Inteligencja. Twórcza odpowiedź na nasze czasy - Osho - ebook

Inteligencja. Twórcza odpowiedź na nasze czasy ebook

Osho

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jak w twórczy sposób zmierzyć się z wyzwaniami zmieniającego się świata

OSHO przekonuje, że najlepszą metodą usprawnienia inteligencji nie jest wcale trening skupiony na intelekcie. Intelekt operuje logiką, a inteligencja działa w sposób paradoksalny. Intelekt rozkłada zjawiska na czynniki, aby przekonać się, w jaki sposób funkcjonują. Inteligencja scala je, aby objąć całokształt rzeczy. OSHO podkreśla, że gdy edukacja kładzie zbyt duży nacisk na rozwój intelektu, zostaje zaburzona naturalna równowaga, niezbędna w rozwoju jednostki i społeczeństwa. Tylko poprzez dowartościowanie inteligencji możemy w twórczy sposób zmierzyć się z wyzwaniami zmieniającego się świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 245

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

Inteligencja nie jest tym, za co ją uważasz

Przede wszyst­kim zapa­mię­taj sobie, że inte­lekt to nie inte­li­gen­cja. Bycie inte­lektualistą to pozer­stwo, uda­wa­nie inte­li­gen­cji. To nie jest praw­dziwa inte­li­gen­cja, bo nie jest twoja, tylko zapo­ży­czona.

Inte­li­gen­cja to roz­wój wewnętrz­nej świa­do­mo­ści. Nie ma to nic wspól­nego z wie­dzą; ma coś wspól­nego z medy­ta­cją. Inte­li­gentna osoba nie działa z prze­szłego doświad­cze­nia; działa w teraź­niej­szo­ści. Nie reaguje, lecz odpo­wiada. Dla­tego zawsze jest nie­prze­wi­dy­walna; ni­gdy nie można być pew­nym, co zrobi.

Kato­lik, pro­te­stant i żyd roz­ma­wiali ze wspól­nym przy­ja­cie­lem, który oznaj­mił, że dano mu wła­śnie sześć mie­sięcy życia.

– Co byście zro­bili na moim miej­scu? – zapy­tał.

– No cóż – powie­dział kato­lik – oddał­bym cały mój doby­tek Kościo­łowi, przy­stę­po­wał do komu­nii w każdą nie­dzielę i regu­lar­nie odma­wiał zdro­waśki.

– A ty? – zapy­tał pro­te­stanta.

– Sprze­dał­bym wszystko, poje­chał na wycieczkę dokoła świata i świet­nie bym się bawił!

– A ty? – zapy­tał żyda.

– Ja? Poszedł­bym do innego leka­rza.

Oto inte­li­gen­cja!

INTELIGENCJA – DAR NATURY

Inte­li­gen­cja jest nie­od­łączna od życia; jest jego natu­ralną cechą. Tak jak ogień, który zawsze jest gorący, powie­trze – nie­wi­dzialne, woda – pły­nie w dół, tak samo życie jest inte­li­gentne.

Inte­li­gen­cja nie jest osią­gnię­ciem. Rodzisz się inte­li­gentny. Drzewa są na swój spo­sób inte­li­gentne – mają wystar­cza­jąco dużo inte­li­gen­cji, aby żyć wła­snym życiem. Ptaki są inte­li­gentne; tak samo zwie­rzęta. W isto­cie to, co reli­gie uwa­żają za Boga, ozna­cza tylko to jedno: wszech­świat jest inte­li­gentny, wszę­dzie ukryta jest inte­li­gen­cja. I jeśli twoje oczy widzą, możesz dostrzec to wszę­dzie. Życie jest inte­li­gen­cją.

Tylko czło­wiek stał się nie­in­te­li­gentny. Czło­wiek zakłó­cił natu­ralny bieg życia. Brak inte­li­gen­cji przy­da­rza się tylko ludziom. Czy widzia­łeś kie­dyś ptaka, o któ­rym mógł­byś powie­dzieć, że jest głupi? Czy widzia­łeś kie­dyś zwie­rzę, o któ­rym mógł­byś powie­dzieć, że zacho­wuje się idio­tycz­nie? Nie, takie rze­czy zda­rzają się tylko czło­wiekowi. Coś poszło nie tak. Inte­li­gen­cja czło­wieka została zakłó­cona, zde­pra­wo­wana, oka­le­czona.

Medy­ta­cja to nic innego jak usu­wa­nie tego zakłó­ce­nia. Medy­ta­cja nie byłaby w ogóle potrzebna, gdyby pozo­sta­wić czło­wieka samemu sobie. Gdyby do inte­li­gen­cji czło­wieka nie wtrą­cał się ksiądz i poli­tyk, nie byłaby potrzebna żadna medy­ta­cja. Medy­ta­cja leczy – naj­pierw trzeba stwo­rzyć cho­robę, potem potrzebna jest medy­ta­cja. Jeśli nie ma cho­roby, medy­ta­cja nie jest potrzebna. Nie przy­pad­kiem słowa medy­cyna i medy­ta­cja wywo­dzą się z tego samego rdze­nia. Ona leczy.

Czy widzia­łeś kie­dyś ptaka, o któ­rym mógł­byś powie­dzieć, że jest głupi? Czy widzia­łeś kie­dyś zwie­rzę, o któ­rym mógł­byś powie­dzieć, że zacho­wuje się idio­tycz­nie? Nie, takie rze­czy zda­rzają się tylko czło­wie­kowi. Coś poszło nie tak.

Każde dziecko rodzi się inte­li­gentne; w chwili naro­dzin rzu­camy się na nie i zaczy­namy nisz­czyć jego inte­li­gen­cję, ponie­waż inte­li­gen­cja jest nie­bez­pieczna dla struk­tury poli­tycz­nej, spo­łecz­nej i reli­gij­nej. Jest nie­bez­pieczna dla papieża, dla księ­dza, dla przy­wódcy. Nie­bez­pieczna dla sta­tus quo, usta­lo­nego porządku. Inte­li­gen­cja ze swej natury jest bun­tow­ni­cza. Nie można jej znie­wo­lić. Jest bar­dzo aser­tywna, indy­wi­du­alna. Nie można jej zmu­sić do mecha­nicz­nego naśla­do­wa­nia.

Z ludzi trzeba zro­bić kopie; ich ory­gi­nal­ność musi zostać znisz­czona, bo ina­czej nie zgo­dzi­liby się na cały ten non­sens, jaki ist­nieje na ziemi. Potrze­bu­jesz przy­wódcy, bo ode­brano ci inte­li­gen­cję – ina­czej nie byłby potrzebny żaden przy­wódca. Dla­czego miał­byś podą­żać za kimś? Kie­ro­wał­byś się wła­sną inte­li­gen­cją. Jeśli chcesz zostać przy­wódcą, trzeba zro­bić jedną rzecz: trzeba jakoś znisz­czyć twoją inte­li­gen­cję. Trzeba ode­rwać cię od two­ich korzeni, zastra­szyć. Trzeba ode­brać ci wiarę w sie­bie – to koniecz­ność. Tylko wów­czas możesz stać się przy­wódcą.

Jeśli jesteś inte­li­gentny, sam roz­wią­żesz swoje pro­blemy. Inte­li­gen­cja wystar­cza, żeby roz­wią­zać wszyst­kie pro­blemy. W isto­cie masz wię­cej inte­li­gen­cji niż wszyst­kich pro­ble­mów życio­wych razem wzię­tych. To zabez­pie­cze­nie, dar natury. Ale są ambitni ludzie, któ­rzy chcą rzą­dzić, domi­no­wać; są ambitni sza­leńcy – to oni two­rzą w tobie lęk. Lęk jest jak rdza: nisz­czy całą inte­li­gen­cję. Jeśli chcesz znisz­czyć czy­jąś inte­li­gen­cję, przede wszyst­kim musisz stwo­rzyć lęk: stwo­rzyć pie­kło i spra­wić, by ludzie się bali. Kiedy ludzie boją się pie­kła, pójdą pokło­nić się przed księ­dzem. Będą go słu­chać. Jeśli nie posłu­cha­liby księ­dza, wpa­dliby w ogień pie­kielny – oczy­wi­ście, że się boją. Muszą się chro­nić przed ogniem pie­kielnym, więc potrze­bują księ­dza. Ksiądz staje się nie­zbędny.

Sły­sza­łem o dwóch męż­czy­znach, part­ne­rach w biz­ne­sie. Pro­wa­dzili wyjąt­kową dzia­łal­ność. Podró­żo­wali po całym kraju. Jeden z nich przy­by­wał do mia­sta; w nocy krą­żył, rzu­ca­jąc w okna smołą węglową, i zni­kał ran­kiem. Po dwóch lub trzech dniach poja­wiał się drugi. Ofe­ro­wał czysz­cze­nie okien ze smoły. I ludzie oczy­wi­ście pła­cili – musieli pła­cić. Tamci byli wspól­ni­kami w biz­ne­sie. Jeden czy­nił szkodę, drugi przy­cho­dził, żeby ją napra­wiać.

Jeśli chcesz znisz­czyć czy­jąś inte­li­gen­cję, przede wszyst­kim musisz stwo­rzyć lęk: stwo­rzyć pie­kło i spra­wić, by ludzie się bali.

Trzeba stwo­rzyć lęk i trzeba stwo­rzyć chci­wość. Inte­li­gen­cja nie jest chciwa. Jeste­ście zasko­czeni, sły­sząc, że inte­li­gentny czło­wiek nie jest chciwy. Chci­wość wiąże się z bra­kiem inte­li­gen­cji. Gro­ma­dzi­cie zapasy na jutro, bo nie jeste­ście prze­ko­nani, że jutro dacie sobie radę. Ina­czej po co byłoby gro­ma­dzić? Sta­je­cie się skne­rami, sta­je­cie się chciwi, bo nie wie­cie, czy jutro wasza inte­li­gen­cja będzie mogła pora­dzić sobie z życiem. Kto wie? Nie macie zaufa­nia do wła­snej inte­li­gen­cji, więc gro­ma­dzi­cie, sta­je­cie się chciwi. Inte­li­gentna osoba nie boi się, nie jest chciwa.

Chci­wość i lęk idą w parze – dla­tego niebo i pie­kło idą w parze. Pie­kło to lęk, niebo to chci­wość. Stwórz­cie w ludziach lęk i stwórz­cie chci­wość – uczyń­cie ich tak bar­dzo chci­wymi, jak to tylko moż­liwe. Uczyń­cie ich tak chci­wymi, żeby życie nie mogło ich zado­wo­lić, wtedy pójdą do księ­dza i do poli­tyka. Wtedy zaczną fan­ta­zjo­wać o jakimś przy­szłym życiu, w któ­rym speł­nią się ich głu­pie pra­gnie­nia i głu­pie fan­ta­zje. Zauważ­cie – żądać niemoż­liwego, to być nie­in­te­li­gent­nym.

Czło­wiek inte­li­gentny jest cał­ko­wi­cie usa­tys­fak­cjo­no­wany tym, co jest osią­galne. Dąży do tego, co jest praw­do­po­dobne; ni­gdy nie dąży do tego, co jest nie­moż­liwe i niepraw­do­po­dobne. Patrzy na życie i jego ogra­ni­cze­nia. Nie jest per­fek­cjo­ni­stą. Per­fek­cjo­ni­sta jest neu­ro­ty­kiem. Jeśli jesteś per­fek­cjo­ni­stą, sta­niesz się neu­ro­tyczny.

Na przy­kład, jeśli kochasz kobietę i żądasz od niej abso­lut­nej wier­no­ści, to nie tylko ty osza­le­jesz, ale i ona. To nie jest moż­liwe. Abso­lutna wier­ność zna­czy, że ona nawet nie pomy­śli, nawet nie zama­rzy o innym męż­czyź­nie – to niemoż­liwe. Kim jesteś? Dla­czego ona się w tobie zako­chała? Ponie­waż jesteś męż­czy­zną. Jeśli mogła się w tobie zako­chać, dla­czego nie może pomy­śleć o innych? Ta moż­li­wość pozo­staje otwarta. Jak ma sobie pora­dzić, jeśli widzi prze­cho­dzą­cego obok przy­stoj­nego męż­czy­znę i powstaje w niej pra­gnie­nie? Nawet powie­dzieć: „Ten męż­czy­zna jest przy­stojny”, zna­czy pra­gnąć. Poja­wia się pra­gnie­nie. Mówisz, że coś jest piękne tylko wtedy, gdy czu­jesz, że warto to posia­dać, cie­szyć się tym. Nie jesteś wobec tego obo­jętny.

A jeśli żądasz cał­ko­wi­tej wier­no­ści – jak to się zwy­kle dzieje – musi powstać kon­flikt i sta­jesz się podejrz­liwy. Będziesz podejrz­liwy, bo znasz swój umysł – myślisz o innych kobie­tach, więc jak mógł­byś uwie­rzyć, że twoja kobieta nie myśli o męż­czy­znach? Wiesz, o czym myślisz, więc wiesz, że ona myśli o tym samym. Tak powstaje nie­uf­ność, kon­flikt, męczar­nia. Miłość, która była moż­liwa, stała się niemoż­liwa z powodu nie­speł­nial­nego pra­gnie­nia.

Ludzie żądają cze­goś, czego nie da się zro­bić. Chcesz bez­pie­czeń­stwa na przy­szłość, a to nie jest moż­liwe. Chcesz cał­ko­wi­tego bez­pie­czeń­stwa na jutro – tego nie można zagwa­ran­to­wać; to nie leży w natu­rze życia. Osoba inte­li­gentna wie, że to nie leży w natu­rze życia. Przy­szłość pozo­staje otwarta – bank może zban­kru­to­wać, żona może uciec z kimś innym, mąż może umrzeć, dzieci mogą oka­zać się nie­go­dziwe. Kto zna jutro? Możesz zacho­ro­wać, zostać kaleką. Kto zna jutro?

Jeśli żądasz bez­piecz­nego jutra, to zna­czy, że żyjesz w cią­głym lęku. Bez­pie­czeń­stwo nie jest moż­liwe, więc jeśli boisz się nie­pew­no­ści, nie uda ci się poko­nać swo­jego lęku. Lęk będzie obecny, będziesz drżał – a w mię­dzy­cza­sie prze­ga­pisz chwilę obecną. Pra­gnie­niem bez­pie­czeń­stwa na przy­szłość nisz­czysz teraź­niej­szość, która jest jedy­nym dostęp­nym życiem. Będziesz sta­wał się coraz bar­dziej roz­trzę­siony, zalęk­niony, chciwy.

Rodzi się dziecko; dziecko jest bar­dzo otwarte, bar­dzo inte­li­gentne. Ale my rzu­camy się na nie, zaczy­namy nisz­czyć jego inte­li­gen­cję. Zaczy­namy two­rzyć w nim lęk. Nazy­wamy to nauką, udzie­la­niem rad, jak ma radzić sobie z życiem. Nie ma w nim lęku, ale my two­rzymy w nim lęk.

Szkoły, uczel­nie, uni­wer­sy­tety – coraz bar­dziej pozba­wiają je inte­li­gen­cji. Wyma­gają głu­pich rze­czy. Wyma­gają ucze­nia się na pamięć głu­pich rze­czy, w któ­rych dziecko i jego natu­ralna inte­li­gen­cja nie widzą sensu. Po co? Dziecko nie może dostrzec sensu. Dla­czego pchać mu do głowy te rze­czy? Ale uni­wer­sy­tet, col­lege, dom, rodzina, osoby życz­liwe mówią: „Wku­waj! Teraz nie wiesz, ale póź­niej będziesz wie­dział, dla­czego to jest potrzebne”.

Wku­waj histo­rię, wszyst­kie nie­do­rzecz­no­ści, jakie ludzie robili innym ludziom, całe to sza­leń­stwo – stu­diuj to! A dziecko nie może dostrzec sensu. Dla­czego ważne jest, że taki, a nie inny król rzą­dził Anglią wtedy to a wtedy? Ale dziecko musi uczyć się na pamięć tych bzdur. Oczy­wi­ście, to coraz bar­dziej obciąża, kale­czy jego inte­li­gen­cję. Zbiera się na niej coraz wię­cej kurzu. Kiedy ktoś opusz­cza uni­wer­sy­tet, jest już nie­in­te­li­gentny – uni­wer­sy­tet zro­bił swoje. Bar­dzo rzadko się zda­rza, żeby ktoś ukoń­czył uni­wer­sy­tet i pozo­stał inte­li­gentny. Bar­dzo nie­wielu ludzi jest w sta­nie wymknąć się uni­wer­sy­tetowi, unik­nąć go, przejść przez uni­wer­sy­tet, a mimo to oca­lić swoją inte­li­gen­cję – nie­zwy­kle rzadko. To wielka maszy­ne­ria, która ma cię znisz­czyć.

Z chwilą, kiedy sta­jesz się wykształ­cony, sta­jesz się nie­in­te­li­gentny.

Nie widzisz tego? Wykształ­cona osoba zacho­wuje się bar­dzo nie­in­te­li­gent­nie. Udaj się do pry­mi­tyw­nych ludzi, któ­rzy nie mają wykształ­ce­nia, a ujrzysz dzia­ła­nie czy­stej inte­li­gen­cji.

Sły­sza­łem…

Kobieta pró­bo­wała otwo­rzyć puszkę, ale nie mogła wpaść na to, jak to zro­bić. Poszła więc zaj­rzeć do książki kuchar­skiej. Kiedy ją prze­szu­ki­wała, nad­szedł kucharz i otwo­rzył puszkę. Wró­ciła i zasko­czona zapy­tała kucha­rza: „Jak to zro­bi­łeś?”.

Kucharz odparł: „Pro­szę pani, jeśli nie umie się czy­tać, trzeba uży­wać wła­snej inte­li­gen­cji”.

To prawda. Jeśli nie umiesz czy­tać, musisz uży­wać inte­li­gen­cji. Cóż innego możesz zro­bić? Z chwilą, gdy zaczniesz czy­tać – opa­nu­jesz te trzy nie­bez­pieczne rze­czy: czy­ta­nie, pisa­nie i aryt­me­tykę – nie będziesz musiał być inte­li­gentny; zadbają o to książki.

Czy zauwa­ży­łeś? Kiedy ktoś zaczyna pisać na kom­pu­te­rze, traci swój cha­rak­ter pisma; prze­staje ład­nie pisać. Nie musi: kom­pu­ter się o to trosz­czy. Kiedy nosisz w kie­szeni kal­ku­la­tor, zapo­mi­nasz całą aryt­me­tykę – po co masz ją pamię­tać? Wcze­śniej czy póź­niej wszy­scy będą nosić małe kom­pu­terki. Będą mieli wszyst­kie infor­ma­cje z Ency­klo­pe­dii Bri­tan­nica i nie będą już musieli być inte­li­gentni; kom­pu­ter o to zadba.

Idź­cie do ludzi pry­mi­tyw­nych, nie­wy­kształ­co­nych, wie­śnia­ków, a znaj­dzie­cie sub­telną inte­li­gen­cję. Tak, oni nie są zbyt­nio „na cza­sie” – to prawda. Nie wie­dzą zbyt wiele – to prawda, ale są bar­dzo inte­li­gentni. Ich inte­li­gen­cja jest jak pło­mień bez dymu.

Medy­ta­cja potrzebna jest tylko do tego, żeby cof­nąć to, co zro­biło spo­łe­czeń­stwo. Medy­ta­cja działa wstecz: po pro­stu usuwa szkody, nisz­czy cho­roby. A kiedy cho­roba ustę­puje, wasze dobre samo­po­czu­cie utrzy­muje się samo z sie­bie.

Spo­łe­czeń­stwo, z jakichś powo­dów, zro­biło coś złego z czło­wie­kiem. Chce, żeby­ście byli nie­wol­ni­kami, chce, żeby­ście zawsze się bali. Chce, żeby­ście zawsze byli chciwi, zawsze ambitni, żeby­ście zawsze współ­za­wod­ni­czyli. Chce, żeby­ście byli zobo­jęt­niali, pełni zło­ści i nie­na­wi­ści. Chce, żeby­ście pozo­stali słabi, nie­ory­gi­nalni – jak kopie. Nie chce, żeby­ście się stali ory­gi­nalni, uni­kalni i bun­tow­ni­czy – nie. Dla­tego wasza inte­li­gen­cja została znisz­czona.

Medy­ta­cja potrzebna jest tylko do tego, żeby cof­nąć to, co zro­biło spo­łe­czeń­stwo. Medy­ta­cja działa wstecz: po pro­stu usuwa szkody, nisz­czy cho­roby. A kiedy cho­roba ustę­puje, wasze dobre samo­po­czu­cie utrzy­muje się samo z sie­bie.

W ostat­nim stu­le­ciu prze­sa­dzi­li­śmy: edu­ka­cja uni­wer­sy­tecka stała się kata­strofą. A pamię­taj­cie, nie jestem prze­ciw edu­ka­cji, jestem prze­ciwko tej edu­ka­cji. Moż­liwa jest innego rodzaju edu­ka­cja, taka, która będzie przy­czy­niać się do wyostrze­nia waszej inte­li­gen­cji, nie do nisz­cze­nia jej; która nie będzie obcią­żać jej nie­po­trzeb­nymi fak­tami, nie­po­trzebną wie­dzą, która nie będzie obcią­żać jej wcale, ale raczej pomoże jej stać się bar­dziej pro­mienną, świeżą i młodą.

Ta edu­ka­cja daje wam tylko zdol­ność zapa­mię­ty­wa­nia. Tamta da wam zdol­ność uzy­ska­nia więk­szej jasno­ści. Ta edu­ka­cja nisz­czy waszą inwen­cję. Tamta pomoże wam ją roz­wi­nąć.

Edu­ka­cja, któ­rej chciał­bym dla świata, na przy­kład nie będzie wyma­gać, żeby dziecko odpo­wia­dało w stary, ste­reo­ty­powy spo­sób. Nie będzie zachę­cać do powta­rza­nia, mał­po­wa­nia. Będzie zachę­cać do inwen­cji. Nawet gdy wymy­ślona odpo­wiedź nie będzie tak pra­wi­dłowa, jak ta sko­pio­wana, to jed­nak będzie się doce­niać dziecko, które wnio­sło nowe roz­wią­za­nie sta­rego pro­blemu. Z pew­no­ścią odpo­wiedź dziecka nie może być tak pra­wi­dłowa, jak odpo­wiedź Sokra­tesa – oczy­wi­ście, odpo­wiedź małego dziecka nie może być tak ści­sła, jak odpo­wiedź Alberta Ein­ste­ina. Ale głu­potą jest żądać, żeby dziecko odpo­wie­działo tak dobrze jak Albert Ein­stein. Gdy dziecko jest pomy­słowe, zmie­rza w dobrą stronę; pew­nego dnia sta­nie się Alber­tem Ein­steinem. Jeśli natu­ral­nie pró­buje stwo­rzyć coś nowego, ma swoje ogra­ni­cze­nia, ale wła­śnie jego próba stwo­rze­nia cze­goś nowego powinna być doce­niona i pochwa­lona.

Edu­ka­cja nie powinna opie­rać się na rywa­li­za­cji. Ludzi nie powinno się porów­ny­wać ze sobą. Rywa­li­za­cja jest bar­dzo agre­sywna i destruk­cyjna. Ktoś nie jest dobry w mate­ma­tyce i nazy­wa­cie go prze­cięt­nia­kiem. A on może być dobrym sto­la­rzem, ale nikt na to nie zwraca uwagi. Dziew­czynę, która nie jest dobra w lite­ra­tu­rze, nazy­wa­cie głu­pią – a ona pięk­nie gra, tań­czy.

Praw­dziwa edu­ka­cja pomoże ludziom odna­leźć swoje życie, w któ­rym mogą żyć w pełni. Jeśli dziecko jest uro­dzo­nym sto­la­rzem, to powinno wyko­ny­wać ten zawód. Nikt nie powi­nien go zmu­szać do cze­goś innego. Ten świat może stać się wspa­nia­łym, inte­li­gent­nym świa­tem, jeśli dziecku pozwoli się być sobą, będzie mu się poma­gać, wspie­rać na wszel­kie spo­soby i nikt nie będzie prze­szka­dzał… W isto­cie, nikt nie będzie mani­pu­lo­wał dziec­kiem. Jeśli dziecko chce zostać tan­ce­rzem, to dobrze – tan­ce­rze są potrzebni. Świat potrze­buje dużo tańca. Jeśli dziecko chce zostać poetą, dobrze. Potrzeba dużo poezji; ni­gdy nie jest jej dość. Jeśli dziecko chce zostać sto­la­rzem lub ryba­kiem, dosko­nale. Jeśli chce zostać drwa­lem – dosko­nale. Nie ma potrzeby zosta­wać pre­zy­den­tem czy pre­mie­rem. W isto­cie mniej ludzi będzie inte­re­so­wać się tymi funk­cjami; to będzie bło­go­sła­wień­stwem.

Teraz wszystko stoi na gło­wie. Ten, kto chciał być sto­la­rzem, został leka­rzem; ten, kto chciał być leka­rzem, został sto­la­rzem. Każdy jest na miej­scu kogoś innego, stąd tak dużo nie­in­te­li­gent­nych rze­czy – każdy wyko­nuje zawód kogoś innego. Kiedy zacznie­cie to dostrze­gać, zro­zu­mie­cie, dla­czego ludzie zacho­wują się nie­in­te­li­gent­nie.

W Indiach medy­to­wa­li­śmy głę­boko i zna­leź­li­śmy jedno słowo: swa­dharma, wła­sna natura. Nie­sie to wiel­kie impli­ka­cje dla przy­szłego świata. Kriszna powie­dział: Swa­dharme nad­ha­nam szre­jah, „Dobrze jest umrzeć we wła­snej natu­rze, idąc za wła­sną naturą”. Per dharmo bawaha baha, „Natura kogoś innego jest bar­dzo nie­bez­pieczna”. Nie stań się naśla­dowcą. Bądź sobą.

Sły­sza­łem…

Bill zawsze chciał zapo­lo­wać na łosia, więc zaosz­czę­dził odpo­wied­nią sumę i udał się w pół­nocne lasy. Tam otrzy­mał nie­zbędny ekwi­pu­nek, a wła­ści­ciel sklepu pora­dził mu wyna­jąć Pierre’a, naj­lep­szego w kraju przy­wo­ły­wa­cza łosi.

– To prawda – powie­dział wła­ści­ciel sklepu – że Pierre jest drogi, ale w jego przy­wo­ły­wa­niu jest tyle seksu, że żaden łoś nie może się oprzeć.

– A jak to działa? – spy­tał Bill.

– Cóż – odrzekł tam­ten – kiedy Pierre spo­strzeże łosia z odle­gło­ści trzy­stu metrów, wtedy złą­czy ręce i przy­woła po raz pierw­szy. Gdy łoś to usły­szy, pod­nieci się ocze­ki­waną przy­jem­no­ścią i zbliży na dwie­ście metrów. Pierre przy­woła wtedy po raz drugi, wkła­da­jąc w to nieco wię­cej ikry, a łoś pomknie z rado­sną ochotą na odle­głość stu metrów. Teraz Pierre naprawdę nadaje przy­wołaniu sek­su­alny cha­rak­ter, odro­binę je prze­dłu­ża­jąc, co zmu­sza łosia, pobu­dzo­nego zmy­sło­wym pra­gnie­niem, do podej­ścia do cie­bie na odle­głość led­wie dwu­dzie­stu pię­ciu metrów. I wtedy ty, mój przy­ja­cielu, wyce­lu­jesz i strze­lisz.

– A jeśli chy­bię? – zapy­tał Bill.

– O, to byłoby straszne! – odrzekł tam­ten.

– Dla­czego? – spy­tał Bill.

– Bo wtedy biedny Pierre w żaden spo­sób się nie wykręci…

To stało się z czło­wie­kiem – naśla­do­wa­nie, naśla­do­wa­nie. Czło­wiek cał­ko­wi­cie stra­cił z oczu wła­sną rze­czy­wi­stość. Ludzie zen mówią: Odkryj swoją pier­wotną twarz. Poznaj swoją auten­tycz­ność. Kim jesteś? Jeśli nie wiesz, kim jesteś, zawsze będziesz uczest­ni­czył w jakichś wypad­kach, zawsze. Twoje życie będzie długą serią wypad­ków, a cokol­wiek się zda­rzy, ni­gdy nie będzie satys­fak­cjo­nu­jące. Całe twoje życie będzie miało jeden smak – smak nie­za­do­wo­le­nia.

Inte­li­gen­cja polega na tym, by nie myśleć o prze­szło­ści i nie mar­twić się przy­szło­ścią – prze­szło­ści już nie ma, przy­szłość jesz­cze nie nade­szła.

Możesz to zoba­czyć wokół sie­bie. Dla­czego tak czę­sto ludzie są znu­żeni, znu­dzeni, po pro­stu codzien­nie zabi­jają czas? Tracą bez­cenny czas, któ­rego nie będą w sta­nie odzy­skać – i tracą go tak nie­cie­ka­wie, jakby tylko cze­kali na śmierć. Co się stało tym wszyst­kim ludziom? Dla­czego nie mają świe­żo­ści drzew? Dla­czego czło­wiek nie śpiewa jak ptaki? Co stało się z ludźmi? Stała się jedna rzecz: czło­wiek naśla­do­wał. Pró­bo­wał stać się kimś innym. Nikt nie jest u sie­bie. Każdy puka do drzwi kogoś innego; stąd nie­za­do­wo­le­nie, sza­rzy­zna, znu­dzenie, cier­pie­nie.

Inte­li­gentna osoba za wszelką cenę będzie pró­bo­wała być sobą. Ni­gdy nie będzie kopio­wać, naśla­do­wać. Ni­gdy nie będzie powta­rzać jak papuga. Inte­li­gentna osoba będzie słu­chać wła­snego wewnętrz­nego głosu. Będzie czuła swoją istotę i poru­szała się zgod­nie z nią, bez względu na ryzyko.

A jest ryzyko! Gdy naśla­du­jesz innych, ryzyko jest mniej­sze. Gdy nie naśla­du­jesz nikogo, jesteś sam – ryzy­ku­jesz! Ale życie przy­tra­fia się tylko tym, któ­rzy żyją nie­bez­piecz­nie. Życie przy­tra­fia się tylko śmia­łym, odważ­nym, nie­mal sza­lo­nym – tylko im przy­tra­fia się życie. Nie tra­fia się ono let­nim ludziom.

Inte­li­gen­cja to zaufa­nie do wła­snej istoty. To przy­goda, dreszcz, radość. Inte­li­gen­cja to życie w chwili obec­nej, nie zaś marze­nie o przy­szło­ści. Inte­li­gen­cja polega na tym, by nie myśleć o prze­szło­ści i nie mar­twić się przy­szło­ścią – prze­szło­ści już nie ma, przy­szłość jesz­cze nie nade­szła. Inte­li­gen­cja to robie­nie naj­lep­szego użytku z obec­nej, dostęp­nej chwili. Przy­szłość z tego wynik­nie. Jeśli obecną chwilę prze­ży­jesz z zachwy­tem i rado­ścią, następna chwila zro­dzi się z niej. Natu­ral­nie, przy­nie­sie wię­cej rado­ści, ale nie trzeba się tym przej­mo­wać. Jeśli moje dziś było wspa­niałe, moje jutro będzie jesz­cze wspa­nial­sze. Skąd ono nadej­dzie? Wyro­śnie z dnia dzi­siej­szego.

Jeśli to życie było bło­go­sła­wień­stwem, moje następne życie będzie jesz­cze więk­szym bło­go­sła­wień­stwem. Skąd ono może nadejść? Wyro­śnie ze mnie, z mojego prze­ży­tego doświad­cze­nia. A więc inte­li­gentna osoba nie nie­po­koi się o niebo i pie­kło, nie nie­po­koi się o życie po życiu, a nawet o Boga i duszę. Inte­li­gentna osoba po pro­stu żyje inte­li­gent­nie, a Bóg, dusza, niebo i nir­wana – wszystko wynika z tego natu­ral­nie.

Żyje­cie w wie­rze; wiara jest nie­in­te­li­gentna. Żyj­cie zro­zu­mie­niem; zro­zu­mie­nie to inte­li­gen­cja. A inte­li­gen­cja to medy­ta­cja.

Nie­in­te­li­gentni ludzie też medy­tują, ale oczy­wi­ście medy­tują w nie­in­te­li­gentny spo­sób. Myślą, że w nie­dzielę trzeba iść do kościoła na okre­śloną godzinę, że reli­gii trzeba poświę­cić godzinę. Co ma z tym wspól­nego kościół? Wasze praw­dziwe życie toczy się przez sześć dni. Nie­dziela nie jest waszym praw­dzi­wym dniem. Żyje­cie nie­re­li­gij­nie przez sześć dni, a potem idzie­cie do kościoła na godzinę lub dwie? Kogo pró­bu­je­cie oszu­kać? Pró­bu­je­cie uda­wać przed Bogiem, że jeste­ście ludźmi prak­ty­ku­ją­cymi…

Albo, jeśli sta­ra­cie się nieco bar­dziej, codzien­nie przez dwa­dzie­ścia minut rano, dwa­dzie­ścia wie­czo­rem prak­ty­ku­je­cie medy­ta­cję trans­cen­den­talną. Sie­dzi­cie z zamknię­tymi oczami i powta­rza­cie man­trę w bar­dzo głupi spo­sób – „Om, Om, Om” – co jesz­cze bar­dziej otę­pia umysł. Mecha­niczne powta­rza­nie man­try odbiera inte­li­gen­cję. Nie daje wam inte­li­gen­cji, jest jak koły­sanka.

Matki wie­działy to od wie­ków. Gdy dziecko jest nie­spo­kojne i nie chce spać, przy­cho­dzi matka i śpiewa mu koły­sankę. Dziecko jest znu­dzone, ale nie może uciec. Gdzie ma iść? Matka trzyma je w łóżku. Uciec może tylko w sen. A więc zasy­pia; po pro­stu pod­daje się. Myśli: „Głu­potą byłoby teraz nie spać, bo ona tak strasz­nie nudzi, powta­rza w kółko to samo”.

Ist­nieją opo­wie­ści, które matki i babki mówią dzie­ciom, kiedy te nie chcą zasnąć. Jeśli się im przyj­rzy­cie, odkry­je­cie wzór sta­łego powta­rza­nia. Parę dni temu czy­ta­łem histo­rię opo­wia­daną przez bab­cię małemu dziecku, które nie chciało spać, bo nie było senne. Jego inte­li­gen­cja mówi mu, że wcale nie jest śpiące, ale babka przy­mu­sza je. Ma inne rze­czy do zro­bie­nia – dziecko nie jest ważne.

Dzieci są zdu­mione, to wszystko wygląda absur­dal­nie. Kiedy chcą spać rano, wszy­scy usi­łują je obu­dzić. Kiedy nie chcą spać, wszy­scy zmu­szają je do spa­nia. Są bar­dzo zdzi­wione. O co cho­dzi tym ludziom? Kiedy sen przycho­dzi, dobrze – to jest inte­li­gen­cja. Kiedy nie przycho­dzi, zupeł­nie w porządku jest nie spać.

A więc ta stara babka opo­wiada bajkę. Począt­kowo dziecko jest zain­te­re­so­wane, ale z cza­sem… Każde inte­li­gentne dziecko poczuje się znu­dzone, tylko głu­pie dziecko się nie znu­dzi.

Bajka jest nastę­pu­jąca: Męż­czy­zna zasy­pia i śni, że stoi przed wiel­kim pała­cem. A w pałacu jest tysiąc i jeden pokoi. Idzie więc od jed­nego do dru­giego – przez tysiąc pokoi – aż dociera do ostat­niego. Jest tam wspa­niałe łóżko, więc pada na nie, zasy­pia i śni… że stoi przed drzwiami wiel­kiego pałacu, który ma tysiąc i jeden pokoi. Zatem wcho­dzi do tysiąca pokoi, następ­nie dociera do tysiąc pierw­szego. Znów jest tam wspa­niałe łóżko, więc zasy­pia… i śni, że stoi przed pała­cem… Tak to idzie!

No i jak długo dziecko może słu­chać uważ­nie? Z samej nudy zasy­pia. Mówi: „Koniec z tym!”.

Man­tra działa tak samo. Powta­rzasz: „Ram, Ram… Om, Om…. Allach, Allach” – czy coś w tym rodzaju. Powta­rzasz w kółko. Teraz wyko­nu­jesz dwa zada­nia: babki i dziecka. Inte­li­gen­cja jest jak dziecko, a nauka man­try jak babka. Dziecko pró­buje cię zatrzy­mać, zaczyna się inte­re­so­wać innymi rze­czami, myśli o pięk­nych rze­czach – pięk­nych kobie­tach, pięk­nych wido­kach. Ale łapiesz je na gorą­cym uczynku i spro­wa­dzasz z powro­tem do „Om, Om, Om”. Z cza­sem twoje wewnętrzne dziecko czuje, że walka jest daremna; zasy­pia.

Tak, man­tra może wam dać pew­nego rodzaju sen: to sen auto­hip­no­tyczny. Nie ma w nim nic złego, jeśli masz trud­no­ści ze snem. Jest dobry, jeśli cier­pisz na bez­sen­ność. Ale to nie ma nic wspól­nego z ducho­wo­ścią: to bar­dzo nie­in­te­li­gentny spo­sób medy­ta­cji.

A zatem, jaki jest inte­li­gentny spo­sób medy­ta­cji? Inte­li­gentny spo­sób to wpro­wa­dza­nie inte­li­gen­cji do wszyst­kiego, co robisz. Idąc, idź inte­li­gent­nie, ze świa­do­mo­ścią. Jedząc, jedz inte­li­gent­nie, ze świa­do­mo­ścią. Czy przy­po­mi­nasz sobie, żebyś kie­dyś jadł inte­li­gent­nie? Myśląc o tym, co jesz? Czy jest to pożywne? Czy ma jakąś war­tość odżyw­czą, czy tylko napy­chasz się czymś, co nie ma żad­nych war­to­ści odżyw­czych?

Czy kie­dy­kol­wiek obser­wo­wa­łeś to, co robisz? Palisz jed­nego papie­rosa za dru­gim. A wtedy wła­śnie potrzebna jest inte­li­gen­cja. Co robisz? Wdy­chasz i wydy­chasz dym, przy oka­zji nisz­cząc płuca. Tra­cisz pie­nią­dze, tra­cisz zdro­wie. Wpro­wadź inte­li­gen­cję, kiedy palisz, kiedy jesz. Wpro­wadź inte­li­gen­cję, kiedy się kochasz ze swoją kobietą czy męż­czy­zną. Co robisz? Czy to jest rze­czy­wi­ście miłość? Cza­sem kochasz się z przy­zwy­cza­je­nia. Wtedy to jest brzyd­kie, nie­mo­ralne. Miłość musi być bar­dzo świa­doma, tylko wtedy staje się modli­twą.

Co wła­ści­wie robisz, kiedy kochasz się z kobietą? Uży­wasz jej ciała, żeby wyrzu­cić tro­chę ener­gii, która za bar­dzo cię męczyła? Czy też wyra­żasz sza­cu­nek dla niej, jesteś wobec kobiety kocha­jący, pra­gniesz ją uho­no­ro­wać?

Cokol­wiek robi­cie – coś małego, coś wiel­kiego, cokol­wiek, nawet mycie pod­łogi – może być wyko­ny­wane inte­li­gent­nie lub nieinte­li­gent­nie. I wie­cie, że kiedy robi­cie to nieinte­li­gent­nie, nie ma w tym rado­ści. Speł­nia­cie obo­wią­zek, w jakiś spo­sób bio­rąc na sie­bie jego cię­żar.

Nie widzę tego. Mężo­wie nie sza­nują swo­ich żon, oni ich uży­wają. Żony uży­wają swo­ich mężów, nie sza­nują ich. Jeśli miłość nie rodzi sza­cunku, gdzieś bra­kuje inte­li­gen­cji. W innym wypadku czu­li­by­ście dla sie­bie ogromną wdzięcz­ność, a seks stałby się wielką medy­ta­cją.

Cokol­wiek robi­cie, wno­ście w to war­tość, jaką jest inte­li­gen­cja. Rób­cie wszystko inte­li­gent­nie: oto czym jest medy­ta­cja.

Inte­li­gen­cja musi objąć całe wasze życie. To nie jest rzecz na nie­dzielę i nie może­cie robić tego przez dwa­dzie­ścia minut, a potem o tym zapo­mi­nać. Inte­li­gen­cja musi być jak oddy­cha­nie. Cokol­wiek robi­cie – coś małego, coś wiel­kiego, cokol­wiek, nawet mycie pod­łogi – może być wyko­ny­wane inte­li­gent­nie lub nieinte­li­gent­nie. I wie­cie, że kiedy robi­cie to nieinte­li­gent­nie, nie ma w tym rado­ści. Speł­nia­cie obo­wią­zek, w jakiś spo­sób bio­rąc na sie­bie jego cię­żar.

Zda­rzyło się to w przy­ko­ściel­nej szkole na lek­cji dla dziew­cząt z dzie­wią­tej klasy. Klasa uczyła się o miło­ści chrze­ści­jań­skiej i o tym, co ona mogłaby zna­czyć dla nich i dla ich życia. W końcu dziew­częta usta­liły, że miłość chrze­ści­jań­ska ozna­cza „zro­bie­nie cze­goś miłego dla kogoś, kogo nie lubisz”. Dzieci są bar­dzo inte­li­gentne. Ich wnio­sek jest bar­dzo słuszny. Posłu­chaj­cie ponow­nie. W końcu usta­liły, że miłość chrze­ści­jań­ska ozna­cza „zro­bie­nie cze­goś miłego dla kogoś, kogo nie lubisz”.

Nauczy­ciel zasu­ge­ro­wał, że w ciągu tygo­dnia mogłyby one prze­te­sto­wać swoją kon­cep­cję. Kiedy wró­ciły w następ­nym tygo­dniu, nauczy­ciel popro­sił o spra­woz­da­nia. Jedna dziew­czyna pod­nio­sła rękę i powie­działa:

– Ja coś zro­bi­łam.

Nauczy­ciel odparł:

– Wspa­niale! Co takiego zro­bi­łaś?

Dziew­czyna powie­działa:

– W mojej kla­sie mate­ma­tycz­nej jest dzi­waczna dziew­czyna…

– Dzi­waczna…?

– Tak, wie pan… dzi­waczna. Ona ma cztery głowy, dwie lewe ręce, trzy lewe stopy, a kiedy idzie w szkole przez kory­tarz, wszy­scy mówią: „O, znowu ta dzi­waczna dziew­czyna”. Ona nie ma żad­nych przy­ja­ciół i nikt jej nie zapra­sza na przy­ję­cia, wie pan, ona jest po pro­stu dzi­waczna.

– Chyba wiem, co masz na myśli. A więc co zro­bi­łaś?

– Ta dzi­waczna dziew­czyna jest w mojej kla­sie mate­ma­tycz­nej i prze­żywa cięż­kie chwile. Jestem cał­kiem nie­zła w mate­ma­tyce, więc zapro­po­no­wa­łam jej pomoc w odra­bia­niu pracy domo­wej.

– Świet­nie – powie­dział nauczy­ciel. – I co się stało?

– Pomo­głam jej i było faj­nie, ona dzię­ko­wała mi bez końca, ale teraz nie mogę się od niej uwol­nić!

Jeśli robi­cie coś tylko z obo­wiązku – nie kocha­cie tego, a musi­cie to robić – wcze­śniej czy póź­niej zaplą­cze­cie się w to i trudno wam będzie się tego pozbyć. Spójrz­cie na swój roz­kład dnia – jak wiele robi­cie rze­czy, które nie spra­wiają wam przy­jem­no­ści, które nie poma­gają wam w roz­woju. Chęt­nie byście się ich pozbyli. Jeśli robi­cie zbyt wiele rze­czy, któ­rych w rze­czywistości chce­cie się pozbyć, żyje­cie nie­in­te­li­gent­nie.

Inte­li­gentna osoba ułoży sobie życie w taki spo­sób, że będzie w nim miej­sce dla poezji, spon­ta­nicz­no­ści, miło­ści, rado­ści. To twoje życie i jeśli nie jesteś dla sie­bie wystar­cza­jąco dobry, to kto będzie? Jeśli mar­nu­jesz życie, to tylko ty jesteś za to odpo­wie­dzialny.

Uczę was odpo­wie­dzial­no­ści za sie­bie – pod­stawa wszel­kiej odpo­wie­dzial­no­ści. Wszystko inne przy­cho­dzi potem.

Jesteś samym cen­trum swo­jego świata, swo­jego ist­nie­nia. A więc bądź inte­li­gentny. Wpro­wadź pier­wia­stek inte­li­gen­cji. Im bar­dziej inte­li­gentny będziesz się sta­wał, tym łatwiej ci będzie wno­sić coraz wię­cej inte­li­gen­cji w swoje życie. Każda chwila może błysz­czeć inte­li­gen­cją… Wów­czas nie trzeba reli­gii, medy­ta­cji, nie trzeba cho­dzić do kościoła, do żad­nej świą­tyni, nie trzeba niczego nad­zwy­czaj­nego. Życie w swej isto­cie jest inte­li­gentne. Po pro­stu żyj total­nie, har­mo­nij­nie, świa­do­mie, a wszystko inne za tym podąży. Świę­to­wa­nie życia pojawi się dzięki świa­tłu inte­li­gen­cji.

Poezja serca

Inte­li­gen­cja umy­słu w ogóle nie jest inte­li­gen­cją; to jest wie­dza. Jedyną rze­czy­wi­stą inte­li­gen­cją jest inte­li­gen­cja serca. Umysł jest tylko aku­mu­la­to­rem. Zawsze jest stary; ni­gdy nie jest świeży ani ory­gi­nalny. Jest dobry dla pew­nych celów: zna­ko­mi­cie nadaje się do segre­go­wa­nia! A to jest potrzebne – trzeba zapa­mię­tać wiele rze­czy. Mózg, umysł, jest bio­kom­pu­te­rem. Może­cie w nim cią­gle gro­ma­dzić wie­dzę, którą w razie potrzeby może­cie stam­tąd wyjąć. Dobra jest do mate­ma­tyki, do rachun­ków, do zajęć codzien­nych, na targ. Ale jeśli sądzi­cie, że to jest całe wasze życie, pozo­sta­nie­cie głupi. Ni­gdy nie pozna­cie piękna uczuć ani bło­go­sła­wień­stwa serca. Ni­gdy nie pozna­cie łaski spły­wa­ją­cej tylko poprzez serce, bosko­ści wcho­dzą­cej tylko przez serce. Ni­gdy nie pozna­cie modli­twy, ni­gdy nie pozna­cie poezji, ni­gdy nie pozna­cie miło­ści.

Inte­li­gen­cja umy­słu w ogóle nie jest inte­li­gen­cją; to jest wie­dza. Jedyną rze­czy­wi­stą inte­li­gen­cją jest inte­li­gen­cja serca.

Inte­li­gen­cja serca two­rzy w waszym życiu poezję, zmie­nia wasze kroki w taniec, spra­wia, że życie staje się rado­ścią, uro­czy­sto­ścią, świę­tem, śmie­chem. Daje wam poczu­cie humoru. Obda­rza zdol­no­ścią do miło­ści, do dzie­le­nia się. To jest praw­dziwe życie. Życie kie­ro­wane umy­słem jest mecha­niczne. Sta­je­cie się robo­tami – być może bar­dzo wydaj­nymi. Roboty są bar­dzo sprawne, maszyny są wydaj­niej­sze od czło­wieka. Przy pomocy umy­słu może­cie stać się bogaci, ale wasze życie nie będzie bogate. Może­cie mieć wyż­szy stan­dard egzy­sten­cji, ale nie będzie­cie mieć życia.

Życie pły­nie z serca. Życie może roz­wi­jać się tylko poprzez serce. To z gleby serca wyra­sta miłość, życie, duch. Wszystko, co jest piękne, naprawdę war­to­ściowe, zna­czące, ważne, przy­cho­dzi przez serce. Serce jest twoim cen­trum, głowa to tylko pery­fe­rie. Żyć w gło­wie, to żyć na obwo­dzie, nie zda­jąc sobie sprawy z piękna i skar­bów cen­trum. Życie na pery­fe­riach jest głu­potą.

Żyć w gło­wie to głu­pota. Żyć w sercu i uży­wać głowy, kiedy trzeba, to inte­li­gen­cja. Ale cen­trum, wasz pan, znaj­duje się w samym jądrze waszej istoty.

Kiedy panem jest serce, a głowa jest tylko sługą – to wła­śnie nazy­wam inte­li­gen­cją. Kiedy głowa staje się panem i zupeł­nie zapo­mina o sercu, to jest głu­pota.

Wybór należy do was. Pamię­taj­cie, głowa jako nie­wol­nik jest pięk­nym nie­wol­nikiem, bar­dzo przy­dat­nym. Ale jako pan jest nie­bez­piecz­nym panem i znisz­czy wasze całe życie, zatruje całe wasze życie. Spójrz­cie wokół! Ludzie mają cał­ko­wi­cie zatrute życie, zatrute przez głowę. Nie potra­fią czuć, nie są już wraż­liwi, nic ich nie wzru­sza. Słońce wscho­dzi, lecz w nich nic się nie roz­ja­śnia; patrzą na słońce obo­jęt­nym wzro­kiem. Niebo wypeł­nia się gwiaz­dami – cud, tajem­nica! – ale w ich ser­cach nic się nie poru­sza, nie powstaje żadna pieśń. Ptaki śpie­wają – czło­wiek zapo­mniał o śpie­wie. Nie­bem płyną chmury i pawie tań­czą, ale czło­wiek nie umie już tań­czyć. Stał się kaleką. Kwitną drzewa, lecz czło­wiek myśli, nic nie czuje, a bez uczuć nie­moż­liwy jest roz­kwit.

Patrz, ana­li­zuj, obser­wuj, spójrz na swoje życie ina­czej. Nikt inny ci nie pomoże. Tak długo zale­ża­łeś od innych, że już ogłu­pia­łeś. Teraz zadbaj o to; to twój obo­wią­zek. Jesteś to sobie winien: głę­boko, wni­kli­wie przyj­rzyj się temu, co robisz ze swoim życiem. Czy w twoim sercu jest poezja? Jeśli jej tam nie ma, nie trać czasu. Pomóż swo­jemu sercu prząść i tkać poezję. Czy jest w twoim życiu roman­tyzm? Jeśli go nie ma, jesteś już w gro­bie.

Wyjdź z niego! Niech w życiu będzie tro­chę roman­ty­zmu, tro­chę przy­gody. Poszu­kuj! Czeka na cie­bie morze piękna i wspa­nia­ło­ści. Cią­gle poru­szasz się w kółko, ni­gdy nie wcho­dząc do świą­tyni życia. Drzwiami do niej jest serce.

Praw­dziwa inte­li­gen­cja to inte­li­gen­cja serca. Nie jest inte­lek­tu­alna, jest emo­cjo­nalna. To nie jest myśle­nie, to odczu­wa­nie. To nie logika, to miłość…

Miłość dostępna jest tylko dla tych, któ­rzy nie­ustan­nie wyostrzają swoją inte­li­gen­cję. Miłość nie jest dla prze­cięt­nych… miłość nie jest dla nie­in­te­li­gent­nych. Nie­in­te­li­gentna osoba może stać się wiel­kim inte­lek­tu­ali­stą. Tak zwy­kle jest, że ludzie nie­in­te­li­gentni pró­bują stać się inte­lek­tu­ali­stami; w ten spo­sób ukry­wają brak inte­li­gen­cji. Miłość nie jest dla inte­lek­tu­ali­stów. Ona wymaga zupeł­nie innego talentu – uta­len­to­wa­nego serca, nie uta­len­to­wa­nej głowy.

Miłość ma wła­sną inte­li­gen­cję, wła­sny spo­sób widze­nia, postrze­ga­nia, wła­sny spo­sób poj­mo­wa­nia życia, wła­sny spo­sób rozu­mie­nia tajem­nicy ist­nie­nia. Jest to o wiele bliż­sze poecie niż filo­zo­fowi. A mistyk zaj­muje miej­sce dokład­nie w środku świą­tyni. Poeta jest na scho­dach, a filo­zof na zewnątrz. Co naj­wy­żej może zbli­żyć się do pod­jazdu, ale ni­gdy do scho­dów. Cho­dzi wciąż dokoła. Krąży wokół świą­tyni i stu­diuje jej zewnętrzne ściany. Ogar­nięty zachwy­tem cał­ko­wi­cie zapo­mina, że zewnętrzne ściany nie są praw­dziwą świą­tynią, a to, co święte, znaj­duje się w środku.

Poeta docho­dzi do drzwi, ale drzwi są tak piękne, że ulega zahip­no­ty­zo­wa­niu. Myśli, że dotarł do celu – cóż wię­cej mogłoby jesz­cze ist­nieć? Filo­zof pochło­nięty jest zga­dy­wa­niem, co mie­ści się wewnątrz. Ni­gdy tam nie wcho­dzi, tylko myśli, filo­zo­fuje. Poeta pró­buje prze­nik­nąć tajem­nicę, lecz nie może się ruszyć spod drzwi. Mistyk wcho­dzi do naj­święt­szego miej­sca świą­tyni.

Drogą jest miłość i drogą jest miłu­jąca inte­li­gen­cja. Kiedy miłość i inte­li­gen­cja się łączą, two­rzysz prze­strzeń, w któ­rej może się urze­czy­wist­nić wszystko, co dla czło­wieka jest moż­liwe. Potrzebna jest do tego miłu­jąca inte­li­gen­cja. Sama inte­li­gen­cja staje się inte­lek­tem, sama miłość staje się sen­ty­men­ta­li­zmem, lecz miłu­jąca inte­li­gen­cja ni­gdy nie staje się inte­lek­tu­ali­zmem ani sen­ty­men­ta­li­zmem. Ona daje ci nowego rodzaju inte­gral­ność, nową struk­turę.

Otwartość bycia

Inte­li­gen­cja to otwar­tość ist­nie­nia – zdol­ność widze­nia bez uprze­dzeń, umie­jęt­ność słu­cha­nia bez wtrą­ca­nia się, umie­jęt­ność bycia z rze­czami bez przy­ję­tych z góry sądów o nich – tym jest inte­li­gen­cja. Polega na byciu otwar­tym.

Sama inte­li­gen­cja staje się inte­lek­tem, sama miłość staje się sen­ty­men­ta­li­zmem, lecz miłu­jąca inte­li­gen­cja ni­gdy nie staje się inte­lek­tu­ali­zmem ani sen­ty­men­ta­li­zmem. Ona daje ci nowego rodzaju inte­gral­ność, nową struk­turę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki