Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Świat umarłych to dopiero początek… Umbra – świat, do którego trafiają zbłąkane dusze – nie jest Maxowi obca. Motywowany desperacką potrzebą pomocy starszemu bratu, Max zgłębia najmroczniejsze tajniki świata, do którego wstęp powinni mieć tylko umarli. Dzięki zgromadzonym księgom poznaje sekrety, które już nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Jednak powrót Garou i jego obecność zmieniła prawa, jakie łączą oba światy, czyniąc Maxa niemal bezradnym. Gdy nadzieja wydaje się być stracona, chłopak otrzymuje wiadomość od kogoś, kogo nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek spotkać. Czy ta osoba jest tym, za kogo się podaje? I czy jest ona w stanie pomóc ocalić jego starszego brata? Wyścig o życie Taylora właśnie się rozpoczął, a aby go ocalić, Max będzie musiał sięgnąć tam, gdzie spojrzeć boją się nawet upiory.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 404
Kochanej żonie i córkom
PROLOG
Osamotniony księżyc na czarnym niebie, tej nocy był jedynie wąskim rożkiem jasnego światła. Na opuszczonym starym parkingu, gdzie natura upomniała się już o swoje, obok kęp trawy przebijających się wysoko spod betonu zastygła w bezruchu mysz. Nie wiedziała, że w miejscu, gdzie przystanęła, pod starym kontenerem na śmieci, czaiła się śmierć. Wąż uniósł łeb wyżej, niewidoczny za ścianą mroku. Był gotowy do ataku.
Rozległ się przeraźliwy krzyk mężczyzny, który spłoszył zwierzęta. Wrzask docierał z opuszczonej fabryki, do której niegdyś należał parking. Z nagła zaczął dąć wicher, korony drzew zaszamotały się, piach wzbił się w powietrze. Kolejny pogłos bólu zgrał się z gwizdaniem nieszczelnych, brudnych okien starej budowli. Przeciąg zakołysał pajęczynami, które przysłaniając stare maszyny, połyskiwały w srebrnym świetle księżyca.
Na niższym poziomie opuszczonej budowli słychać było przeraźliwe odgłosy. Przed drzwiami, skąd docierały krzyki, stało kilka osób. Jedynym źródłem światła obejmującym niewielką powierzchnię była stara, brudna lampa na suficie. Nie lubili światła, woleli przebywać w ciemnościach. Skryci w mroku jak węże, bali się choć pisnąć, by nie zostać wciągniętymi w to, co działo się za stalowymi drzwiami. Dwóch wybiegło na górę. Przygarbiona dziewczyna, stojąca najbliżej drzwi, odziana była w schodzony brudny podkoszulek. Dłonie miała ciemne, jakby sine, a na koniuszkach palców wyróżniały się ciemnoczerwone rany. Dwa paznokcie były ściągnięte i sączyła się ropa. Dziewczyna miała szatynowe włosy – potargane i sklejone, częściowo opadały jej na twarz.
Spojrzała na nich zgniłymi oczami i parsknęła, czując zażenowanie tą postawą. Zza drzwi uniósł się krzyk, najgłośniejszy do tej pory, a po nim nie było już nic.
Chowający się w mroku ludzie popatrzyli po sobie pytająco, ale nie mieli zamiaru wychodzić do światła. Dziewczyna złapała za starą, chropowatą klamkę i otworzyła ciężkie drzwi z hukiem. Gdy wchodziła do środka, podmuch powietrza uderzył w nią zapachem krwi i potu. Na końcu pomieszczenia dostrzegła mężczyznę. Zdyszany, opierał się o zachlapany krwią stolik na kółkach. Facet zgarnął za uszy długie, czarne włosy, po czym odłożył na stolik zakrwawione obcęgi. Stojąca na nim zapalona lampka biurowa rzucała na niego żółty blask, dodając sytuacji patosu.
– Czy to już koniec? – spytała dziewczyna niepewnym głosem.
– Koniec? – wymamrotał, łapiąc oddech. – Nie, to nie...
Odwrócił się, a światło lampki rozjaśniło niebieski podkoszulek z żółtymi wstawkami przyklejony do spoconego ciała. Szeroki dekolt i zakasane rękawy ukazywały wytatuowane ciało od nadgarstków aż po szyję, na której wytatuowana była złota korona. Po wąskiej twarzy spływały krople potu skręcając na szerokim, satysfakcjonującym uśmiechu, nie pasującym do wrednego, złego spojrzenia.
Wyciągnął do niej dłoń, w której leżał świeżo wyrwany, zakrwawiony kieł.
– To jest początek – rzekł i splunął. – Zwołaj pozostałych...
Odłożył ząb na stoliku, a dźwięk, jaki temu towarzyszył, poniósł się echem po pustym pokoju.
– Czy młody Garou jest pilnowany? – spytał, ściągając z policzka sklejone włosy.
– Nie spuszczamy z niego wzroku.
– Zatem – zarzucił na siebie czarny płaszcz – możemy zaczynać.
Mówiąc to, uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując brak prawego kła i zakrwawione dziąsło.
ROZDZIAŁ 1
Nowa droga
Księżyc tej nocy, choć samotny, rzucał jasne światło na całe Chicago. Powietrze było ciepłe, lecz nie duszne, co było rajem dla owadów. Max odnosił wrażenie, że jeszcze tylko je ten świat bawi. Po raz kolejny odganiał natarczywe muchy – zaczynały doprowadzać go do szału. Mrok zalewał korytarz starego, opuszczonego od lat hotelu, a owady dostawały się do środka przez powybijane kamieniami przez podchmieloną młodzież okna. Odgłos kroków zagłuszał wyłożony na podłodze materiał. Po wyblakłym kolorze domyślał się, że oryginalnie był czerwony, obszyty złotymi kółkami, które zauważył, świecąc wcześniej latarką.
Zapach wilgoci i porośniętych grzybem ścian wwiercał się nieznośnie w nozdrza Max odnosił wrażenie, że czuł je, nawet gdy oddychał ustami. Zaczynała boleć go od tego głowa. Zauważył, że jak na opuszczony hotel było tu mało pajęczyn. Spojrzał za siebie, na szeroką klatkę schodową z drewnianymi, zdobionymi barierkami. Budynek powstał, gdy windy nie były jeszcze tak popularne, więc hotele przywiązywały dużą wagę do wyglądu ich klatek schodowych. Wąskie korytarze były za to ich przeciwieństwem. Hotel Ceryl wzniesiony był w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartym roku w tamtejszej dzielnicy handlowej, blisko centrum Chicago. Światło księżyca, odbite przez okna, oświetlało twarz Maxa, która po pięciu latach od jego powrotu z Mrocznej Umbry urosła w kształtną szczękę i zyskała lekkiego zarostu. Przez ostatnie pięć lat wyrósł, ale wciąż był niższy od Taylora. Posturą bliżej mu było do mężczyzny niż chłopca, tył i boki głowy wygolone miał niemal do skóry, a krótkie włosy stawiał sobie do góry na paście.
Idąc korytarzem, mijając kolejne drzwi z wyblakłymi śladami po wywieszonych na nich niegdyś numerach, Max wyciągnął telefon i zaczął raz jeszcze czytać artykuł o tym miejscu i jego złej sławie.
Hotel Ceryl w sensie formalnym już nie istniał, gdyż w dwutysięcznym siedemnastym roku nowy właściciel zmienił tę nazwę na Hotel Stay, starając się tym pozbyć jego fatalnego wizerunku. Na nic się to jednak zdało, gdyż dwa lata później rozegrała się tutaj kolejna tragedia. Z nieznanego nikomu powodu hotel ten był chętnie wybierany przez samobójców, seryjnych morderców oraz, jak twierdziło wielu, również i przez opętanych.
– Idealne miejsce dla mnie – powiedział pod nosem Max.
Budynek miał dwanaście pięter i mieścił aż sześćset pokoi. Z racji zniszczeń, jakich dopuścili się bezdomni, narkomani i złodzieje, nie było tabliczek informacyjnych na ścianach, przez co odnalezienie tego, czego szukał Max, zajmowało mu więcej czasu, niż przypuszczał. Budynek, który był postawiony niemal sto lat temu, nie posiadał zorganizowanego rozstawu pokoi. Wokół budynku wybudowano kilka biurowców i apartamentowców, centrum handlowe i parkingi, jednak nawet to nie zapobiegło upadkowi dzielnicy. Dziś wiele ze wzniesionych budowli stoi pustych, inne są do wynajęcia, w kilku koczują biedacy i bezdomni. Nawet w ciągu dnia bywa tu niebezpiecznie, jakby nad całą dzielnicą ciążyła klątwa.
Tymi, którzy odważyli się tutaj niegdyś nocować, byli turyści nieświadomi reputacji hotelu, lub po prostu skuszeni niskimi cenami. Do dziś, jak podaje pewna gazeta, ludzie skarżą się na dziwne cienie czy niepokojące odgłosy. Wielu miało poczucie duszenia się we śnie czy wrażenie bycia obserwowanymi przez kogoś z mroku.
Max dotarł do drugich schodów, gdyż pierwsza klatka schodowa prowadziła tylko do siódmego piętra. Skrolował dalej telefon. Z hotelem wiązało się wiele strasznych historii, między innymi morderstwo niedoszłej aktorki, słynnej „Złotej Elzi”, Elizabeth Long, zabitej w tysiąc dziewięćset trzydziestym siódmym. Po raz ostatni widziano ją właśnie w barze tego hotelu pijącą w samotności i zachowującą się, według zeznań barmanów, dziwnie, jakby mówiła sama do siebie. Wszystkie media o tym pisały, gdyż jak wykazała sekcja zwłok, dziewczynę dręczono, jej ciało rozcięto na pół – morderca okaleczył wcześniej jej twarz i narządy płciowe. Gdy właściciel sądził, że gorzej być nie może, okazało się, że był to dopiero początek równi pochyłej. Emerytowana telefonistka Goldie Osweed, początek sześćdziesiątego czwartego roku, zaatakowana przez nieznanego sprawcę tępym narzędziem.
Rok później w kłótni małżeńskiej mąż wyskoczył z okna i spadł na przechodzącą chodnikiem staruszkę – oboje zginęli na miejscu. Przez te wszystkie lata funkcjonowania hotelu pod różnymi nazwami, takich samobójstw zanotowano aż trzydzieści, tak jakby samo miejsce doprowadzało tych ludzi do szału i wymuszało do sięgnięcia po drastyczne rozwiązanie swoich problemów.
– Oby to było tutaj – rzucił pod nosem z nadzieją.
Wyszedł na ósme piętro i ku swemu zdziwieniu zauważył wiszący na ścianie znak. Podszedł do niego i oświetlił telefonem. Wyciągnął rękę, by zetrzeć brud rękawem kurtki, ale zawahał się i ostatecznie zrobił to dłonią. Tabliczka urwała się i upadła na podłogę, niosąc się echem po opuszczonym budynku. Wsłuchiwał się przez moment, licząc na odpowiedź, lecz nie doczekał się.
– Tak, to to piętro – stwierdził i przetarł brudną ręką spodnie.
Poprawił czarną dżinsową kurtkę ze złotą koroną wyszytą na plecach i podszedł do starej windy, otwartej akurat na tym piętrze. Spojrzał na kamerę w rogu wagonu i stare przyciski, na których numery pięter dawno się wytarły. Winda zabita była drewnem i zdobiona złotymi wstawkami, na wzór klatki schodowej. To tutaj nagrano ostatnią ofiarę, która straciła życie. Po tym wydarzeniu hotel został zamknięty i nikt nie odważył się go kupić.
To wydarzenie było powodem, dla którego Max przyszedł tu tej nocy.
Osiemnastego lutego, trzy lata wcześniej, policja w Chicago opublikowała nagranie z tej windy, które było ostatnim zapisem wizerunku Emmy Lens. Jego treść zszokowała opinię publiczną i od tamtej pory ludzie twierdzili, iż była opętana bądź miała kontakt z duchami. Max stojąc w tej samej windzie co ona, włączył przycisk „play” na telefonie i przyglądał się uważnie nagraniu. Film trwał około trzech minut. Dziewczyna w szarej bluzie weszła do windy zgarbiona i zatopiona w kapturze, ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Na pierwszy rzut oka widać było, że coś jest nie tak. Gwałtownie wciskała nie jeden, lecz wiele przycisków, po czym przywarła do rogu kabiny, jakby ewidentnie się bała. Max stanął w dokładnie tym samym miejscu, naśladując jej zachowanie. Drzwi się zasunęły, a ta patrzyła na nie z dużym napięciem. Chłopak uniósł na moment wzrok, próbując zrozumieć, co zaszło.
Na nagraniu widać było, że winda zatrzymuje się na trzecim piętrze – pierwszym, które wcisnęła. Emma ostrożnie wychyliła głowę na korytarz i rozejrzała się w obie strony, po czym jakby spanikowana szybko wycofała się do środka, wciskając wielokrotnie przycisk zamykania drzwi – te w końcu zasunęły się. Max usłyszał dźwięk dochodzący z klatki schodowej, jakby ktoś przesunął ciężki mebel. Zastopował film. Odgłos docierał z kilku pięter niżej. Wychylił się i popatrywał przez dłuższą chwilę wzdłuż ciemnego korytarza opuszczonego hotelu. Cisza. Przełknął ślinę, nasłuchując jeszcze kilkanaście sekund, po czym wrócił do oglądania. Widział, że dziewczyna na każdym piętrze robiła to samo, jakby przed kimś uciekała. W windzie krążyła od narożnika do narożnika, chowając głowę w kapturze, wyraźnie przestraszona.
Dojechała na ósme piętro, tam gdzie znajdował się teraz Max. Podeszła do progu windy, zerknęła w lewo, a potem w prawo i wtedy wzdrygnęła się, jakby zobaczyła ducha. Na nagraniu widać, jak z kimś rozmawiała, natomiast kamera z korytarza pokazywała, że dziewczyna jest sama. Wyszła z windy jak nieśmiałe dziecko, po czym szybko wróciła do środka. Następnie wyszła ponownie i zaraz zniknęła z pola widzenia obu kamer. Max zauważył jeszcze jedną dziwną rzecz, mianowicie drzwi do windy pozostały ciągle otwarte, jakby system się zawiesił albo coś je trzymało.
Chłopak wyszedł na środek korytarza, próbując coś dostrzec, lecz ciemność była nieprzenikniona i nie był w stanie przyuważyć czegokolwiek. Wrócił do filmu. Emma pojawiła się w zasięgu kamery, a właściwie tylko jej ręka i noga. Można było wywnioskować, że dziewczyna z kimś rozmawiała, po czym wbiegła do windy, trzymając się za głowę, a następnie znów wróciła na korytarz. Jej ruchy stały się się gwałtowne, nerwowe, jakby siłą wciskała niewidzialne przyciski. Nagle poczyniła krok do windy, ale zatrzymała się w połowie kroku. Widać było teraz dokładnie, jak poruszała ustami, ale kamera nie zarejestrowała jej rozmówcy.
Max odwrócił role i stanął w miejscu, gdzie powinna stać niewidzialna postać. Na nagraniu było coś, co przykuło uwagę chłopaka. Palce dziewczyny. Stały się rozczapierzone, gdy rozmowa zaczynała przeradzać się w kłótnię, po czym sprawiała wrażenie, jakby chciała kogoś podrapać. Piksele na nagraniu wskazywały, jakby jej palce nienaturalnie się wydłużyły.
Max zdębiał.
Przysunął telefon do twarzy, by się lepiej przyjrzeć. Wtedy się zasłoniła i niemal upadła. Widać było, że krzyczy. Drzwi do windy się zamknęły i ponownie otworzyły, następnie kilkakrotnie na powrót zamknęły i otworzyły. Emmy jednak nie było już widać. Kamera w korytarzu skierowana była na przeciwległą do kabiny ścianę.
Max usłyszał skrzypienie drzwi na końcu korytarza. Przełknął nerwowo ślinę i poczuł lodowate dreszcze. Wychylając się, ujrzał otwarte już drzwi, choć mógłby przysiąc, że jeszcze minutę temu wszystkie były zamknięte. To był pokój, w którym nocowała Emma, pamiętał po mapce budynku. Schował telefon do kieszeni, poprawił kurtkę z koroną na plecach, którą podarował mu starszy brat, i poszedł wolno wzdłuż korytarza. Spojrzał za siebie dla pewności. Zatrzymał się przed uchylonymi drzwiami, wziął wdech i pchnął je delikatnie. Te otworzyły się z drażniącym uszy skrzypnięciem. Wszedł do pokoju, a w wilgotnym, ciepłym powietrzu poczuł swąd czegoś przypalonego, jakby świeżo zgaszonej świecy. Pokój nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym – pościelone starannie łóżko, biurko oraz komoda z telewizorem, wszystko pokryte ciężkim kurzem. Gęstą atmosferę dawno niewietrzonego pokoju złamało chłodne powietrze, które pojawiło się nagle, a w ślad za nim wystąpiła gęsia skórka.
Czuł obecność kogoś jeszcze. Od tego momentu jego ruchy były ostrożne i wyważone. Zajął swoją pozycję na środku pokoju i usiadł na brudnym dywanie.
– Emmo, wiem, że tutaj jesteś – zaczął cicho i spokojnie. – Wiem również, że jesteś świadoma mojej obecności.
W rogu pokoju na zakurzonej szafie pojawiła się odbita dłoń dziewczyny, a z łazienki dotarł do niego odgłos kapiącej wody z kranu. Max wypuścił wolno powietrze, luzując napięcie. Wiedział, że ciało dziewczyny odnaleziono trzy dni po tym, jak kamera windy nagrała ją po raz ostatni. Pływało w zbiorniku wodnym na dachu hotelu, drzwi na ostatnim piętrze były zabezpieczone, a wejście do zbiornika jest ciężkie i wąskie. Do dziś tajemnicą pozostało to, jak zdołała się tam dostać w pojedynkę, bez drabiny i kluczy na dach. Faktem jednak było, iż przez trzy dni goście hotelowi myli się i pili wodę, w której pływały rozkładające się zwłoki Emmy i gdy to wyszło na jaw, to był koniec tego hotelu.
– Przyszedłem tutaj, ponieważ mam dla ciebie propozycję – ciągnął i czuł, jak się do niego zbliża, a bijąca od niej złość była niemal namacalna. – Mogę podarować ci odpoczynek od tej męki i błądzenia pomiędzy ścianami tego miejsca. Ale ma to swoją cenę.
Była blisko. Czuł w płucach chłód. Piekło go przy każdym wdechu. Kątem oka w brudnym lustrze zauważył postać przemoczonej dziewczyny, z której skraplała się woda. Jej ciało było w stanie rozkładu. Płaty skóry odklejały się od reszty sinego ciała.
Patrzyła na niego z pochyloną głową.
– Zrobię to wszystko – ciągnął – jeżeli wpuścisz mnie do Umbry...
Gdy to powiedział, dziewczyna spojrzała na lustro, tam złapali kontakt wzrokowy. Tafla pękła nagle, a ona uniosła głowę wyżej, rozszerzając oczy w strachu, po czym zniknęła.
Chłód ustąpił. Jego miejsce zajęło ciepło letniej nocy i duszne powietrze.
– Czekaj!
Max wstał i zaczął się rozglądać. Wtedy usłyszał odgłos dochodzący z korytarza. Wybiegł z pokoju, podążając za głuchymi dźwiękami. Zbiegł po klatce schodowej dwa piętra niżej, uderzając głośno butami o stare drewniane schody. Zatrzymał się przed kolejnym pokojem, skąd docierały dźwięki. Wziął do ręki latarkę i wbiegł do środka.
Smród śmietnika uderzył w niego z impetem. W pokoju znalazł trzech bezdomnych, którzy zerwali się na jego widok i przestraszeni zasłonili głowy rękami. Zrujnowany pokój z kilkoma brudnymi materacami i całym dorobkiem bezdomnych, którzy zrobili sobie tu swoją melinę. Max zgasił latarkę, by nie razić ich po oczach i spuścił wzrok, zrezygnowany, wiedząc, że kolejny raz mu się nie powiodło.
Wyciągnął wodę i rzucił do jednego z bezdomnych, po czym zamknął za sobą drzwi, wychodząc.