Koneserzy kolejnego dnia - Artur Andrus, Alicja Majewska, Włodzimierz Korcz - ebook + audiobook

Koneserzy kolejnego dnia ebook i audiobook

Artur Andrus, Alicja Majewska, Włodzimierz Korcz

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Artur Andrus rusza w trasę z Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem. Wybierz się razem z nimi!

Artur Andrus wyrusza w trasę koncertową z legendarnym artystycznym duetem – Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem. Słuchamy wielkich przebojów: Być kobietą, Odkryjemy miłość nieznanąJeszcze się tam żagiel bieli czy uwielbianej przez fanów serialu 07 zgłoś się piosenki Przed nocą i mgłą.

  
Ta opowieść odkrywa przed nami niezwykłą, ciepłą, przyjacielską i pełną humoru relację tej pary artystów. Z właściwym sobie dowcipem, językową elegancją i brawurą prowadzi nas przez ich artystyczne i życiowe drogi. Drugiej takiej książki nie ma i długo nie będzie! 

Wiem z doświadczenia: konferansjer czasem nie tylko zapowie, lecz także przepowie. Wydaje się, że coś palnął, że może to nawet głupie. A potem się okazuje, że miał rację. Za dowód profetycznych zdolności prowadzących niech posłużą autentyczne zapowiedzi występów bohaterów tej książki. Dwóch konferansjerów na dwóch różnych koncertach. Jeden zakończył słowami: „To nie żaden pic! To Alicja Majewska!”, drugi: „A teraz będzie z grubej rury! Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz!”. Obaj mieli rację.

Artur Andrus

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (172 oceny)
124
40
8
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Elzbieta987

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajnie się słuchało. Dużo ciekawostek nie tylko o pani Alicji i Panu Włodzimierzu. Polecam !
00
Emsiunia

Nie oderwiesz się od lektury

Przezabawna, lekka, świetna, polecam
00
KRUPALICJA

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniał wzruszająca, jedyna w swoim rodzaju
00
Bakota

Całkiem niezła

Jestem fanką biografii i literatury faktu, ale taka forma to chyba nie moja bajka.
00
EwaChmura33

Nie oderwiesz się od lektury

Miło się słucha ludzi z klasą opowiadających ciekawe historie.
00

Popularność




Stoją w ko­lej­no­ści: Ko­ne­serka, Ko­ne­ser, Ko­ne­ser

.

Ar­tur An­drus dzię­kuje:

Na­ta­lii Grzesz­czyk za wspar­cie achi­wi­za­cyjno-re­dak­cyjne i kon­sul­ta­cje me­ry­to­ryczne,

Wal­de­ma­rowi Skow­roń­skiemu za to, że wie, gdzie czego szu­kać, i nie waha się po­móc.

.

Nic im świa­tła nie prze­słoni, żadne cie­nie, żadna mgła...

Wiem z do­świad­cze­nia: kon­fe­ran­sjer cza­sem nie tylko za­po­wie, lecz także prze­po­wie. Wy­daje się, że coś pal­nął, że może to na­wet głu­pie. A po­tem się oka­zuje, że miał ra­cję. Za do­wód pro­fe­tycz­nych zdol­no­ści pro­wa­dzą­cych niech po­służą au­ten­tyczne za­po­wie­dzi wy­stę­pów bo­ha­te­rów tej książki. Dwóch kon­fe­ran­sje­rów na dwóch róż­nych kon­cer­tach. Je­den za­koń­czył sło­wami: „To nie ża­den pic! To Ali­cja Ma­jew­ska!”, drugi: „A te­raz bę­dzie z gru­bej rury! Ali­cja Ma­jew­ska i Wło­dzi­mierz Korcz!”. Obaj mieli ra­cję.

Próbę na­pi­sa­nia bio­gra­fii Ali­cji już kie­dyś pod­ję­li­śmy. Spo­tka­li­śmy się kilka razy, po­ga­da­li­śmy życz­li­wie i rów­nie życz­li­wie za­mil­kli­śmy. Dało się wy­czuć, że cze­goś nam w tej roz­mo­wie bra­kuje. Po­tem zro­zu­mie­li­śmy, że nie cze­goś, a ko­goś. Wło­dzi­mie­rza Kor­cza. Two­rzą nie­zwy­kły duet. To wie każdy, kto kie­dy­kol­wiek był na ich wy­stę­pie, sły­szał ich pio­senki w ra­diu, wi­dział w te­le­wi­zji. Ale ja­kim cu­dem to trwa tak długo? I wi­dać, że jesz­cze długo bę­dzie trwało. Dla­tego to nie może być bio­gra­fia dwojga ar­ty­stów. Więc co? Po pro­stu opo­wieść o nich. Z od­nie­sie­niami do prze­szło­ści, ale przede wszyst­kim o tym, co jest te­raz. Bo mimo że pra­cują ze sobą już po­nad czter­dzie­ści pięć lat, ni­czego nie pod­su­mo­wują, nie za­my­kają. Kiedy pod­czas jed­nej z na­szych roz­mów po­ja­wia się wą­tek trasy kon­cer­to­wej, która ma się od­być w roku 2023, Ali­cja mówi: „Wło­dek, ja so­bie uświa­do­mi­łam, że ty wtedy bę­dziesz miał osiem­dzie­siąt lat, a ja sie­dem­dzie­siąt pięć”, i oboje wy­bu­chają grom­kim śmie­chem. „Prze­cież ja w ogóle nie znam ta­kich liczb” – pu­en­tuje Korcz. Wspo­mi­nają wy­łącz­nie na wy­raźną prośbę prze­py­tu­ją­cego. Dużo bar­dziej in­te­re­suje ich to, co jest dzi­siaj, czy bę­dzie ju­tro, niż roz­pa­mię­ty­wa­nie tego, co było kie­dyś. Cie­szą się jak dzieci z każ­dej no­wej pio­senki. Za­raz... Dzieci chyba nie za­wsze się cie­szą z każ­dej no­wej pio­senki? Ali­cja i Wło­dek po pro­stu się cie­szą, kiedy po­ja­wia się w ich re­per­tu­arze coś no­wego, kiedy wi­dzą, że spra­wili tym przy­jem­ność pu­blicz­no­ści. I ja się cie­szę, że mo­głem do nich do­łą­czyć i tro­chę im po­to­wa­rzy­szyć. Kil­ka­na­ście roz­mów w domu Ali­cji, jedna wspólna kil­ku­set­ki­lo­me­trowa po­dróż, jedna ko­la­cja w ho­telu, dwa śnia­da­nia. Cy­frowe dyk­ta­fony po­ka­zują dłu­gość na­gra­nia: po zsu­mo­wa­niu wy­szło mi 35 go­dzin 44 mi­nuty i 33 se­kundy. Czyli było tego jesz­cze wię­cej. Bo to czas tylko od włą­cze­nia „start” do na­ci­śnię­cia „stop”. A wcze­śniej już też tro­chę wie­dzia­łem. Ob­ser­wuję ich od lat. By­wa­li­śmy ra­zem na róż­nych sce­nach, na­pi­sa­łem kilka tek­stów pio­se­nek, które zna­la­zły się na ich pły­tach. Wła­ści­wie rów­no­le­gle z tą książką po­wsta­wała też płyta: dzie­sięć pio­se­nek z mo­imi tek­stami do mu­zyki Wło­dzi­mie­rza Kor­cza. Kto miał za­śpie­wać – wia­domo. O ku­li­sach two­rze­nia płyty Ali­cja Ma­jew­ska – pio­senki Kor­cza i An­drusa pew­nie też tu­taj coś na­pi­szę. Ale przede wszyst­kim opo­wiem o tym, jak ich wi­dzę, co już wiem, a co mi się na ich te­mat jesz­cze wy­daje. W cza­sie prze­słu­chi­wa­nia wielu go­dzin roz­mów, ukła­da­nia tre­ści w ca­łość nie­raz po­ja­wiało się py­ta­nie: „Czy to przy­pad­kiem nie jest ma­te­riał na pio­senkę?”. Cza­sami ro­dził się po­mysł na frag­ment tek­stu. Czy z tej opo­wie­ści po­wstały ja­kieś utwory? Pro­szę so­bie spraw­dzić, słu­cha­jąc płyty. Wiele razy w roz­mo­wach od­no­si­li­śmy się do pio­se­nek, więc dla­czego w pio­sen­kach nie od­nieść się do roz­mów? A jest w tych dia­lo­gach Ali­cji i Włodka żart, jest żar – chęt­nie bym jesz­cze użył ja­kie­goś słowa roz­po­czy­na­ją­cego się od „żar”, ale wszyst­kie, które mi wpa­dają te­raz do głowy, są bez sensu. Na przy­kład żar­gonu mało, żar­dy­niera, na­wet je­śli ja­kaś gdzieś w po­bliżu stała, to nie ma żad­nego zna­cze­nia dla tej opo­wie­ści. Ale są inne pa­su­jące słowa: cie­ka­wość, sym­pa­tia, za­dzior­ność. Na pewno z tych roz­mów wy­nika cał­ko­wity brak obo­jęt­no­ści. Może ta nie­obo­jęt­ność to po­wód dłu­go­let­niej uda­nej współ­pracy? I się lu­bią. I się ce­nią. I sza­nują. Co wcale nie prze­szka­dza, żeby cza­sem po­dzia­łać so­bie na nerwy. Dam dwa przy­kłady, żeby zi­lu­stro­wać, jaki cha­rak­ter mają nie­które roz­mowy Ali­cji Ma­jew­skiej i Wło­dzi­mie­rza Kor­cza.

– Niech pan mi coś na­pi­sze.– A pani mi to za­śpiewa.

Ali­cja Ma­jew­ska słu­cha cze­goś za­baw­nego. Przyj­mijmy, że frag­men­tów tej książki

Przy­kład pierw­szy. Wsia­damy do sa­mo­chodu. Mam im to­wa­rzy­szyć w po­dróży ze Szcze­cina do Po­zna­nia. Uma­wiamy się, że wy­ko­rzy­stamy ten czas na roz­mowę. Pro­wa­dzi Wło­dek, na fo­telu pa­sa­żera Ali­cja, z tyłu ja. Żeby do­brze na­grać wszystko, co się wy­da­rzy przez tych kilka go­dzin, w miej­scu na na­poje, po­mię­dzy przed­nimi sie­dze­niami, usta­wiam dyk­ta­fon. Ali­cja wsiada, wska­zuje urzą­dze­nie i pyta:

– To jest mi­kro­fon?

– Tak, nie pij z tego – od­po­wiada Wło­dek.

Przy­kład drugi. Roz­ma­wiamy o róż­nych spra­wach za­wo­do­wych, na­gle scho­dzi nam na te­maty ku­li­na­rne. To frag­ment wy­rwany z kon­tek­stu, ale słowo w słowo tak wła­śnie brzmiał. Ali­cja mówi:

– Nie po­do­bają mi się bu­raczki.

– Ale z wy­glądu? – do­py­tuję.

– Tak, wy­gląd mi nie od­po­wiada.

– Ale ja­dłaś kie­dyś? – włą­cza się do roz­mowy Wło­dzi­mierz Korcz.

– Nie. I su­rówka z mar­chewki też mi się nie po­doba. Kie­dyś ty za­mó­wi­łeś i ci nie sma­ko­wała, bo była przy­rzą­dzona ja­koś tak orien­tal­nie z soją i im­bi­rem. I to była je­dyna su­rówka z mar­chewki, która mi sma­ko­wała.

– Ale o bu­racz­kach roz­ma­wiamy. – Wło­dek stara się usta­lić te­mat roz­mowy.

– No to ani mar­chewki, ani bu­racz­ków nie ja­dam.

– O mar­chewce nie wie­dzia­łem. Po tylu la­tach pracy do­wia­duję się, że ty nie lu­bisz mar­chewki?!

– Wi­docz­nie nie ob­ser­wu­jesz, co za­ma­wiam w re­stau­ra­cji. Albo czego nie za­ma­wiam.

– Za­raz... – W gło­sie Wło­dzi­mie­rza Kor­cza sły­chać lek­kie zdu­mie­nie. – Prze­cież ty barsz­czyk lu­bisz!

– No to co?

– Prze­cież barsz­czyk jest z bu­racz­ków!

– Ale już nie wy­gląda jak bu­raczki – pu­en­tuje Ali­cja Ma­jew­ska.

Wło­dek zwraca się do mnie z roz­pacz­li­wym py­ta­niem:

– Ro­zu­miesz coś z tego?

– A mu­szę?

I czy mu­szę jesz­cze tłu­ma­czyć, dla­czego mnie korci, żeby z nimi po­roz­ma­wiać? To wy­ja­śnię tylko, że w za­pi­sach roz­mowy AM: to Ali­cja Ma­jew­ska, WK: to Wło­dzi­mierz Korcz, AA: to ja – Ar­tur An­drus. A te­raz bę­dzie z gru­bej rury.

Pierw­sze na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na

AA: Ktoś w tym du­ecie jest sze­fem? Usta­la­li­ście to kie­dyś?

WK: Nie usta­la­li­śmy, ale w spra­wach mu­zyczno-ar­ty­stycz­nych ja. Or­ga­ni­za­cyjne zrzu­cam na Ma­jew­ską.

AM: Kie­dyś na te­mat tego sze­fo­wa­nia w na­szym du­ecie po­wie­dzia­łeś coś ta­kiego, z czym ja się nie do końca zga­dzam.

WK: A z czym ty się zga­dzasz? Prze­cież ty się z ni­czym nie zga­dzasz!

AM: Ar­ty­stycz­nie to mimo wszystko Wło­dek. Mimo wszystko.

WK: Jak to „mimo wszystko”?

AM: No, mam do cie­bie za­ufa­nie. Ale żeby do­pro­wa­dzić do za­mie­rzo­nego skutku, uży­wasz ta­kich me­tod...

WK: Ja­kich?

AM: Na przy­kład prze­drzeź­niasz.

WK: Nie prze­drzeź­niam, tylko wy­ol­brzy­miam. Wy­ol­brzy­miam błędy, które ro­bisz, bo jak po­daję to w wer­sji ła­god­nej, to nie od­nosi żad­nego skutku.

AM: Ale jak mru­żysz oczy...

WK: No bo ty mru­żysz i ja ci po­ka­zuję, jak mru­żysz.

AM: Tak to na pewno nie mrużę. Przej­rzyj się kie­dyś w lu­strze i zo­bacz, jak ty mru­żysz. Ja tak nie mrużę.

WK: Dzięki mnie prze­sta­łaś mru­żyć oczy.

AM: Nie prze­sta­łam. Da­lej mrużę.

WK: Już nie tak.

AA: I ty zza for­te­pianu wi­dzisz, że ona mruży oczy?

WK: A co ty my­ślisz? Że jak gram, to pa­trzę na ręce? Nie mu­szę. Umiem grać. Pa­trzę, jak ona pod­nosi głowę, jak bie­rze od­dech, jak wy­gląda, na wszystko zwra­cam uwagę.

AM: Kie­dyś może tak było. Te­raz pa­trzysz na ręce. To ja się roz­glą­dam. Stoję z przodu, jak za­wsze na­de­ner­ge­tyczna, a ty sku­piony na kla­wia­tu­rze. Ale prze­drzeź­nia...

WK: Wy­ol­brzy­mia.

AM: Wy­ol­brzy­mia nie tylko mnie. Ko­le­gów, któ­rzy z nami pró­bują, na przy­kład do ora­to­riów, kon­certu ko­lęd, też. Że coś źle zin­ter­pre­to­wane, że nie ten dźwięk.

AA: Ale w tym wy­ol­brzy­mia­niu ma ra­cję?

AM: Mhmm­mh­hmm­mhm­mhhm. Niech się za­sta­no­wię.

WK: Za­sta­nów się.

AM: Za­zwy­czaj tak. Bo ma ucho. Jest wy­czu­lony. I ostat­nio mnie chwali.

WK: Ni­gdy w ży­ciu nie po­chwa­li­łem cię bez po­wodu.

Dru­gie py­ta­nie, ja­kie mia­łem przy­go­to­wane na pierw­szą roz­mowę z Ali­cją Ma­jew­ską i Wło­dzi­mie­rzem Kor­czem, brzmiało: „Czy się kłó­ci­cie?”. Nie zdą­ży­łem go za­dać, bo się po­kłó­cili. A może to za mocne słowo? Za­częli pro­wa­dzić oży­wioną dys­ku­sję, w któ­rej dało się wy­czuć róż­nicę zdań na pra­wie każdy te­mat. No więc to py­ta­nie o kłót­nie po­sta­no­wi­łem po­mi­nąć i prze­sze­dłem do trze­ciego.

AA: Od kiedy nie je­ste­ście mał­żeń­stwem?

WK: Od za­wsze.

AM: To zna­czy ni­gdy nie by­li­śmy.

AA: Źle za­py­ta­łem. Od kiedy mu­si­cie wy­ja­śniać, że nie je­ste­ście, nie by­li­ście i nie bę­dzie­cie mał­żeń­stwem?

WK: Nie pa­mię­tam tego mo­mentu, ale to chyba od wspól­nych wy­stę­pów w Opolu się za­częło. Ja pi­sa­łem pio­senkę, aran­żo­wa­łem, sta­wa­łem za pul­pi­tem, za­po­wia­dali, że dy­ry­guje Wło­dzi­mierz Korcz, śpiewa Ali­cja Ma­jew­ska, no to mał­żeń­stwo – jak pra­cują ra­zem, to musi być mał­żeń­stwo.

AA: Rze­czy­wi­ście lo­giczne: jedno dy­ry­guje, dru­gie śpiewa – mał­żeń­stwo jak nic!

WK: Kiedy Elż­bieta pra­co­wała w Te­atrze No­wym w Ło­dzi, a ja cze­ka­łem na nią po pró­bie czy po spek­ta­klu, pan por­tier na mój wi­dok wo­łał: „O, przy­szedł pan Sta­ro­stecki”. Czyli pan por­tier w te­atrze wie­dział, kto jest moją żoną, a reszta na­rodu usta­liła so­bie, że Ali­cja Ma­jew­ska. Po­tem to się chyba utrwa­lało przez dłu­go­let­nią współ­pracę. A prze­cież pra­co­wa­łem z wie­loma pio­sen­kar­kami: Da­nu­sią Rinn, Edytą Gep­pert, Da­nu­sią Bła­żej­czyk, Ka­ta­rzyną Skrzy­necką. I z nie­któ­rymi też się zda­rzało długo współ­pra­co­wać, cho­ciaż rze­czy­wi­ście z Ali­cją Ma­jew­ską naj­dłu­żej. Czter­dzie­ści sie­dem lat. Pierw­szą Ma­jew­ską była Kry­sia Wawrz­kie­wicz. To jesz­cze w Ło­dzi. Drugą Ma­jew­ską była Zo­sia Ka­miń­ska.

AM: To ja je­stem którą Ma­jew­ską?

WK: Cze­kaj... Trze­cią Ma­jew­ską była Danka Rinn, czyli wy­cho­dzi na to, że ty je­steś czwartą Ma­jew­ską.

AA: Może taki ty­tuł damy tej książce? „Ali­cja IV Ma­jew­ska”?

WK: Ale o mał­żeń­stwo z żadną z po­przed­nich mnie nie po­dej­rze­wano.

AA: Kilka dni temu zna­la­złem tekst w pew­nej ga­ze­cie. Ty­tuł za­czyna się od: „Ali­cja Ma­jew­ska ko­ja­rzy się z Wło­dzi­mie­rzem Kor­czem”. I gdyby tylko tyle za­cy­to­wać, to znowu by­łoby za­mie­sza­nie. Na­stępne zda­nie tro­chę wy­ja­śnia: „Ale jej serce skradł inny męż­czy­zna, pre­zen­ter Ja­nusz Bu­dzyń­ski”. To cią­głe po­dej­rze­wa­nie o mał­żeń­stwo iry­tuje was? Śmie­szy?

WK: Było tak, że mnie iry­to­wało, by­wało, że sia­da­li­śmy przed ka­merą te­le­wi­zyjną i tłu­ma­czy­li­śmy: „Pro­szę pań­stwa, my nie je­ste­śmy mał­żeń­stwem. Współ­pra­cu­jemy ze sobą od lat. W przy­jaźni, w kon­flik­tach, jak to w pracy. Ale mał­żeń­stwem nie je­ste­śmy”. Po czym kilka dni póź­niej przy­jeż­dżamy na wy­stęp do ja­kie­goś domu kul­tury i ktoś za­czyna od: „Żona jest w gar­de­ro­bie na pię­trze...”. No to prze­sta­łem tłu­ma­czyć. Lu­dzie i tak wie­dzą le­piej.

AM: Na­wet nie­któ­rzy stają w mo­jej obro­nie. Je­den z na­szych przy­ja­ciół opo­wia­dał, że był świad­kiem, jak ktoś, wi­dząc Włodka z Elą na wa­ka­cjach nad mo­rzem, rzu­cił ką­śliwy ko­men­tarz: „O, Korcz zdra­dza Ma­jew­ską ze Sta­ro­stecką”. Pew­nie na­sze „ślubne zdję­cia” też pod­sy­cają spe­ku­la­cje.

AA: ?

AM: No bo mamy całą masę „ślub­nych zdjęć”. Na przy­kład z Opola. Sto­imy obok sie­bie, ja na biało, Wło­dek w smo­kingu, przed chwilą dali nam kwiaty – no ty­powe ślubne zdję­cie.

AA: Z tyłu or­kie­stra, czyli wia­domo – we­sele. No to, żeby już to raz na za­wsze usta­lić, wy­ja­śniam ja, Ar­tur An­drus: Ali­cja Ma­jew­ska była żoną dzien­ni­ka­rza, kon­fe­ran­sjera, pre­zen­tera Ja­nu­sza Bu­dzyń­skiego, Wło­dzi­mierz Korcz jest mę­żem ak­torki Elż­biety Sta­ro­stec­kiej.

AM: I my­ślisz, że to już za­ła­twi sprawę? Spraw­dzimy pod­czas pierw­szego wy­stępu po uka­za­niu się książki, czy mnie ktoś nie bę­dzie py­tał, gdzie mę­żowi for­te­pian usta­wić. Zresztą to nie­je­dyna kwe­stia, którą trzeba było wy­ja­śniać. W te­le­wi­zji, w pro­gra­mie „Śpie­wa­jące for­te­piany”, Rudi Schu­berth po­in­for­mo­wał wi­dzów, że to nie­prawda, że Ali­cja Ma­jew­ska jest wnuczką Cze­sia Ma­jew­skiego.

Z cy­klu „(Nie)ślubne zdję­cia” – zdję­cie z dawna

Z cy­klu „(Nie)ślubne zdję­cia” – zdję­cie z nie­dawna

AA: Do­brze, wra­cajmy do spraw za­wo­do­wych. Czyli mo­żemy po­wie­dzieć, że oprócz ról, z któ­rych wszy­scy was znają: kom­po­zy­tora i pio­sen­karki, Wło­dzi­mierz Korcz jest dy­rek­to­rem ar­ty­stycz­nym, Ali­cja Ma­jew­ska – me­na­dżerką?

WK: Wła­ści­wie tak. To, żeby or­ga­ni­za­cyj­nie na­szymi spra­wami za­wo­do­wymi zaj­mo­wała się Ali­cja, też ja wy­my­śli­łem.

AM: Jak to?

WK: Opo­wia­da­łaś, że w szkole by­łaś go­spo­dy­nią klasy. Czyli pew­nie je­steś osobą ope­ra­tywną. Przy­po­mnia­łem so­bie to i po­my­śla­łem, że w ta­kim ra­zie mo­żesz prze­jąć sprawy ter­mi­nowe, fi­nan­sowe, mo­żesz zo­stać na­szą me­na­dżerką.

AM: Jaką me­na­dżerką?! Przyj­muję pro­po­zy­cje kon­cer­tów, wpi­suję do ka­len­da­rzyka, a po­tem in­for­muję Włodka i mu­zy­ków, do­kąd je­dziemy.

WK: Ja to wy­my­śli­łem! Tylko po­wie­dzia­łem ci dzie­sięć lat po tym, jak to zor­ga­ni­zo­wa­łem i wpro­wa­dzi­łem w ży­cie. A te­raz jej się spodo­bało. Na­wet kiedy po­my­śla­łem, że ma za dużo na gło­wie, i za­pro­po­no­wa­łem, że może ktoś inny by się or­ga­ni­za­cją zaj­mo­wał, to już nie od­pu­ści. Sama chce wszystko ogar­niać.

AM: Ale nie za­wsze tak było.

WK: Wiem. Kie­dyś wszystko za­ła­twiał Ja­nusz.

AM: Wi­docz­nie taka jest na­tura ludzka. Że jak trzeba, to czło­wiek po­trafi być zor­ga­ni­zo­wany, umie wszystko za­ła­twić, a jak ma ko­goś, kto to z niego zdej­mie, to się pod­daje i już. Pa­mię­tam, że jak ni­czego nie było w skle­pach, trzeba było wszystko za­ła­twiać i Ja­nusz to umiał, to ja by­łam ba­aar­dzo zmę­czona, sie­dząc w sa­mo­cho­dzie i cze­ka­jąc, aż zrobi za­kupy.

WK: To nie na­tura ludzka, tylko twoja.

AM: Nie na­rze­kaj! Masz wszystko zor­ga­ni­zo­wane? Do­wia­du­jesz się tylko, gdzie je­dziesz na wy­stęp i już. Ja to z cie­bie zdję­łam.

WK: Cza­sami się do­wia­duję, cza­sami nie. I kiedy pró­buję wy­szar­pać od cie­bie ter­miny, to mó­wisz, że te­raz nie, bo je­steś ba­aar­dzo zmę­czona.

AM: A to­bie się wy­daje, że ta­kie me­na­dże­ro­wa­nie nie jest mę­czące?

WK: To może ktoś...

AM: No coś ty, wy­klu­czone! A wła­śnie, mu­simy usta­lić, o któ­rej wy­jeż­dżamy. Gramy gdzieś koło Piły.

WK: A, to trzeba ostroż­nie. Jak sły­szę „gdzieś koło”, kilka razy spraw­dzam, czy na pewno.

AA: Dla­czego?

AM: Oj, no bo raz chyba coś źle za­pi­sa­łam. I te­raz wy­po­mina. Po­je­cha­li­śmy na wy­stęp, ja­kieś za­mie­sza­nie, wy­jazd o świ­cie, żeby zdą­żyć na próbę. Gdzieś koło To­ru­nia coś mnie tknęło. Wie­dzia­łam, że na tym kon­cer­cie gra też Ma­ryla Ro­do­wicz. Z poczty – to jesz­cze było przed erą te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych – za­dzwo­ni­łam do niej. I kiedy usły­sza­łam w słu­chawce, że „Ma­rylka za­raz po­dej­dzie”, wie­dzia­łam, że coś jest nie tak.

WK: Po pro­stu dzień wcze­śniej nas po­pę­dziła na wy­stęp.

AM: Trzeba było ku­pić szczo­teczki do zę­bów...

WK: Ra­czej środki na uspo­ko­je­nie. By­łem wście­kły. Ode­rwała mnie od pi­sa­nia par­ty­tur.

AM: Nie wy­glą­da­łeś na wście­kłego. Na za­do­wo­lo­nego też wpraw­dzie nie. Ale jedna taka wpadka na czter­dzie­ści sie­dem lat to dużo?

WK: A jak po­my­li­łaś go­dzinę od­lotu sa­mo­lotu? Jak le­cie­li­śmy z ko­lę­dami do Pa­ryża?

AM: Do Bruk­seli. Do Pa­ryża to pasz­portu nie mia­łam waż­nego. A z tą Bruk­selą to rze­czy­wi­ście, przy­znaję, za­wio­dło mnie lo­giczne my­śle­nie.

WK: Ja­kie?!

AM: Wie­dząc, że po­przed­niego dnia wra­camy nocą z ja­kie­goś kon­certu, nie wie­rzy­łam, że zgo­dzi­łam się na po­ranny wy­lot na­stęp­nego dnia. Taki, że mu­simy być o 5.00 na lot­ni­sku. Dla­tego przy­je­cha­łam na 7.00. Tyle że nasz sa­mo­lot już od­le­ciał. Nie wie­rzy­łam, bo to by było nie­lo­giczne. Żeby po nocy w sa­mo­cho­dzie przy­jąć wy­lot tak rano? A jed­nak. Na szczę­ście był jesz­cze sa­mo­lot kilka go­dzin póź­niej.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Źró­dła zdjęć

Z ar­chi­wum Ali­cji Ma­jew­skiej – s. 17 (fot. Ry­szard Prędki),

Anna Gar­dziń­ska – s. 6, 9, 10, 18

Wy­daw­nic­two do­ło­żyło wszel­kich sta­rań, aby do­trzeć do wła­ści­cieli praw do zdjęć, jed­nak w nie­któ­rych przy­pad­kach bez­sku­tecz­nie. Pro­simy ewen­tu­al­nych wła­ści­cieli praw o kon­takt z wy­daw­nic­twem w celu ure­gu­lo­wa­nia kwe­stii praw­nych.

Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Zdję­cia na okładce i s. 2Zo­sia Zija & Ja­cek Pióro / ser­wis Sony Mu­sic Po­land
Ka­ry­ka­turyPiotr Mil­ler
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaAlek­san­dra Ku­bis
Ko­rektaJu­styna Do­ma­gała Elż­bieta Ła­nik
Co­py­ri­ght © by Ar­tur An­drus, Ali­cja Ma­jew­ska, Wło­dzi­mierz Korcz, 2022 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2022
ISBN 978-83-8032-834-1
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Ko­sia­rzy 37/53 02-953 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.