Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podręcznik myślenia i życia ponad schematami.
Dzisiaj myślenia kreatywnego wymaga się od każdego, na każdym kroku. Zarówno od prezesów, jak i gospodyń domowych. Jeśli poszukujemy rozwiązań jedynie w doświadczeniach z przeszłości, naukach zaczerpniętych od rodziców i nauczycieli, jesteśmy na przegranej pozycji w życiu prywatnym i zawodowym. Aby wykonać zwrot od odtwórczych i schematycznych działań ku kreatywnej innowacji i elastyczności, powinniśmy zacząć od dogłębnej zmiany naszej samooceny i spojrzeć na nasze możliwości z nowej perspektywy.
Książka dla tych, którzy chcieliby wnieść więcej kreatywności, twórczej zabawy i orzeźwiającej różnorodności w swoje życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 210
Kreatywność oznacza bunt. Największy w całej egzystencji. Jeśli chcesz tworzyć, musisz się pozbyć tkwiących w tobie uwarunkowań; jeśli nie – twoja kreatywność będzie po prostu kopiowaniem, odbitką ksero. Możesz być kreatywny, jeśli jesteś indywidualnością; nie stworzysz niczego, wyznając psychologię tłumu. Taka psychologia nie ma w sobie niczego twórczego; wlecze się przez życie, nie zna tańca, śpiewu, radości; jest mechaniczna.
Twórca nie może podążać wydeptaną ścieżką; musi szukać swojej własnej, przedzierać się przez dżunglę życia. Musi iść sam; wyjść z tłumu, odrzucić to wszystko, co uznaje zbiorowość. Umysł zbiorowy jest najgorszym rodzajem umysłu; nawet tak zwani idioci są mądrzejsi od tej zbiorowej głupoty. Ale zbiorowość posiada swoje sposoby: szanuje ludzi, nagradza ich, jeśli rozgłaszają, że zbiorowy umysł jest jedynym właściwym.
Dawniej najróżniejsi twórcy – malarze, tancerze, muzycy, poeci, rzeźbiarze – musieli z czystej konieczności godzić się na brak szacunku ze strony społeczeństwa. Musieli żyć jak cyganeria, jak włóczędzy; tylko tak mogli rozwijać swoją kreatywność. Ale w przyszłości nie musi tak być.
Jeśli mnie rozumiesz, jeśli czujesz, że mówię prawdę, to znaczy, że w przyszłości każdy będzie mógł pozostać indywidualnością bez konieczności uciekania do bohemy. Życie w bohemie jest po prostu rezultatem istnienia sztywnego, konwencjonalnego, ortodoksyjnego trybu życia.
Twórca nie może podążać wydeptaną ścieżką; musi szukać swojej własnej, przedzierać się przez dżunglę życia. Musi iść sam; wyjść z tłumu, odrzucić to wszystko, co uznaje zbiorowość.
Dokładam wszelkich starań, aby zniszczyć umysł zbiorowy i umożliwić każdemu wolność bycia sobą. Wtedy nie będzie problemów; będzie można żyć tak, jak chce się żyć. Tak naprawdę dopiero wtedy narodzi się ludzkość – właśnie gdy zacznie szanować jednostkę i jej bunt. Ludzkość jeszcze się nie narodziła; znajduje się wciąż w stanie embrionalnym. To, co postrzegasz jako ludzkość, jest jedynie jakąś mistyfikacją. I tak będzie, dopóki każdy nie osiągnie swojej indywidualnej wolności, całkowitej wolności bycia sobą, istnienia w sobie właściwy sposób. Oczywiście bez wchodzenia w drogę innym ludziom – to stanowi część wolności. Nikt nie powinien komukolwiek przeszkadzać.
W przeszłości każdy wsadzał nos w nie swoje sprawy, nawet te najbardziej prywatne, które nie mają związku ze społeczeństwem. Kiedy, na przykład, zakochasz się w kobiecie – jaki to ma związek ze społeczeństwem? Jest to jak najbardziej osobiste zjawisko, nie – zbiorowe. Jeśli dwoje ludzi chce trwać w miłości, społeczeństwo nie powinno się do tego mieszać. A jednak używa ono wszelkich metod – bezpośrednich lub pośrednich – aby się móc wtrącić. Postawi między kochankami policjanta albo jakiś urząd. A gdyby to nie pomogło – ma jeszcze superpolicjanta – Boga – który się wszystkim zajmie.
Koncepcja funkcji Boga jest jakby zbliżona do funkcji podglądacza – nie masz prywatności nawet w łazience, jesteś obserwowany przez dziurkę od klucza, aby było wiadomo, co robisz. To okropne! Wszystkie religie świata mówią, że Bóg ciągle cię obserwuje. Straszne. Co to za Bóg? Nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko obserwować i śledzić wszystkich? To brzmi tak, jakby był on Najwyższym Detektywem.
Ludzkość potrzebuje nowej ziemi – ziemi wolności. Bohema to po prostu konieczna reakcja, ale jeśli moja wizja wejdzie w życie, nie będzie potrzeby uciekać, bo nie będzie istniał zbiorowy umysł usiłujący cię zdominować. Wtedy każdy będzie się czuł dobrze takim, jakim jest. Oczywiście nie wolno nikogo krzywdzić – ale jeśli chodzi o twoje własne życie – możesz je przeżyć tak, jak chcesz.
Tylko wtedy można mówić o tworzeniu. Kreatywność jest aromatem indywidualnej wolności.
Kiedy odrzucimy patologie, każdy stanie się twórcą. To trzeba bardzo dokładnie zrozumieć: tylko ludzie chorzy są destrukcyjni. Ludzie zdrowi są kreatywni. Kreatywność jest sygnałem pozostawania w pełnym zdrowiu. Kiedy człowiek jest naprawdę zdrowy i pełny, kreatywność przychodzi do niego w naturalny sposób, pojawia się pragnienie tworzenia.
Ludzkość znalazła się na rozdrożu. Żyliśmy w jednowymiarowym świecie, ale to już nie wystarcza. Potrzebny jest nowy rodzaj człowieka – bogatszy, trójwymiarowy. Te trzy wymiary to: świadomość, empatia i kreatywność.
Świadomość to bycie, empatia to współodczuwanie, a kreatywność to działanie. Moja wizja nowego człowieka obejmuje wszystkie te trzy wymiary jednocześnie. Stawiam przed wami największe wyzwanie, najtrudniejsze zadanie do wykonania. Macie być medytacyjni jak Budda, kochający jak Kriszna i twórczy jak Michał Anioł lub Leonardo da Vinci. Trzeba być trzema jednocześnie. Jedynie wtedy poczujesz się całkowicie spełniony, niczego nie będzie ci brakować. To właśnie poczucie braku czegoś w sobie samym powoduje, że kręcisz się w koło, że czujesz się niepełny. Będąc jednowymiarowym, możesz wspiąć się na wysoki szczyt, ale to będzie pojedynczy szczyt. Pragnę, byś stał się jak całe pasmo Himalajów, jak wiele górskich szczytów, a nie pojedyncza góra.
Kiedy mówię „poeci”, nie mam na myśli ludzi piszących wiersze, lecz mających poezję w sobie. Życie pełne poezji, poetyckie podejście do wszystkich spraw.
Człowiek jednowymiarowy się nie sprawdził. Nie był w stanie stworzyć pięknej ziemi, raju na ziemi. Poniósł klęskę, całkowicie zawiódł. Istniało kilku pięknych ludzi, ale nie zdołali oni przemienić całej ludzkości, obudzić jej świadomości. Nielicznym indywidualistom, w różnych częściach świata, udało się osiągnąć oświecenie. Ale to nie pomoże. Potrzeba więcej ludzi oświeconych i trójwymiarowych.
Takie właśnie jest moje rozumienie pojęcia: nowy człowiek.
Budda nie był poetą, lecz nowi ludzie, ci, którzy staną się buddami, będą także poetami. Kiedy mówię „poeci”, nie mam na myśli ludzi piszących wiersze, lecz mających poezję w sobie. Życie pełne poezji, poetyckie podejście do wszystkich spraw.
Logika jest sucha, poezja tętni życiem. Logika nie umie tańczyć; to dla niej niemożliwe. Tańcząca logika wyglądałaby jak tańczący Mahatma Gandhi! Cudacznie. Poezja potrafi tańczyć; jest tańcem twego serca. Logika nie umie kochać – umie o miłości mówić, ale nie kochać; miłość wydaje się jej nielogiczna. Jedynie poezja umie kochać; umie zanurzyć się w paradoksie miłości.
Logika jest bardzo zimna; jest przydatna w matematyce, ale nie jest potrzebna ludzkości. Jeżeli ludzkość stanie się nazbyt logiczna, to zagubi się; pozostaną liczby, nie ludzkie istoty. Liczby, które łatwo zastąpić innymi.
Poezja, miłość i współodczuwanie przydadzą ci głębi i ciepła. Lekko się roztopisz, stracisz nieco tego chłodu. Staniesz się bardziej ludzki. Budda jest nadczłowiekiem, nie ma wątpliwości, dlatego zatraca ludzki wymiar. Nie jest ziemski. Takie jest jego piękno, ale jest ono całkiem odmienne od piękna Greka Zorby. Zorba stąpa twardo po ziemi. A ja chciałbym, żebyś był obydwoma naraz: Zorbą-Buddą. Miej w sobie medytacyjność, ale nie za cenę rezygnacji z uczuć. Niech ta medytacyjność będzie przepełniona uczuciami, niechaj aż przelewa się w niej miłość. I bądź kreatywny. Jeśli bowiem twoja miłość pozostanie w wymiarze uczuć, nie przejdzie w wymiar działania, to nie dosięgnie ludzkości. Uczyń ją realną, zmaterializuj ją.
Miej w sobie medytacyjność, ale nie za cenę rezygnacji z uczuć.
Oto twoje trzy wymiary: bycie, odczuwanie, działanie. Działanie jest przejawem kreatywności zarówno w muzyce, poezji, malarstwie, rzeźbiarstwie, architekturze, jak i w nauce i technologii. Uczucia zawierają to, co jest estetyką: miłość, piękno. Bycie ma zaś w sobie medytację, uważność, świadomość.
Aby móc się odprężyć w działaniu, najpierw trzeba zrozumieć jego naturę i jego ukryte prądy. Jeśli nie obserwujesz, nie przyglądasz się, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka jest natura twojego działania, i nawet gdybyś chciał, nie będziesz potrafił się zrelaksować. Jest to bowiem zjawisko złożone. Wiele osób chciałoby się odprężyć, ale nie są w stanie. Relaksacja jest jak rozkwitanie kwiatu – nie można niczego przyspieszyć. Trzeba zrozumieć całe to zjawisko – dlaczego jesteś tak aktywny, dlaczego twoje działanie tak cię zajmuje, czemu jest jak obsesja.
Pamiętaj dwa słowa: jedno to „działanie”, drugie to „działalność”. Działanie to nie działalność, a działalność to nie działanie. Ich natury różnią się od siebie całkowicie. Działanie jest wtedy, gdy sytuacja wymaga, byś coś zrobił, i ty w odpowiedzi robisz to. Działalność to coś, na co aktualna sytuacja nie ma wpływu; nie jest odpowiedzią. Jesteś tak bardzo napięty wewnętrznie, że każda nadarzająca się sytuacja stanowi dla ciebie pretekst, aby coś zrobić.
Działanie jest efektem spokoju umysłu – to najpiękniejsza rzecz na świecie. Działalność wynika z niepokoju – i jest najbrzydsza. Działanie ma ogromne znaczenie, działalność jest bezwartościowa. Działanie następuje z chwili na chwilę, spontanicznie. Działalność dźwiga bagaż przeszłości. Nie jest odpowiedzią na „teraz”, lecz raczej przenoszeniem dawnego niepokoju do nowej sytuacji. Działanie jest bardzo kreatywne. Działalność jest destrukcyjna – niszczy ciebie, niszczy innych.
Spróbuj dostrzec tę subtelną różnicę. Kiedy jesteś głodny – jesz; to działanie. Kiedy nie jesteś głodny, nie masz poczucia głodu, a mimo to jesz, wtedy jest to działalność. Czynność jedzenia staje się aktem przemocy: niszczysz pokarm, miażdżysz go zębami. To pozwala nieco złagodzić twój wewnętrzny niepokój. Nie dlatego jesz, że jesteś głodny, lecz dlatego, że stanowi to wewnętrzną potrzebę, chęć wyładowania agresji.
Co tak naprawdę robi człowiek, który siedzi i żuje gumę? Zabija kogoś. Gdyby był świadomy, dostrzegłby, że ma w głowie jakąś potrzebę mordowania, zabijania; a siedzi sobie i prowadzi bardzo niewinną działalność – żucie gumy.
W świecie zwierząt agresja wyraża się przez pyski i łapy, zęby i pazury. Kiedy jesz, twoje usta i dłonie współpracują ze sobą: dłonią chwytasz pokarm, wkładasz do ust i gryziesz. Uwalniasz z siebie nieco agresji. Kiedy nie jesteś głodny – jedzenie nie jest działaniem; jest chorobą. Ten rodzaj działalności zamienia się w obsesję. Oczywiście nie możesz się cały czas napychać, bo byś pękł, toteż wymyślono parę sztuczek: żucie tytoniu albo gumy, albo palenie papierosów. To fałszywe jedzenie, bez żadnych wartości odżywczych, ale pomaga uwolnić agresję.
Co tak naprawdę robi człowiek, który siedzi i żuje gumę? Zabija kogoś. Gdyby był świadomy, dostrzegłby, że ma w głowie jakąś potrzebę mordowania, zabijania; a siedzi sobie i prowadzi bardzo niewinną działalność – żucie gumy. Nie, nikogo nie ranisz. Jest to jednak bardzo niebezpieczne dla ciebie, gdyż wydaje się, że zupełnie nie masz świadomości tego, co robisz. Co robi człowiek palący papierosa? Coś, na swój sposób, bardzo niewinnego – wciąga dym i wypuszcza, robi wdech i wydech – jakby jakiś chory rodzaj pranajamy, jakby jakaś zeświecczona medytacja transcendentalna. Tworzy mandalę: wciąga dym, wypuszcza, wdech, wydech – tworzy mandalę, zatacza krąg. Poprzez palenie powtarza rytmicznie szantę, która koi, która uwalnia odrobinę jego wewnętrznego niepokoju.
Kiedy z kimś rozmawiasz i ta osoba sięga po papierosa, w niemal stu procentach przypadków oznacza to, że ją nudzisz, że pora zakończyć spotkanie. Zapewne lepiej byłoby, gdyby wyrzuciła cię za drzwi, ale nie może tego zrobić – byłoby to uznane za afront. Toteż łapie się za swego papierosa, sygnalizując jednocześnie: „Koniec! Mam cię dość!”. Gdyby to miało miejsce w świecie zwierząt, już byłbyś pogryziony, ale my – ludzie – jesteśmy ucywilizowani. Taki człowiek rzuca się więc na papierosa, zaczyna palić. Już się tobą nie przejmuje, nuci swoją szantę palacza. To koi.
Twoje działanie wynika z sytuacji. Jest ono spontaniczne i całkowite. Działalność nigdy nie jest spontaniczna, wynika ona z przeszłości.
To także wskazuje, że masz obsesję. Nie możesz pozostać sobą, nie możesz zachować spokoju, nie możesz być nieaktywny. Twoja aktywność zmierza do pozbycia się złości, tkwiącego w tobie szaleństwa.
Działanie jest czymś pięknym, spontaniczną odpowiedzią. Życie potrzebuje odpowiedzi, w każdym momencie musisz coś robić; następuje to jednak poprzez ten właśnie moment. Jesteś głodny i szukasz czegoś do zjedzenia, jesteś spragniony i udajesz się w stronę studni. Jesteś senny – kładziesz się spać. Twoje działanie wynika z sytuacji. Jest ono spontaniczne i całkowite.
Działalność nigdy nie jest spontaniczna, wynika ona z przeszłości. Być może przygotowywałeś coś przez wiele lat i nagle wchodzi to w twoją teraźniejszość. To nieważne, jak się pojawia. Umysł jest przebiegły – zawsze znajdzie jakieś usprawiedliwienie dla podjętej przez ciebie działalności, będzie usiłował przekonać cię, że to nie jest działalność, lecz działanie. I że jest nieuniknione. Nagle wybuchasz gniewem. Wszyscy wokół widzą, że to nie było konieczne, że sytuacja tego nie wymagała, nie miało to sensu; tylko ty tego nie widzisz. Każdy pyta: „Co ty wyprawiasz? Nie ma powodu… Czemu jesteś taki wściekły?”. Ale ty znajdziesz powód i wytłumaczysz, dlaczego to było konieczne.
Takie usprawiedliwianie się pozwala ci pozostać nieświadomym swojego obłąkania. Właśnie to zostało nazwane przez Gieorgija Gurdżijewa „buforami”. Masz wytłumaczenie na wszystko, co dzieje się wokół ciebie, a dzięki temu nie dopuszczasz do siebie prawdy. Bufory mają zastosowanie w pociągach, pomiędzy dwoma wagonami; są używane po to, aby w przypadku nagłego hamowania ochronić pasażerów. Absorbują uderzenie. Twoja działalność nie ma sensu, ale bufory – usprawiedliwienia – nie pozwalają ci tego dostrzec, jesteś zaślepiony i nadal robisz swoje.
Jeśli taka działalność ma miejsce, nie możesz się odprężyć. Jakże mógłbyś się odprężyć? Przecież świat zdominowała obsesyjna potrzeba robienia czegoś; czegokolwiek. Świat pełen jest głupców powtarzających: „Zamiast nic nie robić, zrób coś”. A ci, którzy wymyślili powiedzenie: „W pustej głowie diabeł mąci”, to już stuprocentowi głupcy! Diabeł nie mąci. Pusty umysł to miejsce Boga. Jest piękny i czysty – jakże miałby tam pojawić się diabeł? Nie mógłby wejść do pustego umysłu. Natomiast z łatwością pojawia się w umyśle ogarniętym obsesją działalności, może tobą zawładnąć, podpowiadając ci sposoby na to, byś był jeszcze bardziej aktywny. Diabeł nigdy nie mówi: „Odpocznij”. Mówi: „Dlaczego marnujesz tyle czasu? Rusz się, zrób coś, człowieku! Życie płynie, rób coś!”. Wszyscy wielcy nauczyciele, którzy dotarli do prawdy o życiu, zdali sobie sprawę z tego, że pusty umysł otwiera przestrzeń, dzięki której wchodzi weń to, co boskie.
Nie pustym umysłem, ale działalnością posługuje się diabeł. Zresztą jak mógłby używać pustego umysłu? Nawet nie odważyłby się do niego przybliżyć, bo pustka by go po prostu zabiła. Ale jeśli przepełnia cię głęboka, szaleńcza potrzeba robienia czegoś, diabeł znajdzie sposób na to, by cię wykorzystać. Będzie twoim przewodnikiem – jedynym przewodnikiem. Chcę wam jasno powiedzieć, że to przysłowie jest całkowicie błędne! Zapewne podpowiedział je sam diabeł.
Ta obsesja, aby podejmować działalność, powinna być bacznie obserwowana. Musisz ją dostrzec we własnym życiu, ponieważ same moje słowa nie będą miały tej siły, by cię przekonać, że twoja działalność nie ma sensu, jest niepotrzebna. Po co w ogóle to robisz?
Podróżowanie. Widuję ludzi, którzy po wielokroć robią to samo. Jestem przez dwadzieścia cztery godziny ze współpasażerem w pociągu. Nie mając nic lepszego do roboty, czyta on kilka razy tę samą gazetę. Zamknięty w przedziale pociągu ma niewiele możliwości… czyta więc wielokrotnie tę samą gazetę. A ja się przyglądam – co taki człowiek robi? Gazeta to nie Gita czy Biblia. Gitę można czytać wielokrotnie, bo za każdym razem odnajdujesz nowe znaczenia. Ale gazeta?! Przejrzysz ją raz i to całkiem wystarczy. Nie było warto czytać jej nawet jeden raz, a ludzie czytają i czytają. O co tu chodzi? Czy to naprawdę potrzebne? Nie. Oni mają obsesję; nie mogą siedzieć bezczynnie, w ciszy. To dla nich niemożliwe, to im przypomina śmierć. Muszą coś robić.
Przez wiele lat podróżowanie dawało mi możliwość obserwowania ludzi bez ich wiedzy. Czasem w moim przedziale był tylko jeden człowiek. Ileż wysiłku wkładał w to, aby wciągnąć mnie do rozmowy! A ja odpowiadałem tylko „tak” lub „nie”. W końcu rezygnował. Wtedy po prostu obserwowałem – to wspaniały eksperyment, zupełnie bezpłatny. Patrzyłem więc, a on otwierał walizkę – widziałem, że zupełnie bez powodu – zaglądał do niej, zamykał. Następnie otwierał okno, potem je zamykał. Brał po raz kolejny gazetę, palił papierosa, znów otwierał walizkę i coś tam poprawiał, otwierał okno, patrzył przez nie. Co on właściwie robił? I dlaczego? Jakiś nakaz wewnętrzny, coś rozdygotanego w środku, gorączkowy stan umysłu. Trzeba coś robić, bo jak nie, to przepadnę. Zapewne jego życie było bardzo wypełnione działalnością; teraz ma chwilę na relaks, ale stare nawyki nie dają mu spokoju.
Słyszałem, że Aurangzeb, imperator z dynastii Wielkich Mogołów, uwięził swojego ojca, kiedy ten był już stary. Jego ojcem był szach Dżahan; to on zbudował Tadź Mahal. Syn zdetronizował go i uwięził. Szach Dżahan nie przejął się zbytnio uwięzieniem, miał bowiem zapewnione wszelkie dostatki. Przebywał w pałacu, w którym żył do tej pory. Nie czuł się jak w więzieniu, miał wszystko, czego sobie tylko zażyczył. Jedyne, czego nie miał, to jakaś działalność. Nie miał nic do roboty. Zwrócił się więc do syna: „Wszystko jest w porządku, zapewniłeś mi to, czego potrzebuję, jestem zadowolony. Jest tylko jedna rzecz, o którą pragnę poprosić, a jeśli to uczynisz, będę ci wdzięczny na wieki. Przyślij mi trzydziestu chłopców. Chciałbym ich uczyć”.
Aurangzeb nie mógł uwierzyć własnym uszom: czemu ojciec chce uczyć trzydziestu chłopców? Nigdy nie wykazywał chęci bycia nauczycielem, nie interesował się kształceniem nikogo; co mu się nagle stało? Ale spełnił prośbę ojca. Posłano do Dżahana trzydziestu chłopców, a ten znów stał się imperatorem – dla trzydziestu małych chłopców. Kiedy idziesz do szkoły podstawowej, nauczyciel jest prawie jak imperator. Każe dzieciom siedzieć – siedzą, każe wstać – wstają. Szach Dżahan stworzył więc sobie dwór z trzydziestoma chłopcami. Mógł nadal dawać upust starym nawykom – uzależnieniu od rozkazywania innym ludziom.
Psychologowie podejrzewają, że nauczyciele mają w sobie wiele z polityków. Nie są wystarczająco pewni siebie, by zająć się polityką, idą więc do szkół i stają się prezydentami, premierami, imperatorami. Wokół małe dzieci, a oni nakazują im i zmuszają je do czegoś. Psychologowie także podejrzewają, że nauczyciele mają inklinacje w kierunku bycia sadystami, chętnie torturowaliby. A nie ma lepszego po temu miejsca niż szkoła podstawowa. Możesz torturować niewinne dzieci, i to dla ich dobra. Idź i popatrz! Ja byłem w szkołach podstawowych i obserwowałem nauczycieli. Psychologowie jedynie podejrzewają, ale ja mam pewność – nauczyciele to oprawcy. A gdzie znaleźć bardziej niewinne ofiary, całkiem bezbronne, niestawiające oporu? Dzieci są słabe i zagubione, a nauczyciel czuje się jak imperator.
Aurangzeb pisze: „Mój ojciec, ze względu na stare nawyki, wciąż chce czuć się władcą. Pozwólmy mu udawać. Niech oszukuje sam siebie – nie ma w tym nic złego. Wyślijcie do niego trzydziestu, a nawet trzystu chłopców – ilu tylko zechce. Niech prowadzi małą szkołę i będzie zadowolony”.
W działalności fakt podjęcia czynnego działania nie ma żadnego znaczenia. Przyrzyj się samemu sobie i przemyśl to: działalność pochłania dziewięćdziesiąt procent twojej energii. Kiedy więc nadchodzi czas działania – nie masz już energii. Człowiek „na luzie” nie jest ogarnięty obsesjami, dzięki czemu energia swobodnie się w nim gromadzi. Magazynuje więc swoją energię, a właściwie ten proces następuje automatycznie sam z siebie i kiedy nadchodzi pora działania, angażuje się całe jego jestestwo. Dlatego działanie jest całkowite. Działalność jest zawsze „na pół gwizdka”, bo jakże mógłbyś sam siebie tak do końca oszukać. Przecież wiesz, że jest ona bezwartościowa. Zdajesz sobie sprawę z tego, że robisz wszystko z jakichś wewnętrznych i bardzo mglistych powodów, które nie dają ci spokoju.
Możesz zmienić jeden rodzaj działalności na inny, ale dopóki nie zamienisz jej na działanie – nic nie pomoże. Przychodzą do mnie ludzie i mówią: „Chcę przestać palić”. Odpowiadam im: „Ale dlaczego? To przecież taka wspaniała medytacja transcendentalna. Kontynuuj”. Przecież jeśli nawet przestaną palić, to zaczną coś innego. Choroba będzie trwać nadal, chociaż zmienią się jej symptomy. Zaczną obgryzać paznokcie albo żuć gumę – a są jeszcze gorsze i bardziej niebezpieczne rzeczy. Te są niewinne, bo żując gumę, żujesz ją w pojedynkę. Może jesteś głupkiem, ale przynajmniej nie jesteś agresywny, nie niszczysz innych. Jeśli skończysz z paleniem lub żuciem gumy – co zaczniesz robić w to miejsce? Twoja szczęka musi coś robić, przepełnia ją złość. Zaczynasz więc mówić. Gadasz i gadasz bez przerwy. I to jest bardziej niebezpieczne.
Któregoś dnia przyszła mnie odwiedzić żona mułły Nasreddina. Przychodzi rzadko, ale kiedy przyjdzie, wiem, że ma jakiś kryzys. Zapytałem więc:
– Co się stało?
Przez pół godziny trajkotała jak katarynka, aż w końcu zrozumiałem w czym rzecz: mułła Nasreddin mówi przez sen. Ona potrzebuje porady, co z tym zrobić, bo mąż bez przerwy gada, krzyczy, przeklina, a ona oczywiście nie może spać w tym samym pokoju. Toteż odpowiedziałem jej:
– Nie trzeba robić niczego specjalnego. Musisz po prostu dopuścić go do głosu w ciągu dnia.
Ludzie ciągle coś mówią i nie dopuszczają innych do słowa. Mówienie jest podobne do palenia. Gadasz bez przerwy przez dwadzieścia cztery godziny. Zmęczysz się w ciągu dnia, twoje ciało idzie spać, ale monolog trwa. Całą dobę, na okrągło – gadasz, paplasz, bełkoczesz. To jak palenie papierosów – zjawisko ma tę samą przyczynę: twoja szczęka potrzebuje ruchu. A ten rodzaj ruchu jest jednym z najważniejszych i najwcześniejszych.
Dziecko rodzi się i zaczyna ssać pierś matki; ciepłe mleko wlewa mu się do buzi. W czasie palenia wciągasz ciepły dymek, a papieros jest jakby substytutem brodawki piersi twojej matki. Jeśli nie wolno ci palić, żujesz gumę albo robisz coś jeszcze innego; to zastępuje ci gadanie. Tyle że gadanie jest bardziej niebezpieczne, bo zaśmiecasz innym umysły.
Czy umiesz milczeć przez dłuższy czas? Zdaniem psychologów, jeżeli nic nie powiesz przez trzy tygodnie, to zaczniesz mówić sam do siebie. Dokona się w tobie podział na dwie części – będziesz mówił i będziesz słuchał. Jeśli zachowasz milczenie przez trzy miesiące, to skończysz w domu wariatów, bo będzie ci zupełnie obojętne, czy istnieją jacyś inni ludzie. Będziesz mówił, i nie tylko – będziesz odpowiadał na swoje pytania; staniesz się samowystarczalny, nie będziesz potrzebował nikogo i niczego. To właśnie nazywamy obłąkaniem.
Jeśli nie wolno ci palić, żujesz gumę albo robisz coś jeszcze innego; to zastępuje ci gadanie. Tyle że gadanie jest bardziej niebezpieczne, bo zaśmiecasz innym umysły.
Człowiek obłąkany to taki, którego cały świat zawiera się wyłącznie w nim samym. On przemawia i jednocześnie słucha, jest aktorem i widzem – jest wszystkim; cały świat ogranicza się wyłącznie do niego. Porozdzielał samego siebie na wiele części, wszystko stało się fragmentaryczne. Dlatego właśnie ludzie źle się czują w ciszy – wiedzą, że mogą pęknąć. A jeśli boisz się ciszy, oznacza to, że masz obsesyjny, rozgorączkowany, chory umysł, który musi ciągle być czymś zajęty.
Działalność to twoja ucieczka od samego siebie. W działaniu – jesteś, w działalności – uciekasz przed sobą; to rodzaj terapii. W działalności zapominasz o sobie, nie masz obaw, wątpliwości, lęków. To właśnie dlatego musisz być ciągle zajęty, robić to czy tamto, a nigdy nie dopuszczasz do tego, by rozkwitł w tobie stan „nicnierobienia”.
Działanie jest dobre, działalność jest chora. Spróbuj odnaleźć tę różnicę sam w sobie: co jest twoją działalnością, a co działaniem? To pierwszy krok. Drugi krok polega na tym, aby zaangażować się mocniej w działanie, tak by w tym kierunku przepłynęła twoja energia. Kiedy masz do czynienia z działalnością – obserwuj ją uważniej. Kiedy będziesz jej świadomy – ona zniknie. Zachowa się energia i będzie mogła być wykorzystana do podejmowanych przez ciebie działań.
A jeśli boisz się ciszy, oznacza to, że masz obsesyjny, rozgorączkowany, chory umysł, który musi ciągle być czymś zajęty.
Działanie jest czymś natychmiastowym. Nie może być wcześniej przygotowane, ustalone. Nie daje ci możliwości zaplanowania, odbycia prób. Jest ono zawsze czymś nowym i świeżym – jak rosa o poranku. I taki sam jest człowiek czynu – zawsze młody i świeży. Ciało może się zestarzeć, ale świeżość trwa; ciało może umrzeć, ale ta młodość trwa. Ciało może zniknąć, lecz on zostaje; Bóg kocha świeżość.
Porzucaj swoją działalność systematycznie, krok po kroku. Ale jak ją porzucić? Przecież jej odrzucenie może stać się kolejną obsesją. To właśnie przydarza się mnichom w klasztorach – porzucenie działalności przerodziło się w obsesję. Ciągle dokładają wszelkich starań, by ją odrzucić – modlą się, medytują, uprawiają jogę, albo to, albo tamto. I to zamienia się w działalność. Nie unikniesz jej w taki sposób – wejdzie tylnymi drzwiami.
Bądź świadomy, odkryj, czym się różni działalność od działania. A kiedy zostaniesz owładnięty działalnością, kiedy omami cię jak duch – a jest ona jak jakiś okropny duch z przeszłości – kiedy więc zawładnie tobą, a ty poczujesz się rozgorączkowany, stań się uważniejszy. To jedyne, co możesz zrobić. Obserwuj to. Nawet jeśli musisz coś wykonywać – rób to w pełni świadomie. Pal papierosa, ale pal bardzo wolno, uważnie, tak, byś wiedział, co robisz.
Jeśli będziesz umiał obserwować swoje palenie, pewnego dnia papieros wypadnie ci z ręki, bo pojmiesz całą absurdalność tej czynności. Jest ona głupia, po prostu idiotyczna. Kiedy to do ciebie dotrze, papieros sam spadnie na ziemię. Nie ma sensu rzucać palenia – to byłaby także działalność. Dlatego używam słowa „spadnie” – jak spada liść, samoczynnie, bez wysiłku. Jeśli bowiem ty byś go wyrzucił, podniósłbyś go znowu, w jakiś inny sposób, w jakiejś innej formie.
Niech rzeczy spadają same; nie odrzucaj ich. Niechaj twoja działalność zaniknie, nie przerywaj jej na siłę; kiedy usiłujesz coś zakończyć – podejmujesz znowu działalność – po prostu inną jej formę. Obserwuj, bądź uważny, zachowaj świadomość, a doznasz cudownego odkrycia: to, co samo od ciebie odchodzi, co samo spada, nie zostawia po sobie żadnego śladu. Gdybyś to przyspieszał na siłę, zostałaby w tobie rana, zostałaby blizna. Chodziłbyś i marudził, że paliłeś przez trzydzieści lat, a teraz przestałeś. Palenie zamieniło się w narzekanie. Rozprawiając o tym wszem i wobec, kontynuujesz palenie, tyle że w innej formie.
Twoje usta znów mają zajęcie, poruszają się; twoja agresja ma się dobrze.
Kiedy człowiek naprawdę zrozumie, te rzeczy znikną same i wtedy nie będzie sobie przypisywał zasługi, że coś porzucił. To stało się samo. Bez twojego udziału. Nie dałeś pożywki swojemu ego. A dzięki temu coraz więcej działań może zostać przez ciebie realizowanych.
Jeśli zdarza się, że masz szansę zaangażować się w coś całkowicie – nie przegap jej, nie zastanawiaj się – działaj! Rób coraz więcej i pozwól, by wszelkie działalności znikały same z siebie. Wtedy krok po kroku przybliżysz się do przemiany. To wymaga czasu i przygotowań, ale przecież nie ma pośpiechu.
Odprężenie jest możliwe wtedy, gdy nie masz w sobie potrzeby, aby koniecznie coś robić; energia spoczywa wygodnie, donikąd się nie przenosi.
Posłuchajcie słów Tilopy (mistyka żyjącego w XI wieku, który przyniósł nauki Buddy do Tybetu):
„Nic nie rób z ciałem, jedynie je odpręż; dokładnie zamknij usta i pozostań cicho; opróżnij swój umysł i nie myśl o niczym”.
„Nic nie rób z ciałem, jedynie je odpręż”. Rozumiecie teraz, co oznacza odprężenie. To brak wewnętrznego przymusu robienia czegoś. Relaksować się, nie oznacza leżeć bez ruchu jak nieboszczyk – zwłaszcza że nie umiałbyś tak leżeć, jedynie udawałbyś. Jakże mógłbyś leżeć jak nieboszczyk? Przecież żyjesz, możesz więc tylko to udawać. Odprężenie jest możliwe wtedy, gdy nie masz w sobie potrzeby, aby koniecznie coś robić; energia spoczywa wygodnie, donikąd się nie przenosi. Jeśli nastąpi taka konieczność – zrobisz coś, to jasne; jednak póki co nie ma żadnego powodu, by coś robić. Czujesz się świetnie sam ze sobą. Odprężyć się, to znaczy czuć się jak u siebie w domu.
Kilka lat temu przeczytałem pewną książkę. Jej tytuł brzmiał Musisz się zrelaksować. To absurd – słowo „musisz” jest zaprzeczeniem odprężenia; taką książkę można sprzedawać jedynie w Ameryce. „Musisz” oznacza działalność, jest obsesyjne. Zawsze gdy jest jakiś nakaz, kryje się za nim obsesja. W życiu podejmuje się różne działania, ale nie może być przymusu, ponieważ przymus przyczynia się do narastania obłędu. Musisz się zrelaksować – i dążenie do odprężenia staje się twoją obsesją. Musisz przybrać taką postawę, i taką… położyć się i zasugerować swojemu ciału od stóp do głów, że trzeba się odprężyć. Mówisz palcom stóp – odprężcie się, i tak po kolei każdej części ciała…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki