Fenua - Patrick Deville - ebook + książka

Fenua ebook

Patrick Deville

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Polinezja to rozproszone wyspy, atole i archipelagi, obejmujące tysiące kilometrów, gdyby jednak zebrać je razem, stworzyłyby ląd wielkości Korsyki. To wyobrażone terytorium nazywa się Fenua.

Ósma z przełożonych na polski powieści Patricka Deville’a jest, jak zwykle, pełna historii, spotkań i podróży. Wędrujemy, marzymy. Poznajemy tło kolonialnych konfliktów między Francją a Wielką Brytanią, spotykamy Bougainville’a, Stevensona, Melville’a, Pierre’a Lotiego, Victora Segalena i przede wszystkim Gauguina, malarza, który utrwalił nasze wyobrażenie o Fenui – wizję rozpustnej słodyczy i pierwotnej dzikości. To właśnie tam, na tych cudownych wyspach, w drugiej połowie XX wieku Francja przeprowadzała próby jądrowe… Także i tej o mrocznej stronie „raju” pisze w Fenui Deville.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 395

Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Fe­nua
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: LI­DIA KOŚKA
Ko­rekta: RE­NATA KUK, BE­ATA WY­RZY­KOW­SKA
Pro­jekt okładki: KA­TA­RZYNA KACZ­MA­REK
Co­py­ri­ght © Édi­tions du Seuil, 2021 For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2023, Noir sur Blanc, War­szawa
ISBN 978-83-7392-842-8
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.

Cet ouvrage, pu­blié dans le ca­dredu Pro­gramme d’aide à la pu­bli­ca­tion Boy-Że­leń­ski,a bénéfi­cié du so­utien de l’In­sti­tut fra­nçais de Po­lo­gne.

Książkę wy­dano dzięki do­fi­nan­so­wa­niuIn­sty­tutu Fran­cu­skiego w Pol­scew ra­mach Pro­gramu Wspar­cia Wy­daw­ni­czego Boy-Że­leń­ski.

Któż byłby tak sza­lony, aby przed śmier­cią

nie obejść przy­naj­mniej swo­jego wię­zie­nia?

Mar­gu­erite Your­ce­nar, Ka­mień fi­lo­zo­ficznyprzeł. Eli­gia Bą­kow­ska

mapa Ta­hiti

pierw­szy fo­to­graf Ta­hiti

Zdję­cie zro­biono 15 sierp­nia 1860 roku. Gu­stave za­pi­suje tę datę w ze­szy­cie. Tech­nika z wy­ko­rzy­sta­niem pa­pieru wo­sko­wa­nego jest nowa i po­zwala na wy­ko­na­nie kilku od­bi­tek tego sa­mego uję­cia.

Utrwa­lony w ten spo­sób wi­do­czek z Ta­hiti po raz pierw­szy nie jest ani ry­sun­kiem, ani akwa­relą, ani ob­ra­zem szta­lu­go­wym. Choć kom­po­zy­cję ma ma­lar­ską. Od le­wej kadr za­myka smu­kły i pro­sty pień palmy ko­ko­so­wej, któ­rej li­ście two­rzą czarną plamę w gór­nym rogu, po pra­wej na­to­miast wi­dzimy szczyt bla­sza­nego da­chu chaty. Brą­zo­wo­szara od­bitka przed­sta­wia do­mek z ta­ra­sem. Dach jest dwu­spa­dowy, a nad nim, od tyłu, li­ście ba­na­nowca, w tle z ko­lei – gąszcz drze­wek przy­po­mi­na­ją­cych ket­mie li­po­wate. Gu­stave mieszka wła­śnie tu­taj, w tej „ma­łej cha­cie w do­brym sta­nie, z we­randą od frontu i ogród­kiem z tyłu, o sto kro­ków od szpi­tala, w są­siedz­twie re­stau­ra­cji”, która mie­ści się za­pewne w ho­telu Geo­r­ges, gdzie pierw­szy fo­to­graf Ta­hiti jada po­siłki.

Gu­stave Viaud jest le­ka­rzem lub ra­czej, we­dle ów­cze­snej no­men­kla­tury, chi­rur­giem ma­ry­narki, do­piero co ukoń­czył stu­dia w École de méde­cine na­vale w Ro­che­fort. Ta­hiti to jego pierw­szy przy­dział. Wy­spą włada w imie­niu ce­sa­rza fran­cu­ski ko­mi­sarz. Tu­tej­sza kró­lowa, Pōmare IV, pełni funk­cje wy­łącz­nie ho­no­rowe, ogra­ni­czone do mi­ni­mum. Młody me­dyk – o ile nie prze­bywa na któ­rejś z wysp ar­chi­pe­lagu, gdzie roz­wozi leki i udziela po­mocy – przyj­muje cho­rych w szpi­talu w Pa­pe­ete.

W ciągu czte­rech lat na wy­spach Po­li­ne­zji pierw­szy fo­to­graf Ta­hiti wy­ko­nał dwa­dzie­ścia cztery zdję­cia w tech­nice ka­lo­ty­pii, które sto lat póź­niej po­ka­zano w pa­ry­skim Mu­sée de l’Homme: mor­skie plaże, pa­łac kró­lo­wej, ar­se­nał, por­tret Te­rii­ma­eva­rui, córki kró­lo­wej Pōmare i księż­nej Bora-Bora. Dwu­dzie­sto­dwu­letni Viaud wy­ru­szył w po­nad­sied­mio­mie­sięczną, prze­ry­waną licz­nymi po­sto­jami po­dróż stat­kiem „Vic­to­rine”, tro­piąc w książ­kach ślady swo­ich po­przed­ni­ków, a zwłasz­cza pierw­szego z nich, Lo­uisa-An­to­ine’a de Bo­uga­inville’a, który dzie­więć­dzie­siąt lat wcze­śniej pły­nął tą samą trasą. W au­tor­skim opi­sie tej wła­śnie po­dróży Gu­stave mógł prze­czy­tać, jak fre­gata „La Bo­udeuse” ru­sza z Nan­tes w kie­runku es­tu­arium Lo­ary, cu­muje w Min­din, a po­tem w Bre­ście roz­po­czyna rejs do­okoła świata.

pierw­sze wy­prawy

Prze­wra­ca­jąc te same stro­nice, które Gu­stave czy­tał za­pewne w świe­tle lampy w swo­jej cha­cie lub pod­czas dy­żu­rów w szpi­talu, pró­bo­wa­łem wy­obra­zić so­bie, jak żył, czego się tu na­uczył i co so­bie po­my­ślał, gdy z lek­tury Bo­uga­inville’a do­wie­dział się, że już dawno, za cza­sów pierw­szych że­gla­rzy, po­dró­żo­wano mię­dzy dwoma świa­tami w obie strony: „Ereti przy­pro­wa­dził mi go i przed­sta­wił, da­jąc do zro­zu­mie­nia, że ten czło­wiek, zwany Ato­uru, chciał nam to­wa­rzy­szyć w dro­dze, pro­sił więc o moją zgodę”[1]. Ato­uru miał z wy­glądu ja­kieś trzy­dzie­ści lat i za­pewne my­ślał, że cho­dzi o krótki wy­pad na mo­rze. „Opo­wia­dał mi, że naj­dłuż­szy dy­stans, na jaki od­da­lił się od domu, li­czył pięt­na­ście dni mar­szu. Jest wielce praw­do­po­dobne, że kiedy po­sta­no­wił pły­nąć z nami, wy­obra­żał so­bie, że na­sza oj­czy­zna leży mniej wię­cej w ta­kiej sa­mej od­le­gło­ści”[2]. Wy­je­chał na kilka lat. I wi­dzia­łem, jak spa­ce­ruje po mostku tam i z po­wro­tem albo kuli się na koi, a kiedy mu zimno, wkłada ma­ry­nar­ską kurtkę.

Przy­wie­ziony do Pa­ryża w 1768 roku, przed­sta­wiony kró­lowi w Wer­salu, Ato­uru spo­ty­kał się z uczo­nymi i fi­lo­zo­fami – z La Con­da­mi­nem, Bo­uf­fo­nem, d’Alem­ber­tem i Di­de­ro­tem – miesz­kał u Bo­uga­inville’a przy ko­ściele Świę­tego Eu­sta­chego, stał się gwiazdą sa­lo­nów, gdzie ma­rzono o wol­nej mi­ło­ści, o zło­tym wieku sprzed Ko­ścioła i mał­żeń­stwa, o cza­sach pierw­szych lu­dzi. Na­uczył się kilku słów po fran­cu­sku, „każ­dego dnia wy­cho­dził sam na mia­sto, spa­ce­ro­wał i ni­gdy nie za­błą­dził. Czę­sto za­ła­twiał spra­wunki i pra­wie ni­gdy nie prze­pła­cił za­ku­pio­nych rze­czy”[3], cha­dzał sa­mot­nie do opery, którą uko­chał so­bie szcze­gól­nie, był czę­stym go­ściem u księż­nej de Cho­iseul. „Ceni so­bie wielce na­szą kuch­nię, jada z umia­rem, za to chęt­nie się upija, a naj­więk­szą z jego na­mięt­no­ści jest uga­nia­nie się za ko­bie­tami, mię­dzy któ­rymi nie prze­biera”[4]. I ta wła­śnie na­mięt­ność zgubi Ato­uru. Wsa­dzony na sta­tek, ru­sza w drogę po­wrotną przez Ocean In­dyj­ski, za­trzy­muje się na Île de France, gdzie spo­tyka Ber­nar­dina de Sa­int-Pierre’a, a po­tem na wy­spie Reu­nion, zwa­nej wtedy Bo­ur­bon; umiera na ospę, po czym jego zwłoki zo­stają wy­rzu­cone za burtę u wy­brzeży Ma­da­ga­skaru.

Fran­cuzi zro­bili z Ato­uru li­ber­tyna, ina­czej na­to­miast po­to­czyły się losy nie­ja­kiego Ma’i, któ­rego An­glicy na­zy­wali Omaï. Ka­pi­tan Cook dzi­wił się wręcz, że jego ro­dacy po­świę­cają tyle uwagi ko­muś, kto „nie był od­po­wied­nio wy­bra­nym przed­sta­wi­cie­lem miesz­kań­ców tych szczę­śli­wych wysp, nie był bo­wiem ani szla­chet­nie uro­dzony, ani też nie pia­sto­wał żad­nych waż­nych sta­no­wisk”. Omaï nie miał spo­koj­nego ży­cia, stra­cił ojca na wy­spie Ra­ia­tea, a ma­ją­tek ro­dziny zo­stał skon­fi­sko­wany; jako dziecko ucie­kał z Bora-Bora, gdzie chciano go zło­żyć bo­gom w ofie­rze. Po kilku la­tach spę­dzo­nych na Ta­hiti Omaï wró­cił na czele eks­pe­dy­cji na ro­dzinną wy­spę, aby wy­zwo­lić ją spod jarzma na­jeźdź­ców, ale po­niósł klę­skę i od tam­tej pory żył na wy­spie Hu­ahine jako le­dwo to­le­ro­wany cu­dzo­zie­miec. W prze­ci­wień­stwie do Ato­uru, syna wo­dza, Omaï był wy­rzut­kiem i bun­tow­ni­kiem. Za­brany na po­kład przez An­gli­ków w sierp­niu 1773 roku spę­dził cztery lata wśród za­łogi, na­uczył się an­giel­skiego, był tłu­ma­czem ka­pi­tana i przez dwa lata miesz­kał w An­glii. Cook przy­znał się póź­niej do błędu, uzna­jąc, że pierw­sze wra­że­nie było mylne. „Bar­dzo wąt­pię, aby któ­ry­kol­wiek z in­nych tu­byl­ców był zdolny za­cho­wa­niem swoim dać nam tyle sa­tys­fak­cji, co Omaï. Poj­mo­wał wszystko w lot, umysł miał żywy, a za­sady czy­ste”.

Przez te wszyst­kie lata Omaï nie za­po­mi­nał o celu, czyli o ze­mście, przy­go­to­wy­wał się do po­wrotu, żył jak asceta. Cook no­tuje: „Nie sły­sza­łem, aby w cza­sie swego dwu­let­niego po­bytu w An­glii kie­dy­kol­wiek upił się wi­nem lub wy­ka­zy­wał skłon­ność do prze­kra­cza­nia naj­su­row­szych za­sad umiaru”. Po­wró­ciw­szy na Hu­ahine wraz z ostat­nią wy­prawą Co­oka, za­opa­trzony przez An­gli­ków w nie­zbędny sprzęt i broń palną, Omaï cze­kał na od­po­wiedni mo­ment, aby udo­wod­nić, iż na­leży mu się wła­dza i sza­cu­nek. „Cie­śle z dwóch okrę­tów wzięli się do pracy, aby po­bu­do­wać do­mek dla Oma­iego, w któ­rym mógłby po­mie­ścić przy­wie­zione z An­glii rze­czy oso­bi­ste”. W 1790 roku uka­zała się książka księ­dza Ba­stona Nar­ra­tions d’Omaï, in­su­la­ire de la mer du Sud, ami et com­pa­gnon de voy­age du ca­pi­ta­ine Cook. Za­miast ko­lej­nej bio­gra­fii szla­chet­nego dzi­kusa czy­tel­nicy otrzy­mali opis czło­wieka, który po po­wro­cie na wy­spy wy­ka­zał się nie lada okru­cień­stwem wo­bec tych, któ­rym po­przy­siągł ze­mstę.

Po­dob­nie jak trzej In­dia­nie przy­wie­zieni w szes­na­stym wieku z Bra­zy­lii do Fran­cji i przed­sta­wieni kró­lowi oraz Mon­ta­igne’owi, ci dwaj – Ato­uru i Omaï – rów­nież mu­sieli od­gry­wać rolę przy­by­szów z in­nej pla­nety; pierw­szego po­ka­zano Lu­dwi­kowi XV, dru­giego kró­lowi Je­rzemu III. Obaj po­tra­fili pod­po­rząd­ko­wać się oby­cza­jom dwor­skim, po­dzi­wiano ich do­sko­nałą zna­jo­mość ce­re­mo­niału, za­mi­ło­wa­nie do pro­to­kołu. Oto­czeni ludźmi szla­chet­nie uro­dzo­nymi, przy­pu­dro­wani i w pe­ru­kach na gło­wach, ubrani w kryzy i ża­boty, bez trudu od­kry­wali po­do­bień­stwa do ry­tu­ałów i zło­żo­nej hie­rar­chii pa­nu­ją­cej w ich wła­snych spo­łecz­no­ściach, do czer­wo­nych piór, które pod­czas ce­re­mo­nii od­by­wa­ją­cej się w świę­tym miej­scu zwa­nym ma­rae prze­ka­zy­wano ari’i, czyli wo­dzom, do ko­lo­ro­wych stro­jów i kró­lew­skiego pasa maro’ura – sym­bolu wła­dzy.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Prze­ło­żyli Ma­ria i Lu­dwik Szwy­kow­scy. Por. Lo­uis-An­to­ine de Bo­uga­inville, Po­dróż Bo­uga­inville’a do­okoła świata, Wie­dza Po­wszechna, War­szawa 1962. Ten i po­zo­stałe przy­pisy po­cho­dzą od tłu­ma­cza.
[2] Ni­niej­szy frag­ment „dzien­nika” Bo­uga­inville’a po­daję we wła­snym prze­kła­dzie. Re­dak­to­rzy Wie­dzy Po­wszech­nej in­for­mują bo­wiem pol­skiego czy­tel­nika Po­dróży..., iż „ni­niej­sza książka nie obej­muje ca­ło­kształtu dzieła Bo­uga­inville’a”.
[3] Prze­ło­żyli Ma­ria i Lu­dwik Szwy­kow­scy.
[4] Au­tor cy­tuje w tym miej­scu osiem­na­sto­wieczną pa­ry­ską kro­nikę sa­lo­nową znaną pod na­zwą Mémo­ires se­crets de Ba­chau­mont.

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­zały sięna­stę­pu­jące książki Pa­tricka De­ville’a:

DŻUMA & CHO­LERA2014

PURA VIDA ŻY­CIE & ŚMIERĆ WIL­LIAMA WAL­KERA2015

EKWA­TO­RIA2016

KAM­PU­CZA2017

VIVA2018

TABA-TABA2020

AMA­ZO­NIA2022