Kulisy PIS - Kamil Dziubka - ebook + audiobook + książka

Kulisy PIS audiobook

Dziubka Kamil

4,5

Opis

W Prawie i Sprawiedliwości nie dzieje się dobrze, skoro prominentni działacze partii rządzącej bez skrupułów donoszą na siebie: wicepremierzy i ministrowie dezawuują dokonania premiera Morawieckiego, współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego przytaczają przykłady jego politycznego okrucieństwa, ludzie z Pałacu Prezydenckiego kpią z Andrzeja Dudy, przyboczni Ziobry obnażają jego grę. W tej książce ani jeden rozmówca nie pochodzi z opozycji. „Kulisy PiS” Kamila Dziubki demaskują Prawo i Sprawiedliwość tylko i wyłącznie faktami, o których opowiadają politycy tej partii.

W politycznym spektaklu, którego reżyserem od ośmiu lat jest Jarosław Kaczyński, nie ma miejsca na nudę. Kaczyński niczym Hitchcock zaczyna od wybuchu i sprawia, że napięcie z każdą chwilą rośnie.

Dzięki najnowszej książęce Kamila Dziubki mamy szansę poznać kulisy powstawania tego politycznego thrillera. Na kilka miesięcy przed wyborami, książka „Kulisy PiS” uchyli kotarę, za którą pisany jest scenariusz i obsadzane są role w przestawieniu partii rządzącej.

„Kulisy PiS” to literatura faktu, w której sami pisowcy odzierają Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudę, Ziobrę, Obajtka, Kurskiego i innych czołowych działaczy z szytego na miarę piarowego garnituru. Lektura to niebywała okazja zobaczenia na własne oczy, jak wygląda nagi król…

Opowieści z samego środka partii rządzącej

O Jarosławie Kaczyńskim

Doświadczony parlamentarzysta: Jarosława interesuje czysta władza. Jest emocjonalnym psychopatą.

Jego osobista sytuacja materialna mało go zajmuje. On nie myśli o tym, czy będzie miał co jeść, bo on się żywi polityką.

O Andrzeju Dudzie

Poseł: Przepraszam, bo to może zabrzmi niezręcznie, ale ta Ukraina spadła Dudzie z nieba. Jego głównym zajęciem było wybieranie, do którego ośrodka prezydenckiego pojedzie i czy weźmie narty wodne, czy jednak te śnieżne.

O Mateuszu Morawieckim

Bywalec Nowogrodzkiej: Mateusz jest maniakiem władzy. Jemu chodzi tylko o to, bo pieniędzy już więcej nie potrzebuje. Oczywiście jest pytanie, czy jego marzeniem było zostać takim premierem, jakim jest. No bo on tej władzy ma niewiele. I przez te lata w hierarchii obozu władzy przesunął się co najwyżej o milimetry.

O Zbigniewie Ziobro

Członek zarządu państwowej spółki: Jeśli kiedyś wsadzą Ziobrę, to nie za prokuraturę, tylko za biznesy i za to,

jak finansuje swoją partię. Ziobryści mają skitrane pieniądze bardzo głęboko. Każdy, kto z rekomendacji Solidarnej Polski wchodzi do spółek, musi się opłacać. Członek zarządu dużej spółki miesięcznie oddaje na rzecz partii piętnaście tysięcy złotych.

O korupcji politycznej

Były współpracownik Jarosława Kaczyńskiego: Myśmy pierwszy raz maszerowali po władzę w cieniu afery Rywina. Na tym uszyliśmy swoje sztandary. Miało nie być już więcej kolesiostwa w stylu komuchów. Dziś to już jest pusta retoryka.

Kamil Dziubka

Dziennikarz Onetu. Współautor popularnego podcastu „Stan Wyjątkowy”, a także prowadzący program „Onet Opinie”. W przeszłości reporter telewizyjny..

Był sprawozdawcą ze szczytów Unii Europejskiej i NATO. Laureat nagrody Grand Press w kategorii „News”.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 24 min

Lektor: Bartosz Głogowski
Oceny
4,5 (3327 ocen)
2168
826
251
59
23
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
thecoonnie

Z braku laku…

Czyta się lekko i przyjemnie, ale z przymrużeniem oka, bo książka to zbiór plotek i ploteczek do których autor nie wysilił się na minimum fact checkingu. Wspomniano o pracy syna Szydło w Małopolsce, a w rzeczywistości firma znajduje się na Śląsku itd.
305
lapide

Dobrze spędzony czas

Można przeczytać, ale ze względu na brak nazwisk nie da się zweryfikować.
152
norgul

Nie oderwiesz się od lektury

Tylko anonimowość mogła przekonać polityków do podzielenia się takimi informacjami z Kamilem Dziubką. Bardzo ciekawa lektura.
TBekierek

Nie oderwiesz się od lektury

Czytając tą książkę można zrozumieć dlaczego Bismarck powiedział, że ludzie nie powinni wiedzieć jak robi się kiełbasę i politykę.
50
AnnaChoroszy

Nie polecam

To jest literatura faktów?! na czyje zlecenie? 0 punktów
1915

Popularność




Rozdział I. Rekin wśród gupików

Roz­dział I Rekin wśród gupi­ków

To Kaczyń­ski był auto­rem pomy­słu wypro­wa­dze­nia wojsk na ulicę pod­czas pro­te­stów kobiet prze­ciwko usta­wie abor­cyj­nej. Miał zostać wpro­wa­dzony stan wyjąt­kowy. Odpo­wied­nia decy­zja była już przy­go­to­wy­wana, ale ostro sprze­ci­wiły się jej trzy osoby: Mate­usz Mora­wiecki, Jaro­sław Gowin i Michał Dwor­czyk. Ten ostatni uwa­żał, że armia się po tym wize­run­kowo nie pod­nie­sie.

Doświad­czony par­la­men­ta­rzy­sta: – Jaro­sława inte­re­suje czy­sta wła­dza. Jest emo­cjo­nal­nym psy­cho­patą. Jego oso­bi­sta sytu­acja mate­rialna mało go zaj­muje. On nie myśli o tym, czy będzie miał co jeść, bo on się żywi poli­tyką. Jed­nak po ludzku jest w trud­nej sytu­acji. Nie jest czło­wie­kiem mło­dym, jest osobą samotną. Pew­nie wie­rzy, że do końca życia będzie lide­rem zwy­cię­skiego obozu. Nie wiem, na ile bie­rze pod uwagę sce­na­riusz, że będzie musiał oddać wła­dzę. Bo to, że do śmierci będzie posłem, jest dla mnie oczy­wi­ste.

Sena­tor: – Klu­czem do zro­zu­mie­nia Jaro­sława Kaczyń­skiego jest, moim zda­niem, słynny wywiad Teresy Torań­skiej z 1994 roku. W tym wywia­dzie Jaro­sław Kaczyń­ski pytany o to, co chciałby w przy­szło­ści robić, odpo­wie­dział mniej wię­cej tak: „Chciał­bym być eme­ry­to­wa­nym zbawcą narodu. I chciał­bym być sze­fem par­tii, która będzie rzą­dziła w Pol­sce, moc­nym przy­wódcą takiej par­tii”.

Były mini­ster: – Pre­zes się sta­rzeje. Na ile go znam, myślę, że jest mu coraz trud­niej wyobra­zić sobie Pol­skę pod rzą­dami innymi niż PiS. On się naprawdę zmie­nił przez te lata. W 2015 roku uwa­ża­łem go za euro­re­ali­stę. Dziś po woj­nie o wymiar spra­wie­dli­wo­ści jest poli­ty­kiem głę­boko anty­unij­nym. Nara­sta w nim też obse­sja anty­nie­miecka, choć widzia­łem to u niego już wcze­śniej.

