Życie na xanaksie - Jarosław Mikołajewski - ebook + książka

Życie na xanaksie ebook

Jarosław Mikołajewski

0,0
22,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Życie na xanaksie to dogłębne spojrzenie w teraźniejszość i na detale, które pomijamy w codziennym biegu. W swoim najnowszym tomie Jarosław Mikołajewski, jeden z najbardziej uznanych polskich współczesnych poetów, nie po raz pierwszy oddaje głos emocjom i wrażliwości. Autor skupia się na refleksyjnej obserwacji rzeczywistości, snów. Czasem opowiada o Bogu, innym razem droczy się z nim, pyta o sens życia, które postrzega jako wypadkową bezsilności i pragnień. Tęsknota za zmarłymi, godzenie się ze swoim dojrzałym wiekiem i śmiercią, a także szczere spojrzenie na zmieniające się z biegiem czasu ciało to motywy powracające w kolejnych wierszach. Najnowszy tom jest również odpowiedzią poety na aktualne wydarzenia i wyrazem niezgody na świat, który niesie ze sobą wojny, choroby i cierpienie.

Poezja, która rozszczelnia świat, wykracza poza słowo – i to jest jej największa wartość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 34

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka redakcyjna: EWELINA KOROSTYŃSKA
Korekta: ANNA DOBOSZ, ANETA TKACZYK
Projekt okładki, stron tytułowych oraz zdjęcie na okładce: ROBERT KLEEMANN
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Jarosław Mikołajewski © Copyright by Wydawnictwo Literackie, 2022
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07786-3
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

dzień nieproszony

wpatrywałem się długo w białą furtkę

na niebie

zobaczyłem na ścianie szarą pustkę

po sobie

ujrzałem na chodniku białą chustkę

po tobie

wyłapałem w tramwaju twoją kurtkę

bez ciebie

.

siedzę w metrze otwieram oczya tam czyjaś dłoń

jest ślad po obrączce ale

nie ma obrączki

podwójny jak po dwóch

lub po jednej

za to szerokiej i ze szlakiem

na obu krawędziach

paznokcie przycięte nie na kształt

szczytu palców

tylko na przekór ich łagodnym łukom

jak utrącone wierzchołki chmur

linia życia dobrze

skryta za poręczą

na wskazującym blizna od pokrętła

zegarka z późnego peerelu

fałdki na knykciach sztucznie

zasklepione

od skurczu dłoni na pionowym dyszlu

na górze

róże po czułej kroplówce i cztery

rzeki surowo błękitne

gdybym spojrzał wyżej

ale nie spoglądam

tłok taki że nie mam

jak poruszyć głową

.

każdej z córek

przy twojej śmierci ja dzisiaj już jestem

nie młodszy nie starszy lecz jaki dziś jestem

i tylko w tej chwili mogę tobie umilić

to co z tobą będzie w tamtej małej chwili

trzymam cię za rękę nie później niż teraz

jak się trzyma za życie kogoś kto umiera

twoją śmierć już przeżywam bo gdy ona będzie

mnie w tej chwili na pewno przy tobie nie będzie

a nie chcę żebyś wtedy została samotna

więc każda niech chwila będzie nam stokrotna

.

najbardziej okrutny jest jednak październik

deszczowa pora to czas kiedy nagle

idąc pustą ulicą odkrywasz że jesteś

w otoczeniu innych całkiem

niewidocznych

nie wiesz skąd się wzięli czy

deszcz stłumił ich kroki czy stopy tych cieni

nie mają ciężaru prócz wagi domysłów

skąd się wzięli i po co

i tego jeszcze trudnego tobołka

że poza tobą zamieszkali w nich wszyscy

których zobaczyć nie chcesz

bo nie śmiałeś przygotować się na to

ulewne spotkanie

już wolałbyś po śmierci bo da bóg że

widząc twoją starość i śmierć wybaczyliby

wszystko co mówią ci w pochmurnej chwili

co jesteś im winien a o czym nie wiesz

albo nie pamiętasz bez alibi rozległych

podkorowych zaników

.

połowy

nierzadko potrzeba mi twojego istnienia

znaczonego układem prymitywnych znaków

dwukropka z nawiasem

które od niechcenia

przesyłasz o dowolnej godzinie przypływu

byłby jak talerzyk odstawiony na miejsce

po wczorajszym cieście o północnej

porze

wyłożony z tęsknoty za słodkim okruchem

niesprzątnięty ze stołu na wzajemność głodu

czasami jak łódka na ruchliwym szlaku

jestem

wśród innych gdzie nie ma już miejsca

na swobodną żeglugę

bywa jak na morzu absurdalnie ogromnym

na ten kawałek pnia wydrążonego

na nie moją miarę

najlepiej wtedy byłoby zatonąć

albo rozpłynąć się w mgle nad tą wodą

i słuchać czy wołasz z niemego odruchu

jak rybacy na wypadek gdyby ktoś inny wypłynął

żeby się zgubić i wrócić po nitce

czyjegoś wołania

i nie chcą nikomu przeciąć losu

i głosu

ani przez pomyłkę popłynąć oddechem

syreny co śpiewa z niezdarnej tęsknoty

niezwiązanej z nikim kto wypłynął mając

imię własne i imię swojej łódki

wołania do siebie szukamy nie tego

które wzywa wszystkich na powszechny połów

i jest w tym małość nieznośna

i wielkość

i wzniosłość i śmieszność

niezdarnych odpływów

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki