37,00 zł
Indie to jedno z najważniejszych państw współczesnego świata. Wywiera znaczący wpływ na globalną gospodarkę, politykę, naukę i kulturę.
Dietmar Rothermund dokonuje analizy problemów i zjawisk charakteryzujących Indie od uzyskania niepodległości w 1947 r. po czasy współczesne. Omawia przemiany systemu partyjnego, politykę zagraniczną i rolę Indii na arenie międzynarodowej, różne aspekty rozwoju gospodarki, nauki i społeczeństwa. Przedstawia barwny i panoramiczny obraz dzisiejszych Indii: od wielkich ośrodków naukowych z ogromnymi osiągnięciami w budowie satelitów i superkomputerów po tradycyjne rolnictwo i ogromne obszary ubóstwa. Wskazuje na czynniki, które przyczyniały się do dynamicznego rozwoju państwa i społeczeństwa, ale także na te, które nowoczesne przeobrażenia utrudniały. Książka jest wynikiem trwających pół wieku badań naukowych i osobistych obserwacji D. Rothermunda, zawiera imponujący zestaw faktów, wspartych opiniami i ocenami autora.
Dietmar Rothermund (ur. w 1933 r. w Kassel), niemiecki indolog, wieloletni profesor i dyrektor Instytutu Azji Południowej na uniwersytecie w Heidelbergu, napisał około czterdziestu książek i wiele artykułów poświęconych Indiom.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 530
Dietmar Rothermund
INDIE
Nowa azjatycka potęga
Tłumaczenie:
Anna Tarnowska, Ewa Tarnowska i Mariusz Zwoliński
WARSZAWA 2010
Tytuł oryginału:India. The Rise of an Asian Giant
Redakcja: Anna Tarnowska
Skład, łamanie i projekt okładki: Ewa Majewska
Copyright © Dietmar Rothermund 2008
Copyright © for the Polish translation and edition by Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2010
Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Nakład: 1000 egz.
Objętość: 25 ark. wyd.
Konwersja do EPUB/MOBI:
http://www.gigaproject.pl/epuby
ISBN: 978-83-8002-975-0
Wydawnictwo Akademickie DIALOG
00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218
tel./faks 620 87 03
e-mail: [email protected]
http://www.dialog.edu.com.pl
1. Bastiony głównych partii w wyborach do izby niższej (Lok Sabha) parlamentu Indii w 2004 r.
2. Pokryte bliznami oblicze Bombaju: zakłady przemysłowe i nabrzeża portowe
3. Rozmieszczenie firm przemysłu informatycznego
4. Rozkład poziomu dzietności w Indiach
5. Skupiska siły nabywczej w Indiach
6. Gęstość zaludnienia w Indiach
Ta książka jest relacją świadka, który przygląda się Indiom od prawie pół wieku. Po raz pierwszy przyjechałem do Indii w styczniu 1960 r. z zamiarem napisania książki o indyjskim ruchu niepodległościowym. W tym celu w 1961 r. przeprowadziłem dwa długie wywiady z Jawaharlalem Nehru i spotkałem się z wieloma innymi bojownikami o wolność kraju. Prowadząc studia nad ruchem niepodległościowym, zainteresowałem się również losem indyjskiej ludności wiejskiej, toteż kolejna książka, jaką napisałem, dotyczyła stosunków agrarnych pod panowaniem brytyjskim. Moją uwagę przykuła z kolei ciężka sytuacja wsi indyjskiej, wywołana światowym kryzysem gospodarczym lat 30. XX w. i temu tematowi również poświęciłem książkę. W 1968 r. objąłem katedrę historii Azji Południowej na uniwersytecie w Heidelbergu. Instytut Azji Południowej, do którego owa katedra należy, zapewnił mi doskonałą bazę dla prowadzenia pracy dydaktycznej i badań naukowych. Jednym z projektów badawczych, którym kierowałem tam w latach 70., były interdyscyplinarne studia dotyczące indyjskiego zagłębia węglowego w dystrykcie Dhanbad w stanie Bihar. Współpracując z kolegami reprezentującymi różne dziedziny nauki, stałem się entuzjastycznym zwolennikiem badań interdyscyplinarnych i poświęciłem wiele uwagi różnym aspektom rozwoju Indii. W sumie wszystkie te etapy mojej pracy pomogły mi przygotować się do napisania niniejszej książki.
Celem, jaki sobie stawiam, śledząc proces urastania Indii do rangi azjatyckiej potęgi, jest zrozumienie sytuacji dzisiejszej w kontekście jej historycznych korzeni oraz przyszłych możliwości. Jestem przekonany, że Indie mają wielką przyszłość przed sobą. Ale jako historyk wahałbym się stawiać prognozy. Omawiając istniejące dziś zarodki możliwego przyszłego rozwoju, zwracam również uwagę na stojące na jego drodze przeszkody. Naród indyjski wykazuje się wielką pomysłowością w rozwiązywaniu problemów. Poradzi sobie również z przeszkodami opisywanymi przeze mnie w niektórych rozdziałach tej książki.
Nazywając Indie azjatyckim olbrzymem, zestawiam je z Chinami – innym kolosem z tego kontynentu. Jak dotąd, to chiński gigant skupia na sobie więcej uwagi. Chciałbym przyczynić się do tego, aby dokonania obu olbrzymów traktowano w sposób bardziej wyważony. Nie ośmielam się jednak przedstawiać studium porównawczego Indii i Chin, poświęciłem bowiem swe życie badaniu Indii, a nie Chin. W niniejszej pracy, tam gdzie wydawało mi się to istotne, czyniłem odniesienia do Chin, ale ograniczyłem je tylko do konkretnych sytuacji.
Pisząc tę książkę, musiałem zająć się wieloma dziedzinami wiedzy, w których nie jestem specjalistą. Korzystałem więc z krytycznych uwag i pomocnych propozycji licznych przyjaciół i kolegów. Jestem szczególnie wdzięczny tym, którzy w trakcie mojej pracy zechcieli udzielić mi wywiadów – byli to: premier dr Manmohan Singh; dr Montek Singh Ahluwalia – wiceprzewodniczący Komisji Planowania; dr Anil Kakodkar – dyrektor Departamentu Energii Atomowej; Jairam Ramesh – minister stanu w Ministerstwie Handlu; dr Raghunath Mashelkar – dyrektor generalny Rady ds. Badań Naukowych i Przemysłowych. Z kolei Amit Dasgupta z indyjskiej służby zagranicznej zapoznał się ze wstępnym planem książki i zaproponował, abym uwzględnił w niej problematykę wody, energii i infrastruktury – przychyliłem się do jego rady i poświęciłem tej tematyce rozdział 11. Dr M. Govinda Rao, dyrektor Narodowego Instytutu Finansów Publicznych i Polityki, udzielił mi rad z zakresu jego specjalności. Na wiele sposobów pomógł mi dr Sanjaya Baru, doradca premiera ds. mediów. Chciałbym również podziękować panu Mukeshowi Ambaniemu z Reliance Industries za wywiad, dzięki któremu uzyskałem cenną wiedzę o różnorodnej aktywności tego koncernu. Naukowcy zajmujący się gospodarką Indii udzielili mi informacji na temat swoich badań. Byli to: dr Ashok V. Desai, dr Subir Gokarn, dr Omkar Goswami, profesorowie Amitabh Kundu, Abhay Pethe i Suresh D. Tendulkar – że wymienię tylko kilku spośród nich. Na końcowym etapie prac nad książką otrzymałem zaproszenie ze Szkoły Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Jawaharlala Nehru w Nowym Delhi na krótkoterminowy pobyt jako visiting professor. Profesorowie: Partha S. Ghosh i Mahendra Lama zechcą przyjąć wyrazy wdzięczności za zorganizowanie mego pobytu i za gościnność.
Niektórzy koledzy nie tylko dzielili się swymi opiniami w osobistych rozmowach ze mną, ale też podjęli się trudu przeczytania poszczególnych rozdziałów przygotowywanej książki i przekazali mi swoje krytyczne uwagi oraz pomocne propozycje. Dr M. Govinda Rao dokładnie przyjrzał się rodziałowi 3.; dr C. Raja Mohan przeczytał rozdziały 4. i 5.; profesor Suresh D. Tendulkar przeczytał rozdział 6.; dr Sharad Chari – drugą część rozdziału 8., a dr Subramaniam Ramadorai sprawdził trzecią część tego rozdziału. Profesor Ashok Jhunjunwala przyjrzał się rozdziałowi 9.; dr Sunita Narain sprawdziła część poświęconą problemom niedoboru wody w rozdziale 11.; profesor Purushottam Kulkarni przyjrzał się rozdziałowi 13., a profesor Jean Drèze opiniował rozdział 16. Dr Harish Khare przeczytał rozdział 17. i uznał mój opis indyjskich środków masowego przekazu za „nazbyt romantyczny”. Znajdując się wewnątrz indyjskiego biznesu medialnego, zna on jego ciemne strony. Ja jednak, będąc tylko niewinnym obserwatorem z zewnątrz, pozostałem przy swoim „romantycznym” widzeniu tej problematyki, aczkolwiek z rozmów z drem Khare wiele dowiedziałem się o różnych sprawach. Mój przyjaciel dr Vishwas Sarangdhar przeczytał cały tekst i podzielił się wieloma pożytecznymi uwagami. Kilka rozdziałów przeczytała również moja żona Chitra, która także zawsze mi pomagała i służyła radą w sprawach, jakie może znać z własnego doświadczenia tylko ktoś, kto urodził się i wychował w Indiach. Wobec wszystkich wymienionych osób mam dług wdzięczności. Nie ponoszą one oczywiście odpowiedzialności za jakiekolwiek błędy, które pozostały w tekście i za które należy winić tylko autora. Chciałbym wreszcie podziękować pani Heather McCallum z Yale University Press, która zachęciła mnie do napisania tej książki i wspierała mnie w pracy, udzielając pomocnych rad.
Dietmar Rothermund
Heidelberg, październik 2007
Indyjski olbrzym podnosi się, tak jak Guliwer, gdy został oswobodzony z plątaniny nici, którymi go skrępowano. Dźwiganie się Indii jest procesem mozolnym, ciągle trwającym, ale nieodwracalnym. Uprzedni stan skrępowania Indie narzuciły sobie same – po uzyskaniu niepodległości doświadczyły z własnej woli długiego okresu izolacji. Przyczyniła się ona do rozwoju wewnętrznych sił narodu, ale także sprzyjała myśleniu introwertycznemu i skutkowała brakiem ducha rywalizacji. Ale wreszcie Indie wyrwały się z zaklętego kręgu i odważnie stawiły czoła globalizacji. Przypadkiem zmiana ta zbiegła się w czasie z rewolucją technologiczną polegającą na szybkim ulepszaniu komputerów i ich upowszechnianiu w świecie. Dysponując wielkimi zasobami dobrze wykształconych pracowników, Indie mogły zaistnieć w świecie w dziedzinie projektowania oprogramowania komputerowego oraz dostarczania usług z zakresu technologii informacyjnych. W ten sposób uzyskały dobrą pozycję startową w „gospodarce opartej na wiedzy” nowego stulecia. Łatwiej też mogły przełamywać ogólny „pesymizm eksportowy”, będący skutkiem izolacji. Od roku 1980 do chwili obecnej udział eksportu w PKB Indii wzrósł z 6 do 16%. W tym samym czasie stopa oszczędności wzrosła z 20 do 30% PKB. Oto tajemnica awansu Indii.
