Fleja - Aron Beauregard - ebook

Fleja ebook

Aron Beauregard

2,6

Opis

Pewnych plam nie da się zmyć...

Wychowana w domu tak brudnym, że aż przewracało się w żołądku, Vera wyrosła na czyścioszkę. Z tej obsesji zrodził się pomysł wykorzystania jej talentu do sprzątania w wyjątkowy sposób. Próbując zarobić nieco grosza dla siebie i dla swojego niepełnosprawnego męża Daniela tuż przed narodzinami ich pierwszego dziecka, Vera angażuje się w kwitnący biznes akwizytorski późnych lat 80. Wszystko idzie po jej myśli, dopóki nie staje na progu domu, którego wolałaby nigdy nie odwiedzić.

Na progu zła przywołującego traumatyczne wspomnienia, które tak desperacko próbowała z siebie zmyć, nic nie mogło przygotować jej na obskurność, nieład i na grozę zrodzoną przez... Fleję.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,6 (79 ocen)
8
16
17
12
26
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kazablotna

Nie polecam

Straszny szajs
50
majaw2023

Nie polecam

Przedstawiana jako taka obrzydliwa, pelna napiecia, a jednak wieksze napiecie i niepokoj wzbudzila we mnie Dziewczyna z sasiedztwa. ksiezke cechuje brak logiki i sensu. slaba pozycja
30
bjjesterd

Nie polecam

Dobrze wiem na co się pisałam, gdy postanowiłam to przeczytać. Mój zawód i niska ocena nie przychodzą z "ekstremalnego" horroru, który mnie obrzydził, a raczej z tego, że czuje zażenowanie tym jak cała książka została napisana. Ma się wrażenie, że autor sam do końca nie miał pojęcia o czym pisze, a okrucieństwa, które próbuje opisać są niczym, a tylko niskiej jakości torture porn. Również mimo tego, że książka jest krótka i tak dostajemy powtórki niektórych informacji, bez których mogłoby się obejść. Mogłoby się obejść również bez przedostatniego rozdziału. Niesamowicie nudne, jeszcze na końcu zawiewa swego rodzaju homofobią. Tak jak wspomniane wcześniej: w najlepszym wypadku to niskiego lotu torture porn, nic więcej.
20
SarnanaKiju

Całkiem niezła

Nie dam rady dac wiecej gwiazdek. Tak, opowiesc jest faktycznie obrzydliwa, i nie tylko ze wzgledu na opis brudu (tak szczerze to opisy brudu szybko staja sie malo istotne). I jest na tyle krotka, ze pozera sie ja dosc szybko. Ale ostatnie pare rozdzialow juz bylo troche... Trywialne? Rozdzial Pizza Party moge zrozumiec w teorii ze mial byc troche smieszny/lzejszy, ale czyta sie to jak slabe opowiadanie nastolatki z Wattpada. Mam uwage do polskiego tłumaczenia : czasami mialam wrazenie, ze uzyto ChatGPT albp innego AI. Przyklad: "Ry­zy­kow­ne było zbyt wiel­kie, [...]", wielokrotnie niepoprawne zaimki... Co sie wydarzylo?
20
kaminskaczyta

Nie polecam

Bardzo obrzydliwa pozycja
10

Popularność




Tytuł oryginału: The Slob

Tytuł: Fleja

Autor: Aron Beauregard

Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2022

Copyright © 2019 Aron Beauregard

Dom Horroru,

ul. Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Przekład: Katarzyna Dyrcz

Redakcja i korekta: Paweł Kosztyło

Okładka: Anton Rosovsky

Skład i łamanie: Krzysztof Biliński

Wydanie I

Wrocław 2022

ISBN 978-83-67342-35-3

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

OSTRZEŻENIE

Ta książka zawiera sceny i tematy, które są obrzydliwe i bulwersujące, dlatego też nie jest przeznaczona dla osób, które mogłyby się poczuć z tego powodu dotknięte.

Dla mojej rodziny.

Nie jesteśmy „normalni”, ale jesteśmy całkiem zabawni.Co (by było) gdyby Bóg był jednym z nas? Takim niechlujem, jak jeden z nas?

– Joan Osbourne

Piętno przemocy

Leżąc na czerwonym dywanie, z trudem udawało mi się zachować świadomość. Wszystkie podstawowe funkcje życiowe oddalały się ode mnie z zawrotną prędkością. Umysł zmętniał i rozpadł się, jak przepalony wyłącznik w obskurnej piwnicy. Pulsujące obrzęki i rozległe rany na roztrzaskanej głowie tylko przyspieszały proces mojej agonii. Stałam się zniekształconą masą; szczytami mięsistych/mięsnych gór z opadającymi dolinami zajętymi przez ciepłą, szkarłatną rzekę płynącej plazmy. Moja forma wyrazu stała się metaforą życia. Liczne wzloty i upadki zakorzeniły się we wzorach, które zostały brutalnie wbite w moją twarz. Czułam się tak samo zrujnowana wewnątrz, jak i na zewnątrz. Czułam się całkowicie wyniszczona.

Mdlący smak najosobliwszych części mojego ciała wydobył się z wnętrza, by sponiewierać moje podniebienie. Intymne pogwałcenie, przez które uznał za stosowne mnie przeciągnąć, było nieporównywalne z niczym innym dla kogokolwiek, kto ma choć odrobinę duszy; to poziom udręki, którego przeciętny umysł nie jest w stanie pojąć, dopóki go nie doświadczy.

Wydawał się takim potulnym i nieszkodliwym człowiekiem, wręcz żałosnym pod wieloma względami. Ktoś, po kim nie spodziewałbyś się, że potrafi sam zawiązać sobie buty. Kimś, kto nie potrafiłby się porządnie umyć. Tymczasem okazał się być zdolny do takiego okrucieństwa i niewyobrażalnej nienawiści.

Patrząc z perspektywy czasu, wszystko na to wskazywało. Przypuszczam, że po prostu dałam mu (i światu) zbyt wiele kredytu zaufania. Myślałam, że zrzucenie moich dobrych intencji na innych zadziała jak zabezpieczenie. Ale życzliwość, urok i dobroczynność na niewiele się zdadzą, gdy wpadniesz w szpony bezdusznego potwora.

Zbyt długo tkwiłam w jego przeklętej sypialni, czekając, aż przygotuje swój kolejny atak. Najgorsza była świadomość, że zaraz wróci. Od przekręcenia tej srebrnej, brudnej klamki dzieliło mnie zaledwie kilka sekund, minut lub godzin. Udręka psychiczna jest prawie tak samo straszna jak przemoc fizyczna czy poniżanie.

Moje zbezczeszczone ciało błagało umysł, usiłując przekonać go, by się z tym wszystkim pogodził, przedstawiając argumenty egzystencjalne na korzyść śmierci. Każda moja cielesna forma pragnęła, by już z tym skończył, podczas gdy serce pękało na myśl o Danielu. Był wszystkim, co mi zostało. Cóż, tak naprawdę to go nie mam, ale myśli o nim zostały. Świadomość, że on mnie potrzebuje, jest moim jedynym pocieszeniem, w tym oczekiwaniu, aż chory umysł tego jebanego gnojka obmyśli kolejną manifestację swoich diabolicznych zapędów.

Nie ma granic dla jego perwersji, moralności w jego planie, a jednak w jakiś sposób czuję, że on wciąż coś ukrywa. Jakby istniała jakaś obrzydliwa niespodzianka, którą trzyma w zanadrzu dla mnie. Raczej dla nas. Spojrzałam z powrotem na dziewczynę z czarnym workiem na śmieci na głowie. Była przywiązana do krzesła. Czułam się zbyt wyczerpana, by próbować się z nią porozumieć. Ona i tak się nie ruszała ani nie odzywała. Czy on coś jej zrobił, gdy leżałam powalona na ziemię, czy może zemdlała ze strachu? Jej wciąż krwawiąca postać opowiadała historię podobną do mojej. Gdybyśmy kiedykolwiek mogły porozmawiać, wydaje mi się, że miałybyśmy wiele wspólnego.

Wykrztusiłam z siebie kolejną porcję krwi i śliny, która rozprysnęła się na moim przedramieniu i dłoni. Podniosłam wzrok znad ociekających kończyn i spojrzałam w stronę stosów brudów w zasyfionej sypialni. Sypialnia powinna być miejscem zarezerwowanym dla snu, spokoju i miłości. Czułam, że już nic nie mogło bardziej oddalić nas od najbardziej podstawowej formy odprężenia. Łóżko zostało zbrukane krwią i łzami. Wyglądało jak posłanie seryjnego mordercy lub miejsce zbrodni. I bardzo możliwe, że tak było. Zapach przemocy wciąż unosił się w gorącym, zastygłym powietrzu, zmieszany z ogólnym smrodem gnijących śmieci, który wypełniał nie tylko pokój, ale i całą posiadłość. Był to plac zabaw dla nieproszonych gości – wijących się insektów i włochatych myszy.

Wyraźnie słyszałam dzikie skrobanie armii włochatych szkodników, które z podnieceniem przemierzały to koszmarne piekło. Ich otyłe, przekarmione sylwetki ścigały się w ciemności pod łóżkiem. Ten dom był o wiele bardziej mroczną otchłanią, niż mogłam to sobie wyobrazić. Z pewnością je lubił… Czyżby to były jego domowe zwierzaki? Ja z pewnością takim zwierzątkiem się stałam. Byłam pupilką bezwzględnego psychopaty i otaczały mnie odrażające reinkarnacje mojej brudnej przeszłości.

Nagle poczułam się jeszcze bardziej oszołomiona niż wcześniej, jakby wszystko wokół skręcało się jak cynamonowy słodki zawijasek. Nie miałam już siły, by się poruszać czy snuć plany, wydawało mi się, że załączył się stan autopilota. Moje życie przewijało mi się przed oczami. Czy ja umierałam? Czy to było to, co ludzie opisują tuż przed śmiercią? Nie było sposobu, by się tego dowiedzieć, ale w jakiś sposób wróciłam do początku.

Domorosłe horrory

Moja fascynacja czystością zaczęła się, odkąd sięgam pamięcią. Niektóre z moich najwcześniejszych zdjęć przedstawiają mnie trzymającą szmatę z wiadrem brudnej wody u boku. Na początku nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jesteśmy inni, nie sądzę, by ktokolwiek zdawał sobie z tego sprawę, dopóki nie miałby z czym tego porównać.

Dopiero w przedszkolu, kiedy zaczęłam wchodzić w interakcje społeczne, doznałam tego pierwszego objawienia. Odwiedziłam dom mojej najlepszej przyjaciółki Caitlyn z okazji jej urodzin i od razu dostrzegłam rozbieżność tak ogromną, że była ona bliska skrystalizowania porównania czerni i bieli.

W ich domu były miejsca, w których można było usiąść, kanapa nie była całkowicie zawalona gazetami, śmieciami i nieotwartymi listami. Ściany nie były oblepione brudem i nie było tam mnóstwa pozornie bezużytecznych przedmiotów, które wydawały się być zgromadzone bez konkretnego celu.

W domu Caitlyn nie było stosów ubrań, które nigdy nie byłyby noszone. Każde naczynie w szafce nie było zabrudzone i ułożone w stosy wokół zlewu lub w innych przypadkowych miejscach. W rogach ścian i na suficie łazienki nie pojawiła się pleśń. Łatwiej było oddychać i pachniało świeżo złożonym praniem, a nie zepsutym jedzeniem.

Chyba najbardziej podobało mi się to, że oprócz Caitlyn i jej rodziny w domu nie mieszkało nic innego. Żadnych martwych lub umierających myszy wydających wrzaskliwe okrzyki agonii, drgających w bezdusznych pułapkach. Żadnych granulek odchodów w płatkach śniadaniowych, żadnych odgłosów drapania po ścianach, które nie dawałyby spokoju w nocy. Doprowadzały naszego owczarka husky do absolutnego szaleństwa. Buddy ciągle szczekał i gonił za nimi. Kiedyś natknęliśmy się nawet na kilka szczurów, tak monstrualnych i podstępnych, że pułapki nie wystarczały, by je wyeliminować. Kiedy tylko się pojawiały, zwykle ojciec musiał chodzić po domu i tłuc je na śmierć, aby rozwiązać problem. Pewnego razu zobaczył, jak jakiś podszedł do miski z suchą karmą Buddy’ego i zaczął z niej jeść.