Kamil Dziubka: – To dla­czego Kaczyń­ski pozwala Mora­wiec­kiemu gło­so­wać w Bruk­seli tak jak unijny main­stream?

Były mini­ster: – Bo Mora­wiecki go oszu­kuje. A nawet jak się w tym zaczyna orien­to­wać, to już jest za późno i wie, że pociąg odje­chał. Poza tym oso­bi­ście sły­sza­łem, jak pre­zes kie­dyś powie­dział, że gdy Pol­ska zacznie wię­cej wpła­cać do unij­nego budżetu, trzeba się będzie zasta­no­wić nad tym, czy człon­ko­stwo w UE nam się w ogóle opłaca.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Oso­bi­sty los pre­zesa zależy od tego, jak długo będziemy rzą­dzić. Zoba­czymy, jak będzie wyglą­dać par­tia w przy­padku utraty wła­dzy. Nie wia­domo, kto odej­dzie, a kto zosta­nie. Prze­ko­namy się, kto był z nami tylko dla stoł­ków. Może być tak, że z kil­ku­dzie­się­cio­ty­sięcz­nej armii zosta­nie tylko kilka tysięcy człon­ków.

Doświad­czony par­la­men­ta­rzy­sta: – W poli­tyce nie jest tak jak w sta­rych zako­nach. Tam jest praw­dziwa demo­kra­cja. Dziś jesteś gwar­dia­nem, jutro prze­orem klasz­toru, a poju­trze fur­tia­nem i otwie­rasz furtkę współ­bra­ciom. Tam każdy się stara żyć z dru­gim dobrze, żeby spo­koj­nie dożyć sta­rych lat. Kiedy przyj­dzie nowa wła­dza, zaczną się roz­li­cze­nia. Nie trzeba sta­wiać Kaczyń­skiemu zarzu­tów pro­ku­ra­tor­skich. Wystar­czy go wezwać na świadka w kil­ku­dzie­się­ciu spra­wach w róż­nych pro­ku­ra­tu­rach. Mógłby tak spę­dzić ostat­nie lata życia.

Poseł: – Jaro­sław stra­cił kon­takt ze zwy­kłymi par­la­men­ta­rzy­stami. Jesz­cze w kaden­cji 2011–2015, kiedy byli­śmy w opo­zy­cji, odby­wały się jakieś spo­tka­nia, opłatki, uro­czy­sto­ści, gdzie każdy mógł podejść do pre­zesa, poroz­ma­wiać. On dow­cip­ko­wał, z tym zaga­dał, z tam­tym zaga­dał. Ludzie mieli poczu­cie, że mają dostęp do ucha pre­zesa i mogą mu się po pro­stu wyża­lić. Oczy­wi­ście teraz się jakieś bar­dzo rzad­kie spo­tka­nia odby­wają. Jaro­sław wcho­dzi bocz­nym wej­ściem, powie swoje i wycho­dzi. Nie zostaje, żeby poroz­ma­wiać z sza­ra­kami. Jego to bar­dzo męczy. W pew­nym momen­cie układ wokół pre­zesa zaczął się zacie­śniać.

Czło­nek władz PiS: – Ści­słe kie­row­nic­two spo­tyka się co tydzień. To jest nie­for­malne ciało, czyli pre­zes wraz z oso­bami, które posta­no­wił zapro­sić.

Kamil Dziubka: – Ści­słe, czyli pre­zy­dium komi­tetu poli­tycz­nego?

Czło­nek władz PiS: – Nawet nie. Zresztą wspo­mniane pre­zy­dium, które się tam niby spo­tyka, nawet nie jest for­mal­nie ujęte w sta­tu­cie par­tii. Klu­czowe są nazwi­ska: Bru­dziń­ski, Kamiń­ski, Szy­dło, Macie­re­wicz, Ter­lecki, Sobo­lew­ski, Mora­wiecki i oczy­wi­ście Jaro­sław. For­malne decy­zje podej­muje komi­tet, a pomię­dzy jego posie­dze­niami pre­zes. Potem decy­zje pre­zesa musi zaak­cep­to­wać komi­tet, co cza­sem się dzieje, a cza­sem nie­ko­niecz­nie, co i tak nie ma więk­szego zna­cze­nia. Naj­waż­niej­szy jest pre­zes i grono jego dorad­ców. Oni mogą sobie mówić, co chcą, a i tak wszystko zależy od Jaro­sława. To tro­chę tak jak w rzą­dzie. Mini­stro­wie mogą sobie sie­dzieć, pić kawę, nic nie mówić albo nawi­jać przez całe posie­dze­nie, a i tak decy­zje podej­muje pre­mier.

Były doradca Jaro­sława Kaczyń­skiego: – Pre­zes uza­leż­nił od sie­bie osoby, które są naj­bli­żej niego. Ich żony są gdzieś zatrud­nione, zja­dają te frukta wła­dzy, ale jed­no­cze­śnie na tyle ich ze sobą skleił, że ci ludzie muszą być mu ślepo posłuszni. Oni nie mają szans w żad­nym innym śro­do­wi­sku poli­tycz­nym. Gdyby PiS się roz­padł, to to oto­cze­nie nie ma szans na odna­le­zie­nie się w innych kon­fi­gu­ra­cjach poli­tycz­nych, więc jest ślepo zwią­zane z wodzem, na dobre i na złe. I ten sys­tem, przy braku dopływu infor­ma­cji przez to, że Jaro­sław Kaczyń­ski nie ma takich nor­mal­nych kon­tak­tów, jest ode­rwany od rze­czy­wi­sto­ści, jest w koko­nie, zaczyna być dys­funk­cjo­nalny.

Doświad­czony par­la­men­ta­rzy­sta: – Pamięta pan, jak pre­zes nie­dawno powie­dział, że nie­miecki kon­duk­tor chciał wyrzu­cić euro­po­słów PiS z pociągu za mówie­nie po pol­sku? Tę histo­rię mu opowie­dział jakieś pięt­na­ście lat temu Michał Kamiń­ski. Kaczyń­ski zapa­mię­tał ją piąte przez dzie­siąte i opowie­dział nie tak, jak to było w rze­czy­wi­sto­ści. A prze­cież takich przy­kła­dów jest wię­cej. Podob­nie było z opo­wie­ścią, z któ­rej wyni­kało, że za Plat­formy było tak bied­nie, że ludzie musieli wygrze­by­wać zako­pane dla dzi­ków ziem­niaki. A to ani nie było za Plat­formy, ani nie cho­dziło o ziem­niaki. Po pro­stu pre­zes poje­chał kie­dyś na spo­tka­nie z jaki­miś leśni­kami, któ­rzy mu różne histo­rie opo­wia­dali. Ale to było ze dwa­dzie­ścia lat temu.

Poseł: – Pre­zes nie­stety czer­pie wie­dzę o ludziach czę­sto z tego, co ktoś mu wmówi. Zda­rza mu się nie­rzadko tych opo­wie­ści nie wery­fi­ko­wać. Weźmy przy­kład afery melek­so­wej z udzia­łem Karola Kar­skiego. Z dru­gim posłem po pijaku roz­bił dwa wózki gol­fowe w hotelu na Cyprze. Jakieś cięż­kie pie­nią­dze to kosz­to­wało. Pre­zes z peł­nym prze­ko­na­niem ich bro­nił. W ogóle nie wie­rzył w to, co się stało, choć hotel ofi­cjalne pisma wysłał i do Sejmu, i do MSZ. Jaro­sław mówił, że to nie­moż­liwe, by Kar­ski, „kla­syczny war­szaw­ski inte­li­gent” coś takiego zro­bił. I jesz­cze, że „on prze­cież nie pije”. I dopiero chyba wtedy, jak ich cypryj­ski sąd ska­zał, uwie­rzył w całą sprawę. Nawet się póź­niej śmiał: „Dla­czego oni im od razu na miej­scu nie zapła­cili za te znisz­cze­nia? Prze­cież stać ich na to”.

Czło­nek władz pań­stwo­wych spółek: – Nie­stety pre­zes żyje w bańce, którą sam sobie stwo­rzył, tylko że już ma coraz mniej­szy wpływ na jej kształt. Jest uza­leż­niony od tego, co powie­dzą mu inni ludzie. Po nich przy­cho­dzą następni, któ­rzy mówią mu coś zupeł­nie odwrot­nego. On nie ma instru­men­tów, żeby pra­wi­dłowo oce­nić rze­czy­wi­stość. Dla­tego nie jest w sta­nie trwale roz­wią­zy­wać kon­flik­tów. On zresztą tego nawet do końca nie chce. To nie­stety też spra­wia, że nie rozu­mie, jak działa Unia Euro­pej­ska i świat sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych. Ma od tego Mora­wiec­kiego i na niego to spy­cha. Jego świa­tem jest Nowo­grodzka. Życie par­tyjne to jego pasja. Pry­mat par­tii nad insty­tu­cjami to jego reli­gia.

Poseł: – Nowo­grodzka to jest bar­dzo wąskie i zamknięte grono. Nie­wiele osób naprawdę wie, jak tam wygląda i co się tam dzieje. Zawsze tak było. Posło­wie widują Kaczyń­skiego zwy­kle tylko na gło­so­wa­niach. Nawet ludzie ucho­dzący czę­sto za jego kum­pli, któ­rzy sie­dzą bli­sko niego w ławach posel­skich, roz­ma­wiają z nim twa­rzą w twarz raz na kilka tygo­dni, a nawet mie­sięcy. To, że Kaczyń­ski uważa kogoś za lojal­nego, trzyma go w jakichś waż­nych cia­łach, żeby pod­no­sił rękę, nie zna­czy, że ten ktoś ma z nim kon­takt. Pre­zes, pra­cu­jąc nad jaki­miś spra­wami, upra­wia­jąc poli­tykę, nie­spe­cjal­nie ich słu­cha.

Mene­dżer: – Swoją drogą ten jego gabi­net na Nowo­grodz­kiej to jest dość komiczne miej­sce. Jakiś zwy­kły sto­lik, sztuczny kwia­tek w wazo­nie. Lata osiem­dzie­siąte łamane na dzie­więć­dzie­siąte. Taki kli­mat.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Parę osób funk­cjo­nuje w taki spo­sób, że dzwoni do pre­zesa na tele­fon do domu czy na komórkę. Nie­za­leż­nie od tego, czy mają coś do powie­dze­nia, czy nie. Dzwo­nią, żeby zadzwo­nić. A jak nie mają nic kon­kret­nego, to wymy­ślają i dono­szą na innych. A on nie­stety czę­sto pod­cho­dzi ze zbyt dużym zaufa­niem do ludzi.

Poseł: – Jaro­sław niby ma dystans do sie­bie, ale jak mu ktoś coś wkręci, to nie­winny żart potrafi się prze­ro­dzić w kata­strofę dla żar­tu­ją­cego. Kie­dyś pro­fe­sor Andrzej Zyber­to­wicz, który rów­nież wkradł się w łaski Kaczyń­skiego, star­to­wał do Par­la­mentu Euro­pej­skiego. Napi­sał na por­talu Kar­now­skich żar­to­bliwy tekst o pre­ze­sie, w któ­rym wyli­czał jego wady. To miał być ele­ment kam­pa­nii z przy­mru­że­niem oka. Tym­cza­sem ktoś pre­ze­sowi to przed­sta­wił jako drwiny z niego. Skoń­czyło się tak, że pre­zes otwar­cie poparł kontr­kan­dy­data Zyber­to­wicza z listy, więc pro­fe­sor wybory prze­rżnął. Na pocie­sze­nie wylą­do­wał w kan­ce­la­rii Dudy.

Poseł: – Pew­nego razu umó­wi­łem się na spo­tka­nie z pre­ze­sem. Przy­cho­dzę, roz­ma­wiamy. Dopi­na­li­śmy wtedy jakiś mały par­tyjny biz­nes. W pew­nym momen­cie, mniej wię­cej po godzi­nie, wcho­dzi Michał Moskal, czyli nowa pani Basia. Mówi, że za drzwiami już czeka pre­mier. Pre­zes odparł: „Dzię­kuję, dzię­kuję”. Moskal wyszedł, a Kaczyń­ski do mnie: „Czy­ta­łem ostat­nio bar­dzo cie­kawy arty­kuł o PKB połu­dnio­wego Lon­dynu w kon­tek­ście bre­xitu”. I wie pan co? Sie­dzie­li­śmy, roz­ma­wia­jąc kolejną godzinę, w trak­cie któ­rej Mora­wiecki cały czas cze­kał za drzwiami. Oczy­wi­ście z jed­nej strony był to akt celo­wego upo­ko­rze­nia Mate­usza i poka­za­nie, kto tu rzą­dzi. Jaro­sław się tym upaja. Z dru­giej strony tu tro­chę wycho­dzi, że Kaczyń­ski jest jed­nak czło­wie­kiem sta­rej daty. To jest u niego nor­malne, że się przy­cho­dzi na godzinę, dwie, z czego kon­krety zaj­mują może kwa­drans.

Wice­mi­ni­ster: – Zega­rek Jaro­sława Kaczyń­skiego odmie­rza czas zupeł­nie ina­czej niż zegarki więk­szo­ści ludzi. To do niego się trzeba dosto­so­wy­wać, nie odwrot­nie. On ma tego świa­do­mość. Jest dobrym, ale trud­nym roz­mówcą. Lubi wrzu­cać swo­jego inter­lo­ku­tora na głę­boką wodę. Spraw­dza, jakie są jego hory­zonty. Ni z gru­chy, ni z pie­tru­chy potrafi uciec z jakie­goś poli­tycz­nego wątku na temat doty­czący lite­ra­tury, sztuki czy biz­nesu. Bar­dzo dużą wagę przy­wią­zuje do rytu­ału kon­wer­sa­cji. Dla niego roz­mowa, któ­rej celem ma być dobi­cie jakie­goś targu, nie może doty­czyć wyłącz­nie tego zagad­nie­nia. Musi w tym być coś wię­cej. W tym sen­sie on został zapro­gra­mo­wany jesz­cze w XIX wieku.

Poseł: – Dla pre­zesa jest oczy­wi­ste, że jeśli przy­cho­dzi do niego gość, to musi usiąść, wypić her­batkę, trzeba go poznać. Jak dziecko, które przy­cho­dzi do rzadko odwie­dza­nej cioci, kiedy potrze­buje kie­szon­ko­wego na wyjazd. No nie może wejść i powie­dzieć: „Ciotka, wyjeż­dżam nad morze, dawaj kasę”. Trzeba ją naj­pierw spy­tać, jak się czuje, co u niej sły­chać. Ina­czej cio­cia się poczuje lek­ce­wa­żona. Albo jak bab­cia, która wzywa hydrau­lika i nie pozwala mu wyjść po skoń­czo­nej robo­cie, bo jesz­cze musi go poczę­sto­wać cia­stem. Jest to ele­ment kon­we­nansu, który jest dla Kaczyń­skiego ważny. I on się już nie zmieni, bo jest star­szym czło­wie­kiem.

Osłabienie

Poseł: – Oczy­wi­ście nie ma co ukry­wać, że Kaczyń­ski bar­dzo się posu­nął w ciągu ostat­nich lat. Cza­sem mam oka­zję obser­wo­wać go z bli­ska. Mocno wychudł, ma teraz taką bar­dziej pocią­głą twarz. Jak to się kie­dyś mówiło, stał się taki bar­dziej wysu­szony. Co chwilę wraca plotka, że pre­zes jest chory na raka trzustki i zostało mu kilka mie­sięcy życia. Już kilka razy by zdą­żył umrzeć w tym cza­sie.

Wice­mi­ni­ster: – Pre­zes nie dba spe­cjal­nie o higienę życia. Jego oto­cze­nie pod tym wzglę­dem nie trosz­czy się o niego wystar­cza­jąco. Myślę, że nie­zbyt dobrze się odży­wia. Wiem, że bar­dzo długo pre­fe­ro­wał tłu­stą kuch­nię. Jadł naj­czę­ściej dania ser­wo­wane na wynos, które kurier przy­no­sił z jadło­dajni bli­sko sie­dziby par­tii. Może po dru­giej ope­ra­cji kolana jest z tym tro­chę lepiej, ale jak się całe życie funk­cjo­no­wało ina­czej, to trudno na stare lata coś wyraź­nie zmie­nić.

Poseł: – Ta jego coraz gor­sza forma fizyczna spra­wia, że coraz sła­biej funk­cjo­nuje w ogóle jako lider. Jeśli masz per­ma­nentną nad­wagę, żyjesz z cią­głymi dole­gli­wo­ściami, zasta­na­wiasz się, czy wej­dziesz po scho­dach i jak długo ci to zaj­mie, ile wytrzy­masz na mów­nicy w trak­cie prze­mó­wie­nia, to jesteś wiecz­nie nie­spo­kojny. A naj­go­rzej, jak przy­cho­dzi wio­sna i drzewa zaczy­nają pylić. Wtedy Jaro­sława dopada aler­gia i cho­dzi zły jak osa.

Czło­nek władz PiS: – Jaro­sław źle zniósł drugą ope­ra­cję kolana. Bar­dzo cier­piał. Nie­stety już w trak­cie zabiegu się oka­zało, że zbyt długo to odkła­dał. Przez tych kilka lat kości się mocno osła­biły. No ale nie było wyj­ścia. Mie­li­śmy prze­cież wybory jedne po dru­gich. Pre­zes nie mógł tak po pro­stu znik­nąć na kilka mie­sięcy. Zresztą miał się poło­żyć do szpi­tala zaraz po wybo­rach w 2019 roku, ale się oka­zało, że do Sejmu dostało się zbyt dużo zio­bry­stów i gowi­now­ców. Jaro­sław uznał, że pozo­sta­wie­nie nas z tym może być nie­bez­pieczne, bo było jasne, jakie Zio­bro ma ambi­cje i jak wrogo jest nasta­wiony do Mora­wiec­kiego. A już po ope­ra­cji pre­zes miał począ­tek sepsy, co go bar­dzo osła­biło. Na doda­tek nie mógł brać sil­niej­szych leków prze­ciw­bó­lo­wych, bo mu to pod­no­siło ciśnie­nie i przez to szybko się dener­wo­wał. Zwłasz­cza że znowu musiał się zacząć poka­zy­wać z kulą. Myślę, że to było dla niego trudne, bo to widoczna oznaka ludz­kiej sła­bo­ści. Chyba nikt tego chce i nikt tego nie lubi. On także.

Mini­ster: – Pre­zes ma naj­lep­szą opiekę lekar­ską, ale też ni­gdy spe­cjal­nie zdrowo się nie pro­wa­dził. Spor­tów nie upra­wiał, przez ostat­nich kil­ka­dzie­siąt lat prze­mie­rzał świat samo­cho­dem pro­wa­dzo­nym przez kie­rowcę. Zbyt dużo nie cho­dził, z czego się wzięły jego pro­blemy z kola­nem. Pamię­tam zresztą, że kiedy był na pierw­szym zabiegu na tę nogę, chyba w 2018 roku, krą­żyła plotka, że to nie kolano jest przy­czyną pro­ble­mów, tylko nowo­twór. To się wzięło z tego, że pre­zes musiał dłu­żej zostać w szpi­talu po ope­ra­cji. Gron­ko­wiec wywo­łał stan zapalny. Nie­któ­rzy wtedy zaczy­nali pani­ko­wać.

Wice­mi­ni­ster: – Jak się wtedy oka­zało, że pre­zes musiał odwo­łać całą serię spo­tkań, to ludzie naprawdę się wystra­szyli. Ale on musiał już to zro­bić, boby mu to kolano się roz­le­ciało zupeł­nie. Przez kil­ka­na­ście mie­sięcy żył z nie­ustan­nym bólem. Bolało go, nie­za­leż­nie od tego, czy cho­dził, stał, czy sie­dział. W trak­cie sie­dze­nia cza­sem nawet było gorzej. Masko­wał to długo. Jeź­dził na reha­bi­li­ta­cję, ale ope­ra­cja była konieczna.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Jarka wku­rza jego kuzyn Janek Toma­szew­ski, bo do niego co chwilę tablo­idy dzwo­nią i pytają, jak się pre­zes czuje. A on im opo­wiada, że Jarka dziś klata boli, wczo­raj kolano, a przedwczo­raj go w krę­go­słu­pie łupało.

Poseł: – Kiedy zaczęły się poważne pro­blemy pre­zesa ze zdro­wiem, dało się wyczuć, że coś się bez­pow­rot­nie zmie­niło. Nie­któ­rzy dopiero wtedy zauwa­żyli, że Jaro­sław nie jest już pięć­dzie­się­cio­kil­ku­lat­kiem, który prze­mie­rzał Pol­skę samo­cho­dem na sie­dze­niu pasa­żera i mógł odbyć kilka spo­tkań dzien­nie w odda­lo­nych od sie­bie cza­sem o kil­ka­set kilo­me­trów miej­sco­wo­ściach. To się skoń­czyło. A zaczęło się myśle­nie o tym, co się może stać, jeśli pre­zesa zabrak­nie.

Niewymienialny

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Jaro­sław miał w życiu jed­nego part­nera do robie­nia poli­tyki i to był jego brat. Każ­dego innego trak­tuje instru­men­tal­nie. On zresztą kie­dyś powie­dział, że nie widzi sensu wska­zy­wa­nia swo­jego następcy, bo i tak to par­tia go wybie­rze. Kokie­tuje. To jest jego pry­watna par­tia. Sta­tut PiS, który prze­cież był pisany pod Kaczyń­skiego, prze­wi­duje dość sze­ro­kie upraw­nie­nia dla pre­zesa hono­ro­wego. Mogę sobie wyobra­zić, że on rezy­gnuje z bie­żą­cego kie­ro­wa­nia par­tią, ale dopóki będzie w pełni władz umy­sło­wych, kto­kol­wiek byłby pre­ze­sem, będzie musiał się z nim liczyć. Będzie od Kaczyń­skiego uza­leż­niony emo­cjo­nal­nie, men­tal­nie. Będzie się pod­świa­do­mie bał jego gniewu. W prak­tyce wszyst­kie naj­waż­niej­sze decy­zje będą z nim kon­sul­to­wane. Jaro­sław, jeśli nie jest więk­szy niż cały PiS, to na pewno jest rów­nie duży. Bóg jeden wie, ile to będzie trwało.

Były mini­ster: – W tej par­tii nie ma już żad­nej zna­czą­cej figury oprócz Jaro­sława. Nie jest nią ani Mora­wiecki, ani Szy­dło, ani nikt inny. Brat nie żyje, Ludwik Dorn, Marek Jurek, Kazi­mierz Michał Ujaz­dow­ski zostali wycięci albo sami ode­szli. To były jakieś oso­bo­wo­ści, które mogły się z pre­ze­sem nie zga­dzać, mieć jakąś wła­sną agendę, a nade wszystko nie zawdzię­czały swo­ich karier wyłącz­nie Kaczyń­skiemu. I nie chcę Jaro­sława porów­ny­wać do Pił­sud­skiego, ale oba­wiam się, że pewien sce­na­riusz może się powtó­rzyć. Jak mar­sza­łek żył, to nikt mu ni­gdy nie pod­sko­czył. A jak go nagle zabra­kło, to się wszystko posy­pało.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Tak jak Ein­stein był geniu­szem fizyki, tak Jaro­sław jest geniu­szem fizyki poli­tycz­nej. Nikt tego nie rozu­mie tak jak on. Być może Tusk jest w sta­nie myśleć podob­nymi kate­go­riami, ale on ma swoje ogra­ni­cze­nia w postaci rodziny, dzieci. Jaro­sław tego nie ma. On nie musi w ten spo­sób kal­ku­lo­wać.

Poseł: – Pre­zes cza­sami rzuca jakieś luźne suge­stie doty­czące kon­kret­nych osób, z któ­rych można wywnio­sko­wać, że widzi w nich poten­cjal­nych następ­ców. Wiem, że się świet­nie przy tym bawi, ale to mu jest potrzebne rów­nież do tego, by spraw­dzić reak­cje zain­te­re­so­wa­nych.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Jaro­sław raz wspo­mniał, że myślał o Janu­szu Kur­tyce, pre­ze­sie IPN, który zgi­nął w Smo­leń­sku, jako o poten­cjal­nym następcy. Zresztą to wyzna­nie miało miej­sce już po kata­stro­fie, więc trudno powie­dzieć, czy pano­wie kie­dy­kol­wiek roz­ma­wiali o wej­ściu Kur­tyki do poli­tyki. Do dziś nie wiem, czy on tak rze­czy­wi­ście o nim myślał, czy po pro­stu Kur­tyka był jakimś ucie­le­śnie­niem jego marze­nia. Bo on był pro­fe­so­rem, czło­wie­kiem kul­tu­ral­nym, pocho­dził z Kra­kowa. Zresztą pomimo tego, iż miał serce po pra­wej stro­nie, był w sto­sunku do par­tii tro­chę cia­łem obcym. A może wyja­śnie­nie jest zupeł­nie inne. Być może Jaro­sław chciał wbić szpilę Zio­brze, który wtedy nie ukry­wał swo­ich ambi­cji prze­ję­cia schedy w PiS po pre­ze­sie?

Doświad­czony par­la­men­ta­rzy­sta: – Moim zda­niem nie będzie nikogo, kto przej­mie rząd dusz nad całą pra­wicą. Powstaną co naj­mniej trzy ruchy. Może dwa. Jeden skupi się wokół Zio­bry i będzie to repre­zen­ta­cja nurtu euro­scep­tycz­nego. Drugi będzie bar­dziej libe­ralny. Nato­miast szyld PiS i pie­nią­dze, czyli struk­tura, pozo­staną przy Mariu­szu Błasz­czaku. To ugru­po­wa­nie za kilka lat będzie mieć dzie­sięć, być może pięt­na­ście pro­cent popar­cia. A będzie to wyni­kać mię­dzy innymi z tego, że jeśli opo­zy­cja przej­mie wła­dzę, roz­pocz­nie bru­talne roz­li­cza­nie PiS. W pierw­szej kolej­no­ści zarzuty usły­szy Mora­wiecki za wybory koper­towe.

Współ­twórca kam­pa­nii wybor­czych: – Jaro­sław moim zda­niem nie widzi w Mora­wiec­kim swo­jego następcy. Jeśli kogoś nama­ści na szefa par­tii, będzie nim raczej Mariusz Błasz­czak. W Mora­wiec­kim widzi być może kan­dy­data na pre­zy­denta. Może to dziw­nie zabrzmi, ale Kaczyń­ski ma kom­pleks na punk­cie tego, jaką par­tią jest PiS. Sam Kaczyń­ski nie­wąt­pli­wie jest wycho­wany w takim eto­sie inte­li­genc­kim i bar­dzo mu zale­żało na tym, żeby pozy­ski­wać do PiS-u ludzi repre­zen­tu­ją­cych taki etos, czyli ewi­dent­nych przed­sta­wi­cieli elit spo­łecz­nych. Mam tu na myśli na przy­kład Pio­tra Gliń­skiego. Rów­nież Kon­stanty Radzi­wiłł na pew­nym eta­pie był tak postrze­gany. Stąd dziwna sła­bość do pro­fe­so­rów, ale też do ludzi, któ­rzy w takim ogól­nym poczu­ciu spo­łecz­nym repre­zen­tują jakąś wyż­szą klasę. I taką osobą nie­wąt­pli­wie jest Mora­wiecki.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Mora­wiecki myśli o swo­jej roli w poli­tyce dłu­go­ter­mi­nowo. Pro­szę mnie dobrze zro­zu­mieć… On świa­do­mie daje sobą pomia­tać, bo ma inną per­spek­tywę niż Kaczyń­ski. Prze­łknie wszystko. Nato­miast on do końca nie wie, jakie plany ma wobec niego Jaro­sław. Kaczyń­ski to jest rekin w sta­dzie gupi­ków. Mora­wiecki też jest gupi­kiem. Pre­zes ma psy­chikę dra­pieżcy. Dla niego part­ner­stwo w poli­tyce nie ist­nieje. Każdy, kto chce być bli­sko niego, musi zostać prze­czoł­gany. Mate­usz dał się prze­czoł­gać, więc ja nie czuję w nim part­nera dla pre­zesa.

Były współ­pra­cow­nik Jaro­sława Kaczyń­skiego: – Myślę, że Kaczyń­ski dosko­nale zdaje sobie sprawę z błę­dów, które popeł­nił w ciągu ostat­nich ośmiu lat. Jeśli chce się rzą­dzić wiele, wiele lat, mieć ste­row­ność, to trzeba podej­mo­wać pewne decy­zje. Weźmy kwe­stię Zio­bry. Jaro­sław ma pre­ten­sje do niego, że on go cią­gnie za nogawkę. No ale pre­zes miał szansę go przy­jąć z powro­tem do PiS na swo­ich zasa­dach. Usta­lić z nim, że może wejść, ale jasno posta­wić gra­nice. Bo dziś Zio­bro wie, że Kaczyń­ski nie widzi w nim swo­jego następcy, więc jest zakład­ni­kiem tej sytu­acji. Mógł zna­leźć opty­malną for­mułę współ­pracy. Mógł zro­bić to, co Orbán na Węgrzech. Mało kto o tym pamięta, ale jego Fidesz star­tuje w wybo­rach w ramach koali­cji z Chrze­ści­jań­sko-Demo­kra­tyczną Par­tią Ludową. Więc Orbán zna­lazł odpo­wied­nią for­mułę nie­kon­fron­ta­cyj­nej koope­ra­cji. Kaczyń­ski miał szansę to zro­bić i zabe­to­no­wać tę stronę sceny poli­tycz­nej, kiedy był naj­sil­niej­szy. Zio­bro to jedno. Ale jest jesz­cze PSL. Gdyby ludo­wcy dostali dobrą ofertę i ją przy­jęli, Jaro­sław miałby spo­kój na kolejne dwie, trzy kaden­cje. No ale wtedy musiałby PSL-owi powie­dzieć: „Będzie­cie rzą­dzić z nami we wszyst­kich sej­mi­kach, nie będziemy was wsa­dzać do wię­zień, dosta­nie­cie wpływ na media pań­stwowe, prze­sta­niemy was nisz­czyć, ale pod­pisz­cie z nami umowę na trzy­dzie­ści lat”. Jak się jest sil­nym, można się dzie­lić. Jaro­sław prze­spał ten moment. Dziś musi ciu­łać głosy u jakie­goś Mejzy, któ­rego w daw­nych cza­sach by kazał ubi­czo­wać i wygnać z kraju. A wie pan, że jak się poja­wiły pierw­sze kom­pro­mi­tu­jące arty­kuły o Mej­zie, to ten pobiegł na Nowo­grodzką i usły­szał, że Kaczyń­ski wcale nie chce jego dymi­sji? Dopiero po kolej­nych publi­ka­cjach na jego temat już nie było wyj­ścia, ale trwało to prze­cież dobrych kilka tygo­dni. Jed­nak ta sytu­acja poka­zuje, w jakim poło­że­niu jest Kaczyń­ski. Chciał budo­wać wielką par­tię, chciał być eme­ry­to­wa­nym zbawcą narodu, a bał się ska­so­wać jakie­goś drob­nego cwa­niaczka.

Zarządzanie przez konflikt

Wice­mi­ni­ster: – Jak Kaczyń­ski rzą­dzi ludźmi? Dam panu taki przy­kład. Kolega mini­ster poszedł na spo­tka­nie do Jaro­sława. Opo­wiada mu, co tam sły­chać w resor­cie. W pew­nym momen­cie pre­zes go pyta o sytu­ację w jego okręgu wybor­czym. No to kolega zaczyna wyli­czać, ile kon­fe­ren­cji zor­ga­ni­zo­wali, jakie ini­cja­tywy pod­jęli. Jarek mu prze­rwał: „Ale ja nie o to pytam. Chcę wie­dzieć, kto się z kim aktu­al­nie żre”.

Sena­tor: – Kaczyń­ski, pomny wszyst­kich klęsk pra­wicy, kon­se­kwent­nie budo­wał swoją par­tię, zarzą­dza­jąc nią na zasa­dach kon­fliktu. To zna­czy zawsze w tere­nie były jakieś dwie grupy czy trzy, które rywa­li­zo­wały.

Sena­tor: – Jaro­sław oparł się na bar­dzo wąskiej gru­pie, do któ­rej miał zaufa­nie. To wła­śnie tym ludziom dele­go­wał pewne zada­nia, ale ści­śle to kon­tro­lo­wał. I stwo­rzył sys­tem, który dopro­wa­dził do pato­lo­gii. We wszyst­kich okrę­gach wewnątrz PiS są jakieś kon­flikty. Nie ma okręgu, gdzie nie ma abso­lut­nie kon­flik­tów.

Poseł: – Naj­więk­sza wojna u nas jest chyba na Pod­la­siu. Moim zda­niem to jest matka wszyst­kich wojen. Były mini­ster rol­nic­twa Krzysz­tof Jur­giel wal­czy z Jaro­sła­wem Zie­liń­skim, który był mini­strem od poli­cji. To ten, co mu kon­fetti zrzu­cali z poli­cyj­nego śmi­głowca. Z kolei wicemini­ster edu­ka­cji Piont­kow­ski, który jest z Łomży, wiecz­nie wyci­nał Lecha Koła­kow­skiego. Ten się w końcu wku­rzył i przy piątce dla zwie­rząt powie­dział, że opusz­cza PiS. Pre­zes Kaczyń­ski miał już tego dość, ale stra­ci­li­śmy więk­szość i w końcu go zapro­sił do sie­bie. Koła­kow­ski wró­cił, ale w ramach zapłaty przez kilka mie­sięcy był doradcą w Banku Gospo­dar­stwa Kra­jo­wego za czter­dzie­ści tysięcy zło­tych mie­sięcz­nie. Podobno się nawet wykłó­cał o samo­chód z kie­rowcą. Z Koła­kow­skim w kon­flik­cie była jesz­cze posłanka Ber­na­detta Kry­nicka, też z Łomży. Jak sena­to­rem z Pod­la­sia została Anna Maria Anders, to kie­dyś poje­chała się poża­lić do pre­zesa. Mówi do niego: „Jaro­sław, to jest dom waria­tów. Chcia­łam zor­ga­ni­zo­wać spo­tka­nie opłat­kowe. Zapro­si­łam Koła­kow­skiego i Kry­nicką. Jak tamci się dowie­dzieli, że będą przy jed­nym stole, to skoń­czyło się tak, że oboje nie przy­szli”. A pre­zes do niej: „Aniu, nie przej­muj się. To nie jest żaden kon­flikt. Kon­flikt to jest dopiero pomię­dzy Jur­gielem i Zie­liń­skim”. Ander­so­wej wtedy ręce opa­dły.

Poseł: – Taki kla­syczny kon­flikt był mię­dzy Leonar­dem Kra­sul­skim i jego żoną a Jur­kiem Wil­kiem i jego żoną. Ekipa z Elbląga. Jaro­sław miał do nich sła­bość, bo ich poznał w 1989 roku, jak star­to­wał do Senatu po Okrą­głym Stole. Kra­sul­ski należy do komi­tetu poli­tycz­nego, więc jest człon­kiem naj­wyż­szych władz w par­tii. W Sej­mie sie­dzi zaraz nad pre­ze­sem, więc go zawsze kamery poka­zują. Wie pan, on to pod­sta­wówkę chyba tylko skoń­czył. Coś nawet krę­cił w spra­wie tego wykształ­ce­nia póź­niej. Z woj­ska go za komuny wyrzu­cili. Potem dostał wyrok za wypa­dek po pija­nemu. Ale trwa przy pre­ze­sie, łupież mu strze­puje chu­s­teczką z mary­narki. On się potra­fił wie­lo­krot­nie powo­ły­wać na wolę pre­zesa w spra­wach, o któ­rych z nim nawet nie roz­ma­wiał. Zresztą w ogóle on ma pro­blem z języ­kiem pol­skim. A Jurek Wilk, były pre­zy­dent Elbląga, dobro­tliwy czło­wiek. Gość, bez któ­rego nie byłoby prze­kopu Mie­rzei Wiśla­nej. Pil­no­wał tego. Pre­zes wie­dział, że oni się nie cier­pią z Kra­sul­skim. Ale lubił ich obu i krzywdy im nie dał zro­bić. U nas mówią, że jak Jurek Wilk umarł, to w Elblągu były tego dnia dwie imprezy. Jedna to stypa orga­ni­zo­wana przez rodzinę zmar­łego, a druga u Kra­sul­skich. I ponoć Kaczyń­ski zawi­tał i tu, i tu.

Poseł: – Jaro­sław jest mściwy i pamię­tliwy. A pamięć ma świetną, wręcz foto­gra­ficzną. Ze szcze­gó­łami pamięta wyda­rze­nia sprzed lat. Potrafi odtwo­rzyć zda­nia wypo­wia­dane przez kogoś na temat jakichś bła­hych spraw, które dziś nie mają żad­nego zna­cze­nia, ale które jed­no­cze­śnie wpły­wają na ocenę tej osoby u pre­zesa.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Tak było z Mariu­szem Chło­pi­kiem, jed­nym z głów­nych boha­te­rów afery mailo­wej. Prawa ręka Mora­wiec­kiego. To był gość, który wcze­śniej pra­co­wał w biu­rze par­tii. Odpo­wia­dał za orga­ni­za­cję wyjaz­dów i część medialną. Obsłu­gi­wał Kaczyń­skiego, jak ten podró­żo­wał po kraju. Czu­wał nad nagło­śnie­niem, salą i temu podob­nymi rze­czami. Dość ciężko pra­co­wał i dużo zro­bił. Był naprawdę dobrym orga­ni­za­to­rem. To on w kilka godzin zor­ga­ni­zo­wał wyjazd pre­zesa do Smo­leń­ska w dniu kata­strofy, włącz­nie z zała­twie­niem samo­lotu. Jed­nak w pew­nym momen­cie Jaro­sław go ska­so­wał. A stało się tak z powodu abso­lut­nie kurio­zal­nej sytu­acji. Z oka­zji jakiejś histo­rycz­nej rocz­nicy odby­wała się uro­czy­stość. Byli­śmy wtedy jesz­cze w opo­zy­cji, a imprezę orga­ni­zo­wały wła­dze War­szawy, czyli wów­czas jesz­cze Hanna Gron­kie­wicz-Waltz. Kaczyń­ski dostał zapro­sze­nie i Chło­pik miał poje­chać tam przed wyda­rze­niem i zakle­pać pre­ze­sowi sie­dzące miej­sce w pierw­szym rzę­dzie. Tyle że pół godziny przed imprezą do Chło­pika zadzwo­nił kie­rowca pre­zesa z infor­ma­cją, że Kaczyń­skiego jed­nak nie będzie. No to Mariusz prze­stał pil­no­wać miej­sca dla Jaro­sława i poje­chał do domu. Nie­stety oka­zało się, że pre­zes jed­nak przy­je­chał i zna­lazł się w idio­tycz­nej sytu­acji, bo stał i nie miał gdzie usiąść. Jaro­sław zro­bił potem awan­turę o to, że Chło­pik nie sza­nuje star­szych ludzi. Już nawet nie cho­dziło mu o to, że nie sza­nuje szefa par­tii, tylko że wobec star­szego czło­wieka rze­komo nie ma sza­cunku. Kom­plet­nie absur­dalna sytu­acja, która moim zda­niem źle świad­czy nie o Chło­piku, tylko o pre­zesie. Nie rozu­miem, jak można z powodu takiej sytu­acji skre­ślić czło­wieka, który tyle lat rze­tel­nie pra­co­wał.

Poseł: – Kaczyń­ski do tego stop­nia go znie­na­wi­dził, że w 2015 roku zablo­ko­wał jego nomi­na­cję na pre­zesa spółki, która jest ope­ra­to­rem Sta­dionu Naro­do­wego. Jak się dowie­dział, że jest taki pomysł, to wręcz dał roz­kaz: „Może­cie dać to każ­demu, tylko nie jemu”.

Współ­pra­cow­nik pre­zy­denta: – To, jak Kaczyń­ski potrafi być zapie­kły, świet­nie poka­zuje histo­ria Mar­cina Masta­lerka. W kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej w 2015 roku pre­zes zadzwo­nił do Masta­lerka, który był waż­nym mache­rem u Andrzeja Dudy, bo mu Kur­ski naga­dał, że Andrze­jowi słabo idzie. Kazał Masta­ler­kowi natych­miast wra­cać do War­szawy, żeby usta­lić zmiany w stra­te­gii. Duda był wtedy w tra­sie, a Masta­le­rek razem z nim. I ten powie­dział, że nie przy­je­dzie, bo się zaj­muje kam­pa­nią tam, gdzie ona się toczy. I to był jego koniec w par­tii. Odro­czony o kilka mie­sięcy. Nie miało zna­cze­nia to, że Duda wygrał po dosko­na­łej kam­pa­nii. Kil­ka­na­ście tygo­dni póź­niej Kaczyń­ski na posie­dze­niu komi­tetu poli­tycz­nego odczy­ty­wał nazwi­ska tych, któ­rzy zna­leźli się na listach wybor­czych do Sejmu. Skoń­czył czy­tać, a Masta­le­rek wstał i powie­dział: „Nie usły­sza­łem swo­jego nazwi­ska”. Kaczyń­ski odpowie­dział, że ma rację, bo go nie ma. Jaro­sław dodał: „Sprawę sta­wiam tak, że albo pan, albo ja”. Ludzie byli w szoku. Byli pewni, że Mar­cin zacznie na kola­nach bła­gać o miej­sce. A on wstał i powie­dział: „Pan jest bar­dziej potrzebny par­tii niż ja. W takim razie dla dobra Pol­ski ja rezy­gnuję”. Kaczyń­ski wtedy w ner­wach spy­tał: „A ja dzia­łam nie dla dobra Pol­ski?”. Tak się skoń­czyła histo­ria Mar­cina w PiS.

Bywa­lec Nowo­grodz­kiej: – Mamy kilka mał­żeństw dzia­ła­czy. No nie­stety ten model nie zawsze się spraw­dza, mówiąc deli­kat­nie. To zna­czy… Spraw­dza się, dopóki się mąż z żoną nie zaczną kłó­cić. Mie­li­śmy już poważny roz­wód i to taki, że żona zaczęła Jaro­sła­wowi nada­wać na męża. Wywa­liła cały ich pry­watny syf. No bebe­chy były na wierz­chu. Przy­znam, że bar­dzo sku­tecz­nie zała­twiła swo­jego byłego, bo w następ­nych wybo­rach miej­sca na liście on raczej nie dosta­nie.

Poseł: – Pre­zes ma prze­dziwny sto­su­nek do kobiet. Mają na niego wyjąt­kowy wpływ. Podam przy­kład. W jed­nym z okrę­gów trzeba było usu­nąć dwóch dzia­ła­czy Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści z funk­cji, które spra­wo­wali w samo­rzą­dach, ponie­waż sprze­nie­wie­rzyli się ewi­dent­nie zasa­dom i linii pro­gra­mo­wej. Cała sprawa była omó­wiona z sze­fem okręgu. Zostało uzgod­nione, na któ­rym posie­dze­niu, kto i jaki wnio­sek postawi. Oka­zało się, że te osoby zna­la­zły doj­ście do dwóch posła­nek, które nawet nie pocho­dziły z tego okręgu. Poszły do pre­zesa. Jedna zaczęła mówić w ten spo­sób: „Panie pre­ze­sie, ale jeden z tych dzia­ła­czy jest bar­dzo uczynny, napra­wiał mi samo­chód i ogól­nie bar­dzo mi poma­gał”. Druga też dorzu­ciła swoje trzy gro­sze. I dzwoni tele­fon w poło­wie posie­dze­nia tego gre­mium, które miało wyrzu­cić tych gości. To był tele­fon z Nowo­grodz­kiej. Chwilę póź­niej pada wnio­sek o wstrzy­ma­nie pro­ce­dury wyklu­cza­nia tych osób.

Radny: – Pro­szę sobie prze­śle­dzić rela­cje z mie­sięcz­nic smo­leń­skich. Kobiety z par­tii bar­dzo ści­śle pil­no­wały, żeby być naj­bli­żej pre­zesa. Potra­fiły szpilkę wbić jakie­muś posłowi, który przez przy­pa­dek zna­lazł się zbyt bli­sko Jaro­sława. Ota­czały go szczel­nym kor­do­nem. Wmó­wiły mu, że ocie­plają jego wize­ru­nek.

Mene­dżer: – Powiem panu szcze­rze. W sys­te­mie, w któ­rym Jaro­sław nie chce być pre­mie­rem, nie ma moż­li­wo­ści, żeby poja­wiła się jed­nostka, która mogłaby się wybić i kre­ować na nowego, praw­dzi­wego lidera, bo Jaro­sław od razu pom­puje kolej­nego. Na Ślą­sku, który jest bar­dzo trud­nym regio­nem wybor­czym, jest utrzy­my­wany stan per­ma­nent­nego kon­fliktu i Kaczyń­ski bar­dzo dba, żeby nie było tam żad­nego oczy­wi­stego lidera poli­tycz­nego. On to robi z pre­me­dy­ta­cją. Napusz­cza jedną frak­cję ślą­ską na drugą, two­rzy trze­cią. Tak samo będzie z urzę­dem pre­miera. Dopóki pre­zes żyje, nie będzie jed­nostki, która mogłaby stać się samo­dziel­nym ośrod­kiem w ramach obozu wła­dzy. To jest po pro­stu nie­moż­liwe. Jeśli Kaczyń­ski suge­ruje, że ktoś w przy­szło­ści może być lide­rem par­tii, to two­rzy ilu­zję. Nie może być natu­ral­nego następcy w par­tii o tak skraj­nie odmien­nych inte­re­sach wewnętrz­nych. PiS jest wbrew pozo­rom bar­dzo pojemną par­tią. U nas są ludzie wywo­dzący się z daw­nej Unii Wol­no­ści i ci, któ­rzy zaczy­nali w śro­do­wi­skach nacjo­na­li­stycz­nych. Są byli kor­wi­ni­ści i byli ZChN-owcy. Kaczyń­ski wie, że musi napusz­czać jed­nych na dru­gich, żeby różne grupy zaj­mo­wały się wza­jem­nym zwal­cza­niem. I to para­dok­sal­nie trzyma PiS w ryzach.

Radykał

Mini­ster: – Mówię to z pełną odpo­wie­dzial­no­ścią: to Jaro­sław Kaczyń­ski dał przy­zwo­le­nie Julii Przy­łęb­skiej, żeby w 2020 roku ruszyła sprawę abor­cji. Nato­miast on był świę­cie prze­ko­nany, że orze­cze­nie Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego będzie sfor­mu­ło­wane w ten spo­sób, że za nie­zgodne z kon­sty­tu­cją zostaną uznane przy­padki lek­kiego uszko­dze­nia płodu. Mówiąc „lek­kie”, mam na myśli zespół Downa. Tym­cza­sem TK poszedł zde­cy­do­wa­nie dalej. Pierw­szy raz widzia­łem Kaczyń­skiego w sta­nie auten­tycz­nej paniki. Pro­szę mi wie­rzyć. Przy wcze­śniej­szych pro­te­stach doty­czą­cych na przy­kład ustaw sądo­wych on ni­gdy nie oba­wiał się utraty kon­troli nad wyda­rze­niami. Nato­miast masowe pro­te­sty w spra­wie abor­cji, które wylały się poza wiel­kie mia­sta, spra­wiły, że on rze­czy­wi­ście był prze­ra­żony wizją utraty wła­dzy. To wtedy nagrał to słynne wystą­pie­nie, w któ­rym wzy­wał do obrony kościo­łów. To poka­zy­wało skalę jego prze­ra­że­nia. Powiem wię­cej. To Kaczyń­ski był auto­rem pomy­słu wypro­wa­dze­nia wojsk na ulicę prze­ciwko tym pro­te­stom. Miał zostać wpro­wa­dzony stan wyjąt­kowy. Odpo­wied­nia decy­zja była już przy­go­to­wy­wana, ale ostro sprze­ci­wiły się jej trzy osoby: Mate­usz Mora­wiecki, Jaro­sław Gowin i Michał Dwor­czyk. Ten ostatni uwa­żał, że armia się po tym wize­run­kowo nie pod­nie­sie. Zresztą Kaczyń­ski potem przy­znał w jakiejś roz­mo­wie, że brał pod uwagę, że woj­sko jesz­cze bar­dziej roz­ju­szy ludzi i to się skoń­czy dymi­sją całego rządu. Ale na pew­nym eta­pie był skłonny pod­jąć takie ryzyko.

Kamil Dziubka: – Był gotowy na stan wyjąt­kowy, mimo że wcze­śniej nie chciał wpro­wa­dzić żad­nego ze sta­nów nad­zwy­czaj­nych z powodu pan­de­mii?

Mini­ster: – Wtedy mie­li­śmy prze­ko­na­nie, że spo­łe­czeń­stwo odbie­rze to bar­dzo źle. Pola­kom stany nad­zwy­czajne koja­rzą się ze sta­nem wojen­nym.

Poseł: – On nie dostrze­gał, że na tych pro­te­stach są kobiety, młod­sze, star­sze, nasto­let­nie. Ina­czej jest, jak wysy­łasz poli­cyjną pre­wen­cję na chu­li­ga­nów sta­dio­no­wych, a ina­czej jak widzisz, że to jest pro­test, gdzie osiem­dzie­siąt pro­cent sta­no­wią kobiety. Kaczyń­ski nie­stety nie ma zbyt roz­wi­nię­tej inte­li­gen­cji emo­cjo­nal­nej i trudno mu prze­wi­dzieć kon­se­kwen­cje pew­nych decy­zji.

Wice­mi­ni­ster: – Na jed­nej z narad Szym­czyk, czyli szef poli­cji, mówił, że oba­wia się rebe­lii wewnątrz for­ma­cji. Opo­wia­dał, że część poli­cjan­tów jest na gra­nicy nie­wy­ko­na­nia roz­ka­zów. Prze­ko­ny­wał, że nie wyobraża sobie wyda­nia pole­ce­nia o siło­wym roz­pę­dze­niu pro­te­stów. Oczy­wi­ście potem zda­rzyły się przy­padki uży­cia siły, jakiejś dziew­czy­nie anty­ter­ro­ry­sta z pałką zła­mał rękę, ale roz­kaz, żeby w całym kraju na masową skalę w ten spo­sób zała­twić sprawę, nie padł.

Poseł: – O wyroku Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego prze­są­dził nacisk tak zwa­nej frak­cji pro-life, któ­rej twa­rzą jest Bar­tło­miej Wró­blew­ski. On póź­niej kan­dy­do­wał na Rzecz­nika Praw Oby­wa­tel­skich. Wró­blew­ski stwo­rzył Par­la­men­tarny Zespół na rzecz Życia i Rodziny. Ludzie z tej grupy zatrzy­mali się gdzieś na 2016 roku. Kaczyń­ski po pro­te­stach czar­nych para­so­lek obie­cał im, że sprawa abor­cji wróci. Nie zda­wali sobie sprawy, jak zmie­niły się nastroje. Myśleli, że spo­łe­czeń­stwo zro­zu­mie, iż prze­ry­wa­nie ciąży z powodu nie­peł­no­spraw­no­ści dziecka nie może być zaak­cep­to­wane. A tutaj do głosu doszła zupeł­nie nowa grupa ludzi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki