Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Powieść amerykańskiego pisarza Erica Knighta Lassie, wróć! należy do światowego kanonu literatury dziecięcej i młodzieżowej. Opowiada o przygodach owczarka szkockiego, pięknej suki wabiącej się Lassie. Kiedy ją poznajemy, jest beztroskim psem spędzającym czas na radosnych zabawach ze swoim panem i przyjacielem, dwunastoletnim Joe Carraclough’em. Ale nadchodzi czas próby, w którym słodka Lassie okazuje się najwierniejszym i najbardziej niezłomnym z psów. Trudności finansowe zmuszają rodziców Joe do sprzedania jej znanemu hodowcy psów, księciu Rudlingowi. Lassie wielokrotnie ucieka nowemu właścicielowi, by powrócić do domu. Za każdym razem ojciec Joe oddaje ją właścicielowi. Nie pomagają błagania syna ani jego ucieczka z domu razem z Lassie. Wręcz przeciwnie, nowy właściciel w końcu wywozi ją na drugi koniec kraju, do swojej posiadłości w Szkocji, przez co Joe traci wszelką nadzieję na powrót ukochanej Lassie. A jednak wierna psica ucieka znowu i wędruje całymi tygodniami, przeżywając przygody i niebezpieczeństwa, by odnaleźć swojego pana.
Lassie jest bohaterką kilku ekranizacji filmowych i jedną z najpopularniejszych ikon kultury masowej.
Lektura dla klasy VI
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 202
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie na sprzedaż
Wszyscy mieszkańcy Greenall Bridge znali Lassie Sama Carraclougha. Właściwie można by rzec, że była najlepiej znanym psem w całej wsi, a to z trzech powodów.
Przede wszystkim, prawie każdy we wsi uznawał, że Lassie była najpiękniejszym owczarkiem szkockim, jakiego kiedykolwiek oglądało ludzkie oko.
A wiedzieć trzeba, że Greenall Bridge leży w hrabstwie York, zaś ze wszystkich miejsc na świecie właśnie tutaj psy prowadzą najbardziej królewskie życie. W tym ponurym zakątku północnej Anglii rosną one jak nigdzie indziej. Wiatry i lodowate deszcze hulające po bezkresnych wrzosowiskach sprawiają, że psy mają gęstą sierść i są równie wytrzymałe, jak ludzie, którzy tu mieszkają.
Ludzie tutejsi kochają psy i doskonale wiedzą, jak je hodować. W pierwszej lepszej z setek górniczych wioseczek w tym największym z hrabstw Anglii napotkasz skromnie ubranych robotników z psami tak pięknej rasy i o tak arystokratycznej sylwetce, że pozazdrościłby ich niejeden zamożny miłośnik psów z innych stron kraju.
Greenall Bridge nie różniło się od innych wiosek w Yorkshire. Jego mieszkańcy znali się na psach i rozumieli je, i niemało znakomitych okazów spacerowało tu u boku właścicieli. Jednak wszyscy uważali, że jeśli kiedykolwiek Greenall Bridge oglądało piękniejszego psa niż trójkolorowy owczarek Sama Carraclougha, to musiało to być na długo przedtem, zanim ktokolwiek z dziś żyjących jego mieszkańców przyszedł na świat.
Ale był jeszcze inny powód, dla którego Lassie tak dobrze znano w wiosce. Otóż, jak mawiały kobiety, „można było według niej regulować zegarki”.
A wszystko zaczęło się przed kilku laty, kiedy Lassie była jeszcze bystrym i swawolnym jednorocznym szczenięciem. Któregoś dnia Joe, syn Sama Carraclougha, wrócił do domu kipiąc z radości.
– Mamo! Wyszedłem dziś ze szkoły i zgadnij, kto na mnie czekał? Lassie! Jak myślisz, skąd wiedziała, gdzie jestem?
– Musiała pójść za twym zapachem, Joe. Tylko takie wytłumaczenie przychodzi mi do głowy.
Lassie czekała na Joego przed szkolną furtką także następnego dnia i jeszcze następnego. Mijały tygodnie, miesiące, lata, a ona tam go co dzień oczekiwała. Kobiety oglądały ją z okien swych domków, a sklepikarze wystający w drzwiach sklepów przy High Street na widok dystyngowanego biało-złocisto-czarnego psa, który biegł równym krokiem, mówili: „już za pięć czwarta, bo widać Lassie!”
W słotę czy upał, pies zawsze czekał na Joego, wypatrywał go w chmarze chłopców pędzących przez betonowe boisko. Następowało radosne powitanie, po czym chłopiec i pies wracali do domu. I tak to trwało przez cztery lata.
Lassie była lubiana we wsi. Wszyscy niemal byli z niej dumni głównie dlatego, że znaczyła dla nich coś, do czego niechętnie by się przyznali. Miało to związek z ich dumą, a duma – z pieniędzmi.
Na ogół wszystko odbywało się tak, że gdy ktoś wyhodował szczególnie pięknego psa, któregoś dnia ów pies przestawał być psem, a stawał się stworzeniem czworonożnym wartym pieniędzy. To znaczy, oczywiście, że nadal był psem, ale już innym, bo na przykład mógł się o nim dowiedzieć i zechcieć go kupić ktoś zamożny, albo też któryś z czujnych, wszędobylskich handlarzy psów, czy też psiarczyków. Bogaty człowiek kocha psy tak samo jak i biedny, nie ma w tym względzie między nimi żadnej różnicy. Ale bogaci inaczej niż biedni obchodzą się z pieniędzmi. Bo człowiek ubogi troszczy się o to, ile będzie potrzebować węgla na zimę, ile par butów i ile jedzenia, żeby dzieci zdrowo rosły. Przychodzi więc któregoś dnia do domu i mówi tak:
– Trudno, musiałem to zrobić, więc mnie nie męczcie! Kiedyś wyhodujemy sobie nowego psa i będziecie go tak samo kochać jak tego.
I w ten sposób wiele psów wywędrowało z Greenall Bridge. Ale nie Lassie!
Cała wioska wiedziała, że nawet księciu Rudling nie udało się kupić Lassie od Sama Carraclougha. Samemu księciu, który mieszkał we wspaniałej posiadłości o milę za wsią, a w psiarniach trzymał mnóstwo wspaniałych psów!
Przez trzy lata książę próbował kupić Lassie od Sama Carraclougha, ale Sam był nieugięty.
– Nie ma sensu podnosić znowu ceny, wasza wysokość – mawiał. – Ona nie jest na sprzedaż za żadne pieniądze, i już.
We wsi wszyscy o tym wiedzieli i dlatego Lassie aż tyle dla nich znaczyła. Uosabiała ich dumę, której nie można odebrać za żadne pieniądze.
Ale cóż, psy mają właścicieli, a właścicieli prześladuje zły los. Bywa też, że los tak ciężko doświadczy człowieka, iż ten musi zgiąć kark i schować dumę do kieszeni, żeby rodzina miała chleb.
ROZDZIAŁ DRUGI
Nigdy już nie zechcę innego psa
Psa nie ma! Tyle tylko stwierdził naocznie Joe Carraclough. Tego dnia wybiegł ze szkoły wraz z innymi chłopcami, przebiegł przez boisko z tą samą radością, jaką wybuchają wszystkie dzieci na całym świecie, gdy skończą się lekcje. Niemal automatycznie, z przyzwyczajenia, które wyrosło w nim przez setki dni, podbiegł do furtki, gdzie zwykle czekała Lassie. Ale jej tam nie było!
Joe Carraclough, rosły chłopiec o miłej buzi, zatrzymał się i próbował zrozumieć, co się stało. Zmarszczył wysokie czoło nad brązowymi oczyma. Z początku nie mógł pojąć, że to, co przeczuwał, mogłoby być prawdą.
Rozglądał się po ulicy, może Lassie się spóźni? Ale wiedział, że nie taki był powód nieobecności psa, gdyż zwierzęta są inne niż ludzie. Ludzie mają zegary i zegarki, a i tak zawsze są spóźnieni o pięć minut. Zwierzęta nie potrzebują żadnych mechanizmów do pokazywania czasu. Mają w środku coś, co jest dokładniejsze nad wszelkie zegary. Jest to „zmysł czasu”, który ich nigdy nie zawodzi. Doskonale wyczuwają porę, na jaką przypadają codzienne czynności.
Joe Carraclough wiedział o tym. Często wypytywał ojca, skąd Lassie wie, kiedy wyruszyć do szkoły. Lassie się przecież nigdy nie spóźniała.
Stał tak dumając w słońcu dopiero co rozpoczynającego się lata. Nagle go olśniło: może ją coś przejechało?!
Ale ta myśl była tak przerażająca, że ją oddalił. Lassie była zbyt dobrze wytresowana, żeby nieostrożnie chodzić ulicą. Po wsi zawsze biegała wdzięcznie i pewnie chodnikami, a poza tym w Greenall Bridge panował niewielki ruch. Główna szosa biegła doliną wzdłuż rzeki o milę stąd. Do wsi dochodziła jedynie wąska droga rozwidlająca się w kilka ścieżynek, które wiodły na rozległe i płaskie wrzosowiska.
A może ktoś ukradł Lassie?!
To jednak było równie nieprawdopodobne. Obcy mógł co najwyżej dotknąć tego psa, i to tylko wtedy, gdy któryś z Carracloughów był w pobliżu i nakazał mu być posłusznym. A w dodatku zbyt dobrze znano Lassie w promieniu wielu mil od Greenall Bridge, żeby ktokolwiek odważył się ją porwać.
Gdzie była w takim razie?
Joe postąpił z tym kłopotem dokładnie tak samo, jak tysiące chłopców na całym świecie. Pobiegł do domu, do mamy.
Pędził co sił główną ulicą obok sklepów, potem dalej przez wieś, dróżką wiodącą na wzgórze i wpadł przez furtkę na ścieżkę w ogrodzie, aż zatrzymał się w drzwiach domku. Zawołał:
– Mamo! Mamo! Lassie coś się stało! Nie przyszła po mnie!
Ale ledwie to wypowiedział, pojął, że coś jest nie w porządku. Nikogo w domu nie poderwała ta wiadomość i nikt nie zapytał, co się stało. Nikogo nie obeszło to, że pięknemu psu mogło przytrafić się coś strasznego.
Joe to zauważył. Oparł się plecami o drzwi. Matka z oczyma wbitymi w stół, nakrywała do podwieczorku. Po chwili milczenia spojrzała na męża.
Ojciec Joego siedział na niskim zydelku przed kominkiem. Zwrócił głowę w kierunku syna, a potem powoli odwrócił się znowu do ognia i uparcie się weń wpatrywał.
– Co się stało, mamo? – wykrzyknął Joe. – Co się stało?!
Pani Carraclough postawiła talerz na stole, a potem odezwała się, wyrzucając słowa wprost przed siebie:
– No cóż, ktoś musi mu powiedzieć.
Mąż ani drgnął. Popatrzyła na syna.
– Musisz się pogodzić z tym, Joe – oznajmiła – że Lassie już więcej nie będzie na ciebie czekać pod szkołą. I płacz nic na to nie pomoże.
– Dlaczego nie będzie czekać? Co jej się stało?
Pani Carraclough podeszła do pieca i nastawiła czajnik. Odpowiedziała nie odwracając się:
– Bo została sprzedana. Dlatego nie będzie czekać na ciebie.
– Sprzedana! – krzyknął chłopiec. – Sprzedana! Dlaczegoście ją sprzedali? Moją Lassie? Dlaczegoście ją sprzedali?
Matka obruszyła się.
– Sprzedaliśmy ją i już. Koniec. Więcej nie pytaj. To niczego nie zmieni. Nie ma jej i tyle. Nie mówmy o tym więcej.
– Ależ mamo...
Chłopiec wybuchnął płaczem, porażony tym, co usłyszał.
– Dość tego – przerwała matka – siadaj i jedz podwieczorek. No, przestań beczeć. Siadaj!
Chłopiec posłusznie zajął miejsce przy stole. Kobieta zwróciła się do mężczyzny siedzącego przed kominkiem.
– Chodź, Sam, i jedz. Choć Bóg jeden wie, jak ubożuchny ten podwieczorek...
Kobieta umilkła, a mężczyzna wstał rozeźlony i bez słowa ruszył ku drzwiom, zdjął czapkę z kołka i wyszedł. Trzasnął drzwiami. W domu zapadło milczenie. A potem kobieta zaczęła gderać podniesionym głosem.
– Teraz widzisz, coś narobił! Ojcaś zdenerwował. Jesteś zadowolony, co?
Opadła ciężko na krzesło i wpatrywała się w stół. Na jakąś chwilę w domu znowu zrobiło się cicho. Joe wiedział, że wymówki matki są niesprawiedliwe, ale że w ten sposób ukrywała własne cierpienie. Tak samo było z łajaniem. Tak zachowywali się tutejsi ludzie. Byli szorstcy, uparci i nawykli do trudnego, twardego życia. Gdy ich coś poruszało, ukrywali swe uczucia. Kobiety trajkotały i łajały, żeby ich nie okazywać. Nie miały przy tym nic złego na myśli. A za jakiś czas było już po wszystkim...
– No, Joe, jedz!
Głos matki był cierpliwy i łagodny.
Chłopiec wpatrywał się nieruchomo w talerz.
– No, Joe, zjedz chleba z masłem. Taki dobry, świeży chleb. Nie chcesz?
Chłopiec jeszcze niżej spuścił głowę.
– Nie chcę niczego – wyszeptał.
– Ach, te psy. Wiecznie te psy! – wybuchnęła matka. W głosie znów było słychać złość. – Cały ten kram przez jednego psa. Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem szczęśliwa, że Lassie już nie ma. Tak. Tyle koło niej chodzenia, co koło dziecka! Teraz pozbyłam się jej i koniec, i jestem z tego zadowolona!
Pani Carraclough zatrzęsła swym pulchnym ciałem i pociągnęła nosem. Wyjęła chusteczkę z kieszeni fartucha. Wreszcie popatrzyła na syna, który siedział bez ruchu. Potrząsnęła smutno głową i odezwała się głosem znowu łagodnym i cierpliwym.
– Chodź no, Joe – powiedziała.
Chłopiec podniósł się i podszedł do matki. Otoczyła go pulchnym ramieniem i patrząc w ogień mówiła:
– Słuchaj, Joe, jesteś już dużym chłopcem i potrafisz to zrozumieć. Widzisz, ostatnio nie układa nam się najlepiej. Wiesz, jak to jest. A przecież musimy mieć co do garnka włożyć i musimy opłacić komorne, a Lassie była warta dużo pieniędzy i nie było nas stać na jej utrzymanie. Teraz są ciężkie czasy i nie wolno denerwować taty. I tak strasznie się tym gryzie. To wszystko. Nie ma Lassie.
Joe stał przy matce. Zrozumiał. W Greenall Bridge nawet dwunastoletni chłopiec wiedział, co oznaczają „ciężkie czasy”.
Od lat, odkąd tylko dzieci mogły sięgnąć pamięcią, ojcowie pracowali w pobliskim szybie Clarabelle. Wychodzili na szychtę z jedzeniem w zawiniątku i górniczymi lampkami, a potem wracali. Wydobywali dobry węgiel, lecz później czasy stały się „ciężkie”. Szyb pracował na zwolnionych obrotach i ludzie zarabiali mniej. Czasem, gdy było więcej pracy, górnicy pracowali dłużej i dostawali więcej pieniędzy.
Wszyscy się wtedy cieszyli. Nie oznaczało to wprawdzie luksusowego życia, bo w górniczych wioskach w najlepszym razie można było wieść twardy żywot. Lecz przynajmniej było to życie odważne, rodzinne, pogodne, a jedzenia na stole, jeśli nawet było ono skromne, starczało dla każdego.
Przed kilku miesiącami szyb zamknięto na dobre, a na wieży zamarło koło wyciągu. Strumień ludzi już nie płynął na szychtę do kopalni. Zamiast tego, wędrowali do Biura Pośrednictwa Pracy. Wystawali przed Pośredniakiem, wyczekując jakiejś roboty, ale na próżno. Byli na obszarze „porażonym całkowitym zastojem przemysłu”, jak to określała prasa. Całe wioski pozostawały bez pracy i nie było sposobu, żeby zarobić na życie. Rząd dawał ludziom cotygodniowy zasiłek, żeby nie umarli z głodu.
Joe o tym wszystkim wiedział. Słyszał, jak ludzie o tym rozprawiali. Widział też mężczyzn przy Pośredniaku. Wiedział, że ojciec już od dawna nie chodzi do pracy. Zauważył też, że rodzice nie rozmawiali przy nim o tych sprawach. Na swój szorstki sposób chcieli malcowi oszczędzić trosk życia.
I chociaż doskonale to rozumiał, to jednak serce łkało za Lassie. Uciszał je. Milczał jeszcze przez chwilę, a potem zadał jedno pytanie.
– Mamo, czy nie moglibyśmy jej kiedy odkupić?
– Widzisz, Joe, Lassie to drogi pies i nie stać nas na nią. Ale któregoś dnia kupimy sobie innego. Poczekaj troszkę. Czasy się odmienią i wtedy kupimy innego szczeniaka. No co, zgoda?
Joe spuścił głowę i pokręcił nią powoli. Odpowiedział szeptem:
– Nigdy już nie zechcę innego psa. Nigdy! Chcę tylko Lassie!