Po ubiciu kilku, w końcu miał tego dość i postanowił wywęszyć źródło. Dowiedział się, że pochodzą one z dziury w brudnej, nieużywanej toalecie w piwnicy. W końcu ją zatkał, co rozwiązało problem szczurów, ale wciąż istniało mnóstwo innych stworzeń wędrujących po całej posiadłości.

Myszy i szczury nie były jednak tym, co przeszkadzało mi najbardziej. To, co mnie najbardziej niepokoiło, dotyczyło jeszcze bardziej przerażającego, przebiegłego rodzaju okropnego robactwa – karaluchów. Mysz nie wpełznie do twojego ucha czy nosa, gdy śpisz. Szczur nie złoży w twoim łóżku jaj, które mogłyby się wykluć podczas snu, ale te małe dranie z pewnością tak.

Kilka tygodni po przyjęciu u Caitlyn, gdy zdałam sobie sprawę, jak nienormalne są warunki mojej egzystencji, znalazłam jednego w moim pudełku na lunch. Pewnego dnia po lekcji wychowania fizycznego uchyliłam wieczko, śliniąc się na myśl o mojej kiełbasce bolońskiej i majonezie, tylko po to, by poczuć, jak ślina wysycha równie szybko, jak wypływa.

Karaluch był grubą, odrażającą bestią. Kręcił się bojaźliwie, gdy tylko światło wdarło się do pudełka i schował się pod wyłożonym plastikiem, rozmokłym białym chlebem. Ten godny pożałowania robak był w pełni dojrzały, a na jego grzbiecie spoczywały grube, kasztanowe skrzydła. Przeraził mnie, gdy nagle machnął nimi i zaczął głośno trzepotać wokół mojego lunchu.

Zabiłam go dyskretnie, zanim zdążył zaalarmować innych. Choć bardzo mnie to brzydziło, odruchowo użyłam dłoni, by zmiażdżyć go na soczystą papkę. Podczas gdy wijący się, kłujący owad przerażał mnie, bardziej przerażała mnie myśl, że wszyscy inni wiedzą, że sprowadziłam go do naszej klasy.

Udawałam, że jem swój lunch, ale zamiast tego siedziałam tylko, popijając soczek jabłkowy i wpatrując się we wnętrzności i beżowe nadzienie karalucha.

To był chyba pierwszy raz, kiedy pamiętam, że poczułam wstyd. Było to żałosne, umniejszające uczucie, które kołatało się we mnie w kółko. Zrobiło mi się niedobrze. Tak bardzo, że zmieniło samą strukturę tego, kim byłam. Nie możesz zmienić materiału, z którego zostałeś wykrojony, ale możesz przynajmniej spróbować go wyprać. Po incydencie z karaluchami rozgorzał we mnie potężny ogień. Mój sposób życia musiał się zmienić. Mając około pięciu lat, zaczęłam fanatycznie sprzątać każdy centymetr mojego pokoju. Większość dzieci w moim wieku zajęłaby się pójściem do domu przyjaciół, graniem w gry z innymi dziewczynami na ulicy, a może rozmawianiem o swoich pierwszych zauroczeniach. Ale nie ja, ja byłam inna. My byliśmy inni. Problem polegał na tym, że ja nie chciałam być inna i jeśli chciałam pchnąć się w stronę normalności, to musiało to przyjść z wewnątrz. Postanowiłam, że na przyjaciół przyjdzie czas później. Poza tym, gdyby inne dzieci rozumiały, w jakich warunkach żyła moja rodzina i ja, to najprawdopodobniej i tak nie byłyby moimi przyjaciółmi na długo.