Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Golan Trevize, członek Rady Wykonawczej na Terminusie, miał zdecydować o przyszłości Galaktyki i podjął decyzję. Wybierając Galaksję, jeden organizm łączący na podobieństwo Gai wszystkie światy w przestrzeni, przekreślił zarazem pięćsetletni Plan Hariego Seldona. Trevize wciąż jednak ma wątpliwości – wierzy w słuszność swego wyboru, ale nie jest pewny swoich motywów. W poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytania wyrusza wraz z Janovem Peloratem i jego wybranką Bliss ku mitycznej Ziemi. Każda kolejna planeta, mimo zwątpienia i wielkich przeciwności, zbliża ich do celu... i wciąż jeszcze żywej historii Galaktyki.
Isaac Asimov (1920-1992) to bodaj najwybitniejszy i najpoczytniejszy autor science fiction wszech czasów. Zasłynął przede wszystkim epokowym cyklem „Fundacja”, sagą o Imperium Galaktycznym, które – mimo że wydaje się wieczne – chyli się ku upadkowi. Ludzką cywilizację i wiedzę może uratować jedynie psychohistoria, nauka stworzona przez genialnego matematyka Hariego Seldona.
"Fundacja i Ziemia" wieńczy siedmiotomowy cykl „Fundacja” Isaaca Asimova wydany przez Dom Wydawniczy REBIS
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 617
Pamięci Judy-Lynn del Rey
(1943–1986)
wielkiej umysłem i duchem
– Dlaczego to zrobiłem? – spytał Golan Trevize.
Pytanie to dręczyło go, odkąd przybył na Gaję. Zdarzało się nawet, że budził się w środku nocy i stwierdzał, że w głowie pulsuje mu, niczym miarowy, monotonny odgłos bębna, wciąż to samo: „Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem?”
Teraz jednak skierował je po raz pierwszy do innej osoby – do Doma, starca z Gai.
Dom zdawał sobie doskonale sprawę z napięcia, w jakim znajduje się Trevize, gdyż specyficznym dla Gajan zmysłem wyczuwał stan jego umysłu. Nie zrobił jednak nic. Gai nie wolno było pod żadnym pozorem nawet tknąć myśli Trevizego, a najlepszym sposobem uniknięcia takiej pokusy było staranne ignorowanie wszystkiego, co Dom wyczuwał.
– Dlaczego co zrobiłeś, Trev? – spytał.
Trudno mu było zwracać się do kogoś więcej niż jedną sylabą jego nazwiska, a zresztą nie było to ważne. Trevize powoli przyzwyczajał się do tego.
– Dlaczego podjąłem taką decyzję – odparł radny. – Dlaczego wybrałem dla Galaktyki przyszłość w stylu Gai.
– Postąpiłeś właściwie – rzekł Dom, patrząc mu prosto w oczy. Musiał przy tym podnieść głowę, gdyż siedział, a Trevize stał przed nim.
– To tylko słowa – odparł z irytacją Golan.
– Ja-my-Gaja wiemy, że postąpiłeś właściwie. Dlatego jesteś dla nas tak cenny. Masz dar podejmowania słusznych decyzji na podstawie niepełnych danych i podjąłeś taką właśnie decyzję. Wybrałeś model Gai! Odrzuciłeś anarchię Imperium Galaktycznego opierającego się na technice Pierwszej Fundacji, a także anarchię Imperium opierającego się na mentalistyce Drugiej Fundacji. Doszedłeś do wniosku, że ani jedno, ani drugie nie przetrwałoby długo, i dlatego wybrałeś model proponowany przez Gaję.
– Właśnie! – rzekł Trevize. – Tak zrobiłem. Wybrałem Gaję, superorganizm, planetę o wspólnym dla wszystkich umyśle i osobowości, coś tak niezwykłego, że trzeba było stworzyć zaimek „ja-my-Gaja”, żeby jednostka mogła wyrazić to, czego słowami wyrazić się nie da. – Mówiąc to, przemierzał niespokojnie pokój tam i z powrotem. – I w końcu ma to doprowadzić do powstania Galaksji, supersuperorganizmu obejmującego całą Drogę Mleczną. – Zatrzymał się, odwrócił niemal gwałtownie do Doma i powiedział: – Podobnie jak ty czuję, że postąpiłem słusznie, ale wy pragniecie utworzenia Galaksji i dlatego wystarczy wam, że podjąłem taką decyzję. Ja jednak wcale nie pragnę takiej przyszłości i dlatego nie wystarczy mi zapewnienie, że postąpiłem słusznie. Chcę wiedzieć, dlaczego podjąłem taką decyzję, chcę zważyć wszystkie za i przeciw. Dopiero wtedy będę spokojny. To, że czuję, że postąpiłem słusznie, to za mało. Jak mogę się przekonać, że miałem rację? Co sprawia, że podejmuję właściwe decyzje?
– Ja-my-Gaja nie wiemy, jak to się dzieje, że podejmujesz słuszne decyzje. Czy to takie ważne, skoro decyzja już zapadła i jest właściwa?
– Mówisz w imieniu całej planety, prawda? Przemawia przez ciebie zbiorowa świadomość, której częścią jest każda kropla rosy, każdy kamyk, nawet płynne jądro planety, tak?
– Tak, mówię w imieniu całej planety. To samo mogłaby powiedzieć każda jej część, w której zbiorowa świadomość jest wystarczająco intensywna.
– I całej waszej zbiorowej świadomości wystarczy, że użyła mnie jako swego rodzaju czarnej skrzynki, tak? Skoro czarna skrzynka działa, to czy to ważne, co jest w jej wnętrzu? Ale mnie to nie odpowiada. Nie chcę być czarną skrzynką. Chcę wiedzieć, co jest w jej wnętrzu. Chcę wiedzieć, jak i dlaczego wybrałem Gaję i Galaksję jako przyszłość ludzkości. Inaczej nie zaznam spokoju.
– Ale dlaczego tak ci się nie podoba decyzja, którą podjąłeś? Dlaczego sam sobie nie ufasz?
Trevize zaczerpnął głęboko powietrza i powiedział wolno, cichym i stanowczym głosem:
– Dlatego, że nie chcę być częścią jakiegoś superorganizmu. Nie chcę być częścią, której można się pozbyć, kiedy tylko ten superorganizm uzna, że byłoby to z pożytkiem dla całości.
Dom popatrzył na Trevizego w zamyśleniu.
– Czyżbyś zatem chciał zmienić swą decyzję, Trev? Wiesz, że możesz to zrobić.
– Bardzo chciałbym ją zmienić, ale nie mogę tego zrobić tylko dlatego, że mi się nie podoba. Żeby teraz coś zrobić, muszę wiedzieć, czy ta decyzja jest słuszna czy błędna. To, że czuję, że jest słuszna, absolutnie mi nie wystarcza.
– Jeśli czujesz, że jest słuszna, to jest słuszna. – Przez sam kontrast z jego wewnętrznym niepokojem cichy, łagodny głos Doma jeszcze bardziej wyprowadził Trevizego z równowagi.
Po chwili, przerywając ciągłe wahanie się między tym, co czuł, a tym, co wiedział, Trevize rzekł cicho:
– Muszę odnaleźć Ziemię.
– Dlatego, że ma ona coś wspólnego z tym, czego tak bardzo chcesz się dowiedzieć?
– Dlatego, że jest ona drugim problemem, który nie daje mi spokoju, i dlatego, iż czuję, że jest między jednym a drugim jakiś związek. Czyż nie jestem czarną skrzynką? Czuję, że istnieje między tymi sprawami jakiś związek. Czy to nie wystarczy, byś uznał, że tak jest istotnie?
– Być może – odparł Dom ze spokojem.
– Jeśli przyjmiemy, że od tysięcy lat, może nawet dwudziestu tysięcy lat, ludzie interesują się Ziemią, to jak to możliwe, że wszyscy zapomnieliśmy o planecie, z której pochodzimy?
– Dwadzieścia tysięcy lat to więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Jest wiele spraw dotyczących wczesnego Imperium, o których prawie nic nie wiemy. Jest wiele opowieści, które prawie na pewno są zmyślone, a mimo to stale je powtarzamy i nawet w nie wierzymy, ponieważ nie mamy ich czym zastąpić. A Ziemia jest starsza niż Imperium.
– Ale na pewno są jakieś zapiski. Mój przyjaciel Pelorat zbiera mity i legendy odnoszące się do Ziemi, wszystko, co może gdziekolwiek wygrzebać. To jego zawód, co więcej: to jego pasja. Te mity i legendy to wszystko, co pozostało. Nie ma żadnych zapisków z prawdziwego zdarzenia, żadnych dokumentów.
– Dokumentów, które miałyby dwadzieścia tysięcy lat? Wszystkie rzeczy się starzeją, rozsypują, ulegają zniszczeniu w wyniku nieodpowiedniego obchodzenia się z nimi albo wojen.
– Ale przecież powinny istnieć jakieś wzmianki o tych zapiskach, kopie, kopie kopii, materiały mające mniej niż dwadzieścia tysięcy lat. Wszystkie zostały usunięte. Biblioteka Galaktyczna na Trantorze musiała posiadać dokumenty dotyczące Ziemi. Powołują się na te dokumenty znane nam prace historyczne, a mimo to w Bibliotece Galaktycznej ich nie ma. Są wzmianki o nich, ale brak jakichkolwiek cytatów.
– Nie zapominaj o tym, że kilka wieków temu Trantor został splądrowany.
– Ale biblioteka pozostała nietknięta. Uchronił ją przed zniszczeniem personel, który składał się z członków Drugiej Fundacji. I to właśnie oni niedawno odkryli, że w bibliotece nie ma już żadnych materiałów odnoszących się do Ziemi. Zostały celowo usunięte w ostatnich czasach. Dlaczego? – Trevize przerwał nerwowy spacer po pokoju i intensywnie wpatrzył się w Doma. – Jeśli odnajdę Ziemię, dowiem się, co kryje…
– Kryje?
– Co ona kryje albo co się na niej kryje. Mam wrażenie, że gdy się tego dowiem, zrozumiem, dlaczego wybrałem Gaję i Galaksję, mimo że oznacza to koniec istnienia ludzi jako niezależnych jednostek, obdarzonych indywidualną świadomością. Przypuszczam, że wówczas będę już wiedział, nie zaś tylko czuł, że podjąłem słuszną decyzję, a jeśli jest ona słuszna – wzruszył bezradnie ramionami – to niech będzie, jak ma być.
– Jeśli czujesz, że tak się sprawy mają – rzekł Dom – i jeśli musisz odnaleźć Ziemię, to oczywiście pomożemy ci w miarę naszych możliwości. Ale pomoc ta będzie ograniczona. Na przykład ja-my-Gaja nie wiemy, w którym miejscu tej niezmiernie wielkiej przestrzeni tworzącej Galaktykę znajduje się Ziemia.
– Mimo to – powiedział Trevize – muszę szukać… Nawet jeśli nieskończona liczba gwiazd w Galaktyce sprawia, że poszukiwania te wydają się beznadziejne, i nawet jeśli będę musiał prowadzić je samotnie.
Trevizego otaczała ujarzmiona, łagodna natura Gai. Temperatura, jak zawsze, była umiarkowana, wiał przyjemny wietrzyk, który chłodził ciało, lecz nie ziębił. Po niebie leniwie przesuwały się obłoki, zasłaniając od czasu do czasu słońce, ale jeśli w tym czy w innym miejscu zmniejszy się znacząco poziom wilgoci na metr kwadratowy, to bez wątpienia spadnie odpowiednia ilość deszczu, aby wyrównać ten ubytek.
Drzewa rosły w regularnych odstępach, jak w sadzie. Niewątpliwie było tak na całej planecie. Na lądach i w morzach żyły organizmy roślinne i zwierzęce w takiej liczbie i w takiej różnorodności, aby zachowana została równowaga ekologiczna, a liczba osobników poszczególnych gatunków bez wątpienia to zmniejszała się, to zwiększała, utrzymując się na poziomie uznanym za optymalny… Odnosiło się to również do ludzi.
Spośród wszystkich przedmiotów w polu widzenia Trevizego tylko jeden nie pasował do całości. Przedmiotem tym był jego statek, Odległa Gwiazda. Jednostka została dokładnie oczyszczona i odnowiona przez grupę ludzkich członków Gai. Uzupełniono zapasy żywności i wody, odnowiono lub wymieniono osprzęt, sprawdzono działanie przyrządów mechanicznych. Trevize osobiście sprawdził uważnie komputer pokładowy.
Nie trzeba było uzupełniać zapasów paliwa, gdyż Odległa Gwiazda była jednym z nielicznych statków o napędzie grawitacyjnym, jakimi dysponowała Fundacja. Jednostki tego typu czerpały energię z ogólnego pola grawitacyjnego Galaktyki, a było jej dość, by mogły z niej korzystać, bez mierzalnego spadku intensywności, wszystkie floty, jakie zdoła zbudować ludzkość przez wszystkie eony swego prawdopodobnego istnienia.
Trzy miesiące wcześniej Trevize był radnym na Terminusie. Innymi słowy, był członkiem ciała ustawodawczego Fundacji i – ex officio – ważną osobistością w Galaktyce. Czy to naprawdę było zaledwie trzy miesiące wcześniej? Trevizemu wydawało się, że od czasu, kiedy piastował tę funkcję, kiedy interesowało go tylko to, czy wielki Plan Seldona działa czy nie, czy gładkie przejście Fundacji od roli planetarnej wioski do potęgi galaktycznej zostało wcześniej odpowiednio zaprogramowane czy nie, dzieli go pół życia. A miał trzydzieści dwa lata.
Z drugiej wszakże strony nic się nie zmieniło. Nadal był radnym. Zachował swój status i przywileje, tyle tylko że nie spodziewał się, by kiedykolwiek miał wrócić na Terminusa i korzystać z tego statusu i przywilejów. Tak samo nie pasował do chaosu Fundacji jak do porządku Gai. Nigdzie nie czuł się u siebie, wszędzie był obcym.
Zacisnął zęby i ze złością przeczesał palcami czarne włosy. Zanim zacznie marnować czas, rozpaczając nad swym losem, musi znaleźć Ziemię. Jeśli wyjdzie cało z tych poszukiwań, będzie miał dosyć czasu, żeby siedzieć i użalać się nad sobą. Zresztą wtedy będzie miał, być może, więcej powodów ku temu.
Z tym niezłomnym postanowieniem cofnął się myślą w przeszłość…
Trzy miesiące wcześniej opuścił Terminusa z Janovem Peloratem, zdolnym, lecz naiwnym uczonym. Peloratem kierowało pragnienie odkrycia dawno zapomnianej Ziemi, a Trevize traktował misję historyka jako przykrywkę dla własnych planów. Nie znaleźli Ziemi, za to znaleźli Gaję i radny zmuszony był podjąć brzemienną w skutki decyzję.
I oto teraz on, Trevize, obrócił się niespodziewanie o sto osiemdziesiąt stopni i zapragnął odnaleźć Ziemię.
Jeśli chodzi o Pelorata, to on również znalazł coś, czego się nie spodziewał. Znalazł tę czarnowłosą i piwnooką Bliss, dziewczynę, która była Gają w tym samym stopniu co Dom… w tym samym stopniu co ziarnko piasku czy źdźbło trawy. Historyk, przeżywając drugą młodość, zakochał się w kobiecie dwa razy młodszej od siebie i, co dziwniejsze, ta młoda kobieta zdawała się z tego cieszyć.
Było to co prawda dziwne, ale Pelorat był na pewno szczęśliwy i Trevize pomyślał z rezygnacją, że każdy musi znaleźć swój sposób na szczęście. To sprawa indywidualnych zapatrywań, które Trevize, z wyboru, usuwał (z czasem) na zawsze z Galaktyki.
Ból powrócił. Świadomość decyzji, którą podjął, którą musiał podjąć, doskwierała mu niczym otarty naskórek i była…
– Golan!
Czyjś głos przerwał jego ponure rozmyślania. Odwrócił się, mrużąc oczy w promieniach słońca.
– A, to ty, Janov – rzekł serdecznie, tym serdeczniej, że nie chciał, by Pelorat domyślił się, że coś go gnębi. Zdobył się nawet na żart: – Widzę, że udało ci się oderwać na chwilę od Bliss.
Pelorat potrząsnął głową. Łagodny wietrzyk potargał jego jedwabiste, siwe włosy, a długa, poważna twarz historyka zachowała swój skupiony wyraz.
– Prawdę mówiąc, stary przyjacielu, to właśnie ona zasugerowała, żebym się z tobą spotkał, żeby… żeby pomówić o pewnej sprawie. To oczywiście nie znaczy, że nie chciałem się z tobą spotkać, ale wydaje się, że ona myśli szybciej niż ja.
Trevize uśmiechnął się.
– W porządku, Janov. Rozumiem, że przyszedłeś, by się ze mną pożegnać.
– No, niezupełnie. Prawdę mówiąc, wprost przeciwnie. Golan, kiedy odlatywaliśmy z Terminusa, chciałem koniecznie znaleźć Ziemię. Poświęciłem temu właściwie całe życie.
– A ja to będę kontynuował. Teraz to moje zadanie.
– Tak, ale także moje. Nadal moje.
– Ale… – Trevize machnął ręką, pokazując cały otaczający ich świat.
– Chcę lecieć z tobą – wyrzucił z siebie nagle Pelorat.
Golan był zupełnie zaskoczony.
– Chyba nie mówisz tego poważnie, Janov? Masz teraz Gaję.
– Kiedyś do niej wrócę, a tymczasem nie mogę pozwolić, żebyś leciał sam.
– Na pewno możesz. Potrafię zadbać o siebie.
– Nie obraź się, Golan, ale za mało wiesz. To ja znam te mity i legendy. Mogę cię poprowadzić.
– I zostawisz Bliss? Coś takiego!
Policzki historyka pokrył rumieniec.
– Właściwie, stary przyjacielu, nie bardzo mam na to ochotę, ale ona powiedziała…
Trevize zmarszczył brwi.
– To znaczy, że chce się ciebie pozbyć, Janov. Obiecała mi…
– Nie, nie rozumiesz. Wysłuchaj mnie, proszę. Masz taki nieprzyjemny zwyczaj pochopnego wyciągania wniosków, zanim wysłuchasz kogoś do końca. Wiem, że to twoja specjalność, a w dodatku sprawia mi trudność wyrażanie się zwięźle, ale…
– No dobrze – rzekł Trevize spokojnie – powiedz mi dokładnie, o co chodzi Bliss. Mów tak, jak ci wygodnie, a ja obiecuję cierpliwie wysłuchać cię do końca.
– Dziękuję. Skoro obiecujesz słuchać cierpliwie, myślę, że uda mi się powiedzieć to krótko. No więc, widzisz, Bliss też chce lecieć.
– Bliss też chce lecieć?! – powtórzył Trevize. – Zaraz, jestem spokojny. Nie wybuchnę. Powiedz mi, a dlaczego to Bliss chce z nami lecieć? Jak widzisz, pytam spokojnie.
– Tego mi nie powiedziała. Chce sama o tym z tobą porozmawiać.
– No to dlaczego tu nie przyszła, co?
– Myślę… – rzekł Pelorat – powtarzam, myślę, że ona chyba uważa, że jej nie lubisz, Golan. I chyba boi się zbliżać do ciebie. Zapewniałem ją, jak mogłem, że nie masz nic przeciw niej. Nie wierzę, żeby ktoś mógł o niej myśleć inaczej niż dobrze. Mimo to wolała, żebym… jak by to powiedzieć… poruszył najpierw z tobą ten temat. Mogę jej powiedzieć, że chcesz się z nią zobaczyć?
– Oczywiście, zaraz się z nią zobaczę.
– I będziesz się zachowywał spokojnie? Widzisz, stary przyjacielu, jej bardzo na tym zależy. Powiedziała, że to sprawa najwyższej wagi i że musi lecieć z tobą.
– Jednak nie powiedziała dlaczego, prawda?
– Nie, ale jeśli ona uważa, że musi lecieć, to na pewno uważa tak Gaja.
– Co znaczy, że nie mogę odmówić. Zgadza się, Janov?
– Tak, Golan, myślę, że nie możesz.
Po raz pierwszy w czasie swego krótkiego pobytu na Gai Trevize przekroczył próg domu Bliss, który teraz służył również Peloratowi.
Obrzucił wnętrze krótkim spojrzeniem. Domy na Gai były proste. Prawie zupełny brak kaprysów pogody, umiarkowana przez okrągły rok temperatura na tej szerokości geograficznej i łagodne ruchy tektoniczne, jeśli w ogóle musiało do nich dochodzić, sprawiały, że nie trzeba było budować domów chroniących przed groźnym otoczeniem ani tworzyć wygodnych zakątków pośród niegościnnej przyrody. Cała planeta była, jeśli można tak powiedzieć, jednym wielkim domem dającym schronienie swym mieszkańcom.
Dom Bliss, znajdujący się wewnątrz owego planetarnego domu, był mały, o oknach raczej przesłoniętych niż oszklonych. Nieliczne meble pełniły funkcje ściśle użytkowe. Na ścianach wisiały zdjęcia holograficzne; jedno z nich przedstawiało Pelorata z miną raczej zdumioną i zakłopotaną. Golan skrzywił usta, ale ukrył rozbawienie, poprawiając starannie swój pas.
Bliss obserwowała go uważnie. Nie uśmiechała się, jak to miała w zwyczaju. Z szeroko otwartymi, ładnymi piwnymi oczami i czarnymi włosami opadającymi na ramiona łagodną falą wyglądała raczej poważnie. Tylko pełne usta, muśnięte czerwoną pomadką, ożywiały nieco jej twarz.
– Dziękuję, że przyszedłeś, Trev.
– Janov bardzo na to nalegał, Blissenobiarello.
Bliss uśmiechnęła się lekko.
– Dobra riposta. Jeśli będziesz mówił mi Bliss, postaram się zwracać do ciebie pełnym nazwiskiem, Trevize. – Zająknęła się niemal niezauważalnie przy drugiej sylabie.
Trevize uniósł prawą rękę.
– To byłby dobry układ. Rozumiem, że przy wyrażaniu myśli macie zwyczaj używać pierwszej sylaby nazwiska, więc nie obrażę się, jeśli od czasu do czasu powiesz mi „Trev”. Mimo to będę się czuł znacznie lepiej, jeśli postarasz się jak najczęściej zwracać się do mnie pełnym nazwiskiem. W zamian za to ja będę ci mówił „Bliss”.
Przyglądał się jej badawczo, jak zawsze, kiedy ją spotykał. Jako jednostka była młodą, dwudziestoparoletnią kobietą. Jendak jako część Gai miała wiele tysięcy lat. Nie miało to wpływu na jej wygląd, ale miało wpływ na sposób, w jaki niekiedy mówiła, i na atmosferę, która ją otaczała. Czy chciałby, żeby tak samo było z każdym człowiekiem? Nie! Na pewno nie, a jednak…
– Przejdę do sedna – powiedziała Bliss. – Mówiłeś, że pragniesz znaleźć Ziemię…
– Mówiłem o tym Domowi – rzekł Trevize, zdecydowany nie ulegać Gai i nie rezygnować łatwo ze swojego punktu widzenia.
– Owszem, ale mówiąc o tym Domowi, mówiłeś tym samym Gai, każdej jej części, a więc również, na przykład, mnie.
– Słyszałaś, jak o tym mówiłem?
– Nie, bo cię nie słuchałam, ale gdybym później chciała, mogłabym sobie przypomnieć wszystko, co powiedziałeś. Zostawmy to, proszę, i idźmy dalej… Mówiłeś, że pragniesz znaleźć Ziemię, i upierałeś się, że to ważne. Nie rozumiem, dlaczego to takie ważne, ale skoro masz dar trafnego wnioskowania, to ja-my-Gaja musimy przyjąć, że jest tak, jak mówisz. Jeśli ta misja ma kluczowe znaczenie dla twojej decyzji w sprawie Gai, to ma również kluczowe znaczenie dla samej Gai, a w związku z tym Gaja musi polecieć z tobą, choćby po to tylko, by próbować zapewnić ci ochronę.
– Kiedy mówisz, że Gaja musi polecieć ze mną, masz na myśli siebie, prawda?
– Jestem Gają – odparła po prostu Bliss.
– Ale jest nią też wszystko inne na tej planecie. Dlaczego zatem musisz to być ty? Dlaczego nie miałaby polecieć ze mną jakaś inna cząstka Gai?
– Dlatego, że chce lecieć z tobą Pel, a on nie byłby szczęśliwy, gdyby poleciała z wami jakaś inna cząstka.
Pelorat, który dotąd siedział dyskretnie na krześle w innym końcu pokoju (plecami – jak zauważył Trevize – do swej holograficznej podobizny), powiedział łagodnie:
– To prawda, Golan. Bliss jest moją częścią Gai.
Bliss nagle się uśmiechnęła.
– To nawet podniecające być ocenianym w ten sposób, choć, oczywiście, taki styl myślenia jest mi zupełnie obcy.
– No dobrze, zastanówmy się. – Trevize założył ręce na kark i przechylił się z krzesłem do tyłu. Cienkie nóżki zaskrzypiały ostrzegawczo, więc doszedł do wniosku, że mebel nie wytrzyma takiej zabawy, i szybko opuścił go na cztery nogi. – Czy jeśli opuścisz Gaję, nadal będziesz jej częścią?
– Niekoniecznie. Mogę się od niej oddzielić, na przykład gdyby wyglądało na to, że grozi mi niebezpieczeństwo, którego skutki mogłyby dotknąć Gaję, albo gdyby był po temu inny ważny powód. Stałoby się tak jednak tylko w wyjątkowej sytuacji. Normalnie będę nadal częścią Gai.
– Nawet jeśli zrobimy skok przez nadprzestrzeń?
– Nawet wtedy, chociaż to trochę skomplikuje sprawy.
– Nie mogę powiedzieć, żebym się z tego cieszył.
– Dlaczego?
Trevize zmarszczył nos, jakby poczuł przykry zapach.
– Gdyż jeśli zrobię czy powiem na swoim statku cokolwiek, co zobaczysz czy usłyszysz, zobaczą to czy usłyszą wszyscy na Gai.
– Jestem Gają, więc Gaja usłyszy, zobaczy i poczuje wszystko, co ja usłyszę, zobaczę i poczuję.
– No właśnie. Nawet ta ściana zobaczy to, usłyszy i poczuje.
Bliss spojrzała na ścianę, którą wskazywał, i wzruszyła ramionami.
– Tak, ta ściana też. Jej świadomość jest bardzo niewielka, więc czuje ona i rozumie bardzo niewiele, ale przypuszczam, że jej reakcją na to, o czym teraz mówimy, są na przykład jakieś zmiany na poziomie wewnątrzatomowym, które umożliwiają jej zespolenie się z Gają w bardziej celowym działaniu dla wspólnego dobra.
– A jeśli zależy mi na intymności? Może nie życzę sobie, żeby ta ściana wiedziała, co robię czy mówię?
Bliss była wyraźnie zirytowana. Wtedy nagle wtrącił się Pelorat:
– Słuchaj, Golan, nie chcę się mieszać, bo nie wiem zbyt wiele o Gai, ale jestem już trochę z Bliss i wydaje mi się, że zorientowałem się co nieco w tym wszystkim… Jeśli jesteś w tłumie na Terminusie, to widzisz i słyszysz wiele rzeczy. To i owo możesz zapamiętać. Może nawet, pod wpływem odpowiedniej stymulacji mózgu, potrafiłbyś odtworzyć wszystkie spostrzeżenia, ale przeważnie nie obchodzi cię to, co się wokół ciebie dzieje. Nie zwracasz na to uwagi. Nawet jeśli zainteresuje cię jakaś emocjonująca scena z udziałem obcych, to jeśli nie dotyczy bezpośrednio ciebie, zaraz o niej zapominasz. Tak samo jest z pewnością na Gai. Nawet jeśli cała Gaja zna dokładnie twoje sprawy, nie znaczy to, że zwraca na to uwagę, że ją to obchodzi… Mam rację, Bliss?
– Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, Pel, ale jesteś bliski prawdy. Niemniej jednak ta intymność, o której mówi Trev… chciałam powiedzieć Trevize… nie jest u nas w cenie. Prawdę mówiąc, ja-my–Gaja nie potrafimy tego zrozumieć. Nie chcieć być częścią… nie chcieć, aby cię słyszano… aby wiedziano, co robisz… aby odbierano twoje myśli… – Bliss pokręciła energicznie głową. – Mówiłam już, że w nagłych wypadkach możemy się odizolować, ale kto chciałby żyć w ten sposób, choćby tylko przez godzinę?!
– Ja – powiedział Trevize. – Właśnie dlatego muszę znaleźć Ziemię. Muszę się dowiedzieć, co, jeśli w ogóle było coś takiego, spowodowało, że wybrałem dla ludzkości tak okropny los.
– Taki los nie jest wcale okropny, ale nie roztrząsajmy już tej sprawy. Polecę z tobą nie jako szpieg, lecz jako przyjaciel i pomocnik. Gaja będzie z tobą, ale nie będzie cię śledzić, tylko pomagać ci.
– Gaja pomogłaby mi najbardziej, gdyby wskazała, gdzie jest Ziemia – rzekł ponuro Trevize.
Bliss wolno pokręciła głową.
– Gaja nie zna położenia Ziemi. Dom już ci o tym mówił.
– Nie bardzo w to wierzę. W końcu musicie mieć jakieś zapiski. Dlaczego przez cały mój pobyt tutaj nie mogłem ich ujrzeć? Nawet jeśli Gaja nie wie, gdzie może się znajdować Ziemia, to może ja mógłbym znaleźć w tych zapiskach jakieś wskazówki. Znam dość dobrze Galaktykę, na pewno znacznie lepiej niż Gaja. Być może mógłbym w waszych źródłach znaleźć jakieś aluzje, które są niezrozumiałe dla Gai.
– O jakich zapiskach mówisz?
– O jakichkolwiek. O książkach, filmach, nagraniach, hologramach, wytworach dawnych epok… czy ja wiem, co wy tu macie? Odkąd tu jestem, nie widziałem nic, co można by uznać za zapiski. A ty, Janov?
– Ja też nie – odparł Pelorat z ociąganiem – ale, prawdę mówiąc, nie bardzo ich szukałem.
– Ja szukałem po cichu – oznajmił Trevize – i nic nie znalazłem. Nic! Mogę się tylko domyślać, że ukryto je przede mną. Zastanawiam się dlaczego. Czy ktoś może mi to wyjaśnić?
Bliss zmarszczyła czoło i rzekła ze zdziwieniem:
– Dlaczego nie zapytałeś o to wcześniej? Ja-my-Gaja niczego nie ukrywamy i nie opowiadamy kłamstw. Kłamstwa może opowiadać izol: jednostka wyizolowana z otoczenia. Jednostka jest ograniczona i strachliwa właśnie dlatego, że ograniczona. Ale Gaja jest organizmem obejmującym całą planetę, ma ogromną siłę umysłową i nie boi się niczego. Opowiadanie kłamstw, tworzenie opisów niezgodnych z rzeczywistością jest Gai zupełnie niepotrzebne.
Trevize parsknął.
– Wobec tego dlaczego trzymacie mnie cały czas z dala od swych zapisków? Podaj mi jakieś sensowne wyjaśnienie.
– Oczywiście. – Wyciągnęła przed siebie ręce, dłońmi do góry. – Nie mamy żadnych zapisków.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tytuł oryginału: Foundation and Earth
Copyright © 1986 by Nightfall, Inc.
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2013, 2017, 2021
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor serii: Piotr Hermanowski
Redaktor: Błażej Kemnitz
Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Jacek Pietrzyński
Ilustracja na okładce
© John Harris
Wydanie II e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Fundacja i Ziemia, wyd. II poprawione, dodruk, Poznań 2014)
ISBN 978-83-7818-213-9
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer