Kanut Wielki. Wnuk Mieszka - Trow M.J. - ebook

Kanut Wielki. Wnuk Mieszka ebook

Trow M.J.

4,6

Opis

Miłość, zdrada, walka o władzę – oto opowieść o wikingu, który zbudował imperium. Legenda mówi, że chciał, by na jego rozkaz zatrzymały się nawet morskie fale...

Kanut Wielki (inaczej Knut Wielki), syn Swena Widłobrodego i wnuk Mieszka I, był jednym z najpotężniejszych władców w Europie początków XI wieku, twórcą tzw. imperium Morza Północnego, nad którym panował jako król Anglii, Danii i Norwegii. To za jego sprawą Anglia zjednoczyła się jako jedno królestwo. Władzę zdobył po dwóch latach krwawej walki z innymi pretendentami do tronu i został pierwszym w dziejach duńskim królem Anglii.

Autor rozprawia się w swojej książce z wieloma mitami, jakie w ciągu wieków narosły wokół tej postaci. Odkrywa prawdziwą historię najpotężniejszego wikinga w dziejach Europy, króla Anglii, Danii i Norwegii, potomka Piastów.

 

Autor – M.J. Trow – właśc. Meirion James Trow, to urodzony w 1949 r. nauczyciel historii, pisarz, członek m.in. brytyjskiego Stowarzyszenia Twórców Literatury (Society of Authors), autor powieści oraz prac historycznych poświęconych różnym postaciom i momentom dziejowym – od Kleopatry i powstania Spartakusa, przez Drakulę, po czasy współczesne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (16 ocen)
10
5
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malarz2007

Nie oderwiesz się od lektury

Jak dla mnie rewelacja 💪
00
JoannaKotala

Nie oderwiesz się od lektury

👌
00

Popularność




Tytuł oryginału: Cnut. Emperor of the North

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2020

© Copyright by © M.J. Trow, 2005

Tłumaczenie: Tomasz Kaźmierczak

Redakcja: Alicja Berman

Korekta: Marta Kozłowska

Skład: Igor Nowaczyk

Opracowanie materiałów do wydania polskiego:

Alicja Berman, Łukasz Jędrzejczak

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Zdjęcia na okładce i ilustracje: Wikimedia Commons,

© Vladyslav, © Evgeniy Zakharov/123rf.com

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2020

ISBN: 978-83-66730-37-3 (EPUB); 978-83-66730-38-0 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Ten jeden, z łaski Boga, przezwycięży

Wszelkie trudności, które gnębiły go w młodości

I osiągnie szczęście na starość:

Będzie witał budzące się słońce i otrzyma

Bogactwa, skarby czy puchar miodu od swego ludu,

Tak wiele, jak tylko można posiąść we własnym życiu[*1]

LOS CZŁOWIEKA,

POEMAT ŚREDNIOWIECZNY,

AUTOR ANONIMOWY

Podziękowania

Niniejsza książka jest nie tylko dziełem samego autora, ale również wielu innych osób, które wcześniej poświęciły swój czas i wysiłki na zgłębianie omawianego w książce tematu.

Korzystając z okazji, chciałbym podziękować mojemu wydawcy, Jacqueline Mitchell, i jej wytrwałemu zespołowi w wydawnictwie Sutton, mojemu agentowi, Andrew Lowniemu, za jego niestrudzoną, pozornie niewidoczną pracę, dzięki której możliwe było powstanie tej książki, doktorowi Johnowi Crookowi z Winchesteru za jego fachowe porady oraz udostępnienie materiałów fotograficznych; podziękowania kieruję także do wikariusza kościoła w Deerhurst, do J.M. Denta z oddziału Grupy Wydawniczej Orion – za zgodę na cytowanie Kroniki anglosaskiej w tłumaczeniu profesora Michaela Swantona, do Boydell and Brewer Ltd. – za zgodę na wykorzystanie tłumaczeń Kevina Crossley’a-Hollanda, wyszczególnionych w przypisach, oraz do tych wszystkich, którzy pozwolili mi cytować fragmenty ich opracowań lub zgodzili się na udostępnienie swych źródeł graficznych, a także tych, których nie byłem w stanie odnaleźć lub nawiązać z nimi kontaktu; dziękuję mojemu synowi, Taliesinowi, którego znajomość archeologii jest daleko poza moim zasięgiem, oraz, jak zawsze, mojej cierpliwie znoszącej wszystko żonie, Carol, w nieskończoność odkładającej pracę nad własnymi książkami, ponieważ przepisywała moją!

Karta tytułowa kroniki z Peterborough, ok. 1638 r.

ROZDZIAŁ PIERWSZYGniew Ludzi Północy

Woda wrze,

Pienią się morskie bałwany...

Wieloryb tylko ryczy z dziką wściekłością...

KSIĘGA EXETER, 1072

Archidiakon i kronikarz Henryk z Huntingdon był pierwszym, który w 1154 roku przelał tę historię na pergamin. Jego Historia Anglorum była jedną z kilku kronik powstałych w średniowieczu, a zawarta w niej opowieść o królu Kanucie płynie niczym morskie fale. Opis ten wywierał tak wielkie wrażenie, że tworzący sześć wieków później filozof i historyk, David Hume, miał wiernie przepisać słowa Henryka z Huntingdon:

Kanut, największy i najpotężniejszy monarcha swoich czasów [...] nie mógł nie być podziwiany przez własnych dworzan, choć podziw taki jest hołdem, który ludzie składają często nawet najbardziej nędznym i najsłabszym książętom. Niektórzy z pochlebców, przesadzając w pochwałach jego wielkości, posuwali się nawet do twierdzenia, że dla tego władcy na ma nic niemożliwego. Sprawiło to, jak powiadano, iż król kazał podczas przypływu ustawić swój tron na brzegu morza, a kiedy woda się zbliżała, rozkazał jej się cofnąć i podporządkować jego głosowi, zupełnie jakby był panem oceanu. Usiadł na chwilę, pozornie czekając, aż spełni ona jego polecenia, lecz gdy była już tak blisko, że zaczęła kłębić się tuż obok niego, zwrócił się do swych dworzan i oświadczył, że każde stworzenie we wszechświecie bywa słabe i bezsilne, a moc tkwi w samym Bycie, od którego zależą wszystkie żywioły natury, który może powiedzieć oceanowi: „Dotąd dojdziesz, lecz nie dalej!”[1], który jednym skinieniem może zniszczyć największe nawet pokłady ludzkiej dumy i ambicji[2].

I to dziś niemal wszystko, co ludzie wiedzą o wikińskim królu Anglii. Co gorsza, od czasów Huntingdona i Hume’a zapominano stopniowo o pobożności i pokorze tego władcy, który zaczął być przedstawiany jako głupi i arogancki megaloman, przekonany, iż posiada moc większą niż Bóg. „Syndrom Kanuta” stał się zaś we współczesnym świecie określeniem używanym w odniesieniu do polityków i ekonomistów, którzy karmią się podobnymi złudzeniami, co jest zupełnie sprzeczne z intencjami Henryka z Huntingdon.

Kim był ów człowiek, z początku arogancki, udzielny władca, później pokorny chrześcijanin, którego życie i przesłanie są dzisiaj kompletnie niezrozumiałe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się w czasie...

Drakkary (smocze statki) ponownie wyłoniły się z letniej mgły w 980 roku. Opisano to, jak zawsze zwięźle, w Kronice anglosaskiej z Abingdon: „a tego samego roku Southampton zostało spustoszone przez armię statków najeźdźców i większość mieszkańców miasta została zabita albo dostała się do niewoli. Tego samego roku najazd dotknął ląd – wyspę Thanet; tego samego roku atak spadł na Ceshire, a to wszystko było dziełem najeżdżających z północy armii statków”[3].

„Armie okrętów najeźdźców z północy” były zmorą Anglików przez niemal dwa stulecia. Kronikarz, który za pomocą pióra skrzypiącego po pergaminie spisał owe statki, był jeszcze bardziej lakoniczny niż jego poprzednicy z Canterbury czy Peterborough. W 793 roku odnotowali oni, co następuje: „Pojawiły się straszliwe znaki na ziemi Northumbrii a ludzie zostali boleśnie doświadczeni. Ogromne rozbłyski błyskawic i ogniste, latające smoki były widziane w powietrzu, a potem natychmiast pojawił się wielki głód; a trochę później, jeszcze tego samego roku, 8 stycznia, najazd pogan do cna zdewastował kościół Boży w Lindisfarne poprzez rabunek i rzeź [...]”[4]

Barbarzyńcy powrócili w 980 roku. Słowo „wikingowie”, tłumaczone albo jako „mieszkańcy zatok”, albo „piraci”, siało strach w sercach Franków, Niemców, Rusinów i innych niezliczonych plemion żyjących wokół Morza Śródziemnego. Bez wątpienia byli to najlepsi i najbardziej nieustraszeni żeglarze na świecie, a ich słynne długie łodzie pojawiały się na tak odległych wodach jak Północny Atlantyk i ujście Wołgi. Ich fanatycznie zawodzący wojownicy, zwani berserkerami z uwagi na ich niepohamowaną żądzę rzezi mężczyzn, kobiet i dzieci, stali się dla bezbronnych mnichów, opisujących nieistniejące diaboliczne rogi na hełmach najeźdźców, dowodem na to, iż to legion z piekieł powstał przeciwko nim[*2].

Łodzie, których dzioby wbiły się w piaszczyste brzegi Southampton Water latem 980 roku, były największymi z drakkarów, czyli wężowych czy też smoczych statków, długimi na dziewięćdziesiąt stóp, z dwudziestoma parami wioseł, mogącymi przewieźć nawet do stu ludzi. Dawniej sądzono, iż twórcy wikińskich sag mocno przesadzali w opisach owych łodzi, jednak ich gigantyczne pozostałości, odnalezione w Hedeby i wydobyte z fiordu Roskilde w Danii w latach sześćdziesiątych XX wieku, potwierdziły archeologicznie ich istnienie. Były to galeony, pancerniki i lotniskowce swoich czasów – szybkie i śmiercionośne, dzięki wiosłom mogły płynąć z prędkością nawet siedmiu węzłów. Serca najodważniejszych mężów musiały zamierać, gdy dostrzegali na horyzoncie ich kwadratowe żagle.

Drakkary budowane były dla ich szybkości i zwrotności. Prześlizgiwały się po żwirowych brzegach w Sandwich, kotwiczyły przy wyspie Horthey, patrolowały Solent albo pokonywały rzekę Świętą (Helgeå), by następnie, po zbójeckim ataku, szybko przewieźć z powrotem oddziały najeźdźców z głębi lądu na brzeg morza. Ich trzydzieści cztery pary wioseł pozwalały płynąć niezależnie od kierunku wiatru, a przy długich podróżach czy bitwach morskich można było swobodnie wymieniać wioślarzy.

Dąb był najchętniej wybieranym drewnem, ale buk, olcha, jesion, wierzba, lipa czy brzoza również znajdowały zastosowanie przy ich budowie. Dębowe pnie były rozłupywane promieniście za pomocą metalowych bądź drewnianych klinów na mniejsze fragmenty. Nigdy nie korzystano z pił, gdyż aby drewno było wytrzymałe, nie należało przecinać jego włókien. Do wyrobu lin używano konopi, a łyko wierzby i lipy służyło do tworzenia takielunku. Żagle tkane były z wełny przez kobiety, które w czasach wikingów, jak powiedział Rudyard Kipling, niewiele mogły zdziałać i tylko przestrzegały swych mężów: „Idź za starym, siwym twórcą wdów” (morzem). Smołą sosnową smarowano wszelkie drewniane części statków, aby ochronić je przed niszczącym działaniem wody i powietrza.

Do obróbki drewna używano wielu rozmaitych narzędzi. Były to: siekiery, toporki, młoty, szczypce, noże i świdry – wszystkie odgrywały istotną rolę w budowie najbardziej zaawansowanych w owych czasach maszyn do zabijania, których skuteczność była zatrważająca. Eleganckie linie kształtów wskazywały, że mogą, niczym współczesne katamarany, sunąć po falach, budząc trwogę strażników wybrzeży w całym znanym wówczas cywilizowanym świecie. Sternicy Kanuta, choć nie posiadali kompasów ani chronometrów, byli w stanie prowadzić swe łodzie, obserwując gwiazdy, wykorzystując kierunek fal morskich i wiatru, który czuli na twarzach. Wysokość położenia słońca można obliczyć dzięki palcom, pięściom lub nacięciom na patykach. Nie wiemy dokładnie, jak robili to wikingowie, prawdopodobnie korzystali z umiejętności, których my już nie znamy, ponieważ nigdy nie były nam potrzebne.

W 980 roku Southampton liczyło sto pięćdziesiąt łanów[*3] po piętnaście akrów. Była to trzecia osada w tym rejonie od czasów rzymskich, odkąd około 700 roku Clausentum zostało porzucone na rzecz Hamwise. Ów dobrze prosperujący port był celem wielokrotnych ataków wikingów i również został opuszczony, a „nowe” miasto wzniesiono na wyżynie, górującej nad rzeką Test i Zatoką Southampton[*4]. Choć pięćdziesiąt lat wcześniej było ono królewską mennicą króla Æthelstana, na skutek wyludnienia nie wzniesiono wokół niego umocnień ziemnych i nie przekopano fos. Dla najeźdźców miejsce to stanowiło więc dogodny cel. Dopiero po inwazji Normanów w 1066 roku miejscowość ponownie została zasiedlona.

W 980 roku grupa najeźdźców uprowadziła ludność w niewolę, zabrała jej wino i żywy inwentarz, by pozostawić po sobie w Southhampton dymiące zgliszcza. Pożeglowała następnie na północny wschód, blisko wybrzeża, poszukując czegoś, co można by jeszcze zniszczyć. Widoczne z obecnej Zatoki Pegwell opactwo Minster wydało się wikingom równie bezbronne. W owych czasach rzeka Wantsum była jeszcze na tyle szeroka, że oddzielała od lądu wyspę Thanet, której stare rzymskie forty w Richborough i Reculver już dawno przestały bronić. Rozproszone wioski, ich płoty z wikliny i pomalowane byle jak chaty o słomianych strzechach, zajmowały się ogniem, a mieszkańcy uciekli w głąb lądu.

Ataki na Cheshire trudniej nam opisać. Kronika anglosaska nie podaje ani konkretnych nazw, ani żadnych dat. Czy Cheshire też nawiedziła ta sama flota rozbójników? A może były to dwa różne ataki niezależnych band? Jeśli tak, to czy były one skoordynowane, czy też może zupełnie przypadkowe? Jak zwykle kronika przynosi więcej pytań niż odpowiedzi.

Nie możemy być pewni, czy najazdy z następnego roku były dziełem floty z Southampton/Thanet. Kimkolwiek byli atakujący, ich cele leżały dalej na zachodzie: „Wtedy, w tym roku, zaatakowano Padstow – pomstował kronikarz z Abingdon – a tego samego roku wielkie szkody zostały poczynione wzdłuż wybrzeża morskiego, tak w Devon, jak i Kornwalii”[5]. Kościół świętego Petroca w Padstow (zwanym w XI wieku Lawenehoc) został ufundowany w VI wieku przez świętego jako część klasztoru. Kronika anglosaska opisuje głównie zdarzenia związane z kościołem i nie przedstawia ciągu historii spisanego, jak wierzyli wcześniejsi historycy, jedną ręką. Jest ona jedynie fragmentarycznym zapisem wypadków rozgrywających się w okresie od IX wieku do roku 1154. Najwcześniejsze wpisy odnoszą się do narodzin Chrystusa – „Oktawian panował przez pięćdziesiąt sześć lat i w czterdziestym drugim roku jego rządów urodził się Chrystus”[6].

Do dzisiaj przetrwały cztery kroniki, znane współcześnie jako Ā, C, D i E, a trzy inne – A, B i F – są ich kopiami. Ā zwana jest również Kroniką Parkera, od imienia jej tymczasowego właściciela, Mateusza Parkera, arcybiskupa Canterbury i mistrza Kolegium Bożego Ciała z Cambridge. Spisana została prawdopodobnie w Winchesterze, anglo-duńskiej stolicy. Wkrótce po normańskim podboju trafiła do Christchurch w Canterbury i jest najstarszym manuskryptem opisującym zdarzenia, jakie miały miejsce od lat sześćdziesiątych przed Chrystusem do roku 1070 naszej ery. Wersja A jest kopią kroniki Ā, stworzoną w Winchesterze, ale została poważnie uszkodzona przez ogień w 1731 roku – ten sam pożar uszkodził oryginał anglo-skandynawskiego poematu Beowulf, który ocalał jedynie we fragmentach. Wersje B i C zawierają Roczniki Æthelflæd oraz kronikę mercjańską i są jedenastowiecznymi kopiami wcześniejszych oryginałów. Wersja D – kronika z Worchester – została prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa przewieziona do Ripon albo Yorku. Wersję E spisano w Peterborough i jest ona kopią wersji D, przy czym zawiera dodatkowo różnego rodzaju dokumenty związane ze sprawami klasztornymi. Groźny pożar Peterborough z 1116 roku zniszczył większość, jeśli nie cały zbiór ksiąg monastycznych. Wersja F została napisana po angielsku i po łacinie już w XII wieku, czyli w czasie, gdy łacina powróciła jako „oficjalny” język prawa i Kościoła. Stało się to przyczyną pewnych niezgodności w dwujęzycznej terminologii. Dla przykładu angielski ealdorman, oznaczający szlachetnie urodzonego, w łacinie przybierał formę dux, co oznacza przywódcę – jest to specyficznie normański termin.

Wszystkie kopie, zmiany i glosy, jakie powstały przez stulecia, tworzą nieskończenie mglistą i często sprzeczną narrację, nie zawsze dającą odpowiedź na kluczowe dziś dla nas pytania. Kronikarze zaś byli klerykami lub kancelistami, których zdolności i kariera zależały od szczodrości Kościoła, nic zatem dziwnego, że sprawy kościelne okazywały się w ich zapisach najważniejsze. I tak, zgodnie z tekstem kroniki, w 981 roku, roku ataku wikingów: „Ælfstan, biskup w Wiltshire, odszedł z tego świata, a jego ciało złożono w klasztorze w Abingdon; biskupstwo przejął Wulfgar. W tym samym roku Womær, opat z Gandawy, odszedł”[7].

Jednak nie tylko obsesja kronikarzy na punkcie kościołów sprawiała, iż opisywali w swych relacjach ataki na klasztory. Wikingowie już od ponad dwóch wieków wiedzieli, że stanowią one łatwy cel, że gromadzone są tam bogate kolekcje naczyń i innych cennych przedmiotów, a ich strażnicy, mnisi, nie potrafią się bronić. Jak zobaczymy w kolejnych rozdziałach, wikingowie z końca X wieku nie byli wcale takimi „barbarzyńcami” jak ci z poprzednich generacji, choć nadal nie mieli skrupułów, jeśli chodziło o palenie chrześcijańskich kościołów i mordowanie kapłanów.

Najazdy powtarzały się sporadycznie przez całą dekadę. W 982 roku, jak zapisano w kronice: „Trzy statki wikingów przybyły do Dorset i najechały Portland. W tym samym roku spalony został również Londyn [...]”[8]. Wyspa Portland była niemym świadkiem tego, co się wydarzyło. „Skała Gibraltaru” Dorsetu, jak nazywają ją przewodniki, nadal nosi ślady saksońskiej uprawy pasowej, co wskazuje, iż był to rejon o dobrze rozwiniętym rolnictwie. Było tam również wiele zasobnych kościołów, niezbyt oddalonych od wybrzeża.

W zupełnie innej sytuacji znajdował się Londyn. Ta znana Sasom jako Lundenwic dawna rzymska osada atakowana była wielokrotnie przez wikingów od lat dwudziestych IX wieku. Ataki te były tak zażarte (długie łodzie z łatwością poruszały się na wiosłach w górę Tamizy przez bagna Essexu), że miejsce to zostało w dużej mierze wyludnione i odbudował je dopiero Alfred Wielki. W roku 886, jak odnotowano w kronice: „Król Alfred zajął fort w Londynie i cała rasa angielska zwróciła się ku niemu [...]”[9].

Lundenwic nie było w żadnym sensie stolicą Alfreda, najprawdopodobniej była to osada w pobliżu katedry świętego Pawła, być może z królewskim pałacem zbudowanym w miejscu starego rzymskiego fortu w Cripplegate. Do czasu ataku z 982 roku znajdowały się tam przynajmniej trzy większe skupiska ludności – Cheapside oraz East Cheap, pełniące rolę targowisk, oraz trzecie w miejscu dawnej rzymskiej bazyliki. Odkrycia archeologiczne ostatnich lat wskazują, że pod koniec X wieku port tętnił życiem, tak jak za czasów rzymskiego panowania. Kamienne mury wikińskich domów ciągnęły się wzdłuż wybrzeża, a na ich dziedzińcach można było znaleźć niewielkie ilości jedwabiu z Bizancjum i Chin. Prowadzono tutaj prawdopodobnie obróbkę miedzi, złota i srebra, chociaż dowody na to są skąpe. Faktem jest, że miasto obroniło się przed wielkimi najazdami wikingów z 1013 i 1016 roku, co sugeruje, że pożar z roku 982 dotyczył jedynie jego części, a uszkodzenia szybko naprawiono.

W 998 roku spustoszeniu uległo Watchet w północnym Devon. Był to ostatni w tej dekadzie łupieżczy najazd wikingów. Aż do tego momentu ataki następowały według schematu znanego od wieków – szybkie jak błyskawica uderzenia, głównie na pozbawione obrony nadmorskie tereny, co ułatwiało odwrót napastnikom. Warunki komunikacyjne były w X wieku takie, że najeźdźcy pojawiali się i znikali, zanim zaatakowani Anglosasi zdążyli zebrać odpowiednie siły. Podążające na ratunek oddziały samoobrony mogły natrafić jedynie na martwe ciała i dymiące zgliszcza lub wysłuchać budzących grozę opowieści ocalałych mieszkańców.

To, co wydarzyło się w roku 991, było jednak zupełnie inne. „Olaf przybył – relacjonowano złowieszczo w kronice – z dziewięćdziesięcioma trzema statkami do Folkestone, spustoszył jego okolice, stamtąd podążył do Sandwich, a następnie do Ipswich, niszcząc wszystko, co napotkał na swej drodze, i dotarł do Maldon”[10].

Wspomniany Olaf to Olaf Tryggvason, który cztery lata później został królem Norwegii. Wnuk Haralda Pięknowłosego miał około trzydziestu lat, gdy wylądował w Kent. Opisany został w Słowniku Biograficznym Chambersa jako „najbardziej fascynujący wiking swoich czasów”. Dorastał w Nowogrodzie Wielkim, na dworze księcia ruskiego Włodzimierza I. W wieku osiemnastu lat walczył jako najemnik (popularne wśród wikingów zajęcie) na Bałtyku. Łódź, którą pływał w roku 991, przyćmił dopiero siedem lat później jego słynny „Długi Wąż” z trzydziestoma czterema ławkami. „Głowa i zwoje smoczego ogona były zdobione złotym ornamentem. Długi Wąż był najlepszym statkiem zbudowanym w Norwegii i najkosztowniejszym” – zapisał trzynastowieczny anonimowy twórca Sagi o Olafie Tryggvasonie. Łodzie z tamtych czasów mogły przewozić załogę złożoną najprawdopodobniej z trzystu ludzi. Jeśli przyjąć za przytoczoną kroniką, iż flota rzeczywiście składała się z dziewięćdziesięciu trzech jednostek, nie licząc łodzi bojowych, a jedynie zaopatrzeniowe, możemy uznać, że armia wikingów liczyła co najmniej dwa tysiące pięciuset wojowników, a możliwe, że była nawet dwukrotnie liczniejsza. Fakt, iż człowiek o statusie Olafa prowadził armię takich rozmiarów, może oznaczać tylko jedno: nie był to zwykły łupieżczy najazd – to była inwazja.

Zastanawiające jest użyte w kronice określenie – „płynęli dookoła”, które sugeruje, iż Folkestone było zbyt silnie umocnione, aby je zaatakować. Jest to prawdopodobne, chociaż samo położenie miasta, na wysokich klifowych skałach, mogło sprawiać, iż robiło ono wrażenie znacznie groźniejszego niż było w rzeczywistości. Z pewnością niżej położone Sandwich, ciągnące się wzdłuż brzegu morza, nie wydawało się trudnym celem dla ludzi Tryggvasona. Serca mieszkańców Thanet musiały zaś z pewnością zamierać na widok tak wielkiej i budzącej grozę floty najeźdźców. Unikając ujścia Tamizy, wikingowie pożeglowali na południe, wzdłuż linii brzegowej, i zeszli na ląd w okolicach Orwell, by opanować teren wokół Ipswich.

Nigdy nie dowiemy się, jak wielkie były rozmiary zniszczeń poczynionych w mieście. Był to duży port i od schyłku VI wieku centrum towarowe saskiego królestwa Anglii Wschodniej. Brąz, żelazo i kość były tu obrabiane przez setki lat, lecz do czasu ataku wikingów Ipswich słynęło w całej Anglii z garncarstwa. Życie koncentrowało się przy dzisiejszej ulicy Świętego Stefana, z ciągnącymi się wzdłuż niej ciasnymi sklepikami i domami. Luźna zabudowa po obu stronach Foundation Street wskazuje natomiast, iż obszar ten miał charakter wiejski. I to właśnie ten teren stał się celem ataku ludzi Tryggvasona. Jak na ironię, fortyfikacje miasta zostały wcześniej wzniesione przez samych wikingów, gdyż Ipswich znajdowało się na terenie Anglii, znanym jako Danelaw[*5], zajmowanym przez wikingów przez ponad sto lat.

Tryggvason faktycznie, choć nieformalnie, był królem, a jego banda najeźdźców była armią. Żaden szanujący się król Anglii nie mógł bezczynnie patrzeć, jak wikingowie, według własnych upodobań, wybierają kolejne cele ataku. Królem był jednak wówczas niestety Æthelred Bezradny, a człowiekiem, którego wysłał przeciw napastnikom – ealdorman Byrhtnoth.

Część krytycznie nastawionych historyków podejmowała próby nowej oceny Æthelreda, wskazując, całkiem słusznie, na jego spore osiągnięcia we wczesnym okresie panowania oraz na konsekwentne trzymanie się realpolitik – dzięki czemu zasiadał na tronie zadziwiająco długo, bo aż trzydzieści sześć lat. Zarzucają oni większości ówczesnych źródeł, w tym różnym manuskryptom składającym się na Kronikę anglosaską, iż przedstawiają jednostronny obraz tego władcy, pomijając istotne szczegóły. Jest to być może słuszny zarzut, choć nie ulega wątpliwości, iż królów oceniano głównie na podstawie ich zdolności militarnych i skutków podejmowanych przez nich decyzji. Wydaje się, że Æthelred nie nadawał się do swojej roli. Starał się, ale nie potrafił. Wybór na króla, królewskie pochodzenie, zdobycie korony siłą – żaden z tych elementów nie gwarantuje sukcesu w roli monarchy. Mikołaj II, ostatni car Rosji, uchodzi przecież za znakomitego hodowcę rzepy. W Kronice anglosaskiej po śmierci Æthelreda w 1016 roku odnotowano: „skończył swe dni na świętego Jerzego, po wielkich udrękach i trudnościach w życiu”[11], co było najtrafniejszym epitafium.

[...]

Przypisy

Rozdział I

[1] Hi 38, 11. Cytaty z Pisma Świętego za wydaniem: Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Nowy przekład z języków hebrajskiego i greckiego opracowany przez Komisję Przekładu Pisma Świętego, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1975.
[2] D. Hume, History of England, vol. 1, London 1792, s. 152-153.
[3]The Anglo-Saxon Chronicles, ed. M. Swanton, London 2000 (dalej jako: ASC), redakcja C, s. 124.
[4]Ibidem, redakcja F i redakcja E, s. 55-56.
[5] ASC, redakcja C, s. 124.
[6] Wstęp topograficzny do Kroniki anglosaskiej w wersji C, ale można go również znaleźć w wersjach D i F.
[7] ASC, redakcja C, s. 124.
[8]Ibidem.
[9]Ibidem, redakcja A, s. 80.
[10]Ibidem, s. 126. Do dziś w opisie tamtych wydarzeń popełniany jest jeden podstawowy błąd. W wersji Winchester daty zapisywane były bowiem na marginesie, jakby pozostawiono miejsce na dodatkowe, jednolinijkowe wpisy. Tam, gdzie tekst wykraczał poza przewidywane ramy, w nieunikniony sposób daty były zamazywane albo przenoszono je gdzie indziej, w związku z czym nie możemy być pewni, czy najazd Tryggvasona nastąpił w 991, czy też w 993 roku.
[11]Ibidem, redakcja E, s. 146.
Przypisy gwiazdka
[*1] Wszystkie motta w tłumaczeniu Tomasza Kaźmierczaka – przyp. red.
[*2] Nie istnieją obecnie zabytki hełmów z rogami, które miałyby zostać znalezione w miejscach, gdzie żyli wikingowie, które najeżdżali lub w których się osiedlali. Istnieją w sztuce nieliczne i niejednoznaczne przedstawienia rogatych hełmów, ale zazwyczaj są interpretowane jako wizerunki bogów, takich jak Odyn. W epoce wiktoriańskiej niesłusznie twierdzono, że rogi były tradycyjnym nakryciem głowy wikingów; pogląd ten pokutuje do dziś, czego najlepszym przykładem są zabawki Playmobil! – jeśli nie zaznaczono inaczej, przypisy pochodzą od autora.
[*3] Łan (ang. hide) był jednostką powierzchni szeroko stosowaną przez Sasów w Anglii. Jej wielkość zależała od jakości samej ziemi, lecz na początku XI w. zazwyczaj stanowiła równowartość 120 akrów; „mały łan” miał połowę tej powierzchni, ale wartości te były różne w zależności od hrabstwa. Jednostka ta pojawia się w Burghal Hidage, spisie angielskich fortów, oraz w Księdze Dnia Sądu Ostatecznego (Domesday Book). Stosowano ją na terenach wiejskich jeszcze w XIX w.
[*4] W oryginale Southampton Water – ujście do morza rzek Test, Itchen i Hamble wraz z cieśniną Solent oddzielającą od lądu wyspę Wight – przyp. tłum.
[*5] Dosłownie „kraj prawa duńskiego” – tereny północno-wschodniej Anglii, które pod koniec IX w. zostały podporządkowane duńskim wikingom i które do XII-XIII w. zachowały odrębność językową i prawną – przyp. red.