14,90 zł
Nowy zbiór wierszy Jarosława Mikołajewskiego – jednego z najważniejszych polskich poetów współczesnych.
Tom kocham cię to wyjątkowo osobiste wyznanie osobnego człowieka i artysty w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Poeta w charakterystycznym dla siebie tonie przeplata reportażowe refleksje nad światem tu i teraz z uniwersalnymi prawdami na temat ludzkiego losu. Melancholia, empatia, miłość i przyjaźń mieszają się z cierpieniem, tęsknotą, wstydem i stratą. Piękno staje naprzeciw brzydocie, a starość przegląda się w lustrze młodości.
Jarosław Mikołajewski w kolejnym tomie poetyckim zrzuca na czytelników obezwładniający ładunek emocji. Z właściwą sobie czułością i przenikliwością pisze o tym, co bliskie każdemu z nas. Używając magicznej, a często dziś banalizowanej formuły „kocham cię”, rzuca wyzwanie współczesnemu człowiekowi. Prowokuje do debaty na temat wymiarów i znaczeń miłości: kiedyś, dziś, zawsze.
Ta książka to także miłosne wyznanie do znajomych i nieznajomych, do czystego piękna i piękna kryjącego się w zwyczajności.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 24
chłopiec z piłką
często myślę o sobie jak o chłopcu
który dostał do ręki piłkę
a do serca obowiązek
by trzymał ją bez chwili wytchnienia
czy odrabia lekcje
przewija dzieci
opatruje rannych
niczego nie może obiema rękami
bo piłka spadnie i zrujnuje wszechświat
ten chłopiec czuje
choć nikt nie potwierdza
że jeśli piłkę położy na ziemi
ziemia ugnie się pod jej ciężarem
nadwyrężając metafizyczną gumkę
którą przytwierdzona jest do kostki boga
tak samo boi się o księżyc płonący
w późne wieczory wczesnego przedwiośnia
że kolejny sputnik przekroczy granicę
wyporności rodzinnej ziemskiej atmosfery
czasami chłopiec chciałby kopnąć piłkę
jak bramkarz co wykopem umie strzelić gola
ale kto na siebie weźmie ciężar ziemi
która się zachwieje pod jego stopami
komunikat prasowy
dzisiaj które jutro
będzie wczoraj
a pojutrze stanie się
nigdy
znaleziono na granicy martwego
mężczyznę
pewnie przyszedł z jemenu
bo
jak mówi prasa
zatrzymani wczoraj
trzej jemeńczycy
mówili o czwartym
którego zgubili
po drodze
jesteśmy na ziemi ballad
i romansów
niech więc nas pochłonie
piekło
jego skóry
niech na biel nas rozpali
biel naszego śniegu
niech nas uwydatni
szkarłat kurew
purpura kardynałów
i krwi przemienienia
niech oczy nam porwie
sieneńskie piękno
czarnobiałych pasów
jesteśmy na ziemi
białowieskiej czyli
w miejscu mocy
która daje mądrość
i wiedzę
przyjdźmy więc tutaj
z ciekawością wiatru
niech nas wiedza oślepi
a mądrość niech strąci
w obłęd
tysięcy sycylijskich koni
skaczących w przepaść
morza które nie jest
trampoliną lecz bagnem
niech nam rozum odbierze
modna dziś tęsknota
za czarnym lądem
i płyńmy tam ludzie
szukając pieszczoty
balsamicznych hurys
powiewu raju
w którym nic nie wieje
a jeżeli krew jego
spłynęła pod ziemię
muchy zmartwychwstałe
wczesnego przedwiośnia
niech w niej złożą jaja
i przeniosą na nas
religia niech stanie nam
drutem kolczastym
w poprzek dumnych gardeł
strojonych do roty
tylko wcześniej niech wymrze
pokolenie matek
które niosą za nas
ciężar miłosierdzia
i u schyłku życia
tracą wiarę w spowiedź
i kościół powszechny
w dziewictwo kapłana
i serduszka dzieci
które wycinały za nie
z magazynów
i gumą arabską wklejały
w albumik
obumrzyj ojczyzno
przestań być pomnikiem
i uwolnij glebę od ciężkich
cokołów
pozwól tutaj wzrosnąć
czarnym pokoleniom
tych co pamiętają
bezpowrotną drogę
szlak herbaciany
ze zbawiciela po prostej
i w lewo
i znowu w lewo króciutkim
odcinkiem
i w prawo dłuższym i w prawo
na górę
schodami lub windą
lecz dziś wolę wjechać
we wnętrzu to całkiem już
inny rysunek
mówię że ładnie tu pachnie
a kōji
że to kadzidełko
dymiące za zmarłych
wyjmuje notatnik otwarty
jak brama
zapisany nie wiem jakimi
hasłami
mówi
że imiona to zmarłych
sprzed śmierci
przypisanej dniom roku a obok
imiona na czas gdzie są teraz
tłumaczy
że są to imiona kapłańskie
destylowane
z życia przedśmiertnego
jak ja na imię
będę miał po śmierci
pytam
lecz kōji nie jest dziś kapłanem
więc nie wie
jak mi na imię na wieczność
w pracowni
(prosto i króciutko w prawo)
nowe prace pod ścianą
deski a na deskach
prosto
potem w lewo
i kamyki z cieniem
kōji mówi
że kamyki są w miejscu
właściwym
dla jego spokoju
ale i dla świata
i mówi że deski
to nie jest wycinek
ale że to cała
rzeczywistość bytu
i że miejsce właściwe
dla pola przy ścianie
to miejsce właściwe
dla całości całej
mówię
że gdy dotknę
coś lewym ramieniem
to muszę też prawym
i pytam czy miejsce
kamienia na desce
to coś w tym rodzaju
rozumiemy się całkiem
na szlaku herbaty
jak dwaj którzy mają
tę samą szczególność
niepodobną do siebie
chorobę i sztukę
gdzie jesteś?
w połowie drogi między tęsknotami
gdzie jedna noga idzie w jedną stronę
a druga mocno stoi tam gdzie była
czy jesteś samotna w swoim zawieszeniu
czy trzyma cię za skrzydło eteryczny anioł
o profilu dziecka które wszystko rozumie
zanim cokolwiek zdoła się wysłowić
bo wie od chwili pierwszego stworzenia
że trzeba się obawiać ołowianych imion
co wtłaczają w życie bezowocnych założeń
światło ci sprzyja
prowadzi cię droga
sama narzucasz kierunek żywiołom
poddana czemuś czego nie dosięgam
a co się mieści w ponadnaturalnej
twojej naturze na granicy światów
stary rybak
cieniowi umberta saby
jestem człowiekiem z tamtej starej łodzi
tak samo jak kiedyś ale innym rytmem
o dno pod stopami hałasuje woda
pomiędzy deskami nie widać złych szczelin
które pokrywam bardzo dobrą smołą
a przecież nawet przy największym słońcu
nie ma dnia żebym z łódką nie kołysał wody
wiele przystani nie chce żebym wpływał
bo odstraszam jachty kryte miękką błoną
ci co nie wiedzą że byłem neptunem
czego nikt z młodych raczej nie pamięta
warczą jakby nigdy nie bali się bogów
oddalając mnie groźnie od cum i pomostów
przybliżają do słońca i końca bez końca
gdzie nie ma wyścigów tylko przyjaźń mewy
i czarnych cieni pod kurtyną morza