Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W jednym z warszawskich kościołów Julia znika podczas mszy. Prowadząca śledztwo nadkomisarz Krystyna Farkas, odkrywa, że to nie pierwsze zniknięcie w tej świątyni. Podczas dochodzenia wychodzą na jaw mroczne tajemnice Julii i osób z jej otoczenia. Kto z nich byłby gotowy dopuścić się najgorszych rzeczy, aby sekrety pozostały w ukryciu? Czy to ktoś powiązany z kościołem – miejscem, od którego demon powinien trzymać się z daleka?
Duszny kryminał, w którym strach przybiera zupełnie nowe oblicze. Ile odwagi potrzeba, by stawić czoła demonowi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 515
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta tajemnica, co mnie wiąże
Ze strumienia lub potoku –
Z urwistego góry stoku –
Z kręgu słońca, gdy w jesieni
Blednie złoty blask promieni –
Z błyskawicy ostrym końcem
Drzewo obok mnie rażącej –
Z burzy, grzmotów, ziemi drżenia –
Z chmury – która u sklepienia
Niebieskiego zawieszona –
Miała dla mnie kształt demona
Edgar Allan Poe, W samotności,w przekładzie Wojciecha Usakiewicza
Kościół na warszawskiej Tamce pod wezwaniem Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus istnieje, ale wszystkie wydarzenia i postacie powstały w wyobraźni autorki.
Teraz
– Chcesz iść do kościoła? – zapytał z niedowierzaniem.
Julia miewała dziwne pomysły. Godził się na większość, a ona lubiła spełniać jego zachcianki. Przynajmniej tak mu kiedyś się wydawało. Teraz, po pięciu latach małżeństwa, nie był już tego pewien.
– A dlaczego tak się dziwisz? – zapytała chłodno.
– No przecież nawet nie chciałaś wziąć ślubu kościelnego.
Ukazała zęby w drapieżnym uśmiechu. Dała się namówić dentyście na wybielanie i teraz, z tymi rudawymi lokami obciętymi do linii brody i hollywoodzkimi zębami przypominała którąś z gwiazd, chociaż Karol nie mógł sobie przypomnieć nazwiska tej aktorki ani nawet żadnej roli.
– To trochę co innego, nie sądzisz? Żadne z nas nie było wierzące, a więc ślub w świątyni byłby szczytem hipokryzji.
– No właśnie. – Zmarszczył brwi. – Wtedy mnie przekonałaś. Ale po co chcesz iść teraz?
Roześmiała się sucho, nieprzyjemnie. Wiele rzeczy, które robiła, wydawały mu się ostatnio nieprzyjemne.
– Chcę pójść do komunii.
– Julia! Nic nie rozumiem.
Nagle spoważniała i wyglądała jak dziewczyna, którą poznał siedem lat temu. Dziewczyna o bladej twarzy z kilkoma piegami i zagubieniem w jasnozielonych oczach. Dziewczyna, która przed kimś lub przed czymś ucieka. Obudziła jego instynkt obrońcy. Dużo później zrozumiał, że uciekała przed samą sobą.
– Chyba się nawróciłam.
Potrząsnął głową.
– Julia – powiedział łagodnie.
Usiadła mu na kolanach, przytuliła się.
– Oczywiście nie musisz iść ze mną. Pomyślałam tylko, że będziesz chciał.
Zaczęło mu się kręcić w głowie.
– Chcę, ale nie rozumiem.
Włożyła mu ręce pod koszulę.
– Nie wiem oczywiście, czy to nawrócenie na stałe, ale mam ochotę spróbować.
Nie umiał zaoponować. Nie w momencie, kiedy odpięła jego koszulę, a sama ściągnęła bluzkę, pod którą nic nie miała.
– Julia – powiedział tylko, ale zamknęła mu usta pocałunkiem.
A później kochali się tak, jak lubił najbardziej, a ona krzyczała i szeptała na przemian: „jeszcze”. Zaniósł ją potem pod prysznic i umył. Julia stała pod ciepłą wodą, napawając się jego dotykiem.
– Dobrze było?
– Pewnie – odpowiedziała.
Wreszcie słyszał w jej głosie szczerość, a w oddaniu odnajdywał dawną Julię. Jeśli to oznaczało nawrócenie, gotów był nawracać się razem z nią.
– Ubierz się ładnie – powiedziała, gdy wyszli z kabiny. – Ja wysuszę włosy.
Narzucił na nią ręcznik i wytarł delikatnie. Uśmiechała się z zamkniętymi oczyma.
– Co mam włożyć?
– Dżinsy i tę niebieską koszulę z krótkim rękawem.
Wyszedł z łazienki i przez chwilę słuchał szumu suszarki, a później ubrał się, jak powiedziała. Julia wybrała czerwoną wąską sukienkę do kolan, która ładnie podkreślała kobiece kształty.
Kościół był wypełniony ludźmi i chociaż przyszli dziesięć minut przed czasem, ledwie znaleźli miejsca siedzące. Karol się zdziwił, bo ostatnio rzucały mu się w oczy wpisy w mediach społecznościowych o świecących pustkami katolickich świątyniach.
– Idę do spowiedzi – szepnęła Julia i ustawiła się w kolejce do konfesjonału.
Obserwował ją, zastanawiając się, co dla niej oznacza spowiedź. Znał reguły wystarczająco, żeby wiedzieć, że osoby w związkach niesakramentalnych nie otrzymują rozgrzeszenia, chyba że mają zamiar wytrwać w tak zwanej czystości. Czy jego żona szła do spowiednika z mocnym postanowieniem poprawy, co zapowiadałoby rezygnację z seksu? Jeśli tak, Karol przekona ją do ślubu kościelnego. Najwyżej trochę do tego czasu pogrzeszą. Tok jego myśli przerwały procesja kapłanów i zawodzenie wiernych, które zapewne nazywali śpiewem. Organista grał nieźle, co ratowało ogólne wrażenie. Msza wydawała się uroczysta i po chwili Karol zrozumiał, że to z powodu jednego z księży, wywodzącego się z tutejszej parafii, obecnie jeżdżącego po świecie, który miał wygłosić homilię. Był młody, przystojny i umiał gadać. Możliwe, że był celebrytą z kanałem na YouTubie. To by tłumaczyło tłok. Został przedstawiony przez kapłana, o którym Julia szepnęła mężowi: „To proboszcz”. Karol spojrzał zdziwiony, ale ona tylko się uśmiechnęła. Pewnie zrobiła research, a może znała go z czasów, gdy bywała w kościele. To musiała być jej parafia. W każdym razie ten młody ksiądz miał na imię Marek. Jeśli proboszcz podał nazwisko, Karol go nie zarejestrował. Okazało się jednak, że miał rację. Młody kapłan w kazaniu odwołał się do swojego kanału „Nie samym chlebem”. Nazwa jak nazwa, ale darmowa reklama się przyda. Żona wróciła do ławki i ścisnęła rękę Karola. Popatrzył na nią. Odwzajemniła spojrzenie. Wydawało mu się, że widzi w jej oczach łzy. Podniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował. Uśmiechnęła się i odwróciła wzrok.
Trzech księży udzielało komunii, ale najdłuższa kolejka ustawiła się do młodego celebryty. Julia też w niej stanęła. Było tylu ludzi, że żona po chwili zniknęła z pola widzenia Karola, chociaż początkowo podążał za nią wzrokiem. Próbował czerpać przyjemność z muzyki, ale smętne zawodzenie wiernych w tym przeszkadzało.
Osoby z ławki przed nim wróciły na miejsce i klęcząc, oddawały się modlitwie dziękczynnej czy czemuś tam, czemu katolicy oddają się po komunii. Miejsce obok niego pozostawało puste. Może ci ludzie byli z kolejki do proboszcza czy trzeciego księdza. Celebryta z kanału „Nie samych chlebem” nadal podawał opłatek, niektórym na rękę, niektórym do ust, co chyba było łamaniem przepisów sanitarnych, nawet jeśli ksiądz i niektórzy z wiernych dezynfekowali ręce. A może nie. Stan epidemii został zdaje się odwołany. Ostatnia osoba została nakarmiona, jak to katotalibowie nazywają, ciałem Bożym, i celebryta wrócił do ołtarza. Julii nadal nie było nigdzie widać. Przypuszczalnie uklękła w którejś z kapliczek – to by nawet pasowało do jej dzisiejszego niestandardowego zachowania.
Msza się skończyła. Ludzie wychodzili, fałszując którąś ze smętnych pieśni. Karol się podniósł i obszedł kościół, zaglądając do każdej wnęki. Może Julia wyszła, uznając, że spotkają się na dworze? Opuścił świątynię. Słońce zaczynało prażyć, zapowiadał się kolejny upalny dzień. Ludzie stali w kółkach i śmieli się głośno. Jego żony nigdzie nie było, jednak na wszelki wypadek zbliżył się do każdej grupy. Uspokoił oddech i ponownie wszedł do środka. Niektórzy wierni jeszcze klęczeli w ławkach, a kilkanaście osób stało w kolejce do zakrystii. Pobiegł w tamtym kierunku.
– Przepraszam – powiedział, odsuwając starszą panią blokującą wejście.
Nie zwracając uwagi na pełne oburzenia mamrotanie, wkroczył do zakrystii. Celebryta podniósł głowę znad podpisywanej książki, proboszcz i trzeci ksiądz, młody wikary, również odwrócili się w kierunku nowo przybyłego.
– Tak? – odezwał się proboszcz.
– Szukam żony.
– Słucham? – Proboszcz uniósł brwi.
– Czy nie było jej tutaj? Poszła do komunii i już nie wróciła do ławki.
Wszyscy wpatrywali się w Karola, który uświadomił sobie, że uważają go za wariata.
– Jak wygląda pana żona? – zapytał łagodnie proboszcz.
– Jest młoda, ładna i ma rude kręcone włosy. O, dotąd. – Karol przyłożył rękę do brody.
– Nie było tu chyba żadnej rudej kobiety, prawda? – Proboszcz zwrócił się do pozostałych kapłanów.
Obaj zgodnie pokręcili głowami.
– Zapewne wróciła już do domu – zasugerował celebryta.
W jego oczach było coś dziwnego; litość pomieszana z drwiną, a może po prostu ciekawość. Tak czy inaczej Karol miał ochotę zacisnąć palce na szyi klechy, ale wysyczał tylko:
– Nie wróciłaby do domu beze mnie.
– W każdym razie tu jej nie ma – odezwał się pojednawczo trzeci ksiądz.
Za jego plecami było kolejne pomieszczenie. Karol ruszył w tamtym kierunku.
– Ej, co pan robi?! – usłyszał głos proboszcza.
Wbiegł do drugiego pokoju i otwierał szafy, wyrzucając zawartość na podłogę.
– Proszę przestać! Proszę stąd wyjść, bo zadzwonię na policję!
– Nie ma potrzeby. Wyprowadzimy pana.
Dwóch wysokich mężczyzn ujęło Karola za łokcie. Szarpnął się.
– Pójdę sam.
– A więc proszę wyjść.
Nie miał tu czego szukać. Może Julia z jakichś przyczyn rzeczywiście poszła do domu. Wszyscy na niego patrzyli, ale znów miał wrażenie, że celebryta przygląda mu się inaczej niż inni.
Biegł, aż zabrakło mu oddechu. Trzeba więcej trenować. Na górę wszedł już wolniej.
– Julia! – zawołał od progu.
Mieszkanie było puste. Zadzwonił na numer żony, ale telefon odezwał się w łazience. Co teraz? Proboszcz groził kontaktem z policją, ale to najprawdopodobniej był blef. Julia znikła w kościele i to oni musieli za tym stać. Karol wybrał numer alarmowy.
– Chciałem zgłosić zaginięcie żony.
– Chwileczkę. Gdzie?
– Warszawa. Śródmieście.
Gdy połączono go z odpowiednimi służbami, opowiedział, co się zdarzyło. Słyszał, jak to brzmiało. Moja żona poszła do komunii i nie wróciła. Nie przypuszczał, żeby został potraktowany poważnie, ale policjantka, która z nim rozmawiała, zapisała dane Julii i numer kontaktowy do Karola.
– Zgłoszenie zostało przyjęte – oznajmiła. – Żeby nabrało mocy, proszę przyjść na komendę i podpisać.
– Gdzie?
Podała adres.
– Mnie już nie będzie. Zostawię papiery policjantowi dyżurnemu.
– Dobrze. I wtedy zaczniecie jej szukać?
– Jeśli żona nie wróci do jutra, będę chciała z panem porozmawiać osobiście. Nazywam się Krystyna Farkas.
– Do jutra? – powtórzył słabo. – Ktoś ją porwał, a wy nie zamierzacie nic z tym robić do jutra?
– Ktoś ją porwał z kościoła?
– Tam był tłok i nikt nie zwróciłby uwagi na jakieś zawirowanie.
– Dlaczego uważa pan, że ktoś ją porwał?
– Nie rozumiem.
– Kto miałby ją porwać i z jakiego powodu? I dlaczego z kościoła?
– No właśnie nie wiem.
– A może sama chciała sobie zrobić trochę wolnego.
– Nie! – zareagował gwałtownie.
– Dlaczego jest pan tego taki pewien?
– Bo... – zająknął się. – Ona... ja... my... kochaliśmy się tuż przed wyjściem.
– Aha – powiedziała obojętnie policjantka. – Jeśli nie wróci do jutra, niech pan przyjdzie do mnie na posterunek – powtórzyła. – Tymczasem proszę podpisać papiery i skontaktować się z rodziną i znajomymi. Być może jest u kogoś.
– Ale... – zaczął protestować Karol.
– Zanim pan przyjdzie jutro, proszę zadzwonić. – Podała numer komórki. – Do widzenia.
Policjantka zakończyła połączenie. Karol przez chwilę wpatrywał się w aparat, po czym odłożył go delikatnie na stół. Może ta baba z policji miała rację. Może Julia rzeczywiście miała ochotę na przerwę od małżeństwa. Instynkt mówił co innego, poranny seks przekonywał, że żona nigdy by mu tego nie zrobiła, ale z drugiej strony od kilku tygodni, a może nawet dłużej, Julia sprawiała wrażenie kogoś innego. Stała się zimna i obojętna. I co miało oznaczać to cholerne nawrócenie? Karolowi trudno było uwierzyć, że w coś grała, a jej uległość w jego ramionach, krzyk i błaganie o więcej były elementem tej gry. Trzeba jednak odrzucić na bok emocje i skoncentrować się na faktach. Sprawdzić tropy.
Pobiegł na komendę, bo to było łatwiejsze. Gdy po powrocie nie zastał żony w domu, przystąpił do działania.
Zapewne większość młodych kobiet przeżywających kryzys małżeński – coś się w nim buntowało na to określenie, ale może Julia naprawdę uważała, że przechodzą przez kryzys, to by tłumaczyło dystans przełamany dopiero dziś rano – szukałaby schronienia u rodziców. Z teściową lepiej nie rozmawiać – to histeryczka. Jeśli Julii tam nie ma, wpadnie w panikę, gdy tylko się dowie, że córeczka zniknęła. Karol wybrał numer teścia, który przywitał go umiarkowanie entuzjastycznym: „Cześć, Karol”.
– Hej, Kajetan.
Karol urwał. Nagle przeraził się tego, co usłyszy, chociaż nie miał pojęcia, czy bardziej boi się, że żony nie ma u teściów, czy też że jest. Jeśli tam poszła, nic mu nie mówiąc, to można porównać chyba tylko do ucieczki panny młodej sprzed ołtarza.
– Halo? Jesteś tam?
– Tak, tak. Nie ma u was Julii?
– Nie. – Odpowiedź padła natychmiast. – A nie jest z tobą?
W normalnych warunkach Karol pomyślałby, że teść zadaje pytania poniżej poziomu własnej inteligencji. Teraz tylko odparł słabo:
– No nie.
– Jak to?
Karol nabrał powietrza w płuca.
– Chciała pójść do kościoła i...
– Do kościoła... – przerwał zdziwiony teść.
Za to akurat Karol go nie winił. Nadal czuł absurd tej kościelnej wycieczki.
– Wiem, wiem, to niestandardowe, ale chciała, więc poszliśmy. Wyspowiadała się i ustawiła w kolejce do komunii, a potem nie wróciła do ławki. Msza się skończyła, szukałem jej wszędzie, poszedłem do zakrystii, obszedłem kościół i w końcu wróciłem do domu. Nie ma jej.
Wyrzucił informacje, niemal nie robiąc przerw, i poczuł zmęczenie, prawie jak po biegu z kościoła.
– Nie rozumiem. – Teść za to mówił wolno, wyraźnie akcentując każde słowo. – Poszliście do kościoła na prośbę Julii, a ona zniknęła po komunii?
– Nie wiem, czy po, czy przed. Tam było tak dużo ludzi, że jej nie widziałem.
– Do którego kościoła?
– Do najbliższego, na Tamce.
Teść milczał, jakby zastanawiał się nad znaczeniem miejsca.
– Na Tamce – powtórzył w końcu. – Zawiadomiłeś policję?
– Tak, ale powiedzieli, żeby poszukać w rodzinie i u znajomych, a jeśli się nie znajdzie do jutra, przyjść znowu na posterunek.
– Dobrze. – Teść nadal mówił z przesadną starannością. – Zajmij się więc znajomymi, a ja obdzwonię rodzinę. Jeśli nigdzie jej nie ma, musimy się spotkać i ustalić plan działania.
Gdy Kajetan się rozłączył, Karol przez chwilę wpatrywał się w ekran komórki. Całe szczęście, że teść zajmie się rodziną. Prowadzenie rozmowy z Adelą, starszą siostrą Julii, wydawało się Karolowi jeszcze bardziej odpychające niż perspektywa konwersacji z ich matką. Szwagierka na stałe mieszkała w Sydney, ale z jakiegoś dziwacznego powodu postanowiła zostawić na pół roku australijskiego męża, a sama kupiła w Warszawie mieszkanie. Od lat nie odwiedzała Polski a tu rach-ciach. Mieszkanie, przyjazd. Karol od razu zapałał do niej antypatią. Niechęć była obopólna, a jedyna różnica polegała na tym, że on starał się być miły, podczas gdy Adela nie zwracała na niego uwagi, a jeśli zadał pytanie, odpowiadała półsłówkami albo udawała, że nie słyszy. Może to nawet ona była przyczyną nagłego chłodu Julii.
Wyrzucił z głowy myśl o szwagierce i wybrał numer Weroniki, o której jego żona zawsze mówiła „przyjaciółka”. Inne były koleżankami lub znajomymi.
– Halo? – Wera odebrała od razu, a w jej głosie Karol wyczuł zdziwienie. Nigdy wcześniej do niej nie dzwonił, ale któregoś wieczoru Julia objęła ich oboje i kazała im wpisać kontakty. „Jesteście ludźmi, których kocham najbardziej” – powiedziała wtedy.
– Hej, Werka. Tu Karol.
– Tak, wiem. Mam wpisany twój numer.
– Właśnie – odpowiedział głupio. – Słuchaj, czy jest u ciebie Julka?
– No nie. Jestem teraz na konferencji w Monachium i wracam we wtorek. Ale dlacze...
– Nie mam pojęcia, gdzie jest – wszedł jej w słowo. – Czy możesz przesłać mi kontakty do waszych znajomych?
– Poczekaj, jak to nie masz pojęcia, gdzie jest?
– No, nie mam. Byliśmy w kościele, poszła do komunii i już nie wróciła.
– Co takiego? W kościele? – Weronika zareagowała jak teść.
– Twierdziła, że się nawróciła.
– Nie wierzę. Niemożliwe.
– Tak mi powiedziała.
– No okej. Tak powiedziała. – Ton Weroniki brzmiał pojednawczo. – Ale nie rozumiem – mruknęła.
– Ja też, ale to nieistotne! – wybuchnął. – Nie teraz – dodał ciszej. – Teraz muszę się dowiedzieć, gdzie jest.
– Dobrze, podzwonię do ludzi – obiecała.
– Ale chyba muszę mieć kontakty. Policja pewnie będzie pytać.
– Policja?
Po raz pierwszy usłyszał w głosie Weroniki niepokój.
– No, policja. Mogła zostać porwana.
– Z kościoła?
– Wiem, jak to brzmi, ale z drugiej strony, dlaczego miałaby uciekać z kościoła? Dlaczego w ogóle miałaby uciekać? Ode mnie. – Z niezadowoleniem odnotował, że przybrał ton urażonego dziecka. – Mówiła ci, że coś jej we mnie nie pasuje? Do tego stopnia, że chce uciec?
– Nie, nie – odpowiedziała Weronika szybko. – Nie do tego stopnia.
– Co? Kiedy ją ostatnio widziałaś?
– Jakiś miesiąc temu.
– I co...
– Mówiła, że... Mówiła, że nie ma ochoty na seks, bo wasze zbliżenia nie odbywają się na jej warunkach.
Stłumił impuls, żeby rzucić telefonem w najdalszy kąt pokoju, i zapytał:
– Co dokładnie mówiła?
– Tylko tyle. Powiedziałam, żeby pogadała z tobą, a ona się roześmiała.
– Roześmiała się.
– No tak. Powiedziała, że tyle to ona też wie.
– Miała kogoś innego?
– No co ty? Ona jest krystalicznie uczciwa. Gdyby miała zamiar wdawać się w romans, najpierw zerwałaby z tobą.
– Dobrze, Wera. Podzwoń do ludzi i prześlij mi kontakty, okej?
– Jasne.
Nie rzucił telefonem. Nadal trzymał go w ręku, wpatrując się w ekran, jakby oczekiwał, że wyjaśni mu znaczenie słów.
Nie na jej warunkach. Krystalicznie uczciwa.
Potem zadzwonił do znajomych, których można było określić mianem wspólnych. Nikt nie miał pojęcia, gdzie jest Julia.