Gawędy o wilkach i innych zwierzętach - Marcin Kostrzyński - ebook + audiobook + książka

Gawędy o wilkach i innych zwierzętach ebook

Kostrzyński Marcin

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Tak pięknie i wzruszająco o polskich zwierzętach jeszcze nikt nie pisał!

Wychowany w rodzinie myśliwych nie wyobrażał sobie życia bez polowań, dopóki nie zrozumiał, że euforia po strzale jest radością z zabójstwa. Strzelbę zamienił na aparat fotograficzny, a jego miejscem na ziemi stał się drewniany dom w środku lasu, do którego zaprosił potrzebujące pomocy zwierzęta. Zyskał sympatię milionów Polaków, gdy udało mu się wyrwać z rąk myśliwych rannego w wypadku wilka i uratować mu życie.

Do jakiej zabawy małym wilczkom był potrzebny kabel USB? Czym posmarować kamerę, aby zrobić idealne ujęcie uroczej lisiej rodzinie? Jak rozrabiał dziczy Gang Krzywego Ryjka? Ile czasu potrzeba, żeby pozyskać zaufanie jeleni?

Gawędy o wilkach i innych zwierzętach Marcina Kostrzyńskiego to nie tylko zabawne i pełne nadziei historie, które z zapartym tchem przeczytają zarówno dorośli, jak i starsze dzieci. To także przykład wielkiej miłości do polskiej przyrody i przejmujący apel o zachowanie naszego wspólnego dziedzictwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 295

Oceny
4,8 (640 ocen)
508
108
22
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weganka_i_Tajga

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała uczta dla każdego miłośnika zwierząt ❤️ Lektura pełna ciepła, miłości, ale i wzruszeń. Jeśli ktokolwiek jeszcze wątpi w dobro czy intelligence zwierząt, to po tej książce przestanie. Plusem i minusem tej książki jest to, że autor był kiedyś myśliwym. Imponowali mu inni mężczyźni z rodziny, myślał, że tak trzeba. Bardzo się cieszę, że przeszedł na "jasną stronę mocy".
10
aluette1

Nie oderwiesz się od lektury

Porównanie do Simony Kossak samo przychodzi do głowy. Tylko ona, i teraz Marcin, umieją tak pięknie i serdecznie odpowiadać o zwierzętach. Wspaniała podróż po zwierzęcych sercach. Polecam serdecznie i gorąco.
10
mamamilusia

Nie oderwiesz się od lektury

Książki Marcina z lasu to po prostu miód dla duszy i ciała:-) Za każdym razem przy lekturze jego książek pojawią się uśmiech na twarzy, ale i refleksja na temat naszej ludzkiej dewastacji środowiska. A do tego audiobook z cudowną barwą głosu p.Czubównej. Polecam.
10
Sengatime

Nie oderwiesz się od lektury

Ciepła, wzruszająca książka opowiedziana głosem Krystyny Czubówny. Autor ma cudowny gawędziarski styl, pełen miłości do zwierząt.
10
Agapka-89

Nie oderwiesz się od lektury

Lekko i przyjemnie się czyta, dużo informacji można zdobyć o naszej rodzimej przyrodzie. Polecam
00

Popularność




WydawcaJoanna Laprus-Mikulska

Redaktor prowadzącyIwona Denkiewicz

KorektaMarzenna Kłos Mirosława Kostrzyńska

Projekt graficzny i łamanie włoska robota

Zdjęcia Archiwum Autora Anna Sutkowska str. 8, 26, 29, 32 Shutterstock str. 42, 47, 72, 82, 138, 154, 158, 178, 200, 208, 218, 227, 248, 260, 266-267, 268, 286 oraz miniatury przy paginach

Copyright © by Marcin Kostrzyński, 2020 Copyright © for this edition by Dressler Dublin sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydawnictwo Świat Książki 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2

Warszawa 2020

Księgarnia internetowa: swiatksiazki.pl

Dystrybucja Dressler Dublin Sp. z o.o. 05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 e-mail: [email protected] tel. + 48 22 733 50 31/32 www.dressler.com.pl

ISBN 978-83-813-9790-2

Skład wersji elektronicznej [email protected]

Początek

Fascynowały mnie od zawsze pewne instalacje. Popychało się maleńką kulkę, a ona, tocząc się rynienką, przewracała pierwszą kostkę domina. Ta kostka popychała następną i następną, a kolejne elementy upadały, tworząc obraz. Ostatnia uderzała w jeszcze jedną kulkę, która uruchamiała następne sekwencje zdarzeń. I tak, po kilku minutach, wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu, zmieniało się nie do poznania. Za sprawą niepozornej kulki wszystko się przeistaczało. Czasami ludzie nazywają to efektem motyla, czasami przeznaczeniem.

Chcę opowiedzieć o pewnej małej kulce. Uruchomiła ona wielką przemianę, metamorfozę, która zaszła we mnie i pozwoliła mi stać się lepszym człowiekiem. Przebyłem daleką drogę, a wciąż mam wrażenie, że przede mną jeszcze długi szlak do przejścia.

Interesowałem się zwierzętami od dziecka, lecz świat, który widziałem, zdecydowanie różnił się od tego opisywanego w książkach czy przedstawianego w filmach dokumentalnych. Zwierzęta nie są istotami, których działania powodowane są jedynie instynktem. Bezwolne, stworzone tylko po to, by służyć człowiekowi w każdy możliwy sposób. Mają niepowtarzalną osobowość, uczucia i wrażliwość przypisywane do tej pory wyłącznie ludziom. Chciałem przekazać to, co ja widzę, podzielić się obserwacjami. Na początku były to programy telewizyjne, później filmy, teraz książka.

Wilk Mikołaj

Zostałem zaproszony na Wilczą Noc w Białowieskim Parku Narodowym, która odbywała się 11 i 12 stycznia 2017 roku. Jest to spotkanie ludzi, dla których wilki są ważne. Moje miejsce w gronie prelegentów zawodowo zajmujących się wilkami było dość przypadkowe. Nie prowadzę badań, nie mam dorobku naukowego. Właściwie moim jedynym osiągnięciem jest kilka godzin filmów o wilkach nagranych w naturalnym środowisku. Opracowałem też metody filmowania, które są bezpieczne dla zwierząt i pozwalają w neutralny sposób rejestrować ich prawdziwe życie. Używam zdalnie sterowanych ukrytych kamer. Filmowanie wilków w lasach pełnych drwali i myśliwych, huku ścinanych drzew i polowań z naganką jest czymś niezwykle trudnym. Właściwie niemożliwym. Jednak mimo tych wszystkich przeciwności udało mi się uchwycić unikalne sceny z ich życia.

Sala wypełniona po brzegi, mnóstwo osób. Bardzo różni słuchacze, których połączyła fascynacja wilkami. Byłem szczęśliwy, że mogłem posłuchać wykładów naukowców, których bardzo cenię. Dzielili się najnowszymi wynikami badań dotyczących tych zwierząt.

Jedna historia wyjątkowo utkwiła mi w pamięci, była to historia wilka o imieniu Kampinos. Zapamiętałem z niej główne przesłanie, że wilki są twarde, a rannym wilkom można pomóc. Kampinos został potrącony przez samochód. Wszystko wskazywało na to, że nie przeżyje. Miał połamaną miednicę, ogólne potłuczenia i obrażenia wewnętrzne. Każdy, kto go widział, odnosił wrażenie, że jedyne, co można dla niego zrobić, to skrócić mu cierpienie. Drapieżniki nie mogą być prawie sprawne lub częściowo niepełnosprawne. One muszą być w idealnej kondycji, by przeżyć. Wszystkie potencjalne ofiary wilków przez wiele lat doskonaliły swoje ciała i zmysły, by nie dać się złapać. Mają też większą motywację niż drapieżnik, one ratują własne życie.

Niezwykle trudno jest przywrócić rannego wilka do samodzielnego funkcjonowania w naturalnym środowisku, lecz w przypadku Kampinosa stało się inaczej. Mimo pękniętej miednicy, bardzo poważnego urazu, właściwie wyroku, pojawili się ludzie, którzy postanowili mu pomóc. Po długiej rekonwalescencji wilk wrócił na wolność, a dzięki obroży z nadajnikiem można było śledzić jego losy. Na początku przebywał w Kampinoskim Parku Narodowym, potem powędrował na północ aż do Ciechocinka, następnie wrócił nieco na południe i osiedlił się w lasach nieopodal Włocławka. Poradził sobie doskonale, założył rodzinę, którą był w stanie wyżywić. Polował na duże zwierzęta, nawet łosie. Jednym słowem, dostał drugą szansę, którą skwapliwie wykorzystał.

Opowieść Roberta, który jest naukowcem, znawcą wilków, specjalizuje się w badaniach genetycznych kluczowych do poznania relacji rodzinnych wilków, ich zwyczajów, migracji i historii poszczególnych osobników i który był jedną z osób zaangażowanych w pomoc Kampinosowi, bardzo mnie poruszyła. Jeszcze długo w nocy myślałem o tym wilku. Zastanawiałem się, co czuł, jak postrzega teraz ludzi, co o nas myśli. Na wiele pytań nie odnajdywałem odpowiedzi. Zapamiętałem jedno zdanie: „Wilki są niebywale twarde, warto próbować im pomóc”.

Traf chciał, że kilka dni później pojechałem do Solca Kujawskiego. To niewielkie miasto przylegające do południowego skrawka Puszczy Bydgoskiej. Do jej najwspanialszego, najdzikszego fragmentu – poligonu artyleryjskiego pod Toruniem – zaprosił mnie tamtejszy Klub Przyrodników i Wędrowców. Spora sala domu kultury wypełniła się po brzegi. Opowiadałem o zwierzętach, pokazywałem filmy, mówiłem także o wilkach mieszkających na poligonie i zapuszczających się aż do granic miasta.

Dosłownie dwa dni przed tym spotkaniem udało mi się nagrać scenę z wilkiem, o której od dawna marzyłem. W pięknej okolicy, nie dalej jak dziesięć kilometrów w linii prostej od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Niełatwo było nakręcić tę scenę. Chciałem, by dziki, wolny wilk wbiegł w kadr, zatrzymał się na środku i po chwili dalej pobiegł, najlepiej lekko po przekątnej kadru. Zatrzymanie wilka przed kamerą brzmi jak czyste marzenie, ale w tamtym miejscu było to marzenie możliwe do spełnienia. W ogóle filmowanie wilków jest trudne ze względu na niebywałą inteligencję i fenomenalne zmysły tych zwierząt.

Znalazłem na poligonie wzniesienie z pięknym widokiem. Ze szczytu w pogodny dzień było widać ogromny teren. Wydmy z rzadka porośnięte sosnami i kępami wspaniałych wrzosów. Widziałem tropy wilków, które dochodziły do skraju lasu, zatrzymywały się i nie szły dalej. Zupełnie, jakby chciały tylko popatrzeć w przestrzeń. Niestety, zwierzęta zatrzymywały się w różnych miejscach, później zawracały, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego. Gdy już myślałem, że udało mi się pojąć, co nimi kieruje, zamocowałem kamerę do drzewa.

Dziki, wolny wilk wbiegł w kadr

Pierwszego dnia wilk poszedł dosłownie o krok za daleko. Stał ponad minutę, patrząc w dal, a kadr pechowo kończył się na jego szyi. Słowem, miałem nagranego pięknego wilka, ale bez głowy. Mogłem zdalnie przekręcić kamerę, ale oznaczałoby to spalenie tego miejsca zarówno dla mnie, jak i dla wilków. Nigdy by tam nie wróciły. Ruch i hałas przestawianej kamery z pewnością by go spłoszyły. Bezsilny, widziałem, jak wilk stoi i patrzy, po minucie się odwrócił i powoli zniknął między drzewami. Szczerze mówiąc, byłem załamany, bo tak niewiele brakowało…

Obserwowałem tamto miejsce jeszcze przez kilka tygodni, nie było to proste, bo znajdowało się ono daleko od drogi w niedostępnym terenie. Zmodyfikowałem kamerę, dołożyłem timer pozwalający włączyć ją nieco wcześniej, by wilk miał szansę wejść w kadr. Zrozumiałem, jak podmuchy wiatru, zarówno ich kierunek, jak i intensywność, zmieniają zachowanie wilków. W końcu się udało. Nie jakoś się udało, ale wprost idealnie się udało! Dorosły wilk wbiega w kadr, staje jak wryty na samym środku, swoją postacią wypełniając cały obraz. Dostałem też premię za wytrwałość. Na horyzoncie pasło się stado jeleni, wilk je spostrzegł i przywarował. Zupełnie jakby usłyszał komendę „waruj”. Nie mogłem uwierzyć, to było tak nierzeczywiste! Po chwili jednak do jego nosa dotarł mój zapach, woń człowieka. Wilk poderwał się i po przekątnej, zerkając w stronę kamery, odbiegł do lasu.

Właśnie w Solcu odbyła się premiera tego ujęcia. Wiele osób obecnych na sali nie wiedziało, że tuż obok żyją wilki, co więcej, piękne wilki, wyjątkowo jasne i w doskonałej kondycji. Spotkanie trwało prawie trzy godziny, a gdy wychodziłem z budynku, ogarnął mnie smog, duszący dym wypełniający całą przestrzeń. Najgorszy, jaki kiedykolwiek wdychałem. Żaden wilczy nos nie wytrzymałby takiego smrodu spalanych śmieci. Jechałem do Torunia, marząc o nowych ujęciach z wilkami. Myślałem też o sposobie penetrowania wielkiego obszaru, na którym żyją.

Następnego dnia wieczorem zadzwonił Łukasz, kolega z Ciechocinka. Powiedział, że na starej drodze nr 1, dziś 91, od strony autostrady leży potrącony wilk. Leży i jeszcze oddycha. Wiosną tego roku zginął tam młody wilk, który nocą podszedł do przejechanego dzika.

Od razu przypomniała mi się historia Kampinosa i słowa Roberta: „Wilki są twarde, można im pomóc”. Nie zastanawiając się długo, zacząłem szukać kontaktu z ludźmi ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. Są to osoby, którym ufam i mam pewność, że zrobią wszystko, by wilkom pomóc. Nie wiedziałem, od czego zacząć, nie istnieją procedury, jak należy się zachować, znajdując rannego wilka, zwierzę chronione prawem, potężnego drapieżnika. Niestety, nie mogłem się dodzwonić do Sabiny ze Stowarzyszenia „Wilk”, napisałem więc rozpaczliwą prośbę na Facebooku i ruszyła lawina. Szybko ustalono, że Sabina jest najprawdopodobniej w kinie w Bielsku-Białej i że da się ją z seansu wyciągnąć. Potrzebowałem rady, instrukcji co robić, by pomóc, a nie zaszkodzić rannemu zwierzęciu. Znalazłem numer do miejscowego weterynarza. Poproszono mnie o wysłanie zdjęcia, by potwierdzić, że to rzeczywiście wilk. Wsiadłem do samochodu, żeby szybko dotrzeć na miejsce. Sam nie do końca byłem przekonany, że to wilk. Sprawa wydawała się zbyt oczywista. Jestem w Solcu, opowiadam o wilkach, pokazuję ich nagrania, a następnego dnia dwie osoby, które były na spotkaniu – mieszkanka Solca z synem – znajdują potrącone zwierzę. Wszystko wydawało się za bardzo zbieżne, by mogło być prawdziwe. Jadąc, nabierałem przekonania, że tak naprawdę może chodzić o potrąconego psa przypominającego wilka. Śpieszyłem się, nie zabrałem nawet najprostszej kamery, miałem tylko niemal rozładowany telefon. Jakie było moje zdziwienie, gdy po dotarciu na miejsce zobaczyłem potężnego wilka leżącego na poboczu drogi. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Wilk jak z obrazka. Zwierzę leżało na lewym boku, głową zwrócone w stronę Torunia. Oddychało z wyraźnym trudem. Wnętrze nosa wilka całe zalane było krwią, co utrudniało oddychanie. Przy każdym wydechu wokół nosa pojawiały się bąble spienionej krwi. Wyglądało to bardzo źle, wręcz beznadziejnie. Zadzwoniłem znów do lekarza weterynarii i dokładnie opisałem sytuację. Powiedział, że mój opis wskazuje na bardzo ciężki stan zwierzęcia. Niestety, weterynarz nie mógł przyjechać na miejsce z jakichś ważnych powodów, których nie pamiętam. Obok pędziły wielkie tiry, zaczął padać śnieg utrudniający widoczność. Samochód nauczycielki z Solca i mój stały z włączonymi światłami awaryjnymi, nie była to jednak bezpieczna sytuacja. Kolejny lekarz weterynarii, do którego się dodzwoniłem, również nie mógł do nas przyjechać. Zrobiłem więc zdjęcie i wysłałem do Sabiny, żeby miała dowód, że to na pewno wilk. Śnieg padał coraz bardziej intensywnie, zadzwoniłem więc pod numer 112, by powiadomić policję. Prosiłem o przysłanie radiowozu i zabezpieczenie miejsca zdarzenia, żeby nie doszło do wypadku. Bateria w moim telefonie słabła z każdą wykonaną rozmową. Nie miałem ładowarki, a to był mój jedyny kontakt ze światem.

Wilki czasami przypominają psy

Obserwowałem cały czas wilka, miałem wrażenie, że każdy jego oddech może być ostatnim. Nie chciałem go dotykać, przenosić. Pomyślałem, żeby go okryć kocem, żeby się nie wyziębił. Po chwili zobaczyłem coś, co dawało nadzieję. W chwili, gdy blisko przejeżdżały samochody ciężarowe, wilk lekko podkulał ogon ze strachu i delikatnie ruszał łapami. Ta obserwacja była bardzo ważna. Prawdopodobnie nie miał uszkodzonego kręgosłupa, mógł przecież ruszać kończynami. A podkulanie ogona świadczyło, że powoli odzyskuje przytomność. W końcu krew przestała lecieć mu z nosa i poprawił się oddech.

Wilk, aby przeżyć, musi być sprawny w stu procentach

Po dwudziestu minutach przyjechał policyjny patrol. Policjanci bardzo grzecznie poprosili nas o dokumenty i przestawienie samochodów w boczną drogę oraz włączyli niebieskie światła swojego radiowozu. Samochody, które nas mijały, wyraźnie zwolniły, zachowywały też większy odstęp, jednym słowem zrobiło się bardziej bezpiecznie. Choć dzwoniłem cały czas, nie udało mi się znaleźć choćby jednego lekarza weterynarii, który chciałby przyjechać na miejsce. Prawo sobotniej nocy. Weekend, każdy marzy o odpoczynku i jeszcze taki pacjent… W końcu chodzi o zwierzę potencjalnie niebezpieczne i chronione. Szukałem też klatki, takiej jak do przewozu rannych lub bezdomnych psów. Bałem się, że gdy wilk odzyska przytomność, może spowodować kolejny wypadek. Nigdy nie wiadomo, jak zachowa się ranne, oszołomione zwierzę. Jest przecież w szoku, otaczają go ludzie, których się boi jak niczego na świecie. Oświetlają go niebieskie dziwne światła i co chwila mijają samochody. Każdy chciałby uciec.

W końcu udało mi się nakłonić panie z Włocławka, które na co dzień zajmują się potrąconymi lub bezpańskimi psami, aby przywiozły klatkę. Czas płynął nieubłaganie, a wilk zaczynał coraz żwawiej poruszać łapami, gdy tylko mijała nas kolejna ciężarówka.

Nagle przed nami zatrzymał się samochód terenowy. Kierowca włączył światła awaryjne. Dwaj mężczyźni ubrani w zielone stroje wysiedli z auta i podeszli do policjantów. Na początku myślałem, że to leśnicy, szybko okazało się, że byli myśliwymi. Mokry śnieg padał bardzo intensywnie, ale wyraźnie słyszałem: „Cześć, cześć”. Musieli być dobrymi znajomymi któregoś policjanta. Dopiero później okazało się, że myśliwi zostali wezwani właśnie przez policję. Jest to standardowa procedura, gdy zostaje potrącone zwierzę łowne, takie jak dzik czy sarna. Ale wilk to nie jest zwierzę łowne, myśliwi nie mają prawa decydować o jego życiu lub śmierci. Mogę powiedzieć nawet, że są ostatnimi, którzy w takich sytuacjach powinni mieć coś do powiedzenia.

Po krótkiej rozmowie z policjantem jeden z myśliwych podszedł do nas szybkim krokiem. Spytał stanowczym tonem, kim jesteśmy i co w tym miejscu robimy. Oczywiście sam się nie przedstawił, była to wyraźna próba zdobycia przewagi. Zanim się przedstawiłem, poprosiłem myśliwego, by powiedział, kim jest. Moje słowa lekko zbiły go z tropu, ale w sukurs przybył mu policjant. Kazał nam przejść za bariery oddzielające jezdnię od pasa zieleni. Gdy zaprotestowałem, zagroził ukaraniem mandatem lub zastosowaniem środków przymusu. Nauczycielka z synem, która znalazła wilka, przeszła za bariery i zostałem sam.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.