14,90 zł
Niemal pięćdziesiąt nowych wierszy Jarosława Mikołajewskiego.
Czy twórczość poety zmierza w stronę mroku? Od pewnego czasu w każdym kolejnym tomie coraz mniej beztroski i zachwytu. Fascynacja coraz częściej jest podszyta niepokojem, a uśmiech – goryczą. Rośnie za to temperatura: miłość do bezlitosnej rzeczywistości jest gorętsza, a żal, że ona umyka – bardziej dojmujący.
Mikołajewski pisze tak, jakby każdy jego tomik miał być ostatnim.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 30
kochany tatusiu
mam wiadomość miłą
dla ciebie ale
nie dla mnie
wybiera się w twoje
strony
trochę znanych mi osób
kilkoro z rodziny reszta to
znajomi
nie wszystkich znałeś
ale ich polecam
i zadbaj o nich bo bardzo
wychudli
to dobra okazja żeby coś
podesłać
tylko powiedz co
naprawdę chciałbym coś
zrobić dla ciebie
nie widzimy się już od
lat dwudziestu i pięciu i
nie wiem co mogłoby ci
się przydać
choćby na wymianę
lubiłeś czekoladę
apaszki
carmeny które rzuciłeś żeby nie mieć raka
(powiedz swemu
sercu nieźle się uśmieje)
ałun nie wiem czy jeszcze
produkują poszukam tylko
powiedz że wciąż
się golisz
dobrą wódkę zdjęcie
mamy (doskonale wygląda)
i wnuczek którym nie
zdążyłeś zaśpiewać jedzie
jedzie pan zelman ani morze
nasze
nie proś tylko o rzeczy
ulotne i słowa bo chyba
są za ciężkie jak na limit
bagażu
jeden stuk jeden
orzech dwa stuki pocztówka
z warszawy z widokiem
na pałac
dissipatio
obnoszę głowę coraz
bardziej jak durszlak
na krawędziach otworów
efekt błyskawicznego spalania
spawania
co niczego nie spawa tylko mnoży
popiół
spalony na proch
nic
przepalone na nic
biała
tłusta sadza momentalnych pożarów
byle ruch ją zwiewa
mój albo powietrza
albo czasu który jednak
jest bo zabiera
szukam technologii
utrwalania popiołu
nie znalazłem żadnej
prócz kartki
często nie donoszę
prochu do tej kartki
jeszcze częściej nie chce
mi się kroku zrobić
myślę że nie warto
i ta myśl zostaje
razem z tęsknotą za czymś co już nawet
nie wiem czym było
nn
nie tyle nagle
co niespodziewanie
dowiedział się że niedługo
ma zniknąć z powierzchni
tego świata
były procedury
taktowność
tonacja w jakiej
katecheci uczą
odmawiać świadkom jehowy
grzeczna i stanowcza
najpierw
poczuł żal
tyle rzeczy niedopisanych
tyle niezaczętych
nieskończonych
po chwili niedługiej
pomyślał że niedokończone
jest wszystko
on sam i świat
cały
póki zniknięcie nie zakończy
dzieła
które nie ma końca
a potem
a potem będzie to
świat inny
też niedokończony
o coś
i o kogoś
o jakieś i czyjeś
zniknięcie
odebrał swoją pociechę
i wcale przyjemności
nie sprawiła mu myśl
że inni też znikną
nie
to było odczucie
z gatunku braterskich
do nieznanej w metrze
a ty?
czy i ciebie niepokój
liże siną wargą kiedy telefon
zaszywa się w ciemność a gwiazda północna
wyświetlacza gaśnie na dłużej niż droga
komety do świtu?
skąd ten plaster pod nieschludnie
spuszczonym ramiączkiem i palec
odciśnięty na łokciu?
dlaczego ci w dłoniach drży wypis
szpitalny bo nie od stukotu kół
których toczność raczej uspokaja
rozbieganie oczu
co nie wiedząc na czym się zatrzymać
ślizgają się jak bity krążek
cymbergaja?
powiedz
coś powiedz tą nieznośną szparą
ust rozchylonych z przesuszenia
dziąseł
upomnij się o dzwonek
czułej wiadomości w rodzaju
kocham cię tęsknię i czekam
i swoim wyznaniem zastąp nieuchronną
odpowiedź na pytanie szarych konduktorów
którzy proszą o dowód
zamiast
nie mam biletu powiedz mam
to życie i zaraz przystanek wyjdę na
powierzchnię a na niej jest cała różnorodność
ludzi tak pięknych i czułych jak
kwiaty w ogródku babci za jej domkiem
jak chatka z piernika