Galeria - Kaczkowska Karolina - ebook + książka

Galeria ebook

Kaczkowska Karolina

3,4

Opis

Mocny, dosadny i ekstremalny! Taki jest najnowszy zbiór opowiadań mistrzyni polskiego hardcore horroru. Autorka należy zdecydowanie do jednych z najbardziej rozpoznawalnych pisarek z kręgu mrocznego, brutalnego i nieokiełznanego literackiego horroru, co udowodniła tekstami zawartymi w wielu antologiach oraz w zbiorze „Ofiarologia”, napisanym wspólnie z Tomaszem Czarnym.

 

Wspierana przez swojego literackiego mentora, jakim jest Edward Lee, Karolina Kaczkowska podąża ścieżkami zarezerwowanymi tylko dla niektórych – tych najbardziej odważnych i wytrwałych.

 

Wstęp: Edward Lee

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 231

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (25 ocen)
5
8
5
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agibagi87

Dobrze spędzony czas

Nie jest zła ale szału też nie ma. Spodziewałam się czegoś więcej. Tak czy inaczej dla tych co lubią fruwające flaki i płynące płyny ustrojowe, to warto przeczytać
10
rudarozycka

Z braku laku…

Słabiutko, dobrze chociaż, że książka jest krótka
00
Fruehmette

Z braku laku…

2,5
00
Jadordook

Z braku laku…

We wstępie do zbioru Edward Lee wymienia Kaczkowską jednym tchem z Cronenbergiem i Lovecraftem. Już samo zestawienie tych nazwisk z tego rodzaju literaturą dowodzi potężnego odklejenia od rzeczywistości i potwierdza kompleks twórców horroru ekstremalnego wobec erudycji i oryginalności prawdziwych mistrzów słowa pisanego. "Galeria", jak zdecydowana większość przedstawicieli tego szczególnego gatunku, nie zaskakuje niczym. Jest jedynie mniej infantylna od reszty, jeśli można uznać to za zaletę.
00

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2021

Dom Horroru

Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Copyright © Karolina Kaczkowska, Mleko matki, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Pierwszy dom po prawej, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Baśń o poławiaczu pereł, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Bestie, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Otworek, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Zjedz mnie, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Tatuaże, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Pantofelek, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Ona, to coś i nóż, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Wzgórze czarownic, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Sposób na grzyba, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Ciałomistrz, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Galeria, 2021

Copyright © Karolina Kaczkowska, Krasnoludki, 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja i korekta: Anna Dzięgielewska

Projekt okładki: Wendy Saber, SaberCore 23

Skład i łamanie: Sandra Gatt Osińska

Wydanie I 

ISBN: 978-83-66518-70-4

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

WSTĘP

Według mnie ów „gatunek”, który zwiemy „horrorem”, jest znacznie bardziej różnorodny, elastyczny i skłonny do ewolucji niż inne gatunki. Thrillery sądowe nie zmieniają się zbytnio, prawda? Podobnie kryminały, westerny czy romanse. Jednakże tym, co od zawsze najbardziej przyciągało mnie do horroru była jego „płodność”; ziemia, w której osadził on swoje korzenie, wydaje się nieskończenie żyźniejsza od gruntów mainstreamowych – w zasadzie horror daje radę wzrastać tam, gdzie inne gatunki więdną. Często opisuję horror jako wielki placek pokrojony na kawałki-podgatunki. Mamy horror klasyczny, młodzieżowy, nastrojowy, apokaliptyczny, paranormalny, monster horror, lovecraftiański, gotycki i wiele innych. Jest też horror romantyczny, a także – jakżeby inaczej! – paranormalny horror romantyczny. Na horrory typu „ręka, noga, mózg na ścianie” mówi się teraz body horror. (I to mi się podoba.) Przez chwilę, nie tak dawno temu, pojawiła się nawet fala „horroru dla gospodyń”, najczęściej w formie nowelek i ze zdrową ilością opisów seksu. Historie o przystojnych wampirach stukających znudzone kury domowe, o gnijących zombiakach zaglądających pod kuchenne fartuchy, o kosmitach, wilkołakach, trollach, gargulcach i tym podobnych deprawujących kobiety w ten sam sposób. Pojawiła się nawet grupa tekstów o Wielkiej Stopie – powaga. Sasquatch również dostał swoją szansę, aby zrobić dobrze jakiejś biednej pani domu. Nie zmyślam tego, ludziska! Nabyłem nawet jedną książkę, która nazywała się – czy uwierzycie? – Wielki Fiut Wielkiej Stopy. (I jak tu nie kochać znudzonych gospodyń? Wszystko to, byleby kolejnym odkrywczym e-bookiem zaspokoić żądze tych dam!) Tak czy owak, dążę do tego, że w horrorze dzieje się bez porównania więcej niż w innych gatunkach i jest to wspaniała rzecz. Ludzie czytają te cudaczne opowieści (bez względu na podkategorię) i sprawia im to ogromną przyjemność.

Przejdźmy jednakowoż do mojego ulubionego kawałka placka – do horroru ekstremalnego. Nadęci krytycy przeklinają ten rodzaj grozy od dobrych dwudziestu lat („To infantylne!”, „To tani materiał do walenia konia dla niewyżytych chłopców!”, „To gówno hańbi dobre imię horroru!”) i ci sami elitaryści (którzy nie PISZĄ horroru, tak przy okazji, a jedynie krytykują; poklepując po pleckach swoich elitarystycznych kolegów) przez cały ten czas upierają się, że horror ekstremalny to durna moda, chwilowy trend, który wkrótce przepadnie jak kamień w wodę i nikt o nim więcej nie usłyszy. Cóż, ci wywyższający się guru, ci wielcy misjonarze powtarzają to od połowy lat 90., lecz zamiast odejść w niepamięć, horror ekstremalny zyskiwał coraz szersze i szersze grono czytelników, aż stał się obecnie jednym z głównym graczy. I wiecie co, wy krytycy świętsi od papieża? Ekstrema nigdzie się nie wybiera. To nieodłączna część horrorowego placuszka. Coś, co sie liczy. Koniec i kropka.

Poprzez jakiś bliżej nieokreślony uśmiech losu od ponad dwudziestu lat zarabiam na pisaniu horroru ekstremalnego. To przywilej, który traktuję poważnie, ponieważ zmuszony jestem przyznać, że innym, zdolniejszym ode mnie autorom nie zawsze się tak szczęści. A dowody na to, że ekstrema to nie tylko moda widać dziś gołym okiem. Niemcy, na przykład, pochłaniają coraz więcej hardkorowej grozy, a Włosi idą w ich ślady. Co jeszcze bardziej ekscytujące również Rosja (zgadza się, Rosja!) zaczyna domagać się więcej tekstów spod tego szyldu, podobnie jak inni czytelnicy z dawnego bloku wschodniego: Czesi, a w szczególności Polacy. Piszę „w szczególności” ze względu na wiele czynników. Po pierwsze, tak się składa, że kocham Polskę. Kocham też, rzecz jasna, moją ojczyznę, ale USA z pewnością natknęło się na parę znaczących społecznych dziur na drodze, które Polsce udało się ominąć. Przyznaję bez bicia, że Stany Zjednoczone potrafią być naprawdę szalonym krajem: pozbawionym uprzejmości, odrzucającym zdrowy rozsądek, bardziej zainteresowanym bronieniem praw przestępców niż obywateli przestrzegających prawa. Mówiąc krótko i węzłowato, USA to porąbany multipierdolnik w porównaniu z Polską. Polska to państwo czyste, cywilizowane i rzeczowe. Stany? Nie do końca. Liczba przestępstw w Polsce w porównaniu do tych popełnianych u nas to jak kropelka wody przy oceanie. Lud polski demonstruje po prostu znacząco wyższy poziom moralności, uprzejmości i ogólnie pojętej dobroci od większości Amerykanów. Polska ma też lepsze jedzenie od Stanów, lepsze sklepy, lepsze galerie handlowe. Jeśli Amerykanin kupi kolbę kukurydzy w Polsce, będzie to najlepsza kukurydza, jaką kiedykolwiek jadł. Nawet pieprzony Big Mac smakuje w Polsce dziesięć razy lepiej, a przecież to u nas wymyślono to cholerstwo! A polskie piwo? Nieskończenie smaczniejsze od amerykańskiego. Szczerze mówiąc, piwo w USA ssie pałę; to pomyje. Wystarczy jednak rozwodzenia się nad zaletami tego kraju. Tym, o czym chciałem napisać, jest horror ekstremalny. Pomimo jego wielkiej mocy i obecności w Stanach, z radością obserwuję, że ten podgatunek, ten kawałek placka, robi się coraz popularniejszy w Polsce, zaś autorką w awangardzie polskiego ruchu ekstremy jest niewątpliwie Karolina Kaczkowska. Opowiadania zawarte w jej zbiorze są bez wyjątku oszałamiające, niesamowicie oryginalne i demonstrują różnorodność stylu, formy i zawartości, które diametralnie odbiegają od innych tekstów. W USA kilkoro recenzentów zachwalało ją jako żeńską, literacką wersję Davida Cronenberga, z czym zgadzam się całym sercem. W twórczości Kaczkowskiej kryje się coś, co w niemożliwy do opisania sposób wślizguje się pod skórę czytelnika, wywołując niemalże podniecający dyskomfort; a także chłodny, antyseptyczny dystans do wynaturzeń i wszelkich abominacji. Jej estetyka kwestionuje status quo współczesnego horroru, po czym wwierca się nieprzyjemnie głęboko w jeszcze bardziej szokujące i skandaliczne warstwy gruntu. Galerię mógłby równie dobrze napisać oszalały J.G. Ballard, a Mleko matki – Lovecraft po grzybkach halucynkach. I któż to słyszał o reinterpretacji historii Kopciuszka przez pryzmat seksualnych fetyszy? (Czy jest coś zajebistszego?) Kaczkowska, posuwając się niestrudzenie do przodu, odrzuca mainstream i popkulturę; w zasadzie esencją jej wizji zdaje się być pogarda dla współczesnych norm artystycznych. Karolina korzysta z takich motywów jak egzystencjalny feminizm, brutalne wykorzystywanie ludzkiego ciała dla przyjemności, a także wywołujące halucynacje miejsca akcji jako motory napędowe dla swojej muzy i dla swych twórczych manifestów. To elementy nie tak znowu popularne w nowej fali horroru i ekscytuje mnie to niesamowicie. Lwia część nowicjuszy nie rozumie, na czym polega pisanie makabrycznej fikcji. Nie chodzi o dokładanie na siłę seksu i flaków do każdej stronicy; to nie konkurs w „kto kogo bardziej obrzydzi” ani też nie zawody w przebijaniu poprzedniego autora (czy autorki). Chodzi o analizowanie współczesności przy użyciu świeższego, ostrzejszego mikroskopu, o wyposażanie czytelników w czerwone okulary, przez które na nowo da się zinterpretować to, co widzieliśmy w XXI wieku, o kopanie grobu przeszłej, skostniałej literaturze grozy, by rozszyfrować jej przyszłość – a wszystko to w sposób, który powie nam coś o naszej człowieczej kondycji, o naszych oczekiwaniach co do rozrywki i/lub sztuki.

Ale nie wierzcie mi, proszę, na słowo. Macie lepsze rzeczy do roboty niż czytanie tej mojej słownej sraczki, a jedną z tych rzeczy jest zapoznawanie się z opowiadaniami zawartymi w tej książce. Kiedy już to zrobicie, jestem pewny, że zgodzicie się ze mną, iż Karolina Kaczkowska nie leje wody na marne; to ekscytująca i godna podziwu kreatywna siła, która z łatwością wyniesie horror ekstremalny na nowe, przerażające wyżyny. Szczerze mówiąc, nie przychodzi mi do głowy żaden autor czy autorka królujący obecnie na horrorowej scenie, który dostarcza tak znakomitych opowieści jak ona.

– Edward Lee, autor „Bighead” i „Miasta Piekielnego”

przełożył Kornel Mikołajczyk

MLEKO MATKI

Marcin zaginął w drugiej połowie marca. Nikt nie wiedział, kiedy dokładnie. Wiadomość o tym dotarła do Łukasza od Pauliny, zaniepokojonej milczeniem Marcina. Chłopak nie odezwał się do niej cały weekend. Początkowo podejrzewała, że zapił i nie chce, by oglądała go w opłakanym stanie – na to stanowczo za krótko byli razem. Kiedy nikt ze wspólnych znajomych nie potrafił jej pomóc, dziewczyna zadzwoniła do Łukasza. Starszy brat Marcina w zasadzie wychował chłopaka, pracując ciężko już od ukończenia liceum. Chciał, by chociaż Marcin, zwany przez niego Młodym, mógł skończyć studia.

Łukasz miał zapasowy komplet kluczy do kawalerki brata. Choć przemknęło mu przez myśl, że dobrze by było najpierw zawiadomić policję, w końcu sam udał się do mieszkania Marcina. Telefon Pauliny zaniepokoił go. Młody rzeczywiście długo się nie odzywał, ale zapracowany Łukasz nie od razu zwrócił na to uwagę.

W mieszkaniu Marcina panowała cisza. Chłopak utrzymywał wzorowy porządek, jeśli nie liczyć kilku nieumytych naczyń w zlewie i swetra zwisającego z oparcia krzesła. Na stole w kuchni leżała sterta podręczników akademickich, obok stały laptop i brudny kubek po kawie. Mieszkanie wyglądało zupełnie zwyczajnie – czekało na powrót właściciela. Nie wydawało się, by Marcin opuścił je w pośpiechu czy w wyniku przymusu.

Łukasz stał na środku kuchni, walcząc z narastającą paniką i poczuciem bezradności. Na pewno powinien zadzwonić do Pauliny, poinformować ją o tym, co zastał na miejscu. A resztą będzie musiała zająć się policja i może jakaś fundacja, która pomaga szukać zaginionych. Łukasz przysiadł na kuchennym krześle.

Gdzie jesteś, Młody?

Na wszelki wypadek jeszcze raz spróbował zadzwonić do brata. Nic. Ani sygnału, ani nawet wiadomości typu: „połączenie nie może zostać zrealizowane”. Zrezygnowany odłożył telefon na bok. Przej-rzał leżące na stole książki. Zwykłe podręczniki akademickie, niektóre z biblioteki, pozostałe jeszcze pachnące świeżością. Łukasz na próżno oczekiwał, aż ze środka wypadną tajemnicze zapiski, zdjęcia – cokolwiek, co pozwoli rzucić światło na tę sprawę.

W końcu sięgnął po laptop.

Ekran komputera rozjarzył się znajomym blaskiem. Łukasz z ulgą stwierdził, że brat nie zdecydował się na hasło bardziej skomplikowane niż pozbawione fantazji 1234. Ku jego zdumieniu na czarnym pulpicie znajdował się tylko jeden folder bez nazwy. Łukasz wahał się chwilę, właśnie zamierzał pogwałcić prywatność swojego brata. Ale czy miał wybór?

W folderze znajdowały się wyłącznie pliki filmowe noszące nazwy stworzone z przypadkowych liter i cyfr. Łukasz uruchomił losowy filmik.

W pierwszej chwili nie był pewien, na co właściwie patrzy. Dobiegające z komputera jęki i sapanie podpowiadały mu, że to pornografia, ale... Czym było to coś na ekranie? Jakim cudem cycki mogły znaleźć się tuż nad dupą?

Łukasz przetarł oczy, ale obraz ani nie zniknął, ani się nie zmienił. W końcu zrozumiał, co ogląda. Kobieta na filmie musiała w życiu płodowym wchłonąć swego bliźniaka. To dlatego tuż poniżej jej niezbyt obfitego biustu znajdowały się pośladki i nogi z nie do końca uformowanymi stopami. Niedźwiedziowaty, gęsto porośnięty czarnym włosem facet energicznie ładował kutasa w mały tyłek nieszczęsnego bliźniaka. Łukasz wyłączył film z niesmakiem. Kurwa, co to było? Młodemu zachciało się eksplorować deep web czy co?

Mężczyzna włączył kolejny film. Pierwsze sekundy wystarczyły, by zorientował się, że ogląda bukkake. Kamera została umieszczona u góry, tuż nad głową klęczącej kobiety. Młoda dziewczyna o rozpromienionej twarzy wydawała z siebie radosne piski i jęki. Wydawało się, że perwersja skończy się na kwilącej lasce i brandzlujących się facetach, ale kiedy ta w końcu położyła się na podłodze, Łukasz zobaczył, że miała trzy pary piersi. Kiedy faceci skończyli, dziewczyna zaczęła wcierać spermę w swoje nagie, białe ciało. Mężczyźni padli na kolana wokół niej i zaczęli ssać różowe sutki wszystkich sześciu piersi. Ten, dla którego nie starczyło, wetknął głowę między jej nogi. Łukasz zaczął wątpić, czy to, co widzi, jest prawdziwe. To mogły być kostiumy, głupie przebrania, które w odpowiednim świetle wyglądały realistycznie.

Po uruchomieniu kolejnego filmu jeszcze bardziej chciał uwierzyć w tę stworzoną naprędce teorię. Przedstawiał on nagą dziewczynę siedzącą na krześle. Jej ciało pokrywały rany w różnych stadiach gojenia i blizny. Wszystkie wąskie, zapewne powstałe od żyletki, którą nawet teraz miała w ręku. Serce Łukasza zabiło mocniej. Czy naprawdę chce to oglądać? I po co oglądał to jego brat? Nigdy by nie przypuszczał, że Młodego rajcują takie rzeczy.

Tymczasem dziewczyna na filmie wycięła sobie na brzuchu napis: „ruchał mnie tato i podobało mi się”. Cienkie, choć niekoniecznie płytkie nacięcia nabiegły krwią, która z wolna spływała po okaleczonej skórze. Dziewczyna rozłożyła nogi, poruszała biodrami. Krew plamiła jej podbrzusze i osiadała na włosach łonowych. Oddychając coraz głośniej i szybciej, młoda kobieta zrobiła jeszcze kilka nacięć na swoim ciele, a potem ukryła żyletkę w ustach. Zaczęła się masturbować do kamery zakrwawioną dłonią. Łukasz zauważył, że pod koniec filmu krew płynęła także z jej ust.

Po obejrzeniu trzech filmów mężczyzna siedział chwilę w bezruchu, tępo gapiąc się w ścianę. Czy Paulina o tym wie? Czy powinien jej o tym wspomnieć? Jej i policji, której wciąż zamierzał zgłosić zaginięcie? Łukasz nigdy nie czuł się bardziej zdezorientowany. Serce wciąż waliło mu jak szalone. Otworzył okno, by wpuścić nieco świeżego powietrza. Sięgnął do stojącej obok lodówki. Była prawie zupełnie pusta, jeśli nie liczyć na wpół zeschniętych plasterków sera czy wędliny i butelki mleka. Mężczyzna sięgnął po mleko, znalazł w szafce kawę. Pokrzepiony gorącym napojem, kontynuował przeglądanie filmów, mówiąc sobie, że robi to tylko ze względu na brata.

Folder w komputerze Marcina zawierał niewyobrażalne perwersje. Łukasz czytał lub słyszał o części z nich, ale zobaczyć je na własne oczy to zupełnie co innego. Tego popołudnia ujrzał ludzi pieprzących wszystko, co żyje i nie żyje, gdzie popadnie i czym popadnie. Był wyjątkowo bliski zwrócenia obiadu na klawiaturę na widok faceta posuwającego rybę. Członek znikał w rybim pysku, rozrywając wnętrzności nieszczęsnego zwierzęcia. Na koniec facet spuścił się w zmasakrowane wnętrze. Martwą rybę wyrwała mu z rąk naga kobieta bez nóg, która ochoczo wypiła wszystko ze środka.

Kiedy Łukasz trafił na to, czego najbardziej się obawiał – film z dzieckiem – wyłączył komputer. Ponad wszystko nie chciał wiedzieć, co spotkało małego, płaczącego człowieczka. W tej chwili miał ochotę obtłuc mordę własnemu bratu, o którego jeszcze dwie godziny temu tak bardzo się martwił. Zdecydował zabrać komputer ze sobą i na razie nie pokazywać go policji. Może te filmy w ogóle nie mają nic wspólnego ze zniknięciem Marcina. Może to tylko jakiś durny dowcip, jakaś pomyłka, że w ogóle tam się znalazły. Może Marcin nawet ich nie widział. Gorączkowe myśli przewalały się pod czaszką Łukasza. Co on ma powiedzieć Paulinie, do kurwy nędzy? Powie jej tyle, co policji, czyli nic – zadecydował w końcu.

Przed wyjściem nie usunął śladów swojej obecności. To mieszkanie jego brata, nic dziwnego, że są tu odciski jego palców. Dopił resztę mleka z butelki, wrzucił ją do kosza i zamknął drzwi za sobą. Po drodze zadzwonił do Pauliny. Biedna dziewczyna.

Zanim udał się na policję, zostawił komputer Marcina w swoim mieszkaniu. Wracając do domu po zgłoszeniu zaginięcia, poczuł się lepiej. Myślał jaśniej, starał się to wszystko jakoś zracjonalizować, uporządkować w głowie. Gniew ustąpił miejsca braterskiej miłości. W cokolwiek Młody się wkopał, na pewno da się to jakoś wyjaśnić, tylko najpierw niech się znajdzie. Niech wróci. Łukasz na dobrą sprawę miał tylko jego. Znajomi, kumple z pracy to nie to samo, co rodzony brat.

Przed snem postanowił obejrzeć jeszcze kilka filmów. Uznał, że gorzej być nie może, a co już zobaczył, tego i tak nie odwidzi. Szukał jakiegoś wspólnego mianownika tych produkcji, innego niż chęć stworzenia wizualnej encyklopedii perwersji. Wydawało mu się, a w kilku charakterystycznych przypadkach był nawet pewien, że poszczególne osoby na filmach powtarzają się. W końcu zauważył jeszcze coś. Maleńki znaczek, zawsze w prawym dolnym rogu. Łukasz długo zastanawiał się, co przedstawia. Najbardziej prawdopodobnym wariantem wydał mu się stylizowany napis. Shuh, shub lub coś podobnego. Wpisał natychmiast hasło w wyszukiwarkę. Google zasugerował usłużnie, że zapewne chodziło o schuh i uraczył Łukasza tysiącami stron handlujących obuwiem. Przeczesywanie internetu nic nie dało. Łukasz miał nadzieję, że ten shuh czy shub to jakaś wytwórnia filmów porno – cokolwiek, co stanie się punktem wyjścia do poszukiwania brata i choćby częściowym wyjaśnieniem tego koszmaru. Próbował wyszukiwać rozmaite warianty tego słowa, wyłączył nawet firewalla – wszystko na próżno.

Zrezygnowany Łukasz już miał położyć się spać, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Zerwał się z krzesła z nadzieją, że to Marcin. Za drzwiami stała Paulina. Nawet nie przypuszczał, że dziewczyna wie, gdzie on mieszka. W oczach Pauliny dostrzegł łzy. Od progu rzuciła mu się na szyję, mamrocząc coś niewyraźnie. Łukasz odgarnął jej włosy z twarzy, żeby lepiej słyszeć. Wtedy Paulina pocałowała go, a raczej zachłannie wpiła się ustami w jego usta.

Zdziwienie szybko ustąpiło podnieceniu. Nie odzywając się, zdarł z niej kurtkę, potem resztę. Sam był ubrany w szlafrok, pod którym nie miał nic, sypiał nago. Oparł Paulinę o najbliższą ścianę i wszedł w nią. Boże! Była tak zajebiście ciasna i mokra, aż pozazdrościł bratu. Po chwili czuł już tylko szaloną satysfakcję, że może ją mieć. Piersi Pauliny kołysały się w rytm pchnięć na wysokości jego twarzy. Mógł je ssać, lizać i gryźć do woli, a ona tylko coraz głośniej jęczała i dyszała jak po długim biegu.

Kiedy doszedł, miał ochotę na więcej i nie wątpił, że temu sprosta. Paulina nie była w stanie ustać na nogach, więc rzucił ją na kolana, a potem zerżnął w dupę. Kobieta protestowała, ale kto by chciał jej słuchać w takim momencie. Zerżnie sukę, a potem każe jej wypić wszystko. Może nawet uda mu się tak docisnąć jej głowę do podbrzusza, żeby sama wylizała sobie cipę, w którą się właśnie spuścił. Łukasz roześmiał się głośno, nie przestając pchać i wykręcił Paulinie rękę. Dziewczyna straciła na chwilę równowagę i wyrżnęła podbródkiem w posadzkę. Łukasz słyszał, że płacze, ale nie obchodziło go to. Doszedł drugi raz. Po wszystkim wytarł fiuta w jej splątane włosy. Wkurwiło go, że tak siedzi i płacze, więc kopnął ją w twarz. Kiedy upadła, walił głową Pauliny o kafelki, aż ciało w jego rękach zwiotczało, a szloch ucichł. Wówczas trzasnął ją kilka razy w szczękę i wyruchał jeszcze raz, tym razem w bezzębne usta.

Zanim spuścił się trzeci raz z rzędu, zauważył kątem oka, że coś poruszało się między nogami Pauliny. Małe, bezkształtne i czerwone, błyszczące od nasienia i krwi w żółtawym świetle żarówek. Łukasz zauważył również, że z sutków dziewczyny zaczyna sączyć się mleko. Kreatura, która wypełzła z łona Pauliny, błyskawicznie przyssała się do ociekających piersi. Ciało robakopodobnego stworzenia pulsowało i zdawało się rosnąć w oczach. Łukasz nie czuł obrzydzenia. Z jakiegoś powodu, którego nie był w stanie teraz analizować, to wszystko wydawało się dobre i właściwe. Mężczyzna nachylił się nad drugą piersią. A potem, wraz ze swoim wynaturzonym potomkiem, ssał mleko matki.

Łukasz obudził się przy biurku. Zerwał się jak szalony z krzesła, zapalił światło, by szukać na swoim ciele śladów brutalnego gwałtu, jakiego dopuścił się na dziewczynie brata. Uspokoił się nieco, kiedy przekonał się, że wciąż ma na sobie ciasno zawiązany szlafrok. Wyszedł do przedpokoju – ani śladu Pauliny. Odetchnął z ulgą. To wszystko to tylko głupi sen. Realistyczny, ale tylko sen. Jak to dobrze! Widać kilka godzin oglądania świństw na kompie Młodego porządnie zryło mu banię.

Wyszedł na balkon zaczerpnąć tchu. Mieszkanie Łukasza położone było blisko parku, w cichej, przyjemnej okolicy. Mężczyzna zapragnął nagle wyjść, znaleźć się wśród drzew. Narzucił dżinsy i koszulkę i wybiegł w noc. Przechadzka jeszcze nigdy nie wydawała mu się tak atrakcyjną czynnością. Nieoczekiwanie otoczenie nabrało nowego znaczenia, nowych barw. Albo może były tu zawsze, a dopiero dziś, kiedy doświadczył tylu okropności, Łukasz nauczył się je doceniać. Przytulił się do najbliższego drzewa. Kiedy gładził szorstką, nierówną korę, wzbierało w nim podniecenie. Łukasz zrzucił koszulkę i ocierał się o pień drzewa. Znalazł otwór na odpowiedniej wysokości – musiał tylko lekko podnieść się na palcach – i wsunął tam penisa. Zupełnie nie myślał, co się stanie, jeśli ktoś go tu zobaczy. Pieścił drzewo i wydawało mu się, że ono odwzajemnia jego pieszczoty. Czuł się lekko, beztrosko i był cholernie napalony. Po wszystkim odsunął się od pnia i ruszył w dalszą drogę.

Park wydawał się nie mieć końca. Łukasz błądził między drzewami. Penis wystawał mu z rozpiętego rozporka, ale mężczyzna nawet tego nie zauważył. Tej nocy cieszył się pięknem natury i to jedno miał w głowie. Liście wydawały się grać melodie, dźwięcząc jak delikatne dzwoneczki. Każdy krzak szeptał, a trawa zachęcała, by się na niej położyć.

