Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowieść o warszawskiej ulicy roku 1920 – od 20 czerwca do 20 sierpnia. Tydzień po tygodniu, dzień po dniu. Strajki robotnicze, upał, drożyzna, premiery w teatrach i kabaretach, afery kryminalne i tajemnicza fala samobójstw. Letnie ogródki kawiarniane przy których przysiadają umundurowani już ochotnicy. Wreszcie apel Piłsudskiego, wielki zryw mobilizacyjny warszawiaków i uroczysty wymarsz pierwszych oddziałów. Wiece robotnicze i procesje błagalne. Na tym tle historie zwykłych ludzi i znacznych postaci zasłużonych dla miasta. O czym dyskutowano, na jakie tematy się kłócono, gdzie bywano i co czytano? Gdzie wyjeżdżano na wakacje? Jakie lęki wewnętrzne władały wtedy społeczeństwem warszawskim? Książka pokazuje stolicę roku 1920 jako miasto wewnętrznie skłócone, szarpane sprzecznymi namiętnościami, a jednocześnie potrafiące w obliczu niebezpieczeństwa zmobilizować się, zjednoczyć, zawiesić swary.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 419
Błędny żołnierz i muślinowa sukienka
Jan Lechoń w dziennikach pisanych na emigracji przywołuje rozmowę, jaką odbył wiosną 1920 roku ze Stefanem Żeromskim. Autor Wiatru od morza dopuszczał wtedy – jak twierdzi poeta – możliwość „ułożenia się” z bolszewikami, stworzenia wspólnego rządu: „[…] na parę tygodni przedtem, gdy Moskale ruszyli na nas spod Kijowa, Żeromski, pod opieką którego kurowałem się wtedy w Orłowie, zatrzymał się nagle w czasie naszego spaceru po pomoście i powiedział: «Nie ma innej rady, tylko musimy zaraz stworzyć nasz własny rząd bolszewicki. Marchlewski i Leszczyński – to przecież także Polacy»”1. Lechoń, próbując zrozumieć słowa Żeromskiego, pisze, że był on „endekiem w polityce zagranicznej”, a „komunistą w rzeczach społecznych”. Według mnie słowa Żeromskiego są przede wszystkim dowodem na to, jak bardzo liczono się wówczas z ponowną utratą niepodległości i jak próbowano sobie tę ewentualną stratę oswoić.
Wolna Warszawa, licząca w ten czas niespełna dwa lata, również nie rozumiała jeszcze dobrze swojej wolności, dopiero się jej uczyła. Irena Jurgielewiczowa napisze, że trzymała fason. „Czy do wewnętrznego obrazu Polaka nie należy odruch «trzymania fasonu» właśnie w chwilach najtrudniejszych? A że trzymaliśmy fason – to fakt.”2 „Cud nad Wisłą” stanie się dla miasta początkiem jego dwudziestowiecznej tożsamości i wiary w siebie, zalążkiem dumy, bohaterstwa, wydarzeniem konsolidującym, wyznaczającym standardy solidarności i więzi społecznych. Poskutkuje oczekiwaniem, znacznie bardziej żarliwym i silnym, na podobny cud we wrześniu 1939 roku. I nadzieją na szczęśliwe rozwiązanie w sierpniu roku 1944.
Trafnie sportretował warszawskie lato 1920 roku Jarosław Iwaszkiewicz: „Dziwny to był obraz. Pomieszanie zmęczonych, zabłąkanych żołnierzy i dezerterów ze świeżo upieczonymi wojakami z inteligencji, mundury, które stroiły nawet takich cywilów jak Kornel Makuszyński i Antoni Słonimski. […] Pochody bab, które tłukły okna w kawiarniach, wysyłając wszystkich na front, piękne panie z przepaskami Czerwonego Krzyża w lekkich jak obłoki, muślinowych sukienkach, świeżo sprowadzonych z Paryża, który wprowadził modę właśnie na przejrzyste letnie materiały i na krótkie spódnice”3.
I jeszcze raz Żeromski, który w podobnym duchu pisał: „[…] miasto było w ruchu, w biegu, w skoku, w jakimś locie wszystkich na wszystkie strony, gdzie dudniło jak bęben od autobusów ciężarowych, od przeciągającej artylerii, dźwięczało od huku wojsk, maszerujących na wszystkie strony”4.
Ten bieg, skok i lot są do dzisiaj obecne na łamach starych gazet, z których korzystałam, pracując nad kroniką. Warszawska prasa tamtych lat pozwala uchwycić życie w jego rozedrganiu i intensywności, wirujące jak szkła w kalejdoskopie. W książce starałam się pokazać różne oblicza miasta, znaleźć wątki łączące stolicę sprzed lat stu i tę dzisiejszą. Jednym z dominujących stały się relacje polsko-żydowskie. Poświęcam im sporo miejsca, śledząc ścieżki wiodące w lata 30., 40., wiedząc, czym będą owocować. Zależało mi też, żeby ocalić od zapomnienia ludzi, mieszkańców miasta. Wybitnych i przeciętnych, znanych dziś i kompletnie zapomnianych, pochowanych między stronami gazet.
Warszawa roku 1920 nie miała jednej twarzy, tak jak nie miała jednej twarzy armia ochotnicza, do której zaciągali się przedstawiciele wszystkich stanów: „Nasza kompania łączności była prawdziwym curiosum. Kilkunastu profesorów Politechniki, wśród nich parę znakomitości światowych, sporo inżynierów, matematyków i fizyków, młodzież uniwersytecka i szkolna oraz niewielka, ale barwna grupa podwarszawskich mętów”5.
Mam nadzieję, że z mozaiki twarzy ludzi opisanych w książce powstała twarz miasta.
Joanna Rolińska
Rozdział I 20–30 czerwca
„Łamistrajki” i rząd Grabskiego
Nastroje warszawiaków u progu tego lata są chmurne. Mija zaledwie miesiąc, odkąd stolica witała wracającego z Kijowa Piłsudskiego. „Tłumy w Alejach, tłumy na Jerozolimskiej, morze głów na placu przed dworcem”6 – zachwycał się reporter „Kurjera Polskiego”. Zwycięskiego wodza witał premier rady ministrów Leopold Skulski, a biskup Gall w kościele św. Aleksandra odprawił z tej okazji uroczystą mszę świętą. Młodzież z radości wyprzęgła konie i ciągnęła powóz Naczelnika do Belwederu. Opinia publiczna nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że Kijów został zdobyty właściwie bez walki.
10 czerwca rozpoczęła się ofensywa sowiecka, a rząd Skulskiego dzień wcześniej podał się do dymisji. W Warszawie trwają strajki – 8 czerwca stanęły zakłady użyteczności publicznej: elektrownia, gazownia, tramwaje i wodociągi. Chorzy w szpitalach pozbawieni są wody i światła. Strajk, który z pozoru jest natury ekonomicznej (pracownicy chcą, aby zaspokojone zostały ich finansowe żądania), jednocześnie ma podłoże polityczne. W PPS ścierają się dwa prądy. Część członków stawia sobie za cel współtworzenie rządu, pozostali, przeciwni temu, chcąc mieć rząd wyłącznie socjalistyczny i podburzają do strajku.
Spontanicznie powstaje Stowarzyszenie Samopomocy Społecznej, złożone głównie ze skautów i studentów, traktujące strajkujących jak wrogów Polski. Chcąc zapanować nad sytuacją, stowarzyszeni próbują przywrócić ład w mieście i przy pomocy wojska zastępują strajkujących na stanowiskach.
Zły stan gospodarki, bieda i nierówności społeczne wpływają fatalnie na samopoczucie większości warszawiaków. Przez miasto przechodzi fala samobójstw. Łucja Hornowska, mieszkanka Warszawy, twierdząc, że jest „niezdolna wykrzesać z siebie nic jaśniejszego, nic, co by tchnęło zaufaniem do idących dni”, notuje w pamiętniku: „O Jezu, teraz się może pocznie walić wszystko”7.
Dziś „kancelaria cywilna naczelnika państwa zaprosiła pana Witosa na konferencję do Belwederu na godzinę 4 minut 45 po południu. Poseł Witos wrócił z Belwederu około 6 wieczorem otrzymawszy od naczelnika państwa misję utworzenia nowego gabinetu”8.
Mija dziesięć dni od upadku rządu Leopolda Skulskiego. Kraj bezrządem stoi.
W stolicy trwa 12 dzień strajku miejskich zakładów użyteczności publicznej. Egzystencja staje się coraz bardziej utrudniona. Brakuje chleba. Mnóstwo osób pielgrzymuje codziennie na stołeczne dworce kolejowe i czeka na pociągi, którymi przyjeżdżają do miasta tzw. szmuglerki z artykułami spożywczymi. „[…] Największy bodaj targ ze szmuglerkami odbywa się na ulicy Marszałkowskiej przed dworcem kolei wiedeńskiej”9 – informuje „Gazeta Poranna. 2 Grosze”. Strajkują tramwajarze. Rozpaczliwej sytuacji powstałej na skutek strajku usiłują zaradzić członkowie Stowarzyszenia Samopomocy Społecznej, w skrócie S.S.S., dzięki którym życie w stolicy nie zamiera. Stowarzyszonym niekiedy brakuje kompetencji, co dodatkowo utrudnia sytuację: „U zbiegu ul. Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia tramwaj linii nr 17 wpadł na tramwaj linii nr 3 stojący na przystanku. Skutkiem zderzenia potłuczony został motorniczy linii nr 17, Henryk Mamrotek, student z S.S.S. Z elektrowozu linii 17 wypadły prawie wszystkie szyby”10 – donosi krytyczny wobec „łamistrajków” „Robotnik”.
Przybiera na sile antywojenna propaganda komunistyczna, której lustrzanym odbiciem jest propaganda antykomunistyczna, wiążąca się niestety przeważnie z kampanią antyżydowską.
***
Jak zaradzić niebezpieczeństwu grożącemu ojczyźnie z powodu ustawicznych strajków – pytają organizatorzy wiecu zwołanego dziś na godzinę 3 po południu w gmachu Filharmonii. Na apel osób „stojących mocno na gruncie narodowym” przybył tłum, który teraz szczelnie wypełnia budynek, a przed gmachem zebrało się dodatkowo kilka tysięcy warszawiaków. Przemawia m.in. ksiądz Czesław Oraczewski i redaktor „Myśli Niepodległej” Andrzej Niemojewski (mija raptem rok od czasu, kiedy Lechoń w Rokoszu Sapieżyńskim pisał: „Pan Andrzej i xiądz Czesław rwą na wiecach płuca”11). Padają głosy, że fala strajków jest dziełem „wrogów ojczyzny”, oraz apele o „ustanowienie rządu patriotycznego, rządu silnej ręki, który by z całą energią podjął nieubłaganą walkę z bolszewizmem, rozwiązał związki komunistyczne, a agentów Lenina i Trockiego odstawił do wschodnich granic państwa”. Mówcy nawołują do jedności i skupienia się wokół Naczelnika Państwa. Obecni wznoszą okrzyki na cześć bohaterskiej polskiej armii, krzyczą „hańba!” pod adresem Wojciechowskiego, Witosa i Daszyńskiego, a na koniec śpiewają Rotę Konopnickiej. Zebrani przed gmachem postanawiają urządzić pochód manifestacyjny skierowany przeciw strajkującym, ale odwodzi ich od tego ksiądz Oraczewski, który przemawia specjalnie do nich z balkonu. „Nie obeszło się jednak bez zajścia. Gdy zebrani rozchodząc się, doszli do rogu ulicy Złotej, jakiś osobnik wszczął z nimi gawędę uwłaczając polskiej armii. Spotkał się jednak z należną odprawą czynną i został oddany w ręce policji”12 – donosi na drugi dzień „Kurjer Warszawski”.
Bardziej szczegółowo i w wyraźnie minorowym tonie komentował wydarzenia na drugi dzień „Robotnik”: „[…] wiec miał zdecydowanie piętno pogromowe. […], że winni wszystkiemu Żydzi, no i socjaliści. […] Nastrój mówców był wściekły, a to z powodu, że nie «całe społeczeństwo» zapisuje się do łamistrajków S.S.S. (a któż by wtedy paskował?). Dostało się grubo i Sejmowi i Witosowi i reszcie, która nie chce iść na pasku endeckiej sfory. […] zaczęto ludzi zganiać przed gmach Filharmonii. […] przemówił jeszcze raz, już ochrypłym głosem ks. Oraczewski. Widać przeląkł się, że […] tłum […] może dać folgę swym instynktom, zaczął nawoływać «w imię Boga świętego», żeby rozchodzić się w spokoju po domach, nie urządzać czasem barykad, a nade wszystko nie stawać w kolizji z konnymi policjantami, których tymczasem skonsygnowano przy ulicach Sienkiewicza oraz Moniuszki. Ale ten ton księdza Oraczewskiego popsuli niezadowoleni z pojednawczego tonu matołki jego, którzy w dalszych przemówieniach chwycili się łajdackich wprost kłamstw. Najtypowszym […] był protest do jakiego nawoływano […] z powodu rzekomego usunięcia z nad fotelu marszałka w sali obrad sejmu krucyfiksu ofiarowanego przez Koło Polek. A stało się to rzekomo na żądanie towarzysza Daszyńskiego (kłamstwo na kłamstwie!). A więc: «Śmierć Daszyńskiemu!» – wołano”13.
Główny bohater wiecu, niespełna trzydziestoletni wówczas ksiądz Oraczewski, który już zdążył wyrobić sobie renomę charyzmatycznego mówcy, zaledwie kilka dni wcześniej wrócił z kilkumiesięcznej wyprawy do Stanów, gdzie zakładał (m.in. w Chicago) Stowarzyszenie Przyjaciół Polski. „Kto raz zetknie się z duchem tego człowieka, ten nigdy go nie zapomni” – pisał o duchownym podczas tej podróży „New York Times”. Istotnie, Oraczewski był duchem łatwo mogącym budzić skrajne emocje. Rozgłos zdobył wykładami głoszącymi ideę wyzwolenia narodu przez wewnętrzne odrodzenie jednostki – głosił je regularnie w Warszawie od jesieni 1917 roku. Od listopada 1918 roku angażował się w przeróżne rozgrywki polityczne, zwalczające przeważnie prądy lewicowe, a w roku 1919 przyczynił się do odrzucenia postulatu laicyzacji szkolnictwa. Po zamachu majowym zadeklaruje się jako zwolennik sanacji, porzuci stan kapłański, szybko jednak ukorzy się przed kardynałem Kakowskim i powróci na łono Kościoła, traktowany będzie jednak z rezerwą i dopiero w roku 1936 władze duchowne uwolnią go od kościelnych kar. Podczas okupacji obejmie duszpasterstwo w parafii św. Jakuba w Warszawie. W latach powojennych nieustannie będzie krytykował działania polityczne kościelnej hierarchii, więc władze duchowne ponownie zakażą mu głoszenia kazań i ograniczą możliwość celebry. Jan Lechoń we wczesnych latach 20. w przypisach do Rzeczpospolitej Babińskiej pozostawił taką jego charakterystykę: „[…] X. Czesław Oraczewski, megaloman i kabotyn, czas pewien uprawiał bluff naukowy – później utonął w najordynarniejszej demagogii, prowadząc pochody kucharek i przemawiając na masówkach chrześcijańskich analfabetów”14. Basia Temkin-Bermanowa, która poznała Oraczewskiego podczas okupacji w latach 40., w Dzienniku z podziemia15 napisze krótko: „Endek, antysemita i chuligan”16.
***
Już w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości Warszawa, gorączkowo poszukująca własnej tożsamości, odwołuje się do mitu Paryża. W dzisiejszym „Kurjerze Warszawskim” na pierwszej stronie „po powrocie właścicielki z Paryża” reklamuje się firma Aurelia mieszcząca się w kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej 115. Trwa tam właśnie posezonowa wyprzedaż kapeluszy, „modele paryskie niżej ceny kosztu”. Warszawianki (do niedawna jeszcze „królewianki”) mają do wyboru kapelusze białe, słomkowe, gazowe i płócienne. W sklepie można kupić również gorsety w najnowszych fasonach: „Pasy gumowe, trykotowe, dziane, zalecane przez najsłynniejszych panów doktorów, staniczki trykotowe, haftowane, batystowe, tiulowe, casch-corsets, koronkowe, haftowane batystowe z walansjenkami, szelki do prostego trzymania się, gorsety dla pań z nierównemi łopatkami bez poduszek, gorsety dla podlotków”17.
Panny, przystrojone w gazowe kapelusze i koronkowe, schowane pod sukienkami staniczki z warszawsko-paryskiej firmy Aurelia mogą udać się wieczorem do Mirażu (Nowy Świat 63) na pierwszy w stolicy tego lata występ Stefanii Dąbrowskiej – „Bosonóżki”, uczennicy Izadory Duncan.
„Bosonóżka” występuje dziś aż trzykrotnie, spektakl trwa około godziny. Niespełna dwudziestosześcioletnia Dąbrowska ma przed sobą jeszcze trzy lata pracy scenicznej, po których wycofa się z zawodu. Debiutowała w 1909 roku w teatrze Nowości, w którym później przez szereg lat występowała, związana była również z Teatrem Wielkim i kabaretem Momus. Prezentuje przeważnie „tańce wolne” i „miniatury baletowe”. Walery Jastrzębiec Rudnicki we wspomnieniach zatytułowanych Dymek z papierosa napisze, że była zjawiskowo piękna. Ci, którzy widzieli Dąbrowską na scenie, twierdzili, że „[…] tworzy linię cudną, a to jest grunt. […] Ma się wrażenie, że robi to dla własnej przyjemności, dla zadośćuczynienia młodej, zdrowej potrzebie ruchu. […] Nie myśli się o męczącej tresurze baletowej”18.
Młoda warszawianka ma oczywiście inne możliwości spędzenia pogodnego wieczoru – na przykład przejażdżkę statkiem na Bielany. Statki odchodzą dziś z przystani Żeglugi Państwowej przy moście Kierbedzia co półtorej godziny (od godziny 10 rano do 8 wieczorem), a bilety wstępu zasilają fundusz Głównego Komitetu Zbiórki na flotę polską.
Jeśli jednak warszawianka nie ma ochoty nigdzie wychodzić i zostanie w domu, można przypuszczać, że weźmie do ręki najnowszy, drugi z kolei tomik wierszy Wandy Melcer-Rutkowskiej Na pewno książka kobiety. Najnowszy numer tygodnika „Świat” w rubryce nowości wydawniczych tak donosi o tym zbiorku: „[…] wyróżnia się odwagą twórczego poczynania. […] Wdzięk kobiecych wynurzeń pani Melcer-Rutkowskiej nie krępuje się wcale formami przyjętemi i ustalonemi w liryce. Pani Melcer-Rutkowska nie stosuje się wcale do rymów czy rytmów”19.
Wypadki – z miasta:
„Z okna II piętra przy ulicyŻórawiej 30 wyskoczył w zamiarze samobójczym Urzędnik Ministerjum Skarbu, Kazimierz Rojkiewicz, którego w stanie ciężkim pogotowie przewiozło do szpitala im. Dzieciątka Jezus.”
Ogłoszenia:
„Lalkę piękną wielkości 8 letniego dziecka sprzedam. Miedziana 7, mydlarnia.”
•
„Profesor gimnazjum z pięcioletnią praktyką poszukuje kondycji na wsi na lipiec i sierpień. Specjalność francuski i niemiecki.”
•
„Solidne bezdzietne małżeństwo poszukuje umeblowanego pokoju lub dwóch przy chrześcijańskiej przyzwoitej rodzinie w Śródmieściu, oferty Główna Poczta, skrzynka pocztowa 11.”
•
„Bezpłatnie dla chrześcijan leczenie zębów, porady, poniedziałki, środy, piątki – 9.30–10.30, asystentka zakładu dentystycznego, Krucza 42.”
Józef Piłsudski podpisał dekret o powołaniu do życia Muzeum Wojska Polskiego. Pierwszym dyrektorem mianowany został Bronisław Gembarzewski, historyk wojskowości i dyrektor Muzeum Narodowego m.st. Warszawy. Według niego: „Zadaniem historycznem Polski, tego przedmurza chrześcijaństwa i cywilizacji i istotną treścią jej życia – to wojsko. Nie zasłynęliśmy specjalnie na polu nauki, przemysłu, handlu, administracji, zaś dzielne i sprawne nasze wojsko było i jest chlubą narodu”20.
Mnożą się reklamy zachęcające do kupowania polskiej Pożyczki Odrodzenia. „Spełnij swój obowiązek względem Ojczyzny, a jednocześnie zapewnij sobie pewną i korzystną lokatę pieniędzy przez nabycie Pożyczki Odrodzenia i zakupienie za nią akcji Banku Narodowego”. Na łamach warszawskich gazet do obowiązku wzywa również krakowski biskup, Jego Eminencja Książę Adam Sapieha: „Chwałą naszą jest bohaterska waleczność żołnierza naszego, nie zapominajmy jednak, że poszłaby ona na marne, gdybyśmy nie spełnili obowiązku zasilenia skarbu naszego państwa”21.
27 lutego 1920 roku polski Sejm Ustawodawczy w ramach pokrycia deficytu budżetowego związanego z tworzeniem się państwa oraz przygotowaniami do wojny z Rosją uchwalił dwie pożyczki. Pierwszą z nich była 5% Pożyczka Odrodzenia Polski zwana Milionówką, druga to 4% pożyczka premiowa zwana Premiówką. Obie stanowiły źródło pokrycia luk budżetowych.
„Tygodnik Ilustrowany” wzywa do zapisów na Pożyczkę Odrodzenia tekstem, który uświadamia, jak wyraźne było zróżnicowanie majątkowe w społeczeństwie – obok obszarów nędzy kwitło wystawne życie: „Bodajby raz już stolica nasza, a za nią kraj cały pozbył się tego lekkomyślnego tonu życia, tej bezmyślnej rozrzutności na uciechy, bodaj by raz nareszcie przejęło nas wskroś przeświadczenie, że żyjemy w czasach wojny, że na zewnątrz i w sobie wypracować musimy powagę, skupienie i oddać potrzebom Ojczyzny wszystkie nasze wysiłki. Doprawdy, kto widzi Warszawę, ten musi nabrać wyobrażenia, że zbiorowisko to nie dowiedziało się jeszcze o przelewie krwi, o życiu żołnierza zmagającego się z nadludzkim nieraz trudem. Dzień po dniu odbywamy jakieś wymyślne urągowisko jego niedoli i jego bohaterstwu. Wejdźcie wieczorem do restauracyj, do kabaretów – co się tam odbywa! Gdyby dziesiąta część tej bezmyślnej rozrzutności codziennej obrócona była na Pożyczkę Odrodzenia, zaciąg pieniężny byłby już pokryty”22.
***
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” donosi, że w siedzibie rabinatu warszawskiego odbyła się narada związana z wprowadzeniem nakazu zamykania sklepów w niedzielę. Jak twierdzi „Gazeta”, uczestnicy narady projektowali demonstrację uliczną z transparentami przeciwko dniowi wolnemu lub też zamknięcie sklepów żydowskich na cały tydzień. Uchwały jednak żadnej nie powzięto.
W jadłodajni dla inteligencji przy ulicy Mazowieckiej 8 pojawiły się lepsze obiady: „[…] są o wiele smaczniejsze, obfitsze, a co najważniejsze – są lepiej kraszone. […]”23.
Przybył pierwszy transport uchodźców z Kijowa – Polaków, Ukraińców i Rosjan.
Polka z Westfalii mieszkająca od roku w Warszawie, której dwóch synów rozstrzelali Niemcy, a mąż poległ na froncie zachodnim, żyje samotnie z dwuletnim dzieckiem „z wyprzedaży resztek chudoby i litości sąsiadów. Ponieważ życie w Warszawie jest w ogóle bardzo ciężkie, zwracamy się więc do czytelników naszych, głównie ziemian z Wielkopolski o przyjęcie rodaczki z Westfalii, która zresztą znając szycie może na utrzymanie zapracować”24.
***
Miasto emocjonuje się „pojedynkiem” między mieszkańcem Warszawy Kazimierzem Baytlem a księdzem dr. Marcelim Ryniewiczem, proboszczem nowo erygowanej (1919 r.) parafii przy ulicy Łazienkowskiej 14. „Gazeta Poranna 2. Grosze”, relacjonując zwiedzanie świątyni przez kardynała Kakowskiego i arcybiskupa Bilczewskiego, wzywa „najhojniejszego obywatela stolicy” pana Baytla, by sfinansował przykrycie kościoła dachem. Efektem apelu jest list otwarty Baytla, opublikowany w prasie, w którym wzywa on księdza Ryniewicza na „pojedynek”: „Ile do Nowego Roku uzbiera na niezbędny dla pamiątkowej świątyni dach ksiądz dr Ryniewicz, tyle ze swej szkatuły ofiaruje Baytel! […]. Dowiadujemy się, że kwesta księdza Ryniewicza wyniosła 9.600 marek, więc pan Baytel wręczył już niestrudzonemu kapłanowi marek 10 tysięcy. […] Baytel to człowiek czynu, który powinien znaczyć każdego dziś Polaka – podsumowuje redaktor. – Oby tylko pojedynki pt. «Kto zrobi więcej dobrego» istniały w Polsce!”25.
Skromnie nazwany na łamach prasy „mieszkańcem Warszawy” Franciszek Baytel to przemysłowiec, „król szkła”, właściciel największej w Polsce wytwórni luster, ale również typ szlachetnego dziwaka, filantropa pragnącego uszczęśliwiać ludzi. W 1920 roku jest w swojej życiowej formie – tryska pomysłami, pomaga, wspiera, sypie w kierunku potrzebujących miliony marek. Chce wychowywać – do dziś zachowały się plakaty anonsujące jego wystąpienia – w Filharmonii, w Towarzystwie Higienicznym przy ul. Karowej, czasem w gościnnych progach własnego domu. Tytuły wykładów: O szczęściu. Ma zapędy literackie, twórcze, własnym sumptem wydaje tomiki wierszy, nakładem szacownego wydawnictwa Gebethner i Wolff ukazała się jego książeczka Higiena i zdrowie. O własnościach leczniczych promieni słonecznych (1910 r.) – poradnik dla młodzieży męskiej, w którym autor dobrodusznym tonem, przypominającym dwie dekady późniejsze utwory Kornela Makuszyńskiego, radzi młodym chłopcom, jak żyć. Dużo tam o kształceniu ducha, ale nie mniej o kształceniu ciała, a wiele zawartych wskazówek brzmi dziś zaskakująco współcześnie, na przykład nakłanianie do diety energetycznej, czyli do… weganizmu. Główny sklep Baytla mieści się w tej samej kamienicy co jego mieszkanie, przy Nowym Świecie 27 – tak jest od 1908 roku. Filii tej firmy jest w stolicy aż 18. Fach przejął Franciszek po swoim ojcu Alexym Baytlu, mistrzu szklarskim, ale „natchnieniem do działalności filantropijnej” dla niego jest matka, Berta z domu Kecher. W 1921 roku czasopismo satyryczne „Mucha” opublikuje wiersz:
Szlachetny dziwak: Baytel Franciszek ma miano, (Niechaj tacy dziwacy rodzą się co rano!) Syn Polski, obywatel i rozdawca hojny, Pięć miljonów na cele rozdał czasu wojny, Przytem co za herezje jeszcze w druku szerzy: „Com wziął od społeczeństwa, oddać mu należy. […] Warjat, warjat, naprawdę! Posłać go do Tworek! Czyż człek o zdrowym mózgu oddałby swój worek? Mądry rzuci co nieco, żeby być w porządku, Ale nigdy nie odda całego majątku, […] O wy, możni panowie, napęczniali pychą, Jakże jest wobec Baytla wasza godność lichą! Wy, choć macie tytuły, lecz serca jak głazy, On bez tytułu więcej wart od was sto razy! On, gdy po długiem życiu, ku mogile skręci, Imię jego kraj w wdzięcznej zachowa pamięci, Po was pies nie zapłacze, gdy legniecie w grobie, Kraj rzeknie: „Żyli sobie i umarli sobie”26.
Nie minie dekada, jak Baytel straci majątek w wyniku wielkiego kryzysu, zlicytowany i wyeksmitowany z pięciopokojowego mieszkania i licznych składów szkła usiłował będzie odtworzyć biznes, bezskutecznie.
Kiedy wpisuję do wyszukiwarki hasło „Franciszek Baytel”, z czeluści internetu wyskakują dwa zdjęcia pod tym hasłem. Na jednym Baytel z żoną, zmęczeni starsi państwo, na drugim wnętrze ich mieszkania przy Nowym Świecie 27, skromne, pozbawione zbędnych przedmiotów i mebli. Z sufitu na sznurku wisi goła żarówka, na ścianie obraz Chrystusa Miłosiernego, po kątach kilka niezlicytowanych luster. Narodowe Archiwum Cyfrowe obu zdjęciom przypisało rok 1932, czyli ostatni moment, kiedy o Baytlu cokolwiek wiadomo, a wiadomo mniej więcej to, że w tym czasie nie opuszczała go myśl o samobójstwie. Z notatek prasowych sporządzonych w 1931 roku na podstawie zeznań warszawskiej policji wiemy, że zjawiał się tam wielokrotnie – roztrzęsiony zniszczony człowiek, w którym ze zdumieniem rozpoznawano niegdysiejszego dobroczyńcę i potentata finansowego, właściciela 18 stołecznych składów szkła. Twierdził, że przed odebraniem sobie życia powstrzymuje go wiara w Boga i przywiązanie do żony, prosił, aby go aresztowano, uniemożliwiając targnięcie się na życie, co czyniono, zwalniając go jednak po kilku dniach. Na tych informacjach ślad po Baytlu urywa się, nieznane są dalsze jego losy, nie wiemy, kiedy i jak zmarł.
***
W artykule zatytułowanym Konający ogród publicysta „Gazety Porannej. 2 Grosze”, podpisujący się pseudonimem „Oko”, panikuje, że „umierają” warszawskie ogrody, Ogród Saski i Ogród Krasińskich. Dlaczego? „Oko” tłumaczy: „Przed laty ogród Krasińskich nie był dostępny dla chałaciarzy i innych Żydów brudnych. I wtedy, aczkolwiek przylega do Nalewek, ogród ten mający z przeciwnej strony okolicę chrześcijańską, służył za miejsce spaceru i odpoczynku. Gdy wszakże «postęp» nakazał otworzyć ogród «dla wszystkich», stał się on brudnem zbiorowiskiem cuchnącem. Jako tako szanujący się Żyd, który już liznął trochę cywilizacji, unikał ogrodu «zapowietrzonego». A co tu mówić o Polaku! Taki sam los czeka i Saski Ogród. Od chwili wpuszczenia doń chałaciarstwa i innych Żydów brudnych, jest on wszystkiem, tylko już nie ogrodem. Odbywa się tam charakterystyczna «czarna giełda». Rozlegają się nieartykułowane okrzyki zacietrzewionych aferzystów; kłócą się oni, rozpychają i odór szerzą. […] Skonał Krasińskich ogród, kona Saski. «Stan posiadania» Sjonu w Warszawie się powiększa. […]”27.
W „Gazecie” jest również inny tekst na ten sam temat. List od anonimowego czytelnika: „[…] Przechodzę codziennie przez ogród Saski, który obecnie znajduje się całkowicie w arendzie żydowskiej, i obserwuję, jak nacja ta wprost z zawziętością zaśmieca ścieżki i trawniki, byle jak najbardziej obrzydzić ten śliczny zabytek miasta. Przedwczoraj młodzież nasza z inicjatywy S.S.S. oczyściła ogród, dziś śladu tej obywatelskiej pracy nie widać. Odnosi się wrażenie, że jest to po prostu systematyczne drażnienie godności naszego miasta. Czyż władze powołane nie powinny by się postarać o wydanie nakazu ścigania winnych profanowania piękna stolicy. […] To systematyczne zaśmiecanie Polski przez Żydów przybiera coraz szersze rozmiary. Wszędzie się wciskają, w każdą komórkę naszego życia […]. Czy potrafimy się zdobyć na wysiłek samoobrony?”28.
***
Poniedziałek był pochmurny i dżdżysty, przelotne deszcze nawiedzały miasto raz po raz. Zatopionemu w modlitwie „[…] w kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych na Grzybowie, […] Ludwikowi Wenclowi wypadły z kieszeni pieniądze w kwocie 2.000 marek. Podjęła je jakaś pani z młodszą osobą znajdująca się w tym kościele. Pani ta zwróciła się do poszkodowanego z pytaniem – czy nie zgubił pieniędzy. Tenże, nie zdając sobie w pierwszej chwili sprawy z wypadku, zaprzeczył. Tymczasem później spostrzegł, że istotnie powyższa suma wypadła mu z kieszeni, czego nie zauważył. Pan Wencel zwraca się z prośbą do znalazczyni, aby zechciała uwiadomić go, gdzie mógłby odebrać swoją własność. Adres: Chmielna 30”.
Wypadki – z miasta:
Gazetyinformują,że zmarł Adolf Starkman, dziennikarz, literat isatyryk. Starkman, jak donosi „Kurjer Polski”,„padł ofiarą strajku w szpitalach”.
•
„Na placu zabaw ludowych za parkiem praskim spadła z huśtawki 13 letnia Sara Szmidtówna zamieszkała przy ul.Freta 4, ogólnie potłuczoną przewiozło pogotowie do szpitala Przemienienia Pańskiego.”
Ogłoszenia:
„Były ordynator szpitala św. Łazarza przy Pl. Wareckim 1 Dr. Uliński przyjmuje w lecznicy przy Chłodnej 43, specjalność choroby weneryczne i niemoc płciowa.”
•
„Zatwierdzone przez ministerstwo zapisy na kursy dla szoferów przy ul. Nowy Świat 8 już otwarte. Oddzielnie komplety dżentelmeńskie.”
•
„Chłopiec praktykant z dobrej rodziny potrzebny do składu aptecznego przy Marszałkowskiej 4.”
•
„Kupiec rutynowany, samotny, rozporządzający majątkiem miljon marek przystąpi do spółki większego przemysłowego lub handlowego interesu najchętniej z niezależną kobietą.”
•
„Kupuję zęby sztuczne, nawet połamane, płacę za ząb 15–50 marek, Nowy Świat 22.”
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” od rana jątrzy na swoich łamach: „Dowiadujemy się, że pod wpływem wiadomości o formowaniu się gabinetu lewicowego z panem Witosem na czele, znacznie osłabł ruch w nabywaniu Pożyczki państwowej. «Znowu nam jakiś Thugutt za nasze pieniądze będzie milicję partyjną formował», mówi publiczność i zamyka trzosy”29.
Stanisław August Thugutt, kandydat na ministra spraw wewnętrznych, publicysta i były minister spraw wewnętrznych w rządach Ignacego Daszyńskiego i Jędrzeja Moraczewskiego, niedługo wstąpi jako ochotnik do wojska. Jest autorem (m.in.) Krótkiego przewodnika po Warszawie i okolicach z 13 ilustracyami i planem miasta. Zaledwie rok temu w ramach nieudanego zamachu stanu przeprowadzonego przez środowiska prawicowe planowano utopić Thugutta w Wiśle.
***
Dzisiejszego wieczoru dochód za bilety ze wszystkich stołecznych teatrów przeznaczony jest na Pożyczkę Odrodzenia. Zobaczyć będzie można m.in. Ponad śnieg Żeromskiego w teatrze Reduty i Mieszczanina szlachcicem z Jaraczem w roli pana Jourdaina w Teatrze Polskim.
„Rudomska: «Co to znaczy? Ten huk…» / Irena: «Powódź… […] Ktoś krzyczy… Ach!» / Rudomska: «Cóż tam takiego?» / Irena: «Powódź…» […]”.30
Podczas gdy w Ponad śnieg Żeromskiego, sztuce dziejącej się na Kresach Wschodnich, powódź zalewała wsie, Warszawa zastanawiała się, jak poradzić sobie ze zbliżającą się powodzią bolszewicką. Tekst Żeromskiego, podejmując problem poszukiwania tożsamości przez młode polskie państwo w obliczu zbliżającej się obrony własnych granic, brzmiał niezwykle aktualnie, ale pragnienie autora „ażeby na sztandarze Polski nowej wypisane zostało hasło nie niższe od bolszewickiego, lecz wyższe, świętsze, sprawiedliwsze, mądrzejsze, ponad śnieg bielsze”31 nie dla wszystkich było łatwe do zrozumienia. „Kurjer Polski” już na drugi dzień po premierze wieszczył, że jest to tekst, wokół którego „ścierać się będą zdania i opinie sprzeczne”32. Zarzucano Żeromskiemu, że „skaził dramat broszurowymi akcentami aktualnej polityki” i że „wylazł z niego socjalista”33. Nie podobało się również to, że „w zakończeniu sztuki polska szlachta potępiona przez lud ginie”, twierdzono, że „Żeromski ukrył się w sztuce pod postacią młynarza Joachima”34. „Fakt ten jeszcze bardziej poniża w trzecim akcie symboliczną grupę polską. […] dalekie jest to wszystko, nieskończenie dalekie i biegunowo różne od aryjskiej, czystej i arystokratycznej duszy polskiej!”35 – grzmiała „Gazeta Warszawska”. „Gdy na scenie wojska bolszewickie usiłują przejmować majątek dziedziczki Rudomskiej, ta krzyczy: „«Nigdy Łuży się nie wyrzeknę. To jest moja ziemia. […] Nienawidzę waszej chamskiej rewolucji, waszego proletariatu i rządu żydów!». Ktoś na widowni w zapale zaczyna klaskać. Sam jeden. Wytworni widzowie karcą go milczącym spojrzeniem”36.
Krytyczne zdania dotyczące sztuki wiązały się również ze stroną estetyczną. Władysław Rabski na łamach „Kurjera Warszawskiego” nie przebierał w słowach: „Wielkie pomysły, zepsute przez rozbieżność tonu i wadliwość architektury! Potężne fragmenty w chybionym dziele poety!”37.
Premiera Ponad śnieg, która odbyła się 29 listopada 1919 roku, była jednocześnie pierwszą premierą Reduty, eksperymentalnej sceny studyjnej założonej w salach redutowych Teatru Wielkiego przez Juliusza Osterwę i Mieczysława Limanowskiego. Osterwa, kojarzony powszechnie z metodami teatralnymi Konstantego Stanisławskiego i Niemirowicza-Danczenki, powoływał się wtedy na rodowód krakowski. „Czynniki składające się na powstanie tego polskiego eksperymentalno-studyjnego zespołu są nader złożone: nie można lekceważyć krakowskiej tradycji Koźmiana i Pawlikowskiego, inspiracji ideowych Lekcji XVI 4 kwietnia 1843 Mickiewicza, Krakusa i Promethidiona Norwida, rozważań o utworze scenicznym i aktorze w Estetyce Libelta, studium o Hamlecie Wyspiańskiego, broszury Przybyszewskiego O dramacie i scenie”38 – pisze Marek Białota w tekście „Ponad śnieg bielszym się stanę” Żeromskiego w inscenizacjach Reduty i recepcji krytycznoliterackiej. W dniu premiery „Sale Redutowe zaroiły się najbardziej eleganckim tłumem […]. Najpiękniejsze kobiety, najwykwintniejsi dżentelmeni, najbogatsi finansiści, najbardziej utalentowani artyści, najpoczytniejsi krytycy, najprzystojniejsi wojskowi”39. Sensacją dla ówczesnej Warszawy była scena Reduty umieszczona na tym samym poziomie co pierwsze rzędy krzeseł. Bliskość aktorów, którzy zdawali się nie „grać”, lecz po prostu „być”. W roli dziedziczki Rudomskiej broniącej do ostatka swoich posiadłości i rozstrzelanej na koniec przez oddział bolszewików wystąpiła Wanda Siemaszkowa. Młynarza Joachima, służącego u Rudomskich we dworze i pośredniczącego jednocześnie między ludem a dworem, znakomicie według krytyki zagrał Jan Szymański. Ireną była Wanda Osterwina, a w roli Wincentego wystąpił sam Osterwa. Scenografię przygotował Zbigniew Pronaszko.
Jak przebiegała współpraca Żeromskiego z twórcami Reduty? „Żeromski, wielki wielbiciel Osterwy, wszystkie pociągnięcia reżyserskie przyjmował raczej bez sprzeciwu. Unikał zaplątania się w dyskusje, a jeżeli nawet zrobił jakąś uwagę, wycofywał się z niej pośpiesznie, zasypany lawiną słów Limanowskiego, mówionych donośnym szeptem, co oczywiście przerywało próbę.”40
Mimo niechęci krytyki sztuka odniosła ogromny sukces wśród publiczności, między 1919 a 1924 rokiem zagrano ją 226 razy. „[…] powodzenie sztuki tak cieszyło Żeromskiego, że zaczął ją nazywać serdecznie «sztuczydłem» i nawet machnięciem ręki wyrazi zgodę na korsarskie tłumaczenie czeskie i granie na scenach Czechosłowacji.”41
***
Strajk cały czas trwa. Siłami S.S.S. uruchomiono remizę przy Muranowskiej i piekarnię przy Srebrnej, zorganizowano również kadry przeznaczone do utrzymania porządku na placach publicznych. „Przy pomocy inteligencji” uprzątnięto m.in. Al. Ujazdowskie, pl. Trzech Krzyży, pl. Teatralny, pl. Witkowskiego, ul. Mazowiecką, hale targowe przy Koszykowej i Mirowskie. „[…] I w tym okresie tragedii Polski, gdy grzebano tak obficie bohaterów junaków, co piersią własną bronili ojczyzny przed zalewem bolszewickim – tu kazano całej masie roboczej zapomnieć o Polsce, o jej męce, odgrywać zaś rolę statystów w posępnej komedii chciwości, w rzucaniu się z jakąś sępią, drapieżną zaciekłością na skarb państwa. […] Czy się nie powstydzą robotnicy, ojcowie rodzin, próżnujący już trzeci tydzień, gdy na wątłe barki dzieci i młodzieży zdali swe obowiązki, za co teraz jeszcze żądają zapłaty?”42
Do kasy S.S.S. przy Czackiego wpływają ofiary wspomagające organizację: Towarzystwo Przemysłowo Handlowe braci Nobel w Polsce przekazało 30 000 marek, członkowie polskiego Towarzystwa Łowieckiego – 4000 mk, apteka Ludwik Spiess i syn – 5000 mk, Towarzystwo dla handlu i żeglugi – 15 000 mk, Arpad Chowańczak – 1000 mk.
Arpad Chowańczak, warszawski król futer, ofiarodawca 1000 mk na S.S.S., zbliża się już do sześćdziesiątki. Naprawdę nazywa się Andrzej, imię Arpad przyjął z szacunku dla swych węgierskich przodków. Urodził się i wychował na Podhalu, najprawdopodobniej w Głodówce Orawskiej na Słowacji, gdzie, jak lubił opowiadać, jego rodzina pomagała zbójować Janosikowi. Do Warszawy przyjechał w 1886 roku, zapisał się do cechu szewców i dorabiał, szyjąc warszawiakom buty. Fachu kuśnierskiego nauczył się u mistrza Karola Schneidera. Zmysł do interesów sprawił, że szybko dorobił się własnej wypożyczalni futer, w świetnym punkcie, przy Krakowskim Przedmieściu 17 – wykupił od hrabiego Potockiego jedno skrzydło pałacu (dziś tam mieszczą się zabudowania Ministerstwa Kultury). Około 1900 roku w upadłej fabryce Cartonage na Mokotowie założył małą firmę futrzarską, która z czasem stała się sławną w Polsce i Europie fabryką futer A. Chowańczak & Synowie, eksportującą futra do Chin, Kanady, USA i Wielkiej Brytanii. Chowańczak ma sklepy również w Lublinie i Łodzi. W 1917 roku część firmy przekształcił w spółkę akcyjną „Futro” i wielu warszawiaków wykupiło wówczas udziały w tym przedsiębiorstwie. Stałą klientką sklepu jest Pola Negri. Rozkochany w artystce syn Arpada Władek podarował jej w prezencie etolę z białych lisów. Słynną willę na Mokotowie Arpad Chowańczak wybuduje dopiero pod koniec lat 20., podczas II wojny ukrywać w niej będzie żydowskie rodziny swoich pracowników i udostępniać pokoje na komplety tajnego nauczania. W 1942 roku popiersie Chowańczaka wyrzeźbi Alfons Karny (rzeźba znajduje się dziś w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu). „Historia rodziny Chowańczaków jest opowieścią wyjętą z przykładów amerykańskich zawrotnych karier, włożoną w doświadczenia Polski XX wieku. Płynie z niej przykład pracowitości i przedsiębiorczości, ale również patriotyzmu – nie tylko deklarowanego, ale rzeczywistej zdolności poświęcenia dla ojczyzny i ryzykowania życia w obronie współobywateli. Jest rzeczą pożądaną, aby warszawski przedsiębiorca z Orawy otrzymał godne upamiętnienie, zarówno w stolicy, jak również na skalistej ziemi swoich przodków”43 – czytamy na stronie www.orawa.pl.
***
Od pewnego czasu na łamach prasy mnożą się narzekania na Ministerstwo Kultury i Sztuki. Poprzedni minister kultury w rządzie Ignacego Paderewskiego, Zenon Przesmycki – „Miriam”, nie spełniał pokładanych w nim nadziei. „Przesmycki zasiadł na fotelu ministerialnym otoczony aureolą sławy najwykwintniejszego umysłu, największego estety, wielkiego krytyka, ale również z opinią megalomana i ociężałego nieroba”44 – notował w swoich wspomnieniach Przy sztalugach i przy biurku Jan Skotnicki. Do faktów „niebotycznie śmiesznych” zalicza „Robotnik” fakt ofiarowania przez pana Przesmyckiego arcybiskupowi Teodorowiczowi nagrody za krasomówstwo. Dziś z kolei dziennik donosi o zatargu Ksawerego Dunikowskiego z ministerstwem. Rzeźbiarz, chcąc ofiarować w depozycie swoje prace, zastrzegł, że muszą być dostępne dla publiczności. Żadnego wynagrodzenia dla siebie nie żądał, lecz umowa wstępna sporządzona „przez jakiegoś ministerjalnego mandaryna” postawiła warunek, aby artysta „własnym kosztem i staraniem dostarczył rzeźby na miejsce wskazane przez ministerium”45. Nie dość na tym – w umowie domagano się, aby artysta, jeżeli będzie chciał zbiory swoje wycofać, będzie musiał ponieść koszta połączone ze zwrotem. „Narzucając tak dzikie warunki, ministerstwo jednocześnie zastrzegło sobie prawo korzystania z tych rzeźb w celach dochodowych.” Jak informuje „Robotnik”, Dunikowski oczywiście na umowę nie przystał i ofiarował rzeźby Wawelowi.
Ta sytuacja jest zresztą symptomatyczna dla wszystkich późniejszych niefortunnych relacji wybitnego twórcy z instytucjami kultury. W latach 1925–1929 Dunikowski wyrzeźbi na zamówienie komitetu odbudowy Zamku Królewskiego na Wawelu cykl Głów Wawelskich. Do umieszczenia rzeźb na Wawelu ostatecznie nie dojdzie. Komitet zdecyduje o przywróceniu historycznego kształtu budowli i wycofa się z zamówienia. Z kolei na przełomie lat 1948/1949 artysta postanowi obdarować Ludowe Wojsko Polskie swoimi dziełami (będzie to 151 rzeźb, 20 obrazów i 25 rysunków). W zamian Ministerstwo Kultury i Sztuki zobowiąże się oddać artyście warszawską Królikarnię na pracownię, mieszkanie i muzeum jego prac. Odbudowa zniszczonej w czasie wojny Królikarni trwać będzie jednak tak długo, że ekspozycja dzieł artysty zostanie otwarta dopiero w pierwszą rocznicę jego śmierci.
***
Na ulicach nerwowo. Warto przytoczyć scenkę, którą uwiecznił „Robotnik”, zabawnie zrelacjonowaną, choć jednocześnie ponurą i symptomatyczną nie tylko dla warszawskiej ulicy, ale dla całej areny państwowej: „Często się zdarza, że przechodnie przy nieumiejętnem wymijaniu się na ulicy, albo stają na jednem miejscu, albo zaczynają nawzajem sobie urągać… Tak się też stało, gdy na ulicy Leszno niejaki pan Stanisław Lipfeld spotkał się z nadchodzącym z przeciwnej strony księdzem, pastorem zboru ewangelicko-reformowanego, Stefanem Skierskim. Obaj panowie, kręcąc się na jednem miejscu, nie przepuszczali się wzajemnie, nareszcie pan Skierski, straciwszy cierpliwość, krzyknął: «Odejdźże parszywy Żydzie!», a ten ostatni w odpowiedzi na to uderzył Skierskiego w plecy. Sprawa oparła się o sąd pokoju w 3 okręgu m. Warszawy, gdzie rozprawy gorące odbywały się pod przewodnictwem sędziego Rosenzweiga. Oskarżony tłumaczył się, że zajście wywołał pastor, który choć miał dość miejsca, nie chciał z drogi ustąpić i wreszcie swojem lekceważeniem i pogardliwem odezwaniem się burdę wywołał. Sąd skazał Lipfelda na miesiąc aresztu policyjnego”46.
***
Witos zrzeka się tworzenia gabinetu. Wieczorem udaje się do Belwederu, aby oznajmić o tym Naczelnikowi Państwa. Zostawia pismo: „Podjęte przeze mnie starania o utworzenie rządu, wobec niemożności uzgodnienia stanowisk, zajętych przez niektóre kluby sejmowe, nie doprowadziły do pomyślnego wyniku. Wobec tego zmuszony jestem zrzec się misji utworzenia nowego rządu, powierzonej mi pismem Pana Naczelnika Państwa z dnia 20.06 rb”47.
Rozsypuje się blok lewicowy.
Ofiary:
Na inwalidów: „Wobec żądania przez dorożkarza 100 marek za kurs na kolejkę wilanowską, obowiązując się nie korzystać przez miesiąc z dorożek, J. Nałęcz składa 100 marek.”
•
„Kurjer Warszawski” apeluje o składki na rzecz 117-letniego starca, weterana powstania styczniowego Michała Szurmińskiego i jego w podeszłym wieku córki, obojgu żyjących w biedzie. Anons głosi, że Szurminski był ordynansem jenerała Sowińskiego.
Wypadki – z miasta:
„Na przechodzącego ulicą Czerniakowską 10 letniego Mariana Kostrzewę, zamieszkałego przy ulicy Czerniakowskiej 148, napadło kilku zbójów, którzy zadając mu nożem ciosy w głowę i w twarz, zabrali poranionemu chłopcu buciki i zbiegli. Poszwankowanego chłopca pogotowie odwiozło do szpitala przy ulicy Kopernika.”
•
„Wczoraj samochód wojskowy u zbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, najechał na naczelnego redaktora naszego pisma („Kurjer Warszawski” – jr), który uległ ogólnemu potłuczeniu. Na prośby szofera, któremu groziła wysoka kara, poszkodowany zgodził się darować mu winę pod warunkiem, iż winowajca zakupi za tysiąc marek polską pożyczkę państwową, na co szofer oczywiście z radością się zgodził.”
•
„Dziś w nocy dokonano znacznej kradzieży w mieszkaniu znanego kapitalisty p.A. Łupem rzezimieszków stały się dwa miliony marek w gotówce oraz świadectwo zakupu polskiej pożyczki państwowej za sumę jednego miliona marek. Poszkodowany za pośrednictwem naszem prosi sprawców kradzieży o zatrzymanie zagrabionej gotówki pod warunkiem odesłania pożyczki państwowej.”
•
„Wczoraj w lokalu Klubu sportowego stały bywalec pan B. w wyniku sprzeczki z panem C. wydobył rewolwer i położył trupem na miejscu swego rozmówcę, po czem sam oddał się w ręce policji. Jak ustalono pan B. działał w uniesieniu, wywołanem przez nieprzychylne odzywanie się pana C. o polskiej pożyczce państwowej.”
•
„Za parkiem praskim, w pobliżu mostu kolejowego rzucił się pod pociąg kolejki Jabłonno-Wawerskiej w zamiarze samobójczym 46 letni Franciszek Mierzejewski, robotnik, zamieszkały przy ul.Wójtowskiej 1, którego ogólnie potłuczonego przewieziono do szpitala Przemienienia Pańskiego.”
Ogłoszenia:
„Okazyjnie do sprzedania dacha damska źrebakowa na królewskich bieliskach, lis biały, futro męskie na nutriach bronzowych. Nowy Świat 21, m 13.”
•
„Były żołnierz armji jenerała Hallera, lat 18, demobilizowany, Polak urodzony we Francji, z czteroklasowem wykształceniem, dobrego wychowania, poszukuje jakiejkolwiek posady, najchętniej na wsi.”
•
„Kasjerka inteligentna, pożądany francuski, potrzebna. Skład papieru Mary Mill, Marszałkowska 104.”
•
„Do kupienia kareta w doskonałym stanie, na nowych kołach gumowych. Krakowskie Przedmieście nr 30 – 18.”
•
„Foksterierki szczenięta sprzedam. Czysta 8 m 14. Tamże kołnierz skunksowy.”
•
„Płyty gramofonowe zgrane, połamane po najwyższych cenach kupuje T-wo „Syrena Rekord”, Chmielna 66.”
•
„Do sprzedania samochód „Fiat” torpedo, nowy typ. Oglądać Wilcza 58.”
•
„Dom na Marszałkowskiej sprzedam 2.200 000. Szkolna 1–17.”
•
„Potrzebny chłopiec do windy. Wiadomość: Sienkiewicza 2, portier.”
•
„Koń młody, silny do sprzedania. Marszałkowska 40.”
•
„Lód w blokach od 10 funtów wyrabiany z wody filtrowanej jest do sprzedania w hali na placu Mirowskim.”
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” piórem znanego nam już publicysty ukrywającego się pod pseudonimem „Oko” wzywa Radę Miejską do liczenia statystycznego ludności żydowskiej: „[…] dziwię się niezmiernie, że Rada stołeczna dotąd nie zajęła się sprawą nadmiernego rozrostu ludności żydowskiej w stolicy. […] co robi wydział statystyczny Magistratu m. st. Warszawy? Dlaczego nie ogłasza periodycznie tych danych? Dlaczego nie dzwoni na alarm w stosownej chwili? Czyżby ten wydział był tak postępowy, że jemu wszystko jedno z jakiej ludności składać się będzie Warszawa? […] Żydzi okropnie się gniewają, mruczą i plują, gdy ktoś ich liczy […]. Dla nas to jednak rzecz konieczna. Bo pewnego pięknego poranka ujrzeć możemy, że ten procent wzrasta u nas w sposób iście – lichwiarski”48 (za dwa dni, 25 czerwca, postanowieniem Komisarza Rządu na Warszawę Fr. Anusza „Gazeta” otrzyma zakaz ukazywania się, ale zacznie omijać prawo i wychodzić pod zmienionymi nazwami, na przykład „Nowiny Poranne” czy „Dwugroszówka”).
***
Na murach miasta pojawiają się odezwy do strajkujących podpisane przez żołnierzy z frontu: „[…] Kto się oddaje rozpaczy, kto dzisiaj ciska kamienie pod nogi walczącym? […] Kto narzeka? […] Zastanowienia ludzie. Więc jak to? Dzisiaj płacz i rozpacz, bo funt mięsa kosztuje tyle marek, albo że monopolka z dniem każdym drożeje. A wczoraj? Czy pamiętacie X pawilon? Czy pamiętacie rzeź na placu Teatralnym? […] Czy pamiętacie? Myśmy nie płakali wtedy, nie narzekali, nie skarżyli się. Dziś kiedy chleba brak lub marek w kieszeni brakuje – płacz, narzekanie, strajki i bunty. U granic Polski stoi wróg. Słyszycie? Murem zwartych piersi stoimy przeciw niemu. Ostrzem bagnetów grodzimy drogę do Polski. Nie przejdzie, nie puścimy. Wzywamy was wszystkich, którym nie płaci rząd sowiecki za zdradę Polski. Wzywamy was wszystkich, których otumanili agitatorzy wysłannicy Trockiego i Lenina. Wzywamy was w imię krwi, którą na froncie przelewamy. Do pracy. Zostawcie front naszej opiece i nie trwóżcie się o bezpieczeństwo. Wzywamy was do pracy, stańcie. Niechaj nie braknie nikogo przy jego warsztacie. […] Precz ze strajkami, precz z partyjnemi kłótniami. Niech żyje Polska i jej naczelnik Piłsudski!”49. Podpis pod odezwą: Organizacja żołnierska, sekcja frontu.
Czy strajkujący czytają te odezwy, nie wiadomo, pewne natomiast, że wieczorem organizują wiec zwołany na placu Teatralnym, wiec, który zostanie brutalnie rozpędzony przez policję. Relacjonuje „Robotnik”: „[…] zjawił się pluton uzbrojony w karabiny, z osadzonemi bagnetami i począł nacierać na zupełnie spokojny tłum, bijąc kolbami i kłując bagnetami. Towarzysz Jaworowski z okna Ratusza zobaczywszy co się dzieje, natychmiast interweniował u komendanta policji, który też wydał rozkaz przerwania masakry. Ale uczniowie szkoły podkomisarzy nie usłuchali rozkazu i w dalszym ciągu napadali na bezbronnych robotników. Wtedy tow. Jaworowski wybiegł na plac i osobiście powstrzymał rozjuszonych policjantów. […] zostali ranni: Stefan Ostrowski, robotnik z magazynów ziemniaczanych, raniony bagnetem z tyłu w plecy i w lewe przedramię, Józef Patek (rany kłute bagnetem w pierś i w lewe przedramię), Józef Drożdż, tramwajarz, rany kłute pleców, Ciszewski pchnięty bagnetem, Wardyński ciężko ranny, leży w szpitalu św. Rocha”50.
***
Dziś wianki poprzedzające noc świętojańską. Po Wiśle kursuje udekorowany świątecznie stateczek „Łokietek” pod egidą Polskiego Białego Krzyża. Na pokładzie smaczny, tani bufet, muzyka wojskowa, loteria amerykańska, chór handlowców, ognie sztuczne i kwiaty. Bilety wstępu można kupić przy przystani obok mostu Kierbedzia. Podczas uroczystości wianków na Powiślu „od godziny 9 i pół wieczór wyświetlane będą filmy kinematograficzne tyczące się okrętów polskich”51.
Nie dla wszystkich uczestników letnia noc zakończy się szczęśliwie. 20-letnia Marja Kosiarkówna (zameldowana przy ul. Młynarskiej nr 23) ugodzona rakietą fajerwerkową w głowę, zostanie przewieziona do szpitala św. Rocha. A na płynącą po Wiśle krypę należącą do Teodora Kosakowskiego spadną sztuczne ognie wypuszczone z pobliskiego statku, jeden z uczestników odniesie poparzenia.
***
W kinie Stylowy (Marszałkowska 112) dziś „pożegnanie z tytułem”. Widzowie po raz ostatni mogą obejrzeć obraz włoskiej wytwórni Gladjator pod tytułem On zabił jej duszę – dramat towarzyski w 6 aktach ze słynną z piękności i talentu polską artystką Heleną Makowską w roli głównej. „Rzecz dzieje się w Rzymie w pałacu książąt Savelli”. Pierwszy seans o g. 5 po południu, ostatni wieczorem o g. 9.45. Grać będzie orkiestra symfoniczna pod dyrekcją Stefana Miszczaka.
Wiosną 1920 roku Helena Makowska ma na koncie udział w 38 filmach produkcji włoskiej. „Była niemalże etatową odtwórczynią w adaptacjach prozy Gabriela d’Annunzio, została okrzyknięta «Słowiańską Wenus», prasa zachwycała się jej wrodzoną elegancją i urodą. Uznano ją za najbardziej fotogeniczną aktorkę na świecie.”52Helena Makowska, z domu Woyniewiczówna (siostra architekta Witolda Woyniewicza), zapomniana dziś gwiazda niemego kina, zagrała w ponad 60 europejskich filmach. Urodziła się w 1893 roku w majątku Szmakówka w pobliżu Krzywego Rogu i dopiero w 1903 roku przeniosła się z rodziną do Warszawy, zamieszkali przy ul. Hożej 45. Woyniewiczówna kształciła się w nauce śpiewu i gry na fortepianie, a jednocześnie kończyła Kursy Handlowe Józefy Siemigradzkiej. W 1905 roku podczas strajku szkół przeciwko nauczaniu rosyjskiemu poznała swojego przyszłego męża, wykładowcę Wyższej Szkoły Handlowej Juliana Makowskiego, twórcę kodeksu dyplomatycznego. Makowski przyjaźnił się z Aleksandrem Hertzem, słynnym potentatem filmowym (właścicielem m.in. kina Sfinks, które znajdowało się nieopodal Stylowego na Marszałkowskiej), to właśnie przez Hertza Helena poznała Giovanniego Vitrottiego, reżysera i kamerzystę włoskiego studia filmowego Ambrosio Film w Turynie, i dzięki tej znajomości wyjechała w 1911 roku do Mediolanu, gdzie studiowała w konserwatorium muzycznym w klasie sopranu i wystąpiła nawet w kilku operach, jednak bez sukcesu. Dopiero role w Romanticismo w reżyserii Carla Campogallianiego (1915 r.) i w Hamlecie (1917 r.) w reżyserii Eleuteria Rodolfiego zostały zauważone i pozytywnie ocenione. Aktorka poza granicami kraju angażowała się w działalność patriotyczną, w 1917 roku wzięła udział w akcjach Komitetu Pro Polonia w Turynie działającego na rzecz polskich jeńców wojennych przebywających we Włoszech. Z chwilą przyjścia Mussoliniego do władzy, kiedy artyści obcego pochodzenia musieli opuścić kraj, Makowska wyjechała do Niemiec – mekki ówczesnej kinematografii. Współpracowała tam m.in. z Maxem Reinhardem i ze studiem filmowym Josefa Ermolieffa, które prowadziło tajną działalność wspierającą uchodźców z sowieckiej Rosji. W 1925 roku wróci do Warszawy. Będzie partnerką Igo Syma w filmach Kochanka Szamoty i Czerwony błazen w reżyserii Henryka Szaro – filmy te uważa się dziś za zaginione. „[…] Występowała też w teatrach i kabaretach. […] W działalność polityczną wprowadził Makowską jej brat, […] związany z sanacją i ruchem wyzwoleńczym krajów zagarniętych przez Rosję po 1917. Współpracował z Januszem Radziwiłłem – zwierzchnikiem wywiadu wojskowego przy rządzie Piłsudskiego. […] w 1927 roku Makowska zaaranżowała spotkanie następcy tronu włoskiego księcia Umberta z adiutantem marszałka Piłsudskiego – Bolesławem I.F. Wieniawą-Długoszowskim. W wyniku osiągniętego porozumienia powstała w Rzymie agencja uprawiająca propagandę antysowiecką.”53 To zaledwie początek działalności Makowskiej na niwie kryptopolitycznej, jej kariera i wpływy mogłyby stanowić kanwę wziętego scenariusza, tymczasem mało kto pamięta o warszawiance, która zmarła w Rzymie w latach 60. ubiegłego wieku.
Kino Stylowy, gdzie u progu wakacji roku 1920 wyświetlany jest obraz z Makowską, przetrwa do lat 50., poważnie uszkodzone podczas powstania warszawskiego będzie siedzibą Kwatery 8 kompanii „Collegium C” batalionu „Kiliński”, gdzie kwaterować będzie m.in. łączniczka Alina Janowska, przyszła aktorka. W następnym dziesięcioleciu w miejscu kina powstanie dom towarowy Sawa.
***
„Klaksony, saksofony, / Syreny, trąby, dzwony, / Misteria reklam, / Wrzeszczący ekran […]” – śpiewać będzie Hanka Ordonówna w piosence Melodia Warszawy do słów Juliana Tuwima.
Dla Warszawy kino jest jak narkotyk (pierwszy użyje tego porównania Antoni Słonimski w 1923 roku, kiedy będą strajkowały kinematografy). W 1919 roku tygodnik „Mucha” wydrukował następującą anegdotę: „Pani Paskarska do służącej: – Marysiu, pobiegnij i dowiedz się, co znaczy ten ogromny słup dymu nad placem Teatralnym. – Pali się teatr Rozmaitości – raportuje Marysia po powrocie z wywiadów. Na to pani Paskarska z ulgą: – A mnie tak strasznie serce biło… już myślałam, że się pali jaki kinematograf”54. Film nie jest istotny, nie musi być ambitny, ważne jest samo wyjście do kinematografu. Znamienne, że nawet Maria Dąbrowska w Dzienniku w roku 1920 nie notuje tytułu filmu, na którym była: „Ostatniej niedzieli byłam popołudniu u Kocurów i z nimi na jakimś okropnie głupim kinematografie”55. Nie przywiązuje się nadmiernej wagi do tak zwanego przekazu ani do akcji, zamiast „film” często mówi się „obraz”.
Kino zrównuje wszystkie warstwy społeczne, trafnie ujął to Tytus Czyżewski, porównując pod tym względem kinematografy do kościołów: „[…] wyszły szczury ze zlewów / wyszły panny z kościołów / wyszły mniszki z klasztorów / zjechały auta ze dworów / do kinematografów – kościołów”56. Uwielbia kino Piłsudski, ale „broń Boże nie dramaty i płaksiwe tragedie”, słabość do X muzy ma również Witkacy, choć niechętnie się do tego przyznaje – często zdarza mu się oglądać kreskówki Disneya.
Myśląc o inteligencji, Karol Irzykowski w Dziesiątej muzie napisze, że „współczesny Europejczyk używa kina, ale się go wstydzi”57. I będzie miał rację – Kornel Makuszyński na przykład jest zdania, ze rozsądni ludzie powinni traktować film jak kochankę, którą się uwielbia, ale z którą się nie afiszuje. „Przed wojną obecność w kinematografie profesora lub ministra budziła jeszcze niedowierzanie. Jak pisała Maria Kuncewiczowa: w filmie roi się przecież od nonsensu, to repertuar, który na pozór może się podobać jedynie „służącym z prowincji, pomocnikom dozorców i uczniom drugiej klasy”58. Mimo to wieczorem wejścia do kinoteatrów Warszawy „kipią od nerwowych tłumów”. Warto przytoczyć jeszcze jeden wiersz Tytusa Czyżewskiego, Sensacja w kinie, który znakomicie ilustruje atmosferę mniejszych i większych sal kinowych: „Kino Palace: mord w Bombaju / aju aju aju aju / morze auto cztery drzewa / ktoś na portjera się gniewa / Ola Fons na nerwach gra mi / Jak tu strasznie czuć śledziami / Pchła ugryzła Helę w łydkę / Jakie on ma zęby brzydkie / Ktoś nade mną stanął stoi / Czy Pan Boga się nie boi / Na miły Bóg niech Pan siada / Mia May z okna wypada / Ona pewnie się zabije / już nie żyje już nie żyje / czterej niosą ją lokaje / nic jej nie jest wstaje wstaje / żyje żyje żyje żyje / co za sensacyjne chryje / Pauza pauza niosą ciasta / Niech pan zbytnio się nie szasta / Panie niech mnie pan nie gniecie / Bo jeszcze światło się świeci / Dramat tajemnice kryje / Czy on umrze czy ożyje / W loży śmieje się Ko-ko-ta / Film kurz nerwy trochę błota”59.
***
Tuż przed północą kancelaria Naczelnika Państwa wydaje odezwę do sprawozdawców sejmowych na temat nominacji nowego rządu: prezydentem i ministrem skarbu zostaje Władysław Grabski, sprawy wewnętrzne obejmie Józef Kuczyński, sprawy zagraniczne – Eustachy Sapieha, wojskowe – generał Józef Leśniewski, ministerstwo sprawiedliwości poprowadzi Jan Morawski, aprowizacji – Stanisław Śliwiński, kolei żelaznych – Kazimierz Bartel, robót publicznych – profesor Gabriel Narutowicz, rolnictwa – profesor Franciszek Bujak, handlu i przemysłu – Antoni Olszewski, poczty i telegrafu – Ludwik Tołłoczko, oświaty – Tadeusz Łopuszański, a zdrowia publicznego – dr Witold Chodźko. Ministerstwa pracy, kultury i sztuki oraz byłego zaboru pruskiego nie są na razie jeszcze obsadzone.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
J. Lechoń, Dziennik, t. I, PIW, Warszawa 1990. [wróć]
I. Jurgielewiczowa, Byłam, byliśmy, Akapit Press, Łódź 1997. [wróć]
J. Iwaszkiewicz, Książka moich wspomnień, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983. [wróć]
S. Żeromski, Przedwiośnie, Czytelnik, Warszawa 1976. [wróć]
T. Kępiński, Witold Gombrowicz i świat jego młodości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974. [wróć]
„Kurjer Polski” 19.05.1920. [wróć]
Ł. Hornowska, Wspomnienia, Biblioteka Narodowa, Dział Mikrofilmów, Mf. 89750. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 21.06.1920, wyd. poranne. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 20.06.1920. [wróć]
„Robotnik” 21.06.1920. [wróć]
J. Lechoń, Rzeczpospolita Babińska, Towarzystwo Wydawnicze „Ignis”, Warszawa 1922. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 21.06.1920, wyd. wieczorne. [wróć]
„Robotnik” 21.06.1920. [wróć]
J. Lechoń, Rzeczpospolita…, op. cit. [wróć]
B. Temkin-Bermanowa, Dziennik z podziemia, Twój Styl, ŻIH, Warszawa 2000. [wróć]
Bermanowa pisze równocześnie o spotkaniu Oraczewskiego z Felicją Czerniaków, wdową po Adamie Czerniakowie, w sierpniu 1944 roku. Przytacza słowa F.C., według których ksiądz obiecał wówczas odprawić mszę św. za duszę jej męża – Żyda, który zginął śmiercią samobójczą. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 21.06.1920, wyd. wieczorne. [wróć]
E. Kietlińska, Materiały pamiętnikarskie i anegdotyczne z obu wojen światowych i okupacji wraz z próbami literackimi, Biblioteka Jagiellońska, Oddział Rękopisów. [wróć]
Ilustrowany Magazyn Tygodniowy „Świat” 19.06.1920. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 21.06.1920, wyd. wieczorne. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 20.06.1920. [wróć]
„Tygodnik Ilustrowany” 3.07.1920. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 20.06.1920. [wróć]
Jak wyżej [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 21.06.1920. [wróć]
„Mucha” 7.01.1921. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 21.06.1920. [wróć]
Jak wyżej. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 22.06.1920. [wróć]
S. Żeromski, Ponad śnieg bielszym się stanę, w: Pisma zebrane, t. 21, pod red. Z.J. Adamczyka, IBL PAN i UJK w Kielcach, Warszawa 2016. [wróć]
S. Żeromski, Na probostwie w Wyszkowie, w: Pisma Stefana Żeromskiego, wyd. J. Mortkowicza, Warszawa 1930. [wróć]
„Kurjer Polski” 30.11.1919. [wróć]
J. Szczublewski, Pierwsza Reduta Osterwy, PIW, Warszawa 1965. [wróć]
J. Szczublewski, Pierwsza…, op. cit. [wróć]
„Gazeta Warszawska” 18.02.1920. [wróć]
J. Szczublewski, Pierwsza…, op. cit. [wróć]
J. Szczublewski, Pierwsza…, op. cit. [wróć]
M. Białota, „Ponad śnieg bielszym się stanę” Żeromskiego w inscenizacjach Reduty i recepcji krytycznoliterackiej, w: „Prace historycznoliterackie”, VII Rocznik Naukowo–Dydaktyczny, zeszyt 68, Wydawnictwo Naukowe WSP, Kraków 1978. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 5.12.1919. [wróć]
A. Pronaszko, Parę spotkań ze Stefanem Żeromskim 1915-1925, w: tenże, Zapiski scenografa. Wspomnienia – artykuły – listy, oprac. J. Timoszewicz, Wyd. Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1976. [wróć]
J. Szczublewski, Pierwsza…, op. cit. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 23.06.1920, wyd. poranne. [wróć]
Futrzarskie imperium orawskiego „Króla Kuśnierzy”, polskaorawa.pl. [wróć]
J. Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku, PIW, Warszawa 1957. [wróć]
„Robotnik” 22.06.1920. [wróć]
Jak wyżej. [wróć]
„Kurjer Warszawski” 23.06.1920, wyd. poranne. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 23.06.1920. [wróć]
„Nowiny Poranne” [„Gazeta Poranna. 2 Grosze”] 24.06.1920. [wróć]
„Robotnik” 24.06.1920. [wróć]
„Gazeta Poranna. 2 Grosze” 23.06.1920. [wróć]
A. Bala, Zapomniana gwiazda. Wspomnienie o Helenie Makowskiej w 50. rocznicę śmierci, naszswiat.net. [wróć]
A. Bala, Zapomniana gwiazda…, op. cit. [wróć]
„Mucha” nr 46, 14.11.1919. [wróć]
M. Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965, t. 1, PAN, Warszawa 2009. [wróć]
T. Czyżewski, Wiersze i utwory teatralne, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2009. [wróć]
K. Irzykowski, Dziesiąta Muza oraz Pomniejsze pisma filmowe, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982. [wróć]
P. Sitkiewicz, Gorączka filmowa, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2019. [wróć]
T. Czyżewski, Wiersze i utwory teatralne, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2009. [wróć]