Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
21 osób interesuje się tą książką
W obliczu wojny więzy krwi stają się najsilniejszą tarczą
Wybuch II wojny światowej niszczy plany, marzenia i relacje rodziny Waldorfów. Ryszard, młody prawnik, powoli przegrywa walkę z własnymi słabościami oraz brakiem akceptacji dla odmienności własnego syna. Jego brat Henryk wstępuje w szeregi Armii Krajowej. Odwaga i niezłomność mężczyzny rzucają go w sam środek dramatycznych wydarzeń.
Brutalna codzienność zmusza każdego z bohaterów do podjęcia decyzji: walczyć, przetrwać za wszelką cenę czy… ocalić człowieczeństwo?
Od trudów lat trzydziestych, przez piekło wojny, aż po gorzką iluzję wolności – „Inni” to fascynująca saga, w której osobiste dramaty splatają się z burzliwą historią XX wieku. To przejmująca opowieść o miłości, nadziei oraz stracie, która przypomina, że nawet w najmroczniejszych czasach wolno być innym i walczyć o swoje miejsce w świecie.
Alicja smacznie spała, tuląc swoją ulubioną lalkę. Julia cicho otworzyła pokój Jasia, którego łóżeczko okazało się puste. Jej syn stał na balkonie owinięty w szlafrok. Usłyszały, jak stojący do nich plecami chłopiec pokazuje palcem coś na niebie i monotonnym głosem wylicza nazwy planet, gwiazdozbiorów i gwiazd.
– Dziwny ten mój synek – wyszeptała Julia na ucho do Bronki, aby go nie spłoszyć.
– Jest inny niż inni. Ale wolno być innym – odpowiedziała niania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 411
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wojciech Maksymowicz
Inni
Bal i codzienność
Ala omal nie pękła z radości, gdy w ogromnym lustrze zobaczyła księżniczkę z bajki. Księżniczka miała buzię otwartą z zachwytu. Wcześniej mama ze służącą przyniosły coś z miasta w dużym pokrowcu. Dziewczynka od razu zauważyła, że choć biadoliły, że nie mają jej w co ubrać na bal, to z trudem powstrzymywały uśmiechy, spoglądając przy tym na siebie porozumiewawczo. Ala bardzo tego nie lubiła, czuła się oszukiwana. A tu nagle taka niespodzianka! Wszystko działo się tak szybko – otworzyły pokrowiec, rozprostowały materiał, zdarły z niej codzienną sukienkę i włożyły przez głowę ten cud świata – miniaturową krynolinę.
– Prędko, mamusiu, chodźmy już na bal! Muszę się śpieszyć, czas ucieka i czar może minąć. Będę się pilnowała, żeby nie zgubić pantofelka jak Kopciuszek.
– Hola, hola! Moja panno! A mamusia to nie musi się wystroić? Co powiedziałyby inne panie, gdyby zobaczyły mnie w tej zwykłej sukience?
Gdy mama poszła się szykować do wyjścia, Ala wciąż podziwiała swoje odbicie w lustrze. Z samozachwytu wyrwał ją przeraźliwy krzyk dziecka dochodzący z sypialni rodziców. Alusia była tylko trzy lata starsza od swojego pięcioletniego brata, ale miała wielką potrzebę opiekowania się nim. Pobiegła w te pędy i przytuliła stojącego przy łóżku chłopca. Miał jeszcze łzy w oczach i zmierzwione włosy, a piżamka była mokra od potu. Chłopiec rozwijał się wolniej niż inne dzieci. Dopiero w trzecim roku życia zaczął mówić, a jego mowa wciąż była niewyraźna. I nie patrzył rozmówcom w oczy, to było osobliwe. W ogóle unikał kontaktów z otoczeniem, wyjątek robiąc dla mamy i siostry.
– Coś ci się przyśniło? Już dobrze. Mamusiu! Jaś się obudził. Mamusiu!
Mama zajrzała do dziecięcej sypialni lekko rozdrażniona. Miała na sobie błyszczącą suknię balową opinającą biust i rozszerzającą się ku dołowi.
– Alusiu, zapnij mi, proszę, sukienkę. Niania zajmie się Jasiem. Musimy zaraz wychodzić.
Chłopiec siadł w wypełnionym zabawkami kącie pokoju i wsadził kciuk w usta, nie zwracając już większej uwagi na otoczenie.
– Chodźcie, drogie panie. Dorożka już czeka! – zawołał Ryszard z przedpokoju.
– A widziałeś, tatusiu, jak pięknie wyglądam?
– Sukienka jest ładna, a ty jesteś brzydulą. Musisz to zapamiętać! Nawet nie próbuj się spodobać żadnemu chłopakowi.
Dziewczynce zatrzęsła się bródka i po policzku popłynęła łza.
– Nie dokuczaj dziecku! – Julia upomniała męża.
– Oj, trzeba ją od małego tresować!
– Przestań, Ryszard! Lepiej powiedz, czy dobrze mi w tej sukni.
– Może być, ale pośpieszmy się. Twoi bracia z żonami już na pewno są na miejscu.
– Nianiu, niech niania zaśpiewa Jasiowi kołysankę do snu. Wrócimy po północy.
Z wszystkich okien włocławskiego pałacu nazywanego Resursą Ziemiańską wylewało się światło, rzęsiście oświetlając podjazd i ośnieżoną ulicę, która tonęła w tajemniczych mrokach. Śnieg pięknie skrzył się na choinkach stojących po bokach potężnej bramy wejściowej.
W drzwiach portierzy witali wchodzących i odbierali ich okrycia. W hallu kelnerzy roznosili kieliszki z szampanem. Ryszard natychmiast opróżnił swój i sięgając po następny, z wyrazem napięcia na twarzy rozglądał się, jakby kogoś szukał. Wreszcie wypatrzył starszego nobliwego jegomościa z siwą damą u boku stojących w centrum sali. Już z daleka widać było, że to dostojnik. Pierś opinała wstęga orderowa, na serdecznym palcu prawej ręki lśnił rubinowy sygnet. Obfite ciało jego towarzyszki było spowite długą do ziemi suknią z jakiejś gazy, która mogłaby uchodzić za koszulę nocną, gdyby nie różane aplikacje i perły przy dekolcie.
– Moje uszanowanie, panie prezesie! Jakże się cieszę, że pana widzę. Och, jakże uroczo dziś pani wygląda, pani prezesowo!
– Witam pana, młodzieńcze. Czy ta mała piękność w krynolinie to pańska córka?
– Zaprawdę tak, żona obmyśliła ten piękny strój. Pozwolicie państwo, że je przedstawię. Julio, moja droga, podejdźcie do nas, proszę.
Julia ukłoniła się z szacunkiem, podając rękę prezesostwu. Ojciec z uśmiechem ujął dziewczynkę pod brodę.
– Dygnij przed państwem.
Alicja wykonała głęboki ukłon, a jej oczy sypały iskry radości. Widać było, że trafiły na łatwopalny grunt, bo pani prezesowa się rozpromieniła, na co zwrócił uwagę jej małżonek.
– Dawno cię nie widziałem takiej radosnej, duszyczko.
– Zatem musisz częściej pozwalać mi spotykać uroczą żonę i córkę pana aplikanta.
– Jest na to duża szansa, moja droga. – Tu Ryszard znieruchomiał w półukłonie. – Trzeba będzie pozwolić pójść panu Ryszardowi w ślady szwagra i na początek pomyśleć o sekretarzowaniu w sądzie okręgowym. A oto i nasz pan mecenas Szulc! O wilku mowa, panie mecenasie. Czy zarekomenduje pan swojego szwagra palestrze?
– Takiego nicponia? No, będę musiał się nad tym zastanowić.
Wszyscy poza Alicją wybuchnęli gromkim śmiechem. Dziewczynka nie wiedziała, o co chodzi, ale rzuciła się wujkowi na szyję.
Przez szeroko otwarte drzwi do sali balowej widać było pary kręcące się w rytm pięknej muzyki granej przez małą orkiestrę wojskową. Mama objęła córeczkę.
– Chodź, kochanie, pokażę ci, jak się tańczy walca.
Po chwili obie zaczęły wirować na parkiecie. Inne pary się zatrzymywały, rozległy się oklaski. Alicja z zadowoleniem zauważyła, że na twarzach innych dziewczynek maluje się zazdrość. Natomiast chłopcy byli obojętni lub robili do niej głupie miny, a nawet wysuwali języki. Ale czegóż można się było po nich spodziewać?
Do domu wrócili nad ranem wynajętą dorożką. Julia musiała zanieść śpiącą córkę do pokoju dziecięcego. Woźnica odprowadził podchmielonego Ryszarda.
