pewna, że nic mi nie przejdzie przez zaciśnięte z nerwów gardło, więc odsunęłam od siebie talerz i ponownie przystawiłam do ust kubek z kawą.
– Za miesiąc mam urodziny – wypaliłam, chcąc zmienić temat, aby chociaż na chwilę zapomnieć o dzisiejszej rozmowie kwalifikacyjnej. – Pamiętasz, że obiecałaś mi, że tym razem spędzimy je nad wodą?
Mama znieruchomiała. Stała odwrócona do mnie tyłem, przez co nie widziałam jej wyrazu twarzy, jednak mogłam się domyślić, co się na niej znajdowało, ponieważ widziałam to wiele razy wcześniej. Westchnęła, po czym odstawiła dzbanek z kawą na miejsce. Powoli odwróciła się w moją stronę, trzymając w dłoniach kubek z napojem, i przybrała znajomą maskę.
– Oczywiście, że pamiętam – odparła, opierając się plecami o blat kuchenny. – Pomyślałam tylko, że mogłybyśmy pojechać w góry.
Pokręciłam z niedowierzeniem głową.
– Znowu?
Wzruszyła ramionami, biorąc łyk kawy.
– Na pewno lepiej spędzimy tam czas – wyznała. – Możemy zdobyć nowy szczyt, a wieczorem pójdziemy na kolację do jakiejś dobrej restauracji.
Skrzyżowałam dłonie na piersi, po czym spojrzałam hardo na mamę.
– Myślałam, że lubisz góry – zauważyła niewinnie.
– Uwielbiam, ale chociaż raz chciałabym pojechać nad wodę – przyznałam, pochylając się nad blatem. Widziałam po minie mamy, że nadal nie była przekonana, więc dodałam: – Nie musi to być morze, wystarczy mi pobliskie jezioro z plażą.
– Porozmawiamy o tym kiedy indziej. – Odstawiła kubek do zlewu. – Spóźnię się do pracy.
– Jasne – mruknęłam, ponieważ wiedziałam, że to nie nastąpi zbyt szybko.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
– Powodzenia na rozmowie – powiedziała, głaszcząc mnie po głowie. – Napisz do mnie, jak będziesz wracać do domu.
– Okej.
Wyszła, zostawiając mnie z rosnącym rozczarowaniem. Nie powinnam poruszać tego tematu teraz, kiedy za chwilę miałam odbyć najważniejszą rozmowę w swoim życiu, ponieważ czułam się przez to jeszcze gorzej i obawiałam się, że to wpłynie na moją prezentację. Niestety pomyślałam o tym za późno i jedyne, co mi zostało, to wziąć się w garść.
Wstałam, zabierając ze sobą naczynia do zlewu. Umyłam je, położyłam na suszarce, a potem wytarłam ręce w ręcznik. Ruszyłam do wyjścia, chociaż miałam jeszcze trochę czasu w zapasie, ale wolałam dotrzeć na miejsce szybciej, a nie na ostatni moment.
Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Schowałam go do kieszeni, a następnie wyciągnęłam z torebki kluczyki od samochodu. Odwróciłam się w stronę podjazdu i zerknęłam na skrzynkę na listy.
Dawno do niej nie zaglądałam, więc postanowiłam sprawdzić jej zawartość. Byłam pewna, że jeśli nie zrobię tego od razu, to znowu wyleci mi to z głowy, dlatego ponownie wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam ją. Wśród olbrzymiej ilości reklam zauważyłam pocztówkę.
Wydało mi się to dziwne, więc odłożyłam reklamy z powrotem do środka i chwyciłam niewielki kartonik oburącz. Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatnio wysłał nam pocztówkę, ale na pewno było to dobrych kilka lat temu. W dzisiejszych czasach wszyscy znajomi przesyłali zdjęcia z wakacji przez Messengera, dodając do nich pozdrowienia. Nikt już nie wysilał się na kupowanie ładnych pocztówek i szukanie poczty, aby je wysłać do bliskich osób.
Uniosłam kartonik na wysokość oczu, przyglądając się obrazowi, jaki przedstawiał. Piaszczysta plaża, ciemna woda i drewniany pomost nie tylko były piękne, ale także wydawały mi się znajome.
Poczułam ucisk w żołądku. Miałam wrażenie, że już kiedyś tam byłam, ale wiedziałam, że to nie mogła być prawda. Mama nigdy nie zabierała mnie nad wodę, więc pewnie musiałam widzieć te jezioro na zdjęciach znajomych albo w telewizji.
Odwróciłam pocztówkę na drugą stronę, chcąc się dowiedzieć, kto ją przysłał, jednak nie zawierała żadnej wskazówki, oprócz znaczka, mojego adresu oraz krótkiej treści: „Czas wrócić do domu”.
Nie wiedziałam, co to miało oznaczać, ale byłam pewna, że nie powinnam zawracać sobie tym głowy. Równie dobrze to mógł być głupi żart albo słaba reklama domków letniskowych, które znajdowały się w pobliżu tego urokliwego jeziora.
Schowałam pocztówkę do torebki, zamknęłam skrzynkę na listy i ruszyłam w stronę samochodu, skupiając swoje myśli na rozmowie kwalifikacyjnej, która miała się odbyć za pół godziny.
ROZDZIAŁ 3
Wtedy
Siedziałyśmy na różowym kocyku w naszej sypialni i po raz kolejny oglądałyśmy Małą Syrenkę. Widziałyśmy ten film już tyle razy, że doskonale znałyśmy go od podszewki, ale mimo to nie protestowałyśmy, kiedy mama pytała, czy chcemy znowu go obejrzeć. Może to dlatego, że w pewien sposób przypominała nam o tych licznych razach, kiedy oglądałyśmy ją we trójkę skulone na kanapie w naszym starym salonie.
– Nudzę się – wyznała Laura, odkładając lalkę, którą właśnie się bawiła.
– Ja też – mruknęłam.
– Może pobawimy się w odkrywców?
– Nie możemy stąd wychodzić.
Mama ostatnio miała bardzo dużo pracy, przez co zamykała się w swoim gabinecie na dole i wychodziła z niego tylko co jakiś czas, żeby skorzystać z toalety, przygotować posiłki lub sprawdzić, czy wszystko z nami w porządku. W tym czasie musiałyśmy grzecznie siedzieć w moim pokoju i pod żadnym pozorem nie mogłyśmy go opuszczać.
– Możemy stąd wyjść, ale musimy być bardzo cicho – powiedziała, podnosząc się z kolan i wyciągając do mnie rękę, żeby pomóc mi zrobić to samo. – Chodź.
Złapałyśmy się za ręce i poszłyśmy do drzwi. Bicie serca dudniło mi w uszach, kiedy nacisnęłam na klamkę, a następnie wyślizgnęłam się z pokoju przez wąską szczelinę.
Stanęłyśmy przy ścianie, nasłuchując odgłosów z dołu, jednak w całym domu panowała cisza. Czułam, jak nogi zaczynają mi drżeć, a dłonie pocą się ze strachu. Miałam ochotę zawrócić, ale Laura mocno mnie trzymała, przez co nie byłam w stanie się ruszyć.
Czekałyśmy jeszcze chwilkę, ale nic się nie wydarzyło. Z dołu nie dochodziły żadne odgłosy, więc mama nadal musiała pracować w swoim gabinecie. To sprawiło, że nieco się rozluźniłam.
Nie wiem, dlaczego się spodziewałam, że mama wyczuje, że opuściłyśmy nasz pokój, i nagle do nas przybiegnie, żeby na nas nakrzyczeć, ale najwyraźniej się myliłam. W ogóle nie była świadoma tego, co robiłyśmy, więc rzeczywiście mogło nam się udać.
– Gdzie pójdziemy? – zapytałam szeptem, rozglądając się po korytarzu.
– Tam. – Laura wskazała ręką białe drzwi, które znajdowały się na samym końcu.
– To sypialnia mamy – wysapałam, a serce znowu zaczęło mi szybciej bić. – Nie możemy tam wejść.
– Musimy – zakomenderowała, ściskając moją dłoń. – Nie chcesz wiedzieć, co tam jest?
Wzięłam głęboki wdech, próbując odrobinę się uspokoić.
– To zły pomysł – mruknęłam, ale Laura i tak zaczęła ciągnąć mnie w tamtą stronę.
Byłam zaskoczona jej nagłym przypływem odwagi. To ja zawsze byłam mniej strachliwa niż ona. Nakłaniałam ją do robienia wielu rzeczy, a ona posłusznie za mną podążała. Teraz najwyraźniej role się odwróciły. Posłusznie podreptałam za siostrą, kiedy ta nacisnęła na klamkę, otworzyła drzwi i wciągnęła mnie za sobą do środka.
Jeszcze nie byłam w tym pokoju, więc wydawał mi się dziwny. W ogóle nie przypominał przytulnej sypialni rodziców w naszym starym domu. Ściany pomalowane były na granatowo, a wszystkie meble oraz podłoga były z ciemnego drewna. Nie miały żadnych rys czy przetarć, tak jakby nikt ich nie używał. Na komodzie nie znajdowały się ramki ze zdjęciami, kremy czy perfumy, a łóżko było idealnie pościelone.
To nie mogła być sypialnia mamy, pomyślałam, ale wtedy przypomniałam sobie, że mama też była inna, więc nic dziwnego, że jej pokój tak wyglądał.
Laura podeszła do olbrzymiej drewnianej skrzyni, która stała u podnóża łóżka, a następnie zdjęła z niej ułożony w kostkę pled.
– Nie dotykaj tego! – zapiszczałam, podbiegając do niej i wyszarpując z jej dłoni koc. – Mama zauważy, że tutaj byłyśmy.
– Nie zauważy – wyszeptała spokojnie, otwierając mosiężne wieko skrzyni. – Odłożymy wszystko na miejsce.
Obejrzałam się przez ramię, bojąc się, że mama nagle stanie w drzwiach i przyłapie nas na myszkowaniu w jej pokoju, jednak wokół nadal panowała cisza, przerywana brzęczeniem elektrycznego grzejnika oraz wskazówkami zegara, który wisiał na ścianie. Żadnych kroków na schodach ani skrzypienia podłogi.
Wzięłam głęboki oddech, po czym odwróciłam się z powrotem w stronę skrzyni. Czułam, że ponad mój strach przebija się ciekawość.
– No dalej – ponagliłam siostrę, a moja cała ostrożność wyparowała w jednej sekundzie. Musiałam dowiedzieć się, jakie skarby skrywały się na dnie tego kufra. – Pokaż, co tam jest.
– Ty to zrób – powiedziała, robiąc krok w tył.
Zmierzyłam ją wzrokiem. Ostatnio to była jej typowa zagrywka. Nakłaniała mnie do złego, a kiedy mama zaczynała się złościć, to znikała, zostawiając mnie samą z konsekwencjami, które musiałam ponieść. Byłam pewna, że robiła to, chcąc uniknąć kary.
To było sprytne i jak dotąd się jej udawało, ale różniło się od tego, co zawsze robiłyśmy, czyli obie przyznawałyśmy się do winy, nie chcąc, żeby tylko jedna z nas ponosiła odpowiedzialność za nasze zachowanie.
Nic nie powiedziałam, powoli zanurzając rękę w skrzyni. Byłam zbyt ciekawa, żeby wykłócać się o to, kto powinien to zrobić. Chwyciłam śliski materiał, który uciekał mi pomiędzy palcami. Wzmocniłam swój uścisk, nie pozwalając, żeby całkiem wymknął się z mojej dłoni, a następnie wyciągnęłam go na zewnątrz.
Naszym oczom ukazała się delikatna, fioletowa sukienka, którą mama nosiła tamtego dnia na plaży. Miała szerokie rękawy, które przypominały skrzydła motyla, głęboki dekolt i luźny dół. Wiązana była w pasie sznureczkiem.
Poczułam, jak trzęsą mi się ręce. Nie potrafiłam nad nimi zapanować, więc materiał wyślizgnął się z moich dłoni i upadł miękko z powrotem na dno skrzyni.
– Nie powinnyśmy tego dotykać – wyszeptałam. – Mama będzie zła.
– Nie bądź tchórzem – zganiła mnie siostra, pochylając się nad skrzynią. – O, popatrz. Tam jest jakieś zdjęcie.
Laura doskonale wiedziała, jak mnie podejść, bo momentalnie do niej dołączyłam, patrząc w tym samym kierunku. Skrzynia była głęboka, więc nie byłam w stanie jednocześnie spoglądać na zdjęcie i sięgnąć po nie. Musiałam maksymalnie się pochylić i zanurzyć w niej całą rękę, aż po ramię.
Podniosłam je na wysokość oczu, by lepiej się przyjrzeć. Na pierwszym planie mama siedziała na małym kocu w swojej sukience. Uśmiechała się, mając na głowie słomkowy kapelusz, i wyglądała na szczęśliwą, skupioną na osobie za obiektywem. Tymczasem kawałek dalej, za jej plecami po lewej, siedziałyśmy z Laurą oraz mamą na piasku i budowałyśmy zamki.
To zdjęcie sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze. Ostrożnie odłożyłam je do skrzyni, kiedy nagle usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Zamarłam, a serce podeszło mi do gardła. Miałam ochotę schować się pośród skarbów, które ukrywała mama, ale wiedziałam, że to nic nie da. Musiałam zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.
Powoli odwróciłam się na pięcie. Tak jak myślałam, stała w progu, opierając się o framugę. Miała ręce skrzyżowane na piersi i usta zaciśnięte w wąską linię. Była wściekła, a ja miałam poważne kłopoty.
– Co to ma znaczyć? – zapytała.
Nie odpowiedziałam, ponieważ się nauczyłam, że to było jedno z tych pytań, na które nie powinnam udzielać odpowiedzi. To mogło pogorszyć sprawę, a mama i tak widziała, co robiłam.
– Z kim rozmawiałaś? – dopytywała.
Spuściłam wzrok na swoje stopy, ponieważ miałam wrażenie, że jej spojrzenie wypala we mnie dziurę na wylot. Nigdy wcześniej nie widziałam mamy aż tak wściekłej i zaczęłam się jej bać.
– Wiesz, że nie wolno ci wchodzić do mojego pokoju bez pozwolenia – powiedziała, przecinając pomieszczenie i zamykając wieko skrzyni z głośnym trzaskiem. – Dlaczego to zrobiłaś?
– Nudziło nam się – wybąkałam, a w moich oczach stanęły łzy.
– Nam? – powtórzyła z naciskiem, a kiedy nieznacznie kiwnęłam głową, dodała: – Spójrz na mnie, jak do ciebie mówię.
Posłusznie wykonałam jej polecenie, a po moim policzku mimowolnie spłynęła łza. Na ten widok rysy twarzy mamy złagodniały. W jej oczach dostrzegłam nawet cień współczucia.
– Powiedz mi, Polu, z kim rozmawiałaś? – powtórzyła łagodnie.
– Liwia – poprawiłam ją machinalnie i od razu tego pożałowałam.
Mama przymknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, jej twarz przybrała wyraz, którego najbardziej nie lubiłam. Przypominał nieprzeniknioną maskę.
– Rozmawiałaś z Laurą, prawda? – domyśliła się.
Wiedziałam, że nie było sensu dalej się opierać, więc przytaknęłam.
– Rozejrzyj się – poleciła. – Czy widzisz gdzieś jakąś Laurę?
– Ukrywa się.
Głęboko westchnęła, pocierając dłonią skronie. Przez dłuższą chwilę milczała, kucając przede mną i skupiając swój wzrok na czymś, co znajdowało się ponad moim ramieniem. Byłam zbyt przerażona, żeby się poruszyć i zobaczyć, na co patrzyła, więc stałam dalej na swoim miejscu i gapiłam się na swoje stopy.
– No dobrze – odezwała się w końcu. – Idź do swojego pokoju, a ja znajdę Laurę i z nią porozmawiam.
– Nie – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Spojrzała na mnie pytająco, więc odwróciłam wzrok. Nie mogłam jej powiedzieć, że Laura jej nie lubiła, bo z pewnością zabroniłaby mi się z nią bawić. Dlatego posłusznie przytaknęłam i ruszyłam w stronę swojego pokoju, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę własną siostrę.
ROZDZIAŁ 4
Teraz
Przekroczyłam próg wydawnictwa akurat wtedy, kiedy wybiła godzina dziesiąta. Nie spodziewałam się, że na drodze będą takie korki, a na mieście tłumy, przez które nie potrafiłam znaleźć miejsca parkingowego. Musiałam zaparkować kilka ulic dalej, co przyczyniło się do mojej zadyszki i dotarcia na miejsce z lekkim opóźnieniem.
Rozejrzałam się dookoła. Wokół nie było żadnej żywej duszy. Nie wiedziałam, gdzie powinnam pójść. Właściwie to umówiliśmy się tylko na konkretną godzinę. Nic więcej.
Stałam tak może z pięć minut, plując sobie w brodę, że nie pomyślałam o tym wcześniej, żeby zapytać, gdzie powinnam się kierować po wejściu do budynku. Po prostu założyłam, że ktoś będzie siedział przy recepcji lub wokół będzie się kręciło mnóstwo ludzi. W końcu była dopiero dziesiąta rano. Oczekiwałam, że o tej godzinie praca będzie wrzeć na każdym rogu. Zza zamkniętych drzwi dobiegać będą odgłosy żywej debaty, a po korytarzach przemykać będą zabiegani pracownicy.
Moje wyobrażenie bardzo odbiegało od rzeczywistości, przez co poczułam, jak rośnie we mnie rozczarowanie, pogłębiające się z każdą kolejną minutą, którą spędzałam na opustoszałym holu. Nagle moim oczom ukazała się kobieta.
Poczułam, jak wypełnia mnie ulga, a w moim sercu pojawiła się iskierka nadziei.
– Przepraszam – zwróciłam się do niej.
Znajdowała się kilka metrów ode mnie i nie byłam pewna, czy mnie usłyszała, ponieważ nie odwracała wzroku od swojego telefonu, jednak po chwili na mnie popatrzyła, co ośmieliło mnie do tego, żeby zrobić kilka kroków w jej stronę.
– Słucham? – zapytała, najwyraźniej zaskoczona moją obecnością.
– Byłam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną – wyjaśniłam, a kiedy jej mina pozostała taka sama, to dodałam: – Jestem ilustratorką.
Liczyłam, że te słowa coś zmienią, ale bruzda pomiędzy brwiami kobiety coraz bardziej się pogłębiała. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem czegoś nie pomyliłam. Może umówiona byłam na inną godzinę. Inny dzień nie wchodził w grę, bo doskonale zapamiętałam, że mam rozmowę czwartego lipca. Tego samego dnia obroniłam pracę licencjacką oraz zdałam prawo jazdy. Miałam nadzieję, że ta data po raz kolejny przyniesie mi sukces.
– Dzisiaj miała odbyć się tylko jedna rozmowa kwalifikacyjna – zauważyła kobieta, a ja uśmiechnęłam się szeroko, dając jej niewerbalny znak, że chodziło o mnie. – Zakończyła się jakieś piętnaście minut temu.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo, a przed oczami zaczęłam widzieć mroczki. Wzięłam głęboki wdech, a później powoli wypuściłam powietrze z płuc. Próbowałam się uspokoić, ale cała trzęsłam się jak galareta.
– To niemożliwe – wyszeptałam. – Byłam umówiona na dziesiątą.
– Godzina spotkania została przesunięta, o czym poinformowaliśmy kandydatkę drogą mailową. – Westchnęła, a następnie spojrzała na mnie współczująco. – Może pomyliła pani dzień. Proszę sprawdzić jeszcze raz e-mail. A teraz przepraszam, ale się spieszę.
Przeszła obok i zniknęła w korytarzu, zostawiając mnie samą z bijącymi się myślami. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co powiedziała. Byłam pewna, że dobrze zapamiętałam termin, ale nagle zaczęłam w to wątpić.
Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęłam telefon z torebki i odblokowałam ekran. Weszłam na pocztę, a następnie przejrzałam przychodzące maile, szukając tych od wydawnictwa. Zdziwiłam się, kiedy dostrzegłam odczytaną wiadomość sprzed tygodnia, która trafiła do Niechcianych. Nie zauważyłam jej wcześniej, chociaż przeglądałam pocztę co najmniej kilka razy dziennie.
Kliknęłam na maila, chociaż podświadomie wiedziałam już, co zobaczę. Kilka sekund później moim oczom ukazała się informacja o zmianie godziny spotkania.
– Pani Damer? – Usłyszałam za swoimi plecami.
Podskoczyłam zaskoczona. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy przestałam być sama. Położyłam dłoń na sercu, które omal nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej, a następnie odwróciłam się w stronę głosu.
– Zapomniała pani czegoś? – zapytał mężczyzna w średnim wieku.
– Nie, ja… – odparłam, ale szybko zamilkłam, ponieważ nie wiedziałam, co właściwie powinnam powiedzieć. W głowie miałam pustkę. – Chciałam skorzystać jeszcze z łazienki.
Tak właściwie to chciałam wiedzieć, co, do cholery, się stało? Jakim cudem odbyła się rozmowa kwalifikacyjna, na którą tylko ja byłam zaproszona, skoro mnie na niej nie było? I skąd ten facet znał moje nazwisko?
– Muszę przyznać, że pani prace były świetne – powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. – Idealnie wpasowuje się pani w nasze wyobrażenia co do ilustracji nowej książki dla dzieci, więc chyba jeszcze dzisiaj podejmiemy decyzję o współpracy z panią.
Przez głowę przeszła mi niepokojąca myśl, która wraz z jego kolejnymi słowami stawała się coraz bardziej realna.
O Boże.
Zmusiłam się do uśmiechu, chociaż byłam pewna, że wyszedł z tego tylko grymas. Wcale nie cieszyłam się z tego, że chcieli mnie przyjąć. Byłam zbyt przerażona tym, że ktoś prawdopodobnie podszył się pode mnie, przyszedł na moją rozmowę kwalifikacyjną i zaprezentował Bóg wie co, dzięki czemu miałam dostać swoją wymarzoną pracę.
Nie wiedziałam, dlaczego jakaś osoba zadała sobie tyle trudu, co to miało na celu i jakim cudem się udało, skoro teraz ten mężczyzna był przekonany, że tylko wróciłam po swoją zgubę. To mogło jedynie oznaczać, że ten ktoś był bardzo do mnie podobny, a to z kolei było nieprawdopodobne, niemożliwe i cholernie przerażające.
Co, do cholery, się dzieje?
– Dobrze się pani czuje? – zapytał. – Jest pani bardzo blada.
Spojrzałam na niego, chociaż w ogóle go nie widziałam.
– Gdzie jest łazienka?
Wskazał dłonią kierunek, a ja rzuciłam się w tamtą stronę. Wbiegłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie plecami. Serce waliło mi jak oszalałe, a nogi mimowolnie ugięły się pode mną. Opadłam na tyłek, zalewając się łzami.
Miałam wrażenie, że tkwiłam w swoim najgorszym koszmarze, i marzyłam tylko o tym, żeby w końcu się z niego obudzić. Zamknęłam oczy, chowając głowę w ramionach. Chciałam otworzyć je dopiero wtedy, kiedy będę pewna, że znajduję się w swoim łóżku, a to wszystko było tylko złym snem.
Po chwili poczułam, jak ktoś napiera na drzwi, próbując dostać się do środka.
– Halo? – Usłyszałam, a następnie rozległo się pukanie. – Jest tam kto?
Otworzyłam oczy i wytarłam łzy z policzków. Podniosłam się, po czym odsunęłam się od drzwi. Niespiesznie nacisnęłam na klamkę, a kiedy stanęłam twarzą w twarz z kobietą, która próbowała wejść do środka, wyminęłam ją i jakby nigdy nic ruszyłam przed siebie.
Wokół zauważyłam przemykających ludzi. Niektórzy szli na spotkania, nie zwracając na mnie uwagi, a inni tłoczyli się w niewielkich grupkach na korytarzach oraz w holu. Nie wiedziałam, skąd nagle się tam wzięli, ale nie obchodziło mnie to za bardzo. Czułam na sobie ich spojrzenia, kiedy przeciskałam się pomiędzy nimi, mimo to nie nawiązałam z nikim kontaktu wzrokowego ani nie zatrzymałam się chociaż na sekundę. Szłam dalej, aż dotarłam do wyjścia.
Myślałam, że kiedy przekroczę próg i znajdę się na ruchliwej ulicy, to coś się zmieni. Olśni mnie i zrozumiem, co właśnie się wydarzyło. Pojmę ten dziwny żart, a wtedy wszystko wróci do normy.
Myliłam się. Nic się nie zmieniło. Świat mknął do przodu, ale już nie zabrał mnie ze sobą. Wszyscy żyli dalej, jakby nic się nie stało, a ja się zatrzymałam na tym jednym momencie, który odmienił moje życie, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo.
Stałam na zatłoczonym chodniku, nie będąc świadoma tego, że ten koszmar w ogóle nie zbliżał się do końca. On dopiero się zaczynał, a najgorsze było przede mną.
Redakcja: Aleksandra WrońskaKorekta: Ola JuryszczakProjekt okładki: Tomasz BiernatSkład: Tomasz Biernat
Copyright by Justyna Spandel 2025Copyright for the Polish Edition by Wydawnictwo Nocą,Warszawa 2025
Druk i oprawa:Abedik S.A.
ISBN: 978-83-68037-68-5
WYDAWNICTWO NOCĄul. Filipiny Płaskowickiej 46/8902-778 WarszawaNIP: 9512496374www.wydawnictwonoca.ple-mail: kontakt@wydawnictwonoca.pl