Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim - Krzysztof Varga - ebook

Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim ebook

Krzysztof Varga

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwsza biografia Mistrza. Na początku słów kilka, dlaczego Edmund Niziurski wielkim pisarzem był. Potem galeria rabusiów, złoczyńców, oszustów, których lubimy, a nawet kochamy. A także zacne grono gogów. Później historia życia pisarza, którego fenomenalne książki ukształtowały całe pokolenia dorosłych dziś ludzi. Wielka uczta czytelnicza!

Co takiego było w pisarstwie autora Sposobu na Alcybiadesa, że jego historie, rozgrywające się w zgrzebnej Polsce, tak bardzo przemówiły nam do serca, ale i do rozumu? Jak to się stało, że pragnęliśmy zamieszkać w fikcyjnych Odrzywołach? Dlaczego bardziej ekscytowała nas historia broni ukrytej w starym browarze, tajemnica Twierdzy Persil, czy skrzynie Szwajsa w Niekłaju niż skarby piratów zakopane na Karaibach? Dlaczego świat szkoły w Gnypowicach Wielkich był bogatszy i bardziej podniecający niż podróż w osiemdziesiąt dni dookoła świata?

Dlaczego i Zygmunt Miłoszewski, i Jerzy Pilch, i Juliusz Machulski, i Mariusz Czubaj, i Grzegorz Kasdepke oraz wielu innych na stronach tej książki przyznają: Niziurski naszym Mistrzem był i potrafią na wyrywki z pamięci zacytować fragmenty jego powieści?

Bo jeśli istnieje w Polsce prawdziwa, niezniszczalna wspólnota, to tworzą ją dorośli dziś obywatele, którzy wychowali się na powieściach Niziurskiego. Ta książka o jego życiu i pisarstwie jest dla nich i o nich.

Dzięki książkom Niziurskiego z nierozgarniętych młodocianych kretynów, doprowadzających do rozpaczy swym nieuctwem i odpornością na wiedzę rodzinę i znakomitych gogów, powoli zamienialiśmy się w dojrzałych ludzi. Jeśli nie zmieniliśmy świata, to jednak dzięki tym książkom zmieniliśmy siebie. A to już bardzo dużo. Edmund Niziurski przygotował nas do życia jak nikt inny. (Krzysztof Varga)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 316

Oceny
3,9 (54 oceny)
15
23
13
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
julia_al

Dobrze spędzony czas

Początek ciekawy, potem trochę zbyt szczególowe opisy fabuł poszczególnych książek. Przydalaby się lepsza korekta, w książce jest sporo literówek.
00

Popularność




Copyright Krzysztof Varga, Czerwone i Czarne

Projekt graficzny Frycz i Wicha

Fotografie Archiwum rodzinne

Redakcja Karolina Małecka

Korekta Agnieszka Gzylewska

Wydawca Czerwone i Czarne Sp. k. ul. Walecznych 39/5 03-916 Warszawa

Wyłączny dystrybutor Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. sp. j. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki www.olesiejuk.pl

Krótka introdukcja, czyli słów kilka, dlaczego Edmund Niziurski wielkim pisarzem był. Ale nade wszystko, dlaczego nawet ci, którzy mówią, że wiedzą wszystko o książkach autora Sposobu na Alcybiadesa i Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa, po prawdzie wiedzą mało i dlatego właśnie powinni sięgnąć po tę opowieść.

Jeśli PRL miał jakieś radosne strony, to jedną z nich, a może jedyną, była literatura dla dzieci i młodzieży. A na tle całej literatury młodzieżowej najjaśniej błyszczała gwiazda Edmunda Niziurskiego. To dzięki jego powieściom życie w szarym, smutnym kraju nabierało niezwykłych barw i atrakcyjności, jakiej dostarczyć nie mogły nawet filmowe westerny i przygody Jamesa Bonda. Co było takiego w pisarstwie autora Sposobu na Alcybiadesa, że jego historie, rozgrywające się przecież nie na tropikalnych wyspach, nie w Afrykach, Amerykach ani Australiach, nie w czasach piratów, muszkieterów ani kowbojów, lecz w zgrzebnej Polsce, tak bardzo przemówiły nam do serca, ale i do rozumu?

Jak to się stało, że ja, chłopiec z Warszawy, najbardziej w życiu pragnąłem zamieszkać w fikcyjnych Odrzywołach? Bez wahania zamieniłbym moją mokotowską podstawówkę na szkołę imienia Rejtana w Odrzywołach, tak samo jak zamieniłbym blok na warszawskim osiedlu na ruderę przy ulicy Boleść, gdzie mieszkał Zyzio Gnacki. Czemu nie pociągały mnie tak wizje odkrywania tajemniczych wysp, przedzierania się przez dżunglę, pływania po Amazonce, wypraw w niedostępne góry i przez bezkresne stepy jak podróż wartburgiem do Pułtuska? Dlaczego bardziej podniecała mnie historia broni ukrytej w starym browarze w Odrzywołach czy skrzynie Szwajsa w Niekłaju niż skarby piratów zakopane na Karaibach? Dlaczego wreszcie świat szkoły, czy to w Warszawie, czy w Gnypowicach Wielkich, zdawał mi się bogatszy i budzący większy dreszcz podniecenia niż nawet podróż w osiemdziesiąt dni dookoła świata czy okrętem podwodnym kapitana Nemo? O perypetiach Indian i kowbojów nie wspominając.

Mam na to odpowiedź: świat bohaterów Edmunda Niziurskiego był naszym światem i bezpośrednio nas dotyczył. Jeśli ktoś miał kontakt z rzeczywistością, to wiedział przecież, że opowieści o skarbach piratów, podwodnym rejsie Nautilusem, podróży do wnętrza Ziemi czy lataniu balonem nad Afryką to piękne, ale bajki, historie, które nigdy się nie zrealizują i pozostaną jedynie powieściową fantazją. A to, co przydarzało się bohaterom Niziurskiego, mogło się także nam przydarzyć, zwykłym chłopakom z szarej polskiej szkoły.

Oczywiście Niziurski nie był jedynym pisarzem, jakiego czytaliśmy w graniczącym z egzaltacją zachwycie. Ale był najprawdziwszy. Na tym polegał jego geniusz, że sięgnął po nasze życie, zwykłych uczniów, zmagających się ze wszystkimi szkolnymi udrękami. Ubarwił je, nadał temu życiu nimb niezwykłości, pokazał, że może być życiem pełnym niesamowitych przygód, nawet jeśli rozgrywa się w zapyziałym polskim mieście.

Tak, to prawda, Niziurski, mając już za sobą najsłynniejsze swe powieści, napisał kilka takich, gdzie bohaterowie podróżują na obce planety, wpadają w łapy groźnych kosmitów planujących zagładę ludzkości i niebezpiecznie oddalają się od naszej ziemskiej rzeczywistości. Nieziemskie przypadki Bubla i spółki czy Gwiazda Barnarda to Niziurski w wersji science fiction. Trylogia o Bąblu i Syfonie to Niziurski schyłkowy i niestety już niekoniecznie brawurowo dowcipny. Będzie tu o tych książkach, podobnie jak będzie o wszystkich innych – na przykład o Nowych przygodach Marka Piegusa (również niewiarygodnych), które powstały czterdzieści lat po tych pierwszych, znanych nam na pamięć i na wyrywki. Ale to nie schyłkowe powieści Niziurskiego o kosmicznych jaszczurach stworzyły legendę tego pisarza, ale jego realistyczne książki o Polsce, w której sami dorastaliśmy.

Naturalnie czytaliśmy też powieści Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego we wszystkich zakątkach świata, od Syberii po Amerykę Południową i od Australii, przez Afrykę po Meksyk. Czytaliśmy serię przygód Pana Samochodzika, dzielnego ormowca ścigającego wraz z grupką harcerzy groźnych złodziei sztuki, zazwyczaj przybyłych z imperialistycznego Zachodu bądź reprezentowanych przez przebiegłego Waldemara Baturę, rodzimego dandysa, cwaniaka i złoczyńcę. Czytaliśmy powieści Adama Bahdaja i rozdzierająco smutne historie Janusza Domagalika, czytaliśmy skrupulatnie wszystkie westerny Wiesława Wernica, a dziewczęta czytały Małgorzatę Musierowicz i Krystynę Siesicką. Lecz dla wielu pokoleń, dla dzisiejszych czterdziesto-, pięćdziesięciolatków, a nawet jeszcze starszych, Niziurski stał się wielkim budowniczym wyobraźni. Uszczęśliwiał nas, rozśmieszał, ale i uczył. Dzięki niemu udało nam się przejść przez trudny czas dojrzewania, zrozumieć własne dzieciństwo i skonfrontować się z nadchodzącą dorosłością.

Został zapamiętany przede wszystkim jako autor powieści o perypetiach nastoletnich uczniów: Księgi urwisów, Sposobu na Alcybiadesa, Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa, Awantury w Niekłaju, Klubu włóczykijów czy trylogii o miasteczku Odrzywoły: Naprzód, Wspaniali!, Kosmiczne awantury, Adelo, zrozum mnie!. To już jest wielki dorobek i nieusuwalne dziedzictwo polskiej kultury, nie tylko młodzieżowej, bo przecież te powieści ukształtowały dorosłych dziś ludzi, którzy – nawet może często nieświadomie – kierowali się w swym dojrzałym życiu drogowskazami, które im pokazał Niziurski. Wciąż pamiętamy szczegółowo fabułę tych książek, tak jak nie pamiętamy większości innych powieści, które przeczytaliśmy.

Trudno napisać intrygującą biografię Niziurskiego, bo jego życie było pisaniem, a pisanie dla młodzieży było życiem. Nie zdarzały się w tym długim życiu niezwykłe wydarzenia, skandale, sensacje, polityczne zwroty i mocne zaangażowania w bieżące sprawy narodu. Pozostało jednak ogromne dzieło i całe pokolenia Polaków, dla których był nauczycielem i wychowawcą, w najlepszym sensie tych słów. Wszyscy, którzy zetknęli się z Niziurskim osobiście – nie tylko rodzina – zapamiętali go jako człowieka uczynnego, sympatycznego, dobrze wychowanego, nieuczestniczącego zarazem w życiu społecznym czy towarzyskim, a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim rozumiemy życie towarzyskie w czasach Peerelu. Nie było przesiadywania w kawiarniach, nie było romansów ani strasznych pijaństw, nie było działalności opozycyjnej, a zarazem nie było uwikłania we władzę komunistyczną. Nie było w nim ekstrawagancji, zaledwie rozliczne dziwactwa. Z jednej strony benedyktyńska pracowitość, z drugiej zaś niebywałe roztargnienie, które przeszło do rodzinnej legendy. Były za to książki, które nie tylko bawiły, uczyły i umilały czas, ale i formowały intelektualnie kolejne generacje.

Napisał tych młodzieżowych powieści bardzo wiele – wcześniej wymieniony kanon stanowi zaledwie część tego, co po sobie pozostawił. Żył długo, niemal dziewięćdziesiąt lat, i jeśli akurat nie pisał kolejnej książki, to wyprawiał się z żoną i dziećmi na górskie wycieczki lub w samochodowo-kempingowe podróże po Europie. Bo jeśli było coś, co Edmunda Niziurskiego mogło wyrwać z korzeniami zza biurka, przy którym pisał kolejną książkę, to jedynie rodzinne wycieczki, wyprawy, podróże, najchętniej w góry. Właśnie górskie eskapady zapisały się w pamięci jego dzieci, a nawet wnuków. A kiedy już wracał z tych wypraw, natychmiast brał się do pisania następnej książki.

Nie zaprzestał pisania kolejnych powieści, gdy pokolenie jego wyznawców wyrosło z literatury młodzieżowej i naturalną drogą podążyło ku prozie dla dorosłych. Niziurski wciąż pisał dla nastoletnich czytelników, pisał i wydawał do końca dwudziestego wieku, a wznowienia jego najsłynniejszych tytułów wciąż zapełniają księgarnie.

Nie był autorem wyłącznie książek dla młodzieży. W jego dorobku znajdziemy poważne, gorzkie powieści dla dorosłych o losach ambitnych inżynierów i lekarzy, ale i zabawne opowiadania o żołnierzach Wojsk Ochrony Pogranicza. Smutne opowiadania o przedwojennych strajkach chłopskich oraz powojenne reportaże z biednych podrzeszowskich wsi. Krótką powiastkę o czasach okupacji hitlerowskiej i dwie powieści kryminalne z lat pięćdziesiątych, których jednak nie nazwiemy „powieściami milicyjnymi”, bo poziomem artystycznym, żelazną logiką i umiejętnością konstruowania intrygi wyrastały tak bardzo ponad milicyjno-socrealistyczną produkcję, prezentowały tak finezyjny i dowcipny styl, że gdyby napisano je i wydano w Anglii, toby sama Agatha Christie umarła z zazdrości.

I gdyby Niziurski nie napisał tylko dwóch kryminałów, ale na przykład dwadzieścia albo dwieście, byłby z pewnością największym polskim pisarzem kryminalnym. Ale ma też na koncie jak najbardziej socrealistyczną powieść Gorące dni o dobrych chłopach i złych kułakach, a co więcej, był to jego prawdziwy debiut książkowy. Ale że nie został największym pisarzem kryminalnym ani nawet największym pisarzem socrealistycznym, to został największym pisarzem młodzieżowym i to jest w tym wszystkim najlepsze.

Bo jego odbiorcami byli przede wszystkim młodzi czytelnicy, dla nich pisał z prawdziwą pasją i zaangażowaniem, a oni odpłacili mu uwielbieniem, jakiego zaznało naprawdę niewielu autorów. A pisał jak nikt inny, szarą, nudną rzeczywistość Peerelu przemieniając w najbardziej zwariowany świat przygód, dzięki czemu zrozumieliśmy, że nie miejsce, w którym się znajdujemy, decyduje o tym, co przeżywamy, lecz wyłącznie siła naszej wyobraźni.

Chryzostom Cherlawy Zabiedzony opryszek z Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa, powracający także w kontynuacji tej powieści. Jest drobny, chudy, ma ptasią główkę i zapadłe policzki, piskliwy głos i bezzębne usta oraz wielki haczykowaty nos. Na dodatek kuleje i jest jednym wielkim chodzącym nieszczęściem. Nieustannie używa, zwracając się do rozmówców, formy „Świerszczyku mój”. Ma wrzody, nadkwasotę, nieżyt oraz łaskotki – nie trzeba go torturować, wystarczy łaskotać, by wszystko wypaplał. Jednocześnie uważa się za „geniusza nieocenionego” oraz „orła spętanego”, któremu nie dano rozwinąć skrzydeł. Utrzymuje, że posiada siedem talentów: „talent mimiczny, pedagogiczny, choreograficzny, geologiczny, osmotyczny, astrofizyczny i kieszonkowy”.

W Nowych przygodach Marka Piegusa Cherlawy jest bezrobotnym przestępcą relegowanym brutalnie z bandy Alberta Flasza, próbującym szczęścia (oczywiście bez sukcesów) jako ochroniarz osobisty i konsultant finansowy. Jest jeszcze bardziej zabiedzony i wychudzony niż w pierwszych przygodach Piegusa. Nic mu się nie udaje. Nawet Antoś Turpis – szef wywiadu bandy Flasza w pierwszej części przygód Piegusa, wówczas w katakumbach pobity do krwi przez Bosmanna potrafił się urządzić w nowej rzeczywistości i prowadzi butik z czerwonymi szelkami dla maklerów giełdowych. A Cherlawemu wciąż wiatr w oczy wieje. W gruncie rzeczy ma dobre serce, nawet jak chce wykorzystać Piegusa do swych niecnych celów, to finalnie go ratuje z opresji.

Wypowiada do swojego syna, wysyłając go do szkoły, słowa, które stały się drogowskazem dla pokoleń mężczyzn: „Będziesz się uczył, jak nic innego nie umiesz”. W serialu Niewiarygodne przygody Marka Piegusa zagrał go Krzysztof Litwin.

Albert Flasz Przestępca-alkoholik nieustannie pijący śliwowicę, przy tym wybitny organizator i wyjątkowy sadysta. Osobnik pozbawiony zasad moralnych, szef największej bandy złodziejskiej w Warszawie. W powieści Niewiarygodne przygody Marka Piegusa główna baza jego przestępczego syndykatu znajduje się w ogromnych podziemiach kościoła pod figurą Świętego Jacka. W Nowych przygodach Marka Piegusa biuro jego bandyckiej firmy jest na piątym piętrze odrapanej kamienicy na rogu Złotej i Cynkowej (w Warszawie nie ma Cynkowej, ale jest róg Złotej i Żelaznej – niewątpliwie siedziba Flasza znajduje się na bliskiej Woli). Obok stoi szkielet dwudziestopięciopiętrowego biurowca, który Flasz buduje dla swojej firmy „Albert Flash Enterprises”. Jednocześnie do ciemnej, wilgotnej piwnicy, gdzie kisi się kapustę, zsyła za karę pracowników, którzy nawalili. Na skutek alkoholizmu choruje na wątrobę, co nie przeszkadza mu pić ulubionej dalmatyńskiej śliwowicy w porcjach trzykrotnie większych niż te, które wchłaniał w czasach pierwszych przygód Piegusa.

„Po opuszczeniu katakumb przedsiębiorstwo rozrastało się szybko jak hydra. Kredyty uzyskać można było łatwo, zbyt łatwo. Firma wpadła w pułapkę kredytową i to właśnie było jedną z przyczyn jej obecnych trudności. Nadszedł czas spłaty pożyczek i narosłych procentów. Flasz planował, że będzie je spłacać z bieżących zysków, lecz zawiodły źródła dochodów, na które liczył. Dławiła go konkurencja, obcy kapitał wypierał go z rynku, a najgorsze, że przed rokiem przegrał walkę z Phoenixem o pranie brudnych pieniędzy. Pamiętano mu jego przeszłość, klienci nie mieli zaufania, woleli prać forsę w prężnych, świetnie zorganizowanych i dobrze krytych przedsięwzięciach doktora Kadrylla i Wieńczysława Nieszczególnego” – dowiadujemy się z Nowych przygód Marka Piegusa.

W serialu Niewiarygodne przygody Marka Piegusa zagrał go Lech Ordon.

Teofil Bosmann Jak przystało na prawdziwego opryszka, musi mieć cechę, która go demaskuje, i najlepiej, aby był to charakterystyczny zapach, jaki wokół siebie rozwiewa. W przypadku Bosmanna jest to benzyna, albowiem ten ponury przestępca nieustannie myje ręce w benzynie. Ściślej, poddaje kompulsywnemu czyszczeniu za pomocą benzyny czarne rękawiczki zawsze oblekające jego potężne dłonie. „Zbrodniarz-atleta, ohydny szantażysta, zwany także Teosiem-Dusicielem albo Czarnopalcym”. Jest brutalny i chętnie używa przemocy, także w stosunku do kamratów z tej samej bandy, a robi to, ponieważ ma zasady: „Nie znoszę partackiej roboty i kłamstwa. Brzydzę się kłamstwem”. Ewidentnie cierpi na natręctwo higieniczne, wciąż wydaje mu się, że rękawiczki są brudne. „Trudno dziś kogoś uderzyć, żeby się nie pobrudzić. Ten brak czystości cielesnej przygnębia mnie. I brak uczciwości w branży. Co do mnie, jestem uczciwy”. Posiadacz słynnego chwytu, którym obezwładnia przeciwników, zaciskając im palce na szczęce. Waży dwieście kilo. Abstynent, propaguje „powściągliwość i trzeźwość wśród załogi” gangu. Przez dziesięć lat siedział w podziemiach i katakumbach, na skutek czego podupadł na zdrowiu.

W serialu Niewiarygodne przygody Marka Piegusa Bosmanna zagrał Mieczysław Czechowicz.

Dr Bogumił Kadryll Lekarz z zawodu, choć nieznanej nam specjalizacji. Przestępca średniego wzrostu, w średnim wieku, średniej tuszy, „w ogóle taki jakiś średni” – jak charakteryzuje go stryj Dionizy w Klubie włóczykijów. Kadryll, jak przystało na każdego przestępcę stworzonego przez Niziurskiego, ma słabość, której oprzeć się nie umie, mianowicie nadmiernie pachnie jaśminową wodą toaletową. Zawsze pracuje w stroju wizytowym, wygląda w nim, jakby właśnie wracał z eleganckiego przyjęcia. Jako że zapach jaśminu może być demaskujący, w chwili zagrożenia milicyjną interwencją oblewa się wodą kwiatową spółdzielni „Przodownik”. To słynna woda, za pomocą której w Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa muzyk Cezary Cedur, zamknięty w klatce z lwami przez Wieńczysława Nieszczególnego, przepłoszył dzikie zwierzęta. Po tamtym incydencie, który rozsławił ów produkt, spółdzielnia „Przodownik” udoskonaliła wodę i nadała jej nazwę „Big-beat”. Spryskany nią Kadryll jest nie do rozpoznania, gdyż „Big-beat” zabija zapach jaśminu. W Nowych przygodach Marka Piegusa wyzwala się z nałogu używania wody jaśminowej.

W Klubie włóczykijów posługuje się fałszywym dowodem osobistym na nazwisko Kamil Bogumilski, zaś w Nowych przygodach Marka Piegusa porwanej ciotce Dorze przedstawia się anagramem swego nazwiska jako doktor Llyrdak. Prowadzi wówczas Ośrodek Badawczy Medycyny Doświadczalnej Towarzystwa Naukowego Phoenix.

W serialu Niewiarygodne przygody Marka Piegusa Kadrylla zagrał Aleksander Dzwonkowski, zaś w filmie Klub włóczykijów i tajemnica dziadka Hieronima – Tomasz Karolak.

Wieńczysław Nieszczególny „Najbardziej przebiegły, najzręczniejszy, najniebezpieczniejszy opryszek świata podziemnego stolicy”. Przestępca mający „twarz końską, a w zasadzie mulą”. „Człowiek o wybitnych zainteresowaniach filozoficznych, estetycznych, historycznych, archeologicznych i numizmatycznych”. Poznajemy go w Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa, a ściślej w Przygodzie trzeciej i największej, czyli niewiarygodnych skutkach wagarów pospolitych, czyli zniknięciu Marka Piegusa. Ma ciemne okulary, bryczesy, myśliwskie buty, lornetkę i bardzo interesuje się Markiem, jako że ten przez pomyłkę wziął tornister pewnego wypłosza, jak się później okaże dziecięcego kuriera przenoszącego do kryjówki skradzione przez bandę Alberta Flasza kosztowności. Nieszczególny poluje na takich małoletnich kurierów, by obłowić się kosztem innych złodziei. Ma bardzo długie nogi, zatem stawia bardzo długie kroki, a więc trudno mu uciec.

W Klubie włóczykijów przedstawia się stryjowi Dionizemu jako doktor Nieszczególski z Wałbrzycha, udając inwalidę na wózku. Zauważmy, że ukrywając się, jednocześnie się ujawnia, jedynie lekko deformując nazwisko, zamiast przedstawić się dowolnym innym, które nie naprowadziłoby natychmiast na jego trop. Kieruje się swoistą etyką i zasadami. Jest bogaty, zatem nie łasi się na mało wartościowe zdobycze, a wręcz potrafi obdarować swoją ofiarę drobnym prezentem. Przynależy do złodziejskiej arystokracji i wstrętne mu są przyziemne, podłe przestępstwa. To typ, do którego czuje się natychmiastową sympatię, sprzyja mu się w jego złodziejskich zamierzeniach, a nawet chciałoby się zostać przez niego fachowo i elegancko okradzionym, ponieważ Nieszczególny nie okrada byle kogo i z byle czego.

Jego słabością jest waleriana. Przed każdą złodziejską akcją zażywa trzydzieści kropel waleriany, chyba że akcja jest nadzwyczaj poważna, wtedy zdarza mu się przyjąć większą dawkę tego ziołowego leku uspokajającego. Posiada specjalną „koszulkę gangsterską”, bardzo wytrzymałą, odporną na podarcie i śliską, tak że nawet pochwycony może się w niej wydostać z uścisku. Koszulka ma również specjalne kieszenie – po naciśnięciu guzika wydostaje się z tych kieszeni gaz, który obezwładnia przeciwnika. Posługuje się też fałszywym dowodem osobistym na nazwisko Nikodem Wieńczysławski.

Jedyne graficzne portrety pamięciowe Nieszczególnego i Kadrylla znaleźć można w pierwszym wydaniu Klubu włóczykijów na stronie 65 (Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1970) na rysunkach Andrzeja Czeczota.

W serialu Niewiarygodne przygody Marka Piegusa Nieszczególnego zagrał Janusz Kłosiński. W filmie Klub włóczykijów i tajemnica dziadka Hieronima w rolę Nieszczególnego wcielił się Wojciech Mecwaldowski.

Dariusz Jasnobrzeski Znakomity kieszonkowiec, mistrz fachu zwanego doliniarstwem. Osobnik o nadzwyczaj realistycznym nazwisku, jakby zupełnie nie z książek Niziurskiego, ale także o niemal arystokratycznych manierach, co już dla wykreowanych przez Niziurskiego przestępców bardziej typowe. Pojawia się w opowiadaniu Jutro klasówka, ale natrafiamy na jego ślady także w Odrzywołach, wiemy również, że przez wiele lat „pracował” w Warszawie. Poznajemy go w kolejce do niekłajskiego znachora Karolusa w Jutro klasówka, gdzie zgłasza się po pomoc z ręką zranioną w trakcie penetrowania cudzej kieszeni. Wiemy, że jest szczupły i ostrzyżony na jeża. Bohaterów opowiadania, Strzębskiego i Majtę, którzy przybyli do domostwa Karolusa, aby odbić swojego kolegę Cykuckiego, pan Dariusz bierze za młodych doliniarzy, trenujących kradzieże kieszonkowe w tłumie schorowanych pacjentów. „A zatem zarobkowo. Na małej doliniarskiej praktyce. Słusznie, pochwalam ten zamysł. Praktyka wśród pacjentów znachora bywa na ogół owocna. Ludzie zajęci swoimi chorobami stanowią wdzięczny materiał do ćwiczeń palcowych młodzieży” – chwali nastolatków Jasnobrzeski. Niestety, sam Jasnobrzeski nie jest w pracy doliniarskiej, ponieważ stał się ofiarą niehigienicznego trybu życia mieszkańców Niekłaja. „Uległem wypadkowi przy pracy. Trafiłem na niechlujnego klienta, który obok wypchanego portfela miał także żyletkę w kieszeni. Podejrzewam, że brudną i w brudnej kieszeni na domiar złego. Zastraszający jest ten brak higieny nawet u najbardziej nadzianych osobników w Niekłaju. W rezultacie zostałem zakażony jakąś przykrą chorobą. Rana się jadzi i nie chce się goić. Pożałowania godzien wypadek, moi drodzy, i świadczący niezbyt pochlebnie o gościnności niekłajczyków, gdyż musicie wiedzieć, iż jestem tu wyłącznie na gościnnych występach”. Mimo że Jasnobrzeski jest u znachora w charakterze pacjenta, w trakcie badania przez Karolusa wyjmuje mu sprytnie portfel. Jasnobrzeski jest przestępcą oświeconym i nie wierzy w zdolności znachorów, ale woli nie pojawiać się w prawdziwym szpitalu: „Oczywiście, jako człowiek światowy, obyty i pochlebiam sobie, kulturalny tudzież wykształcony, z największym wstrętem i obawą zdecydowałem się skorzystać z pomocy znachora, ale nie miałem innego wyjścia. Obawiam się, że prawdziwi, dyplomowani lekarze w Niekłaju nie byliby dla mnie zbyt uprzejmi, gdyż zdarzyło mi się niestety zaglądać do ich kieszeni…”.

Fastryga Zbir z bandy Alberta Flasza, a w zasadzie jego wspólnik, drugoplanowy opryszek pojawiający się w Nowych przygodach Marka Piegusa. Jego cechą charakterystyczną jest odstręczająco pokiereszowana, pełna szram i blizn twarz z wyraźnie zarysowaną kwadratową szczęką. Twarz ta była „wielokroć zszywana, łatana i cerowana”. Jest fałszywym strażakiem, fałszywym ratownikiem medycznym, ale za to prawdziwym gangsterem, stojącym na czele „ochroniarskiej” firmy „Ruatonim”. Porusza się wraz ze swymi ludźmi wielkim wozem, raz udającym wóz strażacki, a raz pogotowie ratunkowe, w czym w zasadzie nie ma nic nadzwyczajnego: w niektórych krajach funkcję pogotowia pełnią strażacy, tak jak pompiers we Francji czy w Belgii. Tutaj Niziurski pokazywał i wykpiwał nową kapitalistyczną modę prywatyzowania wszystkiego, łącznie z ratownictwem medycznym i gaszeniem pożarów.

Palemon Szef gangu złodziei sklepowych z cyklu powieści o Bąblu i Syfonie. Zanim został zawodowym złodziejem, studiował w szkole cyrkowej oraz wyższej szkole teatralnej i świetnie się zapowiadał, lecz został wyrzucony za nałogowe okradanie profesorów. W swych złodziejskich występach „wykorzystuje element draki”, czyli performance’u. Robi zamieszanie w sklepie, stwarza chaos, przewraca półki z produktami, kierując podejrzenia na niewinnych klientów, najchętniej na małolatów, których nazywa „kucykami ofiarnymi”. Mistrz przebieranek, potrafi znakomicie udawać zarówno niewidomego starszego mężczyznę, przystojnego młodzieńca, jak i kobietę. Pseudonim Palemon został nadany przez młodych detektywów, jako że zauważono u złoczyńcy tatuaż piracki z trupią czaszką i piszczelami. Co z kolei skojarzyło się chłopcom z Baśnią o korsarzu Palemonie Jana Brzechwy, choć nazwisko tego pisarza ani tytuł jego utworu nie pada.

Palemon ma „wzrost metr siedemdziesiąt pięć, bardzo długie ręce, włosy ciemnoblond, ale z łysinką na czubku głowy. Cera jasna, delikatna, można by powiedzieć dziewczęca”. Lewe oko ma nieruchome, najpewniej sztuczne. Kocha teatr, to jego prawdziwa pasja, stąd w trzeciej części cyklu, nie mogąc oprzeć się pokusie odegrania Hamleta na scenie amatorskiego teatru, uśpiwszy wcześniej prawdziwego aktora i przebrawszy się za niego, zostaje zdemaskowany i aresztowany. Nie dowiadujemy się, jak naprawdę się nazywał ani w jakim był dokładnie wieku.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.