14,90 zł
Nowy tom wierszy Jarosława Mikołajewskiego, jednego z najbardziej cenionych polskich poetów współczesnych, to poruszająca poetycka odpowiedź na codzienne, często bolesne wydarzenia pandemicznej rzeczywistości. Poeta filtruje świat przez pryzmat osobistych doświadczeń i pokazuje drobiazgi, tropy, dzięki którym możemy dostrzec więcej, poczuć mocniej, być bliżej tego, co w danym momencie najważniejsze.
Pustka, samotność, odcięcie od dotychczasowej rutyny to teraz nasze wspólne doświadczenie. Rzeczywistość się rozmywa, a uczucia i obrazy zyskują nowe sensy. Czasem ratuje nas podświadomość, która usuwa z pamięci dawne znaczenia, innym razem otulają sny. A może to właśnie w nich warto poszukać siebie na nowo?
Ważny i kojący tom, który przekonuje finezją, uważnością i pokrzepia wspólnotą doświadczenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 42
Pierwsza godzina myśli
Dochodziły jakieś wieści o epidemii w Chinach. Potem wiadomość, że cudzoziemcy stamtąd wyjeżdżają. I zrobiło się smutno na myśl o Chińczykach, od których świat uciekał jak od umierającego starca.
opuszczają cudzoziemcy miasto wuhan
opuszczają cudzoziemcy miasto wuhan
wyjeżdżają anglicy
francuzi
i włosi
nie można mieć tego
za złe cudzoziemcom
a przecież
gdyby patrzeć na miasto wuhan
z tajemnicy nieba przez lupę bosmana
widać by było przedwieczorny pejzaż
świateł rozproszenia pod granitem chmury
lub odlot bocianów z jesiennych mazowszy
w innym czasie i miejscu
idą barbarzyńcy
z miasta wuhan
cudzoziemcy odchodzą
mają rację
i święte prawo do odejścia
mieszkańcy wuhanu nie mają pretensji
odchodzą cudzoziemcy i nic w tym dziwnego
a przecież smutno jest temu co patrzy
przez ogromną lupę gościnnego nieba
na cudzoziemski odlot przyspieszony
z gniazda zastygłego nad powolną jangcy
nad piękną i modrą
nad wielką i czystą
jak wstążka błękitna minionych dynastii
Z bezsennej nocy wychodzę z ostatnią deską ratunku.
marzenie
nie ma wolnej woli
tylko przymus pieprzony który zbawi
bo skazał
Nikt mi się dziś nie odkłania, jak w moim dawnym wierszu nikt mi się dziś nie odkłania.
dzisiaj
zdarza się jak dzisiaj że z chwili na chwilę
codzienna pustka
wchodzi w fazę pustki tylko przeciw tobie
nie zwiastują jej anioły
trąby
ani gromy
nie można jej odmówić
łagodności przypływu
nastaje w uprzejmym
nienatrętnym milczeniu
przypomina chwilę z dawnych górskich wędrówek
kiedy za drzewami czułeś czarną otchłań
zimny wiatr co wypychał z zarośniętej jaskini
a jednocześnie gwałtownie w nią wciągał
ma ta pustka coś wspólnego z solidarną i szczelną
zmową ludzi
i słońca
stworzeń których przyjaźń
cieszy od dzieciństwa lecz nagle ich bliskość
ubiera się w chłodne
mafijne wspólnictwo
omawiające plemienną wendetę
nie wiesz za co ta zemsta
bo wszyscy zamilkli
te dawne głosy
ta czeluść
i wnętrze ziemi w której biło serce
tak musi czuć się król
przed operacją
pacjent przed zamachem
wołasz
nie ma echa
nawet w tej jaskini
jedyne dwie drogi to ziemia
pod tobą
i niebo bez ptaków
wybrałbyś którąś ale nie masz łopaty
ani skrzydeł
nie masz krwi
w ramionach
wołasz by cokolwiek
usłyszeć w tej studni
lecz nikt nie odpowie czy jest wszystko naprawdę
czy ty sam jesteś pustką
i bezdenną ciszą
wszystko rozjaśnić mógłby dzień następny
gdyby mimo wszystko zaczekał
na ciebie
Często wierzchołek góry skrywa kolejny wierzchołek tej samej góry. Nie inaczej wierzchołek dołu skrywa kolejny wierzchołek tego samego dołu. U Dantego człowiek wychodzi na brzeg oszalałego morza, i tam dopiero czeka go piekło.
e come quei che con lena affannata...
dobrnąłem do krawędzi nowego czasu
jak się dopływa do bezpiecznego brzegu
i tutaj dopiero
pod pogodnym niebem
na łagodnym piasku
dopadły mnie burze
skatowały pioruny
On – wirus. Ona – choroba. Ona – miłość. W innych językach, choćby po włosku, ona to on.
on i ona
lekarz mówi w telewizji że to straszna choroba
że przez nią
która jest nim
lekkie płuca co normalnie
mogłyby unosić się na wodzie jak rybi pęcherz
stają się ciężkie i twarde
buty z cementu
zakute przez mafię
ta przemiana
myślę
to jest ludzka sprawa
podobnie ta
która w innych językach bywa tym
zmienia serce lekkie
jak wnuczka beztroskiej jaskółki
w kamień owinięty szmatą
i przywiązany do szyi
szmata jest po to by się ukryć przed wzrokiem
tych którzy mają własne szmaty
na kanciastych kamieniach