Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach - Nagamatsu Sequoia - ebook + książka

Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach ebook

Nagamatsu Sequoia

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jak mamy kochać i żyć, gdy nasz świat się skończył? Hipnotyzująca wizja przyszłości, która zachwyci nie tylko fanów Atlasu chmur czy Stacji Jedenastej, ale też wszystkich, którzy cenią świetną literaturę.

Rok 2030, Syberia. W kraterze Batagajka naukowcy badający topnienie wiecznej zmarzliny trafiają na doskonale zachowane szczątki dziewczynki sprzed trzydziestu tysięcy lat. Odkrycie tyleż fascynujące, co niebezpieczne – w lodowym sarkofagu przetrwał patogen, który spowodował śmierć „Anne”.

Już wkrótce arktyczna pandemia rzuci na kolana całą ludzkość, zmuszając ją do wymyślania coraz to bardziej osobliwych mechanizmów adaptacji. W parku rozrywki niespełniony komik zakochuje się w matce chłopca, którego wysyła na makabryczną przejażdżkę kolejką Ozyrys; zrozpaczony po utracie syna biolog ma szansę ponownie zostać ojcem, gdy świnia w jego laboratorium rozwija zdolność ludzkiej mowy; owdowiała malarka wyrusza z nastoletnią wnuczką w międzygwiezdną podróż, marząc o znalezieniu nowego domu na odległej planecie.

Ale gdzieś tam, wysoko w ciemności, wciąż świeci światło. Ze strony na stronę, z rozdziału na rozdział niepokojąco prorocza historia przeradza się w pełną współczucia opowieść o odporności ludzkiej duszy, nieskończonej zdolności do marzeń i tym, co nas łączy i daje nadzieję.

„Niesamowita i olśniewająca powieść… Debiut, który zaskakuje”.

Alan Moore, autor komiksówStrażnicy i V jak Vendetta

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 427

Oceny
4,2 (20 ocen)
9
7
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marikareads

Całkiem niezła

Odkrycie ciała prehistorycznej dziewczynki w wiecznej zmarzlinie na Syberii jest początkiem wielkiej pandemii, która opanowuje świat i na zawsze go zmienia. Książka zaczyna się w 2030 roku i w kolejnych rozdziałach przedstawione jest następne kilkadziesiąt lat zmagań ze śmiercionośnym wirusem. Autor serwuje historie w nielinearny sposób, opowieści przeplatają się między sobą, a konstrukcja jest patchworkowa i co prawda można wyłapać całkiem sporo połączeń pomiędzy bohaterami, ale nie jest to łatwe w chaotycznej narracji. Świat przedstawiony to miejsce, w którym funkcjonują pogrzebowe centra handlowe, a zakłady pogrzebowe to bardzo intratne i prestiżowe biznesy, które rywalizują między sobą o zdobycie nagrody Złotej Trumny. To świat, w którym zaprzyjaźnione rodziny planują po śmierci mieszać swoje prochy w jednej urnie, a wspomnienie o zmarłych można zamknąć w robopsie, który będzie odtwarzał nagrania ze zmarłą ukochaną osobą. Tych kontrowersyjnych wizji przyszłości jest tu całkiem spor...
00
skyeofskynet

Dobrze spędzony czas

Trochę mam wrażenie, że jak chcesz pisać o wirusie, który wynosi usługi pogrzebowe na najlepiej rozwinięty przemysł na świecie i o dziwnym fizycznym i metafizycznym shicie, to albo jedno, albo drugie. Bo te kawałki o wirusie i życiu w pandemii i postpandemii dowożą. Te drugie nie - i równie dobrze mogłby należeć do innej książki. A szkoda, bo to pięknie napisana powieść, w której losy postaci przenikają się subtelnie. Którą zamyka piękna klamra, którą naprawdę łatwo przegapić.
00
nocne_czytanki

Nie oderwiesz się od lektury

Trudna, inna, zaskakująca - te słowa przychodzą mi do głowy, gdy pomyślę o książce "Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach". Jednak jedno słowo brzmi w mojej głowie najbardziej - PRZEJMUJĄCA. Jest to moje pierwsze spotkanie z piórem Nagamatsu, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Książka jest bardzo ciekawa, przeczytałam ją bardzo szybko, bardzo interesowało mnie co będzie w kolejnym rozdziale. Napisana jest prostym językiem, zrozumiałym, dzięki czemu płynnie się czyta. Każdy rozdział to inna historia, inna opowieść oraz inny narrator. Jednak wszystkie historie w pewnym momencie łączą się ze sobą. Autor porusza w tej powieści temat epidemii choroby, śmierci, zagłady naszego świata. Dla mnie ta książka jest trudna pod względem emocjonalnym, jako matka nie wyobrażam sobie dla swoich dzieci takiego świata, jaki ukazuje nam Nagamatsu. Czy naprawdę przyjdzie taki czas, że śmierć będzie dla nas na porządku dziennym? Że będziemy potrafili się z nią pogodzić i jej się oddać? Mam wielką n...
00
bookethereal

Nie oderwiesz się od lektury

ᴡ ɴᴀꜱᴢʏᴄʜ ꜱᴇʀᴄᴀᴄʜ ɪ ᴜᴍʏꜱʟᴀᴄʜ ᴛʀᴡᴀʟ ɴɪᴇᴜꜱᴛᴀɴɴʏ ᴘᴏɢʀᴢᴇʙ. Inna, przygnębiająca, dająca wiele do myślenia, pokazująca stratę i żałobę w niecodzienny, ale też w niezwykły sposób. Zdecydowanie niedajajaca o sobie zapomnieć. Tak w skrócie można opisać "Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach"✨ Na początek powiem Wam, że próba opisania tej książki w każdym wypadku będzie niewystarczająca. To historia na pograniczu science-fiction, postapo i dramatu, która jest czymś więcej niż to ale też jest dokładnie tym czym się wydaje. Wiem, że brzmi to skomplikowanie ale taka właśnie jest ta książka - skomplikowana, przemyślana w każdym szczególe. Cała opowieść jest niezwykle depresyjna; z drugiej zaś strony pomysły na pokazanie straty i żałoby są niespotykane - każda historia to inna śmierć, inny ból, inny strach 💔 oprócz tego zachwyciło mnie to jak pięknie to wszystko się łączy, czasem w mniej czasem w bardziej oczywisty sposób. Podczas czytania zbierałam okruchy historii poprzednich osób i z najwyższ...
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: MI­CHAŁ KO­WAL
Re­dak­cja: ANETA TKA­CZYK
Ko­rekta: ANNA DO­BOSZ, BIANKA DZIAD­KIE­WICZ, JU­STYNA TECH­MAŃ­SKA
Pro­jekt okładki: WILL STA­EHLE
Fo­to­gra­fia na okładce: © Lau­rin Rin­der / Shut­ter­stock
Opra­co­wa­nie okładki i pro­jekt stron ty­tu­ło­wych na pod­sta­wie ory­gi­nału: RO­BERT KLE­EMANN
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
Co­py­ri­ght © 2022 by Se­qu­oia Na­ga­matsu © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Agnieszka Wa­lu­lik © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07982-9
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

trzy­dzie­ści ty­sięcy lat pod ele­gią

Na Sy­be­rii roz­ma­rza­jąca zie­mia była skle­pie­niem, które w każ­dej chwili mo­gło się za­wa­lić; cięż­kim od roz­to­pów i ma­mu­cich szcząt­ków pre­hi­sto­rii. Wraz ze wzro­stem tem­pe­ra­tury długi na ki­lo­metr kra­ter Ba­ta­gajka za­czął się po­sze­rzać, zu­peł­nie jakby ja­kieś bó­stwo roz­pięło za­mek bły­ska­wiczny po­śród ośnie­żo­nych ba­gien, od­sła­nia­jąc no­so­rożce wło­chate i inne wy­marłe zwie­rzęta. Mak­sym, je­den z bio­lo­gów sta­cji ba­daw­czej i pi­lot he­li­kop­tera, po­ka­zał mi pal­cem mie­dzianą roz­pa­dlinę, do któ­rej moja córka wpa­dła tuż przed od­kry­ciem zwłok dziew­czynki sprzed trzy­dzie­stu ty­sięcy lat. Okrą­ży­li­śmy pla­cówkę – siatkę czer­wo­nych ko­puł geo­de­zyj­nych wi­doczną po­ni­żej li­nii drzew – i wy­lą­do­wa­li­śmy na po­la­nie. Mak­sym po­mógł mi wy­siąść z he­li­kop­tera, a po­tem wy­jął z tyłu moje torby i wo­rek z pocztą.

– Wszy­scy tu uwiel­biali Clarę – po­wie­dział. – Ale pro­szę się nie dzi­wić, je­śli lu­dzie nie będą chcieli o niej roz­ma­wiać. Więk­szość z nas za­cho­wuje ta­kie rze­czy dla sie­bie.

– Je­stem tu po to, żeby po­móc – od­par­łem.

– No tak, ja­sne – zgo­dził się Mak­sym. – Poza tym, oczy­wi­ście, jest jesz­cze inna sprawa...

Słu­cha­łem go jed­nym uchem, przy­glą­da­jąc się te­re­nowi i wdy­cha­jąc po­wie­trze, które – po­dob­nie jak za­le­ga­jące pod nami ska­mie­liny – zda­wało się uwię­zione w cza­sie. Mak­sym tym­cza­sem ob­ja­śniał, że pod­czas na­szego lotu wpro­wa­dzono kwa­ran­tannę. Nikt się nie spo­dzie­wał, że przy­lecę tu do­koń­czyć pracę Clary, a już na pewno nie tak szybko.

Od środka cen­tralna ko­puła sta­cji wy­glą­dała i pach­niała jak wspólny po­kój w aka­de­miku, taki z wiel­kim te­le­wi­zo­rem, wy­tar­tymi roz­kła­da­nymi fo­te­lami i za­pa­sami ma­ka­ronu z se­rem in­stant. Ściany były po­kryte ma­pami to­po­gra­ficz­nymi i pla­ka­tami z fil­mów – od Gwiezd­nych wo­jen po Pretty Wo­man i Bie­gnij, Lola, bie­gnij. W głębi har­mo­nij­ko­wych przejść wi­dzia­łem nie­dbale odzia­nych lu­dzi, któ­rzy wy­cho­dzili ze swo­ich po­ko­jów czy la­bo­ra­to­riów. Przez salę prze­bie­gła sprin­tem ja­kaś ko­bieta w fio­le­to­wej wia­trówce i spor­to­wych leg­gin­sach.

– Je­stem Ju­lia. Wi­tamy na końcu świata – po­wie­działa, a po­tem znik­nęła w jed­nym z ośmiu tu­neli roz­cho­dzą­cych się od cen­tral­nych ko­puł w stronę kap­suł miesz­kal­nych, które roz­miesz­czono jak ko­mórki w ulu. Człon­ko­wie ze­społu po ko­lei od­ry­wali się od swo­ich sta­no­wisk pracy. Po chwili oto­czyła mnie nie­świeża woń ciał kil­ku­na­stu na­ukow­ców.

– Słu­chaj­cie wszy­scy, to jest nasz gość ho­no­rowy, dok­tor Cliff Miy­ashiro z Uni­wer­sy­tetu Ka­li­for­nij­skiego. Ar­che­olog i ge­ne­tyk ewo­lu­cyjny – przed­sta­wił mnie Mak­sym. – Bę­dzie nam po­ma­gał przy od­kry­ciu Clary. Wiem, że te­raz, gdy nie wolno nam opusz­czać tego miej­sca, jesz­cze bar­dziej zdzi­wa­cze­jemy, ale pro­szę was, szczurki la­bo­ra­to­ryjne, po­sta­rajmy się być mili.

Mak­sym za­pew­nił mnie, że kwa­ran­tanna to tylko śro­dek ostroż­no­ści w związku z tym, że tu­tej­szemu ze­spo­łowi udało się re­ani­mo­wać wi­rusy i bak­te­rie z top­nie­ją­cej wiecz­nej zmar­z­liny. „Urzęd­nicy rzą­dowi na­oglą­dali się fil­mów SF” – sko­men­to­wał. Stan­dar­dowa pro­ce­dura. Nikt w pla­cówce nie spra­wiał wra­że­nia ani cho­rego, ani prze­ję­tego.

W na­stęp­nej ko­lej­no­ści wpro­wa­dzono mnie w ru­tynę ży­cia Clary, choć by­naj­mniej o to nie pro­si­łem – gdzie pi­jała kawę, spo­glą­da­jąc na zo­rzę po­larną; jaką trasą bie­gała z bo­ta­niczką Ju­lią; ko­mi­nek do aro­ma­te­ra­pii w kształ­cie lo­tosu, któ­rego ona i epi­de­mio­log Dave uży­wali pod­czas po­ran­nych se­sji jogi; ką­cik, gdzie trzy­mała swój zi­mowy kom­bi­ne­zon – te­raz mia­łem go prze­jąć, bo no­si­li­śmy po­dobny roz­miar – i jak to na uro­dziny nie­któ­rzy człon­ko­wie ekipy urzą­dzali so­bie wy­cieczki do naj­bliż­szego du­żego mia­sta, Ja­kucka, na ka­ra­oke, żeby na chwilę za­po­mnieć o tym, że ota­cza­jące ich bu­dynki po­woli za­pa­dają się w pre­hi­sto­ryczne błoto.

– A czy ktoś mógłby mi po­ka­zać tę dziew­czynkę? – za­py­ta­łem. Za­pa­dła ciężka ci­sza. W kuchni je­den z ba­da­czy od­sta­wił pla­sti­kowe ku­beczki i bu­telkę ir­landz­kiej whi­sky, którą za­pewne chciał mnie po­wi­tać. Ta grupka roz­czo­chra­nych na­ukow­ców, po­ubie­ra­nych głów­nie we fla­nelę lub po­lar, była dla mnie jak po­wtórka z po­grzebu Clary, mie­siąc temu, gdy ko­ściół za­peł­nił się jej przy­ja­ciółmi i współ­pra­cow­ni­kami. Więk­szo­ści z nich ni­gdy wcze­śniej nie spo­tka­łem. Ści­ska­łem ich dło­nie, gdy usta­wiali się w ko­lejce, żeby po­wie­dzieć mnie i mo­jej żo­nie Miki, jak bar­dzo im przy­kro. Ja­kiś fa­cet z na­stro­szoną nie­bie­ską czu­pryną po­wie­dział, że kie­dyś wy­ta­tu­ował Cla­rze na ple­cach układ gwiezdny z fio­le­tową pla­netą or­bi­tu­jącą do­okoła trzech czer­wo­nych kar­łów – na­zwał ją „za­je­bi­stą babką”. Nasi dawni są­sie­dzi wspo­mi­nali, jak to Clara opie­ko­wała się ich bliź­niacz­kami i po­ma­gała im w ma­te­ma­tyce. Wresz­cie ja­kiś łysy męż­czy­zna, jej kie­row­nik pro­jektu z Mię­dzy­na­ro­do­wego Fun­du­szu Ra­to­wa­nia Pla­nety, po­dał mi swoją wi­zy­tówkę i za­pro­sił do kon­ty­nu­owa­nia ba­dań córki na Sy­be­rii. Kiedy tłum się roz­szedł, przy­tu­li­łem Miki i jesz­cze raz obej­rze­li­śmy po­kaz slaj­dów, który przy­go­to­wa­łem. Włą­czy­li­śmy pauzę na zdję­ciu trzy­let­niej Clary w pla­cówce opie­kuń­czej. Trzy­mała wi­sio­rek z fio­le­to­wego krysz­tału, który miała już, gdy ją ad­op­to­wa­li­śmy. Oboje mo­gli­by­śmy przy­siąc, że za każ­dym ra­zem, gdy się w niego wpa­try­wała, wi­dzie­li­śmy, jak w jej oczach roz­pa­lają się ma­leń­kie gwiazdki.

Przed do­mem po­grze­bo­wym na­sza wnuczka Yumi ba­wiła się z ku­zy­nem po­mimo upału, od któ­rego ulica aż fa­lo­wała. Czu­łem, jak dym z pło­ną­cego na wscho­dzie cy­pla Ma­rin za­czyna za­kra­dać się nad oko­licę.

– Na­sza córka ni­gdy nie spra­wiała wra­że­nia, jakby po­trze­bo­wała na­szej po­mocy – rze­kła Miki le­dwo sły­szal­nym szep­tem. – Ale Yumi ow­szem.

Ści­sną­łem w kie­szeni wi­zy­tówkę.

W sta­cji ba­daw­czej Mak­sym za­brał mnie z dala od ob­ce­so­wych spoj­rzeń ze­społu i za­pro­wa­dził do zmu­mi­fi­ko­wa­nych szcząt­ków, które Clara od­kryła przed śmier­cią.

– An­nie jest w stre­fie kon­tro­lo­wa­nej – wy­ja­śnił.

– An­nie? – za­py­ta­łem.

– Ju­lia uwiel­bia Eu­ry­th­mics. Jej ro­dzice wciąż żyją w la­tach osiem­dzie­sią­tych. Na­zwała ciało na cześć An­nie Len­nox.

Czy­ste la­bo­ra­to­rium zro­biono z pla­sti­ko­wej płachty, którą roz­pięto na ta­śmie od su­fitu do pod­łogi tak, aby wy­dzie­lić część la­bo­ra­to­rium kost­nego. Mak­sym po­dał mi pu­dełko z ni­try­lo­wymi rę­ka­wicz­kami i ma­seczkę z re­spi­ra­to­rem.

– Nie mamy fun­du­szy na nic wię­cej, ale sta­ramy się uwa­żać na pa­to­geny, które mo­żemy stąd wy­no­sić. Choć w dzie­więć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu przy­pad­kach na sto nie ma się czego oba­wiać – do­dał.

– No tak – od­par­łem, nieco za­sko­czony jego non­sza­lanc­kim po­dej­ściem.

– Nie­któ­rzy z na­szych ko­le­gów w Parku Plej­sto­ceń­skim, ja­kieś ty­siąc ki­lo­me­trów na wschód stąd, ro­bią po­stępy w spro­wa­dza­niu bi­zo­nów i przy­wra­ca­niu ro­dzi­mej flory. Wię­cej ro­ślin­no­ści i więk­sze po­pu­la­cje du­żych zwie­rząt wę­dru­ją­cych po ste­pach po­mogą w ubi­ja­niu po­ziomu próch­ni­czego gleby. Dzięki temu war­stwa lodu pod po­wierzch­nią po­zo­sta­nie nie­na­ru­szona, a prze­szłość po­zo­sta­nie w prze­szło­ści.

Za­ło­ży­łem dwie pary rę­ka­wi­czek, na­cią­gną­łem ma­seczkę i wsze­dłem do la­bo­ra­to­rium przez szcze­linę w pla­stiku.

An­nie le­żała na me­ta­lo­wym stole, na boku, w po­zy­cji em­brio­nal­nej.

NO­TATKI PO WSTĘP­NYM BA­DA­NIU ZE­WNĘTRZ­NYM: H. s. sa­piens przed okre­sem doj­rze­wa­nia. Moż­liwe ce­chy ne­an­der­tal­skie – lekko wy­sta­jący łuk brwiowy. W przy­bli­że­niu 7–8 lat. 121 cm wzro­stu, waga 6 kg (za ży­cia sza­cun­kowo 22 kg). Na skro­niach po­zo­sta­ło­ści ru­da­wo­brą­zo­wych wło­sów. Ta­tuaż na le­wym przed­ra­mie­niu – trzy czarne kropki oto­czone kół­kiem prze­rwa­nym ko­lejną kropką. Ciało okryte szy­tym ubra­niem – praw­do­po­dob­nie wy­ko­na­nym z róż­nych skór. W szwy wple­ciono mor­skie mu­szelki nie­po­cho­dzące z tego re­gionu – ko­nieczne dal­sze ba­da­nia.

Tkanka do­okoła jej oczu się po­marsz­czyła, tak jakby dziew­czynka wpa­try­wała się w słońce. Skóra wo­kół ust za­częła się już co­fać, ujaw­nia­jąc zbo­lały okrzyk. Mi­mo­wol­nie wy­obra­zi­łem so­bie Clarę jako dziecko, albo na­wet Yumi, która była te­raz mniej wię­cej w tym sa­mym wieku, jak prze­mie­rzają ja­łowe rów­niny w po­szu­ki­wa­niu du­żego zwie­rza, same tro­pione przez ogromne ste­powe lwy i wilki. Prze­su­ną­łem pal­cami po za­ci­śnię­tych pię­ściach dziew­czynki.

– Jedna wielka, kurwa, ta­jem­nica – rzekł Mak­sym, sta­jąc za mo­imi ple­cami. – Więk­szość na­szych ba­dań fi­nan­so­wana jest przez Mię­dzy­na­ro­dowy Fun­dusz Ra­to­wa­nia Pla­nety. Na­dal po­bie­ramy próbki z gleby i rdze­nia lo­do­wego, cza­sem z ja­kie­goś pre­hi­sto­rycz­nego zwie­rzę­cego tru­chła, ale skła­mał­bym, gdy­bym po­wie­dział, że An­nie i po­zo­stałe ciała wy­do­byte z tej ja­skini nie od­ry­wają nas od pracy. No i oczy­wi­ście jest jesz­cze ten nie­zi­den­ty­fi­ko­wany wi­rus, który Dave zna­lazł w po­bra­nych z nich prób­kach.

– Ro­bi­li­ście już inne skany, te­sto­wa­li­ście próbki? Choćby te mu­szelki...

– Po­cho­dzą od ma­łego śli­maka mor­skiego z Mo­rza Śród­ziem­nego. Tri­via mo­na­cha. Wiesz, od­kryto już do­wody na Sy­be­rii, w po­bliżu Ał­taju, że ne­an­der­tal­czycy i wcze­śni lu­dzie do­tarli tam sześć­dzie­siąt ty­sięcy lat temu, ale jesz­cze ni­gdy nie zna­leź­li­śmy ni­czego tak da­leko na Pół­nocy. Zło­żona tech­nika, ja­kiej wy­ma­gało wple­ce­nie tych muszli w ma­te­riał, jest ab­so­lut­nie nie­zwy­kła. Mó­wię se­rio, przy ta­kim rę­ko­dziele na­wet moja bab­cia może się scho­wać.

– Dziwne, że tylko An­nie ma ta­kie ubra­nie. Ślady z po­zo­sta­łych ciał z ja­skini wska­zują na zwy­kłe fu­trzane płasz­cze. Ten plik z ra­por­tem ze sta­cji, który mi po­de­sła­li­ście, za­wie­rał wię­cej py­tań niż od­po­wie­dzi – stwier­dzi­łem.

– Cze­ka­li­śmy na ko­goś, kto po­dej­mie te­mat, wy­pełni luki w hi­sto­rii An­nie. Clara twier­dziła, że przy­je­chała tu­taj ze względu na zwie­rzęta. Chciała zro­zu­mieć biom z okresu epoki lo­dow­co­wej, aby­śmy mo­gli go od­two­rzyć. Ale za­wsze spra­wiała ta­kie wra­że­nie, jakby szu­kała cze­goś in­nego. Prze­sia­dy­wała na wy­ko­pach, kiedy my wszy­scy skoń­czy­li­śmy już pracę. No i jak na ko­goś, kto miał ba­dać to, co kryje się pod zie­mią, sporo czasu spę­dzała na ga­pie­niu się w niebo. Za­łożę się, że tę dziew­czynkę także pod­cią­gnę­łaby pod za­kres swo­ich obo­wiąz­ków. Cią­gle na­wi­jała o tym, jak to ocali nas nie­znana prze­szłość. Była na­ukow­czy­nią, ale ma­rze­nia snuła jak po­etka albo fi­lo­zofka.

– Miała to po matce ar­ty­stce – od­par­łem. Jako dziecko Clara ca­łymi po­po­łu­dniami prze­sia­dy­wała w swoim domku na drze­wie, two­rząc różne rze­czy. Jej na­uczy­ciele twier­dzili, że jest ge­niuszką, a my sta­ra­li­śmy się w miarę moż­li­wo­ści za­chę­cać ją do roz­wi­ja­nia ta­len­tów. Pi­sała kred­kami pre­zen­ta­cje o mgła­wi­cach. Znaj­dy­wa­li­śmy u niej li­sty kon­ste­la­cji, które udało jej się wy­pa­trzyć, a także mi­to­lo­gie gwiaz­do­zbio­rów, które sama wy­my­śliła: o ku­zynce Ple­jad i o wo­zie, który nie był ani wielki, ani mały, lecz w sam raz.

– Mogę to so­bie wy­obra­zić – stwier­dził Mak­sym. – Zwy­kle ła­two się tu­taj po­znaje lu­dzi, ale Clara była skryta. Na­wet żeby zna­leźć kon­takt do cie­bie, mu­sie­li­śmy nie­źle po­szpe­rać w jej rze­czach.

– Praca za­wsze była dla niej naj­waż­niej­sza – od­par­łem. Obaj skie­ro­wa­li­śmy wzrok na An­nie, która zda­wała się wy­peł­niać ci­szę la­bo­ra­to­rium swoim krzy­kiem.

Mak­sym po­ki­wał głową i stwier­dził, że po dłu­giej po­dróży po­wi­nie­nem tro­chę wy­po­cząć. Po­wie­dział, że rze­czy Clary cze­kają na mnie w kar­to­nie w jej kap­sule.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki