Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Artur Andrus rusza w trasę z Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem. Wybierz się razem z nimi!
Artur Andrus wyrusza w trasę koncertową z legendarnym artystycznym duetem – Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem. Słuchamy wielkich przebojów: Być kobietą, Odkryjemy miłość nieznaną, Jeszcze się tam żagiel bieli czy uwielbianej przez fanów serialu 07 zgłoś się piosenki Przed nocą i mgłą.
Ta opowieść odkrywa przed nami niezwykłą, ciepłą, przyjacielską i pełną humoru relację tej pary artystów. Z właściwym sobie dowcipem, językową elegancją i brawurą prowadzi nas przez ich artystyczne i życiowe drogi. Drugiej takiej książki nie ma i długo nie będzie!
Wiem z doświadczenia: konferansjer czasem nie tylko zapowie, lecz także przepowie. Wydaje się, że coś palnął, że może to nawet głupie. A potem się okazuje, że miał rację. Za dowód profetycznych zdolności prowadzących niech posłużą autentyczne zapowiedzi występów bohaterów tej książki. Dwóch konferansjerów na dwóch różnych koncertach. Jeden zakończył słowami: „To nie żaden pic! To Alicja Majewska!”, drugi: „A teraz będzie z grubej rury! Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz!”. Obaj mieli rację.
Artur Andrus
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Stoją w kolejności: Koneserka, Koneser, Koneser
Artur Andrus dziękuje:
Natalii Grzeszczyk za wsparcie achiwizacyjno-redakcyjne i konsultacje merytoryczne,
Waldemarowi Skowrońskiemu za to, że wie, gdzie czego szukać, i nie waha się pomóc.
Nic im światła nie przesłoni, żadne cienie, żadna mgła...
Wiem z doświadczenia: konferansjer czasem nie tylko zapowie, lecz także przepowie. Wydaje się, że coś palnął, że może to nawet głupie. A potem się okazuje, że miał rację. Za dowód profetycznych zdolności prowadzących niech posłużą autentyczne zapowiedzi występów bohaterów tej książki. Dwóch konferansjerów na dwóch różnych koncertach. Jeden zakończył słowami: „To nie żaden pic! To Alicja Majewska!”, drugi: „A teraz będzie z grubej rury! Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz!”. Obaj mieli rację.
Próbę napisania biografii Alicji już kiedyś podjęliśmy. Spotkaliśmy się kilka razy, pogadaliśmy życzliwie i równie życzliwie zamilkliśmy. Dało się wyczuć, że czegoś nam w tej rozmowie brakuje. Potem zrozumieliśmy, że nie czegoś, a kogoś. Włodzimierza Korcza. Tworzą niezwykły duet. To wie każdy, kto kiedykolwiek był na ich występie, słyszał ich piosenki w radiu, widział w telewizji. Ale jakim cudem to trwa tak długo? I widać, że jeszcze długo będzie trwało. Dlatego to nie może być biografia dwojga artystów. Więc co? Po prostu opowieść o nich. Z odniesieniami do przeszłości, ale przede wszystkim o tym, co jest teraz. Bo mimo że pracują ze sobą już ponad czterdzieści pięć lat, niczego nie podsumowują, nie zamykają. Kiedy podczas jednej z naszych rozmów pojawia się wątek trasy koncertowej, która ma się odbyć w roku 2023, Alicja mówi: „Włodek, ja sobie uświadomiłam, że ty wtedy będziesz miał osiemdziesiąt lat, a ja siedemdziesiąt pięć”, i oboje wybuchają gromkim śmiechem. „Przecież ja w ogóle nie znam takich liczb” – puentuje Korcz. Wspominają wyłącznie na wyraźną prośbę przepytującego. Dużo bardziej interesuje ich to, co jest dzisiaj, czy będzie jutro, niż rozpamiętywanie tego, co było kiedyś. Cieszą się jak dzieci z każdej nowej piosenki. Zaraz... Dzieci chyba nie zawsze się cieszą z każdej nowej piosenki? Alicja i Włodek po prostu się cieszą, kiedy pojawia się w ich repertuarze coś nowego, kiedy widzą, że sprawili tym przyjemność publiczności. I ja się cieszę, że mogłem do nich dołączyć i trochę im potowarzyszyć. Kilkanaście rozmów w domu Alicji, jedna wspólna kilkusetkilometrowa podróż, jedna kolacja w hotelu, dwa śniadania. Cyfrowe dyktafony pokazują długość nagrania: po zsumowaniu wyszło mi 35 godzin 44 minuty i 33 sekundy. Czyli było tego jeszcze więcej. Bo to czas tylko od włączenia „start” do naciśnięcia „stop”. A wcześniej już też trochę wiedziałem. Obserwuję ich od lat. Bywaliśmy razem na różnych scenach, napisałem kilka tekstów piosenek, które znalazły się na ich płytach. Właściwie równolegle z tą książką powstawała też płyta: dziesięć piosenek z moimi tekstami do muzyki Włodzimierza Korcza. Kto miał zaśpiewać – wiadomo. O kulisach tworzenia płyty Alicja Majewska – piosenki Korcza i Andrusa pewnie też tutaj coś napiszę. Ale przede wszystkim opowiem o tym, jak ich widzę, co już wiem, a co mi się na ich temat jeszcze wydaje. W czasie przesłuchiwania wielu godzin rozmów, układania treści w całość nieraz pojawiało się pytanie: „Czy to przypadkiem nie jest materiał na piosenkę?”. Czasami rodził się pomysł na fragment tekstu. Czy z tej opowieści powstały jakieś utwory? Proszę sobie sprawdzić, słuchając płyty. Wiele razy w rozmowach odnosiliśmy się do piosenek, więc dlaczego w piosenkach nie odnieść się do rozmów? A jest w tych dialogach Alicji i Włodka żart, jest żar – chętnie bym jeszcze użył jakiegoś słowa rozpoczynającego się od „żar”, ale wszystkie, które mi wpadają teraz do głowy, są bez sensu. Na przykład żargonu mało, żardyniera, nawet jeśli jakaś gdzieś w pobliżu stała, to nie ma żadnego znaczenia dla tej opowieści. Ale są inne pasujące słowa: ciekawość, sympatia, zadziorność. Na pewno z tych rozmów wynika całkowity brak obojętności. Może ta nieobojętność to powód długoletniej udanej współpracy? I się lubią. I się cenią. I szanują. Co wcale nie przeszkadza, żeby czasem podziałać sobie na nerwy. Dam dwa przykłady, żeby zilustrować, jaki charakter mają niektóre rozmowy Alicji Majewskiej i Włodzimierza Korcza.
– Niech pan mi coś napisze.– A pani mi to zaśpiewa.
Alicja Majewska słucha czegoś zabawnego. Przyjmijmy, że fragmentów tej książki
Przykład pierwszy. Wsiadamy do samochodu. Mam im towarzyszyć w podróży ze Szczecina do Poznania. Umawiamy się, że wykorzystamy ten czas na rozmowę. Prowadzi Włodek, na fotelu pasażera Alicja, z tyłu ja. Żeby dobrze nagrać wszystko, co się wydarzy przez tych kilka godzin, w miejscu na napoje, pomiędzy przednimi siedzeniami, ustawiam dyktafon. Alicja wsiada, wskazuje urządzenie i pyta:
– To jest mikrofon?
– Tak, nie pij z tego – odpowiada Włodek.
Przykład drugi. Rozmawiamy o różnych sprawach zawodowych, nagle schodzi nam na tematy kulinarne. To fragment wyrwany z kontekstu, ale słowo w słowo tak właśnie brzmiał. Alicja mówi:
– Nie podobają mi się buraczki.
– Ale z wyglądu? – dopytuję.
– Tak, wygląd mi nie odpowiada.
– Ale jadłaś kiedyś? – włącza się do rozmowy Włodzimierz Korcz.
– Nie. I surówka z marchewki też mi się nie podoba. Kiedyś ty zamówiłeś i ci nie smakowała, bo była przyrządzona jakoś tak orientalnie z soją i imbirem. I to była jedyna surówka z marchewki, która mi smakowała.
– Ale o buraczkach rozmawiamy. – Włodek stara się ustalić temat rozmowy.
– No to ani marchewki, ani buraczków nie jadam.
– O marchewce nie wiedziałem. Po tylu latach pracy dowiaduję się, że ty nie lubisz marchewki?!
– Widocznie nie obserwujesz, co zamawiam w restauracji. Albo czego nie zamawiam.
– Zaraz... – W głosie Włodzimierza Korcza słychać lekkie zdumienie. – Przecież ty barszczyk lubisz!
– No to co?
– Przecież barszczyk jest z buraczków!
– Ale już nie wygląda jak buraczki – puentuje Alicja Majewska.
Włodek zwraca się do mnie z rozpaczliwym pytaniem:
– Rozumiesz coś z tego?
– A muszę?
I czy muszę jeszcze tłumaczyć, dlaczego mnie korci, żeby z nimi porozmawiać? To wyjaśnię tylko, że w zapisach rozmowy AM: to Alicja Majewska, WK: to Włodzimierz Korcz, AA: to ja – Artur Andrus. A teraz będzie z grubej rury.
Pierwsze na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na
AA: Ktoś w tym duecie jest szefem? Ustalaliście to kiedyś?
WK: Nie ustalaliśmy, ale w sprawach muzyczno-artystycznych ja. Organizacyjne zrzucam na Majewską.
AM: Kiedyś na temat tego szefowania w naszym duecie powiedziałeś coś takiego, z czym ja się nie do końca zgadzam.
WK: A z czym ty się zgadzasz? Przecież ty się z niczym nie zgadzasz!
AM: Artystycznie to mimo wszystko Włodek. Mimo wszystko.
WK: Jak to „mimo wszystko”?
AM: No, mam do ciebie zaufanie. Ale żeby doprowadzić do zamierzonego skutku, używasz takich metod...
WK: Jakich?
AM: Na przykład przedrzeźniasz.
WK: Nie przedrzeźniam, tylko wyolbrzymiam. Wyolbrzymiam błędy, które robisz, bo jak podaję to w wersji łagodnej, to nie odnosi żadnego skutku.
AM: Ale jak mrużysz oczy...
WK: No bo ty mrużysz i ja ci pokazuję, jak mrużysz.
AM: Tak to na pewno nie mrużę. Przejrzyj się kiedyś w lustrze i zobacz, jak ty mrużysz. Ja tak nie mrużę.
WK: Dzięki mnie przestałaś mrużyć oczy.
AM: Nie przestałam. Dalej mrużę.
WK: Już nie tak.
AA: I ty zza fortepianu widzisz, że ona mruży oczy?
WK: A co ty myślisz? Że jak gram, to patrzę na ręce? Nie muszę. Umiem grać. Patrzę, jak ona podnosi głowę, jak bierze oddech, jak wygląda, na wszystko zwracam uwagę.
AM: Kiedyś może tak było. Teraz patrzysz na ręce. To ja się rozglądam. Stoję z przodu, jak zawsze nadenergetyczna, a ty skupiony na klawiaturze. Ale przedrzeźnia...
WK: Wyolbrzymia.
AM: Wyolbrzymia nie tylko mnie. Kolegów, którzy z nami próbują, na przykład do oratoriów, koncertu kolęd, też. Że coś źle zinterpretowane, że nie ten dźwięk.
AA: Ale w tym wyolbrzymianiu ma rację?
AM: Mhmmmhhmmmhmmhhm. Niech się zastanowię.
WK: Zastanów się.
AM: Zazwyczaj tak. Bo ma ucho. Jest wyczulony. I ostatnio mnie chwali.
WK: Nigdy w życiu nie pochwaliłem cię bez powodu.
Drugie pytanie, jakie miałem przygotowane na pierwszą rozmowę z Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem, brzmiało: „Czy się kłócicie?”. Nie zdążyłem go zadać, bo się pokłócili. A może to za mocne słowo? Zaczęli prowadzić ożywioną dyskusję, w której dało się wyczuć różnicę zdań na prawie każdy temat. No więc to pytanie o kłótnie postanowiłem pominąć i przeszedłem do trzeciego.
AA: Od kiedy nie jesteście małżeństwem?
WK: Od zawsze.
AM: To znaczy nigdy nie byliśmy.
AA: Źle zapytałem. Od kiedy musicie wyjaśniać, że nie jesteście, nie byliście i nie będziecie małżeństwem?
WK: Nie pamiętam tego momentu, ale to chyba od wspólnych występów w Opolu się zaczęło. Ja pisałem piosenkę, aranżowałem, stawałem za pulpitem, zapowiadali, że dyryguje Włodzimierz Korcz, śpiewa Alicja Majewska, no to małżeństwo – jak pracują razem, to musi być małżeństwo.
AA: Rzeczywiście logiczne: jedno dyryguje, drugie śpiewa – małżeństwo jak nic!
WK: Kiedy Elżbieta pracowała w Teatrze Nowym w Łodzi, a ja czekałem na nią po próbie czy po spektaklu, pan portier na mój widok wołał: „O, przyszedł pan Starostecki”. Czyli pan portier w teatrze wiedział, kto jest moją żoną, a reszta narodu ustaliła sobie, że Alicja Majewska. Potem to się chyba utrwalało przez długoletnią współpracę. A przecież pracowałem z wieloma piosenkarkami: Danusią Rinn, Edytą Geppert, Danusią Błażejczyk, Katarzyną Skrzynecką. I z niektórymi też się zdarzało długo współpracować, chociaż rzeczywiście z Alicją Majewską najdłużej. Czterdzieści siedem lat. Pierwszą Majewską była Krysia Wawrzkiewicz. To jeszcze w Łodzi. Drugą Majewską była Zosia Kamińska.
AM: To ja jestem którą Majewską?
WK: Czekaj... Trzecią Majewską była Danka Rinn, czyli wychodzi na to, że ty jesteś czwartą Majewską.
AA: Może taki tytuł damy tej książce? „Alicja IV Majewska”?
WK: Ale o małżeństwo z żadną z poprzednich mnie nie podejrzewano.
AA: Kilka dni temu znalazłem tekst w pewnej gazecie. Tytuł zaczyna się od: „Alicja Majewska kojarzy się z Włodzimierzem Korczem”. I gdyby tylko tyle zacytować, to znowu byłoby zamieszanie. Następne zdanie trochę wyjaśnia: „Ale jej serce skradł inny mężczyzna, prezenter Janusz Budzyński”. To ciągłe podejrzewanie o małżeństwo irytuje was? Śmieszy?
WK: Było tak, że mnie irytowało, bywało, że siadaliśmy przed kamerą telewizyjną i tłumaczyliśmy: „Proszę państwa, my nie jesteśmy małżeństwem. Współpracujemy ze sobą od lat. W przyjaźni, w konfliktach, jak to w pracy. Ale małżeństwem nie jesteśmy”. Po czym kilka dni później przyjeżdżamy na występ do jakiegoś domu kultury i ktoś zaczyna od: „Żona jest w garderobie na piętrze...”. No to przestałem tłumaczyć. Ludzie i tak wiedzą lepiej.
AM: Nawet niektórzy stają w mojej obronie. Jeden z naszych przyjaciół opowiadał, że był świadkiem, jak ktoś, widząc Włodka z Elą na wakacjach nad morzem, rzucił kąśliwy komentarz: „O, Korcz zdradza Majewską ze Starostecką”. Pewnie nasze „ślubne zdjęcia” też podsycają spekulacje.
AA: ?
AM: No bo mamy całą masę „ślubnych zdjęć”. Na przykład z Opola. Stoimy obok siebie, ja na biało, Włodek w smokingu, przed chwilą dali nam kwiaty – no typowe ślubne zdjęcie.
AA: Z tyłu orkiestra, czyli wiadomo – wesele. No to, żeby już to raz na zawsze ustalić, wyjaśniam ja, Artur Andrus: Alicja Majewska była żoną dziennikarza, konferansjera, prezentera Janusza Budzyńskiego, Włodzimierz Korcz jest mężem aktorki Elżbiety Starosteckiej.
AM: I myślisz, że to już załatwi sprawę? Sprawdzimy podczas pierwszego występu po ukazaniu się książki, czy mnie ktoś nie będzie pytał, gdzie mężowi fortepian ustawić. Zresztą to niejedyna kwestia, którą trzeba było wyjaśniać. W telewizji, w programie „Śpiewające fortepiany”, Rudi Schuberth poinformował widzów, że to nieprawda, że Alicja Majewska jest wnuczką Czesia Majewskiego.
Z cyklu „(Nie)ślubne zdjęcia” – zdjęcie z dawna
Z cyklu „(Nie)ślubne zdjęcia” – zdjęcie z niedawna
AA: Dobrze, wracajmy do spraw zawodowych. Czyli możemy powiedzieć, że oprócz ról, z których wszyscy was znają: kompozytora i piosenkarki, Włodzimierz Korcz jest dyrektorem artystycznym, Alicja Majewska – menadżerką?
WK: Właściwie tak. To, żeby organizacyjnie naszymi sprawami zawodowymi zajmowała się Alicja, też ja wymyśliłem.
AM: Jak to?
WK: Opowiadałaś, że w szkole byłaś gospodynią klasy. Czyli pewnie jesteś osobą operatywną. Przypomniałem sobie to i pomyślałem, że w takim razie możesz przejąć sprawy terminowe, finansowe, możesz zostać naszą menadżerką.
AM: Jaką menadżerką?! Przyjmuję propozycje koncertów, wpisuję do kalendarzyka, a potem informuję Włodka i muzyków, dokąd jedziemy.
WK: Ja to wymyśliłem! Tylko powiedziałem ci dziesięć lat po tym, jak to zorganizowałem i wprowadziłem w życie. A teraz jej się spodobało. Nawet kiedy pomyślałem, że ma za dużo na głowie, i zaproponowałem, że może ktoś inny by się organizacją zajmował, to już nie odpuści. Sama chce wszystko ogarniać.
AM: Ale nie zawsze tak było.
WK: Wiem. Kiedyś wszystko załatwiał Janusz.
AM: Widocznie taka jest natura ludzka. Że jak trzeba, to człowiek potrafi być zorganizowany, umie wszystko załatwić, a jak ma kogoś, kto to z niego zdejmie, to się poddaje i już. Pamiętam, że jak niczego nie było w sklepach, trzeba było wszystko załatwiać i Janusz to umiał, to ja byłam baaardzo zmęczona, siedząc w samochodzie i czekając, aż zrobi zakupy.
WK: To nie natura ludzka, tylko twoja.
AM: Nie narzekaj! Masz wszystko zorganizowane? Dowiadujesz się tylko, gdzie jedziesz na występ i już. Ja to z ciebie zdjęłam.
WK: Czasami się dowiaduję, czasami nie. I kiedy próbuję wyszarpać od ciebie terminy, to mówisz, że teraz nie, bo jesteś baaardzo zmęczona.
AM: A tobie się wydaje, że takie menadżerowanie nie jest męczące?
WK: To może ktoś...
AM: No coś ty, wykluczone! A właśnie, musimy ustalić, o której wyjeżdżamy. Gramy gdzieś koło Piły.
WK: A, to trzeba ostrożnie. Jak słyszę „gdzieś koło”, kilka razy sprawdzam, czy na pewno.
AA: Dlaczego?
AM: Oj, no bo raz chyba coś źle zapisałam. I teraz wypomina. Pojechaliśmy na występ, jakieś zamieszanie, wyjazd o świcie, żeby zdążyć na próbę. Gdzieś koło Torunia coś mnie tknęło. Wiedziałam, że na tym koncercie gra też Maryla Rodowicz. Z poczty – to jeszcze było przed erą telefonów komórkowych – zadzwoniłam do niej. I kiedy usłyszałam w słuchawce, że „Marylka zaraz podejdzie”, wiedziałam, że coś jest nie tak.
WK: Po prostu dzień wcześniej nas popędziła na występ.
AM: Trzeba było kupić szczoteczki do zębów...
WK: Raczej środki na uspokojenie. Byłem wściekły. Oderwała mnie od pisania partytur.
AM: Nie wyglądałeś na wściekłego. Na zadowolonego też wprawdzie nie. Ale jedna taka wpadka na czterdzieści siedem lat to dużo?
WK: A jak pomyliłaś godzinę odlotu samolotu? Jak lecieliśmy z kolędami do Paryża?
AM: Do Brukseli. Do Paryża to paszportu nie miałam ważnego. A z tą Brukselą to rzeczywiście, przyznaję, zawiodło mnie logiczne myślenie.
WK: Jakie?!
AM: Wiedząc, że poprzedniego dnia wracamy nocą z jakiegoś koncertu, nie wierzyłam, że zgodziłam się na poranny wylot następnego dnia. Taki, że musimy być o 5.00 na lotnisku. Dlatego przyjechałam na 7.00. Tyle że nasz samolot już odleciał. Nie wierzyłam, bo to by było nielogiczne. Żeby po nocy w samochodzie przyjąć wylot tak rano? A jednak. Na szczęście był jeszcze samolot kilka godzin później.
Źródła zdjęć
Z archiwum Alicji Majewskiej – s. 17 (fot. Ryszard Prędki),
Anna Gardzińska – s. 6, 9, 10, 18
Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby dotrzeć do właścicieli praw do zdjęć, jednak w niektórych przypadkach bezskutecznie. Prosimy ewentualnych właścicieli praw o kontakt z wydawnictwem w celu uregulowania kwestii prawnych.