Joseph Fouché - Tulard Jean - ebook + książka

Joseph Fouché ebook

Tulard Jean

5,0

Opis

Joseph Fouche to ikoniczna postać perfekcyjnego ministra policji w wyrosłym z piekła francuskiej rewolucji cesarstwie Napoleona. Był niewątpliwie jednym z architektów politycznej rzeczywistości epoki początków wieku XIX, a na jego doświadczeniach wzorowano się w całej Europie. Jean Tulard, pierwsze pióro napoleońskiej historiografii, maluje biografię tego nietuzinkowego człowieka z wielkim znawstwem epoki i rządzących nią praw, także psychologicznych. Był Fouche nieodrodnym synem epoki – od rewolucyjnego radykała do królewskiego ministra. Zimny, praktyczny, zdemoralizowany, a nieprzeciętnie inteligentny.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 490

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Joseph Fouché

Redaktor prowadzący

Michał Karpowicz

Redakcja

Aldona Mikusińska

Korekta

Anna Dorota Kamińska

Indeks

Radosław Kierełowicz vel Kieryłowicz

Wybór ilustracji

Ewa Mazur

© Copyright by Librairie Arthème Fayard, 1998.

© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2021.

Wydanie pierwsze

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa www.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

ISBN: 978-83-8196-205-6

SŁOWO WSTĘPNE

Wychudzona twarz, blada cera, wąskie usta, ciężkie powieki skrywające rozmyślnie przygasłe spojrzenie – tak wygląda Joseph Fouché, książę Otranto, na jednym z najsłynniejszych jego portretów. Jest w tym czasie ministrem policji Napoleona. Ministrem wzbudzającym strach, kierującym swoistym państwem w państwie. Wydawało się, że nigdy wcześniej policja nie miała tak wielkiej władzy. „Minister policji jest człowiekiem, który musi mieszać się do tego, co go dotyczy, i przede wszystkim do tego, co go nie dotyczy” – komentuje Talleyrand, inny minister Napoleona, zazdrosny o Fouchégo.

Policja wie wszystko. Wszystko? Może i nie, ale Fouché jest na tyle zręczny, by sprawiać takie wrażenie. Rodzi się legenda. Tak jak Talleyrand uosabia dyplomatę par excellence, tak Fouché jawi się jako najdoskonalsze wcielenie policjanta.

Nie ma legend bez pisarzy. To romantycy stworzyli legendę o Josephie Fouchém, bezwzględnym policjancie o stalowych nerwach. Charles Nodier, który zetknął się z nim w czasie, gdy był on gubernatorem Prowincji Iliryjskich, podkreśla jego niewzruszoność i opanowanie: „Często opowiadałem księciu Otranto o wydarzeniach niespodziewanych i schlebiających mu. Nieraz byłem z nim sam na sam, gdy otrzymywał powiadomienia o skargach, i nigdy nie widziałem, by jego nieruchome, szklane oczy choć raz zamrugały. Zastanawiałem się, jakiego to niewiarygodnego wysiłku woli trzeba, by zdołać wygasić duszę, pozbawić źrenicę jej ożywionej przejrzystości, schować spojrzenie do niewidzialnego etui, jak kot chowa pazury w poduszeczkach”. To osąd literata, lecz potwierdzony przez Stendhala, który pisze o „makiawelskiej policji i bezlitosnym człowieku”. Stendhal uważa Fouchégo za jedną z najpotężniejszych postaci epoki, posuwającą się nawet do terroryzowania aktorów Théâtre-Français.

Honoré de Balzac dopełnia portretu. W Kuzynce Bietce pisze: „Łatwo się mówi: »Policja to zrobi!« Policja! policja! Ależ […] marszałek, rada ministrów nie wiedzą, co to jest policja. Jedynie policja zna samą siebie. […] to jedynie Fouché, p. Lenoir, p. de Sartine i paru prefektów, ludzi inteligentnych, miało o tem jakieś pojęcie”1. W Komedii ludzkiej roi się od aluzji do Fouchégo. Jeden z bohaterów Szuanów, Hulot, wzdycha: „jeden tylko został nam dobry patryota, brat Fouché, który trzyma wszystko w rękach swojej policyi; to mi człowiek”2. W Tajemniczej sprawie, zainspirowanej rzeczywistym wydarzeniem, mianowicie uprowadzeniem spod siedziby Konsulatu senatora Clémenta de Ris, Balzac odmalowuje Fouchégo jako rodzaj deus ex machina epoki – to on uknuł porwanie i potem oswobodzenie senatora, aby odzyskać kompromitujące dokumenty. „Fouché – precyzuje pisarz – rezerwował w ten sposób dla siebie znaczną część tajemnicy, na której kładł już rękę, i zdobywał sobie nad pewnymi ludźmi większą władzę niż miał Bonaparte”3.

Policjant doskonały, a nawet polityczny geniusz – tak romantycy postrzegali Josepha Fouchégo. Bez niego nie byłoby ani Contensona Honoré de Balzaca, ani Javerta Victora Hugo, ani pana Jackala, bohatera Aleksandra Dumasa z Mohikanów paryskich.

Zrodziła się postać: postać policjanta. Jej twórcy wyposażają ją w szczególne cechy fizyczne. „Czaszka, podobna do czaszki Woltera, miała martwotę trupiej głowy; gdyby nie kilka włosów na potylicy, można by wątpić czy to jest głowa żywego człowieka. Pod nieruchomym czołem biegały obojętne oczki chińczyka z magazynu herbaty; oczy sztuczne, które udają życie, a których wyraz nie zmienia się nigdy”4. To Contenson, policjant z Blasków i nędz życia kurtyzany. Jego następcą będzie w Bezwiednych aktorach Fromentau, który twierdzi: „Są amatorzy rybołówstwa i polowania, a przecież tropić człowieka w Paryżu, to o wiele bardziej zajmujące”5. W Nędznikach odpowiednikiem Contensona jest Javert: „spojrzenie zamglone, usta zaciśnięte i straszne, mina groźna, rozkazujaca, sroga. […] Javert poważny był brytanem, gdy się śmiał – tygrysem”6. Ta sama niewzruszoność rysów, to samo nieprzeniknione spojrzenie, ta sama lisia fizjonomia u pana Jackala, śledczego z Salvatora i Mohikanów paryskich, o umyśle ostrym jak brzytwa.

Trzech pisarzy – Balzac, Hugo, Dumas – i trzy postacie odlane z tej samej formy. Natychmiast przed oczyma staje portret Josepha Fouchégo. W XIX-wiecznej literaturze pojawi się wraz z Émile’em Gaboriau nowy gatunek: powieść kryminalna. Bohater Gaboriau, pan Lecoq, będzie pamiętał o metodach jednego z szefów policji czasów Bonapartego, Jeana Henry’ego, który w 1800 roku, podczas śledztwa dotyczącego wybuchu machiny piekielnej na rue Nicaise potrafił w godny podziwu sposób wykorzystać ślady pozostawione przez spiskowców. Sherlock Holmes nie będzie musiał niczego wymyślać, wystarczy, że będzie naśladował Lecoqa. Wspaniałych następców doczekała się policja Fouchégo!

Od człowieka można przejść do instytucji. Wkrótce po upadku Fouchégo w 1815 roku zaczęło się pojawiać wiele „Historii policji”. Serię zapoczątkowuje Horace Raisson, jego śladami podążają Saint-Edme, Louis Guyon, Antoine Gilbert Claveau i kilku innych. „Historia policji – pisze Raisson – stale była pomijana lub zaniedbywana przez kronikarzy i historyków. A przecież w najdokładniejszym i najbardziej logicznym sensie policja jest jedną z najważniejszych instytucji politycznych i być może najbardziej pożyteczną. To czujny wartownik, który strzeże z tą samą uwagą bram pałaców i drzwi chat”. Wszyscy XIX-wieczni autorzy będą uważać Fouchégo za twórcę policji takiej, jaką znamy dzisiaj.

Istotnie, policja średniowiecznych prewotów zostawiła po sobie tylko mgliste wspomnienie, a straż nocna (le guet), szczycąca się dewizą Vigilat ut quiescant, szybko stała się przedmiotem piosenek i kpin. W tych czasach policja jest związana z materialnym aspektem życia miasta: czuwa nad czystością ulic i bezpieczeństwem mieszkańców. Rekrutacja do jej szeregów jest mało wybredna: dopiero w 1546 roku parlament wprowadzi „egzamin zdolności oraz poświadczenie dobrego życia i obyczajności” dla kandydatów na komisarzy Châtelet7. Policja polityczna to domena dworskich intryg – jeżeli Olivier le Diable, doradca Ludwika XI, rzeczywiście miał własną policję, to musiała to być zaledwie garstka szpiegów, policyjnym ramieniem króla był Louis Tristan L’Hermite.

W 1667 roku pojawia się urząd naczelnika paryskiej policji (lieutenant général de police). Definicja, jaką podaje Colbert, pokazuje, że urząd jest usytuowany na przecięciu funkcji prewotów i straży nocnej: „Nasz naczelnik policji musi być człowiekiem symary i szpady, o ile na jego ramionach ma powiewać gronostajowe futro uczonego doktora, o tyle na jego nodze ma pobrzękiwać mocna rycerska ostroga, musi być niewzruszony jako urzędnik i nieustraszony jako żołnierz, by nie ulęknąć się rzecznej powodzi ani szpitalnej zarazy, ani też krążących wśród ludu pogłosek, ani gróźb dworzan”.

Gabriel Nicolas de La Reynie szybko zdobywa uznanie: oczyszcza Dziedziniec Cudów i prowadzi śledztwo w sprawie trucicieli z wyższych sfer, dzięki czemu zdobywa wielką popularność, na której cieniem kładą się prześladowania protestantów.

Jego następca Marc-René d’Argenson został uwieczniony przez księcia de Saint-Simon: „Z twarzą przerażającą, która na myśl przywodziła trzech sędziów piekielnych, łatwo dawał się wprawiać w dobry humor wykazując umysł wyższy i wprowadził taki porządek wśród licznych mieszkańców Paryża, że nie było ani jednego obywatela tego miasta, o którym dzień po dniu nie wiedziałby wszystkiego”8. To za sprawą d’Argensona policja zyskuje inkwizytorską władzę, wkraczając w życie prywatne mieszkańców. Rodzi się policja polityczna, czerpiąca z tajnych funduszy służących do opłacania wielkiej liczby szpiegów, od najskromniejszego lokaja po księcia w finansowym ambarasie. Ludwik XIV rzucił swemu naczelnikowi policji wyzwanie, twierdząc, że nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego; następnego dnia d’Argenson doniósł mu o swawolnym żarcie, na jaki monarcha pozwolił sobie podczas wieczornego rytuału przygotowania do snu (petit coucher) w obecności garstki dworzan. D’Argenson omal nie utracił pozycji po śmierci Ludwika XIV, którego był złym duchem, lecz miał w posiadaniu dokumenty kompromitujące regenta. Tak więc został ministrem.

Nicolas-René Berryer przejął metody d’Argensona i stosował je na wielką skalę: jego głównymi agentami były nierządnice, które informowały go o życiu miłosnym Paryża, dostarczając mu amunicję do uprawiania szantażu. Antoine de Sartine z kolei zwiększył znacznie liczbę szpiegów. Podobno rzekł do Ludwika XV: „Sire, jeśli na ulicy rozmawiają ze sobą trzy osoby, z całą pewnością jedna z nich jest moim człowiekiem”. Później te same słowa będą przypisywane Josephowi Fouchému. Za Ludwika XVI Jean-Charles Lenoir zatroszczył się o poziom moralny podlegającej mu policji i odbudował jej prestiż. Przypomnijmy, że to Ludwik XVI zniósł tortury.

Jednak za Louisa Thiroux de Crosne, który zastąpił Lenoira w 1785 roku, instytucja nie zdołała przeciwstawić się rewolucji. Szesnastego lipca 1789 roku Thiroux de Crosne złożył dymisję i został jednym z pierwszych rewolucyjnych emigrantów.

Pomińmy milczeniem komitety rewolucyjne. Ostatecznie w oczach historyków badających dzieje policji to Joseph Fouché jest kontynuatorem naczelników paryskiej policji d’Argensona i Sartine’a. Zresztą jego urzędnicy, w szczególności ci z prefektury policji, przed rewolucją pracowali w naczelnikostwie. Przywrócono ważność regulaminom z czasów ancienrégime’u; przygotowując swoje rozporządzenia, prefekt policji czerpał z Traité de la police [Traktatu o policji] autorstwa Nicolasa Delamare’a, wydanego w latach 1705–1719, a archiwa królewskiego naczelnikostwa zasiliły kartoteki cesarskiej policji.

Za Fouchégo rodzi się mit potężnej i groźnej policji. Statusu półbożków dostąpiły także inne postacie, jak Karl Schulmeister czy Eugène-François Vidocq, ale prestiż zawdzięczają Fouchému.

Tymczasem jego policja jest przedmiotem krytyki. Horace Raisson pisze o ożywiającym ją „duchu inkwizytorskim i dokuczliwym”. Policja czuwająca nad bezpieczeństwem państwa i obywateli zdaje się osłaniać wiele niskich intryg, a rywalizacja między wydziałami nie przysparza instytucji prestiżu, już nadwątlonego z racji istnienia mnogich policji równoległych, wspieranego przez Napoleona i potem Ludwika XVIII.

Na wyobrażenie Fouchégo jako twórcy nowoczesnej policji nakłada się inny obraz, obraz zdrajcy. Na Wyspie Świętej Heleny, w obecności Emmanuela de Las Cases, Napoleon rozdaje role w imperialnej epopei, jaką zamierza przekazać potomnym. Są pozytywne postacie i postacie negatywne. Fouché trafia do tej ostatniej kategorii. „To człowiek podłych intryg – mówi cesarz. – Często mi mówił, że nie należy gardzić nikczemnymi środkami”. Fouché zmarł przed Napoleonem i nie mógł się bronić. Zresztą jego pamiętniki – czy rzekomo jego – wzbudziły poważne wątpliwości wskutek głośnego procesu. W Memoriale ze św. Heleny, który ukazał się w 1823 roku i miał odcisnąć silne piętno na kilku następnych pokoleniach, ugruntowując cesarską legendę, Fouché figuruje zatem obok Talleyranda jako zdrajca.

A stało się, że Victorien Sardou w napisanej w 1893 roku sztuce Madame Sans-Gêne, która odniosła wielki sukces, jeszcze bardziej zmącił portret Fouchégo. W jego ujęciu jest on ulepszoną wersją Molierowskiego Skapena, mądrym mistyfikatorem, wyposażonym w śmiałą i pozbawioną skrupułów inteligencję, swoistym Figarem.

Brakowało poważnej biografii Josepha Fouchégo, niemającej nic wspólnego z pamfletami ani apologiami, które poświęcano mu po śmierci. Kręgi akademickie nie mogły pozostać obojętne na ten stan rzeczy. W 1900 roku Louis Madelin obronił na Sorbonie przed komisją składającą się z Ernesta Lavisse’a, Alphonse’a Aularda i Ernesta Denisa pracę doktorską poświęconą Fouchému.

Przedstawił obszerne opracowanie opierające się na niemal wyczerpującej dokumentacji archiwalnej i drukowanej, niemniej wywołał gniew Ernesta Lavisse’a. „Czy to dopuszczalne, by kandydat na doktora pisał pracę na temat postaci równie niesławnej co Fouché?”, grzmi Lavisse. Madelin odpowiada: „Jest u Fouchégo mroczny geniusz, głęboki i niezwykły, który został porównany przez naszego wielkiego Balzaca – choć przecież tyle złego o nim usłyszał – do Tyberiusza i Cezara Borgii”. I wykazuje, że Fouché ogrywał Robespierre’a i Barrasa, Metternicha i Wellingtona, wielkich Bonapartów i Burbonów. To zasługuje na doktorat! Lavisse uznaje ten argument. Fouché znalazł w Louisie Madelinie utalentowanego obrońcę, którego książka pozostanie jednym z klasyków francuskiej szkoły historycznej.

Ernest d’Hauterive uzupełnił dzieło Madelina: opublikował biuletyny, które Fouché codziennie przekazywał Napoleonowi, i na ich podstawie sporządził cenną syntezę na temat funkcjonowania ówczesnej policji.

Czy po biografii, jaką Stefan Zweig poświęcił księciu Otranto w 1931 roku i której sukces przyćmił – niesłusznie – książkę Louisa Madelina, po ukazaniu się w ostatnich dziesięcioleciach kilku prac nierównej wartości, z których najlepsze napisali Jean Rigotard i André Castelot, potrzebna jest nowa biografia Josepha Fouchégo?

Od momentu, kiedy powstała wspaniała praca doktorska Madelina, odnaleziono wiele dokumentów, poczynając od sprawozdań z debat rady generalnej departamentu Nièvre, kończąc na listach, rozproszonych przez Sotheby’s w 1960 roku. Podseria F7 Archiwów Narodowych jeszcze nie zdradziła wszystkich swoich tajemnic i wciąż istnieją nieopublikowane pamiętniki. Wreszcie nastanie reżimów totalitarnych, co miało miejsce już po publikacji książki Madelina, zmieniło nasz sposób postrzegania policji Napoleona.

Niniejsza książka nie jest ani portretem psychologicznym na modłę dzieła Zweiga, ani pogłębionym studium życia Fouchégo – praca doktorska Madelina pozbawia taki zamysł sensu. Ma ona przede wszystkim prześledzić, przez pryzmat silnej osobowości Fouchégo, dzieje policji w jakże niespokojnych latach 1793–1815, które nastąpiły po zniknięciu królewskiego naczelnikostwa policji i które cechował rozkwit policji politycznej, zwanej wówczas wysoką policją (haute police).

Autor pragnie szczególnie gorąco podziękować panu Briatowi, który udostępnił mu niepublikowane pamiętniki Torcy’ego, pani Gotteri z Archiwów Narodowych, pani Chagny z Archiwów Departamentu Nièvre oraz panom Marcelowi Le Clère, Alainowi Montarrasowi, François Pascalowi i Guy Thuillierowi.

ROZDZIAŁ IORATORIANIN

14 lipca 1789 roku, podczas gdy po ulicach Paryża obnoszono głowę gubernatora Bastylii, markiza de Launay, fachowo odciętą przez pomocnika kucharza i nabitą na trójzębne widły – głowę, która wkrótce miała dołączyć do głowy burmistrza stolicy, Jacques’a de Flesselles – pan Thiroux de Crosne, od 11 sierpnia 1785 roku piastujący urząd naczelnika policji i odpowiedzialny za utrzymanie porządku w Paryżu, mocno wystraszony, czym prędzej wziął nogi za pas, nie zostawiając żadnych instrukcji podległym mu służbom: policji, straży nocnej (le guet) i straży konnej (maréchaussée). Królewska policja odchodziła do przeszłości. Naczelnikostwo policji paryskiej, utworzone w 1667 roku przez Ludwika XIV, przedmiot zazdrości całej Europy9, wsławione nazwiskami La Reyniego, Sartine’a i Lenoira, w jeden dzień upadło w niesławie.

Okazało się, że w gruncie rzeczy paryska policja nie dysponowała poważniejszymi środkami i że od początku panowania Ludwika XVI tkwiła w stagnacji, nie została przystosowana do nowych problemów. Król się nią nie interesował, pomimo zamieszek, które miały miejsce w Paryżu w kwietniu. Na prowincji intendenci wymiaru sprawiedliwości, policji i finansów też porzucali swoje stanowiska, niezdolni zapanować nad rozruchami10.

Czy skuteczna policja mogłaby zapobiec rewolucji? W każdym razie od lipca 1789 roku „policję – pisze Saint-Edme, współczesny – tworzyły towarzystwa ludowe i władze miejskie; wielkie działania polityczne, irytacja wywołana okolicznościami, nachodzenie w domach, spisy ludności były często wykorzystywane z katastrofalnym skutkiem. Szpiegostwo było w tym czasie prawie zawsze dobrowolne i bezinteresowne; donosicielstwo było sposobem na zdobycie popularności i dowodem patriotycznej gorliwości. Zatem tym, którzy dla ratowania głowy ukrywali się przed każdym wzrokiem, rzadko udawało się umknąć tym aktywnym i zapalonym nadzorcom”. Saint-Edme dodaje: „Terror – to jedno słowo pełniło funkcję naczelnika policji”11. Anarchia i instytucjonalna pustka sprzyjały mnożeniu się policji równoległych i korupcji władz.

W tym okresie Joseph Fouché był oratorianinem i wykładał nauki przyrodnicze w collège’u w Arras. Urodził się w gminie Pellerin, pięć mil od Nantes, 21 maja 1759 roku12 w rodzinie marynarzy, którzy wzbogacili się na handlu między Nantes a wyspami. Ten syn Josepha Fouchégo i Marie-Adélaïde Croizet13 też powinien zostać kapitanem. Jednak słabowite zdrowie, śmierć ojca, gdy był jeszcze bardzo młody, oraz wpływ nauczycieli ze szkoły oratorian w Nantes sprawiły, że sam obrał karierę nauczycielską.

W listopadzie 1781 roku, pod koniec nauki, wstąpił do Kongregacji Oratorium Naszego Pana Jezusa Chrystusa w Paryżu. „Nosił już tonsurę, gdyż otrzymał niższe święcenia”14.

Kongregację założył w 1611 roku Pierre de Bérulle wraz z pięcioma innymi księżmi, a została ona zatwierdzona w 1613 roku przez papieża Pawła V. Zgodnie z regułą, stan kapłański i „staranna recytacja nabożeństwa” nie wykluczają pełnienia świeckich funkcji. Dzięki takiej elastyczności reguły wkrótce do kongregacji przyłączyli się teologowie, egzegeci, wysokiej klasy kaznodzieje. Bardzo szybko oratorianie wyrośli na rywali jezuitów i chcąc nie chcąc, zostali wmieszani do kryzysów jansenizmu i kwietyzmu. Prawdą jest, że w 1685 roku generał kongregacji, Sainte-Marthe, wykluczył z grona oratorian Pasquiera Quesnela, który odmówił podpisania wyznania wiary z 1678 roku15, lecz za rządów ojca de La Tour kongregacja głosiła poglądy bliskie gallikanizmowi, opowiadając się przeciwko Rzymowi. Wykorzystała wygnanie jezuitów przez Étienne-François Choiseula, by umocnić swoją pozycję w szkolnictwie i odkupić wiele szkół.

W latach 1780–1789 w Kongregacji Oratorium Naszego Pana Jezusa Chrystusa nauczają: Joseph Fouché, Joseph Lebon, Pierre-Claude-François Daunou, Claude-Alexandre Ysabeau, Jacques-Nicolas Billaud-Varenne – wszyscy zasiądą w Konwencie Narodowym i będą należeli do grona najżarliwszych rewolucjonistów – ale także hrabia d’Hauterive, mający odegrać ważną rolę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych za Charles’a Talleyranda (który sam odrzucił biskupią mitrę), Maurice-André Gaillard, przyszły urzędnik i doradca Fouchégo, Joseph-Armand Maillocheau i jeszcze inni. Przez dwa lata seminarium Fouché będzie czytał dzieła Jean-Baptiste’a Massillona, Blaise’a Pascala czy jansenisty Pierre’a Nicole’a, przejawiając pobożność, w której szczerość nie ma powodów wątpić. Oczywiście to z powodu słabego zdrowia został oratorianinem, a nie marynarzem, podobnie jak Talleyrand z powodu wykrzywionej stopy został biskupem, a nie wojskowym. W późniejszych latach, podczas Terroru, Fouché będzie obnosił się z poglądami ateistycznymi – Talleyrand będzie miał na tyle dobrego smaku, by tego nie czynić. No ale Fouché nigdy nie był księdzem. W swoich pamiętnikach Philippe-Paul de Ségur przytacza wyznanie Fouchégo: „Ludzie mówią, że byłem księdzem i ożeniłem się z zakonnicą. Prawda jest taka, że wychowywałem się u oratorian i otrzymałem jedynie tonsurę”16.

Fouché zadebiutował jako nauczyciel w 1782 roku w collège’u w Niort, tutaj jego uczniem był Antoine Jay, który dzięki Fouchému zostanie członkiem Izby Reprezentantów podczas Stu Dni powrotu Napoleona. W następnym roku przyszły minister policji naucza w Saumur, w kolejnym w Vendôme, gdzie jego kolegą jest Hauterive. Wreszcie w 1787 roku trafia do Juilly – miejscowy collège cieszył się znakomitą opinią. Wszyscy arystokraci umieszczali dzieci w Juilly. Posłuchajmy Étienne-Denisa Pasquiera, przyszłego prefekta paryskiej policji (czy może być, że oratorianie wykształcili najlepszych policjantów nadchodzącej epoki?): „Collège w Juilly prowadzili oratorianie, była to ich najsłynniejsza placówka wychowawcza… Powszechnie wiadomo, że oratorianom bliżej było do jansenizmu niż do molinizmu i ta okoliczność sprawiła, że matka wybrała dla mnie szkołę przez nich kierowaną; jej nadzwyczajna pobożność pchnęła ją ku jansenizmowi, którego doktryny i praktyk ściśle przestrzegała”17.

Fouché był najpierw w Juilly zastępcą, nauczał matematyki i fizyki, będących przedmiotami fakultatywnymi. Bardzo szybko jego lekcje odniosły wielki sukces, a jego popularność wzrosła dodatkowo, gdy na szkolnym dziedzińcu wypuścił w przestworza balon. W tym samym collège’u Billaud-Varenne był wówczas nauczycielem literatury francuskiej i łacińskiej, ale świeckim (nie miał obowiązku noszenia zakonnego habitu)18.

W 1788 roku Fouché został nauczycielem fizyki w Arras. Właśnie w tym mieście poznał człowieka, który miał zostać jego powiernikiem, Maurice-André Gaillarda. Gaillard pochodził z Boulogne. „Wyjeżdżał w takim pośpiechu, że nie zdążył przyjąć komunii wielkanocnej w Boulogne; zajął się sprawą w pierwszych dniach pobytu w Arras, gdzie odnalazł swego dawnego spowiednika. Fouché wybrał tego samego i wychodził z konfesjonału akurat w chwili, gdy Gaillard do niego wchodził. Następnego dnia przyjęli komunię podczas tej samej mszy i w 1789 roku równocześnie zasłużyli na święcenia. Przyszły minister policji był inteligentny, czarujący w obejściu i konwersacji. Wspólne poglądy religijne sprawiły, że dwaj młodzi nauczyciele się polubili, a wkrótce sympatia przerodziła się u Gaillarda w prawdziwą przyjaźń”19. Jeśli wierzyć pamiętnikom Gaillarda, to Fouchégo ożywiała w tamtym czasie „żarliwość głębokiej wiary chrześcijańskiej, którą utracił, gdy nawrócił się na nowe idee brzasku Rewolucji”.

W Arras Fouché nawiązał bliskie stosunki z Maximilienem de Robespierre. Ten ostatni, będąc adwokatem, podjął się obrony właściciela piorunochronu, pana Vissery’ego de Bois-Vallé, i w związku z tą sprawą potrzebował naukowej porady, dlatego zwrócił się do oratorian, którym zresztą udzielał pomocy prawnej20. Spotkanie z Fouchém było zatem nieuniknione, tym bardziej, że obaj młodzieńcy, podobnie jak Lazare Carnot, uczestniczyli w wesołych zebraniach elitarnego klubu „Rosati”.

Takim sposobem Fouché poznał siostrę Robespierre’a, Charlotte, do której ponoć się zalecał21. W 1789 roku odbyły się wybory do Stanów Generalnych. Jednym z delegatów został Robespierre, który podobno pożyczył pieniądze na podróż do Wersalu od przyjaciela, Fouchégo. Być może z tego powodu się poróżnili, lecz mówi się także, że mogło pójść o zerwanie „zaręczyn” Josepha i Charlotte.

W tym czasie oratorianin Fouché interesuje się już bardziej polityką niż eksperymentami z fizyki. Zresztą latem 1789 roku całą Francję ogarnia poruszenie, wszyscy czekają na nowiny z Wersalu. Wydarzenia w Paryżu wzbudzają wśród oratorian żywiołowe wybuchy entuzjazmu. W Arras zapewne entuzjazmu zbyt wielkiego. 6 października 1790 roku Fouché zostaje wysłany do Nantes.

Znowu przebywał w mieście, w którym spędził dzieciństwo. Wciąż prowadząc w miejscowej szkole klasztornej eksperymenty z aerostatami, nie mógł pozostać obojętny na los swego zakonu, roztrzaskanego podobnie jak inne przez religijny sztorm. Zaraz po przyjeździe do Nantes wstąpił do Klubu Przyjaciół Konstytucji, gdzie wkrótce miał objąć funkcje prezesa.

Jednak Nantes, miasto bogate i konserwatywne, nie oferowało dobrych perspektyw rewolucjoniście. Toczyła się ostra dyskusja na temat wyzwolenia niewolników pracujących na wyspiarskich plantacjach, w które rodzina Fouchégo zaangażowana była finansowo. W Paryżu Jacques Pierre Brissot grzmiał przeciwko tym mieszkańcom Nantes, którzy jak Fouché głosili rewolucyjne poglądy, ale odmawiali czarnym wolności. Fouché zręcznie wybrnął z kłopotliwej sytuacji. Konstytuanta wprawdzie rozwiązała zakon oratorian, ale Fouché pozostał dyrektorem collège’u w Nantes. Postanowił się ożenić, więc ruszył w konkury do panny Bonne-Jeanne Coiquaud, która uchodziła co prawda za brzydką, ale była córką przewodniczącego administracji okręgu Nantes.

W Paryżu wydarzenia rewolucyjne nabierały tempa pod wpływem wojny. 10 sierpnia 1792 roku Ludwik XVI został obalony. Zgromadzenie Prawodawcze traciło na znaczeniu, teraz Konwent Narodowy miał nadać Francji nową konstytucję. Miały się odbyć wybory. W Nantes Fouché – z uwagi na pozycję własnej rodziny i pozycję rodziny narzeczonej – mógł liczyć na fotel deputowanego z departamentu Loire-Inférieure. Nadszedł czas, by wykorzystać rewolucyjne okoliczności.

ROZDZIAŁ IIKRÓLOBÓJSTWO

Wybory do Konwentu odbyły się we wrześniu 1792 roku w szczególnie napiętej atmosferze. Wszyscy byli przejęci upadkiem monarchii. Rojaliści poukrywali się, lecz na prowincji ludzie byli poruszeni wydarzeniami z 10 sierpnia22 i przerażeni masakrami, do jakich doszło we wrześniu. Brak było kandydatów jawnie popierających monarchię, więc głosowano na umiarkowanych, którymi byli na ogół notable. Głosowanie powszechne dwustopniowe im sprzyjało. Zgromadzenia pierwszego stopnia zbierały się 26 sierpnia, zatem przed masakrą więźniów w Paryżu, a zgromadzenia wyborcze od 2 września, kiedy wieść o wydarzeniach paryskich jeszcze nie wszędzie dotarła.

Nantes pozostawało miastem umiarkowanym, zresztą jak cały departament Loire-Inférieure. Trzeba było wybrać ośmiu przedstawicieli i trzech zastępców. Zgromadzenie wyborcze, wyłonione przez zgromadzenie pierwszego stopnia, rozpoczęło obrady 2 września, uprzednio wysłuchawszy mszy odprawionej przez konstytucyjnego biskupa. Podczas posiedzenia 4 września wybrany został przewodniczący – został nim Pierre Giraud, mer Nantes. 5 września Fouché, w ramach swojej kampanii wyborczej, odczytał adres zgromadzenia do przyszłego Konwentu. Tego samego dnia Jean-Nicolas Méaulle, deputowany zastępczy do Zgromadzenia Prawodawczego, w którego pracach nie uczestniczył, został wybrany jako pierwszy, otrzymawszy 256 głosów od 476 głosujących. Cieszył się znaczną popularnością: czy nie był przewodniczącym trybunału Châteaubriant i administratorem departamentu? Julien Lefebvre, który przezornie pominął ciąg dalszy swego nazwiska, „de La Chauvière”, otrzymał 238 głosów. Był cenionym w Nantes lekarzem i pełnił funkcje prokuratora syndyka w okręgu. Od samego początku wybierani byli notable23.

Następnego dnia przyszła kolej na Étienne’a Chaillona, który zasiadał w Konstytuancie, nie udzielając się zanadto, tyle że przyczynił się do utworzenia radykalnego klubu bretońskiego. 7 wybrany został François Mellinet, wysoki urzędnik miejski (zmarł w czerwcu 1793 roku), a po nim François-Toussaint Villers, proboszcz konstytucyjny i prezes zarządu departamentu.

8 września wysunięta została kandydatura Fouchégo. Ten prowadził wśród elektorów intensywną kampanię, rozdając manifest, w którym przedstawiał swoje umiarkowane poglądy: „Koniec z geniuszem zniszczenia. Duch Konwentu musi mieć charakter głównie naprawczy. Musicie wybrać do niego architektów polityki, a nie wyrobników rewolucji”24. Zamieścił tam również własną apologię: „Wywodząc się z rodziny, którą darzycie szacunkiem, bo nie ma w niej żadnego z tych pasożytów, żyjących tylko z cudzej pracy, pan Fouché, syn marynarza, sam by został marynarzem, gdyby nie delikatna kompleksja, która skazuje go na pracę gabinetową. Z natury refleksyjny, w stosownym wieku wstąpił zgodnie z nakazem rozumu do zakonu oratorian, instytucji wolnej od niedogodności i nadużyć życia klasztornego, a ofiarującej wszystkie zalety i pozwalającej na pogodzenie interesów świeckich i więzi rodzinnych, i tych uczuć religijnych, tak koniecznych i godnych pochwały, kiedy są oczyszczone przez filozofię”. Następnie chełpił się swoim nauczaniem, twierdząc, że za jego sprawą wzrosła „liczba patriotów i obrońców praw ludu”.

Piękne formułki niewątpliwie przekonały elektorów, bo Fouché otrzymał 266 głosów z 405. Podobno decydującą rolę odegrała interwencja Méaulle’a, który go poparł. Po nim wybrany został jeszcze François-Joseph Jarry, dawny członek Konstytuanty, a 9 września Pierre Coustard, który wcześniej zasiadał w Zgromadzeniu Prawodawczym. Wszystkie miejsca zostały obsadzone.

Pozostało jeszcze Fouchému zawrzeć ślub, co uczynił 16 września, po czym wraz z małżonką udał się do Paryża. Zamieszkali pod numerem 315 przy rue Saint-Honoré. W Konwencie Fouché zasiadł, podobnie jak koledzy z departamentu Loire-Inférieure, wraz z umiarkowanymi. Robespierre, który oczywiście też był deputowanym, nie wybaczył mu tego.

W tym okresie w Konwencie przewagę mieli żyrondyści, atakujący triumwirat Robespierre–Danton–Marat. Ich ataki słowne nie odnosiły wymiernego skutku, ale robiły wrażenie na centrum, zwanym równiną bądź bagnem. Fouché, przekonany o ich zwycięstwie, dołączył do ich obozu.

Joseph Fouché nie był wybitnym mówcą, nie miał donośnego głosu i unikał wysuwania się na przód sceny. Wolał pracę w komisjach od politycznych debat. Przyłączył się do Komitetu Edukacji Publicznej, gdzie przydatne były jego doświadczenia nauczyciela. Tutaj spotkał ponownie Condorceta i Daunou. Właśnie w roli sprawozdawcy tego komitetu 3 listopada 1792 roku po raz pierwszy wszedł na trybunę Konwentu, jednak dyskusja nad raportem została przeniesiona. I później przeniesiona ponownie.

Jednocześnie Fouché był niemym świadkiem stopniowego upadku żyrondystów, pokonanych przez manifestacje na paryskich ulicach. Chętnie ponowiłby swoje zaangażowanie na rzecz żyrondy, ale elektorzy z Loire-Inférieure zarzucili swoim deputowanym bezwład w obliczu działań Komuny Paryża.

Starcie żyrondy z „górą”25 nabrało dramatycznego charakteru, kiedy doszło do procesu Ludwika XVI. Podczas pierwszego głosowania wyrok zapadł jednogłośnie: 693 członków Konwentu uznało, że król jest winien zamachów na wolność i spiskowania przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu; niemniej żyronda próbowała uratować upadłego monarchę, domagając się drugiego głosowania w kwestii: „Czy wyrok w sprawie Ludwika zostanie poddany ratyfikacji ludu w zgromadzeniach pierwszego stopnia?”. Oddano 424 głosy przeciwko ludowemu referendum, 283 deputowanych opowiedziało się za nim. Delegaci z Loire-Inférieure podzielili się: Lefebvre, Chaillon, Mellinet, Jarry i Coustard zagłosowali razem z żyrondystami, Villers i Fouché sprzeciwili się odwołaniu się do ludu. Fouché już wówczas skłaniał się w stronę „góry”. W przeddzień głosowania nad karą dla króla przyjaciel Fouchégo Daunou, dawny oratorianin, starał się go przekonać, by sprzeciwił się karze śmierci. Fouché obiecał, że tak uczyni, i dał mu do przeczytania mowę, jaką zamierzał wygłosić z tej okazji.

Głosowanie nad karą dla Ludwika XVI rozpoczęło się 16 stycznia. Głosy oddawano imiennie, z trybuny26. W wyniku losowania pierwsi głosowali deputowani z departamentu Haute-Garonne. Była ósma wieczór. Nie wiadomo, o której przyszła kolej na delegatów Loire-Inférieure.

Pierwszy zabrał głos Méaulle: „Nie mogę pragnąć, by największy winowajca uniknął kary, na jaką zasłużył: głosuję za karą śmierci”. Lefebvre wypowiedział tylko dwa słowa: „Uwięzienie i deportacja”. Chaillon wygłosił mowę, której konkluzja była nieoczekiwana: „Jestem przekonany, że moi wyborcy wysłali mnie tutaj, bym stanowił prawa, nie zaś po to, bym sądził albo wykonywał funkcje sędziego. Otrzymałem mandat od ludzi sprawiedliwych, wrogów tyranii, którzy odrzuciliby precz takie nagromadzenie władzy. Tak więc jako mąż stanu i w celu zapewnienia powszechnego bezpieczeństwa głosuję za osadzeniem w więzieniu i po wojnie wygnaniem. Sprzeciwiam się śmierci Ludwika właśnie dlatego, że Rzym jej pragnie, by go beatyfikować”.

Następnie przemówił Mellinet: „Jestem prawodawcą, zatem to los państwa ma kierować moim sumieniem; z uwagi na nie głosuję za uwięzieniem podczas wojny i wygnaniem, gdy nastanie pokój”. Villers uderzył w zupełnie inny ton: „Głosuję za straszliwą karą, jednak przewidzianą przez prawo, karą śmierci”.

Przyszła kolej na Fouchégo, by wejść na trybunę. Nie odczytał mowy, którą przygotował. Wypowiedział się krótko: „Śmierć”.

Jarry i Coustard opowiedzieli się za uwięzieniem króla i jego wygnaniem po zawarciu pokoju. Zwięzłość wystąpienia Fouchégo ujawnia jego konfuzję. Czy wystraszył się groźnych trybun dla publiczności? Czy sądził, że sprawa Ludwika XVI jest przegrana, i czym prędzej chciał dołączyć do obozu zwycięzców? Deputowani z Paryża, stanowiący twarde jądro „góry”, jeszcze się nie wypowiedzieli, lecz ich zamiary były jasne: zażądają śmierci. Natomiast żyronda pokazała, że się waha, głosując za wyrokiem śmierci, lecz domagając się głosem Jeana Mailhe’a dodatkowego głosowania w sprawie odroczenia egzekucji, gdyby wyrok śmierci miał zapaść. Tym samym już przyznała się do porażki.

Następnego dnia w rozmowie z Daunou Fouché zasłaniał się naciskami ze strony Nantes. Podobno chodziły słuchy o retorsjach wobec rodzin deputowanych. Jego żona, przerażona, miała przekonać go do opowiedzenia się za wyrokiem śmierci. A Fouché pomyślał, że jeden głos nic nie zmieni, spodziewając się, że to opcja wygnania zostanie poparta przez zdecydowaną większość27.

Była to kiepska wymówka i Daunou nie dał się zwieść. Zresztą w tym samym momencie Fouché opublikował Réflexions sur le jugement de Louis Capet [Refleksje o sądzie nad Ludwikiem Kapetem], gdzie napisał: „Nie spodziewałem się, że z tej trybuny wyrażę inną opinię w sprawie tyrana niż wyrok śmierci. Wydaje się, że przestraszyliśmy się odwagi, z jaką obaliliśmy monarchię. Chwiejemy się w cieniu króla. Zdobądźmy się nareszcie na postawę republikańską. Jesteśmy dość silni, by podporządkować sobie wszystkie mocarstwa i wszystkie wydarzenia. Czas nam sprzyja, przeciwko wszystkim królom tej ziemi”28. Fouché posuwał się dalej niż Robespierre.

Podczas czwartego głosowania nad pytaniem „Czy wykonanie kary na Kapecie zostanie odroczone?” Fouché zagłosował „nie”, tak jak Villers i Méaulle. Ostatecznie zerwał z umiarkowanymi. Od tej pory zaczął głosić poglądy ekstremistyczne, przez co zbliżył się nie tyle do Robespierre’a, który wciąż okazywał mu wrogość, ile do Collota d’Herbois i Billaud-Varenne’a, stanowiących lewe skrzydło „góry”.

8 marca 1793 roku po raz kolejny wstąpił na trybunę. Odczytał raport dotyczący projektu dekretu o rozwiązaniu kongregacji świeckich. Główną propozycją tekstu była laicyzacja szkolnictwa: od tej pory wszyscy nauczyciele mieli być opłacani przez naród. Fouché powinien poprzestać na roli specjalisty do spraw edukacji. Tymczasem zupełnie nieoczekiwanie zapuścił się na głębokie wody rewolucyjnej demagogii. Głos, który oddał 16 stycznia, zaważy znacząco na przyszłości. Przyłożywszy już rękę do królobójstwa, teraz identyfikował się z ekscesami Terroru, choć nikt go o to nie prosił. Dlaczego? Czy był naprawdę szczery?

W danym momencie prawdopodobnie poddał się panującej atmosferze biernego tchórzostwa. Może miał też jakieś porachunki z ancien régime’em? Wynagradzał sobie upokorzenia, o których nigdy nie mówił? A może doszło do głosu jego upodobanie do intryg?

Pewne jest, że w końcu stycznia 1793 roku zrozumiał, że żyrondyści przegrali, bo nie potrafili wyposażyć Konwentu w siłę zbrojną, zdolną obronić zgromadzenie, i ogólnie zlekceważyli sprawę własnej policji, która mogłaby stanowić przeciwwagę z jednej strony dla bezwzględnego Komitetu Ocalenia Publicznego, który nadzorował departament paryski, i z drugiej – dla komitetów rewolucyjnych w sekcjach stolicy, będących w rękach ich wrogów.

Żyrondyści byli skazani na zagładę, bo będąc prawdziwymi liberałami, wzgardzili władzą policji.

ROZDZIAŁ IIIKOMISARZ KONWENTU

Żeby stawić czoło rozpaczliwej sytuacji, jaka zaistniała, gdy Anglia włączyła się do wojny i powstała koalicja większości europejskich monarchów przeciwko Francji, między marcem a grudniem 1793 roku utworzony został rząd rewolucyjny.

W marcu 1793 roku do departamentów wysyłano parami komisarzy Konwentu (représentants en mission) z misją nadzorowania pospolitego ruszenia. W następnym miesiącu komisarze trójkami udawali się do dwunastu wodzów armii. Eliminacja żyrondy, co w lipcu wywołało powstania w kilku dużych miastach, spowodowała upowszechnienie tej procedury.

Komisarze Konwentu mieli prawie nieograniczoną władzę i w swoim działaniu musieli opierać się na lokalnych klubach jakobińskich i komitetach czujności, jak również na administracji departamentu, gdy ta już została oczyszczona. Mieli prawo postawić każdego podejrzanego przed Trybunałem Rewolucyjnym.

Głównym ich zadaniem było sianie terroru. Stąd przerażenie, często zasadne, jakie niektórzy z nich wzbudzali. W tej dziedzinie nieliczni, poza Jean-Baptiste’em Carrierem i Josephem Lebonem, dorównają reputacji Josepha Fouchégo. 9 marca został jednym z komisarzy, którzy mieli nadzorować wykonanie ustawy o powołaniu do wojska 300 tysięcy mężczyzn. Jego terenem działania były departamenty Mayenne i Loire-Inférieure. Towarzyszył mu Villers, także deputowany z Loire-Inférieure. Nie była to łatwa misja. Już wcześniej, 1 lutego, Fouché skrytykował rodaków, bo nie zaaprobowali egzekucji króla. Od tamtego czasu sytuacja stale się pogarszała.

Fouché spędził kilka dni w Mayenne, po czym, nie mogąc udać się bezpośrednio do Nantes, gdyż drogę odcięło powstanie, pojechał do Rennes i tutaj właśnie nawiązał kontakt z innymi komisarzami. Podczas gdy zachód kraju obejmowało wrzenie, około 22 marca dotarł w końcu do Nantes.

Rozpoczął działalność od mocnego uderzenia. Dwudziestego szóstego marca napisał do Konwentu, że na jego rozkaz księża i szlachcice, siłą rzeczy podejrzani, zostali uwięzieni w oczekiwaniu na utworzenie trybunału karnego, który miał ich sądzić. Tym samym tchnął nowego ducha w klub jakobiński w Nantes. Lecz pobór rekruta, co było głównym celem misji, nie doszedł do skutku. „Rozbójnicy” panowali nad wsią i lasami, Gwardia Narodowa odmawiała wyjścia z Nantes. Potrzebne były liczne i zaprawione w boju oddziały. Fouché i Villers wrócili zatem do Paryża, nie wykonawszy powierzonej im misji. Jedynym ich dokonaniem było wprowadzenie narzędzi Terroru.

Fouché zapragnął pomścić porażkę, której przyczyny upatrywał we wpływach opornych księży. W czerwcu opublikował Réflexions sur l’éducation publique [Refleksje nad edukacją publiczną]. Był to antyklerykalny pamflet, w którym atakował religię, gdyż, jak twierdził, „upadla ona człowieka i degraduje go”. Żeby walczyć z jej wpływem, postulował: „Tylko szkolnictwo publiczne zorganizowane na zasadzie monopolu, zainspirowane duchem rewolucyjnym i wyraźnie filozoficznym, może stanowić przeciwwagę dla nienawistnego wpływu religii”29. Zadziwiające stanowisko u dawnego oratorianina. Fouché zbliża się do hebertystów, którzy w tym czasie zdominowali władze Paryża i odegrali decydującą rolę w upadku żyrondy 2 czerwca.

W paryskim ratuszu 14 lutego 1793 roku funkcje mera obejmuje Jean-Nicolas Pache. Pozostaje on pod wpływem prokuratora generalnego Komuny, Pierre-Gasparda Chaumette’a, oraz jego zastępców, dziennikarza Jacques-René Héberta, czyli słynnego Père Duchesne’a, i Pierre-François Réala, przyszłego prefekta paryskiej policji. Komuna Paryża stawia czoło Konwentowi, opierając się na sekcjach paryskich, klubie kordelierów i Ministerstwie Wojny. To ona włada ulicą. Bez tego sprzymierzeńca górale nie zdołaliby wyeliminować żyrondystów. Sam Robespierre musi układać się z tymi, których nazywa się hebertystami na cześć Héberta, od śmierci Marata ulubionego dziennikarza sankiulotów.

Zapowiada się próba sił między Konwentem a Komuną. Powinna zakończyć się zwycięstwem tej ostatniej. Chcąc znaleźć się w obozie zwycięzców, Fouché głosi poglądy bliskie poglądom hebertystów. Od września 1792 Komuna prowadzi politykę dechrystianizacji, która ma na celu pozamykanie kościołów i zmuszenie księży do wyparcia się wiary. Kult Rozumu, zapowiada Chaumette, zastąpi katolicycyzm, oceniany jako kontrrewolucyjny. Właśnie od Chaumette’a Fouché przejmie idee zawarte w Réflexions. Nie ma co dalej szukać powodów jego antyklerykalizmu. Fouché opuszcza „górę” i dołącza do Héberta.

Dwudziestego czwartego czerwca 1793 roku zostaje wysłany w towarzystwie Méaulle’a, Esnue-Lavalléego i Philippeaux do departamentów centralnych i zachodnich. Mają sformować oddziały, które będą walczyć z wandejskim powstaniem, ogarniającym coraz rozleglejszy obszar.

Fouché udaje się najpierw do Troyes. Na mieście ciąży podejrzenie o brak republikańskiego entuzjazmu. Nic to; prokonsul mnoży przemówienia, parady i groźby. Tymczasem znowu doznaje porażki. Brak broni dla ochotników. Tylko czterystu (głównie z mętów społecznych) natychmiast wyrusza do Paryża, zresztą ku zadowoleniu miejscowych władz.

Fouché, świadom mierności uzyskanych efektów, mierności skrywanej przez słane do Komitetu Ocalenia Publicznego30 entuzjastyczne listy o stanie ducha ludności, wolał uniknąć przejazdu przez Paryż, gdzie Komuna z każdym dniem rosła w siłę, a powitanie jego osoby przez Konwent było wielką niewiadomą, i udał się do Dijon. Tutaj zagrożeniem nie była Wandea, lecz Lyon, który dostał się w ręce rojalistów i federalistów, zwolenników żyrondy. Było to poważne zagrożenie, które trzeba było koniecznie zwalczyć. Lecz w Dijon Fouché nie czuł się dobrze. Miasto było dogłębnie konserwatywne i niechętne do walki z różnorakimi powstańcami. Fouché postanowił zatem udać się do Nevers, miasta bardziej rewolucyjnego, gdzie miał większe szanse na osiągnięcie rezultatów, jakich domagał się Konwent. Mylił się. Region nie był godny zaufania. Mieszkańcy Sancerre bliscy byli wzniecenia kolejnej szuanerii. W całym regionie Nivernais Kościół miał bardzo silną pozycję. Trzeba było również uwzględnić wpływ wielkich posiadaczy ziemskich i przedsiębiorców z branży metalurgicznej.

Fouché dotarł do Nevers 28 lipca. Ogłosił zamiar utworzenia wojska w departamentach Nièvre, Loiret, Allier, Côte-d’Or i Aube. Miało ono rzekomo walczyć w Wandei, lecz Fouché myślał o Lyonie.

Najpierw odegrał rolę człowieka umiarkowanego, miłującego sprawiedliwość i humanitaryzm. Czy była to komedia? Później będzie mówił o „polityce na modłę Machiavellego”, by usprawiedliwić to początkowe umiarkowanie, i powoływał się na możliwość federalistycznego wybuchu.

W tych właśnie okolicznościach małżonka Fouchégo, która towarzyszyła mu w podróżach, 10 sierpnia powiła w Nevers córkę. Całe miasto pospieszyło do szczęśliwego prokonsula. Ze strachu czy sympatii? Republikański chrzest dziewczynki, której nadano imię Nièvre, był okazją do jednej z tych groteskowych ceremonii, w których lubowano się podczas rewolucji. W sprawozdaniu rady generalnej odnotowano to wydarzenie:

„Ponieważ małżonka obywatela Fouché, reprezentanta ludu, urodziła, miasto Nevers zapragnęło dać przy tej okazji świadectwo swej wielkiej radości i wdzięczności.

Rada departamentu i wszystkie wysoko postawione osoby cywilne i wojskowe, zebrawszy się, udały się do obywatela Fouché, by złożyć mu gratulacje. Na miejscu zastały już Gwardię Narodową, bez broni, z muzykantami na czele. Następnie wszyscy udali się na plac Federacji wraz z noworodkiem. Tam, na ołtarzu ojczyzny, w obecności obywatela Damour, ojca chrzestnego, oraz obywatelki Champrobert, matki chrzestnej, i licznej ludności obywatel Fouché oświadczył, że jego legalnie poślubiona małżonka powiła dzień wcześniej dziecko płci żeńskiej, któremu nadał imię Nièvre. Ceremonię zakończyły braterski pocałunek i salwa artyleryjska”31.

Szesnastego sierpnia Fouché odwiedził Clamecy, by zdusić aktywną tam opozycję żyrondystów. Jego umiarkowanie wzbudziło pochwały mieszkańców. Wrócił do Nevers 25 sierpnia. Od tej chwili ton jego wypowiedzi się zmienia. Czy jakobini z Nevers wystosowali skargi? Czy zagrożenie federalistyczne się nasiliło? W każdym razie Fouché uległ przeobrażeniu.

Rejestr dyskusji na forum rady generalnej pozwala prześledzić tę ewolucję. Fouché pojawia się po raz pierwszy na posiedzeniu rady generalnej 29 lipca. Kładzie na biurku dekret Konwentu, który mianuje jego oraz Méaulle’a, Philippeaux i Lavalléego komisarzami w departamentach centralnych i zachodnich w celu „powołania obywateli pod broń przeciwko wandejskim rebeliantom”32.

Podczas posiedzenia z 1 sierpnia mowa jest jeszcze jedynie o targach w Cosne; następnego dnia przedyskutowana zostaje sprawa donosów na dwóch mieszkańców Saint-Saulge. Tego samego dnia Fouché oznajmia, że zobowiązał generalnego płatnika departamentu do „wypłacenia na ręce gminy Nevers kwoty stu tysięcy liwrów do podziału dla ojców, matek, żon i dzieci obrońców ojczyzny z całego departamentu”. Taka była logika misji Fouchégo – zachęcić do wstępowania do rewolucyjnej armii.

Czwartego sierpnia Fouché uczestniczy w debacie na temat pieniędzy niezbędnych do skierowania Loary do starego koryta wzdłuż murów miasta Pouilly – nic politycznego.

Nazajutrz jeden z członków rady generalnej domaga się ściągnięcia dzwonów kościelnych w parafiach departamentu. Fouché popiera tę inicjatywę, jednak zastrzega, że „w każdej parafii największy zostanie zachowany”. Ton jest wciąż umiarkowany.

Podczas następnego posiedzenia Fouché powraca do swoich poglądów na temat edukacji, jakie przedstawił w czerwcu. Pragnie wprowadzić je w życie, tworząc w collège’u w Nevers instytut narodowy „składający się z wystarczającej liczby nauczycieli o potwierdzonym patriotyzmie i dorobku, którzy będą mieli za zadanie udzielanie przez sześć dni w tygodniu o dogodnej porze w różnych klasach lekcji moralności i polityki opartych na prawach człowieka i obywatela oraz konstytucji, a także lekcji matematyki, geografii, historii, rysunku, pisania i arytmetyki. Będą również nauczać języka francuskiego, greckiego i łaciny oraz sztuki czytania, tak aby ta edukacja była przydatna i wspólna wszystkim obywatelom”. Ustala wynagrodzenie nauczycieli na tysiąc osiemset liwrów, przy czym zostanie ono obniżone do tysiąca pięciuset, „kiedy ceny żywności się unormują”. Nauczyciele będą mieszkać w szkole, a biblioteka zostanie utworzona z książek zabranych wspólnotom kościelnym. Jak widać, pedagogiczne powołanie Fouchégo nie wygasło.

Po powrocie z Clamecy w jego wypowiedziach zaczynają pobrzmiewać inne tony. Od tego momentu Fouché atakuje „bogaczy”. I tak podczas posiedzenia rady generalnej:

„Zapoznano się z petycją obywatelki wdowy Pierre, w której donosi ona, że ma około osiemdziesięciu lat, doświadczyła wszelkiej niedoli, a miary jej nieszczęść dopełniła renta inwalidzka, którą jej ojciec, oficer, otrzymał za wielkie zasługi dla państwa, a która była jej wypłacana, ale ze względu na niespodziewane nieszczęścia stosowne dokumenty zaginęły.

Reprezentant ludu domaga się, a zastępująca go rada prokuratora generalnego syndyka postanawia, że rzeczonej wdowie Pierre będzie wypłacana pensja stu liwrów pobieranych z kwot podarowanych przez bogaczy.

I zgodnie z tym, co przedstawił członek administracji, los rzeczonej wdowy Pierre jest tym bardziej godny pożałowania ze strony reprezentanta ludu, że wdowa ta spokrewniona jest w drugim stopniu z obywatelem Pierre’em Saint-Cy, bogatym w rentę ponad stu tysięcy liwrów, który nie tylko nie udzielił jej żadnej pomocy, lecz zawsze odnosił się do niej bezwzględnie.

Reprezentant ludu, uważając, że pierwszym obowiązkiem bogaczy jest hojne obdarowywanie klasy biedaków i że Pierre Saint-Cy, bogaty i dostatni, winny jest pozostawienia w największej nędzy ponadosiemdziesięcioletniej żony kuzyna.

Żąda, by w przyszłości i poczynając od tego dnia rzeczony Pierre Saint-Cy był zobowiązany do płacenia rocznej dożywotniej renty rzeczonej wdowie Pierre w wysokości tysiąca dwustu liwrów, płatnej z góry co trzy miesiące w jej domostwie w Nevers”.

Kilkakrotnie we wrześniu Joseph Fouché atakuje bogaczy, nadając swojej misji trochę nieoczekiwany koloryt społeczny. Jego postawę tłumaczy przyjazd do Nevers Chaumette’a, prokuratora Komuny Paryża, w odwiedziny do chorej matki.

Drugiego października Fouché wygłasza przed radą generalną bardzo gwałtowną mowę, zapisaną w sprawozdaniu:

„Bogaci, egoistyczni, to wy jesteście przyczyną naszych niedoli: to w waszych domach, podczas waszych mrocznych knowań przygotowywane są zdrady i zbrodnie, dzięki waszemu złotu korupcja wytwarza bałagan w naszych wojskach i powoduje ich krwawe niepowodzenia; pytacie, jakie zarzuty można wam postawić: czy nędza waszych współobywateli, długie i nieustające cierpienia szacownych rodzin tych, co przelewają krew w obronie waszych posiadłości, nie świadczą przeciwko wam? Czy ich łez, rozpaczy, która osuszyła ich źródło, nie należy przypisać waszej nienawistnej pazerności? Możecie tym, w co opływacie, załagodzić srogość ich potrzeby, wzniecić w duszach naszych wojowników odwagę i nadzieję, rozdając w ich rodzinach obfite pocieszenia, osuszając gorzkie łzy ich żon i dzieci; macie w ręku wszystkie środki, by uratować lud, a pozostawiacie go na pastwę ich obaw, tymczasem możecie zakończyć nazbyt długie rządy niesprawiedliwości. Ta wojna tyranów sprzymierzonych przeciwko ludom trwa tylko dzięki wam i dla was. Skarżycie się, że głos publiczny obwinia was i podejrzewa; dziwicie się, że płynąca krew burzy się przeciwko wam i że ręce waszych braci zaklinają was, byście ich pomścili…

Słusznie zatem nieufność obejmuje dzisiaj wszystkich, którzy mają fortunę i władzę. To fałszywi patrioci, prawdziwi kontrrewolucjoniści, którzy tylko czekają na to, by sprzedać się pierwszemu tyranowi chętnemu, by im zapłacić. Republika może się umocnić jedynie odrzucając ich ze swego łona. W jej skład mogą wejść tylko elementy czyste. W pierwszych momentach fermentu już wydaliła z siebie część mułu, kler i szlachtę, musi jeszcze się oczyścić z egoistów, tchórzy, zdrajców i łotrów.

Republikanie! Na własne oczy widzieliście, jak rozwija się bezstronność mojego charakteru, wiecie, ile musi spełnić rygorystycznych wymogów; mogliście docenić wzruszające środki, jakimi posłużyłem się, by nakłonić serce bogatego posiadacza i gospodarza do ulżenia losowi cierpiącej klasy. Byliście świadkami, jak wolne były wśród nich moje sukcesy, ale nie żałuję mego postępowania, było podyktowane polityką i humanitarną sprawiedliwością; było korzystne, bo odebrało wszelkie preteksty złej woli, przyczyniło się do dojrzewania rozumu publicznego, umoralniło go i dzisiaj mogę przedsięwziąć skuteczne środki, które nakazuje wasze ocalenie i unicestwienie naszych wrogów”.

Od deklaracji Fouché przechodzi do czynów. Wydaje następujące rozporządzenie:

„Art. 1. Wszyscy bogaci właściciele lub gospodarze posiadający zboża są osobiście odpowiedzialni za braki zaopatrzenia na rynku.

Art. 2. Ten, kto odmówi poddania się rekwizycjom i nie dostarczy na targ żądanej ilości zboża, na następnym targu przez cztery dni zostanie wystawiony na widok publiczny na szafocie, na placu, z napisem: głodzi lud, zdrajca ojczyzny.

Art. 3. W razie recydywy będzie wystawiony na widok publiczny przez dwa kolejne dni targowe, przez cztery godziny, z tym samym napisem; ponadto zostanie uznany za podejrzanego i uwięziony aż do nastania pokoju.

Art. 4. Wszystkie dobra osób uznanych za podejrzane będą sekwestrowane i zostawi się im tylko to, co ściśle niezbędne dla nich i ich rodzin. Wszystkie ich dokumenty zostaną opieczętowane, we wszystkich ich posiadłościach zostanie przeprowadzona inwentaryzacja.

At. 5. W celu wykonania tych decyzji utworzona zostanie gwardia rewolucyjna składająca się z dobrych republikanów w wieku od trzydziestu do czterdziestu lat.

Art. 6. Gwardia ta będzie składała się z piechoty w liczbie dwustu ludzi, jednej kompanii jazdy i jednej kompanii artylerii.

Art. 7. Każdy rewolucyjny żołnierz, niezależnie od stopnia, będzie otrzymywał dziennie trzy liwry z tytułu odszkodowania, dostanie ubiór i broń, mianowicie strzelbę, dwa pistolety i szablę.

Art. 8. Wszyscy obywatele, którzy wejdą w skład gwardii rewolucyjnej, kiedy nie będą pełnić czynnej służby, będą zobowiązani do ćwiczenia manewrów wojennych dwukrotnie w ciągu dnia, pod karą dwudziestu czterech godzin aresztu.

Art. 9. Patrioci, którzy zapraną wstąpić do gwardii rewolucyjnej, mają obowiązek przedstawienia certyfikatu obywatelskości, poświadczonego przez komitet czujności.

Art. 10. Wszyscy posiadacze manufaktur w departamencie, hut i wszelakich fabryk, którzy zaniedbają produkcję, zostaną uznani za podejrzanych.

Art. 11. Administracje zostaną wezwane i zobowiązane do zbudowania na koszt przedsiębiorców fabryk uznanych za niezbędne do najbardziej wytężonej pracy warsztatów.

Art. 12. Komitet czujności natychmiast odwiedzi wszystkie manufaktury i warsztaty, by upewnić się co do ich sytuacji.

Art. 13. Wszyscy posiadacze, którzy nie obsieją zbożem ziemi, jaką zwykle obsiewają zbożem, będą uznawani za podejrzanych i ich pola zostaną obsiane na ich koszt przez ubogich obywateli, którzy zbiorą plony na własną korzyść.

Art. 14. Wszystkie koszty tych środków bezpieczeństwa zostaną poniesione przez bogaczy, którzy je spowodowali.

Art. 15. Ci, którzy w wyznaczonym terminie nie wywiążą się z zobowiązań pieniężnych, jakie zostaną na nich nałożone, będą uznawani za podejrzanych.

Art. 16. Komitety czujności utworzone w każdym okręgu są zobowiązane, wraz z ustanowionymi władzami, do podjęcia tych samych rewolucyjnych środków w swoim okręgu i w tym celu są upoważnione do pobrania od bogaczy, proporcjonalnie do ich fortuny i nieobywatelskości, wszystkich kwot koniecznych zarówno do pokrycia wydatków gwardii rewolucyjnej i odszkodowań komitetów wyżywienia i czujności, jak i do honorowego wsparcia nieszczęśliwych obywateli, głównie zaś ubogich rodzin ochotników, którzy walczą w wojskach republiki.

Art. 17. Wszystkie pobrane fundusze zostaną wpłacone do kasy dobroczynności prowadzonej przez poborców każdego okręgu”.

Następnie Fouché wydaje rozporządzenie dotyczące konfiskaty złota i klejnotów: „Wszyscy obywatele, którzy posiadają złote i srebrne monety, jak również sztabki srebra lub srebrne naczynia, lub srebrne klejnoty inne niż te służące do kobiecej ozdoby albo [przedmioty, które] mają wartość tylko ze względu na kształt i robotę, takie jak zegarki i zegary, są zobowiązani do zaniesienia ich do komitetu czujności swojego okręgu, który wystawi im kwit podpisany przez co najmniej trzech członków: dostaną za niego zapłatę od poborcy lub zostanie on potraktowany jako zaliczka na poczet rewolucyjnego podatku, zgodnie z ceną marki ustaloną przez Konwent”.

Żebranie jest zakazane. Podczas posiedzenia 18 października 1793 roku „reprezentant ludu, który na jednym z wcześniejszych posiedzeń wydał zakaz żebrania, zarządził, że nieszczęśliwi obywatele w biedzie dostaną odzież, wyżywienie i schronienie na koszt tego, co zbywa bogaczom; oznaki nędzy zostaną unicestwione; władze miejskie będą zobowiązane do aresztowania ludzi bezczynnych”33. Biedacy stawiają się u zamożnych mieszkańców z karteczką od Fouchégo, który zachęca ich, by „odziali od stóp do głów ubogiego obywatela, okaziciela niniejszego dokumentu”.

Jeszcze 4 listopada, gdy szykuje się do wyjazdu do Lyonu, Fouché ubolewa nad tym, że „wciąż istnieją na obszarze tego departamentu bogaci i biedni; najwyższy czas, by ta potworna nierówność zniknęła, by starość, nieszczęście, ubóstwo zostały uhonorowane”. Już wcześniej, 13 października, napisał do Komitetu Ocalenia Publicznego: „Tutaj ludzie wstydzą się, że są bogaci, i chlubią tym, że są biedni”.

Jednak najbardziej zafrapowała umysły prowadzona przez Fouchégo polityka dechrystianizacji. Wpisuje się ona doskonale w linię polityczną wcielaną w życie w Paryżu przez Komunę i oczywiste jest, że Fouché uległ wpływowi Chaumette’a. W stolicy Collot d’Herbois i Billaud-Varenne weszli w skład Komitetu Ocalenia Publicznego, co dowodzi rosnącego znaczenia hebertystów. Zarówno Robespierre, jak i Danton, muszą się z nimi układać. Fouché, pouczony przez Chaumette’a, wykazuje się gorliwością zarówno w Nevers, jak w Moulins, gdzie przebywa od 25 września do 2 października, gdyż departament Allier też mu podlega.

Dwudziestego drugiego września w kościele Saint-Cyr odsłonięte zostaje popiersie Brutusa. Następnego dnia Fouché wydaje rozporządzenie: „Każdy duchowny lub inny ksiądz opłacany przez państwo będzie zobowiązany, by w terminie miesiąca ożenić się lub adoptować dziecko”. W Moulins daje w pełni wyraz swemu antyklerykalizmowi: zniesione zostają wszystkie zewnętrzne oznaki kultu. Biskup i około trzydziestu księży wyrzekają się wiary.

Powróciwszy do Nevers, 9 października Fouché podpisuje rozporządzenie dotyczące kultów. „Jako że Republika nie uznaje dominującego i uprzywilejowanego kultu, wszystkie symbole religijne znajdujące się na drogach, placach i ogólnie w miejscach publicznych zostaną usunięte”. Zakazuje się księżom ukazywania się „w swoich strojach w innych miejscach niż świątynie”. Dzwonnica kościoła Saint-Martin jest zachowana, ale przekształcona w „piramidę upamiętniającą męczenników wolności”. Największe wrażenie zrobiła decyzja Fouchégo, by na cmentarzach stawiać posągi Snu i zamieszczać nad ich bramami napis: „Śmierć jest wiecznym snem”.

Trzynastego października Fouché obwieścił Komitetowi Ocalenia Publicznego: „Fanatyzm został porażony”.

Niewielu komisarzy Konwentu posunęło się równie daleko, jego działania odbiły się więc głośnym echem.

Czy mocą dekretu z 30 października 1793 roku został wysłany wraz z Collotem d’Herbois do Lyonu dlatego, że doskonale wyczuł, skąd wieje wiatr? Czy może dlatego że kilkakrotnie w swoich raportach wspominał o zagrożeniu, jakie Lyon stanowi dla zarządzanych przez niego departamentów?

Faktem jest, że powstanie w Lyonie stawało się równie niepokojące, co rebelia w Wandei. Miasto, liczące wówczas blisko sto tysięcy mieszkańców, zostało zrujnowane przez upadek przemysłu w wyniku Rewolucji i dostało się pod zarząd takich ekstremistów, jak Joseph Chalier, który w wyniku swoistego zamachu stanu usadowił się w ratuszu 6 lutego 1793 roku, a 18 został stamtąd przepędzony. W marcu Konwent wysłał do Lyonu Claude’a Basire’a, Louisa Legendre’a i Stanislas-Josepha Rovère’a, którzy osadzili w merostwie przyjaciela Chaliera, Antoine-Marie Bertranda. Właśnie sporządzono listy proskrypcyjne i zarządzono wymuszony podatek w wysokości 6 milionów, kiedy 29 maja wybuchło powstanie, wzniecone przez spanikowaną burżuazję. Szybko w szeregach powstańców wymieszali się umiarkowani republikanie, żyrondyści wyłączeni 2 czerwca z Konwentu oraz rojaliści. Wkrótce dowodzenie przejęli zatwardziali rojaliści, jak hrabia Precy. Chalier, symbol jakobinizmu, został stracony.

Konwent wysłał wojsko, które oblegało Lyon od 14 sierpnia do 9 października. Kiedy miasto w końcu upadło, Komitet Ocalenia Publicznego postanowił zastosować wobec niego represje na miarę strachu, jaki wcześniej wzbudziło. Niemniej Georges Couthon się wahał. Stąd wysłanie do Lyonu dwóch „hebertystów”, Jean-Marie Collota d’Herbois i Josepha Fouchégo. Ten ostatni wyjechał z Nevers 7 listopada, zmierzając do Lyonu, czy raczej do Commune-Affranchie [Wyzwolonej Komuny], gdyż tak brzmiała nowa nazwa miasta.

Na miejscu Fouché i Collot d’Herbois, którym towarzyszył Antoine-Louis Albitte, dołączyli do François Laporte’a. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to Collot d’Herbois jest najważniejszy z całej czwórki. Lecz Fouché ma za sobą staż w Nevers, przez co zyskał dobrą lub złą sławę, zależnie od punktu widzenia. A że Collot d’Herbois wyjedzie, to Fouché będzie symbolizował represje, jakie spadną na Lyon. Jego pole działania obejmie departamenty Ain, Allier, Ardèche, Drôme, Isère, Loary, Haute-Loire, Mont-Blanc, Puy-de-Dôme, Rodanu i jeszcze Nièvre, którym to departamentem wciąż włada34.

Natychmiast zostaje puszczona w ruch machina represji. Tymczasowa komisja czujności, powołana 10 listopada, poluje na podejrzanych, komisja rewolucyjna, utworzona 27 listopada pod przewodnictwem Pierre-Mathieu Pareina, kreatury Fouchégo, wydaje wyroki, przeważnie wyroki śmierci „w ogniu pioruna”.

Albowiem żeby zaoszczędzić proch i zyskać na czasie, od 4 grudnia używa się do egzekucji armaty. Kanonady na polach Brotteaux mocno wstrząsnęły współczesnymi. „Wyobraźnia ludowa i opowieści epoki przechowały wspomnienie tych straszliwych chwil. Związani razem, skazańcy zostają ustawieni obok fos, do których wpadają, rażeni pociskami armatnimi. Jedni umierają szybciej, inni wolniej; niektórzy zostają dobici bagnetem lub szablą (tym oszczędzonym przez kartacze kazano wstać, składając im kłamliwą obietnicę, że Republika ich ułaskawi). Inni są grzebani żywcem, nielicznym udaje się uciec”35.

Działa także gilotyna, zastrzeżona podobno dla notabli, podczas gdy armaty koszą osobników mało znanych i anonimowych. Istnieją co prawda obrazki ukazujące Fouchégo, jak dowodzi działami na polach Brotteaux, niemniej wydaje się, że trzyma się on z dala od egzekucji.

Liczba 1604 ofiar w samym Lyonie jest prawdopodobna36. Wśród nich było mało kobiet, dużo rzemieślników i sklepikarzy, robotników i służących. Lecz skargi na srogość represji docierały do samego Paryża. Collot d’Herbois udał się do stolicy 21 grudnia, by usprawiedliwić się i przedstawić raport. Fouché ze swej strony już 6 grudnia napisał do Konwentu: „Niełatwo zdać sobie sprawę, jak uciążliwa i trudna jest misja, jaką nam powierzyliście; z jednej strony, żywność dociera jedynie za sprawą rekwizycji dokonywanych w mieście, które samo budzi jedynie oburzenie… Z drugiej strony, administracja składa się z ludzi dla nas interesujących, bo wcześniej gnębionych przez rebeliantów, lecz są oni nazbyt chętni, by pozbyć się funkcji publicznej, zapomnieć o krwawej obrazie wolności i ulec osobistemu pragnieniu wybaczenia. Wreszcie, koledzy obywatele, używa się wszystkich możliwych środków, aby rozsiać ziarno okrutnej litości we wszystkich sercach i odmalować nas jako ludzi żądnych krwi i zniszczenia. Nasi wrogowie potrzebują strasznej nauczki… No cóż! Damy im takową. Za sprawą ich perfidii południowa część Republiki jest ogarnięta niszczycielskim wirem, trzeba z niego ukształtować piorun, żeby ich zmiażdżyć, trzeba, by wszyscy sprzymierzeńcy, jakich mieli w Commune-Affranchie, zostali rażeni gromem sprawiedliwości a ich zakrwawione trupy, wrzucone do Rodanu, oczom tchórzliwych i bezlitosnych Anglików ukazały na obu brzegach, w ujściu rzeki, pod murami haniebnego Tulonu, widok straszliwy i obraz wszechwładztwa ludu francuskiego”37. Fouché nie tylko bierze na siebie odpowiedzialność za represje, lecz także kontynuuje w Lyonie politykę antyreligijną, którą zainaugurował w Nevers.

Jego staraniem 10 listopada zostaje zorganizowana wielka uroczystość na cześć Chaliera. Wśród grzmotu wystrzałów armatnich rusza pochód, na jego czele kroczy kolos z siekierą na ramieniu, za nim idzie oddział piechoty i młode dziewczęta z wiankami kwiatów na głowie, za nimi zaś grupa niosąca popiersie Chaliera, otoczona muzykantami i śpiewakami. Na razie to klasyczna uroczystość rewolucyjna, porównywalna do tych upamiętniających Le Peletiera de Saint-Fargeau czy Marata. Zadziwia natomiast ciąg dalszy pochodu: za sankiulotą niosącym mitrę i pastorał idzie osioł okryty szatą pontyfikalną, z mitrą na łbie, kielichem uwieszonym na szyi oraz biblią i mszałem przywiązanymi do ogona. Oczywista jest intencja świętokradcza. Inny sankiulota ciągnie w błocie sztandar z kwiatami lilii. Wreszcie ukazują się komisarze Konwentu: Fouché, Collot d’Herbois i Laporte.

Po dotarciu do Terreaux, pochód się zatrzymuje. Po odśpiewaniu hymnu na cześć Chaliera Collot d’Herbois, po nim Fouché i na końcu Laporte wygłaszają przemówienia. Fouché bardzo ostro atakuje katów męczennika: „Chalier, nie ma cię wśród nas… Męczenniku wolności, łotry złożyły cię w ofierze. Ich krew jest jedyną wodą święconą, która może ukoić twego słusznie zagniewanego ducha. Chalier! Chalier! Przysięgamy przed twoim świętym obliczem, że pomścimy twą mękę. Tak, krew arystokratów będzie twoim kadzidłem”38. Potem pod stos zostaje podłożony ogień, do niego wrzucone są biblia i mszał, osła poi się z kielicha. Deszcz kładzie kres ceremonii i jej uczestnicy się rozpierzchają.

Wydarzenie odbiło się głośnym echem. Analogiczne uroczystości odbywają się w Saint-Étienne (zwanym Arme-Commune) i Montbrison.

Szóstego stycznia, kiedy Collot d’Herbois już opuścił Lyon, mają miejsce obchody święta Trzech Króli, których podobizny zostają ścięte na gilotynie (podobnie jak podobizna papieża); jeden ksiądz wyrzeka się wiary.

Dechrystianizacji towarzyszą działania socjalne, w których lubuje się dawny oratorianin. „Bogactwo i ubóstwo będą musiały zniknąć z ustroju równości”, oświadcza i pisze do Paryża, chcąc uzyskać zgodę na postępowanie sprzeczne z wolą Konwentu: pragnie, żeby dobra lyońskich rebeliantów nie zostały sprzedane jak dobra emigrantów, lecz rozdane biednym.

Tymczasem w Paryżu w marcu hebertyści przegrywają. Ich antyreligijne maskarady doprowadziły do furii Robespierre’a, który czuje odrazę do jakiejkolwiek formy ateizmu. Ich radykalny program socjalny, przejęty od „wściekłych”, niepokoi Konwent. Hebertyści popełnili ponadto nieostrożność, powołując się w klubie kordelierów na „świętą insurekcję”. Na rozkaz Komitetu Ocalenia Publicznego główni przywódcy – Jacques Hébert, Antoine-François Momoro i Charles-Philippe Ronsin – zostają aresztowani, postawieni przed Trybunałem Rewolucyjnym i zgilotynowani.

Fouché natychmiast zmienia prowadzoną politykę. Kładzie kres armatnim egzekucjom. Energiczna sanacja usuwa z komitetów rewolucyjnych sympatyków Héberta, rozwiązane zostaje towarzystwo ludowe. Lyon powraca na ścieżkę prawa. Zbyt późno. Robespierre, władający niepodzielnie od upadku Dantona, do którego doszło po egzekucji Héberta, postanawia wezwać Fouchégo do Paryża. Ten dowiaduje się o decyzji 1 kwietnia 1794 roku.

ROZDZIAŁ IVDZIEŃ 9 THERMIDORA

Tak oto po dziewięciomiesięcznej nieobecności Fouché znowu pojawia się w Paryżu. Osiemnastego germinala (7 kwietnia 1794) ponownie zasiada w swojej ławie w Konwencie. Można się domyślać, jak bardzo jest zaskoczony. Bo jego oczom ukazuje się zadziwiający widok. Miejsca zajmowane przez żyrondę, potężną, gdy wyjeżdżał, teraz są puste. Pierwsi przyjaciele Fouchégo są martwi, uwięzieni lub wygnani. Po lewej stronie głowa Dantona spadła do kosza 5 kwietnia. Wszyscy wciąż spoglądają z trwogą na miejsce, które zajmował. Camille Desmoulins, Fabre d’Églantine, Marie-Jean Hérault de Séchelles, François Chabot też nie żyją. Gdy Fouché spogląda na ławy Komuny Paryża, uzmysławia sobie, że Pierre-Gaspard Chaumette upadł wraz z Hébertem i oczekuje na taki sam los – Père Duchesne został stracony na gilotynie 24 marca. Przerażająca rzeź!

Pokonawszy żyrondę, „góra” wdała się w bratobójcze walki, których efektem było umocnienie pozycji Robespierre’a. Czy doszło do uspokojenia umysłów? W żadnej mierze. Krążą nowe listy proskrypcyjne. Teraz zagrożeni są dawni komisarze Konwentu, wezwani z powrotem przez Komitet Ocalenia Publicznego: Paul Barras, Jean-Lambert Tallien, Louis Fréron, Joseph Lebon, Jean-Baptiste Carrier i Joseph Fouché, lecz także członkowie komitetów, którzy sprzeciwiają się Robespierre’owi: Billaud-Varenne, Collot d’Herbois, Lazare Carnot, Pierre-Joseph Cambon, Marc-Guillaume Vadier…

Fouché odkrywa, jak potężny jest Robespierre. Główną konsekwencją upadku dantonistów i hebertystów było umocnienie jego władzy. To on rządzi, wraz z Couthonem i Saint-Justem, w Komitecie Ocalenia Publicznego, włada niepodzielnie klubem jakobińskim. Postawił na czele Komuny Paryża swojego człowieka, Jean-Baptiste’a Fleuriot-Lescota. Za granicą mówi się teraz o „Francji Robespierre’a”, „rządzie Robespierre’a”, „wojskach Robespierre’a”. Od momentu upadku monarchii żaden człowiek nie był tak potężny.

Fouché nie wahał się długo. Po odczytaniu przed zgromadzeniem swego usprawiedliwiającego raportu, w imię ich dawnej przyjaźni tego samego wieczoru udał się na ulicę Saint-Honoré. Wiemy o przebiegu tego spotkania to, co napisał o nim w swoich pamiętnikach Barras, zapewne czerpiąc informację od samego Fouchégo39.

Wszystko różniło tych dwóch mężczyzn. Przede wszystkim przeszłość: Joseph Fouché poznał Maximiliena de Robespierre jako klepiącego biedę adwokata i pożyczył mu nawet pieniądze. Zerwał zaręczyny z siostrą ludowego trybuna, Charlotte, i choć ta w końcu poróżniła się z braćmi, Maximilien nigdy nie wybaczył Josephowi zniewagi. Fouché gorliwie prowadził w Nièvre politykę dechrystianizacji, tak drogą hebertystom. Tymczasem Robespierre potępił ateizm w imieniu Jean-Jacques’a Rousseau i posłał Héberta i jego zwolenników na gilotynę. Fouché wreszcie uwikłany był w afery pieniężne, Robespierre był Nieprzekupny. Ten ostatni przeczytał raporty, być może kłamliwe, zgodnie z którymi „w huku wyburzeń Lyonu Fouché zachowywał się mniej więcej jak piroman, ubijający interesy wśród jęzorów ognia” – tak twierdził Barras, który znał się na rzeczy. Czy nie krążą słuchy, dodaje złośliwiec, jakoby obywatelka Fouché, której powóz uległ uszkodzeniu, gdy opuszczał Lyon, „została przyłapana w chwili wypadku na zakrywaniu skrzyń suknią, niczym troskliwa kwoka chroniąca pisklęta”? Tak więc Fouché uosabiał wszystko to, czego Robespierre mógł nienawidzić. „Słodkie słówka, silne, wrażliwe, przyjazne, pełne szacunku” jednego rozmówcy rozbijały się o mur „upartego milczenia i kamiennej twarzy” drugiego. Wojna została wypowiedziana.

Gdyby był sam, Fouché nie dałby rady walczyć. Lecz liczba wrogów Robespierre’a bezustannie rosła. Podczas święta Najwyższej Istoty, 8 czerwca, gdy Nieprzekupny osiągnął apogeum kariery, w ławach Konwentu szemrano. Dwa dni później Couthon przedstawił zgromadzeniu tak zwaną ustawę z miesiąca prairiala, która przyspieszała procedury Trybunału Rewolucyjnego poprzez likwidację ochrony prawnej oskarżonych. Projekt został przygotowany poza Komitetem Bezpieczeństwa Powszechnego, nadzorującym policję, i bez zgody części Komitetu Ocalenia Publicznego. Pierre-Charles Ruamps poprosił o odroczenie projektu Couthona; Robespierre sprzeciwił się prośbie i zażądał głosowania nie tylko natychmiastowego, lecz także jednomyślnego. Sterroryzowane zgromadzenie się ugięło.