Księga dzieci. Nie bój się być sobą - Osho - ebook

Księga dzieci. Nie bój się być sobą ebook

Osho

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dzieci są spontaniczne, zachowują się swobodnie. Są radosne i gotowe do zabawy, twórcze. Nasza kultura przejawia skłonność do patrzenia na dzieciństwo przez różowe okulary i nostalgiczne wspomnienia. Prawda wygląda jednak tak, że wychowanie w rodzinie i szkolna edukacja często pozbawiają dzieci tych naturalnych darów. Są one składane na ołtarzu "szybkich postępów" i dobrego zachowania. Choć wielu z nas wspomina z czułością swoje dzieciństwo, to tylko dla nielicznych dzieci jest to rzeczywiście radosny okres życia. Osho stwierdza: "Każde dziecko pragnie dorosnąć tak szybko, jak to tylko możliwe. Wydaje się mu bowiem, że dorośli są silni, że mogą robić to, co chcą, i że mają dużo pieniędzy. Naturalnie każde dziecko chce szybko urosnąć".

Ta książka nawołuje do stworzenia "Ruchu Wyzwolenia Dzieci". Jest przewodnikiem dla każdej osoby dorosłej, która chce "zejść dziecku z drogi", by mogło rozkwitać, realizować najgłębszy potencjał i osiągać trwałą radość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 272

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Natura dziecka

Za dzie­ciń­stwem tęsk­nimy przez całe życie. Chcemy doświad­czyć tej samej nie­win­no­ści, tego samego zachwytu wszyst­kim wokoło. Dla czło­wieka doro­słego dzie­ciń­stwo jest jak dale­kie echo lub sen.

Wszyst­kie reli­gie naro­dziły się z tęsk­noty za cudem dzie­ciń­stwa. Ten okres życia czło­wieka jest wypeł­niony pięk­nem i prawdą, jest tań­cem życia. Dzieci dosko­nale pamię­tają śpiew pta­ków, kolory tęczy, zapach kwia­tów. Jako doro­śli tęsk­nimy za tym utra­co­nym rajem.

Nie­przy­pad­kowo we wszyst­kich reli­giach świata poja­wia się motyw raju, w któ­rym czło­wiek żył kie­dyś i z któ­rego został wygnany. Ist­nieją różne histo­rie i przy­po­wie­ści na ten temat, lecz ich zna­cze­nie jest jed­na­kowe. Infor­mują one w poetycki spo­sób, że każdy z nas rodzi się w raju, a póź­niej go traci. Osoby nie­in­te­li­gentne cał­ko­wi­cie zapo­mi­nają o tym pier­wot­nym raju dzie­ciń­stwa. Nato­miast ludzie inte­li­gentni poszu­kują drogi powrot­nej do raju. Szu­ka­nie go jest w grun­cie rze­czy szu­ka­niem minio­nego dzie­ciń­stwa.

Oczy­wi­ście, twoje ciało nie może ponow­nie stać się cia­łem dziecka. Nato­miast możesz odzy­skać dzie­cięcą świa­do­mość. Sens ścieżki mistycz­nej polega na tym, by ponow­nie stać się dziec­kiem: nie­win­nym, nie­ska­żo­nym wie­dzą, wraż­li­wym, zdol­nym do podzi­wia­nia tajem­nic życia.

ZDOLNOŚĆ DO ZABAWY

Nikt nie pozwala dzie­ciom ska­kać, tań­czyć, krzy­czeć, śpie­wać. Powody są try­wialne: dzieci mogą coś stłuc, zro­bić bała­gan, prze­mo­czyć ubra­nie, jeśli wybie­gną na deszcz. Dla takich bła­ho­stek nisz­czy się wspa­niałą duchową war­tość – dzie­cięcą zdol­ność do zabawy.

Rodzice, nauczy­ciele i wszy­scy doro­śli chwalą posłuszne dzieci. Nato­miast dziecko, które lubi spon­ta­niczną zabawę, spo­tyka się z potę­pie­niem. Nawet jeżeli spon­ta­niczna zabawa nikomu nie przy­nosi szkody, mały czło­wiek zostaje potę­piony. Doro­śli dostrze­gają w takiej zaba­wie zarze­wie buntu. Jeżeli dziecko będzie wzra­stało w poczu­ciu wol­no­ści zabawy, ist­nieje ryzyko, że wyro­śnie na bun­tow­nika. Nie ule­gnie łatwo znie­wo­le­niu. Nie będzie go można wcie­lić do armii i nauczyć zabi­ja­nia ani nisz­cze­nia samego sie­bie.

Zbun­to­wane dziecko wyro­śnie na zbun­to­wa­nego nasto­latka, sta­nie się zbun­to­wa­nym doro­słym. Trudno taką osobę nakło­nić do zawar­cia mał­żeń­stwa, przy­mu­sić do pod­ję­cia kon­kret­nej pracy czy zmu­sić do reali­zo­wa­nia pra­gnień i tęsk­not, któ­rych nie potra­fili zaspo­koić jej rodzice. Zbun­to­wany czło­wiek pój­dzie swoją drogą. Będzie żył wła­snym życiem zgod­nie ze swo­imi naj­głęb­szymi pra­gnie­niami. Nie zasto­suje się do ocze­ki­wań innych.

Oto dla­czego tłu­miona jest ten­den­cja dziecka do spon­ta­nicz­nej zabawy. Od początku twoja praw­dziwa natura nie może dojść do głosu. Powoli, krok po kroku, dziecko umiera. Nosisz w sobie mar­twe dziecko. To ono nisz­czy twój pozy­tywny nastrój. Nie pozwala ci śmiać się z całego serca. Nie możesz się bawić ani cie­szyć z pro­stych rze­czy. Sta­jesz się poważny, a twoje życie – zamiast roz­kwi­tać – usy­cha.

Życie w każ­dej chwili powinno być rado­sną twór­czo­ścią. Nie ma zna­cze­nia, co two­rzysz. Mogą to być zamki z pia­sku na plaży. Jed­nak każda czyn­ność powinna stać się rado­ścią i zabawą.

INTELIGENCJA

Inte­li­gen­cja nie jest cechą nabytą. Przy­cho­dzimy z nią na świat. Inte­li­gentne są nie tylko dzieci, lecz – na swój spo­sób – rów­nież zwie­rzęta i drzewa. Oczy­wi­ście, mają różne rodzaje inte­li­gen­cji. Nie­mniej stwier­dzono ponad wszelką wąt­pli­wość, że wszystko, co żyje, jest inte­li­gentne.

Czło­wiek jest świa­domy swo­jej inte­li­gen­cji. Ta świa­do­mość przy­czy­nia się do powsta­nia pro­ble­mów, z któ­rych pierw­szym jest ego. Ego mają jedy­nie istoty ludz­kie. Roz­wija się ono w miarę dora­sta­nia. Ego wzmac­niają rodzice i pro­ces edu­ka­cji: przed­szkole, szkoła, uni­wer­sy­tet. Długo poku­to­wało prze­ko­na­nie, że jedy­nie osoby o sil­nej oso­bo­wo­ści, sil­nym ego, potra­fią prze­trwać w walce o byt. Naukowcy stwo­rzyli nawet teo­rię o prze­trwa­niu naj­sil­niej­szych. W ten spo­sób poma­gamy dzie­ciom wzmac­niać ego. Stąd wyni­kają pro­blemy.

Ego nabiera mocy i ota­cza inte­li­gen­cję war­stwą ciem­nej ener­gii. Inte­li­gen­cja jest świa­tłem, ego zaś ciem­no­ścią. Inte­li­gen­cja jest deli­katna, ego zaś toporne. Inte­li­gen­cja przy­po­mina kwiat róży, ego zaś można porów­nać do skały.

Tak zwani eks­perci twier­dzą, że czło­wiek musi się stać nie­wraż­liwy i twardy jak skała, by prze­żyć. Musi się stać for­tecą, któ­rej nie można zdo­być. Musi być nie­prze­nik­niony.

To dla­tego się zamy­kasz. A twoja inte­li­gen­cja obumiera, gdyż potrze­buje otwar­tego nieba, wia­tru, powie­trza i słońca. Dopiero wtedy może się roz­wi­jać. Żywa inte­li­gen­cja potrze­buje cią­głego prze­pływu ener­gii. Wszelki zastój pro­wa­dzi do jej obumie­ra­nia.

Nie pozwa­lamy dzie­ciom na zacho­wa­nie inte­li­gen­cji. Inte­li­gentne dzieci byłyby bowiem wraż­liwe, deli­katne i otwarte. Inte­li­gentne dzieci mogą dostrzec wiele fał­szu w życiu codzien­nym, spo­łe­czeń­stwie, kościele i sys­te­mie edu­ka­cji. Mogą się zbun­to­wać i stać indy­wi­du­ali­stami. Tego rodzaju osoby trudno znie­wo­lić czy zmu­sić do kom­pro­misu.

W pew­nym sen­sie inte­li­gen­cja jest bar­dzo miękka, jak płatki róży. Z dru­giej strony ma wła­sną sub­telną moc. Jest to moc buntu i bez­kom­pro­mi­so­wo­ści. Osoba inte­li­gentna nie chce sprze­dać swo­jej duszy.

Dzieci nie są cho­dzą­cymi ency­klo­pe­diami. Wie­dza nie jest rów­no­znaczna z inte­li­gen­cją. Dzieci nie umieją udzie­lić takich odpo­wie­dzi na pyta­nia, które wyma­gają zgro­ma­dze­nia wielu infor­ma­cji. Jeżeli nato­miast zadasz im pyta­nie, które wymaga bez­po­śred­niej reak­cji, stwier­dzisz, że są inte­li­gentne, inte­li­gent­niej­sze od cie­bie.

Twoje ego nie chce zaak­cep­to­wać tego rodzaju fak­tów. Warto jed­nak je uznać. Sko­rzy­stasz na tym ty, sko­rzy­stają twoje dzieci. Jeżeli dostrze­żesz i zaak­cep­tu­jesz inte­li­gen­cję swo­ich dzieci, będziesz się mógł wiele od nich nauczyć. Spo­łe­czeń­stwo nie jest w sta­nie znisz­czyć cał­ko­wi­cie inte­li­gen­cji dziecka. Inte­li­gen­cja zostaje po pro­stu zakryta wie­loma war­stwami infor­ma­cji.

Pod­sta­wo­wym celem medy­ta­cji jest skon­tak­to­wa­nie czło­wieka z jego wnę­trzem. Medy­ta­cja to metoda, która pozwala zagłę­biać się we wła­sną istotę tak głę­boko, aż wytry­sną żywe wody inte­li­gen­cji. Kiedy ponow­nie odkry­jesz dziecko w sobie samym, poj­miesz, co mam na myśli, gdy wiele razy powta­rzam, że dzieci są inte­li­gentne.

Matka szy­ko­wała synka do wyj­ścia na uro­dziny kolegi. Kiedy skoń­czyła cze­sać chłopca i popra­wiła koł­nie­rzyk przy jego koszuli, powie­działa:

– Możesz już iść. Baw się dobrze… i bądź grzeczny.

– Mamo – odpo­wie­dział chło­piec – zanim wyjdę, zde­cy­duj, które z tych życzeń mam speł­nić.

Jeżeli chcesz, żebym dobrze się bawił, nie mogę być grzeczny. Dzieci szybko wychwy­tują takie sprzecz­no­ści.

Jakiś męż­czy­zna zapy­tał chłopca:

– Która godzina?

– Dla­czego pytasz? – odparł zagad­nięty. – Czas cią­gle się zmie­nia!

Jaś wró­cił ze szkoły z sze­ro­kim uśmie­chem na twa­rzy.

– Wyglą­dasz na zado­wo­lo­nego, mój drogi. Lubisz cho­dzić do szkoły, prawda? – zapy­tała matka.

– Nie żar­tuj, mamo – odpo­wie­dział chło­piec. – Nie myl cho­dze­nia do szkoły z powro­tem ze szkoły.

Mały chło­piec szedł do szkoły i modlił się:

– Kochany Boże, nie pozwól, bym się spóź­nił na lek­cje. Pro­szę cię, Boże, uczyń tak, abym zdą­żył na czas… Nagle pośli­zgnął się na skórce od banana i nie­mal pole­ciał kilka metrów do przodu. Pod­niósł się i spo­glą­da­jąc w niebo, powie­dział:

– W porządku, w porządku, Boże. Nie trzeba, żebyś mnie popy­chał!

Młoda nauczy­cielka napi­sała na tablicy:

„Nie zamie­rzy­ła­bym cie­szyć się przez całe lato”. Następ­nie zapy­tała uczniów:

– Co jest nie tak w tym zda­niu i co mogę zro­bić, żeby to popra­wić?

Z tyl­nej ławki ode­zwał się Ernie:

– Znajdź sobie chło­paka!

Mały chło­piec roz­ma­wiał z psy­cho­lo­giem:

– Co chcesz robić, gdy doro­śniesz? – spy­tał psy­cho­log.

– Chcę zostać leka­rzem albo mala­rzem, albo myć okna – odpo­wie­dział chło­piec.

– Nie wyra­żasz się jasno – powie­dział psy­cho­log z zakło­po­ta­niem.

– Dla­czego? – odparł chło­piec. – Mówię bar­dzo jasno. Chcę oglą­dać nagie kobiety!

Po wie­czor­nym posiłku ojciec opo­wia­dał synom histo­rię swo­jej rodziny.

– Mój pra­dzia­dek wal­czył w woj­nie sece­syj­nej prze­ciwko Połu­dniow­com, dzia­dek wal­czył w woj­nie domo­wej w Hisz­pa­nii prze­ciwko Repu­bli­ka­nom, wujek wal­czył prze­ciwko woj­skom cesar­skim, a ojciec wal­czył w dru­giej woj­nie świa­to­wej prze­ciwko Niem­com.

– O, cho­lera – ode­zwał się naj­młod­szy syn. – Coś z tą rodziną jest nie w porządku. Ci ludzie nie potra­fią się z nikim zaprzy­jaź­nić!

NIEWINNOŚĆ

Małe dzieci są nie­winne. Nie muszą podej­mo­wać żad­nych wysił­ków, by osią­gnąć stan nie­win­no­ści. Jest im on dany przez naturę. Są igno­ran­tami. Jed­nak ta igno­ran­cja jest lep­sza od naby­wa­nej wie­dzy. Wyedu­ko­wana osoba pokrywa swoją nie­wie­dzę sło­wami, teo­riami, dogma­tami, ide­olo­giami, filo­zo­fiami i zasa­dami. Chce w ten spo­sób ukryć igno­ran­cję.

Dzieci znaj­dują się w o wiele lep­szym poło­że­niu niż osoby wykształ­cone, ponie­waż mogą widzieć rze­czy takimi, jakie rze­czywiście są. Choć dzieci są igno­ran­tami, zacho­wują się spon­ta­nicz­nie i mogą doko­ny­wać war­to­ścio­wych odkryć.

Mały chło­piec miał atak czkawki. Zawo­łał:

– Mamo! Kaszlę w odwrotną stronę!

Pewien chło­piec, któ­rego matka była gadułą, przy­szedł do leka­rza. W cza­sie bada­nia lekarz był zasko­czony fak­tem, że chło­piec nie zwraca uwagi na sta­wiane mu pyta­nia.

– Czy masz kło­poty ze słu­chem? – zapy­tał lekarz.

– Nie – odrzekł malec. – Mam trud­no­ści ze słu­cha­niem.

Czy doce­nia­cie spo­strze­gaw­czość tego dziecka? „Sły­szeć” i „słu­chać” to zupeł­nie różne rze­czy1. Dziecko powie­działo: „Nie mam kło­po­tów ze słu­chem, lecz jestem zmę­czony słu­cha­niem. Moja matka jest gadułą i dla­tego nie chcę jej słu­chać. Nie zwra­cam uwagi na jej gada­nie”. Zacho­wa­nie matki, jej gadul­stwo, znisz­czyło w dziecku coś cen­nego – umie­jęt­ność sku­pia­nia uwagi. Chło­piec był znu­żony cią­głym traj­ko­ta­niem.

Nauczy­ciel dru­giej klasy przy­wo­łał ucznia do tablicy. Kazał mu wyko­nać zada­nie z aryt­me­tyki. Chło­piec powie­dział:

– Ja nie mamy kredy.

– Mówisz nie­po­praw­nie – zare­ago­wał nauczy­ciel. – Pra­wi­dłowo należy powie­dzieć: Ja nie mam kredy, ty nie masz kredy, my nie mamy kredy, oni nie mają kredy. Czy zro­zu­mia­łeś?

– Nie – odparł chło­piec. – Co się stało z całą tą kredą?

Zegar wybił trze­cią nad ranem, gdy nasto­let­nia córka pastora wró­ciła z dys­ko­teki. Pastor i jego żona nie zmru­żyli oka. Kiedy córka sta­nęła w drzwiach, ojciec ode­zwał się z pogardą:

– Witaj, córko dia­bła.

– Witaj, ojcze – odpo­wie­działa dziew­czyna sło­dziut­kim gło­sem.

Nauczy­ciel uczy odej­mo­wa­nia.

– A teraz, Hugh, oblicz: Twój ojciec zara­bia mie­sięcz­nie 1880 zł. Z tego na ubez­pie­cze­nie domu wydaje 100 zł, na ubez­pie­cze­nie zdro­wotne 25 zł, a na podatki 55 zł. Następ­nie połowę pozo­sta­łej sumy prze­ka­zuje matce. Co ona dostaje?2

– Zawału serca – odpo­wiada Hugh.

Po zje­dze­niu kola­cji ojciec i syn oglą­dali w salo­nie tele­wi­zję. Matka z córką w kuchni zmy­wały naczy­nia. Nagle roz­legł się szczęk tłu­czo­nych tale­rzy. Ojciec i syn zasty­gli w bez­ru­chu, lecz w kuchni zapa­no­wała cisza.

– To mama stłu­kła tale­rze – powie­dział chło­pak.

– Skąd wiesz? – zapy­tał ojciec.

– Ponie­waż się nie ode­zwała!

W kuchni roz­legł się dźwięk tłu­czo­nego szkła.

– Willy – krzyk­nęła z salonu matka – co ty robisz w kuchni?

– Teraz nic – odpo­wie­dział Willy. – To już zostało zro­bione!

Pewien biz­nes­men został służ­bowo prze­nie­siony do innego mia­sta. Temat prze­pro­wadzki był głów­nym wąt­kiem roz­mów w domu przez kilka tygo­dni. Nastał wie­czór poprze­dza­jący prze­pro­wadzkę. Pię­cio­let­nia córeczka biz­nes­mena modliła się przed pój­ściem spać tymi sło­wami:

– A teraz, Boże, muszę się z tobą poże­gnać na zawsze, ponie­waż jutro wyjeż­dżamy!

Jak to się stało, że jako dziecko potrafiłeś ochronić swoją czystość i nie pozwoliłeś dorosłym, by cię upokarzali? Skąd brałeś odwagę?

Nie­win­ność daje ci odwagę, a jed­no­cze­śnie zapew­nia czy­stość. Cała kwe­stia spro­wa­dza się do pyta­nia, w jaki spo­sób możesz chro­nić swoją nie­win­ność. Nie­win­no­ści nie można zdo­być ani kupić, nie można też jej się nauczyć. Jest czymś wro­dzo­nym, na przy­kład jak umie­jęt­ność oddy­cha­nia.

Nie­win­ność sta­nowi pod­sta­wową część natury czło­wieka. Każda istota ludzka przy­cho­dzi na świat wypo­sa­żona w nie­win­ność. Rodzi się z umy­słem cał­ko­wi­cie czy­stym – jak nie­za­pi­sana karta (tabula rasa). Nie masz żad­nej prze­szło­ści, tylko przy­szłość. Jesteś obser­wa­to­rem o czy­stej świa­do­mo­ści. To wła­śnie jest nie­win­ność.

Jak to się stało, że nikt nie był w sta­nie naru­szyć mojej nie­win­no­ści? Skąd czer­pa­łem odwagę potrzebną do obrony samego sie­bie? W jaki spo­sób udało mi się unik­nąć poni­że­nia przez doro­słych? Jako dziecko niczego nie robi­łem, dla­tego nie mogę odpo­wie­dzieć na pyta­nie, jak to należy robić. To się po pro­stu zda­rzyło. Praw­do­po­dob­nie moje dzie­cięce doświad­cze­nie mogłoby być doświad­cze­niem każ­dego z was. Jed­nak wy byli­ście zain­te­re­so­wani innymi kwe­stiami niż ja i zaczę­li­ście wcho­dzić w układy ze świa­tem doro­słych. Oni mogli wam dać wiele rze­czy. Wy nato­miast mogli­ście im ofia­ro­wać tylko jedną rzecz: waszą inte­gral­ność i poczu­cie god­no­ści. Jako dzieci nie mie­li­ście wiele do dania. Mie­li­ście tylko auten­tycz­ność, inte­li­gen­cję oraz nie­win­ność.

Dziecko w natu­ralny spo­sób inte­re­suje się wszyst­kim, co widzi. Bez ustanku chce tego lub owego. Jest to czę­ścią jego natury. Nawet dło­nie nowo­rodka cią­gle po coś się­gają. Tak każdy z nas roz­po­czyna podróż przez życie. W trak­cie tej podróży dziecko gubi wła­ściwy kie­ru­nek ruchu. Na tym świe­cie musisz pła­cić za wszystko, co dosta­jesz. Dziecko nie rozu­mie, że jego wol­ność jest nie­zwy­kle cenna, że poło­żona na szali prze­waży wszel­kie inne korzy­ści i przy­jem­no­ści. Na tym wła­śnie polega pro­blem.

Byłem samot­nym dziec­kiem, ponie­waż wycho­wy­wali mnie dziad­ko­wie ze strony matki. Miesz­kali sami i chcieli mieć przy sobie dziecko, które będzie rado­ścią ich ostat­nich lat. Dla­tego moja matka i mój ojciec pod­jęli decy­zję, bym – jako naj­star­szy, pier­wo­rodny – prze­niósł się do dziad­ków.

W domu dziad­ków miesz­kały trzy stare osoby: dzia­dek, słu­żący, który był naprawdę wspa­nia­łym czło­wie­kiem, i bab­cia. Nie mia­łem kon­taktu z rówie­śni­kami, z nikim młod­szym. Nie mia­łem z kim się bawić, komu się zwie­rzać. Moja rodzina była naj­za­moż­niej­sza w całej miej­sco­wo­ści. Wszy­scy inni żyli w bie­dzie. Dla­tego dziad­ko­wie nie pozwa­lali mi na zabawę z wiej­skimi dziećmi – brud­nymi i wyglą­da­ją­cymi jak żebracy. Nie mia­łem więc przy­ja­ciół. Wpły­nęło to w zna­czący spo­sób na moje życie.

W pierw­szym okre­sie pobytu u dziad­ków czu­łem się tak samotny, że zaczą­łem lubić ten stan. Samot­ność, zamiast prze­kleń­stwem, oka­zała się bło­go­sła­wień­stwem. Zaczą­łem czuć, że wystar­czam samemu sobie, sta­łem się nie­za­leżny. Wspo­mi­nam sie­bie z tam­tego okresu, jak po pro­stu sie­dzia­łem. Nie inte­re­so­wały mnie gry, bo nie mia­łem z kim grać.

Nasz dom znaj­do­wał się w pięk­nej oko­licy. Naprze­ciwko niego roz­po­ście­rało się jezioro. Cią­gnęło się daleko, wiele kilo­me­trów… Było piękne i ciche. Od czasu do czasu widzia­łem klucz bia­łych żurawi albo sły­sza­łem ich godowe nawo­ły­wa­nia. Było to wyma­rzone miej­sce do medy­ta­cji. Kiedy ptaki w cza­sie godów zakłó­cały ciszę, wyda­wała się ona potem jesz­cze głęb­sza.

Na jezio­rze kwi­tło sporo kwia­tów lotosu. Całe godziny trwa­łem w sta­nie wewnętrz­nego zado­wo­le­nia, jakby świat prze­stał ist­nieć. Kwiaty lotosu, białe żura­wie, cisza…

Moi dziad­ko­wie byli świa­domi jed­nej rze­czy: mojej potrzeby prze­by­wa­nia w samot­no­ści i faktu, że przy­nosi mi to radość. Zauwa­żyli, że nie chcę cho­dzić do wsi ani roz­ma­wiać z ludźmi. Nawet wtedy, kiedy pró­bo­wali do mnie mówić, moje odpo­wie­dzi brzmiały „tak” lub „nie”. Nie chcia­łem roz­ma­wiać nawet z nimi. Zro­zu­mieli, że nie chcę roz­ma­wiać i że nie­za­kłó­ca­nie ciszy jest ich świę­tym obo­wiąz­kiem.

Bywa, że prze­strze­gamy dzieci: „Zacho­waj ciszę, gdyż twój ojciec roz­my­śla, twój dzia­dek odpo­czywa. Bądź cicho, zacho­wuj się spo­koj­nie”. W dzie­ciń­stwie to ja zwra­ca­łem się z takimi proś­bami do dziad­ków.

Tych troje sta­rych ludzi cią­gle śpie­wało pie­śni. Nie prze­szka­dzali mi, ponie­waż widzieli, jak bar­dzo raduje mnie cisza. Zaczą­łem kochać mil­cze­nie.

Cisza ma swoje wibra­cje. Staje się zaraź­liwa, zwłasz­cza kiedy jej źró­dłem jest dziecko. Taka cisza nie została narzu­cana siłą. Nikt nie mówił: „Bądź cicho, bo dosta­niesz w skórę”. Jeżeli dziecko mil­czy nie z powodu naka­zów, lecz samo z sie­bie, poja­wiają się radość i nie­uwa­run­ko­wane szczę­ście. Wspa­niałe wibra­cje ciszy roz­cho­dzą się dokoła niczym fale.

W lep­szym świe­cie każda rodzina będzie się uczyć od dzieci. Na ogół doro­słe osoby bar­dzo się spie­szą, by uczyć dzieci. Wydaje się, że nikt nie chce się uczyć od dzieci. Tym­cza­sem to dzieci, a nie doro­śli, mają wiele do prze­ka­za­nia.

Tylko z tego powodu, że jesteś star­szy i sil­niej­szy, zaczy­nasz kształ­to­wać dzieci na swoją modłę. Chcesz, by były podobne do cie­bie, a nie zasta­na­wiasz się nad tym, jaki jesteś, co osią­gną­łeś, jaki jest twój świat wewnętrzny. Jesteś żebra­kiem. Czy chcesz, by dzieci były takie jak ty?

Ludzie nie zasta­na­wiają się nad takimi pyta­niami. Gdyby poważ­nie je roz­wa­żyli, byliby gotowi uczyć się od dzieci. Dzieci wno­szą smak innego świata, gdyż naro­dziły się nie­dawno. Są przy­by­szami z innego świata. Jest w nich cią­gle obecna cisza łona, cisza całego ist­nie­nia.

Tak więc przy­pa­dek spra­wił, że przez pierw­sze sie­dem lat życia nie zakłó­cano mojego spo­koju. Nikt mi nie doku­czał, nie przy­go­to­wy­wał do uczest­ni­cze­nia w świe­cie biz­nesu, poli­tyki czy dyplo­ma­cji. Dziad­ko­wie, a szcze­gól­nie bab­cia, pozwa­lali mi pozo­sta­wać w sta­nie natu­ral­nym. Takie rze­czy wpły­wają na całe póź­niej­sze życie. To z powodu babci darzę kobiety tak głę­bo­kim sza­cun­kiem. Była ona pro­stą, nie­wy­kształ­coną, lecz nie­zwy­kle wraż­liwą kobietą. Prze­ka­zała swo­jemu mężowi i swo­jemu słu­żą­cemu nastę­pu­jącą infor­ma­cję: „Wszy­scy żyli­śmy tak, że nie wiemy, gdzie jeste­śmy. Jeste­śmy opróż­nieni ze wszyst­kiego tak, jak na początku życia. Teraz zbliża się śmierć. Pozwólmy temu dziecku na bycie wol­nym od naszych wpły­wów. Jak możemy wpły­nąć na chłopca? Możemy tylko upodob­nić go do sie­bie, a prze­cież jeste­śmy niczym. Dajmy mu szansę, by był sobą”.

Jestem nie­zwy­kle wdzięczny tej sta­rej kobie­cie. Dzia­dek cią­gle się mar­twił, że zosta­nie obcią­żony odpo­wie­dzial­no­ścią, i powta­rzał: „Oni powie­rzyli nam to dziecko, a póź­niej powie­dzą, że niczego chłopca nie nauczy­li­śmy”. Bab­cia jed­nak trwała przy swoim zda­niu. We wsi żył pewien czło­wiek, który ukoń­czył cztery klasy, czyli osią­gnął naj­niż­szy poziom wykształ­ce­nia dostęp­nego w Indiach. Umiał pisać, miał pod­sta­wową wie­dzę z zakresu mate­ma­tyki i geo­gra­fii. Był naj­bar­dziej wykształ­coną osobą w tej miej­sco­wo­ści. Dzia­dek nie ustę­po­wał:

– Ten czło­wiek może do nas przy­cho­dzić i uczyć chłopca. Przy­naj­mniej pozna alfa­bet i tro­chę aryt­me­tyki. Kiedy przy­jadą rodzice, nie powie­dzą, że zmar­no­wa­li­śmy całe sie­dem lat.

– Kiedy skoń­czy sie­dem lat, będzie robił to, czego chcą od niego rodzice. Pozwólmy mu do siód­mego roku życia pozo­stać w sta­nie natu­ral­nym i nie wtrą­cajmy się – odpo­wia­dała bab­cia. – Znasz tro­chę alfa­bet i co? Znasz tro­chę mate­ma­tyki i co? Zara­bia­łeś mało pie­nię­dzy. Czy chcesz, żeby chło­pak w przy­szło­ści też mało zara­biał? – doda­wała.

Te argu­menty zamy­kały dziad­kowi usta. Cóż miał robić? Był w kło­po­tli­wym poło­że­niu, ponie­waż nie mógł dłu­żej dys­ku­to­wać, a jed­no­cze­śnie wie­dział, że to jego będzie się czy­nić odpo­wie­dzial­nym za stan mojej edu­ka­cji. Na szczę­ście dzia­dek zmarł, zanim ojciec po mnie przy­je­chał.

Mój ojciec cią­gle potem powta­rzał: „To ten stary czło­wiek jest winny. To on zepsuł mojego syna”. W tym cza­sie byłem dosta­tecz­nie silny, więc odpo­wia­da­łem: „Nie mów przy mnie ani jed­nego złego słowa o dziadku. Uchro­nił mnie przed twoim nisz­czą­cym wpły­wem. Dla­tego jesteś zły. Możesz jed­nak edu­ko­wać pozo­stałe dzieci. Wtedy zoba­czysz, kto tak naprawdę został zepsuty”. Ojciec miał wiele dzieci. Rodziło się ich coraz wię­cej. Żar­to­wa­łem: „Pro­szę, zrób wię­cej dzieci. Jesz­cze przy­naj­mniej jedno. Masz ich jede­na­ścioro. Co powie­dzą ludzie? Dla­czego nie ma dwa­na­ściorga? Dwa­na­ścioro robi więk­sze wra­że­nie!”. Zanim opu­ści­łem dom rodzi­ców, mówi­łem ojcu: „Nisz­czysz wszyst­kie swoje dzieci. Jestem dziki i pozo­stanę dziki”.

To, co postrze­ga­cie jako nie­win­ność, jest w rze­czy­wi­sto­ści dzi­ko­ścią. Także to, co postrze­ga­cie jako czy­stość, jest dzi­ko­ścią. W jakiś spo­sób udało mi się unik­nąć żela­znego uści­sku cywi­li­za­cji. A kiedy sta­łem się dosta­tecz­nie silny… Z tego powodu doro­śli suge­rują: „Złam dziecko tak szybko, jak to moż­liwe. Nie trać czasu. Im wcze­śniej to zro­bisz, tym łatwiej ci to pój­dzie. Kiedy dziecko nabie­rze siły, wtedy skło­nie­nie go, by postę­po­wało zgod­nie z two­imi żąda­niami, może być trudne”.

Życie składa się z sied­mio­let­nich cykli. Sied­mio­let­nie dziecko jest bar­dzo silne, jeżeli jego roz­wój od chwili naro­dzin nie został zakłó­cony. Ma ono tak czy­sty wgląd we wszystko, że jego życie może pły­nąć bez prze­szkód. Nie możesz mu wów­czas nic zro­bić. Ono już wie, dokąd zmie­rza i co chce robić. Jest zdolne do walki w obro­nie swo­jego zda­nia. Potrafi odróż­nić to, co dobre, od tego, co złe.

Niczego w życiu nie żało­wa­łem. Pró­bo­wa­łem zdać sobie sprawę z tego, czy kie­dy­kol­wiek uczy­ni­łem coś nie­wła­ści­wego. Stwier­dzi­łem, że nie. Cały świat może myśleć, że postą­pi­łem nie­wła­ści­wie. Jed­nak ja jestem cał­ko­wi­cie pewien, że postę­po­wa­łem we wła­ściwy spo­sób.

Ciąża, narodziny, wiek niemowlęcy

Ludzie oświeceni nie mają dzieci. Osoby neurotyczne nie są odpowiednimi rodzicami. Kto więc może być zdrowym rodzicem?

Osoby oświe­cone nie mają dzieci. Osoby neu­ro­tyczne nie powinny mieć dzieci. Pomię­dzy tymi dwoma bie­gu­nami znaj­duje się stan zdro­wia psy­chicz­nego. Wła­śnie takie osoby mogą być dobrymi rodzi­cami, stać się matką i ojcem.

Wystę­puje tu pewien pro­blem, gdyż osoby neu­ro­tyczne na ogół chcą mieć sporo dzieci. Tacy nie­spo­kojni ludzie chcą mieć wokół sie­bie dużo ruchu. Pozwala im to uni­kać kon­fron­ta­cji z wła­snym neu­ro­tycz­nym sta­nem.

Osoby oświe­cone nato­miast nie potrze­bują mieć dzieci. Czło­wiek oświe­cony doko­nał aktu osta­tecz­nych naro­dzin. Nie ma potrzeby, by stwa­rzać nowe życie, pło­dzić dzieci. Stał się matką i ojcem dla sie­bie samego. Stał się sam dla sie­bie łonem i się odro­dził.

Kiedy nie masz ner­wicy, jesteś w sta­nie naprawdę medy­to­wać, sta­jesz się bar­dziej czujny i świa­domy. Twoje życie prze­staje być ciem­no­ścią. Nie jest to jesz­cze peł­nia świa­tła, nie jest to stan Buddy, jed­nak poja­wia się jego przed­smak w postaci pło­mie­nia świecy, który oświe­tla twoje wnę­trze. Jest to wła­ściwy czas, by mieć dzieci. Będziesz mógł swoim dzie­ciom prze­ka­zać wła­ściwą świa­do­mość. Osoba zabu­rzona może nato­miast prze­ka­zać dzie­ciom tylko swoją ner­wicę.

Ojciec, który miał osiem­na­ścioro dzieci, wybrał się z nimi na pokaz zwie­rząt hodow­la­nych. Cie­ka­wostką pokazu był byk rekor­dzi­sta. Zwie­rzę umiesz­czono w osob­nym pawi­lo­nie, można je było obej­rzeć za dodat­kową opłatą. Ojciec uwa­żał, że opłata jest wygó­ro­wana. Jed­nak dzieci pocią­gnęły go do wej­ścia do pawi­lonu. Bile­ter zapy­tał:

– Czy te wszyst­kie dzieci są pana?

– Tak. A dla­czego pan pyta? – zdu­miał się ojciec.

Bile­ter odpo­wie­dział:

– Pro­szę zacze­kać. Zaraz przy­pro­wa­dzę byka, żeby pana zoba­czył!

Osiem­nastka dzieci! Nawet byk mógł poczuć zazdrość.

Nie­świa­do­mie pro­du­ku­jesz wła­sne repliki. Naj­pierw się zasta­nów, czy jesteś w takim sta­nie wewnętrz­nym, że spło­dzone przez cie­bie dziecko będzie rze­czy­wi­stym darem dla tego świata. Sta­nie się dla świata bło­go­sła­wień­stwem czy prze­kleń­stwem?

Następ­nie zasta­nów się, czy potra­fisz wła­ści­wie peł­nić rolę matki lub ojca. Wresz­cie spró­buj odpo­wie­dzieć sobie na pyta­nie, czy potra­fisz kochać dziecko bez­wa­run­kowo. Dziecko rodzi się z twego ciała, ale nie należy do cie­bie. Możesz dziecko obda­rzyć miło­ścią, lecz nie możesz mu narzu­cać swo­ich poglą­dów. Nie powi­nie­neś obcią­żać dziecka swo­imi zabu­rze­niami. Czy możesz wyra­zić zgodę na to, by dziecko roz­wi­jało się we wła­snym ryt­mie? Czy możesz mu zagwa­ran­to­wać wol­ność bycia sobą? Jeżeli jesteś na to gotowy, w porządku. Jeśli nie – zacze­kaj.

Wraz z poja­wie­niem się czło­wieka ewo­lu­cja świata przy­jęła świa­domy cha­rak­ter. Nie bądź podobny do zwie­rząt, które roz­mna­żają się w spo­sób bez­re­flek­syjny, instynk­towny. Naj­pierw stań się czło­wie­kiem doj­rza­łym, a potem powo­łaj na świat potom­stwo. Stań się osobą zagłę­bioną w medy­ta­cji, spo­kojną i wyci­szoną. Uwol­nij się od neu­ro­tycz­nych kon­flik­tów wewnętrz­nych. Cze­kaj na tę chwilę, kiedy sta­niesz się cał­ko­wi­cie czy­sty. Wtedy wła­śnie możesz dać dziecku życie. Gdy się naro­dzi, będziesz w sta­nie je kochać. W ten spo­sób przy­czy­nisz się do powsta­nia lep­szego świata.

Zaszłam w ciążę i zdecydowałam się na aborcję. Chociaż jestem zadowolona z tej decyzji, to odkąd ją podjęłam, odczuwam smutek.

To tylko chwi­lowy stan smutku. Jeżeli zde­cy­du­jesz się na bycie matką, możesz popaść w znacz­nie więk­sze kło­poty. Gdy dziecko przyj­dzie na świat, kwe­stia two­ich uczuć będzie jesz­cze trud­niej­sza do roz­wią­za­nia. Matka musi dbać o dziecko kosz­tem swo­jej pracy zawo­do­wej i roz­woju oso­bi­stego. Powstają więc kom­pli­ka­cje. Kiedy ukoń­czysz pracę nad roz­wo­jem oso­bi­stym, nasta­nie czas na uro­dze­nie dziecka. Dziecko powinno być naszym luk­su­sem, poja­wiać się w chwili, gdy mamy wolną prze­strzeń. Możesz stać się matką, gdy osią­gniesz stan takiej wol­no­ści. W prze­ciw­nym razie poja­wią się prze­szkody. To ty podej­mu­jesz decy­zję. Nikt nie może cię zmu­sić. Masz wolny wybór. Jeśli chcesz zostać matką, to tak się sta­nie. Wtedy licz się z kon­se­kwen­cjami doko­na­nego wyboru.

Ludzie nie są świa­domi tego, co robią, kiedy decy­dują się na dziecko. Jeżeli byliby świa­domi, wów­czas żało­wa­liby nie doko­na­nej abor­cji, ale tego, że dziecko przy­szło na świat. Prze­myśl obie moż­li­wo­ści. Co możesz dać dziecku? Co masz, co możesz mu prze­ka­zać? Zapewne prze­ka­żesz dziecku swoje wewnętrzne napię­cie i dziecko powtó­rzy twój wzo­rzec życia. Praw­do­po­dob­nie będzie korzy­stać z psy­cho­ana­lizy i pomocy psy­chia­try, a jego życie będzie naje­żone pro­ble­mami. Jakie masz prawo spro­wa­dza­nia na ten świat duszy, skoro nie jesteś zdolna do tego, by ją wypo­sa­żyć w nie­zbędne duchowe narzę­dzia wzro­stu, zapew­nić jej rze­czy­wi­stą reali­za­cję? To zbrod­nia! Dziecko znaj­dzie w przy­szłości inną matkę, ponie­waż w świe­cie ducho­wym nic nie umiera. Ist­nieje wiele kobiet, które będą szczę­śliwe, mogąc je uro­dzić.

Nie mówię, żebyś nie zosta­wała matką. Cho­dzi mi o to, że bycie matką jest naprawdę wielką sztuką. Naj­pierw roz­wiń wła­ściwe pre­dys­po­zy­cje, zdol­no­ści twór­cze, radość, cele­bruj swoje ist­nie­nie, a następ­nie zaproś dziecko. Wtedy będziesz mogła mu prze­ka­zać coś war­to­ścio­wego: twoją postawę czci wobec życia, twoje pie­śni i tańce. Dzięki temu unik­niesz powo­ły­wa­nia na świat istoty obcią­żo­nej pato­lo­gią. Na tym świe­cie żyje bar­dzo dużo ludzi obcią­żo­nych róż­no­rod­nymi pato­lo­giami. Pozwólmy, by cier­pie­nie doty­kało raczej innych pla­net, a nie naszej Ziemi. Dla­czego ma cier­pieć wła­śnie Zie­mia?

Na świe­cie panuje głód, ludzie umie­rają z głodu. Bra­kuje poży­wie­nia. Panuje kry­zys eko­lo­giczny, życie staje się coraz trud­niej­sze. Nie jest to wła­ściwy czas na powo­ły­wa­nie nowego życia.

Jeżeli nawet jesteś prze­ko­nana, że sytu­acja na świe­cie się poprawi, że nastą­pią w skali glo­bal­nej korzystne zmiany, to jed­nak na­dal pozo­staje pyta­nie, czy jesteś naprawdę gotowa, by stać się matką. Jeżeli myślisz, że jesteś gotowa, podej­mij decy­zję i zostań nią. Jeżeli jesteś rze­czy­wi­ście gotowa, będziesz szczę­śliwa, mając dziecko. Rów­nież dziecko będzie odczu­wało szczę­ście, że ma taką matkę jak ty. Wia­domo, że źró­dło wszel­kich pro­ble­mów psy­chicz­nych czło­wieka tkwi w nie­doj­rza­ło­ści matki, w braku jej zdol­no­ści do stwo­rze­nia dziecku ducho­wego łona. Powie ci o tym każdy psy­chia­tra.

Jeżeli matka jest neu­ro­tyczna, uboga duchowo, wtedy dziecko pozba­wione jest sub­tel­nego pokarmu. Wów­czas rodzi się na tym świe­cie jedy­nie jako fizyczne ciało. Pod wzglę­dem ducho­wym jest puste, pozba­wione duszy, odda­lone od swej praw­dzi­wej natury. Matka nie osią­gnęła wewnętrz­nej jed­no­ści, jakże więc może osią­gnąć ją dziecko? Dziecko sta­nowi prze­cież kon­ty­nu­ację istoty matki.

Gdyby ludzie dokład­nie zoba­czyli wszyst­kie następ­stwa nie­od­po­wie­dzial­nego rodzi­ciel­stwa, nie­wielu zde­cy­do­wa­łoby się na bycie rodzi­cami. Świat stałby się lep­szy. Byłoby na nim mniej tłoku, mniej umy­sło­wych zabu­rzeń i pato­lo­gii, mniej sza­leń­stwa.

Dotąd nie mamy dzieci. Pragnę dziecka. Mam trzydzieści dwa lata i czuje się na to gotowa. Chcę jednak usłyszeć twoje zdanie.

Zwra­cam uwagę na jedną ważną rzecz. Jeżeli chcesz upra­wiać miłość, rób to wyłącz­nie po medy­ta­cji. Przyj­mij jako zasadę, że naj­pierw medy­tu­jesz, a dopiero wtedy, gdy ener­gia się usta­bi­li­zuje, kochasz się z part­ne­rem. W sta­nie głę­bo­kiej medy­ta­cji, kiedy ener­gia pły­nie swo­bod­nie, możesz przy­wo­łać wysoko roz­wi­niętą duszę.

Więk­szość ludzi upra­wia miłość, kiedy odczuwa pod­nie­ce­nie. Seks jest zwią­zany z niż­szym cen­trum ener­gii3. Nie­rzadko part­ne­rzy naj­pierw się kłócą, wal­czą ze sobą, a następ­nie upra­wiają seks. Poru­szają się wów­czas na niskim pozio­mie ener­gii. W ten spo­sób stwa­rzają moż­li­wość poja­wie­nia się na tym świe­cie duszy o niskim pozio­mie świa­do­mo­ści. Inne pary upra­wiają seks w spo­sób ruty­nowy, mecha­niczny, jako czyn­ność, którą trzeba powta­rzać codzien­nie albo dwa razy w tygo­dniu. Nie ma w tym serca. Tego rodzaju postawa rów­nież przy­ciąga dusze o niskim pozio­mie świa­do­mo­ści.

Miłość powinna być zbli­żona do modli­twy. Miłość jest święta. Jest to naj­bar­dziej święta rzecz, jaka w czło­wieku ist­nieje. Dla­tego naj­pierw należy przy­go­to­wać się do wkro­cze­nia w kra­inę miło­ści. Módl się i medy­tuj, a kiedy napeł­nisz się duchową ener­gią, wów­czas będziesz otwarta na spro­wa­dze­nie duszy o wyż­szej świa­do­mo­ści. Od matki zależy bar­dzo wiele. Kiedy nie jesteś czujna i nie pra­cu­jesz nad wła­snym roz­wo­jem ducho­wym, zwią­żesz się ze zwy­czajną duszą. Na ogół ludzie są pra­wie nie­świa­domi tego, co robią.

Kiedy idziesz kupo­wać samo­chód, naprawdę o nim myślisz. Kiedy chcesz kupić nowe meble, rów­nież poświę­casz im wiele uwagi. Zasta­na­wiasz się, jakie meble będą paso­wać do two­jego domu. Nato­miast poczy­na­jąc dziecko, zupeł­nie nie zasta­na­wiasz się nad tym, jakiego rodzaju istotę chcesz zapro­sić na ten świat.

Ist­nieją miliony moż­li­wo­ści, nie­wy­czer­pana ilość ludz­kich typów… Od Juda­sza po Jezusa, od dusz ciem­nych po dusze święte. Masz miliony wybo­rów i to ty podej­mu­jesz decy­zję. Od two­jej postawy zależy, jaką duszę przy­wo­łasz.

Czuję, że jestem w ciąży. Czy istnieje jakiś rodzaj medytacji pomocny dla dziecka i dla nas, rodziców?

Po pro­stu bądź szczę­śliwa i kocha­jąca. Uni­kaj nega­tyw­nych sta­nów umy­słu, gdyż nisz­czy to umysł dziecka. Kiedy dziecko roz­wija się w twoim łonie, dzia­łają na nie czyn­niki fizyczne i psy­chiczne. Jeżeli prze­wa­żają w tobie nega­tywne nasta­wie­nia, ma to duży wpływ na dziecko. Te trudne emo­cje stają się jego czę­ścią. Oczysz­cze­nie się z tego pier­wot­nego bala­stu wymaga póź­niej od niego dłu­giej i uciąż­li­wej pracy. Jeżeli matki wyka­zy­wa­łyby wię­cej czuj­no­ści, nie­po­trzebne byłyby Tera­pia Pier­wotna (ang. Pri­mal Scream The­rapy – dosł. „tera­pii pier­wot­nego krzyku”) ani pod­da­wa­nie się psy­cho­ana­li­zie. Psy­cho­te­ra­peuci zara­biają tak duże pie­nią­dze wła­śnie z powodu błę­dów poczy­nio­nych przez matki. Ich pro­fe­sja roz­kwita dzięki nie­świa­do­mym mat­kom.

Postawa matki ma ogromne zna­cze­nie, ponie­waż przez dzie­więć mie­sięcy dziecko mieszka w jej łonie i dosłow­nie chło­nie umysł swo­jej żywi­cielki. Dla­tego nie trzy­maj się nega­tyw­nej ścieżki. Sta­raj się roz­wi­jać postawę afir­ma­tywną, nawet w trud­nych sytu­acjach. Tego rodzaju poświę­ce­nie jest nie­zbędne dla dobra dziecka. Wów­czas dziecko może czuć się szczę­śliwe, mieć poczu­cie wła­snej war­to­ści i indy­wi­du­al­no­ści oraz wewnętrz­nego zin­te­gro­wa­nia. Ofiar­ność jest ważną cechą matki, szcze­gól­nie w okre­sie pre­na­tal­nym. Z tego względu, powta­rzam, uni­kaj nega­tyw­nych emo­cji. Sta­raj się zupeł­nie je wyklu­czyć. Uni­kaj gniewu, zazdro­ści, chci­wo­ści, prze­mocy, walki. Nie wchodź w prze­strzeń tych sta­nów psy­chicz­nych. Pamię­taj, że stwa­rzasz nową istotę! To dzieło jest tak ważne, że nie możesz pozwo­lić sobie na głu­potę czy igno­ran­cję.

Roz­bu­dzaj w sobie coraz inten­syw­niej­szą radość, módl się, tańcz, śpie­waj, słu­chaj pięk­nej muzyki. Uni­kaj muzyki pop. Słu­chaj muzyki kla­sycz­nej, ponie­waż daje ona spo­kój i głę­boko wnika w nie­świa­do­mość. Dziecko czer­pie dzięki niej pozy­tywną ener­gię.

Siedź spo­koj­nie tak czę­sto, jak to moż­liwe, i raduj się naturą. Pozo­sta­waj w kon­tak­cie z pta­kami, drze­wami i ze zwie­rzę­tami, ponie­waż trwają one w sta­nie rze­czy­wi­stej nie­win­no­ści, żyją w raju. Tylko Adam i Ewa zostali stam­tąd wypę­dzeni. Drzewo pozna­nia na­dal rośnie w raj­skim ogro­dzie. Prze­by­waj czę­ściej wśród natury i relak­suj się, dziecko będzie się roz­wi­jać w odprę­żo­nym łonie. Pomoże to unik­nąć powsta­nia neu­ro­tycz­nych cech w jego oso­bo­wo­ści.

(Zwra­ca­jąc się do ojca): Poma­gaj żonie w tym okre­sie, aby czuła się dobrze. Nie pro­wo­kuj jej do nie­ko­rzyst­nych zacho­wań. Dawaj jej dużo czasu, który będzie mogła spę­dzać w spo­koju, sie­dząc pod drze­wami, słu­cha­jąc pta­ków i muzyki. Uni­kaj wszel­kich sytu­acji, które wywo­łają poja­wie­nie się nega­tyw­nej ener­gii. Oka­zuj miłość, w ciszy ciesz­cie się wza­jem­nie swoją obec­no­ścią. Daje­cie życie boskiej isto­cie. Każde dziecko jest boskie. Do waszego domu chce przy­być wspa­niały gość. Uni­kajcie walki. Przez dzie­więć mie­sięcy ciąży zacho­wuj­cie czuj­ność, uważ­ność, bądź­cie ostrożni.

Bądź bar­dziej nasta­wiony na miłość niż na seks. Jeżeli seks wypły­nie z miło­ści, to w porządku. Nie roz­bu­dzaj jed­nak pożą­da­nia. W ten spo­sób od początku dziecko będzie wzra­stało we wła­ści­wym kli­ma­cie, jego sek­su­al­ność zosta­nie wła­ści­wie zako­twi­czona. Seks jest dobry, jeżeli poja­wia się w prze­strzeni miło­ści jako jej część, podob­nie jak uścisk dłoni czy obej­mo­wa­nie się. Prze­staje być wów­czas zwy­kłym fizycz­nym dzia­ła­niem. Staje się głę­bo­kim zjed­no­cze­niem.

Jeżeli w ciągu tych dzie­wię­ciu mie­sięcy będziesz uni­kał współ­ży­cia dla zaspo­ko­je­nia sek­su­al­nej żądzy, będzie to wspa­nia­łym darem dla twego dziecka. Dzięki temu nie będzie ono w obse­syjny spo­sób przy­wią­zane do seksu.

Czy jako matka mogę coś uczynić, by proces narodzin był dla dziecka łatwiejszy?

Oczy­wi­ście, jako matka możesz zro­bić wiele. Naj­lep­szym jed­nak roz­wią­za­niem jest zaprze­sta­nie dzia­ła­nia. Po pro­stu odpręż się. Pamię­taj o tym, by nie podej­mo­wać dzia­ła­nia, a kiedy zaczniesz odczu­wać ból, podą­żaj z nim. Gdy zaczniesz odczu­wać ruchy dziecka w macicy, twoje ciało sta­nie się gotowe do porodu.

Poja­wiają się regu­larne skur­cze. Ludzie myślą, że te skur­cze są bole­sne. Wcale tak nie jest. Nasza błędna inter­pre­ta­cja pro­wa­dzi do tego, że odczu­wamy ból. Kiedy skur­cze się poja­wią, zaak­cep­tuj to i zacznij swo­bod­nie oddy­chać: wdech i wydech. Popły­niesz wraz z tym pro­ce­sem. Macica i pochwa zaczy­nają się na prze­mian kur­czyć i roz­sze­rzać. W ten wła­śnie spo­sób powstaje dla dziecka przej­ście do świata zewnętrz­nego. Kiedy stwier­dzasz, że cię to boli, zaczy­nasz z tym wal­czyć. Bar­dzo trudno jest bowiem nie wal­czyć z bólem. A kiedy wal­czysz z bólem, zakłó­casz natu­ralny rytm pro­cesu. To zakłó­ce­nie jest dla dziecka bar­dzo nie­ko­rzystne. Matka powinna dziecku poma­gać. Naj­le­piej jest, jeżeli podąża za cia­łem, jeżeli pozwala, by zaist­niał swo­bodny ruch kur­cze­nia się i roz­sze­rza­nia, jeżeli potrafi się tym cie­szyć. Wszystko zależy od podej­ścia matki do pro­ce­sów, które zacho­dzą w jej ciele.

Obec­nie na Zacho­dzie panuje pozy­tywne nasta­wie­nie do seksu. Nato­miast wiele wie­ków temu pierw­sze doświad­cze­nia sek­su­alne były dla wielu kobiet trudne i bole­sne. Kobiety drżały ze stra­chu, ponie­waż od dzie­ciń­stwa uczono je, że współ­ży­cie sek­su­alne jest czymś okrop­nym, zwie­rzę­cym. W związku z tym ciała kobiet kur­czyły się ze stra­chu. Nad­cho­dził mio­dowy mie­siąc, a kobieta trzę­sła się ze stra­chu. Wyobra­żała sobie, że musi przejść przez ciężką próbę. Z powodu takiego nasta­wie­nia próba oka­zy­wała się naprawdę ciężka!

Jed­nak w chwili obec­nej, przy­naj­mniej na Zacho­dzie, tego rodzaju nasta­wie­nie znik­nęło. Współ­ży­cie sek­su­alne oka­zuje się pięk­nym dozna­niem – jest orga­zmiczne.

Dokład­nie tak samo rzecz się ma z naro­dzi­nami dziecka. Są one prze­ży­ciem orga­zmu o wiele sil­niej­szego niż orgazm sek­su­alny. Jeżeli kobieta podej­dzie do tego doświad­cze­nia w pozy­tywny spo­sób – z rado­ścią, zachwy­tem, poczu­ciem szczę­ścia – wydat­nie pomoże dziecku w prze­cho­dze­niu przez kanał rodny.

Jeżeli matka wal­czy z fizjo­lo­gią, nastę­puje nie­ko­rzystny pro­ces. Dziecko chce wyjść, kobieta zaś na to nie pozwala, hamuje nie­zbędne ruchy. Cza­sami dziecko może utknąć w kanale rod­nym. Zapiera się głową. Jeżeli tak się sta­nie, poja­wia się cier­pie­nie dziecka, które trwa przez całe jego życie. Zatrzy­muje się roz­wój jego inte­li­gen­cji. Głowa rodzą­cego się dziecka jest miękka, a mózg jesz­cze się roz­wija. Kiedy nastę­puje szok – zatrzy­ma­nie dziecka w kanale rod­nym, zapar­cie się głową – straty ponosi mózg.

Dla­tego zwra­cam się do cie­bie jako do matki: pomóż dziecku i ciesz się pro­ce­sem jego naro­dzin. Podejdź do tego jak do wiel­kiego orga­zmu. Jeżeli powstrzy­masz się od zakłó­ca­nia natury, wyświad­czysz dziecku naj­więk­szą przy­sługę. W takiej sytu­acji wydo­sta­nie się ono na zewnątrz łatwo, będzie odprę­żone. Nie będzie potrze­bo­wało póź­niej Tera­pii Pier­wot­nej. Nie­wiele jest jed­nak takich osób, ponie­waż w cza­sie naro­dzin więk­szość doznaje traumy. Jest to pierw­sze i bar­dzo bole­sne prze­ży­cie. Dziecko dusi się, pra­wie traci życie. Kanał rodny jest wąski, a matka napięta. Mały czło­wiek nie może wydo­stać się na zewnątrz.

Pozwól, by to pierw­sze doświad­cze­nie dziecka miało jakość swo­bod­nego, pięk­nego prze­pływu. Wtedy stwo­rzysz solidną pod­stawę, na któ­rej będzie się pomyśl­nie roz­wi­jać dal­sze jego życie.

Jak można wpłynąć na to, by narodziny dziecka przebiegały łagodnie?

Wydo­by­cie się z kanału rod­nego sta­nowi dla małej istoty naj­więk­szy szok. Nawet śmierć nie jest tak wiel­kim prze­ży­ciem, ponie­waż przy­cho­dzi bez uprze­dze­nia. Czło­wiek jest wtedy czę­sto nie­przy­tomny. W momen­cie, kiedy dziecko wydo­bywa się z łona matki, pozo­staje cał­ko­wi­cie świa­dome. Trwa­jący dzie­więć mie­sięcy sen, spo­kojny sen w łonie matki, zostaje prze­rwany. Następ­nie zostaje prze­cięta pępo­wina, która dotąd łączyła dziecko z matką. W dziecku powstaje silny lęk. Dziecko powinno być oddzie­lane od matki powoli. Można przy­go­to­wać ten pro­ces w naukowy spo­sób.

W pomiesz­cze­niu, w któ­rym dziecko przy­cho­dzi na świat, nie powinno być jaskra­wego, sil­nego oświe­tle­nia. Dziecko spę­dza dzie­więć mie­sięcy w ciem­no­ści. Jego oczy są deli­katne, nie­przy­sto­so­wane do kon­taktu ze świa­tłem. We wszyst­kich szpi­ta­lach sto­suje się jaskrawe oświe­tle­nie. Dziecko nie­ocze­ki­wa­nie wpada w ten potok świa­tła. Więk­szość ludzi ma kło­poty ze wzro­kiem z tego wła­śnie powodu. Musi uży­wać oku­la­rów. Żadne zwie­rzę nie potrze­buje oku­la­rów. Czy widzia­łeś kie­dy­kol­wiek zwie­rzę w oku­la­rach? Oczy zwie­rząt są zdrowe aż do śmierci.

Tak więc dziecko powinno przy­cho­dzić na świat w pomiesz­cze­niu z bar­dzo deli­kat­nym świa­tłem. Może to być świa­tło świec, ale naj­lep­sza byłaby ciem­ność. Kiedy się uro­dzi, powinno się je poło­żyć na brzu­chu matki. Nie należy od razu odci­nać pępo­winy. Dziecko znaj­do­wało się w brzu­chu matki, teraz leży na brzu­chu. Matka jest dostępna, jest tuż obok. Dziecko może ją czuć, może jej doty­kać. Poznaje wibra­cje matki. Dosko­nale wie, że jest u sie­bie. Musiało wyjść na zewnątrz, lecz jest to jego dom. Pozwólmy mu pozo­stać z matką nieco dłu­żej. Dziecko ma wów­czas oka­zję, by zaprzy­jaź­nić się z zewnętrzną stroną matki. Wewnętrzną stronę rodzi­cielki poznało wcze­śniej. Nie należy odci­nać pępo­winy do momentu, kiedy dziecko zacznie samo­dziel­nie oddy­chać.

A jak się to odbywa obec­nie?

Odci­namy natych­miast pępo­winę i dajemy dziecku klapsa, zmu­sza­jąc je w ten spo­sób, by zaczęło oddy­chać. Uży­wamy siły. Jest to sprzeczne z naturą i nie­nau­kowe.

Pozwólmy naj­pierw, by dziecko zaczęło samo­dziel­nie oddy­chać. Potrwa to kilka minut. Nie spieszmy się tak. Tu decy­dują się dal­sze losy czło­wieka. Możesz cier­pli­wie pocze­kać i zapa­lić papie­rosa dwie lub trzy minuty póź­niej. Możesz powstrzy­mać się z szep­ta­niem do ucha głu­pich kom­ple­men­tów swo­jej dziew­czy­nie. Nikomu to nie zaszko­dzi. Po co ten pośpiech? Czy nie możesz dać dziecku trzech minut? Ono potrze­buje tak nie­wiele. Pozo­staw je w spo­koju, a w ciągu trzech minut zacznie oddy­chać. Kiedy zacznie samo­dziel­nie oddy­chać, nabie­rze pew­no­ści, że da sobie w życiu radę. Następ­nie możesz odciąć pępo­winę. Prze­stała już być potrzebna.

A teraz naj­waż­niej­sza wska­zówka. Nie należy owi­jać dziecka w prze­ście­ra­dło i wkła­dać do łóżka. Przez dzie­więć mie­sięcy dziecko prze­by­wało nago w łonie matki, nie miało tam ani poduszki, ani prze­ście­ra­dła, ani koł­dry. Nie należy więc tej sytu­acji tak szybko zmie­niać. Trzeba wziąć małą wanienkę, napeł­nić ją wodą z solą mor­ską oraz innymi skład­ni­kami, które stwo­rzą śro­do­wi­sko iden­tyczne jak to w łonie matki. Życie wyszło z oce­anu. Wody pło­dowe kobiety mają ten sam skład che­miczny co wody pier­wot­nego oce­anu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

W języku angiel­skim ist­nieją dwa różne cza­sow­niki: to hear – sły­szeć dźwięki; to listen – słu­chać wypo­wie­dzi. Język pol­ski nie zna tego rodzaju roz­róż­nie­nia, mamy jedy­nie nie­ostre zróż­ni­co­wa­nie mię­dzy „sły­szeć” a „słu­chać”. (Wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­ma­cza). [wróć]

W tek­ście ory­gi­nal­nym: What would she have?[wróć]

Zgod­nie z nauką o cza­krach, czyli sub­tel­nych ośrod­kach ener­gii w ludz­kim ciele, cza­kra sek­su­alna znaj­duje się na wyso­ko­ści nerek. To ona zawia­duje instynk­tow­nymi reak­cjami zwią­za­nymi z płcią i pro­kre­acją. [wróć]