Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
20 lat najlepszej polskiej serii dla nastolatków!
Dwie dekady fantastycznych przygód, osiemnaście tomów, ponad milion osiemset tysięcy sprzedanych egzemplarzy i pierwsza lektura szkolna, którą przed próbą całkowitego usunięcia z ministerialnej listy obronili sami uczniowie. Seria „Felix, Net i Nika” Rafała Kosika dawno przekroczyła granice wyznaczone przez rynek książki. To po prostu popkulturowy fenomen!
Teraz, z okazji dwudziestej rocznicy ukazania sięGangu Niewidzialnych Ludzi(czyli tomu, który pierwotnie miał być pierwszym i ostatnim), Wydawnictwo Powergraph zaprosiło społeczność „Felixa, Neta i Niki” do współpracy przy niesamowitym projekcie. Z kilkuset nadesłanych przez fanów opowiadań konkursowe jury wybrało dwadzieścia najlepszych, wróżąc niektórym autorkom i autorom prawdziwą literacką karierę…
Fantologia to opowieści o tym, czego fanom serii FNiN przez lata brakowało. O bohaterach głównych, ale i tych pobocznych: Laurze, Babci Lusi, Gilbercie i Aurelii, ale też o Golemie Golemie, Cabanie i… Konpopozie! Historie z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Z uniwersum nam najbliższego i ze światów równoległych. A na koniec – dłuuugie opowiadanie Rafała Kosika, bo to przecież od Rafała się wszystko zaczęło!
Autorzy:
Konrad Domagała, Mateusz Kaczyński, Krzysztof Kietzman, Miłosz Konarski, Aleksandra Kosowska, Justyna Łuć, Patrycja Łukaszyk, Aleksandra Łukowska, Natalia Maleszewska, Anastazja Nocoń, Michał Tadeusz Noworyta, Alicja Paterek, Kalina Pawełczak, Bartłomiej Przybylski, Robert Solski, Bogna Szymankiewicz, Sebastian Tauer, Katarzyna Wilczyńska, Lidia Wojciechowska, Karolina Zdunek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 508
Dotychczas w serii ukazały się:
1. Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
2. Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa
3. Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów
4. Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności
5. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek
6. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2. Mała Armia
7. Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka
8. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn
9. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero
10. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci
11. Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie
12. Felix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy
13. Felix, Net i Nika oraz Klątwa Domu McKillianów
14. Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie
15. Felix, Net i Nika oraz Koniec Świata Jaki Znamy
16. Felix, Net i Nika oraz Zero Szans
17. Felix, Net i Nika oraz Zero Szans 2. Inne Jutro
18. Felix, Net i Nika oraz Fantologia
UWAGA: Każdy tom można czytać niezależnie od znajomości poprzednich tomów serii!
Dla
Eweliny Ogrodowicz, Bartosza i Michała Hernasów, Klaudii Wawrzeszkiewicz, Jacka Kalkowskiego, Kamila Mańkowskiego, Alicji Januszewskiej, Marceliny Płonowskiej, Norberta Rutkowskiego, Marcina Elantkowskiego, Kacpra Stachyry i… wielu, wielu innych osób, dzięki którym w ogóle chciało mi się napisać te 12 470 387 literek.
Około 15 godzin przed zniknięciem
— No, to nie zwiastuje niczego dobrego. Właściwie, to zwiastuje coś bardzo złego.
Trójka przyjaciół, wraz z Wędrowcem oraz pobrzękującym niedaleko Manfredem, stała na końcu statku, spoglądając na morze wydm. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, ciągnęła się połać piasku – wszędzie, z wyjątkiem punktu daleko przed nimi, zamazanym nieco z powodu drżącego od gorąca powietrza, który jednak bez wątpienia przedstawiał obcy statek.
— W tym świecie także zdarzają się piraci? — zdziwił się Net.
Wędrowiec ściągnął gogle i przetarł je, odsłaniając na chwilę twarz ogorzałą od słońca.
— No, jeśli jest co złupić, pojawią się i chętni do łupienia — przyznał. — Zastanawiałem się, dlaczego mniej statków obiera ten kurs… Mówiąc prościej, trzeba było posłuchać instynktu żeglarza.
— I… co teraz? — dopytał znowu Net. Felix wpatrywał się w statek bez słowa, Nika delikatnie zaciskała palce na barierce. — Powinniśmy… Coś zrobić? Jest tu jakaś ogromna armata lub coś w tym stylu?
— Nie. I tak nie obroniłbym statku sam. No i każdy przedmiot zabrany na pokład zmniejsza ładowność statku, a ja przewożę przecież towary na handel. — Wędrowiec na nowo założył gogle. — Tamci za to mogą mieć jakąś broń, ich celem jest łupienie. Z tego, co wiem, najczęściej nie porywają całego statku, nie opłaca im się to, biorą tylko najcenniejsze rzeczy… Eh. Spróbujemy im uciec, to nasza jedyna opcja. Obawiam się jednak, dzieciaki, że w takim wypadku nie dam rady dostarczyć was w miejsce, o które prosiliście. Przepraszam.
Nika westchnęła głośno, Felix odwrócił spojrzenie. Net zerknął w stronę horyzontu, jakby miał nadzieję zobaczyć z tej odległości latarnię Milo świecącą im na powitanie. Od kiedy opuścili swoją Warszawę, spędzili już tyle czasu, podróżując od świata do świata. Nie mieli pewności, czy tamten portal nadal istnieje, ale był ich jedyną opcją powrotu do domu. Teraz ta okazja odpływała jak liść rzucony na taflę jeziora i raczej nie było na to rady. Nie mogli po prostu wyjść na piasek – groził im nie tylko niemiłosierny upał, ale i głodne krwi, biomechaniczne stworzenia, żyjące pod ziemią. Utknęli na pokładzie tego statku, a statek najwyraźniej utknął we własnej sytuacji bez wyjścia.
— Felix! — wyrwało się Netowi. — Felix, powiedz, że masz jakiś plan.
Widać było, że Felix nad czymś rozmyśla, ale jego milczenie nie nastrajało optymistycznie. Po chwili odpowiedział:
— Nie mamy kremów z filtrem… Musimy znaleźć coś, czym można się owinąć, żeby nie skończyło się to udarem słonecznym. Woda i jakieś jedzenie też by się przydały. W ogóle dobrze by było dowiedzieć się o tym świecie jak najwięcej. — Odwrócił się ku nim. — Obawiam się, że możemy spędzić tu jeszcze trochę czasu.
Około 14 godzin przed zniknięciem
Z początku mieli nadzieję, że pod pokładem znajdą trochę chłodu. Było to raczej naiwne założenie. Kiedy zeszli po schodach, okazało się, że powietrze co najwyżej zmieniało zapach na podobny do tego, który wydziela drewniana szopa stojąca w upalnym słońcu.
— Kajuty… Ciekawe, co jest w magazynie. — Net rozejrzał się z ciekawością po ciasnej przestrzeni. — Mogę buchnąć komuś trochę czekolady z przyszłości?
— Pewnie zapasy na podróż, no i przewożone towary. — Felix wydawał się bardzo zainteresowany budową statku. — Dlaczego statek? — zastanowił się na głos, rozglądając się wokoło. — Sterowiec nie byłby praktyczniejszy?
— Zamiast żagli ma balony, to właściwie prawie jak sterowiec. Baloniec. — Net sięgnął do klamki na drzwiach z napisem „magazyn”.
— Pamiętaj, żeby nic nie dotykać — upomniała go Nika. — Jesteśmy tu gośćmi.
— Za kogo mnie uważasz? — Net zniknął w pokoju. Dziewczyna westchnęła, a potem przyjrzała się dziwnym urządzeniom w suficie, a właściwie to nie w suficie, tylko we właściwym pokładzie. — Felix, czy tylko wydaje mi się, czy to kryształy? Technologia przyszłości?
— Wręcz przeciwnie. — Chłopak spojrzał z bliska na półprzezroczyste kryształy, kształtem przypominające odwrócony pryzmat, ale inaczej wyszlifowane, umieszczone w pokładzie. — To wynalazek stary już nawet jak na nasze czasy… Dawniej zdarzało się, że używano takich kryształów, żeby oświetlać przestrzeń pod pokładem. Światło wpada z góry, a potem załamuje się i rozprasza, żeby zapewnić niżej trochę światła. Sposób dużo bezpieczniejszy w czasach lamp naftowych i pochodni.
— Nie jestem pewna, czy chciałabym rozpalać ogień na dusznym, suchym, drewnianym statku — zgodziła się Nika.
— Uroki życia sprzed czasów elektryczności. Jeśli się nie mylę, to podobne pryzmaty były też używane, żeby zobaczyć, czy przypadkiem w ładowni nie zaprószono ognia. Tak jakby na odwrót. — Felix zadarł głowę. — Ten statek to bardzo interesujący mix starego budownictwa z nowoczesnością. A ja wciąż się zastanawiam, jak działa ten system z balonami.
— Nika, Felix? Musicie to zobaczyć. — Net wystawił głowę zza framugi. — Poważnie.
Magazyn okazał się najprzestronniejszym pomieszczeniem pod pokładem. Pełen był paczek, staromodnych beczek i worków, ale także urządzeń elektrycznych i ubrań. Wszystko zostało porządnie zapakowane oraz oznakowane. W osobnym miejscu stały zapasy Wędrowca na podróż.
Tym, co zainteresowało Neta, było niewielkie pudło. Tuż nad nim – nie na nim, co zauważyli ku swojemu zaskoczeniu – unosił się intensywnie zielony kryształ. W przeciwieństwie do pryzmatów umieszczonych w pokładzie, nie wydawał się szklany. Właściwie to nie przypominał niczego, co wcześniej widzieli w całym swoim życiu. Zbliżyli się do niego z wahaniem.
— Pole elektromagnetyczne? — Felix prawie dotknął pudełka. Powstrzymał się w ostatnim momencie.
— I buczy — stwierdził Net. — Przypomina mi taką śmieszną lampkę, którą widziałem kiedyś w necie. Tylko tamta mniej przypominała znaczek Simsów, a bardziej księżyc. Myślicie, że to jest fragment tej technologii przyszłości?
— Nie mam pojęcia co to. — Felixa wyraźnie bardzo korciło, żeby obejrzeć kryształ z bliska. Kucnął, ale go jednak nie dotknął. — Muszę spytać o to naszego przewodnika.
— Właściwie… — Wzrok Niki padł na bele materiału oraz jedzenie. — Możemy go też spytać, czego tu w ogóle wolno nam dotykać i używać. Wprosiliśmy się na jego teren i zupełnie się tym nie przejmujemy. Ten statek jednak do kogoś należy, tak samo jak te rzeczy.
— Masz rację. Wędrowiec nas uratował. Powinniśmy się odwdzięczyć, przynajmniej nic nie psując. — Felix wyprostował się. — Net?
— Czemu wszyscy zakładają, że to ja coś zepsuję? — Chłopak uniósł dłonie do góry. — Obiecuję trzymać się z daleka od zielonego znaczka Simsów. Zadowoleni?
Około 13 godzin przed zniknięciem
Podróż statkiem przez pustynię, a już szczególnie będąc ściganym przez piratów, z założenia wydawała się ekscytującym zajęciem. Problem polegał na tym, że pościg okazał się wyjątkowo nieemocjonujący, jeżeli to w ogóle był pościg. Statek piracki wlókł się za nimi w niemal tym samym tempie przez większość dnia. Felix zajął miejsce na mostku, obserwując pracę Wędrowca, a zarówno Net, jak i Nika zostali na pokładzie pod własnoręcznie stworzonym daszkiem. Upał był nie do wytrzymania. Nika próbowała czytać, Net zaś leżał z zamkniętymi oczami i obawiał się, że dosłownie usmaży mu się mózg.
— Manfred? — Chmara minirobotów unosiła się w pobliżu od samego rana. Net co jakiś czas pytał przyjaciela o odległość od drugiego statku, ale jednostki, w jakich Manfred podawał dane, nie mówiły mu za dużo. — Dalej leci tak samo?
— Teraz on ma nad nami przewagę szybkości, ale spowodowaną głównie wiatrem. Pewnie wróci do zwykłej prędkości, gdy to się zmieni.
— I niech tak zostanie. Ile masz jeszcze baterii?
— Niewiele. Trochę obawiam się, że bez ładowania niedługo nie będę mógł już wam pomóc. Czy to właśnie odczuwa człowiek? Obawiasz się, że twoje ciało zawiedzie, a potem…
— A potem żyjesz wiecznie w moim telefonie. Nie możesz umrzeć, Manfred. Najwyżej… Najwyżej minie trochę czasu, zanim się spotkamy ponownie. I w tym świecie musi być gdzieś prąd.
— Jest, ale tutaj, na pustyni, to jednak produkt deficytowy. — Wędrowiec z Felixem zbliżyli się do nich, schodząc z góry. — Nie zdziwcie się, że zmieniłem kurs. Przez radio dowiedziałem się, że niedaleko znajduje się jedna z przenośnych stacji paliwowych. Piraci nie powinni nas zaatakować, dopóki tam jesteśmy… a wy zobaczycie jedną z ciekawostek naszego świata.
— Ciekawostek?
— Przenośne miasto. — Wędrowiec znowu założył gogle i długi do ziemi płaszcz. Oparł się o barierkę. — Statki zazwyczaj podróżują przez pustynię bez zatrzymywania się. Nie ma nas dużo. Czasami jednak zdarzają się… Stacje. Szybko zbudowane, tymczasowe miasteczka. Nie można ich ulokować na stałe, bo biomechy by je pożarły. Przez pewien czas jednak stoją, a na nich – są ludzie. To przykład jednej z symbioz tego świata.
— Symbioz? — Tym razem Neta ogarnęły złe przeczucia. — Symbioz z czym?
Wędrowiec tylko się uśmiechnął.
— Pięknej panience się to może nie spodobać — zapowiedział trochę złowieszczo, choć nie takie były jego intencje. — Powiem wam potem. A na razie, co powiecie na obiad?
Około 10 godzin przed zniknięciem
Na horyzoncie majaczyło miasto.
W pierwszym odruchu Net wymamrotał „fatamorgana” i nawet Felix go nie poprawił – naprawdę wyglądało to jak fatamorgana, coś zupełnie niepasującego do struktury świata. Błyszczało olinowaniem, metalem, drewnem i materiałem. Miało dziwaczny, przyczajony kształt. Liczne podesty spoczywały na nogach, wykrzywionych niczym u owada. Na masztach powiewały kolorowe sztandary. Przyjaciele dostrzegli też ludzi, którzy z tej odległości wydawali się maleńcy jak mrówki. W czymś, co Felix nazwał w myślach dokami, cumowało kilka statków.
Stali na pokładzie i wpatrywali się w ten nierealny widok.
— Mówił pan — zauważył przytomnie Felix — że biomechy zjadają wszystko, co pozostanie na noc na pustyni. Z czym zatem może być ta symbioza? Niczego nie widzę.
— Natura ma swoje sposoby, żeby odnaleźć balans. — Wędrowiec zmrużył oczy. — No, może nie zawsze, wnioskując po pustyni… Ale przynajmniej czasem. Tak jak pojawiły się biomechy, stworzono też coś, co poluje na nie. Widzieliście moje pająki, nie?
— Coś takiego żyje pod miastem?! — Net złapał się za serce. — Kolejne gniazdo radioaktywnych tarantul?
— Lepiej. — Mężczyzna uśmiechnął się krzywo. — Matka.
— Mamusioboska… — Net nie mógł się powstrzymać od komentarza. Nika lekko zbladła. — Czyli to taka postapokaliptyczna wersja tego pająka, którego nie zabiłeś i schował ci się pod łóżkiem. Tylko że ten nażarł się kurzu i jest wielkości twojego psa. Za jakie grzechy…
Im bardziej się zbliżali, tym mocniej miasto przypominało coś, co superpaczka prędzej spodziewałaby się zobaczyć w filmie postapokaliptycznym niż na własne oczy. Wędrowiec zaczął się krzątać przy przyciskach i linach.
— Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, generuje mnóstwo problemów — wyjaśnił. — Na świecie, mam na myśli. Biomechy nie wszędzie występują tak często, ale na pustyni lgną do ludzi, do miast. Trudno jest pozostać w jednym miejscu bez Obrońcy… Właściwie jest to wyrok śmierci.
— Czyli tak nazwano tego wielkiego pająka? — Nika wydawała się w równym stopniu przestraszona, co zafascynowana. Wędrowiec kiwnął głową.
— Potrzymajcie mi to tak… O. Felix, mógłbyś pójść na dół i przynieść krótkofalówkę? — Mężczyzna ustawił Neta przy jakimś lusterku. — Wedle legendy pierwszego Obrońcę odkrył człowiek, którego piraci porzucili na pastwę losu. Osąd piasku, tak to nazywają. Tak naprawdę to po prostu egzekucja. Pozostawia się człowieka z butelką wody na pustyni, wieczorem, przed nocą. W teorii, jeśli przeżyje, jego poprzednie winy są zmazane… Nie muszę wam chyba mówić, jak często to się zdarza.
— Rzadko? — zasugerował mimo to Net.
— Nigdy. — Statek zaczął zniżać lot i zwalniać. Żarząca się część pod balonami przygasła. — Ale był taki jeden… Jeden, który trafił do dziwnej jaskini wzmocnionej pajęczą nicią. Myślał, że w niej zginie, ale odkrył, że ogromny pająk pozostawiał go w spokoju tak długo, jak ten człowiek nie dotykał konkretnych pajęczych nici… Ale za to doskonale radził sobie z intruzami w postaci biomechów. To był początek tej osobliwej współpracy.
— Ludzie z arachnofobią mają tutaj raczej kiepskie życie, co?
— Pewnie trzymają się z daleka od pustyni. Gdybym był złośliwy… — Wędrowiec się uśmiechnął, łapiąc za linę, ale nie skończył zdania.
Nika także się uśmiechnęła. Net zerknął na nią kątem oka.
— To co? — spytał podejrzliwie.
— Jestem prawie pewna, że chodziło o to, że większość normalnych ludzi trzyma się z dala od pustyni — podpowiedziała mu Nika, a potem zerknęła za siebie, w kierunku rufy. — Mogłabym przysiąc, że…
— Co? — Net z wrażenia prawie puścił lusterko. — Lody miętowe? Masz przeczucie?
— Nie… Chyba nie.
Wszyscy włożyli dodatkowe ubrania. Net miał na sobie czapkę kojarzącą się trochę z tymi, które zapaleni wędkarze zabierali ze sobą na połowy, Felix owinął głowę jasnym materiałem, a Nika wytrzasnęła skądś słomkowy kapelusz z bardzo, bardzo szerokim rondem. Przypominali grupę turystów, którym ktoś kazał się ubrać w ciemności. Na szczęście Wędrowiec bardzo im pomagał. Nika kolejny raz pożałowała, że nie może używać swoich mocy ot tak, na zawołanie. Odwróciła się. Wokół zerwał się wiatr.
— Czy piraci na pewno nie dopadną nas na stacji? — zapytała.
— Nie ma mowy! — odkrzyknął Wędrowiec. — Nie mieliby odwagi! Zatankujemy, prześpimy noc i kontynuujemy podróż.
Około 9 godzin przed zniknięciem
Grupa ludzi pomogła zadokować „Symfonię Mórz”. Przyjaciele przyglądali się temu z niedowierzaniem pomieszanym z fascynacją. Dzięki połączonym wysiłkom Wędrowca oraz tamtych, statek opadł na wydmy. Wędrowiec wyskoczył po trapie, a potem podał rękę po kolei każdemu z mężczyzn.
— Obserwujcie — poprosił przyjaciół Felix. — Nie wiemy, kiedy uda nam się wrócić do domu. Na razie tu utknęliśmy. Każda informacja jest na wagę złota.
— Możecie pokręcić się po mieście — zawołał do nich Wędrowiec. — Tylko pilnujcie się wzajemnie i wróćcie przed zapadnięciem zmroku. Weźcie też noże, jeśli je macie.
Na horyzoncie słońce zmieniło już barwę na pomarańczową i niebezpiecznie zbliżało się do linii pustyni. Statek, który ich gonił, majaczył w odległości, ale jak przewidział Wędrowiec – nie zbliżał się.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, a potem przenieśli wzrok na głośne, kolorowe miasto. Przypominało nieco targ, rozłożony na wielu piętrach. Obok nich cumowały inne statki, może ludzi, którzy również przybyli do miasta, a może i nawet jego budowniczych. Wiatr łopotał paskami kolorowego materiału, w powietrzu pachniało benzyną i przyprawami.
— Nóż — mruknął Net. — Przecież ja nawet pomidora nie umiem pokroić.
Byli zmęczeni podróżą i upałem, ale ciekawość okazała się silniejsza od strachu i wyczerpania.
— Po prostu się nie rozdzielajmy — zaproponowała Nika. — I postarajmy się nie wyglądać na zgubionych.
— Gdyby były tu jakieś dzielnice, gdzie nie powinniśmy wchodzić, Wędrowiec by nam pewnie powiedział — zastanawiał się głośno Felix. — Zresztą, te miasta są tymczasowe i nastawione na przyjezdnych… Chodźmy.
Na początku musieli się przyzwyczaić do chodzenia po chwiejnych, drewnianych podestach. W większości miejsc brakowało barierek, nieważne jak wysoko prowadziły chodniki. One same umieszczone były na pokaźnych rozmiarów konstrukcjach, podobnych do rusztowań. Często biegły siatką połączeń pomiędzy podestami na najniższym piętrze, a potem wznosiły się na kolejne poziomy.
Mijani ludzie wydawali się surowi i twardzi, ogorzali od wiatru i mocnego słońca, różnorodność ich strojów zdradzała, że przybyli z różnych stron świata. Nika zauważyła jednak pewien podział, który rzucił jej się w oczy, gdy popatrzyła na używane przez nich kolory. Niektórzy wprowadzali do szarego ubioru czerwone elementy, a inni – chociaż wyglądali, jakby na ich ubraniach lśniły wszystkie kolory tęczy – pewnych konkretnych barw całkiem się wystrzegali.
A więc rządziła tym jakaś zasada, której nie rozumieli. Na szczęście czuli się bezpiecznie, nikt ich nie zaczepiał – no może nie licząc rozłożonych tu i tam sprzedawców.
Życie miasta koncentrowało się na ulokowanym w centrum targu. Pachniało pieczone na grillu jedzenie, wokół sprzedawano wszystko – od noży, przez ubrania, po błyskotki, a także coś, co do złudzenia przypominało magiczne medaliony. Przyjaciele rozglądali się, zafascynowani. Co ciekawe, nie wszyscy wokół mówili po polsku, a nawet jeśli – nie wszystkie słowa były dla przyjaciół zrozumiałe. Nie znali miejscowego slangu. Pozwolili sobie chwilę pokręcić się przy stoisku z nożami.
— Hej, Siwy! — Ktoś, kto siedział przy barku, niedaleko, odwrócił się i krzyknął bez żadnych ceregieli ponad szumem rozmów — Wędrowiec, stary skurczybyk, do nas zawitał!
— Ciekawe, co ma tym razem. Widzę, że gonią go Amazonki — padł okrzyk z innej części targu. Przez tłum przepychał się wysoki, barczysty drab w ciemnej kurtce, z niebieską bandaną na czole. Co ciekawe, nie był siwy, lecz łysy. — Wiesz może za co?
— Podobno mają z nim przeszłość. Mogą go gonić za dziesiątki rzeczy, wiesz. Słyszałem… — Nie dowiedzieli się niczego więcej, bo rozmówcy przestali krzyczeć. Przyjaciele zamarli.
— Ma z nimi przeszłość? — powtórzył Net. — Co za przeszłość?
— Och, nie słuchaj plotek, młody człowieku. — Starsza pani, która – o dziwo – sprzedawała noże i sama bawiła się teraz jednym z nich, spojrzała na całą trójkę z błyskiem w oku. — Wędrowiec to solidna firma. Ale blokujecie mi stoisko. Kupujecie czy nie?
Wycofali się, przepraszając. Zapadał zmrok, więc musieli zgodnie z obietnicą skierować się w stronę statku.
— Manfred — podrzucił Net, gdy przyjaciel pojawił się obok nich pod postacią chmury minirobotów. — Posłuchaj, co o Wędrowcu mówią ludzie.
— I co, dostałem fuchę szpiega?
— To ważne.
— Nie podoba mi się, że nam o tym nie powiedział — oznajmił z pewnym napięciem Felix, schodząc po kołyszącym się trapie. Piasek rozpościerał się wiele metrów niżej, słońce chowało się właśnie za horyzontem. Rdzawe światło kładło się miękko na wydmach. — Kto wie, co jeszcze ukrywa.
— To jednak obcy dla nas mężczyzna — zauważyła Nika trzeźwo. — Nie możemy od niego wymagać, że opowie nam o wszystkim. Nie pytaliśmy go o jego przeszłość. Jesteśmy tylko… pasażerami na gapę. A on do tej pory tylko nam pomaga.
— Takie z nas pasożyty. — Net wyraźnie chciał zerknąć w dół, ale się powstrzymał. — Zresztą nie sądzę, żebyśmy mieli jakieś opcje.
Była to prawda. Stanęli, podziwiając zachód słońca. Odezwała się tęsknota za domem. Świat wokół był kolorowy, ciekawy i fascynujący, ale także przeraźliwie obcy. Niewłaściwy.
— Myślicie, że dopadnie nas tu Bezkształt? — mruknął Net, mając na myśli stwora, który ścigał ich od momentu, gdy pierwszy raz przeszli przez Pierścień. — Ciągle nas goni?
— Myślę, że nie — odparła cicho Nika. — O to mu pewnie chodziło, żebyśmy się tu znaleźli… Myślę, że to był cel. Zresztą, miałeś rację… Na razie i tak nie mamy dokąd uciec.
Jej wzrok, żeby nie wiem jak się starała, wciąż uciekał w stronę unoszącego się w oddali, ciemnego zarysu obcego statku.
Około 7 godzin przed zniknięciem
Gdy zapadła ciemność, wrócili na „Symfonię Mórz”. Wędrowiec zaproponował im swoje zimne racje żywnościowe, które zjedli z bułkami kupionymi w mieście. Gospodarz wyciągnął śpiwór i koc, rozłożył je przy mostku.
— Będzie piękna, bezchmurna noc — zapowiedział. — Warto to zobaczyć. Takie widoki nie zdarzają się często. Jakby co, biorę całą wartę.
Miał rację. Gdy zapadł zmierzch i na niebie pojawił się księżyc, a miasto rozświetliły pochodnie i latarnie, z dziobu „Symfonii Mórz” rozciągał się jeden z najbardziej imponujących widoków, jakie widzieli w życiu. Nika oparła się o Neta i westchnęła.
— Nigdy nie widziałam tylu gwiazd…
— W Warszawie by nam się to nie udało. — Felix przeniósł spojrzenie z nieba na piasek. — Patrzcie. Rzeczywiście trzymają się z dala.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki