Ktoś z nas powrócił - Karen M. McManus - ebook + książka
NOWOŚĆ

Ktoś z nas powrócił ebook

Karen M. McManus

4,5

Opis

Kiedy do miasteczka powraca ktoś zamieszany w mroczną przeszłość czwórki uczniów z Bayview, horror zaczyna się od nowa

Od śmierci Simona, autora aplikacji plotkarskiej, życie paczki przyjaciół z Bayview nie było usłane różami. Najpierw cała czwórka musiała udowodnić, że żadne z nich nie jest zabójcą. Następnie nowe pokolenie musiało przechytrzyć mściwego naśladowcę. Teraz wszystko zaczyna się powtarzać.

Tajemniczy billboard, który pojawia się w mieście początkowo wydaje się tylko kiepskim żartem, a jego treść brzmi: „Czas na nową grę, Bayview”. Jednak kiedy jedna osoba z grupy przyjaciół znika, staje się jasne, że ta nowa "gra" właśnie zrobiła się śmiertelnie poważna, tyle że nikt nie rozumie jej zasad. Każdy może stać się celem. Simon miał rację co do sekretów - wszystkie w końcu wychodzą na jaw. A Bayview wciąż ukrywa ich wiele...

„Satysfakcjonujące i pełne zaskakujących zwrotów akcji zakończenie mistrzowskiej trylogii”.

„Kirkus”

„Błyskotliwy thriller godny zwieńczenia całego cyklu”.

„Booklist”

NA PODSTAWIE POWIEŚCI KAREN M. MCMANUS O WYDARZENIACH W BAYVIEW POWSTAŁ SERIAL ORYGINALNY NETFLIX KTOŚ Z NAS KŁAMIE

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 381

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Korn026

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna
00
pam_schoweknaksiazki

Dobrze spędzony czas

Ile tragedii może wydarzyć się w małym miasteczku? Cóż, jeśli mieszkasz w Bayview, odpowiedź brzmi - wiele. Świetnie było tu wrócić. Autorka jak zwykle przez całą książkę wodziła za nos i prawie do samego końca pozostawiała bez odpowiedzi.
00



Karen McManus Ktoś z nas powrócił Tytuł oryginału One of Us Is Back ISBN Text copyright © 2023 by Karen M. McManus, LLCAll rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2024 Copyright © for the Polish edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2024 Redakcja Marta Stołowska Projekt graficzny okładki Szymon Wójciak | Fecit Studio Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Dla moich czytelników

Osoby

Addy Prentiss

Jedna z pierwotnej Czwórki z Bayview, pracuje w Café Contigo

Ashton Prentiss

Siostra Addy

Bronwyn Rojas

Jedna z pierwotnej Czwórki z Bayview, siostra Maeve

Cooper Clay

Jeden z pierwotnej Czwórki z Bayview

Eli Kleinfelter

Prawnik z Until Proven, szwagier Addy

Emma Lawton

Siostra Phoebe, była uczennica liceum Bayview

Jake Riordan

Były chłopak Addy

Keely Soria

Była dziewczyna Coopera

Knox Myers

Członek Ekipy z Bayview, pracuje w Until Proven

Kris Becker

Chłopak Coopera

Luis Santos

Chłopak Maeve, pracuje w Café Contigo

Maeve Rojas

Członkini Ekipy z Bayview, siostra Bronwyn

Nate Macauley

Jeden z pierwotnej Czwórki z Bayview

Phoebe Lawton

Członkini Ekipy z Bayview, pracuje w Café Contigo

Simon Kelleher

Twórca aplikacji plotkarskiej About That

Vanessa Merriman

Była uczennica liceum Bayview

CZĘŚĆ PIERWSZA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Addy

Poniedziałek, 22 czerwca

— Oglądamy to? Serio?

Maeve unosi brwi i jednocześnie chwyta za pilota. Wkurza mnie to, bo wie doskonale, że oglądamy. To przecież jedyny powód, dla którego siedzimy przed telewizorem w ten piękny letni dzień.

— Nie trzeba było mnie zapraszać — przypominam jej i odbieram przyjaciółce pilota, zanim rzuci nim przez cały pokój. Wybieram przycisk włączania, a następnie szukam kanału, aż znajduję ten właściwy. — W domu było mi całkiem spoko.

— Po czymś takim nigdy nie jest całkiem spoko — oponuje Bronwyn z narożnika miękkiej sofy. Pomieszczenie medialne Rojasów zapewnia zdecydowanie większą wygodę podczas oglądania telewizji niż mój salon, a poza tym tutaj z pewnością nie pojawi się moja matka, żeby zerkać z ciekawością co jakiś czas przez drzwi. Zapomniałam jednak, że temu doświadczeniu, czyli seansowi u Rojasów, będzie towarzyszył lekki niepokój, bo Bronwyn wróciła z Yale na kilka letnich tygodni i natychmiast zaczęła się wtrącać w moje życie niczym pyskata siostra, którą już mam.

Oczywiście nie narzekam. Brakowało mi naszych rozmów na czacie grupowym Czwórki z Bayview, którego nazwę, tak przy okazji, musimy w końcu zmienić, bo jest nas dziewięcioro: ja, Bronwyn, Nate Macauley, Maeve i jej chłopak Luis Santos, Cooper Clay i jego chłopak Kris Becker. Do tego uczniowie ostatniej klasy liceum Bayview, Phoebe Lawton i Knox Myers. Na naszym czacie są głównie pary, z wyjątkiem mnie i tych dwojga ostatnich, choć nikt poza mną nie wierzy w słowa Phoebe i Knoksa, że są tylko przyjaciółmi.

Może „Ekipa z Bayview”? Podnoszę telefon i zmieniam nazwę grupy. Nie wygląda to źle.

— Kto to jest? — pyta Maeve, spoglądając na ekran. — Czy on się przedstawi…

— Nie — odpowiadam pospiesznie. — To nie jest program z Eastland High. Ten zaczyna się o piętnastej. A to jest… w sumie to nie wiem.

— Zebranie rady miasta — wtrąca Bronwyn. Oczywiście, że wie, ogląda pewnie takie rzeczy dla rozrywki. — Chyba kończą głosowanie nad budżetem.

— Jakież to emocjonujące. Ale przynajmniej ważne. — Maeve nieco za mocno opiera bose stopy o stolik kawowy i krzywi się, kiedy uderza piętami o marmurowy blat. — Zasługuje przynajmniej na platformę, na pewno w większym stopniu niż…

— To lokalna kablówka, Maeve — przerywam jej. — Nie są zbyt wybredni, jeśli chodzi o program.

Mówię spokojnym tonem, ale serce wali mi jak oszalałe. Jestem rozdarta między pragnieniem, żeby być teraz sama, a życzeniem, żeby tak jednak nie było. Radny miejski, którego widzimy na ekranie, ogłasza zakończenie obrad. Teraz czas na muzyczny przerywnik. Bronwyn, Maeve i ja siedzimy przez chwilę w ciszy, słuchając czegoś, co przypomina z grubsza instrumentalną wersję The Girl from Ipanema.

W końcu na ekranie pojawia się wypełniona do połowy szkolna sala, a u dołu słowa: Liceum Eastland: Seminaria letnie. Zanim zdążyłam zareagować, Bronwyn zrywa się nagle ze swojego miejsca i ląduje tuż przy mnie, obejmując mnie mocno.

— Chryste, co ty wyprawiasz? — mówię, upuszczając telefon na poduszkę.

— Nie jesteś sama, Addy — szepcze Bronwyn. Czuję zapach zielonych jabłek — tak pachnie charakterystyczny szampon Bronwyn, którego używa od niepamiętnych czasów, a pewnie i dłużej, bo ona nie zmienia swoich nawyków. Pewnego dnia, kiedy Nate był osowiały z powodu ich związku na odległość, dałam mu buteleczkę tego szamponu z przyczepioną dużą, czerwoną kokardą. Wkurzył się — a taki właśnie był mój cel: zerwać z twarzy Nate’a tę szpanerską maskę — ale prezent przyjął.

— Jasne — odparłam, wypluwając jej włosy. Zaraz ją jednak przytuliłam, bo bardzo mi tego brakowało.

— Dzień dobry, Eastland. Witam wszystkich na inauguracji naszych letnich seminariów. — Mężczyzna na mównicy się nie przedstawia, pewnie dlatego, że nie musi — to nauczyciel lub administrator. Zdecydowanie ktoś kształtujący umysły nastolatków, wyglądający tysiąc razy młodziej, niż ja się czuję, choć kilka miesięcy temu skończyłam dziewiętnaście lat.

— Popatrzcie na te pracowite pszczółki. Szkoła skończyła się przed dwoma tygodniami, a wszystkie wróciły już do ula — komentuje Maeve, kiedy facet przechodzi do tego, co dyrektor Gupta nazywała „operacjami porządkowymi” — wszelkimi oświadczeniami i komunikatami, które należy przekazać przed rozpoczęciem każdego szkolnego wydarzenia. — Stare, dobre Eastland. Pamiętasz, Bronwyn, jak stalkowałaś Sama Barrona na ich parkingu?

— Wcale go nie stalkowałam — mruczy Bronwyn, choć tak naprawdę to właśnie robiła. Było to jednak zło konieczne. Rozwiązanie tajemnicy Simona Kellehera miało związek z Samem — chłopakiem, któremu ten zapłacił za odwrócenie uwagi, podczas gdy my siedzieliśmy w areszcie w dniu jego śmierci. To największa, najbardziej przerażająca historia, jaka kiedykolwiek zdarzyła się w Bayview. Chociaż nie, równie straszne zdarzenie miało miejsce kilku miesięcy temu, kiedy naśladowca Simona rozpoczął niebezpieczną grę Prawda czy Wyzwanie, która omal nie skończyła się wysadzeniem nas wszystkich w powietrze podczas próby weselnej mojej siostry.

Czasami się zastanawiam, dlaczego w ogóle jeszcze mieszkamy w Bayview.

— Tylko trochę go przepytałam — dodaje Bronwyn. — I dobrze się stało, dlatego że… — Urywa, bo w jednej chwili rozdzwaniają się nasze telefony.

— Czwórka z Bayview odpala silniki — oznajmia Maeve, zanim udaje mi się sięgnąć po mój aparat.

— Uważam, że powinniśmy zmienić nazwę na „Ekipę z Bayview” — sugeruję.

— Dla mnie spoko — ocenia Maeve, wzruszając ramionami. — Kris pisze, żebyś się trzymała, Addy. Pyta jeszcze, czy wciąż masz ochotę na gofry jutro z rana. Też lubię gofry, o czym wspominam na wypadek, gdyby ta informacja was zainteresowała. Luis pisze: „Pieprzyć gościa”. Nie mówi oczywiście o Krisie, chodzi mu…

— Wiem, o kogo mu chodzi — wtrącam, kiedy prelegent z liceum Eastland unosi dłoń, żeby tym gestem uciszyć rozgadaną widownię.

— Wszyscy uczestnicy letnich seminariów w liceum Eastland doskonale wiedzą, że w takie piękne czerwcowe popołudnie moglibyście robić coś zupełnie innego — mówi. — To, że tutaj jesteście, podkreśla jedynie znaczenie tego wyjątkowego przedsięwzięcia.

— Gówno, a nie wyjątkowego — warczy Maeve, zakładając kosmyk włosów za ucho. Mają dokładnie taki sam odcień jak włosy Bronwyn, choć skróciła je ostatnio, decydując się na twarzowego boba. Po bitwie z białaczką stoczoną w dzieciństwie Maeve poświęciła pierwsze lata liceum, by wyjść z cienia Bronwyn, co moim zdaniem osiągnęła z chwilą, gdy przestała w końcu nosić taki sam kucyk.

— Ciii — syczy Bronwyn i w końcu mnie puszcza.

— W liceum Eastland pragniemy zainspirować was do snucia marzeń i osiągania celów, ale i przygotować do trudów życia — ciągnie prelegent. — Decyzje, które podejmujecie dziś jako uczniowie liceum, będą miały wpływ na waszą przyszłość, a każdy niewłaściwy wybór może mieć opłakane skutki.

— Tak się to teraz nazywa? — prycha Maeve. — Niewłaś­ciwy wybór?

— Maeve, na litość boską… — warczy Bronwyn.

— Cicho! — wykrzykuję głośniej i z większą agresją, niż chciałam, a Bronwyn i Maeve milkną jak rażone piorunem. Gdybym nie była takim kłębkiem nerwów, poczułabym teraz wstyd za reakcję, na którą żadna z nich nie zasługiwała. A wszystko dlatego, że za moment miałam zobaczyć…

— Nikt nie wie tego lepiej niż nasz dzisiejszy gość. Zjawił się tutaj dzięki programowi edukacyjnemu, który nasza szkoła prowadzi razem z wydziałem więziennictwa stanu Kalifornia. Chce wam dziś opowiedzieć, jak zniszczył swoją jasną, obiecującą przyszłość. Powitajmy, proszę, naszego gościa, byłego ucznia sąsiedniego liceum Bayview, obecnie penitencjariusza zakładu poprawczego East Crenshaw, ­Jake’a Riordana.

Bronwyn ściska mnie za ramię, a Maeve nabiera gwałtownie powietrza, ale obie zachowują ciszę. To i tak bez znaczenia — nawet gdyby zaczęły gadać, nic by do mnie nie dotarło, bo szumi mi w uszach.

Jake Riordan.

Mój były chłopak. Niegdyś miłość mojego życia. Byłam wtedy jeszcze zbyt naiwna i za mało pewna siebie, żeby dostrzec jego prawdziwą twarz. Wiedziałam, że potrafił być zazdrosny, a gdyby ktoś drążył ten temat — czego poza moją siostrą Ashton nie zrobił nikt — przyznałabym jeszcze, że był nadmiernie dociekliwy. Nigdy jednak bym nie uwierzyła, że moja zdrada może sprawić, iż Jake nawiąże kontakt z Simonem i wrobi mnie w morderstwo, a potem, kiedy będę się starała ujawnić jego postępowanie, zaplanuje zabicie mnie.

No tak. Jake tak naprawdę nie zamierzał mnie zabić, jak podkreślał jego niezwykle wzięty i drogi adwokat. „Brak szczególnej intencji”, jak stwierdził, dorzucając do tego wiele innych prawniczych określeń, co ostatecznie uchroniło jego klienta od bycia sądzonym jak osoba dorosła.

W tamtym czasie wiele osób nazywało ten proces farsą, zwłaszcza po jego zakończeniu, kiedy Jake’a skazano na pobyt w zakładzie poprawczym do dwudziestego piątego roku życia. Wszystko, co uczynił — nie tylko mnie i moim przyjaciołom, ale także Simonowi — doprowadziło go odsiadki, która miała trwać siedem i pół roku. Nagłówki gazet krzyczały: „Przywileje na pokaz!”, a do sądu wpłynęło sześć wniosków internetowych o nałożenie surowszej kary.

Ale pamięć ludzka jest krótka.

Od początku odsiadki Jake był wzorowym osadzonym, a w wyemitowanym w grudniu programie telewizyjnym, w którym omawiano jego przypadek (nazwano go „Ostrzem z Bayview”), uznano go za „zdumiewająco empatycznego”. Jake był pokorny. Wyrażał żal. „Angażował się w pomaganie innym młodym ludziom, by nie popełnili takich samych błędów”. I wtedy, zaledwie dwa tygodnie po ślubie mojej siostry, który odbył się w marcu, w nasze życie wkroczył Ławnik X. Dokładniej rzecz biorąc, zrobiła to jego dziewczyna, która twierdziła, że posiada setki dokumentów na temat procesu Jake’a, a otrzymała je od jednego z ławników. Jak się okazało, Ławnik X przekazywał jej na bieżąco poufne informacje i odwiedzał witryny z aktualnościami, od których powinien był się trzymać z daleka. Kiedy na BuzzFeed pojawiły się zrzuty ekranu, Ławnik X spanikował i próbował skasować swoją historię w sieci, kłamał pod przysięgą i zasadniczo dał adwokatowi Jake’a na tacy rozwiązanie, które było niezbędne do złożenia wniosku o nowy proces.

Ławnik X nazywał się Marshall Whitfield, co po kilku tygodniach od ujawnienia afery odkryła wspólnymi siłami społeczność internetowa. Whitfield zapadł się po tym pod ziemię i mogłabym mu nawet współczuć, gdyby nie to, że czułam się, jakby wrzucił do mojego ogrodu granat, a ja tylko czekałam na to, kiedy ów granat wybuchnie.

Teraz Jake będzie miał nowy proces, a tymczasem rozpoczął coś, co Maeve sarkastycznie nazwała „trasą rehabilitacyjną Jake’a Riordana”. Relacje z wizyt w szkołach nie zawsze są emitowane w telewizji, ale kiedy tak się dzieje… to je oglądam. Nie mogę się powstrzymać.

— Wygląda okropnie — stwierdza Maeve, wpatrując się w ekran.

Nie do końca się z nią zgadzam. Jake wygląda na więcej niż dziewiętnaście lat, ale jest w dobrej formie. Nadal przystojny, ma krótko przycięte brązowe włosy, twarz zbyt bladą, ale spojrzenie jego błękitnych oczu jest przenikliwe. Z pewnością ćwiczy więcej niż kiedyś, co widać pomimo bezkształtnego drelichu, który ma na sobie. Podchodzi do mównicy witany oklaskami, z pochyloną głową i splecionymi przed sobą dłońmi. Nie ma oczywiście kajdanek. Nie założyli mu ich na wizytę w szkole, choć trzej funkcjonariusze siedzący z boku na składanych krzesłach są uzbrojeni i gotowi do interwencji.

Ale Jake nie daje im do niej powodów.

— Jestem tutaj po to, żeby opowiedzieć wam o najgorszym okresie w moim życiu — mówi spokojnym, poważnym tonem, którym zawsze zaczyna te swoje historie. Po chwili, ściskając krawędź mównicy i wpatrując się w zebranych, opowiada im o… najgorszym okresie w moim życiu.

Nie można odmówić mu sprytu. Często wspomina o „naciskach, jakimś wpływie i działaniu pod przymusem”, jakby był kozłem ofiarnym Simona, a nie jego pełnym energii wspólnikiem. Ponoć nie pamięta nawet, jak zaatakował mnie i Janae Vargas w lesie za domem. W trakcie procesu utrzymywał, że zależało mu tylko na tym, żebyśmy przestały mu grozić. My! Jemu! Takie podejście nie spotkało się ze zrozumieniem opinii publicznej w trakcie procesu, więc starał się unikać tego tematu podczas szkolnych pogadanek. Kiedy ktokolwiek wspomina o mnie, natychmiast przechodzi do monologu o tym, jak jego złe decyzje skrzywdziły inne osoby. Oczywiście w tej wersji najbardziej pokrzywdzoną osobą jest on sam.

W listopadzie upłyną dwa lata od tamtej strasznej nocy w lesie. Przez ten czas wydarzyło się sporo dobrego: razem z siostrą wyprowadziłam się z domu, nawiązałam nowe przyjaźnie i ukończyłam liceum. Zrobiłam sobie krótką przerwę, żeby zastanowić się, co chcę robić w życiu, i uznałam, że będę nauczycielką. W ubiegłym miesiącu odebrałam swój pierwszy w życiu paszport. Pod koniec lipca mamy zaplanowany z Maeve wyjazd do Peru, gdzie będziemy pełniły funkcję doradców w programie nauki języka angielskiego. Później chcę złożyć papiery do college’u. Mój tata, choć wciąż jest przykładem mało zaangażowanego rodzica, zaoferował mi pomoc w zapłacie czesnego.

Zegar odmierzający czas do zwolnienie Jake’a zawsze pokazywał go wystarczająco dużo, żebym mogła uwierzyć, iż będę gotowa, kiedy wybije ta godzina — starsza i mądrzejsza, na tyle zajęta ważnymi sprawami w życiu, że nawet nie zauważę, iż mój były wyszedł na wolność.

Do tej pory nigdy nie przyszło mi nawet na myśl, że ten zegar może zostać zresetowany.

— Co Eli o tym wszystkim mówi? — pyta Maeve, kiedy Jake wygłasza swój świetnie przećwiczony monolog. Mąż mojej siostry prowadzi kancelarię prawniczą świadczącą usługi pro bono, jest więc naszym ekspertem we wszelkich sprawach związanych z przestępczością. Sam Eli wielokrotnie powtarzał jednak naszej dziewiątce, że zaczynamy go słuchać wtedy, kiedy jest już za późno. — Czy jego zdaniem Jake będzie miał nowy proces? A może zostanie zwolniony…

— Eli jest teraz zajęty. Zastanawia się, kto go zastąpi w trakcie urlopu tacierzyńskiego — przypominam jej. Niespodziewana ciąża mojej siostry Ashton, której rozwiązanie przypada na listopad, spowodowała, że wprowadziłam się z powrotem do matki. Nigdy szczególnie nie dogadywałyśmy się z mamą, ale teraz łączą nas podekscytowanie i radość związane z narodzinami dziecka. W ostatnim czasie więź ta sprowadza się do wymyślania określeń na „babcię”, dzięki którym mama nie będzie czuła się staro. Obecnym liderem jest „Gigi”, bo zdecydowanie odrzuciła mój pomysł, czyli „Insta Gram”.

— Eli ma podzielność uwagi — protestuje Bronwyn. — Zwłaszcza gdy widzi, że ktoś się martwi.

— Nie jestem zmartwiona — odpowiadam, patrząc na ekran. Głos mam przytłumiony, bo jestem zajęta gryzieniem knykci.

Jake skończył przemowę i zaczął odpowiadać na pytania dzieciaków.

— Jak smakuje jedzenie w więzieniu? — pyta chłopak w pierwszym rzędzie.

— Jednym słowem? Ohydnie — odpowiada Jake, a wszyscy wybuchają śmiechem.

— Możesz spotykać się z rodzicami? — woła jakaś dziewczyna. Kamerzysta niezgrabnie wyławia ją w tłumie, a ja zauważam za jej plecami miedziane loki innej. Wygląda prawie jak… nie, to niemożliwe. Mam chyba przywidzenia. Mimo to spoglądam na Maeve, która patrzy na ekran z dziwnym wyrazem twarzy.

— Nie tak często, jak bym chciał, ale owszem — odpowiada Jake. — Nie odsunęli się ode mnie, a ich wsparcie wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że pewnego dnia znów będą ze mnie dumni.

— Do zrzygania — podsumowuje Maeve, ale nawet ona brzmi nieco mniej sarkastycznie. Trasa rehabilitacyjna Jake’a Riordana jest bardzo dobra.

Inny chłopak podnosi rękę, a Jake udziela mu głosu ruchem podbródka. To tak dobrze znany mi gest — w ten sposób witał się ze znajomymi na korytarzach szkoły, obejmując mnie ramieniem — że aż przechodzą mnie ciarki.

— Czy gdybyś mógł cofnąć czas, zrobiłbyś coś inaczej?

— Wszystko — odpowiada bez zwłoki Jake. Patrzy prosto w kamerę, a ja kulę się lekko, jakby właśnie wchodził do pokoju.

To jest to.

Na to czekałam. Powód, dla którego wciąż się dręczę, oglądając te nagrania. Nie chcę na to patrzeć, a jednak to robię, bo potrzebuję potwierdzenia, że dobrze widzę. Ten błysk w jego oku. Błysk, którego nie potrafi ukryć przez całą sesję zadawania pytań, nieważne, jak bardzo by się starał. Błysk pokazujący cały gniew, którego na pozór już w nim nie ma. Błysk mówiący: „Nie, nie przepraszam”, który dowodzi, że na pytanie: „Co zrobiłbyś inaczej”, odpowiedziałby: „Nie dałbym się złapać”.

ROZDZIAŁ DRUGI

Phoebe

Poniedziałek, 22 czerwca

Kulę się na krześle, żałując, że nie mam na głowie kaptura, choć na zewnątrz jest blisko trzydzieści stopni, a w auli ­liceum Eastland brak klimatyzacji. Wiedziałam, że będą tu kamery, ale zwykle dzieciaki siedzące z tyłu — jak ja teraz — nie zadają pytań.

Wiem, że Addy ogląda tę relację. Jak mam wyjaśnić swoją obecność tutaj, jeśli mnie zauważy? Co mam powiedzieć?

Zaprzeczaj, Phoebe. Jesteś w tym dobra.

— Jeszcze jakieś pytania? — Mężczyzna, który przedstawił Jake’a Riordana, wstaje ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie. — Mamy czas na jeszcze jedno.

„Naprawdę ci przykro?”

„Czy skrzywdziłbyś kogoś ponownie?”

„Co uczyniło cię takim, jaki jesteś?”

To pytania, na które chciałabym usłyszeć odpowiedzi. Nie mogę się zdobyć na to, żeby je zadać, ale liczę, że zrobi to ktoś inny.

Zamiast tego odzywa się jakaś dziewczyna.

— Będziesz miał nowy proces?

Jack opuszcza głowę.

— Staram się o tym nie myśleć — odpowiada. — To nie zależy ode mnie. Po prostu żyję najlepiej, jak potrafię.

Doszukuję się emocji na jego twarzy i myślę sobie: „Proszę, niech to będzie prawda”.

Podobnie jak połowa dziewczyn z mojej klasy, podkochiwałam się kiedyś w Jake’u Riordanie. Kiedy byłam w pierwszej klasie, on był w trzeciej, ale wtedy już chodził z Addy. Obserwowałam ich czasem na korytarzach. Wspaniale razem wyglądali. Kiedy rozstali się po śmierci Simona Kellehera, moją pierwszą — dziś bardzo wstydliwą — myślą było: „Może mam teraz u niego szansę?”. Nie miałam pojęcia, jak nieszczęśliwa była Addy ani do czego był zdolny Jake. Doskonale maskował swoją mroczną stronę. Wielu ludzi tak robi.

Wiem, jak bardzo Addy się stresuje, i chciałabym z nią o tym porozmawiać. Mam na myśli prawdziwą rozmowę, a nie rzucenie kilku frazesów na pocieszenie. Ale nie mogę. Wyeliminowałam tę możliwość w kwietniu, a teraz jedyną osobą, której mogę się zwierzyć, jest moja starsza siostra Emma. Ona jednak przed dwoma tygodniami, kiedy ukończyła naukę, przeniosła się do jednej z naszych ciotek w Karolinie Północnej. Zważywszy na częstotliwość, z jaką odpowiada na moje wiadomości, równie dobrze mogłaby być na Księżycu.

„Co się stało, to się nie odstanie”, powiedziała przed wyjazdem. „Miałyśmy swoje powody”.

— Przepraszam za spóźnienie i bardzo, bardzo ci dziękuję!

Wypowiadam te słowa bez tchu, jedno po drugim, przemykając przez Café Contigo w kierunku Evie, jednej z nowych kelnerek, która właśnie wbija na kasę zamówienie na wynos. Poprosiłam ją, żeby zastąpiła mnie przez jakiś kwadrans na mojej zmianie, wiedząc, że nie dam rady wrócić z Eastland na czas. Nie przewidziałam jednak aż takiego ruchu. Spóźniłam się ponad godzinę, a Evie, która pracuje od otwarcia kawiarni o dziesiątej, ma prawo być wkurzona.

A ona kieruje w moją stronę szeroki uśmiech. Szkoda, że Evie nie potrafi zamykać tego swego pozytywnego nastawienia w butelkach i sprzedawać go ludziom, bo zarobiłaby krocie.

— Żaden problem, Phoebe — odpowiada, podając wy­pchaną, papierową torebkę jednemu ze stałych klientów. — Mówiłam, żebyś się nie spieszyła.

— U lekarza był taki tłok — mruczę, po czym wyjmuję spod lady swój fartuch i zawiązuję go w pasie. Znajduję w kieszeni gumkę i ściągam włosy byle jak w kucyk. Co tam włosy, najważniejsza jest tutaj szybkość. — Okej, jestem gotowa, możesz lecieć.

— Spokojnie, Phoebe. Napij się czegoś. I sprawdź może fryzurę w lustrze, zanim zaczniesz obsługiwać klientów — radzi Evie z uśmiechem, pociągając za swoje farbowane blond włosy.

— Co? — pytam, kiedy z kuchni wychodzi Luis Santos, chłopak Maeve. Zatrzymuje się i wybucha śmiechem.

— Niezły róg.

— O Boże — mamroczę, dostrzegając swoje odbicie w lustrze wiszącym na ścianie. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale wyglądam jak wykolejony jednorożec. Zdejmuję gumkę, krzywiąc się, kiedy wraz z nią pozbywam się kilku włosów, i opadam na krzesło obok kasy. — Porażka. Twoja mama się nie wkurzyła, że znów się spóźniłam?

— Nie ma jej dziś. Jest tata — odpowiada Luis, a ja oddycham z ulgą. Uwielbiam jego rodziców, ale pan Santos jest zdecydowanie bardziej łaskawym szefem. — Poza tym nie ma aż takiego ruchu. Za ładna pogoda. A skoro o tym mowa… — Luis rozpływa się w uśmiechu na dźwięk dzwonka przy drzwiach. Do środka wchodzi Maeve, macha do nas i przecina pomieszczenie. — To mój znak do startu. Mamy z Maeve poważne plany. Cześć, piękna.

— Cześć — odpowiada Maeve i z wielkim zaangażowaniem całuje Luisa w usta. Odwracam się, woląc, żeby szczęśliwe pary nie wywoływały u mnie zazdrości. To twój wybór, że jesteś sama, przypominam sobie, ale to nie pomaga. Głównie dlatego, że nie wydaje mi się, żeby to był mój wybór.

— Przyjechałaś, tak? — pyta Luis.

— W pewnym sensie — odpowiada Maeve, przesuwając czubkiem trampka po płytkach na podłodze. Luis unosi brwi, a ona dodaje: — Większość drogi pokonałam pieszo. Przepraszam cię, ale nie wiem, dlaczego mam się wprawiać w jeździe na rowerze, skoro ty robisz to świetnie za nas oboje.

— Nie możesz wiecznie jeździć na ramie mojego roweru.

— Dlaczego nie? Przecież już nie urosnę.

— Znów wybieracie się na szlak rowerowy? — pyta Evie, maskując uśmiech. Dwa tygodnie temu Luis kupił Maeve rower, chcąc jej wynagrodzić to, że nie miała możliwości nauczyć się jeździć z powodu długotrwałego leczenia raka w dzieciństwie, ale jej postępy są znacznie słabsze, niż zakładał. Maeve częściej siedzi na rowerze okrakiem, niż jeździ. Albo po prostu chodzi, prowadząc go obok.

— Będzie wspaniale — mówi Luis z przesadnym moim zdaniem optymizmem.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki