Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Friederike Müller – jedna z ulubionych i najbardziej utalentowanych uczennic Chopina – w 231 listach pisanych do mieszkających w Wiedniu ciotek relacjonuje szczegółowo swój pobyt w Paryżu. Opowiada (niekiedy w sposób bardzo krytyczny) o artystach, koncertach, fortepianach i nowościach muzycznych, szkicując w ten sposób przepojony młodzieńczym dowcipem i temperamentem, niezwykle żywy obraz paryskiego życia muzycznego i towarzyskiego we wczesnych latach 40. XIX wieku. Przede wszystkim jednak ze szczegółami i obrazowo opisuje niemal każdą z około 170 swych lekcji z Chopinem i przytacza dosłownie wiele odbytych z nim rozmów. Na tym właśnie polega niezwykłość tego materiału: nie jest to bowiem, jak zazwyczaj w przypadku świadectw innych uczniów, relacja powstała po upływie długiego czasu, często na podstawie przedstawionych w lepszym świetle wspomnień, lecz oddająca bezpośrednie, świeże i nieupiększone przeżycia.
Ze Wstępu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1455
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przedmowa
Od czasu ukazania się w 1888 roku pierwszej wyczerpującej biografii Chopina autorstwa Fredericka Niecksa wiadomo, że młoda wiedenka Friederike Müller, późniejsza druga żona fabrykanta fortepianów Johanna Baptista Streichera, w latach 1839–1841 (i ponownie zimą 1844–1845) studiowała u Chopina w Paryżu i szczegółowo dokumentowała swoje lekcje w zapiskach o charakterze dziennika. Na podstawie tych zapisków (określonych przez samą Müller w jej relacji dla Niecksa jako „Dziennik”) skompilowała ona później streszczenie swych wspomnień o Chopinie, które zostało w całości przedrukowane w książce Niecksa i do którego odtąd odnosi się autor każdej pracy biograficznej o Chopinie.
Przez cały czas zadawano sobie oczywiście pytanie, czy oryginalne zapiski znajdują się w rodzinnym archiwum Streicherów, jednak nie ma tam po nich śladu. Wszelako podczas moich badań (związanych z planowanym artykułem o Friederike Müller) w roku 2009 w Wienbibliothek natrafiłam na obszerny zasób jej listów, z których część wysyłana była z Paryża. Po dokładniejszym przejrzeniu okazało się, że jest to de facto wielokrotnie cytowany i długo uznawany za zaginiony paryski „Dziennik”, co potwierdza również uwaga samej Müller, że pisze ona tak szczegółowe listy, by mogła później przypomnieć sobie dokładniej czasy studiów w Paryżu.
W tych regularnie pisanych do ciotek w Wiedniu listach relacjonuje Müller szczegółowo swe życie w Paryżu. Opowiada (niekiedy w sposób bardzo krytyczny) o artystach, koncertach, fortepianach i nowościach muzycznych, szkicując w ten sposób przepojony młodzieńczym dowcipem i temperamentem, niezwykle żywy obraz paryskiego życia muzycznego i towarzyskiego we wczesnych latach 40. XIX wieku. Przede wszystkim jednak ze szczegółami i obrazowo opisuje niemal każdą z około 170 lekcji z Chopinem i przytacza dosłownie wiele odbytych z nim rozmów. Na tym właśnie polega niezwykłość tego materiału: nie jest to bowiem, jak zazwyczaj w przypadku tego rodzaju świadectw uczniów, relacja powstała po upływie długiego czasu, często na podstawie przedstawionych w lepszym świetle wspomnień, lecz oddająca bezpośrednie, świeże i nieupiększone przeżycia.
Mamy tu do czynienia z 231 listami, w większości napisanymi na cienkim, często prześwitującym papierze, ciasno i aż po same krawędzie. Czasem dalszy ciąg listu pisze towarzysząca Friederike ciotka, Wilhelmine Müller, niekiedy zdarzają się wtręty Friederike w równolegle pisanych listach ciotki. Łącznie daje to ogromną ilość tekstu, daleko przekraczającą ramy „normalnej” publikacji. Konieczne stało się zatem dokonanie wyboru, co było o tyle problematyczne, że każdy taki wybór wymaga zawsze subiektywnych decyzji i tym samym stanowi rodzaj „cenzury”.
Przy dokonywaniu wyborów kierowano się przeto następującymi kryteriami: w całości zostały przejęte wszystkie fragmenty, które w jakikolwiek sposób odnoszą się do Chopina i jego otoczenia. W największym stopniu uwzględniono też wszystko, co dotyczy paryskiego życia muzycznego i ogólnie – muzyki. Opisy przedstawień teatralnych, wystaw dzieł sztuki i zabytków przejęte zostały jedynie w ograniczonym zakresie, podobnie jak relacje na temat sytuacji politycznej i społecznej (takie jak doniesienia o zamieszkach w maju 1839 roku i we wrześniu roku 1840 czy cieszących się zainteresowaniem procesach sądowych). W mniejszym zakresie zostały włączone do tekstu przeżycia osobiste i sprawy prywatne, np. oświadczyny, przy czym często korzystano wówczas z możliwości zastąpienia oryginalnego tekstu krótkimi streszczeniami ujętymi w nawias kwadratowy.
Ponieważ długie fragmenty tekstu – zwłaszcza rozmowy Friederike Müller z Chopinem – napisane są po francusku (w dodatku z użyciem błędnej ortografii), w tekście głównym zostały zamieszczone ich polskie tłumaczenia, natomiast wersje francuskie znalazły się w przypisach. Dla ponad 700 wymienionych w listach osób, które w większości dają się zidentyfikować, sporządzono szczegółowy wykaz z krótkimi biografiami, jednak w celu większej przejrzystości odniesienia do numerów stron w niniejszej książce zostały ujęte w oddzielnym indeksie nazwisk. Aparat badawczy uzupełniono o bibliografię i wykaz źródeł, indeks osobowy, indeks wszystkich wymienionych utworów muzycznych, a także indeks tematyczny.
Chciałabym w tym miejscu wyrazić moje szczere podziękowania kierownictwu Wien-Bibliothek (w szczególności kierownikowi Działu Rękopisów, dr. Marcelowi Atzemu) za pozwolenie na sfotografowanie listów i otrzymaną w ten sposób możliwość pracy nad materiałem poza biblioteką, a także za wspaniałomyślne pozwolenie na publikację. Pragnę również podziękować pracowniczkom i pracownikom Biblioteki (szczególnie Elisabeth Köhler) za przyjazną i niebiurokratyczną pomoc.
Szczególne podziękowania składam mojemu wydawcy Berndowi Katzbichlerowi za jego zainteresowanie projektem i spontaniczną bezwarunkową gotowość objęcia listów planem wydawniczym, a także Michaelowi Latchamowi za jego pomoc w realizacji publikacji.
Dziękuję za wskazówki, sugestie, wsparcie i pomoc wielu osobom (wymienionym w kolejności alfabetycznej i sine titulis); są wśród nich: Theophil Antonicek (Wien), Ernst Burger (Monachium), Michel Delon (Paryż), Peter Donhauser (Wiedeń), Csaba Földes (Veszprém), Freia Hoffmann (Brema), Vanja Hug (Bazylea), Holger i Doro Klein (Salzburg-Eberswalde), Corinna Knobloch (Ludwigsburg), Wiebke Koch-Mertens (St. Gallen), Ulrich Konrad (Würzburg), Norbert Kriechbaum (Linz), Michael Ladenburger (Bonn), Elisabeth Malleier (Wiedeń), Thierry Maniguet (Paryż), Heidi Pamminger (Salzburg), Manfried Rauchensteiner (Wiedeń), Wolfgang Rehm† (Salzburg), Andrew Simon (Wiedeń), Rita Steblin (Wiedeń), Wolfgang Streicher (Wiedeń), Jean-René Trochet (Paryż), Peter Wiesflecker (Graz), Rebecca Wolf (Monachium) i Gisela Wolschner (Klagenfurt). Chciałabym wreszcie z całego serca podziękować mojemu mężowi Hansowi za jego pomoc w skomplikowanych problemach translatorskich i ogólnonaukowych, jak również mojemu synowi Wernerowi za sporządzenie fotografii listów i fachowe porady we wszystkich zagadnieniach związanych z pianistyką.
Hallein, latem 2017
Il. 1Anton Hähnisch, Friederike Müller, 1847
O Friederike Müller
Friederike Maria Wilhelmine Müller urodziła się 2 lipca 1816 roku w Brnie na Morawach. Jej ojciec, Moritz (Albert) Müller, był pisarzem sądowym w Judicium delegatum militare mixtum1, początkowo w Brnie, a od 1835 roku – w Generalnym Dowództwie na Dolną i Górną Austrię w Wiedniu. Matka, Wilhelmine Friederike Maria Müller, z domu Sedelmayer, zmarła, jak się wydaje, wcześnie (zapewne na początku lat 20. XIX wieku)2. Ojciec ożenił się później powtórnie z Christine Edler von Sensel. Z tego małżeństwa urodziło się prawdopodobnie pięciu braci Friederike Müller.
Mała Friederike przyjechała – zapewne po śmierci matki – do Wiednia, do trzech sióstr swego ojca, które mieszkały przy Seilerstätte w domu nr 915 należącym do hrabiego Fuchsa, a jedna z nich, Caroline Müller, była właścicielką Instytutu Edukacyjnego dla Panien. Friederike uczęszczała na lekcje fortepianu do Wenzla Plachego, pochodzącego również z Moraw pianisty i kompozytora. Wykazywała tak wielkie zdolności do gry na tym instrumencie, że postanowiono, iż będzie kontynuowała naukę w Paryżu, ówczesnym centrum pianistyki. W marcu 1839 roku udała się – w towarzystwie ciotki, Wilhelmine Müller – w podróż do Paryża, by tam dalej się uczyć, jednak początkowo nie wiedziała, kto będzie jej nauczycielem. W rachubę wchodził dla niej wyłącznie jeden z trzech najsłynniejszych wirtuozów fortepianu tamtych czasów: Sigismund Thalberg, Fryderyk Chopin albo Ferenc Liszt, przy czym (wbrew późniejszym wypowiedziom Friederike dla Niecksa) jej wyraźnym faworytem był początkowo Thalberg. Kiedy jednak 17 marca przybyła do Paryża, wprowadziła się do mieszkania i wynajęła fortepian u Érarda, okazało się, że żadnego z nauczycieli, z którymi wiązała nadzieje, nie ma w mieście. Należało więc uzbroić się w cierpliwość i tymczasem odnaleźć się w Paryżu. Z pomocą licznych listów polecających zdołała nawiązać ważne kontakty, na przykład z wdową po kompozytorze François-Adrienie Boieldieu, która troskliwie wzięła ją pod swoje skrzydła, a także z żoną austriackiego ambasadora, hrabiną Marią Theresą Apponyi, która prowadziła w Paryżu wysoko ceniony salon. Dopiero późną jesienią jeden z jej „z utęsknieniem oczekiwanych listków koniczyny”, a mianowicie Chopin, powrócił do Paryża i rzeczywiście zgodził się zostać nauczycielem Friederike. Radość i szczęście, które dała jej nauka u Chopina, postępy, które osiągnęła, a także przyjaźń, jaką ją darzył, wszystko to – wyczerpująco i obrazowo – przedstawiła w listach.
Latem 1841 roku powróciła do Wiednia i – za radą Chopina – skontaktowała się z budowniczym fortepianów, Johannem Baptistą Streicherem, żeby móc wpływać na budowę i właściwości swoich instrumentów. Zaczęła też występować publicznie – najpierw w grudniu 1841 roku na prywatnym koncercie w salonie koncertowym Streichera, w marcu 1842 roku – na koncercie archiwisty z Musikverein, Franza Glöggla, i wreszcie, w kwietniu 1842 roku, w wielkiej sali Musikverein w obecności matki cesarza, Karoliny Augusty Bawarskiej. Oprócz innych, nadzwyczaj pozytywnych recenzji w różnych gazetach, ukazała się jednak także druzgocąca krytyka w „Wiener Allgemeine Musikzeitung”, w której nie pozostawiono suchej nitki właśnie na jej interpretacjach muzyki Chopina.
Jesienią 1844 roku jeszcze raz pojechała do Paryża, gdzie ponownie przez sześć tygodni pobierała lekcje u Chopina oraz cieszyła się życiem muzycznym i towarzyskim tej metropolii. Także i tym razem pisała regularnie listy do Wiednia, ale relacje z tego pobytu wydają się znacznie bardziej zwięzłe i powierzchowne niż za pierwszym razem.
Na początku 1845 roku znowu była w Wiedniu, przez następne dwa lata brała udział w koncertach, szczególnie z kwartetem Leopolda Jansy, wykonując podczas ostatniego występu, 6 grudnia 1846 roku, Trio c-moll op. 66 Mendelssohna. Wydaje się jednak, że jako wykonawczyni więcej już się nie zaprezentowała. Jedyny raz wystąpiła publicznie jeszcze w styczniu roku 1848 podczas koncertu swoich uczennic, z którymi zagrała dwa Koncerty Bacha na dwa i trzy klawesyny.
Rok później, 9 stycznia 1849, wyszła za owdowiałego Streichera i przeniosła się z miasta do Streicherhof w dzielnicy (gminie) Landstraße, zaprzestając również działalności pedagogicznej. Poświęciła się natomiast wychowaniu dzieci Streichera z pierwszego małżeństwa (dwaj najmłodsi synowie, Carl i Emil, byli do niej bardzo przywiązani) oraz ich wspólnej córki, Caroline. Doradzała ponadto mężowi w sprawach muzycznych i potrafiła wykorzystać swoje koneksje w świecie muzycznym z korzyścią dla jego firmy.
Po śmierci męża (w 1871 roku), którego przeżyła o prawie ćwierć wieku, całkowicie wycofała się z życia publicznego i zamieszkała z córką ponownie w centrum Wiednia. Zmarła 12 grudnia 1895 roku, w 80. roku życia, na „zwapnienie tętnic”. Ponad rok później, 19 stycznia 1897, odprawiono ku jej pamięci uroczystą mszę żałobną w kościele dworskim i parafialnym św. Augustyna, podczas której wykonano Requiem c-moll Cherubiniego, nawiązując do jej osobistej znajomości z tym kompozytorem.
Podczas swych studiów w Paryżu Friederike Müller należała niewątpliwie do najlepszych uczennic Chopina i uchodziła za jedną z jego „élèves de prédilection”, którą z pewnością traktował jako „pianiste de concert”. To, że nie rozwinęła znaczącej kariery i jeszcze na długo przed wyjściem za mąż praktycznie wycofała się ze sceny koncertowej, miało różne przyczyny. Po pierwsze, była (szczególnie w czasach brylujących w całej Europie cudownych dzieci) po prostu za stara, gdyż po studiach u Chopina zadebiutowała w Wiedniu jako pianistka, mając 25 lat! Po drugie, nie miała „impresaria” (na przykład ambitnego ojca, jak wiele jej koleżanek), który otworzyłby przed nią możliwości występów i organizowałby jej koncerty. Doszła do tego często wspominana ogromna trema, która bardzo jej przeszkadzała. Wreszcie – miała, być może, nie dość „grubą skórę”, gdy trzeba było znieść krytykę i nie dać się zniechęcić zazdrości, zawiści i intrygom. „Znam całą tę potworną nędzę organizowania koncertów i dziennikarstwa” – napisała w styczniu 1845 roku, odnosząc się do propozycji Streichera, by w drodze powrotnej z Paryża dawała koncerty. „Kto ma – pisała – choćby iskrę prawdziwego uczucia artysty, może czymś takim tylko pogardzać”.
Jej listy są wspaniałym świadectwem, które z dzisiejszej perspektywy z pewnością jest cenniejsze, niż byłaby jej błyskotliwa kariera. Trafne opisy i często ostro formułowane spostrzeżenia, wgląd w Chopinowską metodę nauczania, wygłaszane przez niego w jej obecności opinie o kolegach i różnych kwestiach muzycznych – wszystko to czyni z tych listów pouczającą i niekiedy zabawną lekturę. Przedstawiają one obraz młodej kobiety dręczonej czasem wątpliwościami, ale mimo to pewnej siebie, która z entuzjastycznym uwielbieniem stworzyła w nich swemu mistrzowi poruszający pomnik.
Zasady edytorskie
Niniejsza edycja przekładu korespondencji Friederike Müller została dostosowana do potrzeb polskiego wydania z myślą o jak największej przejrzystości tekstu – zarówno głównego materiału, jak też tych partii listów, w których ich autorka przytoczyła in extenso wypowiedzi Chopina. Chociaż nie sposób rozstrzygnąć, w jakim stopniu są to przytoczenia wierne, to jednak nie ulega wątpliwości, że stanowią one jedyny tego rodzaju dokument: świadectwo wielu przejawów aktywności Chopina jako nauczyciela gry fortepianowej. Można bowiem uznać, że jego wypowiedzi przewijające się na kartach listów Friederike Müller oddają założenia metody, którą stosował – generalnie – w podejściu do wszystkich swoich uczniów, uwzględniając – rzecz jasna – ich indywidualne predyspozycje i talenty. Skrupulatnie odtworzone rozmowy z Chopinem pozwalają też poznać jego poglądy na temat różnych przejawów, a zarazem wielu postaci otaczającego go paryskiego życia muzycznego, również w jego wymiarze towarzyskim. Ze względu na szczególną wagę tych wypowiedzi zostały one w niniejszej edycji ujęte inaczej niż w oryginalnym wydaniu niemieckim: ich polski przekład umieszczono w głównym tekście i – dla większej przejrzystości – wyróżniono kursywą. W celu wyraźniejszego zaznaczenia wypowiedzi samej Friederike Müller, a także innych dialogujących z Chopinem postaci (czasami w rozmowie uczestniczyło kilka osób), ich słowa zostały ujęte w cudzysłowy, a ponadto dokonano nieznacznych zmian interpunkcji w celu uporządkowania rozbudowanych dialogów. Wypowiedzi Chopina, przytoczone przez Friederike Müller w języku francuskim, a więc w tej postaci, w jakiej słyszała je na swych lekcjach, znalazły się natomiast w przypisach dolnych. Przyjęto w nich oznaczenia literowe w odróżnieniu od tradycyjnego, cyfrowego oznaczenia przypisów zamieszczonych na końcu każdego listu.
Poprawność francuskich wersji odtworzonych wypowiedzi Chopina pozostawia wiele do życzenia. Obfitują one w różnego rodzaju (niekiedy – elementarne) błędy, począwszy od ortografii, a skończywszy na składni. Autorka opracowania oryginalnej edycji, Uta Goebl-Streicher, pisała w nocie edytorskiej:
Nie zawsze zgodny z zasadami [język] francuski Friederike Müller niekiedy utrudnia zrozumienie tekstu. Na przykład często używa ona sformułowania la première fois w znaczeniu „następnym razem”, nie rozróżnia między sobą przedimków (rodzajników) ce, c’est, ces, ses, sait, a także zakończeń czasowników -er, -é, -ez, -ai, -ais, myli ze sobą ne i n’est albo je i j’ai, itp. Aby nie przeciążać przypisów odnoszącymi się do tego uwagami, w takich przypadkach zrezygnowano z dosłownego tłumaczenia i przełożono tekst zgodnie ze znaczeniem, jakie miała na myśli Müller.
Podobnie jak w wydaniu oryginalnym, francuskie partie tekstu w przypisach dolnych pozostawiono w wersji pierwotnej, bez poprawek wspomnianych różnorodnych błędów. Dla przejrzystości zapisu w całym tekście ujednolicono pisownię tonacji zgodnie z zasadą, że małe litery odsyłają do tonacji molowych, a wielkie – do tonacji durowych.
Oddzielny problem edytorski stanowi pisownia nazwisk. Inaczej niż w wydaniu oryginalnym, pisownia części nazwisk została w wydaniu polskim poprawiona; dotyczy to zwłaszcza słynnych postaci XIX-wiecznej muzyki, takich jak Ferenc Liszt. Nazwiska mniej znanych przedstawicieli ówczesnego francuskiego (paryskiego), niemieckiego, rosyjskiego, a także polskiego życia muzycznego zostały podane zgodnie z pisownią Friederike Müller, często w różnych brzmieniach obocznych, które odnotowano w końcowym wykazie osób z odesłaniem do poprawnego zapisu nazwiska i biogramu danej osoby.
W nagłówkach niektórych listów figurują zdrobniałe formy imienia jednej z ciotek Friederike Müller – Sophie, które są sygnalizowane za pomocą charakterystycznego dla austriackich zdrobnień sufiksu „-erl”, a nawet jego rozszerzonych wariantów. Dla zachowania kolorytu korespondencji Müller zdrobnienia te zostały pozostawione w oryginalnej wersji językowej. Notabene, autorka tych listów, począwszy od listu nr 166, posługuje się na podobnej zasadzie nieprzetłumaczalnym na język polski zdrobnieniem w relacji do Chopina, nazywając go „Pinerl” lub „Pinperl”.
Streszczone partie tekstu zawierające informacje o mniejszym znaczeniu dla danego listu zostały ujęte w nawiasy kwadratowe, natomiast opuszczenia w tekstach listów sygnalizują wielokropki. W nagłówkach listów zrezygnowano ze skrótu „nr” wprowadzonego w wydaniu niemieckim i ograniczono się do liczby porządkowej. Nagłówki zawierają standardowy zapis w kolejności: numer listu – miejsce – dzień – data, a oprócz tego na początku listów podane są datowania zapisane przez ich autorkę, przybierające zróżnicowane formy. Podkreślenia w tekście pochodzą w całości od Friederike Müller.
Listy
1839
Marzec 1839
Do Caroline Müller
Strengberg, środa, 6 marca 18391
Strenberg
6 maja [sic]
Kochana, dobra Ciociu Lotte,
zatrzymałyśmy się tu na obiad [...]
[Relacja z podróży: St. Pölten, Melk, Strengberg.]
Do Sophie Müller
Salzburg, czwartek, 7 marca 18391
Salzburg, 7 marca
Kochana, dobra Ciociu Sophie,
mam nadzieję, że kiedy Ciocia ten list [...]
[Relacja z podróży: Linz, nocna jazda do Salzburga, dom urodzenia Mozarta itd.]
Do Caroline Müller
Monachium, poniedziałek, 8 marca 18391
Monachium, 8 marca o 7.30 wieczorem
Najdroższa Ciociu Caroline,
właśnie wracamy od hrabiny Viereggh [...]
[Relacja z podróży: bez kłopotów w czasie kontroli granicznej, trzecia nocna podróż, o 9 rano przybycie do Monachium, serdeczne przyjęcie przez hrabinę Vieregg i jej rodzinę; nie doszło do spotkania z pianistką Caroline Herrschmann, która z powodu silnego bólu oczu nie może podróżować.]
Do Caroline Müller
Monachium, poniedziałek, 11 marca 18391
Monachium
Najukochańsza Ciociu Lotte,
napisałam do b[aronowej] Lilien [...]
Zresztą pobyt tutaj2 był dla mnie niezmiernie interesujący, znam teraz cały muzyczny świat Monachium, główne opinie muzyczne. Pani von Schauroth, Hendle3 stoi dokładnie między Klopstein i Brunswick4, to znaczy gra jak ta pierwsza, co nie bierze się z entuzjazmu dla świętości sztuki, ale z myśli „chcę się podobać i wiem jak”. Różnicy tej wielu nie potrafi zauważyć, a przecież jest ona tak doniosła; nie ma szczególnie dobrego uderzenia, ale
wirtuozerięa równie nieustraszoną co Brunswick, a ponieważ była artystką dającą koncerty, [ma] więcej szybkości i energii. Gdyby Brunswick przeszła szkołę, stałaby, jak mniemam, wyżej; gdyby Klopstein miała tyle pilności i energii, być może mogłaby stać się kimś takim jak Schauroth. Takie jest moje zdanieb, nie wiem, czy Plachy zrozumie, co mam na myśli. Jej kompozycje5 to zgrabne nic. Poza tym jest dosyć młoda, piękna i żywiła wobec mnie uosobienie grzecznościc. Ona i hrabina Rechberg piszą dla mnie listy do Kalkbrennera. Nigdy jednak nie przyszłoby mi do głowy, że mogę się czegoś od Kalkbrennera nauczyć, c’est un charlatan6, jest zazdrosny i zawistny, ale mam nadzieję, że może trochę się do niego przekonam, kiedy go poznam. Schauroth jest jego uczennicą i zawsze to dobrze, żeby zobaczył, że mnie znają.
Do Sophie Müller
Stuttgart, wtorek, 12 marca 18391
Stuttgart 12 [marca]
Najdroższa Ciociu Sophie,
kiedy się trochę odświeżyłyśmy [...]
[Relacja z podróży: wyjazd z Monachium 11 marca, Augsburg, Ulm, Göppingen, Stuttgart.]
Do Caroline Müller
Paryż, poniedziałek, 18 marca 18391
Paryż 1 marca
Moja najdroższa Ciociu Caroline,
i oto jesteśmy, zdrowe i bardzo zadowolone [...]
[Relacja z podróży: Karlsruhe, Strasburg, Metz; 17 marca przybycie do Paryża; wynajęcie z polecenia towarzysza podróży, Kugelmanna, małego mieszkania w Hôtel d’Italie, przy Place des ltaliens 1; cena wynajmu, 310 franków miesięcznie, obejmuje śniadanie, obiad i obsługę.]
[...] Wysłałam mój list do Remmelmana i hrabiny Pestalozzi – [...] Potem chciałam iść do Clary Wieck2, żeby zobaczyć jej mieszkanie, dość łatwo znalazłam Rue Richelieu 97, tyle że ona tam nie mieszka; znalazłyśmy sklep wydawcy muzycznego Schlesingera3, ale nie dałyśmy żadnych listów, nie miałyśmy ich przy sobie, spytałam tylko o Clarę, ale – zdumiewające! – nie wiedzieli, gdzie mieszka. [...]
Jutro rano idę do Mad. Boildieu4, potem do matki Remelmana itd. Chciałabym szybko mieć fortepian, Wieck jeszcze mało znają, nie dała żadnego koncertu5.
Do Caroline Müller
Paryż, piątek, 22 marca 18391
O 9 wieczorem Paryż, 22 marca
Moja najukochańsza Ciociu Caroline,
tysięczne, tysięczne dzięki za Cioci miły list [...]
Ciocia Mina pisała pewnie Cioci o koncercie Érarda2, siedziałam koło Belleville-Ory, która była niezwykle uprzejma. To osobliwe, teraz sama odnajduję wszystkich artystów. Gra Wieck niezbyt jej się podobała; uważa, że brakuje jej większego rozmachu. Nawiasem mówiąc, wirtuozerięa Wieck znacznie hamował fortepian, Graf powinien tryumfować3. Grała Wariacje Henselta, potem Ptaszka4, Schuberta, Liszta Thränen i Ständchen5 oraz Hexentanz6, który się jednak nie spodobał. Madame Érard, która siedziała obok nas z miłą młodą damą (wcale nieładną, ale z pewnością bardzo bogatą), bardzo dla nas uprzejma, mówi: „ach, dzisiaj jest zła publiczność, za mało oklasków, co za chłód!7 Jestem wściekła!”b. Przyznam – uznałam to za naturalne; myślę, że instrument Grafa pozwoliłby jej zabłysnąć o wiele bardziej. Belville powiedziała: proszę mi wierzyć, po Thalbergu! nikt tu łatwo nie zrobi wrażenia8. W ogóle Thalberg cieszy się w Paryżu powszechnym podziwem i szacunkiem; nie mogą pojąć, że w Wiedniu wolą Liszta. O porównaniu z Wieck bynajmniej nie ma mowy, tutaj wydaje się niewiarygodne9. Powszechnie powiada się: „to Thalberg stworzył nowy instrument”c. Krótko mówiąc, ludzie go rozumieją. Jest on tutaj bardzo szanowany także z innych względów, z powodu swego szlachetnego zachowania wobec wszystkich zazdrośników i ogólnego wykształcenia (podobno jest bardzo błyskotliwy – o wszystkim potrafi mówić ze znajomością rzeczy i wdziękiem). Krótko mówiąc, gdyby termometr mojego podziwu mógł podnieść się jeszcze wyżej, musiałby to spowodować tutejszy klimat, ale to niemożliwe. Po koncercie przez chwilę rozmawiałam z Érardem, przekazałam listy; zaprosił nas w niedzielę na obiad i natychmiast obiecał mi fortepian, ale nie skrzydłowy10. [Odwiedziny u Remmelmannów, podziękowanie pani von Doré za pośrednictwo w zawarciu tej znajomości; F. Müller chciałaby się uczyć angielskiego na kursie w szkole Robertsona, cena 25 franków za kwartał, za trzy godziny tygodniowo.]
[...] Dziś rano (piątek) poszłyśmy do Madame Boieldieu. Thalberg mówi do niej: „Moja droga ciociu”11, Döhler – „moja dobra mamo”, a ja nazywam ją „moim aniołem stróżem”d. Nie można byłoby przyjąć mnie z większym zaangażowaniem niż ona. Dziś długo z nami rozmawiała, kazała mi zagrać na swoim milutkim małym instrumencie i uważa, że mam naprawdę dobrą szkołę. Mówi: „pani nauczyciel był doskonały, a Thalberga uważnie pani słuchała”. [Generalna inspekcja jej garderoby przez Mme Boieldieu; szczegółowo o zwiedzaniu z ich towarzyszem podróży, panem Kugelmannem.] [...] Właśnie zauważyłam – zapomniałam napisać, że zanim poszłyśmy do Boieldieu, odwiedziłyśmy Clarę Wieck. Mieszka niedaleko od nas, jest tu tylko z dwoma dziewczętami12. Była bardzo uprzejma, najserdeczniej nam podziękowała, ale źle wygląda, niedosłyszy i sepleni. Prosiła, żebyśmy ją odwiedziły i żebym jej wtedy coś zagrała. Czas pokaże.
Na jutro mamy bardzo dużo planów. [...] O szóstej, jak już powiedziałam, jemy u Boieldieu, gdzie z całego serca będziemy paplać o jej ulubieńcu Thalbergu, jak powiedziała. Mam do Ciebie dwie prośby, kochana Ciociu. Pierwsza nie zajmie Cioci dużo czasu, chodzi o to, by jak najszybciej przysłać mi portret13 Thalberga, który Ciocia Sophie łatwo znajdzie w szufladzie mojej komody, tylko proszę naprawdę szybko, Boieldieu ma jego portret, ale paryżanie14 nie oddali go zbyt dobrze, dlatego chciałabym bardzo i jak najszybciej podarować jej w prezencie wiedeński.
Być może udałoby się to zrobić w ciągu ośmiu dni. – A teraz druga prośba, która wymaga już więcej zachodu! Gdyby Ciocia była tak łaskawa pojechać do pani Leitzinger i zechciała jej jeszcze podziękować za polecenie albo właściwie powiedzieć jej, jak dobra jest dla nas Boieldieu. [...] Nie robię niczego bez jej rady; ona uważa, że powinnam zostawić Schlesingera i najpierw nawiązać kontakt z Zimmermannem i Érardem, mówi: „każdemu powinno pochlebiać to, że zechce pani przyjść”e. Powinnam iść do Pleyela dopiero, kiedy będę miała mój fortepian, potem powiedzieć, że Érard [już] przysłał mi swój – inaczej poprosiłabym ich. Muszę też potem częściej chodzić do Pleyela i grać na jego fortepianach, żeby nikomu się nie narazić. Uważa, że potem powinnam iść do Apponyi, kiedy rozegram się na swoim fortepianie [...] – Jedną z nadziei można już wprawdzie uznać za zawiedzioną: Chopin jest umierający, już nie wróci15. Chce mi się płakać gorzkimi łzami, nie tylko z egoizmu, ale też z żalu za odchodzącym geniuszem. Sand podobno pielęgnuje go z największą troską. – Teraz brakuje jeszcze, żeby Thalberg ożenił się w Petersburgu16 i nie wrócił do Paryża, ale Boieldieu mówi: „nigdy nie odważyłby się ożenić bez mojej zgody”f; niech nie da mu się przez rok ożenić, a potem niech sobie ma i 20 żon. [...] [W Paryżu jest o wiele mniej księgarń i sklepów muzycznych niż w Wiedniu, za to wszędzie są małe stoiska z książkami i nutami.]
Il. 2Josef Kriehuber, Sigismund Thalberg, 1838
Il. 3Henri Grévedon, Sigismund Thalberg, 1836
Do Sophie Müller
Paryż, piątek, 22 marca 18391
Kochana Ciociu Sophie,
muszę do Cioci napisać [...]
Niech Ciocia powie Toni, że Hexentanz2 ciągle jeszcze nie jest ładny, niech go pilnie gra i niech będzie tak dobra i powie swojemu Lacombe’owi3, że dziękuję jeszcze raz za list do Zimmermanna, który tutaj jest bardzo ważną osobą.
Kiedy powiedziałam Boieldieu, że Schauroth dał mi list do Kalkbrennera, odparła: „Och, niech pani uważa, Liszt jest intrygantem, ale Kalkbrenner jest jeszcze gorszy”a. Belleville krytykowała Schaurotha, i to słusznie, z powodu jego utworów, ale egzaltuje się wspaniałymi dziełami Thalb[erga]. [...]
Spis ilustracji
Il. 1: Anton Hähnisch, Friederike Müller, 1847, zbiory prywatne
Il. 2: Josef Kriehuber, Sigismund Thalberg, 1838, ÖNB/Wien, PORT_00154256_01
Il. 3: Henri Grévedon, Sigismund Thalberg, 1836, ÖNB/Wien, PORT_00154255_01