Gehenna - Straczyński Piotr - ebook + książka

Gehenna ebook

Straczyński Piotr

3,1

Opis

Paweł Janczura przeżywa makabryczne katharsis, które wprowadza go na drogę bezprecedensowych zbrodni. Ekstaza płynąca z zabijania przeradza się w strach, gdy mężczyzna dowiaduje się, że nieomal sam nie został ofiarą innego seryjnego mordercy i kanibala działającego w tym samym, spokojnym i cichym miasteczku - Trzebuni. Tymczasem lokalni policjanci odkrywają kolejne ludzkie szczątki świadczące o niewyobrażalnym bestialstwie sprawcy. Ani oni, ani mieszkańcy, nie wiedzą tylko, że prawdziwa plejada okropieństw ma dopiero nadejść.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 211

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (41 ocen)
10
6
10
9
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
rudarozycka

Z braku laku…

Trochę mnie zmęczyła ta książka, na szczęście jest krótka. Bez rewelacji.
00
agibagi87

Nie oderwiesz się od lektury

Brakuje mi opisu postaci Pawła Janczury ( dlaczego zabija,co nim kieruje itp) ale ogólnie to dobra książka i polecam tym,którzy nie boją się makabryznych opisów. Dla czytelników o mocnych nerwach i żołądkach
00

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2018

Dom Horroru

Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Copyright © Piotr Straczyński, Gehenna, 2017

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja i korekta: Aleksandra Sarek

Projekt okładki: Dawid Boldys, Shred Perspectives Works

Skład: Sandra Gatt Osińska

Wydanie I

ISBN: 978-83-66518-42-1

www.domhorroru.pl

Rozdział 1

Ciało grubasa leżało na metalowym stole już ładnych kilka dni. Widoczne z daleka ślady rozkładu nie brzydziły Pawła Janczury tak jak ohydny, zatykający smród wydobywający się z prawie ćwierćtonowego cielska. Pawłowi robiło się słabo na samo wspomnienie tego, jak ciężko i cholernie długo trwało wtaszczenie „pana bebecha” na chirurgiczny stół. Był to zdecydowanie najgorszy etap całej operacji. O wiele trudniejszy niż sprowadzenie i zaciągnięcie w pułapkę tej żywej góry tłuszczu. Z tym bowiem nie było absolutnie żadnych problemów. Paweł wybrał swoją ofiarę bardzo dokładnie. Samotny, wyalienowany tłuścioch z kompleksami. Nie miał znajomych, a rodzina chyba sama o nim zapomniała, wstydząc się przyznać do syna pracującego w wynajmowanym przez siebie małym, obskurnym mieszkaniu jako twórca wątpliwej jakości stron internetowych, zapychającego się czekoladami, chipsami i tanim żarciem z puszek, po godzinach oglądającego anime oraz tandetne horrory klasy B.

Paweł dokładnie rozpracował grubasa po niecałym tygodniu znajomości. Pierwszy raz spotkał go w sklepie, gdzie „pan bebech” nie kupował nic innego, jak słodycze. Zaintrygował go. Był idealnym materiałem do dalszych badań. Bacznie go obserwował, najpierw ustalając miejsce jego zamieszkania, później to, czym się zajmuje, na końcu wchodząc z nim w koleżeńską relację. Oczywiście przy każdym z tych etapów musiał zachować maksimum czujności. Nikt nie mógł wiedzieć, że bezpośrednio kontaktuje się z grubasem. Żaden sąsiad – choćby i taki, który daleko w tyle miał życie tłuścioszka, nie mógł go z nim wiązać. Było to o tyle łatwiejsze, że żarłok mieszkał na starym osiedlu pośród emerytów opuszczających swoje mieszkania tylko raz na jakiś czas. Adam Stobiech, jako niespełna trzydziestoletni informatyk lubujący się w japońskich kreskówkach, nie pasował tu ani na jotę. Na szczęście dla Pawła idealnie wkomponował się w otoczenie, samemu wychodząc ze swojej jaskini tylko na zakupy, najczęściej do najbliższego sklepu.

Po tygodniu obserwacji Janczura postanowił zadziałać i przejść do etapu bezpośredniego kontaktu. Adam wracał właśnie z zakupów, wydając z siebie donośne jęki i sapania, jak gdyby przejście kilkudziesięciu metrów było dla niego wyzwaniem o wiele większym niż wielogodzinne ślęczenie przed monitorem w celu zabicia ostatniego bossa w grze RPG. Pot lał się z niego strumieniami, a twarz sprawiała wrażenie wielkiej, okrągłej gorejącej kuli, którą tylko moment dzieli od eksplodowania. Paweł wpadł na niego niby przypadkiem w wąskiej alejce prowadzącej do jego mieszkania. Zamarkował potknięcie na jednej z wystających, pokrytych chwastami płytek chodnikowych, po czym z impetem wpadł na Stobiecha, wysypując na ziemię trzymane przez siebie płyty DVD z filmami anime. Tłuścioch niemal od razu podchwycił temat, nie zadając sobie nawet trudu grzecznościowym zapytaniem, czy wszystko w porządku i czy nic się nie stało. Wysunął w stronę Pawła bardzo oczywiste pytanie – czy lubi takie filmy i jaki jest jego ulubiony, jednocześnie wymieniając szereg swoich faworytów. Nie omieszkał również bardzo dosadnie oświadczyć, iż w kwestii tego typu filmów jest prawdziwym ekspertem i kolekcjonuje wyłącznie ich pierwsze japońskie wydania. Gadka trwała tylko pięć minut i niemal w całości stanowiła monolog Stobiecha, ale w tym czasie Paweł zdołał wręczyć grubasowi swój numer telefonu, oświadczając, że poznanie tak wielkiego fana takiej rozrywki było jego prawdziwym marzeniem.

– Mamy z kumplami klawą miejscówkę. Oglądamy tam anime i w ogóle. Masz – gdybyś chciał wpaść, to wystarczy, że dasz mi znać. Powiem ci, co i jak. Tylko to trochę undergroundowa sprawa. Zero mainstreamu – Paweł zauważył, jak gruby się rozpromienia, łapie przysłowiowego buraka, a w jego oczach pojawia się błysk nadziei na to, że znalazł w końcu jakiegoś kumpla, bądź w najgorszym przypadku osobę, która cierpliwie zniesie nie tylko jego aparycję, charakter i zainteresowania, lecz również nieustanną gadaninę. Ropne wypryski na jego twarzy wyglądały tak, jakby miały zaraz pęknąć, a Paweł widząc je z bliska, odsunął się mimowolnie, krzywiąc w myślach i karcąc się za to, że w ogóle jego podświadomość zdołała wytworzyć obraz, jak zasłania się przed salwą ropy i osocza.

Bezpośrednia możliwość przyjrzenia się grubasowi sprawiła, że do Pawła dotarło w końcu to, z jak wielką górą mięcha ma do czynienia. Spodnie rozmiaru XXXXL ledwo trzymały się na dupie Stobiecha, zaś T-shirt z nadrukiem półnagich kobiet, o jakich w rzeczywistości Adam mógł tylko pomarzyć, wyglądał jak himalajski krajobraz, gdzie zamiast gór sterczały olbrzymie piersi i brzuch, którego kolejne zwały wylewały się daleko poza granice paska.

– Będziesz nie lada wyzwaniem – rzucił w myślach mężczyzna przyglądając się Adamowi, który wciąż rozizkrzonym wzrokiem wpatrywał się w nowo poznanego kolegę.

– Przyjdę na pewno! Nie przepuszczę takiej okazji! – grubas był podekscytowany do tego stopnia, że Paweł nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że Adam wróciwszy do domu, nie będzie mógł się skupić na niczym innym, jak tylko na rozmyślaniu, by przyjść na spotkanie i móc w końcu całymi godzinami rozmawiać o anime. Był również przekonany, że jedynie nieśmiałość tłuścioszka odbiera mu odwagę, aby od razu, niemal machinalnie, pójść z Pawłem do tej wspaniałej „miejscówki”, bądź zaprosić go do swojego mieszkania i pochwalić się ogromną kolekcją filmów.

– Się rozumie, nie spieszy się. Często organizujemy takie spotkania – Paweł uspokajająco przekonywał grubasa, że prędzej czy później i tak na pewno znajdzie się w wyimaginowanym klubie. – W końcu nie ma to jak porcja dobrego japońskiego rzemiosła – dodał, po czym szeroko uśmiechnął się, ukazując Stobiechowi rząd białych, równych zębów.

– Super! – odpowiedział grubas, zaś w jego głosie usłyszeć można było mieszankę ekscytacji i ogromnego zdenerwowania. – To… to ja idę – kolejne słowa wypowiadał z nutą smutku. Wiedział, że musi, przynajmniej na jakiś czas, spuścić ze wzroku pierwszego faceta, którego zna, a który podziela jego pasję.

– No to nara! – szybko odrzekł Paweł i obładowany stertą płyt z japońskimi kreskówkami oddalił się w swoją stronę. Nie czekał na to, aby grubas mu odpowiedział. Najważniejsze było zasianie w nim ziarna nadziei i ciekawości. Ze swojego doświadczenia Janczura doskonale wiedział, że długo nie potrwa, nim Adam zareaguje. Ktoś taki jak on, żyjący tylko i wyłącznie w świecie własnych manii, wyalienowany do granic możliwości, szybko połyka haczyk fałszywej znajomości i możliwości, jakie ona daje.

Wracając do swojej speluny – małego, rozpadającego się drewnianego domu znajdującego się na peryferiach Trzebuni, Paweł wiedział, że do zabicia grubasa musi przygotować się zupełnie inaczej niż dotychczas. Łatwo było unieszkodliwić takiego sflaczałego, ociężałego jegomościa, ale największa zabawa miała rozpocząć się dopiero później. Otwierając rozklekotane drzwi zewnętrzne, bacznie obserwował zawiasy. Miał je wymienić już jakiś czas temu, jednak co chwilę wypadało coś, co skutecznie odwracało jego uwagę od tego problemu. Skarcił się za to po raz wtóry, myśląc o tym, jak łatwo osoby postronne mogłyby się tutaj dostać. Co prawda w domu nie było absolutnie niczego cennego, jednakże gdyby ktoś jakimś cudem znalazł właz do piwnicy znajdujący się pod starą maszyną do szycia typu Singer, mógłby zobaczyć „kolekcję dzieł” Pawła. A to byłoby, lekko rzecz ujmując, dość kłopotliwe. Postanowił, że zawiasy wymieni, jak tylko upora się z miejskim tłuściochem.

Przechodząc przez krótki i wąski korytarz, wzbijał w powietrze masy pyłu i kurzu. W świetle słońca leniwie wdzierającego się przez zabrudzone szyby wyglądały jak jakaś zawiesina stanowiąca część naturalnego subklimatu wytworzonego przez specyficzne warunki panujące w ruderze. Paweł pokręcił tylko głową, starając się zapamiętać, aby na kartce z krzykliwie wypisaną frazą „Do zrobienia NA JUŻ!!!” dopisać „ogarnięcie tego burdelu”. Kurz bowiem stanowił tylko jeden z problemów mieszkaniowych, jakich ostatnio sporo pojawiło się w zapuszczonym przez mężczyznę budynku. Sterta brudów leżąca na stole w pokoju, puszki po tanim jedzeniu, talerz z zapleśniałą zupą i góra prania czekająca pod na wpół zardzewiałą balią, tworzyły obraz prawdziwiej nędzy i demonstrację absolutnego braku czasu oraz chęci na domowe porządki. Najbardziej jednak niepokojący był smród, który sprawiał wrażenie, że wypełnia szczelnie każdy kąt każdego pokoju.

Z wykrzywioną grymasem twarzą Paweł odłożył na stół kupione na bazarze płyty i zaczął otwierać wszystkie okna, aby wpuścić choć trochę rześkiego, letniego powietrza. Na szczęście mieszkał tak daleko od innych zabudowań, że mógł sobie pozwolić dosłownie na wszystko. Również i na to, by wypuścić z domu smród rozkładającego się ludzkiego mięsa zalegającego całymi tygodniami. Otarł pot z czoła i przeszedł do ciemnej, małej łazienki. Żyjąc prawie trzydzieści lat na totalnym zadupiu, Paweł przyzwyczaił się do tego, że kanalizacja i woda z kranu to coś, czego tutaj uświadczyć nie może. Obmył twarz w misce z zimną wodą, którą zaczerpnął z samego rana wprost ze studni, po czym przeglądnął się w lustrze kłującym w oczy szpetną, plastikową ramą. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Sam już nie wiedział, kiedy ostatni raz spał zalecane przez lekarzy osiem godzin. Podkrążone, przekrwione oczy domagały się, aby choć kilka dni poświęcił na odpoczynek. Blond włosy, w których niegdyś kobiety lubiły zatapiać palce, bardziej przypominały teraz siano potrzebujące porządnego mycia, a może nawet zastosowania odżywek wzmacniających i regenerujących. Paweł zauważył również, iż schudł w ostatnim czasie dobrych kilka kilogramów. Jego ramiona nie były już takie muskularne jak kiedyś, a sportowa koszulka tak mocno nie opinała rozbudowanej klatki piersiowej , jak jeszcze dwa miesiące temu.

Jakkolwiek jednak fizycznie Paweł czuł się zmęczony i odczuwał różnicę między sobą teraźniejszym, a sobą z przeszłości, to jednak stwierdzić musiał, iż nigdy nie czuł się lepiej pod względem psychicznym. Kiedy to wszystko – całe jego szaleństwo, zaczęło się przed nieco ponad dwoma miesiącami, czuł się fatalnie. Wyeksploatowany do granic możliwości. Pogrążany do cna w rutynie życia dozorcy w dużej, prawie opuszczonej fabryce. Teraz, w miarę jak rozwijał swoje nowe zainteresowanie, odkrył w sobie nieznane do tej pory pokłady kreatywności. I choćby z tego powodu cieszył się jak małe dziecko, zaś każdy kolejny dzień witał niczym zwiastun czegoś prawdziwie wspaniałego – dającego nieograniczone możliwości samorealizacji na drodze do prawdziwego spełnienia.

Rozważania nad sobą postanowił odłożyć na później. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk wibrującego telefonu. Sięgnął wilgotną ręką do kieszeni, po czym ujrzał wiadomość SMS od nieznanego numeru. Otworzył ją, by już po chwili zdumionym wzrokiem odczytywać kolejne słowa.

„No elo, tu Adam. Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że w sumie nie mam dziś wieczorem nic do roboty… będziecie z kumplami urządzać jakiś maraton anime? Zajrzałbym..”

– Jest bardziej zdesperowany, niż myślałem – Paweł był w niemałym szoku, bowiem liczył na to, że grubas da jakikolwiek znak życia nie wcześniej niż za dzień, dwa. Tymczasem tłuścioszek zaczął najwyraźniej o wiele szybciej przebierać swoimi grubymi nóżkami na myśl o czekających go atrakcjach, związanych z poznaniem nowych kumpli. – Niech ci będzie – odparł Paweł, jak gdyby Adam stał tuż przed nim, po czym zaczął pisać zwrotną wiadomość.

„No siema Adam, słuchaj jest tak, że dziś będziemy robić dość kameralne spotkanie. Ale za to z samą klasyką mangi i anime. Wiesz, filmy, jedzenie, trochę procentów… mogę Cię zgarnąć z miasta około 20. Pasuje?”

Paweł wysłał SMS-a i ledwie zdążył wejść do zagraconej kuchni, gdy otrzymał kolejną wiadomość od tłuściocha.

„Pasuje! To będę czekał tam, gdzie się poznaliśmy, na parkingu”.

Pawłowi nie chciało się jakoś zgrabnie odpisywać, tym bardziej, iż wiedział, że najgorsze, co można w takiej chwili zrobić, to przedobrzyć sprawę. Musiał potraktować grubasa w taki sposób, aby ten nie odczuł ze strony Pawła zbytniej ekscytacji. Wysłał więc Adamowi tylko suche „OK”, po czym zaczął rozmyślać nad rozplanowaniem wszystkiego w jak najlepszy sposób. Większość punktów do wypełnienia od dawna miał zaplanowaną, jednak najbardziej interesowało go teraz przywiezienie grubasa tak, aby nikt tego nie zauważył. Musiał działać ostrożnie, bowiem „ostrożność” stanowiła słowo-klucz. Do chwili ich spotkania pozostało jeszcze ładnych parę godzin. Janczura postanowił posprzątać nieco w domu, zjeść i uciąć sobie należytą drzemkę, uprzednio sprawdziwszy stan swojego samochodu. Stary, biały polonez był w całkiem niezłej kondycji, nie licząc rdzy, która zadomowiła się tu i ówdzie, stanowiąc nieodłączny akcent pojazdu.

Czując zmęczenie i zdając sobie sprawę, że na spotkanie z grubasem musi być odpowiednio wypoczęty, Paweł położył się na swoim wysłużonym łóżku. Bordowy materiał był już tak wyświechtany, że na jego znacznej powierzchni sprężyny materaca nie tylko odcisnęły ślady swojej obecności, lecz dosłownie chciały uciec, wystawiając gdzieniegdzie fragmenty metalowej konstrukcji. Równie stary, klasyczny budzik z dwoma dzwonkami ustawił na godzinę 19. Mając w pamięci jego ostatnie problemy z mechanizmem i samoczynnie przesuwającą się wskazówkę, postanowił na wszelki wypadek włączyć również alarm w telefonie.

Zamykając oczy, rozkoszował się myślą o tym, że dzisiejszy wieczór będzie wyjątkowo udany.

– Przynajmniej dla mnie – powiedział i uśmiechając się pod nosem zapadł szybko w głęboki sen.

***

Adam Stobiech czekał u wylotu alejki, gdzie rano wpadł na niego Paweł. Miał na sobie te same, szczelnie opinające dupsko jeansy, nową czerwoną koszulkę z trywialnym napisem „Keep calm and love anime” oraz wytarte do granic możliwości trampki. Pot lał mu się z czoła, a Paweł był w stu procentach przekonany, że to nie wina upału, tylko podenerwowania. Instynktownie czuł, że grubas przez ostatnich kilka godzin głowił się nad każdym tekstem, jaki dobędzie się dziś z jego ust, aby zbyt szybko nie zrazić do siebie nie tylko Pawła, lecz również jego kompanów.

– Cze, Adam, wskakuj! – zawołał Paweł zatrzymawszy samochód niemal przy samym krawężniku. Grubas, jak gdyby wydarty z otępienia, uśmiechnął się nieznacznie, a jego twarz oblał rumieniec, niczym u nastolatka na pierwszej randce.

– Cze! – odpowiedział, po czym sięgnął swym wielkim łapskiem do klamki i energicznie otworzył drzwi samochodu.

– Pospiesz się ty góro mięcha! – wycedził Paweł pod nosem rozglądając się dookoła, by sprawdzić, czy jakaś starsza kobieta nie łypie na nich przez okno i czy w pobliżu nie ma przypadkiem nikogo więcej. – No, dajesz, Adam! – powiedział tym razem widząc, że tłuścioch ma problemy z wejściem do samochodu i usadowieniem się na fotelu. Jego ogromne cielsko w ogóle nie chciało zmieścić się w drzwiach. Adam sapał i wydawał z siebie jęki niezadowolenia, jednocześnie zerkając na niecierpliwiącego się Pawła. Nie chciał stracić w jego oczach, toteż wciskał się na wąski fotel prawie na siłę. Jego olbrzymia masa spowodowała, że stary polonez obniżył się po prawej stronie tak bardzo, że niemal dotykał ziemi podwoziem.

– Deczko tu ciasno – powiedział Adam, zanosząc się śmiechem, jak gdyby ów żart był najlepszym, jaki Paweł mógł od niego usłyszeć. Ten natomiast spoglądał na „pana bebecha” siedzącego obok niego, nie mogąc się nadziwić, jakim cudem jedna osoba mogła wyhodować na sobie taką górę tłuszczu. Dosłownie zmienić się w dwieście pięćdziesiąt kilogramów sadła.

Kiedy w końcu Stobiech usadowił się na siedzeniu, samochód nie dość, że był mocno przechylony, to w dodatku olbrzymia niczym dębowy konar łapa tłuściocha skutecznie blokowała lewarek, przez co Paweł miał problem ze zmianą jakiegokolwiek biegu. W dodatku grubas okropnie śmierdział. Gdyby nie to, że Paweł pootwierał wcześniej wszystkie okna, musiałby dusić się w smrodzie dobrych kilkanaście minut zanim tłuścioch wygramoli się zsamochodu na dalekich krańcach Trzebuni. Kolejnym spostrzeżeniem, jakie w swym myślowym notatniku zanotował Paweł, był fakt, iż Adam nie miał przy sobie niczego, co można by potraktować jako „wkład” w domniemaną imprezę. Zero jedzenia, zero trunków. Tylko dziwnie wypchane przednie kieszenie ogromnych spodni.

– Co grubasie, myślałeś, że nażresz się na mój koszt? – sarkastycznie syknął do siebie w myślach, zerkając na tłuste lico tej żywej beczki smalcu. – Mam nadzieję, że miejscówka ci się spodoba – powiedział tym razem na głos, szczerząc zęby w kierunku Adama.

– No też mam taką nadzieję – odpowiedział z zapałem grubas – A co będziemy oglądać? Możesz zdradzić już teraz? –Jakby to filmy były najważniejsze, Adam zaczął zalewać Pawła pytaniami. Wciąż trajkotał o swoich ulubionych i o tym, kiedy zaczęło się jego zainteresowanie tą tematyką. Janczura uznał, że Adam jest doprawdy skrajnym przykładem faceta, który zapatrzony wyłącznie w swoją manię, w ogóle nie zwraca uwagi na nic innego. Już sam fakt, że wsiadł do samochodu z facetem poznanym zaledwie kilka godzin wcześniej, a który teraz wywoził go w nieznanym mu kierunku, był po prostu straszny.

– Wszystko zobaczysz na miejscu – odrzekł w końcu Paweł nieco zbyt ostrym tonem. Nie mógł już jednak znieść ględzenia Adama. Uspokajał się w duchu, myśląc o tym, iż jedynym powodem, dla którego nie zabije grubasa jeszcze w samochodzie, jest fakt, że miałby później problemy z wytaszczeniem jego ogromnego cielska.

– A daleko będziemy jechać? – Adam wciąż nie potrafił się zamknąć, czym wywoływał w Janczurze skrajną frustrację. – Bo wiesz, ja mam tak jakby chorobę lokomocyjną. Nie mogę jeździć zbyt długo.

Usłyszawszy to Paweł zbladł nie na żarty. W jednej chwili wyobraził sobie siedzącego obok niego grubasa rzygającego w najlepsze na tapicerkę jego ukochanego poloneza.

– Jeszcze tylko chwila. Dasz radę!

Chwila, o której wspomniał Paweł, trwała nie dłużej niż pięć minut. Pędzący niczym biała strzała samochód znalazł się wkrótce na obrzeżach Trzebuni. Janczura zjechał z głównej drogi i skierował wprost do swojego domu przysłoniętego od strony ulicy szpalerem wiśni i brzóz.

– No niezła dziura. Faktycznie mocno „undergroundowa” miejscówka – próbując się wkupić w łaski kolegi Adam zaczął pleść głupoty, które w jego mniemaniu wzmocnić miały jego relację z nowo poznanym fanem anime. – Ale jaka chałupa! Ja pieprzę! – dosłownie podskoczył na siedzeniu widząc rozpadający się, wiekowy drewniany dom. – Tu będziemy mieli naszą małą projekcję?

– Tak, dokładnie. Jak wejdziesz do środka, to zobaczysz, że wygląda zupełnie inaczej, niż na pierwszy rzut oka. A jak zobaczysz moją kolekcję plakatów… – Paweł urwał wpół zdania, obserwując reakcję grubasa. Niemal widział błysk w jego oczach pojawiający się na wieść o tym, że jego nowy kumpel, prócz filmów, kolekcjonuje również plakaty.

– Dobra, wysiadamy – powiedział Paweł podjeżdżając niemal pod same drzwi i zaciągając ręczny hamulec. Na te słowa Adam od razu zaczął się gramolić z samochodu. Janczura obserwował całą tę mozolną operację, z przekąsem stwierdzając, że grubas jest tak groteskowy, że niemal szkoda go zabijać. Pomyślał, że o wiele bardziej nadawałby się do ludzkiego cyrku jako jedna z głównych atrakcji. – No, ale niestety potrzebny mi jesteś zupełnie do czego innego – skierował swoje słowa do grubasa, któremu właśnie udało się wysiąść z auta. Adam spojrzał na niego, lecz w ogóle nie zrozumiał istoty wypowiadanych przez Pawła słów. Nie zorientował się też w porę, że ten trzyma w ręce niewielki młotek, który wydobył chwilę wcześniej spod siedzenia samochodu. Zanim źrenice Adama rozszerzyły się, w pełni ukazując rodzący się w nim paniczny strach, młotek zdążył utonąć w jego twarzy, pozbawiając go przednich zębów, łamiąc szczękę oraz żuchwę.

Otumaniony Adam zaczął pluć krwią. Łapiąc się za twarz, krztusząc napływającą posoką, wykonał dwa chybotliwe kroki, nim z impetem uderzył kolanami o ziemię. Paweł jak gdyby tylko czekał, aż grubas zniży się do odpowiedniego poziomu. Drugie uderzenie młotkiem skierowane wprost w potylicę dokonało ostatecznego spustoszenia w głowie tłuściocha. Jego długie, skudlone i przetłuszczone włosy stanowiły skuteczną blokadę przed szybkim wyswobodzeniem młotka i zadaniem kolejnego ciosu. Paweł zostawił Adama na ziemi, nie przejmując się zbytnio tym, czy dwa potężne ciosy wystarczyły, by kolos zmarł. Egzekucję chciał przeprowadzić dopiero w domu, ale tłuścioch swoim zachowaniem i głupim gadaniem doprowadzał go do rozstroju nerwowego. Mężczyzna rozejrzał się tylko dookoła i dostrzegł to, co zazwyczaj widział zabijając kogoś nie w budynku, lecz na łonie natury – spokój i sielankę podmiejskiego terenu. Zieleń drzew i wiatr szumiący między konarami. Absolutnie żadnego żywego ducha. Sam dokładnie nie wiedział, dlaczego swoje ofiary tak bardzo lubił pozbawiać życia właśnie tu,zaraz przed drzwiami do domu, jak gdyby był w tym ukryty rodzaj zapomnianego ceremoniału. Powtarzał sobie, że jest to sprawką głęboko zakorzenionej potrzeby adrenaliny – że może jakiś cichy obserwator spoglądał gdzieś spomiędzy drzew na jego wielki czyn, stając się przypadkowym świadkiem najbardziej nieludzkiego zachowania – odbierania życia, destrukcji piękna stworzenia. Paweł chciał bowiem zabawić się jednego dnia w prawdziwego łowcę. Czuć ten niezdrowy popęd, kiedy jego ludzka zwierzyna przed nim ucieka. Kiedy lęka się, biegnąc i potykając się o swoje nogi. Kiedy zerka za siebie nerwowo, szukając jego wzroku, jednocześnie wznosząc modlitwy i błagania o to, by był to tylko zły sen.

Paweł wiedział, że taki moment nastanie. Prędzej czy później doprowadzi do takiej sytuacji. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że brakuje mu jeszcze sporo wprawy, by wypuścić ofiarę wolno i urządzić prawdziwe polowanie. Było to jednak jego wielkim marzeniem, do którego spełnienia obiecał sobie dążyć dzień po dniu.

Cielsko Adama Stobiecha leżało z młotkiem sterczącym z roztrzaskanej głowy. Krew zaczęła leniwie przedzierać się przez kolejne kępy trawy, zaś Paweł pomyślał, że upuszczenie niewątpliwie wielkiej jej ilości zgromadzonej w tak olbrzymim ciele zajmie mu chyba cały dzień. Nie czekając zbyt długo, zabrał się za dalszą część całej operacji. Najpierw obwiązał głowę tłuściocha workiem oraz zakleił taśmą, aby zminimalizować rozlew krwi w przedpokoju. Ten był nieunikniony, jednak Paweł pomyślał, że w najgorszym wypadku po prostu spali stary i śmierdzący dywan. „Przynajmniej nie będę musiał go czyścić” – powiedział, po czym uśmiechnął się na myśl o swojej błyskotliwości.

Stobiech był o dziwo jeszcze cięższy, niż wyglądał. Pawłowi wydawało się, że po kilku minutach męczarni przesunął trupa ledwie o parę centymetrów. Cały się spocił i zasapał. Nie mógł uwierzyć, jak wiele trudu czeka go jeszcze zanim ciało grubasa znajdzie się tam, gdzie powinno. Leżące w połowie na dywanie zwłoki Paweł zaczął ciągnąć razem z kilimem. Stwierdził, że tak będzie nie tylko o wiele wygodniej, ale również szybciej. Nie zmieniało to jednak faktu, że jeszcze dobrych kilka minut upłynęło, nim stopy truposza przekroczyły próg domu, a zasapany mężczyzna mógł zamknąć chyboczące się drzwi.

Spoglądając na wielkoluda szczelnie wypełniającego swym cielskiem wąski korytarz domu, Paweł klął pod nosem raz po raz. W złości kopnął kilkukrotnie potężne sadło, z zaciekawieniem oglądając, jak tłuszcz tworzy fale przypominające tsunami. Był pewien, że w tych zwałach mięcha jego but mógłby dosłownie utknąć, gdyby potrzymać go tam choć chwilę dłużej.

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Epilog

O autorze

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Kolofon

Spis treści