43,90 zł
W 2009 Satoshi Nakamoto stworzył bitcoina – pieniądz nowego rodzaju, który idealnie pasował do ery internetu. Walutę bez banków i granic, nad którą nikt nie sprawuje kontroli. I to właśnie tam, gdzie większość widziała dziwny eksperyment albo libertariański przejaw buntu, Różna Ignatowa dostrzegła technologię, dzięki której miała zamiar zdobyć upragnione bogactwo. Jednak zamiast zarabiać na kupnie i sprzedaży bitcoinów, postanowiła stworzyć własną kryptowalutę – onecoina – która okazała się jednym z największych finansowych przekrętów XXI wieku.
Ignatowa urodziła się w Bułgarii w 1980 roku, ukończyła kilka uniwersytetów, w tym Oksford, a swoją wiedzą i doświadczeniem imponowała największym prawnikom i finansistom. Dzięki charyzmie oraz grupie oddanych współpracowników rozpoczęła finansową rewolucję. Wprawdzie nieliczni inwestorzy zbili na jej kryptowalucie niewyobrażalne zyski, po latach okazało się jednak, że onecoin nie istnieje, system nigdy nie powstał w obiecywanej przez Ignatową formie, a tysiące ludzi straciło majątek swojego życia. I choć założycielki piramidy finansowej od lat nie da się namierzyć, a część najważniejszych pracowników trafiła do aresztu, sen o dorobieniu się naonecoinie wciąż trwa.
Jamie Bartlett poświęcił kilka lat na badanie historii Ignatowej. Korzystając z niezliczonych wywiadów, setek dokumentów oraz prowadząc własne śledztwo, próbuje odpowiedzieć na pytanie, co stało się z genialną oszustką. Lecz Królowa kryptowaluty to nie tylko opowieść o onecoine – to przede wszystkim książka o chciwości, korupcji, fake newsach i niejasnym prawie. To także reportaż o świecie żyjącym obsesją na punkcie technologii i wizją błyskawicznego bogactwa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 376
W serii ukazały się ostatnio:
Marek Szymaniak Urobieni. Reportaże o pracy (wyd. 2)
Ilona Wiśniewska Migot. Z krańca Grenlandii
Ed Vulliamy Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki (wyd. 3)
Wojciech Górecki Abchazja (wyd. 3)
Katarzyna Surmiak-Domańska Mokradełko (wyd. 2)
Piotr Bernardyn Hongkong. Powiedz, że kochasz Chiny
Tomasz Grzywaczewski Granice marzeń. O państwach nieuznawanych (wyd. 2)
Aneta Prymaka-Oniszk Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy (wyd. 3)
Wade Davis Wąż i tęcza. Voodoo, zombie i tajne stowarzyszenia na Haiti
Igor T. Miecik 14:57 do Czyty. Reportaże z Rosji (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader W rajskiej dolinie wśród zielska (wyd. 4)
Aleksander Gurgul Podhale. Wszystko na sprzedaż
Anna Malinowska Od Katowic idzie słońce
Norman Lewis Neapol ’44. Pamiętnik oficera wywiadu z okupowanych Włoch (wyd. 2)
Stig Dagerman Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech (wyd. 2)
Jakub Szymczak Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym
Mariusz Szczygieł Gottland (wyd. 5)
Jacek Hugo-Bader Dzienniki kołymskie (wyd. 3)
Marjorie Wallace Milczące bliźniaczki
Norman Lewis Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii (wyd. 2)
Jerzy Haszczyński Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec
Ed Vulliamy Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy (wyd. 2)
Karolina Domagalska Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro (wyd. 2)
Lene Wold Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę (wyd. 2)
Tomasz Grzywaczewski Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej (wyd. 2)
Peter Robb Sycylijski mrok (wyd. 3)
Amos Oz Na ziemi Izraela
Iza Klementowska Samotność Portugalczyka (wyd. 2)
Aneta Pawłowska-Krać Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce (wyd. 2)
Paweł Smoleński Pochówek dla rezuna (wyd. 4)
John Vaillant Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii
Harley Rustad Zagubiony w Dolinie Śmierci. Obsesja i groza w Himalajach
Bartek Sabela Wędrówka tusz
W serii ukażą się m.in.:
Małgorzata Nocuń Miłość to cała moja wina. O kobietach z byłego Związku Radzieckiego
Roman Husarski Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej (wyd. 2)
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Tytuł oryginału angielskiego The Missing Cryptoqueen
Projekt okładki Ola Szpocińska na podstawie projektu serii Agnieszki Pasierskiej
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś
Fotografia na okładce © by iStock.com / da-kuk
Copyright © Jamie Bartlett & BBC, 2023
First published as The Missing Cryptoqueen in 2022 by WH Allen, an imprint
of Ebury Publishing. Ebury Publishing is part of the Penguin Random House group of companies
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2023
Copyright © for the Polish translation by Łukasz Müller, 2023
Opieka redakcyjna Przemysław Pełka
Redakcja Anastazja Oleśkiewicz
Konsultacja merytoryczna Dominik Osowski
Korekta Sandra Popławska / d2d.pl, Karolina Górniak-Prasnal / d2d.pl
Skład Robert Oleś
Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl
ISBN 978-83-8191-705-6
Dla wszystkich dziennikarzy obywatelskich i fotelowych detektywów, którzy próbowali ostrzec świat przed OneCoinem, kiedy nikt inny nie chciał tego zrobić
The Missing Cryptoqueen należy do najpopularniejszych podcastów BBC. Był pobierany miliony razy na całym świecie, wielokrotnie wzbudzał żywe zainteresowanie mediów, wywoływał gorące dyskusje i spory, a także przyczynił się do upowszechnienia nazwy OneCoin. Mogłoby się wydawać, że historia dotycząca kryptowaluty nie jest oczywistym materiałem na przebojowy podcast, ale jednocześnie nie jest to bynajmniej opowieść o kryptowalucie, lecz o: chciwości, mentalności stadnej, korupcji, fake newsach, niewystarczających uregulowaniach prawnych i hajpie. Innymi słowy – to opowieść o naszym świecie mającym obsesję na punkcie technologii. Gdziekolwiek pojawi się jakaś atrakcyjna nowinka techniczna, będą tam czyhać oszuści, kanciarze i naciągacze, gotowi wykorzystać grząskość gruntu, rzadko jednak, jak ujawniliśmy, robią to z tak wielką zuchwałością albo na tak gigantyczną skalę jak w tym wypadku.
Kiedy pod koniec 2018 roku nasza dwójka spotkała się po raz pierwszy, żeby przedyskutować dziwny przypadek OneCoina, żadne z nas nie wyobrażało sobie, dokąd nas to zaprowadzi, ale im bardziej badaliśmy tę historię, tym dziwniejsza się stawała: odkrywaliśmy świat karykaturalnych złoczyńców, bohaterskich sygnalistów i ruiny finansowej. Nasi słuchacze zaczęli przekazywać sobie w internecie informacje o fascynującym nowym serialu radiowym w BBC Sounds, więc od czasu do czasu musieliśmy wykazywać, że jest to jednak prawdziwa historia. Czasami zastanawialiśmy się wspólnie, czy nie popełniliśmy jakiegoś ogromnego błędu – czy to się zdarzyło naprawdę? Dlaczego więcej ludzi o tym nie wie? A poza tym: jak to możliwe, że sama Kryptokrólowa, Róża Ignatowa, faktycznie tego dokonała?
Ta książka zrodziła się z podcastu, a ponieważ słowu pisanemu przyznano więcej czasu i przestrzeni, drąży ona tę historię znacznie głębiej niż wersja radiowa. Powstała na bazie niezliczonych nowych wywiadów, setek kolejnych ujawnionych dokumentów oraz po miesiącach szczegółowego dochodzenia i analiz, toteż zdradza, jak dokładnie doszło do przekrętu stulecia i do jego porażki, a także, po raz pierwszy, co się naprawdę stało z genialną osobą, która za to wszystko odpowiada – z doktor Różą Ignatową.
Ta historia niewątpliwie znów przybierze kolejny obrót, a wtedy jeszcze raz do niej wrócimy.
Jamie Bartlett i Georgia Catt
prezenter i producentka podcastu The Missing Cryptoqueen
Doktor Róża Ignatowa (Ruja Ignatova) wizjonerka, założycielka i szefowa kryptowalutowej firmy OneCoin oraz jej siostrzanej spółki OneLife. Urodziła się w maju 1980 roku w bułgarskim mieście Ruse, ukończyła trzy fakultety i mówi płynnie pięcioma językami. Znana również jako Kryptokrólowa.
Sebastian Greenwood szwedzki partner biznesowy Róży, który w kwietniu 2014 roku założył wraz z nią firmy OneCoin i OneLife.
Irina Diłkinska szefowa działu prawnego i działu zgodności z przepisami OneCoina.
Juha Parhiala pierwszy pracujący dla OneCoina sprzedawca MLM (multi-level marketing – marketing wielopoziomowy), zwerbowany przez Sebastiana na początku 2014 roku.
Igor Alberts jeden z najlepiej zarabiających na świecie promotorów MLM, uczeń legendarnego sprzedawcy Ziga Ziglara.
Gary Gilford z wykształcenia radca prawny, który został współdyrektorem prywatnego „biura rodzinnego” Róży o nazwie RavenR. Miał za zadanie znajdować sposoby na inwestowanie jej osobistego majątku.
Konstantin Ignatow młodszy (o sześć lat) brat Róży, który w lecie 2016 roku został jej osobistym asystentem.
Mark Scott prawnik korporacyjny z Florydy, który był partnerem w szanowanej kancelarii adwokackiej Locke Lord. Założył i prowadził Fundusze Fenero.
Gilbert Armenta finansista z Florydy, który został kochankiem Róży.
Bjørn Bjercke czterdziestokilkuletni norweski informatyk i entuzjasta bitcoina, do którego zwrócono się w 2016 roku ze zdumiewającą ofertą pracy.
BehindMLM witryna internetowa krytykująca firmy MLM, która ma talent do demaskowania piramid finansowych i schematów Ponziego[1]. Stworzona w 2010 roku przez człowieka o pseudonimie Oz.
Duncan Arthur szef należącej do OneCoina platformy e-commerce o nazwie Dealshaker, uruchomionej w 2017 roku i mającej aspiracje, by stać się „następnym eBayem”.
Frank Schneider były luksemburski szpieg i powiernik Róży, który od połowy 2015 roku kierował jej działem bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem.
Za kulisami londyńskiej hali widowiskowo-sportowej Wembley Arena doktor Róża Ignatowa przechadzała się nerwowo tam i z powrotem, ubrana jak zwykle w wieczorową suknię do ziemi. Podwoję wasze coiny, podwoję wasze coiny. W tle słyszała radosne okrzyki i wiwaty tysięcy pełnych uwielbienia fanów. Róża na ogół nie miała tremy przed publicznymi wystąpieniami, ale dzisiaj zamierzała ogłosić coś, co było sprzeczne z wszelkimi zasadami inwestowania, a nawet z samą ideą pieniądza. Gdyby nie zdołała przekonać publiczności, która zainwestowała już fortunę, uwierzywszy w jej obietnicę globalnej „rewolucji finansowej”, wszystko poszłoby na marne. Gra szła nawet o miliard dolarów.
Sebastian Greenwood, jej zastępca, był już na scenie i rozgrzewał publiczność.
– Jestem dumny, że mogę tu dzisiaj być! – wykrzykiwał. – Wszyscy jesteście nadzwyczajni!
Ta para założyła firmę zaledwie dwa lata wcześniej i to Sebastian był z nich dwojga lepszym sprzedawcą, ale trzy tysiące ludzi nie przyjechało z siedemdziesięciu krajów po to, żeby zobaczyć jego. Przyszli dla niej: dla geniuszu stojącego za najbardziej ekscytującą nową kryptowalutą na świecie.
Sebastian przedstawił Różę w typowy dla siebie przesadny sposób:
– Powód, dla którego wszyscy tu jesteśmy… proszę, zgotujcie gorące przyjęcie naszej twórczyni, naszej założycielce…
Z głośników Wembley Areny rozległa się piosenka Girl on Fire [Płonąca dziewczyna] w wykonaniu Alicii Keys, a scenę rozświetliły fajerwerki. Każdy najdrobniejszy szczegół, aż po sformułowania na zaproszeniach, został starannie zaplanowany. Róża wiedziała, że najważniejsza jest aparycja, że ludzie uwierzą w cokolwiek, jeśli tylko odpowiednio się wygląda. Wkroczyła śmiało na scenę, a wszystko, począwszy od jej długich czarnych włosów, ciemnoczerwonej szminki i bogato zdobionej czerwonej sukni połyskującej w świetle jupiterów aż po diamentowe kolczyki, kojarzyło się z sukcesem i ze splendorem. Za jej plecami płomienie ogarnęły gigantyczne logo: „OneCoin”.
Obecni na widowni inwestorzy – elegancko ubrany ugandyjski biznesmen, pobożny muzułmanin ze wschodniego Londynu, skandynawski domokrążca sprzedający witaminy – już teraz potrafili wyrecytować życiorys Róży. Właśnie z jego powodu większość z nich powierzyła jej swoje pieniądze. Wybitna studentka Uniwersytetu w Oksfordzie. Imponujący epizod w międzynarodowych finansach, w wiodącej firmie konsultingowej. Zaledwie trzydzieści sześć lat, a już dwukrotny tytuł Bułgarskiej Bizneswoman Roku i zdjęcie na okładce „Forbesa”. Płynna znajomość bułgarskiego, niemieckiego, angielskiego, francuskiego i rosyjskiego. Niektórzy ze zgromadzonych szeptali, że ma iloraz inteligencji powyżej 200. Inni nosili plakietki z jej podobizną.
Minęło zaledwie dwa i pół roku, odkąd Róża wpadła na pomysł, który odmienił życie ich wszystkich. Gdy w 2011 roku po raz pierwszy usłyszała o czymś, co nazywało się „bitcoin”, była sceptyczna. Wywodziła się ze świata finansów i tradycyjnej bankowości, w którym sprawy załatwiało się w określony sposób, a pieniądzom wprowadzanym do obiegu przez banki centralne pokrycie gwarantowały rządy, co było równie pewne jak to, że po nocy nastaje dzień. Im uważniej się jednak przyglądała tej dziwnej nowej wirtualnej walucie, która funkcjonowała online i poza zasięgiem banków czy rządów, tym bardziej ją ona fascynowała. Jej wynalazcą był wybitny, lecz tajemniczy programista komputerowy, który pracował pod pseudonimem Satoshi Nakamoto. Stworzył on bitcoina w 2009 roku, a potem zniknął, ale zostawił po sobie projekt zupełnie nowego rodzaju pieniądza, który zdawał się idealnie pasować do ery internetu. Pieniądza bez banków i granic. „Kryptowalutę”, nad którą nie ma kontroli żadna konkretna osoba i która może być rozsyłana po całym świecie równie łatwo, jak się wysyła list elektroniczny. Tam, gdzie większość ludzi widziała dziwaczny eksperyment, Róża dostrzegła technologię zdolną zmienić świat. Postanowiła, że zamiast próbować zarabiać na kupnie i sprzedaży tych osobliwych nowych monet, pójdzie o krok dalej i stworzy własną kryptowalutę.
W świecie technologii, mówiła czasem sceptykom, nigdy nie wzbogaca się osoba, która pierwsza wpadła na jakiś pomysł, lecz ta, dzięki której ten pomysł służy przeciętnemu człowiekowi. Jeff Bezos nie wynalazł handlu elektronicznego, tylko sprawił, że stał się on dostępny dla każdego. MySpace pojawił się wcześniej niż Facebook, ale to Mark Zuckerberg zmienił świat. Steve Jobs, Bill Gates, Elon Musk, a nawet Thomas Edison wykorzystali już istniejące pomysły i przekształcili je w coś, z czego mogli korzystać zwykli ludzie. Tym właśnie był onecoin – kryptowalutą dla mas. Może i nie dorównywał swojemu lepiej znanemu rywalowi bitcoinowi, ale to się miało wkrótce zmienić. Róża obiecała, że będzie szybszy, płynniejszy i łatwiejszy w użyciu. Przewidywała, że kiedyś robotnicy będą otrzymywali pensję w walucie onecoin i płacili nią za zakupy. Każdy, kto zainwestuje teraz, zanim cena gwałtownie poszybuje w górę, niechybnie się obłowi.
W wypadku onecoina chodziło jednak o coś znacznie więcej niż tylko o bogacenie się. Bankierzy i rządy oskubują ludzi od dziesięcioleci, a wszystko dlatego, że mają kontrolę nad pieniędzmi: drukują je, ustalają stopy procentowe, żeby je pożyczać, spekulują nimi, pobierają wygórowane opłaty kredytowe. Dowiódł tego kryzys finansowy z lat 2008–2009. Rozwiązaniem były kryptowaluty takie jak bitcoin i onecoin dzięki rewolucyjnej idei kryjącej się w tej technologii: stałej podaży. Satoshi Nakamoto stworzył bitcoina, ponieważ złościł go sposób, w jaki rządy dofinansowały w 2008 roku upadające banki, dodrukowując pieniądze, przez co ostatecznie biedni jeszcze bardziej zbiednieli. Wobec tego ograniczył całkowitą liczbę bitcoinów, które kiedykolwiek zostaną wyprodukowane, do dwudziestu jeden milionów. Miały być wprowadzane do obiegu w uprzednio zaprogramowanym tempie odpornym na manipulacje, chodziło zatem o walutę o ustalonej podaży, przy której rządy nie mogłyby majstrować.
Róża zaplanowała, że onecoin będzie większy niż bitcoin, chociaż nowa waluta stosowała się do tej samej zasady. Zamiast dwudziestu jeden milionów coinów w obiegu miało się ich jednak znaleźć maksymalnie dwa miliardy sto milionów. Ta liczba – dwa miliardy sto milionów – była najistotniejsza. Została wręcz wbudowana w technologię, ustalona raz na zawsze. Nikt nigdy nie będzie mógł wydrukować więcej onecoinów, nawet sama Róża. Nic dziwnego, że ludzie sprawujący władzę tak bardzo bali się kryptowalut w rodzaju onecoina. Nie mogli ich kontrolować.
– Myślę, że teraz jest odpowiedni moment – powiedziała Róża publiczności z tym swoim niezwykłym, bułgarsko-niemieckim akcentem, stosując starannie zaplanowane przerwy na oklaski – żeby to zrobić albo zrezygnować. Chcemy być kryptowalutą numer jeden na świecie.
W Wembley Arenie nie było niemal nikogo, kto wątpiłby w jej słowa. Przecież sprawdziło się wszystko inne, co Róża im wcześniej powiedziała. W ciągu osiemnastu miesięcy w onecoina zainwestowano dwa miliardy euro, windując wartość jednego coina od zera do 5,95 euro – dokładnie tak, jak prognozowała. Dzięki niej setki ludzi obecnych w Arenie już zostało milionerami.
Teraz jednak, powiedziała im, mamy pewien problem. Najwyraźniej onecoin urósł tak bardzo i tak szybko, że zaczynało jej brakować coinów.
– Czy możemy się stać największą kryptowalutą na świecie z tym, co teraz mamy? – zapytała retorycznie Róża.
– Tak! – zawołał ktoś z ostatniego rzędu. Okrzyk był na tyle głośny i dobitny, że mimo znacznej odległości Róża usłyszała go na scenie.
– Nie, nie możemy – odparła. Tej chwili bała się najbardziej. – Stworzymy większego coina niż ktokolwiek inny… dobijemy aż do stu dwudziestu miliardów coinów.
Zaczęła mówić wolniej, żeby wyeksponować łyżkę miodu, która miała przesłonić ten radykalny – i teoretycznie niemożliwy – wzrost podaży onecoina.
– Wam, jako obecnym udziałowcom, ludziom, którzy wsparli nas w pierwszej fazie… my, jako firma, podwoimy coiny na waszym rachunku.
Tłum oszalał. Gorąca atmosfera bardziej przypominała jakąś uroczystość religijną niż konferencję handlową. Jeśli ktoś nie wiwatował, to dlatego, że milczał w osłupieniu. 1 października 2016 roku – zaledwie trzy miesiące później – u każdego liczba coinów miała zostać podwojona. A co jeszcze ważniejsze, Róża obiecała, że kurs się nie zmieni. Jeden onecoin nadal będzie miał wartość 5,95 euro.
– Kochamy cię, Różo – ktoś krzyknął.
– Dziękuję – odpowiedziała. – Za dwa lata już nikt nie będzie mówił o bitcoinie.
Jednym pstryknięciem palców doktor Róża podwoiła majątek dosłownie każdej osoby na widowni. Nie wspominając o setkach tysięcy inwestorów, którzy nie dotarli do Londynu. Najwyraźniej nie miało znaczenia to, że naruszała naczelną zasadę ekonomii: kiedy podaż czegokolwiek rośnie, cena spada. Nie liczyło się również to, że łamała własną obietnicę: że w obiegu zawsze będzie tylko dwa miliardy sto milionów onecoinów oraz że fundamentem kryptowaluty jest „stała podaż”. Jak zatem było możliwe pięćdziesięciokrotne zwiększenie liczby coinów? I to bez wpływu na ich cenę?
Ale jeśli z dnia na dzień ktoś potrafił „wykopać” milionerów, tym kimś była doktor Róża.
– Konstantin Ignatow i Duncan Arthur są proszeni o zgłoszenie się na stanowisku odpraw – zapowiedziano przez głośniki w terminalu lotniczym.
Lot Konstantina był już spóźniony ponad dwie godziny, co było mu bardzo nie na rękę. Mężczyzna miał za sobą kilka męczących dni. Przez trzy z rzędu tkwił w hotelowej sali konferencyjnej ze swoim kolegą Duncanem Arthurem, przysadzistym informatykiem z RPA, planując w Stanach Zjednoczonych ekspansję gałęzi biznesu onecoina zajmującej się handlem elektronicznym. Przynajmniej wkrótce będzie siedział wygodnie w klasie biznesowej, czytając nową powieść Stephena Kinga w drodze powrotnej do rodzinnej Bułgarii.
Kilkakrotnie ostrzegano go, że wyjazd do USA stanowi niepotrzebne ryzyko, ale Frank, doradca Konstantina do spraw bezpieczeństwa, który miał tajemnicze wysoko postawione „źródła”, zapewnił go, że nie figuruje na żadnych listach Interpolu. Konstantin był nieco zdziwiony, że w ogóle udało mu się wjechać do Stanów. Dwa tygodnie wcześniej, tuż po przylocie, powiedział dociekliwym funkcjonariuszom straży granicznej, że przyjechał trenować z pewnym zawodnikiem mieszanych sztuk walki. Dzięki muskularnej sylwetce i tatuażom na całym ciele trzydziestotrzylatek z pewnością wyglądał na kogoś takiego. Być może właśnie dlatego go wpuszczono.
– Czy klasa biznesowa wchodzi teraz na pokład? – zapytał Konstantin stewardesę tureckich linii lotniczych, gdy dotarł do bramki odlotów. Nastrój znów mu się poprawił, bo wsiadanie do samolotu w pierwszej kolejności stanowiło jedną z dodatkowych zalet jego pracy.
– Tędy proszę, panie Ignatow – odpowiedziała spokojnie, wskazując drzwi.
Gdy tylko Konstantin przez nie przeszedł, wiedział, że nigdzie nie poleci. Czekało na niego pięciu rosłych mężczyzn w garniturach. Nagle dwóch z nich błyskawicznie wykręciło mu ręce do tyłu, a trzeci zakuł go w kajdanki i wypchnął przez boczne drzwi. Zanim Bułgar zdążył wyjąkać choćby jedno słowo, już siedział w pokoju przesłuchań przypominającym scenerię serialu policyjnego z lat dziewięćdziesiątych. W takim pomieszczeniu, w którym niechlujni detektywi z Wydziału Policji Los Angeles odgrywają dobrego glinę i złego glinę. Duncana posadzono tymczasem w podobnym pokoju w dalszej części korytarza.
– Gdzie jest doktor Róża Ignatowa? – zapytali.
FBI zadawało to pytanie od dwóch lat. Osiemnaście miesięcy wcześniej agenci omal jej nie dopadli – praktycznie już ją mieli. Wysłali nawet bułgarskim prokuratorom prośbę o postawienie jej w stan oskarżenia. Róża Ignatowa była jednak za sprytna dla FBI. Za szybka. Za dobrze ustosunkowana. Agenci wiedzieli, że Konstantin jest tylko pionkiem. Zaczął pracować dla siostry dopiero kilka dni przed wielkim londyńskim eventem, na którym podwoiła wszystkim liczbę coinów, ale był jednym z niewielu ludzi, którzy mogli wiedzieć, gdzie ona jest.
– Gdzie jest pańska siostra?
Konstantin znał wszystkie pogłoski i dobrze przećwiczone wymówki. Była na urlopie macierzyńskim. Była w Londynie i mieszkała w pałacu Buckingham. W Rosji u Władimira Putina. Na swoim prywatnym jachcie na Morzu Czarnym ze wszystkimi pieniędzmi i z nową twarzą po operacji plastycznej. Zaszyła się na prywatnym osiedlu w Dubaju. Nie żyła – porwana i zamordowana w Grecji przez albańskich gangsterów, którzy chcieli odzyskać pieniądze. Powtarzał nawet niektóre z tych plotek.
– Nie wiem – odpowiedział. – Nie widziałem Róży od osiemnastu miesięcy.
Dwudziestoośmioletnia Róża Ignatowa, siedząca przed dwoma dużymi monitorami, na których wyświetlały się zaktualizowane wykresy oraz liczby, i sącząca coca-colę light, była sfrustrowana. Nie to, żeby z jej pracą samą w sobie było coś nie w porządku – w gruncie rzeczy wręcz przeciwnie. Uwielbiała, gdy cały świat prezentował się na jej ekranie: ceny akcji, kursy wymiany walut, portfele inwestycyjne. To właśnie te liczby najtrafniej, najprecyzyjniej odzwierciedlały, co się w nim dzieje. Praca konsultantki w prestiżowej firmie McKinsey & Company była chyba najlepszą posadą dostępną w Sofii w 2008 roku, a klienci Róży figurowali na liście czołowych światowych banków: Sberbank, UniCredit, Allianz. Poza tym miała okazję podróżować. Podobnie jak wielu Bułgarów Róża mówiła płynnie po rosyjsku, dlatego często wysyłano ją do Moskwy lub do Sankt Petersburga, żeby pomagała rosyjskim bankom wejść na rynki europejskie. Wszyscy w McKinseyu byli ambitni, ale ona wyróżniała się pod tym względem. Należała do osób, do których można było wysłać e-mail o każdej porze dnia lub nocy i dostać odpowiedź w ciągu kilku minut. „Nie chcę mieć dzieci – mówiła współpracownikom typowym dla siebie nieco chłodnym i rzeczowym tonem. – Jestem stanowczo zbyt zajęta zmienianiem świata, żeby zdecydować się na coś takiego!” Kolegom z dziesięcioosobowego biura wydawała się czasem trochę oschła, bo mylnie brali jej profesjonalizm i obsesję na punkcie szczegółów za nieuprzejmość. Klienci przeciwnie – uważali, że jest czarująca oraz skuteczna, a pewien duży bułgarski bank próbował ją nawet podkupić. Nie, to nie praca była problemem, lecz ona sama.
Praca konsultantki w McKinseyu wydawała się odległa o lata świetlne od portowego bułgarskiego miasta Ruse, w którym 30 maja 1980 roku, pod niekończącymi się rządami sowieckiego lojalisty Teodora Żiwkowa, Róża przyszła na świat w rodzinie Weski i Płamena Ignatowów. Jej rodzice mogliby się równie dobrze urodzić w innym stuleciu. Należeli do powojennego pokolenia ludzi z bloku wschodniego: ciężko pracujących i pogodzonych z losem (Płamen był z wykształcenia inżynierem mechanikiem, Weska przedszkolanką), a praca ich córki w finansach stanowiła dla nich obojga tajemnicę. Róża od czasu do czasu próbowała bezskutecznie wyjaśnić matce, co robi, kiedy wpatruje się przez cały dzień w monitory. Zaszła tak daleko jedynie dzięki decyzji Płamena i Weski, żeby wyjechać z Bułgarii i szukać lepszego życia w Niemczech, gdy w 1990 roku opadła żelazna kurtyna. Młoda rodzina (w której był już wtedy Konstantin, czteroletni brat Róży) osiadła ostatecznie w ubogiej dzielnicy małego miasteczka Schramberg na południowym zachodzie Niemiec. Płamen znalazł pracę przy montażu opon, a cała czwórka żyła w niewielkim mieszkaniu nad sklepem mięsnym przy Marketstrasse 11. Wyjazd z ojczyzny w dzieciństwie wyjaśniał niezwykły akcent Róży, łączący szorstkie niemieckie spółgłoski z rytmiczną bułgarską wymową. W późniejszych latach czasami mówiła ludziom, że jest on kwintesencją dwóch stron jej osobowości: impulsywnej Bułgarki i racjonalnej Niemki.
Podobnie jak w wypadku dzieci z wielu imigranckich rodzin przykładanie się do nauki nie podlegało dyskusji, ale nawet jak na standardy wymagających rodziców Róża była wyjątkowa. W szkole osiągała najlepsze wyniki w każdej klasie i z każdego przedmiotu. Pewien nauczyciel ze Schrambergu powiedział, że była najinteligentniejszą uczennicą, jaką kiedykolwiek uczył1. W piątej klasie zadano dzieciom do domu nauczenie się na pamięć pierwszej strofy pewnego wiersza Goethego. Chociaż Róża mieszkała w Niemczech dopiero od dwóch lat, następnego dnia rano wyrecytowała bezbłędnie wszystkie trzynaście zwrotek. Nieco później przeskoczyła jedną klasę, bo tak bardzo przewyższała innych w nauce. Nie było jednak łatwo być najbystrzejszym dzieckiem w szkole. Inni uczniowie uważali, że jest wyniosła i arogancka. Podczas gdy jej braciszek Konsti jeździł na rolkach z kolegami, szesnastoletnia Róża kroczyła dumnie po korytarzach w butach na wysokim obcasie i z jaskrawoczerwoną szminką na ustach, jakby to miejsce nie było jej godne. „Nikt się właściwie z nią nie przyjaźnił” – wspominała później jedna z jej szkolnych koleżanek. W przeciwieństwie do większości nastolatek Róża rzadko odwiedzała koleżanki po lekcjach, woląc towarzystwo własnych rodziców, grę w szachy lub naukę. W swoim albumie na zakończenie roku szkolnego osiemnastoletnia Róża opisała samą siebie jako „zawsze grzeczną, wesołą i… wzorową”, ale zaraz dodała: „Dość! Może powinniśmy się trzymać prawdy? OK, świetnie. Chyba rzeczywiście sprawiało mi przyjemność dręczenie niektórych uczniów. Zawsze szukałam okazji, żeby rozpowszechniać nowe zabawne historyjki na ich temat”.
Wszyscy byli zgodni co do tego, że daleko zajdzie. W wieku osiemnastu lat zdobyła prestiżowe stypendium na Uniwersytecie w Konstancji, jednym z niemieckich elitarnych „uniwersytetów doskonałości”, gdzie potem uzyskała doktorat z prawa. W tym samym czasie ukończyła również zaoczny kurs ekonomii na Uniwersytecie w Hagen. Podobnie jak w szkole średniej miała zainteresowania wykraczające poza jej wiek, bo zaangażowała się przelotnie w politykę, zostając na krótko studencką przedstawicielką centroprawicowej partii CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna). Podczas gdy większość studentów przychodziła na wykłady w dresach, Róża zjawiała się elegancko ubrana i wymuskana. Na uczelni poznała Björna Strehla, ambitnego i inteligentnego studenta prawa. Zakochała się w nim i ostatecznie wyszła za niego za mąż. „To była miłość od pierwszego wejrzenia – powiedziała Róża w jednym z późniejszych wywiadów. – Od razu wiedziałam, że wyjdę za tego faceta”2. Studiowanie też było dla niej pestką: po Konstancji została przyjęta do Oksfordu na studia magisterskie w dziedzinie porównawczego prawa europejskiego. Historia stale się powtarzała: Róża odznaczała się jako osoba niezmiernie bystra, lecz wyniosła. Zawsze chłodna, zawsze najlepsza.
Nie, praca dla McKinseya nie była problemem. Problemem była jej ambicja. Już w młodym wieku Róża mówiła przyjaciołom, że zostanie milionerką, zanim skończy trzydzieści lat. Rozpaczliwie chciała być bogata i nawet pochłaniała wcześnie rano książki o tym, jak zbić majątek. Ale miała już dwadzieścia osiem lat i wobec perspektywy kryzysu finansowego groziło jej, że zostanie tylko jeszcze jedną osobą, która odniosła sukces. To nie wystarczało kobiecie, która zawsze była najinteligentniejsza w swoim otoczeniu.
Zadowolony z siebie Sebastian Greenwood rozejrzał się po nabrzeżu przed okazałym sztokholmskim Pałacem Królewskim. Ślub księżniczki koronnej Wiktorii z Danielem Westlingiem był w Szwecji największym wydarzeniem dekady, tak ważnym, że szwedzki rząd ogłosił trzynastodniowe święto narodowe pod nazwą Love Stockholm 2010. Ekipy telewizyjne z całego świata tłoczyły się i rozpychały, żeby uzyskać idealne ujęcie królewskiego parowca SS Orion, który został odrestaurowany specjalnie na tę okazję. Wcześniej dochodziło do utarczek o reklamy sponsorskie, bo Volvo, Ericsson i IKEA usilnie zabiegały o to, żeby ich słynne logo były kojarzone z Love Stockholm.
Sebastian jakoś zdołał załatwić swojej firmie, SiteTalk, miejsce na reklamę sponsorską obok tych powszechnie znanych marek3. Dla tego młodo wyglądającego trzydziestotrzyletniego piarowca, który pracował dla SiteTalka dopiero od kilku miesięcy, oznaczało to ogromne osiągnięcie. Decydujące o dalszej karierze? Sebastian powiedziałby, że tak. Inna sprawa, że jako urodzony spec od reklamy powiedziałby cokolwiek dla lepszego efektu. Mimo wrodzonej nieśmiałości jeszcze jako uczeń ekskluzywnej szkoły średniej Östra Real był niezwykle pewny swoich umiejętności i rozumiał znaczenie talentu showmana4. Marzył, żeby zostać odnoszącym sukcesy biznesmenem, dlatego jeszcze przed trzydziestką założył kilka stron internetowych poświęconych jemu samemu i pełnych bezwstydnej autoreklamy: „Wiele da się powiedzieć o Sebastianie Greenwoodzie – można było przeczytać na jednej z nich – ale chyba najlepszy sposób mówienia o nim jest taki, że to najwszechstronniejsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkacie”. Innymi słowy – Sebastian w idealny dla PR-u sposób łączył wdzięk z umiejętnością wciskania kitu.
Ta kombinacja najwyraźniej zrobiła wrażenie na organizatorach Love Stockholm, bo gdyby wiedzieli cokolwiek o firmie SiteTalk, prawdopodobnie zwróciliby mu jego sponsorskie pieniądze. Na szczęście dla Sebastiana większość ludzi nigdy o niej nie słyszała, ponieważ pochodziła ona z dziwnego świata równoległego zwanego „marketingiem wielopoziomowym” (multi-level marketing, MLM).
MLM wynaleziono przez przypadek. W latach czterdziestych XX wieku grupka pomysłowych domokrążców sprzedających w Kalifornii witaminy uświadomiła sobie, że mimowolnie zwiększają obroty swojej firmy, ilekroć rekrutują znajomego, żeby został sprzedawcą, ale nigdy nie są za to wynagradzani. Wpadli więc na pewien pomysł: czemu nie wypłacać sprzedawcom niewielkiej prowizji od każdej transakcji przeprowadzonej przez osoby, które zwerbowali? Otóż to! Tak zrodził się cały ten nowy model biznesowy. Do końca XX wieku MLM rozpełznął się w stu kierunkach, stając się branżą wartą wiele miliardów dolarów, obejmującą takie firmy jak Amway, Avon, Herbalife i Tupperware. Promotorzy kupują produkty – witaminy, koktajle zdrowotne, kawę czy cokolwiek innego – i starają się je sprzedać bezpośrednio konsumentom, potrącając dla siebie pewną kwotę od każdej sprzedaży. Prawdziwe pieniądze biorą się jednak z rekrutowania „downline’u”, dolnej linii, czyli podległego sobie zespołu nowych sprzedawców i gromadzenia prowizji z ich sprzedaży. W roku, w którym zorganizowano Love Stockholm, na całym świecie w systemie MLM pracowało około stu milionów ludzi. Chociaż MLM nie jest nielegalny, budzi kontrowersje, bo osoby blisko szczytu stają się bogatsze niż królowie, ale większość nie zarabia prawie nic. W rezultacie firmy MLM zwykle nie są zapraszane do sponsorowania głośnych imprez takich jak Love Stockholm.
No, ale z drugiej strony SiteTalk nie przypominała innych firm MLM. Była szczególna.
Na rok przed Love Stockholm pewien Norweg, czterdziestokilkuletni Jarle Thorsen, zaprosił na spotkanie kilku czołowych sprzedawców MLM z tamtego regionu, obiecując im zrewolucjonizowanie całej branży5. Typowy biznes typu MLM polega na tym, że promotorzy kupują witaminy, kosmetyki albo napoje energetyzujące i próbują je odsprzedać, ale zbyt wielu pracowników tego rodzaju firm ma koniec końców garaże zapchane pudłami niesprzedawalnego produktu. Wszystko się cyfryzuje, powiedział Jarle niewielkiej grupie na spotkaniu pod Sztokholmem. Facebook i Google nie mają fizycznych produktów, więc dlaczego MLM miałby je mieć? Jarle stworzył firmę MLM o nazwie Enigro (przemianowaną później na Unaico), a jej głównym produktem nie były tabletki z witaminami, lecz wirtualne udziały w nowej platformie mediów społecznościowych: SiteTalk. MLM się cyfryzował.
W Stanach Zjednoczonych promotorzy nadal sprzedawali Tupperware w taki sam sposób jak zawsze: podczas domowych przyjęć i nużących seminariów w porze lunchu, ale SiteTalk zmienił Skandynawów w znawców techniki, którzy rozmawiali o „cyfrowej transformacji” i o „portalach społecznościowych”. Prawdę mówiąc, co dokładnie kupowali inwestorzy, było ogólnikowe i niejasne – ujawniano niewiele szczegółów poza tym, że stanie się to pewnego dnia rywalem Facebooka – ale dzięki rosnącej popularności mediów społecznościowych SiteTalk w ciągu dwóch lat szybko został jednym z największych produktów MLM w tamtym regionie, bo w jego wirtualne udziały zainwestowało ponad sto tysięcy osób. PR powierzono specjalistycznej firmie doradczej prowadzonej przez rodziców Sebastiana i to dlatego znalazł się on w czerwcu 2010 roku na nabrzeżu przed Pałacem Królewskim, udzielając dziennikarzom wywiadów na temat SiteTalka i Love Stockholm.
Szefowie SiteTalka szybko spostrzegli, że Sebastian jest kimś więcej niż tylko piarowcem – był również utalentowanym sprzedawcą. Potrafił śmiało wyrecytować słowo w słowo całą prezentację marketingową, którą usłyszał zaledwie dziesięć minut wcześniej. (Poza tym mówił niemal bezbłędnie po angielsku, ponieważ jego ojciec jest Brytyjczykiem). Wkrótce sam znalazł się na scenie, z entuzjazmem sprzedając udziały w SiteTalku bezpośrednio inwestorom w całej Europie. „Nasz wzrost jest zdumiewający – wykrzyknął podczas pewnego eventu w Słowenii na początku 2011 roku. – A to dzięki wam wszystkim!”6 Sebastian uwielbiał tę pracę i wkrótce spędzał większość czasu na promowaniu czegoś, co nazywał „następnym Facebookiem”.
Gdy firma postanowiła obrać za cel szybko rosnący rynek dalekowschodni, Sebastian podjął życiową decyzję. Zostawił żonę Helen, dwoje małych dzieci oraz ładny dom na przedmieściach Sztokholmu i wyruszył do Singapuru zdeterminowany, by zbić fortunę na MLM.
Duże firmy takie jak McKinsey były w znacznym stopniu zabezpieczone przed najgorszymi skutkami krachu finansowego, ale nie do końca. W 2009 roku biuro w Sofii zostało zamknięte. Kryzysy ekonomiczne powodują ofiary i straty, ale dla szybko reagujących stanowią szansę. Róża brała pod uwagę powrót do Niemiec, tym bardziej że niewiele wcześniej kupiła posiadłość pod Frankfurtem7, ale Bułgaria bardzo się zmieniła od czasu, gdy Ignatowowie wyjechali w 1990 roku na Zachód. Odkąd to państwo przystąpiło w 2007 roku do Unii Europejskiej, starannie wykształcone dzieci pozimnowojennych emigrantów masowo wracały do ojczyzny, a Róża była pod wrażeniem przedsiębiorczości swoich rodaków i podekscytowana strategicznym położeniem kraju między rynkami europejskimi a rosyjskimi. Czuła się również bardziej związana z ojczyzną, niż się spodziewała, bo jak powiedziała później pewnemu dziennikarzowi: „czegoś mi brakowało przez ten cały czas, kiedy mieszkałam w Niemczech”8.
Decyzja o pozostaniu w kraju była inteligentnym wyborem i Róża szybko zaczęła przestawać z odpowiednimi ludźmi. Wkrótce widywano ją w mieście z ważnymi politykami – były to kontakty z czasów McKinseya lub Oksfordu. Przez pewien okres pracowała nawet w największej bułgarskiej firmie inwestycyjnej prowadzonej przez Cwetelinę Borisławową, długoletnią partnerkę prezydenta Bojka Borisowa. Sama Borisławowa była odnoszącą duże sukcesy bizneswoman, którą magazyn „Forbes” uznał w 2012 roku za „najbardziej wpływową kobietę w Bułgarii”9. Róża podziwiała tę atrakcyjną, cieszącą się powodzeniem, starszą od siebie kobietę i nawet obserwowała uważnie, jak się zachowuje oraz jak się ubiera.
Jedyną rzeczą, którą Róża lubiła tak samo jak pieniądze, była moda. Miała obsesję na punkcie stylu i wizerunku, a jej ówczesne zdjęcie profilowe na Facebooku stanowiło montaż fotografii Marilyn Monroe i Jackie Kennedy: „Założę się, że większość kobiet jest albo Jackie, albo Marilyn – napisała pod spodem. – Tylko co do siebie nie umiem się zdecydować”. Dzięki tym zainteresowaniom otworzyły się przed nią mniej konwencjonalne kręgi. Zaczęła się zadawać ze sławnym stylistą fryzur Borisławem Sapundżiewem i nawet otworzyła własny salon fryzjerski pod nazwą Funky Hair. „Próżność zawsze będzie wymagała obsługi” – powiedziała wtedy. Brała też udział w przyjęciach z najsłynniejszym sofijskim piarowcem Ewgenim Minczewem (który występował później w bułgarskiej wersji programu telewizyjnego Celebrity Big Brother) i zaprzyjaźniła się z Asdis Ran, wygadaną islandzką modelką „Playboya” znaną jako Królowa Lodu, inwestując nawet w jej firmę modową. Przez pewien czas Róża zamierzała wypromować linię kosmetyków pod nazwą RujaNoir, ale nic z tego nie wyszło10. „Była bardzo ambitna” – wspomina jedna z jej przyjaciółek z tamtego okresu. Kiedy nie pracowała i nie nawiązywała kontaktów, czytała, uczyła się języków albo kupowała ubrania, bo „zawsze próbowała się doskonalić w taki czy inny sposób”.
W sumie już na początku 2013 roku wysiłki Róży zaczęły przynosić owoce. Stawała się rozpoznawalną twarzą na sofijskiej scenie modowej, biznesowej i politycznej. Nadal jednak nie była bogata. Wciąż prześladował ją ten sam uporczywy strach przed niewykorzystanym potencjałem. Chociaż miała teraz własne udziały w kilku firmach, nie przynosiły one tego rodzaju dochodów, które mogłyby zmienić czyjeś życie. Mniej więcej w tamtym okresie Róża zainteresowała się bitcoinem.
SiteTalk nie został następnym Facebookiem. Podobnie jak większość firm mających być „następnym…” usiłował przejść od hajpu do poważnego biznesu. Prawie zaraz po przyjeździe Sebastiana do Singapuru szefowie zmienili nazwę Unaico na The Opportunity Network, a SiteTalk skurczył się niemal tak szybko, jak urósł, zostawiając wielu inwestorów bez grosza. Chociaż wegetował jeszcze przez kilka lat, Sebastian odszedł z firmy w jakimś momencie na początku 2013 roku po bezbarwnej i w dużej mierze nieudanej kampanii, podczas której próbował promować ów produkt (według jednego z dawnych kolegów został zwolniony). Te doświadczenia przekonały go jednak, że na MLM da się zarobić. Ponieważ miał duszę notorycznego przedsiębiorcy, z pewnością zauważył, na jakie trudności natrafiał SiteTalk przy opłacaniu swoich handlowców – co jest powszechnym problemem w branży, w której prowizje zmieniają się co tydzień, a promotorzy są rozrzuceni po całym świecie – bo razem z Björnem Thomasem, dawnym kolegą z SiteTalka, założył nową spółkę o nazwie Towah Group Cyprus, która obiecywała, że będzie czymś w rodzaju PayPala dla firm MLM i zajmie się obsługą wypłat prowizji11. Kiedy to się nie powiodło, Sebastian spróbował ponownie, tym razem nazywając swoją firmę Loopium12. Miał niebywały talent do wykorzystywania okazji i wzbudzania u ludzi entuzjazmu, ale brakowało mu wytrwałości i cierpliwości koniecznych do przekształcania pomysłów w dobrze prosperujące firmy, toteż już wkrótce także Loopium z trudem zdobywał klientów. Sebastian wyjechał ze Szwecji, marząc o odniesieniu sukcesu w branży MLM, ale już w połowie 2013 roku, podróżując między Singapurem a Cyprem, zorientował się, że zaczyna mu brakować pieniędzy.
Sebastian mógł wrócić do kraju i ponownie zatrudnić się w firmie piarowej rodziców, ale pewnego dnia skontaktował się z nim pracujący w Hongkongu dawny kolega z SiteTalka, który nazywał się John Ng. Był on zaangażowany w dalekowschodnią ekspansję firmy i dostrzegł wtedy szybki rozwój MLM w Chinach oraz w Hongkongu. Pierwsze sukcesy SiteTalka wynikały ze sprytnego połączenia MLM z najnowszą techniką, a John natrafił na coś jeszcze bardziej ekscytującego niż „następny Facebook”. Był to „następny pieniądz”. Nazywał się bitcoin.
Nikt nie wiedział, kim jest Satoshi ani czemu właściwie to robi, ale podstawy jego przemyśleń były jasne dla każdego, kto poświęcił temu uwagę: bitcoin stanowił projekt polityczny mający na celu osłabić nie tylko jeden rząd, lecz rządy – w liczbie mnogiej.
Wszystko zaczęło się od kryptowojen z lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia, kiedy to grupa ówczesnych komputerowców zebrała się na niszowym forum internetowym, żeby podyskutować o tym, jak nie dopuścić, by nowe technologie cyfrowe doprowadziły do koszmaru inwigilacji w stylu Roku 1984. To eklektyczne zbiorowisko hakerów, anarchistów i libertarian określało siebie mianem „cyberpunków”. Przez kilka lat omawiali i projektowali zaszyfrowane przeglądarki internetowe oraz anonimowe systemy e-mailingowe, poszukując sposobów wzmocnienia prywatności w sieci, a przy okazji osłabienia autorytarnych rządów, ale jedyna technologia, która naprawdę ekscytowała cyberpunków, wiązała się z pieniędzmi. Rządy trzymały pieniądze w żelaznym uścisku – drukowały je, monitorowały i opodatkowywały. Ustalały stopy procentowe wyznaczające ich wartość i tworzyły przepisy decydujące o tym, kto może je mieć. Z punktu widzenia cyberpunków politycy wykorzystywali tę władzę, żeby dbać o własne interesy, a nie żeby pomagać obywatelom.
Przez lata cyberpunki próbowały wymyślić jakąś postać wirtualnej waluty, której rządy nie mogłyby kontrolować, ale zawsze utykały w tym samym miejscu. Kłopot ze stworzeniem nowej postaci cyfrowych pieniędzy polegał na tym, że każda jednostka była tylko ciągiem cyfr, który można łatwo skopiować. Problem ten (znany jako wada „podwójnego wydatkowania”) oznaczał, że cyfrowa waluta nie była niepowtarzalna, a zatem nie miała żadnej wartości. W 1990 roku wybitny matematyk David Chaum rozwiązał problem podwójnego wydatkowania w projekcie o nazwie DigiCash dzięki sprytnie zaprogramowanej bazie danych, która rejestrowała, kto posiadał jaką sumę, ale to tylko zrodziło kolejny problem: co będzie, jeśli ktoś zarządzający tą bazą danych postanowi zatrzymać wszystkie pieniądze dla siebie? Przez lata było to węzłem gordyjskim uniemożliwiającym rozwój cyfrowych pieniędzy: jak stworzyć internetową walutę, która będzie bezpieczna i wartościowa, nie polegając na kimś, kto nią zarządza. Wydawał się nierozwiązywalny aż do października 2008 roku, kiedy pewna tajemnicza postać przedstawiająca się jako Satoshi Nakamoto nadała enigmatyczną kryptograficzną wiadomość, twierdząc, że go przecięła. Nakamoto nazwał tę walutę bitcoinem1. „Pracuję nad nowym elektronicznym systemem gotówkowym, który jest w pełni peer-to-peer, bez żadnej zaufanej strony trzeciej – napisał. – Jest bardzo atrakcyjny z libertariańskiego punktu widzenia, jeśli zdołamy go odpowiednio wyjaśnić. Ja jednak lepiej sobie radzę z kodem niż ze słowami”.
Początkowo rewelacje Satoshiego zostały przyjęte sceptycznie, ale sceptycyzm zmienił się w ciekawość, a potem w zdumienie, gdy do cyberpunków dotarło, jak to wszystko działa. Porcja bitcoinów, wyjaśnił Satoshi, to po prostu ciąg cyfr, który można wysłać każdemu, kto pobierze specjalistyczne oprogramowanie, zupełnie tak samo jak się wysyła mail. Magia polegała na tym, co się działo później. Otóż za każdym razem, kiedy ktoś wysyła bitcoina, jest to odnotowywane na liście, która nazywa się „blockchain” i przechowuje dokładny zapis absolutnie każdej transakcji sporządzany w precyzyjnym porządku chronologicznym. W przeciwieństwie jednak do DigiCasha nikt tym nie zarządza: zamiast tego identyczna kopia tego blockchaina jest przechowywana oraz weryfikowana przez tysiące komputerów i aktualizuje się co dziesięć minut, uniemożliwiając komukolwiek fałszowanie czy edytowanie zapisów, gdy już zostaną dodane. Najsprytniejsze było to, w jaki sposób powstawał nowy bitcoin. Satoshi, pragnąc powstrzymać rządy przed majstrowaniem przy jego wynalazku, zaplanował, że w sumie zostanie wyprodukowanych jedynie dwadzieścia jeden milionów bitcoinów, emitowanych do 2140 roku w zaprogramowanym z góry tempie. Co dziesięć minut tworzona jest (czyli „wykopywana”) nowa partia coinów i żeby je uzyskać, komputery rywalizują ze sobą, starając się rozwiązać pewną zagadkę matematyczną. Ostatni szlif polegał na tym, że Satoshi wszystko to zaszyfrował, dzięki czemu operacje stały się quasi-anonimowe, a zatem powiązanie transakcji kupna-sprzedaży bitcoina z osobą z realnego świata jest bardzo trudne. Mimo że blockchain rejestruje transakcje, nie ujawnia, kto za nimi stoi.
Przyzwyczajenie się do tego zajęło nieco czasu nawet uzdolnionym technicznie cyberpunkom, ale dość szybko uświadomili oni sobie, że bitcoin jest czymś wyjątkowym: cyfrowym pieniądzem o stałej podaży, bez banków, granic ani rządów. Satoshi wynalazł kryptowalutę.
Chociaż pieniądze traktuje się jak coś oczywistego, są one niezwykle dziwnym zjawiskiem. Większość osób myśli o banknotach i monetach, ale pieniądz może być niemal czymkolwiek, jeśli uwierzy w niego wystarczająco dużo ludzi. W takiej czy innej epoce w charakterze waluty wykorzystywano muszle, rzadkie metale, gliniane tabliczki, a nawet papierosy. Aż do ubiegłego stulecia na mikronezyjskiej wyspie Yap używano wielkich okrągłych kamieni z dziurą pośrodku zwanych rai. Były zdecydowanie za duże, by je przenosić, zatem mieszkańcy Yap przechowywali w pamięci ustne przekazy dotyczące tego, kto co posiada, aż po najdrobniejsze fragmenty każdego kamienia. Fizyczna lokalizacja rai nie miała znaczenia: jeden z kamieni leżał na dnie oceanu, ale nadal był wykorzystywany do zawierania transakcji, ponieważ mieszkańcy wyspy uzgodnili wspólnie, do kogo należy. W pewnym sensie rai nie różni się aż tak bardzo od amerykańskiego dolara. Przez kilkadziesiąt lat każdego dolara można było wymienić na jego równowartość w złocie, ale odkąd w 1971 roku zrezygnowano z parytetu złota, nawet ten potężny zielony banknot nie ma żadnej inherentnej wartości, bo ta wynika tylko ze zbiorowej wiary w to, że jest cenny i taki pozostanie. W ostatecznym rozrachunku ludzie przyjmują dolary, bo wiedzą, że inni również je przyjmą.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.
1 M. Himmelheber, Die Cryptoqueen aus Schramberg, „NRWZ”, maj 2020. Młode lata Róży i Konstantina w Schrambergu zostały w znacznej mierze zrekonstruowane w serii artykułów Himmelhebera.
2 Post na stronie profilowej Cryptoqueen (@Dr. RujaIgnatova), 20.03.2015, facebook.com, bit.ly/3Ypb9wM, dostęp: 12.11.2022.
3 D. Hässler, Pyramidpengar bakom bröllopskupp, Realtid.se, czerwiec 2010.
4 J. Ekström, E. Wisterberg, Sebastian Greenwood pekas ut som hjarnan bakom OneCoin – riskerar 20 års fängelse: “Var en svärmorsdröm”, 8.05.2020, breakit.se, bit.ly/3WghRUx, dostęp: 12.11.2022.
5 K. Gjernes, G. Skaalmo, Pyramidepredikanten, „DagensNaeringsliv”, czerwiec 2010.
6Sebastian Greenwood, SiteTalk Convention, Slovenia 2011, 28.03.2011, youtube.com, bit.ly/3BCJ4Iy, dostęp: 12.11.2022.
7 M. Engert, OneCoin konnte Milliarden stehlen, obwohl Banken die Behörden informiert hatten, wrzesień 2020, buzzfeed.com, bit.ly/3uYUxOJ, dostęp: 12.11.2022.
8Biznesdamata Ruża Ignatowa: Inwestirach w sałona na trawestita Ursuła [Bizneswoman Róża Ignatowa: zainwestowałam w salon transwestytki Ursuli], 1.11.2011, blitz.bg, bit.ly/3UYl9tV, dostęp: 12.11.2022.
9 Bułgarska dokumentacja firmowa wskazuje, że Róża była dyrektorką lub menadżerką kilku firm należących do CSIF: Multineshanal Aset Portfolio Salport, Keptial Apartments, Teres Fond, Slavyanska Rial Isyeyt. Właścicielką firmy CSIF była Borisławowa.
10BIOEFFECTEGF Serum – party 20.07.2011, Sofija, 22.07.2011, youtube.com, bit.ly/3FRTiqW, dostęp: 12.11.2022.
11 Björn Thomas był partnerem Sebastiana zarówno w Towah Group Cyprus, jak i w Loopium. Firma Towah zasłynęła ze świadczenia usług płatniczych dla kilku piramid finansowych w Skandynawii i została zamknięta w 2011 roku. Dokument rejestracyjny cypryjskiej firmy jest dostępny tutaj: opencorporates.com, bit.ly/3HHV9Qu, dostęp: 12.11.2022. Nie wiadomo, co dokładnie łączyło Towah i Towah Group Cyprus.
12 Gibraltarski rejestr firm: datocapital.com.gi, bit.ly/3HBcKtt, dostęp: 12.11.2022.
1 Najstarsza korespondencja mailowa na temat bitcoina została zarchiwizowana przez Satoshi Nakamoto Institute, satoshi.nakamotoinstitute.org, bit.ly/3PBWoCL, dostęp: 12.11.2022.
[1] Angielski termin „Ponzi scheme” tłumaczy się niekiedy dosłownie jako „schemat Ponziego”, ale najczęściej jako „piramida finansowa”, chociaż te oszustwa nieco się różnią, o czym autor pisze na dalszych stronach (przyp. tłum.).
WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
al. Jana Pawła II 45A lok. 56
01-008 Warszawa
Opracowanie publikacji: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2023
Wydanie I