Zbliżało się południe, gdy zastukano do drzwi sypialni. Najpierw delikatnie, a później całkiem głośno. Julia bezskutecznie potrząsnęła mężem. Przewrócił się jedynie na drugi bok i zachrapał. Pośpiesznie włożyła peniuar i otworzyła drzwi. Ujrzała nieco przestraszoną pokojówkę trzymającą jakiś list w ręku.
– Listonosz powiedział, że to bardzo pilne. Z sądu okręgowego.
Julia podziękowała, wzięła list i wróciła do męża, który nadal spał snem sprawiedliwego… czy też raczej przepitego. Z czułością pocałowała go w policzek. Nic to nie dało. Zaczęła lekko potrząsać jego ramieniem. W końcu Ryszard wypowiedział coś niezrozumiałego, nie otwierając oczu, po czym gwałtownie usiadł.
Zobaczył przed sobą twarz żony i bez namysłu rzucił:
– A może byśmy tak…
Julia, niby to oburzona, ofuknęła go, ale po chwili objęła i tuląc, powiedziała o tajemniczym liście. To zupełnie obudziło Ryszarda. Rozerwał kopertę i od razu rzucił okiem na podpis: „Prezes Sądu Okręgowego”. Szybko omiótł wzrokiem treść listu i wyskoczył z łóżka z radosnym okrzykiem.
– Juleczko, przeprowadzamy się do Radziejowa! Zostałem sekretarzem sądu okręgowego!
Julia nie wiedziała, czy cieszyć się, czy płakać. Górę wzięła lojalność i zaufanie do męża. Mimo obaw przed nieznanym postanowiła, że nie da mu tego odczuć.
Pozorna stabilizacja
Ryszard większość czasu spędzał w Radziejowie, gdzie wynajmował mały pokój. Kilka miesięcy trwało, zanim znalazł odpowiedni dom dla rodziny i Julia w końcu uporała się z pakowaniem wszystkich rzeczy, które uznała za niezbędne w nowym miejscu zamieszkania. Wreszcie nadszedł dzień przeprowadzki.
Jaś krzyczał wniebogłosy. Krzyczał przeraźliwie. Można by powiedzieć, że cały stał się jednym wielkim krzykiem. Wciśnięty w wiklinowy fotelik w kącie pokoju jedną ręką tulił do piersi pluszowego misia, a drugą kurczowo trzymał stolik dziecięcy, na którym leżały drewniane klocki.
Wynajęci tragarze zawładnęli całym mieszkaniem. Wszędzie było ich pełno. Owijali meble w płótno, okręcając sznurkami, zabezpieczali lampy i obrazy papierem. Wynosili ciężkie przedmioty, owinięci szerokimi pasami. Zakłopotani zaglądali do pokoju dziecięcego i nie wiedzieli, co począć z malcem pilnującym swoich skarbów.
Julia właśnie wróciła po spotkaniu z kuzynkami na mieście i pędem pobiegła do synka, który od razu wyciągnął do niej rączki. Przed dwiema godzinami zostawiła go pod opieką niani, nie spodziewając się, że on nie pozwoli nikomu do siebie podejść. Objął ją i przytulił do jej policzka swoją mokrą od łez i smarków twarzyczkę.
– Już dobrze, kochanie, już dobrze.
– Wcale nie jest dobrze! – zawołał malec. – Zniszczyli mój kąt. Nie mam już niczego.
– Będziesz miał taki sam kąt w nowym domu. Obiecuję.
– Nie chcę nowego domu!
– Obiecuję, że będzie tak samo, a nawet lepiej.
– Nie chcę lepiej. Chcę tak samo!
– Dobrze. Już, uspokój się. Mamusia dopilnuje, żeby było tak samo.
To wreszcie pomogło i Jaś dał się ubrać i przenieść do drzwi wejściowych, gdzie już czekała Alusia. Przed domem stał woźnica w kapeluszu i z batem w ręku.
– Czeka nas wspaniała wycieczka. Pojedziemy bryczką, na pewno woźnica pozwoli ci trochę powozić zaprzęgiem. Tatuś już tam na nas czeka. Zobacz, furmanki są pełne naszych rzeczy. Twoich też! Zawiozą wszystko do nowego domu. Alusia jest taka kochana, obiecała oddać ci swojego starego misia.
Jaś uśmiechnął się do Ali, wtulił w misia i zmęczony płaczem zasnął, gdy tylko powóz zaczął się kołysać. Przespał niemal całą drogę. Obudził się na godzinę przed końcem podróży, a mama pozwoliła mu przesiąść się na siedzenie koło woźnicy. Dostał do ręki lejce i znowu był zadowolony.
Przed Radziejowem powóz się zatrzymał, Jaś przesiadł się do mamy i niebawem przybyli pod ładny dom z dwiema kolumnami podtrzymującymi portyk osłaniający szerokie odrzwia.
Na progu powitał ich rozradowany Ryszard.
– W takim dworku się urodziłem. Potem ojciec musiał go sprzedać i wyprowadził nas do kamienicy w mieście. Teraz po latach wracamy do pieleszy.
Julia wybiegła mu naprzeciw i rzuciła się na szyję. W ślad za mamą Ala też objęła tatę rączkami. Jaś był mniej wylewny i zbliżył się z ociąganiem, tuląc misia i zachowując bezpieczną odległość od rozweselonej rodziny.
Dworek był obszerniejszy niż ich dotychczasowe mieszkanie. Dzieci dostały oddzielne pokoiki na poddaszu, każdy z małym balkonikiem otulonym mansardowym dachem i z widokiem na niewielki ogród. Jeszcze przed zmrokiem tragarze wnieśli meble, zmontowali łóżka.
Jaś bacznie obserwował pracę robotników, których pilnowała mama, aby ustawili meble w jego pokoiku tak, jak były rozmieszczone w ich poprzednim mieszkaniu. Teraz znowu miał swój kąt, mógł też wyjść na balkonik zabezpieczony wysoką balustradą.
– Popatrz, jak pięknie wygląda niebo tej nocy. O, a tam, spójrz, spadające gwiazdy. O, następna, i patrz, kolejne. Tak jest tylko w sierpniu.
– A dlaczego, mamusiu?
– Jutro poprosisz tatę, to ci opowie, a teraz marsz do łóżka. Jak będziesz grzecznie leżał, to jeszcze poczytam ci książeczkę.
– A Alusia?
– Alusia już smacznie śpi w swoim pokoiku.
Mama czytała przy świetle lampy naftowej. Światło było inne niż to elektryczne, które mieli w swoim poprzednim mieszkaniu. Właściwie było przytulniejsze. Żółtawe i migocące. Mama czytała opowiadanie o przyjaźni chłopca z pieskiem. Jaś też chciał mieć takiego pieska. Mógłby się nim opiekować. Zamknął oczy i zasnął, marząc o włochatym przyjacielu.
Tak szybkie zaśnięcie było niewątpliwie wynikiem zmęczenia i dużej ilości wrażeń. Następne wieczory wyglądały zupełnie inaczej. Chłopczyk udawał, że zasypia, a gdy mama delikatnie go całowała, gasiła lampę i wychodziła na palcach, on jeszcze chwilę leżał nieruchomo. Potem otwierał oczy i intensywnie wpatrywał się w sufit w oczekiwaniu, że odnajdzie Kulfona, który przecież w jego dawnym pokoiku ukazywał mu się co wieczór. Szukał rysunku pęknięć i zacieków na suficie, ale świeżo odmalowane wnętrze nie pozwalało wywołać znanych obrazów. W końcu którejś nocy wpadł na pomysł, że wyjdzie na balkon i poszuka przyjaciela i jego rumaków na gwiaździstym niebie. Może tam się schował? Noc była gorąca, grały świerszcze i pachniały letnie kwiaty.
Spojrzał w niebo. „Ależ tam się dzieje!”, pomyślał. Ale niewygodnie jest tak stać i zadzierać głowę. Zabrał koc z łóżeczka i położył go na balkonie. Leżąc, mógł przyglądać się rozgwieżdżonemu niebu. Po chwili zaczął szukać jakiegoś porządku w tym galimatiasie niezliczonej ilości gwiazd. Czy rzeczywiście niezliczonej?
Alicja uczyła się rachować. Na Jasia nikt nie zwracał uwagi, gdy siedział sobie cicho w kącie, a pani nauczycielka wymieniała cyfry, mówiła, jak się je dodaje, odejmuje. Zapisywała symbole na kartkach. Alicja wierciła się bardzo w czasie tych lekcji. Nie mogła się skupić, nic nie zapamiętywała. Pani musiała po wielokroć powtarzać proste zadania. A już prawdziwa klęska nadeszła, gdy zaczęto uczyć Alusię tabliczki mnożenia.
Jaś ot tak sobie, siedząc cichutko, niezauważony, w lot wszystko zapamiętywał. Błyskawicznie rozwiązywał zadania, nad którymi Ala płakała, przyglądając się pisanym przez nauczycielkę cyfrom niewidzącym spojrzeniem. Potem Jaś już nawet tej pani nie słuchał, bo sam sobie wymyślał zadania i w pamięci wykonywał coraz bardziej skomplikowane obliczenia.
„Czy da się jakoś pogrupować te gwiazdy, oznaczyć i policzyć?”, zastanawiał się, patrząc w niebo podekscytowany zadaniem, które przed sobą postawił. Obserwacja gwiazd tak go pochłonęła, że nie zwrócił uwagi na krzyki i głośne kroki na schodach.
A to właśnie ojciec wrócił do domu i zachowywał się tak, jak nigdy wcześniej. Głośno, bełkotliwie wykrzykiwał, trzaskał drzwiami. Popchnął żonę i wołał, że szuka syna. Julia była przerażona. Ryszard wyglądał tak, jak jej starsi bracia po wypiciu zbyt dużej ilości wódki. Jednak oni nigdy nie wszczynali awantur, raczej dobrotliwie przepraszali wszystkich za swój stan. Ryszard kolejny raz popchnął żonę, obrzucając ją wyzwiskami. Zobaczyła to zbudzona hałasem Ala, zaglądając do sypialni rodziców. Podbiegła do mamy, przytuliła się do niej, cicho chlipiąc i próbując ją podnieść.
– Nic to, Alusiu, tatusiowi coś zaszkodziło.
On jednak popchnął żonę jeszcze mocniej, uderzył ją łokciem w twarz i bujając się, wyszedł na korytarz, a potem po schodach w górę na poddasze. Otworzył drzwi do pokoiku syna, a nie znajdując go w łóżku, wypadł na balkon. Dopiero wtedy Jaś oderwał wzrok od gwiazd i przestraszony skulił się pod kocykiem.
– Ty przygłupie jeden, co tu wyczyniasz?! Oj, dam ci nauczkę! Powąchasz mojego paska! – Nie był gołosłowny. Wyciągnął pasek ze spodni i uderzył nim chłopca z całych sił.
Następnego dnia Jaś nawet nie wychylił nosa spod pierzyny, chociaż dawno już nie spał. W skupieniu ssał kciuk. Julia zadysponowała żurek z kiełbasą i jajkiem, aby dogodzić ukochanemu. Zaniosła mu talerz do sypialni i ignorując odór przetrawionej wódki, delikatnie gładziła męża po policzku, przemawiając pieszczotliwie jak do chorego dziecka.
Ryszard w końcu otworzył oczy, usiadł na łóżku i nic nie mówiąc, spałaszował podany mu na tacy żurek. Potem spojrzał na żonę zakłopotany i dotknął jej podbitego oka, pocałował w rękę.
– Co ci się stało, kochanie?
– Już nawet nie pamiętasz… Nie spodziewałam się, że kiedyś doprowadzisz się do takiego stanu. Byłeś tak pijany, że pchnąłeś mnie z całych sił i jeszcze skrzywdziłeś naszego synka.
– Bardzo boli mnie głowa i chce mi się wymiotować.
– Nie zasługujesz na troskę, ale zaraz przyniosę ci kompres na głowę i tabletkę z kogucikiem. Potem, jak się lepiej poczujesz, pójdziemy razem do Jasia. Pewnie tego nie pamiętasz, ale biłeś go wczoraj paskiem. Jest teraz zlękniony.
– Coś sobie przypominam. Zdenerwował mnie kolejnym dziwactwem. Leżał w nocy na balkonie i patrzył w niebo. Przyda mu się trochę dyscypliny, bo inaczej wyrośnie na zupełnego idiotę.
– Nie mów tak, to dobre dziecko. Jest tylko trochę skryty.
– Bo ty nie masz pojęcia o wychowywaniu chłopaka. Ten przygłup w ogóle się mnie nie słucha. Nawet nie patrzy mi w oczy, gdy do niego mówię. Z takim nie można się cackać! – Ryszard podniósł głos.
