Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie chcesz żyć dłużej, ale jeszcze się wahasz? Pomożemy ci podjąć decyzję. Nie wiesz, jak to zrobić? Wybierzemy za ciebie. Przygotujemy plan. Co jednak, jeżeli się rozmyślisz?
Jego życie było bajką, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniła się w niekończący koszmar. Rozwiązanie problemów znalazło go samo, proste i ostateczne, kiedy zza wycieraczki samochodu wybrał reklamę strony dla samobójców. Czy postanowi skorzystać z usług reklamodawcy? Kim są administratorzy https://itakjuzniezyjesz.com? Odpowiedź wcale nie jest oczywista.
JAK DALEKO SIĘ POSUNIESZ, GDY ZOSTANIESZ SAM?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 578
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Ewelina Domańska, 2019Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © by Eetu Mustonen/123rf.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-67024-67-9
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
#1 itakjuzniezyjesz.com
#2 itakjuzniezyjesz.com
#3 itakjuzniezyjesz.com
#4 itakjuzniezyjesz.com
#5 itakjuzniezyjesz.com
#6 itakjuzniezyjesz.com
#7 itakjuzniezyjesz.com
#8 itakjuzniezyjesz.com
#9 itakjuzniezyjesz.com
#10 itakjuzniezyjesz.com
#11 itakjuzniezyjesz.com
#12 itakjuzniezyjesz.com
#13 itakjuzniezyjesz.com
#14 itakjuzniezyjesz.com
#15 itakjuzniezyjesz.com
#16 itakjuzniezyjesz.com
#17 itakjuzniezyjesz.com
#18 itakjuzniezyjesz.com
#19 itakjuzniezyjesz.com
#20 itakjuzniezyjesz.com
#21 itakjuzniezyjesz.com
#22 itakjuzniezyjesz.com
#23 itakjuzniezyjesz.com
#24 itakjuzniezyjesz.com
#25 itakjuzniezyjesz.com
#26 itakjuzniezyjesz.com
#27 itakjuzniezyjesz.com
#28 itakjuzniezyjesz.com
#29 itakjuzniezyjesz.com
#30 itakjuzniezyjesz.com
#31 itakjuzniezyjesz.com
#32 itakjuzniezyjesz.com
#33 itakjuzniezyjesz.com
#34 itakjuzniezyjesz.com
#35 itakjuzniezyjesz.com
#36 itakjuzniezyjesz.com
#37 itakjuzniezyjesz.com
#38 itakjuzniezyjesz.com
#39 itakjuzniezyjesz.com
#40 itakjuzniezyjesz.com
#41 itakjuzniezyjesz.com
#42 itakjuzniezyjesz.com
#43 itakjuzniezyjesz.com
#44 itakjuzniezyjesz.com
#45 itakjuzniezyjesz.com
#46 itakjuzniezyjesz.com
#47 itakjuzniezyjesz.com
#48 itakjuzniezyjesz.com
#49 itakjuzniezyjesz.com
#50 itakjuzniezyjesz.com
#51 itakjuzniezyjesz.com
#52 itakjuzniezyjesz.com
#53 itakjuzniezyjesz.com
#54 itakjuzniezyjesz.com
#55 itakjuzniezyjesz.com
#56 itakjuzniezyjesz.com
#57 itakjuzniezyjesz.com
#58 itakjuzniezyjesz.com
#59 itakjuzniezyjesz.com
#60 itakjuzniezyjesz.com
#61 itakjuzniezyjesz.com
#62 itakjuzniezyjesz.com
#63 itakjuzniezyjesz.com
#64 itakjuzniezyjesz.com
#65 itakjuzniezyjesz.com
#66 itakjuzniezyjesz.com
#67 itakjuzniezyjesz.com
#68 itakjuzniezyjesz.com
#69 itakjuzniezyjesz.com
#70 itakjuzniezyjesz.com
#71 itakjuzniezyjesz.com
#72 itakjuzniezyjesz.com
#73 itakjuzniezyjesz.com
#74 itakjuzniezyjesz.com
#75 itakjuzniezyjesz.com
#76 itakjuzniezyjesz.com
#77 itakjuzniezyjesz.com
#78 itakjuzniezyjesz.com
#79 itakjuzniezyjesz.com
#80 itakjuzniezyjesz.com
#81 itakjuzniezyjesz.com
#82 itakjuzniezyjesz.com
#83 itakjuzniezyjesz.com
#84 itakjuzniezyjesz.com
#85 itakjuzniezyjesz.com
#86 itakjuzniezyjesz.com
#87 itakjuzniezyjesz.com
#88 itakjuzniezyjesz.com
#89 itakjuzniezyjesz.com
#90 itakjuzniezyjesz.com
#91 itakjuzniezyjesz.com
#92 itakjuzniezyjesz.com
#93 itakjuzniezyjesz.com
#94 itakjuzniezyjesz.com
#95 itakjuzniezyjesz.com
#96 itakjuzniezyjesz.com
#97 itakjuzniezyjesz.com
#98 itakjuzniezyjesz.com
#99 itakjuzniezyjesz.com
#100 itakjuzniezyjesz.com
#101 itakjuzniezyjesz.com
#102 itakjuzniezyjesz.com
#103 itakjuzniezyjesz.com
#104 itakjuzniezyjesz.com
#105 itakjuzniezyjesz.com
#106 itakjuzniezyjesz.com
#107 itakjuzniezyjesz.com
#108 itakjuzniezyjesz.com
#109 itakjuzniezyjesz.com
#110 itakjuzniezyjesz.com
#111 itakjuzniezyjesz.com
#112 itakjuzniezyjesz.com
#113 itakjuzniezyjesz.com
#114 itakjuzniezyjesz.com
#115 itakjuzniezyjesz.com
#116 itakjuzniezyjesz.com
#117 itakjuzniezyjesz.com
#118 itakjuzniezyjesz.com
#119 itakjuzniezyjesz.com
#120 itakjuzniezyjesz.com
#121 itakjuzniezyjesz.com
#122 itakjuzniezyjesz.com
#123 itakjuzniezyjesz.com
#124 itakjuzniezyjesz.com
#125 itakjuzniezyjesz.com
#126 itakjuzniezyjesz.com
#127 itakjuzniezyjesz.com
#128 itakjuzniezyjesz.com
#129 itakjuzniezyjesz.com
#130 itakjuzniezyjesz.com
#131 itakjuzniezyjesz.com
#132 itakjuzniezyjesz.com
#133 itakjuzniezyjesz.com
#134 itakjuzniezyjesz.com
#135 itakjuzniezyjesz.com
#136 itakjuzniezyjesz.com
#137 itakjuzniezyjesz.com
#138 itakjuzniezyjesz.com
#139 itakjuzniezyjesz.com
Podziękowania
Książkę tę dedykuję moim najbliższym.Wasze wsparcie jest nieocenione.
Tato, byłbyś ze mnie dumny…
#1 itakjuzniezyjesz.com
mówiłaślos jest zazdrosnynie można obnosić sięze swoim szczęściem
wiedziałem swoje
rozciągałem ustaw łagodny łuk uśmiechukiedy każdy dzieńbył oczekiwaniemchwaliłem się radościąkażdemukto mógł i umiał słuchać
kiedy ciemność skryła wszystkoa dach życia zwalił się na głowęprzypomniałem sobie
mówiłaślos jest zazdrosny
…
Babciu, babciu, naprawdę nie przypuszczałem, że przyznam ci rację. Chyba teraz nie mam po co dziękować ci za rady, których i tak nie zrozumiałem w odpowiednimczasie.
A powinienem był. Bóg czy ktokolwiek tam w górze śmieje się z naszych porażek, wie, że powinienembył.
#2 itakjuzniezyjesz.com
Co, u diabła, powinieneś czuć, kiedy twoje życie się rozpada i już nad niczym nie panujesz? Gdy przyjaciele zdradzili, bliscy odeszli, gdy pogardzasz sobą za to, co tak koncertowo spieprzyłeś na własneżyczenie?
Ja nie chcę już nic więcej czuć, nic więcej musieć. Nie chcę nikomu niczego wyjaśniać, niczego tłumaczyć. Zwyczajnie mam dość. Żebym tylko miał więcej gównianej odwagi. Ale w obliczu tego, co chcę zrobić, jestem jebanym tchórzem. Co z tego, że jestem pewny jak cholera, kiedy wiem, że nie dam rady sam tego wykonać. Boję się zrezygnować w ostatniej sekundzie, boję się planować tej chwili po raz kolejny. Przygłup. Śmieję się gorzko sam dosiebie.
Wrzucam w wyszukiwarkę jedną jedyną frazę, która od miesięcy gości w mojej posranej głowie. Już pierwszy wynik skupia całą mojąuwagę:
https://itakjuzniezyjesz.com
Nie muszę się zastanawiać. Znalazłem to, czegochcę.
Jesteś pewien, że chceszwejść?
Nie waham się, klikając czerwony napis YES na ekraniepowitalnym.
W środku jestem pustą, wypaloną skorupą. Nazwa strony pasuje jak ulał; w rzeczywistości i tak już nieżyję.
#3 itakjuzniezyjesz.com
Witamy w portalu itakjuzniezyjesz. Aby korzystać z naszych usług, musisz posiadać aktywne konto oraz zaakceptowaćregulamin.
Zaloguj się
Utwórz nowe konto
Wybieram drugą opcję, po czym podaję dane i szczegóły wymagane dorejestracji.
imię/imiona: Adrian Ian
nazwisko: Glinsky
wiek: 27
login:
Namyślam się chwilę, po czym wpisuję zautoironią:
login: loser
Nawet nie dziwię się, kiedy system zwraca informację, że podany login już jest zajęty. W końcu to strona dla przegranych; czego innego mogłem sięspodziewać?
login: loser_27
hasło: xxxxxxxx
powtórz hasło: xxxxxxxx
Przed przejściem dalej przeczytaj i zaakceptujregulamin.
Nie mogę jednak skupić się wystarczająco, żeby przeczytać regulamin, bo moje pokręcone myśli wracają do mojego jeszcze bardziej pokręconego życia, analizując, co z tego wszystkiego byłonajgorsze.
Może to, kiedy wpadłem do domu, bo miałem godzinę przerwy w wydawnictwie, i zobaczyłem moją narzeczoną obciągającą temu zwyrodnialcowi, Johnowi? Jego kretyńsko opalone pośladki podskakiwały przed jej twarzą jak w koszmarnym tańcu, a schrypnięte dźwięki, które z siebie wydawała, były tak obrzydliwe, że wyrzygałem się na miejscu. Dopiero odgłos torsji i smród rzygowin zwrócił ichuwagę.
Może nawet nie to. Może moment, kiedy tydzień później Sammy wykrzyczała mi prosto w twarz, że trzy miesiące wcześniej była w ciąży. Ze mną. Z moim dzieckiem. Ale nie chciała mieć dziecka z takim tępym nieudacznikiem jak ja. John zawiózł ją na zabieg, pożyczył jej pieniądze, był najlepszym przyjacielem. Na Johna zawsze mogła liczyć. Kurwa, widziałem na własne oczy, jakbardzo.
Nie, mimo wszystko bywały gorsze rzeczy. W końcu nie każdy odcina sznur zwisający z sufitu, kiedy na jego dolnej części wisi własny ojciec z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia, śmierdzący szczynami i nieprzetrawioną wódą. Nie każdy próbuje wcisnąć odrobinę powietrza w martwe płuca, wiedząc w głębi duszy, że jest już zapóźno.
Nie, najbardziej chyba jednak boli świadomość, że miałem wszystko i wszystko straciłem. Miałem dobrą, kochającą się rodzinę, własne, ciężką pracą zdobyte, malutkie mieszkanko, dyplom dobrej uczelni i staż w jednej z najbardziej prestiżowych agencji wydawniczych w Nowym Jorku. Kiedy poznałem Samanthę, Sammy, i zaręczyliśmy się, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pomijam fakt, że oglądał się za nią każdy zdrowy facet na ulicy; uwielbiałem ją, bo była taka otwarta na wszystko, takanieskrępowana.
Pamiętam, babciu, ostrzegałaś,„nie obnoś się tak ze swoim szczęściem. Los jest zazdrosny, Bóg jest mściwy, nie kłuj wszystkich w oczy swoją radością”. Babcia pochodziła z Polski, przyjechali tu z dziadkiem w poszukiwaniu azylu. Byli z moim ojcem, wtedy jeszcze kilkunastoletnim chłopcem, na jakiejś wycieczce we Francji, kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny. Nie wrócili tam już nigdy, Nowy Jork stał się ich nowym domem. Wszystkie jej mądrości pochodziły ze starego kraju. Śmiałem się z nich w kułak, ale kochałem staruszkę jak mało kogo naświecie.
Pierdolę regulamin. Nie będę go czytać. Pierdolę wszystko. Klikam potwierdzenie zapoznania się z zasadami. Kiedy wyświetla się ekran startowy, czytam pobieżnie informacje powitalne, po czym przechodzę do pustego białego pola w dole strony, na którym migakursor.
Podaj powód, dla którego uważasz, że ktoś powinien pomóc ciumrzeć.
Nie wiem, czy przewidziane tysiąc pięćset znakówwystarczy.
#4 itakjuzniezyjesz.com
Zajęcie tej niewielkiej przestrzeni nie powinno sprawić takiego kurewskiego problemu, jednak piszę i kasuję przez kolejne pół godziny, ciągle znacząco przekraczając dopuszczalny limit. Tego, co mnie spotkało w życiu, wystarczyłoby na obdzielenie kilku rodzin, a ja jestem sam. Zresztą, nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w to, co usiłuję napisać, plącząc się między wylewaniem żalu i oskarżeniami. Zaczynam kolejny raz, streszczając się do najniezbędniejszychszczegółów.
Dziadkowie odeszli cicho w ciągu jednego tygodnia. To było prawie rok temu. Starość, serce – orzekli lekarze. To było takie… niespodziewane. Mama poślizgnęła się na mokrej trawie równe dziesięć miesięcy temu, uderzając skronią w kamienne ogrodzenie. Mówiła, że nic jej nie jest, nie uderzyła się mocno. Kiedy straciła przytomność i trafiła do szpitala z obrzękiem mózgu, od razu wiedzieliśmy, jak to się skończy. Zmarła kilka dni później, nie odzyskała przytomności. Ojciec nigdy nie pogodził się ze stratą. Zaczął pić do upadłego, w końcu powiesił się w ich sypialni. Kiedy go znalazłem, już nie żył. Nie wiem, jak to zrobił, nie było krzesła, stołu, nic, na czym mógłby stanąć. Zaraz po tym bank przejął ich dom, bo mieli olbrzymią hipotekę. Szkoda, że mi, jedynakowi, o tym nie powiedzieli. Koszty pogrzebu i spłacenie długów, które ojciec zaciągnął po śmierci mamy, pochłonęły większość moich oszczędności. Byłem już wtedy prawie zupełnie sam, bo najbliższy przyjaciel odwrócił się plecami, kiedy zaręczyłem się z kobietą, której też chciał, pociągając za sobą całą grupę naszych wspólnych znajomych. Nie wiem, co im powiedział, żaden z nich się do mnie więcej nie odezwał. Narzeczona zdradzała mnie przez całe miesiące. Wybrała resztę moich oszczędności z konta, sam dałem jej kartę. Przerwała ciążę, nie chcąc mego dziecka. Wziąłem wolne w pracy, by jakoś ratować rozpadające się życie, a po dwóch tygodniach dostałem wypowiedzenie. Wkrótce stracę swoje mieszkanie. Miałem wszystko i straciłem wszystko. Jestem nikim. Nie mam nikogo. Loser. Nieudacznik. Tak mnie nazwała narzeczona. Miała rację. Jestem cholernym nikim. I tak już nieżyję.
Tysiąc sześćset trzydzieści trzy znaki. Znowu za dużo, nawet kiedy wyrzuciłem drobniejsze, mniej makabryczne wydarzenia, kiedy odpuściłem szczegóły, które nie pozwalają mi zmrużyć oczu od wielumiesięcy.
Chowam twarz w dłoniach, pocierając szorstki podbródek i przypominam sobie, że dziś się nie goliłem. Ani nie brałem prysznica. Nie myłem zębów, nie jadłem, nie spałem. Biorę łyka zimnej, paskudnej kawy, krzywiąc się z powodu kwaśnego posmaku w ustach i plując resztkami fusów z powrotem do rozmokniętego, papierowego kubka. Próbuję skojarzyć, kiedy ostatnio normalnie jadłem i przespałem noc, ale było to tak dawno temu, że nie jestem w stanie tegookreślić.
Przecieram palcami piekące, zaczerwienione oczy. Szukam wzrokiem tabletek, stojących gdzieś na biurku, chwilę się waham, zanim wysypuję kilka na otwartą dłoń i połykam, popijając stęchłą wodą z połowicznie opróżnionej plastikowej butelki. Pozostaje tylko czekać, aż zaczną działać, aż otulą umysł mgłą litościwego zapomnienia. W nadziei, że gęsta czerń, kłębiąca się w mojej popierdolonej głowie, cofnie się odrobinę i da mi chwilę wyczekiwanego spokoju. Tak jakby jakiekolwiek tabletki mogły przynieść mispokój.
W końcu decyduję się skrócić tekst do minimum. Jak się nie uda, jeżeli użytkownicy nie zgodzą się mi pomóc, założę nowe konto na inne, fikcyjne nazwisko i będę próbował doskutku.
* Nie mam rodziny (zmarli w ciągu ostatnich jedenastu miesięcy), przyjaciół (odeszli, zdradzili, zapomnieli);
* straciłem wszystko, co mogłemstracić;
* widziałem wszystko, czego nie powinienem byłwidzieć;
* zaznałem wszystkiego, czego nie powinienem byłzaznać;
* każdy dzień jest bólem, oczekiwaniem nagorsze;
* gardzę sobą, bo jestemsłaby.
Trzysta dwadzieścia jeden znaków. Cała gorycz, przytłaczająca rozpacz, samotność, bezsilność, beznadzieja tego, co mnie spotkało w ciągu ostatniego roku, zawarte w kilkuset niewinnych znaczkach. Nie ma detali, jest czysta, bolesnaporażka.
Nieudacznik. Tym, kurwa, jestem.
Obraz przed moimi oczami zaczyna falować, kiedy wciskam wyślij. Biurko i stojący na nim laptop są coraz dalej, a ja zaczynam odpływać, czując działanie leków. Teraz jednak, kolejny już raz, zamiast przynieść ukojenie, zabierają mnie w chory świat mojego umysłu, prawdziwe wspomnienia mieszają się z jakimiś zjebanymi zwidami i masakrują skręcające się z bólu serce. Ostatkiem sił i resztką świadomości zmuszam się, by wstać, otwieram okno i wyrzucam prawie pustą fiolkę naulicę.
Nie mam pojęcia, ile czasu tak tkwię, umęczony, uwięziony w koszmarnym półśnie. Kiedy udaje mi się z powrotem skupić spojrzenie w jednym punkcie, mój udręczony wzrok dostrzega migający na ekranie napis: Gratulacje. Twoje zgłoszenie zostało przekazane do weryfikacji. Aktualnie znajduje się wpoczekalni.
#5 itakjuzniezyjesz.com
Witaj, loser_27. Zanim twoje zgłoszenie zostanie udostępnione pozostałym użytkownikom portalu itakjuzniezyjesz, zapoznaj się z profilami, na które aktualnie można głosować. Pamiętaj, decyzja zależy również odCiebie.
Gówno mnie obchodzą problemy innych. Niech sobie radząsami.
Całe życie przejmowałem się kimś innym. Głowa mnie napierdala, brak snu, brak kofeiny, za to nadmiar alkoholu i nadmiar prochów. Teraz z tym finish. Muszę być w formie, jeżeli mam wreszcie skończyć swoją bezsensowną egzystencję, inaczej nie będę mógł ufać samemusobie.
Wstaję od biurka, przytrzymując się ręką obrotowego krzesła, kiedy pokój zaczyna jeździć mi przed oczyma. Potrząsam głową w oczekiwaniu, aż wszystko przestanie się kołysać, po czym idę w głąb mieszkania, do aneksu kuchennego. W lodówce, której nie napełniałem od tygodni, są tylko światło i wyschnięte na wiór plastry żółtego sera. Na kuchennym blacie stoi otwarty jogurt, pokryty grubą, zieloną warstwą pleśni, obok zagryziona tabliczka nestlé. Trudno, biorę czekoladę i wpycham łakomie do ust. Mleczna gładkość i smak prażonych migdałów; to właśnie smakSammy.
– Dajesz, Glinsky, dajesz! Nie ma taryfy ulgowej! Raz, raz, raz, raz! – Roześmiana twarz Samanthy miga mi przed oczami przez chwilę, ta dziewczyna to wulkanenergii.
Miałem ogromne szczęście, że wygrałem ten karnet na fitness dla mężczyzn. W przeciwnym wypadku nigdy nie poznałbym seksownej, żywiołowej instruktorki. Ocieram nadgarstkiem pot, spływający cienkim strumykiem po karku. Kiedy sięgam po schłodzoną wodę, wychylam się bardziej, niż potrzebuję, tylko po to, by rzucić jeszcze raz okiem na jej zgrabnytyłek.
Jestem wykończony, czterdzieści pięć minut tej katorgi to jak półtorej godziny siłowni, nie spodziewałem się tego. Samantha podchodzi do mnie sprężystym krokiem, błyskając pięknym uśmiechem, jej blond kucyk kołysze się na boki. Dziewczyna wygląda jak milion dolców, prawie ślinię się, widząc przed sobą jej gibkie, wytrenowaneciało.
– Jesteś samochodem? Odwieziesz mnie dziś do domu? Mój samochód nie chciał ranozapalić.
W myślach krzyczę YES!i robię zwycięski gest. Szczerzę się do niej idiotycznie i kiwam głową jak jakiś pajac. Ogólnie czuję, że robię z siebie pajaca, ale nie obchodzi mnie to. Jest najbardziej zajebistą istotą, jakąznam.
Adres, który podaje, to dosłownie cztery przecznice od klubu, w którym pracuje, spokojnie mogłaby pokonać tę trasę pieszo. Serce mi wali, kiedy uświadamiam sobie, co to może znaczyć. Podobam jej się. Na pewno jej siępodobam.
Całą drogę podjada czekoladę. Jakiś okruch przykleja się do dolnej wargi, dużo pełniejszej niż górna, spada na jej szczupłe kolana, po czym stacza się po udzie obleczonym w jaskrawo-błękitną lycrę na jasne, zadbane siedzenie, lecz milczę przezornie. Nikomu do tej pory nie pozwoliłem jeść w samochodzie, ale też do tej pory żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiegowrażenia.
– Wejdziesz nakawę?
Niewinne pytanie sprawia, że robi mi się gorąco. Jej wielkie, niebieskie oczy wpatrują się we mniebacznie.
– A zapraszaszmnie?
Jej uśmiech jest przepiękny, jak z reklamy pasty do zębów. Dziewczyna łapie mnie za przód T-shirtu i ciągnie za sobą do holu budynku. Wydaje mi się, że widzę w tych słodkich oczach błysk triumfu, kiedy odwraca się i wpija swoje usta w moje. Łakomie i bez zahamowań, dokładnie tak, jak marzy każdy facet. Wyłączam myślenie, oszalały z pożądania. Jej pocałunek smakuje czekoladą i prażonymimigdałami.
Czoło mam rozpalone, opieram je o lodowate drzwi lodówki i uderzam zaciśniętą pięścią miejsce na wysokości głowy. Krew szumi mi w skroniach, adrenalina buzuje w żyłach. Znów wraca ból, wspomnienie jej zdrady i podłych słów, wcale nie wypowiedzianych w gniewie. Zimnych i przemyślanych. Kurwa. Kurwa. Jak ona mogła mi to zrobić. Jak ona mogła. W końcu odrywam głowę od chłodnego metalu. W srebrnej tafli odbija się zaniedbana, zarośnięta czarną szczeciną twarz i brązowe, podkrążone oczy, częściowo ukryte za zbyt długimi włosami. Loser.
Nalewam wody z kranu do brudnego kubka i wypijam duszkiem, po czym napełniam naczynie kolejny raz. Nigdy nie piłem lepszej wody niż nasza nowojorska kranówa. Zabieram kubek ze sobą, robię miejsce na biurku, po prostu zrzucając stertę papierów napodłogę.
Próbuję dostać się do którejś z zakładek strony, ale wyskakuje komunikat, że regulamin nakazuje zapoznanie się z co najmniej dziesięcioma dostępnymi profilami, zanim moje zgłoszenie opuści poczekalnię. Pierdolony regulamin. Przeglądam pobieżnie, na szybko sugerowane profile. Żaden nie zwraca szczególnie mojej uwagi. Wdowiec, którego ukochana żona i córki zginęły w wypadku. Starsza kobieta, ostatnia żyjąca w swojej rodzinie. Dziewczyna, zgwałcona przez własnego ojca. Małolat prześladowany w szkole. Narkoman, sądząc po bzdurach, jakie pisze, na wykończeniu. Mężczyzna, Afroamerykanin, syna zastrzelono w porachunkach jakiegoś gangu. Nimfomanka z AIDS. Maltretowana żona. Celebrytka, której nikt nie kocha, ma dość samotności. Zdradzony chłopak, dziewczyna puściła go kantem z najlepszymprzyjacielem.
Każdy z tych profili to ułamek tego, co jest moim udziałem. Ignorując otępiający ból w skroniach i pulsowanie za oczami, klikamdalej.
#6 itakjuzniezyjesz.com
Cholera, ekran rozjarza się znowu komunikatem, równie wkurwiającym jakuprzedni:
loser_27, przejście do następnego etapu jest możliwe po oddaniu co najmniej dziesięciu głosów na wybrane przez ciebie zgłoszenia. Co chceszzrobić?
Załaduj nowe / Pokaż poprzednie
Chociaż wcale nie chcę czytać o nieszczęściach innych, najwyraźniej nie przeskoczę tego punktu. Może i nie jest to za wysoka cena za taką „usługę”. Klikam pierwszy z brzegu link z poprzedniego zestawu, bo te przynajmniejprzejrzałem.
Trafiam na kobietę, uzależnioną od seksu, zaraziła się AIDS podczas którejś z orgietek. Kiedy jej mąż się dowiedział, zabrał dzieci i złożył pozew o rozwód. Serio, spodziewała się, wysyłając zgłoszenie, że znajdzie czyjeś współczucie? Idiotka, sama zniszczyła swoją rodzinę. Jeżeli komuś trzeba współczuć, to mężowi takiej zdziry i dzieciom takiej matki. Nie muszę się wysilać ani zastanawiać nad wyborem. Klikam odrzuć, a karta z jej zgłoszeniem zmniejsza się do rozmiaru znaczka pocztowego, przesuwa się w lewo, na górę pustego, do tej pory, paska i tam zostaje, oznaczona czerwonym znaczkiemX.
Odrzucam z miejsca ćpuna, użalającego się w bełkotliwych słowach nad bezsensem życia. Połowa zdań nie ma ładu i składu, jakby nie całkiem kontaktował, wklepując te brednie. Myślę, że sam się wykończy prędzej niż później. To samo robię z nieszczęśliwie zakochanym młodzieńcem, porzuconym i zdradzonym przez dziewczynę. Musi być naprawdę młody, jeżeli dla niego jest to koniec świata. Ktoś powinien pomóc mu się opamiętać, a nie pomócumrzeć.
Wbijam palce we włosy, żeby powstrzymać narastający, pulsujący, wywołujący mdłości ból głowy. Mój mózg wariuje z tęsknoty za prochami, które leżą gdzieś na ulicy, dwa piętra niżej, może przejechane przez pędzące auta. Pod palcami czuję lepki tłuszcz, który wstrętną warstwą pokrywa skórę; wzdrygam się z obrzydzeniem. Strąki zwisają ciężko na czoło, domagając się nie tylko szamponu, ale teżnożyczek.
Odpycham się od biurka, krzesło przejeżdża jakiś metr po zakurzonej podłodze pokrytej pięknymi panelami z syberyjskiego dębu, z których byłem taki dumny. Teraz spod brudu ledwie widać rysunek drewna. Nie wstając, otwieram przeszklone drzwiczki biblioteczki i wygarniam z pierwszej półki stertę wydruków, które przyniosłem z wydawnictwa. Ktoś czeka na odpowiedź, marząc o wydaniu swego dzieła, a ono zalega u mnie na podłodze, tarzając się w kurzu. Ironia.
Nie znajduję nic, oprócz nędznych, przeterminowanych resztek aspiryny w plastikowej buteleczce. Nie mam za bardzo nadziei, że pomoże, ale łykam dwie, na pewno niezaszkodzą.
Decyduję się też na kąpiel, bo smród nieumytego ciała i kilkudniowego potu potęguje jeszcze bardziej ból głowy. Pół godziny później, kiedy prysznic i aspiryna odrobinę przywracają mnie do użytku, wracam do laptopa, by dokończyćgłosowanie.
Wdowiec, po pięćdziesiątce, biznesman, z tego, co pisze, zamożny. Całe życie poświęcił pracy, żeby zapewnić swoim trzem ukochanym córkom najlepszy start w dorosłe życie. By miały to, czego on nie miał. Pieniądze, praca, służbowe spotkania, prawie nie widywał rodziny. Jego żona, najpiękniejsza, najsłodsza kobieta na świecie, najlepsza matka, prosiła, by zwolnił, by spędzał więcej czasu z dziewczynkami. Tego dnia, kiedy wypadły ze śliskiej górskiej serpentyny i stoczyły się z wysokości ponad pięciuset metrów w przepaść, cała jego praca i poświęcenie okazały się bez sensu. Widuje je w snach. Co noc przychodzą, proszą, by do nich dołączył, a on tęskni za nimi. Swoimi czterema dziewczynami. Rozumiem go; czuję w jego słowach autentyczny ból i chcę mu ulżyć, chcę mu pomóc odnaleźć jegorodzinę.
Akceptuj.
Awatar wędruje na pasek, oznaczony zielonymptaszkiem.
Przejrzenie pozostałych, znanych mi już zgłoszeń, nie powinno zająć wiele czasu. Odrzucam dzieciaka, nad którym pastwią się w szkole koledzy, oraz starszą samotną panią. Chłopakiem powinien zająć się psycholog, kolegami jakieś władze, a starość jest po prostu trudna, ale to naturalny proces. Nie wiem, kiedy stałem się takicyniczny.
Już mam odrzucić również samotną celebrytkę, kiedy dostrzegam na zgłoszeniu niewielki odnośnik umożliwiający zadanie pytania. Pewnie w innych też taki był, ale wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Staram się uruchomić z powrotem moje obolałe, długo nieużywane szare komórki, aż w końcu udaje mi się sklecić w miarę rozsądnepytanie.
Pytanie użytkownika loser_27: Dlaczego jesteśsama?
Zostawiam ją do późniejszej decyzji, a czekając na odpowiedź, czytam jeszcze raz aplikację dziewczyny, nastolatki, zgwałconej przez własnegoojca.
Szczegóły brutalnego gwałtu wstrząsają mną do głębi, ledwie udaje mi się powstrzymać torsje. Wątpię, żeby po czymś takim człowiek mógł się kiedykolwiek podnieść, kiedykolwiek z powrotem normalniefunkcjonować.
Stawiając zielony znaczek zastanawiam się, jakim skurwysynem trzeba być, jakim zwyrodnialcem, żeby zniszczyć w podobny sposób swojedziecko.
Maltretowana żona, która pozwala też maltretować jedynego syna, wprawia mnie w złość. Naprawdę chce zostawić swego dzieciaka na pastwę brutalnego pijaka? Weź się w garść, kobieto, masz dla kogo żyć. Odrzuć.
Nie przekonuje mnie też historia czarnoskórego mężczyzny, którego syn zginął w ulicznej burdzie podczas strzelaniny między członkami gangów. Z tego, co pisze, ma rodzinę; uważam, że dość złego ich już spotkało, nie chcę mieć na sumieniu przyłożenia ręki do kolejnegodramatu.
Odpowiedź od użytkownika solitary_actress. Wyświetlić teraz? Tak / Nie
Jasne. Wyświetl.
#7 itakjuzniezyjesz.com
Nie mam żadnej żyjącej rodziny. Mama spadła z klifu trochę ponad rok temu. Młodszy brat popełnił samobójstwo. Po śmierci brata przyjaciele odwrócili się, obwiniając mnie o tę śmierć. O to, że mu nie pomogłam. Narzeczony odszedł, kiedy odkryłam jego romans z koleżanką z planu. Mam pracę, pieniądze, sławę, wszystko. Nie mam z kim tego dzielić, samotność jest straszna. Ciężar życia zbyt ogromny. Każdy dzień sprawia ból nie do opisania. Nie zniosę tego dłużej. Chciałabym mieć odwagę, ale nie mam. Jestem tchórzem i nienawidzę swegotchórzostwa.
Czytam odpowiedź po raz kolejny i kolejny, tak uderzające jest podobieństwo naszych losów. Nie mam pojęcia, czemu jedni mają życie usłane różami, chociaż naprawdę na to nie zasługują, a inni ciągle walczą, by przynajmniej utrzymać głowę na powierzchni. Nie wysyłam odpowiedzi; wiem już, jak udręczona musi się czuć, czekając na kolejnycios.
Jest takie powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami. Babcia mawiała, że nieszczęścia wcale nie chodzą parami, tylko stadami. Te jej polskie powiedzenia traciły sporo w tłumaczeniu, ale miały głęboki sens. Zresztą, dopiero teraz widzę, jak wiele mądrości było w jej słowach; prawie we wszystkim, co robiła i mówiła, kierowała się jakimiś dziwnymi przesądami ze staregokraju.
– Adrianku, kochanie, ta kobieta zupełnie do ciebie nie pasuje. Ona nic dobrego do twojego życia nie wniesie. Ona tylko oczami wokół strzela. A mnie w oczy nigdy nie patrzy, jakby się tego bała. Jak człowiek nie patrzy w oczy, to ma coś do ukrycia. Pamiętaj, dziecko, kto kobietę ustrzeże, ten się na pajęczynie powiesi. – Babcia spogląda na mnie z ogromną troską i widzę, że naprawdę nie ma szans dogadać się zSammy.
– Babciu, proszę, nie strasz jej, to moja narzeczona, niedługo pobierzemy się i stanie się częścią naszej rodziny. Bardzo mi na niej zależy, jak nigdy wcześniej nanikim.
– Postaram się, tylko… to może takie złe przeczucie, wiesz, ja mam takie przeczucia, że z tej znajomości tylko bieda będzie. Nie rwij się do ołtarza za szybko, tylko o tyle cię proszę. – Oczy babci wypełnia cicha prośba, rzadko kiedy zdarza jej się wtrącać w moje sprawy, więc na pewno zależy jej na przekonaniu mnie, by poczekać ześlubem.
Może faktycznie trochę żeśmy z Samanthą zbyt szybko postanowili, że chcemy być razem, bo odkąd po raz pierwszy zrozumiałem, jak dziki i nieokiełznany może być seks, minęło raptem trzy tygodnie. Niebiańskie, cudowne, podniecające trzy tygodnie, jakby świat przed Sammy nigdy nie istniał. To najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałem, i uważam się za szczęściarza, że zgodziła się zostać moją żoną. Omówiliśmy nawet szczegóły powiększenia rodziny, więc wiem, że chce zostać matką jak najszybciej się da. Ja co prawda nie rozważałem wcześniej tak szybkiego ojcostwa, ale u licha, jeżeli ona jest gotowa, to ja też będę. No i kocha właśnie mnie, mnie, chociaż mogłaby miećkażdego.
Mam w głębi duszy trochę żalu do moich najbliższych, bo ani dziadkowie, ani rodzice nie wydają się zachwyceni moim szczęściem, chociaż, jak zwykle, nie licząc babci, nie wyrażają otwartej dezaprobaty. Mama jest trochę mniej wylewna niż zwykle, a tata… tata pali papierosa za papierosem, kiedy przychodzimy do nichrazem.
Zaciskam powieki, kiedy łzy bez ostrzeżenia spływają po moich zarośniętych, zapadniętych policzkach. Tak bardzo wciąż za nimi tęsknię, za każdym z osobna i wszystkimi razem, tak bardzo mi brakuje ich codziennych irytujących telefonów, które przedtem wkurzały mnie niemiłosiernie. Teraz nikt nie dzwoni. Nie pyta, czy się nie przemęczam. Czy wpadnę naobiad.
Czasami łapię się na tym, że chwytam telefon i zaczynam wybierać numer, żeby wyciągnąć ojca na rozgrywki bejsbola, albo poprosić dziadka o przepis na nalewkę z pigwy, albo po prostu pogadać z mamą o tym, jak minął jej dzień, ale zawsze ręka z telefonem opada bezsilnie, kiedy zdaję sobie boleśnie sprawę, że nie mam do kogo zadzwonić. Wszyscy odeszli, jakby nigdy nie istnieli, jakby ich nigdy nie było. Nie wiem czemu, ale nie czuję się na siłach, by wykasować ich numery z listy kontaktów. Może sam lubię się oszukiwać, że to tylko jakiś głupi, kurewsko podły żart, i jak się obudzę, nadal będą obok mnie. A może naprawdę od tego wszystkiego już mi się całkiem popierdoliło wgłowie.
solitary_actress ma rację. Samotność jest przerażająca, a każdy dzień sprawia ból. Daję jej to, czego tak bardzo potrzebuje. Daję mały zielony znaczek, przybliżający jej szanse na przepustkę doukojenia.
Gratulacje. Oddałeś właśnie dziesiąty głos. Twoje zgłoszenie opuściło poczekalnię i zostało udostępnione pozostałym użytkownikom itakjuzniezyjesz. Wkrótce rozpocznie się głosowanie. Aby przejść do kolejnego etapu, musisz uzyskać ponad pięćdziesiąt procent głosów akceptujących. Czas głosowania: siedem dni. Postępy głosowania możesz obserwować w zakładce MójProfil.
#8 itakjuzniezyjesz.com
W porządku. A więc machina ruszyłanieodwołalnie.
Narzucam na ramiona grubą sportową bluzę z kapturem, łapię z metalowego wieszaczka przy drzwiach wejściowych klucz do samochodu, po czym przetrząsam kieszenie w poszukiwaniu portfela. W międzyczasie zastanawiam się, jak dawno chlałem i czy na pewno nie mam już we krwi alkoholu. Nie mówiąc o resztkach prochów, które skończyły za oknem. Chyba powinienem być w miaręczysty.
Mam. Są prawo jazdy i dowód, a w przegródce jedyna kredytówka. Ostatnia karta, na której jeszcze coś zostało, ale nie mam pojęcia, kiedy dojdę do końca limitu. Akurat ta była w wydawnictwie w biurku, dlatego się uratowała. Resztę opróżniła zręcznie moja eksnarzeczona, udając się w podróż do nowego życia z wiernym przyjacielem, Johnem. Trzeba być takim retardem jak ja, żeby udostępnić jednej osobie hasła do wszystkich swoich finansów. Teraz znam wyjaśnienie, jak musieli znać je moi bliscy przede mną – seks rzucił mi się na mózg i zrobił z niego jebanągalaretę.
Dojazd do Walmartu zajmuje mi ponad dwadzieścia minut, włączam więc radio. Akurat na 1080.FM leci „Something in the way”, w jakiś pokręcony sposób częściowo pasując do mojego obecnego życia. Cobain, który miał więcej gównianej odwagi ode mnie, źle mi w tej chwili działa na ból głowy, przerzucam stację na wiadomości. Strajki kierowców monster trucków nic mnie nie obchodzą, w dupie mam też politykę zagraniczną Obamy. Na wczorajszej Met Gali1 zebrano krocie na pomoc potrzebującym. Jasne, skoro wstęp to dwadzieścia pięć tysięcy dolców, razy siedemset osób, rany. Zaraz, skoro bal w Metropolitan odbył się wczoraj, to dziś musi być już wtorek. Jakoś uciekły mi z życia kolejne trzydni.
Dawno nie byłem wśród ludzi, ostatnio, kiedy w pracy pakowałem swoje rzeczy do niewielkiego kartonu. W zasadzie po odejściu Sammy tylko dojadałem resztki swoich zapasów, nigdzie nie wychodziłem. Rodzice byli łowcami promocji, polowali na kupony w niedzielnych gazetach i pieczołowicie wycięte, trzymali w kopercie. Nie było ważne, czy potrzebowali trzydziestu puszek tuńczyka czy też nie, ale jeżeli z kuponem te trzydzieści puszek kosztowało dwa dolary, zawsze je kupowali. To samo dotyczyło mąki, kawy, psiej karmy i innych produktów. Mama zawsze część swoich zdobyczy pakowała mi do szafek na czarnągodzinę.
Ich spiżarnia i piwnica były zapchane po brzegi takimi promocyjnymi artykułami. Żałuję teraz, że nie chciało mi się zabrać ich zapasów, zanim bank przejął dom. Prawie wszystko zostawiłem, oprócz puszek z zupą, Johnniego Walkera i piwa, bo to akurat wziąłem w całości. Jeszcze teraz mam sporo pełnych butelek, a zup z puszki, bez względu na smak, już nietrawię.
Nie zabawiam długo, wybieram najniezbędniejsze produkty w dużych opakowaniach. W kasie z ograniczoną ilością zakupów jak zwykle wsadzili jakiegoś niedouczonego ślimaka, który porusza się, jakby się zesrał. Mam ochotę na niego wrzasnąć albo łupnąć go którymś z kartonów. Zamiast tego wrzucam do ust dwa czerwone ibuprofeny i popijamcolą.
Użalam się nad sobą całą drogę powrotną, a w domu pierwszą rzeczą, którą robię przed przygotowaniem czegokolwiek do zjedzenia, jest powrót do profilu solitary_actressi wklepanie pytania, które nurtuje mnie od ponadgodziny.
Pytanie użytkownika loser_27: Byłaś wczoraj na MetGali?
Nastawiam kawę, wkładam stertę brudnych naczyń do zmywarki i wyrzucam do śmieci zielony jogurt, nawet przecieram blat mokrym zmywakiem, zanim robię kanapkę z masłem orzechowym ijabłkiem.
Zerkam na monitor, sprawdzając w zakładce, jak idzie mojegłosowanie.
Dwa głosy za, jedenprzeciw.
Odpowiedź od użytkownika solitary_actress. Wyświetlić teraz? Tak / Nie
Potwierdzam.
Tak. Jeżeli chcesz pogadać, jest opcjapriv.
Faktycznie, nie wiem, czemu sam na to niewpadłem.
loser_27: Jakbyło?
solitary_actress: Żałośnie. Strasznie. Samotnie.
loser_27: Czemu?
solitary_actress: Poszłam sama. Marzyłam, żebyuciec.
loser_27: Ale nieuciekłaś.
solitary_actress: Nie. Nie uciekłam. Takapraca.
loser_27: Przynajmniej masz jakąś pracę. Mniewywalili.
solitary_actress: Przykro mi. Naprawdę.
loser_27: Czemu chceszumrzeć?
solitary_actress: (pisze…) Jestem zupełnie sama. To już wiesz. Nie mogę znieść myśli o następnych takich beznadziejnych dniach, a co dopierolatach.
loser_27: Rozumiem cię. Też tak mam. Ale sam tego niezrobię.
solitary_actress: Ja próbowałam dwa razy, nie udało się. Jak dostałam tę ulotkę do skrzynki, to była taka wielkaulga.
loser_27: Ulotkę? Dostałaś ulotkę doskrzynki?
solitary_actress: (pisze…) (pisze…) Przecież mówię. A tynie?
loser_27: Ja znalazłem za wycieraczką gazetkę. Tam była reklama tej stronki. Nawet trochę się dziwiłem, że reklamują się z czymś takim. Nie wiem, czy tolegalne.
solitary_actress: Dla mnie żadna różnica, ważne, że niedługokoniec.
loser_27: Chyba masz rację. Dzięki.
solitary_actress: (pisze…) Powodzenia! Mam nadzieję, że też ci się uda. Moje głosowanie za chwilę się kończy, już widzę, że uzbierałam większość :) Nie mogę siędoczekać.
Szczęściara. Ja mam przed sobą tydzieńniepewności.
Z drugiej strony, coś nie daje mi spokoju, jakby jakaś ulotna myśl, której nie mogę nazwać, nie mogę złapać w swoim poszarpanym bólem mózgu. Na chybił trafił, wyszukuję w Yahoo listę gwiazd obecnych na wczorajszej gali. Włączam filtry, szukam tylko aktorów. Kobiety. Sprawdzam dokładnie nazwiska, jedno po drugim; tylko trzy aktorki nie przyprowadziły osoby towarzyszącej. Siedemdziesięcioletnia gwiazda seriali odpada. Szesnastoletnia dziewczyna, której nazwiska nie jestem w stanie z niczym skojarzyć, wygląda na zachwyconą zdjęciami i zainteresowaniem. Zresztą, solitary nie wydaje sięnastolatką.
Zostaje jedno jedyne nazwisko. Klikam zdjęcie z gali. Szok odbiera mi na chwilęoddech.
1Met Gala – bal w Metropolitan Museum of Art. Jest to jedna z najważniejszych imprez świata mody, przyciągająca gwiazdy i śmietankę towarzyską. Każdego roku jest podany temat przewodni dotyczący stroju. Zawsze odbywa się w pierwszy poniedziałekmaja.
#9 itakjuzniezyjesz.com
Z ekranu spogląda na mnie drobna, uśmiechnięta twarz, kontrastująca z przeraźliwie smutnymi oczami. Lejąca się srebrna suknia z lekko morskim połyskiem, opinająca zbyt szczupłą sylwetkę, odbija światło fleszy. Ciemne włosy upięte wysoko w skromny kok podkreślają długą szyję i delikatny rysunekramion.
Mia RavenFerro.
Na kolejnym zdjęciu stoi przy reporterce, której sięga ledwie do ramienia. Na jeszcze kolejnym ktoś uchwycił ją zupełnie bez uśmiechu, twarz bardzo poważna, nie zdążyła zamaskować rozpaczy w spojrzeniu. I chociaż kolejne zdjęcia pokazują jej nienaganny uśmiech, chociaż zdążyła już ukryć smutek i rezygnację bijące od niej wcześniej, nie mam wątpliwości. To ona. Tosolitary_actress.
Wrzucam w wyszukiwarkę nazwisko i wkrótce monitor zalewa fala danych. Przeglądam artykuły ze zgrozą i fascynacją. Staram się wyłapać najważniejsze informacje, w zasadzie sam nie wiem, co mnie do tego popycha, nie powinno interesować mnie jej życie. Może zwyczajnie jest to coś, co zajęło moje myśli na chwilę, pozwalając oderwać się na trochę od własnego pochrzanionego świata. Wolę nie myśleć, że powodem jest choraciekawość.
Niezwykle utalentowana aktorka włoskiego pochodzenia(Oszałamiający sukces młodej aktorki; rozpoznawalna twarz gwarantująca kasowy sukces; rozchwytywana przezwytwórnie).
M.R. Ferro odmawia komentarza w sprawie śmierci matki(Matka Mii Ferro znaleziona na plaży martwa; istnieje podejrzenie, że matka Ferro, pod wpływem silnych środków przeciwbólowych, rzuciła się ze skał we wczesnych godzinach porannych. Ferro odmawia złożenia oświadczenia w tejsprawie).
Matka Ferro spada z klifu! Wypadek?(Felicia Leona Ferro, matka znanej aktorki, znaleziona martwa w dniu trzydziestych urodzin córki. Poprzedniego dnia widziano ją naklifie).
Mia Ferro najlepiej zarabiającą aktorką roku (Czy Ferro zostanie kolejną milionerką w branżyfilmowej?).
Tragedia rodziny Ferro (Mia Raven Ferro, lat trzydzieści, przeżywa trudny okres. Po odejściu ojca, Ronaldo Ferro, z młodszą o dwadzieścia lat kochanką, matka Ferro prawdopodobnie odebrała sobie życie; śledztwo w tej sprawietrwa).
Brat sławnej aktorki Mii Ferro aresztowany w aferze narkotykowej (Ronaldo Ferro Junior, lat dwadzieścia osiem, aresztowany za posiadanie i rozprowadzanie narkotyków. Ferro nie przyznaje się do stawianych muzarzutów).
Premiera nowego filmu z Mią Ferro w roli głównej (Premiera „Shower of Lights” odbywa się w atmosferze skandalu z powodu ostatnich wydarzeń w życiu osobistym aktorki; wbrew przepowiedniom przedpremierowy pokaz „Shower of Lights” przyciągatłumy).
Młodszy brat Ferro znaleziony martwy w celi (Brat Mii Ferro, Ronaldo, oczekujący na proces w więzieniu stanowym, znaleziony martwy. Wstępne ustalenia wskazują powieszenie i raczej wykluczają udział osóbtrzecich).
Czy nad Mią Ferro ciąży klątwa?Partner Ferro odchodzi ze wschodzącą gwiazdką (Mia Ferro, lat trzydzieści, odmawia komentarza po rozstaniu z narzeczonym. Osoba z otoczenia Ferro potwierdza, że partner aktorki porzucił ją dla koleżanki z planu. To kolejny cios w życiu celebrytki. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku ojciec Ferro również odszedł z inną kobietą. Aktorka ostatnio pochowała także matkę i brata. Czy takie fatum można uznać zaprzypadek?).
O Boże. Serce ściska mi żal. Taka młoda, taka utalentowana, taka piękna. I taka nieszczęśliwa. Nadal jakaś myśl kołacze mi się po głowie i w dalszym ciągu nie może się skrystalizować, chociaż mam takie przeogromne wrażenie, że jest niezwykle istotna. Moja forma intelektualna jest w tej chwili bardziej niż denna. Całe tygodnie spędzone z Johnniem Walkerem zagryzanym antydepresantami nie pozostały bezecha.
Przeglądam (wiem, wiem, to porąbane) zdjęcia z pogrzebów matki i brata solitary; jej oczy są puste, po prostu puste, zupełnie wyprute z emocji. Twarz jest blada jak ściana, chyba nawet bez makijażu; tym bardziej wydaje się wymizerowana na tle ciemnej, skromnej sukni i czarnego płaszcza. Nie płacze, nie rozpacza. Unosi wysoko głowę, wyzywająco wysuwając drobny, lekko spiczasty podbródek. Jej dłoń zaciska się kurczowo na przedramieniu wysokiego, jasnowłosego mężczyzny, którego twarz wygląda znajomo, ale nie mogę go dopasować do żadnego nazwiska. To pewnie ten narzeczony. Tłum dziennikarzy kłębi się wokół, nie zważając na charakter uroczystości. Hieny cholerne, żerujące na ludzkimnieszczęściu.
Z westchnieniem wracam do kuchni, żeby dolać do filiżanki kolejną porcję kawy. Kofeina dobrze mi robi, chociaż znowu wraca znajomy, pulsujący ból głowy. Wygarniam z półek w lodówce zalegające luzem śmieci, żeby móc upakować dzisiejsze zakupy. Odór starego sera unosi się w środku, lepki jak śmierdzące skarpety, otwieram więc zębami paczuszkę proszku do pieczenia i wsypuję do plastikowego kubeczka, po czym stawiam w środku, żeby zabił smród. Niewiele tych zakupów, ale z drugiej strony, nie mam z kim się dzielić ani kogo karmić. Mam tylko nadzieję, że środków na karcie wystarczy na przeżycie pozostałych dwóch lub trzechtygodni.
Uzbrojony w parujący napój i jednego Reese’a z multipaka wracam do laptopa. Sprawdzam pobieżnie, że moje głosowanie nie przebiega zbyt pomyślnie, bo w tej chwili mam sześć głosów za i sześć przeciw. Wchodzę za to na priv i wysyłamwiadomość.
#10 itakjuzniezyjesz.com
loser_27: Mia. Nazywasz się Mia Raven Ferro. Tak?
Czekam na jakąkolwiek odpowiedź, ale nic nie nadchodzi. Prostuję zesztywniałe od długiego siedzenia plecy, po czym splatam dłonie na karku, odchylając się razem z oparciem krzesła. Moje zwoje mózgowe gorączkowo pracują. Próbuję wydobyć z gmatwaniny innych tę jedną myśl, to niedające mi spokoju, męczące coś, czego nawet nie umiemnazwać.
Wrzucam w Yahoo nazwisko jej matki. Felicia LeonaFerro.
Matka znanej aktorki, z pochodzenia Włoszka, lat pięćdziesiąt. Mąż, Ronaldo Ferro, właściciel salonu samochodowego w stanie Maine. Dwoje dzieci, Mia Raven i RonaldoJunior.
Sprawdzam datę artykułu, jest sprzed dwóch lat. Szukam późniejszych doniesień, ale nie ma nic oprócz tych informacji, które już widziałem. Upadek z klifu niedaleko Thunder Hole, przypuszczalnie samobójstwo. Rodzina Ferro wynajmowała zawsze w okolicy dom na lato. Przeglądam zdjęcia klifów koło Bar Harbor, co chwila zerkając na otwartą kartę itakjuzniezyjesz, bo ciągle mam nadzieję, że kropeczka wiadomości prywatnej w końcu kiedyś się pojawi.I w końcu jest, gdy prawie zwątpiłem, że solitaryw ogóleodpisze.
solitary_actress: Co za różnica, jak się nazywam. Za najwyżej dwa tygodnie nie będzie to miało żadnegoznaczenia.
loser_27: Dwatygodnie?
solitary_actress: (pisze…) Trzy dni teraz na wybór narzędzia lub środków, trzy na wyznaczenie strażników wykonania, a potem maksymalnie tydzień. Jestem już takazmęczona.
loser_27: Przeczytałem artykuły. Masz prawo być. Jesteś pewna, że nie pomoże ci jakiś terapeuta? Psychiatramoże?
solitary_actress: A ty? Czy jesteś pewien, że nie pomożetobie?
Touché2. Ma rację. Jakie mam prawo udzielać jej rad, skoro ze sobą nie umiem sobie poradzić. Debil i przegryw, doradca strapionych, kurwa.
loser_27: Przepraszam. Tylko… wydajesz się taka młoda i taka śliczna. Nie umiem sobie wyobrazić ciebiemartwej.
solitary_actress: Ale jaumiem.
solitary_actress: (pisze…) Wybierz wcześniej narzędzia, żeby potem się nie miotać. Jeżeli nie zrobisz tego sam w ciągu trzech dni, program wybierze losowo zaciebie.
loser_27: Co? Seriomówisz?
solitary_actress: Nie żartuję z takichrzeczy.
loser_27: Cholera. Niewiedziałem.
solitary_actress: Opowiesz mi swoją historię, skoro znasz jużmoją?
Opowiadam. Jak znaleziono dziadka w parku, nieprzytomnego, z rozległym zawałem serca. Jak babcia miała atak arytmii dzień przed pogrzebem dziadka i zmarła tego samego dnia, więc pochowaliśmy ich razem, trumna przy trumnie, tak jak razem żyli przez ponad pięćdziesiąt lat małżeństwa. Jak miesiąc później straciliśmy moją mamę przez idiotyczny wypadek, a ojciec przez kolejne cztery miesiące zapijał się metodycznie z rozpaczy, po czym w Halloween się powiesił i ja go znalazłem. O próbie ratowania skazanej z góry na niepowodzenie. O długach ojca, powstałych w czasie picia. O hipotece, o której nie miałem pojęcia, i utracie domu rodziców. O Sammy, która dwa miesiące temu odeszła, jej zdradzie i ciąży, którą usunęła, o wyczyszczonych kontach i kartach kredytowych. W końcu o utraciepracy.
Jakoś mi się lżej oddycha, chociaż nie wiem, czy mam prawo obarczać tę w sumie obcą, nieszczęśliwą kobietę, swoimiproblemami.
solitary_actress: To straszne. Podaj mi numer konta, wyślę cipieniądze.
loser_27: Nie chciałem prosić cię o pieniądze. Nie miałem takiego zamiaru. Poradzęsobie.
solitary_actress: (pisze…) Daj spokój. Mnie już niedługo nie będą potrzebne. Zostawiam wszystko dla dwóch domów dziecka i ustanowiłam też specjalny program stypendialny dla młodych ludzi bez rodzin. Jak coś ci zostanie, daj komuś, kto będzie potrzebował. Kup jedzenie bezdomnym czy coś. Wolę wszystko oddać, niż żeby cokolwiek dostało się memu ojcu. To od niego wszystko się zaczęło. Całe zło, które spotkało mojąrodzinę.
Może ma rację. Ani ona, ani ja nie zabierzemy ze sobą niczego tam, dokąd sięudajemy.
Pozbywam się zbędnych wyrzutów sumienia i wrzucam numer konta, które założyłem po odejściu Samanthy, wwiadomość.
Wchodzę na swój rachunek i czekam naprzelew.
Oczy mało nie wychodzą mi z orbit, kiedy widzę dwadzieścia tysięcy dolarów przelanych przez anonimowegonadawcę.
loser_27: Jesteś pewna? To olbrzymiepieniądze.
solitary_actress: Zrób coś szalonego, coś, czego nigdy nie robiłeś. Nie żałuj sobie, pomyśl o tym wszystkim, czego już nigdy niezrobisz.
loser_27: Na przykład oczym?
solitary_actress: Ja skoczyłam ze spadochronem. Dwa razy. Przyznam, za każdym razem miałam nadzieję, że się po prostu nieotworzy.
solitary_actress: (pisze…) Ładne masz imię. Adrian. Nie znałam nigdy nikogo, kto nosiłby takieimię.
loser_27: Skąd…?
solitary_actress: Program komputerowy. Potrafi cuda. Mój brat go napisał. Był genialny. Nie masz pojęcia, jak mi gobrak.
loser_27: Wierzysz, że on… no wiesz? W tenarkotyki?
solitary_actress: (pisze…) Nie. Był przeciwnikiem narkotyków. Wszyscy znajomi o tym wiedzieli. Ale to bez znaczenia. Nie ma znaczenia, w co wierzę ani w co nie wierzę. Media już go osądziły. A on się zabił, więc nigdy nie dowiem sięprawdy.
solitary_actress: (pisze…) Przepraszam cię, Adrian. Muszę teraziść.
Wracam do mego konta i płacę zaległe rachunki za ostatnie dwa miesiące, bo po tym, jak Sammy oczyściła je do zera, nie płaciłem dosłownie niczego. Może przynajmniej przez ostatnie dwa tygodnie nie będą mnie nękać wezwania do zapłaty. Może nie skończę tego pierdolonego życia jakobezdomny.
Sprawdzam jeszcze postęp głosowania, ale nic się nie zmieniło. Zamykam mieszkanie i wychodzę na miasto, chociaż nie mam pojęcia, kiedy zrobiła się pierwsza nad ranem. W tym mieście godzina jest bez różnicy. Nowy Jork nigdy niezasypia.
2Touché (wymowa: [tusze]) – trafiony. Tu: wyrażenie uznania właściwie dobranegoargumentu.
#11 itakjuzniezyjesz.com
Wybieram z najbliższego bankomatu pięćset dolarów, dziękując w myślach za hojność Mii. To pierwszy raz od dwóch miesięcy, gdy nie muszę szczypać się z każdym groszem. Wcześniej, w moim normalnym życiu, kiedy dobrze zarabiałem, było to takie normalne, że się nad tym nie zastanawiałem. Brałem kartę w kieszeń i szedłem się bawić, beztrosko i bezmyślnie. A przecież ludzi, którzy nie mają za co żyć, naprawdę wokół niebrakuje.
Miasto świeci tak jasno, że pomimo nocy i bezchmurnego nieba prawie nie widać gwiazd. Chodzę bez celu oświetlonymi ulicami swojego miasta i przyglądam się ludziom. Część z nich wciąż dokądś się spieszy, nawet w nocy. Kawiarnie i kafejki, w większości otwarte, nadal są pełne. Pomijając tłok, który zawsze tu panuje, dodatkowe tłumy są zasługą Met Gali. Tydzień poprzedzający imprezę i tydzień, w którym gala się odbywa, ściągają tysiące fanów, liczących na przelotne spotkanie z gwiazdami. Jakoś nie przychodzi im do tych pustych łbów, że większość gwiazd nie mieszka w Nowym Jorku, że sławy zjeżdżają tu tylko nabal.
Chwilę stoję przy saksofoniście, którego muzyka porusza moje serce. Palce starszego człowieka poruszają się z wprawą, ciemna skóra odcina się wyraźnie na tle złotomiedzianego instrumentu. Saksofon zawodzi żałośnie, by chwilę później rozlegać radosną nutą, a następnie brzmieć jak wyrzut. Jest naprawdę niezły. Zastanawiam się, co skłania człowieka w jego wieku do wystawania na ulicy o tej porze. Wiem, babciu, jestem durniem, skoro w ogóle muszę się nad tym zastanawiać. Wrzucam mu pięćdziesięciodolarowy banknot do kapelusza, wypełnionego prawie do połowy jednodolarówkami. Schyla na chwilę głowę w podziękowaniu, a w dużych, lekko wyblakłych oczach pojawia się lśniąca wilgoć, więc unoszę dłoń na chwilę, pozdrawiającgo.
Schodzę na nadbrzeże, nad East River, by obserwować bujające się na falach barki. Zaczyna świtać, ptaki budzą się w konarach drzew, nawet ich rwetes współgra z atmosferą miasta. Gołębie nawołują się, gruchają głośno i poruszają okrągłymi ciałami na cienkich nóżkach, gotowe na śniadanie. Kolorowe niebo przecinają delikatne smugi, szare pasma mgły zalegają miejscami nad wodą. Kilka łodzi odcumowuje od przystani i rusza narzekę.
Co jakiś czas mijam parki dzieciaków, całujących się na trawniku okalającym rzekę. Mają przed sobą całe życie, są wolni od zmartwień, tacy beztroscy, tacy pełni nadziei. Zakochani. Palące uczucie zazdrości zalewa na chwilę moje ponure myśli, sprawiając, że czuję się znówpodle.
Siadam w jednym z nielicznych otwartych nadbrzeżnych pubów i zamawiam kawę po irlandzku. Połączenie kawy, Irish Whiskey, bitej śmietany i cukru trzcinowego to balsam na moją zbolałą duszę. Po namyśle biorę też podwójną porcję ciasta czekoladowego, mojego ulubionego brownie. Nie jest w połowie tak dobre, jak było ciasto mamy, ale i tak wpycham je w siebie w parukęsach.
Ból uderza bez ostrzeżenia, prawie zginam się wpół. Woń czekoladowego ciasta i pieczonych jabłek, perfum matki, zapach rodzinnego domu na przedmieściach, smród papierosów ojca palącego na werandzie, wdzierający się do środka przez otwarte okna. Dobre, czujne oczy babci, śledzące z czułością każdy ruchdziadka.
Miałaś rację, babciu. Choćbyś uciekał przez góry, las – śmierć do ciebie zdąży na czas. Zdążyła do was wszystkich, zapominając tylko omnie.
Rzucam na stół dwadzieścia dolarów, nie czekam na resztę, po czym wracam na zatłoczoną ulicę. Sprawdzam na telefonie godzinę, jest szósta rano. Środa. Zaczyna się drugi dzień mojegogłosowania.
Kioski z gazetami zaczynają wykładać właśnie świeżą prasę. W sumie nic ze światowych nowości mnie nie interesuje, przechodzę więc obojętnie obok, kiedy mój wzrok pada niechcący na stertę, spiętą jeszcze taśmą transportową, czekającą nawypakowanie.
Nagłówki gazety krzyczą wielkimi literami: Ronaldo Ferro walczy o życie.Ojciec Mii Raven Ferro ulega wypadkowi na autostradzie, lekarze określają jego stan jako krytyczny. W samochodzie znajdowała się również obecna partnerka Ferro, której życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. To kolejna tragedia w życiu aktorki, przypomnijmy, że…
Do artykułu dołączone są zdjęcia samochodu, który wygląda jak puszka sardynek przejechana przez czołg. Niemożliwe, żeby ktoś uszedł z życiem z takiego wypadku. Kolejne, niewielkie zdjęcie, zrobione z daleka, przedstawia nosze, na których leży jakiś człowiek, nakryty aluminiową płachtą termiczną. Obok tłum sanitariuszy, podłączających zapewne aparaturęmedyczną.
Muszę dostać się jak najszybciej do domu, napisać do Mii, która jest zupełnie sama z kolejnym dramatem. Wiem, nienawidzi ojca. Nie chce mieć nic z nim wspólnego. Ale to wciąż jejojciec.
Kupuję gazetę i wertuję ją jeszcze przez moment. Moja uwaga skupia się na ujęciu, którego nie zauważyłemprzedtem.
Co, do cholery jasnej, robi moja eksnarzeczona, Samantha, na zdjęciu wypadku RonaldoFerro?
#12 itakjuzniezyjesz.com
W głowie wiruje mi od natłoku myśli. Gorączkowo próbuję połączyć w całość różne drobne elementy, ale ciągle umyka mi to, co najważniejsze. Co tam robiła Sammy? Czy przypadkowo znalazła się na autostradzie jako świadek? Tylko od paru godzin odrobinę mniej skłonny jestem wierzyć w zbiegi okoliczności. Może to zbieżność pomiędzy tym, co przytrafiło się mnie isolitary, może pracując w wydawnictwie, naczytałem się zbyt wielu kryminałów, a może zwyczajnie zaczynamświrować.
Co jakiś czas przyglądam się zdjęciu, które nie jest może zbyt wyraźne, ale z pewnością przedstawia Samanthę, jej wielkie oczy z daleka wyglądają jak niebieskie plamy w opalonej twarzy. Żal i tęsknota ściskają przez moment, ale zastępują je prawie natychmiast złość inienawiść.
Przystaję obok bankomatu, wybieram jeszcze dwa tysiące, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Nie wygląda na to, żebym ich potrzebował, skoro wydałem dopiero jakieś siedemdziesiąt z wcześniejszej pięćsetki. Lepiej się czuję, mając w kieszenigotówkę.
Docieram do domu przed ósmą i natychmiast piszę doMii.
loser_27: Mia, bardzo mi przykro, widziałem poranne gazety. Gdybyś chciała pogadać, wysyłam ci mójnumer.
Wklepuję w kolejną wiadomość numer swojej komórki i wysyłam z nadzieją, że w ogóle odpali dzisiaj komputer. Naprawdę mi jej żal, wiem przecież, jak się w tej chwili musi czuć, jak bardzo rozpada się na drobne kawałki, na zmianę obwiniając siebie samą i złorzecząc na niesprawiedliwość losu. Załamana i sama po raz kolejny, kiedy życie nie dało jej jeszcze czasu, by podnieść się z kolan po poprzednim upadku. Odcienie bólu znam z pamięci, tym bardziej że mnie nie pozostał już nikt bliski, jestem ostatnim przedstawicielem mojej rodziny. Jeżeli wierzyć prasie, Mia też już nikogo niema.
Parzę świeżą kawę i przygotowuję kanapki, prawie dokładnie takie jak zwykła robić babcia. Ser, szynka, pomidor. Chleb grubo posmarowany niesolonym masłem. Brakuje tylko kiszonych ogórków, które babcia robiła w dużych słojach i ustawiała w spiżarni. My, Amerykanie, nie przepadamy za warzywami, ale babcia zawsze dbała, bym je jadł. Tata też zawsze wrzucał mi, pamiętam, warzywa albo owoce do pudełka ze śniadaniem. Mama śmiała się, że nawet hot dogi jemy z zieleniną. Ogórków babci w życiu niespróbowała.
Codziennie odkrywam coś innego, za czym tęsknię, co na nowo rozdrapuje moje poharatane serce. Drobiazgi, na które nie zwracałem nigdy uwagi, gesty, które przechodziły niezauważalne, bo były takie normalne. Dopiero ich brak uświadomił mi, jakie miały znaczenie, jakie poczucie bezpieczeństwa mi dawały. Wszystko znikło i nie wróci, nie powiem nigdy mojej rodzinie, jak wdzięczny jestem za to, czym otaczali mnie bez przerwy, za troskę, za bezwarunkową miłość, za dobre życie, za to, że przy mnie zawszebyli.
Prawie dławię się kanapką, kiedy całym moim ciałem wstrząsa szloch. Może gdybym zauważył wasze kłopoty z sercem, babciu, zmusiłbym ciebie i dziadka do zrobienia badań. Gdybym zawiózł mamę na tomografię, ojca na odwyk, gdybym był mniej zajęty sobą i Sammy… Tyle różnych „gdybym”, a na wszystkie za późno. Zawsze mówiłaś tacie, że by był zupełnie mądry, wiek mu nie wystarczy. I tak było. Z nim. Zemną.
Wiadomość na ekranie przerywa użalanie się nad sobą, zmusza do skupienia się na kobiecie po drugiej stroniełącza.
solitary_actress: On nie żyje. Nie przeżył operacji. Żebra przebiły lewe płuco. Krwotok wewnętrzny był zbyt rozległy. Nie miał wielkich szans. Pojechał na urlop ze swoją kurwą, rozumiesz? Był tam z tym kurwiskiem cholernym. Zostawił nas wszystkich, nic nie zrobił, kiedy mój brat wylądował w więzieniu. Wszystko zaczęło się od tej nieszczęsnej dziwki. On zwariował przez nią, przedtem był świetnym facetem, świetnym ojcem. Apotem…
loser_27: Wiem. Widziałem dzisiejszą gazetę. Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, co czujesz. Przeszedłem tosamo.
solitary_actress: (pisze…) Widziałeś zdjęcia? Widziałeś ją? Jest praktycznie w moim wieku. Jak on mógł zdradzić mamę, jak mógł porzucić nas dla dziewczyny, która mogłaby być jegocórką!
loser_27: Kochankę twojego ojca? Chyba nie, nie zwróciłemuwagi…
solitary_actress: (pisze…) Na kilku zdjęciach stoi niedaleko samochodu. Chuda blondynka, wysoka.
loser_27: Mia… Jeżeli myślę o tej samej osobie, to moja eksnarzeczona. Samantha. Zostawiła mnie dwa miesiące temu, pisałem ci o tym. Nie mam pojęcia, co ona tam robi. Ale coś mi tu zaczyna ostrośmierdzieć.
solitary_actress: To Meredith, kochanka ojca. On zostawił nas dla niej prawie dziewięć miesięcytemu.
#13 itakjuzniezyjesz.com
To niemożliwe. Poznałem Sammy w połowie kwietnia, ponad rok temu, wtedy właśnie wygrałem dwutygodniowy karnet na fitness dla mężczyzn. Tydzień później byliśmy już parą, a trzy tygodnie później zaręczyliśmy się. Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie, cofnij. Ja byłem takiszczęśliwy.
solitary_actress: (pisze…) Powiedziała mu, że jest w ciąży. Wtedy, kiedy nas zostawił. Zwariował z radości, stary dureń. Spakował jedną małą walizeczkę, nie zabrał nawet swoich ulubionych rzeczy. My jesteśmy dorośli, dajemy sobie sami radę i go nie potrzebujemy, tak nam powiedział. A on nie jest jeszcze taki stary, będziemy mieli rodzeństwo. Mama też kogoś sobie znajdzie, jest piękną kobietą. Plótł bzdury, jakby ktoś mu mózg przekręcił. O nowym życiu, że każdy ma prawo do szczęścia. Szkodagadać.
solitary_actress: (pisze…) Mama najadła się tabletek, bolała ją ciągle głowa, odkąd rozstała się z ojcem, poszła na ten swój klif, codziennie tam chodziła. Była silną kobietą. Najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. Znałam. Przez te tabletki musiała spaść. To musiał byćwypadek.
solitary_actress: (pisze…) Adrian, ktoś próbuje dostać się do mojego komputera. No wiesz, program mojego brata pokazuje aktywność, ktoś próbuje złamać hasła. Muszę się na razie wyłączyć. To cena sławy. Wszyscy próbują wleźć ci wszędzie, z buciorami i kamerami na dokładkę. Zaraz pomogę swoim gościom wyjść, Ron napisał dla mnie taki mały programik, który odpiera ataki i coś tam psuje w urządzeniu hakera. Mówiłam ci, że był geniuszem, programowanie to było jego ukochanezajęcie.
loser_27: Okej, ja nie wyłączam się. Zechcesz jeszcze pogadać, pamiętaj, żejestem.
Sprawdzam swoje głosowanie, dwa głosy przewagi za. To niewielka różnica, ale nie bardzo mnie to rusza, kiedy moje myśli zaprzątaSammy.
Jeżeli dziewięć miesięcy temu była w ciąży z ojcem Mii, jak to się ma do usunięcia mojego dziecka pięć miesięcy temu? Próbuję obliczyć daty, ale ciągle mam mętlik w głowie. Kiedy się poznaliśmy, prowadziła bardzo wymagające, wysiłkowe ćwiczenia i była bardzoszczupła.
Są dwa wyjaśnienia, dwie ewentualności, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Albo w ogóle nie była w ciąży i oszukiwała nas dwóch, albo usunęłaobie.
Może Darren wcale nie kłamał. Może przez własne zaślepienie straciłem przyjaciela, najlepszego, jakiego kiedykolwiek miałem. Darren wydawał się na początku tak samo zainteresowany Sammy jak ja. Tylko że ona nie jego wybrała. Kiedy wygrałem ten swój karnet, Darren zgodził się dołączyć do grupy. Trochę kasy go to kosztowało, ale żartował, że dla poznania Samanthy warto było. Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił, no i powiedziałem Darrenowi, że od tygodnia sypiam z naszą instruktorką. Wkurwił się paskudnie, w życiu nie widziałem go tak zjeżonego. Zaczął mi opowiadać jakieś bajki, że widział ją wieczorem z jakimś starszym facetem, siedzieli w drogiej knajpie i wyglądali na parę. Był zwyczajnie zazdrosny. Takmyślałem.
Potem, kiedy ogłosiliśmy nasze zaręczyny, Darren napuścił na mnie wspólnych znajomych, żeby przemówili mi do rozsądku. Fakt, trochę mnie poniosło, wydarłem się na nich, żeby się odpierdolili i nie wpieprzali nosów tam, gdzie nikt ich nie prosi. Jakoś przez ten czas sądziłem, że to on odsunął ich ode mnie, ale właśnie zastanawiam się, czy nie ja zawiniłem. Czy sam nie zrezygnowałem z przyjaciół, bo nie zaakceptowali Sammy. Z drugiej strony, czy przyjaciel nie odzywa się, kiedy tracisz rodziców? W tej chwili sam nie wiem, co o tym wszystkimsądzić.
Piszę esemesa do Darrena, jedyne słowo, które powinno paść dawnotemu:
„Przepraszam”.
Próbuję, czekając na wiadomości od Mii i Darrena, znaleźć cokolwiek na temat mojej byłej narzeczonej. Ale chociaż wpisuję jej imię i nazwisko w różnych konfiguracjach, Samantha Green, którą znam, nie widnieje na żadnym ze zdjęć. Próbuję Meredith Green, ale również bezskutecznie. W końcu sprawdzam telefon, bo chociaż Sammy nie lubi zdjęć, twierdzi, że źle na nich wychodzi, zrobiłem jej jedno w ogrodzie i dwa, kiedy spała. Schowałem je w ukrytym folderze, bo nie chciałem, żeby się wnerwiła i jeskasowała.
O mało nie zrzucam telefonu na ziemię, kiedy przychodzi esemes odDarrena.
Darren: Rozejm?
ja: Rozejm.
Darren: Nie każesz mi więcejspierdalać?
ja: ???
Darren: Dzwoniłem, kiedy umarła twoja mama. I potem, po śmierci twego taty. Nie odbierałeś, tylko odpisywałeś, żebymspierdalał.
ja: W życiu. Pojebałocię?
Darren: Mnie?
ja: Sorry. Dużo u mnie się dzieje. To się niepowtórzy.
Darren: Jutro, dwudziesta, tam gdziezawsze?
ja: Pewnie :)
Kurwa, żeż, kurwa. To musiała być Samantha. O co jej chodziło? Czemu tak zależało jej, żebym został sam? W co onagra?
Wrzucam najwyraźniejsze ujęcie dziewczyny w wyszukiwarkę i szukam podobnych obrazów. Wyskakuje seria zdjęć, ale zanim program zaczyna je otwierać, zmieniają się po kolei w czarne prostokąty, a na ekranie wyskakuje komunikat: Nie masz dostępu do tych danych. Wprowadź hasło. Hasło? Na moim własnym laptopie? Co, u cholery? Próbuję kolejny raz, ale daję sobie spokój, kiedy dalszy komunikat informuje, że mój komputer zostanie zablokowany przy następnej próbie bez użycia hasładostępu.
solitary_actress: Wydaje mi się, że to był profesjonalista. Program mojego brata ledwie sobieporadził.
loser_27: Słuchaj, Mia. To jest coś poważnego. Bądź ostrożna, proszę cię. Nie wiem, o co chodzi, ale Samantha i Meredith to chyba ta sama osoba. Według mnie, nie było żadnej ciąży. Nie wiem, czemu, ale ona nigdzie nie istnieje, a wyszukiwanie jej zdjęć jest blokowane przez jakiśprogram.
solitary_actress: Nie martw się o mnie. Pamiętasz, na jakiej witrynie teraz jesteśmy i co tu robimy? Już nic gorszego niż się nam stało, nie może sięstać.
loser_27: Obyś miała rację. Pamiętaj, że masz mój numer, wpisz go do swojej komórki. Obiecaj, że to zrobisz, proszę.
solitary_actress: (pisze…) Już. Lepiej?
loser_27: Tak. Wieczorem wychodzę. Może odzyskam przyjaciela. Długa historia, ale to chyba sprawka mojej eksnarzeczonej. Opowiem cijutro.
solitary_actress: Dobrze. I… Adrian, wybrałam już narzędzie. Dwa dni przed czasem. Chciałam, żebyświedział.
#14 itakjuzniezyjesz.com
loser_27: Mia, poczekaj, cowybrałaś?
Czekam parę minut na odpowiedź, która nie nadchodzi. Żałuję, że odebrała sobie dwa dni, mimo że świetnie rozumiem jej motywację. Ciemność, która ją otacza, jest tak samo intensywna, jak cienie kłębiące się wokółmnie.
Nie pozwalam sobie jednak na żadne użalanie się. Wstaję, żeby znaleźć w czeluściach biblioteczki komórkę ojca, wciąż aktywną, bo jej nie zablokowałem po jego śmierci. Jest w teczce z dokumentami rodziców. Muszę tylko naładować baterię i odpalić na niej Internet, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na temat kobiety, z którą planowałem spędzić całe życie. Nie będę ryzykował blokady na laptopie, nie wiem co prawda, o co chodzi z tym hasłem, ale może coś mi Samantha zmajstrowała, żebym nie mógł jejzidentyfikować.
Nagle stopa w bawełnianej skarpetce ślizga się na grubej warstwie kurzu zalegającej całe panele i jadę z telefonem w wysoko uniesionej dłoni jakieś dwa metry, zanim trzepię prawym ramieniem w futrynę pomiędzy pokojami. Nie pomaga sypanie kurwami, w końcu rozmasowuję obolały bark i wstaję, sprawdzając, czy telefon nie ucierpiał. Rad nierad, biorę odkurzacz i doprowadzam do porządku podłogę, zanim nie połamię się ze szczętem. Pewnie przydałoby się też użyć mopa, ale mi się zwyczajnie niechce.
Od wielu tygodni ani razu nie przygotowywałem sobie żadnego normalnego posiłku, dlatego teraz gdy mam ochotę coś zrobić, wygrzebuję makaron i słoik gotowego sosu do spaghetti. Gdzieś powinna być też zaczęta paczka prażonej cebulki. Pachnie smakowicie, naprawdę jestem głodny. Prawie zapomniałem, jakie to uczucie. Napełniam talerz, na wierzch sypię trochę tartego sera. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak smakowało mi jakieśjedzenie.
Solitary nadal się nie odzywa. Wiem, że jej tryb życia nie pozostawia wiele wolnego czasu. Poza tym, prawdopodobnie to ona będzie musiała zająć się pogrzebem ojca. Zdecydować, jakie ubranie powinien mieć na ostatnią drogę. Gdzie zorganizować uroczystość. Wybrać trumnę. Wybrać kwiaty. Wybrać menu na pożegnalnyobiad.
Z prędkością światła mknę do ubikacji, gdzie na kolanach pozbywam się wszystkiego, co właśnie zjadłem, po czym siedzę z czołem opartym o brzeg sedesu, walcząc znów z obezwładniającym bólem głowy. Przed oczami mam jasne plamy światła, które sprawiają, że dosłownie kłuje mi coś w mózgu. Zalewają mnie obrazy mamy i jej bladej cery na białym atłasowym tle, dziadka z ciemnofioletowymi smugami na złożonych, nieruchomych dłoniach, ojca wiszącego u sufitu, mądrych i uważnych oczu babci patrzących z wyrzutem. Ból jest nie do zniesienia, kulę się na podłodze, zwinięty niczym dziecko, trzęsę się jak w febrze i łkamgłośno.
Nie mam pojęcia, ile czasu tak spędzam, ale w końcu udaje mi się pozbierać na tyle, żeby przynajmniej spuścić wodę i umyć zęby. Wrzucam do ust kilka ibupromów, bo pulsowanie w skroniach jest nie do opisania, i siadam z powrotem na podłodze, opierając się o szklaną ścianę prysznica. Muszę zaczekać, aż tabletki przyniosą ukojenie. Inaczej nie dam rady w ogólefunkcjonować.
Ból odrobinę się zmniejsza, wstaję chwiejnie na nogi i wracam do komputera. Komórka taty jest w pełni naładowana, odpalam Internet i próbuję wyszukać jakieś informacje dotyczące Sammy. Jednak nie pojawiają się w ogóle żadne dane wyszukiwania, jakby zdjęcia, które wcześniej zaczynały ładować się na laptop, w ogóle nie istniały. Może ja świruję i sam nie wiem, cowidzę.
Ładuję w siebie jeszcze trzy ibupromy i popijam otwartym piwem z blatu w kuchni. Ciepłe i zwietrzałe, ma posmak mysich sików, ale i tak dopijam je do końca. Siadam na chwilę na sofie, bo mózg robi mi się ciężki, a głowa sama opada naoparcie.
Nie wiem, kiedy ze środy robi się czwartek. Przespałem prawie całądobę.
Dopiero teraz przypominam sobie, że umówiłem się o ósmej z Darrenem; telefon wyświetla szóstą dwadzieścia. Jeżeli nie zacznę zbierać się za chwilę, spóźnię się. Sprawdzam jedynie wiadomości odMii.
solitary_actress: Wybrałam podwójne zabezpieczenie. Tak na wszelki wypadek. Ale nie będę o tym mówić, wybacz. Poza tym, chcę wszystko maksymalnie przyspieszyć. Nie mogę takdłużej.
loser_27: Nie, nie rób tego, nie skracaj czasu. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale proszę, zaczekaj.
solitary_actress: Nie mogę. Nie chcę już czekać. Przepraszam.
solitary_actress isoffline.
Ogarniam się odrobinę i wychodzę, nie wiem, czy dobrym pomysłem jest jazda samochodem, ale najwyżej zostawię go pod pubem. Udaje mi się zaparkować niedaleko wejścia, co więcej, dosłownie na rogu jest bankomat. Impuls sprawia, że wybieram kolejne dwa tysiące. Chyba jestem kretynem totalnym, idąc właśnie do knajpy z kieszeniami wypchanymi ponad czteroma tysiącami dolarów. Wracam do auta, dyskretnie wkładam większość banknotów do schowka, zostawiam sobie resztę z pierwszej wypłaconejpięćsetki.
Pub, który jakoś przypadł nam do gustu już w szkole średniej, nazywa się Brown Dragon i jest w środku pomalowany różnymi odcieniami brązu. Fragmenty ścian są głęboko czekoladowe, inne, prawie czarne, przypominają ziemię po deszczu, a niektóre powierzchnie mienią się w świetle jak posypane brokatem. Część opalizuje, niczym pokryta masą perłową. Sprawia to niesamowite wrażenie, wcale nie ponure. Z głośników leci stary rock, ale też nie ogłuszający, więc można normalnierozmawiać.
Darren czeka na mnie przy stoliku, który zwyklezajmujemy.
#15 itakjuzniezyjesz.com
– Jesteś – mówi po prostu, wyciągając rękę. Zeszczuplał, ale wygląda poważniej niżprzedtem.
– Tak.
Dobrze go znowu widzieć. Jest moim najstarszym i najbliższym przyjacielem. W głowie mi się popierdoliło, skoro o tym zapomniałem. I to przezkobietę.
Podchodzimy do dębowego, wysokiego kontuaru, gdzie głęboki brąz drewna wytarty jest gdzieniegdzie do połysku łokciami wielu wcześniejszych gości. Barman, ubrany w czarny T-shirt upamiętniający jakiś koncert Offspring, wyciera gruby blat białą lnianą ściereczką i kiwa nam na powitaniegłową.
– Sporo czasu was nie było, chłopaki. To co zawsze? – Jego przyjazny uśmiech jest