Jesteś oszustką. Syndrom, który cię niszczy - Małgorzata Mielcarek - ebook + audiobook

Jesteś oszustką. Syndrom, który cię niszczy ebook i audiobook

Małgorzata Mielcarek

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Syndrom oszustki. Jest złośliwy i przebiegły. Odbiera ci wiarę we własne możliwości. Tracisz przez niego zaufanie do siebie i przestajesz dostrzegać swoje sukcesy. Masz poczucie, że jesteś niekompetentna, że wciąż za mało wiesz, że jesteś niewystarczająco dobra. Przez niego czujesz, że jesteś oszustką, a wszystkie sukcesy, które udało ci się osiągnąć, są tak naprawdę nie twoje. To zjawisko, polegające na przeświadczeniu, że jest się za mało kompetentnym i rzetelnym, mimo że wiedza, umiejętności, wykształcenie czy doświadczenie w danej dziedzinie mówią zupełnie co innego. Niska samoocena i poczucie bycia za mało profesjonalną doprowadzają do sytuacji, w których czujemy się oszustkami.

 

Małgorzata Mielcarek mierzy się z tym tematem. W rozmowach z kobietami, które osiągnęły sukces w wielu dziedzinach, przedstawia jak wiele z nas nosi w sobie niszczący syndrom. Próbuje znaleźć powód skąd biorą się w nas te wszystkie wątpliwości, które odbierają nam poczucie siły. “Pomoże mi w tym 15 kobiet. Niektóre mówią, że oszustkami czują się całe życie. Inne – że nigdy tego nie poznały (taka perspektywa też jest niezwykle cenna!). Wszystkie mają jednak jedną wspólną cechę – zdają sobie sprawę z tego, że zmiana jest

potrzebna. ” - mówi autorka.

 

“Kiedy zdecydowałam się kandydować na stanowisko prezesa, słyszałam - jeszcze chwila, po co, to nie jest ten moment, masz małe dzieci. Sama długo się zastanawiałam czy to odpowiedni czas. Jednocześnie dawało mi do myślenia to, że ktoś w moim wieku, ale innej płci, nie słyszałby tych argumentów o rodzinie. On piąłby się do góry. ”

 

Otylia Jędrzejczak (fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 324

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 35 min

Lektor: Małgorzata Mielcarek
Oceny
4,3 (250 ocen)
135
69
37
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weganka_i_Tajga

Nie oderwiesz się od lektury

Znasz pojęcie "syndrom oszusta"? Niby może dotknąć każdego, ale najczęściej zmagają się z nimi kobiety. To sytuacja, kiedy czujesz się za mało dobra, utalentowana, wystarczająca na swoje stanowisko, na gratulacje, sukces. Ciągle podnosisz poprzeczkę sama sobie, gnasz do przodu, zdobywasz kolejne dyplomy i nadal nie czujesz się wystarczająco dobra. "Jesteś oszustką. Syndrom, który cię niszczy" to lektura obowiązkowa dla każdej kobiety żeby uwierzyła w siebie. Dla każdego faceta, żeby zastanowił się i przestał traktować płeć przeciwną jako niższą, gorszą, przeznaczoną do innych ról, zawodów, taką co można klepnać w pracy. Ta książka to rozmowy z kobietami, które wiele osiągnęły w różnych dziedzinach, ale wciąż nie do końca wierzą w siebie. To drogowskaz jak uwierzyć, jak wychowywać dziewczynki żeby z góry nie wtłaczać ich w rolę grzecznych, uległych, skromnych, niewystarczających. Pokrzepiające jest to, że nie każda z rozmówczyń doświadczała syndromu oszusta. Sama pamiętam, że jako d...
20
joannamar89

Z braku laku…

Nie dokończyłam tej książki. każda historia podobna, w kółko o tym samym. Pewnie parę lat temu podobała by mi się ta książka ale na tym etapie już mnie nudziła.
thalinka

Całkiem niezła

Całkiem dobra jako wprowadzenie do zagadnień feministycznych. Aczkolwiek, jeśli już ma się jako takie pojęcie, to ta pozycja będzie nieco zbyt płytka. Na pewno na plus - dobór bohaterek - bardzo różnorodna grupa kobiet z niezaprzeczalnymi sukcesami. Fakt, że one też mierzą się z tym samym problemem, pozwala poczuć się ze sobą trochę lepiej.
10
LadyBettinka

Całkiem niezła

Książka merytorycznie ok. Jednakże lektorka wcielająca się w bohaterki swoją intonacją burzy całość. Jej obniżanie tembru głosu niemal do szeptu sprawia, że te wypowiedzi są flirciarskie. Może chce by były nwm niedopowiedzeniem? Zostawiały miejsce na odpowiedzi słuchaczy? Nie wiem ku czemu ma to służyć. Jest to moje kolejne spotkanie z tą lektorką. Mnie się ciężko słucha jej. Nikt nie wypowiada się takim tonem w rozmowie. Słabo
10
olakog

Nie polecam

Nie dotrwałam nawet do połowy pierwszej części. Bzdury i jeszcze raz bzdury. Myślenie takie jak przedstawia autorka na temat kobiet i dziewczynek może było rzeczywiście 10 lat temu. Książka raczej dla zagorzałych feministek zatrzymanych w 2015 roku
00

Popularność



Kolekcje



Mał­go­rzata Miel­ca­rek Je­steś oszustką. Syn­drom, który cię nisz­czy.Ze wstę­pem Ka­ro­liny Kor­win-Pio­trow­skiej
Wy­dawca: Kom­pa­nia Me­diowa sp. z o.o. ul. Chełm­ska 21, bu­dy­nek 4A 00–724 War­szawawww.kmbo­oks.pl
Wszyst­kie pu­bli­ka­cje Wy­daw­nic­twa Kom­pa­nia Me­diowa do­stępne są także w for­mie au­dio­bo­oków i ebo­oków
Śledź na­sze no­wo­ści:https://www.youtube.com/chan­nel/UCGi­ZnO­Xxm­By­3n7K7Z6LVY8Ahttps://pl-pl.fa­ce­book.com/kom­pa­nia­me­diowa/
Co­py­ri­ght © Po­lish edi­tion Kom­pa­nia Me­diowa, 2023 Co­py­ri­ght © tekst Mał­go­rzata Miel­ca­rek, 2023 Co­py­ri­ght © wstęp Ka­ro­lina Kor­win-Pio­trow­ska, 2023
ISBN 978-83-968804-2-0
Pro­jekt okładki: Pola Au­gu­sty­no­wicz
Re­dak­cja: Pau­lina Ko­strzyń­ska, Anna Au­gu­stow­ska
Ko­rekta: Mi­ro­sława Ko­strzyń­ska
Skład i ła­ma­nie: TYPO 2 Jo­lanta Ugo­row­ska
Pro­duk­cja: Le­szek Mar­cin­kow­ski
Wszyst­kie prawa za­strze­żone
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ko­bie­tom

Dziew­czy­nom

Dziew­czyn­kom

Każda z Was jest Bo­ha­terką

KILKA (lub wię­cej) SŁÓW NA PO­CZĄ­TEK

– Pani po­słanko, ma pani chwilę? – Po­słanka opo­zy­cji za­trzy­muje się na ko­ry­ta­rzu sej­mo­wym obok mnie i ope­ra­tora ka­mery. Wy­cią­gam w jej stronę mi­kro­fon. – Mo­głaby pani sko­men­to­wać dzi­siej­sze słowa Pre­zesa NBP?

Za­pada ci­sza. Po­słanka zerka w te­le­fon.

– Ja nie wiem, czy je­stem tu od­po­wied­nią osobą. Może któ­ryś z ko­le­gów bę­dzie wie­dział le­piej...

– Pani Po­słanko – prze­ry­wam jej – Czy wie pani, że jesz­cze ni­gdy, ale to NI­GDY ża­den z po­słów mi tak nie od­po­wie­dział? Na­prawdę. 

Mo­głam tak zwró­cić się do po­słanki, z którą roz­ma­wiam dość czę­sto. Mo­głam, bo wie­dzia­łam, że nie po­czuje się ura­żona. By­łam prze­ko­nana, że wąt­pli­wo­ści, które miała, nie wy­ni­kają z jej wy­ima­gi­no­wa­nych bra­ków w wie­dzy, lot­no­ści w for­mu­ło­wa­niu my­śli, na­wet nie z tego, że słowa Pre­zesa NBP już dziś trudno w ja­ki­kol­wiek spo­sób sko­men­to­wać. O co w ta­kim ra­zie cho­dziło? O tym za chwilę, bo to nie jest taka pro­sta sprawa. Po­zo­stańmy przy tym, jak z pa­nią po­słanką wy­brnę­ły­śmy z tej sy­tu­acji.

Za­cznijmy od tego, że po mo­ich sło­wach wy­bu­chła szcze­rym śmie­chem. Na szczę­ście oka­zało się, że in­tu­icja mnie nie za­wio­dła. Nie ob­ra­ziła się.

– Chyba ma Pani ra­cję. No do­brze, to może ja się przy­go­tuję, po­czy­tam i wtedy...

– O nie, nie, pani po­słanko. Prze­cież wiem, że pani nie musi. 

Gwoli wy­ja­śnie­nia – na­prawdę uwa­ża­łam, że ona nie po­trze­bo­wała żad­nego przy­go­to­wa­nia. Do­sko­nale wie­działa o co cho­dzi, znała tło sprawy, człon­ków Rady Po­li­tyki Pie­nięż­nej, ba – całą hi­sto­rię obec­nego pre­zesa oraz pod­łoże kry­zysu fi­nan­so­wego. Do­dam, że ani je­den z za­py­ta­nych przeze mnie tego dnia po­słów męż­czyzn nie wy­ra­żał żad­nych wąt­pli­wo­ści w za­kre­sie swo­ich kom­pe­ten­cji do udzie­le­nia wy­po­wie­dzi na ten (i też na każdy inny) te­mat. Mało tego – każdy z nich był świę­cie prze­ko­nany, że jest naj­wła­ściw­szą osobą do za­bra­nia głosu. Prze­peł­niała ich pew­ność, że na za­dane py­ta­nie wie­dzą ab­so­lut­nie wszystko. A to, rzecz ja­sna, ozna­czało, że nie wy­maga żad­nego do­dat­ko­wego przy­go­to­wa­nia. Warto pod­kre­ślić, że pani po­słanka w naj­mniej­szy spo­sób nie od­sta­wała ani wie­dzą, ani in­te­li­gen­cją od swo­ich ko­le­gów. W moim prze­ko­na­niu miała na­wet nad nimi me­ry­to­ryczną prze­wagę. Ale z ja­kie­goś po­wodu, to u niej po­ja­wiły się wąt­pli­wo­ści.

– No do­brze. Może spró­bu­jemy. Naj­wy­żej po­wtó­rzymy.

Nie po­wtó­rzy­ły­śmy. Nie mu­sia­ły­śmy. Wy­szło bez­błęd­nie i chwilę póź­niej „po­szło” to na an­te­nie.

By­wasz cza­sami taką pa­nią po­słanką? Bo ja tak. By­wam taką ko­bietą. Mimo że mam ty­tuł dok­torki jed­nej z bar­dziej pre­sti­żo­wych uczelni w kraju. Mimo że prze­pro­wa­dzi­łam setki roz­mów z naj­waż­niej­szymi i naj­cie­kaw­szymi oso­bami w Pol­sce. Mimo że mam fa­scy­nu­jącą pracę, do któ­rej dą­ży­łam całe swoje ży­cie. Wciąż mam wąt­pli­wo­ści. Na­zy­wam je au­to­wąt­pli­wo­ściami. Czy przy­pad­kiem ktoś tu­taj cze­goś nie po­krę­cił?

Hej, na pewno mogę tu być? Nikt mnie stąd nie wy­prosi? A co, je­śli oni się zo­rien­tują, że JE­STEM OSZUSTKĄ? I że by­łam nią od sa­mego po­czątku? Na­wet te­raz, kiedy pi­szę te słowa, w mo­jej gło­wie mnożą się ogromne znaki za­py­ta­nia. Bo jak to. Ja? Pi­szę? Książkę? Ko­goś ob­cho­dzi co Mał­go­rzata Miel­ca­rek ma do po­wie­dze­nia? Kim ona jest? Le­piej – kim jej się wy­daje, że ona jest?

To ja­sne, że cier­pię na syn­drom oszustki. Nie chcę Cię szcze­gól­nie mar­twić, ale je­śli je­steś ko­bietą, to Ty praw­do­po­dob­nie też. Nie jest to ko­niec świata. To w ogóle nie jest ko­niec. Te­raz, kiedy już zda­jemy so­bie z tego sprawę, to może być po­czą­tek fa­scy­nu­ją­cej drogi po swo­jej ścieżce ro­zu­mo­wa­nia. Na­szej ścieżce.

Bo wiesz co? Jest nas zde­cy­do­wa­nie wię­cej. Te mno­żące się w na­szych gło­wach py­ta­nia i wąt­pli­wo­ści nie są na­szym wy­my­słem czy wy­two­rem wy­obraźni. Ktoś je w nas za­siał, przez lata pod­le­wał i te­raz my mu­simy się z nimi zmie­rzyć. I spo­koj­nie, zro­bimy to ra­zem. Po­woli, krok po kroku. 

No do­brze, ale co za róż­nica, czy je­stem ko­bietą, czy męż­czy­zną? 

Chcia­ła­bym do­sta­wać zło­tówkę za każ­dym ra­zem, kiedy sły­szę to py­ta­nie od swo­ich ko­le­gów, przy­ja­ciół czy mę­skich człon­ków ro­dziny (ja­koś ko­biety rza­dziej wpa­dają na ten trop).

– No weź, Gośka, po co to roz­dzie­lać? Ja prze­cież też cza­sami mógł­bym po­wie­dzieć, że mam syn­drom oszu­sta. Też wąt­pię w swoje moż­li­wo­ści. Zresztą my, fa­ceci, dzi­siaj rów­nież nie mamy ła­two.

Ja­sne, Pa­no­wie. Jest w tym tro­chę ra­cji. Nie mó­wię, że wa­sza ścieżka za­wsze pach­nie fioł­kami i pły­nem po go­le­niu. Kto wie, być może od­naj­dzie­cie tu­taj też sie­bie. Być może i Wam ta książka i te hi­sto­rie po­mogą. Śmiem jed­nak twier­dzić, że my – babki – na co dzień mie­rzymy się z zu­peł­nie in­nymi wy­zwa­niami. Po­czy­na­jąc od tego, w jaki spo­sób po­strzega się na­sze ciała. Przy­znaj ko­lego, kiedy ja­kaś ko­bieta spra­wiła, że czu­łeś się nie­kom­for­towo, gdy po pro­stu sze­dłeś ulicą, wy­ko­ny­wa­łeś swoją pracę, sta­łeś w skle­pie w ko­lejce? Nam zda­rza się to re­gu­lar­nie ze strony męż­czyzn. Koń­cząc na tym, jak my same po­strze­gamy swoje moż­li­wo­ści. Bo wi­dzimy je zu­peł­nie ina­czej niż wy.

Kiedy świeżo po stu­diach za­czę­łam swoją pierw­szą pracę w lo­kal­nej te­le­wi­zji, wy­da­wało mi się, że po­dział na płeć wła­ści­wie nie ma tam więk­szego zna­cze­nia. W re­dak­cji były i ko­biety, i męż­czyźni. Każdy miał do wy­ko­na­nia swoje za­da­nia. Tyle w teo­rii. Pierw­szy raz, gdy usły­sza­łam, że nie wy­glą­dam „wy­star­cza­jąco po­waż­nie”, by re­ali­zo­wać te­mat po­li­tyczny pu­ści­łam to mimo uszu. Uzna­łam, że prze­cież rze­czy­wi­ście je­stem młoda, nie wiem jesz­cze wy­star­cza­jąco dużo, więc le­piej że­bym za­jęła się te­ma­tami spo­łecz­nymi czy tak zwa­nymi te­ma­tami „lek­kimi”. Prze­cież i tak mia­łam szczę­ście, że w ogóle do­sta­łam się do tej re­dak­cji. Wszak by­łam jesz­cze ma­lutką, nic nie­wie­dzącą ko­bietką! Na­prawdę tak my­śla­łam. Mi­nęło jed­nak tro­chę czasu i za­czę­łam za­uwa­żać, że ko­le­dzy w moim wieku (i młodsi) zaj­mują się te­ma­tami, które wy­da­wały mi się atrak­cyjne, ale wciąż – z ja­kie­goś po­wodu – nie były mi przy­pi­sy­wane. Za­świe­ciła mi się wtedy czer­wona lampka, a wraz z nią myśl, że coś tu jest nie tak. I to nie tylko dla­tego, że inni (okej, mój szef) mo­gli po­strze­gać ich jako le­piej przy­go­to­wa­nych czy bar­dziej kom­pe­tent­nych. Naj­bar­dziej wtedy ude­rzyło mnie to, że oni sami nie mieli co do tego żad­nych wąt­pli­wo­ści. Ba, na­wet ja nie mia­łam! Byli prze­bo­jowi, przy­stojni, pewni sie­bie. Kto by pod­wa­żał fakt, że na­dają się do pracy w te­le­wi­zji?

Wtedy w ręce wpa­dła mi pewna nie­po­zorna książka, która mocno prze­me­blo­wała prze­ko­na­nia w mo­jej gło­wie. I nie była to żadna fe­mi­ni­styczna bi­blia, ale po­rad­ni­kowa książka biz­ne­sowa, Lean in, włącz się do gry She­ryl Sand­berg, wów­czas jesz­cze CEO Fa­ce­bo­oka. Ja sama z biz­ne­sem nie mia­łam nic wspól­nego. Nie­szcze­gól­nie in­te­re­so­wały mnie kwe­stie do­ty­czące przy­wódz­twa czy za­ra­bia­nia pie­nię­dzy. Cho­dziło o prze­sta­wie­nie pew­nego ma­gicz­nego pstryczka w gło­wie. Wła­ści­wie o wy­kształ­ce­nie umie­jęt­no­ści za­da­wa­nia w od­po­wied­nich sy­tu­acjach pew­nego jed­nego, klu­czo­wego dla mnie py­ta­nia: Co na moim miej­scu zro­biłby Pa­weł, Da­rek czy Mi­chał, czyli – MĘŻ­CZY­ZNA. Czy gdy­bym była męż­czy­zną, mia­ła­bym wąt­pli­wo­ści, czy je­stem od­po­wied­nią osobą na od­po­wied­nim miej­scu? Czy po­zwo­li­ła­bym so­bie tak po pro­stu za­brać ten te­mat, są­dząc, że nie je­stem wy­star­cza­jąco mą­dra? Czy po­tul­nie schy­li­ła­bym głowę i po­wie­działa „do­brze, wiem, że nie je­stem go­towa”? Czy gdy­bym była męż­czy­zną, cze­ka­ła­bym na to, aż nada­rzy się oka­zja, czy wręcz prze­ciw­nie – upo­mnia­ła­bym się, by zro­bić to, czego chcę od dawna? 

Pew­nego dnia, po ko­le­gium re­dak­cyj­nym, po­szłam do mo­jego szefa i po­wie­dzia­łam, że chcę za­cząć ro­bić te­maty dnia. Przed­sta­wi­łam mu li­stę po­ten­cjal­nych pro­ble­mów do po­ru­sze­nia. Za­zna­czy­łam, że czas naj­wyż­szy, że­bym spró­bo­wała. Ku mo­jemu za­sko­cze­niu nie opo­no­wał. – Skoro tak, to zo­ba­czymy – od­po­wie­dział. Zo­ba­czy­li­śmy. Oka­za­łam się być w tym bar­dzo do­bra. Krótko po­tem zaj­mo­wa­łam się już głów­nie po­li­tyką. Z cza­sem za­czę­łam też ro­bić wię­cej te­ma­tów do­ty­czą­cych ko­biet, rów­no­ści płci i fe­mi­ni­zmu. Nie­długo póź­niej, z cał­kiem po­kaź­nym port­fo­lio, prze­szłam do naj­więk­szej sta­cji in­for­ma­cyj­nej w kraju. 

Co na moim miej­scu zro­biłby męż­czy­zna? To py­ta­nie za­daję so­bie czę­sto do dziś, na­wet przy mało istot­nych de­cy­zjach. Ono zwy­kle ra­tuje mnie w sy­tu­acji, kiedy za­czy­nają się ro­dzić wąt­pli­wo­ści we wła­sne kom­pe­ten­cje i umie­jęt­no­ści. Po­ja­wia się też przy in­nych ko­bie­tach, kiedy za­czy­nam za­uwa­żać ich nie­pew­ność we wła­sne siły. Nie tylko przy wspo­mnia­nej pani po­słance. 

Bo tak, je­stem prze­ko­nana, że w moim by­ciu oszustką, by­cie ko­bietą ma ogromne zna­cze­nie. Klu­czowe. Być może wpływ na to ma fakt, że wciąż w prze­strzeni pu­blicz­nej wi­dzimy zde­cy­do­wa­nie mniej ko­biet – i na kie­row­ni­czych sta­no­wi­skach, i w de­ba­cie pu­blicz­nej. Pol­ska zresztą i tak wy­pada cał­kiem nie­źle na tle reszty Eu­ropy. W na­szym kraju ko­biety zaj­mują nie­spełna po­łowę sta­no­wisk me­ne­dżer­skich (je­ste­śmy na trze­cim miej­scu za Ło­twą i Es­to­nią). Wy­da­wa­łoby się, że cał­kiem nie­źle, prawda? Ale nie ma co za­dzie­rać nosa i otwie­rać szam­pana. Wciąż w gre­miach na naj­wyż­szych szcze­blach za­rzą­dza­nia (w za­rzą­dach i ra­dach nad­zor­czych) od­se­tek ko­biet w żad­nym z kra­jów nie osiąga na­wet 30 pro­cent. Jak mamy w tej sy­tu­acji wie­rzyć, że jest dla nas miej­sce przy stole? I py­ta­nie za sto punk­tów: czy aby to zmie­nić, wy­star­czy, że prze­sta­niemy uwa­żać się za nie­kom­pe­tentne i nie­warte uwagi? Ab­so­lut­nie nie. To bar­dzo nie­bez­pieczne, by tak są­dzić. Bo to nie w nas tkwi źró­dło pro­blemu. 

Uwaga! Na­pi­szę te­raz bar­dzo nie­po­pu­larne i uwa­żane w wielu krę­gach za okropne i pro­ble­ma­tyczne słowo: pa­triar­chat. Tak, dro­gie Pa­nie (i Pa­no­wie też!). Cały sys­tem zbu­do­wany wo­kół męż­czyzn i ich po­trzeb po pro­stu nie może dzia­łać na na­szą, ko­biecą, ale i ogól­nie – ludzką ko­rzyść. I warto zdać so­bie z tego sprawę, za­miast się o to do­dat­kowo ob­wi­niać. 

Otwar­cie na­zy­wam się fe­mi­nistką, bo chcę peł­nej rów­no­ści szans, płac czy do­stępu do de­baty pu­blicz­nej. Jako dzien­ni­karka usil­nie sta­ram się o to, by w mo­ich ma­te­ria­łach i re­la­cjach wy­po­wia­dały się ko­biety. Nie bez po­wodu uży­wam tu słowa „usil­nie” – nie jest to bo­wiem ta­kie pro­ste. W pol­skich pro­gra­mach in­for­ma­cyj­nych udział ko­biet wciąż sza­co­wany jest na 28 pro­cent. Bar­dzo mnie to od dawna drażni. Na tyle mocno, że stwier­dzi­łam – nie ma co cze­kać na zmianę od góry. Będę ro­bić tyle, ile sama obec­nie mogę. Stwo­rzy­łam za­tem cykl roz­mów „Ko­biecy Punkt Wi­dze­nia”, do któ­rego po­sta­no­wi­łam za­pra­szać wy­łącz­nie ko­biety. To one i tylko one mają tam prze­strzeń do wy­po­wie­dzi. Żeby było ja­sne – to nie było pro­ste. Nie tylko dla­tego, że nie wszy­scy ro­zu­mieli ten za­mysł i moją de­ter­mi­na­cję. Naj­więk­szą prze­szkodą, którą do dziś trudno mi za­ak­cep­to­wać, jest ta, która ist­nieje w nas sa­mych. Ta we­wnętrzna prze­ciw­niczka, która z upo­rem ma­niaka pod­po­wiada czę­sto moim roz­mów­czy­niom, że nie je­ste­śmy wy­star­cza­jąco kom­pe­tentne, oczy­tane, mą­dre czy bły­sko­tliwe. Nie było bo­wiem ła­two prze­ko­nać nie­które z nich do wy­wiadu. A co ty­dzień, przez ostatni rok, go­ści­łam u sie­bie inną ko­bietę. Ich wąt­pli­wo­ści nie róż­niły się szcze­gól­nie od tych wy­ra­ża­nych przez przy­wo­łaną wcze­śniej po­słankę opo­zy­cji: „ale ja nie wiem na ten te­mat wy­star­cza­jąco dużo”, „ale ko­lega le­piej po­trafi się wy­po­wie­dzieć”, „ale ja nie mam tu od­po­wied­niego do­świad­cze­nia”. Te zda­nia sły­szę od ko­biet RE­GU­LAR­NIE.

Nie jest to wy­łącz­nie moje do­świad­cze­nie. To ca­sus, z któ­rym w wielu re­dak­cjach, zaj­mu­ją­cych się różną te­ma­tyką, spo­ty­kamy się na co dzień. A co tu dużo mó­wić – w me­diach lu­bimy być wy­godni. Lu­bimy mieć od­po­wiedź na już. Nie cze­kamy, nie dzwo­nimy drugi raz. Zwy­czaj­nie nie ma na to czasu. Me­dia przy­zwy­cza­jają się do spraw­dzo­nych roz­wią­zań. Je­śli ktoś po­ja­wił się na an­te­nie i było okej, bę­dzie tam po­now­nie. Nie ma tu wiel­kiej fi­lo­zo­fii. Je­śli ktoś od­ma­wia raz, drugi, to po spra­wie. Choć oczy­wi­ście to je­dy­nie część od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­czego w me­diach po­ja­wia się tak mało ko­biet. Ani tro­chę tym nas nie tłu­ma­czę. 

Warto jed­nak zdać so­bie sprawę z tego, że same nie­kiedy sta­jemy się swo­imi naj­więk­szymi prze­ciw­nicz­kami.

Można też za­dać tu inne py­ta­nie: co wy­nika z czego? Czy na­sze, wspo­mniane wcze­śniej au­to­wąt­pli­wo­ści wy­ni­kają z tego, ja­kie miej­sce i role przy­pi­suje się ko­bie­tom. Czy to wła­śnie te au­to­wąt­pli­wo­ści nie po­zwa­lają nam z tych ról wyjść? A może to błędne koło? 

Ta książka nie jest ty­po­wym po­rad­ni­kiem. Nie po­wiem Ci, jak żyć, żeby żyć do­brze. Wiesz, co Ci po­wiem? Że nie je­steś sama. Że jest nas wię­cej. Czu­jemy, że nie za­słu­gu­jemy na uzna­nie jako matki, córki, sze­fowe, pra­cow­nice, wła­ści­cielki biz­ne­sów, stu­dentki, żony, na­ukow­czy­nie czy... au­torki ksią­żek. Nie­za­leż­nie od stanu konta, po­zy­cji w ży­ciu, stanu cy­wil­nego czy orien­ta­cji sek­su­al­nej. Każdą z nas do­pa­dają wąt­pli­wo­ści. Każdą z nas co ja­kiś czas na­cho­dzi jedno py­ta­nie – czy oni wi­dzą to, że udaję, oszu­kuję, nie za­słu­guję na to, gdzie je­stem? Znajdę jed­nak jesz­cze lep­sze: 

Dla­czego cza­sami czuję się oszustką?

Od­po­wie­dzi na to py­ta­nie szu­kam u Ma­rii Rot­kiel, eks­pertki – psy­cho­lożki, te­ra­peutki po­znaw­czo-be­ha­wio­ral­nej, au­torki po­rad­ni­ków, wy­kła­dow­czyni, która sama przy­znaje, że... syn­drom oszustki także jej sa­mej nie jest obcy:

Z mo­jego do­świad­cze­nia wy­nika, że trudno spo­tkać ko­bietę, która na ja­kimś eta­pie roz­woju za­wo­do­wego by się tak nie po­czuła. Uwa­żam, że to do­ty­czy prak­tycz­nie każ­dej ko­biety. Je­ste­śmy uczone cze­goś, co jest po­tocz­nie na­zy­wane skrom­no­ścią. Kiedy pa­trzę na tre­ning spo­łeczny, czyli na wy­cho­wa­nie dziew­czy­nek, to wi­dzę, jak jest to fa­talne w kon­se­kwen­cjach. Skoro je­ste­śmy szko­lone, by się nie chwa­lić, nie wy­wyż­szać, nie pod­kre­ślać że je­ste­śmy w czymś do­bre, to bar­dzo ła­two przy­swa­jamy so­bie po­stawę, że wcale nie je­stem taka do­bra. Ale każda z nas taka chce być, roz­wi­jać się. W efek­cie my­ślimy, że oszu­ku­jemy in­nych, uda­jemy, że je­ste­śmy w czymś do­bre. To jest taki efekt po­ło­wicz­nego suk­cesu. Je­ste­śmy w po­ło­wie drogi. Każda chce po­ka­zać: je­stem w czymś do­bra, chcę coś ro­bić, chcę w to wie­rzyć, ale ro­biąc to, mam bar­dzo dużo am­bi­wa­len­cji w so­bie. Tak na­prawdę za­sta­na­wiam się, czy nie oszu­kuję in­nych.

Na szczę­ście, je­śli je­ste­śmy uparte, zde­ter­mi­no­wane i pra­cu­jemy nad sobą, to moje do­świad­cze­nie jest tu bar­dzo po­zy­tywne – ko­biety mniej wię­cej po czter­dzie­stce po­zby­wają się ta­kiego spo­sobu my­śle­nia. Uwal­niamy się, bo już tyle prze­szły­śmy, już na tyle się z tym świa­tem na­bok­so­wa­ły­śmy, że czu­jemy, że nie ma więk­szego sensu tak o so­bie my­śleć. 

‒ Za­nim się jed­nak uwol­nimy, to ja­kie ślady zdąży to w nas zo­sta­wić? 

‒ Bar­dzo dużo to nas kosz­tuje. W czy­stej po­staci tego syn­dromu, spo­sobu my­śle­nia teo­re­tycz­nie nie wi­dać. Po ko­bie­cie, która ma w so­bie taki kon­flikt, tego nie da się z ze­wnątrz roz­po­znać. Tym bar­dziej, że syn­drom ma bar­dzo wiele tych ko­biet, które są spraw­cze, sa­mo­dzielne, nie­za­leżne, bar­dzo kom­pe­tentne i pro­fe­sjo­nalne. One wiele w sie­bie in­we­stują. Po­czą­tek tego syn­dromu wy­gląda tak, że ko­bieta, chcąc pod­jąć pewne dzia­ła­nia, wy­bie­ra­jąc ścieżkę roz­woju czy ka­riery, bar­dzo dużo w sie­bie in­we­stuje. Dla­tego czę­sto mamy dużo lep­sze wy­kształ­ce­nie od męż­czyzn. Wi­dzę to też w swoim za­wo­dzie. Moje ko­le­żanki po fa­chu to ko­biety, które mo­głyby wy­ta­pe­to­wać ściany swo­imi dy­plo­mami. Wiele in­we­stu­jemy za­tem w swoje wy­kształ­ce­nie i kom­pe­ten­cje, mamy po­trzebę do­brego przy­go­to­wa­nia się do tego, co mamy ro­bić. Mamy tyle dy­plo­mów, do­świad­cze­nia i kwa­li­fi­ka­cji, że syn­dromu nie da się na pierw­szy rzut oka do­strzec. Pła­cimy tu jed­nak cenę we­wnętrzną. Ten kon­flikt jest zwią­zany z bar­dzo wy­so­kim po­zio­mem na­pię­cia i stresu. Bo­imy się, że zo­sta­niemy przy­ła­pane na tym, że wcale nie je­ste­śmy ta­kie do­bre, dzia­łamy w nie­po­koju, przy ogrom­nym wy­siłku we­wnętrz­nym. Jest to oku­pione du­żym wy­dat­kiem ener­gii psy­cho­fi­zycz­nej. Tę cenę pła­cimy sa­mo­po­czu­ciem – je­ste­śmy wy­koń­czone i w efek­cie nie­kiedy pła­cimy też zdro­wiem.

‒ Mó­wimy o tym, że to ko­biet syn­drom do­ty­czy czę­ściej, ale nie omija też męż­czyzn. Ja­kie jed­nak Pani by tu do­strze­gała róż­nice?

‒ Dużo rza­dziej spo­ty­kam męż­czyzn, któ­rzy po­wąt­pie­wają w swoje kom­pe­ten­cje. Czę­ściej spo­ty­kam męż­czyzn prze­ko­na­nych o swo­jej nie­zwy­kło­ści, choć oczy­wi­ście tu też są wy­jątki. Ko­biety za to są bar­dziej uważne na swoje słabe ob­szary. To można by było uznać jako za­letę. Ko­biety mo­głyby bo­wiem po pro­stu do­brze iden­ty­fi­ko­wać te sfery, które wy­ma­gają ja­kiejś in­we­sty­cji. Tylko w tym przy­padku cho­dzi o dużo wię­cej. Ja so­bie te sła­bo­ści wy­naj­duję, na ich pod­sta­wie bu­duję swoją sa­mo­ocenę i za­czy­nam mieć taki nie­po­kój, że tak na­prawdę moje kom­pe­ten­cje i ka­riera są zbu­do­wane na czymś, co jest nie­praw­dziwe i nie do końca wia­ry­godne. W tym syn­dro­mie czę­sto są ko­biety, które idą bar­dzo da­leko w taki tok ro­zu­mo­wa­nia. One na­prawdę w pew­nym mo­men­cie uwa­żają, że mało po­tra­fią. To też może wy­ni­kać z tego, że z na­tury są bar­dziej re­flek­syjne i wni­kliwe. W pew­nym mo­men­cie roz­woju za­wo­do­wego kon­fron­tu­jemy się z tym, że jest jesz­cze bar­dzo wiele do na­ucze­nia się, że znamy tylko część za­gad­nień. Gdy­by­śmy mo­gły, po­świę­ci­ły­by­śmy cały czas roz­wo­jowi i na­uce, ale nie cho­dzi o to, ile nie wiemy, tylko ile już wiemy. A ko­bieta ma ten­den­cje do kon­cen­tro­wa­nia się na tym, czego jesz­cze nie po­trafi, czego jesz­cze nie wie. Oczy­wi­ście jest to im­pe­ra­ty­wem do roz­woju, na­to­miast jest też tru­ci­zną, która za­truwa na­szą sa­mo­ocenę, sa­mo­roz­wój i na­szą pew­ność sie­bie. 

‒ Klu­czem jest to, by zdać so­bie z tego sprawę?

‒ My­ślę, że mię­dzy 40. a 50. ro­kiem ży­cia prze­cho­dzimy pew­nego ro­dzaju re­wo­lu­cję. Zda­jemy so­bie z tego sprawę, idąc dwiema dro­gami. Pierw­sza jest wtedy, gdy od ży­cia do­sta­jemy już tak bar­dzo w kość, że w pew­nym mo­men­cie mó­wimy: „ba­sta, do­syć tego, je­stem na­prawdę do­bra w tym, co ro­bię i mam dość cią­głego po­rów­ny­wa­nia się, mar­twie­nia, stre­so­wa­nia, de­ner­wo­wa­nia”. Za­czy­namy oce­niać się przez pry­zmat sa­mych sie­bie: „uwa­żam, że je­stem do­bra w tym, co ro­bię i nie mu­szę wie­dzieć wszyst­kiego, by się tak czuć”. Ewen­tu­alne uwagi czy kry­tykę za­czy­namy wtedy oce­niać bar­dzo ra­cjo­nal­nie. Zda­jemy so­bie sprawę z tego, że dużo wiemy i dużo osią­gnę­ły­śmy, nie ma za­tem sensu za­drę­cza­nie się tym, że cze­goś nie wiemy.

Druga droga to praca nad sobą, czyli sa­mo­roz­wój. Jest przy­jem­niej­sza, ła­twiej­sza, ale tro­chę dłuż­sza. Czy­tamy, roz­wi­jamy się, po­mocna jest tu psy­cho­lo­gia i do­stępna li­te­ra­tura. To po­zwala nam bu­do­wać swoją sa­mo­ocenę przez pry­zmat re­al­nego po­strze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści. Taka droga sa­mo­roz­woju bar­dzo po­maga. Dzięki temu mogą to prze­zwy­cię­żyć młod­sze ko­biety, które nie mu­szą mieć czter­dzie­stu paru lat, a za sobą kil­ku­na­stu lat pracy za­wo­do­wej. Dzięki pracy nad sobą, au­to­re­flek­sji, uważ­no­ści na sie­bie zbu­do­wały pew­ność sie­bie po­zwa­la­jącą im czuć się spo­koj­niej i pew­niej w ob­sza­rze swo­ich kwa­li­fi­ka­cji za­wo­do­wych. Ale też do­ty­czy to ro­zu­mie­nia sie­bie jako matki czy part­nerki. Że może nie je­stem tak do­bra, jak bym chciała, żeby inni mnie po­strze­gali, ale prze­cież to, jak inni mnie po­strze­gają jest wy­pad­kową wielu czyn­ni­ków. Tak na­prawdę cho­dzi o to, jak sami się ze sobą czu­jemy. Ale mało jest ta­kich szczę­ściar, które sto­sun­kowo szybko to od­kry­wają.

‒ Dla­tego warto za­uwa­żyć, że nie je­ste­śmy w tym same.

‒ Po­maga w ogóle so­li­dar­ność i po­czu­cie wspar­cia ko­bie­cego. W tym nie­stety nie je­ste­śmy naj­lep­sze. Po­maga orien­to­wa­nie się, że na­sze bo­lączki i kon­flikty we­wnętrzne, dy­le­maty nie są obce in­nym ko­bie­tom. Że jest to droga wielu z nas. Po­ma­gają świa­dec­twa tych, które już tę drogę prze­szły. Mó­wią nie tylko, że to jest bez sensu, ale ina­czej – „Ro­zu­miem, że tak masz. Ja też tak mia­łam, ro­zu­miem z czego to się bie­rze i to nie jest twój wy­bór. Na­to­miast mogę ci pod­po­wie­dzieć różne po­mocne za­cho­wa­nia i po­stawy wzglę­dem sie­bie sa­mej, które po­mogą ci się z tego wy­do­stać, uwol­nić się od tego my­śle­nia”.

Za­trzy­majmy się chwilę przy tej so­li­dar­no­ści. Chcia­ła­bym bo­wiem (i wie­rzę, że Ty też), że­by­śmy były w tym co­raz lep­sze – we wza­jem­nym, ko­bie­cym wspar­ciu. 

Jak już wspo­mnia­łam, nie bę­dziesz szła przez me­an­dry au­to­wąt­pli­wo­ści sama. Dla­tego ty­tuł, który zo­ba­czysz na na­stęp­nej stro­nie nie jest przy­pad­kowy. O syn­dro­mie oszustki, o mo­men­tach zwąt­pie­nia w sie­bie same, o chwi­lach, kiedy wy­daje nam się, że świat do­okoła może być przy­tła­cza­jący, a prze­szkody rzu­cane nam pod nogi spra­wiają, że same wy­da­jemy się być nie­wy­star­cza­jące – o tym wszyst­kim roz­ma­wiam z ko­bie­tami, które mniej lub bar­dziej od­czuły to na wła­snej skó­rze. Nie­które mó­wią, że oszust­kami czują się całe ży­cie. Inne – że ni­gdy tego nie po­znały (taka per­spek­tywa też jest nie­zwy­kle cenna!). Wszyst­kie mają jed­nak jedną wspólną ce­chę – zdają so­bie sprawę z tego, że zmiana jest po­trzebna. I na ze­wnątrz, w sys­te­mie, ale też w nas sa­mych. Ważne jest bo­wiem to, że­by­śmy mo­gły czer­pać jak naj­wię­cej ko­rzy­ści z wła­snej, cięż­kiej pracy. A jak mo­żemy się tym cie­szyć, świę­to­wać nasz suk­ces wej­ścia na każdy ko­lejny szcze­be­lek na tej ko­śla­wej dra­bince, kiedy wy­daje nam się, że we­szły­śmy na nią przez przy­pa­dek?

Wszyst­kie ko­biety, z któ­rymi roz­ma­wia­łam o tym, co sie­dzi w na­szych gło­wach, w chwili kiedy za­czy­namy w sie­bie wąt­pić, uwa­żam za bo­ha­terki. Dla­czego? Bo każ­dego dnia, nie­za­leż­nie od tego, jaki ty­tuł mają przed na­zwi­skiem, czy są ar­tyst­kami, na­ukow­czy­niami, spor­tow­czy­niami, praw­nicz­kami, przed­się­bior­czy­niami, le­kar­kami czy mo­del­kami, mat­kami, cór­kami, part­ner­kami, przy­ja­ciół­kami, ja­kie mają do­świad­cze­nia, czy mó­wią o tym otwar­cie, czy nie – wszyst­kie to­czą swoją oso­bi­stą – więk­szą lub mniej­szą walkę. Z mniej­szymi lub więk­szymi wia­tra­kami. 

Po­łączmy za­tem na­sze siły, dro­gie Pa­nie.

(Pa­no­wie, śmiało – Was też za­pra­szam w tę drogę).

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki