Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pasjonujący zapis dziennikarskiego śledztwa na temat najbardziej zagadkowego krachu finansowego w historii, który czyta się jak prawdziwy thriller Opowieść o tym, jak pewien samotny geniusz tradingu skutecznie manipulował giełdą i zarabiał miliony, siedząc w szlafroku przy biurku we własnej sypialni, po czym doprowadził do zwarcia w obwodach globalnego rynku. Na pytanie o to, kim był Sarao, pada wiele odpowiedzi: zarazą, dzieckiem systemu finansowego, które wpadło w święty szał, albo raczej współczesną odmianą Robin Hooda - outsiderem, który rzucił rękawicę tyranom z Wall Street i traderom HFT. Flash Crash to oparty na faktach thriller finansowy oferujący panoramiczny wgląd w nasz krajobraz gospodarczy – ujawniający jego słabości, oszustwa i możliwe do wykorzystania luki. Ta niezwykła opowieść odkrywa zakulisowe wydarzenia, które doprowadziły do owianego tajemnicą rynkowego krachu, opisuje obejmujące cały świat śledztwo w sprawie międzynarodowego oszustwa oraz stojącego w centrum tego cyklonu człowieka – Navindera Singha Sarao. „Opowieść ku przestrodze, tym razem o wbudowanej w system finansowy niebezpiecznej kruchości. Wciągająca lekcja historii o ewolucji współczesnego tradingu… I to w formie dynamicznej opowieści, raz śmiesznej, raz przerażającej, o stojącym na odsłoniętej pozycji człowieku, któremu grunt usuwa się spod nóg... Zniewalająca książka”. „Financial Times”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Oszóstej rano w zimny, ciemny wtorkowy poranek w kwietniu 2015 roku pół tuzina ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy policji, dwóch agentów FBI i dwóch prokuratorów z Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych spotkało się w McDonaldzie w Hounslow, podmiejskiej dzielnicy Londynu. Dawno temu w budynku, udającym styl Tudorów, położonym przy ruchliwym rondzie w pobliżu lotniska Heathrow, znajdował się pub Traveller’s Friend. Teraz jednak nie różnił się niczym od reszty McDonaldów: pastelowe kolory jak w przedszkolu, ostre oświetlenie, zapach spalonego tłuszczu i płynu do dezynfekcji. Mężczyźni, zmęczeni wczesną porą, przywitali się bez specjalnego entuzjazmu i usiedli w zacisznym kącie, żeby po raz ostatni omówić plan działania. Gdy pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca, rozświetlając nieśmiało kolejny szary dzień na przedmieściach, funkcjonariusze ruszyli do akcji, która miała zakończyć trwające dwa i pół roku przygotowania do schwytania jednego z najbardziej niebezpiecznych, elitarnych spekulantów rynkowych na świecie.
Gdy funkcjonariusze i agenci kolejno opuszczali parking, prokuratorzy Brent Wible i Mike O’Neill rozsiedli się wygodniej i zamówili śniadanie. To było ich dochodzenie, ich dziecko, ale ponieważ znajdowali się na brytyjskiej ziemi, aresztowanie przeprowadzał Scotland Yard — oni zaś musieli się zadowolić odbieraniem SMS-ów.
Na celowniku znajdował się trzydziestosześcioletni londyńczyk, Navinder Singh Sarao, który posługując się różnymi kontrowersyjnymi metodami, zgarnął — nie mając nic — 70 milionów dolarów z amerykańskich rynków kontraktów terminowych, i który, zdaniem rządu amerykańskiego, przyczynił się do największego w najnowszej historii, dramatycznego wręcz załamania rynku z 2010 roku, znanego pod nazwą Flash Crash.
Amerykanie od miesięcy obserwowali Sarao z daleka, czytali jego e-maile, śledzili transfery aktywów, przepytywali kolegów z pracy, obserwowali każdy ruch. Jednak żaden ze śledczych nigdy nie spotkał się z nim osobiście, obiekt obserwacji pozostawał czymś w rodzaju enigmy. Wiedzieli, że Sarao prowadził swoją działalność sam z domu rodziców i że szczycił się tym, iż strefa Wall Street i świat handlu błyskawicznego, zwany HFT (High Frequency Trading), są mu obce — uważał je, drwiąco, za środowisko pełne „palantów”. Jednak z raportów wynikało, że rutynowo składał zlecenia większe niż największe światowe banki czy fundusze hedgingowe. Słyszeli historie o tym, jak Sarao terroryzuje pracowników Chicago Mercantile Exchange, elektronicznej giełdy, na której prowadził swoją działalność. Jeden z nich wpadł w szok, gdy Sarao, posługując się londyńską gwarą, zagroził, że obetnie mu oba kciuki. Tymczasem brokerzy Sarao opisywali go jako miłego kotka, który potrafił zabłądzić w drodze do biura.
Pięć minut zajęło funkcjonariuszom dotarcie pod właściwy adres, prosto pod drzwi beżowego, dwupiętrowego, z plastikową werandą i anteną satelitarną bliźniaka, takiego samego jak wszystkie inne na tej ulicy. Rodzice Sarao kupili go w 1982 roku, kilka lat po przyjeździe z Pendżabu. Hounslow zamieszkuje duża sikhijska społeczność, a ponieważ dzielnica ta leży dokładnie na trasie samolotów zmierzających na lotnisko Heathrow, nieruchomości w okolicy są tanie. Nav, odkąd skończył trzy lata, obserwował samoloty ryczące w górze na tyle nisko, że mógł policzyć wszystkie okrągłe okna. Gdy dorastał, bawił się w berka z dwoma starszymi braćmi i dzieciakami z sąsiedztwa dokładnie tam, gdzie policja zaparkowała właśnie swoje nieoznakowane pojazdy. Ostatnio, o czym Departament Sprawiedliwości wiedział dzięki śledzeniu adresu IP, Sarao przestawił się na bardziej nocny tryb życia: kupował i sprzedawał na amerykańskich rynkach do około dziesiątej wieczór, a potem nie spał do trzeciej lub czwartej rano. Rzadko wstawał przed południem, więc kiedy o ósmej rano jeden z grupy funkcjonariuszy zadzwonił do drzwi, Sarao spał w najlepsze.
Drzwi otworzył ojciec Nava, Nachhattar, niski mężczyzna z siwą brodą. Gdy już ochłonął, krzyknął do syna, żeby wstał i zszedł na dół. Nav wyłonił się z korytarza w luźnych dresowych spodniach i bluzie, ze sterczącymi na wszystkie strony kosmykami gęstych czarnych włosów.
„Panie Sarao, jestem z Policji Metropolitalnej — oznajmił oficer odpowiedzialny za operację. — Aresztujemy pana za oszustwa i manipulowanie rynkiem. Nie musi pan nic mówić, ale może zaszkodzić pana obronie, jeśli nie wspomni pan podczas przesłuchania o czymś, o czym później opowie pan w sądzie. Wszystko, co pan powie, może zostać przedstawione jako dowód. Rozumie pan?”
Na tym etapie całe zdarzenie zdążyło już przyciagnąć uwagę sąsiadów. Matka Nava, Daljit, która w domu naprzeciwko opiekowała się dzieckiem swojego najstarszego syna, Rajvindera, zaszokowana, dotarła do domu. Mieszkańcy wyglądali zza firan. Widok policji nie należał w Hunslow, jednej z biedniejszych dzielnic zachodniego Londynu, do rzadkości, ale funkcjonariusze rzadko zjawiali się tak tłumnie. Nikt nie mógł też zrozumieć, czego mogą chcieć od skromnej i szanowanej rodziny Sarao, która pilnowała własnych spraw i regularnie odwiedzała lokalną sikhijską świątynię, gurdwarę.
Navowi polecono wziąć prysznic i spakować trochę ubrań, podczas gdy jego rodzice w milczeniu czekali w kuchni. Kiedy skończył, oficerowie przystąpili do przeszukania domu. Sypialnia Nava na piętrze była zatęchła i zaniedbana. Były tam: pojedyncze łóżko, pluszowy tygrys wielkości labradora, podłączony do konsoli duży telewizor oraz szafka z nadesłaną pocztą kolekcją pomad oraz płynów na trądzik i porost włosów. Na ścianie wisiała ramka z parą różowych butów piłkarskich, z dedykacją „Dla Nava od Lionela Messiego”. W rogu lśniła pełnowymiarowa replika Złotej Nike, Pucharu Jules’a Rimeta, pierwszego trofeum mistrzów świata w piłce nożnej.
Miejscem domniemanej zbrodni było małe robocze stanowisko, ulokowane w nogach łóżka, na którym Nav trzymał swój zestaw komputerowy. Całość nie była ani specjalnie nowoczesna, ani niezwykła: ot, normalne biurko z trzema ekranami i standardowym, szerokopasmowym łączem, kilka dysków twardych Samsunga i nieco przestarzała kamera. Więc to tutaj Sarao zbił fortunę i rzucił na kolana światowy system finansowy? Nie do wiary.
Tymczasem w McDonaldzie prokuratorzy czekali na potwierdzenie, że aresztowanie Sarao stało się faktem. Ich kolejnym ruchem był telefon do Jeffa Le Riche’a, prawnika z Commodity Futures Trading Commission (CFTC)1, który czekał w swoim domu w Kansas City. W Stanach była właśnie trzecia nad ranem. CFTC, organizacja sprawująca oficjalny nadzór nad branżą kontraktów terminowych, wszczęła dochodzenie w sprawie Sarao już w 2012 roku, tuż po otrzymaniu pewnych poufnych informacji. Jednak komisja, będąca organem cywilnym, dysponuje ograniczonymi uprawnieniami. Zatem w 2014 roku sprawa trafiła do Departamentu Sprawiedliwości. Na tym etapie obie agencje pracowały już wspólnie. Po otrzymaniu zielonego światła Le Riche, nadzorujący śledztwo po stronie CFTC, rozesłał listę wcześniej napisanych e-maili, w których zlecano brokerom Sarao i zagranicznym bankom zamrożenie jego kont.
Przed dwunastą Nava skuto kajdankami i wyprowadzono na zewnątrz. Już w drzwiach rzucił do jednego z funkcjonariuszy: „Poczekaj chwilę, brachu”. Tego wieczoru w telewizji był mecz piłki nożnej — Nav chciał jeszcze pobiec na górę i zaprogramować nagrywanie. „Nie jestem pewien, czy będziesz miał czas, żeby to obejrzeć, synu” — usłyszał w odpowiedzi. Funkcjonariusz miał rację. Sarao wrócił do domu dopiero po czterech miesiącach. Przez ten czas zdążył zdobyć światową sławę jako Flash Crash Trader i Hound of Hounslow (Ogar z Hounslow) — dla jednych nemezis giełdowych rynków, a dla innych współczesny Robin Hood, zależy kogo zapytano.
Tego popołudnia zarówno Departament Sprawiedliwości, jak i CFTC opublikowały komunikaty prasowe z informacją o aresztowaniu. Redaktorzy zadbali o stosowną dramaturgię. „W Wielkiej Brytanii aresztowano dziś tradera obracającego kontraktami futures. Amerykański rząd zarzuca mu oszustwa bankowe i giełdowe oraz liczne manipulacje — to jemu przypisuje się odegranie znaczącej roli w katastrofie finansowej zwanej Flash Crash z maja 2010 roku” — czytamy w oświadczeniu Departamentu Sprawiedliwości. Dalej dowiadujemy się, że Sarao „używał zautomatyzowanego programu tradingowego do manipulowania rynkiem”, osiągając „znaczące zyski” i przyczyniając się do „poważnego załamania na amerykańskiej giełdzie”.
Dla rzeszy reporterów i specjalistów od finansów oświadczenie było szokujące i dziwaczne. Po pierwsze, Flash Crash — ta apokaliptyczna półgodzina, kiedy to rynki na całym świecie zachwiały się, po czym indeksy zaczęły wracać do swoich pierwotnych wartości, a akcje na moment zmieniły właściciela po 0,0001 centa — miał miejsce prawie pięć lat wcześniej. Po krachu odbyły się przesłuchania w Senacie, pojawiały się publikacje naukowe i niezliczone artykuły, ale nie było zgody w kwestii tego, co go spowodowało. Teraz, pozornie nagle rząd amerykański oznajmiał, że rozwiązał zagadkę: krach wywołał samotny trader z Londynu, który pierwsze szlify zdobywał w położonych na bezludziu, przytulonych do bezimiennego supermarketu pomieszczeniach należących do drugorzędnego pośrednika obracającego kontraktami futures.
Oświadczenia niosły więcej pytań niż odpowiedzi. Jeśli to, co twierdził rząd, było prawdą, to dlaczego podjęcie działań zajęło władzom tak dużo czasu? Dlaczego w ich pierwotnym stuczterostronicowym raporcie o krachu zabrakło wzmianek o rynkowych manipulacjach? I co to wszystko mówiło o stabilności współczesnego globalnego systemu finansowego, skoro jedna osoba dysponująca osobistym komputerem i łączem internetowym mogła siać takie spustoszenie? Sarao został oskarżony o stosowanie „spoofingu”, działania polegającego na tym, że trader składa kilka zleceń kupna lub sprzedaży, zachęcając innych uczestników do pójścia w jego ślady, a następnie anuluje je przed ostateczną realizacją w celu prowokowania rynkowych trendów — w górę lub w dół. Była to zupełnie nowa kategoria oskarżenia. Sarao był drugą osobą w historii, która usłyszała zarzuty karne w związku ze spoofingiem, i pierwszym nieamerykańskim obywatelem. Oskarżenia te wzbudzały kontrowersje w kręgach finansowych, ponieważ ofiarami spoofingu padały przeważnie rentowne firmy zajmujące się handlem błyskawicznym, których modus operandi polegał na monitorowaniu zleceń innych uczestników gry giełdowej i podejmowaniu prób wyjścia na prowadzenie przy użyciu działających z prędkością światła programów komputerowych. Niektórzy twierdzili, że spoofing faktycznie wprowadził na rynki nieco sprawiedliwości, jako że ograniczał rosnącą dominację podmiotów, którym Michael Lewis nadał nazwę Flash Boys (w swojej książce z 2014 roku pod tym samym tytułem). Niezależnie od wszystkiego, od pierwszych dni, kiedy zaczęto kupować i sprzedawać towary, wymachując rękami, zmyłki i pogrywanie uznawano za element zaciętej rywalizacji na rynkach finansowych. Teraz, dzięki wsparciu branży HFT, spoofing uznano za nielegalny. To tak, jakby zakazać blefowania pokerzystom.
Amerykańskie władze przezornie zapewniły, że wybryki Sarao tylko przyczyniły się do krachu, ale niuans ten zgubiono gdzieś w późniejszych relacjach prasowych. Typowy nagłówek brzmiał: „Jak jeden człowiek zmasakrował giełdę”. Późnym popołudniem na ulicy przed domem Sarao rozłożyli swój obóz liczni dziennikarze i ekipy telewizyjne. Rodzice Nava nie byli w stanie udzielić im żadnych odpowiedzi. „Nie znam się na komputerach — powiedział Nachhattar jednemu z reporterów. — Pierwszy raz o tym wszystkim słyszę”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Niezależna agencja w Stanach Zjednoczonych, utworzona po to, by regulować rynek kontraktów futures i chronić go przed nadużyciami. (wszystkie przypisy, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumaczki).
„Poszukiwani stażyści, traderzy kontraktów futures — informowało niepozorne ogłoszenie zamieszczone we wtorkowym wydaniu »Evening Standard«. — Szukamy absolwentów, którzy mogą wykazać się następującymi umiejętnościami: wysoką motywacją, podejściem analitycznym, zdyscyplinowaniem, zorientowaniem na cel, skutecznym działaniem pod presją”.
Nav, kiedy na początku 2003 roku wysyłał swoje cv do Independent Derivatives Traders, był już dwa lata po studiach. Po skończeniu uniwersytetu praktycznie stanął w miejscu, imając się żałosnych zajęć, takich jak praca telemarketera w Dial-a-Phone czy administratora w dziale wymiany walut w Bank of America, gdzie najbliżej handlu akcjami znalazł się, gdy miał za zadanie rejestrować transakcje prowadzone przez wyelegantowanych brokerów z parkietu. Do dnia rozmowy kwalifikacyjnej w IDT w Weybridge, Surrey, był w zasadzie bezrobotny, i rozdrażniony.
Nav mógł jeszcze o tym nie wiedzieć, ale osobowościowo pasował do swojego przyszłego zadania wręcz idealnie. Kiedy miał trzy lata, nauczył się na pamięć tabliczki mnożenia, gdy natknął się na nią w zabawce elektronicznej, mały profesor. Zanim poszedł do szkoły, umiał już mnożyć w pamięci wielocyfrowe liczby. Nie chodziło o to, że odpowiedzi pojawiały się w pełni uformowane, kiedy tylko zobaczył pytanie. Z pomocą przychodziła mu doskonała pamięć. Podczas gdy inne dzieci zapisywały z mozołem kolejne działania na kartce papieru, Nav mógł, w sposób naturalny i bez trudu, rejestrować kolejne kroki we własnej głowie. W szkole średniej zadania były coraz trudniejsze, ale okazało się, że wciąż nie potrzebuje kalkulatora. Brylował w matematyce i przedmiotach ścisłych, chociaż bez większego wysiłku zbierał piątki i czwórki ze wszystkich innych. W Heston Community School lepiej było nie uchodzić za pupila nauczycieli, więc Nav dbał o to, żeby nikt go za takiego nie wziął. Rozrabiał, był bezczelny i rzadko zjawiał się punktualnie na lekcjach. W swoich wspomnieniach Beverley Fielder-Rowe, wychowawczyni, opisuje go jako „bardzo sympatycznego młodego człowieka, bardzo inteligentnego” i „skorego do zabaw”. Kolega z klasy scharakteryzował Nava jako szkolnego „dowcipnisia”, któremu sporo „uchodziło na sucho”.
Nav bez problemu radził sobie ze szkolnymi obowiązkami, jednak jego prawdziwą miłością był futbol — grał z kolegami nieustannie. Latem chłopcy jeździli do parku w koszulkach ulubionych zespołów i kopali piłkę aż do zmroku, z jedyną przerwą na uzupełnienie kalorii w barze z frytkami i smażoną rybą. Nav zawsze chciał grać jako napastnik, na pozycji dającej sławę. Starał się trafić do bramki przeciwnika i z chłodną precyzją wykorzystywał wszelkie okazje. Później jego uwagę przyciągnęły gry komputerowe, a zwłaszcza FIFA. Gdy tylko wychodziła kolejna wersja, godzinami doskonalił nowe ruchy. Ostatecznie zapewniło mu to miejsce w pierwszych siedmiuset z trzech milionów graczy na całym świecie. Co niezwykłe, Nav nie kibicował zespołom z Anglii. Bycie elementem społeczności nie było dla niego tak ważne, jak to, kto był najlepszy. Kibicował Barcelonie.
W 1998 roku Nav opuścił na jakiś czas dom rodzinny, aby podjąć naukę na Brunel, średniej klasy uniwersytecie nieopodal Hounslow, gdzie studiował informatykę i matematykę. Jak wielu studentów, Nav i jego przyjaciele byli bez grosza. Ale jeden ze współlokatorów zawsze zdawał się mieć gotówkę. Pewnego dnia Nav zapytał go, skąd ma pieniądze na drogie stroje. „Trading” — usłyszał w odpowiedzi. W tamtym czasie bańka internetowa (dot-com bubble) rosła w najlepsze, a kolega Nava zdeponował swoją studencką pożyczkę na koncie maklerskim i aktualnie finansował studia, kupując i sprzedając akcje spółek z branży informatycznej. I to ma być trudne? — pomyślał Nav. Zaczął pochłaniać wszystkie informacje dotyczące obrotu akcjami, przeczesywał Internet w poszukiwaniu giełdowych wskazówek i studiował podręczniki teorii finansów. Wreszcie otworzył własne konto i zaczął składać pierwsze nieśmiałe dyspozycje.
IDT mieściło się nad supermarketem Waitrose. Aby dostać się do środka, goście musieli obejść sklep i wejść od tyłu, po schodach. Wewnątrz znajdowały się dwa główne pokoje, z których większy, „giełdowy parkiet”, mieścił około tuzina biurek z komputerami podłączonymi do głównych światowych giełd towarowych. Na pierwszy rzut oka nic nie świadczyło o przynależności do świata wielkich finansów: ponury wystrój, przestarzały sprzęt i drzwi na parking. Wybór Weybridge, zamożnego, sennego miasta otoczonego polami golfowymi i salonami samochodowymi, na siedzibę firmy obracającej akcjami wydawał się równie dziwny — czterdzieści minut pociągiem od wieżowców londyńskiego City, historycznej dzielnicy finansowej stolicy, znajdowało się ono — dosłownie i symbolicznie — daleko od głównej akcji.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki