Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autor pokazuje, po czym możemy rozpoznać, że mamy do czynienia z psychopatą. Wyjaśnia, dlaczego to zaburzenie osobowości zazwyczaj dotyka mężczyzn oraz podpowiada, jak należy postępować, gdy mamy styczność z psychopatą.
Freestone przybliża sylwetki siedmiu przestępców cierpiących na zaburzenia psychiczne. Na konkretnych, „z życia wziętych”, przykładach pokazuje, jak trudnym i złożonym problemem jest psychopatia oraz jakie nastręcza trudności w diagnozowaniu i leczeniu.
Autor trzyma się faktów, szczegółowo analizuje przypadki przemocy, okrucieństwa i sadyzmu. Książka ma charakter empiryczny, ale autor zadbał też o zaplecze teoretyczne, wplata również osobiste wątki (wspomina o własnych fobiach i pracy nad serialem Killing Eve itd.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 209
First published as MAKING A PSYCHOPATH by Ebury Press, an imprint of Ebury Publishing. Ebury Publishing is part of the Penguin Random House group of companies.
Tytuł oryginału: Making a Psychopath
Przekład: Nina Wum
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/www.andvisual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Anna Banaszczyk, Katarzyna Machowska/Słowne Babki
Copyright © Dr Mark Freestone, 2020
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2049-7
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
fragment
Rzecz jasna, ta książka jest dla Lotte, Edwarda i Alberta
Wydarzenia przedstawione w tej książce oparte są na doświadczeniach i wspomnieniach jej autora. Nazwiska oraz charakterystyczne szczegóły zostały zmienione, by dochować tajemnicy lekarskiej oraz chronić prywatność współpracowników. Niektóre z przywoływanych przypadków znajdują się w domenie publicznej. Te opisane przeze mnie nie są zapisem historii żadnego konkretnego pacjenta czy jednostki. Postacie, o których piszę, powstały z połączenia cech i wspomnień ludzi, z którymi miałem do czynienia podczas mojej pracy w wielu różnych szpitalach i zakładach karnych. Osoby te noszą imiona, np. „Paul” – ale nadałem im je wyłącznie dla zachowania fabularnego sznytu opowieści. Nie zostały przypisane do nikogo konkretnego. Wszelka zbieżność z faktami jest czystym przypadkiem – a to dlatego, że ta książka nie traktuje o nikim w szczególności. Jest o tym, czego możemy się nauczyć od ludzi, których nazywamy psychopatami, oraz jak zebrane na jej kartach doświadczenia wpływają na charakter terapii.
– Potrzebna nam pańska pomoc. Piszemy właśnie scenariusz serialu o zabójczyni na zlecenie, która jest też psychopatką.
Złapałem się za głowę. Na szczęście dla nas obojga nie widziała tego ta przemiła i pełna dobrych chęci osoba po drugiej stronie łącza.
– Cóż… – grałem na zwłokę, starając się nie wzdychać zbyt głośno. Wszyscy wiedzą (wiedzą, nieprawdaż?), że kobiety bardzo rzadko bywają psychopatkami, a prawie nigdy zabójczyniami. Pomijając wszystko inne, zabójcy mężczyźni dokładnie podzielili między siebie ten rynek. Bywają też przerażająco pomysłowi, jeśli chodzi o nadawanie nowych znaczeń frazie „szalejąca mizoginia”.
Chwileczkę – ale była przecież Ulrike Meinhof, nieprawdaż? Brigitte Mohnhaupt? Aileen Wuornos? Każda z nich była kobietą i każda z nich zabiła mnóstwo ludzi – co prawda z przyczyn związanych z polityką. Tak jakby. Może dam radę ugryźć temat od tej strony: niezrozumiana, osamotniona dziwaczka dołącza do jakiejś sekty działającej na obrzeżach społeczeństwa…
– Chcielibyśmy też, żeby była naprawdę szykowna i sexy.
Wydałem z siebie zabawny dźwięk, jaki mógłby wyemitować ktoś, kto przez dwa lata studiował dzieła Szekspira, a na egzaminie z literatury dostał pytania dotyczące Emily Dickinson. Wyglądało na to, że będę musiał przerobić ten koncert życzeń na przekonującą postać psychopatki z krwi i kości. Po co w ogóle wdawałem się we współpracę z telewizją?
Początek tej opowieści sięga pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Farba na moim doktoracie z socjologii jeszcze porządnie nie wyschła, gdy udało mi się pozyskać finansowanie dla pewnego projektu o dochodzeniowo-badawczym charakterze. Chodziło o uzyskanie wglądu w prowadzony na terenie Anglii i Walii DSPD – Program ds. Osób z Niebezpiecznymi oraz Poważnymi Zaburzeniami Osobowości (ang. Dangerous and Severe Personality Disorder Programme). DSPD miał być jutrzenką nadziei w kwestii leczenia ludzi z poważnymi zaburzeniami, takimi jak antyspołeczne zaburzenie osobowości (socjopatia) czy psychopatia. Powstaniu tej inicjatywy towarzyszyła fala branżowego optymizmu podlana dawką zdrowej – jak się wtedy wydawało – dumy. Żadne inne państwo nie zdołało dotąd zapewnić sensownej opieki psychiatrycznej psychopatom, ale to tylko dlatego, że do sprawy nie wzięli się dotąd Brytyjczycy. Nie na taką skalę[1].
Doświadczeni psychiatrzy i psychologowie wyrażali zaniepokojenie projektem, ale głosy krytyki zostały zignorowane. W okresie pomiędzy 2002 a 2005 rokiem powstały cztery nowe strzeżone oddziały w brytyjskich więzieniach i szpitalach. Ich podwoje otwarto przed jednymi z najniebezpieczniejszych, najtrudniejszych do okiełznania mężczyzn i kobiet… a także przede mną. Pracowałem na tych oddziałach od 2004 do 2013 roku. Odbyłem w tym czasie rozmowy z setkami więźniów i funkcjonariuszy, starając się zrozumieć, na czym ten system polegał i dlaczego to właśnie on miałby odnieść sukces, gdy inne inicjatywy tego typu poniosły klęskę. Nie byłem ani psychologiem sądowym, ani psychiatrą. Kiedy zaczynałem tę pracę, moje pojęcie o tym, jak działa psychopata, było mgliste. Czym osadzeni w tych placówkach różnili się od innych więźniów? Wiedzę o ich naturze musiałem posiąść od podstaw.
Zdobyłem w tej pracy rozległe doświadczenie, jeśli chodzi o pacjentów zdiagnozowanych jako psychopaci, a także o ludzi dość odważnych, by z nimi pracować – w ramach programu DSPD i poza nim.
Część mojej pracy miała charakter formalnych spotkań nadzorowanych przez psychologa bądź psychiatrę. Stawiałem diagnozy, oceniałem stan pacjenta, a czasem zbierałem materiał do badań. Ale oddawałem się też zajęciom nieujętym w żadne systemowe ramy, jak nieformalne pogawędki z pacjentami i personelem. Wymienialiśmy się plotkami, graliśmy w szachy albo na gitarach.
Moje doświadczenia z psychopatami okazały się pomocne we współpracy przy realizacji Killing Eve (Obsesja Eve). Część z nich trafiła na ekran, bo czerpałem z tych wspomnień, pomagając scenarzystom kształtować przebieg fabuły i sylwetki bohaterów. Praca nad serialem sprawiła, że znów zacząłem o tym wszystkim myśleć.
To przedziwne, jak mocno postać Villanelle fascynuje ludzi. Zarówno w serialu, jak i w serii powieści Luke’a Jenningsa jest to jednostka prawdziwie odrażająca: brak jej ciepła, empatii, umiejętności międzyludzkich, pokory czy jakichkolwiek szczerych uczuć. Zabija dla pieniędzy, ale też dlatego, że wydaje jej się to zabawne – a bywa i tak, że woli kogoś zamordować, niż znosić jego towarzystwo. A jednak jest w niej coś, co nieodparcie przyciąga. Być może widzowie przeglądają się w pewnych aspektach jej osobowości. A może uwodzi ich towarzyszący jej chaos?
Rzecz jasna, Villanelle to tylko fikcja. Staraliśmy się uczynić ją tak prawdopodobną, jak to możliwe, ale uświadomiłem sobie przy tej okazji, że moje wspomnienia mogłyby dać ludziom wgląd w naturę interakcji z tymi, których formalnie zdiagnozowano jako psychopatów. Zależało mi też, by pokazać, że nie wszyscy psychopaci są tacy sami.
To prawda, że kryminaliści z psychopatią w wywiadzie nie mają zahamowań, jeśli chodzi o wprowadzanie w czyn najmroczniejszych scenariuszy. Robią rzeczy, o których większość z nas nie chciałaby nawet śnić. Ale jednego jestem absolutnie pewien: psychopatia sama w sobie nie jest motywacją ani powodem do czegokolwiek.
Mam nadzieję, że ci, których uwagę z różnych powodów przykuła Villanelle i podobne jej postacie, zyskają dzięki mojej książce głębszy wgląd w naturę tego często błędnie rozumianego zaburzenia (czy raczej zaburzeń), które nazywamy psychopatią. Każdemu z siedmiu typów pacjentów poświęciłem osobny rozdział. Przybliżę w nich, jak bardzo różnią się między sobą psychopatyczni kryminaliści. Ich pochodzenie, cechy charakteru oraz zagrożenia, które stwarzają, bywają skrajnie odmienne. Ale począwszy od przerażająco brutalnego szefa gangu, a skończywszy na mężczyźnie, który wpędza w kłopoty wszystkich próbujących mu pomóc – jedną cechę ci moi bohaterowie mają wspólną. Każdy z nich przynajmniej raz dotkliwie skrzywdził drugiego człowieka. Żaden nie pojmuje, dlaczego reszta społeczeństwa ma z tym taki problem.
Czy świat potrzebuje kolejnej książki o psychopatach?[2] Wydawać by się mogło, że powiedziano – i napisano – już wszystko, co było do powiedzenia na temat tych jakże opacznie rozumianych ludzi. Czy psychopata rodzi się zły? A może stwarzają go wynaturzone bądź przemocowe stosunki rodzinne? Co sprawia, że niektórzy robią furorę jako ikony popkultury? Czy mój były albo szef jest jednym z nich?
Nie jestem z zawodu psychiatrą. Nie zajmuję się diagnozowaniem ani leczeniem zaburzeń osobowości. Nie jestem też psychologiem sądowym studiującym umysły, mózgi i zachowania przestępców. Co prawda miałem okazję współpracować z najbardziej wpływowymi i doświadczonymi specjalistami z obu dziedzin, jednak moje przygotowanie naukowe jest nieco inne. Studiowałem socjologię, specjalność parającą się zgłębianiem wzorców relacji i interakcji międzyludzkich. Jednostka pozostaje przeważnie poza zasięgiem jej zainteresowań. Niemniej jednak spędziłem piętnaście lat, pracując bezpośrednio z psychopatycznymi przestępcami i tymi, którzy się nimi zajmują. Jadłem z psychopatami, śmiałem się i płakałem z nimi. Patrzyłem, jak krwawią; w jednym konkretnym przypadku zdarzyło mi się też patrzeć na śmierć. Byłem zarówno obiektem manipulacji, jak i jej sprawcą. Padło wiele słów – przeważnie nie z moich ust. Słów, jakich nikt nie powinien używać, zwracając się do drugiego człowieka.
Cały ten czas spędzony na badaniach naukowych, diagnozach oraz prowadzeniu grup eksperymentalnych zaowocował pokładami doświadczenia. Wiem, jak wyglądają interakcje psychopatów z innymi. Zyskałem zdecydowany sceptycyzm, jeśli chodzi o sposób, w jaki postrzegają ich psychiatria i psychologia sądowa. Obecnie pracuję na wydziale psychiatrii, który szczyci się swoim biopsychospołecznym rozumieniem zaburzeń osobowości. Oznacza to, że spoglądając na dorosłych ludzi, zawsze staramy się wziąć pod uwagę wpływ okoliczności towarzyszących ich dorastaniu. Takie podejście jest kluczowe, jeśli chodzi o stworzenie planu leczenia. Planu, który zdoła przekonać pacjenta, że istnieją dobre powody, by zmienić swoje postępowanie i przestać powielać traumy, przemoc i zaniedbania, będące jego udziałem w dzieciństwie.
Uważam, że aby zrozumieć drugiego człowieka, powinniśmy się skupić na jego relacjach z innymi, a nie cechach osobowości czy diagnozie. Myślę więc, że mam do zaoferowania nieco odmienną perspektywę na jedno z najbardziej niezrozumianych zaburzeń osobowości.
Psychopaci nie istnieją w próżni: natura ich zaburzenia zawiera się w tym, jak rozumieją innych i w jakiego typu relacje z nimi wchodzą. Od czasu do czasu pytam moich studentów, czy ich zdaniem psychopata byłby w stanie przetrwać na bezludnej wyspie, z dala od innych ludzi. Moja odpowiedź brzmi: tak, jak najbardziej. Ktoś z diagnozą schizofrenii albo demencji najprawdopodobniej nie przetrwałby w takim odosobnieniu. Ale psychopata poradziłby sobie bez trudu.
Mam też nadzieję, że zdołam rzucić nieco światła na kwestię, jak definiujemy psychopatę oraz czy psychopaci są w stanie się zmienić.
Po świecie krąży wiele sprzecznych twierdzeń odnośnie do znaczenia terminu „psychopata” oraz opinii o tym, czy terapia czyni psychopatów lepszymi, czy też wręcz przeciwnie – zawsze pogarsza sprawę.
Wokół tej kwestii narosło wiele uporczywie propagowanych nieporozumień. W części dzieje się tak dlatego, że ulegamy tendencji, by traktować ludzi z tym zaburzeniem jak demonicznych nikczemników, pozbawionych kręgosłupa moralnego i po mistrzowsku manipulujących ludźmi niczym Machiavelli. (Z pewnością sam tak myślałem na początku swojej drogi w służbie zdrowia psychicznego. Było to w 2004 roku). Lata doświadczeń nauczyły mnie, że rzeczywistość ma mniej rozmachu, za to bywa o wiele bardziej niepokojąca. Znakomitej większości psychopatów daleko do mistrzostwa w jakiejkolwiek dziedzinie życia. Nie bywają genialnymi strategami niczym stworzony przez Thomasa Harrisa – Hannibal Lecter. To po prostu jednostki, które spotkał podwójny pech: kombinacja niepomyślnych – i rzadko spotykanych – genów oraz sytuacja rodzinna, charakteryzująca się jakimś drastycznym niedoborem. Mógł on być fizyczny, emocjonalny bądź finansowy.
W efekcie powstaje ktoś, komu brak podstawowych umiejętności społecznych, umiejętności rozumowania oraz reakcji emocjonalnych. Wszystkich tych rzeczy, które w znacznej mierze czynią nas ludźmi. Właśnie tym kimś jest psychopata.
Chciałbym przybliżyć czytelnikom, do jakiego stopnia pojedyncze słowo – „psychopata” – nie obejmuje zróżnicowania ludzi określanych tym terminem. Chcę też pokazać, jakiego rodzaju dysfunkcyjne środowisko powołuje ich do istnienia, a także wskazać „rozsadniki” psychopatii – więzienia, a do pewnego stopnia także szpitale psychiatryczne. Przebywanie w tych miejscach wzmacnia społeczne i osobiste dysfunkcje osadzonych, za to pozwala im rozwijać umiejętność manipulacji i ciągoty do sadyzmu.
Mam nadzieję, że te pozbawione indywidualnych cech ludzkich przypadki, które tu opisałem – każdy z pacjentów to kolaż z cech wielu ludzi, jakich miałem okazję spotkać na swojej zawodowej drodze – pomogą nadać psychopatom ludzką twarz. Chciałbym pomóc czytelnikom zrozumieć, dlaczego mężczyznom i kobietom, których nazywamy psychopatami, tak trudno przychodzi nawiązywanie towarzyskich i uczuciowych więzi, które my tworzymy całkiem odruchowo.
Zastanawiam się często, czy osądzanie psychopatów pod kątem moralności jest w ogóle uczciwe. Czy opinia publiczna i środowisko specjalistów od psychiki nie ponoszą czasem wspólnie winy za spisywanie tych ludzi na straty. Myślę, że częściej bywa tak, iż fachowcy od zdrowia psychicznego i wymiar sprawiedliwości przyjmują tu łatwą i przyjemną perspektywę moralnego potępienia. Psychopatów postrzega się jako „niereformowalnych” i „z gruntu złych”. Dzięki temu, kiedy ktoś pozwoli, by psychopata nim manipulował, naruszy etykę zawodową i w efekcie straci pracę – będziemy mogli pocieszać się przekonaniem, iż psychopata to po prostu odstępstwo od genetycznej normy. Nie możemy go kontrolować, a zatem pozostaje się go bać.
Podobnie ma się sprawa z terapią: jeżeli klinicyści nie mają psychopacie nic do zaoferowania, cała sprawa przybiera kształt samospełniającej się przepowiedni. „Nie mogę ci pomóc, a zatem musisz być zły”[3].
Wszystko powyższe, a także przejawiane przez psychopatów tendencje do przemocy, manipulacji i podporządkowywania sobie innych czynią pracę z tymi ludźmi niełatwym i niewdzięcznym zadaniem.
Kryminaliści z tą diagnozą ulegają recydywie częściej oraz szybciej niż inni; pewne badanie podaje, że nawet 90 procent skazanych psychopatów popełni w ciągu 20 lat od wyroku następne brutalne przestępstwo[4]. Sumiennym, wytrwałym terapeutom często grożą rozczarowanie i frustracja. Bywa, że pacjenci narzekają. Bywa też, że w barwnych słowach dają upust temu, co sądzą o naszym pochodzeniu.
Postacie przedstawione w tej książce to połączenie ludzi, z którymi zetknąłem się w mojej pracy zawodowej, oraz kilku osób rozpoznawalnych publicznie. Opowiem między innymi o Dannym, kimś, kto jest przede wszystkim zagrożeniem dla samego siebie. O Eddiem, który mimo przerażająco brutalnej przeszłości nauczył się żyć inaczej, odnalazł w sobie empatię i chęć skruchy. O Angeli, która być może wzbudza we mnie większy lęk niż którykolwiek z opisanych tu mężczyzn.
Każda z tych historii na swój sposób podaje w wątpliwość błędne mniemania odnośnie do psychopatów. Mam nadzieję, że ukażą ci one odmienną perspektywę na to zaburzenie. Że sprawią, iż dźwięk tego słowa zacznie wywoływać inne skojarzenia niż dotychczas.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Aczkolwiek istnieją dwa odosobnione przykłady sukcesu terapii bardzo agresywnych przestępców, u których najprawdopodobniej zdiagnozowano psychopatię. Należy tu wspomnieć o specjalistycznej placówce Barlinnie w Glasgow (Cooke, 1989) oraz więzieniu w Grendon (Shuker i Sullivan, 2010).
[2] Zamiast „psychopata” należałoby mówić „człowiek z diagnozą osobowości psychopatycznej”. Niemniej jednak, w trosce o zwięzłość wywodu i cierpliwość czytelnika, będę w tej książce używał krótszego, jednosłownego określenia. Przepraszam wszystkich, którzy poczują się urażeni tym skrótem. Jednocześnie mam nadzieję, iż czytelnicy dostrzegą, że rozumiem wagę tego rozróżnienia.
[3] Niestety, z tym samym oskarżeniem borykają się często osoby, u których zdiagnozowano zaburzenia osobowości (NIHME, 2003; Centre for Mental Health, 2008).
[4] Rice i Harris, 1997.
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz