Klub miłośników kryminałów - Carlos García Miranda - ebook + audiobook

Klub miłośników kryminałów ebook i audiobook

Carlos García Miranda

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kiedy Angela postanawia zapisać się do klubu miłośników kryminałów, nie przypuszcza nawet, że ​​jej życie wkrótce okaże się bardziej przerażające niż najmocniejszy thriller. Uwikłani w tragiczną śmierć klubowicze muszą stawić czoła największym sekretom i najgłębszym lękom. Każdy z nich może umrzeć i każdy z nich może być mordercą – już na następnej stronie.

Powieść, na podstawie której powstał film Netflixa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 33 min

Lektor: Justyna Kurzypska
Oceny
3,4 (8 ocen)
0
6
0
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
neatka

Z braku laku…

ojojoj jakie to było kiepściutkie... Pomysł niezły, choć nie nowatorski, ale wykonanie... Strasznie to było infantylne..miałam wrażenie, że czytam/słucham wypracowania napisanego przez egzaltowaną gimnazjalistkę..I mam nieodparte wrażenie, że tym razem to nie tyle wina tłumaczenia co kiepskiego oryginału. Wydarzenia niewiarygodne, ich ciąg nielogiczny - czasem te w zamierzeniu przerażające są wręcz śmieszne. Lektorka też nie pomagała, bo choć ma miły głos i nienaganną dykcję, to czytała jak automat - nieważne czy się mordują czy kochają-ton głosu zawsze ten sam. Naciągane dwie ** - bo myślałam o jednej..
20
Malwi68

Dobrze spędzony czas

"Klub miłośników kryminałów" autorstwa Carlosa Garcia Mirandy to podróż przez labirynt mrocznych tajemnic i zawiłych intryg. Główna bohaterka, Angela, staje się członkiem klubu miłośników kryminałów, ale szybko odkrywa, że rzeczywistość może być o wiele bardziej przerażająca niż fikcyjne opowieści, które tak uwielbia. W miarę jak tajemnicza śmierć przesiąka klubową atmosferę, uczestnicy zaczynają zdawać sobie sprawę, że stają w obliczu niebezpieczeństwa, które może przybrać każdą postać i ukrywać się w każdym z nich. Miranda mistrzowsko buduje napięcie, przemycając czytelnika przez kolejne zwroty akcji i nieoczekiwane zdarzenia, które trzymają go w napięciu do samego końca. Wspaniale wykreowane postaci, każda z własnymi demonami i tajemnicami, dodają głębi tej opowieści, pozwalając czytelnikowi zanurzyć się w psychologicznej analizie i spekulacjach na temat tożsamości mordercy. Szybkie tempo akcji i sprawnie skonstruowane narracyjne skręty sprawiają, że książka trzyma czytelnika w ni...
10
4gwiazdki

Nie polecam

Taka se. Nie skończyłam. Już nawet nie pamiętam, o czym była…
00
natiszon

Dobrze spędzony czas

"Nikt z nich nawet nie podej­rze­wał, że po tym, co za chwi­lę się zda­rzy, ich życie zmie­ni się na za­wsze."  Połączyła ich miłość do literatury, chęć zemsty i wielki sekret. Klub miłośników kryminałów, założony z myślą, zgłębienia twórczości Stephena Kinga, nie cieszy się oczekiwanym powodzeniem. Wśród przybyłych na dodatkowe zajęcia studentów Angela dostrzega znajome twarze, jednak z większością osób nie miała dotąd większego kontaktu. Zafascynowani grozą, wkrótce na własnej skórze odczują chłód prawdziwego koszmaru. Uwikłani w tragiczną śmierć bedą zmuszeni skonfrontować się ze swoimi lękami i bezwzględnym mordercą, który nie cofnie się przed niczym, nim zrealizuje swój plan. Książka zdecydowanie jest ukłonem w stronę fanów slasherów. Jest mrocznie, zaskakująco i tajemniczo. Najbardziej podobało mi się nawiązanie do powieści Kinga, które bardzo sobie cenię i wplecenie wielu z nich w fabułę. Szczególnie "To" które najczęściej pojawia się w przebiegu wydarzeń i ma wpływ na losy b...
00
ArletaTyr

Dobrze spędzony czas

Coś dla fanów Kinga, ale bez większych rewelacji.
00

Popularność




Rozdział 1

1

Angela prze­czy­tała na głos ostatni wers To, powie­ści Ste­phena Kinga. Zamknęła książkę i przyj­rzała się postaci na okładce. Ten pajac z żół­tymi oczami i krwa­wym uśmie­chem wyda­wał jej się bar­dziej prze­ra­ża­jący niż kie­dy­kol­wiek.

– Spodo­bała ci się? – zapy­tał ją Nando, chło­pak, z któ­rym była od trzech mie­sięcy.

– Potwier­dza się, że bar­dzo nie­na­wi­dzę powie­ści grozy – odpo­wie­działa Angela.

Pod­nio­sła się z pozy­cji pół­le­żą­cej, oparta ple­cami o Nando, usia­dła i wcią­gnęła swoje botki. Wciąż nie mogła pozbyć się dresz­czy, które wstrzą­sały jej cia­łem. Czuła strach.

Popo­łu­dnie spę­dzili, sie­dząc na traw­niku ota­cza­ją­cym budy­nek Wydziału Filo­lo­gii, gdzie Angela stu­dio­wała. Budynki madryc­kiego Uni­wer­sy­tetu Com­plu­tense, czyli UCM, jak wszy­scy go nazy­wali, były stare i zanie­dbane, ale wła­śnie dzięki temu UCM cie­szył się sławą uczelni z histo­rycz­nymi tra­dy­cjami. Miał też swój spe­cy­ficzny urok, a ten zale­żał od pory dnia. Rano aleja Com­plu­tense, od któ­rej roz­cho­dziły się ścieżki do poszcze­gól­nych wydzia­łów, była pełna stu­den­tów, jasna i roz­świe­tlona. Ale gdy wie­czo­rem mia­steczko uni­wer­sy­tec­kie pusto­szało, gęste listo­wie drzew spra­wiało, że mimo zapa­lo­nych latarni robiło się tu jak w ciem­nym lesie.

– A mnie się podo­bała – powie­dział Nando, także sia­da­jąc wypro­sto­wany. – Wiesz, co naj­bar­dziej w niej polu­bi­łem? To, że czy­ta­łem ją z tobą.

Przez wiele dni razem czy­tali powieść. Czy­tali na głos, każde z nich po jed­nym roz­dziale, prze­ka­zu­jąc sobie książkę z ręki do ręki.

– Mnie też to się bar­dzo podo­bało. Szcze­gól­nie dla­tego, że po prze­czy­ta­niu jed­nego aka­pitu nie musia­łam ukrad­kiem patrzeć przez ramię, czy jakiś klaun nie zamie­rza mnie wła­śnie zamor­do­wać…

– Wiesz, że to była moja pierw­sza książka grozy? Ale naj­bar­dziej mnie w tym bawi to, że dałaś się prze­stra­szyć.

– Nie wiem, co w tym jest zabaw­nego! Jaki jest sens źle się czuć, czy­ta­jąc książkę?

– Źle? Prze­cież zabaw­nie jest się bać! Ja uwiel­biam filmy o szko­łach, w któ­rych jakiś świr w masce wszyst­kich ata­kuje.

– Wszyst­kie te filmy są takie same, Nando. Jakiś sza­le­niec pla­nuje dopaść grupę mło­dych ludzi, a ci, zamiast zgło­sić sprawę na poli­cji, orga­ni­zują imprezę, dzięki czemu mor­derca może łatwiej ich zabić. Toż to hor­ror!

– A czy przy­pad­kiem nie jest tak, że ja mam stra­chliwą dziew­czynę? – powie­dział Nando, obej­mu­jąc Angelę za ramiona i przy­trzy­mu­jąc tak, by nie mogła wstać. Powoli zbli­żył się do jej ust i zaczęli się cało­wać.

– Przy­pusz­czam, że po prze­czy­ta­niu tego kawałka jesteś na tyle wystra­szona, że dzi­siej­szej nocy będę mógł przyjść do two­jego pokoju w inter­na­cie – powie­dział Nando.

– Nie można być bar­dziej upier­dli­wym – zażar­to­wała Angela, by ukryć, że pro­po­zy­cja Nando budzi w niej poważne obawy.

Tydzień temu po raz pierw­szy powie­dzieli sobie „kocham cię”, ale do seksu mię­dzy nimi jesz­cze nie doszło. Zro­bie­nie tego kroku było jed­nym z lęków Angeli, cho­ciaż z każ­dym poca­łun­kiem coraz bar­dziej go poko­ny­wała.

– Powinni wyrzu­cić cię z uni­wer­sy­tetu z powodu publicz­nego skan­dalu, Ange­liczko! – zażar­to­wała Sara, która szła przez ogród wydziału i widziała, jak Angela całuje się z Nando.

Były kole­żan­kami z roku, w inter­na­cie miały sąsied­nie pokoje i bar­dzo się zaprzy­jaź­niły, choć bar­dzo się róż­niły. Sara była jedną z dziew­czyn impre­zu­ją­cych każ­dego wie­czora, a Angela wypi­jała pół kie­liszka alko­holu i ucie­kała, żeby coś czy­tać w łóżku. Sara miała krę­cone włosy i cho­dziła czę­ściej w spód­ni­cach, Angela zaś wią­zała włosy w kucyk i nosiła dżinsy. Sara chciała być aktorką, lite­ra­turę stu­dio­wała tylko dla­tego, że na egza­mi­nach wstęp­nych kazali jej mieć piątkę z tego przed­miotu. Nato­miast Angela uwiel­biała czy­tać książki tak bar­dzo, że sama chciała zostać pisarką, cho­ciaż zawsze mówiła, że nie ma nic do opo­wia­da­nia.

– Jesteś gotów przy­łą­czyć się do klubu czy­tel­ni­ków Ste­phena Kinga? – zapy­tała Angela, wresz­cie wsta­jąc z traw­nika.

Po to prze­czy­tali To. Klub zor­ga­ni­zo­wał Sebas, kolega z roku i naj­lep­szy przy­ja­ciel Angeli. A został jej naj­lep­szym przy­ja­cielem, bo nikt nie wie­dział o książ­kach wię­cej niż on, i był w sta­nie zara­zić ją swoim entu­zja­zmem nawet jeśli doty­czyło to ksią­żek Ste­phena Kinga – autora, który zaj­mo­wał naj­niż­sze miej­sce w górze lek­tur Angeli. Począt­kowo nie chciała uczest­ni­czyć w zebra­niach klubu, ale Nando ją namó­wił, bo to było coś, co mogli robić razem – nie trzeba było zapi­sy­wać się na stu­dia na Wydziale Filo­lo­gii, żeby brać udział w zebra­niach człon­ków klubu. Dzięki temu Nando przez kilka godzin czuł się jak jeden ze stu­den­tów, a nie jak chło­pak, który, żeby się utrzy­mać, musi pra­co­wać w kam­pu­sie jako kel­ner w barze naprze­ciwko inter­natu. Wła­śnie w tym barze poznał Angelę. Popro­siła go o piwo, podał jej i powie­dział, że następne wypiją razem, gdy skoń­czy pracę na swo­jej zmia­nie. Wła­śnie do niej, do tej, która nawet nie uży­wała błysz­czyka, powie­dział to, o czym marzyły te wszyst­kie dziew­czyny, które jak ćmy krą­żyły wokół baru, żeby je o to popro­sił. Wpraw­dzie się wtedy umó­wili, ale nie spo­tkali po zakoń­cze­niu jego zmiany. Nastą­piło to dopiero pew­nej nie­dzieli, a dwa dni póź­niej, we wto­rek po połu­dniu, przy­szedł po nią do sali wykła­do­wej. Potem przy­szedł w czwar­tek, w sobotę… Aż któ­re­goś dnia, trzy­ma­jąc się za ręce, poszli do klubu czy­tel­ni­ków.

– Nie mogę uwie­rzyć, że prze­ko­na­łaś mnie, bym poszła na nie­obo­wiąz­kowe zaję­cia – powie­działa Sara do Angeli, kiedy razem szły na wydział.

– Na What­sAp­pie napi­sa­łaś do mnie, że dzi­siaj wie­czo­rem nie chcesz myśleć o Raim. Nie przy­szło mi do głowy coś, co by było bar­dziej dale­kie od niego niż wła­śnie klub czy­tel­ni­ków…

– Kiep­sko mają się sprawy z Raim? – zapy­tał Nando, wkła­da­jąc skó­rzaną kurtkę, choć tak naprawdę już to wie­dział, bo Angela mu opowie­działa.

Rai był chło­pa­kiem Sary. Rów­nież stu­dio­wał na Com­plu­tense, na Wydziale Eko­no­mii. Nie spie­szyło mu się jed­nak do skoń­cze­nia stu­diów. Wytra­cał czas, żeby do jego rodzi­ców dotarło, że jest dziec­kiem boga­tych rodzi­ców, które lubi impre­zo­wać, być na haju i wpa­dać w kło­poty. Poprzed­niego wie­czoru wła­śnie wpadł w tara­paty. Upił się i roz­ra­biał z chło­pa­kami na tere­nie kam­pusu. A do tego cało­wał się z dziew­czyną, która nie była Sarą.

– Ty wczo­raj wie­czo­rem pra­co­wa­łeś w barze. Wszystko widzia­łeś, prawda? – spy­tała Sara.

Tak, Nando widział, ale jej nie odpo­wie­dział.

– Wszystko jedno, nie musisz mi opo­wia­dać. Skoń­czyło się, nic już nie chcę sły­szeć o Raim. Przez cały dzień wydzwa­niał do mnie. Raz ode­bra­łam tylko po to, by mu powie­dzieć, żeby spa­dał i poszedł do tej dziew­czyny, którą wczo­raj cało­wał.

– To już sły­sza­łam od cie­bie poprzed­nim razem, Saro – powie­działa Angela, pra­gnąc, żeby choć raz coś wresz­cie było prawdą.

Wie­działa, że naj­mniej ważna była zdrada. Sara też zdra­dzała Raiego, bo wier­ność nie była war­to­ścią dla żad­nego z tych dwojga. Dla Angeli praw­dzi­wym pro­ble­mem była świa­do­mość, że Rai jest gwał­tow­nym czło­wie­kiem. Widziała tę parę, jak się kłó­cili, jak bar­dzo krzy­czeli na sie­bie. Pomimo tego albo wła­śnie dla­tego, Sara zda­wała się być ucze­piona Raiego.

– Cie­szę się, że zde­cy­do­wa­łaś się zerwać z Raim. Zasłu­gu­jesz na chło­paka, który będzie cię trak­to­wać jak gwiazdę. Czy będziesz chciała jesz­cze z nami roz­ma­wiać, gdy sta­niesz się gwiazdą i będziesz roz­da­wać auto­grafy? – powie­dział Nando do Sary, pusz­cza­jąc do niej oko i ją roz­śmie­sza­jąc.

Weszli na wydział, do budynku z poma­rań­czo­wej cegły i zanie­dba­nymi szy­bami w oknach. Wewnątrz mar­mu­rowa pod­łoga stra­ciła połysk, tak samo jak ściany stra­ciły biel. Hol wień­czył meta­lowy posąg Don Kiszota klę­czą­cego na skale, ple­cami zwró­co­nego ku górze. Wokół posągu sze­ro­kim śli­ma­kiem wzno­siły się ser­pen­ty­nowe schody. Zanim Angela, Sara i Nando doszli do pierw­szych stopni, natknęli się na Roberto, dozorcę wydziału, czło­wieka o mrocz­nym spoj­rze­niu, tak samo brud­nym jak ubra­nie, które zawsze miał na sobie. Roberto ni­gdy nikogo nie witał. Teraz maj­stro­wał coś przy tablicy roz­dziel­czej, prze­kli­na­jąc przez zaci­śnięte zęby, bo od kilku dni oświe­tle­nie w salach zapa­lało się i gasło. Tak to jest w sta­rych budyn­kach. Oprócz Roberto nikogo wię­cej nie spo­tkali. O tej porze pra­wie już nie ma tu stu­den­tów. Weszli na dru­gie pię­tro i skrę­cili w jeden z dłu­gich kory­ta­rzy z drzwiami po oby­dwu stro­nach.

Nagle Sara zła­pała Angelę za ramię, zatrzy­mu­jąc ją, pod­czas gdy Nando, zajęty tele­fo­nem, szedł dalej.

– Słu­chaj, w czym rzecz? – spy­tała cicho.

– Nie wiem, o czym mówisz – odpo­wie­działa zdzi­wiona Angela.

– Twój chło­pak! Jest sym­pa­tyczny, sza­le­nie atrak­cyjny, ma moto­cykl, jest cudowny wobec two­ich przy­ja­ció­łek… No, ale chyba ma jakąś wadę! Może jest tra­giczny w łóżku?

– Przy­się­gam ci, że nie przy­cho­dzi mi do głowy żadna wada – zapew­niła ją, śmie­jąc się, bo Sara wie­działa, że Angela jesz­cze jest dzie­wicą.

– Z mojego doświad­cze­nia z chło­pa­kami, które, nie obraź się, jest dużo więk­sze niż twoje, wynika, że każdy facet ma jakąś wadę. A jeśli jej nie widać, to zna­czy, że ta wada jest poważna, dla­tego stara się jak naj­le­piej ją ukry­wać.

Angela krę­ciła głową ze śmie­chem, bo wie­działa, że za sło­wami Sary kryje się zazdrość. To uczu­cie zawsze wisiało nad nimi, cho­ciaż żadna o tym nie wspo­mi­nała. Angela miała wra­że­nie, że Sarę dener­wo­wało, że jej przy­ja­ciółka jest taka dosko­nała, o czym czę­sto jej mówiła, bo tak wła­śnie ją postrze­gała. Nato­miast Angela myślała o sobie zupeł­nie ina­czej.

Szybko pode­szła do Nando i zła­pała go za rękę. Weszli razem do sali dwie­ście trzy­dzie­ści sie­dem. Jej ściany były pożół­kłe ze sta­ro­ści, a wbu­do­wane w sufit żarówki jarze­niowe rzu­cały bar­dzo ostre świa­tło. Sala, choć była mała, wyda­wała się za duża dla liczby osób, które zapi­sały się do klubu czy­tel­ni­ków.

Wiecz­nie uśmiech­nięty Sebas powi­tał ich w drzwiach. Na nosie miał oku­lary w gru­bej, rogo­wej opra­wie. Kasz­ta­nowe włosy opa­dały mu na twarz.

– Angela, cie­szę się, że przy­szłaś! – powie­dział.

– Ej, my też tu jeste­śmy – wypa­liła Sara. Zawsze źle się czuła, jeśli nie była naj­waż­niej­sza w gru­pie.

– Dzię­kuję, że przy­szłaś, Saro, cho­ciaż jestem pra­wie pewien, że nie prze­czy­ta­łaś książki… A ty to chyba jesteś Nando – powie­dział Sebas, ści­ska­jąc dłoń chło­paka i uśmie­cha­jąc się jesz­cze sze­rzej. – Słynny chło­pak Angeli.

– Nie wiem, czy jestem słynny, ale chło­pa­kiem Angeli ow­szem – odpo­wie­dział, mocno ści­ska­jąc dłoń Sebasa. – I… prze­czy­ta­łem książkę.

Nando spoj­rzał na Angelę, która bła­gała go wzro­kiem, żeby był uprzejmy. Pro­siła go o to, bo cho­ciaż mało go jesz­cze znała, to wie­działa, że nie lubi Sebasa. Było to wręcz nie­moż­liwe, bo Sebas nale­żał do tych, któ­rzy wszyst­kim wydają się sym­pa­tyczni. Pro­blem pole­gał na tym, że Nando podej­rze­wał, że Sebas zaleca się do jego dziew­czyny, cho­ciaż Angela tłu­ma­czyła mu, że to było zwy­kłe głup­stwo.

Kła­mała. Było mię­dzy nimi coś wię­cej, ale nie opo­wie­działa o tym Nando i miała nadzieję, że Sebas o tym zapo­mniał, tak samo jak ona pró­bo­wała.

– Nie wiem, czy powin­ni­śmy zacze­kać, bo może jesz­cze ktoś przyj­dzie – powie­dział Sebas. – Ale już czas, więc zaczy­najmy…

Widać było, że wia­do­mość o zebra­niu klubu czy­tel­ni­ków Ste­phena Kinga, o któ­rym od tygo­dni infor­mo­wały pla­katy roz­wie­szone na wszyst­kich tabli­cach kor­ko­wych w budynku wydziału, nie spo­tkała się z wiel­kim odze­wem. W sali dwie­ście trzy­dze­ści sie­dem, oprócz nich, była jesz­cze trójka stu­den­tów.

Jed­nym z nich był Koldo. Także stu­dio­wał lite­ra­turę, cho­ciaż dużo mniej godzin poświę­cał na zaję­cia na uczelni niż na swój kanał na YouTu­bie. Nagry­wał wide­ore­cen­zje ksią­żek i wszystko, co zwięk­szało jego popu­lar­ność jako book­tu­bera. Bar­dzo lubił czuć się kimś waż­nym w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, cho­ciaż śle­dziło go zale­d­wie kil­ku­set obser­wa­to­rów. Moż­liwe, że nie osią­gał wię­cej, bo nale­żał do tych, któ­rzy dużo mówią, ale słu­chają tylko samych sie­bie.

Kolejną osobą z tej trójki była Vir­gi­nia. Zawsze miała nie­po­ko­jące spoj­rze­nie i mało mówiła. Wszy­scy wie­dzieli, że jest taka z powodu join­tów, które godzi­nami paliła w ogro­dach wydziału. Ale miała talent pisar­ski, wygrała nawet uni­wer­sy­tecki kon­kurs na hor­ror. Nosiła czarny zeszyt, w któ­rym małymi liter­kami zapi­sy­wała swoje notatki, zapeł­nia­jąc nimi także mar­gi­nesy stron. Ludzie z wydziału rzadko uży­wali jej imie­nia. Mówili o niej „ta od join­tów”, a wielu także „ta wariatka”.

W klu­bie poja­wiła się też Ewa. Nie była stu­dentką pierw­szego roku, tak jak reszta obec­nych, ale jako sta­żystka pra­co­wała w biblio­tece wydziału. Miała opi­nię nie­grzecz­nej kobiety z cha­rak­te­rem, bo rzu­cała ostre opi­nie, nie przej­mu­jąc się, jak będą przy­jęte. Nie była zain­te­re­so­wana nawią­zy­wa­niem przy­jaźni. Przez życie szła samot­nie.

Wcho­dząc do sali, Angela przy­wi­tała się wła­śnie z Ewą. Znała ją z biblio­teki, w któ­rej spę­dzała setki godzin, a od jakie­goś czasu śle­dziła ją także w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Ewa pro­wa­dziła blog pod nazwą Mery Read, na któ­rym pisała o książ­kach. Angela na swoim robiła to już od dawna.

– No dobrze, sądzę, że już jeste­śmy wszy­scy… Witaj­cie w Klu­bie Ste­phena Kinga! – powie­dział entu­zja­stycz­nie Sebas.

W tym momen­cie świa­tło jarze­nió­wek zadrżało. Angela się wystra­szyła, z kolei Nando był tym roz­ba­wiony.

– Przy­znaj się, że to było zapla­no­wane – zaśmiał się.

Wszy­scy przy­nie­śli swoje egzem­pla­rze To, pierw­szej z wielu ksią­żek Ste­phena Kinga, które mieli czy­tać wspól­nie. Usie­dli na krze­słach usta­wio­nych w okręgu. Stał jedy­nie Sebas, który oprócz książki trzy­mał sce­na­riusz z zapi­skami tego, co mieli komen­to­wać. Ale zanim roz­po­częli czy­ta­nie pod jego kie­row­nic­twem, drzwi sali ponow­nie się otwo­rzyły. Naj­bar­dziej ze wszyst­kich była zasko­czona Sara.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – zapy­tała sto­ją­cego w drzwiach Raiego

– Przy­sze­dłem zapi­sać się do klubu czy­tel­ni­ków.

Rai usiadł na pustym krze­śle obok Vir­gi­nii i zro­bił minę wska­zu­jącą na to, że rozu­mie, dla­czego wszy­scy zawsze źle mówili o tej dziew­czy­nie.

– Przy­sze­dłeś z okrętu pod­wod­nego? – zapy­tała go Vir­gi­nia, sądząc, że jedzie od niego mari­hu­aną. Tak naprawdę pach­niał siarką.

– Skąd wie­dzia­łeś, że tu będę? Śle­dzi­łeś mnie, Rai. To się nazywa mole­sto­wa­nie! – obu­rzyła się Sara.

– To ty bar­dziej chcia­ła­byś, żebym cię mole­sto­wał. Nie bądź żało­sna. Przy­sze­dłem, bo jestem zachwy­cony tą książką… – Rai wziął egzem­plarz od Vir­gi­nii. Spo­sób, w jaki patrzył na książkę, wyraź­nie wska­zy­wał, że widzi ją po raz pierw­szy.

Raiego zupeł­nie nie inte­re­so­wały książki. Za to Sara bar­dzo. Kiedy zoba­czył ją pierw­szy raz na tere­nie Com­plu­tense, pomy­ślał, że musi być jego. Za dru­gim razem – już była jego. Jed­nak za trze­cim razem zorien­to­wał się, że Sara tak naprawdę ni­gdy do niego nie nale­żała. Była taka sama jak on. Nie­bez­pieczna.

– Ste­phen King – Rai prze­czy­tał napis z okładki. – O, kurwa, znam go! To ten świr, który nakrę­cił film Lśnie­nie.

– To film Kubricka – popra­wił go Sebas. – Powieść została napi­sana trzy lata wcze­śniej, w sie­dem­dzie­sią­tym siód­mym – wyja­śnił Sebas ze swoim tra­dy­cyj­nym entu­zja­zmem.

– Dobra, niech będzie, jak mówisz – uciął kwe­stię Rai, bo był już sku­piony na rzu­ce­niu wyzy­wa­ją­cych spoj­rzeń Sarze.

– Rai, wynoś się stąd! Tu się czyta książki, a to na pewno nie jest twoja spe­cjal­ność! – nie­mal krzyk­nęła Sara. – Dużo lepiej wycho­dzi ci zaj­mo­wa­nie się takimi lisi­cami jak ta z wczo­raj­szego wie­czoru.

– Wczo­raj wie­czo­rem? Nie przy­po­mi­nam sobie, żeby­śmy wczo­raj wie­czo­rem byli umó­wieni na spo­tka­nie…

Kłót­nię prze­rwała Ewa.

– Ty, słu­chaj, idź kup sobie bacik i kaj­danki, i zabaw­cie się gdzie indziej – powie­działa znie­cier­pli­wiona. – Czy wresz­cie możemy zacząć?

Klub czy­tel­ni­ków roz­po­czął spo­tka­nie. Uczest­nicy postę­po­wali zgod­nie ze sce­na­riu­szem Sebasa i mówili o Ste­phe­nie Kingu, o To i lite­ra­tu­rze grozy. Angela co chwila spo­glą­dała na Nando, ocze­ku­jąc, że coś powie. Wie­działa, że trudno mu będzie się zin­te­gro­wać z grupą. On sam przy­kła­dał się do tego mniej, niż myślała. Czuł, że nara­sta w nim zazdrość, choć sta­rał się zama­sko­wać to uśmie­chem. Wyraź­nie widział, że Angela i Sebas mówią tym samym języ­kiem – języ­kiem, z któ­rego on znał zale­d­wie kilka słów.

– Wszy­scy wie­dzą, że Ste­phen King jest pisa­rzem naj­wyż­szych lotów, ale ja nie zdo­ła­łam zachwy­cić się jego histo­riami – zwie­rzała się Angela. – Przy­się­gam ci, Sebas, że sta­ra­łam się, ale powie­ści grozy to nie moja bajka.

– Ja lubię ten gatu­nek lite­ra­tury. Pozwala zro­zu­mieć, że nie jeste­śmy bez­pieczni – wtrą­ciła się Vir­gi­nia. Reszta grupy wymie­niła spoj­rze­nia, z któ­rych dało się wyczy­tać prze­ko­na­nie, że ta dziew­czyna rze­czy­wi­ście ma pro­blemy psy­chiczne.

– To nie­sa­mo­wite, że kwe­stio­nu­jesz takiego autora jak Ste­phen King, który w swoim dorobku ma, nie wiem dokład­nie ile, ale wiele napi­sa­nych ksią­żek – wypa­lił Koldo do Angeli, nie ukry­wa­jąc nie­chęci, jaką do niej czuł, bo nie nale­żała do grupy osób uwiel­bia­ją­cych go za to, że jest book­tu­be­rem. – Moż­liwe, że ty bar­dziej lubisz styl Fede­rico Mok­kii.

– Musisz jed­nak przy­znać, że pisa­nie hor­ro­rów nie jest łatwe – Sebas zwró­cił się do Angeli. – Więk­szość pisa­rzy, któ­rzy zabie­rają się do two­rze­nia takich powie­ści, ponosi klę­skę już na samym star­cie, a książki Kinga zaj­mują w księ­gar­niach pra­wie cały dział poświę­cony temu gatun­kowi lite­rac­kiemu. On osią­gnął wielki suk­ces! – dodał i popa­trzył na kole­gów, jakby ocze­ku­jąc od nich popar­cia, któ­rego osta­tecz­nie udzie­lił sobie sam:

– Klaun mor­derca! To nie­moż­liwe wymy­ślić takie prze­bra­nie, nie pamię­ta­jąc o Pen­ny­wi­sie, czar­nym cha­rak­te­rze z To. Po publi­ka­cji tej książki poja­wiła się ogromna liczba przy­pad­ków neu­rozy zwa­nej koul­ro­fo­bią.

– Co to jest koul­ro­fo­bia? – zapy­tała Angela.

– Lęk przed klau­nami – odpo­wie­działa z uśmie­chem Vir­gi­nia.

– Są ludzie prze­ży­wa­jący ataki paniki na sam widok czer­wo­nego balo­nika. Nie zno­szą klau­nów, panicz­nie się ich boją. Dla­tego wszystko, co wiąże się z To, jest tak mistyczne. Wpły­nęło na roz­po­wszech­nie­nie koul­ro­fo­bii – dodał Sebas.

Angela potarła jedną dłoń o drugą, jakby trzy­mała w nich kostkę mydła. To był auto­ma­tyczny gest – zawsze tak robiła, gdy poja­wiał się u niej lęk. W mil­cze­niu zada­wała sobie pyta­nie, czy nie cierpi na tę cho­robę. Pod­czas czy­ta­nia tej powie­ści dosta­wała gęsiej skórki, gdy tylko wyobra­żała sobie klauna.

– Chwi­leczkę, czy w tej książce poja­wia się klaun z YouTube’a? – zapy­tał Rai, który wyglą­dał, jakby na spo­tka­nie klubu wpadł z innej pla­nety. – Ten z tych nagrań wideo, w któ­rych używa wiel­kiego młota do stra­sze­nia ludzi. Te fil­miki są zaje­bi­ste!

Fil­miki, które w mediach spo­łecz­no­ścio­wych stały się vira­lami, przed­sta­wiają klauna mor­dercę, który używa gigan­tycz­nego młota albo sie­kiery czy noża. Naj­bar­dziej popu­larne są te, w któ­rych klaun ata­kuje kukłę wypeł­nioną krwią pry­ska­jącą na wszyst­kie strony tak, żeby ci, któ­rzy to widzą i są ofia­rami jego żartu, roz­bie­gali się w prze­ra­że­niu. Takie rze­czy działy się w ciem­nych zauł­kach, na pla­cach zabaw dla dzieci, pod wia­duk­tami albo w jakim­kol­wiek innym miej­scu, które przy­po­mi­nało sce­ne­rię filmu grozy. Nagra­nia z mor­der­czymi klau­nami miały miliony oglą­da­ją­cych, a strach, który powo­do­wały, wykra­czał poza ekrany urzą­dzeń. W wia­do­mo­ściach poda­wano, że w niektó­rych szko­łach zaka­zano prze­bie­ra­nia się za klauny, żeby nie wywo­ły­wać ata­ków paniki. W Niem­czech chło­pak prze­brany za Pen­ny­wise’a zgi­nął po tym, jak zaata­ko­wał go nasto­la­tek, który myślał, że prze­bie­ra­niec chce go zamor­do­wać. To wszystko opo­wie­dział Rai człon­kom klubu.

– Na Insta­gra­mie jest masa opo­wia­dań o klau­nach mor­der­cach. Wrzu­cają tam też takie foto­gra­fie i filmy, że ze stra­chu włos jeży się czło­wie­kowi na gło­wie – powie­dział Rai, szu­ka­jąc jed­nej z foto­gra­fii w swoim tele­fo­nie. Poka­zał ją obec­nym. Angela przy­glą­dała się jej tylko przez kilka sekund, ale to jej wystar­czyło, żeby zako­do­wały się w jej oczach jaskrawe kolory pom­po­nów, czer­wony nos, gigan­tyczny młot, a przede wszyst­kim widok krwi, którą był popla­miony cały strój. Klaun patrzył pro­sto w obiek­tyw apa­ratu. Uśmie­chał się, poka­zu­jąc ostre, czarne zęby. To była jedy­nie pla­sti­kowa maska, ale ten widok zmro­ził krew w żyłach Angeli.

– Nie widzę w tym nic faj­nego, naprawdę – powie­działa Angela. – Czy zabawne jest przy­pra­wia­nie innych o zawał?

– To dopiero napę­dza ludziom stra­chu, a nie książka! – powie­dział Nando, oglą­da­jąc w tele­fo­nie jeden z fil­mów, o któ­rym mówił Rai.

– Chło­pie, ten fil­mik obej­rzało milion ludzi, a książkę Kinga kupiło znacz­nie wię­cej osób – powie­dział Sebas.

Nando nie spodo­bał się jego komen­tarz. Ode­brał to jako atak na sie­bie, ale ugryzł się w język.

– Moż­liwe, że książka sprze­dała się, w jakiej tam chcesz licz­bie egzem­pla­rzy, ale czy­ta­nie nie nakręca tak bar­dzo jak obej­rze­nie filmu grozy – nie dawał za wygraną Rai. – Nie ma porów­na­nia.

Powstały dwa obozy. Rai, Sara i Nando uwa­żali, że więk­szy strach wywo­łuje oglą­da­nie fil­mów. Ewa, Sebas i Angela opto­wali za sło­wem pisa­nym. Vir­gi­nia nie przy­łą­czyła się do żad­nej z grup, cho­ciaż z uśmie­chem stwier­dziła, że oby­dwie formy mogą być prze­ra­ża­jące.

Jej słowa być może zakoń­czy­łyby kłót­nię, ale wtedy ode­zwał się Sebas.

– To ty, Rai, napisz opo­wia­danko hor­ror, a ja zro­bię wideo i zoba­czymy, kto zdo­bę­dzie wię­cej polu­bień w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Być może nie macie wystar­cza­ją­cej wyobraźni i dla­tego na was nie działa lite­ra­tura grozy – powie­dział.

– A tobie może zabrak­nąć kilku zębów, jak będziesz zadzie­rać ze mną – odpa­lił Rai.

– Czy możemy przejść do następ­nego punktu? – popro­siła Angela, widząc, że debata zaczyna zmie­rzać w nie­bez­piecz­nym kie­runku.

– Chwi­leczkę. Ja chcę wie­dzieć, dla­czego Sebas mówi, że być może bra­kuje nam wyobraźni – nale­gał Nando ze zło­ścią.

– Ja tylko mówię, że w czy­ta­nie trzeba wło­żyć wię­cej wysiłku niż w oglą­da­nie filmu. Ale oby­dwie formy mogą dawać radość, prawda? – powie­dział pojed­naw­czo Sebas.

Jed­nak Nando sta­nął w pozy­cji, jakby chciał zacząć bójkę.

– Prze­stań owi­jać w bawełnę i powiedz wprost, że uwa­żasz się za lep­szego ode mnie, bo prze­czy­ta­łeś te wszyst­kie książki.

– Ja tego nie powie­dzia­łem – odpo­wie­dział Sebas nieco zbity z tropu.

– Nando, daj mu spo­kój, pro­szę – wtrą­ciła się Angela.

– To niech twój przy­ja­ciel da spo­kój… To on zaczął.

– Już dość, Nando! – krzyk­nęła Angela i wyszła z sali, obra­żona na swo­jego chło­paka.

Nando wybiegł za nią, pro­sząc, żeby na niego zacze­kała. Dogo­nił ją na górze scho­dów.

– Angela, posłu­chaj, wybacz mi, prze­gią­łem tro­chę. Jed­nak twój przy­ja­ciel…

– Sebas nic nie zro­bił. To ty masz z nim pro­blem, Nando!

– No dobra, to jest mój pro­blem! Przy­kro mi. Przy­kro, że nie jestem tak inte­li­gentny jak Sebas, nie prze­czy­ta­łem tylu ksią­żek, co on, ani nie mogę pro­wa­dzić z tobą roz­mów o lite­ra­tu­rze. Przy­kro mi, że jestem tylko kel­ne­rem.

Angela zatrzy­mała się, wes­tchnęła i odwró­ciła się twa­rzą do swo­jego chło­paka.

– Nando, to nie są zawody, a ja nie jestem tro­feum. Jeśli tak mnie trak­tu­jesz, to roz­stanę się z tobą. Nie jestem dziew­czyną, którą ktoś może uwa­żać za swoją zdo­bycz, rozu­miesz?

Teraz z kolei Nando wes­tchnął, sta­ra­jąc się zała­go­dzić sprzeczkę.

– Wiem… Prze­pra­szam.

Z sali dwie­ście trzy­dzie­ści sie­dem wyszli Sara i Rai.

– Nie­zły idiota ten oku­lar­nik… Pój­dzie­cie na piwko? – zapro­po­no­wał Rai, patrząc na Angelę i Nando.

– Idziesz? – Sara popro­siła Angelę, jakby jesz­cze nie zde­cy­do­wała, czy wyba­czyć swo­jemu chło­pa­kowi, i potrze­bo­wała towa­rzy­stwa, żeby nie być z nim sam na sam.

– Muszę iść do łazienki… Sama – powie­działa Angela.

Tego wła­śnie potrze­bo­wała. Być sama przez kilka chwil. Jed­nak oka­zało się, że o tej porze drzwi łazienki na kory­ta­rzu już są zamknięte.

– Łazienka wykła­dow­ców jest otwarta, na trze­cim pię­trze – powie­dział dozorca, który prze­cho­dził, podzwa­nia­jąc klu­czami.

Angela podzię­ko­wała mu i weszła pię­tro wyżej. Skrę­ciła za róg i ruszyła kolej­nym kory­ta­rzem pro­wa­dzą­cym do gabi­ne­tów wykła­dow­ców. Był węż­szy niż ten do sal ćwi­czeń i wykła­dów. Zatrzy­mała się, kiedy świa­tła na kory­ta­rzu zaczęły mru­gać, aż wresz­cie zga­sły.

– No, super…

Jej złość szybko zamie­niła się w strach. Miała świa­do­mość, że odda­liła się od grupy. W jej gło­wie nagle zaczęli się poja­wiać klauni, dia­bo­liczne śmie­chy i myśl, że być może cierpi na koul­ro­fo­bię. I jak zawsze, gdy czymś się dener­wo­wała, zaczęła myśleć, że popada w obłęd, co dodat­kowo potę­go­wało lęk. Sta­rała się wyrzu­cić z głowy te stra­szy­dła i pobie­gła w kie­runku łazienki. Nie była daleko, ale to wystar­czyło, by zaczęła szyb­ciej oddy­chać. Weszła do łazienki. Na szczę­ście paliło się w niej świa­tło. Nachy­liła się nad umy­walką i opłu­kała twarz wodą.

– Angela, uspo­kój się.

Pod­nio­sła głowę i zoba­czyła czy­jeś odbi­cie w lustrze.

Krzyk­nęła.

Rozdział 2

2

– Spo­koj­nie, Angela! To tylko ja…

Anto­nio Cru­zado, jej pro­fe­sor od lite­ra­tury współ­cze­snej. Miał czter­dzie­ści–pięć­dzie­siąt lat, był atrak­cyj­nym męż­czy­zną, pomimo zadar­tego nosa, a może wła­śnie dzięki temu. Ubie­rał się nie jak wykła­dowca, ale też nie jak stu­dent. Wszy­scy znali go tylko z nazwi­ska i tak do niego mówili. Cru­zado zawsze pro­wa­dził cie­kawe roz­mowy. W prze­ci­wień­stwie do tego, co działo się na więk­szo­ści zajęć, w któ­rych uczest­ni­czyła Angela, zaję­cia z tym pro­fe­sorem były naj­bar­dziej inspi­ru­jące. I – co cie­kawe – Cru­zado zawsze był gotów wysłu­chać jej opi­nii. Czę­sto zachę­cał ją nawet do zada­wa­nia pytań, które noto­wała na mar­gi­ne­sach swo­ich zapi­sków. Zatra­cali się w ich tre­ści, deba­to­wali nad nimi, jakby roz­ma­wiał z kolegą po fachu, a nie ze stu­dentką pierw­szego roku. Jed­nak nie wszyst­kich stu­dentów trak­to­wał tak samo. Miał też wro­gów. Jed­nym z nich był Koldo, który na każ­dych zaję­ciach sta­rał się rzu­cać mu wyzwa­nie, żeby tylko udo­wod­nić, że wie dużo o książ­kach. Ale book­tu­ber zawsze prze­gry­wał. Angelę pro­fe­sor trak­to­wał zupeł­nie ina­czej. Uwa­żał ją za bar­dziej doj­rzałą albo bystrzej­szą niż jej kole­dzy i kole­żanki. Poka­zy­wał to, rzu­ca­jąc na lek­cji pyta­nie i pro­sząc, żeby odpo­wie­dział na nie kto­kol­wiek, oprócz Angeli i Sebasa, który też był jego ulu­bień­cem. Angela nie chciała być wyróż­niana, czuła się tym tro­chę zawsty­dzona. Tak samo jak teraz, gdy stała naprze­ciwko niego, szybko oddy­cha­jąc. Patrzyła na niego, nie mru­ga­jąc oczami, jakby się bała, że jeśli tylko je zamknie, to Cru­zado znów sta­nie się cie­niem klauna, któ­rego zoba­czyła w lustrze.

– Dobrze się czu­jesz? – zapy­tał pro­fe­sor, na moment kła­dąc dłoń na jej ramie­niu.

– Tak, tak… Tylko wystra­szył mnie pan – Angela zdo­łała się zmu­sić do uśmie­chu, po czym zapy­tała, jak on się czuje. Przez kilka ostat­nich tygo­dni Cru­zado był na zwol­nie­niu lekar­skim. Mówił, że z powodu nie­zna­czą­cej ope­ra­cji, ale po wydziale krą­żyły plotki, że powód był inny, że opu­ściła go żona.

– Już czuję się dużo lepiej. Dzię­kuję, że pytasz, Angelo. A z tobą na pewno wszystko w porządku? Na­dal drżysz… – spy­tał tro­skli­wie pro­fe­sor, znów kła­dąc dłoń na jej ramie­niu.

– To tylko dla­tego, że nie spo­dzie­wa­łam się spo­tkać pana w łazience.

– Ja cie­bie też nie – odpo­wie­dział Cru­zado, uśmie­cha­jąc się.

Podą­żyła wzro­kiem za spoj­rze­niem pro­fe­sora i zoba­czyła pisu­ary zain­sta­lo­wane na ścia­nach. Wtedy zorien­to­wała się, dokąd tra­fiła. Zawsty­dzona powie­działa:

– Zga­sło świa­tło… Naprawdę myśla­łam, że jestem w dam­skiej łazience.

– Spo­koj­nie, docho­wam tajem­nicy. Jed­nak ostrze­gam cię, że w męskiej łazience papier toa­le­towy jest mito­lo­gicz­nym zwie­rzę­ciem.

Angela zmu­siła się do kolej­nego uśmie­chu, ale Cru­zado zorien­to­wał się, że ona na­dal się boi, tym bar­dziej że świa­tło znów zaczęło mru­gać.

– Ten budy­nek nadaje się do wybu­rze­nia… Na pewno dobrze się czu­jesz?

– Byłam w klu­bie czy­tel­ni­ków, oma­wia­li­śmy lek­turę grozy i… No dobrze, myślę, że mam za dużą wyobraź­nię.

Cru­zado zauwa­żył egzem­plarz To, który dziew­czyna trzy­mała w dło­niach. Wyko­nał ręką taki gest, jakby odsu­wał z nie­sma­kiem talerz z potrawą, któ­rej bar­dzo nie lubił.

– Ste­phen King? Przy­znam ci się, że nie lubię jego ksią­żek.

– Naprawdę? Cie­szę się, że nie jestem jedyna, która tak myśli o powie­ściach tego autora. Sebas go uwiel­bia, uważa go za naj­lep­szego współ­cze­snego pisa­rza.

– Moi kole­dzy z wydziału także wychwa­lają go pod nie­biosa. Ja sta­ram się iść z prą­dem, ale… Nie mów im tego, ale wąt­pię w zalety, które przy­pi­suje się lite­ra­tu­rze grozy. Tajem­nica to roz­wią­zy­wa­nie zaga­dek…

– Tak, mi też się to podoba. Od wcze­snego dzie­ciń­stwa byłam dosko­na­łym detek­ty­wem.

– W hor­ro­rze nie ma nic do roz­wi­kła­nia, jest pro­sty. Zawsze mia­łem wra­że­nie, że ta cała mgła, którą opi­sują, skrywa dużo wię­cej niż zaka­marki wik­to­riań­skich domów… Przede wszyst­kim skrywa pisa­rza, który miałby dużo do opo­wie­dze­nia o sobie pod­czas psy­cho­ana­lizy.

Angela z ulgą przy­znała, że ma takie samo zda­nie o auto­rach hor­ro­rów i cie­szy się, że nie jest w tym osa­mot­niona. Obie­cała też docho­wać jego tajem­nicy.

– Ja od dziecka nie zno­szę klau­nów – przy­znał Cru­zado, zwra­ca­jąc jej książkę. – Poza tym ta histo­ria jest nad wyraz maka­bryczna. Klaun z tej powie­ści ist­niał w rze­czy­wi­sto­ści.

– Naprawdę?

– Pamię­tam, gdy w dzie­ciń­stwie czy­ta­łem wia­do­mo­ści o zbrod­niach seryj­nego mor­dercy ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych, który prze­bie­rał się za klauna. Kolek­cjo­no­wał zwłoki w ogro­dzie przy swoim domu. Nie pamię­tam jego nazwi­ska, ale pamię­tam jego foto­gra­fię. Malo­wał sobie twarz na biało, a na niej ryso­wał wielki czer­wony uśmiech. Miał rude krę­cone włosy, które rosły mu po bokach twa­rzy, i czarne oczy. Cała ta histo­ria zain­spi­ro­wała Ste­phena Kinga i uczy­nił go boha­te­rem swo­jej powie­ści.

Angela prze­stała słu­chać Cru­zado. W jej umy­śle poja­wiały się te wszyst­kie praw­dziwe zbrod­nie doko­ny­wane w naj­bar­dziej sady­styczny spo­sób przez klauna mor­dercę. Kiedy znów zaczęła słu­chać pro­fe­sora, ten szedł już w kie­runku drzwi, żeby zosta­wić ją samą.

– A, jesz­cze jedno. Czy pamię­tasz ostat­nią zadaną pracę, którą mi odda­łaś? Tę fabułę na dzie­sięć stron?

– Oczy­wi­ście. Czy coś było źle? – zapy­tała, widząc minę Cru­zado.

– Nie, ale… Chciał­bym prze­ka­zać ci moje uwagi oso­bi­ście, prze­dys­ku­to­wać je z tobą. Lepiej poroz­ma­wiajmy o tym spo­koj­nie w moim gabi­ne­cie. W naj­bliż­szą sobotę rano?

– Myśla­łam, że w soboty wydział jest zamknięty.

– Popro­szę dozorcę o klu­cze. W pozo­stałe dni tygo­dnia jestem bar­dzo zajęty. A w sobotę tu będzie pusto i będziemy mieć pew­ność, że nikt nam nie będzie prze­ry­wać. Jeśli ci to nie prze­szka­dza.

– Nie, oczy­wi­ście, że nie prze­szka­dza.

– Genial­nie. I jesz­cze obie­caj mi jedną rzecz: nie mów do mnie per pan.

Angela uśmiech­nęła się, obie­cała mu to i zacze­kała, aż Cru­zado wyj­dzie. Gdy otwo­rzył drzwi, na chwilę się zatrzy­mał, bo nagle coś sobie przy­po­mniał:

– John Wayne Gacy. Tak nazy­wał się ten klaun mor­derca.

http://www.edia­rio­li­bre.heme­ro­teca/john–wayne–gacy

JOHN WAYNE GACYUŚMIECH­NIĘTY MOR­DERCA

El Dia­rio Libre (20–06–1979). Trzy­dzie­ści trzy ofiary śmier­telne, wszyst­kie mor­der­stwa prze­ra­ża­jące. Tyle mor­derstw popeł­nił John Wayne Gacy, któ­rego nazwi­sko stało się sym­bo­lem ter­roru w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Uro­dził się w końcu lat czter­dzie­stych w sta­nie Illi­nois, gdzie dora­stał w oto­cze­niu bute­lek z alko­ho­lem, które opróż­niał jego ojciec. Wielu psy­chia­trów badało zawi­kłany umysł Gacy’ego. Wszy­scy zgod­nie stwier­dzają, że ta sytu­acja odci­snęła swoje piętno na jego dzie­ciń­stwie. Poza pijań­stwem ojca chło­piec widział agre­sję i znę­ca­nie się. Jego ojciec lubił sta­wiać go nagiego przed lustrem i mówić mu, że wygląda jak dziew­czynka. Gacy dora­stał pełen lęku. Kiedy stał się doro­słym męż­czy­zną, roz­kosz spra­wiało mu robie­nie innym tego, co jemu robiono w dzie­ciń­stwie – stra­sze­nie.

Przez pewien czas per­fek­cyj­nie odgry­wał rolę przy­kład­nego sąsiada z osie­dla na pery­fe­riach mia­sta, tam gdzie były białe ogro­dze­nia. Miesz­kał ze swoją żoną Mar­lynn, którą poślu­bił w 1967 roku. Pra­co­wał w restau­ra­cji fast food i w wol­nym cza­sie orga­ni­zo­wał lokalne spo­tka­nia o cha­rak­te­rze kul­tu­ral­nym. Był lubia­nym czło­wie­kiem, przede wszyst­kim dla­tego, że na sąsiedz­kich impre­zach dla dzieci prze­bie­rał się za klauna. Wtedy John sta­wał się klau­nem Pogo. Prze­bie­rał się w strój z guzi­kami w for­mie kolo­ro­wych pom­po­nów, na szyi wią­zał olbrzy­mią muszkę i wkła­dał wiel­kie buty, a wszystko uzu­peł­niał biały maki­jaż na twa­rzy i poma­rań­czowa peruka. Tak wyglą­dał klaun, któ­rego dzie­się­cio­le­cia póź­niej pisarz Ste­phen King prze­mie­nił w ikonę lite­ra­tury, two­rząc postać klauna Pen­ny­wise’a w hor­ro­rze To. Jed­nak mor­der­stwa Gacy’ego były rze­czy­wi­ste.

Fle­ci­sta z Hame­linu wyko­rzy­stał prze­bra­nie, żeby dopaść swoje pierw­sze ofiary – mło­dych chłop­ców w wieku 14–21 lat, star­szych braci dzieci, dla któ­rych wystę­po­wał Pogo. Skła­dał chłop­com fał­szywe oferty pracy w swoim domu. Dobie­rał ich nie­zwy­kle ostroż­nie, następ­nie uma­wiał się z nimi w domu i ata­ko­wał ich ścierką nasą­czoną chlo­ro­for­mem. Miał cały arse­nał narzę­dzi: piły, noże, młotki, haki, gwoź­dzie i wier­tarki. Tor­tu­ro­wał ich i gwał­cił do momentu, aż wydali z sie­bie ostat­nie tchnie­nie. Następ­nie ich zwłoki zako­py­wał w swoim przy­do­mo­wym ogro­dzie.

Jego cie­le­sna orgia została odkryta, gdy jedna z jego ofiar zdo­łała uciec. Poli­cja zatrzy­mała Gacy’ego, ale on oka­zał zmie­sza­nie i żal, powta­rza­jąc, że jest nie­winny. Według niego prze­stęp­stwa zawsze doko­ny­wało jego alter ego – klaun Pogo. John mówił, że nie miał nad nim żad­nej wła­dzy. Jego stan psy­chiczny nie uchro­nił go przed karą: został ska­zany na śmierć. Motyw jego dzia­ła­nia okre­ślono jako sek­su­alny, ponie­waż już po zatrzy­ma­niu udo­wod­niono, że za pierw­szym razem, gdy wbił nóż w ciało ofiary, poczuł pod­nie­ce­nie na widok try­ska­ją­cej krwi.

W wię­zie­niu Gacy stał się mala­rzem. Na wszyst­kich jego obra­zach był dia­bo­licz­nie wyglą­da­jący klaun Pogo. Jedna z gale­rii zor­ga­ni­zo­wała wystawę jego prac, co dodało splen­doru jego legen­dzie. W 1994 roku otrzy­mał śmier­telny zastrzyk. Ale jego duch pozo­stał nieśmier­telny w postaci klauna stwo­rzo­nej w powie­ści Ste­phena Kinga. Od tam­tego czasu klauni mor­dercy stali się legendą hor­ro­rów.

http://elin­for­ma­tivo.es/pay­asos–ase­si­nos–caos–ale­ma­nia/237

KLAUNI MOR­DERCY SIEJĄ POSTRACH W NIEM­CZECH

Redak­cja A.F.E. (20–02–2017). Strach przed klau­nami opa­no­wał wiele miast w Niem­czech. Fala prze­bie­rań­ców w stro­jach cyr­ko­wych. Mają twa­rze zakryte bia­łymi maskami, czer­wo­no­kr­wi­ste uśmiech­nięte usta, kolo­rowe peruki i stra­szą prze­chod­niów na uli­cach, uda­jąc klau­nów mor­der­ców. Pierw­szy przy­pa­dek zda­rzył się w Pas­sau, spo­koj­nej miej­sco­wo­ści uni­wer­sy­tec­kiej w Bawa­rii. Tam pewien prze­brany męż­czy­zna sta­wał wie­czo­rami na jed­nym z rogów ulicy cią­gną­cej się przez całe mia­sto. W ręku trzy­mał pęk balo­nów. Świa­tła latarń i jego nie­ru­choma postawa doko­ny­wały reszty. Prze­ra­żeni miesz­kańcy na jego widok ucie­kali, pomimo że zło­wiesz­czy klaun ata­ko­wał wyłącz­nie spoj­rze­niem. Męż­czy­zna otwo­rzył swoje konto na Insta­gra­mie, pod nazwą Pas­sauClown, na któ­rym dzie­lił się ze swo­imi obser­wa­to­rami prze­ra­ża­ją­cymi foto­gra­fiami. Dzięki temu zyskał nie­wy­obra­żalną popu­lar­ność w sieci.

Ten przy­kład zaczęto kopio­wać w innych mia­stach i zło­wiesz­czy klauni poja­wiali się w Ham­burgu, Mona­chium i innych sze­ściu miej­sco­wo­ściach. Zło­wiesz­czy klaun z Bremy poszedł krok dalej i zaczął pukać do drzwi miesz­kań­ców z oko­licy, ofe­ru­jąc im swoje usługi przy malo­wa­niu ich domów, ale nie miał przy sobie potrzeb­nego sprzętu. Inni klauni wrzu­cali filmy wideo do sieci. Poka­zy­wali na nich swoje żarty, które robili przy­pad­ko­wym prze­chod­niom w ciem­nych uli­cach. Uda­wali atak na ofiarę (wielką kukłę roz­płasz­czali ude­rze­niem młota), a potem szli za ludźmi, któ­rzy byli świad­kami fał­szy­wego prze­stęp­stwa i ucie­kali w prze­ra­że­niu. Te nagra­nia sta­wały się vira­lami.

Wła­dze nie­miec­kie ogło­siły alerty o zło­wiesz­czych klau­nach. Para­noja oży­wiana jest przez przy­padki cho­roby zwa­nej koul­ro­fo­bią, czyli fobią lub irra­cjo­nal­nym lękiem przed klau­nami i mimami. Dole­gli­wość dotyka przede wszyst­kim dzieci, cho­ciaż przy­padki tej cho­roby zda­rzają się też wśród mło­dzieży i doro­słych. Pacjenci czują fale nara­sta­ją­cego lęku przed wyzy­wa­ją­cym maki­ja­żem, czer­wo­nym nosem i dziw­nymi kolo­rami wło­sów, co pozwala ukryć praw­dziwą toż­sa­mość prze­bie­rańca. Ten szcze­gólny lęk u pacjen­tów wywo­łuje oznaki cha­rak­te­ry­styczne dla ataku paniki. Zare­je­stro­wano nawet przy­padki samo­bójstw wśród osób cier­pią­cych na koul­ro­fo­bię.

Prawo nie okre­śla tego mia­nem szcze­gól­nego prze­stęp­stwa i nie karze osób, które stra­szą w ten spo­sób ludzi, acz­kol­wiek kilka zespo­łów praw­ni­ków w Niem­czech zaka­zało uży­wa­nia prze­bra­nia za klauna mor­dercę w cza­sie zabaw kar­na­wa­ło­wych, bo z łatwo­ścią mogą wywo­łać panikę. Poza tym zło­wiesz­czy klauni prze­kro­czyli gra­nice państw i już zano­to­wano podobne przy­padki we Fran­cji. W pod­pa­ry­skiej wio­sce zmarł jeden z prze­bie­rań­ców, gdy męż­czy­zna, który czuł się przez niego zaata­ko­wany, w obro­nie wła­snej ude­rzył go kamie­niem. Poja­wiły się też konta w mediach spo­łecz­no­ścio­wych w Anglii, Holan­dii i Bel­gii. To już tylko kwe­stia dni, gdy okaże się, że na Insta­gra­mie w naszym kraju opu­bli­kuje swoją foto­gra­fię klaun mor­derca.

– Chwi­leczkę, już idę!

Angela zamknęła w swoim Mac­Bo­oku wszyst­kie okna prze­glą­darki Google’a, w któ­rej szu­kała wia­do­mo­ści o Joh­nie Way­nie Gacym, klau­nie mor­dercy. Nie chciała, aby kto­kol­wiek pomy­ślał, że ma obse­sję na tym punk­cie. Po chwili ktoś ponow­nie zapu­kał do drzwi jej pokoju w inter­na­cie. Powtó­rzyła, że już idzie, i tym razem pode­szła, żeby otwo­rzyć. Spo­dzie­wała się, że za drzwiami zoba­czy Sarę, więc sta­rała się wyglą­dać na obo­jętną, bo kole­żanka nie odpo­wie­działa na wia­do­mo­ści wysłane na What­sAp­pie. Angela przy­pusz­czała, że Sara nie odzy­wała się, bo spę­dzała czas z Raim w jego luk­su­so­wym apar­ta­men­cie. Jed­nak obie­cała sobie, że ugry­zie się w język i nie będzie tego komen­to­wać. W końcu Sara była wystar­cza­jąco doro­sła, by podej­mo­wać wła­sne decy­zje, a ona była jej przy­ja­ciółką, a nie matką, co powta­rzała jej pół żar­tem, pół serio. Osta­tecz­nie jed­nak Angela nie musiała uda­wać obo­jęt­nej, bo tym, kto pukał do jej drzwi, był Sebas.

– Jak się czu­jesz? Nie byłaś na zaję­ciach.

– Nie, bo mam coś do zro­bie­nia… A co u cie­bie?

Miała ochotę dodać, że jest jej przy­kro z powodu zacho­wa­nia Nando w klu­bie czy­tel­ni­ków, ale powstrzy­mała się. Zawsze trudno jej się roz­ma­wiało z Seba­sem o jej chło­paku. Na szczę­ście Sebas był bar­dziej odważny.

– Angela, to, co było w klu­bie… No dobra, chcę cię prze­pro­sić.

– Jak to, ty mnie? Nie, to ja muszę prze­pro­sić cie­bie. Chcia­łam poroz­ma­wiać o tym z tobą, ale byłam zajęta i nie zna­la­złam odpo­wied­niej chwili…

Kła­mała, a Sebas to wie­dział, ale pozwo­lił mówić jej dalej.

– Przy­kro mi z powodu zacho­wa­nia Nando. Jeśli nie chcesz, żeby ponow­nie przy­szedł na spo­tka­nie klubu, zro­zu­miem to dosko­nale. Ten klub to twoje dzieło, ty go zor­ga­ni­zo­wa­łeś.

– Dzię­kuję ci, ale to nie będzie konieczne. Nie sądzę, że klub czy­tel­ni­ków Ste­phena Kinga będzie na­dal ist­niał. To spo­tka­nie nie było udane i część człon­ków już zre­zy­gno­wała. Koldo mówi, że orga­ni­zo­wa­nie klu­bów to prze­ży­tek, że trzeba pro­wa­dzić „bez­po­śred­nie dys­ku­sje na Insta­gra­mie, bo to teraz mod­niej­sze”.

– Przy­kro mi. Wiem, że to było ważne dla cie­bie. Może spró­bujmy z innym gatun­kiem lite­ra­tury… Możesz na mnie liczyć we wszyst­kim, w czym nie mówi się o kru­kach i świe­tle, które włą­cza się i gaśnie. A co myślisz o klu­bie czy­tel­ni­ków Jane Austen?

– Oczy­wi­ście, zacznę go przy­go­to­wy­wać, jak tylko skoń­czę piec cup­ca­kes… No lito­ści! Wiesz, że ja nie­na­wi­dzę Jane Austen. Jest taka mdła!

– O Boże, w końcu okaże się, że jest prawdą to, co podej­rze­wa­łam. Ty nie masz serca…

Angela i Sebas zaśmiali się poro­zu­mie­waw­czo. Od pierw­szego dnia zna­jo­mo­ści czuli, że są sobie bli­scy, mają podobne zain­te­re­so­wa­nia i poglądy, cho­ciaż dla niej to nie było nic innego, jak tylko przy­jaźń. Dla­tego gdy po zale­d­wie kilku dniach od chwili pozna­nia się poszli razem na piwo i on sta­rał się ją poca­ło­wać, wprost powie­działa, że woli, aby byli tylko przy­ja­ciółmi. Sebas to usza­no­wał. Od tam­tego czasu są tylko przy­ja­ciółmi, choć Nando uwa­żał, że jest ina­czej.

– Chcesz wejść? – zapy­tała Angela. – Możemy obej­rzeć coś na Net­fli­xie.

– Już wiesz, że mój nad­miar wyobraźni nie pozwala mi robić niczego innego niż czy­tać – zażar­to­wał Sebas. – Tak naprawdę przy­sze­dłem cię zapy­tać, czy idziesz na święto kam­pusu.

– Święto…

Zapo­mniała o tym. Ta orga­ni­zo­wana w każdy pierw­szy pią­tek mie­siąca impreza prze­bie­rań­ców to nie jej bajka. Nawet pomimo że Nando miałby tam być.

– Pomy­śla­łem, że możemy tam pójść i wypić drinka z kole­gami z roku. No wiesz, dla odmiany zro­bić to, co robią ludzie w naszym wieku.

– Dzię­kuję za zapro­sze­nie, ale muszę prze­pi­sać na czy­sto masę nota­tek. No i chcę tro­chę upo­rząd­ko­wać mój pokój – powie­działa Angela, poka­zu­jąc to, co miała za sobą.

– Jak­byś zoba­czyła mój pokój, to dopiero byś osza­lała… U cie­bie to porzą­de­czek, Angela!

– No wiesz, znasz mnie…

To była kolejna obse­sja Angeli: porzą­dek. A tak naprawdę cho­dziło o to, żeby wszystko było upo­rząd­ko­wane w jej gło­wie.

– No chodź, tylko jedno piwko… – kusił Sebas.

– Ale ja nawet nie mam prze­bra­nia. A ty za kogo się prze­bie­rzesz?

– Zamie­rza­łem zdjąć oku­lary i wło­żyć soczewki. A ty wystar­czy, że roz­pu­ścisz włosy, które zawsze wią­żesz w kucyk. Nikt nas nie roz­po­zna – zażar­to­wał.

– Wiem, że jestem naj­nud­niej­szą stu­dentką w histo­rii uni­wer­sy­tetu – powie­działa Angela, osta­tecz­nie odrzu­ca­jąc pro­po­zy­cję. – Poza tym jutro wcze­śnie rano mam dodat­kowe zaję­cia z Cru­zado.

– W sobotę?

– Tak, powie­dział mi, że chce poroz­ma­wiać o mojej fabule, a w sobotę będziemy mieć wię­cej spo­koju.

– No dobra, nie przy­chodź na imprezę, ale pamię­taj, że umó­wi­łaś się ze mną na jutro. Mamy pójść do tej nowej księ­garni, o któ­rej ci mówi­łem. Przyjdę po cie­bie na uni­we­rek, jak skoń­czysz, dobrze?

– Oczy­wi­ście! Genial­nie!

– A jeśli zmie­nisz zda­nie, to ja będę na impre­zie tym chło­pa­kiem z soczew­kami.

Angela zaśmiała się, ale nie zmie­niła zda­nia, została w inter­na­cie. Gorący prysz­nic, czy­sta pościel, świeczki, książka, muzyka The Cure i piwo, jedno z tych maga­zy­no­wa­nych na oknie pokoju, żeby nabrało wła­ści­wej tem­pe­ra­tury. Osta­tecz­nie był pią­tek. Poza tym umó­wiła się z Nando. Gdy skoń­czy zmianę, będzie noco­wał u niej w inter­na­cie. Będzie spać z nią albo coś w tym stylu. Angela już nie chciała dłuż­szej cze­kać. Napi­sała do niego, że nie pój­dzie spać przed koń­cem imprezy na kam­pu­sie i że otwo­rzy mu drzwi od tyl­nego wej­ścia do inter­natu, wej­ścia awa­ryj­nego. Stu­denci je pięk­nie wyci­szyli, żeby ich goście mogli nie­po­strze­że­nie wcho­dzić po pół­nocy, co nor­mal­nie było zabro­nione.

Kiedy Angela wyszła ze swo­jego pokoju, było po dru­giej w nocy. Prze­szła kory­ta­rzami wyci­szo­nymi wykła­dziną, mija­jąc wam­piry, księż­niczki, pira­tów, księży, zakon­nice, chło­pa­ków prze­bra­nych za dziew­czyny z kaba­re­tów, dziew­czyny w gar­ni­tu­rach i ludzi w maskach, któ­rych zasko­czyła impreza na kam­pu­sie. Atmos­fera była taka, jak zawsze w piątki wie­czo­rem, cho­ciaż bar­dziej eks­cy­tu­jąca z powodu prze­brań. Angela pode­szła do drzwi wej­ścia awa­ryj­nego, otwo­rzyła je i zna­la­zła się w ogro­dzie na tyłach inter­natu. Rosły tam drzewa tak wyso­kie, że się­gały ostat­nich pię­ter budynku. Pano­wał mrok, nikłe świa­tło docho­dziło jedy­nie z latarń spoza terenu. Angela spoj­rzała w swój tele­fon. Nando już powi­nien tu być, więc napi­sała do niego na What­sAp­pie:

Angela

Nie mów, że impreza prze­ro­dziła się w after…

2:08

Nando

Jakiś idiota przy­kleił gumę do żucia w barze,

ale już jestem w dro­dze :)

2:15

Angela napi­sała mu, że będzie cze­kać wewnątrz. I popro­siła, by wysłał jej sygnał, jak już dotrze. Wró­ciła na pusty już kory­tarz. Zapięła swe­ter, który zarzu­ciła na koszulę nocną. Było zimno. Minęły kolejne minuty. Nagle usły­szała jakiś krzyk na zewnątrz. Krzy­czała jakaś dziew­czyna. Angela wie­działa, że ponowne otwar­cie drzwi to błąd, ale zro­biła to. Wyszła, zro­biła kilka kro­ków do ogrodu, który teraz wyda­wał się jesz­cze ciem­niej­szy, i zawo­łała:

– Hej, jest tam kto?

Nikt nie odpo­wie­dział. Wpa­try­wała się w ciem­ność, ale niczego nie dostrze­gła. Nie sły­szała też innych hała­sów, jedy­nie odgłosy nocy. Kiedy wró­ciła do drzwi, oka­zało się, że są zamknięte. Same się zatrza­snęły, bo nie zablo­ko­wała ich, gdy wycho­dziła do ogrodu. A można było je otwo­rzyć tylko od wewnątrz.

– Cho­lera…

W tym momen­cie znów usły­szała ten krzyk, tej samej dziew­czyny. Roz­po­znała, że to głos Sary. Dostrze­gła ją kilka metrów dalej, bie­gła przez ogród w podar­tej sukience i z zakrwa­wioną twa­rzą. Ucie­kała i krzy­czała:

– Ratunku!

Nagle ktoś ude­rzył ją w głowę wiel­kim mło­tem. Zro­bił to ktoś ubrany w biały strój z kolo­ro­wymi pom­po­nami zamiast guzi­ków, z wielką muchą na szyi i w ogrom­nych butach. Na twa­rzy miał maskę z uśmie­chem, usta pełne czar­nych, ostrych zębów, a na łysej gło­wie poma­rań­czowe kosmyki wło­sów. Tym razem nie był to wytwór wyobraźni Angeli. Był praw­dziwy, widziała go, biegł w jej kie­runku. Klaun mor­derca!

Rozdział 3

3

Angela w prze­ra­że­niu chciała otwo­rzyć drzwi awa­ryjne, ale z zewnątrz nie było żad­nego uchwytu. Klaun zbli­żał się z mło­tem unie­sio­nym wysoko w górę. Przez otwory w masce widziała jego czarne źre­nice, choć moż­liwe, że tylko je sobie wyobra­żała. Ale nie miało teraz zna­cze­nia, czy to było realne, czy nie. Realny był na pewno strach, który budziły w niej te oczy. Pod­świa­do­mie uru­cho­miła w swo­jej gło­wie plan ucieczki. Miała go i zadzia­łał…

Zacze­kała kilka sekund, aż klaun sta­nął naprze­ciwko niej. A wtedy kop­nęła go tak, jak nauczyła się na lek­cjach samo­obrony. I zro­biła to z taką siłą, że klaun się zachwiał. Poczuła świst prze­ci­na­nego mło­tem powie­trza, ale zdo­łała usko­czyć, zanim cios się­gnął jej ramie­nia. Rzu­ciła się do ucieczki. Bie­gła ile sił przez tylny ogród inter­natu. Krzaki raniły jej nogi, gałę­zie drzew gro­ziły ude­rze­niem jej w głowę. Za sobą sły­szała czła­piący bieg klauna: plask, plask, plask. Nie­mal czuła na sobie jego kości­ste dło­nie, które chcą ją zła­pać, a nawet sły­szała jego dia­bo­liczny śmiech. Zdo­łała skrę­cić za róg budynku. Jesz­cze tylko kawa­łek, jesz­cze tylko jeden skręt za róg i dotrze do głów­nego wej­ścia, gdzie jest świa­tło i, oby tak było, ludzie. Nie była pewna, czy zdoła gło­śno zawo­łać o pomoc. Chciała krzy­czeć, ale nie potra­fiła wydać z sie­bie żad­nego głosu. Plask, plask, plask – sły­szała za sobą. Do celu bra­ko­wało zale­d­wie kilku metrów, ale Angela nagle prze­stała biec.

Z naprze­ciwka wybie­gła znie­nacka Ewa, odsu­nęła Angelę i zadała mocny cios klau­nowi. Łup! – padł na zie­mię. Roz­le­gły się histe­ryczne wybu­chy śmie­chu, okla­ski i krzyki, bo to było zaje­bi­ste. Rai wszystko nagry­wał kamerką tele­fonu. Z tyłu nade­szła Sara, zmar­twych­wstała! Była prze­brana za zombi czy coś podob­nego, nato­miast Rai za Alexa DeLarge’a, boha­tera filmu Mecha­niczna poma­rań­cza. Miał na sobie piżamę ze zwi­sa­ją­cymi tro­kami i sza­po­klak na gło­wie. Kilka kro­ków dalej leżał prze­brany za klauna mor­dercę… Koldo. To on ści­gał Angelę.

– Co wy wypra­wia­cie?! – krzyk­nęła wystra­szona Angela.

Wkrótce wszystko się wyja­śniło. Angela dowie­działa się, że Koldo, Sara i Rai poszli razem na święto prze­bie­rań­ców na kam­pu­sie, cho­ciaż nie byli przy­ja­ciółmi, na co dzień nawet się ze sobą nie witali. To się jed­nak zmie­niło, kiedy po spo­tka­niu w klu­bie czy­tel­ni­ków Sara i Rai poszli z Koldo na piwo. Wła­śnie wtedy przy­szło im do głowy nakrę­ce­nie fil­miku, takiego, jakie ludzie publi­kują w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Koldo miał się prze­brać za klauna mor­dercę. Ofiarę też wymy­ślili w barze. Kiedy Sara pode­szła do Nando zamó­wić kolej­nego drinka, ten zwie­rzył się jej, że umó­wił się z Angelą po zakoń­cze­niu swo­jej zmiany. I że Angela będzie nad ranem sama cze­kać na niego przy wyj­ściu awa­ryj­nym z inter­natu, naprze­ciwko ciem­nego, zapusz­czo­nego ogrodu. Tak powstał plan, pozo­stało tylko zamie­nić go w dzia­ła­nie.

Rai zajął się opóź­nie­niem wyj­ścia Nando z pracy, przy­kle­ja­jąc gumę do żucia w role­cie baru. Następ­nie wszy­scy troje poszli do inter­natu, scho­wali się za drze­wami i opróż­nia­jąc kolejną butelkę likieru Jager­me­ister, powtó­rzyli sobie szcze­góły akcji. Nie wie­dzieli tylko, że z okna swo­jego pokoju widziała ich Ewa, która pod­słu­chała cały plan. Gdy nie­świa­doma niczego Angela ucie­kała prze­ra­żona przed klau­nem, Ewa pobie­gła na dół i prze­rwała zabawę.

– Czy ty jesteś idiotką?! – Koldo krzyk­nął do Ewy, zdej­mu­jąc maskę klauna, zakrwa­wioną po cio­sie. – Kurwa, pra­wie roz­bi­łaś mi nos!

– Pra­wie?! To przy­łożę ci jesz­cze raz i roz­walę go do końca! – zagro­ziła Ewa, pod­no­sząc pięść.

Koldo, leżąc jesz­cze na ziemi, cof­nął się ruchem kraba, uży­wa­jąc ramion jak dodat­ko­wych nóg.

– Durni żar­tow­ni­sie! Rób­cie swoje akcje w innym miej­scu, a nie pod moim oknem, i to aku­rat kiedy wącham, dobra? – powie­działa Ewa zde­cy­do­wa­nym gło­sem. To nie był jed­nak praw­dziwy powód jej dzia­ła­nia. Wybie­gła przed wej­ście, żeby powstrzy­mać całą trójkę przed kpie­niem z Angeli.

– Zre­lak­suj się, lesbo – rzu­cił ze śmie­chem Rai, który przez cały czas fil­mo­wał wszystko swoją komórką. – Poza tym zro­bi­łaś lep­sze zakoń­cze­nie żartu. Ciesz się, bo zabły­śniesz w YouTube.

W tym momen­cie Ewa pod­sko­czyła do Raiego, wyrwała mu tele­fon z ręki i cisnęła nim o ścianę budynku. Tele­fon roz­trza­skał się na kawałki.

– Ten fil­mik ni­gdy nie zosta­nie wrzu­cony do inter­netu! – krzyk­nęła.

Sara musiała mocno przy­trzy­mać swo­jego chło­paka, by nie rzu­cił się na Ewę z pię­ściami.

– Coś ty zro­biła, świ­ru­sko! Poża­łu­jesz tego! Nie wiesz, z kim wła­śnie zadar­łaś! – wykrzy­ki­wał Rai.

Ale Ewa ani się nie wystra­szyła, ani nie cof­nęła. Wtedy wła­śnie dołą­czył Nando, który nie zna­la­zł­szy Angeli przy drzwiach awa­ryj­nych, ruszył w kie­runku głów­nego wej­ścia, skąd docho­dziły krzyki.

– Ciesz się, że jesteś dziew­czyną, bo gdyby nie to, już roz­wa­lił­bym ci łeb! – Rai dalej gro­ził Ewie. Ta, odcho­dząc, poka­zała mu unie­sioną w górę dłoń z wypro­sto­wa­nym środ­ko­wym pal­cem.

– Co tu się dzieje? – zapy­tał zdez­o­rien­to­wany Nando, widząc wystra­szoną Angelę z oczami peł­nymi łez.

– Nic takiego, to tylko żart… – powie­działa Sara, która już żało­wała, że to zro­bili. Nie o taki efekt im cho­dziło.

Opo­wie­dzieli Nando, co się stało. Angela sta­rała się zba­ga­te­li­zo­wać wyda­rze­nie, chciała tylko szybko o wszyst­kim zapo­mnieć. Nando jed­nak nie zamie­rzał im odpu­ścić i zacho­wy­wać się, jakby nic się nie stało, bo jego dziew­czyna na­dal drżała.

– Cała wasza trójka to skur­wy­syny! Nie mogę w to uwie­rzyć! – wrza­snął.

– Angelo, przy­kro mi. Naprawdę nie wie­dzia­łam, że tak bar­dzo się prze­stra­szysz – tłu­ma­czyła się Sara.

– Kurwa, idę stąd – powie­dział Koldo. – I już nie licz­cie na mnie, nie będę uczest­ni­czył w waszych żar­tach – odcho­dząc, prze­chy­lił głowę do tyłu, żeby zatrzy­mać krwo­tok z nosa.

– A ma być wię­cej takich żar­tów? – zapy­tał Nando.

To jasne, że tej nocy zamie­rzali dalej żar­to­wać. Mieli na sobie prze­ra­ża­jące prze­bra­nia, kamerki w tele­fo­nach, a cała banda pod­pi­tych, mło­dych ludzi wra­ca­ją­cych z imprezy aż się pro­siła o to, by ich nastra­szyć… A uni­wer­sy­tecki kam­pus nocą był dużo bar­dziej prze­ra­ża­jącą sce­ne­rią niż te powstałe w wyobraźni Ste­phena Kinga.

– Ange­liczko, musisz tro­chę wylu­zo­wać. Ludzie nie bie­gają tutaj z zamia­rem zabi­cia cie­bie – rzu­cił na odchodne Rai. – Nie myśl, że jesteś taka wyjąt­kowa…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki