Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
112 osoby interesują się tą książką
Mroczny thriller o siostrzanej więzi i zbrodni, o namiętnościach i zazdrości, o poczuciu tożsamości, które wymyka się spod kontroli.
Bliźniaczki. Dwie połówki całości. Agnieszka dzika, Ada łagodna. Agnieszka ekstrawagancka, Ada ułożona. Nie mogły bez siebie istnieć, ale kiedy dorastają, ich drogi się rozchodzą. Agnieszka porzuca studia, zrywa z rodziną i prowadzi życie według własnych zasad, Ada odnosi sukcesy jako pisarka. Co jakiś czas w tajemnicy widują się w Tatrach, w domu, o którym miejscowi twierdzą, że jest nawiedzony. Podczas jednego ze spotkań dochodzi do tragedii. Ada na zawsze zostaje w górach, a wtedy Agnieszka zaczyna grać jej rolę. Okazuje się jednak, że rzeczywistość Ady wcale nie jest tak uładzona, jak wydawało się jej bliźniaczce. Kim naprawdę była Ada? Czy Agnieszka da radę wytrwać w roli? Czy masz odwagę wkroczyć w ciemność?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 329
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Adasia.
Kocham Cię, braciszku.
Część IUzurpatorka
AGNIESZKA – ROK 2024
Dom, w którym straszy
Spadała. Życie jeszcze wibrowało, ale w mózgu zgasły emocje, wszystkie oprócz strachu. Nie chciała umierać. Za wcześnie. Ten upadek był pozbawiony logiki pod każdym względem. Zazwyczaj to następuje szybko: początek i za chwilę mocne kończące uderzenie. To, co się z nią działo, bardziej przypominało filmową scenę w zwolnionym tempie niż realne życie. Z impetem, który kontrastował z poprzednim obrazem, jej czaszka zderzyła się z twardymi kamieniami i Agnieszka otworzyła oczy.
Znowu śniła jej się własna śmierć. Zwolniła oddech, rozluźniła ściśnięte pięści i spojrzała na drugą stronę łóżka. Bartek pochrapywał, nieświadomy, co się z nią dzieje. Wysunęła się bezszelestnie i przeszła do łazienki. Dosyć, pomyślała. Już nie. Nie mogła już z nim być. Nie chciała. To było zabawne na początku. Te wszystkie szalone imprezy. Te niespodziewane wyjazdy, często w środku tygodnia. Gotówki zazwyczaj brakowało, więc nie do Paryża, nie do luksusowych hoteli. Brali namiot i ruszali nabytymi po okazyjnej cenie używanymi motocyklami na drugi koniec Polski. Niekoniecznie nad morze czy w góry. Gdziekolwiek, byle dalej od zgiełku Warszawy. Czasem przychodziła myśl, że ucieka od siebie. Nawet związek z Bartkiem był ucieczką. Zapewne w równoległym życiu mogłaby być z nim na stałe.
Na podłodze leżały jej dżinsy i wczorajsza koszulka. Czysta bielizna była w szafce z ręcznikami. Okej. Nie będzie brała niczego więcej. Zresztą w Zakopanem zostawiła jakąś spódniczkę i dwa T-shirty.
Nie chciała, żeby Bartek pomyślał, że wróci. Zasługiwał na prawdę. Usiadła w kuchni i zaczęła pisać.
Przepraszam, ale muszę odejść. Spędziłam z Tobą piękne chwile. Nie szukaj mnie.
Agnieszka
Przyjrzała się notatce. Nie pierwszy raz pisała podobne słowa i zawsze wracała. Ale teraz to musiał być koniec. Wstrzymując oddech, wyszła z mieszkania. Dopiero na dworze wciągnęła powietrze do płuc. Obejrzała się. Zwykły czteropiętrowy blok z lat siedemdziesiątych, ale odnowiony, pomalowany na świeży brzoskwiniowy kolor. Wokół starannie pielęgnowane przez kogoś krzewy i rabaty kwietne. Blisko do linii autobusowych i do tramwaju. Niedaleko parki. Dobra okolica. Bartek odziedziczył mieszkanie po babci. Całe szczęście, bo przy swoim trybie życia nigdy nie zarobiłby na własne.
Teraz to już nie jej problem. Poza tym, kiedy jej nie będzie przy nim, zapewne wróci do intratnej pracy. Albo nie. Może zmieniła go na zawsze. Tak czy inaczej, jej problemem jest, gdzie sama będzie mieszkać, ale pomyśli o tym po powrocie z Zakopanego.
Na pociąg musiała poczekać prawie godzinę, więc weszła do kawiarni i kupiła espresso oraz szarlotkę. Spłukiwała się z ostatnich pieniędzy. To nic. Siostra ją poratuje. Właściwie Ada zawsze ją ratowała. Prawdopodobnie dlatego, że gryzły ją wyrzuty sumienia. Jej życie wyglądało zupełnie inaczej niż życie siostry bliźniaczki. Kiedyś Agnieszka myślała, że wcale nie chciałaby się zamienić. Wcale nie chciałaby tego poukładanego świata. Męża, który zarabiał krocie. Domu w gdańskim Jelitkowie. Szumu fal i plaży. Pięknego ogrodu. Pracy pisarki, której książki sprzedawały się, jeśli nawet nie rewelacyjnie, to całkiem dobrze. Adaptacji filmowych. Zaproszeń do telewizji. Rodziców.
No, rodziców może najbardziej. Agnieszka odcięła się od starych jeszcze przed dwudziestymi urodzinami. W zasadzie odcięła się od całej rodziny, jednak Adrianna ją znalazła, bo chciała mieć z nią kontakt mimo wszystko. Wiadomo, bliźniaczka. Bliźniaczki jednojajowe są połączone w sposób, który wymyka się racjonalnemu pojmowaniu. One zawsze były dwiema połówkami całości. Agnieszka dzika, Ada łagodna. Agnieszka ekstrawagancka, Ada ułożona. Nie mogły bez siebie istnieć. Bez tej drugiej, która uzupełniała osobowość pierwszej. Dlatego, mimo wszystkiego, co je podzieliło, spotykały się, czasem raz w miesiącu, czasem raz w roku.
Agnieszka kiedyś zapytała o rodziców, ale Ada tylko pokręciła głową. Starzy nie chcieli mieć do czynienia z córką marnotrawną. Pieprzyć ich.
Tak myślała kiedyś. Teraz chciała mieć wszystko. Przestać być już tą dziką, tą nieprzewidywalną. Powinna znaleźć w miarę stałą pracę. Może zacznie pisać jak siostra? Nie, to chyba nie najlepszy pomysł. Żeby poukładać życie, potrzebowała kasy, a z powieści się nie utrzyma. Przebicie się na tym rynku graniczyło z cudem, a ona nie miała żadnego doświadczenia i nawet nie wiedziała, czy umiałaby wymyślić intrygę. Nastoletnie próby chyba się nie liczyły. Lepiej uderzyć do korpo. Co właściwie może wpisać do CV? Korepetycje z polskiego od dziesięciu lat? Rozpoczęta polonistyka, przerwana przed sesją w semestrze letnim pierwszego roku? Nie wytrwała nawet do rozpoczęcia egzaminów. Kto ją teraz weźmie do pracy? A może Ada coś podpowie. Może jej mąż poleci jakąś firmę. Ostatecznie ma znajomości wśród biznesmenów. A gdyby jednak siostra szepnęła słówko swojemu wydawcy? Zdradziłaby jej kilka sekretów pisarskich i Agnieszka dałaby radę. To by zrobiło dobrze im obu. I wydawnictwo by zarobiło. Zapomniana bliźniaczka Adrianny Leman napisała elektryzujący romans. Albo kryminał. Specjaliści zdecydują, co ma szansę sprzedać więcej egzemplarzy.
Przeszła na peron. Pociąg zaraz się pojawił. Zajęła miejsce i wpatrzyła się w okno. Szkoda Bartka. Naprawdę pochłonął go związek z nią. Gdy go poznała, był prawnikiem praktykującym w znanej kancelarii. Nawet nie musiała nic mówić, rzucił to i stał się równie nieokiełznany jak ona. Nic dziwnego, że jego rodzice ją znienawidzili. Złamała synkowi karierę, a teraz może też złamała mu życie. I nieważne, że do niczego go nie zmuszała. Zaangażował się w darmową pomoc ludziom eksmitowanym z mieszkań. Żeby cokolwiek zarobić, pracował dorywczo na budowach. Była z niego dumna, nawet go kochała, ale już miała dosyć.
Chciała innego życia.
Czyżby lata poza domem wypaliły jej bunt i nieokiełznanie? Gdyby dziesięć lat temu ktoś zasugerował, że zapragnie stabilizacji i ciepełka, roześmiałaby się tym swoim śmiechem nie do podrobienia, całą sobą. Już się tak nie śmiała. Nigdy. Tak czy inaczej, wtedy stabilizacja i ciepełko brzmiały odrażająco. Właśnie przed nimi uciekała. Nie mówiąc już o kasie. Rodzice nie byli milionerami, ale mieli dom, dwa samochody, a na córeczkach nigdy nie oszczędzali. Fajne ciuchy, fajne wakacje. Wtedy tym gardziła. Gdyby nie znikła bez słowa, mogłaby zwrócić się do nich. A może jednak schować dumę do kieszeni i błagać o przebaczenie? Poprosi Adę, żeby przygotowała grunt. Może siostra się myliła? Matka i ojciec nie byli przecież potworami. No, ale ją uznawali za potwora. A może Ada oszukiwała? Wolała utrzymać status quo? Nie chciała wpuścić Agnieszki do uporządkowanego świata? Jedna bliźniaczka na zawsze miała pozostać tą uładzoną, a druga wyrzucona za nawias.
Zasnęła ukołysana równomiernym turkotaniem pociągu. I znów śniła jej się własna śmierć.
Otworzyła gwałtownie oczy. Facet naprzeciwko czytał gazetę, nie zwracając na Agnieszkę uwagi. Nauczyła się nie krzyczeć, nawet kiedy śniła koszmary.
Ten konkretny koszmar zawsze był taki sam. Kiedyś sprawdziła. Sennik mówił, że śmierć we śnie jest zapowiedzią jakiejś zmiany, zakończenia czegoś, żeby rozpocząć nowy etap. To by się zgadzało. Z drugiej strony, spadanie symbolizowało poczucie braku kontroli. No okej, może i nie kontrolowała własnego życia. Najwyższy czas przejąć ster.
Na drodze obok linii kolejowej dostrzegła dwóch harleyowców i poczuła krótkie ukłucie w okolicy serca. Motocykl, który zostawiła w Warszawie, w jakiś sposób symbolizował jej osobowość. Tyle że to już nie jej osobowość, prawda? Jeśli jeszcze kiedyś przejedzie się na motocyklu, to będzie kaprys ugrzecznionej paniusi. Bo tym chciała się stać, czyż nie? Tak, właśnie. Jakaś głupia wewnętrzna krytyczka nie obrzydzi jej życia, które miała zamiar wieść. Jeśli ta ugrzeczniona paniusia przejedzie się na motocyklu, to nie będzie jakiś rzęch, ale wypasiony Harley Davidson.
Tymczasem musiała dojść piechotą do domu, który siostra wynajmowała na ich spotkania. Płaciła właścicielce cały rok, żeby przypadkiem nikt im nie towarzyszył. Budynek był usytuowany w pobliżu Doliny Kościeliskiej, z dala od innych zabudowań i kawałek od szlaku. Lokalizacja doskonała. No cóż, Adę było stać, chociaż twierdziła, że koszt, rozbity na miesięczne raty, wcale nie jest wielki. Właścicielka była zadowolona. Nie chciała się nigdzie ogłaszać, bo miejscowi twierdzili, że dom jest nawiedzony, a ona sama też chyba w to wierzyła. Agnieszka pokręciła głową, bo przecież często tam spały i nie miały spotkań z duchami. Poza tym istnieją przecież łowcy przygód, zdecydowani zapłacić krocie za noc w budynku, w którym straszy. Tak, tak, przytaknęła Adrianna, ale właścicielka woli trzymać się od nich z daleka. Agnieszka przyjęła ten tok rozumowania, ale zainteresowała się, czemu duchy upodobały sobie ten dom. Podobno były tu jakieś wypadki, odpowiedziała lakonicznie siostra. Więcej nie umiała albo nie chciała powiedzieć.
Każda z sióstr miała własny klucz i Agnieszka mogłaby tu przyjechać, nawet jeśli Ada zostałaby w Gdańsku. Nigdy z takiej możliwości nie skorzystała. Może teraz zatrzyma się na dłużej. Przynajmniej będzie miała nad głową dach, za który nie trzeba płacić. Na początek nowego życia dobre i to.
Zboczyła ze ścieżki w tym samym miejscu co zwykle, jeśli szła na piechotę. Z przeciwnej strony można było dojechać samochodem, a ona docierała tamtędy motocyklem. Dróżka tutaj była prawie dzika. Zapewne poza nią niewiele osób z niej korzystało. Czasami Adrianna. Możliwe, że od czasu do czasu właścicielka. Może jakiś łowca duchów? Tak, na pewno ktoś chodził tędy oprócz nich. Inaczej zarosłaby zapewne przez te trzy miesiące, kiedy ostatnio się spotkały. Jakby na potwierdzenie tych myśli Agnieszka dostrzegła idącego w jej kierunku mężczyznę. Uśmiechnął się do niej.
– Pani też chce zobaczyć dom Nowakowej?
A więc tak nazywała się właścicielka. Mało oryginalne nazwisko, biorąc pod uwagę, że dom przynajmniej osobliwy. Odpowiedziała uśmiechem.
– Wynajmujemy go z siostrą.
Cofnął się i popatrzył na nią z niedowierzaniem pomieszanym z zazdrością.
– Naprawdę? Ileż bym dał za taką możliwość! Ten dom mnie fascynuje, od kiedy usłyszałem o jego historii. Nowakowa nawet nie chciała ze mną gadać.
Przyjrzała się mężczyźnie. Był sporo starszy od niej, zapewne przekroczył już czterdziestkę. To, że interesowały go nawiedzone budynki, większość osób uznałaby za dziecinadę. Jej jednak się to spodobało, a poza tym historia o dramatycznych wydarzeniach z przeszłości i duchach z nimi związanych mogła jej się przydać. Powieść odwołująca się do tatrzańskich złych mocy miała szanse na powodzenie. Agnieszka poczuła przyjemne łaskotanie w żołądku.
– A wie pan, co się tam wydarzyło?
– No jasne. Takie historie to moja pasja.
Roześmiał się. Zawsze doceniała autoironię. Facet miał do siebie dystans, wydawał się miły i był przystojny. Nie w jakiś oszałamiający sposób, ale przyjemnie się patrzyło na jego ogorzałą, pokrytą jednodniowym zarostem twarz, inteligentne oczy o nieokreślonej barwie i gęste siwe włosy.
– A gdybym pana zaprosiła na herbatę?
– Nie wierzyłbym we własne szczęście.
– No to niech pan uwierzy. Zapraszam.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Korzyść będzie obopólna. Uwielbiam wsłuchiwać się w takie historie. Opowie mi pan dokładnie, dobrze?
– Pewnie. Najlepiej jak umiem – obiecał.
Nie miała pojęcia, jak Ada odniesie się do niespodziewanego gościa. Powinna skonsultować z nią tę wizytę.
– Zadzwonię do siostry i uprzedzę, że pan przyjdzie – powiedziała, wyciągając telefon.
– Oczywiście.
Adrianna nie odbierała.
– Jak zwykle ma gdzieś schowaną komórkę i nie słyszy. Chodźmy. Na pewno nie będzie miała pretensji.
Taką Agnieszka miała nadzieję. Wolała dzisiaj nie irytować siostry. Na podjeździe stał samochód Adrianny. Spojrzała na budynek, jakby widziała go pierwszy raz. Nie przypominał typowej zakopiańskiej zabudowy. Trzypoziomowy, dość wąski, z płaskim dachem, na którym siostry siadywały wieczorami, jeśli było ciepło, sączyły wino i rozmawiały albo milczały. Nacisnęła na klamkę, jednak drzwi domu były zamknięte. Najwidoczniej siostra poszła na spacer. To i lepiej.
– Zapraszam – rzuciła z uśmiechem. – Przejdziemy się po pokojach, a potem napijemy się herbaty? Może na dachu? Pogoda jest doskonała.
– Na dachu? – Głos mężczyzny zadrżał z ekscytacji. – Bardzo chętnie. Tak będzie idealnie.
Na parterze był niewielki salon, gdzie mieściła się sofa, trzy fotele i stół oraz aneks ze zlewem i małą kuchenką elektryczną. Agnieszkę bawiło, jak mężczyzna przyglądał się wszystkiemu wygłodniałymi oczyma.
– Mam na imię Agnieszka – powiedziała. – A pan?
– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Bogdan. Bogdan Poznański.
– Idziemy dalej, panie Bogdanie?
– Tak, oczywiście.
Wspięli się po drewnianych trzeszczących schodach. Na pierwszym piętrze były dwa malutkie pokoiki. Agnieszka zawsze zajmowała ten po prawej stronie od schodów, Adrianna po lewej.
– Tu zazwyczaj sypiam – wyjaśniła, otwierając drzwi swojej sypialni. Wąski tapczanik, niewielka szafa i lampka nocna stanowiły całe umeblowanie. – Tak pan sobie to wyobrażał?
– Myślałem raczej, że będzie łóżko, nie tapczan, ale poza tym tak, podobnie.
Uśmiechnęła się do niego.
– A to pokój mojej siostry. – Przez chwilę się wahała, ale otworzyła drzwi. – Wygląda tak samo, tylko większy bałagan.
Na podłodze stała otwarta walizka, a kilka sukienek leżało porozrzucanych na tapczanie. Roześmieli się oboje.
– Łazienka jest na ostatnim piętrze. Trochę niewygodnie, ale już się przyzwyczaiłam.
Łazienka była spora, w kafelkach z lat siedemdziesiątych, z lustrem na całą ścianę, wanną, białymi półkami i niewielką komodą w tym samym kolorze. Ada rozwiesiła już swój ręcznik, a na wszystkich półkach stały jej kosmetyki. Oczywiście nie pomyślała, żeby zostawić trochę miejsca siostrze.
– To co, idziemy na dach? – zaproponowała, zamykając drzwi.
– Tak.
Wydawało się, że jego ekscytacja jeszcze wzrosła. Im wyżej się znajdowali, tym więcej podniecenia Agnieszka widziała w jego oczach. Wskazała na małą drabinkę.
– Zawsze tu stoi. Pod klapą, przez którą się wychodzi.
Weszła po trzech stopniach i otworzyła właz, po czym wydostała się na zewnątrz. Pan Bogdan podążył za nią. Na dachu stał już stolik, który przed wyjazdem składały, żeby nie zmókł, i jeden leżak. Drugi czekał na rozłożenie. Nieumyta filiżanka oraz kieliszek, a obok rozpoczęta butelka białego wina. Siostra zaczęła ucztować bez niej. A później z jakiegoś powodu sobie poszła.
– A może woli pan wino zamiast kawy? – spytała Agnieszka i zaraz tego pożałowała.
Będzie musiała towarzyszyć nowemu znajomemu w piciu, a miała zamiar zachować trzeźwość umysłu.
– Chętnie – odpowiedział. – Możemy zostać tutaj? To jest – zatchnął się, szukając słowa, jakby chciał znaleźć wystarczająco mocne – niesamowite.
Słowo jak słowo, ale entuzjazm nagle wydał jej się przesadzony. No i to wino, które już zaproponowała. Otworzyła szafkę, w której składowały po dwa kieliszki, dwie szklanki i kilka filiżanek. Miały tu nawet dostęp do prądu. Dach był idealny, szczególnie w taki dzień jak dzisiaj. Wyciągnęła pusty kieliszek, sobie nalała do naczynia używanego przez Adę.
– Za historię – powiedziała z uśmiechem.
Stuknął się z nią i wypił do dna.
– Pyszne wino. – Skinęła głową, jakby komplement był dla niej. Oczywiście Ada zawsze kupowała drogi alkohol. – Co do historii, ten budynek powstał w tysiąc dziewięćset dwudziestym drugim roku. Jak pani widzi, zupełnie nie przypomina domów w stylu zakopiańskim. Został zbudowany na zlecenie mało znanego malarza i pisarza, który zawsze chciał iść pod prąd. Nazywał się Aleksander Majcherek. Może pani słyszała?
– Nie, nigdy.
– No tak, mało kto słyszał poza Zakopanem. Nawet tutaj tylko tacy wariaci jak ja go znają. Jego dzieła nie są może jakieś przełomowe, ale życie... o, to dopiero! A szczególnie ten dom.
Powoli zaczynała tracić zainteresowanie. Wino było rzeczywiście niezłe, ale chociaż wypiła zaledwie dwa łyki, niepokój się wzmógł. Jeśli Ada teraz przyjdzie, może nawet zrobi jej awanturę. Umawiały się przecież, że ta chatka jest tylko dla nich.
– Co więc z tym domem? – spytała sucho.
Lepiej, żeby facet się streszczał.
– Tak, Majcherek zbudował ten dom na przekór trendom. Być może wydawało mu się, że dzięki temu zostanie zauważony. Dom rzeczywiście został zauważony, a sam Aleksander, choć nadal miał opinię ekscentryka, zyskał sympatię śmietanki towarzyskiej, szczególnie kobiet. Sprowadzał je tutaj, czasem na jedną noc, niekiedy na tydzień, a czasem dwa. Żadna nie mieszkała tu dłużej. To znaczy żadna przed Tamarą Leszczyńską. Tamara sama była malarką i muzą wielu artystów. Aleksander zakochał się w niej bez pamięci.
– A ona w nim nie? – spytała grzecznie Agnieszka.
– Zapewne też, skoro zdecydowała się z nim mieszkać. Była bardzo piękna, ale nie tylko to przyciągało do niej ludzi. Podobno gdy się z nią rozmawiało, nie chciało się odchodzić. Miała w sobie jakiś magnetyzm, charyzmę, która działała zarówno na mężczyzn, jak i na kobiety. To jej portret autorstwa Majcherka.
Gość pokazał obraz na komórce. Kobieta o długich płomiennych włosach rzeczywiście była piękna i emanowała międzywojennym seksapilem.
– Skoro pan o niej mówi, to zapewne stała się jakaś tragedia związana z jej udziałem?
– Tak. Aleksander zakochał się jak wariat. On chyba zresztą był wariatem od początku. Ona pewnie też go kochała, ale potrzebowała ludzi jak powietrza. Potrzebowała, żeby inni ją adorowali, potrzebowała ich podziwu, zainteresowania, komplementów, przypuszczalnie dotyku też. On chciał ją mieć tylko dla siebie. Robił awantury o każde spojrzenie, każdą rozmowę. Kiedyś wyciągnął ją siłą z balu. Wtedy powiedziała dość.
– Ale przyszła tu z nim?
– Tak. Według jego pamiętnika kochali się tak namiętnie jak nigdy wcześniej. A później, nad ranem, przyszli tu z butelką wina.
Agnieszka spojrzała na mężczyznę naprzeciwko. Sam nalał sobie kieliszek i patrzył na nią z ogniem w oczach. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa. Chciała powiedzieć „dość”, a zamiast tego pociągnęła kolejny łyk i mruknęła:
– To prawie tak jak my teraz.
– Właśnie! W każdym razie wypiła trochę i oznajmiła, że było przyjemnie, ale ona teraz chce wrócić do poprzedniego życia.
– I on ją wtedy...
Coś przeszkodziło jej skończyć.
– Nie. Niezupełnie. Chciał się z nią jeszcze raz kochać i powiedział jej to, a w każdym razie tak napisał w pamiętniku. Ona na to, że czemu nie. Zrobili więc to tutaj po raz ostatni. Kiedy wstała, po prostu ją zrzucił.
Agnieszka wbrew sobie podniosła się i podeszła do barierki. Na dole były ułożone kamienie.
– Zawsze tu były? Te kamienie? Wtedy też?
– Tak. To był jego pomysł. Chciał, żeby było skaliście pod oknami.
Odwróciła się. Pan Bogdan nadal siedział, przyglądając się jej w zamyśleniu. Pomyślała, że gdyby stał tuż przy niej, czułaby się nieswojo. Wróciła na miejsce chwiejnym krokiem. Jej kieliszek był pełen. Wychyliła go do dna.
– I ona tu straszy, tak?
– Nie tylko ona.
Zerknęła na zegarek. Zbliżała się siedemnasta. Siostra wybrała się na samotną wycieczkę, jednak należało spodziewać się jej lada chwila. W poukładanym świecie Adrianny nie było miejsca na powroty z gór po zachodzie słońca.
– A kto jeszcze?
– Mówią, że doszło do tej drugiej tragedii, bo Tamara nigdy nie opuściła tego miejsca.
– Jaka to była tragedia?
Gość potrząsnął głową i znów nalał wina bez pytania. To było irytujące, ale Agnieszka nic nie powiedziała. Sama go zaprosiła, sama to wino zaproponowała. Gorzej, że butelka będzie pusta.
– Ten dom długo stał pusty. Po wojnie, ale dość długo po wojnie, w latach sześćdziesiątych, przeznaczono go na wynajem dla turystów. Spędzali noc, czasem kilka, ale nie decydowali się wrócić. Mówili o jakichś krokach, krzykach, westchnieniach. Pani nigdy nic nie słyszała?
– Nie – odpowiedziała chłodno.
Co za bzdury. Zaprosiła jakiegoś facecika, żeby opowiadał jej bajeczki dla mniej grzecznych dzieci. A jednak jego słowa budziły mrok, skryty pod codziennymi zachowaniami, strach, który dręczył we śnie i znikał, gdy się obudziła.
Pokiwał głową.
– To widać niewrażliwa pani na duchy. To dobrze – powiedział serdecznie. Uśmiechnął się i kontynuował zupełnie innym tonem: – Kolejna tragedia wydarzyła się po wielu latach. W drugim dziesięcioleciu dwudziestego pierwszego wieku. Był jeden młody mężczyzna, który wracał tu za każdym razem z inną dziewczyną. On też uważał, że jest niewrażliwy na duchy. Początkowo.
Pan Bogdan zaśmiał się, zapewne w swoim przekonaniu złowieszczo.
– Co? Rozmawiał pan z nim?
– Nie. Oczywiście, że nie. Ludzie gadają. Chętnie bym go odwiedził w więzieniu, ale mnie nie wpuszczą. Gdybym był jakimś dziennikarzem, to co innego.
– Jest w więzieniu?
– No tak. Po tym, co zrobił, to oczywiste.
– A co takiego zrobił? – zapytała, chociaż łatwo można było się domyślić, że wykończył tu jedną ze swoich lasek.
– No więc ostatnia dziewczyna, którą tu przywiózł, była podobno bardzo piękna. – Pan Bogdan nie odniósł się bezpośrednio do pytania. – Mówię podobno, bo rodzina groziła procesami za upublicznianie jej zdjęć. Zazwyczaj na dziennikarzy to nie działa, ale chyba tamci mieli znajomości. Jakieś mocne znajomości w prokuraturze.
– I żadna gazeta się nie zdecydowała? – zdziwiła się Agnieszka. – Temat nośny, a jeśli dziewczyna ładna, chwyta jeszcze bardziej.
– A jednak. Nie ma śladu. Może pani próbować do woli.
– I pan nigdy nie widział jej fotografii?
– Nie, ale znam nazwisko tego mężczyzny. Nawet teraz piszą o nim artykuły.
– I jak się nazywa?
– Krzysztof Marynarski.
– Zabił tu tę superlaskę?
– Tak.
– Rozumiem, że tak jak jego poprzednik zepchnął ją stąd.
Ponownie wstała, zbliżyła się do barierki. Tym razem pan Bogdan podążył za nią. Czuła się słaba, a mężczyzna obok był dobrze zbudowany, wyglądał na silnego. Wystarczyłby ruch z jego strony, a ona by się poddała, przeleciała przez to zabezpieczenie, które teraz wydało się prowizorką. Po dwóch morderstwach popełnionych na dachu właścicielka powinna bardziej się postarać. Agnieszka pomyślała, że alkohol po kiepsko przespanej nocy i podróży pociągiem podziałał zbyt mocno. Powinna wrócić na leżak, jednak pozostała na miejscu, jakby wyzywając na pojedynek wszystkie duchy tego domu. Tymczasem to nie duch stał przy niej, lecz potężny mężczyzna.
– Tak. – Prawie czuła jego oddech na policzku. – Zepchnął ją, a potem powiedział, że to dom tak na niego działał.
– Dom? Naprawdę tak się bronił?
– Tak. Zrzucił wszystko na ducha. Jego adwokat próbował zrobić z niego wariata, ale to nie przeszło.
Miała mętlik w głowie. Te dwa duchy, o których przed chwilą opowiadał pan Bogdan, stały tuż obok. Czuła je, prawie słyszała, jak szepczą: Zrób to. Zrób. Czy on też je słyszał? Spojrzała w oczy mężczyzny. Jasne, przyjazne.
– Chyba muszę usiąść. Zakręciło mi się w głowie.
Pan Bogdan nie próbował jej zatrzymać. Opadła na leżak i wypiła resztę wina. Gość usiadł obok i uśmiechnął się nieśmiało.
– Dziękuję, że mnie pani zaprosiła. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
– Wierzy pan w te historie o duchach?
– Nie wiem. Duchy to moja pasja. Lubię wierzyć. Myślę, że nawet jeśli nie duchy, to coś pozostaje. Jakaś energia.
– Zła energia po złych wydarzeniach – uzupełniła. – Tutaj według pana opowieści rozegrały się przynajmniej dwa.
– Zła energia ma to do siebie, że krzyczy. Sądzę, że są ludzie wrażliwi na jej krzyk.
– A pan? Coś tu pan słyszy? Czuje?
– Nie. Zupełnie nie. Nie po tamtych wydarzeniach.
Zesztywniała.
– Co to znaczy?
– Wydaje mi się... – Zawahał się. – Nie wiem, czy powinienem.
– Proszę mówić.
– Wydaje mi się, że pani jest zestresowana. Chce pani zmian i boi się pani nowego życia.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Aż tak to widać?
Próbował się roześmiać.
– Nie. Po prostu wyczuwam.
Nie wiedziała, jak zareagować.
– Chciałam wiedzieć o przeszłości tego domu, a te historie mnie rozstroiły. To też pan wyczuł?
Pokręcił głową, ale i tak mu nie wierzyła.
– Wie pani, że Marynarski pisze książkę o własnej zbrodni?
– Co takiego?
– I o Majcherku. I o duchach.
– Na pewno dobrze się sprzeda – powiedziała szorstko.
– Na pewno.
Roześmiał się. Wcale nie złowieszczo, ale z jakiegoś powodu wszystkie włoski stanęły jej na rękach.
– Czy pozwoliłaby mi pani zrobić kilka zdjęć?
– Ma pan zamiar je gdzieś udostępnić? – spytała nerwowo.
– Tylko w prywatnej grupie na Facebooku. Jest tam kilkunastu takich wariatów jak ja.
Z pewnością jeden z nich prędzej czy później upubliczni takie fotki. No i co z tego? Komu to może zaszkodzić?
– To niech pan robi. Tylko beze mnie, dobrze?
– Oczywiście.
Cyknął kilka zdjęć na dachu, potem po jednym z każdego pomieszczenia. Towarzyszyła mu wszędzie. Gdyby strzeliło mu do głowy coś ukraść, zarówno Ada, jak i właścicielka winiłyby ją. I nieważne, że siostrzyczka pokryłaby straty.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedział na dole. – Do widzenia, pani Agnieszko.