Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Osobista, szczera i pełna humoru opowieść o Izraelu widzianym oczami współczesnej Żydówki
Czy jesteście gotowi na podróż po Izraelu widzianym oczami Żydówki polskiego pochodzenia? To nie będzie wycieczka przypominająca te, których opisów pełno w popularnych przewodnikach. Autorka, posiłkując się kalendarzem żydowskim, szczerze opowiada o codzienności, zwyczajach i tradycjach jej narodu.
Począwszy od miesiąca tiszrei, podążymy razem z nią przez cały rok i poznamy każde święto ważne dla Żydów. Przeczytamy kilkanaście dowcipów o polaniji, dowiemy się, co w Izraelu oznacza sformułowanie „matka Polka”, a także jak w praktyce wyglądają przygotowania do święta Pesach i co z tym wspólnego ma chamec. To pasjonująca, osobista i niestroniąca od trudnych tematów opowieść – nie tylko dla miłośników kultury żydowskiej.
Kislew to miesiąc zimowy. Dni są coraz krótsze, dzień zaczyna się później, a brak ciągłego dostępu do słońca wprawia w chwilowe przygnębienie. Jednak u mnie długo to nie trwa, ponieważ ja zimę w Izraelu lubię, choć brakuje mi śniegu. Lubię to, że mogę włożyć ładne ubrania i nie przepacam od razu wszystkich warstw. Lubię to, że przyszedł czas na grzane wino oraz na festiwal zup w Hotelu Inbar w Jerozolimie. Najróżniejszego rodzaju kremy wraz z pełnoziarnistymi tostami i serem gruyère aż się proszą o lampkę (bądź dwie) lekko słodkiego (lecz nadal zdecydowanie wytrawnego) stuttgarckiego Gewürztraminer. Jest to okres, w którym wielu Europejczyków z północy odwiedzających w tym czasie Izrael jest zaskoczonych tym, jak bardzo może być człowiekowi zimno, pomimo tego, że bardzo rzadko doświadczamy tu zimowych temperatur w wydaniu polskim.
Esther Fuerster-Ashkenazi
Urodziłam się w Polsce, studiowałam w Anglii, mieszkam w Izraelu. Ukończyłam kurs teologiczny w Institute for Jewish Studies Mayanot w Jerozolimie. Jestem właścicielką firmy, która zajmuje się genealogią dochodzeniową. Aktywnie działam na rzecz budowania relacji izraelsko-polskich.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 167
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla wszystkich pokoleń mojej rodziny. Dla wszystkich tych, za których sprawą jestem tu, gdzie jestem. Dla tych przodków,
Zwracam się bezpośrednio do Ciebie, Czytelniku. Nie lubię chować się za pośredników ani przebierać się w inne postacie. Oprócz maskarady podczas święta Purim[1], chociaż mówi się, że to właśnie wtedy jesteśmy najszczerszą wersją samych siebie, ponieważ dzięki chowaniu się za maską czy makijażem, tak naprawdę pokazujemy nasze prawdziwe oblicze.
Zacznę te zapiski uwagą, która według mnie jest najważniejsza. Kocham Izrael. Co więcej, Izrael to miłość mojego życia.
– Ej, twój mąż tutaj jest. Powinnaś raczej powiedzieć, że to on jest miłością twojego życia, a nie kraj, w którym mieszkasz – powiedziano mi kiedyś podczas kolacji szabatowej u lokalnego, chasydzkiego rabina.
– On mnie zna i wie, o czym mówię – odparłam bez zawahania.
Izrael jest też najlepszym partnerem życiowym, jakiego miałam, a nasz związek jest bardzo owocny. Czy to znaczy, że mieszka się tutaj łatwo? Przepraszam, zakrztusiłam się kawą. Oczywiście, że nie. Czy to znaczy, że nie doświadczam tu problemów? Nie skłamię, gdy stwierdzę, że rozwiązywanie ich zajmuje mi około sześćdziesięciu procent z każdego dnia. Czy wszystko jest tu kolorowe, podsycone papryką chili, polane arakiem[2], podane w stylu chłodnego malabi[3]? Przeciwnie, kolory, choć barwne, przytłumione są gorącem, kurzem i pyłem pustynnym, a corocznym burzom piaskowym towarzyszą nagłe spadki ciśnienia, które powodują u mnie ogromną senność.
Czasami brakuje mi polskiej zieleni. Pamiętam, że w maju, chyba, są takie dwa tygodnie, kiedy zieleń jest tak intensywna, że oczy bolą. Z kolei w Izraelu oślepia słońce, ogłusza huk, a w lecie czasami zadaję sobie pytanie, czy w ogóle jest sens brać po raz enty prysznic, skoro przy wyjściu spod zimnego natrysku zaczynam się pocić w ciągu dziesięciu minut, a wyprane ubrania nie potrzebują suszenia, bo tracą wilgoć już w drodze między pralką a suszarką.
Jerozolima. Nieśmiertelne i wieczne miasto – czubek świata. Miasto, które nie tylko jest pożądane przez przedstawicieli trzech głównych religii, lecz także znajduje się w centrum zainteresowania większości światowych mediów. Gdy właśnie teraz siedzę wygodnie i piszę te słowa, czuję niesamowitą ulgę, że otaczają mnie jej mury. Jej, ponieważ po hebrajsku miasto ma rodzaj żeński, zresztą podobnie jak i w języku polskim. Kamienne umocnienia dają jakąś duchową ulgę, chociaż nie uchronią one przed ogniem, który jest nieodłącznym elementem Jerozolimy. Wiecznie palący i spalający ogień. Zawsze bawiło mnie, że po hebrajsku jedno z moich imion znaczy spalę (coś) lub spłonę. I faktycznie czasami płonę z miłości, frustracji, oddania, śmiechu, determinacji, płaczu, modlitwy i przeklinania.
W Izraelu są jeszcze trzy miasta, które mają swój element: Hebron[4] – ziemia, Tyberiada[5] – woda i Safed[6]– powietrze. Utrzymujemy innymi słowy równowagę tam, gdzie możemy, ponieważ, B-g[7] mi świadkiem, czasami tego bardzo brakuje i często czujemy, że jak u nas się trochę uspokoi, to przypomina sobie o nas świat i na nowo rozbudzają się lokalne emocje.
Piszę tę książkę jako Izraelka polskiego pochodzenia, nie Polka mieszkająca w Izraelu. Ta różnica zabarwia przekaz mojego tekstu.
Więc, bo’u ni’ce le’derech[8] – Izrael bez cenzury. O tradycji, feminizmie i seksie. Przedstawiam Wam Izrael taki, jaki jest od wewnątrz – szczerze, bez koloryzowania. Porozmawiamy o wszystkim, bez wyjątku. Nie ominiemy żadnego tematu i nie będziemy się bali spojrzeć sobie nawzajem w oczy.
[1] Purim to święto żydowskie wypadające w miesiącu Adar. Tradycyjnie odczytuje się wtedy Księgę Estery (Megilat Ester). Ponadto praktykuje się: miszloach manot – obdarowywanie sąsiadów, rodziny, bliskich produktami spożywczymi – oraz matanot le’evyonim – przekazywanie pomocy (także w postaci produktów spożywczych) ubogim.
[2] Tradycyjny trunek alkoholowy z anyżu. Bardzo popularny w Izraelu – wśród społeczności marokańskiej, sefardyjskiej oraz mizrachi.
[3] Kokosowy deser podawany na zimno i polany sosem owocowym.
[4] W tym miejscu warto zaznaczyć, że w języku hebrajskim nazwa miasta zapisywana jest ןורבח, co wymawia się jako „Chewron”.
[5] Również w przypadku zapisu nazwy tego miasta wspomnieć należy, że w języku hebrajskim jego nazwa zapisywana jest jako הירבט, co wymawia się jako „Tiweria”.
[6] Podobnie jak poprzednie miasta, tak i to w języku hebrajskim ma nazwę תפצ, którą wymamia się jako „Tzfat”.
[7] Świadomie podaję sposób pisowni najbardziej zbliżony do brzmienia hebrajskiego, żeby przybliżyć je Czytelnikowi. Motywuję to faktem, że każde słowo w języku hebrajskim ma głębokie znaczenie historyczne, kulturowe, religijne, kabalistyczne oraz lingwistyczne. Z tego powodu ich spolszczona wersja – choć niecelowo – odbiera im część pierwotnego znaczenia.
[8] Z hebr. dosł. Chodźcie, wyruszamy w podróż.
Trzy kobiety siedzą w restauracji i plotkują między sobą.
– Dzisiaj nie będziemy frajerkami naszych mężów. Dzisiaj to oni będą nam gotować, sprzątać i uporządkują nam dom – oznajmiła polanija[9].
Po dwóch tygodniach kobiety znów się spotkały i jedna powiedziała:
– Jak tylko Abraszka wszedł do domu, powiedziałam mu, że nie będę gotować, prać ani sprzątać. Od dzisiaj ty to będziesz robił, zakomunikowałam. I rzeczywiście, w niedzielę to on gotował, w poniedziałek zrobił pranie, we wtorek posprzątał. Zdziwiłam się.
– Jak Grigorij przyszedł do domu, powiedziałam mu to samo. W niedzielę przygotował dla nas romantyczną kolację, w poniedziałek wyprał, a we wtorek posprzątał cały dom. Niesamowite – stwierdziła Rosjanka.
– Jak tylko Ziuziu wszedł, powiedziałam mu to samo. W niedzielę go nie widziałam, w poniedziałek też, a we wtorek trochę mi zeszła opuchlizna z oczu, więc zobaczyłam go trochę zamazanego – przyznała Marokanka.
Maraton miesiąca tiszri się skończył. Maraton, ponieważ w tym pierwszym miesiącu hebrajskiego roku kalendarzowego obchodzimy trzy bardzo ważne święta żydowskie: Rosz Haszana, Jom Kippur oraz Sukkot. Pierwsze z nich jest wspomnieniem stworzenia świata przez B-ga – 5782 lat temu. Szóstego dnia Haszem stworzył mężczyznę i kobietę. Oznacza to, że niemal od początku zaczęły się schody, tego dnia bowiem rozdzielił On Adama – który według tradycji żydowskiej był rodzajem hermafrodyty – na męską i żeńską część, wcześniej złączone plecami. Cokolwiek robili, czynili to też dla drugiego, ponieważ wszelka samolubna aktywność miała wpływ na wspólne dobro. Jednak okazało się, że Adam nie miał sobie równych wśród zwierząt, więc tym razem Haszem uśpił go i rozdzielił na dwie istoty. Wyciągnął część żeńską i stworzył z niej kobietę. Stworzył dla Adama ezer ke’negdo[10]. Szybko się okazało, że Adam i Chawa musieli wzbudzić w sobie pokłady empatii, żeby móc funkcjonować jako związek. B-g stworzył ich równych, aczkolwiek każde z nich miało inne zadania.
Rosz Haszana to dzień sądu nad stworzeniem. Chassidut[11] uczy, że tylko tego konkretnego poranka, tuż po obudzeniu, rozumiemy, że nasza dusza została zwrócona i przeżyliśmy kolejny dzień. W noc noworoczną świętujemy z rodziną przy stole, robimy rachunek sumienia, aby ocenić, czy w dniach poprzedzających nowy rok dokonaliśmy wszelkich wysiłków, żeby pojednać się z bliźnimi i z wrogami.
Dziesięć dni później pościmy w Jom Kippur. Pełny post pomaga nam skoncentrować się na modlitwie i rachunku sumienia. Wbrew pozorom, jest to święto radosne – w końcu świat przetrwał w jakiś sposób noworoczny sąd.
Piętnastego dnia miesiąca tiszri rozpoczynamy świętowanie Sukkot, znanego w Polsce także pod nazwą Święta Szałasów. Zanim rozpoczniemy celebrację, rozstawiamy „szałasy”, oczywiście wcześniej upewniamy się, czy posiadamy wszystkie niezbędne do tego elementy. Pośrodku stawiamy stół, przystrajamy wnętrze oraz planujemy, co ugotujemy i kogo zaprosimy. To święto jest bardzo radosne i pomaga znaleźć wewnętrzną równowagę po dwóch tygodniach zamysłu. Co roku szaleje między nami dyskusja, czy będziemy spać w suce[12], jednak dotychczas było dosyć zimno, więc decydowaliśmy się nocować w domu, ale być może pewnego dnia się do tego przekonamy.
Sukkot kończy się świętem Simchat Tora. Synagogi przepełnia radość z Tory, którą dał nam Haszem, wdzięczność z przywileju, że możemy się jej uczyć i że mamy jej światło, które prowadzi nas na drodze życia.
I potem – puff! Koniec świąt w miesiącu tiszrei. Koniec maratonu, po którym jestem pełnia zarówno wdzięczności, jak i fizycznego zmęczenia. Przeplatające się dni świąteczne i robocze przez prawie cały miesiąc dały się wszystkim we znaki. Mało kto pamiętał, czy powinien mówić Szabat Szalom[13], Chag Sameach[14], Moadim l’Simcha[15] czy Szawua Tov[16].
Z jednej strony cieszę się, że już po wszystkim. Cieszę się z oczekiwania na kolejne święto. Cieszę się z przemijania sezonów oraz z energii każdego miesiąca.
Znakiem zodiaku odpowiadającym tiszri jest waga. Majestatyczna, wspierająca związki, piękno duszy i ciała, działania oraz środowisko. Nasza tradycja łączy piękno ze sprawiedliwością oraz prawością. I równowagą. Czasami jej brakuje, chociaż staramy się ją osiągnąć. Podam przykład.
Kiedyś udałam się do Tel Awiwu, ponieważ miałam coś do załatwienia. Problem, dla mnie, polegał na tym, że musiałam dotrzeć do południowej części miasta, a tej za bardzo nie lubię. Kiedy powiedziałam o tym mężowi, ten próbował nakłonić swojego tatę, żeby mnie odebrał i dowiózł do celu. Z reguły się temu sprzeciwiam, ponieważ uważam, że człowiek, który ciężko przepracował całe swoje życie i dożył do emerytury, powinien się cieszyć wolnością, a nie być moim szoferem. Powiedziałam więc, że wezmę taksówkę. W zwykłych okolicznościach poszłabym na piechotę, ale po pierwsze, bałam się spóźnić, a po drugie, obiecałam mężowi niepotrzebnie się nie narażać. On, jak na złość, wszędzie widzi zagrożenie. Muszę nadmienić, że ilość tychże wzrosła wprost proporcjonalnie do zmiany mojego stanu cywilnego. Jako panna w zagrożeniu nie żyłam, a jako mężatka czuję się jak jajko, z którym wszyscy muszą się delikatnie obchodzić.
W każdym razie wysiadłam na stacji Tel Awiw ha-Hagana i weszłam wprost w centrum huku, zgiełku, szalejących ludzi biegnących tu i tam, trąbiących pojazdów, białych samochodów – taksówek oraz zakurzonych autobusów, które mijały mnie i oblewały falą gorąca. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i, osłaniając ekran ciałem od bijącego słońca, zamówiłam przejazd za pomocą aplikacji. Samochód pojawił się po chwili… tak, wraz z klientką na tylnym siedzeniu, z opuszczonymi szybami oraz awanturującym się kierowcą. Moja cierpliwość wytrzymała może piętnaście sekund. Spojrzałam na nią, odwdzięczyła się pełnym zmieszania spojrzeniem, dając mi do zrozumienia, że nie ona jest winna opóźnieniu. Taksówkarz mówił głośno sam do siebie, ale nie wydawał z siebie wystarczająco decybeli, żeby przekrzyczeć zgiełk na zewnątrz.
– Słuchaj! – Nie wytrzymałam. – Z kim ty rozmawiasz? Z nią? Ze mną? Z B-giem? Sam ze sobą? Zdecyduj się!
– Ja tam nie będę jechał!
– Gdzie nie będziesz jechał!? – Podniosłam głos w nadziei, że usłyszy mnie bardzo wyraźnie.
– Ja nie wjadę w tamtą ulicę! Wszystko zakorkowane.
– Więc dlaczego zaznaczyłeś w aplikacji, że po mnie przyjeżdżasz?
– To nie mój problem! Odrzuć zamówienie!
– Dlaczego ja mam odrzucić?! Ty odrzuć! To ty nie wywiązujesz się z kontraktu!
– Nic mnie to nie obchodzi!
Ale jak na każdą izraelską sytuację przystało, zawsze gdzieś się znajdzie równowaga. Okazało się, że nowa wersja aplikacji pozwala na odwołanie zamówienia w przypadku, kiedy to kierowca się nie wywiązał z umowy. Wcześniejsza wersja nie dawała użytkownikowi takiej opcji i pobierała opłatę karną. Po odwołaniu zamówienia, zarezerwowałam kolejną taksówkę i dojechałam na miejsce.
W drodze powrotnej nie udało mi się zaoszczędzić teściowi podróży – przyjechał po mnie, aby odwieźć mnie na stację. Po drodze zajechał nam drogę kwintensencjonalny telawiwczyk – mocno opalony, w średnim wieku, z rozpiętą koszulą na gęsto zarośniętej klacie i z ogromną gwiazdą Dawida między owłosieniem, dyndającą do rytmu kombinacji wschodniej muzyki wydobywającej się z jego telefonu i nierównego podłoża pod kołami elektrycznej hulajnogi. Pan nosił spodnie zwisające ledwo na jego biodrach i kaszkietówkę mocno zaciągniętą na oczy tak, że naprawdę już niewiele mógł zobaczyć, a w szczególności takie drobiazgi, jak znaki drogowe oraz skromną obecność innych uczestników na jezdni. Rozwiane włosie wyglądające spod kaszkietówki tego wyjątkowego użytkownika hulajnogi wprawiło mnie i teścia w napad śmiechu. Ja mogłam sobie na to pozwolić, ale on próbował po prostu nie stracić panowania nad samochodem. Wynik tego był taki, że trzymał kierownicę jak karabin, a z oczu płynęły mu łzy śmiechu.
– Są różni tacy – powiedział, z trudnością próbując opanować kolejny atak śmiechu.
– U nas w Jerozolimie też są – stwierdziłam – tylko jak już się znajdzie ciekawy okaz, to zazwyczaj chodzi za tobą, domagając się uwagi, prosi o cedakę[17], a w zamian proponuje błogosławieństwo. Na koniec próbuje jeszcze cię przekonać, że jest mesjaszem.
Izrael. Ta barwna tkanina stworzona z różnych tradycji, pochodzeń, religii, osobowości, akcentów czy stylów ubioru. W moich oczach nie ma niczego piękniejszego.
Kiedyś Szimon Peres[18] próbował przekonać naród izraelski do tego, żeby tak jak w Stanach Zjednoczonych stali się melting pot – tyglem narodów. Żydzi jednak zbyt kochają tradycje, które ich od siebie odróżniają. Sprawia nam przyjemność, że możemy się nimi dzielić, lubimy porównywać języki, rozkoszować się czyjąś kuchnią, więc przyjęliśmy model kibuc galuyot[19], który pozwala wyraźnie dostrzegać, czym się różnimy, ale też, jak wiele nas łączy – to sprawia, że jesteśmy jednym narodem.
Nasz sposób na naświetlanie tych różnic to sarkastyczny humor, bazujący na stronniczości i uprzedzeniach. Przede wszystkim jednak wychodzimy z założenia, że ta sama osoba, która na ciebie krzyczy z taksówki, będzie tą samą, która w razie potrzeby cię obroni, nawet kosztem najwyższej ceny – swojego życia.
Ten dzień jest początkiem Twojego stworzenia, pamiątką pierwszego dnia.[20]
Zgodnie z naszą tradycją celem całego stworzenia jest powołanie do życia człowieka. B-g w pełni świadomie stworzył świat, który ukrywa Jego obecność. On sam jednak chce, abyśmy, jako ludzie, tę obecność odkrywali. Tylko człowiek może to zrobić, ponieważ posiada inteligencję oraz wolność wyboru. Dysponuje także możliwościami, aby przyjąć bądź odrzucić B-ga. W dniu, kiedy Adam został powołany do życia, zrozumiał, że B-g jest Panem Stworzenia i powiedział do reszty Stworzenia: „Wejdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarze i zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył”[21].
Izrael to nie tylko ludzie, dom Żydów czy państwo na Bliskim Wschodzie. Izrael jest gobelinem utkanym ze skrajnie różnych nici: świętość przeplata się ze świeckością, doniosłość – z błahością, duchowość – z cielesnością, przeważająco nowoczesny Tel Awiw – z celowo staro wyglądającą Jerozolimą, zielone i żyzne wzgórza Golan – ze stawiającą wyzwanie rolnicze pustynią Negew. Wręcz wydaje się niemożliwym, by powstała z nich jedna tkanina. Mimo to całość tworzy niesamowity wzór, pełen bogactwa, tradycji oraz ludzkich historii… Jeden finezyjny obraz, w którym wszystkie nici gobelinu mają swoje miejsce i są odpowiednio reprezentowane. Pozorny dysonans okazuje się finezyjnym konsonansem.
[9] Sformułowanie, którym w Izraelu określa się kobiety polskiego pochodzenia.
[10] Z hebr. pomocnika, który działa przeciwko niemu.
[11] Wyjątkowo w tekście zdecydowałam się na wybór mniej popularnej w polszczyźnie formy zapisu. Chassidut, po polsku potocznie zwany chasydyzmem, to jeden z rodzajów judaizmu, który powstał w Europie Wschodniej, w połowie XVIII wieku. Korzeń nazwy „chassidut” pochodzi od hebrajskiego słowa „chesed” דסח, które tłumaczy się jako dobroczynność. Odłamami Chassidut są na przykład: Chassidei Gór, Breslov, Lubavitzer, Satmar.
[12] Z hebr. szałas.
[13] Z hebr. Pełnego pokoju Szabatu.
[14] Z hebr. Wesołych świąt.
[15] Z hebr. Czas radości.
[16] Z hebr. Miłego tygodnia.
[17] Sformułowanie określające w języku hebrajskim szeroko rozumianą dobroczynność. Tu w znaczeniu jałmużny. (przyp. aut.)
[18] Prezydent i premier Izraela. Laureat pokojowej Nagrody Nobla wspólnie z Icchakiem Rabinem i Jasirem Arafatem.
[19] Z hebr. kibuc diaspory (tłum. aut.)
[20] Fragment mussaf – modlitwy dodatkowej – odmawianej w święto Rosz Haszana.
[21] Ps 95,6.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Izrael bez cenzury. O tradycji, feminizmie i seksie
ISBN: 978-83-8219-205-1
© Esther Fuerster-Ashkenazi i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Emil Melerski
Korekta: Krystian Żelazo
Okładka: Magdalena Brzezowska-Borcz
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek