Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lady Almina i prawdziwe Downton Abbey prezentuje historię pałacu Highclere oraz jednej z jego najsłynniejszych mieszkanek, Lady Alminy, piątej hrabiny Carnarvon. Oto rzeczywista sceneria wielokrotnie nominowanego do nagród i nagradzanego serialu Downton Abbey, a także inspiracje twórców tego dzieła.
Korzystając z bogatego skarbca materiałów – takich jak pamiętniki, listy i fotografie – obecna hrabina Carnarvon nakreśliła wciągającą historię tej bajecznej posiadłości na przełomie wieków, podczas wzrastającej grozy Wielkiej Wojny oraz w jej trakcie. Podobnie jak jej serialowa odpowiedniczka lady Cora Crawley, lady Almina była córką bogatego przemysłowca Alfreda de Rothschilda, wydaną w młodym wieku za angielskiego arystokratę, earla Carnarvona, który dzięki posagowi żony mógł odegnać kłopoty finansowe od swej siedziby rodowej. Otwierając podwoje pałacu Highclere przed żołnierzami rannymi na frontach Wielkiej Wojny, lady Almina wkroczyła na drogę, która zapewniła jej podziw i sławę kobiety nieustraszonej, zdecydowanej i gotowej do bezgranicznych poświęceń.
Bogata opowieść kontrastuje splendor arystokratycznego życia w epoce edwardiańskiej z brutalną i okrutną rzeczywistością wojny światowej, kreśląc zarazem inspirujący portret kobiety, wokół której od pewnego momentu koncentrowało się życie Highclere.
Almina była kobietą, której czar mógł iść w zawody z odwagą.
„New York Times Book Review”
Bardzo bogate tło dramatu, którego ekranizacja zdobyła nagrodę Emmy.
„New York Times”
Jeśli nie możesz się doczekać następnego sezonu Downton Abbey… oto coś dla ciebie. Znakomity portret zmieniających się czasów.
„New York Post”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 312
Jest to książka o niezwykłej kobiecie, Alminie Carnarvon, o rodzinie, z którą złączył ją węzeł małżeński, zamku, który stał się jej domem, pracujących tu ludziach, a także o przemianie zamku, gdy podczas pierwszej wojny światowej stał się szpitalem dla rannych żołnierzy.
Nie jest to dzieło historyczne, aczkolwiek obficie odwołuje się do szczegółów okresu edwardiańskiego, ponurej rzeczywistości Wielkiej Wojny, a także do pierwszych lat odrodzenia po światowym konflikcie.
Nie jest to ani biografia, ani twór wyobraźni, gdyż autorka osadza swoje postaci w historycznych okolicznościach, które udało się ustalić dzięki listom, pamiętnikom, księgom gości oraz prowadzonym na bieżąco rachunkom z gospodarstwa zamkowego.
Almina Carnarvon była niezwykle bogatą dziedziczką, nieślubną córką Alfreda de Rothschilda. Poślubiła piątego earla Carnarvon, jedną z głównych postaci towarzystwa edwardiańskiego w Wielkiej Brytanii. Earl miał najróżniejsze, dość eklektyczne zainteresowania. Uwielbiał książki i podróże, ale wykorzystywał też każdą okazję, aby zgłębiać wynalazki techniki, które przekształcały współczesny mu świat. Najbardziej zasłynął tym, że wraz z Howardem Carterem odkrył grób Tutanchamona.
Almina była niebywale hojną kobietą: nigdy nie szczędziła dóbr duchowych i materialnych. Była zapraszana na największe uroczystości odbywające się na królewskim dworze, aż nadszedł czas, gdy pierwsza wojna światowa przeobraziła — co stało się udziałem wielu ludzi — jej życie, zamiast bowiem uczestniczyć w wielkich balach, prowadziła szpital, okazując się przy tym zręczną pielęgniarką i opiekunką rannych.
Zamek Highclere nadal jest siedzibą earlów Carnarvon. Miliony widzów telewizyjnych poznały zamek jako Downton Abbey, jako że w ponad stu krajach wyświetlany był serial, którego akcja tam właśnie się rozgrywa.
Mieszkając tutaj od dwudziestu lat, poznałam wszystkie, nawet najdrobniejsze, szczegóły zamku. Gdy go badałam, w opowieściach odżywali fascynujący ludzie, którzy tutaj mieszkali, ale zdobyczy było znacznie więcej. Moja podróż dopiero się rozpoczyna.
Hrabina Carnarvon
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
We środę 26 czerwca 1895 roku panna Almina Wiktoria Maria Aleksandra Wombwell, urzekająco piękna dziewiętnastolatka o nieco dwuznacznej pozycji towarzyskiej, poślubiła w kościele Świętej Małgorzaty w dzielnicy Westminster George’a Edwarda Stanhope’a Molyneuxa Herberta, piątego earla Carnarvon.
Owego pięknego dnia liczący sobie ponad tysiąc lat kościół z białego kamienia był wypełniony ludźmi, a wszędzie dokoła pyszniły się cudowne kwiaty. Niektórych uczestników, zwłaszcza ze świty pana młodego, mogła odrobinę razić ostentacyjność dekoracji. W nawie centralnej dumnie wznosiły się palmy królewskie, a w nawach bocznych umieszczono paprocie. Prezbiterium zdobiły białe lilie, orchidee, peonie i róże. A zatem delikatny powiew egzotyki łączył się z silnym aromatem letnich kwiatów angielskich. Widok był niezwykły, a i cały ślub spowijała aura niezwykłości. Nazwisko Alminy, okoliczności jej narodzin, a także jej ogromne bogactwo sprawiały, że ślub ten nie był typowy dla elity towarzyskiej.
Earl zawierał małżeństwo w dniu swych dwudziestych dziewiątych urodzin. Pochodził ze znakomitej rodziny, nosił zaszczytny tytuł, był smukły i czarujący, aczkolwiek pełen rezerwy. Posiadał rezydencje w Londynie, Hampshire, Somerset, Nottinghamshire i Derbyshire. Był właścicielem wielkiego majątku, w domostwach pyszniły się obrazy dawnych arcymistrzów, pamiątki z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, wyśmienite francuskie meble. Był chętnie widzianym gościem w najznakomitszych posiadłościach całej Anglii, szczególnie jeśli znajdowała się tam szlachetna panna na wydaniu. Podczas takich wizyt potrafił być wytworny i uprzedzająco grzeczny, nie ulega jednak wątpliwości, że niemało było młodych dam, których nadzieje spotkało rozczarowanie.
Jego drużbą był książę krwi Victor Duleep Singh, przyjaciel z Eton i Cambridge, syn byłego maharadży Pendżabu, który posiadał Koh-i-Noor, zanim klejnot zarekwirowali Brytyjczycy, aby umieścić go w koronie cesarzowej Indii, królowej Wiktorii.
Światło słoneczne sączyło się przez nowe witraże, na których przedstawiono angielskich bohaterów z poprzednich wieków. Starodawny kościół znajdujący się nieopodal opactwa westminsterskiego został niedawno przerobiony przez wybitnego architekta wiktoriańskiego, sir George’a Gilberta Scotta, tak że stanowił teraz iście wiktoriański amalgamat tradycji i nowoczesności. Był znakomitą scenerią dla ślubu pochodzących z tak odmiennych grup społecznych osób, z których każda posiadała coś, co było potrzebne drugiej.
Czekająca nieruchomo w sieni Almina zrobiła pierwszy krok, gdy rozbrzmiały zagrane przez organistę Bainesa wstępne akordy hymnu The Voice That Breathed o’er Eden. Szła wolno, z takim spokojem i taką godnością, na jakie potrafiła się zdobyć pod ciężarem wszystkich kierujących się na nią spojrzeń; dłoń w rękawiczce lekko spoczywała na przedramieniu jej stryja, sir George’a Wombwella. Była zdenerwowana, ale również podniecona. Brat pana młodego lord Burghclere zauważył, iż było w niej trochę „dziewczęcej naiwności”, ale wydawała się tak po uszy zakochana, że ledwie potrafiła nad sobą zapanować w poprzedzających ślub tygodniach i dniach.
Niejaką pewność musiała czerpać z przekonania, że wygląda znakomicie. Drobna, licząca sobie tylko odrobinę ponad metr pięćdziesiąt wzrostu, miała niebieskie oczy i delikatny, prosty nos, twarz zaś okalały starannie upięte lśniące brązowe włosy. Jej przyszła szwagierka Winifred Burghclere opisała ją jako „prawdziwą piękność o nienagannej, wciętej w pasie figurze”. Była, jeśli użyć jednego z popularnych wówczas określeń, „kieszonkową Wenus”.
W widocznej pod delikatnym welonem z jedwabnego tiulu dłoni trzymała bukiecik kwiatów pomarańczy. Suknia pochodziła z paryskiej pracowni Charlesa Wortha, najmodniejszego wówczas krawca, słynącego z użycia wykwintnych, wspaniale wykończonych tkanin. W przypadku Alminy była to wyborna satyna duchesse z długim trenem i udrapowanym z koronki welonem zamocowanym do ramienia. Spódnicę zdobiły żywe kwiaty pomarańczy, a w suknię na dodatek wkomponowano prezent od pana młodego: bardzo starą i niezwykle rzadką francuską koronkę.
Dla wszystkich zebranych była to chwila wkroczenia Alminy na scenę towarzyską. Co prawda była ona zaprezentowana na dworze przez swą stryjenkę, lady Julię Wombwell w maju 1893 roku, tak więc miała już za sobą debiut towarzyski, niemniej nie była potem zapraszana na ekskluzywne uroczystości, których uczestnicy byli bardzo starannie dobierani. Ponieważ wiele krążyło plotek na temat ojca Alminy, ani najwyborniejsze stroje, ani nieskazitelne maniery nie zapewniały jej wstępu na salony wielkich dam, które królowały w ówczesnym towarzystwie. Dlatego też Alminę ominęły wszystkie najważniejsze bale, które urządzano między innymi po to, aby młode damy mogły przyciągnąć uwagę nieżonatych dżentelmenów. Nie przeszkodziło to Alminie zdobyć narzeczonego pochodzącego z najlepszych kręgów, dlatego też teraz odziana była jak kobieta, która wkracza do świata najwyższej arystokracji.
Za nią, oprócz dwóch paziów, kroczyło osiem druhen: jej siostra stryjeczna, panna Wombwell, dwie młodsze siostry narzeczonego, lady Margaret i lady Victoria Herbert, lady Kathleen Cuffe, księżniczki Singh: Kathleen i Sophie, a także panna Evelyn Jenkins i panna Davies. Wszystkie druhny odziane były w kremowy jedwabny muślin, pod którym bieliły się satynowe spódnice obszyte jasnoniebieskimi wstążkami. Obrazu dopełniały rozłożyste słomkowe kapelusze kremowej barwy, wykończone jedwabnym muślinem, piórami i wstążkami. W orszaku panny młodej znaleźli się też wielebny Mervyn Herbert i lord Arthur Hay, odziani w biało-srebrzyste stroje dworskie w stylu Ludwika XV, z odpowiednio dopasowanymi kapeluszami.
Almina poznała narzeczonego mniej więcej półtora roku wcześniej. Nigdy nie zdarzyło im się spędzić czasu na osobności, uczestniczyli jednak wspólnie w kilku wystawnych spotkaniach towarzyskich. Z pewnością nie było tych sytuacji tyle, by Almina mogła sobie uświadomić, że frak, do którego nałożenia namówiono earla z okazji ślubu, bardzo się różnił od tego, jaki zwykł na co dzień nosić.
młoda para stanęła przed ołtarzem, a zgromadzeni za ich plecami członkowie rodziny i przyjaciele stanowili bogatą reprezentację najznakomitszej i najpotężniejszej śmietanki towarzyskiej, ale także kręgów o nieco dwuznacznej reputacji. Po prawicy zasiadła rodzina pana młodego: jego macocha, owdowiała hrabina Carnarvon, jego brat przyrodni wielebny Aubrey Herbert, członkowie wielkiego rodu Howardów: earl Pembroke oraz earlowie i hrabiny Portsmouth, Bathurst i Cadogan. W gronie przyjaciół nie zabrakło najwybitniejszych postaci londyńskiego towarzystwa, takich jak lord Ashburton, lord de Grey, markiz i markiza Bristolu, księżniczki Marlborough i Devonshire, a także lord i lady Charteris.
Jednym z najznakomitszych gości był lord Rosebery, niedawny premier rządu Jej Królewskiej Mości. Raptem przed czterema dniami udał się on do zamku Windsor, aby złożyć swą rezygnację na ręce królowej, która wtedy zwróciła się do lorda Salisbury z prośbą o stworzenie rządu. Na ślubie nie było królowej Wiktorii, która od wielu lat nie udzielała się publicznie, niemniej wysłała młodej parze swoje gratulacje. Miała liczne powiązania z rodem Carnarvon, między innymi była matką chrzestną najmłodszej siostry earla.
Krąg rodzinny i przyjacielski panny młodej był zupełnie inny. Matka Alminy, Francuzka Marie Wombwell, z domu Boyer, była córką paryskiego bankiera. Wystarczyło zobaczyć je obie, by natychmiast dostrzec, że po matce Almina odziedziczyła wigor i styl bycia. Brat zmarłego męża Marie, sir George Wombwell, jak już wspomniano, poprowadził Alminę do ołtarza. Wombwellowie zasiedli obok licznych reprezentantów najbardziej wpływowych i bajecznie majętnych klas kupieckich, które całkiem niedawno zyskały tytuł szlachecki, byli więc tu sir Alfred de Rothschild, baronostwo de Worms, baronowie de Rothschild: Ferdynand i Adolphe, lady de Rothschild, Reuben Sassoon, czworo kuzynów Sassoona, Ernest Wertheimer, państwo Ephrusi oraz baronostwo de Hirsch. I Marie, i sir Alfred mieli wielu przyjaciół w kręgach aktorskich, a więc pośród gości znalazła się też ciesząca się wielkim uznaniem primadonna Adelina Patti, od dziewięciu lat — madame Nicolini.
Kiedy teraz — stojąc przed gronem znakomitych duchownych, starannie wybranych do ceremonii ślubnej, i czując uścisk swego od kilku chwil małżonka — Almina zastanawiała się nad swoim losem, mogła czuć lęk przed małżeńskim życiem. Niewykluczone, że pochwyciła spojrzenie matki, które przypominało jej, jak daleko zaszła. Musiała być jednak doskonale świadoma faktu, że dzięki małżeńskiemu kontraktowi podpisanemu przez earla Carnarvon z Alfredem de Rothschildem chroniona była przez bogactwo tak oszałamiające, iż mogło zapewnić jej szacunek, towarzyską akceptację i dostęp do najznakomitszych rodzin późnowiktoriańskiej Anglii. Almina wkraczała do kościoła Świętej Małgorzaty jako nieślubna córka żydowskiego bankiera i jego francuskiej utrzymanki, wychodziła jednak z niego przy dźwiękach marsza weselnego z wagnerowskiego Lohengrina jako piąta hrabina Carnarvon. Przemiana była ogromna.
Ten niezwykły awans na drabinie społecznej nie obył się bez trudności. Nawet pieniądze Rothschilda nie mogły przysłonić faktu, że pani Marie Wombwell — wdowa po zapijaczonym i rozpasanym hazardziście Fredericku Wombwellu, a także, co ważniejsze, od wielu lat bliska znajoma sir Alfreda — nie była przyjmowana w towarzystwie.
Dzieciństwo Alminy upłynęło pomiędzy Paryżem i Londynem, a jako nastolatka dorastała w sercu Mayfair, przy Bruton Street 20. Od czasu do czasu odwiedzała też rezydujących w Yorkshire Wombwellów. Sir George i lady Julia życzliwie odnosili się do Marie i jej dzieci, także gdy owdowiała. Adres w Mayfair był znakomity, ale referencje Marie Wombwell — wcale nie.
Poznała sir Alfreda jako kobieta zamężna, chociaż żyjąca w separacji. Sir Alfred, postać świetnie znana w życiu publicznym, był od dwudziestu lat dyrektorem banku Anglii, a także kawalerem, estetą i człowiekiem cieszącym się powszechnym zaufaniem. Wielka rodzinna fortuna pozwalała mu na wystawne życie, którego jednym z elementów były „kolacje wielbicieli”, wieczerze urządzane dla zaprzyjaźnionych dżentelmenów, którzy mogli wtedy nawiązywać znajomości z najgłośniejszymi podówczas aktorkami.
Marie poznała sir Alfreda dzięki ojcu, który znał go poprzez liczne koneksje w świecie bankierów, albo dzięki teściom, którzy często spędzali weekendy jako jego goście w posiadłości Halton House w Buckinghamshire. Alfred i Marie szybko zaprzyjaźnili się jako wielbiciele teatru i opery, wkrótce też zostali kochankami. Alfred hojnie zatroszczył się o materialny status Marie i jej córki. Mogąc liczyć na wielkie finansowe wsparcie Alfreda, Almina stała się ważną partią na rynku małżeńskim. Ale nawet w tej sytuacji Marie nawet w najodważniejszych snach nie mogła sobie wyobrazić, że jej córka jednym skokiem wedrze się do samego serca wiktoriańskiego high life’u.
Zdaje się, że ten sukces nieco uderzył Marie do głowy. Nastawała na to, aby ślubne śniadanie było odpowiednio huczne, tutaj jednak pojawiły się ogromne problemy związane z towarzyską etykietą. Tradycja wymagała, aby uroczystość taka odbyła się w rodzinnym domu panny młodej, co było niemożliwe, gdyż jej matka nie była przyjmowana w towarzystwie. Rodzica zaś pro forma zwano ojcem chrzestnym. Pieniądze Rothschilda mogły sfinansować wielką uroczystość, ta jednak nie mogła się odbyć w jego domu.
Elsie, macocha piątego earla i motor napędowy ślubnych planów, zmagała się od tygodni z tą łamigłówką. Do hrabiny Portsmouth, uwielbiającej swego bratanka, pisała: „Mamy w rodzinie wielki kłopot. Nikt z nas jej [pani Wombwell] nie odwiedza, nikt też jej nie zaprasza, aczkolwiek Almina, rzecz jasna, nieustannie z nimi przebywa”. Z niezwykłą delikatnością i ostrożnością Elsie, która wzięła Alminę pod swą czułą opiekę, rozpytywała pośród takich przyjaciół rodziny jak lordostwo Stanhope, czy się udałoby się znaleźć neutralnego, nie mniej olśniewającego miejsca na weselne śniadanie. Nie zbrakło propozycji, te jednak kolejno były odrzucane, aż wreszcie sir William Waldorf Astor zaproponował, że wynajmie na tę okazję Lansdowne House, po południowej stronie Berkeley Square, na co Marie chętnie przystała.
Tak więc po ceremonii kościelnej goście udali się na Mayfair. Zaprojektowana przez Roberta Adama, wzniesiona w roku 1763 rezydencja miała kilka eleganckich sal gościnnych. W holu królowały hortensje, każde pomieszczenie było przystrojone innymi kwiatami. Podobnie jak w głównej nawie kościoła Świętej Małgorzaty, w salonie dominowały palmy i paprocie, tam też sprowadzona z Wiednia słynna orkiestra Gottlieba grała najmodniejsze ostatnio walce. W jednej sali serwowano drinki, inna przygotowana została do śniadania weselnego, którego zwieńczeniem był trzypiętrowy tort. Pani Wombwell witała gości odziana w ciemnopurpurową suknię, ale zgodnie z rangą jako pierwsza powitaniom czyniła zadość Elsie, wdowa po hrabim Carnarvon, mając na sobie suknię z jedwabnej tafty mieniącej się różem i zielenią.
Prezenty ślubne dla panny młodej i pana młodego zostały starannie skatalogowane i zaprezentowane podczas przyjęcia. Od sir Alfreda Almina otrzymała wspaniały naszyjnik szmaragdowy i tiarę; kosztowności te odpowiadały jej nowej randze i miała je nosić, czy to przyjmując gości w Highclere, czy to udając się z wizytą. Ale, rzecz jasna, otrzymała też mnóstwo innych przepięknych rzeczy, poczynając od kryształowych waz, a kończąc na złoconych fiolkach i niezliczonych objets de virtu. Także i pan młody został obdarowany równie drogocennymi przedmiotami codziennego użytku, poczynając od pierścionków, a na papierośnicach kończąc.
Dzień ślubu przebiegł bez żadnych zgrzytów, co stanowiło znaczną ulgę po pełnym napięcia wcześniejszym okresie. Nawet jeśli nieprzyjaźnie komentowano nagły wzlot panny Wombwell, nie robiono tego głośno. Jej matka zachowywała się bez zarzutu, wszyscy też dyskretnie milczeli o roli odgrywanej przez Alfreda de Rothschilda. Prawdę mówiąc, ten niezwykły ślub był traktowany jako jeden z największych sukcesów całego sezonu.
Prawdopodobnie Almina bez niepokoju wkraczała do kościoła i potem do Lansdowne House, wszędzie bowiem otoczona była przez znajome twarze, natomiast inaczej mogła się poczuć, kiedy zrywała ze swym dawnym życiem, czasem swojego panieństwa, jadąc do Highclere. Matka z pewnością powiedziała jej coś uspokajającego, z pewnością pocałunkiem i błogosławieństwem obdarzył ją ojciec. Teraz jednak robiła pierwszy prawdziwy krok jako żona, a jej towarzyszem był człowiek właściwie obcy, który jak dotąd nie palił się raczej do tego, by ją lepiej poznać.
Nowożeńcy popołudniem opuścili gości, a pierwszy woźnica lorda Carnarvona Henry Brickell powiózł ich przez Londyn na stację Paddington, gdzie czekał na nich specjalny pociąg. Pierwszą część miesiąca miodowego mieli spędzić w zamku Highclere w Hampshire, największej posiadłości Carnarvonów. Oboje przebrali się. Earl przy pierwszej nadarzającej się okazji zrzucił swój długi, uroczysty frak i teraz miał na sobie ulubiony, zacerowany w kilku miejscach niebieski surdut, do którego, gdy wyjechali z miasta, dodał słomkowy kapelusz. Almina miała na sobie czarującą różową suknię z jedwabnej gazy, diamenty i kapelusz sprowadzony z Paryża od Verrota.
Pociąg z Paddington przyjechał zgodnie z planem na stację Highclere o godzinie wpół do siódmej po południu. Lordostwo Carnarvon przesiedli się do odkrytego landa, którym powoził stangret, a które ciągnęła para gniadoszy. Po przejechaniu mili powóz minął bramę rezydencji i dalej potoczył się krętą aleją między drzewami i ciemnymi krzewami rododendronów. Kiedy mijali świątynię Diany wybudowaną nad jeziorem Dunsmere, z zamkowej wieży rozbrzmiał wystrzał. Dziesięć minut później lando zatrzymało się przy parkowym rozgałęzieniu dróg, a para wysiadła z powozu. Nad aleją wiodącą do zamku wznosił się weselny łuk udekorowany kwiatami. Konie zostały wyprzęgnięte przez zarządców spraw zamkowych, panów: Halla, Storie, Lawrence’a i Weigalla. Kiedy zarządzający i główny leśniczy założyli liny do powozu, młodożeńcy znowu zajęli swoje miejsca. Teraz dwudziestu mężczyzn chwyciło za liny, aby przeciągnąć lando pod łukiem, a potem wspiąć się po stoku do głównego wejścia zamkowego. Towarzyszyły temu żywe dźwięki marsza odgrywanego przez Newbury Town Band, który otrzymał wynagrodzenie w wysokości siedmiu gwinei.
Burmistrz Newbury wręczył Jego Lordowskiej Mości przygotowany przez mieszkańców miasteczka prezent ślubny, którym był album zawierający ich życzenia z okazji zawarcia małżeństwa, a zdobiony rysunkami w stylu średniowiecznych iluminacji, przedstawiającymi sceny z odbywanych w Newbury Targów Zbożowych, a także sam zamek Highclere. Album oprawiony był w kremową jagnięcą skórę, a na okładce wyciśnięte były splecione dwie litery „c”: inicjały Carnarvonów.
Ludzie mieszkający i pracujący w majątku mogli przyglądać się uroczystościom w ogrodach zamkowych. Rozstawiono dla nich wielki namiot, w którym przygrywała orkiestra. Ponadto wydano uroczyste przyjęcie dla trzysta trzydzieściorga miejscowych dzieci. Pojawiła się groźba burzy, szczęśliwie jednak wypogodziło się, zanim rozpoczęła się herbatka i zanim nadjechali państwo młodzi. Był to jeden z najdłuższych dni w roku, więc słońce ciągle było wysoko na niebie.
Oprócz gaży dla muzyków zapłacono też jednego funta, jedenaście szylingów i sześć pensów pięciu konstablom, a także dwa funty dzwonnikom z Burghclere, dzięki którym od pierwszej chwili, gdy państwo opuścili pociąg, z wieży kościoła rozchodziły się dźwięki. Na szczycie zamku dumnie powiewała czerwono-niebieska chorągiew z rodzinnym herbem, na którym spomiędzy wieżyczek i blanków wszystkie zwierzęta i potwory stanowiące symbole heraldyczne obserwowały, zdało się, całą scenę.
Powóz zatrzymał się przed ciężkimi drewnianymi wrotami zamku, earl i jego małżonka ponownie wysiedli, a tutaj powitali ich pan Albert Streatfield, zarządzający zamkiem (a historycznie zwany szambelanem), oraz zarządzający całym majątkiem major James Rutherford, któremu towarzyszyła żona.
Co też mogła myśleć Almina, gdy spoglądała na ludzi zgromadzonych, aby wiwatować między innymi na jej cześć? Co czuła, gdy patrzyła na to wspaniałe domostwo jako jego nowa pani? Widziała je już wcześniej. Wraz z matką dwukrotnie spędziła tutaj weekend. Teraz jednak była hrabiną Carnarvon, mającą kierować zamkiem, a także wypełniać liczne obowiązki. W Highclere każdy, czy to w komnatach, czy to w podziemiu, w gospodarstwie czy w kuchni, miał do wypełnienia określoną rolę i nie inaczej było z Alminą.
Niewątpliwie musiała być podekscytowana. Była energiczną osobą o szerokich horyzontach, a dla większości ówczesnych dziewcząt, które w wyobraźni znalazłyby się na jej miejscu, perspektywa małżeństwa, macierzyństwa i dbania o przyszłość rodu Carnarvonów musiałaby być niezwykle pociągająca. Almina nawykła do życia w dostatku, a teraz nie miała żadnego powodu, by się obawiać, że kiedykolwiek może jej czegoś zbraknąć. Była też wielce zakochana w swoim mężu, ale bez wątpienia musiały ją również trapić obawy.
Nawet jeśli wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy, wystarczyło, że spojrzała na informującą o ślubie sobotnią prasę, aby uświadomić sobie, iż odtąd będzie żyła wystawiona na publiczną uwagę. Tak jak dziś, również i wtedy gazety z wielką ochotą opisywały śluby arystokratów, bogaczy, a także innych sławnych ludzi. Tygodnik „Penny Illustrated” w dziale Kobiecy Świat zamieścił jej pełnowymiarowe zdjęcie (choć w nagłówku pomyłkowo została nazwana Alice Wombwell), a także w najdrobniejszych szczegółach opisał jej strój. W jednej chwili Almina z osoby niemal zupełnie nieznanej stała się przedmiotem powszechnego zainteresowania. A to oznaczało najróżniejsze obowiązki i kłopoty.
Aby nie skazywać swej małżonki na tylko wyobrażanie sobie, co ją czeka, lord Carnarvon kilka następnych dni poświęcił na zapoznanie jej z posiadłością i sąsiadami, aby potem na własną już rękę mogła zaznajamiać się ze swą nową siedzibą. W poślubną niedzielę udali się do kościoła w Highclere, gdzie poranne nabożeństwo odprawił, podobnie jak w Westminsterze, sir Gilbert Scott. Jakieś dwadzieścia lat wcześniej zaprojektował i wybudował świątynię na żądanie ojca pana młodego — czwartego earla Carnarvon. Po załatwieniu wszystkich lokalnych spraw para wyjechała na kontynent, aby tam spędzić drugą część miesiąca miodowego. Mieli nareszcie okazję, by lepiej siebie poznać, w końcu zupełnie prywatnie. Po dwóch tygodniach powrócili do Highclere, które tętniło znowu normalnym życiem. Tyle że dla Alminy nic już nie miało być takie samo.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Kiedy Almina owego letniego dnia wysiadała z powozu przed swym nowym domem, na jej przybycie oczekiwano już od miesięcy. Pośród mieszkańców Highclere krążyły najróżniejsze informacje i plotki na temat młodej żony earla.
Pod koniec XIX stulecia na życiu wielkich siedzib ciągle odciskały się wzorce i zwyczaje, które nie zmieniały się od stuleci. Całe rodziny od pokoleń wykonywały te same czynności. Zamek Highclere był rodzinnym domem hrabiów Carnarvon, ale był też rodzinnym domem służby zamkowej. Zamek przypominał statek, któremu rygorystycznie kapitanował Streatfield. Wszyscy wiedzieli, że hrabiny pojawiają się i odchodzą, zamek jednak trwa. Osoba Alminy była oczywiście ważna, ale bardzo szybko mogła się ona zorientować, iż stanowi tylko część wielkiej, nieporównanie trwalszej od niej machiny czy instytucji. Jednym z najważniejszych celów po powrocie z miodowego miesiąca było zrozumienie dziejów i zasad funkcjonowania wspólnoty, której częścią się stawała.
Leżący na skrzyżowaniu dróg prowadzących z Winchesteru do Oksfordu oraz z Londynu do Bristolu zamek Highclere wzniesiony został na kredowym wzgórzu, skąd spoglądał na pradawną drogę łączącą wzgórza obronne Beacon Hill i Ladle Hill. Jeszcze bardziej na południe od Highclere znajduje się Siddown Hill, na którego szczycie widać osiemnastowieczną atrapę zamku Heaven’s Gate. Na północ, poza Newbury, można dojrzeć wieżyczki Oksfordu.
Od dawna wychwalane było naturalne piękno tej okolicy. Na sto lat przed przybyciem Alminy do Highclere, w 1792 roku, Archibald Robertson w swoim opisie drogi z Londynu do Bath i Bristolu zachwycał się: „Znajdujący się w Hampshire High Clere Park można uznać za jedno z najpiękniejszych miejsc w kraju. Może ono zadowolić najbardziej wybrednego podróżnika z racji swoich rozmiarów, zróżnicowania krajobrazu, łagodnych trawiastych wzgórz, pięknych dolin, lasów malowniczo przecinanych strumieniami”.
W Highclere i okolicach ludzie osiedlali się od tysięcy lat; umocnienia na wzgórzu obronnym Beacon Hill pochodzą z X wieku p.n.e. Teren ten przez osiemset lat należał do biskupów Winchester, potem przeszedł w świeckie ręce, aby pod koniec XVII wieku stać się własnością earlów Pembroke, przodków earlów Carnarvon.
Otoczenie zamku harmonijnie łączące naturalny krajobraz z tworami ludzkiej ręki zaprojektowane zostało w XVIII wieku przez Capability Browna dla pierwszego earla Carnarvon. Kręte drogi tak poprowadzono, aby to odsłaniały, to ukrywały widok zamku. Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie wzrok przyciągają egzotyczne drzewa, wdzięczne alejki, starannie przystrzyżone krzewy. Po dziś dzień wizytujący oczarowani są urokiem miejsca, osobliwą jednością krajobrazu, zamku, a także żyjących tu i pracujących ludzi.
Budynek zamkowy swoją obecną postać zawdzięcza Charlesowi Barry’emu, budowniczemu londyńskiego Parlamentu, który pracował na zlecenie trzeciego earla Carnarvon. Było to gigantyczne przedsięwzięcie. Wprawdzie stara elżbietańska budowla została przerobiona w stylu georgiańskim na przełomie XVIII i XIX wieku, teraz jednak wszystko miało się zmienić. Kamień węgielny nowego zamku położony został w roku 1842; budowa zajęła dwanaście lat, a będący jej efektem zamek Highclere całkowicie zdominował otoczenie. Od razu widać, że ta imponująca budowla nie powstawała przez wieki poprzez kolejne przybudówki, dobudówki, nadbudówki, lecz jest ucieleśnieniem wizji jednego twórcy. Gotyckie wieżyczki stały się krzykiem mody wczesnej architektury wiktoriańskiej, która odwracając się od klasycznych wzorców XVIII wieku, szukała inspiracji średniowiecznych. Budynek miał imponować swoimi rozmiarami i wysmakowanym projektem. Jego solidność i masywność mają w sobie coś osobliwie męskiego.
Almina wraz z matką często odwiedzały Halton House w Buckinghamshire, posiadłość Alfreda de Rothschilda ukończoną w roku 1888. Stanowiący ucieleśnienie barokowej fantazji Halton House utrzymany był w, jak to nieco pogardliwie nazywano, le style Rothschild. Spoglądając teraz na Highclere, Almina musiała zdawać sobie sprawę z tego, że chociaż zamek był ledwie pięćdziesiąt lat starszy od Halton House, jego kształt i otoczenie były wyrazem angielskiej tradycji zupełnie odmiennej od wszystkiego, co dotąd znała.
Kiedy w październiku 1866 roku jeden ze szczególnie dystyngowanych gości jechał przez park, zbliżając się do zamku, nie mógł się powstrzymać od okrzyków: „Cóż za widok! Cóż za malowniczy widok!”.
Dla Benjamina Disraelego, podówczas kanclerza skarbu, który potem miał być dwukrotnie premierem, podstawiono specjalny pociąg, który z Paddington dojechał do Highclere. W ceremonialnej bramie do parku Highclere zwanej London Lodge, której klasyczne filary podtrzymywały łuk zwieńczony herbem rodu Carnarvon, czekał na Disraelego powóz.
Otulony w zabezpieczające przed jesiennym chłodem koce gość mógł się zachwycać widokami, które odsłaniały się, gdy pojazd kluczył pomiędzy rododendronami i liczącymi sobie sto pięćdziesiąt lat libańskimi cedrami.
Za każdym zakrętem ukazywała się nowa zachwycająca perspektywa. Z drogi biegnącej obok świątyni Diany, wzniesionej na brzegu jeziora Dunsmere, widać było lśniące nad koronami drzew szczyty wieżyczek zamku, ciągle jeszcze odległego o całą milę. Disraeli z uznaniem przyglądał się średniowiecznej stylizacji ogrodzenia otaczającego park dla dzikiej zwierzyny. Capability Brown ze szczególnym staraniem pracował nad wykończeniem ostatniego fragmentu podjazdu. Zamek pojawia się przed gościem znienacka, dlatego wydaje się większy i bardziej przytłaczający niż w rzeczywistości. Cały krajobraz był tak romantycznym tłem dla twórczego myślenia, że nazajutrz Disraeli i jego gospodarz, czwarty earl Carnarvon, z wielką ochotą przechadzali się w promiennym słońcu po zamkowych terenach, omawiając najważniejsze sprawy państwowe.
Czwarty earl, teść Alminy, działał w polityce już od ponad czterdziestu lat. W chwili wizyty Disraelego był sekretarzem kolonii, które to stanowisko znakomicie łączyło się z jego pasją do podróży, pozwalając mu w ramach obowiązków służbowych odwiedzić Australię, Afrykę Południową, Kanadę, Egipt i Nową Gwineę. Bardzo często korzystał wtedy z własnego jachtu, ale było też wiele krótszych podróży po Europie, niewymagających tak wyszukanych środków transportu. Charakterystyczną cechą earla była wielka ciekawość intelektualna, a warto przy tym odnotować, że był on jednym z najbardziej liczących się w tej generacji znawców klasycznej kultury, był bowiem uznanym tłumaczem Homera, Ajschylosa, ale także Dantego. Był członkiem trzech gabinetów ministrów z ramienia konserwatystów. Na Sekretarza Stanu do spraw Kolonii jako pierwszy powołał go lord Derby, potem Disraeli, następnie zaś lord Salisbury mianował go Lordem Namiestnikiem Irlandii. Zasłynął z wielkiej pracowitości, staranności oraz pryncypialności: dwa razy składał dymisję. Najpierw z powodu stanowiska Disraelego w „kwestii wschodniej” (którą to nazwą określono kompleks problemów związanych z upadkiem imperium osmańskiego), potem w związku z drażliwą kwestią autonomii Irlandii.
Czwarty earl i jego małżonka dali początek praktyce — która bardzo szybko się upowszechniła — urządzania w domowych rezydencjach wielkich przyjęć, będących tyle zdarzeniami towarzyskimi, co politycznymi, dlatego też dzięki znakomitej pozycji Carnarvona Highclere bardzo szybko stało się miejscem, w którym wykuwały się alianse polityczne, a także rozpoczynały błyskotliwe kariery.
Pod tym względem szczęście earla polegało na tym, że jego małżonka świetnie się czuła w roli uczestniczki życia politycznego. Lady Evelyn była córką earla Chesterfield, a ich ślub odbył się we wrześniu 1861 roku w opactwie westminsterskim, co było zaszczytem, którego po raz pierwszy od wielu wieków dostąpiły osoby niemające królewskiej krwi. Lady Evelyn, serdeczna, uprzejma, dowcipna i bystra, okazała się dla swego małżonka nieocenionym skarbem. Do Highclere zapraszani byli politycy, głośne postacie życia publicznego, intelektualiści i podróżnicy. Wszechstronną, dogłębną analizę problemów i pomysłowe ich rozwiązania łatwiej było uzyskać podczas spaceru po parkowych alejkach czy w trakcie gabinetowej konwersacji przy wybornych trunkach i cygarach niż w dusznej atmosferze budynków parlamentarnych.
Małżeńska para doczekała się czworga dzieci: urodzonej w roku 1864 Winifred, syna i dziedzica majątku George’a Edwarda, który przyszedł na świat cztery miesiące przed wizytą Disraelego w roku 1866, oraz dwóch następnych córek, Margaret, urodzonej w roku 1870, a także Victorii, którą lady Evelyn powiła 30 grudnia 1874 roku.
Hrabina Carnarvon po tym ostatnim porodzie nigdy już się nie podniosła. Królowa Wiktoria nieustannie dowiadywała się o samopoczucie matki i córki. Po śmierci ukochanego księcia Alberta czternaście lat wcześniej władczyni żyła niemal w zupełnym odosobnieniu, niemniej bardzo interesowała się życiem najbliższych przyjaciół, a gdy się dowiedziała, że niewielkie jest prawdopodobieństwo, by hrabina Carnarvon przeżyła, oznajmiła, iż chce być matką chrzestną dziewczynki.
Evelyn wydobrzała wprawdzie, ale dobre samopoczucie trwało bardzo krótko i ostatecznie zmarła 25 stycznia 1875 roku. Mąż był straszliwie przybity, podobnie jak matka, która przez cały czas choroby nie odstępowała łóżka córki.
Szwagierka Evelyn, lady Portsmouth, odnotowała w dzienniku odwagę i spokój, które hrabina Carnarvon okazała w ostatnich dniach życia. „Jakże krwawi mi serce”, napisała. Ciało zmarłej wystawiono w bibliotece zamku Highclere, a pochowano w rodzinnej kaplicy w przepięknym zakątku parkowym. Była to wielka, okrutna strata dla całej rodziny. Powicie dziecka było wówczas bardzo niebezpieczne i nawet dostęp do najlepszej opieki medycznej nie zmniejszał w znaczny sposób zagrożenia. W chwili śmierci matki Winifred miała dziesięć lat, George (znany także jako Porchy, ponieważ przysługiwał mu honorowy tytuł lorda Porchester) — osiem, Margaret — cztery, a malutka Victoria liczyła sobie dopiero trzy tygodnie. Chociaż w arystokratycznych rodzinach dziećmi na co dzień zajmowały się niańki, hrabina Carnarvon dbała o bliskość z dziećmi i była przez nie bardzo kochana; teraz nadszedł dla nich bardzo trudny okres. Po śmierci hrabiny opiekowały się nimi na zmianę dwie uwielbiające siostrzeńców, ale bardzo już posunięte w latach ciotki. W pewnym chaosie, który wówczas powstał, bardzo zbliżyło się do siebie dwoje najstarszych dzieci. Tak wczesna utrata matki mogła być jedną z przyczyn emocjonalnej skrytości piątego earla, o czym będzie później pisał jego syn.
Na jakiś czas ustały weekendowe przyjęcia; Highclere i Carnarvonowie pogrążyli się w żałobie. W dziewiętnastowiecznej Anglii obowiązywały pod tym względem bardzo ścisłe reguły, wzmocnione jeszcze przez wycofanie się królowej z życia publicznego po śmierci księcia Alberta w grudniu 1861 roku. Trzeba było nosić precyzyjnie określony ubiór, a od rodziny oczekiwano, że na jakiś czas wycofa się z życia towarzyskiego. Wdowiec przez rok miał występować w czarnym fraku, dzieci na znak żałoby po którymś z rodziców przez co najmniej sześć miesięcy chodziły w czerni. Nawet służba miała na rękawach czarne opaski. Po śmierci bliskiej osoby nikt z wysoko urodzonych, czy to kobieta, czy mężczyzna, nie mógł uczestniczyć w balach, a tym bardziej ich urządzać.
W końcu czwarty earl uznał, że minął już czas żałoby. W roku 1878 odwiedził krewnych w zamku Greystoke, w angielskiej Krainie Jezior. Znalazł się w otoczeniu pełnym śmiechu i rozmów. Musiał to odczuć jako powrót do prawdziwego życia, co zaowocowało oświadczynami złożonymi spokrewnionej z nim Elizabeth (Elsie) Howard, która, wówczas dwudziestodwuletnia, była młodsza od niego o ćwierć wieku. Podczas dwunastu lat szczęśliwego małżeństwa dochowali się dwojga dzieci, Aubrey i Mervyna. Zaprzyjaźniona z Carnarvonem lady Phillimore pisała do męża: „Ależ to szczęśliwa para; roztaczają blask wokół siebie”.
Nie ulega wątpliwości, że i dzieciństwo, i czas dojrzewania stały się znacznie łatwiejsze, kiedy pojawiła się macocha, z którą cała czwórka utrzymywała bliskie kontakty aż do końca jej życia. Elsie była pełna matczynych cech, a jej obecność w Highclere, na przykład dla Porchy’ego, zawsze chorowitego, znaczyła, że oto pojawiło się miejsce na tyle solidne, iż mógł je szczerze nazwać domem. Co więcej, Highclere znowu stało się centrum życia towarzyskiego i politycznego.
O ile Elsie pełna była cierpliwości i wyrozumiałości, dla ojca Porchy’ego nie ulegało wątpliwości, że dyscyplina i pracowitość to bardzo pożądane cechy, gdy chodzi o młodego dżentelmena, który ma przejąć bardzo poważne obowiązki. Czwarty earl uwielbiał żarty sytuacyjne, zarazem jednak miał bardzo mocne poczucie obowiązków wynikających z jego roli, czemu dawał wyraz i w życiu prywatnym, i w urzędowym. Oczekiwał, że syn będzie go w tym naśladował. „Dobra edukacja to najlepsze dziedzictwo, które możemy przekazać dzieciom”, powiadał.
Chociaż jednak „największe ukojenie” dawały mu książki i ich lektura, Porchy nie odziedziczył po ojcu akademickiej pasji. Wcześnie zrezygnował z Eton, przez krótki czas zastanawiał się nad karierą w armii, ale po niekorzystnych badaniach medycznych zaniechał tego i wyruszył w szeroki świat. Miał szczęście, że ojciec, charakteryzujący się wielkością ducha i szerokością horyzontów, dobrze rozumiał jego niespokojny charakter, jako że sam był zagorzałym podróżnikiem. Czwartego earla od czasu do czasu denerwowało, że syn nie może nigdzie zagrzać miejsca, niemniej jednak dbał o ciągłą edukację Porchy’ego, któremu w podróżach nieustannie towarzyszył nauczyciel. Młodzieniec biegle władał nie tylko klasycznymi językami, ale także francuskim i niemieckim; studiował matematykę, muzykę i historię.
Dwa lata później podjął studia w Trinity College, gdzie na początek zaproponował, że w swym pokoju zeskrobie farbę, aby odsłonić oryginalny wystrój drewniany. W Cambridge uwielbiał wizyty w sklepach z różnościami, a znacznie częściej niż w bibliotece można go było zastać na wyścigach w Newmarket. Po dwóch latach studiów kupił „Aphrodite”, jacht o długości ponad trzydziestu metrów, na którym odbył rejs z Vigo do Wysp Zielonego Przylądka, z Indii Zachodnich do Rio. W Buenos Aires delektował się włoską operą, wyperswadowano mu powrót przez Cieśninę Magellana, gdyż o tej porze roku było to przedsięwzięcie zbyt niebezpieczne. Następną podróż odbył do Afryki Południowej, gdzie polował na słonie i przeżył straszliwy szok, gdy to gigantyczne zwierzę zaatakowało i zagnało myśliwego na drzewo.
Wiele czytał o odwiedzanych krajach, przemierzał je też pieszo, wyrabiając w sobie cierpliwość, odporność i spokój. Codzienny pobyt na statku nauczył go, jak to jest żyć w zespole, kiedy musiał stawać za sterem, gdy kapitan był niedysponowany, a także pomagać przy chirurgicznych operacjach, które przeprowadzano na pokładzie. Porę letnią spędzał zwykle w Londynie, odwiedzając operę, potem zaś wyprawiał się na polowania w Bretby, w Nottinghamshire, gdzie Carnarvonowie mieli inną rezydencję, albo w Highclere, gdzie pozostawał aż do jesieni, zanim wypuścił się w kolejną podróż.
Porchy raczej pobłażał sobie pomimo oczekiwań bliskich, że wykaże więcej samodyscypliny.
Tę miłą rutynę gwałtownie przerwała śmierć czwartego earla, który zmarł w czerwcu 1890 roku w swoim londyńskim domu przy Portman Square. Porchy przerwał podróż do Australii i Japonii i zdążył zjawić się przy łożu umierającego ojca. Zdrowie hrabiego pogarszało się nieustannie od 1889 roku, a wszyscy przyjaciele, bardzo, jak pisałam, różnorodni, byli poruszeni jego cierpliwością. Mówiono o nim, że znakomicie sprawdza się jako przyjaciel. Znający go od dawna generał sir Arthur Hardinge, weteran wojny krymskiej, pisał: „Nie wiem, czy spotkałem znakomitszego młodego dżentelmena, niełatwo było zaskarbić sobie jego zaufanie, ale kiedy już do tego doszło, można było na niego liczyć w każdej sytuacji”. Przywiezioną z Londynu trumnę wystawiono, podobnie jak w przypadku pierwszej żony, w zamkowej bibliotece. „W kaplicy pogrzebowej”, wspominała lady Portsmouth, „zjawili się królowa (Wiktoria) oraz książę (Walii), których dowiózł specjalny pociąg. Nabożeństwo zostało pięknie odprawione przez Canona Lydonna… Czasami myślę, że mi się to przyśniło, niemniej jego ostatnie słowa brzmiały: »bardzo szczęśliwy«”.
Henry Herbert Carnarvon osierocił sześcioro dzieci. Jego następcą został najstarszy syn George, lord Porchester, teraz piąty earl.
Odziedziczenie tytułu niczego natychmiast nie zmieniło w codziennym stylu życia. Po pogrzebie ojca i odczytaniu testamentu nowy earl Carnarvon znowu ruszył w podróż, zostawiając Elsie z Aubreyem, Mervynem i jego dwiema młodszymi siostrami, Margareth i Victorią (teraz zwaną Vera). Życie swe dzielili pomiędzy Highclere, Bretby w Nottingham, Londynem, Teversalem, własną posiadłością Elsie, oraz willą we włoskim Portofino, którą czwarty earl zapisał w testamencie żonie.
Starsza siostra earla Winifred właśnie poślubiła przyszłego lorda Burghclere. Znowu zacytuję lady Portsmouth: „Kochana Winifred zaręczyła się — niestety — z panem Herbertem Gardnerem, naturalnym synem zmarłego lorda Gardnera, jeśli jednak troszczy się o nią, dba o zasady i ma dobry charakter — czegóż więcej można chcieć. To słodka dziecina i życzę jej naprawdę szczęścia”.
Czwarty earl Carnarvon, człowiek roztropny, zapobiegliwy i dobrze prosperujący, zadbał o finansową przyszłość swej rodziny. Posiadłości były zarządzane przez zaufane, znające się na rzeczy osoby… Nic nie zmuszało nowego earla, aby na przekór swym gustom i skłonnościom przesiadywał w domu.
Hrabia bez wątpienia kochał ojca i był z niego dumny — przez całe życie mówił o nim z wielkim uczuciem i szacunkiem — kiedy już jednak wszystkie bieżące sprawy zostały załatwione, a formalności dopełnione, był jak najbardziej gotów do tego, aby wykorzystać odziedziczony majątek do zapewnienia sobie jeszcze bardziej wystawnego życia: więcej podróży, więcej kupowanych antyków — więcej wszystkiego. Odbyta w roku 1889 podróż do Egiptu miała szczególne znaczenie, była bowiem wyrazem życiowej pasji, która miała się okazać bardzo kosztowna.
Trzy lata później nie stał się wprawdzie bankrutem, ale był bardzo poważnie zadłużony. Za jachty, księgarskie białe kruki, arcydzieła malarstwa i rzeźby trzeba było płacić niemało, a koszty prowadzenia Highclere, londyńskiej rezydencji przy Berkeley Square, a także innych majątków były ogromne. Piąty earl Carnarvon był winien sto pięćdziesiąt tysięcy funtów; suma ogromna, ale wcale wówczas nie niezwykła, gdy chodziło o młodego człowieka pochodzącego z jego klasy. W tym gronie najbiedniejszym utracjuszem był książę Walii, który sprawiał, że uważano za całkowicie normalne, iż ludzie z najwyższych sfer prowadzą życie, na które zupełnie ich nie stać. Był Carnarvon niefrasobliwy, ale nie bezmyślny. Ostatecznie jako syn swojego ojca dobrze wiedział, że ciąży na nim obowiązek, aby ochronić patriarchalny — w istocie feudalny — porządek, który ciągle obowiązywał w Highclere. Cała rodzina zależała od niego, on zaś ani myślał utracić swój ukochany dom. Cóż, nadszedł czas, aby zabezpieczyć finansową przyszłość.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
W sierpniu 1893 roku, trzy miesiące po tym, jak Almina zaprezentowała się na królewskim dworze, spotkała ponownie lorda Carnarvona, jako że oboje zostali zaproszeni przez Alfreda de Rothschilda na jedno z jego weekendowych przyjęć urządzanych w Halton House. Sir Alfred miał zwyczaj organizowania spektakularnych spotkań towarzyskich. Niewątpliwie wielce rad witał lorda Carnarvona, który nie tylko był znaną osobą i sypał niezliczonymi anegdotami z podróży, ale był też posiadaczem jednego z najznakomitszych tytułów w kraju i jednego z najwspanialszych majątków.
Jeśli pamiętać o tym, że piąty earl uginał się pod ciężarem bardzo poważnych długów, nietrudno dojść do wniosku, iż bardzo nierozsądnie byłoby zawierać ślub, nie korzystając na tym finansowo. W tej sytuacji dość oczywiste było, że jego wzrok zatrzymał się na Alminie, o której powiązaniach z Rothschildami wiedzieli wszyscy.
Najprawdopodobniej spotkali się po raz pierwszy podczas wyprawionego 10 lipca w Pałacu Buckingham uroczystego balu, w którym Almina uczestniczyła w towarzystwie swej ciotki, lady Julii oraz kuzynki. Bal ten otwierał sezon debiutancki, a pojawili się na nim wszyscy obecni w stolicy książęta, markizowie i hrabiowie. Ponieważ było bardzo mało prawdopodobne, aby Almina została ponownie zaproszona na podobne towarzyskie wydarzenie przez równie znakomitych gospodarzy, na dobrą sprawę była to jej jedyna szansa, aby zwrócić na siebie uwagę potencjalnego narzeczonego z najwyższych warstw społecznych. Tej sposobności nie zmarnowała.
Garderobę na sezon skomponowała bardzo starannie, konsultując się stale z matką i ciotką. Almina nie tylko pasjonowała się modą, ale na dodatek los sprawił, że starczało jej środków na nabycie najelegantszych ubrań, kapeluszy i biżuterii. Ścisłe reguły ustalały, jaki strój jest najodpowiedniejszy na jaką okazję; w tym przypadku wystąpiła w bardzo skromnie ozdobionej białej sukni, z nielicznymi klejnotami i rękawiczkami sięgającymi do ramienia. Consuelo Vanderbilt, posażna Amerykanka, która pół roku po ślubie Alminy miała wyjść za księcia Marlborough, a której debiut towarzyski odbył się w Paryżu, była zaszokowana Londynem, we Francji bowiem dziewczęta występowały w dość skromnych strojach, w Anglii natomiast przyjęte były niższe dekolty, mocniej odsłaniające szyję i ramiona.
Setki obecnych w pałacu debiutantek onieśmielała świadomość, że są dokładnie oglądane i oceniane, a każda miała przecież nadzieję poznać kandydata nie tylko odpowiedniego, ale także przystojnego. Siedziały obok swych przyzwoitek, nerwowo ściskając karnety, w których młodzieniec mógł wpisać swoje nazwisko obok odpowiedniego tańca. Odbywała się subtelna, ale bardzo ostra konkurencja, której wynik mógł określać los dziewczyny na całe życie.
Almina była bardzo piękna i zgrabna; przywodziła na myśl lalkę z najszlachetniejszej drezdeńskiej porcelany. Pełna wigoru, roztaczała wokół siebie czar, który nabyła, dojrzewając w Paryżu, stolicy wyrafinowanej elegancji i luksusowej dekadencji. Najpewniej podczas tańca wpadła w oko lordowi Carnarvonowi, który szybko zmierzał do celu. Musiała się okazać osobą rozsądną, niepodatną na emocjonalne porywy, niemniej serce musiało jej łomotać, kiedy w trakcie prezentacji lekko dygnęła przez earlem. Najprawdopodobniej miała miejsce krótka rozmowa, zatańczyli raz, może dwa, ale to wszystko. Dwojgu młodych ludzi starczyło to, aby wzajemnie się oczarować. Almina była bardzo przejęta nową znajomością, kiedy tego wieczoru opuszczała Pałac Buckingham. Rzecz jasna, mogła tylko czekać, co dalej nastąpi. Było całkiem możliwe, że earl Carnarvon nie odezwie się już nigdy więcej. Tyle że on sam był dziewczyną oczarowany, a przy okazji dobrze wiedział, że była nie tylko ładna, dowcipna czy pełna wdzięku, ale na dodatek — na dodatek! — miała znajomych w kręgach najbogatszych Londyńczyków.
Kiedy młodzieniec z szacownego rodu potrzebował znacznych pieniędzy, w sposób naturalny jego uwaga koncentrowała się na bajecznie majętnych finansistach, którzy pomnożyli swoje fortuny w spekulacyjnych latach sześćdziesiątych XIX wieku. O epoce wiktoriańskiej często myśli się jak o okresie niezwykle ścisłych reguł moralnych we wszystkich aspektach życia i podporządkowanych nim zachowań, ale był to też czas materializmu i sobkostwa. Rozrastało się imperium, a wraz z nim rosła brytyjska finansjera. W City of London gigantyczne pieniądze zarabiali ludzie, którzy gotowi byli proponować pożyczki rządowi, Kompanii Wschodnioindyjskiej czy też indywidualnym przedsiębiorcom. Do takich osób należał sir Alfred de Rothschild, pochodzący z rodziny, która od dwóch pokoleń finansowała brytyjski projekt imperialny.
Ojciec Alfreda, baron Lionel de Rothschild, odziedziczył fortunę, którą w niebywale krótkim czasie zgromadził z kolei jego ojciec, a dziadek Alfreda, Nathan Mayer de Rothschild. Nathan przyjechał z Niemiec do Wielkiej Brytanii w roku 1798; starczyło mu potem trzydziestu lat, aby uczynić Rothschildów jednymi z największych bankierów, inwestujących w całej Europie. Lionel kontynuował ojcowskie dzieło, przez całe życie pożyczywszy brytyjskiemu rządowi około stu sześćdziesięciu milionów funtów, co obejmowało także cztery miliony, które zostały wyłożone w roku 1876, aby nabyć od wicekróla Egiptu czterdzieści cztery procent udziałów w Kanale Sueskim. Na tej jednej transakcji Lionel Rotschild zyskał sto tysięcy funtów. Na jego majątek oprócz finansowych aktywów składały się znakomita pozycja społeczna i niebywałe wpływy: był pierwszym żydem, który — nie musząc wyrzekać się swojej wiary — w roku 1858 został członkiem Izby Gmin.
Alfred był drugim z trzech synów Lionela. Jego starszy brat Natty, w roku 1885 uczyniony parem przez królową Wiktorię, był pierwszym żydowskim członkiem Izby Lordów; młodszy brat Leopold bardziej interesował się wyścigami konnymi i był jednym z najznakomitszych członków Jockey Clubu. Przedsiębiorczy Alfred także uwielbiał życie na wysokiej stopie. Przez całe życie pracował w rodzinnym banku, aczkolwiek rzadko zjawiał się tam przed porą obiadową. W wieku lat dwudziestu sześciu został dyrektorem Banku Angielskiego, by piastować to stanowisko przez następnych dwadzieścia lat. Kiedy w roku 1892 z ramienia rządu brytyjskiego uczestniczył w międzynarodowej konferencji monetarnej, był jedynym finansistą, który zjawił się z czterema kamerdynerami, olbrzymią ilością bagażu, a także nieskazitelną butonierką.
Kiedy więc w grudniu 1892 roku hrabia Carnarvon po raz pierwszy udał się do Halton House, najprawdopodobniej po to, aby wziąć udział w polowaniu, Rothschildowie absolutnie nie znajdowali się na marginesie. Ich gotowość, by ofiarować znaczne sumy koronie, w połączeniu z bardzo hojnym uczestnictwem rodziny w przedsięwzięciach filantropijnych oznaczały, że byli osobami akceptowanymi w towarzystwie. Sir Alfreda można było wręcz uznać za symbol społecznej mobilności w epoce wiktoriańskiej.
Wyrazem znakomitej pozycji społecznej Alfreda była jego przyjaźń z Jego Królewską Wysokością Księciem Walii. Alfred otrzymał edukację godną angielskiego dżentelmena, a podczas studiów w Trinity College w Cambridge blisko zaprzyjaźnił się z księciem Walii. Łączyło ich zdumiewająco wiele rzeczy. Obaj mieli niemieckie pochodzenie, obaj mówili po niemiecku równie biegle jak po francusku, a przecież obaj byli częścią angielskiego establishmentu. Wspólne im też było ukochanie dobrego jedzenia, wina i życiowych przyjemności. Jedyna, ale nader istotna różnica polegała na tym, że — w przeciwieństwie do księcia — Alfred mógł sobie na to wszystko pozwolić.
Bertie1 — jak nazywała najstarszego syna matka, jeszcze gdy był pięćdziesięciolatkiem — musiał bardzo liczyć się z ograniczeniami finansowymi, o których decydowała oszczędna i pobożna Wiktoria. Regularnie występował do Izby Gmin, aby zwiększono sumy idące na pokrycie jego kosztów utrzymania, w zamian za co gotów był wypełniać monarsze obowiązki, którymi Wiktoria przestawała się już przejmować. Chociaż popierali go w tym liczni premierzy, łącznie z Gladstone’em, na przeszkodzie zawsze stawała matka, która nader nie ufała Bertiemu. W efekcie książę Walii nie miał wiele do roboty, ale nie starczało mu też pieniędzy na najróżniejsze rozrywki. Dlatego też zawsze potrzebował bogatych przyjaciół, Alfred de Rothschild zaś nie tylko był bardzo bogatym i hojnym kawalerem, ale także wykształconym, nader inteligentnym estetą, który gustował w wykwintnych strojach. Przyjaźń ta trwała przez całe życie księcia Walii.
W gruncie rzeczy do Alfreda bardziej krytycznie odnosiło się nie wykwintne towarzystwo, lecz jego własna rodzina, a zwłaszcza żona starszego brata Emma, która uważała go za frywolnego i zarozumiałego ekscentryka. Kiedy Alfred związał się blisko z Marie Wombwell — zamężną, i to z człowiekiem, którego aresztowano za okradanie własnej rodziny — reakcją była głęboka dezaprobata. Fakt, że płacił za luksusowe życie Marie pod jednym z najznakomitszych adresów w modnej dzielnicy Mayfair, a także łożył na utrzymanie jej córki Alminy, uznano za kolejny dowód na to, że ani trochę nie dbał o godność rodziny.
Wprawdzie kwestię, kto był ojcem Alminy, spowijała tajemnica, niemniej Marie od urodzenia córki nie utrzymywała kontaktów z Fredem Wombwellem, który pojawiał się tylko incydentalnie. Marie i Alfred przyjaźnili się i byli kochankami, niemniej w żadnym stopniu nie był to powszechnie akceptowany związek.
Marie miała znakomite pochodzenie. Ojciec był paryskim finansistą, matka wywodziła się z bogatej rodziny hiszpańskiej. Wychowała się w Paryżu, ale mnóstwo czasu spędzała w Anglii. Jej dwie siostry wyszły szczęśliwie za mąż za utytułowanych angielskich dżentelmenów, natomiast Marie powiodło się znacznie gorzej. Frederick Wombwell był najmłodszym synem baroneta, a w ślubie uczestniczyli znakomici przedstawiciele arystokracji. Frederick okazał się jednak nicponiem — pijakiem i złodziejem — a chociaż para miała jednego syna, który również otrzymał imię Fred, rodzice zerwali kontakty, kiedy Marie nie mogła już znieść wybryków Freda seniora. (Feralny Wombwell zmarł sześć lat przed ślubem Alminy, nie narażając jej już na dalsze kłopoty, a przed ołtarz poprowadził ją, oddając w ręce małżonka, jego brat, sir George Wombwell).
Marie żyła samotnie, kiedy poznała Alfreda de Rothschilda. Ciągle jeszcze młoda i atrakcyjna, ale jej możliwości ograniczała fatalna reputacja męża oraz brak pieniędzy. Musiała się znakomicie czuć w towarzystwie człowieka, który z radością ją psuł, pozwalając pławić się w luksusach. Wydaje się, że Alfred i Marie żyli zgodnie przez całe życie, ale nawet po śmierci Freda Wombwella nie mogło być mowy o małżeństwie. Po pierwsze, Alfred nie chciał się wyrzec swobód związanych ze stanem kawalerskim, a po drugie, nie chciał poślubić katoliczki. Kiedy urodziła się Almina, Alfred hojnie na nią łożył, a chociaż nigdy nie uznał jej za swoje dziecko, to niezwykłe imię stanowiło zakodowaną sugestię co do prawdziwego ojcostwa. Almina powstała bowiem ze złożenia dwóch pierwszych liter „Alfreda” oraz „Miny”, przydomka, pod którym była znana matka.
Pod koniec XIX wieku romanse — zwłaszcza pośród wyższych klas — traktowano tolerancyjnie, jeśli tylko dbano o dyskrecję. Cudzołóstwo było mniejszym złem niż rozwód. Nawet w przypadku kobiet hańba wiązała się z ujawnieniem, nie zaś z samym czynem. Wprawdzie niektórzy z Rothschildów byli oburzeni (co świadczyło, być może, o ich nie do końca ustabilizowanej pozycji), a Marie nie przyjmowano w najlepszym towarzystwie (nie tylko z racji romansu, ale także, niestetyż, w efekcie niesławy, która otoczyła męża), związek Alfreda i Marie rozkwitał w owej szarej sferze, której istnienia uprzejmie nie dostrzegano.
Jak było zwyczajem w rodzinach z wyższej klasy średniej i klasy wyższej, Alminę uczyła w domu guwernantka. Chodziło o to, aby sprawnie czytała oraz nabyła wszystkie towarzyskie umiejętności, które wiązały się z „buduarem”, a na które składały się muzyka, taniec, śpiew i rysunek. Zazwyczaj obejmowało to także lekcje francuskiego, Almina mówiła już jednak biegle w tym języku, dojrzewając w rodzinie, w której się nim posługiwano.
Przez całe dzieciństwo na urodziny, czy to w Paryżu, czy w Londynie, odwiedzał ją „ojciec chrzestny”, sir Alfred. Zawsze przywoził kosztowne prezenty. Almina, zwłaszcza kiedy dorosła, dobrze poznała swego dobroczyńcę, którego bardzo lubiła i z którego była dumna. Uwielbiał ją, a w którymś momencie Almina najpewniej musiała dowiedzieć się prawdy o swoich narodzinach. Ostatecznie była to tajemnica poliszynela.
Jako siedemnastolatka Almina regularnie odwiedzała wraz z matką Halton, a ponieważ Alfred był Alfredem, w scenerii wyrafinowanego przepychu wszystko podporządkowane było uciesze i przyjemności, wszystko — w nadmiarze. Uwielbiający muzykę Alfred bardzo lubił dyrygować, trzymając w dłoni wysadzaną brylantami batutę, orkiestrą, którą dla oczarowania gości sprowadzał z Austrii. Miał prywatny cyrk, w którym był konferansjerem. Kazał zainstalować elektryczne oświetlenie, aby goście mogli odpowiednio docenić jego wspaniały zbiór dzieł sztuki. Był kapryśny, niemniej powszechnie szanowano go jako kolekcjonera obrazów takich artystów, jak Tycjan i Rafael. Hojnie, co było częste pośród osób o jego statusie, wspomagał Wallace Collection, będąc jednym z jej założycieli (w roku 1897 lady Wallace zapisała narodowi wspaniałe zbiory sztuki swego męża). W Highclere nadal pyszniły się cudowne okazy porcelany sewrskiej i miśnieńskiej, z pewnością otrzymane przez Alminę od Alfreda.
Almina rozkwitała w miejscu, gdzie nie szczędzono żadnych wydatków, gdy chodziło o przyjemność i piękno. Przez całe życie była rozpieszczana, teraz jednak mogła sobie pozwolić na wykwint i wystawność. Zamawiano najbardziej wyszukane stroje — dzienne i wieczorowe — a kapelusze i rękawiczki musiały, rzecz jasna, pasować do reszty odzienia. Dla mody kobiecej ostatniego dziesięciolecia XIX wieku charakterystyczne były talie ściśnięte w gorsecie do prawie zera, gołe ramiona na wieczór, tony koronek i wachlarze z piór. Wyższe klasy opływały wówczas w dostatki, a garderoba Alminy stawała się jej arsenałem w walce o zdobycie właściwego męża. Bez wątpienia nie przestrzegano ostrych reguł, jeśli chodzi o jej ubiór i kontakty z mężczyznami, co w niczym nie przeszkadzało Alminie uczestniczyć w balach, kolacjach i koncertach, regularnie urządzanych w weekendowej rezydencji Alfreda. Zawsze w towarzystwie matki, zawsze jednak także na widoku. W Halton mogła przy zachowaniu sztywnych norm poznawać ludzi, z którymi nie mogłaby się zetknąć w Londynie, zwłaszcza gdy ciążyło na niej baczne, krytyczne spojrzenie najlepszych towarzyskich kręgów. Filigranowa, piękna i czarująca, rozkwitała i ściągała na siebie coraz większą uwagę.
Sir Alfred dyskretnie dawał do zrozumienia, że w dniu ślubu jego „córka chrzestna” otrzyma ogromny posag. Lord Carnarvon, którego Almina urzekła podczas lipcowego balu na królewskim dworze, dowiedziawszy się o jej znakomitych perspektywach finansowych, zadbał o to, aby zaproszono go na przyjęcie organizowane w sierpniu 1893 roku w Halton House. Podczas weekendu mieli okazję poznać się odrobinę lepiej. Nigdy nie byli zostawieni sam na sam, mogli jednak delikatnie flirtować — czy to w salonie, czy podczas ogrodowej przechadzki. Musiała być oczarowana tym młodym arystokratą: przystojnym, dowcipnym, rozważnym. W większym towarzystwie zachowanie lorda Carnarvona było pełne rezerwy, niemniej potrafił wzbudzać w innych chęć, by poznać go bliżej. Wigorem Alminy można było z pewnością obdarzyć całą dwójkę, niewątpliwie też, jak to się mówi, mieli się ku sobie, musiało jednak trochę potrwać, zanim zaloty przyniosły jakiś konkretny efekt. W grudniu Carnarvon, zaproszony na polowanie w Halton, znowu spotkał się z Alminą, potem jednak następuje dość długa przerwa. Lord znowu oddał się podróżom, by jak zwykle spędzić zimę w klimacie cieplejszym niż angielski, nie ma żadnych śladów, by spotkał się z Alminą wcześniej niż niemal rok później, w listopadzie 1894 roku. Nawet jeśli sam earl miał jakieś wątpliwości i były jakieś subtelne przeszkody, wszystkie zostały usunięte, ponieważ w grudniu 1894 roku Almina została zaproszona z matką, aby spędzić weekend w Highclere.
Grono było skromne: Almina, Marie i troje przyjaciół. Almina musiała zdawać sobie sprawę z tego, że oto decyduje się jej przyszłość jako ewentualnej hrabiny Carnarvon. Wszystkiego, co działo się za kulisami, doglądał jej ojciec. Panna Wombwell urzekła lorda Carnarvona — od tego wszystko się zaczęło, dopełnieniem zaś były wspaniałe perspektywy materialne. Świadoma, jak ważna to chwila w jej życiu, nie mogła nie być podekscytowana, gdy przekraczała progi zamku, ale nie sposób tego wyczytać z jej podpisu złożonego w księdze gości Highclere. Kreślone atramentem litery, jak wygrawerowane, wdzięcznie pochylają się w prawo. To niemal kopia podpisu matki, który widzimy odrobinę niżej na tej stronie.
Panna i pani Wombwell najwyraźniej zaprezentowały się znakomicie, ponieważ ich wizyta przypieczętowała związek obojga młodych. W którymś momencie w trakcie weekendu piąty earl poprosił Alminę o rękę. Lord Carnarvon nie przepadał za ostentacyjnymi gestami, niemniej jako zakochany dżentelmen najpierw spytał panią Wombwell, czy wolno mu zaproponować ślub jej córce, następnie zaś musiał spytać piękną dziewczynę, czy będzie chciała zostać jego żoną. Kuszące jest wyobrażenie, że oboje udali się na spacer do świątyni Diany, odległej o niecałą milę od domu, i że właśnie ten moment wybrał na oświadczyny. Jeśli jednak zważyć, że był to grudzień, to najprawdopodobniej pogoda nie sprzyjała przechadzkom i pewnie odbyło się to w pokoju muzycznym albo w saloniku. Naturalnie zgodziła się.
Niezwykłe było to, że oświadczyn nie ogłoszono w „The Times”, niemniej lord Carnarvon sprezentował Alminie wspaniałe perły. Od pokoleń były w rodzinie; na znakomitym, sporządzonym przez Van Dycka portrecie lśnią one na szyi Anny Sophii, pierwszej hrabiny.
O szczegółach małżeństwa dyskutowali teraz prawnicy obu stron, a po powrocie do Londynu earl złożył wizytę sir Alfredowi.
Lord Burghclere, szwagier Carnarvona, pisał do swojej żony Winifredy, aby ją uspokoić co do wszystkich okoliczności ślubu jej brata. „Porchy musiał się zobaczyć z A. Rothschildem i praktycznie wszystkie kwestie związane z Alminą są uregulowane. Jestem naprawdę rad… P. nie jest osobą, która chciałaby wstąpić w związek małżeński tylko dla pieniędzy… dziewczyna bardzo mu się podoba, a to rozstrzygające, cała reszta bowiem sama się ułoży. Na pewno sama o tym usłyszysz od niego i od innych, nie będę się więc rozwodził nad tą kwestią, sądzę jednak, że możesz pozbyć się wszelkich obaw i żywić jak najlepsze nadzieje na przyszłość”.
Kiedy wszystkie kwestie zostały załatwione zgodnie z jego życzeniami, lord Carnarvon niezwłocznie wynajął jacht parowy i w towarzystwie swego wielkiego przyjaciela księcia Victora Duleepa Singha popłynął do Ameryki Południowej.
Chcąc lepiej poznać swą przyszłą rodzinę i domostwo, Almina w towarzystwie matki złożyła drugą wizytę w Highclere pod nieobecność narzeczonego. Teraz poznały Winifred, starszą siostrę earla, oraz jego młodszego brata przyrodniego Aubreya. Wcześniej już poznały owdowiałą hrabinę Elsie, która — ogromnie uprzejma wobec nich obu — w tym przypadku była szczególnie czarująca. Zaczęto układać konkretne plany związane ze ślubem, Almina zaś nie posiadała się z ekscytacji. Elsie zaprosiła ją, aby odwiedziła ją w Londynie, aczkolwiek Marie Wombwell, chętnie witana w rezydencjach poza stolicą, nadal nie była przyjmowana w Londynie.
Teraz większość czasu w Londynie Almina spędzała z Elsie w rezydencji Carnarvonów przy Berkeley Square 13 i wszystko wskazuje na to, że była tak podekscytowana, jak może być podekscytowana osiemnastolatka, która rychło ma wyjść za mąż. I znowu zacytujmy list lorda Burghclere do żony: „Widziałem się z Elsie; jest zachwycona Porchym — oraz A., która zupełnie jakby u niej zamieszkała. Wręcz nie posiada się z miłości i cała nią promieniuje… zakochana, jak to się mówi, po uszy, pyta prostodusznie, a dlaczego nie możemy natychmiast się pobrać i razem wyruszyć w podróż jachtem?”.
Tyle że u Alminy nie była to tylko ekscytacja, gdyż, czemu może trudno się dziwić, tak entuzjastycznie lgnęła do innych, że była w tym właściwie bezbronna. Czas dojrzewania spędziwszy w półcieniu, pomiędzy światami, najwyraźniej z niezwykłą ulgą powitała perspektywę większej stabilności nie tylko towarzyskiej, ale również emocjonalnej. Wszystko wskazuje na to, że Marie i Almina były sobie bardzo bliskie; wyrazem tej więzi może być fakt, iż przez całe swe życie Marie była częstym gościem w Highclere. Pomimo jednak względnej tolerancji, jaka otaczała związek jej rodziców, Alminę musiał bardzo niepokoić i frustrować dwuznaczny status jej matki (który z francuska można by nazwać demi-mondaine), a także informacje o nieprawościach zmarłego męża Marie Fredericka Wombwella. Wiele mówiące są aluzje lorda Burghclere do tej sytuacji. W cytowanym już liście pisze również: „Biedactwo rozpaczliwie pragnie znaleźć… (jak powiedziałem o tym Elsie) prawego męża i stać się członkiem przyzwoitej rodziny”. Co uzupełnił rozbrajającą wręcz uwagą: „Mam nadzieję, że Porchy’emu uda się z A. zyskać jedną pięćdziesiątą tego, co stało się naszym udziałem”.
Wszystkie szczegóły kontraktu małżeńskiego zostały uzgodnione przed dniem ślubu, niemniej dokument został oficjalnie sporządzony miesiąc po tym szczęśliwym wydarzeniu. Trzema umawiającymi się stronami byli: Alfred de Rothschild, Almina Wombwell — teraz hrabina Carnarvon — oraz piąty earl. Ten ostatni, urzeczony najróżniejszymi zaletami Alminy, mógł żywić do niej coraz gorętsze uczucie, ale nie stało to na przeszkodzie temu, aby osiągnąć korzyści z tej nowej sytuacji. Earlom Carnarvon zdarzało się wcześniej poślubiać majętne panny, co nie tylko powiększało ich posiadłości, ale także otwierało nowe finansowe zasoby, tak bardzo potrzebne, aby prowadzić arystokratyczne życie w wielkim stylu.
Pierwszy artykuł kontraktu stanowił, że Alfred de Rothschild przez całe swe życie będzie rocznie wypłacał dwanaście tysięcy funtów lady Carnarvon albo lordowi Carnarvon, gdyby jego żona zmarła wcześniej. Jeśli zważyć na to, że roczna pensja lokaja wynosiła wówczas w Highclere dwadzieścia dwa funty, można by uznać, że owych dwanaście tysięcy odpowiadałoby dzisiaj sześciu i pół milionom funtów. Trzeba też dodać, że aby młoda para mogła rozpocząć wspólne życie bez żadnych obciążeń, Alfred zgodził się przed ślubem spłacić poważne długi lorda Carnarvona. Poczyniono też odpowiednie zabezpieczenia dla wszystkich dzieci, których małżonkowie się doczekają. Alfred ochoczo zgodził się na to wszystko, dzięki czemu dwoje młodych ludzi mogło spokojnie wkroczyć w świat bogactwa, pozwalając sobie na wszystkie ekstrawagancje i uciechy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Na imię miał Albert Edward, a po śmierci matki w 1901 wstąpił na tron jako Edward VII.