W końcu do uszu Łukasza dotarły jęki, najpierw ciche, potem coraz głośniejsze. Zaczął dostrzegać ludzi między drzewami i w krzakach. Wszyscy kopulowali. Z oddali dobiegało światło. Mężczyzna przyspieszył kroku. Kopulujących przybywało, łączyli się w grupy. Zdrowi i chorzy, starzy i młodzi, biali i czarni, wszyscy wydawali się mieć jeden cel – pieprzyć do upadłego. Łukasz nie analizował tego, co widzi, przekonany, że śni. Musi śnić. Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę.

Nawet nie zauważył, kiedy do jego obnażonego członka przyssała się jakaś dziewczyna. Omamiony Łukasz nawet nie zaprotestował. Po co? Wszak to tylko sen. Kiedy tak stał na drżących nogach, dołączyli do nich inni. Otoczyli ich ciasno i tylko dzięki temu mężczyzna nie upadł. Dziewczyna, kimkolwiek była, zdecydowanie wiedziała, co robi. Łukasz dał się ponieść fali rozkoszy, zatopić w plątaninie rąk, nóg i narządów płciowych. Rozum i logika straciły na znaczeniu, w tym miejscu istniało tylko ciało, jego potrzeby i ich spełnienie.

Kiedy już nasycili się swoją obecnością, uczestnicy orgii schwycili Łukasza za ręce i wszyscy razem dołączyli do tłumu sobie podobnych, kierującego się w stronę światła bijącego z głębi parku. A może to był las?

Tłum skandował słowa, których Łukasz nie znał i nie rozumiał. Ziemia pod stopami – zorientował się, że zgubił gdzieś buty – była wilgotna od spermy, potu i krwi. Gdzieniegdzie spoczywały nieruchome ciała nieszczęsnych istot, dla których rozkosz okazała się zabójcza. Łukasz widział trupy nie tylko mężczyzn i kobiet, ale także zwierząt. Pozostali uczestnicy orgii nie zwracali uwagi na zmarłych, jednak ofiarnie pomagali niepełnosprawnym, tak jakby doprowadzenie wszystkich na miejsce było sprawą priory-tetową.

Nagle powietrze wypełnił chóralny okrzyk radości. Tłum ruszył pędem, unosząc ze sobą słabszych i nie dość szybkich. Skandowanie przybrało na sile. Ciało Łukasza, który z wolna odzyskiwał jasność umysłu, pokryło się gęsią skórką. Nienaturalny blask rozjaśniał okolicę, a ta nie przypominała znanych mu zakątków parku. Próbował się wycofać, ale bez powodzenia. Tłum poniósł mężczyznę w stronę niewiadomego. Do tego zaczął padać deszcz, co wydawało się jeszcze bardziej radować tłuszczę.

Odzyskując pełnię świadomości, Łukasz zauważył najpierw, że krople deszczu są zupełnie białe. Z nagich ciał ściekały mleczne strużki, a ludzie zlizywali je ochoczo, rozpoczynając kolejną orgię. Wielu z nich wznosiło ręce w dziękczynnym geście. Łukasz odruchowo spojrzał w górę.

Nie potrafił określić tego, co zobaczył na niebie, choć przez myśl przemknęły mu setki porównań. Jedynie porównań, gdyż wszelkie znane mu słowa nie oddawały w pełni tej potworności. To z niej wydostawał się biały deszcz. To przez nią ludzie wokół niego wpadli w seksualny szał, z wolna przekształcający się w sadomasochistyczne widowisko, którego nie miał ochoty oglądać.

Łukasz próbował biec, uciec stamtąd, choć nie był pewny, czy jeszcze ma dokąd. Wymykał się sięgającym po niego kończynom – nie wszystkie zasługiwały na miano rąk i nóg. Mężczyzna biegł jak szalony przed siebie, bojąc się odwrócić i spojrzeć jeszcze raz na niebo. Jęki kopulujących wydawały mu się coraz bardziej ogłuszające. Zasłonił uszy dłońmi i biegł dalej, aż niespodziewane uderzenie w głowę pozbawiło go przytomności.

Łukasz ocknął się przy własnym stole w kuchni. Głowa i mięśnie bolały, a otarcia piekły niemiłosiernie. Był nagi. Patrząc na swoje poranione ciało, zrozumiał, że nie śnił tej nocy, a to wszystko – spacer, orgia i ta rzecz na niebie – wydarzyło się naprawdę. Ktoś krzątał się po kuchni.

– Marcin? – wychrypiał Łukasz na widok brata parzącego kawę. – Co to wszystko znaczy?

Młody nie odpowiedział, tylko lekko się uśmiechnął. Zdjął kuchenny fartuch, pod spodem nie miał zupełnie nic. Jego ciało także nosiło ślady nocnej orgii. Bez słowa usiadł przy stole i postawił przed bratem kubek kawy.

– Młody! Odpowiedz, kurwa! Co to ma znaczyć?!

– Wypij najpierw. Pogadamy.

To mówiąc, Marcin odwrócił swój komputer w stronę Łukasza. Na ekranie odtworzył film, na którym starszy brat gwałci i zabija Paulinę.

– Ładnie to tak? – spytał żartobliwym tonem Młody. – Kilka dni mnie nie ma, a ty od razu dobierasz się do mojej dziewczyny, staruszku? Nieładnie.

Łukasz chciał coś powiedzieć. Wyjaśnić, że to wszystko nie tak. Ale ani to, czego doświadczył, odkąd po raz pierwszy włączył laptop Marcina, ani jakiekolwiek wytłumaczenie nie miały sensu.

– Byłeś tam dzisiejszej nocy? Widziałeś... to coś na niebie? – spytał Łukasz.

– Wiesz, że tak. I nie nazywaj Matki „czymś na niebie”. Teraz to także twoja Matka, a ty jesteś jednym z tysiąca jej młodych. Jak każdy, kto pił jej mleko – wyjaśnił Marcin, wciąż lekko się uśmiechając.

Siedzieli w milczeniu, patrząc sobie w oczy ponad stołem, obaj nadzy i poranieni. Łukaszowi chciało się płakać. Brat, w którym nie rozpoznawał już Młodego, okazał się zboczonym świrem i takiego samego zrobił z niego. Obrazy z dzieciństwa tańczyły mu przed oczyma, powodując jeszcze większy ból. Jak to możliwe? Jak to się dzieje, że do takiego stopnia można zatracić człowieczeństwo i niewinność?

Zerwał się z krzesła, ale potężny zawrót głowy posadził go z powrotem. Marcin okrążył stół i zaczął masować skronie, a potem barki brata. Łukasz zaprotestował słabo. Próbował odsunąć się, kiedy poczuł na plecach erekcję brata. Zawroty głowy sprawiły, że zrobiło mu się ciemno przed oczami, a w uszach huczało. Marcin nucił coś pod nosem, nie przestając dotykać starszego brata. Jego monotonny zaśpiew stawał się coraz wyraźniejszy, a Łukasz ze zdziwieniem odkrył, że teraz już rozumie słowa: Ia! Ia! Shub-Niggurath!

Dzięki mleku Matki wszystko nabrało nowego znaczenia, rzeczywistość przyoblekła się w barwy niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Oto obaj stali się jej wyznawcami i kapłanami jednocześnie. Łukasz odkrywał ten nowy świat, choć nie miał go bezpośrednio przed oczami. Do tego oczy w ogóle nie były mu potrzebne, obraz Matki został na zawsze wyryty w jego umyśle. W jego duszy. Wydawało się właściwym wyjąć sobie jedno oko, a tak powstały otwór udostępnić bratu. Oddać się Marcinowi, wywyższonemu przez Matkę.

Tak.

To jedno było dobre i właściwe.

Kilka godzin później Łukasza obudziło zimno. Podniósł głowę z plamy krzepnącej krwi i spermy na stole. Odruchowo dotknął prawej strony twarzy, choć wiedział, że nie ma tam już oka. Pamiętał, że sam je sobie wydłubał, a potem Marcin zerżnął go w krwawiący oczodół, choć jego penis ledwo tam się mieścił. Pamiętał wszystko, co wydarzyło się podczas ostatniej doby, z bolesną wyrazistością.

Przed nim na stole stała niewinnie wyglądająca butelka mleka. Obok niej leżała brzytwa, jedna z nielicznych pamiątek po pradziadku-żołnierzu, wciąż porządnie naostrzona. Łukasz zrozumiał, że to młodszy brat daje mu wybór: samobójstwo albo dołączenie do orszaku Matki.

Marcin już swojego dokonał.

O ile kiedykolwiek go miał...

Łukasz przymknął ocalałe oko. Wydawało mu się, że z daleka dobiega melodyjny zaśpiew: Ia! Ia! Shub-Niggurath!

Wyciągnął rękę, by przypieczętować swój los jednym z dwóch przedmiotów, które zostawił mu ukochany młodszy brat.

Spis treści

WSTĘP

MLEKO MATKI

PIERWSZY DOM PO PRAWEJ

BAŚŃ O POŁAWIACZU PEREŁ

BESTIE

OTWOREK

ZJEDZ MNIE

TATUAŻE

PANTOFELEK

ONA, TO COŚ I NÓŻ

WZGÓRZE CZAROWNIC

SPOSÓB NA GRZYBA

CIAŁOMISTRZ

GALERIA

KRASNOLUDKI

Punkty orientacyjne

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Kolofon