Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po zakończeniu roku szkolnego Elsie ma plany i wielkie nadzieje – to będzie najlepsze lato jej życia! W końcu wyzna Adzie, którą poznała przez internet, co do niej czuje. Dziewczyna wie, że Ada zna ją najlepiej ze wszystkich i doskonale rozumie.
Jednak do życia Elsie wraca Joan, jej najlepsza przyjaciółka z czasów dzieciństwa. Zachowuje się tak, jakby nigdy go nie opuściła. Jakby nigdy nie wyprowadziła się do Hongkongu i nigdy nie zignorowała dziesiątek e-maili i listów Elsie.
Gdy Ada wspomina o dawno zaginionej koleżance (a może miłości?) swojej babci, Elsie chce zrobić wszystko, żeby je połączyć i dzięki temu pokazać też Adzie, jak bardzo jej na niej zależy. Podczas lata naprawiania zerwanych połączeń i budowania zaskakujących nowych Elsie zdaje sobie sprawę, że nie jest tak samotna, jak myślała.
Jednak uczuć i miłości nie da się zaplanować…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 331
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU:
If You Still Recognise Me
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Monika Rossiter
Redakcja: Magdalena Wołoszyn-Cępa
Korekta: Anita Keler
Projekt okładki: Kimberley Chen
Ilustracja na okładce: Nadia So
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
DTP: pagegraph.pl
Text copyright © Cynthia So, 2022
Illustration copyright © Nadia So, 2022
Copyright © 2024 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Kaja Makowska, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie I
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-490-5
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Słowa uznania dla Jeśli wciąż mnie poznajesz
Epicki fandom, poszukiwania zaginionej miłości i oda do kulturowego dziedzictwa – to cudownie szczery i radośnie queerowy romans.
Lauren James, autorka Najbardziej samotnej dziewczyny we wszechświecie
Przejmujący, doskonale napisany debiut o queerowej miłości, fandomie i rodzinie.
Lex Croucher, osoba autorska Reputation
Liryczna, złożona opowieść o przyjaźni, rodzinie i wszystkich historiach, które sobie opowiadamy –prawdziwych czy nie – o tym, co znaczy kochać.
Kelly Loy Gilbert, autorka When We Were Infinite
Przesycona queerową tęsknotą i pragnieniem bycia widzianą… intymna i niesamowita jak pierwszy dotyk dłoni pierwszego zauroczenia.
Riley Redgate, autorka Seven Ways We Lie
Odświeżająca, znajoma i surowa w swojej szczerości – to książka, którą chciałabym przeczytać jako queerowa nastolatka odkrywająca swoją tożsamość.
Sarah Underwood, autorka Lies We Sing to the Sea
Pięknie napisana, liryczna książka. Lektura obowiązkowa dla osób w każdym wieku i z różnych środowisk. Zachwyciła mnie!
Wibke Brueggemann, autorka Love is for Losers
So ma wyjątkowy poetycki styl, który dostrzega piękno w codzienności i sprawia, że to, co znajome, staje się świeże i nowe.
Ciara Smyth, autorka To nie mój problem
Celebracja fanowskiej uciechy, queerowej radości i rodziny w każdym tego słowa znaczeniu. Jeśli wciąż mnie poznajesz pyta, co to znaczy odnaleźć siebie, kiedy wszyscy jesteśmy czymś więcej niż pojedynczą historią.
Kat Dunn, autorka Dangerous Remedy
Piękna i misternie złożona opowieść o przyjaźni, fandomie i odnajdywaniu siebie – absolutnie mnie zachwyciła.
Sophie Cameron, autorka Out of the Blue
Wyrazista, wzruszająca i romantyczna – idealna lektura na lato. Ta zachwycająca historia miłosna zwiastuje nadejście nowego, genialnego talentu w YA.
Cat Clarke, autorka Girlhood
Eksplorowanie więzi przyjaźni, rodziny, fandomu, kultury i queerowej społeczności – to opowieść o odkrywaniu siebie w sercu wszystkich rzeczy, które się kocha. Absolutnie oszałamiająca.
Sera Milano, autorka This Can Never Not Be Real
Rozkoszna lektura – ciepła jak ostatnie dni lata i pełna miłości.
Tom Pollock, autor Biały królik. Czerwony wilk
Soczysta proza, która chwyta za serce! Cynthia So zręcznie tka historię, która eksploruje queerowość, miłość i relacje na odległość, zarówno geograficzne, jak i czasowe.
Lizzie Huxley-Jones, autorka i redaktorka
Cynthia So to ekscytujący, świeży i bardzo potrzebny nowy głos w YA.
Simon James Green, autor Gay Club!
Książka, która sprawi, że twoje emocje zaśpiewają.
Sinéad O’Hart, autorka The Eye of the North
Absolutnie piękny i bajeczny list miłosny do queerowej miłości na przestrzeni lat, odległości i pokoleń. Fenomenalna książka.
Lily Fae, blog o książkach dla dzieci
Mojej mamie, która martwi się, że za mało mnie zachęcała do kreatywności w dzieciństwie – mam nadzieję, że teraz przestaniesz się martwić, .
I Olivii – gdybym nie napisało tej książki, nie odnalazłobym Cię. Już samo to było warte każdego słowa.
Ostrzeżenie
W książce pojawia się temat nadużyć emocjonalnych w relacji, rasizmu oraz homofobii.
Kiedy wyłaniamy się z dusznego budynku, w którym właśnie napisałyśmy nasz ostatni egzamin, Ritika wydaje z siebie okrzyk – i nie ona jedyna. Ludzie na szkolnym placu wiwatują, dźwięki wybuchają wokół nas jak fajerwerki. Ritika rozmawia z Marą i Delphine, znajomymi z orkiestry, a ja ociągam się przy bramie. Spoglądam na szkołę – skupisko brązowych budynków, dziś mniejszych niż kiedykolwiek. Jeszcze niedawno nade mną górowały.
Myślę o tym, jak stałam przed bramą z Joan, pod drzewem od zawsze pełniącym wartę przy wejściu. Pokazywałam jej szkołę, w której – jak wtedy się wydawało – spędzę resztę moich dni. Bez niej, bo przeprowadzała się do Hongkongu, skąd pochodziły obie nasze rodziny. Praca jej taty mi ją odbierała.
– Myślisz, że znajdę jeszcze jedną najlepszą przyjaciółkę? – spytałam.
– Oczywiście, że tak. Ale nie zapomnij o mnie, dobrze?
– Nie zapomnę. Nadal będziesz moją najlepszą przyjaciółką, nawet jeśli znajdę kolejną. Mogę mieć więcej niż jedną najlepszą przyjaciółkę, prawda?
– Pewnie. Możesz mieć ich tyle, ile chcesz.
Nie zapomniałam o niej. Ale ona nie może powiedzieć tego samego o mnie. Zastanawiam się, gdzie teraz jest. Już wtedy rozmawiałyśmy o tym, na jaką uczelnię chcemy iść. Myślała o uniwersytecie w Stanach, czymś w stylu Yale albo MIT. „Nauki ścisłe brzmią fajnie. Mam nadzieję, że będę dobra z nauk ścisłych, kiedy zaczniemy liceum”.
Dostałam się na filologię angielską na Cambridge, tak jak zawsze marzyłam, i jeśli uzyskam odpowiednie wyniki, w październiku zacznę tam studiować.
Czas wydaje się dziwny i plastyczny, jakby moja przyszłość – uniwersytet i życie poza nim, dorosłość – nagle zapłonęła przede mną tak gwałtownie, że wypaliła portal do mojej przeszłości. Jakbym mogła przejść przez tę bramę, przenieść się siedem lat wstecz, pod to drzewo, pod którym jedenastoletnia ja stoi z jedenastoletnią Joan, i pociągnąć ją za sobą w teraźniejszość. Pociągnąć ją za rękę w to, co nadejdzie.
Przechodzę przez bramę, ale nie trafiam w inne miejsce. Nadal jestem tutaj. Nadal mam osiemnaście lat. Południowe słońce ogrzewa mi skórę. A za moimi plecami moja najlepsza przyjaciółka Ritika nadal rozmawia ze znajomymi.
* * *
Pół godziny później Ritika i ja siedzimy w bufecie z rodzaju tych, w których człowiek je do woli, i jemy do woli.
Sajgonki i tosty z krewetkami miękkie od tłuszczu, wybór nieodróżnialnych mięs, chrupiące smażone warzywa polane błyszczącym sosem. Właściwie jedzenie nie jest zbyt dobre, ale i tak się nim cieszę, po prostu siedząc w tej słabo oświetlonej i prawie pustej restauracji z Ritiką. Stary wiatrak powoli kręci artretycznymi stawami, dmuchając na nas ciepłym powietrzem. Nasze ręce lepią się coraz bardziej, kiedy wycieramy pomarańczowe usta o papierowe serwetki i śmiejemy się z niczego, z tego zawrotnego uczucia, które unosi się w nas jak bąbelki w kieliszku szampana, tego uczucia zwanego końcem egzaminów.
Ale obiecałyśmy, że nie będziemy o nich rozmawiać. Skończyłyśmy pisać. Nie ma sensu teraz uświadamiać sobie, że popełniłyśmy błąd w zadaniu 3b czy coś. Nigdy więcej nie będę myślała o matematyce.
Dlatego rozmawiamy o lecie. Przez duże L. Jedno wspaniałe lato naszego życia, między szkołą a studiami.
– Powinnyśmy niedługo zacząć rezerwować rzeczy na nasz road trip – mówi Ritika, nabijając na widelec brokuła. – Wszystko już robi się drogie.
Jęczę. Dopiero co skończyłam martwić się o egzaminy, a Ritika porusza kolejną kwestię, którą muszę się stresować.
– Wiesz, że mama każe mi znaleźć pracę, jeśli chcę myśleć o wspólnych wakacjach.
– Wiem. – Ritika celuje we mnie brokułem. – Więc znajdź pracę.
– Czy to naprawdę takie proste?
– Elsie. Nie zrobi się prostsze, jeśli będziesz to odkładać na później.
– Mówisz jak moja mama.
Robimy do siebie miny. Ritika zjada brokuła.
– Może spróbuj w tym sklepie z komiksami?
– Myślałam o tym. Ale nie wiem… Faceci, którzy tam pracują, nie wydają mi się zbyt przyjaźni. Nigdy nie potraktowali mnie źle, ale też nie potraktowali mnie dobrze. Widziałam, jak rozmawiają z innymi klientami, ale ze mną nigdy. To trochę zniechęcające.
– Ale wciąż o tym myślisz.
– No, chyba tak. Może zajrzę tam, jak skończymy. Mam przy sobie CV. To było straszne! Tak naprawdę nie miałam co napisać. W każdym razie nie jestem pewna, czy je komuś dam.
– Naprawdę kochasz komiksy.
– Tylko Odwrót Edenu. – Uśmiecham się mimo woli, bo naprawdę, naprawdę kocham Odwrót Edenu. – Oprócz tego nie czytałam zbyt wiele. Ale chcę wykorzystać to lato i czytać więcej.
Ritika uśmiecha się szeroko.
– Założę się, że mają zniżkę pracowniczą.
– Och! Nawet o tym nie pomyślałam.
– Jak to możliwe, że jesteś na tyle mądra, żeby dostać się na Cambridge, ale na tyle głupia, żeby nie ogarniać istnienia zniżek pracowniczych? To nie fair. – Pstryka mnie w ramię.
– Auć. – Odwdzięczam jej się tym samym. – Ej, a co Jake robi latem? Na pewno nie chcesz, żeby jechał z nami? Nie czuje się pominięty?
– Hmm – zaczyna. – Skoro o tym mowa…
Drzwi „Tylko dla personelu” otwierają się z rozpraszającym skrzypnięciem, ukazując starego Chińczyka z miotełką do kurzu, nucącego jakby znaną melodię. Kobieta za ladą, prawdopodobnie jego żona, ledwo na niego patrzy, zbyt pochłonięta odcinkiem k-dramy na tablecie. Wiem, że to k-drama, bo Ritika wie, że to k-drama. Rozpoznała od razu po głosach aktorów i muzyce w tle. Podobno to naprawdę tragiczny romans.
Obserwuję starca, który stawia chwiejne kroki, odkurzając oprawione w ramy akwarele z widokiem jezior i gór. To chyba miejsca turystyczne w Chinach. Miejsca, w których nigdy nie byłam.
Łapię się na tym, że wbijam wzrok w tego mężczyznę – jego pomarszczone czoło, obwisłą twarz, chude ramiona w białej koszuli z krótkim rękawem – i nagle jestem przytłoczona. To takie uczucie, jakby zjadło się coś niespodziewanie pikantnego i na początku było w porządku, a potem wypalałoby język i paliło aż do żołądka.
Boli mnie gardło.
Czuję delikatny dotyk na ramieniu.
– Hej – odzywa się cicho Ritika. – Wszystko w porządku?
Mrugam i obracam się do niej z nadzieją, że nie widzi mokrego błysku w moich oczach. Ale ona też patrzy na starca.
– Tak, w porządku.
– Twoja mama dziś wraca, prawda?
– Tak.
Przenosi wzrok z powrotem na mnie i ściska moje ramię, więc zakładam, że zauważyła łzy.
– Jak się czujesz z tym, że znów zobaczysz babcię? Minęło trochę czasu, prawda?
– Tak. Osiem lat. Nie wiem. Byłam zbyt zajęta egzaminami, żeby to przetworzyć… Ale najwyraźniej płaczę na widok przypadkowych starych Chińczyków, więc hurra?
Składam papierową serwetkę na różne sposoby, szukając względnie nietłustego kawałka, żeby otrzeć oczy.
– Trzymaj. – Ritika wyciąga chusteczkę z paczki w torbie i podaje mi. – Lepiej popłakać, niż trzymać to w sobie, do czego, jeśli mam być szczera, masz tendencję.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
Osuszam oczy.
– Nie mam pojęcia, dlaczego płaczę. Przecież nawet nie widziałam dziadka od dziesiątego roku życia. Pamiętam go, trochę, ale bardzo mgliście. Tak naprawdę nic nie czułam, kiedy mama powiedziała mi, że zmarł. Co brzmi okropnie. Znaczy było mi smutno, że mamie jest smutno. Ale poza tym…
– Słuchaj, właśnie skończyłyśmy szkołę na zawsze. Masz prawo trochę się rozkleić.
Posyłam jej słaby uśmiech.
– Skoro tak mówisz. W każdym razie chyba zjem lody. Dzięki temu wszystko będzie lepsze.
W zamrażarce w rogu znajdują się trzy duże kadzie z podstawowymi smakami – to trio białego, brązowego i różowego, które za każdym razem wywołuje we mnie dziecięcą ekscytację – oraz owocowe lody na patyku zapakowane pojedynczo w przezroczysty plastik. Przynoszę do stołu gałkę truskawkowych. Ritika marszczy brwi.
– Nie lubisz lodów truskawkowych.
– Nie? Jesteś pewna?
Wtykam pełną łyżkę do ust i się krzywię.
Ritika ma rację. To paskudztwo. Tanie lody truskawkowe smakują jak rysunek lodów namalowany kredką przez dziecko bez uczestnictwa żadnych owoców.
Ale i tak jem dalej. To coś, na czym trzeba się skupić, zadanie rozgromienia tych okropnych lodów.
Ritika przewraca oczami i sięga przez stół, żeby poklepać mnie po ramieniu.
– Wiesz, możesz po prostu popłakać. Nie musisz się dziwnie zachowywać.
– Ćśś. Pozwól mi w spokoju delektować się moimi obrzydliwymi lodami.
Ritika przez chwilę chrupie rozkosznie hałaśliwego chipsa krewetkowego.
– Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego twoja rodzina od tak dawna nie była w Hongkongu?
Tak, to było dawno. Kiedy dziadkowi się pogorszyło, mama w końcu tam poleciała, po raz pierwszy od ośmiu lat, i została na pogrzebie. Wracała dzisiaj i zabierała moją babcię, żeby spędziła z nami lato, bo nie chciała, żeby została sama w takim czasie. Ale ja nie byłam w Hongkongu od podstawówki, a teraz dało się to zobaczyć jeszcze wyraźniej niż zwykle.
– To dziwne. Kiedy byłam młodsza, jeździliśmy tam co roku.
– No, wiesz, że ja i moja rodzina jeździmy do Indii przynajmniej co dwa lata.
– Pytałam mamę, ale zawsze odpowiadała półsłówkami.
Po jakimś czasie w sumie się do tego przyzwyczaiłam. Napięta twarz mamy, ilekroć o to pytałam. Spokojny uśmiech taty. „Nie w tym roku”. „Może w przyszłym”.
Ritika pociąga nosem.
– Pachnie mi rodzinną dramą.
Staruszek zajął się podlewaniem roślin na parapecie frontowego okna. Dalej nuci. A ja jak przez mgłę przypominam sobie, jak śpiewał mi mój zmarły dziadek.
* * *
Wychodzimy z restauracji, mrużąc oczy w ostrym świetle popołudniowego słońca. Ritika mówi, że wróci do domu autobusem.
– Idź po tę pracę – rzuca. – Plus: jutro film?
– Nie chcesz spędzić czasu ze swoim chłopakiem? – droczę się. – Prawie go nie widywałaś, kiedy uczyłyśmy się do egzaminów.
Ritika macha ręką.
– Za trzy miesiące zostaniemy tragicznie rozdzielone. Będę miała mnóstwo czasu, żeby widywać Jake’a.
Ritika odjeżdża, a ja ruszam do sklepu z komiksami. Kiedy przecinam Hythe Bridge w drodze do centrum Oksfordu, przystaję i spoglądam za niebieską barierkę na zielony strumień w dole.
Przechodzenie przez most zawsze odsłania odłamki pamięci, jak wykopywanie kawałków ceramiki przez archeologa, ale wspomnienia za każdym razem nieco bardziej bledną. Może kawałki na początku były jaskrawo pomalowane, ale teraz są brudne i pozbawione koloru.
Mój były rzadko trzymał mnie za rękę w miejscach publicznych. Czasami kiedy przechodziliśmy przez ten most, wyciągał dłoń i luźno ściskał moje palce, tylko na długość mostu, a ja głupio trzymałam się każdej chwili mocniej niż on mnie. Teraz trudno mi uwierzyć, że coś tak prostego jak trzymanie się za rękę mogło mnie tak uszczęśliwiać.
Wciąż widzę go wszędzie. W każdym białym blondynie.
Wibracje telefonu powstrzymują mnie przed pogrążeniem się w myślach. Zakładam, że to tylko kolejna wiadomość od mamy – dziś już kilka razy do mnie pisała. Jednak kiedy wyciągam telefon, widzę, że to wcale nie ona.
Przez ostatnie kilka miesięcy tylko dwie rzeczy przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Pierwsza rzecz była zła. Za każdym razem, gdy otwierałam arkusz egzaminacyjny, czułam przerażenie, że okaże się niezrozumiały, wypełniony pytaniami, na które nie jestem przygotowana – pominęłam cały temat podczas powtórki, zostałam nauczona ze złego programu, zapomniałam o wszystkim, czego się kiedykolwiek nauczyłam. Te wszystkie scenariusze pojawiały się często w moich egzaminacyjnych koszmarach.
Druga rzecz dzieje się teraz i jest dobra. Bardzo dobra.
To wiadomość od Ady.
Hej, misiu, gratuluję napisania ostatniego egzaminu! Tak bardzo Cię kocham i jestem z Ciebie taka dumna. Jest prawie 10 rano, a ja właśnie wstałam po praktycznie nieprzespanej nocy – do późna pisałam fanfika z tej doniosłej okazji! Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Do tego link, a po nim seria pomarańczowych serc – ulubiony kolor emoji serca Ady. Jej ulubiony kolor ogółem.
Rozpaczliwie chcę przeczytać fanfik, który dla mnie napisała, ale nie na środku ulicy, a już na pewno nie na tym moście. Chcę się nim delektować. Wrócić do domu, zaszyć się w pokoju, położyć na łóżku i zatrzymywać nad każdym słowem w telefonie. Potem przeczytam go jeszcze raz na laptopie, na którym łatwo skopiuję i wkleję wszystkie moje ulubione fragmenty w komentarzu i napiszę Adzie capslockiem, jak bardzo jej nienawidzę za to, że zrujnowała mi życie swoim genialnym pisaniem, podczas gdy tak naprawdę mam na myśli: kocham cię, kocham cię, kocham cię.
Lecz myślę o tym, co jeszcze czeka na mnie w domu.
Wiem, że zobaczę smutną mamę, a tego nie chcę nigdy, ale szczególnie nie teraz. Właśnie skończyłam egzaminy i chcę być szczęśliwa.
Na pewno najpierw zajrzę do sklepu z komiksami.
Jednak wcześniej pozwolę sobie porozkoszować się zawrotną ekscytacją wywołaną przez wiadomość Ady.
OMG nie wierzę, że coś dla mnie napisałaś! Dziękuję, jestem bardzo wdzięczna! Idę tylko po majowy numer OE i pędzę do domu czytać Twój fanfik!
Yay! A już niedługo będzie czerwcowy! Musisz nadrobić zaległości!
Stresujesz się spotkaniem z babcią?
No… Słabo ją pamiętam, więc dziwnie mi z tym, że zostaje z nami na kilka miesięcy. Nie wiem, czego się spodziewać! Czuję, że będzie strasznie niezręcznie
Może się dogadacie! Nigdy nie wiadomo. Może będzie tak fajna jak moja b-cia!
Mam nadzieję. Pozdrów ją ode mnie! Pogadamy, jak będę w domu. Nie mogę się doczekać, aż przeczytam twojego fanfika!
Chowam telefon do kieszeni, a kiedy ruszam, muszę aktywnie powstrzymywać się od biegnięcia w podskokach. Skończyłam egzaminy, świeci słońce, a Ada napisała dla mnie fanfika.
Nareszcie czuję, że jest lato.
Sklep z komiksami Dymek znajduje się zaledwie kilka minut drogi od mostu, w Gloucester Green, wciśnięty między lokal z bubble tea a zakurzony sklep z antykami. W środku witają mnie wesołe niebieskie ściany i zapchane białe półki.
Wydaje się, że nikogo nie ma, póki ktoś nie wstaje zza kasy, odwrócony plecami do mnie. Widzę tylko blond czuprynę.
Moje serce staje.
Zaczęłam tu przychodzić dopiero po rozstaniu – szukałam nowego zajęcia po nagłym zyskaniu przerażających połaci pustki w życiu. Przybyłam uzbrojona w listę polecajek znalezionych na Tumblrze – komiksów z queerowymi i niebiałymi postaciami głównymi. Praktycznie od razu sięgnęłam po Odwrót Edenu i wciągnęłam się tak szybko, że ledwo pamiętam, co jeszcze było na liście.
Leo nigdy nie wspomniał, że lubi komiksy, ale może lubi, a ja po prostu o tym nie wiem. Nigdy nie poznałam go wystarczająco dobrze: był dla mnie gorszy niż ktoś obcy, ktoś, kogo pozornie znałam, ale tak naprawdę nie…
Ale blondyn za kasą się obraca i to wcale nie Leo. Ma inne włosy, jaśniejsze i lżejsze, jak oświetlona słońcem chmura odstająca na głowie. Jest też szczuplejszy.
Uśmiecha się do mnie.
Zdaję sobie sprawę, że się gapię, więc odwracam wzrok, nie odwzajemniając uśmiechu. Wtedy czuję się okropnie nieuprzejma i nie wiem, jak to naprawić, więc idę prosto do półki z Odwrotem Edenu. Najnowszy numer z maja już jest. Na okładce widnieje Nefarious, w skrócie Neff. Nefarious Warthorn to męski bohater, za którym szaleje cały fandom. Oczywiście jest biały, szczupły, ma okrutnie przystojną twarz i nosi dużo różnych wzorzystych aksamitnych garniturów. Nikt nie potrafi stwierdzić, czy jest zły, czy nie, mimo absurdalnego imienia, a do tego ma mroczną, tajemniczą przeszłość. Prawie wszyscy shipują go z Haxem, nieświadomym marzycielem i wynalazcą, bohaterem drugoplanowym i też białym facetem, który wiecznie wygląda, jakby przetrącił go huragan, ze swoim oszołomionym wyrazem twarzy, rozczochranymi włosami i poplamionymi tłuszczem ogrodniczkami z jednym odpiętym paskiem.
Akcja Odwrotu Edenu rozgrywa się kilkadziesiąt lat po apokalipsie, kiedy plagi szarańczy zniszczyły znaczną część roślinności, a potem potwory wyłoniły się spod ziemi i zabiły większość ludzkości. Bohaterowie walczą z potworami, podczas gdy niektóre z nielicznych pozostałych przy życiu roślin zyskały świadomość i mobilność.
Przewracam oczami, widząc okładkę, na której Neff najwyraźniej rozmawia z demonem winorośli. Przyznaję, że miałam do niego słabość, kiedy zaczęłam czytać komiksy, ale potem trafiłam do fandomu i zdałam sobie sprawę, że wszyscy gadają tylko o nim, choć mnóstwo postaci zasługuje na tyle samo uwagi, jeśli nie więcej.
Zdejmuję z półki kwietniowy numer tylko po to, żeby popatrzeć, bo na okładce ma Zarię Zero. Mam już swój egzemplarz – leży na moim biurku w domu, a ja wzdychałam do niego, gdy tylko przytłaczała mnie nauka. Zaria w szmaragdowym kombinezonie, z pięknymi dredami i fioletowymi pasemkami, spoglądająca na nocne niebo z różowym księżycem w pełni. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie pogłaskać okładki. Zaria tak bardzo mi pomogła. Czy bez niej zdałabym egzaminy?
W końcu odkładam komiks z powrotem na półkę i idę zapłacić za majowy numer.
– Odwrót Edenu! Boże, uwielbiam tę serię. Nie znam nikogo, kto by ją czytał!
Nie jestem przygotowana na taką interakcję. Zazwyczaj kiedy przychodziłam tu po szkole, obsługiwał mnie starszy facet z niechlujną brodą, który nigdy się do mnie nie odzywał. Od czasu do czasu pojawiał się inny, bez brody, ale z długimi ciemnobrązowymi włosami, też starszy, też niezainteresowany rozmową. Chłopak przede mną jest prawdopodobnie mniej więcej w moim wieku i wygląda na to, że szczerze chce porozmawiać.
– O tak! Jest świetna. I też nie znam nikogo takiego.
Czy to prawda? Nie znam nikogo takiego w prawdziwym życiu, ale w sieci jest mały fandom i – oczywiście – Ada.
Chłopak bębni palcami w twarz Neffa na okładce.
– Ach, Neff. Jest hot, prawda? – Nie mówi tego obojętnym tonem kogoś, kto powiedziałby tak tylko dlatego, że jego zdaniem ja tak uważam, jak spodziewałabym się po hetero chłopaku (nie żebym kiedykolwiek się spodziewała, że hetero chłopak tak powie), ale z osobistym przekonaniem w to stwierdzenie, z rozmarzonym westchnieniem w głosie.
Mrugam, a on pochyla głowę zawstydzony i skanuje komiks.
– Tak – przyznaję – ale myślę, że Zaria jest najbardziej hot.
Teraz się do mnie uśmiecha, a ja – w przeciwieństwie do momentu, kiedy weszłam do sklepu – mogę odwzajemnić uśmiech, nawet jeśli nadal jestem zestresowana.
– O tak – rzuca. – Wszystkie postacie w tym komiksie są bardzo hot. To prawdziwy problem.
– No właśnie, jak oni śmią? Świat odbudowuje się po apokalipsie, oni po prostu nie mogą wyglądać tak dobrze! To nieprawdopodobne. Ja nie wyglądam w połowie tak nienagannie jak oni, a w tym uniwersum świat się jeszcze nie skończył.
Śmieje się.
– Masz rację. Nie mają większych priorytetów niż moda i pielęgnacja? Skąd biorą te wszystkie genialne stroje?
Kładę plecak na ladzie i szukam portfela. Kiedy wsuwam komiks do plecaka, wyciąga rękę, by dotknąć akrylowych zawieszek przy zamku. Brzęczą w jego dłoni.
– Wow. Czy to Zaria? I Mayumi?
Przytakuję. Kupiłam je od jednej fanartystki, którą bardzo podziwiam. Zawieszka z Neffem wyprzedała się w ciągu kilku dni, ale w zeszłym tygodniu zerknęłam i zostały jeszcze zawieszki z Zarią i Mayumi. Ugh. Denerwuje mnie, że nie dostają tyle miłości co Neff.
Chciałabym umieć rysować, ale nie umiem. Nie umiem też pisać fanfików. Próbowałam, ale nigdy nie udało mi się skończyć niczego wartego opublikowania. Mogę tylko zostawiać entuzjastyczne komentarze pod pracami innych. Czasami robię grafiki: moodboardy, estetyki i gify – to, co ludzie na Tumblrze nazywają „editami”.
Ponieważ Odwrót Edenu nie ma adaptacji filmowej ani telewizyjnej, nie mogę robić konkretnych gifów, ale biorę fragmenty z innych mediów z aktorkami, które mogłyby zagrać postacie takie jak Zaria i Mayumi, i nakładam na nie cytaty z komiksu i ładne efekty. Nawet jeśli Zaria i Mayumi nie są najpopularniejszymi postaciami, i tak zazwyczaj dostaję ponad sto lajków pod moimi postami, co oznacza, że muszą być w porządku. Ada też zawsze zachwyca się moimi editami, więc mam dość motywacji, żeby dalej je robić.
Ma takie same zawieszki z Zarią i Mayumi. Kupiłam je dla niej pod choinkę.
– Ale świetne! Strasznie słodkie. Musisz być ogromną fanką. A tak przy okazji: jestem Felix.
Ma uśmiech tak promienny jak jego białoblond włosy. Patrzę na ścianę za nim i dostrzegam kartkę z napisem: „Poszukiwany personel”.
Podejmuję decyzję i sięgam do torby po CV.
– Jestem Elsie.
* * *
Wychodząc ze sklepu, ponownie piszę do Ady. Ściska mnie w żołądku i trzęsą mi się ręce. Nigdy wcześniej nie dałam nikomu swojego CV ani nie spotkałam innego fana OE w prawdziwym życiu.
Aaa w sklepie z komiksami był chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziałam, był bardzo miły i też kocha OE! Było super!
Wow, to świetnie! Więc złożyłaś CV?
Tak! Wiesz, na początku nie byłam pewna, ale poczułam, że to znak!
Aww mam nadzieję, że dostaniesz tę pracę, to byłoby niesamowite!
O i zobacz, co właśnie zobaczyłam na moim feedzie!
Wysyła mi link. Otwieram go i widzę tumblrowy post dziewczyny o imieniu Sara, której nick natychmiast rozpoznaję. Należy do kontyngentu shipperów Neffa i Haxa; jeden z jej fanfików rozmiaru powieści jest okrzyknięty klasykiem w fandomie. Nigdy nie widziałam listy polecanych fanfików OE bez wzmianki o przynajmniej jednym z jej dzieł. Według jej bio ma dwadzieścia kilka lat i mieszka w Kalifornii.
W tym poście robi cosplay Neffa Warthorna w jednym z jego typowych aksamitnych garniturów i ze starannie uczesaną fryzurą, podczas gdy druga osoba robi cosplay Haxa i jego klasycznego niechlujnego looku w brudnych ogrodniczkach. Na tle bujnej kwiatowej scenerii Neff klęka na jedno kolano i oświadcza się Haxowi. Cóż za wspaniała para – nieskazitelne opanowanie Neffa w pysznym kontraście do niechlujnego uroku Haxa. Podpis głosi: „Oświadczyłam się Macy, a ona powiedziała tak! Oczywiście uczciłyśmy to sesją cosplayową Neffax #engaygement #zatęczyny”.
Na końcu posta widnieje emoji z pierścionkiem.
Związek Sary i Macy jest idealny. Dwa lata temu, kiedy Ada i ja dopiero zaczynałyśmy rozmawiać, Sara była w trakcie pisania fanfika, który przyniósł jej sławę. Macy komentowała każdy rozdział. Mieszka w Waszyngtonie, ale akurat była na delegacji w Kalifornii i napisała o tym na swoim Tumblrze. Sara, zaciekawiona tą osobą, której komentarze w tym momencie praktycznie napędzały całe jej pisanie, oglądała Tumblra Macy i zobaczyła ten post. Spotkały się w Los Angeles i odkryły, że dogadują się lepiej, niż mogłyby przypuszczać.
Dwa lata później nadal są w związku na odległość, ale Macy planuje w końcu przeprowadzić się do Los Angeles, a teraz się zaręczyły.
Sara i Macy mają swój własny minifandom, a Ada i ja, nawet z lekką urazą do shipperów Neffax, i tak uważamy się za jego część. Są po prostu urocze. Kiedy tylko mogą, robią razem sesje cosplayowe Neffax, a na każdym zdjęciu widać między nimi chemię. Fani często wzdychają: „Chcę kogoś, kto patrzy na mnie tak, jak Sara patrzy na Macy”.
ZARĘCZYŁY SIĘ???
Tak! Dlaczego one są takie słodkie? I co muszę zrobić, żeby ten bajkowy romans przytrafił się mnie?
„Mogłabym ci to dać” – myślę. „Nie musisz nic robić, tylko zapytać”. Ale zamiast tego piszę:
Na pewno kiedyś Ci się przytrafi, jesteś księżniczką <3
<3 awww dzięki
Uwielbiam ich cosplaye Neffax i w ogóle, ale dlaczego nikt tu nie robi cosplayów Zarii albo Mayumi? Tzn. obie wiemy dlaczego, ale jednak. To takie frustrujące!
My byśmy mogły
Wysyłam to, zanim zdążę się zastanowić, co piszę, ale z sercem w gardle dodaję:
Wyobraź sobie, że kiedyś się spotkamy i zrobimy cosplay Zarii i Mayumi
O wow, to byłoby niesamowite! Byłybyśmy doskonałe. Nie wierzę, że nigdy wcześniej na to nie wpadłam
Chyba nigdy nie myślałam o cosplayu, bo kiedyś nienawidziłam swoich zdjęć, ale teraz chętnie bym to zrobiła
Byłabyś urocza jako Mayumi, misiu. Fandom nie będzie wiedział, co go trafiło
Nienawidzę tego, że stoję przed Dymkiem, bo muszę się położyć, w tej sekundzie. Nie mogę uwierzyć, że w ogóle zasugerowałam cosplay Zarii i Mayumi. Ale wiadomość Ady mnie rozwaliła.
Cóż mogę na to odpisać?
„Na pewno nie taka urocza jak ty jako Zaria”
„Ukradłybyśmy uwagę Saracy”
„Myślisz, że ludzie by nas shippowali?”
„Jak nazywałby się nasz ship? Adelsie?”
„W którym ze strojów Mayumi najbardziej chciałabyś mnie zobaczyć?”
Jęczę. Myślę o Adzie w szmaragdowym kombinezonie Zarii. Jęczę jeszcze trochę.
Wiesz co? Tak czy siak, powinnaś zrobić cosplay Zarii! Chciałabym to zobaczyć
Nie chcę tego robić bez Ciebie! Zrobię to tylko z moją Mayumi
Moje serce wystrzela w kosmos.
Dłużej tego nie zniosę. Podejmuję decyzję. Tego lata – Lata przez duże L – powiem jej, co do niej czuję. Muszę. Nie wiem jak – myśl o wyznaniu uczuć, powiedzeniu: „Hej, Ada, mam na ciebie crusha”, na głos podczas rozmowy wideo albo nawet w wiadomości mogłaby mnie zabić, zamienić w pył na wietrze. Ale musi istnieć sposób. Po prostu musi. Po wakacjach obie będziemy na studiach, będzie mnóstwo nauki i nowych ludzi. Ada pewnie znajdzie kogoś na miejscu, w kim się zakocha, kogoś nie za oceanem, i to będzie nasz koniec. Jeśli nie zbiorę się w sobie tego lata, nie zbiorę się w sobie nigdy.
Inni ludzie dawali radę. Sara i Macy dały radę. Dam radę.
Pocieram twarz dłońmi i staram się opanować na tyle, żeby przynajmniej odpisać.
Mam nadzieję, że już niedługo! <3
Mama i po po* siedzą razem przy stole.
Jestem w szoku, jak bardzo mama schudła zaledwie w dwa miesiące. Dwa miesiące – to najdłuższy czas, jaki kiedykolwiek spędziłyśmy osobno. Kiedy ją widzę, dociera do mnie, jak strasznie za nią tęskniłam. Jasne, przepłakałam kilka nocy, kiedy była w Hongkongu, ale mówiłam sobie, że to tylko ze stresu wywołanego egzaminami.
Tak naprawdę chodziło o pustkę w domu, zwłaszcza kiedy tata poleciał do Hongkongu na pogrzeb i zostawił mnie samą. Siedziałam przy biurku z notatkami i za każdym razem, gdy naciskałam pauzę na playliście do nauki i zdejmowałam słuchawki, słyszałam tylko ciszę. Żadnego telewizora na dole ani rodziców rozmawiających zbyt głośno, nie pojmujących konceptu cichej rozmowy.
W dniu pogrzebu obudziłam się i pomyślałam, żeby włożyć czerń na ceremonię, na którą się nie wybierałam, a potem przypomniałam sobie, że kolorem żałoby w Hongkongu jest biel. Dlatego włożyłam białą sukienkę na egzamin, a kiedy wróciłam do domu, nie mogłam się skoncentrować przez resztę dnia, dopóki nie przeszukałam pokoju i w pogniecionej szmaciance z tyłu szafy nie znalazłam czerwonej portmonetki, którą nosiłam przy sobie na wyjazdach do Hongkongu, kiedy byłam mała. W środku znajdowała się karta Oyster i garść monet – dolarów hongkońskich. Potoczyłam między palcami ładną, ząbkowaną krawędź dwudolarówki.
Ostatnią rzeczą w torebce był breloczek bez kluczy – płaski, prostokątny kawałek białego akrylu w stylu ręcznie malowanych znaków z celem podróży, które widuje się w hongkońskich minibusach. Widniały na nim czerwone chińskie znaki, a nad nimi niebieskie tłumaczenie: „Made in Hongkong”.
Przed przejściem na emeryturę gung gung** był kierowcą minibusa. Kupił mi breloczek, mały kawałek swojej historii.
Zaniosłam go do ogrodu i zakopałam. Czułam się głupio, klęcząc na trawie w białej sukience podciągniętej tak, żeby się nie poplamiła. Minęło tyle lat, odkąd widziałam gung gunga, a co tak naprawdę o nim wiedziałam? Miałam tylko mgliste wspomnienia. Nie byłam smutna, nie do końca, ale przepełniała mnie jakaś tęsknota za całą wiedzą, która pozwoliłaby mi być smutną. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym – podobnie jak breloczek – została wyprodukowana w Hongkongu? Gdybym tam dorastała? Gdyby gung gung był prawdziwą częścią mojego życia, a nie tylko niewyraźnym zarysem człowieka widzianym z oddali?
– Yan Yan – mówi mama, kiedy wchodzę do jadalni. To zdrobnienie od mojego pełnego imienia, Yut Yan, którego prawie nigdy nie słyszę. – Gdzie byłaś? – Wszystko to po kantońsku, bo po po nie mówi po angielsku.
Mama wygląda, jakby za bardzo się spinała – plecy ma wyprostowane, a ramiona sztywne. Prawie żałuję, że nie mogę jej przytulić, ale w mojej rodzinie się tego nie robi. Jej napięta postawa odzwierciedla postawę jej matki. Siedzą naprzeciwko siebie, niemal jak lustrzane odbicia.
– Celebrowałam koniec egzaminów – odpowiadam po kantońsku, z tą różnicą, że ostatnie słowo zostaje angielskie.
– Jak ci poszło?
Miałam wrażenie, jakby te egzaminy przydarzyły się komuś innemu bardzo dawno temu albo jakby były snem.
– Chyba dobrze.
– Jest prawie czwarta. – Mama stuka w zegarek. – Obiecałaś, że wrócisz przed drugą, i nie odpisałaś na moje wiadomości. Przywitaj się z babcią jak należy.
Witam babcię skinieniem głowy.
– Po po.
– Yan Yan! Ach, ale jesteś wysoka! Wyższa od swojej mamy, prawda? A jaka śliczna sukienka!
Mimo woli trochę obrastam w piórka. Włożyłam jedną z moich ulubionych sukienek, żeby rozwalić ostatni egzamin. Nie ulubioną, bo tamtą wepchnęłam na tył jednej z szuflad pod łóżkiem. Nie nosiłam jej od czasu, kiedy Leo ze mną zerwał, bo wciąż miałam w pamięci, jak na mnie patrzył, ilekroć ją nosiłam. Tę, którą noszę dziś, kupiłam na początku tego roku za pieniądze z czerwonej koperty na chiński nowy rok. To niebieska wiązana sukienka w stokrotki.
– Hmm, dziękuję! A ty masz ładną bluzkę, po po.
– Brzmisz jak biała próbująca mówić po kantońsku, ai yah***. Czym twoja matka cię karmi? Za dużo ziemniaków. – Kręci głową i od razu proponuje mi sajgonkę z dużej kwadratowej puszki z błyszczącego czerwonego metalu.
Sajgonka. To tylko jedna z wielu przekąsek, które gung gung wciskał w moje małe rączki, nalegając, żebym jadła więcej. Zaglądam do środka i widzę nadzienie z waty wieprzowej. Wata wieprzowa! Sto lat jej nie jadłam.
Nadal jestem pełna po obiedzie, ale sajgonka jest pyszna – krucha, słodka i maślana z pikantną nutką wieprzowiny. Prawie zapominam, że najwyraźniej brzmię jak biała próbująca mówić po kantońsku.
– Smakuje ci? – pyta po po. – Pamiętam, że kiedyś je uwielbiałaś.
– Jest pyszna. Dziękuję, po po. Jak się masz?
– Lot był strasznie długi – skarży się. – Wszystko mnie boli! Nawet bardziej niż zwykle. Ale ten dom jest bardzo ładny.
To dziwne, że nigdy wcześniej tu nie była – w domu, w którym mieszkam całe życie.
Kiedy podchodzę bliżej, widzę, że kubek mamy jest pusty, ale ona nadal ściska go w rękach. Zaczyna opowiadać o wszystkich pracach wykonanych w domu, o dużej łazience odnowionej kilka lat temu i o tym, co zamierza zrobić z kuchnią na wiosnę.
Powieki po po opadają.
– Po po, może pójdziesz się zdrzemnąć? – proponuję. – Pewnie jesteś zmęczona po podróży.
– Och, gwaai syun. – Dobra wnuczka. Werbalne poklepanie po głowie.
Ogarnia mnie ciepło – jestem jak słonecznik obracający się do słońca. Zapomniałam, jak te proste słowa mogą na mnie wpłynąć. Jeśli jestem tylko białą próbującą mówić po kantońsku, dlaczego sprawiają, że tak się rozpromieniam?
– Czekałyśmy na ciebie – mówi odrobinę ostro mama. Zawsze była bardziej surowa niż tata, ale wydaje się bardziej spięta niż zwykle.
Prowadzi po po do sypialni gościnnej.
Zmywam kubki, które po sobie zostawiły, i idę na górę, do sanktuarium mojego pokoju.
Przebywanie z mamą przypominało siedzenie obok kogoś, kto pali papierosa. Czułam się, jakbym wdychała cały ten dym, tyle że dym był jej żałobą, gęstą i zasnuwającą powietrze.
Właśnie tego się spodziewałam. Dlatego odkładałam powrót do domu tak długo, jak to możliwe. Po prostu nie chciałam przebywać w jednym pomieszczeniu z całym tym smutkiem. Chciałam móc udawać, że to będzie najlepsze lato w moim życiu.
Kładę się na łóżku i wyciągam telefon. Usuwam powiadomienia z WhatsAppa o wiadomościach od mamy pytającej, czemu jeszcze nie ma mnie w domu.
Zasłaniam oczy ramieniem. Po po jest dla mnie jak obca osoba, ale sprawia, że to ja czuję się obco w tym domu przez ten komentarz o moim słabym kantońskim.
Odżywa we mnie wspomnienie. Pewnego lata, kiedy Joan i ja byłyśmy w Hongkongu w tym samym czasie, poszłyśmy na Wzgórze Wiktorii. Pod nami lśniły hongkońskie drapacze chmur.
– Czy to nie dziwne, że kiedy tu jesteśmy, wszyscy wyglądają jak my, ale ja czuję się jeszcze bardziej inna niż wtedy, kiedy jesteśmy w Anglii? – zapytała.
– To nie jest dziwne. Wiem, co masz na myśli.
– Jesteśmy jak turystki.
– Przynajmniej tutaj nikt nie krzyczy do nas „cing ciang ciong”.
– No tak.
Przewracam się na brzuch, otwieram fanfik Ady na telefonie i zaczynam czytać.
* * *
Dwie godziny później nadal leżę na łóżku z telefonem w ręku. Przeczytałam fanfika trzy razy, ale nie dałam rady go skomentować. Nawet nie napisałam do Ady, że go przeczytałam.
Mam ochotę stoczyć się z łóżka, wtulić twarz w dywan i zostać tak na zawsze.
Dla Elsie, Mayumi dla mojej Zarii. To dedykacja na początku.
A fanfik jest znakomity. Wszystkie fanfiki Ady są, ale ten jest wyjątkowy, bo napisała go specjalnie dla mnie. Ze wszystkich moich komentarzy pod jej pracami i ze wszystkich naszych rozmów Ada wie dokładnie, od czego miękną mi kolana i rumienią się policzki – i wplotła wszystkie te doskonałe szczegóły w historię. Mayumi podsłuchuje, jak chłodna i poważna Zaria dziecięcym głosem grucha do zbłąkanego lisa. Zaria śpi nad otwartą książką i się ślini, a Mayumi zręcznie wyjmuje jej książkę spod brody, zanim obślini i zniszczy ich badania – ale zastyga na moment, by popatrzeć na złagodzoną snem twarz Zarii. Mayumi zapina bransoletkę na nadgarstku Zarii, muskając palcami jej skórę.
Zaria i Mayumi się całują. Czytałam różne wersje ich pierwszego pocałunku mnóstwo razy – zazwyczaj w poprzednich fanfikach Ady, bo jest praktycznie jedyną osobą piszącą o Zarii i Mayumi w fandomie – ale choć chłonęłam tę scenę za każdym razem, żadna nigdy nie porwała mnie jak prawdziwy pocałunek. Żadna oprócz tej. Przeczytałam ją trzy razy w ciągu ostatnich dwóch godzin i za każdym razem, gdy dotykałam palcami ust, oddech mi przyspieszał, a puls rozkoszy rozchodził się po moim ciele jak trzepot skrzydeł ogromnego ptaka.
Ada napisała to dla mnie.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej