Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zima. Rok 1996. Nieopodal Nowego Sącza odnaleziony zostaje zamordowany młody mężczyzna. Wstępne oględziny wskazują na możliwy powrót seryjnego mordercy, którego nie udało się schwytać ponad piętnaście lat temu.
Do sprawy w ramach pomocy zostaje wyznaczony komisarz Michał Ptak z Komendy Wojewódzkiej z Krakowa, znany ze swojego twardego i często na pograniczu swych uprawnień działania. Atmosfera niepokoju w mieście narasta. Specjalna grupa dochodzeniowo śledcza powołana w celu rozpracowania miejscowego gangu, terroryzującego ulicę miasta nie daje wiary w powrót zabójcy. Jej członkowie są zdania, że są to działania mafii w celu odwrócenia od siebie uwagi miejskiej policji.
Pomimo starań komendy śledztwo szybko się komplikuje, a motywy działania przyjezdnego komisarza z Krakowa zaczynają być podejrzane. Czy morderca wrócił po piętnastu latach? Co łączy ze sobą ofiary? Aby się tego dowiedzieć, policja będzie musiała poszukać odpowiedzi w szemranej przeszłości, jaka wiąże się ze sprawą…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 429
Z podziękowaniami dla osoby,która zgodziła się podzielić ze mnąswoimi doświadczeniami z pracyna komendzie. Te rozmowy byłydla mnie bardzo inspirujące.
PROLOG
Starszy mężczyzna niósł na plecach sparciały worek, który mocno mu ciążył. Unosił wysoko kolana, a gruby śnieg spowalniał jego kroki, szczypiąc w kostki w przemoczonych skarpetkach. Pomimo mroku nocy w przykrytym białym, śnieżnym kocem lesie widać było niemal wszystko. Spod założonego głęboko na oczy kaptura, którego wystawała jedynie długa broda, ulatywała para ciepłego wydychanego powietrza, które ciągnęło się za nim jak lokomotywa.
Dotarł do powalonego drzewa, przy którym rósł wysoki, łysy krzak. Gdy spoglądał przed siebie, mógł dostrzec stojącą w oddali starą chatkę ze spiczastym dachem. Do drewnianego domku prowadziła jedynie wąska ścieżka meandrująca wśród świerków, którą wydeptał, przemierzając ją niezliczoną ilość razy. Wszedł na drewniany podest i rozejrzał się ostrożnie po okolicy, upewniając się, że nikt go nie śledził. Las był zimny i cichy, sprawiał wrażenie wymarłego. Księżyc wyłaniający się zza ciężkich chmur zdawał się nad tą lichą chatką pochylać, jakby zaglądał do jej okien, by przyjrzeć się temu, co miało się w niej zaraz wydarzyć.
Skostniałymi z zimna palcami otworzył kłódkę, którą następnie wsunął na chwilę do kieszeni kurtki. Uchylił bezdźwięcznie drzwi osadzone na naoliwionych zawiasach. Śnieg wsypał się do środka wraz z wiatrem, który zagwizdał i zawył. Mężczyzna zrzucił z hukiem ciężki wór na sosnową podłogę i zamknął za sobą drzwi. Zatrzasnął je na kłódkę od wewnątrz, po czym westchnął z wysiłku.
W środku było ciemno, a nieogrzane pomieszczenie zaprosiło do środka panujący na zewnątrz mróz. Co jakiś czas można było usłyszeć niosący się po izbie dziwny odgłos. Coś szeleściło i drgało, stukając o drewnianą podłogę. Mężczyzna jednak wydawał się nie zwracać na to uwagi. Zsunął kaptur, sypiąc śnieżnym puchem, a następnie ściągnął czapkę, którą schował do rękawa kurtki. Podszedł do wieszaka przybitego do ściany i zawiesił na nim okrycie. Starzec chwycił za swoje przerzedzone włosy i pociągnął nimi w dwóch kierunkach, naciągając gumkę trzymającą kucyk.
Rozwiązał worek i wyciągnął kilka kawałków suchego drewna, po czym podszedł do zbudowanego z kamienia kominka, w którym rozpalone wcześniej palenisko wydawało ostatnie tchnienia, tląc się lekko czerwonymi rozżarzeniami spod czarnego popiołu. Ułożył suche drewno, przesuwając na bok to niedopalone. Nachylił się i dmuchnął ostrożnie. Cierpliwie powtarzał tę czynność, rozniecając palenisko, aż czerwień nasyciła się i puściła do lotu kilka żółtych iskier, kiedy ogień złapał się polana, rozjaśniając chatkę.
Gdy płomień przybrał na sile, starzec dołożył kilka szczap. Zdjął rękawiczki, a nagie dłonie przysunął do ognia, ogrzewając je i pocierając o siebie. Rozległy się kolejne drgania i skrzypnięcia, tym razem w połączeniu z wyraźnym stęknięciem.
– Zaraz będzie cieplej... – skomentował zmęczonym głosem starszy człowiek.
Odszedł od kominka i zatrzymał się przy radiu postawionym na stole. Wymienił baterię i je włączył. Wyciągnął długą antenę i zaczął nastawiać stację, nasłuchując melodii w szumach. Nie trzeba było długo czekać, bo chwilę potem w całej chatce poniosła się piosenka Mariah Carey: All I want for Christmas is you, którą wszystkie stacje męczyły w tym okresie na długo przedtem, zanim ktokolwiek pomyślał o rozświetlaniu balkonów lampkami. Z kieszeni spodni wyciągnął zapałki. Zapalił świeczkę w szklanej lampce i zaczepił ją na przywieszonym do sufitu sznurku. Z szafki wyciągnął ładne, zdobione w świąteczne bombki pudełko i położył je obok radia, pomiędzy narzędziami.
Rozwinął szmatkę, w której przechowywał długie, srebrne nożyczki. Ułożył je starannie obok innych przedmiotów, w idealnych, jego zdaniem, odległościach. Z kominka docierał szum i potrzaskiwania płonącego drewna, pełgające języki płomieni zlewały się ze sobą i wyraźnie czuł, że robi się cieplej. Kolejne stęknięcia i ruch w ciemnym rogu domku wcięły się na krótko w słowa śpiewanej przez Mariah świątecznej piosenki. Mężczyzna wysunął krzesło na środek chatki, usiadł na nim i zawiesił na łańcuszku rozpaloną lampkę, oświetlającą teraz przywiązanego do krzesła mężczyznę w średnim wieku, który próbował coś powiedzieć przez zaklejone taśmą usta.
Związany człowiek był ranny i wyziębiony. Ruszał bosymi, pokaleczonymi i splamionymi krwią stopami. Zastękał, wzdrygając się, i spojrzał przerażonymi oczami na starca z kucykiem na głowie, który przetrzymywał go tu od kilku dni, nie wyjaśniając dlaczego. Wydał z siebie dźwięk brzmiący jak błaganie o litość.
– Zacznijmy od nowa... – rzekł starzec szorstkim, suchym głosem.
Przyłożył zimne nożyczki do policzka związanego mężczyzny i poruszając jego głową na boki, przyglądał się czemuś uważnie. Wiódł po nim skupionym spojrzeniem, mrużąc przy tym oczy. Następnie wstał i zaszedł skrępowanego człowieka od tyłu. Ofiara zaczęła oddychać szybko, w panice łapiąc oddech przez nos. Mężczyzna kręcił głową na znak protestu, wydawał błagalne dźwięki, a łzy płynęły mu po policzkach. Próbował coś powiedzieć, może nawet krzyknąć, ale przyklejona do twarzy taśma trzymała usta zbyt mocno. Gdy stal długich nożyczek dotknęła jego skóry, szarpnął się i zawył, uciekając głową w bok. Starzec złapał go mocno za włosy, by przytrzymać mu głowę. Oczy porwanego rozszerzyły się w przerażeniu, zaczął drgać ze strachu i furczeć jak byk, biorąc spazmatyczne wdechy nosem. Uniósł się cichy dźwięk otwieranych nożyczek, których ostrza objęły z dwóch stron jego lewe ucho.
Związany mężczyzna głucho zawył z przerażenia, a nożyczki się zamknęły.