Pod wpływem tych zjawisk radykalnie zmienił się sposób myślenia indyjskich przedsiębiorców, o czym mogłem się przekonać, rozmawiając w różnych czasach z niektórymi spośród nich. W latach 60. XX w., w trakcie lotu z Bombaju do Kalkuty poznałem młodego biznesmena, który opowiedział mi, że jego rodzina od dłuższego czasu posiadała cukrownię, ale on teraz czuje, iż musi zająć się produkcją nowoczesną. Zapytałem go, czy coś wie na ten temat. Zaprzeczył – ale dodał, iż zawsze można kupić ludzi, którzy dysponują niezbędną wiedzą. Powiedziałem, że kwestią zasadniczą dla nowoczesnej produkcji jest kontrola jakości. Jego odpowiedź była druzgocąca: w tym kraju możemy sprzedać każdy chłam. Podejrzewam, że mając takie podejście do produkcji przemysłowej, musiał w tamtych latach odnieść sukces. Niedawno rozmawiałem z Mukeshem Ambanim z Reliance Industries, który obecnie jest jednym z przedsiębiorców indyjskich odnoszących największe sukcesy. Opowiedziałem mu historię o młodym biznesmenie spotkanym w latach 60., na co Ambani uśmiechnął się i odparł, że w dzisiejszych warunkach młody człowiek poniósłby natychmiastową porażkę. Dawniejsi przedsiębiorcy indyjscy funkcjonowali jak żaby w studni; Ambani działa zaś na wielką skalę na konkurencyjnym rynku. Reprezentuje nową indyjską pewność siebie – wiarę w istnienie świata wielkich możliwości.
Oparcie dla tej pewności siebie indyjskich przedsiębiorców stwarza również stabilny, demokratyczny system polityczny. Owa stabilność nie oznacza bezruchu, ale wynika z ciągłego adaptowania się do nowych sytuacji. Na to, jak bardzo rozedrgana jest indyjska demokracja, wskazują niespodziewane wydarzenia – takie jak chociażby triumf Kumari Mayawati w Uttar Pradeś. Ten ogromny stan, zamieszkany przez prawie 170 mln mieszkańców, pełnił w indyjskiej polityce rolę wodzireja. Jeszcze zaledwie kilka lat temu był, jak się zdawało, twierdzą hinduskiego nacjonalizmu, ale w wyborach do stanowego zgromadzenia ustawodawczego w maju 2007 r. ponad połowę miejsc zdobyła – czego nikt nie mógł przewidzieć – Partia Większości Społecznej (Bahujan Samaj Party) pani Mayawati, popierana przez dalitów (niedotykalnych). Mayawati – zwana królową dalitów – zawarła sojusz z braminami i przedstawicielami wyższych kast, została też poparta przez muzułmanów. Jej sukces pokazał, że w wewnętrznie niejednolitym społeczeństwie mogą drogą procesów demokratycznych powstawać nowe konstelacje polityczne.
Społeczeństwo Indii obejmuje spektrum reprezentatywne dla całej ludzkości – od osób rozpaczliwie biednych z peryferyjnych obszarów wiejskich, z trudem wiążących koniec z końcem, po mieszkających w wielkich miastach specjalistów w najbardziej rozwiniętych dziedzinach gospodarki i niezwykle utalentowanych naukowców, zajmujących się najbardziej zaawansowanymi badaniami. Każdy, kto chce prześledzić rozwój Indii, musi przemierzyć wszystkie sfery życia tego kraju. Toteż musimy przyjrzeć się przejawom uporczywego ubóstwa oraz wysiłkom zmierzającym do zbudowania superkomputerów, a także zrozumieć argumentację siły ucieleśnioną w postaci bomb atomowych i rakiet. Wszystkie te sfery życia Indii są oczywiście dużo bogatsze i bardziej różnorodne, niż mogły je uchwycić migawki zawarte na kartach niniejszej książki. Obserwowanie procesu dźwigania się indyjskiego olbrzyma jest fascynującym doznaniem dla wszystkich, którzy zechcą w nim uczestniczyć.
Indie są państwem, które mieści w sobie całą cywilizację, obejmującą wielką liczbę grup etnicznych i językowych o wspólnym podłożu kulturowym. Zdumiewająca jest ciągłość historyczna tej cywilizacji. Charakterystyczną jej cechę stanowi sztuka opowiadania, która znalazła wyraz nie tylko w różnorodnej literaturze, od wielkiej epiki po baśnie ludowe, ale także w malarstwie i w rzeźbie oraz w sztukach widowiskowych. Żywa symbolika, której źródłem były Indie, promieniowała daleko poza ich granice. Kreatywność była i jest przymiotem tego kraju.
W nieodległej przeszłości Indie stały się również państwem narodowym o określonym terytorium i granicach, mającym własne instytucje strzegące jego integralności. W dawniejszych czasach idea wyraźnego określenia granic własnego terytorium nie była w Indiach powszechna. Himalaje na północy oraz ocean otaczający subkontynent jawiły się w oczach tych, którzy go zamieszkiwali, jako granice „naturalne”. Natomiast ludność gór nigdy nie pojmowała Himalajów jako granicy i „przekraczała” ją na wiele sposobów. Z kolei wiele ludów nadbrzeżnych uczestniczyło przez wieki w handlu zamorskim i nie podzielało ortodoksyjnego przesądu, który zakazywał przekraczania kala pani (czarnej wody). Niechęć wobec żeglugi morskiej jest relatywnie późnym zjawiskiem, które pojawiło się w epoce, gdy postawa mieszkańców Indii stała się bardziej introwertyczna i defensywna.
Ze świadomości istnienia „naturalnych” granic Indii nie wynikało poczucie terytorialnej tożsamości narodowej. Świadomość narodowa pojawiła się najpierw wśród osób wykształconych i przez długi okres w ogóle nie była udziałem prostych ludzi. Biedacy z północnych Indii przewożeni na Fidżi jako robotnicy kontraktowi do pracy na plantacjach trzciny cukrowej nie określali siebie mianem „Indusów”, lecz – girmitja1. Słowo girmit było w języku hindi neologizmem pochodzącym od angielskiego agreement (umowa), czyli słowa oznaczającego dokument, który zobowiązywał ich do pracy. Ich poczucie tożsamości wynikało ze wspólnego losu. Dopiero kiedy na Fidżi dotarli wysłannicy Mahatmy Gandhiego owi girmitjowie stali się Indusami.
Świadomość narodowa wykształconych Indusów uformowała się pod wielorakim wpływem rządów brytyjskich2. Przede wszystkim, Brytyjczycy stanęli naprzeciw Indusów jako dobrze zorganizowany nowożytny naród. W XVIII w. Wielka Brytania była jeszcze bardzo małym państwem, liczącym zaledwie kilka milionów mieszkańców, które pomimo tego zdołało podbić Indie – kraj z około 150 mln ludzi. Podbój ten był dziełem żołnierzy indyjskich służących pod brytyjskim dowództwem, a został sfinansowany przez indyjskich podatników, których podporządkowano rygorystycznej brytyjskiej administracji podatkowej. Żaden z brytyjskich dowódców nigdy nawet nie pomyślał, aby stać się wodzem działającym na własną rękę. Solidarność i pamięć zbiorowa Brytyjczyków były znacznie ważniejsze niż ich broń; a broń – taką samą, jaką mieli Brytyjczycy – każdy indyjski książę mógł swobodnie kupić na rynku, jeśli tylko chciał. Tak więc brytyjska świadomość narodowa nie była jedynie abstrakcyjną ideą – stanowiła siłę, którą władcy kolonialni okazywali na co dzień. Innym aspektem panowania brytyjskiego stało się wprowadzenie instytucji oświatowych i związanych z nimi programów nauczania. Początkowo Brytyjczycy zaszczepili w Indiach swój system edukacyjny, gdyż potrzebowali kadr dla niższych szczebli służby administracyjnej i dla systemu sądów, które szybko rozprzestrzeniły się po całym kraju. I znów: tworzenie sądów nie było działaniem altruistycznym. Opłaty sądowe stanowiły źródło dodatkowego dochodu dla władz kolonialnych, a jurysdykcja tych sądów gwarantowała dominację praw kolonialnych.
Wyznaczając programy nauczania dla kolonialnego systemu edukacyjnego, Brytyjczycy ściśle naśladowali programy własnych szkół i college’ów w ojczyźnie. W ten sposób krążące w Wielkiej Brytanii idee liberalne były przenoszone do Indii i przyswajane przez młodych Indusów, którzy następnie stosowali je do interpretowania rodzimych problemów indyjskich3. To był trzeci aspekt wpływu rządów brytyjskich i – jak się miało okazać – miał on wielkie znaczenie dla ewolucji indyjskiej świadomości narodowej. Ponadto Brytyjczycy stworzyli ścieżki kariery dla wykształconych Indusów – jako urzędników, nauczycieli, adwokatów, a nawet sędziów. Tym sposobem indyjska inteligencja, dzięki swemu wykształceniu i codziennej pracy zawodowej, dysponowała wspólnym zbiorem pojęć i idei. Krążeniu idei sprzyjało również wprowadzenie drukowanej prasy. Na początku znajdowała się ona pod opieką chrześcijańskich misjonarzy, ale z czasem powstało wiele „gazet tubylczych” w prawie wszystkich językach Indii. Administracja kolonialna, zaniepokojona rozwojem indyjskiego dziennikarstwa, wynajęła specjalnych tłumaczy, aby przygotowywali dla niej „Reports on Native Newspapers” (Raporty o tubylczej prasie). Dzięki dziennikarstwu posługującemu się miejscowymi mówionymi językami wprowadzono do indyjskiej literatury nowy styl prozy, ułatwiający rozprzestrzenianie się pojęć i idei od wykształconych po angielsku Indusów do szerszych kręgów społeczeństwa.
W ostatnich dziesięcioleciach XIX w. brytyjskie ambicje imperialne i rodzący się indyjski nacjonalizm znajdowały się wzajemnie w coraz silniejszej opozycji. Ambicje brytyjskie znalazły widoczny wyraz podczas wielkiego darbaru zwołanego w 1877 r., w trakcie którego królowa Wiktoria została ogłoszona cesarzową Indii. Świadomie próbowano odtworzyć zewnętrzne dekorum imperium Mogołów, aby wzmocnić legitymację brytyjskiego panowania nad Indiami. Ostatnim przejawem tych tendencji stało się zaprojektowanie w latach 20. XX w. przez brytyjskiego architekta wspaniałych gmachów dla cesarskiej stolicy, Nowego Delhi. Te pozostałości po imperium zdobią obecnie narodową stolicę Indii. Magia imperium nie urzekła indyjskich nacjonalistów. Skupili się oni na racjonalnej krytyce rządów brytyjskich zarówno w ich aspekcie ekonomicznym, jak i politycznym. W tymże roku, w którym odbył się cesarski darbar, pewien induski sędzia wygłosił przed audytorium w Bombaju (Mumbai) referat pod tytułem Wolny handel i protekcjonizm, w którym potępił brytyjską politykę wolnego handlu rujnującą indyjski przemysł4. Jeszcze dobitniej nacjonalizm ekonomiczny został wyrażony w późniejszej książce Poverty and Un-British Rule in India (Ubóstwo i niebrytyjskie rządy w Indiach)5, której autorem był Dadabhai Naoroji. Sam tytuł książki wskazuje, że autor nauczył się od Brytyjczyków, by oceniać praktyczne skutki rządów kolonialnych przez pryzmat brytyjskich idei.
Indyjski Kongres Narodowy, który zebrał się na swą pierwszą sesję w 1885 r. w Bombaju, stał się miejscem spotkania przedstawicieli ruchu narodowego ze wszystkich rejonów Indii. Początkowo wicekról Indii, lord Dufferin, odniósł się do Kongresu życzliwie, licząc, że będzie to forum wymiany poglądów, ale kiedy Kongres uchwalił rezolucję potępiającą aneksję górnej Birmy przez Dufferina, wicekról zmienił zdanie. Nie zakazał wprost organizowania kolejnych sesji, ale nie pozwalał, aby uczestniczyły w nich osoby zatrudnione w indyjskiej administracji. W ten sposób z dalszych dysput na forum Kongresu zostali wykluczeni induscy sędziowie, którzy początkowo znaleźli się wśród jego przywódców. Na ogół delegaci uczestniczący w Kongresie byli liberalnymi konstytucjonalistami, uważającymi, iż Indie są rodzącym się narodem, który potrzebuje ram politycznych stworzonych przez Brytyjczyków6. Była jednak wśród nich grupa narodowych rewolucjonistów, nazwanych później Radykałami, która utrzymywała, że Indie zawsze były narodem i potrzebują tylko uwolnić się z kajdan. Aby udowodnić swój punkt widzenia, narodowi rewolucjoniści gloryfikowali starożytną przeszłość Indii i propagowali neohinduizm mający służyć narodowej solidarności. Ów neohinduizm przyciągnął uwagę świata, kiedy Swami Wiwekananda (Svami Vivekananda) wziął udział w obradach Światowego Parlamentu Religii w 1893 r. w Chicago. Wiwekananda nie należał do politycznych Radykałów; był wykształconym po angielsku młodym człowiekiem, który został uczniem świątobliwego Śri Ramakryszny (Sri Ramakrishna). W jego imieniu założył Misję Ramakryszny – nowożytny zakon religijny, którego mnisi głosili oświecony neohinduizm. Sukces, jaki Wiwekananda odniósł za granicą, bardzo wzmocnił jego wpływy w Indiach. Nawet liberalni nacjonaliści, tacy jak Gopal Krishna Gokhale, a później socjaliści, jak Jawaharlal Nehru, przyznawali, że byli jego dłużnikami7. Sam Wiwekananda przyznawał, że pozostał wierny pewnemu typowi tradycjonalizmu w tym celu, by jego przekaz stał się łatwiejszy do przyjęcia dla jego słuchaczy. Był to jednak tradycjonalizm selektywny8. Wiwekananda potępiał system kastowy, znajdujący się dokładnie w opozycji wobec idei narodowej solidarności, a podkreślał monizm hinduskiej filozofii. Neohinduizm nie był oczywiście w żadnej mierze atrakcyjny dla indyjskich muzułmanów. Ramakryszna kładł nacisk na równość wszystkich religii i Wiwekananda szedł w tej kwestii w jego ślady. Ale w oczach pobożnego muzułmanina zrównanie islamu z innymi religiami będzie bluźnierstwem; podobnie odrzuci on podejście Mahatmy Gandhiego, który włączał Allacha do modlitw, jakie kierował do bogów hinduskich. Tak więc budowanie solidarności narodowej na fundamencie religijnym było zadaniem niewykonalnym.
Gdy Mahatma Gandhi stał się „Ojcem Narodu”, podjął się tego niewykonalnego zadania, ale jego wysiłki zakończyło tragiczne niepowodzenie. Lata, w których kształtowała się jego osobowość, Gandhi spędził w Afryce Południowej jako przywódca tamtejszej induskiej mniejszości. Zachęcał – odnosząc duże sukcesy – zarówno hindusów, jak i muzułmanów do uczestniczenia w walce bez użycia przemocy przeciw kolonialnemu uciskowi. Kiedy w połowie I wojny światowej wrócił do Indii, wszelka działalność polityczna była tam już zlikwidowana przez drakońską Ustawę o obronie Indii (Defence of India Act). Dopiero w 1920 r. Gandhi dostrzegł szansę na to, aby poprowadzić hindusów i muzułmanów zjednoczonych we wspólnej kampanii odmowy współpracy z brytyjską administracją w Indiach. Już wcześniej twierdził, że Indusi niegdyś praktycznie wydali Indie Brytyjczykom i że od tamtej pory, współpracując z nimi, trzymali ich w swym kraju. Gdyby zaprzestali tej współpracy, Brytyjczycy nie mogliby rządzić Indiami ani chwili dłużej9. Tymczasem indyjskich muzułmanów, spoglądających w stronę tureckiego kalifa jako przywódcy wszystkich wyznawców islamu na świecie, poruszyły do głębi warunki, które po I wojnie światowej narzucili mu Brytyjczycy. Aby zaprotestować przeciw ich postępowaniu, przywódcy muzułmanów zainicjowali w Indiach ruch w obronie kalifatu; trafiło im też do przekonania wezwanie Gandhiego do podjęcia kampanii odmowy współpracy z Brytyjczykami. Gandhi był zadowolony, mogąc poprzeć sprawę, która była droga muzułmanom. Nie wiedział, że zaangażował się po stronie ortodoksyjnych złudzeń, którym kres położyli wkrótce sami Turcy, usuwając w 1924 r. kalifa. Ale w 1920 r. Gandhiego unosiła fala narodowych emocji.
Jednakże nie wszyscy Indusi odnosili się tak entuzjastycznie do idei odmowy współpracy z rządem, jak Gandhi. Przeciwko tej kampanii głos zabrał Rabindranath Tagore, indyjski laureat Nagrody Nobla10, który już wcześniej ostrzegał przed niebezpieczeństwami nowoczesnego nacjonalizmu. Podczas wojny objeżdżał Japonię i Stany Zjednoczone, podkreślając w wykładach wartości ogólnoludzkiego humanizmu w przeciwieństwie do ciasnoty nacjonalizmu – i za prezentowanie takiego stanowiska spotkała go krytyka. Teraz oceniał głoszoną przez Gandhiego koncepcję odmowy nie tylko jako ciasną, ale też szkodliwą. Tagore i Gandhi byli przyjaciółmi, toteż Gandhi potraktował krytyczne opinie Tagorego bardzo poważnie. Odpowiedział, że on również wierzy w wartości uniwersalne, ale przede wszystkim musi służyć swemu narodowi. Indie uciskane przez kolonialistów nie mogą nieść światu przesłania nadziei – jak oczekiwałby od nich Tagore.
Ostatecznie kampania odmowy współpracy z władzami załamała się, ale przyniosła ważne, choć niezamierzone, konsekwencje. Ci, którzy poświęcili swe kariery i trafili w trakcie jej trwania do więzień, stali się teraz pierwszym pokoleniem działaczy politycznych zasilających Indyjski Kongres Narodowy. Ponadto Gandhi, przekształcając strukturę Kongresu w organizację polityczną, kładł nacisk na pozyskiwanie członków w rejonach wiejskich i na posługiwanie się w propagandzie politycznej lokalnymi językami. W ten sposób wyrwał narodową politykę z zaklętego kręgu wykształconych Indusów, którzy ją dotąd monopolizowali. Kongres, dysponując grupą entuzjastycznych ochotników, jakimi stali się „więzienni magistrowie”, mógł zacząć penetrować kraj, co – w trakcie następnej rundy ruchu wolnościowego – miało ogromne znaczenie dla pozyskania ludności chłopskiej dla demokracji.
Barrington Moore w pionierskim studium Social Origins of Dictatorship andDemocracy. Lord and Peasant in the Making of the Modern World poświęcił Indiom więcej miejsca niż jakiemukolwiek innemu spośród analizowanych krajów11. Nie uczynił tak dlatego, że najlepiej potrafił wyjaśnić przypadek indyjski, ale dlatego, że zdziwiło go fiasko jego teorii w odniesieniu do Indii. Powinny one doświadczyć podobnego losu jak Chiny, gdzie pewna przebiegła partia polityczna wykorzystała rewolucyjny potencjał chłopstwa, po czym narzuciła mu swą dyktaturę. Tymczasem chłopi indyjscy dokonali udanego przejścia do demokracji.
Teoria Moore’a opiera się na marksistowskich koncepcjach walki klasowej i sojuszu klas. W krajach Zachodu konflikt między właścicielami ziemskimi a chłopami dał początek różnym wariantom sojuszu klasowego z burżuazją. Ale w Chinach i w Indiach taka burżuazja nie istniała. Studiując dostępne w jego czasach opracowania, Moore doszedł do wniosku, że Brytyjczycy wszędzie opierali swe panowanie kolonialne na właścicielach ziemskich. Późniejsze badania dowiodły jednak, że szukali także innej bazy społecznej jako wsparcia dla swych rządów i liczyli tu na pozyskanie górnej warstwy chłopstwa, której interesy ochraniali wieloma ustawami odnoszącymi się do dzierżawy ziemi12. Ustawy te ograniczały swobodę podnoszenia rent dzierżawnych przez właścicieli ziemskich oraz definiowały „prawo do zajmowania ziemi” przez chłopów zgodnie z warunkami istniejącymi w poszczególnych prowincjach. Brytyjczycy liczyli, że wieśniacy-dzierżawcy – zależni od brytyjskiej opieki – będą ich popierać. Przygotowując „autonomię prowincji” w Ustawie o rządzie Indii (Government of India Act) z 1935 r., komisja zajmująca się prawami wyborczymi objechała w 1932 r. kraj i dopilnowała, aby górna warstwa chłopstwa otrzymała czynne prawo wyborcze. W wyniku zastosowania cenzusu majątkowego, przyznano je wówczas zaledwie około 10% społeczeństwa. Kryterium dającym prawa wyborcze była wysokość renty dzierżawnej płaconej przez chłopa. W Bengalu przyjęto prostszą metodę: prawo do głosowania otrzymali ci, którzy mieszkali w prawdziwym domu, a nie w chacie z mułu. W ten sposób Brytyjczycy starannie projektowali scenę polityczną, którą – jak mieli nadzieję – będą w stanie kontrolować. Przedstawicieli indyjskiego ruchu narodowego uważali za hałaśliwą miejską inteligencję niezakorzenioną w kraju, toteż sądzili, że nie będą oni mieli szans na zdobycie głosów chłopstwa.
Te polityczne kalkulacje Brytyjczyków zostały pokrzyżowane przez skutki wielkiego kryzysu gospodarczego, który uderzył w Indie w latach 30. XX w.13 Rygorystycznie utrzymując zawyżoną wartość indyjskiej waluty, aby zapobiec „ucieczce od rupii”, Brytyjczycy w rzeczywistości nasilili skutki kryzysu. Będąc w Indiach głównymi kredytodawcami, lękali się, że taka ucieczka odbije się także na ich wiarygodności kredytowej. Indyjscy wieśniacy, których dochody obniżyły się mniej więcej o połowę w wyniku gwałtownego spadku cen zboża i innych produktów rolnych, doświadczyli ponadto wzrostu zadłużenia w wyniku brytyjskiej polityki monetarnej. Wiejscy lichwiarze zmuszali chłopów do pozbywania się noszonych przez ich żony złotych ozdób, których w normalnej sytuacji wieśniacy nigdy nie tykali; w efekcie z Indii wypłynął strumień „złota nędzarzy”, wzmacniając funta szterlinga, którego kurs – od czasu, gdy w 1931 r. Wielka Brytania odeszła od standardu złota – był płynny. Narodowy rząd Indii nałożyłby w takiej sytuacji embargo na eksport złota i doprowadził do reflacji indyjskiej waluty, tak aby ulżyć doli chłopstwa, ale Brytyjczycy niczego takiego nie uczynili, prowokując gniew wieśniaków – tych samych, którym przyznali prawa wyborcze w nadziei na uzyskanie ich poparcia. Ponieważ teraz na chłopów rzucili się lichwiarze, Brytyjczycy próbowali powściągnąć tych ostatnich, uchwalając liczne akty prawne wprowadzające kontrolę działań pożyczkodawców i zmuszając ich do poddawania się werdyktom komisji rozjemczych do spraw długów14. Niewiele to pomogło chłopom, za to rozsierdziło lichwiarzy, z których większość była wystarczająco majętna, by posiadać prawa wyborcze.
Indyjski Kongres Narodowy był dobrze przygotowany na zajęcie się skargami płynącymi ze wsi. Większość prowincjonalnych komitetów Kongresu opublikowała raporty na temat nędzy na wsi, a niektóre z nich nawet zorganizowały kampanie przeciw płaceniu renty dzierżawnej. Kiedy w 1936 r., zgodnie z Ustawą o rządzie Indii, zapoczątkowano kampanię wyborczą, Kongres ukazał się w niej jako partia chłopstwa i starannie adresował swój program do tych, którzy mieli prawo głosowania. Poparty nawet przez niezadowolonych lichwiarzy, odniósł zdecydowane zwycięstwo w wyborach w siedmiu spośród dziewięciu prowincji Indii Brytyjskich. Były to prowincje o większości hinduskiej. Liga Muzułmańska, pod przywództwem Mohammeda Alego Jinnaha, liczyła na pozyskanie wszystkich grup niehinduskich, które w 1909 r. zostały wyodrębnione przez Brytyjczyków w osobne kurie wyborcze. Kongres jednak wystawił także swoich kandydatów-muzułmanów, toteż w tych prowincjach, gdzie muzułmanie stanowili mniejszość mieszkańców, partia Jinnaha uzyskała skromne wyniki15. Z kolei w dwóch prowincjach, gdzie muzułmanie stanowili większość, czyli w Bengalu i w Pendżabie, zwycięstwo w wyborach odniosły lokalne koalicje i Liga Muzułmańska znalazła się na lodzie.
Jawaharlal Nehru, który kierował kampanią wyborczą Kongresu, był dumny z odniesionego sukcesu. Ale sprzeciwiał się tworzeniu przez swą partię rządów w prowincjach. Sukces wyborczy interpretował jako plebiscyt przeciw rządom brytyjskim i chciał kontynuować tę linię działania, intensyfikując walkę o wolność16. Jednak chłopi głosujący na Kongres mieli nadzieję, że dzięki reformie ustawodawstwa dotyczącego dzierżaw natychmiast odczują ulgę w swych kłopotach, zmniejszy się ich zadłużenie itd. Ich interesy przeważyły i w siedmiu prowincjach Kongres sformował rządy, których kadencje przerwał wkrótce wybuch II wojny światowej. Ponieważ Brytyjczycy odmówili określenia swych planów co do przyszłości Indii, utworzone przez Kongres rządy podały się do dymisji. Po Winstonie Churchillu, zagorzałym imperialiście, nikt nie mógł spodziewać się jakichkolwiek koncesji na rzecz indyjskich dążeń narodowych.
Wybory w 1946 r. umożliwiły Kongresowi ponowne utworzenie rządów w siedmiu prowincjach – tych samych, w których dominował wcześniej; powróciły też do władzy koalicje w Bengalu i w Pendżabie. Ale Liga Muzułmańska Jinnaha wypadła w tych wyborach lepiej niż poprzednio. Już w latach II wojny światowej, kiedy politycy Kongresu gnili w więzieniach, Jinnah stał się jedynym rzecznikiem społeczności muzułmańskiej17. W 1940 r. wzmocnił swą pozycję, ogłaszając „teorię dwóch narodów”, zgodnie z którą hindusi i muzułmanie to dwa różne narody „wedle każdej definicji tego pojęcia”. W kategoriach terytorialnych mogło to wyłącznie oznaczać oddzielenie prowincji z większością muzułmańską od „Indii hinduskich”. Ale Jinnah, który był wcześniej przywódcą muzułmanów w tych prowincjach, gdzie stanowili oni mniejszość ludności, bardzo dobrze wiedział, iż milionów muzułmanów osiadłych w „Indiach hinduskich” nie da się po prostu przenieść do Pakistanu (jak zaczęto określać owo państwo muzułmańskie). Ponadto nie można było oczekiwać, że obszary z większością hinduską w zachodniej części Bengalu i we wschodniej części Pendżabu pozostaną w granicach tych prowincji, jeśli dojdzie do wprowadzenia w życie „teorii dwóch narodów” także w wymiarze terytorialnym. Przez długi czas Jinnah nie odkrywał kart i nie ujawniał szczegółów swego planu. Nigdy nie prowadził agitacji na forum publicznym, toteż zdawał sobie sprawę, że może zwyciężyć tylko przy stole konferencyjnym, otrzymując Pakistan jako dar od Brytyjczyków, gdy ci zdecydują się opuścić Indie. Taki scenariusz wymagał jednak przyzwolenia ze strony przywódców Kongresu, a ci początkowo odrzucili ideę podziału Indii. Gandhi zawsze nazywał podział „wiwisekcją Indii”. Ale podczas końcowej rundy negocjacji Nehru zaakceptował podział, ponieważ alternatywą był sporządzony przez rząd brytyjski „plan bałkański”. Według niego niepodległość otrzymałyby wszystkie prowincje Indii Brytyjskich – każda osobno – po czym mogłyby na własną rękę rozważać, jak w ten czy w inny sposób się jednoczyć. Z punktu widzenia Brytyjczyków byłoby to rozwiązanie eleganckie, ponieważ nie musieliby dzielić Indii. Ale Nehru widział w tym realną groźbę bałkanizacji Indii, gdyby prowincje nie zdołały działać wspólnie. Wolał więc, aby Brytyjczycy dokonali podziału – i tak dał Jinnahowi to, co ów chciał. Jinnah musiał jednak zadowolić się, jak to określał, „Pakistanem wygryzionym przez mole”, gdyż zachodni Bengal i wschodni Pendżab przypadły Indiom.
Podział raczej zaostrzył niż rozwiązał problem muzułmanów, którzy pozostali w Indiach. Kiedy Jinnah opuszczał Bombaj, udając się do Pakistanu, ażeby zostać pierwszym gubernatorem generalnym nowego państwa, jego bombajscy zwolennicy zapytali go, co mają robić. Namawiał ich, by stali się dobrymi obywatelami Indii18 – po czym zostawił ich samym sobie.
Podziałowi Indii Brytyjskich na Indie i Pakistan towarzyszyły nieprzewidziane masakry ludności. Potężne strumienie ludzi przedostawały się z Pakistanu do Indii oraz z Indii do Pakistanu. Dobra rada Jinnaha okazała się bezużyteczna. Miliony muzułmanów, które jednak ostatecznie pozostały w Indiach, starały się jakoś pogodzić z tym państwem; natomiast hindusi i sikhowie, którzy zrządzeniem losu znaleźli się w Pakistanie, w większości uciekli do Indii. Podział spowodował głęboką traumę. Po raz pierwszy Indusi stanęli wobec problemu terytorialności – przedtem nigdy się nad nim nie zastanawiali. Ruch wolnościowy był skierowany przeciw panowaniu brytyjskiemu; zasięg terytorialny działania ruchu traktowano jako oczywistość. Swego czasu Tagore opisał terytorialność – nazywając ją rasztratantra – jako obsesję narodów Zachodu, która dotyka samego ich istnienia19. Uważał, że Indie są wolne od tej obsesji. Wraz z podziałem rasztratantra spadła na Indie jak burza. Nawet „Ojciec Narodu” – Mahatma Gandhi – był wobec tego zjawiska całkowicie bezsilny. W 1944 r. odbył długie rozmowy z Jinnahem, a nawet przyznawał mu Pakistan, zakładając, że Indie i Pakistan zawrą jeszcze przed podziałem traktat, który zagwarantuje im pokojową koegzystencję. Jinnah odrzucił tę koncepcję, wskazując, że najpierw musi dojść do podziału, jako że tylko odrębne państwa mogą być stronami porozumienia. Argumentację tę Gandhi musiał uznać. Natomiast wprawiło go w osłupienie, gdy po zaakceptowaniu w 1947 r. podziału Indii Brytyjskich, dowiedział się, iż skutkiem tego faktu będzie też podział ich armii. Nie pomyślał o tym wcześniej, choć podział armii stanowił oczywistą konsekwencję powstania odrębnych państw terytorialnych. Gdy już zrozumiał, powiedział, że w takim razie obie armie będą kiedyś ze sobą walczyły20. Jego przewidywania miały się niestety wkrótce sprawdzić.
Indyjski Kongres Narodowy pod przywództwem Jawaharlala Nehru starał się jak mógł, aby ci muzułmanie, którzy pozostali w Indiach, poczuli się tam jak u siebie. Nehru musiał zwalczać uprzedzenia tych, którzy widzieli w muzułmanach piątą kolumnę Pakistanu. Odrzucali oni jego „sekularyzm” i oskarżali go, że płaszczy się, by dogodzić muzułmanom i pozyskać ich głosy. Realia istniejącego większościowego systemu wyborczego skłaniały znaczną część indyjskich muzułmanów do głosowania oczywiście na Kongres. W niepodległych Indiach zniesiono podział elektoratu na odrębne wyznaniowe kurie wyborcze, toteż partia muzułmańska w funkcjonującym systemie wyborczym odgrywałaby zawsze rolę marginalną. Ponadto oprócz Kotliny Kaszmirskiej, gdzie stanowili większość ludności, muzułmanie tworzyli diasporę rozproszoną po całym państwie. W większości byli ubogimi rzemieślnikami i robotnikami, toteż wykazywali skłonność do skupiania się na obszarach miejskich. Na przykład w Uttar Pradeś – największym stanie federalnym Indii, który miał również najwyższy udział muzułmanów – stanowili około 17% wszystkich mieszkańców, a 44% miejskiej ludności. Koncentracja muzułmanów w stanach zacofanych, takich jak właśnie Uttar Pradeś, nasilała jeszcze marginalizację tej społeczności.
W 2005 r. premier Indii powołał Wysoką Komisję do Przygotowania Raportu o Stanie Społecznym i Ekonomicznym oraz Edukacji Społeczności Muzułmańskiej w Indiach (High Level Committee for the Preparation of a Report on the Social, Economic and Educational Status of the Muslim Community of India), której przewodził sędzia Rajinder Sachar. Tak zwany Raport Sachara, zaprezentowany w listopadzie 2006 r.21, podkreślił, że muzułmanie zajmują w społeczeństwie pozycję marginalną. Ich status społeczny jest bliski statusowi niedotykalnych. Większość muzułmanów to ludzie ubodzy, mający ograniczony dostęp do wykształcenia. Analfabetyzm wśród nich wynosi 41%, podczas gdy średnia dla całego społeczeństwa Indii to 35%22. Liczba muzułmanów z wyższym wykształceniem jest bardzo niska, a skala bezrobocia wśród nich – wyższa niż wśród osób z wyższym wykształceniem z innych grup wyznaniowych23. Powszechnie uważa się, że muzułmanie są nastawieni niechętnie do świeckiego szkolnictwa i wolą medresy (szkoły muzułmańskie), ale według Raportu Sachara zaledwie 4% dzieci muzułmańskich uczęszczało do medres. Natomiast faktycznie, większa liczba dzieci muzułmańskich chodzi do maktab – lokalnych szkół koranicznych znajdujących się zwykle przy meczetach – ale maktaby zapewniają tylko dodatkowe wykształcenie religijne i nie zastępują regularnych szkół24. Raport Sachara pokazał, że indyjscy muzułmanie należą do głównego nurtu społeczeństwa, ale cierpią na skutek ostrych ograniczeń społecznych i gospodarczych.
Zazwyczaj i na większości obszaru Indii hindusi i muzułmanie żyją jako dobrzy sąsiedzi. Obchodzą nawet wspólnie święta, ale nie jedzą tych samych potraw. Owa bliskość sprzyja jednak także tarciom, szczególnie wtedy, gdy zainteresowane partie polityczne zamierzają wywołać problemy dla swych własnych celów. W Indiach odmienność religijną można wyraźnie dostrzec po ubiorze i zachowaniu. Na ogół wiadomo, kto jest „inny” i można go rozpoznać, jeśli chce się go uderzyć. Istnieją zwyczaje dotyczące pożywienia, które wiążą się z sankcjami religijnymi. Hindusi otaczają czcią krowy, a muzułmanie je jedzą; podczas pewnych świąt dokonanie rytualnego uboju krowy (kurbani) jest obowiązkiem niektórych muzułmanów. Z kolei hindus, o ile nie jest wegetarianinem, może jeść wieprzowinę, którą muzułmanin uważa za nieczystą. Jeśli ktokolwiek chce sprowokować i obrazić, to może łatwo złamać tabu i wywołać wrzenie krwi u „innych”. Indusi są bardzo towarzyscy i lubią się gromadzić. Zazwyczaj grupy ludzi są pogodne, ale czasem ich nastrój może ulec gwałtownej zmianie. Wichrzyciele są w stanie wmieszać się w tłum niepostrzeżenie i aranżować takie zmiany nastrojów.
Zamieszki hindusko-muzułmańskie nie są w Indiach zjawiskiem nowym. Często dochodziło do nich spontanicznie, ale w ostatnich czasach były katalizowane dla celów politycznych. Kampanie wyborcze mają czasem – co opiszemy później – także swą ciemną stronę i zamieszki mogą stać się „kontynuacją polityki innymi środkami”, jak to ujął Paul Brass25. Opisał on również „mechanizmy wytwarzania zamieszek”, które mogą przez jakiś czas pozostawać w uśpieniu, a następnie zaczynają działać, kiedy potrzebują ich politycy26. W wyniku badań terenowych Brass zidentyfikował różne typy „handlarzy zamieszkami”, bardzo umiejętnie odgrywających swe role. Niektórzy z nich byli szanowanymi obywatelami, którzy wiedzą, jak podburzyć innych bez ujawniania własnego udziału i nie wahają się przed zjednywaniem sobie przestępców do wykonywania brudnej roboty. Inni z kolei krążą po sklepach i urzędach, rozsiewając plotki powodujące, że słuchacze postanawiają wyrazić publicznie swe niezadowolenie. Bardzo dużo zależy od postawy policji. Jeśli policjanci są skorumpowani i/lub stronniczy, to mogą zrobić wiele złego. Z drugiej strony, nawet choćby kilku odważnych i zdecydowanych policjantów może zdusić zamieszki w zarodku, wyłapując tych, którzy mają ochotę je wzniecić.
Dawniej dobrą opinię miała policja Bombaju, zawdzięczając ją swej odwadze i skuteczności. Zamiast wkraczać dużymi siłami do niebezpiecznej dzielnicy, tworzyła zespoły składające się z trzech policjantów ubranych jak zwykli ludzie. Jeden z policjantów zakładał pod ubranie ochronną kolczugę i szedł przed pozostałymi. Jeśli udawał się do dzielnicy hinduskiej, to był ubrany jak muzułmanin, i na odwrót. Dwaj pozostali, ubrani odmiennie niż on, szli za nim w niewielkiej odległości. Kiedy jakiś amator zamieszek ruszał, by zaatakować pierwszego policjanta, dwaj pozostali chwytali wichrzyciela, zanim ktokolwiek mógł się wtrącić. Powtarzając przedstawienie w różnych rejonach miasta, policjanci szybko wyłapywali najbardziej aktywne jednostki i problem znikał. Takie działanie wymagało odwagi i zaangażowania, które w dzisiejszych czasach nie są oczywiste. Ale takie prewencyjne akcje mają kluczowe znaczenie dla powstrzymania eskalacji przemocy, zanim będzie za późno. Zwykle rozruchy są poprzedzane przez krążące plotki. Typowym, charakterystycznym ich elementem jest insynuacja, że oto druga społeczność dopuściła się zatrucia żywności. I paranoja oraz nienawiść się rozprzestrzeniają. Gdy dochodzi do wybuchu, często najpierw występuje wstępna faza sporadycznych aktów agresji, po której przychodzi zwodnicza pauza, zanim rozpęta się orgia przemocy. Właśnie ta pauza stwarza szansę na podjęcie decydującej interwencji. Niekiedy szansy tej nie wykorzystuje się w wyniku zaniedbania, ale niekiedy – rozmyślnie, jak to zapewne zdarzyło się w przypadku Gudźaratu w 2002 r. Rząd Indii utrzymuje Centralne Odwody Policji (Central Reserve Police, CRP) – są to dobrze wyposażone jednostki, które mogą zostać w razie potrzeby skierowane do stanów federalnych. W latach 90. XX w. w szeregach CS przeprowadzono rekrutację do sił specjalnych, nazwanych Siłami Szybkiego Działania (Rapid Action Force, RAF), które szkoli się w sposobach tłumienia rozruchów. W 2002 r. oddziały RAF zostały skierowane do miejscowości Godhra w Gudźaracie, ale tam przetrzymano je w kantynie oficerskiej – najwyraźniej miejscowe władze nie chciały z nich skorzystać27.
Podjęcie zapobiegawczej interwencji wymaga, poza wyczuciem czasu, także znajomości specyfiki miejscowych warunków. Pewne społeczności mogą być odporne na hindusko-muzułmańskie rozruchy; w innych zjawisko to występuje endemicznie. Lakhnau na przykład doświadcza ich rzadko – jako stolica stanu Uttar Pradeś ma liczną społeczność muzułmańską, często dochodzi do starć między szyitami i sunnitami, ale hindusi i muzułmanie żyją ze sobą w pokoju. Lakhnau jest znane ze szczególnego rodzaju wyrobów hafciarskich (ćikan), wytwarzanych w domach przez muzułmanki. Wyroby te są sprzedawane przez kupców hinduskich. W ten sposób obie społeczności zależą od siebie nawzajem i muszą zachować pokój28. Takie symbiotyczne stosunki ekonomiczne zdarzają się rzadko – w innych przypadkach rywalizacja gospodarcza może przyczyniać się do napięć społecznych. W ostatnich czasach rozprzestrzenianie się w niektórych miastach zjawiska zaniku dotychczasowych więzi i norm społecznych prowadziło do straszliwych pogromów muzułmanów. Takim przypadkiem była tragedia, do jakiej doszło w 2002 r. w Ahmadabadzie. Dawniej w mieście tym kwitł oparty na bawełnie przemysł tekstylny i działał – założony przez Mahatmę Gandhiego – słynny związek zawodowy pracowników tego przemysłu. Upadek dotychczasowych zakładów i upowszechnianie się krosien o napędzie mechanicznym (omówimy tę kwestię w rozdziale 7.) zniszczyło ten przemysł, a także związek zawodowy, działający na rzecz solidarności robotników i tworzący w tym wielkim mieście odpowiednią strukturę społeczną. Krosna mechaniczne, pracujące w systemie rozproszonym, pojawiły się w innych miastach, a w metropolii pozostali bezrobotni. Ahmadabad dotknęła anomia, która zniszczyła jego moralny kręgosłup. Miasto pogrążyło się w orgii przemocy, podżeganej przez władze i policję, które nie uczyniły nic, aby przywrócić prawo i porządek29. Podobna anomia dotknęła Surat – inne duże miasto w Gudźaracie. Przeżyło ono uprzednio okres gwałtownego rozwoju. Nie miało nigdy wielkich zakładów przemysłowych, ale mnóstwo pojedynczych warsztatów z krosnami, a także warsztaty obróbki diamentów. Robotnicy zatrudnieni w tym „nieoficjalnym” przemyśle byli bardzo nisko wynagradzani, spali w ruderach – często na zmianę w jednym łóżku. W większości byli kawalerami albo zostawili rodziny w swych wioskach. Niezwiązani stabilnymi więzami społecznymi, stanowili łatwy łup dla organizatorów zamieszek30.
W większości przypadków celem zamieszek między wspólnotami religijnymi byli muzułmanie i, ogólnie rzecz biorąc, w zamieszkach zginęło o wiele więcej muzułmanów niż hindusów. Ale oczywiście muzułmanie nie są potulną wspólnotą i także mają pośród siebie inspiratorów zamieszek. Zdarzały się nawet przypadki zbiegnięcia się w czasie zamieszek wzniecanych z dwóch stron. Takiej sytuacji doświadczył w październiku 2002 r. Solapur – stary ośrodek tekstylny na południu stanu Maharasztra31. W poprzednich latach muzułmanie często obrzucali kamieniami procesje hindusów i prowokowali ich na wiele innych sposobów. Politycy Kongresu zawsze pilnowali potem, aby nie podejmowano żadnych kroków przeciw muzułmanom, co nie podobało się hindusom. Wreszcie, pod wpływem pogromu w Ahmadabadzie, niektórzy przywódcy hinduscy postanowili „dać muzułmanom szkołę” także w Solapurze. Ale zamieszki bezpośrednio spowodował muzułmanin – wydawca małej, lokalnej gazety, który zamieścił doniesienie o obraźliwych uwagach jakiegoś kaznodziei chrześcijańskiego w Ameryce na temat Mahometa i połączył tę wiadomość z wezwaniem do demonstracji protestacyjnej w Solapurze. Muzułmański tłum zaatakował świątynie hinduskie i zniszczył pewną liczbę domów. Uczestnicy rozruchów zabili wybitnego przywódcę hinduskiego. W tym samym jednak czasie także hindusi wyszli na ulice i zniszczyli wiele muzułmańskich sklepów i domów. Policja nie zachowywała się tak biernie, jak w Ahmadabadzie, ale też nie postępowała odpowiednio. Strzelała do niewłaściwych osób, a brakowało jej zdecydowania tam, gdzie akurat powinna się nim wykazać.
Chcąc uporać się z przemocą między wspólnotami (komunami) religijnymi, nowy rząd koalicyjny, który powstał po wyborach w 2004 r., opracował projekt Ustawy o (tłumieniu) przemocy komunalistycznej – Communal Violence(Suppression) Bill – i w 2005 r. przesłał go do parlamentu. Projekt został skrytykowany przez działaczy praw człowieka, gdyż zawierał drakońskie przepisy i przyznawał zbyt wielki zakres uprawnień rządowi centralnemu i armii. Krytycy wskazywali też, że zaproponowane środki miały na celu opanowywanie zamieszek już po ich wybuchu, a nie były nastawione na prewencję. W niektórych miejscach do zapobiegania rozruchom przyczyniały się lokalne społeczne komitety pokojowe tworzone przez zaniepokojonych oficerów policji z udziałem ważnych członków obu społeczności32. Zapewnienie ram prawnych dla działalności takich komitetów powinno być ważnym celem inicjatyw legislacyjnych.
W najbliższej przyszłości czarne chmury przemocy między wspólnotami religijnymi na pewno nie znikną, ale sygnałem, który budzi nadzieję jest fakt, że monitorowaniem takich nastrojów i zapobieganiem wybuchom zajęły się organizacje kształtującego się w Indiach społeczeństwa obywatelskiego. Czołową organizacją jest tu Unia Ludowa na rzecz Swobód Obywatelskich (People’s Union for Civil Liberties, PUCL), założona w 1976 r., czyli wtedy, gdy wprowadzony przez Indirę Gandhi stan wyjątkowy zagroził wolnościom obywatelskim w kraju. Po upadku rządu pani Gandhi swobody obywatelskie przywrócono, a PUCL przez jakiś czas pozostawała w uśpieniu. Odżyła w 1980 r. i odtąd działa aktywnie. Jej członkowie, wykazując się często wielką odwagą, szli w sam środek ognisk przemocy, aby ustalać fakty, zwalczać plotki i wskazywać winnych, którzy na to zasługiwali. PUCL szczyci się swą niezależnością, jest finansowana całkowicie przez swych członków i nie przyjmuje środków finansowych z żadnych źródeł ani z Indii, ani z zagranicy. Jej oddanie sprawie wspierania wartości indyjskiej demokracji jest godne podziwu – PUCL stanowi przykład dla innych podobnych organizacji. Wszyscy – mężczyźni i kobiety – którzy działają na tym polu, wspierają rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Indiach.
Budowanie narodu indyjskiego jest procesem ciągłym, który wymaga poparcia ze strony wszystkich Indusów. Dziedzictwo ruchu niepodległościowego i jego oddanych sprawie przywódców dostarcza narodowi zasobów wartości i ideałów, z których będą mogły czerpać przyszłe pokolenia, ale muszą im o tym przypomnieć działacze obecnej generacji, kierujący się nimi w życiu.
Przypisy:
1 J.D. Kelly, M. Kaplan, Represented Communities. Fiji and World Decolonization, Chicago 2001, s. 156.
2 D. Rothermund, Die politische Willensbildung in Indien, Wiesbaden 1965, s. 17 i nast.
3 L. Zastoupil, John Stuart Mill and India, Stanford 1994.
4 K.T. Telang, Free Trade and Protection from an Indian Point of View, w: tegoż, Writings and Speeches, Bombay 1916, s. 97–187.
5 D. Naoroji, Poverty and Un-British Rule in India, London 1901.
6 D. Rothermund, Die politische…, s. 37.
7 Wywiad z J. Nehru, styczeń 1961.
8 D. Rothermund, Traditionalism and Socialism in Vivekananda’s Thought, w: tegoż, The Phases of Indian Nationalism and Other Essays, Bombay 1970, s. 57–64.
9 Tenże, Mahatma Gandhi. Der Revolutionär der Gewaltlosigkeit, München 1989, s. 67.
10 Tamże, s. 146.
11 B. Moore, Social Origins of Dictatorship and Democracy. Lord and Peasant in the Making of the Modern World, Boston 1966.
12 D. Rothermund, Government, Landlord and Peasant in India. Agrarian Relations under British Rule, 1865–1935, Wiesbaden 1978.
13 Tenże, India in the Great Depression, 1929–1939, New Delhi 1992.
14 Tamże, s. 125 i nast.
15 D. Rothermund, Die politische…, s. 171 i nast.
16 Tamże, s. 173.
17 A. Jalal, The Sole Spokesman. Jinnah, the Muslim League and the Demand for Pakistan, Cambridge 1985.
18 M.A.K. Azad, India Wins Freedom, Madras 1988, s. 226.
19 R. Tagore, Mein Vermächtnis, przeł. i wyd. R.P. Das, München 1997, s. 47; reprint oryginalnego tekstu bengalskiego z 1901 zamieszczono w: Rabindra Racanabali, Kolkata 1978, s. 485–489.
20 D. Rothermund, Mahatma Gandhi. Der Revolutionär…, s. 424.
21 R. Sachar i in., Social, Economic and Educational Status of the Muslim Community of India. A Report, Prime Minister’s High Level Committee, Cabinet Secretariat, Government of India, listopad 2006.
22 Tamże, s. 52.
23 Tamże, s. 73–74.
24 Tamże, s. 77.
25 P. Brass, The Production of Hindu-Muslim Violence in Contemporary India, Seattle 2003, s. 231.
26 Tamże, s. 219 i nast.
27 K.S. Subramaniam, Police and the Minorities: A Study of the Role of the Police during Communal Violence, w: A.A. Engineer, A.S. Narang (red.), Minorities and the Police in India, New Delhi 2006, s. 130.
28 A. Varshney, Ethnic Conflict and Civic Life. Hindus and Muslims in India, New Haven 2002, s. 175.
29 P. Brass, The Production…, s. 385 i nast.
30 A. Varshney, Ethnic Conflict…, s. 255 i nast.
31 A. Teltumbde i in., Glimpse of Gujarat in a Martyr’s City. A Fact-finding Report on Sholapur Communal Riots, Delhi, 10 IX 2002.
32 A. Varshney, Ethnic Conflict…, s. 294.
Indyjski Kongres Narodowy (IKN, Indian National Congress, INC) początkowo nie był partią, ale forum narodowym, reprezentującym wszystkie polityczne grupy interesów. Jego struktura organizacyjna i zachodzące w niej zmiany odzwierciedlały ewolucję, jaką przechodził indyjski ruch wyzwoleńczy; w początkowych latach organizacja IKN była raczej luźna i ograniczona do podstawowych struktur. Po pierwszej sesji – w Bombaju w 1885 r. – drugie obrady Kongresu odbyły się w 1886 r. w Kalkucie, a rolę gospodarzy następnych sesji pełniły kolejno wszystkie ważniejsze miasta Indii. Coroczną sesję Kongresu organizował każdorazowo miejscowy komitet. Wybierał on osobę przewodniczącego, którego głównym obowiązkiem było wygłoszenie przemówienia inaugurującego obrady. Delegatów na sesję, reprezentujących poszczególne miejscowości, wybierano na nieformalnych zebraniach. Dopiero gdy doszło do starcia między „umiarkowanymi” a „ekstremistami” i gdy „ekstremiści” podjęli próbę zdominowania corocznych obrad poprzez zapełnienie ich swymi zwolennikami – wówczas w 1908 r. utworzono Ogólnoindyjski Komitet Kongresu (All-India Congress Committee, AICC) i nadano mu formę konferencji o ograniczonej liczbie członków wybranych w określony sposób przez stowarzyszenia prowincjonalne1. AICC istnieje do dziś; jego rolą jest debatowanie nad linią polityczną, jaką winna obrać partia.
Mahatma Gandhi, kiedy w 1920 r. przejął przywództwo IKN, zreformował jego funkcjonowanie. Powołał mały komitet roboczy, spotykający się w razie potrzeby bezzwłocznie, tak aby móc skutecznie prowadzić agitację. Tworzył jakby ścisłą radę gabinetową kierowaną i mianowaną przez przewodniczącego Kongresu2. Kontynuując dotychczasową tradycję, przewodniczący pełnił swój urząd tylko przez rok. (Sam Mahatma sprawował urząd przewodniczącego tylko raz – w 1924 r.). Kolejnym ważnym krokiem podjętym przez Gandhiego w 1920 r. była reorganizacja prowincjonalnych komitetów Kongresu, których struktury odzwierciedlały dotąd granice prowincji Indii Brytyjskich. Gandhi zastąpił je „prowincjami językowymi” w ten sposób, że każdy komitet mógł posługiwać się językiem, jakim mówiono w jego regionie. Gandhi zdecydowanie uważał, że przesłanie ruchu niepodległościowego powinno być przekazywane ludziom w ich własnym języku, a nie po angielsku, który był językiem znanym tylko elitom.
Reformy konstytucyjne wprowadzane przez Brytyjczyków Gandhiego nie interesowały. Dla niego zreorganizowany przezeń Kongres tworzył narodowy parlament. Jednakże, kiedy Kongres wziął udział w kampanii wyborczej i – na mocy postanowień Ustawy o rządzie Indii z 1935 r. – obsadził stanowiska w rządach prowincjonalnych, tak jak to powinien uczynić jako partia polityczna, wówczas Gandhi musiał takie postępowanie zaakceptować. Z kolei jednak, gdy Indie uzyskały niepodległość, zalecał, aby Kongres się rozwiązał albo przekształcił w organizację społeczną3. Z rady tej nie skorzystano, przeciwnie – Jawaharlal Nehru i inni przywódcy Kongresu tę potężną organizację ochoczo zachowali. Żaden inny kraj wychodzący z epoki kolonialnej nie odziedziczył po jej czasach machiny partyjnej z tysiącami politycznych aktywistów, z których wielu spędziło całe lata w więzieniach za uczestniczenie w działalności narodowej. Te kadry, oddane sprawie, dobrze służyły Kongresowi przez następne dwie dekady po uzyskaniu przez Indie niepodległości.
„System kongresowy” (by użyć określenia stosowanego przez wielu analityków) przez długi okres zajmował centrum indyjskiej sceny politycznej. Kongres zdominował nie tylko rząd federalny, ale także rządy wszystkich stanów. Ustawa o reprezentacji narodu (Representation of the People Act) z 1951 r. wprowadziła powszechne prawo wyborcze i potwierdziła obowiązywanie większościowego systemu wyborczego. Takie ramy prawne obowiązywały, gdy Kongres wygrywał wybory powszechne w 1952, 1957 i 1962 r. Do 1971 r. wybory do Izby Ludowej (Lok Sabha) parlamentu Indii oraz do zgromadzeń ustawodawczych wszystkich stanów odbywały się w tym samym czasie, co sprzyjało stabilizowaniu „systemu kongresowego”. Kandydaci do parlamentu centralnego korzystali z aktywności i popularności osób startująch w wyborach stanowych, gdzie okręgi wyborcze były mniejsze, a kandydaci bliżsi wyborcom – i to oni znajdowali się na pierwszej linii frontu kampanii wyborczej. Kandydaci opozycyjni oraz niezależni tak naprawdę pomagali kandydatom Kongresu, gdyż powodowali rozpraszanie się głosów i tym samym umacniali centralną pozycję Kongresu.
Za przywództwa Nehru Indyjski Kongres Narodowy był bardzo aktywny w parlamencie i jego pozycja nigdy nie została zakwestionowana przez jakąkolwiek silną opozycję. Nehru uczestniczył w większości sesji parlamentu i często ingerował w przebieg debat. Sesje zajmowały wówczas około 120 dni w roku, ostatnio zaś średnia ta spadła niestety do około 80 dni4. Uderzająca jest różnica, gdy porównamy tę sytuację z praktyką brytyjskiej Izby Gmin czy amerykańskiej Izby Reprezentantów, które obradują na sesjach przez jeszcze większą liczbę dni w roku niż parlament indyjski w latach 50. XX wieku. W Indiach debaty parlamentarne straciły na znaczeniu. Głównym zajęciem parlamentu stało się uchwalanie projektów legislacyjnych przygotowanych przez odpowiednie departamenty rządowe.
Nehru był bardzo zręcznym strategiem politycznym. Po zwycięstwie w wyborach w 1952 r. przyjął kurs lewicowy, ażeby podciąć skrzydła zarówno komunistom, jak i socjalistom. On sam w czasach walki niepodległościowej był socjalistą, ale w 1948 r. socjaliści wystąpili z IKN i znaleźli się w opozycji do Nehru i jego rządu, który wobec tego musiał wytrącić im oręż z ręki. W 1955 r. Kongres przeprowadził nawet uchwalenie rezolucji zalecającej wprowadzenie kolektywnego rolnictwa. Zaniepokoił tym chłopów, skutkiem czego pewne sukcesy odniosła Partia Wolności (Swatantra Party), założona, aby reprezentować ich interesy. Toteż Nehru niezwłocznie skręcił w prawo i o kolektywnym rolnictwie więcej już nie słyszano5. Póki ster pozostawał w rękach Nehru, systemowi w zasadzie nic nie zagrażało. Jego następca, Lal Bahadur Shastri, który przejął rządy po śmierci Nehru w maju 1964 r., mógł prawdopodobnie system uratować. Shastri, uważany początkowo za osobę słabą, zdobył poważanie, kiedy wygrał wojnę wywołaną w 1965 r. przez Pakistan. Wkrótce jednak zmarł w trakcie konferencji pokojowej w Taszkencie w styczniu 1966 r. W tym momencie na czele Kongresu pojawił się „syndykat” złożony z regionalnych liderów partii. Zazdrośni o siebie nawzajem, nie potrafili oni wyłonić ze swego szeregu jednego przywódcy i zdecydowali się na córkę Nehru – Indirę Gandhi, co wszyscy uważali za wybór kandydatury słabej i kompromisowej. Nikt wtedy nie wiedział, że była to żelazna dama, która szybko pokazała, na co ją stać.
Wybory w 1967 r., z którymi Gandhi musiała się zmierzyć wkrótce po objęciu urzędu, ujawniły istnienie rys na systemie. Do tego czasu większość spośród wiernych aktywistów Kongresu – jacy niegdyś, po uzyskaniu przez Indie niepodległości, zostali szefami rządów stanowych – już nie żyła. W 1967 r. opozycja zwyciężyła w niektórych spośród stanów rządzonych dotąd przez Kongres, który jednak utrzymał swą pozycję w Izbie Ludowej parlamentu centralnego, ale dysponował w niej już tylko niewielką większością głosów. Jednoczesne wybory na szczeblu stanowym i ogólnopaństwowym przestały być użyteczne i Indira Gandhi zerwała tę jedność, przeprowadzając wybory do parlamentu republiki w 1971 r., czyli przedterminowo, gdyż powinny odbyć się rok później. Z kampanii wyborczej uczyniła rodzaj osobistego plebiscytu i zwyciężyła z dużą przewagą6. Znalazła się u szczytu potęgi, a jeszcze większej chwały przysporzyło jej zwycięstwo w wojnie w grudniu 1971 r., do której doprowadził Pakistan. Wtedy jednak szczęście Indirę Gandhi opuściło i „system kongresowy” uległ dezintegracji. Nie mogąc wprowadzić na stanowiska głównych ministrów w poszczególnych stanach swoich zaufanych i kompetentnych zwolenników, Gandhi – ażeby pozbyć się krnąbrnych rządów stanowych – odwoływała się często do mechanizmu „rządów prezydenckich”. Wywodził się on z dawnych nadzwyczajnych uprawnień posiadanych przez brytyjskiego wicekróla, które na mocy konstytucji Indii z 1950 r. zostały przekazane prezydentowi republiki. Zgodnie z konstytucją, prezydent, za radą premiera, może zdymisjonować rząd stanowy, jeśli gubernator tego stanu poinformuje go, że „powstała sytuacja, w której administrowanie stanem nie może być wykonywane”. A ponieważ gubernator jest mianowany przez rząd centralny, więc zwykle robi to, czego się od niego oczekuje. Po zdymisjonowaniu rządu stanowego należy w ciągu sześciu miesięcy przeprowadzić w owym stanie nowe wybory, ale jeśli rząd centralny nie jest zadowolony z ich wyniku, to całe przedstawienie można powtórzyć. „System kongresowy” opierał się na równowadze w stosunkach: władza centralna–stany. Nadużywanie mechanizmu „rządów prezydenckich” przyczyniło się do upadku systemu.
W 1975 r. Indira Gandhi uczyniła następny krok w niewłaściwym kierunku: de facto narzuciła mechanizm „rządów prezydenckich” także na szczeblu władz centralnych. Oczywiście nie uczyniła tego w tym celu, aby prezydent mógł ją zdymisjonować, ale po to, aby nadal sprawować swój urząd wyposażony teraz w nadzwyczajne uprawnienia. Mogła dzięki temu odsunąć w czasie wybory, które miały się odbyć w 1976 r. Uwięziła przywódców partii opozycyjnych, po czym nagle ogłosiła, że wybory odbędą się w marcu 1977 r. Z powodu wyborów musiała uwolnić przywódców opozycji, ale była przekonana, że w tak krótkim czasie nie zdołają oni zorganizować skutecznej kampanii wyborczej. I tu Gandhi się omyliła. Przywódcy opozycji postanowili złamać „system kongresowy” i dopilnowali, aby w każdym okręgu wyborczym był tylko jeden kandydat opozycji, stający do rywalizacji z kandydatem Kongresu. Ich strategia zadziałała i IKN został pokonany. Wynik zaskoczył Indirę Gandhi – w najmniejszym stopniu nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jej służby wywiadowcze, które winny były ją ostrzec, tak bardzo już przywykły, iż akceptuje ona tylko dobre wiadomości, że nie śmiały raportować nic innego. Indira zdołała jeszcze odzyskać władzę w wyniku wyborów w 1980 r., ale patrząc z perspektywy czasu, można stwierdzić, że „system kongresowy” skończył się w 1977 r. Zaczęła się epoka rządów koalicyjnych.
Pierwszą partią regionalną, która zdołała zdobyć władzę w jednym z indyjskich stanów federalnych, była Komunistyczna Partia Indii (KPI, Communist Party of India, CPI), która w 1957 r. pod przywództwem E.M.S. Namboodiripada wygrała wybory w stanie Kerala. Oczywiście KPI uważała się za partię ogólnonarodową i chciałaby dojść do władzy w całych Indiach, a nie tylko w jednym, małym stanie. Sukces w Kerali zawdzięczała faktowi, że był to stan nowo utworzony i nigdy nie został objęty „systemem kongresowym”. Utworzyły go księstwa Trawankor i Koczin, w których przed uzyskaniem przez Indie niepodległości Kongres nigdy nie działał. Komunizm szerzył się tam jako tajny ruch. Namboodiripad, zapytany kiedyś, jak został komunistą, odrzekł, że zawdzięcza to wpływowi Jawaharlala Nehru, który w końcu lat 20. XX w. szerzył w Indiach idee marksistowskie7. Księstwa musiały przystąpić do niepodległego państwa indyjskiego, ale były rządzone odrębnie. Dopiero kiedy Komisja ds. Reorganizacji Stanów (States Reorganization Commission) z 1955 r. – której działalność omówimy w następnym rozdziale – zaleciła utworzenie stanu na podstawie kryterium językowego dla południowoindyjskiego języka malajalam, wtedy Kerala mogła się usamodzielnić. Przydzielono do niej, oprócz obu byłych księstw, także dystrykt malabarski (należący dotąd do stanu Madras), ponieważ jego językiem był malajalam. Nowy stan był mozaiką i sprawiał kłopoty każdej partii, która chciałaby zacząć działać na jego terenie. Ale KPI dysponowała dobrze wyszkolonymi kadrami, które ciężko pracowały nad upowszechnianiem przesłania partii. Ponadto Kerala miała najniższy wskaźnik analfabetyzmu w Indiach, a dzieła Karola Marksa przetłumaczono na malajalam już w 1903 r. i był to najwcześniejszy przekład jego prac na jakikolwiek język indyjski.
Namboodiripad wprowadził reformy rolne oraz reformę systemu oświaty. Zraził tym grupy posiadające, co z kolei wywołało ruchy protestu. Nehru odwołał się wtedy do mechanizmu „rządów prezydenckich” i zdymisjonował rząd Namboodiripada8. Ten ostatni bardzo się rozczarował do swego byłego mentora. Wydawało się, że komunistyczny eksperyment w Kerali został skazany na niepowodzenie, ale KPI utrzymała w następnych latach wpływy jako partia regionalna. Komuniści, na przemian z Kongresem, zdobywali jeszcze wielokrotnie władzę w stanie. Zwyciężyli też w wyborach do stanowego zgromadzenia ustawodawczego w 2006 r., skutkiem czego ich przywódca-weteran, V.S. Achuthanandan, liczący sobie już 82 lata, objął urząd głównego ministra9. Do powtórzenia eksperymentu z Kerali doszło w Bengalu Zachodnim, gdzie Front Lewicy (Left Front), kierowany przez komunistów, zdobył w 1977 r. władzę i utrzymał ją aż do dziś. Po wyborach do stanowego zgromadzenia ustawodawczego przeprowadzonych w kwietniu i maju 2006 r. główny minister Buddhadeb Bhattacharjee sformował siódmy rząd Frontu Lewicy w tym stanie.
Zupełnie odmienny typ partii regionalnej ukształtował się w stanie Madras, obecnie Tamilnadu. Za panowania brytyjskiego bardzo aktywną w prezydencji Bombaju była Partia Sprawiedliwości (Justice Party), będąca politycznym skrzydłem ruchu niebramińskiego. W 1944 r., na wniosek E.V.R. Naickera zmieniła nazwę na Ruch Drawidyjski (Dravida Kazhagam). Idea jednego zjednoczonego narodu obejmującego wszystkich ludzi posługujących się językami drawidyjskimi stała się popularna wśród Tamilów, dumnych z dziedzictwa swej starożytnej literatury i odrzucających „imperializm hindi”, ale entuzjazmu Naickera wobec tej idei nie podzielały inne grupy mówiące językami drawidyjskimi. Naicker wybrał charyzmatycznego młodego przywódcę, dra C.N. Annaduraia – znanego później jako Anna (w języku tamilskim: starszy brat). W 1949 r. Anna zerwał z Naickerem i powołał własną partię: Drawidyjski Ruch Postępowy (Dravida Munnetra Kazhagam, DMK). Początkowo obaj przywódcy byli rzecznikami wystąpienia „Drawidów” z federalnego państwa indyjskiego, ale kiedy przez Indie przetoczyła się – po wojnie granicznej z Chinami w 1962 r. – fala nacjonalistycznego zapału, a rząd centralny zakazał działalności partii secesjonistycznych, Anna porzucił tę koncepcję. Konstytucja Indii z 1950 r. przewidywała, że po przejściowym okresie 15 lat język hindi stanie się językiem narodowym w całym państwie. Kiedy rząd stanowy IKN w Madrasie zaczął w 1965 r. wprowadzać to prawo w życie, reakcją stały się zamieszki. Na czele ruchu protestu Tamilów znalazł się Anna i jego partia. Rząd centralny ustąpił, a triumfujący Anna w 1967 r. wygrał wybory stanowe znaczną większością głosów. Stan Madras został przemianowany na Tamilnadu, dumę narodową zaspokojono, ale Anna cieszył się zwycięstwem tylko przez dwa lata. Jego śmierć stała się poważnym ciosem dla DMK. Następca Anny, M. Karunanidhi wkrótce musiał stawić czoło kolejnym wyborom – w 1971 r. Poparcia udzielił mu popularny aktor, M.G. Ramachandran (MGR), ale ten bohater tamilskiego kina nie chciał pozostawać w cieniu Karunanidhiego i dokonawszy w 1972 r. rozłamu w partii, sam wkroczył na scenę polityczną. W 1976 r. nadał swej partii ekstrawagancką nazwę: Ogólnoindyjski Drawidyjski Ruch Postępowy Anny (All-India Anna Dravida Munnetra Kazhagam, AIADMK), gdzie przymiotnik „Ogólnoindyjski” (All-India) oznaczał, że partia chce stać się częścią sceny ogólnonarodowej, a poprzez włączenie słowa „Anna” MGR uprzedził Karunanidhiego, następcę Anny. Obie partie zaciekle się nawzajem atakowały, aż wreszcie w 1977 r. MGR wyeliminował Karunanidhiego, usuwając go na 13 lat w polityczny niebyt.
M.G. Ramachandran patronował swej młodej ulubienicy, Jayalalitha Jayaram, która następnie po jego śmierci odniosła zwycięstwo w dość zażartej walce o sukcesję w partii. Kiedy w 1989 r. do władzy wrócił Karunanidhi, pokonała go w wyborach w 1991 r. W tymże samym 1991 r., uczestnicząc w kampanii w Tamilnadu, zginął zamordowany Rajiv Gandhi – jak się wkrótce okazało jego zabójcami byli bojownicy z ruchu Tygrysów Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu (Liberation Tigers of Tamil Eelam, LTTE). Karunanidhi, jak domniemywano, był politykiem bliskim Tygrysom, a Jayalalitha potrafiła wyciągnąć korzyści z fali sympatii do zamordowanego przywódcy, jaka przetoczyła się przez kraj. Będąc w latach 1991–1996 głównym ministrem Tamilnadu, kontynuowała tradycję popierania Kongresu w sprawach ogólnopaństwowych. W 1996 r. została pokonana przez Karunanidhiego. Jako przywódczyni opozycji kontrolująca kilka miejsc w Izbie Ludowej indyjskiego parlamentu, w 1998 r. udzieliła poparcia koalicji kierowanej przez Indyjską Partię Ludową (Bharatiya Janata Party, BJP). Premier Atal Bihari Vajpayee nie miał łatwego zadania, by zdobyć jej poparcie i nigdy nie mógł być go pewnym. W 1999 r. Jayalalitha wycofała je, obalając rząd Vajpayee’a. Zdradziwszy koalicję BJP, która tymczasem już w 1999 r. powróciła do władzy, Jayalalitha otworzyła drogę dla Karunanidhiego, którego ugrupowanie (DMK) poparło teraz Vajpayee’a. W 2001 r. DMK przegrał wybory do zgromadzenia stanowego i Jayalalitha odzyskała władzę. Nakazując aresztowanie Karunanidhiego, wzmogła jeszcze napięcie między obu rywalizującymi partiami. Kiedy w 2004 r. do władzy w państwie doszła koalicja kierowana przez Kongres, Karunanidhi i jego DMK udzielili poparcia nowemu rządowi. Dalsze komplikacje w politycznych rozgrywkach w Tamilnadu nastąpiły w okresie poprzedzającym wybory do zgromadzenia stanowego w maju 2006 r. Przywódca rozłamowego ugrupowania Marumalarchi DMK (MDMK) – V. Gopalsamy, znany jako Vaiko – niezadowolony z warunków porozumienia z DMK o podziale miejsc, zawarł lepszy układ z Jayalalithą. DMK odniosła jednak w wyborach sukces. Karunanidhi, liczący już 82 lata, triumfował jeszcze raz i tym razem stanął na czele koalicyjnego rządu utworzonego przez DMK i Kongres. Takie zmiany kursu stanowiły ulubioną grę rywalizujących ze sobą partii tamilskich. Ten, kto rządził w danym momencie w Delhi, mógł zawsze znaleźć dla siebie sojusznika w Tamilnadu – a która z dwóch tamtejszych partii była właśnie do wzięcia, wynikało z meandrów tamilskiej polityki.
Innym miejscem, gdzie Drawidowie potrafią przedstawić swoje oczekiwania w skali regionalnej jest Andhra Pradeś – niegdyś część stanu Madras. Mówiący w języku telugu mieszkańcy Andhra Pradeś raczej nie pałali miłością do swych tamilskich sąsiadów, faworyzowanych pod brytyjskim panowaniem, szczególnie że większą część terytorium Telugów obejmowało księstwo nizama Hajdarabadu. Jak wyjaśnimy w następnym rozdziale, Telugowie odegrali pierwszoplanową rolę w procesie reorganizacji podziału Indii na stany. Kiedy już uzyskali to, co chcieli, stali się na dłuższy czas niezawodnymi zwolennikami „systemu kongresowego”. Nawet gdy Indira Gandhi poniosła w 1977 r. porażkę w wyborach do Izby Ludowej parlamentu ogólnoindyjskiego, to jednak Telugowie w 1978 r. zagłosowali za rządami Kongresu w stanie Andhra Pradeś. Rządy te przedstawiały sobą smutny obraz: w wyniku rywalizacji wewnątrz stanu oraz pomiędzy przywódcami w centrali główni ministrowie Andhra Pradeś zmieniali się prawie corocznie.
W 1982 r., zaledwie na kilka miesięcy przed terminem wyborów stanowych, nową partię założył słynny gwiazdor filmowy Nandamuri Taraka Rama Rao (NTR). Nazwał ją Kraj Telugów (Telugu Desam), kładąc w ten sposób nacisk na kwestię regionalnej dumy. W 1983 r. Telugu Desam, uzyskując szerokie poparcie, zwyciężyła w wyborach. Do nowej partii przystąpili niektórzy politycy Kongresu, wśród nich Chandrababu Naidu – zięć Ramy Rao. Rozkwit Telugu Desam nie cieszył Indiry Gandhi, która w 1980 r. odzyskała władzę w Delhi, toteż premier sięgnęła po stary instrument „rządów prezydenckich” i zdymisjonowała NTR. Nie uszło jej to płazem: jako głównego ministra w Andhra Pradeś zainstalowano polityka Kongresu, ale Rama Rao przekonał sądy i wygrał, dzięki czemu wzmocnił jeszcze bardziej swe znaczenie polityczne i mógł dokończyć kadencję jako szef stanowego rządu. Jednak w wyborach do zgromadzenia stanowego w 1988 r. wahadło wychyliło się ponownie w przeciwną stronę i do władzy wrócił Kongres. Zanim doszło do kolejnych wyborów w stanie, premierem Indii został były główny minister Andhra Pradeś, P.V. Narasimha Rao. Chociaż poprowadził on w swym rodzimym stanie bardzo energiczną kampanię, to Kongres poniósł w Andhra Pradeś porażkę. Władzę w stanie odzyskał NTR, który w okresie pozostawania w opozycji zawarł nowy związek małżeński. Jego drugą żoną była młoda kobieta, pisząca jego biografię. Rodzina NTR zbuntowała się przeciwko „macosze”, która zdobywała coraz większe wpływy polityczne. Chandrababu Naidu, przewodzący buntowi, dokonał „rewolucji pałacowej” i obalił NTR. Większość posłów zasiadających w zgromadzeniu stanowym z ramienia partii Telugu Desam opowiedziała się po stronie Naidu, który w 1995 r. objął funkcję głównego ministra Andhra Pradeś. N.T. Rama Rao, tragiczny bohater, zmarł w 1996 r., zdradzony przez własną partię. Natomiast Naidu zaprezentował się jako wytrawny polityk. W 1996 r. był głównym rozgrywającym w trakcie obsadzania stanowiska premiera Indii, a w 1998 r. jego partia Telugu Desam zdobyła większość miejsc do Lok Sabha ze stanu Andhra Pradeś. Naidu postanowił poprzeć „z zewnątrz” koalicję kierowaną przez BJP. Przez chwilę wydawało się, że jest wschodzącą gwiazdą indyjskiej polityki. Był rzecznikiem technologii informatycznych i nawet podczas wizyty Billa Gatesa zaimponował gościowi swymi metodami e-rządów. Ale w wyborach stanowych w 2004 r., których termin w Andhra Pradeś zbiegł się z parlamentarnymi wyborami ogólnopaństwowymi, Kongres zdobył zdecydowanie największą liczbę głosów i Telugu Desam została zepchnięta do poziomu niewielkiej mniejszości. Zobaczymy, czy w 2009 r. Naidu zdoła wrócić do władzy10.