– Tak nie można! Nie rób tak nigdy więcej…
– No już dobrze, kochanie, nie chciałem cię skrzywdzić. Rysio kocha swoją żoneczkę.
Kolejne tygodnie upływały, można by rzec, sielankowo. Julia i Ryszard wyglądali na zakochaną młodą parę. Chodzili na spacery z dziećmi, które przekonano, że tamtej nocy tatuś zjadł jakąś truciznę na kolacji w restauracji. Przy okazji Julia przestrzegała, żeby uważały na nieświeże potrawy i nigdy niczego nie podnosiły z ziemi ani nie brały od nieznajomych, bo może ich spotkać to samo co tatę lub coś jeszcze gorszego.
Alusia matkowała lalkom i chętnie uczyła się wierszyków i piosenek. Potem przy obiedzie radośnie recytowała i śpiewała rodzinie, bez żadnej tremy. Jaś na dobre stworzył sobie rytuał grupowania i liczenia gwiazd na niebie. Robił tak codziennie po rzekomym zaśnięciu, gdy tylko pogoda na to pozwalała.
Rodzina Waldorfów miała podstawy do przekonania, że nadchodzący tysiąc dziewięćset trzydziesty ósmy rok przyniesie im dalsze sukcesy i stabilny rozwój. Po Nowym Roku w domach urzędników i okolicznych ziemian urządzano po kolei spotkania dzieci i ich rodziców, podczas których organizowano gry zespołowe, zabawy w chowanego i zajadano się ciastami pieczonymi przez kucharki. Wieczorami młodzi rodzice chodzili na bale karnawałowe, zostawiając dzieci pod opieką niani i pokojówki. Ryszard przy każdej takiej okazji nie odmawiał spełniania licznych toastów. Niestety, gdy wracali do domu, bełkotał, stawał się zadziorny, najbardziej prześladując żonę. Miał też kłopoty z równowagą i wtedy Julia była jego dosłowną fizyczną podporą. Następnego dnia znowu bolała go głowa, miał nudności i gorąco przepraszał żonę za agresję, co każdorazowo było przez nią przyjmowane z ulgą i wiarą, że to się już więcej nie powtórzy. Julia nauczyła się też jak kwoka chronić w takich sytuacjach dzieci, zwłaszcza Jasia, wobec którego ojciec bywał szczególnie srogi i skory do bicia.
Nie zawsze jednak to się udawało. Pewnego razu podczas obiadu Ryszard zwrócił się do syna z pytaniem, czy mógłby mu podać solniczkę. Chłopiec stwierdził, że mógłby, i dalej zajadał. Poirytowany ojciec ponowił pytanie i sytuacja się powtórzyła. Tego już nie wytrzymał. Poderwał się, podniósł syna z krzesła i dał mu potężnego klapsa. Julia z wyrazem udręki poprosiła męża, żeby nie karał chłopczyka, który pewnie trochę inaczej rozumie słowa i polecenia.
– O to właśnie chodzi! – krzyknął władczo ojciec. – A teraz marsz do kąta i klęczeć tam przez pół godziny. Oduczysz się, smarkaczu, odmawiać prośbom ojca.
Zrezygnowany chłopiec powoli udał się na miejsce kaźni, mamrocząc cicho pod nosem:
– Przecież tata nie prosił, przecież tata nie prosił. Przecież tata nie pro…
Ukaranie Janka wstrząsnęło Alicją, która z płaczem pobiegła zamknąć się w swoim pokoiku. Julia nie protestowała, jedynie błagalnie spojrzała na męża i schowała głowę w rękach, aby powstrzymać łzy. Gdy Ryszard zapalił papierosa i wyszedł przed dom, podeszła do syna i go przytuliła. Nie miała jednak dość determinacji, żeby złamać mężowski nakaz. Gdy minęło pół godziny, podała Jasiowi pyszny czekoladowy budyń i odprowadziła go do pokoiku.
Nigdy więcej nikt o tym w domu nie rozmawiał.
Szybko mijały miesiące zimowe i wiosenne. Przed małą Alicją otwierała się perspektywa wakacji. Jaś cieszył się razem z nią, chociaż nie bardzo wiedział z czego. Przecież jeszcze nie chodził do szkoły.
Na letnisku
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Inni
ISBN: 978-83-8373-689-1
© Wojciech Maksymowicz i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Dagmara Ślęk-Paw
KOREKTA: Bogusława Brzezińska
OKŁADKA: Marta Lisowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek